Ciało kobiety, mądrość kobiety. Jak odzyskać i zachować fizyczne i emocjonalne zdrowie - dr Christiane Northrup - ebook

Ciało kobiety, mądrość kobiety. Jak odzyskać i zachować fizyczne i emocjonalne zdrowie ebook

Christiane Northrup

0,0
99,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Międzynarodowy bestseller – biblia kobiecego zdrowia

Ciało kobiety, mądrość kobiety to ekscytująca podróż przez kobiecość w wymiarze fizycznym i duchowym. Książka, która na zawsze zmieni twoje życie, sprawiając, że inaczej spojrzysz na swoje ciało i zrozumiesz zachodzące w nim procesy, a także poczujesz przepływającą przez ciebie energię oraz odmienisz swoje relacje z samą sobą i ze swoim otoczeniem. Jesteś całością: ty, twoje ciało, twój duch. Poznaj siebie i zadbaj o swoje zdrowie.

Zastanów się nad tym, jak traktowane jest kobiece ciało. Odsłaniane, gdy ktoś szuka w nim biznesowych korzyści i zasłaniane z oburzeniem, gdy spełnia swoje naturalne funkcje. Doświadczające procesów, które brzydzą i wiążą się z tabu i poddawane niekończącym się zabiegom, by lepiej wpisywać się w kulturowe normy. Z narządami, które w naszym języku czasem nawet trudno nazwać nie medycznie, nie protekcjonalnie i nie wulgarnie. Zdolne do budowania nowego życia i ośmieszane jako niedoskonałe i słabe. Sprawiające dyskomfort i będące źródłem największej przyjemności. Zawsze poddawane kontroli i na cenzurowanym. Problematyczne – a może raczej nierozumiane?

Przed stereotypami, normami opartymi na kruchych podstawach i wierzeniami przeczącymi logice nie zdołała się uchronić nawet medycyna. Kobiece problemy fizyczne i psychologiczne często są bagatelizowane, choć szybka reakcja na niepokojące objawy może uratować życie. Przekonanie, że to naturalne, że kobiety cierpią, a ich ciała są słabe i niewydolne, jest niebezpiecznym mitem, bo pociąga za sobą niedostateczną dbałość o zdrowie fizyczne i psychiczne. To cały zestaw problemów, z którymi w różnych momentach życia mierzy się każda kobieta.

dr Christiane Northrup, amerykańska ginekolożka i badaczka kobiecości, obala te mity, opierając się na swojej wieloletniej praktyce lekarskiej. W efekcie powstał podręcznik dla każdej kobiety – przewodnik po jej organizmie: jego częściach, zachodzących w nim procesach (seksualności, menstruacji, menopauzie, ciąży, porodzie), chorobach i ich źródłach, ukazujący niezwykłą moc i ogromną siłę kobiecego ciała i kobiecości, która nie musi się wiązać z dyskomfortem i bólem.

To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Dr Northrup ma do każdej kobiety prośbę: pamiętaj, że jesteś całością. Składasz się z ciała, ducha i umysłu, które nie są od siebie oddzielone. Tak jak fizyczny dyskomfort wpływa na twój stan psychiczny, tak to, że źle się czujesz z samą sobą, że nie lubisz swojego ciała, nie traktujesz go z miłością, nie słuchasz go – odbija się jak w lustrze w twoim stanie zdrowia.

Autorka zachęca do wsłuchania się w siebie i zrozumienia własnego ciała – najważniejszej rzeczy, jaką posiadamy. Każda kobieta powinna wziąć sprawę w swoje ręce: poznać siebie jak najlepiej; zrozumieć procesy zachodzące w organizmie i w głowie; wsłuchać się w siebie. Twoje ciało, umysł i duch razem składają się na zdrową osobę. By ciało było zdrowe, trzeba zaufać swoim uczuciom i intuicji, która podpowiada nam, co jest dla nas dobre, a co nam szkodzi.

dr Christiane Northrup dostarcza rzetelną wiedzę na temat kobiecej anatomii i najczęstszych chorób i przypadłości. Prezentuje metody leczenia zarówno w duchu konwencjonalnej medycyny, jak i metod alternatywnych wspomagających terapię, podkreślając, że psychiczne nastawienie i dążenie do harmonii wewnątrz siebie i w relacjach ze światem to jedno z najlepszych lekarstw. Jej zdaniem choroba to przede wszystkim sygnał, za pomocą którego ciało chce nam coś powiedzieć: poprosić o lepszą dbałość o jego stan, zmobilizować do przewartościowania życia, zachęcić do introspekcji i lepszego poznania siebie; zażegnania konfliktu, często nieuświadomionego, który wyniszcza od środka.

„Ciało kobiety, mądrość kobiety” to lektura potrzebna każdej z nas – wyposaży cię w wiedzę na temat twojego ciała i ułatwi ci zmianę nastawienia do swojej fizyczności, byś mogła się z samą sobą zaprzyjaźnić, zaakceptować siebie i otoczyć się jak najlepszą troską – bo na nią zasługujesz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1635

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Women’s Bodies, Women’s Wisdom. Creating Physical and Emotional Health and Healing

Original edition copyright © 2010, 2006, 1998 and 1994 by Christiane Northrup, M.D.

This translation published by arrangement with Bantam Books, a division of Random House, Inc., New York, New York

Copyright © 2019 for the Polish edition by CoJaNaTo

Wszystkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody wydawcy książka ta nie może być powielana ani częściowo, ani w całości. Nie może też być reprodukowana, przechowywana i przetwarzana z zastosowaniem jakichkolwiek środków elektronicznych, mechanicznych, fotokopiarskich, nagrywających i innych.

Informacje zawarte w tej książce oparte są na doświadczeniu i poglądach autorki. Ani autorka, ani wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek wykorzystanie informacji zawartych w tej książce.

Redaktor wydania: Wojciech Zacharaek

Redakcja językowa i korekta: Maria Osińska (KorektArt)

Projekt okładki: Blanka Łyszkowska

Fotografia wykorzystana do okładki za zgodą: Darius Bashar (Unsplash)

ISBN: 978-83-63860-30-1

CoJaNaTo

ul. Pustelnicka 48/4; 04-138 Warszawa

Tel. +48 728 898 892; www.cojanato.pl; e-mail: [email protected]

Ta książka jest dla tych, którzy wierzą, że można doświadczać pełni życia bez względu na okoliczności.

I dla tych, którzy akceptują w życiu tajemnicę, niepewność i nadzieję.

Dla tych, którzy chcą cieszyć się dobrym samopoczuciem i wiedzą, że uzdrawianie nie jest tylko kwestią podania leku i zastosowania urządzeń technicznych.

Ta książka jest dedykowana tym spośród lekarzy, pielęgniarek, pracowników służby zdrowia, uzdrowicieli i pacjentów, którzy nie bali się przyznać, jak wiele nie wiemy.

Jest dla tych, którzy wiedzą, że pełne uzdrawianie nie jest możliwe bez przywrócenia życiu świętości.

Jest wyrazem wdzięczności dla naukowców i uzdrowicieli z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, którzy, wbrew otępiającemu myśleniu konwencjonalnemu, mieli i mają odwagę iść naprzód z wiarą, nadzieją i radością.

Wstęp do wydania czwartego: medycyna upodmiotowienia

Jedną z centralnych i przestarzałych idei obowiązujących w naszym systemie opieki zdrowotnej jest stwierdzenie, że procesy rządzące organizmem kobiety mają na celu wywoływanie cierpienia i bólu, a one same wymagają intensywnej opieki medycznej i szeregu testów, aby mogły zachować zdrowie. Choć z pewnością jest to doświadczenie niezliczonej ilości kobiet, jest na to inny sposób – znacznie lepszy. W rzeczywistości kobiece ciało zostało zaprojektowane tak przez naszego stwórcę, aby być źródłem przyjemności, płodności, żywotności, siły i dobrego samopoczucia. Nasze ciała łączą nas z Księżycem, przypływami i porami roku. Mamy się rozwijać. My, ludzka rasa, dotarliśmy na rozdroże, do punktu zwrotnego, w którym na całej planecie stare, niezrównoważone idee i zachowania rozpadają się. Obecny kryzys w służbie zdrowia jest tylko jednym z przykładów tego rozpadu – przykładem, z którym jestem doskonale zaznajomiona. Nie trzeba obawiać się rozpadu starego, ponieważ otwiera on przestrzeń dla nowych, bardziej zrównoważonych i zdrowszych systemów i koncepcji, które mogą powstać we wszystkich aspektach ludzkiego doświadczania na ziemi, łącznie z tym, jak radzimy sobie z doświadczaniem życia w kobiecym ciele.

W ciągu ostatnich trzech dekad moje doświadczenia jako lekarza ginekologa- -położnika, młodej matki i kobiety w średnim wieku doprowadziły mnie do nowego, rewolucyjnego podejścia do zdrowia i dobrego samopoczucia kobiet, które potwierdza niezakłóconą jedność ciała, umysłu i ducha. Chociaż nie było to oczywiste dla głównego nurtu myślenia obowiązującego w środowisku medycznym w latach 80. i 90. XX w., kiedy po raz pierwszy testowałam podejście opisane w tej książce, obecnie jest dla nas całkowicie jasne, że stan zdrowia kobiety podlega dużemu wpływowi kultury, w której żyje, jej pozycji społecznej, jej doświadczeń oraz codziennych myśli, przekonań i zachowań.

W kobiecym ciele można się dobrze rozwijać, zamiast po prostu czekać na wystąpienie choroby. Sprowadza się to do tego, że niezależnie od naszych indywidualnych okoliczności, naszej przeszłości czy naszych obecnych czasów każda z nas ma wewnętrzne wskazówki, do których może się dostroić, aby stworzyć doskonałe zdrowie – już teraz. Rodzimy się z tym wewnętrznym przewodnictwem. Przychodzi ono w formie emocji i pragnień i prowadzi nas ku rzeczom (w tym myślom), które są dobre i nam służą, oraz chroni nas przed rzeczami, które są złe i nam szkodzą. To takie proste. Jesteśmy doskonale okablowane, by znaleźć miłość, radość, spełnienie i zdrowie. Chociaż zbyt często jako dzieci byłyśmy przekonywane, by zrezygnować z naszych pragnień, nauczyłam się, że możemy ufać uczuciom, które każą nam wstawać każdego ranka. Nasze pragnienia są drogą, którą uzdrawiająca siła życiowa przechodzi przez nas i uzupełnia nasze ciała. Są tym, co sprawia, że warto żyć. Stanowią nasze nadzieje i marzenia. I niezmiennie trzymają klucze do uzdrowienia nie tylko naszych ciał, ale całego naszego życia.

Jako lekarz od czasu do czasu widziałam, że nasze wewnętrzne przewodnictwo przychodzi również w postaci objawów i chorób ciała – szczególnie gdy żyjemy życiem pozbawionym przyjemności, radości i nadziei. Nasze choroby mają na celu powstrzymanie nas przed podążaniem utartym torem, sprawienie, byśmy odpoczęły i zwróciły uwagę z powrotem na rzeczy, które są naprawdę ważne i które nadają naszemu życiu znaczenie i radość – aspekty życia, które często odkładamy na „później”.

Wglądy, wzmacniane przez dziesięciolecia praktyki medycznej, a także moje własne problemy zdrowotne zakwestionowały wszystko, czego nauczyłam się na temat stanu zdrowia kobiet w trakcie studiów i rezydentury. Przez lata stawało się dla mnie coraz bardziej jasne, że zespół napięcia przedmiesiączkowego (PMS), ból w obrębie miednicy, guzy włókniste, przewlekłe zapalenie pochwy, problemy z piersiami i skurcze miesiączkowe były powiązane z kontekstem życia danej kobiety i jej wierzeniami na temat samej siebie i tego, co wedle niej jest możliwe w jej życiu. Wszystkie te czynniki wiążą się z bardzo realnymi zmianami biochemicznymi w naszych komórkach. Rozpoznanie diety, sytuacji w pracy i w relacjach często dawało mi wskazówki co do źródła cierpienia danej kobiety – i, co ważniejsze, jakie kroki należy podjąć, aby złagodzić to napięcie. Z biegiem lat nauczyłam się doceniać myśli, przekonania i wzorce zachowań ukryte za stanem medycznym w sposób, który po prostu nie jest przedmiotem zainteresowania szkolenia medycznego. Te wglądy są brakującym ogniwem optymalnego zdrowia na wszystkich poziomach.

