Ciało mafii - Anna Rumocka-Woźniakowska - ebook + audiobook + książka

Ciało mafii ebook i audiobook

Rumocka-Woźniakowska Anna

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ważąca sto czterdzieści kilogramów Anna od pierwszego dnia okłamywana jest przez przypadkowo poznanego przystojnego Włocha, Roberta Samoriniego, syna szefa mafii. Uwikłana we własne emocje kobieta nie potrafi oprzeć się urokowi cudzoziemca. Kiedy Anna podejmuje walkę z otyłością i zmienia się fizycznie, kłamstwa Roberta powoli wychodzą na jaw...

 

Kilka słów o Autorce

 

Anna Rumocka-Woźniakowska, autorka autobiograficznej książki „Matka po sleeve – walka z otyłością” powraca w mocnym erotyku. Wątek związany z otyłością pisarka oparła na własnych doświadczeniach. Sama przeszła operację bariatryczną, co pozwoliło jej zrzucić ponad sześćdziesiąt kilogramów i zacząć nowe życie. Ciało mafii to jedno z kolejnych wyzwań życiowych autorki, które traktuje jako świetną przygodę i oderwanie od literatury faktu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 223

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 17 min

Lektor:
Oceny
3,8 (71 ocen)
33
12
8
12
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MizzuAyo

Z braku laku…

Dość słaba ta książka. Co to za mafioso.. strasznie przewidywalna i główny bohater jest irytujący. Brzydzę się nim. Główna bohaterka również mnie denerwowała.
00
Patrycja1119

Z braku laku…

Bardzo ciężko czytało mi się tą książkę.. Zapowiadała się fajnie, jednak zawiodłam się. Strasznie oczywista, prosta, bez zwrotów akcji i dreszczyku emocji. Skończyłam ją tylko dlatego, że nie lubię zostawiać nie dokończonej historii. Wyglada na to, że będzie druga część, jednak raczej po nią nie sięgnę.
00
Mgm25

Dobrze spędzony czas

Bardzo fajna ,zabawna lektura.Zakończenie trochę zbyt sweet ,ale autorka wymyśliła naprawdę ciekawą historię.
00
Olcia820505

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie napisana ❤️ w końcu kobieta przy kości która skradła serce mafiosa. Polecam gorąco🔥
00
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🥰💯🔥
00

Popularność




Wydanie: Studio Million

Redakcja: Paulina Ochęcka

Korekta: Dominika Kamyszek – www.OpiekunkaSlowa.pl

Zdjęcia na okładce: Paulina Drzewień: www.myeyephoto.pl

Projekt okładki: Łukasz Białek

Skład: Karolina Przesmycka-Szustak

Druk: druk-24h.com.pl Wydanie I, 2022 Copyright © Anna Woźniakowska & Studio Million licensed by Kubatura sp. z o.o., 2022.

All rights reserved.

ISBN 978-83-67103-07-7

Kubatura sp. z o.o.

www.STUDIOMILLION.pl

Boję się...

Bądź przy mnie

Gdy złe myśli

I bije się z nimi.

Bądź w całość ułóż

ustami swymi...

Oczami uśmiechniętymi,

ramionami silnymi.

Bądź, bo można być bardzo blisko

nawet jeśli odległość ogromna dzieli.

A można być daleko gdy tym samym

powietrzem oddycha się.

Lata świetlne dzielić mogą

tak dzieje się....

Ty bądź

Tobą oddycham

gdy jesteś

szczęśliwa jestem

Gdy brakuje...

Znikam.

Autor nieznany

Wystarczą sekundy, aby nazwać dziewczynę grubą, a ona spędzi całe swoje życie, głodząc się.

• • •

Harry Styles

Anna

Nazywam się Anna Mordeczko. Przy wzroście sto siedemdziesiąt centymetrów ważę sto czterdzieści kilogramów. Zawsze wiedziałam, że piękno kobiety mieszka zarówno w sercu, jak i duszy. O naszym wewnętrznym pięknie mówi to, w jaki sposób traktujemy nie tylko swoich bliskich, przyjaciół, ale i wrogów. To wiara w marzenia dodawała mi siły do rozwoju i realizacji pragnień. Czasem bałam się otworzyć na nowe ścieżki, żyłam pracą i tylko dla niej znajdowałam czas. Kiedy więc przeglądając Facebooka, natknęłam się na ogłoszenie, postanowiłam spróbować czegoś nowego. Zapisałam się na kurs samoobrony dla kobiet. Wtedy nie pomyślałam, że jedna decyzja tyle zmieni w moim życiu.

Wieczór nie zapowiadał wielkich emocji, więc chociaż w ten sposób mogłam go sobie umilić – kieliszek wina, słodkiego, mojego ulubionego. Siedziałam, piłam, aż wreszcie kliknęłam na tę cholerną reklamę. Litery jeszcze widziałam, nie było więc tak źle, jak mogłoby się wydawać. Trzymałam poziom, w mojej ulubionej piżamie w rozmiarze XXXL z Myszką Mickey. Gdy ślęczałam tak przed laptopem, po chwili pojawił się komunikat: Zostałaś zarejestrowana – Kurs samoobrony dla kobiet. Zaczynamy 14 lutego, w piątek. Naprawdę to zrobiłam! Zapisałam się na kurs! Jeszcze dobitniej uświadomiła mi to moja komórka, kiedy po chwili rozległ się dźwięk SMS-a z komunikatem o podobnej treści, z dodatkiem adresu, pod który mam dotrzeć, i informacji, co mam zabrać. No nieźle!

