Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co w duszy gra, co w brzuchu burczy - Wiersze i satyry Marcina Wolskiego to autorski wybór utworów zaangażowanych politycznie. Jeden ze współczesnych mistrzów satyry i twórców polskiej kultury nie boi się niezależności myślenia. Przenikliwość, zdolność obserwacji, niezwykły zmysł satyryczny, lekkość dowcipu, ostry osąd rzeczywistości, ukazywanie tego, co wielkie i nieprzemijające, szacunek dla Polski – to cechy charakterystyczne twórczości Marcina Wolskiego.
„Chyba jestem niezłą ilustracją powiedzenia, że «poetą się bywa». Napisałem bardzo niewiele wierszy czy tekstów piosenek, które mogą za wiersze uchodzić, zabierałem głos w chwilach szczególnych, kiedy nie sposób było wyrazić swych emocji prozą.
Obecnie, zbierając efekty tych rzadkich porywów i dodając do nich kilkanaście utworów satyrycznych, których nie zdołałem zawrzeć w opublikowanych tomach Kabaret Nadredaktora i Trzecia Najśmieszniejsza, spełniam postulaty moich czytelników, spotykanych na wieczorach autorskich, pytających właśnie o moją twórczość rymowaną.
Parę z tych «wierszy od serca» zdobyło spory rozgłos – z ich powodu posypały się na mnie gromy ze strony polityków i «autorytetów». Krążyły przepisywane w wersjach rękopiśmiennych, dziesiątki mniej lub bardziej profesjonalnych muzyków komponowało do nich melodie, słowem – o czym marzy każdy twórca – zbłądziły pod strzechy” – pisze autor we wstępie.
Marcin Wolski – pisarz, dziennikarz i satyryk. Ukończył historię na Uniwersytecie Warszawskim. Otrzymał wiele nagród za teksty satyryczne. Jest stałym felietonistą "Gazety Polskiej", "Dziennika Polskiego", "Nowego Państwa" i "Rzeczy Wspólnych", wiceprezesem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i członkiem Stowarzyszenia Wolnego Słowa. Pracował w Programie III Polskiego Radia w latach 1969-1982 i ponownie od 2010 roku, obecnie w Trójce po północy prowadzi program "Nasz Ulubiony Ciag Dalszy". Podczas stanu wojennego zwolniony z pracy z zakazem zatrudnienia w mediach. Twórca opozycyjnego kabaretu objazdowego.
W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Marcina Wolskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, 20 maja 2009 r. otrzymał z rąk ministra kultury i dziedzictwa narodowego Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 59
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marcin Wolski
Co w duszy gra, co w brzuchu burczy
Redaktor techniczny:
Ewa Czyżowska
Łamanie:
Edycja
© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2011
© Copyright by Marcin Wolski
ISBN 978-83-7595-353-4
ISBN wersji cyfrowej 978-83-7595-571-2
Wydawnictwo M
ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków
tel. 12-431-25-50; fax 12-431-25-75
e-mail: [email protected]
www.mwydawnictwo.pl
www.ksiegarniakatolicka.pl
Chyba jestem niezłą ilustracją powiedzenia, że „poetą się bywa”. Napisałem bardzo niewiele wierszy czy tekstów piosenek, które mogą za wiersze uchodzić, zabierałem głos w chwilach szczególnych, kiedy nie sposób było wyrazić swych emocji prozą.
Obecnie, zbierając efekty tych rzadkich porywów, z których część znalazła się w tomach Kabaret Nadredaktora i Trzecia Najśmieszniejsza, i dodając do nich kilkanaście utworów satyrycznych powstałych później – być może kiedyś znajdą się w książce pod tytułem „Byle nie gorzej” – spełniam postulaty licznych czytelników, spotykanych na wieczorach autorskich, pytających właśnie o moją twórczość rymowaną.
Parę z tych wierszy zdobyło spory rozgłos – z ich powodu posypały się na mnie gromy ze strony polityków i „autorytetów”. Krążyły przepisywane w wersjach rękopiśmiennych, dziesiątki mniej lub bardziej profesjonalnych muzyków komponowało do nich melodie, słowem – o czym marzy każdy twórca – zbłądziły pod strzechy.
