Chroń się przed rakiem. Profilaktyka i leczenie - Opracowanie zbiorowe - ebook

Chroń się przed rakiem. Profilaktyka i leczenie ebook

0,0
29,87 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Masz raka” to jedno z najbardziej szokujących zdań, jakie możemy usłyszeć od naszego lekarza, choć pandemia nowotworów jest powszechną plagą współczesnego świata.

Rak to wieloczynnikowa choroba wymagająca wieloczynnikowej kuracji opartej na medycynie, odżywianiu, suplementacji, zmianie stylu życia, a także psychicznym i emocjonalnym wsparciu. To właśnie dlatego skuteczna walka z rakiem opiera się na prawdziwie holistycznym podejściu do chorego.

Chroń się przed rakiem to poradnik inny niż wszystkie. Autorzy przedstawiają w nim zalety medycyny ortomolekularnej polegającej nie tylko na zdrowym i racjonalnym żywieniu, lecz także na kuracji megadawkami witamin, pierwiastkami i mikroelementami, opartej na badaniach naukowych dwukrotnego noblisty prof. Linusa Paulinga i Ewana Camerona, a znanej już w Polsce z publikacji dr. Andrew W. Saula Wylecz się sam.

Książka, którą trzymasz w dłoniach, udowadnia, że optymalne odżywianie i oparta na naukowych badaniach suplementacja powinny być częścią każdej antyrakowej kuracji.
Połączenie konwencjonalnej i ortomolekularnej terapii okazuje się być dla chorych na raka wyjątkowo korzystne, a oparta na żywieniu i suplementacji megadawkami witamin strategia działania pozwala zachować zdrowie i wygrać walkę z nowotworem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 232

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: „I Have Cancer. What Should I Do?”

Przekład: Krzysztof Światły

Korekta:Anna Ochendalska

Projekt okładki: Michał Duława

Redakcja techniczna: Typo2 Jolanta Ugorowska

Zdjęcie na okładce: Fotolia.com/ErikSvoboda

Copyright © 2009 Michael J. Gonzalez, Jorge R. Miranda-Massari, Andrew W. Saul

Copyright for the Polish edition © 2016 by Oficyna Wydawnicza ABA Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania lub przekazywana w jakiejkolwiek formie lub za pomocą jakichkolwiek środków (elektronicznych, mechanicznych, fotokopii, nagrywania lub w inny sposób) bez uprzedniej zgody właściciela praw autorskich.

ISBN 978-83-61012-85-6

Oficyna Wydawnicza ABA Sp. z o.o.

00-790 Warszawa, ul. Willowa 8/10 lok. 43

tel. (22) 885 26 09; 885 26 15

e-mail:[email protected]

www.oficynaaba.pl

Dystrybucja:

DICTUM Sp. z o.o.

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. (22) 663 98 13

fax: (22) 663 98 12

e-mail:[email protected]

www.dictum.pl

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Książkę dedykujemy:

pamięci Juana Guzmána, Luz Leandry,

Daisy Guzmán, José R. Mirandy, Miriam Alfaro,

Aidy Massari, Labana Chamberlina,

a także naszym mentorom:

doktorom Abramowi Hofferowi, Haroldowi D. Fosterowi

i Hugh D. Riordanowi

Podziękowania

Lista osób, którym chcielibyśmy podziękować, jest bardzo długa, a oto niektóre z nich:

Doktor Inés Alfaro – za pomoc w opisaniu konkretnych przypadków chorób. Doktor Alfaro pokonała zaawansowanego raka piersi, a jej walka pozwoliła jej na odkrycie holistycznego podejścia do zdrowia. Doktor Erik Paterson – za znakomity, dopingujący do pracy artykuł. Świętej pamięci doktor Abram Hoffer – za otwierającą tę książkę przedmowę i za to, że przez ponad pięćdziesiąt lat był wzorem i źródłem wiedzy dla wszystkich lekarzy medycyny ortomolekularnej.

Pragniemy podziękować także doktorowi Jamesowi A. Jacksonowi za współpracę, wsparcie i jego kluczową rolę w rozwoju nietoksycznych terapii chorób nowotworowych, zwłaszcza tych opartych na dożylnym podawaniu witaminy C.

Na koniec chcielibyśmy podziękować naszemu redaktorowi, Johnowi Andersonowi, za jego profesjonalizm, cierpliwość i zaangażowanie w ten projekt.

Przedmowa

„Masz raka” to jedno z najbardziej szokujących zdań, jakie możemy usłyszeć od naszego lekarza, choć pandemia nowotworów to powszechna plaga współczesnego świata, a w krajach rozwiniętych około połowa wszystkich zgonów to śmierć wywołana chorobą nowotworową.

Niestety, zaledwie garstka pacjentów potrafi potraktować raka jako wielkie wyzwanie, a nastawienie onkologów bardzo często sprawia, że ludzie opuszczają ich gabinety załamani, zniechęceni i z góry skazani na porażkę. Od 1976 roku poznałem ponad 1500 onkologicznych pacjentów, którzy opowiedzieli mi o tym, jak traktowali ich zajmujący się nimi specjaliści. Z ich świadectwa wynika, że znalezienie współczującego lekarza, który wie, jak walczyć z poważnymi chorobami, a jednocześnie potrafi dać nadzieję i ukierunkować myśli na powrót do zdrowia, jest dziś nie lada wyzwaniem. Onkolodzy stosunkowo rzadko mogą pochwalić się wielkimi sukcesami, a ich zachowanie opiera się na stałym doświadczaniu zawodowej porażki. Co gorsza, bardzo niewielu pacjentów słyszy od nich, że rak to nie wyrok oraz że w wielu przypadkach można kontrolować go przy pomocy ortomolekularnych (opartych na odżywianiu) metod połączonych z konwencjonalną kuracją przebiegającą w atmosferze wsparcia rodziny, znajomych, ale także lekarzy.