Nalałam sobie kolejny kieliszek czerwonego płynu i zamknęłam laptop, na wypadek gdyby coś jeszcze strzeliło mi do łba. Poczułam ochotę, by coś przegryźć. Otworzyłam drzwi lodówki – dwa hamburgery z zeszłego wieczoru do odgrzania, masło, mleko, kilka serków homogenizowanych, majonez, trzy puszki mrożonej kawy. Nic z tego mnie nie zachwyciło, była to raczej nędzna namiastka jedzenia i próba oszukania samej siebie. Dobrze wiedziałam, że tam na dole, w zamrażalniku znajdują się moje ulubione, pyszne, polane białą czekoladą lody. Mniam, pomyślałam i od razu schyliłam się po kubełek. Zadowolona wróciłam pod koc i delektując się zmrożoną śmietaną z cukrem w moich ustach, bezmyślnie gapiłam się w ekran telewizora.

Zasnęłam z lodami w ręce. Mokra plama na bluzce skutecznie mnie obudziła. Wzięłam głęboki oddech, zniechęcona i zaspana podeszłam do szafy i chwyciłam pierwszą lepszą podkoszulkę. Był środek nocy, lecz zanim wróciłam do łóżka, spojrzałam w telefon. Przy pierwszej wyświetlonej reklamie szybko jednak nim rzuciłam. Ech, te pokusy, ciągle z nimi walczyłam. Przyłożyłam głowę do poduszki i od razu odpłynęłam.

Roberto

– Gdzie byłeś tak długo? – Ewa wyskoczyła w moim kierunku, kiedy tylko wszedłem do salonu. Była już lekko zawiana.

– Załatwiałem sprawy.

Poczułem mocny cios dłonią w twarz. Nawet nie drgnąłem.

– Pytam po raz drugi i ostatni – syknęła. Miała na sobie wysokie szpilki i krótką sukienkę z czarnej skóry, pod którą, byłem pewien, nie miała niczego.

– Powiedziałem już, załatwiałem sprawy.

Wymierzyła mi drugi policzek, zuchwale patrząc w oczy.

– Zrób to znów, a pożałujesz – oznajmiłem zimno.

Dostałem po raz trzeci. Jej twarz wyrażała teraz jednocześnie lęk i pożądanie. Wiedziałem, że tego chce, tylko na to czeka.

– Powiedziałem, że pożałujesz!

Chwyciłem ją za włosy, aż krzyknęła, po czym skierowałem się ku komodzie. Na blacie nie było niczego, nic nie miało prawa tam stać. Przyłożyłem jej głowę do blatu tak, by pośladki znalazły się idealnie na wysokości moich bioder. Sukienka sama uniosła się w górę, odsłaniając brak majtek. Ewa miała nieziemsko zgrabny tyłek. Nie zwalniając uchwytu z jej głowy, zacząłem ściągać pasek. Zaczęła szybciej i głośniej oddychać. Zamachnąłem się i smagnąłem wąskim pasem skóry po jej idealnym ciele. Wrzasnęła.

– Będziesz grzeczna? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź, uderzyłem w pośladki drugi raz. Jej wrzask był na granicy jęku.

– Będę – wysapała.

– Na pewno? – Zamachnąłem się trzeci raz.

– Tak! – Ten krzyk był już błagalny.

– Dobrze, ale musisz dostać nauczkę. – Na samą myśl ogarnęło mnie jeszcze większe podniecenie niż na widok ślicznej cipki, która na mnie czekała.

– Nie, proszę – jęknęła, choć było jasne, że mam to rozumieć jako: nie mogę się już doczekać. Ewka uwielbiała sadomasochistyczne zabawy. Byliśmy razem od roku i wiedziałem, że kiedy czeka na mnie seksownie ubrana, to chce zabawy. Właśnie ta dawka emocji oraz fantastyczna dupa jeszcze mnie przy niej trzymały, chociaż czasem już męczyły. Chwilami byłem po prostu zmęczony albo rozdrażniony, lub po prostu nie miałem ochoty, tak jak dzisiaj. Jednak obok trzech wymierzonych policzków nie mogłem przejść obojętnie.

Rozpiąłem rozporek i podszedłem bliżej. Rozchyliłem jej pośladki i splunąłem dokładnie w pierwszą dziurę. Penetrację cipki zostawię sobie na rano. Wtedy Ewa sama się obsłuży, nie pytając mnie o zgodę.

– Nie ruszaj się, bo znów dostaniesz – wycedziłem i wcisnąłem kutasa głęboko w jej ciasny odbyt.

Krzyknęła, a ja zdecydowanymi ruchami rozpychałem ją coraz bardziej.

– Będziesz grzeczna?

– Taaak – jęczała.

Nachyliłem się do jej ucha i wbiłem się do końca.

– Żeby mi się to nie powtórzyło!

Wydała z siebie głośny jęk. Nie była w stanie się ruszyć. Posuwałem ją gwałtownymi ruchami, obijając jądrami o jej cipkę.