Mediom
„Prawdę” mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
dzisiaj lekko pobledli i trochę stropieni,
jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!
Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych,
waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co,
dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny,
wasze żarty i kpiny, wylewane przez szkło.
Bo pamięta poeta, zapamięta też naród
wasze jady sączone, bez ustanku dzień w dzień,
bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru...
Karlejecie, pętaki, rośnie zaś Jego cień!
Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy,
Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem
jedzie kondukt żałobny, taki skromny, choć krwawy,
a kraj czuje – prezydent znowu jest w swoim mieście.
Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej,
nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą,
na kolana, cynicy, sypcie popiół na głowę!
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!
(11 kwietnia 2010 r.)
Z tomu Kabaret Nadredaktora
Braciom Czechom
Rozwijajcie się w marszu, wojska,
polną drogą, płaczem wyszytą,
za Karpaty wysłała dziś Polska
narodowe sumienie z wizytą.
Za Karpaty, gdzie wkrótce też dzieci
z tornistrami rozpoczną rok szkolny,
patrzcie, dzieci, widzicie, to leci
biały orzeł, jak każe sokolnik.
Patrzcie, dzieci, widzicie, to czołgi,
może wjeżdża dziś na nich Quisling,
są znad Szprewy, Dunaju i Wołgi,
ale czemu są także znad Wisły?
Dzisiaj cnota sprzedana bez targu,
czy historia nas za to ukarze?...
Obudź wreszcie się, kraju, z letargu,
aby sierpień przypomniał marzec!
(1968)
Wyprzedźmy swoją epokę
Nad nami niebo głębokie,
przed nami bruki jak pieśni,
wyprzedźmy naszą epokę,
może będziemy współcześni.
Pomkniemy szybciej niż myśli,
których tak dawno nie było,
może coś wreszcie się przyśni,
może wydarzy się miłość.
I wśród zielonej kniei,
w oszołomieniu zabawnym,
będziemy bliżej nadziei,
będziemy dalej od prawdy.
Niejedną zmażemy plamę,
stracimy niejednych łaski,
gdy nasze twarze nieznane
znów nakleimy na maski.
Więc naprzód z ziemi obrotem,
przyszłość nas musi pomieścić,
wyprzedźmy naszą epokę,
może będziemy współcześni!
(grudzień 1970)
Nad brzegową płaską linią
dzieci z piasku lepią twierdze,
blanki, baszty, kruchy mur,
drżą proporce z mewich piór –
sny dziecinne, sny dziecinne, o potędze. O potędze!
Morze zalewa fosy,
burzy piaskowe mosty,
nie chcą dostrzegać dorośli,
że dzieci również dorosły.
Pozwólcie dzieciom próbować
i bawić się, póki są czyste,
w małego technika, w małego socjologa,
w małego ekonomistę.
Na stoliczkach, późnym zmierzchem,
kiedy księżyc tonie w stawie,
rosną małe domki z kart,
papierowy śmieszny świat –
sny dziecinne o naprawie.
Wiatr konstrukcje roznosi,
burzy karciane wioski,
nie chcą dostrzegać dorośli,
że dzieci również dorosły.
Że nad wiek wyrośnięci
mają dosyć idylli,
gdy braknie im kawalerki,
mogą zażądać Bastylii.
Pozwólcie dzieciom próbować,
nim zagrają z rozmysłem
w małego cynika, w małego demagoga,
w małego anarchistę.
(1971)
muz. Krzysztof Knittel
Pokolenia „Kolumbów”, „zetempowców”, „tubylców” –
bardzo modne i trafne terminy,
lecz jak nazwać nas, młodszych,
w ciągu trzech lat dorosłych,
od tej wiosny przedwczesnej do zimy?
Jaki termin wykuwać naprędce
dla tych łebków, co wrażeń niesyte –
„pokolenie czapki studenckiej”
czy „zimowych nausznic z tłumikiem”?
Bardziej cyniczni niż otwarci,
zawsze bez zbytku dobrych chęci,
wciąż ideowo niezbyt zwarci,
wciąż wychowawczo nieobjęci.
Produkt zniechęceń czy owacji,
nadmiaru czy też braku myśli?