Ponieważ rozwinęłam większą wrażliwość na te wzorce zdrowia i choroby, doszłam do wniosku, że bez zaangażowania się w przyjrzenie się wszystkim aspektom naszego życia i – aby móc je zmienić – bez dostępu do naszej mocy poprawa nawyków i samej diety nie wystarczy, aby trwale uleczyć okoliczności wyjściowe, które były obecne od dawna. Pracowałam z wieloma kobietami, których chorób nie można było po prostu przypisać temu, co jedzą, i nie można było ich wyleczyć wyłącznie za pomocą leków lub operacji. Stosowanie specjalnej diety lub bieganie trzech mil dziennie nie sprawią, że kobieta poczuje się dobrze, jeśli na jej zdrowie niekorzystnie wpływa podświadome przekonanie, że nie jest ona wystarczająco dobra, że ma niewłaściwą płeć lub że przeznaczeniem kobiety jest wiele w życiu wycierpieć. Jeśli doświadczyła kazirodztwa i nie pozwala sobie na odczuwanie emocji, które są często związane z tą historią, lub jeśli była niechciana czy maltretowana jako dziecko, to nie istnieją żadne leki na receptę, które uzdrowiłyby tę ranę i uleczyły fizyczne skutki uboczne, często będące tego rezultatem.

Najczęściej jednak zjawiska degradujące kobiecość są znacznie bardziej subtelne i groźne niż jawne nadużycie. Przykłady obejmują odczuwanie dyskomfortu podczas karmienia piersią w przestrzeni publicznej, obawy, że pragnienie wyglądania zmysłowo i czucia się w ten sposób przyciągnie niechcianą uwagę (a następnie zostaniesz za to obwiniona), czy potrzebę ukrycia jakiegokolwiek dowodu miesiączki i jej skutków. Właśnie dlatego pisarka feministyczna Adrienne Rich napisała: „Nie znam żadnej kobiety, […] dla której ciało nie byłoby podstawowym problemem”. Uwewnętrznienie obrazu własnego ciała jako problemu leży u podstaw zdrowia kobiet. Zmiana naszego postrzegania, kobieta po kobiecie, znajduje się w samym sercu procesu uzdrowienia. Mimo to próba zmiany diety oraz alternatywy dla leków i zabiegów chirurgicznych w przypadku problemów, których początki tkwią w naszych przekonaniach, to często bardzo mocny, nietoksyczny i poprawiający zdrowie pierwszy krok – krok, który otwiera nas na nowe, bardziej holistyczne sposoby radzenia sobie z naszymi objawami. Sekretem prawidłowego rozwoju jest wiedza, że nigdy nie jesteśmy po prostu ofiarami naszych ciał. Bardzo uspokajające jest wiedzieć, że wszystkie mamy w sobie zdolność uzdrawiania absolutnie wszystkiego i pełnego radości życia.

Niniejsze nowe wydanie „Ciała kobiety, mądrości kobiety” ma na celu pomóc ci nie tylko zachować zdrowie, ale także rozwinąć się mentalnie, emocjonalnie i duchowo, tak samo jak fizycznie. Chcę, abyś wiedziała, że jest to przyjemne, a nie bolesne. To jest twoje pierworództwo. Kiedy w końcu połączymy nasze myśli, przekonania, fizyczne zdrowie i okoliczności życiowe, odkryjemy, że to my kierujemy naszym życiem i możemy dokonywać głębokich zmian. Nic nie jest bardziej radosne i wzmacniające. W tej książce znajdziesz historie takich uzdrowień i przebudzeń.

Jedna z moich czytelniczek napisała kiedyś: „«Ciało kobiety, mądrość kobiety» to list miłosny do kobiet i ich ciał”. Uwielbiam to. I to prawda. Czytając to nowe wydanie, pamiętaj, że ma ono na celu pomóc ci zakochać się w swoim ciele i przebudzić się do jego boskich procesów. Niech pomoże ci stać się fizycznym ucieleśnieniem duszy, abyś odkryła kobietę, którą zawsze miałaś być. Niech pomoże ci znaleźć najlepsze możliwe rozwiązania dla twojej indywidualnej sytuacji. Ale przede wszystkim pozwól, by napełniło cię odwagą niezbędną do radykalnych i życiodajnych zmian w twoim umyśle i ciele, które pozwolą ci rozkwitnąć na wszystkich poziomach. I pamiętaj, że najbardziej podstawową i istotną zmianą jest nauczenie się, jak kochać i akceptować już teraz swoje drogocenne ciało. To przecież świątynia, w której mieści się twoja dusza. To jest ścieżka nie tylko dla naszego indywidualnego uzdrowienia, ale także dla uzdrowienia planety i ludzkości.

Część I

Od zewnętrznej kontroli do wewnętrznego przewodnictwa

Rozdział 1.

Mit patriarchatu: źródło rozdźwięku między umysłem, ciałem i emocjami

Stworzony przez nas świat jest rezultatem naszego dotychczasowego sposobu myślenia. Nie można go zmienić bez zmiany sposobu myślenia.

– Albert Einstein

Przekonania stają się biologią.

– Norman Cousins

Świadomość stwarza ciało. Proste. Świadomość to nie tylko głowa. Wykracza poza mózg i ciało, istnieje poza czasem i przestrzenią. Jednak na praktycznym i codziennym poziomie świadomość jest tą częścią nas, która wybiera myśli i nimi kieruje. Myśli podnoszące na duchu, pełne troski i miłości tworzą zdrową biochemię i zdrowe komórki, natomiast myśli, które wpływają na nas lub na innych destrukcyjnie, mają działanie odwrotne. Rodzimy się pełne miłości i akceptacji dla ciała. Z czasem nasze ciało i stan naszego zdrowia zmieniają się pod wpływem nawykowych myśli i przekonań, które kierują naszym zachowaniem. Chcąc poprawić swoje życie i zdrowie, musimy uznać niezaprzeczalną jedność pomiędzy naszymi przekonaniami, sposobem postępowania i ciałem fizycznym. Musimy następnie wnikliwie się przyjrzeć wszelkim niszczącym zdrowie, nieświadomie odziedziczonym po rodzicach i kulturze, przekonaniom i założeniom, które przyjęłyśmy jako własne – i zmienić je. Musimy być gotowe na przekroczenie tego, co dr Gay Hendricks nazywa problemem górnej granicy1.

Nasze kulturowe dziedzictwo

W zachodniej cywilizacji panują przekonania, że intelekt podporządkowuje sobie emocje, umysł i duch są lepsze od ciała i są od niego całkowicie oddzielone, a męskość jest lepsza od kobiecości. Praca antropologów i historyków kultury, takich jak dr Riane Eisler, oraz archeolożki dr Mariji Gimbutas udokumentowała, że nasz obecny światopogląd ma zaledwie 5 tysięcy lat. Wcześniej od tysięcy lat kwitły pokojowe społeczeństwa, w ramach których kobiety zajmowały wysokie stanowiska, rozwijała się sztuka, a religia obejmowała kult Bogini2.

Z czasem jednak społeczeństwa i bogowie, których czczono, ulegli zmianie. Powstawały plemiona dominacyjne, w których władzę sprawowali mężczyźni i ojcowie. Społeczeństwa te charakteryzowały się przemocą, podejmowaniem działań wojennych i podporządkowaniem mas względnie niewielu, których uznano za „wybranych”. Rdzennie amerykański pisarz i antropolog Jamake Highwater mówi: „Wszystkie ludzkie wierzenia i działania wywodzą się z leżącej u podłoża mitologii”. Przyjmując to założenie, łatwo jest wykazać, że skoro nasza kultura przez ostatnie 5 tysięcy lat była „rządzona przez karzącego, autorytarnego ojca”, to poglądy na temat naszych kobiecych ciał, a nawet naszego systemu opieki zdrowotnej, również przestrzegają zasad zorientowanych na męski punkt widzenia3. Patriarchat jest jednak tylko jednym z wielu systemów organizacji społecznej.

Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, gdy po porodzie kobieta, która właśnie urodziła dziewczynkę, spoglądała na męża i mówiła: „Kochanie, przykro mi” – przepraszając, że dziecko nie jest płci męskiej! Odrzucenie matki przez samą siebie i przepraszanie za owoc 9-miesięcznej ciąży i porodu są szokujące. Jednak po narodzinach mojej drugiej córki byłam wstrząśnięta, kiedy stwierdziłam, że w myślach formułuję te same, kierowane do męża, pochodzące ze zbiorowej nieświadomości ludzkiej rasy, słowa przeprosin. Nigdy nie wypowiedziałam ich na głos, co nie zmienia faktu, że spontanicznie pojawiły się w mojej głowie. Uświadomiłam sobie wtedy, jak stare i głęboko zakorzenione jest odrzucenie kobiecości zarówno wśród mężczyzn, jak i wśród kobiet! Wiem również, że w ciągu ostatnich czterech dekad nasz światopogląd szybko się zmieniał, głównie ze względu na ruchy feministyczne i obywatelskie oraz na rzecz praw gejów – a także dlatego, że Internet pozwala na zdecentralizowaną i zglobalizowaną komunikację. Indywidualnie i zbiorowo wybudzamy się ze sposobów, w jakie uczestniczyłyśmy w kulturze dominacji, tym samym ją utrwalając.

Nasza kultura sygnalizuje dziewczynkom, że ich ciała, życie i kobiecość wymuszają na nich ciągłe przeprosiny. Zauważyłaś może, jak często kobiety przepraszają? Szłam niedawno ulicą, gdy pewien mężczyzna potrącił przechodzącą obok kobietę, wytrącając jej z rąk paczkę. Ona szczerze go za to przeprosiła. Wiele z nas, gdzieś w głębi ducha, przeprasza za sam fakt istnienia. Jak pisze Anne Wilson Schaef: „Pierworodnego grzechu, wynikającego z bycia kobietą, nie da się odkupić pracą”4. Nieważne, jak wiele ukończysz kierunków studiów i jak wiele zdobędziesz nagród, z jakiegoś powodu nigdy nie będziesz wystarczająco dobra. Jeśli od dnia narodzin musimy przepraszać za samo istnienie, możemy przyjąć, że system opieki medycznej w naszym społeczeństwie także nie uzna mądrości naszych, należących do „drugiej kategorii”, ciał. W gruncie rzeczy patriarchat dobitnie sygnalizuje, że ciała kobiet są gorsze i należy je kontrolować.

Nasza kultura z przyzwyczajenia odmawia uznania powagi i wszechobecności problemów związanych z seksem. Z praktyki lekarskiej wiem, że nadużycia wobec kobiet (oraz wobec kobiecych cech u mężczyzn) stały się epidemią, bez względu na to, czy są subtelne czy jawne. Zrozumiałam też, że przemoc przygotowuje grunt dla chorób, które rozwijają się w kobiecych ciałach. W latach 80. XX w., kiedy sugerowałam moim kolegom, że na przykład chroniczny ból miednicy był związany z historią wykorzystywania seksualnego, często śmiali się z tego szyderczo. Jeden z nich powiedział mi nawet: „Cóż, może twoje pacjentki mają za sobą takie historie. Ale ja widzę tylko normalne kobiety”. Wkrótce uświadomiłam sobie, że kobiety, które do mnie przychodziły, nie różnią się od tych gdziekolwiek indziej – i były idealnie „normalne”. Tylko pomyśl: ponad 40% kobiet w Stanach Zjednoczonych z dużym prawdopodobieństwem padło ofiarą przemocy, w tym także przemocy seksualnej w dzieciństwie (prawie 18%), pobicia (ponad 19%), gwałtu (ponad 20%) i przemocy ze strony partnera (prawie 35%)5. Około 6% wszystkich kobiet doświadczyło przemocy, będąc w ciąży6. Jednak bez względu na to, jak powszechna jest przemoc wobec kobiet, zwykle mniej niż 10% lekarzy pierwszego kontaktu podczas rutynowych wizyt monitoruje pacjentki pod kątem przemocy domowej7.