– Dobrze się sprawiłeś, choć za krótko – powiedziała, kiedy już po wszystkim z zadowoleniem udała się do łazienki.

Ja natomiast myślami byłem już w Morfinie.

• • •

Anna

Wstał nowy dzień. Na samą myśl, że będzie on wyglądał jak każdy dotychczasowy, niczym w Dniu świstaka, zrobiło mi się niedobrze. Jakby tego było mało, wieczorne wino wyraźnie dawało o sobie znać. Głowa mi pękała, a odbicie w lustrze mówiło: nie znam cię. Wzięłam długi prysznic, włosy związałam w artystyczny nieład, a na twarz nałożyłam cienką warstwę kremu. Każda to przerabiała, nikt się chyba nie wystraszy. Zresztą i tak nie mam zbytnio powodzenia u facetów, więc co mnie to obchodzi.

Fałdy tłuszczu wcisnęłam w legginsy – standardowo czarne, bo czarny wyszczupla – do tego T-shirt, bluza z kapturem i byłam gotowa na podbój świata jako pracownik produkcji. Praca marzeń, każdy mógłby zazdrościć. Śniadania nie mogłam w siebie wmusić, ale dzięki Bogu zawsze mam w lodówce kawę light. Mała dawka kofeiny z puszki za chwilę postawi mnie na nogi. Tak naprawdę przydałby się dzisiaj energetyk.

W pracy byłam zawsze przed czasem, nie wiem w sumie dlaczego, i tak nikt na mnie nie czekał. Szatnia była pusta, przebrałam się w uniform pracowniczy, rękawiczki, woda i saszetka. Gotowa, mogłam iść na halę. Moja praca nie należała do zbytnio rozwojowych, bo jak nazwać segregowanie paczek na lewo bądź prawo. Z czasem wpadłam w rutynę z tymi paczkami i teraz pracowałam jak automat.

Codziennie mijałam ludzi, których na dobrą sprawę nie znałam, każdy patrzył przed siebie lub miał wzrok skierowany w dół. Rzadko kiedy się zdarzało, żeby ktoś odwzajemnił uśmiech. Oczywiście, że znałam tu parę osób, nie byli mi jednak bliscy. To tylko koleżanki i koledzy z pracy, nikt więcej. No chyba że Ola, jedyny fajny człowiek, który przychodził mi tu na myśl.

Powoli dochodziła przerwa obiadowa, gdy usłyszałam za sobą kroki.

– Siema, Anna! – Radosny głos Oli od razu spowodował, że poczułam się lepiej. – Jak tam plany na weekend? Idziemy na podbój świata?

Ta kobieta czasami mnie zaskakuje. Nie! Nie czasami! Notorycznie! Niekiedy zastanawiałam się nad jej stanem emocjonalnym. Chodząca bomba energetyczna. Za to właśnie ją uwielbiałam!

– No hej, Ola, generalnie od piątku wieczór mam wolne, a co proponujesz?

Zaciekawiła mnie jej propozycja, więc skoro już pytała o moje plany, to może uda się jakieś wyjście na imprezę. Większość mojego życia upływała mi na spędzaniu czasu we własnym towarzystwie i rozczulaniu się nad swoją otyłością. Wchodziłam powoli w wiek, w którym brak faceta zaczynał mi przeszkadzać. Poważnie obawiałam się, że zostanę starą panną, bez dzieci i domowego ciepełka, o jakim zawsze marzyłam.

– No dobra, to ja coś wymyślę i dam ci znać. Powiedz też tej swojej kumpeli, Justynie. Zgadamy się popołudniu, a w piątek jeszcze zadzwonię. Bądź gotowa na dwudziestą. To lecę na przerwę, bo nie zdążę wypalić fajki – oświadczyła Olka i błyskawicznie zaczęła się oddalać.

– Okej, zgadzam się, tylko nie kombinuj mi tam zbytnio z wyborem towarzystwa – krzyknęłam za nią szybko, co ją zatrzymało.

– Okej, tylko włóż, proszę, coś innego niż czarne legginsy. Naprawdę jest ci dobrze w tej niebieskiej tunice, masz przecież cycki, pokaż je! Nara!

To dopiero dała mi zadanie! Wyszykować się na wyjście. Nawet nie zdawała sobie sprawy, ile mnie to kosztowało. Przy mojej wadze to nie było takie proste, by dobrze wyglądać. Jedno szczęście, że trochę nadrabiałam wzrostem.

Środa i czwartek minęły szybko. Już nie mogłam doczekać się piątku, który dla mnie był wolny od pracy – najpierw kurs samoobrony, potem impreza. Zastanawiałam się, czy pochopne decyzje mogą okazać się najlepsze.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Rano Olka przysłała mi nazwę lokalu, gdzie zarezerwowała dla nas miejsca. Morfina. Szybko przekazałam wiadomość do Justyny. Zaraz potem zapakowałam do plecaka wygodny dres, trochę większy, żeby mnie nie opinał, i z pozytywną energią niczym błyskawica dotarłam na miejsce.

Kurs był indywidualny, nie musiałam się krępować obecnością wysportowanych, szczupłych kobiet. Otworzyłam drzwi salki i zajrzałam nieśmiało do środka. Najpierw dostrzegłam leżące maty, zaraz potem rozciągającą się na nich dziewczynę o blond włosach.

