Ciemna rzeka. Komisarz Erlendur Sveinsson. Tom 9 - Arnaldur Indridason - ebook + książka

Ciemna rzeka. Komisarz Erlendur Sveinsson. Tom 9 ebook

Arnaldur Indridason

4,4
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Każdy ma mroczne sekrety. Niektórzy ukrywają je lepiej od innych.

Młody mężczyzna zostaje znaleziony martwy w kałuży krwi we własnym mieszkaniu. Brak śladów włamania. Ofiara jest ubrana w kobiecą koszulkę, zaś na stoliku obok leży fiolka po rohypnolu, inaczej nazywanym pigułką gwałtu. Sprawa trafia do detektyw Elinborg, która w toku śledztwa odkrywa, że zamordowany mógł być seryjnym gwałcicielem. Czy zdolna policjantka zdoła odkryć sekrety tajemniczego życia ofiary i rozwiązać zagadkę brutalnego morderstwa mimo bardzo nikłych poszlak?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 331

Oceny
4,4 (22 oceny)
11
10
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Myrká

Copyright © by Arnaldur Indriðason

Copyright for Polish translation © by Jacek Godek

Copyright for Polish edition © by Grupa Wydawnicza Foksal, 2017

Copyright for this edition © by Virtualo, 2022

Przekład: Jacek Godek

Redaktor serii: Filip Modrzejewski

Redakcja: Jan Koźbiel

Skład i łamanie: Typo – Marek Ugorowski

Projekt okładki: Tomasz Biernat / To Się Wyda

Skład wersji elektronicznej:

Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.

Michał Latusek / Michał Latusek / konwersja.net

Tomasz Biernat / To Się Wyda

Wydanie II

Warszawa 2022

ISBN 9788327275837

Książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Wszelkie udostępnianie osobom trzecim, upowszechnianie i upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Virtualo Sp. z o.o.

ul. Marszałkowska 104/122

00-017 Warszawa

www.virtualo.pl

Chcesz wydać książkę lub audiobook? Wejdź na virtualo.eu lub napisz do nas na adres [email protected]

1

Włożył czarne dżinsy, białą koszulę i wygodną marynarkę, wzuł eleganckie buty, kupione trzy lata wcześniej, i pomyślał o barze w centrum miasta, o którym wspomniała jedna z dziewczyn.

Zrobił sobie dwa mocne drinki i wypił, siedząc przed telewizorem. Nie chciał wyruszać do miasta zbyt wcześnie, bo gdyby musiał długo siedzieć w lokalu, ktoś mógłby go zapamiętać. Wolał tego uniknąć. Najważniejsze to pozostać niezauważonym, wtopić się w tłum, upodobnić do innych gości. Mało prawdopodobne, ale gdyby ktoś go później pytał, to cały wieczór spędził w domu przed telewizorem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nikt nie będzie pamiętał, że go gdziekolwiek widział.

Dopił drinka i wyszedł. Mieszkał niedaleko centrum, więc tego jesiennego wieczoru poszedł na piechotę. Miasto pełne już było spragnionych weekendowej rozrywki. Przed najmodniejszymi lokalami zaczęły ustawiać się kolejki. Oczekujący przekonywali bramkarzy, by ich wpuścili. Na ulice wylewała się muzyka z pubów. Zapach jedzenia z restauracji mieszał się z wonią alkoholu z barów. Jedni klienci byli bardziej pijani, inni mniej. Drażnili go.

Na wejście nie czekał długo. Lokal nie należał do najmodniejszych, ale tego wieczoru i tu było tłoczno. To dobrze. Już po drodze zaczął rozglądać się za dziewczynami albo młodymi kobietami, najlepiej takimi niewiele po trzydziestce i nie całkiem trzeźwymi. Dobrze, żeby były podpite, ale nie pijane.

Starał się nie rzucać w oczy. Kolejny raz dyskretnie dotknął kieszeni marynarki, by upewnić się, że to zabrał. Po drodze też kilka razy klepał się po kieszeni – pomyślał nawet, czy nie jest jednym z tych dotkniętych jakimś natręctwem, które każe im sprawdzać kilkanaście razy, czy zamknęli drzwi, czy zabrali ze sobą klucze, czy na pewno wyłączyli ekspres do kawy, piekarnik. Miał lekką obsesję na tym punkcie, czytał kiedyś na ten temat w jakimś kolorowym czasopiśmie. W tym samym numerze znalazł materiał na temat innej obsesji, którą był dotknięty: ze dwadzieścia razy dziennie mył ręce.

Większość osób siedziała przy dużym piwie, tak więc i on poprosił o jedno. Barman w zasadzie go nie zauważył, a on pilnował się, by zapłacić gotówką. Łatwo mu było wtopić się w tłum. Gośćmi, w przeważającej liczbie, byli jego rówieśnicy, spędzający wieczór z przyjaciółmi lub kolegami z pracy. Jazgot panował straszny, zwłaszcza że goście usiłowali przekrzyczeć wyjący rap. Spokojnie rozejrzał się wokół i zauważył kilka grupek dziewczyn i kobiet w towarzystwie panów, ale samotnej nie widział ani jednej. Nie skończył nawet piwa i wyszedł.

Dopiero w trzecim lokalu zobaczył znajomą. Mogła mieć około trzydziestki. Siedziała przy stoliku w części dla palących, gdzie ludzi było wielu, ale ona z nikim nie rozmawiała. Przez tę chwilę, kiedy ją obserwował z dystansu, sączyła margeritę i wypaliła dwa papierosy. Choć było tak pełno, że goście wylewali się drzwiami, nikt, kto się do niej zwrócił, najwyraźniej jej nie towarzyszył. Dwóch facetów usiłowało do niej zagadać, ale ona potrząsnęła głową i sobie poszli. Trzeci stał nad nią i wyglądało na to, że się nie odczepi.

Miała ciemne włosy, ładną twarz, była lekko puszysta, ubrana w spódnicę i koszulkę z krótkim rękawem, ramiona okryła ładnym szalem. Na koszulce widniał napis „San Francisco”, a literę F wieńczył kwiatek.

Kiedy udało jej się uwolnić od tego trzeciego faceta, odczekał chwilę, by doszła do siebie, po czym podszedł.

– Byłaś tam? – zapytał.

Ciemnowłosa podniosła wzrok.

– W San Francisco – dodał, wskazując na koszulkę.

Spojrzała na piersi.

– A, o to ci chodzi.

– Cudowne miasto – powiedział. – Powinnaś tam kiedyś pojechać.

Spojrzała na niego, jakby nie wiedziała, czy go spławić, tak jak poprzednich. Ale po chwili jakby sobie przypomniała, że już go gdzieś widziała.

– Tam tyle się dzieje – ciągnął. – We Frisco. Jest co oglądać.