Jeśli ignoruje się przemoc, nasila się ona, zwiększając u ofiar prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa, bycia ofiarą morderstwa, wystąpienia całego mnóstwa cierpień spowodowanych poważnymi urazami (jak uszkodzenie mózgu) oraz przewlekłych problemów zdrowotnych (łącznie z chorobami przenoszonymi drogą płciową, HIV/AIDS oraz nadużywaniem alkoholu i narkotyków)8. Według badań Southern California Kaiser Permanente Medical Group9oraz Centers for Disease Control and Prevention10przemoc wobec dziewczynek wiąże się nie tylko z ich przedwczesną śmiercią i niepełnosprawnością w późniejszym okresie życia, ale także z takimi chorobami jak rak, cukrzyca i choroby serca11. Naukowcy twierdzą, że jest to proces kumulacyjny.

Raport UNESCO z 2003 r. dowodzi, że ponad 2/3 spośród 860 milionów analfabetów na świecie stanowią kobiety. Ponadto, gdy społeczeństwa dysponują ograniczonymi zasobami, kobiety dużo częściej niż mężczyźni są pozbawione artykułów pierwszej potrzeby, w tym pożywienia i leków, co zwiększa ryzyko fizycznego i umysłowego upośledzenia12.

Niektóre przykłady przemocy wobec kobiet w innych częściach kuli ziemskiej szokują jeszcze bardziej. Przyjrzyjmy się poniższym odkryciom:

Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że 100–140 milionów kobiet na świecie poddano obrzezaniu, a każdego roku dodatkowe 2 miliony dziewczynek może paść ofiarą tej praktyki13.W Indiach wykonywanie aborcji ze względu na płeć na korzyść dzieci płci męskiej rozpowszechniło się tak bardzo, że powoli zaburza to równowagę między płciami (pomimo faktu, że aborcja ze względu na płeć jest nielegalna od 1994 r.). Pewien indyjski specjalista z dziedziny medycyny prenatalnej szacuje, że każdego roku w Indiach usuwa się milion żeńskich płodów. Nawet bardzo ostrożne szacunki podają liczbę 0,5 miliona14. Największe niebezpieczeństwo występuje na obszarach miejskich, gdzie jest łatwiejszy dostęp do amniocentezy15i badań ultrasonograficznych, jednak nielegalne, przenośne aparaty USG pojawiają się na tak oddalonych od cywilizacji terenach, że nie ma na nich prądu ani bieżącej wody16. Chociaż oficjalnie nielegalne w Indiach, informowanie przyszłych rodziców o płci ich nienarodzonego dziecka to powszechna praktyka, która rzadko jest karana17.Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że każdego roku dochodzi do 5 tysięcy zabójstw honorowych (morderstwo z rąk członków rodziny kobiety podejrzanej o cudzołóstwo), w większości w krajach muzułmańskich. Sprawcy kazirodztwa, gdy ich ofiary zachodzą w ciążę, dopuszczają się tego typu „honorowych morderstw” w celu zamaskowania swoich zbrodni. Inni rozwiązują w ten sposób problemy spadkowe. Niektóre ofiary gwałtu czy nadużyć seksualnych są zmuszane do popełnienia samobójstwa18. W Chinach 39 tysięcy dziewczynek poniżej 1. roku życia umiera każdego roku tylko dlatego, że ich rodzice nie zapewniają im takiej samej opieki medycznej i uwagi co chłopcom. Z tego samego powodu w Indiach dziewczynki w wieku 1–5 lat są o 50% bardziej narażone na śmierć niż chłopcy w tym samym wieku19.W Ghanie pierwszym doświadczeniem seksualnym dla 21% młodych kobiet jest gwałt20. Na świecie w trakcie porodu umiera co minutę jedna kobieta. W afrykańskim Nigrze ryzyko śmierci kobiety w trakcie porodu wynosi 1 : 7, w Indiach – 1 : 70. (W Stanach Zjednoczonych wynosi ono 1 : 4800, a w Irlandii 1 : 47 600)21.Według sprawozdania rządu Cypru z 2003 r. ponad 2 tysiące kobiet rocznie, szczególnie tych, które w nadziei na lepsze życie przyjeżdżają z Europy Wschodniej i byłych republik Związku Radzieckiego, zmusza się do prostytucji i sprzedaje do innych europejskich i arabskich krajów22. Raport ONZ szacuje, że w samej Azji około miliona dzieci pracuje na rynku usług seksualnych i jest trzymanych w warunkach podobnych do niewolniczych (takich jak zamykanie w domach publicznych i bicie, jeśli nie współpracują, nie wspominając o tym, że są niedożywione i pod wpływem leków uspokajających oraz substancji uzależniających)23. Z powodu powszechnie panującego wyzysku, wykorzystywania seksualnego i dyskryminacji nastoletnie dziewczyny w południowej Afryce i na Karaibach są zakażane AIDS 4–7 razy częściej niż chłopcy24. W Suazi (które ma najwyższy wskaźnik zakażeń wirusem HIV na świecie – co trzecia osoba jest zainfekowana) prawie co czwarta dziewczynka jest zarażona wirusem HIV25. W Azji w 1990 r. 17% wszystkich dorosłych zakażonych wirusem HIV to kobiety; do 2008 r. liczba ta wzrosła do 35%. Raport przedstawiony w 2009 r. na Międzynarodowym Kongresie na temat AIDS w Azji i na Pacyfiku dodaje frapującą informację, szacując, że ponad 90% z 1,7 miliona kobiet żyjących w Azji, które są nosicielkami wirusa HIV, zaraziło się nim od swoich mężów lub partnerów, z którymi były w długotrwałym związku. W raporcie napisano, że 50 milionów azjatyckich kobiet jest obecnie zagrożonych zarażeniem się wirusem HIV od swoich bliskich partnerów26.

Podczas prezentacji w Nowym Jorku w 2005 r. UNESCO ogłosiło, że przemoc wobec kobiet i dziewcząt (w tym gwałt i tortury jako „nowa strategia działań wojennych”) stała się nie tylko poważnym problemem dotyczącym praw człowieka, dotykającym co trzecią kobietę na całym świecie, ale także „poważną epidemią zdrowia publicznego” w skali globalnej27. Szczególnie przerażający przykład pochodzi z Funduszu Ludnościowego ONZ, który informuje, że z 16 tysięcy nowych przypadków przemocy seksualnej zarejestrowanych w 2008 r. w Demokratycznej Republice Konga 65% dotyczyło nastoletnich dziewcząt i dzieci. Taka przemoc obejmuje zniewolenie seksualne, przymusowe kazirodztwo, gwałt zbiorowy na oczach rodzin i członków społeczności oraz okaleczanie, włącznie z użyciem broni palnej, kobiecych genitaliów28.

Riane Eisler, autorka bestsellera pt. „The Chalice and the Blade”(Harper & Row, 1987)i „The Real Wealth of Nations: Creating a Caring Economics” (Berrett-Koehler, 2007), napisała: „Świat zaczyna rozumieć, że już dłużej nie można ignorować ofiar przemocy ze strony bliskich osób oraz związku między tego rodzaju przemocą i przemocą międzynarodową, łącznie z terroryzmem”. Po wielu badaniach Eisler (wspólnie z mężem, psychologiem społecznym i futurystą Davidem Loye’em) założyła organizację non profit Center for Partnership Studies29, aby wprowadzić nowy rodzaj praw człowieka, które nazwała prawami partnerskimi, oraz aby „wskazać powiązanie między «problemami kobiet i dzieci» i przemocą społeczną, ubóstwem oraz innymi ogólnoświatowymi problemami, [a także] aby położyć kres nierówności płci i przemocy ze strony bliskich osób”. (Więcej informacji o tym, jak Eisler pomaga wprowadzić zmiany na skalę ogólnoświatową, znajdziesz na stronie Center for Partnership Studies [www.partnershipway.org] w programie Spiritual Alliance to Stop Intimate Violence30).

Dzięki Eisler i innym osobom podobnym do niej fala zaczyna się wzmagać. W samym tylko 2009 r. prezydent Obama mianował nową Radę Białego Domu ds. Kobiet i Dziewcząt, Departament Stanu utworzył nowy Urząd ds. Globalnych Problemów Kobiet, a Senacka Komisja Spraw Zagranicznych utworzyła nowy podkomitet zajmujący się sprawami kobiet. Szczególnie inspirująca wiadomość pochodzi od uhonorowanych nagrodą Pulitzera dziennikarzy (prywatnie małżeństwa) Nicholasa D. Kristofa i Sheryl WuDunn, współautorów książki pt. „Half the Sky: Turning Oppression into Opportunity for Women Worldwide” (Knopf, 2009). W specjalnym wydaniu New York Times Magazine, poświęconym kobietom i dziewczętom w krajach rozwijających się, Kristof i WuDunn napisali: „Rośnie zrozumienie u wszystkich, od Banku Światowego po Połączonych Szefów Sztabu Sił Zbrojnych USA, że pomoc organizacjom takim jak CARE31, skupiającym się na kobietach i dziewczętach, jest najskuteczniejszym sposobem walki z globalnym ubóstwem i ekstremizmem. Dlatego pomoc zagraniczna jest w coraz większym stopniu skierowana do kobiet. Świat budzi się do potężnej prawdy: kobiety i dziewczęta nie są problemem. Są rozwiązaniem”32.

Uzależnienie jest produktem patriarchatu

Patriarchalna organizacja naszego społeczeństwa domaga się, aby kobiety, obywatele drugiej kategorii, ignorowały lub odwracały się od swoich nadziei i marzeń, ulegając w ten sposób mężczyznom i wymaganiom ich rodzin. Zamiast uczyć się, jak zwracać uwagę na geniusz naszej intuicji i wewnętrznego przewodnictwa, zinternalizowałyśmy przekonanie, że nie jesteśmy wystarczająco godne, wystarczająco inteligentne lub wystarczająco atrakcyjne, aby żyć życiem pełnym wolności, radości i spełnienia. Bez współczującego języka, który uznaje uniwersalne ludzkie potrzeby, wiele kobiet (i mężczyzn) zwraca się ku uzależnieniom, takim jak przepracowanie, nadpobudliwość, palenie tytoniu, narkotyki i alkohol oraz przejadanie się, w celu uśmierzenia bólu. Powoduje to niekończący się cykl nadużyć, które same pomagamy utrwalać. To, co nazywam nadużyciem, może być równie subtelne jak poczucie winy z powodu wystarczającej ilości snu! Będąc nadużywanymi lub nadużywającymi siebie, chorujemy. Następnie zwracamy się do systemu opieki zdrowotnej, który jest tak zaprojektowany, by dostarczać głównie szybkie rozwiązania farmaceutyczne dla problemów, których nie można wyleczyć, dopóki nie zmienimy naszych podstawowych przekonań i myśli.

Anne Wilson Schaef pisze: „Wszystko może się przerodzić w uzależnienie, bez względu na to, czy jest to substancja (jak alkohol) czy czynność (jak praca). Dzieje się tak, gdyż zadaniem uzależnienia jest stworzenie bufora między nami a świadomością naszych odczuć. Uzależnienie ma nas znieczulić, abyśmy nie miały kontaktu z tym, co wiemy i czujemy”33. Schaef nazwała patriarchat „systemem uzależnień” i opisała cechy społeczeństw tłamszących ludzką samoświadomość oraz emocje i w ten sposób nakłaniających do stosowania uzależniających substancji i uciekania się do uzależniających czynności, aby utrzymać się przy życiu (patrz: tab. 1, s. 31).