– Witam, jestem Anna – odezwałam się pierwsza. – Zapisałam się na kurs samoobronny dla kobiet, ten podstawowy, co trwa parę godzin, dobrze trafiłam? – Musiałam się upewnić, czy na pewno jestem w odpowiednim miejscu.

– Dzień dobry, tak, zgadza się, dobrze trafiłaś. Pozwól, że będziemy sobie mówić po imieniu, będzie łatwiej. Jestem Kasia, na początek nauczę cię paru technik. Jak ci się spodoba, będziesz mogła dalej uczestniczyć w kolejnych etapach kursu i zdobywać stopnie samoobrony – powiedziała instruktorka, wyciągając do mnie rękę na przywitanie.

Przebrałam się szybko i wróciłam na rozgrzewkę. Najpierw bieg truchcikiem w miejscu, potem parę przysiadów, rozgrzanie stawów. To wszystko spowodowało przypływ pozytywnej energii. Poczułam, że szybko się męczę, jednak uznałam, że właśnie tego potrzebowałam. Dla mojego zastanego ciała wszelki ruch był wyzwaniem. Sapałam jak lokomotywa. Na szczęście Kasi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, nawiązałyśmy kontakt. Lubiłam takich ludzi, przy których mogę czuć się sobą, którzy nie oceniają mojego wyglądu i krągłości. Po prostu akceptują mnie taką, jaka jestem. Niestety, mogłam ich policzyć na palcach jednej ręki. Poznałam sporo osób w swoim, wydaje mi się, krótkim życiu, jednak wiele razy się sparzyłam. Każdy taki błąd uczył mnie, jak postępować dalej. Na chwilę obecną wystarczała mi Justyna – była dla mnie jak starsza siostra, również w dokładnym tego słowa znaczeniu, bo miała o cztery lata więcej ode mnie. Była ze mną zawsze, w najtrudniejszych momentach, i wiedziałam, że mogę do niej zadzwonić o każdej porze, zawsze odbierze. Ostatnio też zbliżyłyśmy się z Olką, o której myślałam, że jest niezłym ziółkiem.

– Aniu, skąd pomysł na taki kurs? Coś się wydarzyło w twoim życiu, że zachciałaś nauczyć się technik obrony? – spytała Kasia.

– Wiesz, szczerze, to jakiś impuls spowodował, że kliknęłam zapisz się – odpowiadałam, ledwo łapiąc oddech. Nie wspomniałam Kasi o tym, że wino dodało mi odwagi do zapisu. – A tak na poważnie, to zawsze interesowała mnie samoobrona. Teraz takie dziwne czasy, mam nadzieje, że nigdy mi się żadna nieprzyjemna sytuacja nie przydarzy, ale wolę być w jakiś sposób zabezpieczona.

Pierwsza godzina zleciała nam bardzo szybko, już sama rozgrzewka dała mi popalić. Ale to nic, potrzebowałam tego. Zrobiłyśmy sobie przerwę na łyk wody. Sprawdziłam telefon – słyszałam wcześniej wibracje. SMS od Justyny:

Podejdzie po Ciebie Olka, już ustaliłam. Ja dojadę sama.

Justyna z Olą krótko się znały, ale fakt, że szybko znalazły wspólny język, bardzo mnie ucieszył.

Po przerwie czekało mnie to, na co najbardziej czekałam – nauka podstawowych chwytów walki i obrony. Ruchy mojego ciała, mimo wagi, pozwalały mi nawet na względną zwinność. Kasia chyba też była ze mnie zadowolona. Ani razu nie wspomniała o mojej wadze, mogła przecież robić aluzje do mojej diety. Często w życiu słyszałam teksty w stylu Trzeba było tyle nie jeść, tobyś tak nie wyglądała. Tylko ja jedna wiem, ile w życiu przeszłam diet, katorżniczego głodzenia się, ćwiczeń i prób schudnięcia. Efekt jo-jo był natychmiastowy i przytłaczający. Kiedy tylko zrzuciłam dziesięć kilo, przybywało piętnaście.

– No, Anka, idzie ci całkiem dobrze. Poćwiczysz regularnie, to się już całkiem wdrożysz – uśmiechnęła się instruktorka.

Ćwiczyłyśmy tak dobre trzy godziny. Wreszcie padłam na matę jak pies Pluto – czerwona, spocona, ale zadowolona. Przecież o to w tym wszystkim chodziło. Kasia też usiadła, żeby odsapnąć.

– Koniec na dziś! Dałaś czadu! – pochwaliła mnie. – Normalnie jesteś hardcore’em, masz w sobie tyle siły! Mocna babka z ciebie.

Umówiłyśmy się na następny raz i wyszłam do szatni, by przebrać się i wytrzeć. Chętnie wzięłabym tu prysznic, gdyby nie przeraźliwe zimno na zewnątrz, bałam się, że mnie zawieje.

Wracając do domu uświadomiłam sobie, że dziś są walentynki. Ale co tam, przecież single też świętują w tym dniu. Po to są takie knajpy jak Morfina!