Onkolodzy muszą nauczyć się, jak nie zabijać nadziei, ponieważ to właśnie ona jest niezbędna pacjentom, niezależnie od stadium choroby. Wielokrotnie byłem świadkiem sytuacji, w której osobom skazywanym na śmierć udawało się dojść do siebie. Kobieta w średnim wieku cierpiała na poważnego raka nerki, który dał przerzuty do kręgosłupa i otaczał jej aortę. Operacja była wykluczona, a pacjentka trafiła do hospicjum z niepomyślnym rokowaniem. Kiedy przyszła do mnie, poleciłem jej opisany na kartach tej książki ortomolekularny plan. Dwa lata później dostałem telefon, że wypisano ją z hospicjum, a przekazująca tę wiadomość pielęgniarka uznała to za prawdziwy cud. Od tego czasu minęło już sześć lat, a moja podopieczna nadal czuje się dobrze.

Przez ostatnie trzy dekady pracowałem z ogromną liczbą osób, z których większość określana była mianem terminalnie chorych. Wielu z nich udało się pomóc (brak nawrotu choroby przez dziesięć kolejnych lat) lub przynajmniej znacznie wydłużyć ich życie. Dlatego uważam, że każdy z nas zasługuje na ortomolekularną terapię, która daje szansę na wyzdrowienie. Najczęściej chory odczuwa poprawę już po kilku dniach podawania mu witaminy C, stanowiącej główny czynnik leczniczy kuracji wzbogacanej dodatkowo niacyną i innymi składnikami odżywczymi.

Niestety, dużą przeszkodę na drodze do ozdrowienia stanowi błędne przekonanie, iż witamina C i inne antyoksydanty mogą hamować terapeutyczne działanie chemio- i radioterapii. Takie myślenie opiera się na błędnych hipotezach, a witaminę C oczernia się pomimo tego, że każdy naukowiec, który zapoznał się z prowadzonymi na jej temat badaniami, zdaje sobie sprawę, iż nie tylko nie jest ona toksyczna, ale wspomaga konwencjonalne leczenie i chroni pacjenta przed towarzyszącymi mu skutkami ubocznymi.

Autorzy książki, którą trzymasz w dłoniach, jasno wykazują, że podawany w optymalnych dawkach kwas askorbinowy (witamina C) nie zmniejsza efektywności naświetlań i leczenia chemią. Inną sprawą jest fakt, iż niewiele dowodów klinicznych potwierdza skuteczność samej chemioterapii w terapii większości nowotworów. Jednak my skupmy się na tym, że kwas askorbinowy nie ma na nią negatywnego wpływu, a dodatkowo wzmacnia ją i niweluje towarzyszące jej negatywne skutki. Na szczęście, część onkologów wie już, że witaminy i przeciwutleniacze nie stanowią zagrożenia dla chorych na raka pacjentów. Dzięki tej książce ich liczba może wzrosnąć, pytanie jednak, czy zdecydują się po nią sięgnąć.

Doktor Abram Hoffer

Słowo wstępne

„Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Z dobrych intencji zrobiono tam również ściany, dach i meble.”

Aldous Huxley (1894-1963)

Książka, którą zaczynasz czytać, powinna być uzupełnieniem, a nie substytutem odpowiedniej opieki medycznej. Pamiętaj o tym i w trakcie lektury:

– Nie dokonuj autodiagnozy, zadawaj pytania i szukaj informacji. Zaangażuj się we własne zdrowie, wiedząc, że profesjonalna opieka ma tu kluczowe znaczenie. Jeśli jakikolwiek poruszany na kolejnych stronach temat budzi twoje wątpliwości – nie zgaduj, lecz skonsultuj się z lekarzem, któremu ufasz.

– Poinformuj lekarza o wszystkich przyjmowanych suplementach i ziołowych produktach, aby uniknąć niepożądanych interakcji z przepisywanymi przez niego lekami.

– Ucz się, sięgaj do wiarygodnych źródeł, weryfikuj gromadzone informacje i dokonuj na tej podstawie świadomej oceny. Pamiętaj jednocześnie, że materia, o której piszemy, podlega szybkim zmianom i że nie wszyscy specjaliści orientują się w skomplikowanej dziedzinie suplementów diety.

– Jeśli przyjmujesz przepisywane na receptę leki, porozmawiaj z lekarzem przed wprowadzeniem w życie jakichkolwiek dotyczących twojej terapii zmian.

– Rak to wieloczynnikowa choroba wymagająca wieloczynnikowej kuracji opartej na medycynie, odżywianiu, zmianie stylu życia, a także psychicznym, emocjonalnym, społecznym i duchowym wsparciu. Masa tabletek nie zastąpi optymalnej diety, a sama dieta nie pomoże, jeśli nie rozwiążesz poważnych – duchowych czy emocjonalnych problemów, z którymi się borykasz. Skuteczna walka z rakiem opiera się na prawdziwie holistycznym podejściu do chorego, ponieważ tylko ono może uchronić go przed nawrotem choroby.