Uśmiechnęła się.

– Ty tutaj? – spytała.

– Tak. Fajnie cię widzieć. Jesteś sama?

– Ja? Tak.

– A co z Frisco? Koniecznie musisz tam pojechać.

– Wiem, ja…

Słowa utonęły w gwarze. Pogładził się po kieszeni marynarki i nachylił w stronę dziewczyny.

– Tylko że lot jest dość drogi. Ale wiesz… byłem tam raz. Naprawdę cudowne miasto.

Celowo używał pewnych słów. Patrząc na niego, zadzierała głowę do góry, a on wyobrażał sobie, że dziewczyna zna niewielu facetów, którzy używają przy niej takich słów jak „cudowne”.

– Wiem. Byłam tam.

– Mogę się przysiąść?

Zawahała się przez moment, po czym zrobiła mu miejsce obok siebie.

Nikt specjalnie się nimi nie przejmował, nikt się nawet nie obejrzał, kiedy nieco ponad godzinę później wyszli razem. Poszli do niego mało uczęszczanymi uliczkami. Wtedy już tabletka zaczęła działać. Wcześniej postawił jej drugą margeritę. Kiedy szedł z baru z trzecią, dyskretnie sięgnął do kieszeni, wyjął tabletkę i wrzucił do kieliszka. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie, wiedział, że kobieta nie sprawi mu kłopotów.

Dwa dni później policja otrzymała zawiadomienie. Odebrała je Elinborg i wezwała zespół. Kiedy dotarła na miejsce, drogówka zdążyła już zamknąć ulice w dzielnicy Thingholt, technicy podjeżdżali pod dom. Zauważyła wysiadającego z samochodu przedstawiciela lekarza okręgowego. Zrazu do mieszkania wpuszczono jedynie techników śledczych, żeby zamrozili miejsce zbrodni, jak nazywali zabezpieczenie śladów pracownicy wydziału.

Oczekując na sygnał od techników do wejścia na miejsce zbrodni, Elinborg zajęła się tym, co w takiej sytuacji konieczne. Dziennikarze i reporterzy zjechali licznie, więc starała się mieć ich na oku. Wobec policjantów pilnujących wejścia zachowywali się nachalnie, niektórzy wręcz po chamsku. Parę osób znała z telewizji, i przepytywacza, który niedawno awansował na reportera, i dziennikarza od publicystyki politycznej. Nie miała pojęcia, co on robi wśród tych sępów. Zaczynała pracę w policji jako jedna z nielicznych wtedy kobiet, dziennikarze byli o wiele kulturalniejsi i nie tak liczni. Zawsze wolała tych z gazet – nie gorączkowali się tak, zachowywali się spokojniej, nie byli obcesowi i nie panoszyli się, tak jak ci z kamerami na ramionach. Niektórzy z nich potrafili nawet pisać.

Sąsiedzi wyglądali przez okna lub stali w drzwiach ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, dygocąc w jesiennym chłodzie. Widać było, że nie mają najmniejszego pojęcia, co się stało. Policjanci już zaczęli ich przesłuchiwać na okoliczność zdarzeń na ulicy, czegoś nietypowego w okolicy, czy zauważyli coś podejrzanego, czy bywali w tamtym domu.

Swego czasu Elinborg wynajmowała mieszkanie w tej dzielnicy. Zanim Thingholt stało się modne. Dobrze się czuła wśród tych wrośniętych w tradycję domów, wznoszących się na wzgórzach w sąsiedztwie centrum. Domy opowiadały historię budownictwa ubiegłego stulecia, jedne budowane były dla najuboższych, inne jako wille deweloperów. Tu klasa robotnicza zawsze mieszkała z klasą wyższą w zgodzie i pokoju, dopóki dzielnica nie zaczęła przyciągać młodych ludzi, niegodzących się na ciągłą rozbudowę miasta w stronę gór, takich, którzy woleli uwić sobie gniazdko w pobliżu centrum. Artyści i inne kolorowe ptaki wprowadzali się do domów, a nowobogaccy kupowali pałace dawnych krezusów. Mieszkańcy chlubili się kodem pocztowym dzielnicy. 101 Reykjavik.

Szef techników wychynął zza węgła domu i kiwnął na Elinborg. Poprosił, by zachowała ostrożność, i przypomniał, żeby niczego nie dotykała.

– Nie wygląda to zbyt apetycznie – powiedział.

– Tak?

– Trochę jak w rzeźni.

Do mieszkania prowadziły drzwi w tylnej części ogrodu, niewidoczne od strony ulicy. Mieściło się w suterenie i wchodziło się do niego prosto z ułożonego z płyt chodnika, prowadzącego w głąb ogrodu. Pierwsze, co Elinborg zauważyła po wejściu do mieszkania, to leżące na podłodze w salonie zwłoki młodego mężczyzny ze spodniami spuszczonymi na pięty, ubranego jedynie w koszulkę z krótkim rękawem i z napisem „San Francisco”. Literę F wieńczył nieduży kwiatek.

2

W drodze do domu Elinborg zajechała do hipermarketu. Zazwyczaj sporo czasu poświęcała na zakupy i unikała tanich sklepów, bo nie było w nich specjalnego wyboru, a jakość towaru pozostawiała wiele do życzenia. Ale teraz jej się spieszyło. Obaj synowie dzwonili do niej z pytaniem, czy na pewno będzie kolacja, tak jak obiecała, a ona potwierdziła: będzie, choć nieco spóźniona. Starała się codziennie przygotowywać wspólny posiłek, żeby usiąść całą rodziną przy stole, spędzić razem choćby kwadrans, nawet jeśli dzieciaki skupiają się wyłącznie na jedzeniu. Wiedziała, że kiedy nie gotuje, chłopcy kupują sobie śmieciowe żarcie za te niewielkie pieniądze, jakie zarobili latem, albo namawiają do tego ojca. Jej mąż Teddi, mechanik samochodowy, był oczywiście kompletnym ignorantem, jeśli chodzi o gotowanie; potrafił zrobić owsiankę, usmażyć jajka, ale nic poza tym. Za to chętnie sprzątał po kolacji i pomagał w utrzymaniu domu. Elinborg rozglądała się za czymś, co w miarę szybko da się przyrządzić; wzięła mieloną rybę, paczkę ryżu, cebulę, jeszcze parę niezbędnych w domu rzeczy i po dziesięciu minutach siedziała już w aucie.

Godzinę później usiedli przy stole w kuchni. Starszy chłopak kręcił nosem na rybne klopsy. Zauważył, że poprzedniego dnia też była ryba na kolację. Cebuli nie jadał, więc skrupulatnie odsuwał ją na brzeg talerza. Młodszy syn bardziej przypominał Teddiego – jadł wszystko, co mu podano. Theodora, najmłodsze z dzieci, zadzwoniła wcześniej i spytała, czy może zjeść u koleżanki. Razem odrabiały lekcje.