• • •

Po powrocie do domu czułam już wszystkie mięśnie, a nogi miałam jak z waty. Nie chciałam nawet myśleć, jakie jutro będę miała zakwasy. Rozebrałam się i weszłam do łazienki pod gorący prysznic. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Obfite kształty, okrągłe biodra, sterczące sutki przy misce D. Na upartego nawet się to jakoś komponowało. Może ten brzuch był taki, no, nie na miejscu, a nogi trochę za grube… Zadowolona byłam z mojej twarzy i włosów. Długie, grube, piękne blond włosy, po rozpuszczeniu sięgające pasa. Pół życia je zapuszczałam, zawsze były moim marzeniem. Nie należałam do jakichś miss piękności, ale przez grzeczność i skromność nie zaprzeczę, że twarz miałam całkiem ładną.

Wchodząc do kabiny, zerknęłam na swoją pupę. Dyndała gdzieś z tyłu za mną. Gdybym była z kimś w związku, gdybym miała partnera i widziałby mój tyłek, mimo że pulchny, to uważam, że był całkiem seksowny. Chętnie bym teraz pod tym prysznicem pieprzyła się bez końca z ukochanym…

Mogłam sobie na razie pomarzyć o czymś takim, zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Musiałam wrócić na ziemię, przede mną było bojowe zadanie – zrobić się na bóstwo na wieczorne wyjście. Moje ciało było jednocześnie zrelaksowane i obolałe, a myślami błądziłam wokół spraw damsko-męskich. Tak dawno nie czułam czyjegoś dotyku. Zastanawiałam się, jak bym się czuła, szczytując po tak długim czasie. Chłopaka miałam ostatnio dawno temu i nic z tego nie wyszło. Opłukałam się z szamponu i szybko wytarłam. Ostatni ruch zrobiłam między nogami. Przez te natarczywe myśli zrobiłam się tam mokra, nie tylko z powodu kąpieli.

– Ech… – westchnęłam do siebie.

Wsmarowałam w ciało swój ulubiony krem, strzeliłam szybki make-up, tak jak lubię – szary cień i czarna kreska na powiece, mocno wytuszowane rzęsy oraz delikatna czerwień na ustach. Wysuszyłam włosy, co trwało bardzo długo. Wyszłam z pokoju i sięgnęłam do szuflady po bieliznę. Skoro moim zamiarem było założenie niebieskiej tuniki, która była na gumce w biodrach, musiałam skorzystać z bielizny wyszczuplającej. Sięgnęłam po beżowy gorset z koronką, nie było tragedii, zwłaszcza że podnosił jednocześnie piersi. Wyglądało, jakbym miała cyckiniczym osiemnastolatka. Podeszłam do lustra, nawet całkiem dobrze w tej tunice wyglądałam, do tego szpilki, czarny płaszcz i torebka.

Dokładnie w tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Olka!

– Helouuu, laska, jak tam, przygotowana? – Z rozmachem otworzyła drzwi, kiedy tylko je uchyliłam.

– Taaa, gotowa na podbój, Justyna już na nas pewnie czeka w lokalu. – Przytuliłam Olkę. Cieszyłam się z tego wyjścia, w końcu spędzę wieczór inaczej niż dotychczas.

– Dzisiaj, mimo że są walentynki, to tam przekornie robią wieczór singli. – Olka zerknęła na mnie, puszczając oczko. A to podstępna żmijka, to był jej plan! Przyjdzie pewnie pełno dziko napalonych facetów, ale żadnego konkretnego na wspólną przyszłość.

– Wiedziałam, że coś wymyślisz. A Justyna wie? Wiesz, że ona ma męża – parsknęłam.

– Nie boj się, jest wpatrzona w niego jak w obrazek. – Co do tego Ola miała absolutną rację. Justyna miała cudownego męża, tylko pozazdrościć. Był nie tylko mężem, ale i jej przyjacielem, a z tego, co czasem wspomniała, fantastycznym kochankiem. O takim facecie marzy każda kobieta.

Dotarłyśmy do klubu. Morfina znajdowała się w samym centrum miasta. Przywitali nas ochroniarze, na marginesie: świetnie umięśnieni i dobrze wyglądający w obcisłych czarnych koszulkach. Zgromadziło się też wielu mężczyzn w różnym wieku. Kobiety wpuszczano poza kolejką, z dodatkową zniżką na wejście, co mnie ogromnie ucieszyło. Starczy mi na dodatkowego walentynkowego drinka, pomyślałam. Dobre i to na pocieszenie. Nie oczekiwałam, że spotkam tu miłość mojego życia. W tego typu klubach można raczej liczyć na jednorazową przygodę.

Dawno tu nie byłam. W zasadzie raz, jakieś dwa lata temu. Prawie nic się zmieniło. Panował tu półmrok, w którym najjaśniejszym elementem była przyklejona do ściany tabliczka wskazująca kierunek do szatni, gdzie rządziła pani z wielkim biustem i ogromnymi, napompowanymi ustami. Podłogę klubu zdobił długi, czerwony dywan, lokal podzielony był na skórzane boksy w formie rogówek. Pośrodku każdego wydzielonego miejsca stał niewielki stoliczek, który z góry oświetlała witrażowa lampka.

Ściągnęłyśmy płaszcze, które cycata szatniarka powiesiła na jednym numerku.