– W kolejnych rozdziałach znajdziesz cenne informacje dotyczące leczenia nowotworów i poprawy ogólnego stanu zdrowia. Opisane w nich żywieniowe, ortomolekularne plany pomogą ci nabrać sił i zapobiec rozprzestrzenianiu się nowotworu. Dodatkowo, dowiesz się także o innych czynnikach mających wielki wpływ na skuteczne zwalczanie raka i wyposażony w tę wiedzę będziesz mógł zacząć działać.

„Zło na tym świecie niemal zawsze bierze się z ignorancji, a oparte na niej dobre chęci mogą wyrządzić tyle szkód, co zła wola.”

ALBERT CAMUS (1913-1960)

1 Rak to nie wyrok

„Niemożliwe jest, by ktoś zaczął się uczyćczegoś, co uzna za rzecz sobie wiadomą.”

Epiktet (ok. 50-ok. 130 r. n.e.)

Dla większości z nas myśl o zachorowaniu na raka jest naprawdę przerażająca. Powodem tego przerażenia jest fakt, iż wiele osób wciąż umiera na choroby nowotworowe i nawet najnowsze terapie i najbardziej renomowane ośrodki medyczne nie są w stanie ich uratować. Co gorsza, szczęśliwcy, którym udaje się pokonać raka, bardzo często ponoszą negatywne – fizyczne, psychiczne i emocjonalne – skutki kuracji. Ja sam (Jorge) pamiętam poczucie dezorientacji, które odczuwałem wraz z żoną, u której wykryto nowotwór piersi. Z początku nie wiedzieliśmy, co robić, bo choć edukacja medyczna jest bardzo jednolita, a sposób postępowania z onkologicznymi pacjentami wydaje się być ściśle określony, nawet wśród specjalistów toczą się spory o to, jak najskuteczniej ich leczyć.

Wiele osób opowiadało mi o swoich bliskich lub przyjaciołach uratowanych przez konkretną dietę, witaminy czy zioła. Dlaczego tak wiele osób może posiadać tyle różnych od siebie, lecz jednakowo skutecznych rozwiązań? Czy to, co mówią, należy włożyć między bajki? Czy środki, które polecają, mogą wyrządzić nam krzywdę?

Wielu z nas myśli, że aby dotrzeć do prawdy, należy zwrócić się w stronę nauki. Jednocześnie – jednym z głównym problemów leczenia raka i wielu innych schorzeń jest to, że naukowa wiedza nie układa się w spójny komunikat, a od opracowania metody do zaakceptowania jej i stosowania mija zbyt wiele czasu. W przypadku osób chorujących na potencjalnie śmiertelną chorobę ważne jest znalezienie złotego środka pomiędzy ryzykiem a korzyścią, jednak niestety mało kto decyduje się na tego typu kalkulacje. Wiele opartych na żywieniu, dobrze ugruntowanych, nietoksycznych i skutecznych technik ignoruje się, a nawet deprecjonuje ze względu na dezinformację i ignorancję nie tylko szeroko rozumianego społeczeństwa, ale także pracowników służby zdrowia. To właśnie dlatego:

BĄDŹ DOBRZE POINFORMOWANY

Aby podjąć odpowiedzialne decyzje, będziesz potrzebował sprawdzonych informacji. Pamiętaj też, aby rozważyć ich zdrowotne konsekwencje. Wbrew deklaracjom zamieszczonym na internetowych stronach amerykańskiej Agencji Żywności i Leków (FDA), nie zatwierdza ona najbardziej skutecznych, najmniej toksycznych i najbardziej opłacalnych metod leczenia. Zwróć uwagę, że informacje na opakowaniach leków i suplementów diety nie są jednakowe. W przypadku leków FDA zezwala bowiem na odnoszenie się do konkretnych chorób, za to w przypadku suplementów – jedynie na wskazanie relacji pomiędzy daną substancją a funkcjonowaniem naszego organizmu. Jeśli więc suplement diety wzmacnia integralność chrząstek i poprawia funkcjonowanie stawów, jego producent nie może napisać, że można stosować go w leczeniu artretyzmu, choć takie przeznaczenie wydaje się oczywiste.

Kolejną przeszkodą na drodze do informacji jest fakt, iż od lekarzy nie wymaga się informowania pacjentów o alternatywnych rodzajach terapii pomimo tego, że są one bardziej skuteczne, tańsze i bezpieczniejsze niż konwencjonalne kuracje. Specjaliści nie przepisują chorym suplementów, ponieważ nie uczono ich tego na studiach, a konferencje czy najbardziej poczytne czasopisma medyczne nie poświęcają im należytej uwagi. Praktyka lekarska opiera się dziś na wytycznych tworzonych przez grupę uprzywilejowanych lekarzy, rzadko kiedy orientujących się w kwestii suplementacji żywieniowej, medycyny umysłu-ciała czy psychoneuroendokrynologii. Obecną sytuację trudno będzie zmienić, ponieważ jest ona napędzana przez wpływy ekonomiczne, a zwłaszcza przez niezwykle silny, ukierunkowany na zysk przemysł farmaceutyczny.