– Mamy tylko ten sos sojowy? – spytał starszy syn. Na imię miał Valthor i właśnie zaczął naukę w szkole średniej. Od początku wiedział, kim chce zostać, po gimnazjum wybrał handlówkę. Eliborg była przekonana, że ma dziewczynę, chociaż z niczym się nie zdradzał; zresztą, nigdy o sobie nie mówił. Matka jednak nie musiała przeprowadzać specjalnego śledztwa, żeby zorientować się, że coś jest na rzeczy. Kiedy niedawno wkładała jego dżinsy do pralki, z kieszeni wypadła prezerwatywa. O nic nie pytała, tak się toczy życie; była nawet zadowolona, że syn zachowuje się rozsądnie. Nie udało jej się zdobyć jego zaufania. Ich związek bywał chłodny, chłopak zawsze był bardzo niezależny, czasem nawet bezczelny. Tej jego cechy nie tolerowała; nie miała pojęcia, skąd się u niego wzięła. Teddi lepiej sobie z nim radził. Może dlatego, że obaj interesowali się samochodami.

– Tak. – Elinborg westchnęła, nalewając sobie białego wina do kieliszka. – Nie chciało mi się robić sosu.

Spojrzała na syna, zastanawiając się, czy wspomnieć o swoim odkryciu, ale uznała, że jest zbyt zmęczona, by wdawać się z nim w sprzeczkę. Podejrzewała, że nie będzie zadowolony z tego, co zrobiła.

– Mówiłaś, że dzisiaj będzie wołowina – przypomniał jej chłopak.

– Co to za zwłoki znaleźliście? – zapytał młodszy. Na imię miał Aron. Oglądał wiadomości w telewizji i widział matkę kręcącą się wokół jednego z domów w dzielnicy Thingholt.

– Mężczyzna około trzydziestki – odpowiedziała Elinborg.

– Zamordowany? – zapytał starszy.

– Tak.

– Bo w wiadomościach jeszcze nie wiedzieli, czy to było morderstwo – powiedział Aron. – Tylko że podejrzewacie morderstwo.

– On został zamordowany.

– Co to za człowiek? – zainteresował się Teddi.

– Nikt, kogo byśmy znali.

– A jak został zamordowany? – spytał Valthor.

Elinborg spojrzała na niego.

– Wiesz, że nie powinieneś o to pytać – zauważyła.

Valthor wzruszył ramionami.

– To przez narkotyki? – dociekał Teddi. – Został zamor…

– Przestańcie o tym mówić, dobrze? – poprosiła Elinborg. – Nic jeszcze nie wiemy.

Wiedzieli, że nie powinni ciągnąć jej za język, bo rozmowę na temat swojej pracy uważała za coś niestosownego. Mężczyźni w rodzinie zawsze przejawiali wielkie zainteresowanie pracą policji i jak tylko zwietrzyli, że Elinborg zajmuje się czymś ciekawym, nie potrafili się powstrzymać i wypytywali o postępy w sprawie, nie skąpiąc własnych sugestii. Ale jeśli śledztwo się przeciągało, tracili zainteresowanie i znów odzyskiwała spokój.

Oglądali dużo seriali policyjnych w telewizji, a kiedy chłopcy byli młodsi, bardzo im się podobało, że matka pracuje w policji śledczej jak bohaterowie tamtych seriali. Ale potem zorientowali się, że nie wszystko, co im opowiada, zgadza się z tym, co znają z telewizji. Serialowi policjanci wyglądali i poruszali się jak modele, zawsze wiedzieli, co powiedzieć, kiedy mieli do czynienia z podejrzanymi typami, błyskawicznie rozwiązywali najbardziej skomplikowane sprawy, a między ekscytującymi zdarzeniami i pościgami samochodowymi cytowali wielką literaturę światową. W każdym odcinku ktoś popełniał straszliwą zbrodnię, a nawet dwie, trzy albo i cztery, a sprawca zawsze w końcu wpadał i dostawał za swoje.

Chłopcy wiedzieli, że Elinborg haruje ciężko po to tylko, żeby wyciągnąć marne grosze, jak sama mówiła. Podobno nigdy nie brała udziału w pościgu samochodowym. Nie miała pistoletu, nie mówiąc o automatycznym karabinku; zresztą islandzka policja nie nosi broni. Przestępcami bywali zazwyczaj jacyś nieszczęśnicy, łachudry, jak ich nazywał Sigurdur Oli, w większości dobrze znani policji już wcześniej. Włamania, kradzieże samochodów – to były największe przestępstwa. Napaści. Wydział narkotyków zajmował się dilerami, ale na biurko Elinborg trafiały też dość regularnie sprawy dotyczące gwałtów. Morderstwa rzadko się zdarzały, choć pod tym względem bywało różnie; jednego roku nie popełniano ani jednego morderstwa, w innych latach mogły się trafić i cztery. W ostatnich latach policja zaobserwowała niepokojący trend: przestępstwa stawały się coraz lepiej zorganizowane, bandyci coraz częściej dysponowali bronią i byli coraz bardziej bezwzględni.

Zazwyczaj Elinborg wracała wieczorami wykończona – przygotowywała kolację, a potem zajmowała się przepisami kulinarnymi, bo gotowanie było jej autentycznym hobby, albo kładła się na kanapie i zasypiała przed telewizorem.

Chłopcy odrywali czasem wzrok od ekranu i spoglądali na drzemiącą matkę, ale nie odczuwali fascynacji islandzką policjantką.

Córka Elinborg była zupełnie inna niż bracia. Wcześnie okazało się, że Theodora jest wyjątkowo inteligentna; z tego powodu miała pewne kłopoty w szkole. Elinborg nie zgadzała się, żeby przenieść ją o klasę wyżej, bo chciała, by się rozwijała razem ze swoimi rówieśnikami, ale program nauczania zupełnie się dla niej nie nadawał. Dziewczyna stale musiała się czymś zajmować – trenowała piłkę ręczną, uczyła się gry na pianinie, działała w skautach. Nie lubiła oglądać telewizji i niespecjalnie interesowały ją filmy czy gry komputerowe. Była za to molem książkowym i czytała, kiedy tylko mogła. Gdy była młodsza, Elinborg i Teddi nie mogli nadążyć z wypożyczaniem dla niej książek z biblioteki, a skoro tylko osiągnęła odpowiedni wiek, sama zaczęła się tym zajmować. Skończyła ledwie jedenaście lat, a już któregoś dnia próbowała wytłumaczyć matce, o co chodzi w Historii czasu.