Podeszłam do Olki. Dopiero wtedy dostrzegłam, jak się odstawiła. Tylko że ona miała ku temu warunki. Długie, szczupłe nogi obciągnięte były pończochami, a czarna, krótka sukieneczka ledwo zakrywała jej zgrabny tyłek. Taki widok zachęcał od pierwszego spojrzenia. Nie zdążyłam jej powiedzieć, jak dobrze wygląda, kiedy odezwała się pierwsza:

– Widzę, Anka, że mnie posłuchałaś co do ubioru, no i włosy rozpuściłaś, powiem ci, teraz wyglądasz jak człowiek – zaśmiała się. – Zobaczysz, poznasz tu kogoś, czuję to w kościach, jeszcze mi podziękujesz! – Nakręcona Olka chwyciła mnie za ręce i podskoczyła jak nastolatka.

– Dobra, wyluzuj – ucięłam krótko. Nie potrafiłam naturalnie odbierać komplementów. Bo jak tu wierzyć w swoje piękno, dźwigając sto czterdzieści kilogramów wagi? – Idziemy, Justyna już powinna tu być. Wiesz może, który to boks?

Ola chwyciła mnie za rękę i przeprowadziła przez czerwony dywan w kierunku ciemnego korytarza. Kiedy byłam tu ostatnio, nie zwróciłam na niego uwagi. Olka pędziła jak szalona, ledwo za nią nadążałam, zwłaszcza że moje mięśnie były jeszcze obolałe po treningu. Oczom swym nie wierzyłam, opadła mi szczęka, kiedy na końcu tego krótkiego przesmyku wyłoniła się duża sala. Jakby został tu przyłączony drugi, jeszcze bardziej luksusowy klub. Z sufitu oraz ścian biło niebieskie ledowe światło, z podłogi natomiast czerwone, zawinięte wokół nieznacznie podwyższonego okręgu. Po prawej stronie znajdował się barek, a resztę miejsca wypełniał spory tłum ludzi. Był to widok spektakularny, zwłaszcza że patrzyłam na wszystko z góry. Aby dołączyć do zabawy, trzeba było pokonać kilkanaście schodów w dół. Stopnie wykonane były z metalowej kraty, a poręcz stanowiły artystycznie powyginane pręty.

Olka chyba zauważyła mój wyraz twarzy i chwyciła mnie mocno za ramię.

– Dawaj, Anka, potem się będziesz zastanawiać, długo chyba nie chodziłaś w szpilkach, że tak namiętnie patrzysz na te schody.

– Idź przede mną, jest chyba z dwadzieścia schodków, jak tu orła nie zaliczę, to będzie drugi cud nad Wisłą.

Nie mogąc oderwać oczu od sali, starałam się co chwilę patrzeć pod nogi i ostrożnie stawiać stopy. Szpilki nie były moim ulubionym obuwiem. Modliłam się, żeby tylko jakiś facet nie widział moich koślawych kroków. Dla zmyłki wypięłam klatkę piersiową, wyprostowałam się i pewnym krokiem schodziłam w dół. Poprawiłam ręką włosy, scena niemalże filmowa, i zbliżałam się już do poziomu podłogi. Wtedy zauważyłam Justynę.

• • •

Roberto

Tego wieczoru liczyło się tylko zlokalizowanie towaru. Tydzień wcześniej informator powiedział wyraźnie, że to odbędzie się tutaj, w Morfinie.

Za dużo ostatnio miałem stresu, czułem, jak konkurencja depcze mi po piętach. Nie chciałem tego, ale obawiałem się, że nadejdzie taki moment, kiedy będę musiał na jakiś czas zniknąć, może odpocząć, a nie miałem pomysłu, co dalej. Kto przejmie moje zadania i obowiązki? Ojciec już niedomaga.

Znalazłem sobie miejscówkę przy barze, skąd wszystko dobrze widać, i zamówiłem bezalkoholowe, żeby mnie nie siekło na akcji. Usiadłem wygodnie i rozpiąłem guzik koszuli. Było strasznie gorąco. Mimochodem spojrzałem na barmankę. Była atrakcyjna i wlepiała we mnie swoje wielkie oczy, co rusz prowokując mnie oblizywaniem swoich ust. Miała na sobie obcisłą, białą bluzkę z dużym dekoltem, z którego seksownie wystawał fragment stanika, do tego krótkie czarne spodenki. Wziąłbym ją na tym barze natychmiast, gdyby tylko wszyscy zniknęli.