Wpływ firm farmaceutycznych

„Czy firmy farmaceutyczne mogą fałszować wyniki badań klinicznych, tak by produkowane przez nich leki wydawały się lepsze, niż są w rzeczywistości? Niestety, odpowiedź brzmi «tak», a wyniki testów bez przerwy wypacza się na dziesiątki różnych sposobów”. Autorką tych bezkompromisowych słów (zamieszczonych w książce The Truth About the Drug Companies, Prawda na temat firm farmaceutycznych) jest była redaktor naczelna pisma „New England Journal of Medicine” – doktor Marcia Angell. Jako znana i ceniona ekspertka, Angell nigdy nie bała się atakować przemysłu, który jej zdaniem „zrobi wszystko, by bronić swoich wyłącznych praw do sprzedaży leków”, a w swojej książce pokazuje ona, w jaki sposób przekłamuje się dziś wyniki klinicznych badań.

Jednym ze sposobów jest „wciągnięcie do testu wyłącznie młodych osób mimo tego, że testowany lek mają stosować głównie starsi pacjenci. Młodzi rzadziej skarżą się jednak na skutki uboczne, co sprawia, że testowany lek wydaje się bezpieczniejszy”. Innym popularnym „chwytem” jest „prezentowanie danych, które stawiają badany produkt w dobrym świetle i ignorowanie całej reszty zgromadzonych wyników. (…) Najbardziej dramatyczną formą fałszu pozostaje jednak odławianie negatywnych wyników, tak by nie ujrzały one światła dziennego”.

Sami akademicy bardzo rzadko skarżą się na taki stan rzeczy. Dlaczego? Ponieważ nie chcą ucinać gałęzi, na której siedzą. Zdaniem doktor Angell, Uniwersytet Columbia, który opatentował technologię wykorzystywaną przy produkcji Epogenu (leku na anemię) i Cerezyme (leku na chorobę Gauchera), w ciągu siedemnastu lat zarobił na tym prawie 300 milionów dolarów. W podobne praktyki angażuje się także Uniwersytet Harvarda. Zgodnie z iście faustowskimi kontraktami „szpital Harvarda daje firmie Novartis prawa do badań prowadzących do odkrywania nowych leków na raka, a firma Merck buduje dwunastopiętrowy ośrodek badawczy tuż obok Harvard Medical School”. Rezultat? Coraz więcej przekłamań w badaniach nad lekami… Sponsorowane przez branżę farmaceutyczną testy są korzystne dla firm czterokrotnie częściej niż badania sponsorowane przez NIH, czyli innymi słowy przez podatników finansujących badania Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH).

Przemysł farmaceutyczny zatrudnia armię 88 000 rzutkich przedstawicieli handlowych, co sprawia, że w jednym gabinecie lekarskim „może pojawić się dziennie nawet kilkunastu z nich”. Zdaniem doktor Angell – koncerny farmaceutyczne postrzegają lekarzy jako narzędzia do wypisywania recept, wymagające oczywiście częstych przeglądów. Przedstawiciele handlowi „wiedzą, co dany lekarz przepisuje zarówno przed, jak i po ich wizycie i na tej podstawie mogą stwierdzić, czy przyniosła ona oczekiwany skutek”. Ludzie z branży obecni są wszędzie, gdzie tylko pojawia się ktoś w białym fartuchu. „Handlowcy mogą uczestniczyć w konferencjach medycznych, mogą przebywać w gabinetach i na sali operacyjnej, a czasem są nawet obecni przy badaniu pacjentów lub przy ich szpitalnym łóżku… W ten sposób tworzy się biznes”.

Biznes, dodajmy, niezwykle lukratywny. Przychody ze sprzedaży leków w skali całego świata zbliżają się do poziomu 500 miliardów dolarów rocznie, a połowa z nich wypracowywana jest w Ameryce Północnej. Marża kształtuje się na poziomie 20%. Jest więc tak wysoka, że – jak pisze Angell – „łączne profity 10 firm farmaceutycznych znajdujących się na liście Fortune 500 przekroczyły zsumowane zyski 490 pozostałych przedsiębiorstw”.

Podstawowa zasada wtłaczana studentom medycyny przez pierwsze lata nauki brzmi: bardzo ważnym elementem leczenia choroby jest odkrycie jej przyczyny. Być może wydaje się to oczywiste, jednak w rzeczywistości praktykujący lekarze bardzo często zapominają o tej lekcji.

Przyjrzyjmy się najlepszemu możliwemu scenariuszowi w przypadku konwencjonalnego leczenia raka. Zgodnie z nim lekarz stwierdza pełen sukces konwencjonalnej chemioterapii w momencie, gdy jego pacjent był w stanie tolerować i przetrwać terapię i obecnie znajduje się w stanie remisji, czyli w okresie charakteryzującym się brakiem objawów choroby. Jak wiemy, skutki uboczne chemioterapii wahają się od umiarkowanych do ciężkich, a nawet takich bezpośrednio zagrażających naszemu życiu. Osiągnięcie remisji to wielka sprawa, jednak czy osiągając ją, zajęliśmy się przyczyną schorzenia? Cóż, najprawdopodobniej nie. Jeśli w naszym domu zalęgną się karaluchy, możemy wynająć specjalistę, który co miesiąc będzie przychodził je tępić. Jeśli jednak mieszkańcy domu zawsze zostawiają w kuchni resztki jedzenia, pułapki i środki owadobójcze sprawdzą się tylko częściowo, ponieważ, by całkowicie pozbyć się przyczyny problemu, należy chować żywność do szafek i lodówki i zdecydować się na regularne sprzątanie. Jeśli człowiek, którego wynajmiesz, zacznie eliminować karaluchy, używając do tego miotacza ognia i rozpylając w twojej jadalni całą masę trucizny, pozbędziesz się robaków, ale twój dom nie będzie nadawał się do mieszkania (wszelkie podobieństwo do prawdziwych praktyk medycznych jest oczywiście zupełnie przypadkowe!).