Tabela 1. Charakterystyka systemu uzależnień

Cecha

Definicja

Przykłady

WINA

Przekonanie, że coś lub ktoś poza tobą jest powodem twojej sytuacji

„Nic nie mogę zrobić z tym, jaka jestem. Moja matka była alkoholiczką”.

„Poślubiłam mężczyznę, który jest zupełnie niezdolny do tworzenia intymnego związku”.

WYPARCIE

Brak kontaktu z uczuciami, potrzebami i pozostałą wiedzą

„Rodzice nie byli alkoholikami. Pili tylko w towarzystwie”.

„Jest cienka linia między nadużywaniem alkoholu i alkoholizmem”.

„Nie wiem, dlaczego przytyłam 9 kg. Nigdy nie zjadłam nic niezdrowego”.

DEZORIENTACJA

Brak jasności co do sytuacji i własnych emocji

„Nikt nigdy nic mi nie mówi”. „Nigdy nie wiem, co się tutaj dzieje”.

SŁABA PAMIĘĆ

Zapominanie, niezauważanie

Niepamiętanie o spotkaniach, zapominanie kluczy, rzeczy osobistych, o potrzebach fizycznych

POCZUCIE BRAKU

(MODEL GRY Z SUMĄ ZEROWĄ)

Przekonanie, że jest ograniczona ilość wszystkiego, co godne pożądania: miłości, pieniędzy, mężczyzn, szczęścia

„Jeśli osiągam sukces, ktoś inny musi cierpieć”.

„Nie można poświęcać sobie czasu ani wydawać na siebie pieniędzy, ani tym bardziej przyznawać się do tego”.

PERFEKCJONIZM

Ogromna potrzeba zewnętrznego porządku, który ukrywa wewnętrzny chaos

Bezustanny pościg za doskonałym ciałem, domem, partnerem, pracą

ILUZJA KONTROLI LUB OBIEKTYWIZMU

Lęk przed potrzebami i uczuciami. Tworzenie iluzji, że można się w jakiś sposób kontrolować; odcinanie się od emocji

„Jeśli znalazłabym odpowiedni lek, mogłabym się pozbyć napadów panicznego lęku”.

„Przed miesiączką staję się kimś innym. Jestem jak doktor Jekyll

i przekonanie, że można być całkowicie obiektywną i pozbawioną emocji

i pan Hyde. Nie jestem sobą”. „Dziś jest wysoki poziom ozonu. Proszę, nie wychodź”. (Jak gdyby powietrze wewnętrzne zostało odłączone od reszty środowiska!)

NEGATYWIZM

Postrzeganie życia z perspektywy braku

„Łapię każdego wirusa”.

„Teraz, kiedy mam 40 lat, wszystko się rozpada”.

„Nie możesz tego mieć. To jest za drogie”.

ZALEŻNOŚĆ

Przekonanie, że ktoś lub coś się tobą zajmie, bo nie jesteś w stanie zrobić tego sama

„Nie mogę odejść od męża. Kto mnie będzie utrzymywał?”

„Nie mogę bez niego żyć”.

ZORIENTOWANIE NA KRYZYS

Używanie lub tworzenie zewnętrznego kryzysu jako społecznie akceptowalnego sposobu odwrócenia uwagi od uczuć

„Oczywiście, że wyczekujemy kolejnej tragedii. To sprawia, że krew w żyłach krąży szybciej” – pielęgniarka z izby przyjęć.

MECHANIZMY OBRONNE

Niemożność zaakceptowania informacji zwrotnej i wprowadzenia pozytywnych poprawek

„Kim jesteś, żeby mi mówić, że zespół napięcia przedmiesiączkowego ma związek z moją rodziną? Moje dzieciństwo było idealne”.

NIEUCZCIWOŚĆ

Niemówienie prawdy

„Czy potrzebuję przerwy? Nie, wszystko jest w porządku”.

„Nie było tak źle. Poradzę sobie”.

MYŚLENIE DUALISTYCZNE

Przekonanie, że istnieją jedynie dwa rozwiązania: jedno jest właściwe lub dobre, a drugie niewłaściwe lub złe

„Witaminy i zioła są dobre. Leki i operacje są złe”.

Źródła: Anne Wilson Schaef, When Society Becomes an Addict (New York: Harper & Row, 1987), s. 72; Anne Wilson Schaef i Diane Fassel, The Addictive Organization (New York: Harper & Row, 1988).

Bez względu na to, czy nazwiemy ten system patriarchatem, systemem uzależnień, społeczeństwem dominacyjnym czy rozszczepieniem między ciałem i duszą, widać wyraźnie, że sposób funkcjonowania naszego społeczeństwa krzywdzi zarówno mężczyzn, jak i kobiety (mężczyźni umierają średnio 7 lat wcześniej od kobiet) oraz że obie płcie w pełni w tym uczestniczą. Jednak dobra wiadomość jest taka, że kiedy przyznajemy się do emocjonalnego bólu i uwalniamy go, natychmiast nawiązujemy kontakt z naszymi uczuciami i wewnętrznym przewodnictwem. Dopiero wtedy intelekt i myśli mogą odgrywać należną im rolę, jaką jest służenie sercu i najgłębszej wiedzy. Dopiero wtedy może nastąpić uzdrowienie. Wynikiem takiej zmiany są nowe podejście medyczne i mądrość, które pomagają nawiązać kontakt z istotą tego, co przejawia się pod postacią bólu, tym samym stając się pierwszym krokiem ku zdrowiu.

Podstawowe przekonania systemu dominacyjnego

Dr Marshall Rosenberg, założyciel Center for Nonviolent Communication34(www.cnvc.org), mówi, że wszelkie ludzkie zachowanie jest próbą zaspokojenia potrzeb. Z całego serca się zgadzam. Zaczyna się od wysłuchania naszych potrzeb i potrzeb innych osób – i przekonania, że to jest w porządku, aby nasze potrzeby były zaspokajane w pierwszej kolejności! Żeby się rozwijać, musisz nauczyć się współczującego dialogu sama ze sobą. Pierwszym krokiem jest zorientowanie się, w jaki sposób uczestniczysz w charakterystycznych dla społeczeństwa dominacyjnego przekonaniach i zachowaniach. Uświadamiając sobie własną rolę w tej przyczynowo-skutkowej pętli i zmieniając swoje przekonania oraz wzorce zachowań, poprawiasz zarówno stan swojego zdrowia, jak i stan zdrowia społeczeństwa. Sprawdź, czy poniższe opisy stosunku społeczeństwa do kobiet i zdrowia nie brzmią dla ciebie znajomo. Być może dzięki temu zyskasz większą świadomość własnego ciała i problemów zdrowotnych.

Przekonanie pierwsze: choroba jest wrogiem

Społeczeństwo dominacyjne trafnie opisano jako takie, które albo przygotowuje się do wojny, albo odzyskuje po niej siły. W takim społeczeństwie większą wartość niż troska i pokój mają destrukcja i przemoc. Wystarczy tylko popatrzeć, ile nasze społeczeństwo wydaje na obronę, aby zrozumieć, jakie są jego priorytety, ponieważ ilość pieniędzy, jakie to społeczeństwo na coś wydaje, świadczy o wartości danej kwestii w tym społeczeństwie. Kwota, jaką każdej minuty wydaje się na broń, mogłaby przez rok wykarmić 2 tysiące niedożywionych dzieci, a wydatek na jeden czołg mógłby pokryć koszt sal wykładowych dla 30 tysięcy studentów35.

Nie bez powodu medycyna opisuje ciało nie jako naturalny system homeostatyczny, zaprojektowany, aby służyć zdrowiu, ale jako strefę działań wojennych. W języku medycyny zachodniej aż roi się od wojskowych metafor. Choroba czy guz są „wrogiem”, którego trzeba wyeliminować za wszelką cenę. Rzadko, jeśli kiedykolwiek, chorobę postrzega się jako posłańca, który stara się zwrócić na coś naszą uwagę. Nawet system odpornościowy, którego zadaniem jest utrzymywanie równowagi, jest opisywany za pomocą terminologii wojskowej – na przykład mówi się o „zabójczych” limfocytach T. Niedawno w naszym ośrodku, podczas konferencji poświęconej nowotworom, jeden z radiologów powiedział: „Poprzednie strzały, które oddaliśmy w tym kierunku [chodziło o miednicę], nie zdołały wyplenić z niej choroby”.

Upodobanie współczesnej medycyny do stosowania leków i operacji w ramach terapii bezsprzecznie wynika z panującej ideologii. To, co naturalne i nietoksyczne, jak stosowanie wysokiej dawki witaminy C jako dobrze przebadanego i skutecznego leczenia infekcji, jest postrzegane jako gorsze i nieskuteczne w porównaniu z „prawdziwą medycyną” – „dużym kalibrem” antybiotyków, leków, chemioterapii i radioterapii. Dobrze zbadane, naturalne metody leczenia bez stosowania leków (jak masaż, leczniczy dotyk i modlitwa), dające szeroko udokumentowane korzyści, są w najgorszym wypadku ignorowanelub, w najlepszym, tolerowane jako „prawdopodobnie nieszkodliwe”36. Klasycznym tego przykładem z zakresu ginekologii i położnictwa jest metodologicznie nienaganne badanie dr. med. Marshalla Klausa i dr. med. Johna Kennella na temat skuteczności ciągłego wsparcia, jakie daje rodzącej kobiecie doula (kobieta, której zadaniem jest obecność i emocjonalne wsparcie podczas porodu). W serii sześciu różnych badań dr Kennell zauważył, że zwykła obecność douli skróciła czas porodu u pierworódek średnio o 2 godziny i o 50% zredukowała konieczność cesarskiego cięcia. Dzięki obecności douli malała także potrzeba stosowania środków przeciwbólowych, natomiast wzrastała szansa na pomyślne karmienie piersią37. We wczesnych latach 90. XX w. dr Kennell oszacował, że wsparcie, jakie rodzące matki mogłyby otrzymać od douli, pozwoliłoby systemowi opieki zdrowotnej zaoszczędzić rocznie 2 miliardy dolarów, przeznaczane na znieczulenie zewnątrzoponowe, zabiegi, leki przeciwgorączkowe itp. Dr Kennell żartował, że „gdyby jakiś lek miał taki sam efekt jak doula, niestosowanie go byłoby nieetyczne”. Jednak wpływ, jaki ma jeden troskliwy człowiek na drugiego – czego koszt wynosi około 400 dolarów – pozostaje poza paradygmatem standardowej medycyny. W wielu szpitalach wskaźnik cesarskich cięć wzrósł do obecnie najwyższego poziomu i wynosi około 32% (w rzeczywistości, według raportu z 2009 r. wydanego przez CDC, wskaźnik cesarskich cięć rósł przez kolejnych 11 lat)38.

Literatura medyczna obfituje w podobne przykłady. Biorąc pod uwagę korzyści i zupełny brak efektów ubocznych takiego leczenia, prawdziwy naukowiec byłby zafascynowany i pragnąłby przeprowadzić dalsze badania. Dr med. Bernie Siegel, słynny chirurg dziecięcy ze szpitala Yale w New Haven i autor książki pt.„Miłość, medycyna i cuda”(Limbus Dom Wydawniczy, 2005), opowiedział mi, jak kiedyś w ciągu kilku godzin od umieszczenia w pokoju lekarzy wyników swoich badań na temat korzystnego wpływu modlitwy na pacjentów po zawale serca jeden z jego kolegów napisał wielkimi literami słowo BZDURY na pierwszej stronie dokumentu.

W naszej kulturze ciało podporządkowuje się umysłowi i nakazom rozumu. Często uczy się nas ignorować zmęczenie, głód, niewygody i potrzebę opieki. Każe się nam postrzegać ciało jako przeciwnika szczególnie wtedy, gdy wysyła ono sygnały, których nie chcemy słyszeć. Widziałam kiedyś koszulkę z napisem, w którym zawiera się wszystko: „Ból to słabość opuszczająca ciało – Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych”. Zachęca się nas do uciszania ciała – posłańca – wraz z jego przesłaniem. Chociaż ważne jest doskonalenie ciała i rzucanie mu wyzwań, trzeba znać różnicę między doskonaleniem i forsowaniem. Jeśli nie jesteś w stanie się o siebie zatroszczyć i wypocząć bez wypicia alkoholu, zapalenia papierosa czy objadania się, jest to oczywista oznaka forsowania ciała.