Polki są piękne i zgrabne. Prawie czułem jeszcze zapach ślicznej rudowłosej z poprzedniego wieczoru, zerżnąłem ją w męskiej toalecie. Mieliśmy, jak zawsze po dłuższym locie, wieczorek, wizytę w kasynie, a rudowłosa krupierka od początku wyraźnie na mnie leciała. W przerwie wystarczyło moje jedno pytanie: Wyjdziemy? – jej lekki uśmiech wystarczył za odpowiedź. Potem już nie miała szans. W męskim kiblu tylko spojrzałem i młokos myjący ręce nawet ich nie wytarł, lecz czym prędzej się ulotnił. Przekręciłem zamek. Szybka akcja z językiem w jej ustach, bluzkę sama odpięła, pewnie bojąc się o guziki. Stanik jednak rozerwałem, by dostać się do jej cycków. Były tak cudnie jędrne, że mój kutas w ciągu trzech sekund był gotowy. Szarpnąłem ją za włosy. Wiedziała, czego chcę. Wydałem z siebie głośny jęk, kiedy wzięła go w usta. Na zmianę ssała i lizała moją pałkę. To był odlot. Wreszcie nie wytrzymałem, znów pociągnąłem ją za włosy i przycisnąłem twarzą do ściany. Miała na sobie pończochy, uwielbiam, kiedy kobiety je noszą. Wtedy zostają już tylko majtki do szarpnięcia, by dostać się do mokrej, gołej cipki. Ależ była ciasna! Gwałtownie wepchnąłem kutasa w jej małą szparkę. Tym razem ona krzyknęła. Zasłoniłem jej usta ręką i posuwałem tak mocno, jak mogłem. Chwilę później moja sperma zalała jej uda.

• • •

Spoglądałem na ludzi wokół siebie. Tutaj, jak dla mnie, każdy był podejrzany. Nagle mój wzrok zlokalizował kobietę w krótkiej, niebieskiej sukience, z długimi, blond włosami. Wysoka i dość pulchna. Widać było, że stara się z gracją zejść ze schodów, jednak słabo jej to wychodziło. Patrzyła na loże po lewej stronie i wyraźnie uśmiechała się do kogoś, kogo znała, więc nie jest tu sama. Przed nią szła jej koleżanka, rozmawiały ze sobą. Ta była szczupła, w czarnej sukience. Wyglądała wyzywająco i też zachęcająco. Zapatrzyłbym się na obie panie dłużej, lecz właśnie próbował wyminąć je jakiś gość. W pośpiechu machnął marynarką, a mnie wydawało się, że zauważyłem w jej wewnętrznej kieszeni broń. To musiał być ten, na którego czekałem.

Zszedł na salę i podszedł do stolika, gdzie siedziało już kilku ciemnych typków. Zaraz obok nich lożę zajmowała kobieta, do której właśnie dołączyła puszysta blondyna z seksowną koleżanką. Gościu, sądząc po nerwowym wyrazie twarzy, załatwiał interesy z kolegami, do których się dosiadł. Dopiłem piwo na dwa łyki, położyłem kasę na blat i nie patrząc już na znaną mi barmankę, ruszyłem w ich kierunku. Znalazłem miejsce w sąsiedniej loży, uprzedzając towarzystwo, że tylko na chwilę się dosiadam. Byłem dość blisko, by pomimo muzyki usłyszeć zdawkowe, lecz kluczowe informacje w przekazie tego kolesia.

– Seba, towar w łazience damskiej, potem na tyły, podam ci kod do walizki, walizka w kiblu, drzwi numer dziewięć.

Przez dobrych kilka minut rozmawiali o tym, jak nieźle kopnięta jest ich szefowa, chociaż każdy chciałby ją przelecieć. Potem wymienili kilka zdań o siedzących obok trzech panienkach, rąbiąc w ich kierunku dziwne ruchy i tanie podrywy. Dwie nie były zbytnio zainteresowane, blondynka natomiast wyglądała jakby odlatywała gdzieś myślami. Z nieznacznym uśmiechem zadowolenia błądziła oczami po sali. Nagle spotkaliśmy się wzrokiem i patrzyliśmy na siebie przez dobrych kilka sekund.

Miała coś w sobie, co mnie intrygowało, nie była idealna, wyrzeźbiona jak na modelkę, ale przypominała apetyczną brzoskwinkę. Chyba poczuła się zawstydzona, bo uśmiechnęła się do mnie i odwróciła wzrok.

Nagle nastąpiła szybka akcja, mężczyźni zaczęli wymachiwać rękoma i krzyczeć coś, czego już nie rozumiałem, mimo że znałem język polski dość dobrze. Musiała to być jakaś lokalna gwara albo slang, w którym dominowała często wypowiadana kurwa. Koleś, którego obserwowałem, wstał jak oparzony i szybkim krokiem udał się ku toaletom. Mógłbym się założyć, że wejdzie do damskich. Powoli opuściłem moje miejsce i podążyłem za nim.

• • •

Anna

Usiadłyśmy z Justyną. Od początku obserwowali nas faceci ze stolika obok. Ewidentnie lecieli na Justynę i Olkę. Justyna ich ignorowała – mężatka, zero zainteresowania flirtem. Olka natomiast, niczym dobra kokietka, udawała niewiniątko i co chwilę przekładała nogę na nogę, podkreślając w ten sposób kusą sukienkę. Rozmawiałyśmy trochę o pracy, trochę o nudzie życia. Muzyka była świetna, dawno nie byłam tak zrelaksowana. Rozglądałam się wokół za jakąś fajną męską partyjką do popatrzenia. Obserwowałam twarze obcych mi ludzi, gdy nagle, zaraz obok naszego stolika, utknęłam w czarnych oczach.

To był mroczny, diabelski wzrok, który przeszywał na wylot. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, czy sobie żarty ze mnie robi, czy naprawdę wpadłam mu w oko? Jeśli to drugie, to co mam robić? Jak już na wstępie nie popsuć sprawy i dać mu sygnał, iż jestem zainteresowana? Zachowam się więc tak, jak na kobietę przystało. Może to będzie dobre i nie wystraszę kandydata. Strzeliłam lekki zachęcający uśmiech i udałam, że wracam do rozmowy z dziewczynami.