Rozwiązując jakikolwiek problem, staramy się działać racjonalnie, dlatego w przypadku własnego zdrowia także powinniśmy wymagać od lekarzy przemyślanych rozwiązań. Takie stwierdzenia mogą wydawać się banalne, jednak w rzeczywistości wielu chorych i lekarzy ślepo decyduje się na obowiązujące schematy wpisujące się w znane, ogólnie przyjęte normy, którym często daleko do racjonalności i które w dużej mierze podlegają wpływom emocji, tradycji, osobistych ambicji, polityki czy pieniędzy, czyli czynników, które z punktu widzenia pacjenta nie wydają się istotne czy korzystne.

LEKCJE Z PRZESZŁOŚCI

Kiedy przyjrzeliśmy się już konwencjonalnym metodom, czas spojrzeć na nowe pomysły i nowe podejście do leczenia chorób. Historia ludzkości pokazuje, że proces „zmiany paradygmatu” jest bardzo powolny, a ludzie przez całe wieki są w stanie ignorować dowody i wyznawać błędne, lecz utarte teorie. Włoski astronom Galileo Galilei (1564-1642), znany powszechnie jako Galileusz, odkrył, że to Słońce, a nie Ziemia znajduje się w centrum Układu Słonecznego. Rezultat? Silna krytyka i groźby ze strony Kościoła. Galileusz to jednak tylko jeden z wielu niezrozumianych odkrywców, a opór w adaptowaniu nowych idei nie ogranicza się ani do szesnastego wieku, ani do świata astronomii i jej związków z wiarą i religią.

Nasz mentor, doktor Hugh D. Riordan, autor serii Medyczni indywidualiści, przedstawił w składających się na nią książkach krótkie biografie wybitnych lekarzy i naukowców, którzy dzięki szczegółowym obserwacjom, wnikliwej analizie, klinicznej pracy i udokumentowanym badaniom w znacznym stopniu przyczynili się do rozwoju medycyny, budząc przy tym jednak wiele kontrowersji. Wspólnym motywem ich życiorysów jest fakt, że choć przy pomocy naukowych metod dokonywali oni ważnych odkryć, były one odrzucane lub ignorowane nie z powodów naukowych, ale w związku z powszechnie obowiązującą opinią(1). Poniżej znajdziesz krótkie podsumowanie kilku tego rodzaju przypadków, związanych z historią opartej na witaminie C terapii. Wierzymy, że dzięki lekcjom z przeszłości, w przyszłości możemy uniknąć podobnych, wynikających często z braku tolerancji błędów.

W 1747 roku chirurg Królewskiej Marynarki Brytyjskiej, Szkot James Lind odkrył, że „coś” obecnego w cytrusach leczy szkorbut i pomaga mu zapobiegać. To „coś” znamy dziś pod nazwą „witamina C”. Doktor Lind podzielił członków załogi na dwie grupy, wzbogacając dietę części marynarzy o dwie pomarańcze i jedną cytrynę dziennie. Jego eksperyment uznaje się za pierwszy przypadek kontrolowanego badania klinicznego, ponieważ Lind porównał w nim wyniki dwóch populacji w sytuacji, w której jeden znany, lecz nowy czynnik został zastosowany wyłącznie w przypadku jednej z grup, natomiast wszelkie inne czynniki pozostały bez zmian. Lind opublikował swoją pracę w 1753 roku i nadał jej tytuł Traktat o szkorbucie. W związku z tym, że trzymanie na statku świeżych owoców okazało się trudne i niezbyt wygodne, część brytyjskich oficerów wpadła na „genialny” pomysł gotowania cytrusowego soku i sporządzania na jego bazie łatwego do przechowywania koncentratu. Cały plan był bardzo sprytny, za wyjątkiem jednego drobnego szczegółu. Jego twórcy nie przewidzieli bowiem, że substancja, która zapobiega szkorbutowi (witamina C) ulega zniszczeniu w kontakcie z wysoką temperaturą. Kapitanowie statków twierdzący, że cytrusy nie działają, byli więc w błędzie, ponieważ to sporządzony na ich bazie koncentrat (który można porównać do pustej gaśnicy) okazywał się bezsilny w walce z chorobą.

Po wielu latach sprawie przyjrzano się po raz kolejny i w końcu, w 1975 roku, racje żywnościowe brytyjskich marynarzy zostały wzbogacone o cytryny i limonki, co sprawiło, że na morzach i oceanach byli oni znani jako „cytryniarze” („limeys”). Przez ponad czterdzieści lat, czyli do momentu docenienia i wprowadzenia w życie nauk Linda, szkorbut pochłonął jednak niepotrzebnie tysiące ludzkich istnień.