Zdarzało się, że Elinborg plotkowała z Teddim na temat swoich kolegów z pracy, kiedy sądziła, że dzieciaki już śpią. One wiedziały, że jeden z kolegów matki ma na imię Erlendur; był dla nich niezłą zagadką, bo czasem odnosiły wrażenie, że Elinborg nie chce z nim pracować, a czasem, że nie może się bez niego obejść. Wiele razy słyszały, jak ich matka się dziwi, że tak marny ojciec i humorzasty samotnik może być świetnym śledczym. Podziwiała jego pracę, choć on sam często działał jej na nerwy. Inny, o którym Elinborg czasem Teddiemu wspominała, miał na imię Sigurdur Oli i z tego co udało się dzieciakom zrozumieć, był niezłym dziwakiem. Matka często wzdychała, kiedy rozmowa zeszła na jego temat.

Elinborg już zasypiała, kiedy usłyszała trzask w przedpokoju. Wszyscy się już położyli, poza najstarszym synem, który wciąż siedział przed komputerem. Nie miała pojęcia, czy przygotowuje się do zajęć szkolnych, czy siedzi na czacie lub bloguje. Wiedziała, że nie położy się spać wcześniej niż nad ranem. Valthor funkcjonował według własnego zegara biologicznego, kładł się spać późno, a spał do oporu. Jeśli oczywiście mógł. Martwiło to Elinborg, wiele razy próbowała przemówić mu do rozsądku, ale był uparty i robił, co chciał.

Cały wieczór rozmyślała o mężczyźnie z Thingholt. Miejsce znalezienia zwłok wyglądało tak, że nawet gdyby chciała, nie mogłaby opisać tego chłopcom. Mężczyzna miał poderżnięte gardło, a plamy krwi znajdowały się na fotelach i stolikach w salonie. Lekarz sądowy miał dopiero złożyć swój raport. Policjanci byli zdania, że sprawca musiał wcześniej to zaplanować, musiał przyjść z zamiarem zabicia tego człowieka i zrobił to perfekcyjnie. Nie było żadnych oznak walki. Samo cięcie zostało wykonane pewną ręką w poprzek szyi, dokładnie w takim miejscu, by ofiara się wykrwawiła. Na skórze znajdowały się także mniejsze ślady po ostrzu noża, tak jakby trzymano go przez jakiś czas przy szyi ofiary. Napaść najprawdopodobniej zupełnie zaskoczyła ofiarę. Drzwi do mieszkania nie zostały wyważone, co mogło oznaczać, że lokator sam wpuścił mordercę do domu. Nie można też było wykluczyć, że ktoś przyszedł z późniejszą ofiarą do domu lub był jej gościem i nagle zaatakował gospodarza. Niczego chyba nie skradziono, a nawet nie ruszano. Mało prawdopodobne, by to włamywacz zaatakował gospodarza, ale nie można było całkiem wykluczyć, że gospodarz wrócił i zaskoczył złodziei na swoją zgubę.

Denat całkiem się wykrwawił, krew zastygła w wielkiej kałuży na podłodze. Świadczyło to o tym, że jego serce biło jeszcze przez jakiś czas po napaści.

Elinborg nie potrafiła sobie wyobrazić, by mogła smażyć krwisty stek, mając w pamięci ten widok. Nawet gdyby starszy syn miał marudzić.

3

Mężczyzna z Thingholt miał na imię Runolfur i zdążył przeżyć około trzydziestu lat. Nigdy nie miał do czynienia z policją, nie był notowany. Pracował w firmie telekomunikacyjnej, do Reykjaviku przeprowadził się ponad dziesięć lat wcześniej; mieszkał sam, ale miał matkę, która utrzymywała, że syn rzadko się z nią kontaktował. Mieszkała na prowincji. Wysłano do niej do domu policjanta i pastora, żeby poinformowali ją o śmierci syna. Okazało się, że ojciec denata zginął w wypadku kilka lat wcześniej. Jego samochód zderzył się z ciężarówką na wyżynie Holtavörduheidi. Runolfur był jedynakiem.

Właściciel mieszkania miał o nim dobre zdanie. Płacił na czas, lubił porządek, z mieszkania nigdy nie dochodziły hałasy, co rano wychodził do pracy. W zasadzie brakowało mu słów, by opisać zalety lokatora.

– Ta krew – powiedział, patrząc z przerażeniem na Elinborg. – Muszę zamówić jakąś ekipę do sprzątania. Ciekawe, czy będę musiał wymienić podłogę. Kto robi coś takiego? Będzie kłopot z wynajęciem.

– Nie słyszał pan nic z mieszkania? – zapytała, ucinając jego rozważania.

– Nigdy nic nie słyszałem – odparł grubas z tygodniowym zarostem, łysy, z opadającymi ramionami i krótkimi rękami. Mieszkał samotnie nad Runolfurem i twierdził, że od kiedy pamięta, odnajmuje mieszkanie na dole. Runolfur wynajmował je od jakichś dwóch lat.

To właściciel znalazł ciało i zawiadomił policję. Zaszedł do Runolfura z pocztą, którą omyłkowo jemu wrzucono przez drzwi. Kiedy przechodził przed oknem salonu, zauważył bose stopy w kałuży krwi. Uznał, że najmądrzej będzie zadzwonić od razu na policję.

– Był pan w domu w sobotę wieczorem? – spytała Elinborg, wyobrażając sobie właściciela zaglądającego do mieszkania. Nie było łatwo coś zobaczyć, bo okna szczelnie zasłonięto i była tylko malutka szczelina między zasłonami.

Szybkie oględziny wykazały, że morderstwo zostało popełnione w sobotni wieczór lub w nocy z soboty na niedzielę. Wyglądało na to, że raczej ktoś przebywał z denatem w mieszkaniu, nim ten został zaatakowany, niż że doszło do wtargnięcia. Możliwe, że była to kobieta i że Runolfur odbył z nią stosunek krótko przed śmiercią. W sypialni na podłodze leżała prezerwatywa. Koszulka, w której znaleziono denata, nie należała do niego, lecz do kobiety. Świadczył o tym jej rozmiar. Poza tym znaleziono na niej żeńskie włosy ciemnego koloru, takie same znaleziono na kanapie. Były też na marynarce Runolfura i pewnie należały do tej samej kobiety. Najprawdopodobniej zaprosił ją do siebie na noc. W łóżku w sypialni natrafiono na włosy łonowe.

Okazało się też, że bez problemu da się przejść z domu przez przylegający doń ogród do sąsiedniego, należącego do dwupiętrowego murowańca stojącego przy równoległej ulicy. Nikt dwa dni wcześniej nie widział kręcących się tu ludzi.

– Zazwyczaj całymi dniami siedzę w domu – odpowiedział właściciel na pytanie Elinborg.