Czarnooki wstał, a serce podeszło mi do gardła. Czy on idzie w moim kierunku? Facet jednak skierował kroki ku toaletom. Czyli tak to chce rozegrać? Pójść za nim? Myśli przelatywały mi przez głowę jak błyskawice. A niech tam, nie mam nic do stracenia!

– Idę do łazienki, dziewczyny. Zaraz wrócę. – Nawet nie czekałam na odpowiedź i wyrwałam się z miejsca.

Stanęłam przed drzwiami do dwóch toalet. Damska i męska. Myślałam, że tu będzie na mnie czekał, przecież nie wejdę do męskiej. W ogóle nie wiedziałam, jaki on ma plan. Postanowiłam więc poprawić włosy i otworzyłam drzwi z napisem Panie.

Wewnątrz nie było nikogo. To duże, klimatycznie oświetlone pomieszczenie, ze sporą liczbą kabin, pachniało czystością. Nagle usłyszałam szuranie. Nie byłam sama. Podeszłam do ogólnego lustra, aby spojrzeć sobie w oczy, kiedy w odbiciu dostrzegłam jego. Stał w kącie, patrząc na mnie tymi swoimi czarnymi oczami, a na ustach trzymając palec w geście sugerującym, bym zachowała ciszę.

W tej półmrocznej poświacie w oczy rzucała się jego rozpięta koszula i fragment umięśnionej klatki piersiowej. Był wysokim mężczyzną o mocnych rysach twarzy. Lśniące, czarne, średniej długości włosy związane miał w kitkę. Fajna fryzurka, pomyślałam. Wyglądał bardzo podniecająco. W głowie jednak miałam myśl: co teraz? Po co on tu przyszedł, do damskiej toalety? Czy on myśli, że my tutaj…?

Zbliżył się do mnie, od tylu, bardzo cicho. Jego twarz znalazła się tak blisko mojej szyi, że poczułam jego oddech na skórze. Przeszły mnie dreszcze i oblała fala gorąca. Znów spojrzałam w lustro, jego wzrok cały czas wbity był we mnie, lecz wyraz jego twarzy był dla mnie kompletnie nieodgadniony. Chce mnie zerżnąć czy zabić? – przeszło mi przez głowę i właśnie wtedy ręką odchylił połę marynarki. W odbiciu błysnęła mi broń. Nie zdążyłam rzeczowo pomyśleć, kiedy szepnął mi do ucha:

– Nie bój się, jestem policjantem, połóż się cicho na ziemi. – Wydawało mi się, że ma obcojęzyczny akcent, lecz nie było czasu na rozmyślania, zrobiłam, jak chciał.

Położyłam się na podłodze, a to, co zaraz potem się wydarzyło, wyglądało niczym scena z filmu gangsterskiego. Policjant mocno kopnął w drzwi jednej z kabin. Te łatwo ustąpiły, zatrzymując się na wewnętrznej ścianie. Dopiero leżąc, zauważyłam wielkie, czarne buty świadczące o tym, że w środku był mężczyzna. Nagle na podłogę posypało się mnóstwo małych, białych torebek, a na końcu runęła walizka.

Czarnooki wywlókł kolesia z kabiny i przyłożył mu broń do głowy. Tamten jednak zdążył uderzyć go nogą w krocze. Chwycił walizkę i próbując zamknąć ją z resztkami woreczków, zrobił dwa kroki w stronę wyjścia, trzeciego nie zdążył, gdyż skutecznie podłożyłam mu nogę. Walnął całym cielskiem jak długi, a to dało czas czarnookiemu na przechwycenie walizki i odwzajemnienie kopniaka. Nie miałam pojęcia, jak źle skończyłaby się ta scena, gdyby nie wejście do toalety jakiejś kobiety. Ta chwila zawahania u obu mężczyzn dała temu z kabiny możliwość ucieczki. Policjant szybko spakował resztę torebeczek do walizki i też czym prędzej się ulotnił.

Rano obudziły mnie zakwasy giganty, w życiu takich nie miałam. Ledwo podniosłam się z łóżka, to zaraz z powrotem na nie opadłam. Wspomniałam zeszłą noc. Wtedy mój mózg przypomniał mi ciemnookiego. Szybko zrobiło mi się przyjemnie – facet marzenie! Niestety, po tym jak się ulotnił, nie wrócił już do klubu. Impreza, nie powiem, była przednia. Do Justyny przysiadł się jakiś gość i wylewał żale, że go dziewczyna zostawiła i co on teraz biedny ma zrobić. Olka natomiast filtrowała z jakimś innym, nawet przystojnym, ale skończyło tylko na wymianie numerów telefonu. Ja zaś akcję w toalecie musiałam jakoś odreagować, potańczyłam więc trochę i około trzeciej nad ranem wróciłyśmy do domów.

Była sobota, mogłam dłużej poleżeć. Zaczęłam mocniej marzyć o ciemnookim. Byłam tak naładowana, że natychmiast naszła mnie ochota na seks. Och, gdyby on tu teraz był… Leciałyby wióry!