Tło kolejnego dramatycznego przykładu to połowa dziewiętnastego wieku, czyli czas, w którym aż 20% kobiet umierało po urodzeniu dziecka. W 1847 węgierski lekarz Ignacy Filip Semmelweis (1818-1865) odkrył, że mycie przez lekarzy rąk w roztworze chlorowanego wapna zmniejsza częstotliwość występowania śmiertelnej gorączki połogowej (ogólnoustrojowe zakażenie następujące w trakcie lub tuż po porodzie) do nieco ponad 1 procenta. Niestety, Semmelweis nie doczekał się pochwał, lecz szykan i docinek, że czystość wcale nie jest najważniejsza. Pamiętajmy, że mowa tu o czasach, w których ilość krwi na fartuchu lekarza była miarą jego odwagi i kiedy lekarze, którzy właśnie zakończyli sekcję zwłok, przystępowali do odbioru porodu… w ogóle nie myjąc rąk! Wypowiedzi doktora Semmelweisa sprawiły, że stracił on posadę, jaką piastował w szpitalu, i miał trudności ze znalezieniem pracy w zawodzie. Jego życie stało się udręką człowieka ignorowanego, odtrącanego i wyśmiewanego, a jego poglądy zostały zaakceptowane dopiero dwadzieścia lat po śmierci. Dopiero wówczas doczekał się on uznania i pomnika, który postawiono mu w rodzinnym Budapeszcie. Doktor Semmelweis wskazał bardzo konkretny sposób na ochronę rodzących przed zakażeniem połogowym, jednak mimo to jego nauki wcielono w życie kilka dekad później, skazując na śmierć setki bezbronnych kobiet.

Jeżeli wydaje ci się, że naukowy postęp, jaki mogliśmy zaobserwować w drugiej połowie dwudziestego wieku, przełożył się na większą racjonalność w świecie medycyny, uprzedzam, że srogo się zawiedziesz. Przykładem może być historia powszechnie uznawanego za najwybitniejszego chemika ubiegłego stulecia dwukrotnego noblisty – doktora Linusa Paulinga. Pauling był zwolennikiem regularnego przyjmowania dużych dawek witaminy C i wspólnie z doktorem Ewanem Cameronem badał jej wpływ na choroby nowotworowe. Pod koniec lat siedemdziesiątych badacze opublikowali wyniki badań nad dożylnym i doustnym podawaniem kwasu askorbinowego nieuleczalnie chorym pacjentom onkologicznym. Bardzo szybko okazało się, że osoby, które otrzymały witaminę C, żyły średnio o 300 dni dłużej niż pozostali, a odkrycie Paulinga i Camerona stało się tematem wielu dyskusji. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego podanie tak prostej i niedrogiej substancji przekłada się na tak imponujące wyniki.

Wkrótce grupa badaczy z Mayo Clinic w Rochester w stanie Minnesota zaprojektowała i przeprowadziła badanie, które miało wykazać, czy możliwe jest osiągnięcie podobnych rezultatów. Naukowcom nie udało się udowodnić terapeutycznych właściwości przyjmowania wysokich dawek witaminy C, ale dziś wiemy już, dlaczego tak się stało. Jeżeli dwa naukowe eksperymenty badające konkretną hipotezę dają sprzeczne wyniki, pierwszym zadaniem jest przyjrzenie się sposobom, w jaki zostały one przeprowadzone. W przypadku badań nad witaminą C metodologia była zupełnie inna. Cameron i Pauling przez dziesięć dni podawali witaminę drogą dożylną, a następnie – doustnie, dzieląc dzienną dozę na kilka mniejszych porcji. Grupa badaczy z Mayo Clinic w ogóle nie skorzystała z metody dożylnej i ograniczyła się do podawania pacjentom doustnie jednej dużej dawki dziennie. Niestety, medyczny establishment nie zauważył tych jakże znaczących różnic i uznał sprawę za zakończoną, stwierdzając, że witamina C jest „bezużyteczna” w terapii śmiertelnie chorych pacjentów onkologicznych. Co gorsza, wielu onkologów do dziś żyje w tym błędnym przekonaniu.

Oryginalne dokumenty podsumowujące pracę Paulinga i Camerona ukazywały się pomiędzy 1976 a 1983 rokiem (patrz: Dodatek B), a kwestia pozornie sprzecznych wyników została wyjaśniona niedługo później. W 1992 roku doktor Mark Levine i dowodzona przez niego grupa badaczy z Narodowego Instytutu Zdrowia opublikowała swoje odkrycia dotyczące absorpcji, działania i dystrybucji kwasu askorbinowego w organizmie(2). Dzięki pracy Levine’a bez cienia naukowej wątpliwości możemy stwierdzić, że stężenie witaminy C we krwi pacjentów Camerona i Paulinga było znacznie wyższe niż to, które można było zaobserwować w grupie badanej przez Mayo Clinic.

Zdrowy rozsądek od razu podpowiadał, że duże różnice w metodologii mogą przekładać się na inne stężenie witaminy. Jednak jeśli medyczny establishment uznałby to za fakt, musiałby przyznać się do błędu i zwrócić honor niepokornym naukowcom, co samo w sobie brzmi wyjątkowo mało prawdopodobnie. Kiedy doktor Levine opublikował swoje odkrycia w 1992 roku, całej sprawie nie towarzyszyło więc żadne poruszenie. Zdanie onkologicznej „góry” pozostało bez zmian, wszak ludzie z Mayo Clinic już dawno „wyjaśnili” tę sprawę!

W dalszej części tej książki opowiemy jeszcze o raku i witaminie C, a także o tym, że nowe stulecie przyniosło ze sobą nowe nadzieje, jednak na razie czas na krótkie podsumowanie. Przytoczone lekcje z przeszłości pokazują nam, że uprawianie uczciwej nauki i dokonywanie istotnych odkryć to niewystarczający powód do uzyskania akceptacji i utorowania ratującym życie terapiom drogi do świata medycyny. Cechą, która wydaje się mieć tu kluczowe znaczenie, jest bowiem w dużej mierze wytrwałość.