– Mówił pan, że Runolfur wychodził wieczorem?

– Tak. Widziałem, jak idzie ulicą. Jakoś tak około dwudziestej trzeciej. Potem go już nie widziałem.

– Nie zwrócił pan uwagi, o której wrócił?

– Nie. Pewno już spałem.

– I nie wie pan, czy ktoś z nim był?

– Nie wiem.

– Runolfur nie mieszkał z kobietą, prawda?

– Nie, i z mężczyzną też nie. – Właściciel uśmiechnął się dwuznacznie.

– Nigdy, od kiedy u pana wynajął?

– Nie.

– A wie pan może, czy miał jakieś przyjaciółki, które czasem u niego nocowały?

Właściciel mieszkania podrapał się po łysinie. Niedawno minęło południe, a on właśnie zjadł kiełbasę z koniny i zakłopotany siedział teraz na kanapie naprzeciwko Elinborg. Zauważyła talerz z resztkami w kuchni. Mdły zapach gotowanej kiełbasy rozszedł się po całym mieszkaniu i Elinborg obawiała się, że przesiąknie nim jej płaszcz, niedawno kupiony na wyprzedaży. Nie miała ochoty siedzieć tu zbyt długo.

– Raczej nie za bardzo – odpowiedział gospodarz. – Wydaje mi się, że nigdy nie widziałem go z kobietą. Nie przypominam sobie.

– Nie znał go pan zbyt dobrze?

– Nie – przyznał właściciel. – Widziałem, że facet chce mieć spokój, żeby mu się nie wtrącać. No więc… nie, nie miałem z nim specjalnego kontaktu.

Elinborg wstała. Zauważyła Sigurdura Olego przy drzwiach domu naprzeciwko. Rozmawiał z sąsiadem. Inni policjanci też przesłuchiwali mieszkańców okolicznych domów.

– Kiedy będę mógł wyszorować mieszkanie? – zapytał właściciel.

– Wkrótce. Damy znać.

Zwłoki Runolfura zostały zabrane już poprzedniego wieczoru, ale kiedy dzień po znalezieniu ciała Elinborg zjawiła się rano w mieszkaniu razem z Sigurdurem Olim, technicy wciąż jeszcze się w nim uwijali. Stan mieszkania świadczył o tym, że lokator lubił porządek; uwił sobie przyjazne i ciepłe gniazdko. Elinborg odniosła wrażenie, że denat musiał powolutku i systematycznie kłaść boazerię, bo nie był to często spotykany widok w mieszkaniach młodych ludzi, doceniała to, że przykrył parkiet pięknym dywanem, wyposażył mieszkanie w stylową kanapę i fotel. Łazienka była niewielka, lecz urządzona gustownie, w sypialni stało podwójne łoże, a w przylegającej do salonu kuchni nie znalazła ani jednej plamy. W mieszkaniu nie było żadnych książek ani zdjęć rodzinnych, stał za to wielki płaski telewizor, a na ścianie wisiały trzy plakaty w antyramach, przedstawiające filmowych superbohaterów: Spider-Mana, Supermana i Batmana. Na stole stały posążki różnych sławnych superherosów.

– Gdzie wyście byli, kiedy to się stało? – spytała Elinborg, patrząc na plakaty.

– Niezłe – zauważył Sigurdur Oli, oglądając filmowych bohaterów.

– Przecież to koszmarny kicz – zaoponowała Elinborg.

Sigurdur Oli pochylił się nad zestawem audio, który wyglądał na nowy. Obok leżał telefon komórkowy i iPod.

– Nano. Topowy sprzęt.

– To płaskie? – spytała Elinborg. – Mój młodszy syn mówi, że to strasznie dziewczyńskie. Nie wiem, co to znaczy, nigdy takich urządzeń nawet nie dotykałam.

– Cała ty. – Sigurdur Oli wydmuchał nos. Był w kiepskim stanie po zmaganiach z grypą, która nie chciała odpuścić.

– Coś w tym złego? – Elinborg otworzyła lodówkę. Bez wątpienia właściciel nie był entuzjastą gotowania. Banan, papryka, żółty ser, dżem, amerykańskie masło orzechowe, jajka, otwarty kartonik z serwatką.

– Nie miał komputera? – spytał Oli jednego z dwóch techników zabezpieczających ślady w mieszkaniu.

– Zabraliśmy go do siebie – odpowiedział technik. – Jeszcze nie znaleźliśmy niczego, co by wyjaśniało tę krwawą łaźnię. Wiecie już o rohypnolu?

Technik patrzył to na Elinborg, to na Sigurdura. Miał około trzydziestki, był nieogolony. Lumpowaty – tego słowa szukała Elinborg. Sigurdur Oli, który zawsze nosił się nienagannie, powiedział pełen goryczy, że taki wygląd to dziś prawie wymóg.

– Rohypnol? – Elinborg pokręciła głową.

– Znaleźliśmy resztki substancji w kieszeni jego marynarki i sporo na stoliku w salonie – powiedział technik w białym kombinezonie i lateksowych rękawiczkach.

– Mówisz o pigułce gwałtu?

– Tak. Dzwonili, żeby przekazać wyniki badań, mamy się na tym skupić. Miał to w kieszeni, co może znaczyć, że…

– …użył tego w sobotę – dokończyła Elinborg. – Właściciel mieszkania widział, jak wieczorem wychodzi do miasta. Czyli musiał to mieć w kieszeni, kiedy szedł się rozerwać.

– Na to wygląda, jeśli miał na sobie tę marynarkę, a wszystko na to wskazuje. Pozostałe ubrania wiszą w szafie. Marynarka i koszula wiszą na tym krześle, a majtki i skarpetki w sypialni. Leżał tu w salonie ze spodniami na piętach, ale majtek nie miał. Zupełnie jakby wyskoczył tylko do kuchni napić się wody. Szklanka stoi przy zlewie.

– Zabrał ze sobą rohypnol, idąc do knajpy? – Elinborg się zamyśliła.

– Wydaje się, że tuż przed śmiercią odbył stosunek – kontynuował technik. – Uważamy, że prezerwatywa należy do niego. Miał ją, że się tak wyrażę, na sobie, ale to wszystko wyjaśni autopsja.

– Pigułka gwałtu – powtórzyła Elinborg i przywołała w pamięci sprawę, którą się niedawno zajmowała i w której pojawiła się pigułka gwałtu.

Litościwy kierowca jadący ulicą Nybylavegur w Kopavogur zatrzymał się obok rozebranej kobiety, wymiotującej na poboczu. Nie miała pojęcia, skąd wraca, nie pamiętała, gdzie spędziła noc. Poprosiła go, by odwiózł ją do domu. Wyglądała tak, że wolał jechać z nią na pogotowie. Ale powiedziała, że nie trzeba.