Przekonanie drugie: medycyna jest wszechmocna

Nauczono nas, że system opieki zdrowotnej, skoncentrowany na chorobach, ma nas utrzymywać w dobrym zdrowiu. Uwarunkowano nas tak, abyśmy za każdym razem, gdy odczuwamy niepokojące objawy związane z naszym ciałem i zdrowiem, zwracały się do lekarzy. Wdrukowano nam mit lekarzy bogów – mówiący, że lekarze znają nasze ciało lepiej od nas, że eksperci mają klucz do uzdrowienia. Nic więc dziwnego, że kiedy pytam kobiety, co się dzieje z ich ciałem, czasami odpowiadają: „Pani mi powie – pani jest lekarzem!”. Dla niektórych kobiet lekarze stanowią autorytet nie mniejszy od ich mężów i przywódców religijnych. Pomimo tego, że każda kobieta wie więcej na swój temat niż ktokolwiek inny, większość kobiet nauczono szukać odpowiedzi na zewnątrz, ponieważ żyjemy w społeczeństwie, w którym tzw. eksperci podważają i podporządkowują sobie nasz osąd, w społeczeństwie, w którym nie szanuje się, nie wspiera, a często nawet nie uznaje naszej zdolności do uzdrowienia siebie czy zachowania zdrowia bez nieustannego wsparcia z zewnątrz.

Jako lekarz zostałam wyszkolona do tego, aby być paternalistycznym, wszechwiedzącym ekspertem z zewnątrz. Natomiast społeczeństwo warunkuje się tak, by wierzyło, że lekarze, niedościgniony wzór zdrowych zachowań, potępiają pacjentów za wszelkie niedociągnięcia. Zawsze zdumiewało mnie oczekiwanie moich pacjentek, że będę na nie krzyczała za to, że nie pojawiły się na corocznym badaniu cytologicznym czy mammografii – i rzeczywiście tak robiłam (podobnie jak większość moich kolegów z pracy)!

Medycyna z założenia koncentruje się na patologiach. Naukowcy rzadko badają zdrowych ludzi, a kiedy ktoś chory na przewlekłą lub nieuleczalną chorobę zdrowieje, tym samym podważając statystyczne rokowania, pracownicy służby zdrowia zamiast zbadać, dlaczego tak się stało, często składają to na karb złej diagnozy wstępnej39. Na akademii medycznej uczyłam się, praktykując na chorych ludziach i zwłokach. Uprzedzano mnie, co może się nie udać. Uczono mnie, abym spodziewała się wszystkiego, co najgorsze, i była na to przygotowana. Podczas praktyki położniczo-ginekologicznej uczono mnie, że poród fizjologiczny to rozpoznanie, które się stawia post factum, i w każdej chwili, bez ostrzeżenia, może się on przerodzić w katastrofę. Kiedy lekarze nie podają w wątpliwość tego typu treningu, lęk i napięcie, jakie ze sobą wnoszą na salę, w której kobieta rodzi, mogą zwiększyć u niej niepokój, wywołując zmiany hormonalne w jej ciele, które, jeśli nie zostaną przerwane, uruchamiają kaskadę zjawisk fizjologicznych, co ostatecznie prowadzi do wysokiego wskaźnika porodów patologicznych i cesarskich cięć.

Nasza kultura i medycyna konwencjonalna wierzą, że zbawią nas technologia i badania, że można kontrolować i zmierzyć każdy czynnik i że jeśli tylko mielibyśmy więcej danych z większej liczby badań, bylibyśmy w stanie poprawić stan naszego zdrowia, wyleczyć choroby i żyć długo i szczęśliwe. W latach 70. XX w. słynny futurysta Buckminster Fuller powiedział, że mamy wszystkie informacje, których potrzebujemy, aby zniszczyć biedę i głód na świecie, ale brakuje nam woli, by zastosować to, co już wiemy. Niestety, zamiast stosować to, co już wiemy, Amerykanie i ich lekarze stawiają znak równości między zintensyfikowaniem działań i poprawą opieki. Wierzymy także, że możemy „kupić” odpowiedź, płacąc za nią grube pieniądze lub wykonując więcej badań. Znów po raz kolejny ignorujemy nasze wewnętrzne przewodnictwo i nie ufamy zdolnościom samouzdrawiania.

Lekarze zalecają wykonywanie wielu badań, ponieważ czują się nieswojo, gdy nie są czegoś pewni. Brak pewności jest tak samo niewygodny dla klientów służby zdrowia, jak dla lekarzy. Pacjenci chcą mieć pewność. Na przykład, kiedy ludzie pytają mnie o opryszczkę narządów płciowych, chcą wiedzieć: „Skąd się to wzięło? Skąd mogę mieć pewność, że nikogo nie zarażę?”. W gruncie rzeczy na te pytania nie da się odpowiedzieć z absolutną pewnością. I, oczywiście, lekarze wykonują również wiele procedur i testów w obawie przed procesami sądowymi. Jest to jeden z powodów, dla których gwałtownie wzrosła liczba porodów przez cesarskie cięcie.

Jeśli chodzi o samych lekarzy – my to wszystko wiemy. Rodzi się przez to podejście: „Rób tak, jak mówię, a nie tak, jak robię”. Znakomicie obrazuje to sprawozdanie Uniwersytetu Kalifornijskiego, z którego wynika, że 50% lekarek nie przeprowadza comiesięcznego badania piersi, chociaż zalecają je swoim pacjentkom (więcej na ten temat w rozdz. 10: „Piersi”). To samo dotyczy szczepień – wielu lekarzy nie podaje własnym dzieciom takich dawek, jakie czują się w obowiązku polecić innym. Znam to zarówno ze swojego doświadczenia, jak i z relacji moich kolegów i koleżanek z pracy. Myślę, że rozbieżność pomiędzy tym, co lekarze zalecają pacjentom, a tym, co robią sami, ma coś wspólnego z wiedzą dla „wtajemniczonych”. O wiele lepiej zdajemy sobie sprawę z ograniczeń medycyny niż nasze pacjentki. Nie zdradzamy się z tym jednak, gdyż mogłoby to zniszczyć efekt placebo, jakim jest wiara w nas! Ten dylemat mógłby zostać rozwiązany, gdyby zarówno lekarze, jak i pacjenci uznali, że nie wszystko można zrozumieć, i wzięli pod uwagę informacje kryjące się za objawami. Takie podejście rozbudza wewnętrzne przewodnictwo i daje się pogodzić z każdym rodzajem terapii.

Przekonanie trzecie: ciało kobiety jest wadliwe

Ponieważ w naszej kulturze bycie mężczyzną od zawsze uważano za normę, większość kobiet przyswoiła sobie myśl, że z ich ciałem jest coś „nie tak”. Kobiety utwierdza się w przekonaniu, że muszą kontrolować wiele aspektów ciała, a ich naturalne zapachy, kształty i procesy (takie jak menstruacja) są po prostu nie do zaakceptowania. Kobietom wpaja się, że ich ciała są brudne – wymagają nieustannej kontroli pod kątem „świeżości”, tak aby nie „gorszyć”. Kobiety naturalnie mają więcej tkanki tłuszczowej niż mężczyźni, a obecnie, dzięki temu, że odżywiamy się znacznie lepiej niż w minionych dekadach, są także tęższe od swoich matek i babć. Jednak przeciętna modelka, nasz kulturowy ideał, waży o 17% mniej niż przeciętna Amerykanka. Nic więc dziwnego, że częstość występowania anoreksji i bulimii jest 10-krotnie wyższa u kobiet niż u mężczyzn – i wciąż wzrasta40.

Przypisywanie złych konotacji kobiecemu ciału sprawiło, że wiele kobiet albo obawia się ciała oraz jego naturalnych procesów, albo czuje do niego wstręt. Wiele kobiet na przykład nie wie, jakie w dotyku są ich piersi, gdyż nigdy ich nie dotykały w obawie przed tym, co mogłyby odkryć. U niektórych obmacywanie piersi może wzbudzać poczucie winy, ponieważ piersi są dla mężczyzn sferą erogenną, przez co ten akt może być przyrównywany do masturbacji – kolejna oznaka, jak całkowicie oddałyśmy nasze ciała mężczyznom. Pomaga to również wyjaśnić, dlaczego tak wiele kobiet odczuwa dyskomfort związany z karmieniem piersią, mimo przytłaczających dowodów na korzyści zdrowotne zarówno dla matek, jak i dla dzieci.

Kulturowe uwarunkowanie sprawia, że zarówno pracownicy służby zdrowia, jak i same kobiety postrzegają naturalne procesy fizjologiczne (jak menstruacja, menopauza i poród) jako wymagające leczenia dolegliwości zdrowotne. Wydaje się, że już w młodym wieku kobiety przyswajają sobie przekonanie, że ich ciało może w każdej chwili zawieść, co stwarza podwaliny przyszłego związku z ciałem. Biorąc pod uwagę to, czego się nas uczy, nie możemy się dziwić, że tak wiele kobiet nie radzi sobie ze sobą i nie ma do siebie zaufania. Jeszcze zanim przyszłyśmy na świat, nasze ciało zostało „zmedykalizowane”.

Nasza kultura obawia się wszystkich naturalnych procesów, łącznie z narodzinami i śmiercią. Codziennie wpaja się nam lęk. Kiedy moja starsza córka miała 7 lat, ścinała z ojcem jakieś zarośla w ogrodzie. Nagle zaczęła płakać i przybiegła do domu z krwawiącym palcem. Rozcięła sobie skórę źdźbłem trawy. Spokojnie włożyłam jej palec pod strumień zimnej wody i zobaczyłam, że to jedynie niewielkie skaleczenie. Ona popatrzyła na mnie i powiedziała coś, co według mnie jest główną zasadą uzdrawiania: „Nie bolało, dopóki się nie przestraszyłam”.

Wiele przeprowadzanych rutynowo procedur, w szczególności na ciałach kobiet, nie znajduje oparcia w badaniach naukowych, ale ma źródło w uprzedzeniach wobec wrodzonej mądrości ciała i jego uzdrawiającej mocy. Niektóre procedury zrodziły się z przekazywanych z pokolenia na pokolenie, opartych na emocjach, przekonań na temat kobiet. Jednym z przykładów jest rutynowe nacinanie krocza podczas porodu (nacięcie tkanki pomiędzy pochwą i odbytem, które rzekomo ma zrobić więcej miejsca dla główki dziecka). Chociaż badania ostatnich 10 lat wykazują, że nacinanie krocza podczas porodu zwiększa utratę krwi, wywołuje ból, naraża na długoterminowe uszkodzenie dna miednicy i pęknięcie krocza (położne powtarzają to od lat), wciąż jest ono praktykowane. Dopiero w 2005 r., kiedy w Journal of the American Medical Association opublikowano i nagłośniono wyniki badań dotyczących rezultatów rutynowego nacinania krocza podczas porodu, kobiety i lekarze zaczęli uważniej przyglądać się tej procedurze41.

Powodem, dla którego ta praktyka utrzymała się przez tak długi czas, na przekór danym naukowym, było szczere przekonanie położników, że rodzące ciało kobiety wymaga tej procedury dla ochrony dna miednicy i zapewnienia, by po porodzie pochwa była odpowiednio „ciasna”. Jedną z pierwszych rzeczy, której się uczyłam podczas stażu ginekologiczno-położniczego, było zakładanie szwu, zwanego „szwem mężowskim”, po nacięciu krocza przy porodzie.