JAK WYBRAĆ LEKARZA I PLACÓWKĘ OPIEKI ZDROWOTNEJ

Każdy z nas jest inny i jedyny w swoim rodzaju, dlatego twoje potrzeby mogą różnić się od potrzeb osoby, która wyszła przed tobą z gabinetu onkologa. Pamiętaj, że każdy z nas ma unikalne potrzeby dotyczące pozyskiwania informacji, odżywczej biochemii, fizycznych procesów, finansów, emocji, myśli czy sfery ducha. Bardzo ważne, abyś jak najwcześniej zdał sobie sprawę ze swoich i przejął nad nimi kontrolę, ponieważ nikt nie zrobi tego lepiej niż ty. Przede wszystkim – upewnij się, że czujesz się komfortowo w towarzystwie swojego lekarza. Pamiętaj, że musisz umieć z nim rozmawiać, a on powinien mówić nie tylko do ciebie, ale także z tobą. Osobę, która sprawuje pieczę nad twoim zdrowiem, powinna cechować nie tylko fachowość, ale także wrażliwość. Zawsze powinna ona znaleźć dla ciebie czas i z należytym szacunkiem odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Aby wyzdrowieć, będziesz potrzebował też silnej grupy obdarzającej cię odpowiednim wsparciem. Jeśli więc nie czujesz się wspierany, powiedz to głośno i poczekaj na rezultaty. Jeśli to nie zadziała, nie wahaj się „zwolnić” lekarza, który nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Twoje potrzeby powinny być tu na pierwszym miejscu, to lekarz bowiem pracuje dla ciebie i twojego ciała, a nie odwrotnie.

Diagnoza nowotworu i związana z nią kuracja mają potężny wpływ na całe twoje życie, dlatego zawsze dobrze jest zasięgnąć opinii innego specjalisty. Spojrzenie z zewnątrz zmniejsza prawdopodobieństwo błędnej diagnozy, a dodatkowo pozwala ci na poznanie innego rodzaju podejścia – zarówno do samego leczenia, jak i do ciebie jako pacjenta.

Oczywiście, edukacja i ustawiczne szkolenie powinny dostarczać lekarzom obiektywnych narzędzi oceny stanu pacjenta i ułatwiać im podejmowanie trudnych decyzji, jednak zamiast idealizować, lepiej skupić się na rzeczywistości. Pamiętajmy, że celem oceny powinno być nie tylko stwierdzenie rodzaju i stopnia zaawansowania choroby, ale także określenie jej przyczyn. Więcej informacji na ten temat znajdziesz w dalszej części książki. Na razie po raz kolejny podkreślmy jednak wagę szukania powodu schorzenia. Pozbycie się guza lub grupy rakowych komórek to bowiem nie to samo, co realne odzyskanie zdrowia.

POTRZEBA KOMPLEKSOWEGO PLANU LECZENIA

W czasie studiów lekarze uczą się wielu rzeczy, jednak z pewnością nie uczą się wszystkiego, co ważne. Dobrym przykładem jest fakt, że wiele biologicznych koncepcji dotyczących natury receptorów błonowych, a także biochemii stanu zapalnego czy komunikacji międzykomórkowej jest dobrze ugruntowanych w fachowej literaturze, jednak mimo to nie wchodzi do programu większości naukowych placówek. Co więcej, na salach wykładowych nie mówi się dziś o wielu cennych terapeutycznych narzędziach, co wcale nie oznacza, że nie są one ważne. Wtłaczanie wiedzy do planów nauczania i do świadomości praktykujących lekarzy wymaga oczywiście dużo czasu, jednak zazwyczaj proces ten trwa zbyt długo, szczególnie z perspektywy osób zmagających się z poważnymi chorobami.

Naszym zdaniem optymalne odżywianie i oparta na naukowych danych suplementacja diety powinny być częścią każdej antyrakowej kuracji. Przypomnijmy, że odpowiednie żywienie nie tylko zapobiega tworzeniu się nowotworów, ale wykazuje również silny potencjał terapeutyczny.

Choroby są często bezpośrednią konsekwencją nieprawidłowego odżywiania organizmu lub nierozpoznania jego zwiększonego zapotrzebowania na składniki odżywcze, które, rozwiązując biochemiczne problemy, uniemożliwiają rozwój wielu schorzeń. Niezrozumienie wartości suplementacji i odpowiedniej diety przez lekarzy i badaczy prowadzi do niepotrzebnego cierpienia ich pacjentów.

Medycyna ortomolekularna (termin ukuty przez Linusa Paulinga i oznaczający „właściwa cząsteczka na właściwym miejscu”) zajmuje się właśnie tego rodzaju zagadnieniami i poprzez korektę nierównowagi lub żywieniowych niedoborów (wynikających z niedożywienia i indywidualnej biochemii człowieka) przywraca naszemu ciału optymalne środowisko. Medycyna konwencjonalna nie docenia na ogół siły żywienia i suplementacji wysokich dawek substancji odżywczych w leczeniu większości przewlekłych chorób, a zwłaszcza w leczeniu raka. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest stopniowe (a nie natychmiastowe) działanie środków odżywczych, niechęć do zmian, wiara w „cudowne leki”, opór ze strony branży farmaceutycznej agresywnie promującej swoje produkty i brak nacisku na odżywianie w toku medycznej edukacji. Doktor Riordan często powtarzał, że: „Medycyna ortomolekularna nie odpowiada na żadne pytania stawiane podczas wykładów w akademiach medycznych”.