Zupełnie nie wiedziała, co robi na ulicy Nybylavegur. Zasnęła natychmiast po powrocie do domu i spała przez pół doby. Kiedy się obudziła, czuła się bardzo słabo. Bolało ją łono, skóra na kolanach była zaczerwieniona i pokaleczona. Nadal nie pamiętała, co się wydarzyło w nocy. Nigdy dotąd nie zdarzyło jej się, by straciła przytomność z powodu nadużycia alkoholu, i choć za nic w świecie nie mogła przypomnieć sobie, gdzie spędziła noc, była przekonana, że nie wypiła zbyt dużo alkoholu. Wzięła długi prysznic i wyszorowała się od stóp do głów. Wieczorem zadzwoniła jej przyjaciółka z pytaniem, co się z nią stało. Poprzedniej nocy wyszły we trójkę i wkrótce dziewczyny rozstała się z koleżankami. Jedna z przyjaciółek widziała, jak oddala się w towarzystwie nieznanego jej mężczyzny.

– Wow – powiedziała kobieta. – Zupełnie tego nie pamiętam. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło.

– Kto to był? – spytała przyjaciółka.

– Nie wiem.

Rozmawiały dość długo i w końcu udało jej się przypomnieć, że w lokalu spotkała faceta, który postawił jej drinka. Nie znała go, jak przez mgłę pamiętała jego wygląd i to, że wydał jej się sympatyczny. Nie zdążyła wypić drinka, kiedy na stoliku pojawił się kolejny. Wyszła do toalety, a kiedy wróciła, facet zaproponował, żeby zmienić lokal. To było ostatnie, co zapamiętała z całego wieczoru.

– Dokąd z nim poszłaś? – zapytała przyjaciółka przez telefon.

– Nie wiem. Ja tylko…

– W ogóle go nie znałaś?

– Nie.

– Myślisz, że coś ci wrzucił do drinka?

– Do drinka?

– Skoro nic nie pamiętasz. Są tacy różni…

Przyjaciółka się zawahała.

– Różni kto?

– Gwałciciele.

Kobieta poszła z przyjaciółką na dyżur dla ofiar gwałtu w szpitalu przy Fossvogur. Sprawa trafiła na biurko Elinborg; młoda kobieta była przekonana, że została zgwałcona przez mężczyznę z lokalu. Obdukcja wykazała, że tamtej nocy faktycznie odbyła stosunek, ale w jej krwi nie znaleziono śladów substancji. To jednak było normalne – najpopularniejsza pigułka gwałtu, rohypnol, znika z organizmu w ciągu kilku godzin.

Elinborg pokazała jej zdjęcia skazanych gwałcicieli, ale żadnego z nich nie kojarzyła. Poszły do lokalu, w którym spotkała tamtego mężczyznę, ale pracownicy nie pamiętali ani jej, ani mężczyzny. Elinborg wiedziała, że gwałt z wykorzystaniem pigułki jest bardzo trudny do udowodnienia. W krwi i moczu niczego nie wykryto. Trucizny zazwyczaj nie było już w organizmie, kiedy ofiary zgłaszały się na oględziny, ale objawy gwałtu z wykorzystaniem pigułki pozostawały: utrata pamięci, nasienie w drogach rodnych, obrażenia cielesne. Elinborg powiedziała kobiecie, że prawdopodobnie podano jej pigułkę gwałtu. I że sprawca być może użył kwasu masłowego, który działa tak samo jak rohypnol: jest bezwonny i bezbarwny, czy to w formie płynnej, czy w proszku. Paraliżuje centralny układ nerwowy. Ofiara nie jest w stanie się bronić, a potem cierpi na zaburzenia pamięci albo całkiem ją traci.

– Wszystko to sprawia, że trudniej nam łapać sprawców i stawiać przed sądem – powiedziała młodej kobiecie. – Rohypnol działa przez kilka godzin, po czym znika z organizmu bez śladu. Wystarczy kilka miligramów, żeby wprowadzić człowieka w stan snu, a w połączeniu z alkoholem działa jeszcze mocniej. Skutkiem ubocznym mogą być zwidy, depresja i mdłości. Nawet ataki padaczki.

Teraz Elinborg rozejrzała się po mieszkaniu w Thingholt i pomyślała o napaści na jego lokatora.

– Ten Runolfur miał samochód? – spytała technika.

– Tak, stał tu na ulicy. Sprawdzamy go u nas w warsztacie.

– Muszę wam dostarczyć próbkę DNA kobiety, która niedawno została napadnięta. Chcę sprawdzić, czy nie była jego ofiarą; może przewiózł ją do Kopavogur swoim samochodem i tam wyrzucił.

– Dobra – powiedział technik. – Jest jeszcze coś.

– Co?

– Wszystko tutaj należy do mężczyzny, wszystkie ubrania, buty, okrycia wierzchnie, poza tym zawiniątkiem. – Technik wskazał palcem jakąś szmatę w specjalnej torebce foliowej na dowody.

– Co to jest?

– O ile się orientuję, szal – odparł technik i podniósł torebkę. Szal był koloru fioletowego, wełniany. – Leżał zwinięty w kłąb pod łóżkiem w sypialni. To w zasadzie potwierdza tezę, że była u niego kobieta.

Otworzył torebkę i podsunął Elinborg.

– Zapach jest dość szczególny – dodał. – Papierosy, perfumy, których używała, i jeszcze jakiś taki… jakby zapach przypraw…

Elinborg wsadziła nos w torebkę i wciągnęła głęboko powietrze. Poczuła zapach papierosów i perfum. Technik miał rację, wyczuła zapach przypraw, który bardzo dobrze znała.

– Kojarzysz? – zainteresował się Sigurdur Oli.

Skinęła głową.

– Moja ulubiona przyprawa – powiedziała.

– Ulubiona? – zdziwił się technik.

– Twoja ulubiona przyprawa? – zapytał Sigurdur Oli.

– Tak – odpowiedziała. – Ale to nie jest jakaś przyprawa, tylko mieszanka. Indyjska. Pachnie jak… przypomina mi tandoori. Myślę, że szal pachnie tandoori.

4

Sąsiedzi w większości okazali się bardzo chętni do współpracy. Postanowiono przesłuchać wszystkich mieszkających w określonej odległości od domu, niezależnie od tego, czy uważali, że mają coś istotnego do powiedzenia. Sama policja później oceni, czy zeznania są przydatne, czy nie. Morderstwa dokonano w dolnej części dzielnicy; mieszkańcy w większości twierdzili, że tej nocy już spali. Nikt nie zauważył żadnych ludzi w pobliżu domu ani niczego niezwykłego w ciągu ostatnich dni. W pierwszej kolejności przesłuchano mieszkających najbliżej, a potem powoli rozszerzano krąg. Elinborg rozmawiała z policjantami prowadzącymi przesłuchania i zapoznawała się z zeznaniami. Zatrzymała się przy raporcie z przesłuchania kobiety mieszkającej na obrzeżach dzielnicy. Postanowiła sama ją odwiedzić.