Odzyskiwanie władzy nad naszymi emocjami

Ostatecznie okazało się to ogromnie wzmacniające, gdy odkryłam, że żadne badanie naukowe nie jest w stanie dokładnie wyjaśnić, dlaczego moje ciało zachowuje się w dany sposób. Dzieje się tak dlatego, że w każdej z nas zachodzą niezliczone procesy, które nie istniały nigdy wcześniej i już nigdy nie zaistnieją. Ostatecznie możemy liczyć tylko na własną łączność z wewnętrznym przewodnictwem i emocjami. Nauka musi szczerze przyznać się do swoich ograniczeń i zostawić przestrzeń na tajemnicę, cuda oraz mądrość natury.

Mój ojciec mawiał: „Uczucia to fakty. Zwracaj na nie uwagę”. Jednak w trakcie stażu naukowego szybko się nauczyłam, że uczucia, intuicja, duchowość i wszelkie doświadczenia, których nie da się wyjaśnić przy użyciu logicznej, racjonalnej części umysłu czy zmierzyć za pomocą pięciu zmysłów, są podejrzane lub dyskredytowane jako „myślenie magiczne”. Ogromny nacisk, który nasza kultura kładzie na intelekt, sprawia, że uczymy się lękać reakcji emocjonalnych. W szczególności kobiety są postrzegane jako emocjonalne, a zatem potrzebują być kierowane. Całe lata zajęło mi wyrwanie się z tego schematu! W swojej przełomowej książce pt. „Biologia przekonań”(BMG Publishing, 2010) dr mikrobiologii Bruce Lipton, pionier w dziedzinie wpływu świadomości na komórki, pisze: „Bionaukowcy opierają się na konwencjonalnej teorii newtonowskiej – jeśli coś nie jest materią, […] nie ma znaczenia. «Umysł» jest niemożliwą do zlokalizowania energią i dlatego nie ma związku z opierającą się na materii biologią. Niestety, to postrzeganie jest «przekonaniem», które okazało się być w oczywisty sposób niepoprawne w świecie mechaniki kwantowej”. Całe społeczeństwo funkcjonuje w sposób, który odbiera nam kontakt z tym, co wiemy i czujemy.

Brak świadomości swoich wrodzonych potrzeb sieje w naszych ciałach i duszach nieodwracalne emocjonalne i fizyczne spustoszenie. Brak uznania naszych potrzeb w zakresie odpoczynku, intymności, dotyku, dobrego odżywiania, uznania itd. – i brak wiedzy, jak te potrzeby bezpośrednio zaspokoić – nie pozwala na połączenie z wewnętrznym przewodnictwem, co z kolei zasklepia nas w bólu, który, im dłużej mu zaprzeczamy, tym bardziej narasta. Nieodczuwanie bólu pochłania ogrom energii, w wyniku czego często sięgamy po kulturowo uwarunkowane nawyki, takie jak substancje uzależniające, które powstrzymują nas przed konfrontacją z nieszczęściem i cierpieniem – skutkami niezaspokojonych potrzeb.

Niemal każda z nas wie, że nadużywanie alkoholu i narkotyków prowadzi do fizycznego wyniszczenia. 50% ofiar wypadków w większości izb przyjęć trafia tam z powodu nadużywania alkoholu. Jak zauważył jeden z naszych anestezjologów: „Gdyby nie papierosy i alkohol, nie miałbym pracy!”. Jednak większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak potężny i równie zgubny wpływ mają nałogowe zachowania, takie jak przepracowywanie czy przejadanie się, których celem jest unikanie emocji lub zaprzeczanie im.

Uzależnienie od seksu i wchodzenie w przypadkowe związki mają konsekwencje ginekologiczne i prowadzą do epidemii chorób przenoszonych drogą płciową, do których zaliczają się kłykciny kończyste, opryszczka i rak szyjki macicy. Moja była pacjentka, żona trzeźwiejącego alkoholika, cierpiała na przewlekłe zapalenie pochwy, którego przyczyny nie byłam w stanie odkryć. W końcu uświadomiła sobie, że jej mąż od lat leczył się codziennym seksem: „Zrozumiałam, że moje ciało było jego butelką – używał mojego ciała i seksu tak, jak używał alkoholu, a ja byłam przekonana, że podporządkowanie się mu jest moim małżeńskim obowiązkiem, który mam wypełnić”.

Doświadczenia z własnej praktyki lekarskiej pozwoliły mi zrozumieć, że promowanie zdrowia i edukowanie w tym zakresie nie zmniejszą wydatków na służbę zdrowia, dopóki my jako jednostki i jako społeczeństwo nie docenimy naszych podstawowych ludzkich potrzeb i nie zobowiążemy się do ich współczującego spełniania. Dopiero wtedy będziemy mogły uczestniczyć w procesie odzyskiwania i tworzenia zdrowia. Każda znana mi otyła kobieta wie, co „powinna” jeść, i nie potrzebuje dodatkowych informacji na temat odżywiania. Najpierw musi poczuć ból jej niezaspokojonych potrzeb intymności, uznania, żalu i akceptacji, którego doświadczenie uniemożliwia nadmiar jedzenia. Może się to zdarzyć tylko wtedy, gdy zostanie zachęcona do określenia tych potrzeb i nauczenia się, jak je umiejętnie i współczująco zaspokajać. Jej ciało i stan zdrowia zawsze będą wiarygodnym barometrem, pozwalającym jej zorientować się, jak sobie radzić w tym zakresie.

Moc nazywania

Pierwszym krokiem ku wprowadzeniu pozytywnej zmiany w życiu i zdrowiu jest zwerbalizowanie obecnego doświadczenia i danie sobie przyzwolenia na jego pełne odczuwanie – na poziomie emocjonalnym, duchowym i fizycznym. W latach 80. XX w. duże znaczenie miało dla mnie uświadomienie sobie, jak często uciekałam się do roli opiekunki i wybawcy jako sposobu na zaspokojenie moich potrzeb uznania i nagrody. Kluczowe okazało się nazwanie tego zachowania „uzależnieniem od związków”. Wcześniej oczekiwałam, że to inni powiedzą mi i zapewnią mnie, że jestem w porządku. Inni ludzie byli dla mnie przykładem tego, jak mam się zachowywać, czuć i wyglądać; zawsze porównywałam siebie do innych ludzi. Wydawało mi się, że jeśli odmówię komuś, kto mnie potrzebuje, nie będę doceniana i kochana. Kiedy patrzę wstecz na swoje życie, widzę nie tylko, jak trwały był to wzorzec, ale także jaka poprawa nastąpiła dzięki temu, że zrozumiałam sposób zachowania i zmieniłam go. Nazwanie i zmiana zachowania znacznie poprawiły moje życie i zdrowie. Proste, choć nie jest to łatwe.

Zrozumiałam, że moja tendencja do ratowania ludzi w potrzebie, moja potulność wobec innych i przytakiwanie wszystkim były próbą narzucenia pewnego rodzaju kontroli. Wierzyłam, że jeśli powiem „tak”, zasłużę na miłość i akceptację otoczenia. Nie było to dobre ani dla mnie, ani dla innych, gdyż moja próba postawienia siebie w pozycji wybawcy, substytutu czyjejś siły wyższej i wewnętrznego przewodnictwa, nie pozwalała tym ludziom nawiązać kontaktu z własną mocą. Moje zachowanie sprawiało, że inni ludzie zajmowali pozycję ofiary, która mnie potrzebuje. Obecnie, kiedy ktoś twierdzi, że mnie potrzebuje, natychmiast zapala się we mnie czerwona lampka. Zanim zdecyduję, jak postąpić, badam sytuację i czekam na podpowiedź wewnętrznego przewodnictwa. Nauczyłam się, że jeśli moja odpowiedź nie jest natychmiastowa i radosna, to prawie zawsze powinnam być na „nie”.

Jedną z najważniejszych cech ludzi w społeczeństwie uzależnień jest zależność. „Zależność jest stanem, w którym zakładasz, że ktoś lub coś z zewnątrz zadba o ciebie, bo nie jesteś w stanie sama tego zrobić” – pisze Schaef. „Osoby z osobowością zależną oczekują, że inni zaspokoją ich emocjonalne, psychologiczne, intelektualne i duchowe potrzeby”42. Przez całe wieki kobiety oczekiwały, że mężczyźni wyjdą naprzeciw ich potrzebom natury ekonomicznej (nie miały wielkiego wyboru, gdyż przez stulecia były, jak przedmioty, własnością mężczyzn), podczas gdy mężczyźni byli uzależnieni od kobiet, jeśli chodzi o zaspokajanie ich potrzeb emocjonalnych. Jedna z moich pacjentek tak powiedziała o swoim byłym małżeństwie: „Zgodziliśmy się, że on będzie zarabiał pieniądze, a ja zajmę się emocjami”. Clarissa Pinkola Estés wskazuje, że jednym z powodów, dla których kobiety miały niewielki kontakt ze swoim twórczym instynktem, było spędzanie zbyt dużej ilości czasu na wspieraniu tych, którzy walczyli na wojnie – na polu bitwy czy korporacyjnejAmeryki43.

Ten typ związków stwarza problemy, gdyż uniemożliwia prawdziwą bliskość. Intymność może się narodzić jedynie w związkach opartych na partnerstwie, a nie na wzajemnej zależności. Moi rodzice, ostrzegając mnie, udzielili mi dobrej rady: „Jeśli kiedykolwiek mężczyzna powie, że «potrzebuje cię», uciekaj jak najdalej”. To dobra rada.

Rozpoznanie sposobów, w jakie uczestniczymy w kulturze dominacji/uzależnień, pozwala uwolnić się z, dotykającego prawie wszystkie kobiety, kulturowo uwarunkowanego transu. Zbyt często definicja kulturowa bycia „dobrą” kobietą oznacza spełnianie wszystkich potrzeb – ale nie własnych. Chociaż samopoświęcenie dla innych przynosi miłość i akceptację na krótką metę, zawsze ostatecznie się wypala, ponieważ nasze ciała zaprojektowano tak, aby były zdrowe w takim stopniu, w jakim podążamy za pragnieniami naszych serc – nie mają zaspokajać potrzeb innych własnym kosztem.

Gdy już nazwiesz dane doświadczenie, uświadom sobie, jak je odczuwasz w ciele. Pozwól sobie poczuć je fizycznie. W przeciwnym razie twoje zachowanie – i zdrowie– pozostanie bez zmian. Świadome zdefiniowanie doświadczenia i zintegrowanie go na poziomie fizycznym i emocjonalnym sprawiają, że przestaje ono wpływać na nas z poziomu nieświadomości. Nowe postrzeganie zmienia każdą komórkę w ciele. Zaczynamy wtedy dostrzegać, jaki wpływ miałyśmy na nasze problemy i jak je utrwalałyśmy. Nazwanie tego, co ma na nas negatywny wpływ – a także artykułowanie niezaspokojonej potrzeby z tym związanej – to część procesu uwalniania się od negatywnego wpływu przeszłych traum. Często proces uzdrawiania nie rozpocznie się dopóty, dopóki nie pozwolimy sobie poczuć, jak jest źle (czy jak źle było w przeszłości). Uwalnia to emocjonalną i fizyczną energię, którą przez lata tłumiłyśmy, blokowałyśmy, odrzucałyśmy i ignorowałyśmy. Gdy pozwalamy sobie na pełne odczuwanie bez oceniania, uwalniamy energię. Dopiero wtedy możemy wyruszyć w kierunku naszych pragnień. Tabela 1 na s. 31 pomoże ci rozpoznać twoje charakterystyczne uzależnienia.

Jedna z moich byłych pacjentek cierpiała na przewlekłą i bolesną opryszczkę pochwy i warg sromowych. Choroby nie dało się wyeliminować ani za pomocą konwencjonalnych leków, ani za pomocą terapii alternatywnej, jak zmiana diety. Po trzech latach bezowocnych poszukiwań metody powstrzymania nawrotów kobieta doszła do następującego wniosku: „Może powinnam po prostu powtarzać przez jakiś czas, że boli mnie pochwa. Kiedy byłam mała, nigdy nie mogłam tego powiedzieć matce”. Od momentu, gdy zaczęła wypowiadać tę prawdę na głos, rozpoczął się proces zdrowienia. Przez wiele lat ojciec wykorzystywał ją seksualnie, w co nie wierzyła jej matka. Pacjentka powoli zaczęła odkrywać swoje rany, nazywać je i uzdrawiać. Z wielkim współczuciem dla siebie uznała ból przeszłości, jej niezaspokojoną potrzebę żalu i dała świadectwo swojemu cierpieniu oraz uwolniła się od oceny siebie i rodziców. Dzięki temu ból stopniowo mijał, a jej twórcze życie pisarskie kwitło. Obecnie nie cierpi już na opryszczkę.