Odwiedzający lekarza pacjent oczekuje spotkania z ekspertem, który po przyjrzeniu się sprawie będzie w stanie polecić mu najlepszą możliwą terapię. Zaproponowany plan działania powinien być kompleksowy, a jego skutkiem powinna być ogólna poprawa zdrowia i samopoczucia. Niestety, w dziedzinie onkologii plany kuracji ograniczają się zazwyczaj do cięcia, naświetlania lub podawania chemii.

Jak zauważył niegdyś Mark Twain: „Jeśli mamy w ręku młotek, wszystko zaczyna przypominać gwóźdź”. I choć wymienione metody bywają skuteczne, pamiętajmy, że prawdziwa terapia jakiejkolwiek choroby powinna opierać się na usunięciu jej przyczyny. Chirurg może wyciąć nam guza, jednak to nie wyeliminuje powodu jego powstania. Żaden rak nie jest wynikiem niedostatecznej radiobądź chemioterapii. Jeśli zależy ci na prawdziwie kompleksowym planie leczenia, musisz dotrzeć do indywidualnego podłoża choroby.

Aby je odkryć, możesz zwrócić się do naturopaty lub specjalisty medycyny ortomolekularnej, a aby go znaleźć, możesz skorzystać z wymienionych poniżej rad:

– Po pierwsze – skorzystaj z wyszukiwarki internetowej, dzięki której łatwo i szybko znajdziesz namiary na interesujących cię specjalistów.

– Innym źródłem informacji mogą być sklepy ze zdrową żywnością, a także magazyny o zdrowym stylu życia.

– Pomocną radą chętnie posłużą ci z pewnością bliscy i przyjaciele, a jeśli należysz do grupy wsparcia – możesz poradzić się również jej członków.

– Jeśli oprócz specjalisty szukasz też wiedzy, koniecznie odwiedź lokalną bibliotekę i skorzystaj ze wskazówek pracujących w niej bibliotekarzy. Z naszego doświadczenia wynika, że są oni wyjątkowo pomocni, jeśli jednak zawiedziesz się, po prostu zmień bibliotekę. Każdy z autorów tej książki ma doktorat, jednak wszyscy bardzo chętnie korzystamy z pomocy pracowników bibliotek. Powód? Mało kto jest tak dobry w docieraniu do informacji!

– Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych mogą skontaktować się z redaktorem naczelnym „Journal of Orthomolecular Medicine”, Stevenem Carterem ([email protected]), który (za opłatą) może dostarczyć listę specjalistów medycyny ortomolekularnej dla danego rejonu.

RAK – OSOBISTE STRATY

Jeśli czytasz tę książkę, ponieważ ktoś z twoich bliskich choruje na nowotwór, wiemy, co czujesz. Chroń się przed rakiem. Profilaktyka i leczenie nie jest zwykłym podręcznikiem na temat radzenia sobie z nowotworem, ponieważ każdy z jego autorów to nie tylko lekarz, ale również człowiek, który w pewnym stopniu osobiście zmierzył się z potwornościami choroby nowotworowej.

Historia Michaela

W 1978 roku chodziłem do liceum i interesowałem się nauką, boksem i koszykówką (choć może niekoniecznie w tej właśnie kolejności). Pamiętam, że już wtedy fascynowała mnie biologia i sposób radzenia sobie z rakiem i śmiercią. Moimi opiekunami byli dziadkowie ze strony mamy, którzy w czasach wielkiego kryzysu wskoczyli na transatlantyk z kilkoma dolarami schowanymi w kieszeniach znoszonych ubrań. Mój dziadek został dozorcą w nowojorskiej firmie Con Edison, jednak na emeryturę przechodził już jako asystent inżyniera. Moja babcia była kucharką na Brooklynie.

W 1979 roku natknąłem się na napisany przez Linusa Paulinga artykuł zatytułowany Ascorbic Acid and Cancer (Kwas askorbinowy a nowotwory(3)), który okazał się dla mnie ogromnym objawieniem i wielką inspiracją. Zwalczanie nierozumianej przez nikogo choroby przy pomocy witaminy? Takie założenie brzmiało niesamowicie i sprawiło, że zacząłem myśleć o związaniu z nim całej mojej kariery.

Wkrótce po lekturze zdecydowałem się opisać tekst Paulinga w wypracowaniu zadanym przez nauczyciela przyrody, a kilka tygodni później u mojego dziadka wykryto raka wątroby. Jego lekarz powiedział babci, że choroba jest w zaawansowanym stadium i że nic nie da się zrobić. Kiedy wyszła z gabinetu, oznajmiłem, że możemy spróbować dożylnego podawania witaminy C, w dawkach 10 000 miligramów dziennie, a kiedy wróciłem do domu, zebrałem zgromadzone materiały i postanowiłem pójść z nimi do onkologa. Mężczyzna okazał się być bardzo miłym człowiekiem o otwartym umyśle, a wiedząc, że dziadek znajduje się w terminalnej fazie raka, zgodził się na witaminową terapię. Po podaniu czterech lub pięciu dawek odczuwany przez dziadka ból znacznie zmalał, co wyraźnie zdziwiło opiekującego się nim specjalistę. Na ratunek było już jednak za późno i po kilku miesiącach dziadek zmarł, pogrążając nas w wielkiej rozpaczy.

Kolejne