– Nie wiem, czy warto – powiedział policjant, który przesłuchiwał tę kobietę.

– Dlaczego?

– Jest jakaś dziwna.

– W jakim sensie?

– Dużo mówiła o falach elektromagnetycznych. Twierdzi, że ciągle boli ją od nich głowa.

– Fale elektromagnetyczne?

– Mówi, że sama je zmierzyła za pomocą drutów. Promieniują przez ściany u niej w domu.

Kobieta mieszkała na piętrze domu jednopiętrowego przy ulicy równoległej do tej, przy której mieszkał Runolfur, ale w dość dużej odległości, dlatego nie można było mieć pewności, że to, co widziała, ma jakiekolwiek znaczenie. Ale ponieważ policja nie miała żadnych poszlak, Elinborg postanowiła porozmawiać z kobietą i pomóc jej przypomnieć sobie, co widziała.

Na imię miała Petrina, była grubo po sześćdziesiątce. Przyjęła Elinborg w szlafroku i zniszczonych kapciach, włosy miała sterczące, nieuczesane, twarz bezbarwną i pomarszczoną, oczy przekrwione. Paliła papierosa. Ucieszyła się na widok Elinborg.

– Najwyższy czas – powiedziała. – Zaraz to pokażę. Masywne fale, tylko tyle powiem.

Znikła w głębi mieszkania, a Elinborg podążyła za nią. Jej zmysły dławił duszący odór papierosowego dymu. W mieszkaniu panowały ciemności, bo właścicielka zasłoniła szczelnie wszystkie okna. Elinborg wyliczyła sobie, że z okna w salonie można bez problemu obserwować ulicę przed domem. Kobieta poszła do swojej sypialni i zawołała Elinborg. Ta przeszła przez salon, minęła kuchnię i znalazła się w sypialni z ustawionymi na środku łóżkiem i stolikiem nocnym. Petrina stała pod nieoprawioną żarówką zwisającą z sufitu.

– Najchętniej rozebrałabym te ściany – powiedziała. – Tylko że nie stać mnie na izolację przewodów elektrycznych. Chyba jestem nadwrażliwa. Proszę tutaj.

Elinborg przyglądała się, zaskoczona, obu dłuższym ścianom pokoju, wyłożonym folią aluminiową od podłogi po sufit.

– Strasznie mnie od tego głowa boli – powiedziała Petrina.

– Sama to pani zrobiła?

– Ja? Sama? Oczywiście. Folia pomogła, ale najwyraźniej nie wystarcza. Musicie się temu przyjrzeć.

Wzięła do rąk dwa metalowe pręty. Trzymała je luźno. Końce skierowane były w stronę Elinborg stojącej bez ruchu w drzwiach. Potem powoli obróciły się w kierunku ściany.

– To przewody elektryczne – wyjaśniła Petrina.

– Tak?

– Widzi pani, że folia pomaga. Proszę za mną.

Petrina przecisnęła się przez drzwi tuż obok policjantki. Z włosami sterczącymi na wszystkie strony i prętami w dłoniach wyglądała jak karykatura naukowca. Weszła do salonu i włączyła telewizor. Na ekranie pojawił się obraz kontrolny.

– Proszę podwinąć rękaw – nakazała policjantce, która bez słowa wykonała polecenie. – Proszę przysunąć ramię do ekranu. Ale go nie dotykać.

Elinborg zbliżyła przedramię do ekranu; widziała, jak podnoszą się drobne włoski na skórze, i poczuła silny wpływ pola elektrycznego wytwarzanego przez odbiornik. Znała to z domu. Zawsze się tak działo, kiedy ktoś włączał telewizor, a ona znajdowała się w pobliżu.

– Tak działały ściany w mojej sypialni – oświadczyła Petrina. – Dokładnie. Ciągnęły mnie za włosy. Zupełnie jakbym całe noce spała przy zapalonym telewizorze. Mieszkanie zostało przebudowane, rozumie pani. Drewniane ściany. Płyty paździerzowe. A w nich pełno przewodów elektrycznych.

– A pani myśli, że kim ja jestem? – spytała Elinborg, ostrożnie odwijając rękaw.

– Pani? – Petrina zastanowiła się chwilę. – Chyba z zakładu energetycznego? Mieliście kogoś do mnie przysłać. To nie pani?

– Niestety – odparła Elinborg. – Nie jestem z zakładu energetycznego.

– Mieliście dokonać pomiarów w mieszkaniu – jęczała Petrina. – Dzisiaj mieliście przyjść. Ja już dłużej nie mogę mieszkać w takich warunkach.

– Jestem z policji – wyjaśniła Elinborg. – Tu niedaleko popełniono poważne przestępstwo, a z tego co wiem, pani zauważyła coś na zewnątrz. Przed domem.

– Już rozmawiałam rano z policją. Po co jeszcze raz przyszliście? I gdzie jest człowiek z zakładu energetycznego?

– Nie mam pojęcia, ale mogę do nich zadzwonić, jeśli pani sobie życzy.

– Już dawno miał do mnie przyjść.

– Pewnie wpadnie później. Mogę zadać kilka pytań na temat tego, co pani widziała?

– Co widziałam? A co ja widziałam?

– Według tego, co powiedziała pani dziś rano mojemu koledze z policji, widziała pani człowieka na ulicy w nocy z soboty na niedzielę. Mam rację?

– Usiłuję tu ściągnąć kogoś, żeby sprawdził te ściany, ale oni mnie w ogóle nie słuchają.

– Zawsze ma pani zasłonięte okna?

– Oczywiście.

Oczy przyzwyczaiły się do mroku i Elinborg widziała teraz lepiej niedbale urządzone mieszkanie, podniszczone meble, obrazy w ramkach na ścianach, zdjęcia rodzinne na stolikach. Na jednym stole znajdowały się zdjęcia samych młodych ludzi z dziećmi i Elinborg pomyślała, że to potomkowie lub krewni właścicielki mieszkania. Z przepełnionych popielniczek wysypywały się niedopałki. Elinborg zauważyła też tu i ówdzie dziury wypalone w jasnym dywanie. Widać starej kobiecie zdarzało się upuścić papierosa na podłogę. Zastanawiała się, czy nie skontaktować się z opieką socjalną. Petrina mogła stanowić zagrożenie dla życia własnego i sąsiadów.

– Jeśli ma pani cały czas zasłonięte okna, to jak widzi pani to, co się dzieje na ulicy? – spytała.