Może czciciele kontestacji
lub konformizmu maturzyści?
Jak by ich dorwać? – myśl uparta
błądzi w gazetach myślą krętą,
oj, przydałby się tu mistrz Karhan,
a może raczej Makarenko...
Niezależnie, co z nami się stanie,
czy znów czwórki rozciągną się drogą,
ta nabyta świadomość zostanie,
co nie daje spać pedagogom!
(1971)
muz. Jacek Kleyff
Popatrz, słońce się kolebie na niebie,
wiesz co – wymyślę Ciebie.
Nim księżyc w morze upadnie,
wymyślę Cię bardzo ładnie.
Tylko o jedno boję się –
czy aby Ty wymyślisz mnie?
Masz wszystko pożyczone,
od lasu oczy zielone,
usta księżyc Ci sprzedał,
a cała jesteś z nieba.
Tak uzbierana starannie
pożycz mnie, zyskasz na mnie.
Tak jest najlepiej chyba,
na górze słońce jak ryba
obgryza szczyty topól
i chlapie się w potoku.
A nam jałowce baldachimem,
posłaniem wrzos,
wiatr naszym grajkiem.
A w swoich włosach masz igliwie,
a w ustach niezapominajkę.
A gdyby czegoś było brak,
to na dodatek jestem ja.
Lecz kiedy już się wymyśliło
słowa gorące niczym piach,
szept w sobie słyszę:
grozi miłość,
przed dalszym wymyślaniem strach.
A potem nic, twarz się rozmywa,
umyka, kontur niewyraźny,
zostaje tylko mgiełka siwa –
prysnęła taśma wyobraźni.
Pomysłów więcej nie przybyło,
bo zaraz dalej
grozi miłość!
(1972)
muz. Karol Olszewski
Tyrani? Im zostawmy małość,
grzech pychy, zbrodni, ignorancji...
Idzie przez świat wyrozumiałość,
cioteczna siostra tolerancji...
A zieleń pod jej stopy klęka,
a szron w jej tchnieniu się rozpuszcza,
spokój jest słodki jak jej ręka,
uśmiech tak ciepły jak jej usta...
Czy jest tak słaba, jak ją winią,
czy drażni ludzi jej biel śnieżna...?
Ktoś woła: Przez nią sprawy giną!
Ktoś inny: Przez nią zło zwycięża!
– Kompromis z wrogiem?! – groźną falą,
okrzyk ją goni opętańczy...
Idzie przez świat wyrozumiałość,
cioteczna siostra tolerancji...
A za nią dążyć chce wrażliwość,
współczucie, troska i rozsądek...
A przeciw niej spojrzenie krzywe,
fanatyzm, demagogia, wrzątek...
A przeciw niej się stosy palą
i struny rwie żałobny grajek...
Idzie przez świat wyrozumiałość...
Co chwila staje!
(1972)
muz. Jacek Kleyff
Nie pieśni ku czci śmiałych,
nie strofek o miłości,
nauczmy się, kochani,
„pieśni milczącej większości”,
co rozbrzmiewała na placach,
gdzie krzyżowano proroków,
pieśni pięknej jak praca,
świętej jak święty spokój,
pieśni, która ma canto
oraz refren z milczenia,
pieśni, która jest prawdą,
co bardzo rzadko się zmienia.
Ktoś się wyrwał, sfałszował i zamilkł,
uwertury zmieciony brawami,
hej, uwaga, najmilsi, dwa, trzy:
„Cała sala milczy dziś z nami!”.
Milczenie wspiera imperia,
bardziej twórczo niż pean,
milczenie – czy będzie wierne,
gdy przyjdą czasy mówienia?
Tak łatwo trafia do władcy
afirmatywną ciszą,
wszak powtarzają dworacy,
że w ciszy tej aplauz słyszą.
Czujesz melodię, jej powiew,
sprzeciw w płucach ci dyszy?
Uczcij ten szlagier pokoleń
własną minutą ciszy.
A kiedy głos nieznajomy
zawoła: „Twoje sumienie?!” –
Ty, muzykalny i skromny,
twórczo włącz się w milczenie.
(1973)
muz. Henryk Alber