Z czasem zrozumiałam, że to, co społeczeństwo nazywa byciem „dobrą kobietą”, „dobrą lekarką” czy „dobrą matką”, znajduje się niebezpiecznie blisko zachęty, by zatracić siebie w niesieniu pomocy innym własnym kosztem. Ostatnio przypomniało mi się, jak podstępne jest to przesłanie, gdy czytałam nekrolog kobiety, która zmarła we wczesnych latach 50. XX w. Zawierał m.in. takie oto zdanie: „Niestrudzenie pracowała na rzecz praw kobiet”. Za każdym razem, gdy widzisz słowo niestrudzenie, w jego miejsce użyj słowa męczennik. Wszystkie jesteśmy zmęczone. I mamy regularnie odpoczywać. Myślenie, że niestrudzenie jest odpowiednikiem dla określenia dobra, stanowi podłoże dla urazy, złości i ostatecznie choroby. Nauczyłam się, że mogę ofiarować służbę i przyjaźń innym na tyle, na ile udaje mi się osiągnąć to, czego potrzebuję dla siebie. Z czasem stworzyłam świat, w którym cała rodzina oraz wszyscy koledzy i bliscy zobowiązali się do życia w równowadze. Wynikiem uczenia się, jak dbać o siebie i słuchać własnego wewnętrznego przewodnictwa, było to, że stałam się o wiele bardziej skuteczna w pomaganiu innym, niż kiedykolwiek mogłam to sobie wyobrazić.

Tworzenie zdrowia to przyzwolenie, aby każdy przeszedł własny proces nauczania. Nikt za nikogo nie wyzdrowieje. Zrozumiałam, że ani ja, ani nikt inny nie zna wszystkich odpowiedzi. Każda kobieta, o ile tylko jest na to gotowa, może nawiązać kontakt z wewnętrznym przewodnictwem. Po latach brania odpowiedzialności za wszystkich, często własnym kosztem, już nie staram się (zazwyczaj) nikogo do niczego przekonywać.

W przypadku wielu kobiet praca i rodzina nie sprzyjają w pełni ich zdrowiu. Jednak jeśli wystarczająco dużo kobiet nauczy się głęboko siebie doceniać, nazwie swoje uzależnienia i zobowiąże się do życia w pełni i radości, nasza praca i środowisko także zaczną się zmieniać. Zmiana myśli i świadomości jest zawsze pierwszym krokiem ku zdrowiu. Aby ci w tym pomóc, przestudiuj tabelę 1 na s. 31 i uczciwie oceń, która z tych cech dotyczy ciebie.

Nazywanie i uzdrawianie emocjonalnego bólu i jego fizycznych następstw

Emocje i myśli mają na nas tak ogromny wpływ, ponieważ są fizycznie połączone z ciałem poprzez układ odpornościowy, dokrewny i centralny układ nerwowy. Nowe badania wykazały, że tkanka łączna w naszym ciele funkcjonuje jak ciągła matryca krystaliczna, w której zmiana w jednym obszarze jest natychmiast przekazywana w całym systemie, ponieważ kryształy są dobrze znanymi przekaźnikami energii i przetwornikami. Oznacza to, że opadnięte ramiona, związane ze smutkiem i żalem, natychmiast przenoszą biochemię „smutku” w całym ciele. Z drugiej strony, sam akt uśmiechania się przesyła przeciwną wiadomość. Wszystkie emocje, nawet te stłumione i niewyrażone, mają fizyczne następstwa. Niewyrażone emocje zwykle „pozostają” w ciele jako małe, tykające bomby zegarowe – są chorobą w inkubacji.

Kultura, która nie jest wspierająca dla kobiet i kobiecości, już na wczesnym etapie nieuchronnie prowadzi do problemów zdrowotnych, ponieważ kontekst życia kobiety w znacznym stopniu przyczynia się do stanu jej zdrowia. Kiedy na przykład po raz pierwszy dostałam okresu, rozwinęły się u mnie astygmatyzm i krótkowzroczność. Musiałam nosić okulary. Bardzo często dziewczęta potrzebują okularów w okresie dojrzewania. W tradycyjnej medycynie chińskiej [ang. traditional Chinese medicine – TCM] oczy znajdują się w tzw. meridianach wątrobowych, a główną emocją związaną z meridianem wątroby jest gniew. Ponieważ wielu młodym kobietom brakuje wsparcia niezbędnego do zidentyfikowania niezaspokojonych potrzeb, co podsyca ich gniew, a tym bardziej bezpiecznego miejsca do jego wyrażania w zdrowy sposób, nie ma się co dziwić, że wpływa to negatywnie na ich wzrok. Sama nosiłam w sobie rzeczywistą urazę, gdy musiałam używać okularów – nikt inny z rodziny ich nie miał. Teraz wiem, że było coś, czego nie chciałam zobaczyć. Byłam niewątpliwie dziewczyną w rodzinie i kulturze, w których panowały niepodzielnie męskie dążenia, a ja się na to wkurzałam – ale nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Miliony kobiet cierpią na przewlekłe bóle miednicy, zapalenie pochwy, torbiele jajników, kłykciny kończyste, endometriozę i dysplazję szyjki macicy (nieprawidłowe komórki szyjki macicy widoczne w rozmazie cytologicznym) – wszelkie choroby kobiecych organów. Te dolegliwości są językiem, którym przemawia do nas ciało. Poprzez dolegliwości ciało daje nam znać, że musimy uzdrowić głębszą, często nieuświadomioną ranę, która mówi, że nigdy nie jesteśmy wystarczająco dobre i że jesteśmy w jakiś sposób splamione.

Czterdziestojednoletnia kobieta, pracująca na szczeblu kierowniczym, przyszła do mnie z powodu wprawiających ją w zakłopotanie uderzeń gorąca. Pomimo przyjmowania 4-krotnie większej od zalecanej dawki estrogenu wciąż nie odczuwała ulgi. Poza zmniejszonym poziomem estrogenu uderzenia gorąca są powodowane zaburzeniami neuroendokrynologicznymi i nasilają się pod wpływem stresu. Obiektywnie i subiektywnie stres wzmaga częstotliwość i siłę uderzeń gorąca. Dwa lata wcześniej z powodu strasznego bólu miednicy mniejszej, który pojawił się w wyniku ciężkiej endometriozy, pacjentka została poddana histerektomii z usunięciem jajników. Teraz nic jej nie pomagało. Minęły dwa lata, zanim pacjentka powiedziała, że kiedy miała sześć lat, była wykorzystywana seksualnie w piwnicy sklepu ze słodyczami przez jego właściciela. Czuła się wtedy jak odrętwiała, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Powiedziała: „Byłam sparaliżowana. Zabronił mi o tym komukolwiek mówić, bo wtedy przestanę być lubiana. Czułam okropny wstyd”. W dniu, kiedy mi o tym powiedziała, wciąż czuła się tak, jakby to ona była zła i zrobiła coś złego. Później przyznała, że wyszła z mojego gabinetu przekonana, że znając prawdę o niej, przestanę ją lubić.

Moja pacjentka, starając się odkupić swój wstyd, pracowała na dwa etaty od czasów szkoły średniej, zdobyła tytuł magistra zarządzania i odnosiła sukcesy w pracy. Praca, wysokie aspiracje i zdobywanie coraz to nowych tytułów miały „udowodnić, że jest coś warta”, i zagłuszyć emocjonalny ból z dzieciństwa oraz poczucie, że jest niegodna i zła. Kiedy ostatni raz ją widziałam, wciąż nie opłakała swoich doświadczeń – emocjonalne wyzwolenie, wiem to, pomogłoby jej, gdy tylko byłaby gotowa.

Zgadzam się z moją pacjentką, że źródłem jej problemów fizycznych była trauma emocjonalna. Nie twierdzę, że wykorzystywanie seksualne, którego doświadczyła w dzieciństwie, „spowodowało” endometriozę czy przewlekły ból miednicy. Sugeruję jedynie, że nadużycia, jakich doświadczyła w dzieciństwie, tak częste wśród moich pacjentek, wdrukowały jej zestaw destrukcyjnych przekonań na temat własnej wartości i umiejętności kochania oraz bycia kochaną, które tkwiły w niej do dzisiaj, przejawiając się jako dyskomfort w umyśle i ciele. Bez względu na to, czy doświadczyłyśmy traumy z dzieciństwa, prawda jest taka, że każda z nas, będąc jeszcze w łonie matki, otrzymała od rodziców matrycę pewnych przekonań i zachowań – tak jak rodzice dostali je od swoich rodziców. Nie da się tego uniknąć. Zostajemy zaprogramowane, łącznie z zestawem górnych granic, w aspekcie tego, na co – w co wierzymy – zasługujemy w naszym życiu. Obejmuje to nasze oczekiwania w zakresie tego, jak zdrowe, jak rozwinięte i jak kochane mamy być. Te przekonania działają w naszej podświadomości, poza radarem naszej codziennej świadomości. Ale bezbłędnie przyciągają do nas doświadczenia, które wzmacniają to, w co już wierzymy.

Jedynym sposobem przekroczenia tych ograniczeń i rozpoczęcia procesu uzdrawiania jest uznanie własnej wartości i umiejętności kochania przy jednoczesnym odczuwaniu nieukojonego, starego bólu emocjonalnego. Ludzkie serce ma niemal nieograniczoną zdolność transformacji emocjonalnego bólu poprzez proces żalu, przebaczenia i odpuszczenia. To nie jest proces intelektualny. Ten proces zachodzi w ciele. I, jak zauważa jungowska analityczka Marion Woodman, dusza przychodzi do nas przez ciało. Kiedy jedna z moich przyjaciółek była w trakcie trudnego rozwodu, rozpoczęła praktykę medytacji, podczas której pewnego dnia uświadomiła sobie, że kwestionowanie piękna w sobie jest kwestionowaniem Boga. To był punkt zwrotny w jej uzdrawianiu.

Tylko dostrajając się do odczuć płynących z ciała, możemy docenić wewnętrzne przewodnictwo. Jednak wciąż wymagamy od szkoły, by nam powiedziała, czego warto się nauczyć, od rządu, by zajął się społeczeństwem, i od lekarzy, aby nas zaszczepili przeciw najnowszym zarazkom. Uczymy się, że jeśli podporządkujemy się pewnym zasadom, wszystko będzie w porządku. Jedna z naszych pacjentek, u której niedawno rozwinął się rak sromu, powiedziała: „Nie rozumiem, jak to się stało. Co roku robię badania kontrolne, mam prawidłowe wyniki badań cytologicznych, a mimo to zachorowałam na raka”. Podobnie jak ta pacjentka, często wierzymy, że same badania zabezpieczą nas przed chorobą.

Pierwszego dnia w pierwszej klasie szkoły podstawowej mojej młodszej córce powiedziano, kiedy jest odpowiedni czas dla uczniów na korzystanie z toalety. Poszłam do nauczycielki i powiedziałam jej, że w klinice regularnie przyjmuję kobiety z zaparciami i problemami z oddawaniem moczu. Kobiety nie mogą się wypróżnić w miejscu publicznym z powodu podobnych „zasad”, wyniesionych w młodości z domu i ze szkoły, które upośledziły ich zdolność odczuwania prawidłowego funkcjonowania ciała. Nie chciałam, żeby coś takiego przytrafiło się mojej córce. Upewniłam się, że córka słyszy rozmowę z nauczycielką. Chciałam, żeby czuła moje wsparcie, korzystając z toalety wtedy, gdy poczuje taką potrzebę.