– Jak to? Odsłaniam – odparła Petrina i spojrzała na Elinborg, jakby ta była jakaś dziwna. – Co pani tu u mnie robi?

– Jestem z policji – powtórzyła Elinborg. – Chcę zapytać panią o człowieka, którego podobno pani widziała tu przed domem w nocy z soboty na niedzielę. Pamięta pani?

– Te przeklęte fale nie dają mi spać, rozumie pani. Miotam się całymi nocami i czekam na nich. Widzi pani oczy? Widzi pani?

Petrina przysunęła twarz do Elinborg, żeby ta mogła przyjrzeć się jej przekrwionym oczom.

– To te fale. One tak niszczą oczy. Cholerne fale. I do tego ciągle boli mnie głowa.

– A nie papierosy raczej? – spytała grzecznie policjantka.

– Tak że siedziałam sobie przy oknie i czekałam na nich – powiedziała Petrina, nie zwróciwszy uwagi na komentarz. – Siedziałam i czekałam całą noc i całą niedzielę, i nadal czekam.

– Na?

– Ludzi z zakładu energetycznego. Myślałam, że pani jest od nich.

– Więc siedziała pani przy oknie i obserwowała ulicę. Myślała pani, że przyjdą w nocy?

– Nie wiem, kiedy przyjdą. I wtedy zobaczyłam tego człowieka, o którym mówiłam wam rano. Myślałam, że może jest z zakładu, ale przeszedł obok domu. Chciałam go nawet zawołać.

– Widziała go pani wcześniej na ulicy?

– Nie, nigdy.

– Może go pani bliżej opisać?

– Nie ma co opisywać. Dlaczego pyta pani o tego człowieka?

– W sąsiedztwie popełniono przestępstwo. Muszę odnaleźć tego człowieka.

– To się pani nie uda – stwierdziła Petrina.

– Dlaczego?

– Bo nie wie pani, kto to jest!

– Nie wiem i dlatego zwracam się do pani o pomoc. To był mężczyzna? Powiedziała pani dziś rano, że miał na sobie ciemną marynarkę i czapkę na głowie. To była skórzana marynarka?

– A bo ja wiem… Ale czapkę na głowie miał. Taką wełnianą.

– Zauważyła pani, jakie miał spodnie?

– Nic szczególnego. Jakieś takie sportowe galoty, nogawki rozdarte aż po kolana. Nic, o czym by warto wspominać.

– Przyjechał samochodem? Widziała pani?

– Nie. Nie widziałam żadnego samochodu.

– Był sam?

– Sam. Widziałam go tylko przez moment, bo strasznie się spieszył, chociaż był kulawy.

– Kulawy? – zdziwiła się Elinborg. Policjant, który rozmawiał z Petriną rano, nie wspominał o tym.

– Tak, kulawy. Biedaczek. Miał taką antenę na nodze.

– I wyglądało, jakby się spieszył?

– Zdecydowanie tak. Ale przed moim domem wszyscy szybko przechodzą. Przez te fale. Nie chciał, żeby fale zaatakowały mu nogę.

– Mówi pani, że co to była za antena?

– Nie mam pojęcia.

– Wyraźnie kulał?

– Tak.

– I nie chciał, żeby fale zaatakowały mu nogę? Co chce pani przez to powiedzieć?

– Dlatego właśnie kulał. Bo fale były masywne. Masywne fale w nodze.

– Pani te fale czuła?

Petrina skinęła głową.

– A pani mówiła, że kim jest? – spytała. – Nie z zakładu energetycznego? Wie pani, co ja myślę, że to jest? Chce pani wiedzieć? To wszystko przez uran. Masywny uran, który spada razem z deszczem.

Elinborg uśmiechnęła się. Powinna była posłuchać policjanta, który mówił, że nie opłaca się tracić czasu na rozmowę z tym świadkiem. Podziękowała Petrinie za pomoc, przeprosiła za kłopot i obiecała zadzwonić do zakładu energetycznego i przycisnąć ich z powodu tych fal, które tak bardzo utrudniają gospodyni życie. Ale nie była przekonana, czy pracownicy zakładu to osoby najbardziej predestynowane do leczenia biedaczki z bólów głowy.

Świadków można było policzyć na palcach jednej ręki. Mężczyzna w średnim wieku, który przeszedł pieszo przez Thingholt do siebie do domu przy Njardargata, sam zgłosił się na policję. Wciąż zmagał się z potwornym kacem, ale póki jeszcze miał to świeżo w pamięci, koniecznie chciał zgłosić, że wracając nocą do domu, zauważył siedzącą samotnie w zaparkowanym samochodzie kobietę. Siedziała na miejscu pasażera i przechodzień odniósł wrażenie, że zależało jej, by pozostać niezauważoną. Ale nie potrafił tego wytłumaczyć. Wymienił nazwę ulicy, przy której zaparkowano auto. W pewnej odległości od miejsca zbrodni. Nie zaryzykował szczegółowego opisu kobiety, ale zdawało mu się, że miała około sześćdziesiątki. Ubrana była w płaszcz. Nic więcej nie umiał powiedzieć. Nie pamiętał ani koloru, ani marki samochodu, w którym siedziała, zaznaczył jednak, że nie interesuje się motoryzacją.

5

Lot był krótki i przyjemny, choć śmigło strasznie huczało. Elinborg zajęła miejsce przy oknie, jak to czyniła zawsze, latając liniami krajowymi. Zawsze starała się coś zobaczyć, choć tego popołudnia było spore zachmurzenie i tylko kilka razy udało jej się ujrzeć fragment jakiejś góry, doliny albo rzeki wijącej się wśród zaśnieżonych skał. Z wiekiem coraz bardziej bała się latać, chociaż nie potrafiła tego wytłumaczyć. Kiedy była młodsza, podróż samolotem nie wydawała jej się bardziej niebezpieczna niż jazda samochodem. Jednak z upływem lat odczuwała coraz większy lęk przed lataniem, a tłumaczyła to sobie posiadaniem dzieci i zwiększoną odpowiedzialnością w życiu. Zazwyczaj lepiej się czuła podczas krótkich lotów krajowych, choć nie całkiem. Pamiętała pewien lot zimą, podczas szalejącej burzy, do Isafjördur, który to lot jawił jej się niczym straszliwy zwiastun wypadku lotniczego. Myślała, że jej dni są już policzone, zacisnęła powieki i modliła się, dopóki koła nie uderzyły o oblodzony pas. Kompletnie nieznajomi ludzie rzucali się sobie w objęcia. Kiedy latała za granicę, starała się zawsze siedzieć przy przejściu i nie myśleć o tym, jakim cudem ciężki, stalowy kadłub maszyny może unieść się w powietrze i tam utrzymać, w dodatku wypełniony pasażerami i bagażem.