Uzdrawianie to pozostawianie zranień za sobą

Dopóki trzymamy się starych, autodestrukcyjnych przekonań na temat wartości własnej czy innych, dopóty nie stworzymy dla siebie nowego świata. Jeśli nie zauważymy, w jaki sposób każdego dnia współpracujemy z systemem, który nas niszczy, narazimy się na niebezpieczeństwo pozostania wieczną ofiarą, zawsze obwiniając „kogoś tam” za nasze problemy. Podobnie jak maltretowana kobieta, która wydostaje się z trudnej sytuacji, gdy pewnego dnia uświadamia sobie, że jeśli w niej zostanie, to umrze, każda z nas musi rozpoznać, kiedy i w jaki sposób współpracuje z własnym uciskiem.

Jedna z moich przyjaciółek, wychowywana w katolickiej rodzinie w latach 50. XX w., opisuje wpływ przystępowania do spowiedzi na swoje ciało: „Pamiętam, że od 7. roku życia musiałam chodzić do spowiedzi, szukając w sumieniu przewinień i występków, tkwiąc w pułapce strasznego dylematu, jakim była niemożność opisania tego, czego opisać się nie da – marzeń seksualnych, masturbacji– bo czy ktokolwiek potrafi to nazwać słowami? Czy w ogóle dziewczyny były do tego zdolne? Czy tylko ja miałam taki dylemat? Na karteczce z opisem procedury spowiedzi sugerowano, że te przewinienia zaliczają się do kategorii «nieczyste myśli i czyny». Jednak nawet w tak ocenzurowanej wersji nie byłam w stanie wyjawić tych zmysłowych wymiarów siebie jakiemuś ledwo widocznemu zza kratek konfesjonału mężczyźnie, którego oddech cuchnął papierosami i alkoholem. Bez pełnej spowiedzi nie można było przyjąć komunii świętej, a jeśli się to zrobiło, było się skazanym na piekło ze śmiertelnym grzechem na duszy. (Nie było wyjścia z sytuacji). Po raz pierwszy spotkałam się wtedy z dylematem etycznym.

Rozwiązanie znalazłam w nieświadomy i genialny sposób. Na początku okresu dorastania, kiedy miałam jakieś 11 lat, podczas mszy, tuż przed komunią, zawsze traciłam przytomność. Wynoszono mnie z kościoła i dopiero tam, na schodach byłam w stanie oddychać, słyszałam ptaki i czułam słońce na twarzy. To trwało ponad rok. Nie miałam żadnej kontroli nad tymi omdleniami. Wstydziłam się tego, co robiło moje ciało, i dziwiło mnie to – zimne poty, dzwonienie w uszach i ogarniająca mnie nieunikniona ciemność. (Od tamtej pory przytłacza mnie przebywanie w murach kościoła). Sprzeczne wymagania, które były dla mnie nie do przyjęcia, pozbawiały mnie przytomności”44.

Sprzeczne wymagania kultury pozbawiają przytomności wiele kobiet. Wiele z nas zaczyna to dostrzegać. Uświadomienie sobie, że nie jesteśmy same w naszym cierpieniu, a nasze problemy pojawiają się w kontekście kulturowym, który częstokroć nas nie wspiera, wspomaga uzdrawianie z takich dolegliwości jak bóle miednicy, zespół napięcia przedmiesiączkowego czy zespół przewlekłego zmęczenia. Odzyskiwanie zdrowia, a następnie tworzenie go każdego dnia, wymaga nazwania naszych doświadczeń po imieniu – nieważne, jak są bolesne – i zrozumienia, że bez względu na przeszłość motor napędowy naszego życia jest w nas. Tylko wtedy możemy zdecydować się na prawdziwy rozkwit pomimo uszkadzających nasze zdrowie przekonań, które odziedziczyłyśmy po naszej kulturze i naszych rodzicach.

Chociaż niezwykle pomocna jest obecność lekarza czy pracownika służby zdrowia, którzy uznają łączność pomiędzy umysłem i ciałem, ważniejsze jest, abyśmy my same doceniły, że nasze ciała i objawy somatyczne są częścią wewnętrznego przewodnictwa. Mają dla nas wiadomość. Zawsze. Dostrzegając, jak nasze przekonania i zachowania utrwalają niesprzyjające nam części systemu, możemy się uwolnić od nadmiernej zależności od systemu opieki medycznej. Jeśli upieramy się, że choroby i objawy płynące z ciała, takie jak endometrioza, mięśniaki czy zespół napięcia przedmiesiączkowego, są „czysto medyczne” i niezwiązane z innymi obszarami życia, uczestniczymy w systemie zależności od opieki lekarskiej, tym samym go utrwalając.

Jeśli nauczymy się dostrajać do języka naszych ciał, będziemy w stanie podejmować bardziej świadome decyzje dotyczące badań lekarskich oraz technologii, co w rezultacie może prowadzić do lepszych relacji z pracownikami służby zdrowia. Musimy zacząć ufać sobie i swojemu doświadczeniu równie mocno, jak ufamy danym laboratoryjnym. Jedna z moich pacjentek, u której rzadko występowało krwawienie miesięczne, zauważyła, że okres pojawiał się u niej za każdym razem, gdy była „zakochana”. Zaufała, że nie musi poddawać się całej gamie testów hormonalnych za każdym razem, gdy jej okres ustawał na kilka miesięcy. Zainteresowała się natomiast, jakie znaczenie ma dla niej menstruacja i jakie emocje są z nią związane. Gdy lekarz i pacjentka uznają swój zakres wiedzy oraz niewiedzy, a także kryjącą się za tym wszystkim tajemnicę, prawdziwe partnerstwo staje się możliwe, co przyniesie radość obu stronom.

Czytając tę książkę, pamiętaj, że wszystkie mamy wybór – i wszystkie mamy do dyspozycji wewnętrzne przewodnictwo oraz duchowe wsparcie, które mogą nam pomóc w osiągnięciu optymalnego zdrowia i spełnienia. Zlikwidowanie przepaści między umysłem i ciałem oznacza życie w pełni w kulturze, która często neguje ten sposób funkcjonowania w świecie. Nasze ciała i objawy cielesne są w tym przedsięwzięciu naszymi największymi sprzymierzeńcami, gdyż nic nie przykuwa uwagi równie szybko. Nasze ciała nigdy nie kłamią. Są niezawodnymi miernikami tego, jak w danej chwili żyjemy i jak o siebie dbamy.

Wiedz, że aby być zdrową i spełnioną, musisz mieć na tyle odwagi, by pozostać w kontakcie z mądrością twojego kobiecego ciała i podążać za pragnieniami własnego serca. Jaka wiedza płynie z głębi twego ciała? Nie ma nic bardziej ekscytującego od świadomości, że nasze ciała i uczucia są jasną i otwartą ścieżką w kierunku naszego przeznaczenia.

Tabela2. Ciało jako proces a pogląd medyczny

Ciało jako proces

Pogląd medyczny

Kobiece ciało odzwierciedla naturę i ziemię.Kobiece ciało i jego procesy są nieokiełznane i zawodne. Wymagają zewnętrznej kontroli.Myśli i emocje są przesyłane za pomocą układu odpornościowego, dokrewnego i nerwowego. Są biochemicznymi zjawiskami.Myśli i emocje są całkowicie oddzielone od ciała fizycznego.Fizyczne, emocjonalne, duchowe i psychiczne aspekty danej osoby są blisko ze sobą powiązane i nie da się ich oddzielić.Człowieka można podzielić na całkowicie oddzielne, niepowiązane ze sobą części.Choroba stanowi część systemu wewnętrznego przewodnictwa.Choroba jest przypadkiem losowym, po prostu się wydarza. Kobieta niewiele może zrobić, by jej zapobiec. Ciało każdego dnia tworzy zdrowie. Ma wrodzoną zdolność samouzdrawiania.Ciało jest zawsze podatne na zarazki i choroby. Ciało ulega rozpadowi.Życie w pełnej zgodzie z własnym systemem wewnętrznego przewodnictwa zapobiega chorobom i tworzy zdrowie każdego dnia.W tym systemie nie da się zapobiegać chorobom. Tak zwane zapobieganie jest jedynie rozpoznawaniem chorób. Zajmuje się życiem w pełni. Skupia się na tym, co idzie dobrze i nie zaprzecza śmierci.Zajmuje się unikaniem śmierci za wszelką cenę. Skupia się jedynie na tym, co może się nie udać.Prawdziwa jaźń nigdy nie umiera.Śmierć jest postrzegana jako porażka i jest ostateczna.

1Od red.: Problem górnej granicy to zjawisko negatywnej reakcji emocjonalnej na pozytywne wydarzenia w ludzkim życiu. Na podstawie wieloletniego doświadczenia Gay Hendricks wyszczególnił i opisał cztery ukryte lęki, które stanowią źródło problemu górnej granicy. Zob.: G. Hendrics, Wielki skok. Pokonaj ukryte lęki i wznieś się na wyższy poziom życia (Warszawa: MT Biznes, 2010).

2R. Eisler, The Chalice and the Blade (Cambridge, MA: Harper & Row, 1987); M. Gimbutas, The Civilization of the Goddess (San Francisco, CA: HarperSanFrancisco, 1991).

3J. Highwater, Myth and Sexuality (Nowy Jork: Penguin, 1988), s. 8–9.

4A. Wilson Schaef i D. Fassel, The Addictive Organization (San Francisco, CA: HarperSanFrancisco, 1988), s. 58.

5S. Plichta i M. Falik, Prevalence of Violence and Its Implications for Women’s Health, Women’s Health Issues,vol. 11 (2001), s. 244–58.

6National Consensus Guidelines on Identi­fying and Responding to Domestic Victimization in Health Care Settings, The Family Violence Prevention Fund, San Francisco, September 2002.

7M. A. Rodriguez et al., Screening and Intervention for Intimate Partner Abuse: Practices and Attitudes of Primary Care Physicians, Journal of the American Medical Association,vol. 282 (1999), s. 468–74.

8L. Heise, M. Ellsberg i M. Gotemoeller, Ending Violence Against Women, Population Reports, Series L, no. 11 (1999); H. M. ­Bauer, Intimate Partner Violence and High-Risk Sexual Behaviors Among Female Patients with Sexually Transmitted Diseases, Sexually Transmitted Diseases,vol. 29 (2002), s. 411–16; N. Romero-Daza, M. Weeks i M. Singer, ‘Nobody Gives a Damn If I Live or Die’: Violence, Drugs, and Street-Level Prostitution in Inner-City Hartford, Connecticut, Medical Anthropology,vol. 22 (2003), s. 233–59; R. M. Harris et al., The Interrelationship Between Violence, HIV/AIDS, and Drug Use in Incarcerated Women, Journal of Associated Nurses AIDS Care,vol. 14 (2003), s. 27–40; P. Braitstein et al., Sexual Violence Among a Cohort of Injection Drug Users, Social Science & Medicine,vol. 57 (2003), s. 561–69; R. J. Peters Jr. et al., The Relationship Between Sexual ­Abuse and Drug Use: Findings from Houston’s Safer Choices 2 Program, Journal of Drug Education,vol. 33 (2003), s. 49–59.

9Od tłum.: CentrumMedyczne Kaiser Permanente z południowej Kalifornii.

10Od tłum.: Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom.CDC – agencja rządu federalnego Stanów Zjednoczonych wchodząca w skład Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej. Jej siedziba główna znajduje się w Atlancie (w Georgii), w sąsiedztwie kampusu Uniwersytetu Emory’ego.

11V. Felitti et al., Relationship of Childhood Abuse and Household Dysfunction to Many of the Leading Causes of Death in Adults, American Journal of Preventive Medicine,vol. 14 (1998), s. 245–58.

12Gender and Education for All: The Leap to Equality Summary Report (Paris: UNESCO Publishing, 2003).

13Arkusz informacyjny Światowej Organizacji Zdrowia #241 (maj 2008).

14