Chłopak dla teściowej - Agnieszka Walczak-Chojecka - ebook + audiobook + książka

Chłopak dla teściowej ebook i audiobook

Agnieszka Walczak-Chojecka

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy myśleliście kiedyś, by pozbyć się teściowej? Natalia znalazła na to sposób! Nie przewidziała jednak, że przy okazji jej świat stanie na głowie.

 

Natalia żyje pod jednym dachem z Idą, teściową jak z koszmaru. Ucieczką od domowych bitew jest dla niej wspieranie córki Olgi w karierze modelki. Ale pewnego dnia po sesji zdjęciowej na jordańskiej pustyni dziewczyna znika.

Aby wyruszyć na jej poszukiwanie, Natalia musi zrzucić na cudze barki opiekę nad Idą. A kto może zająć się nią lepiej niż potencjalny chłopak?

Szybko trafia się dobry kandydat – autor kryminałów Alojzy Książek. Na drodze do szczęścia pary stają jednak dawne tajemnice.

Zresztą nie tylko one spędzają Natalii sen z powiek. Robi to również czarujący detektyw Miłek, który pomaga jej w poszukiwaniach Olgi. Na domiar złego wychodzi na jaw, że babcia i wnuczka wdały się w niebezpieczne interesy. A jakby tego było mało, Ida rozgrywa własną partię miłosnych szachów. Bo kto pod kim dołki kopie…

 

Romantyczna komedia pomyłek wprawi Cię w doskonały nastrój!

 

 

Agnieszka Walczak-Chojecka – absolwentka filologii słowiańskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Współpracowała z czasopismami i radiem jako dziennikarka i tłumaczka literatury z języka serbskiego. Pisała teksty piosenek, grała w filmie, występowała z zespołem muzycznym. Przez 20 lat w świecie biznesu była dyrektorem marketingu i komunikacji w międzynarodowych korporacjach. W 2012 roku powróciła do swojej największej pasji, którą jest literatura, pisząc powieści obyczajowe i scenariusze. Choć wydała już osiem książek, Chłopak dla teściowej to jej pierwsza komedia. Barwne postacie, cięty język i poczucie humoru zapewnią Czytelnikowi świetną zabawę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 352

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 17 min

Lektor: K. Nowak

Oceny
3,8 (189 ocen)
67
52
40
23
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karolinagrzelak

Dobrze spędzony czas

☕️𝓡𝓮𝓬𝓮𝓷𝔃𝓳𝓪☕️ No dobra, przyznawać się, komu nie do końca po drodze ze swoją teściową? 😁🤭🙋🏼‍♀️ Wiadomo, różnice pokoleniowe, inne doświadczenia i poglądy, a także kwestia bycia najważniejszą w życiu syna/męża to sprawy, z którymi musi borykać się wiele kobiet, ale Natalia z książki Agnieszki Walczak-Chojeckiej miała naprawdę przechlapane. 😆 Teściowa jak z koszmaru, a w dodatku Natalia została wdową, pozostając bez żadnego wsparcia. Wraz z córką Olgą mieszkają z Idą i żyją z dnia na dzień rozmyślając, jak by to było, gdyby JEJ nie było. 😊 Kiedy córka wyjeżdża na sesję do Jordanii, Natalia postanawia znaleźć przebojowej starszej pani chłopaka i nieco odciążyć własne barki. Przypadkiem spotyka odpowiedniego kandydata, który okazuje się dobrze znać Idę. Czy jednak plan synowej się uda?🤩 W dodatku Olga właściwie zaginęła gdzieś na pustyni, a Natalia postanawia ją odnaleźć z pomocą detektywa.🕵🏻‍♂️ Co chwilę wychodzą na jaw nowe fakty, a kobieta jest całkowicie zdezorien...
20
boberekgosiaczek

Nie oderwiesz się od lektury

Całkiem zabawna historia o rodzinnych perypetiach
10
Siostra91

Nie polecam

Nie da rady doczytać do końca. Zamiast komedii jest nudna opowiastka o wkurzającej teściowej, miałka główna bohaterka i zero humoru.
00
czekolada72

Nie polecam

nie polecam
00
jwzuzia

Całkiem niezła

Spodziewałam się większego poczucia humoru.
00

Popularność




Copyright © by Agnieszka Walczak-Chojecka 2022 Copyright © by Wydawnictwo Luna, imprint Wydawnictwa Marginesy 2022
Wydawca: NATALIA GOWIN
Redakcja: KATARZYNA WOJTAS
Korekta: BEATA TURSKA, IRENA PIECHA / e-DYTOR
Projekt okładki i stron tytułowych: MACIEJ SZYMANOWICZ
Grafiki na okładce: Shutterstock
Skład i łamanie: Perpetuum / MARZENA MADEJ
ISBN 978-83-67262-37-8
Wydawnictwo Luna Imprint Wydawnictwa Marginesy Sp. z o.o. ul. Mierosławskiego 11a 01-527 Warszawawww.wydawnictwoluna.plfacebook.com/wydawnictwolunainstagram.com/wydawnictwoluna
Konwersja:eLitera s.c.

Nie licz dni.

Spraw, żeby to dni się liczyły.

Muhammad Ali

ROZDZIAŁ 1

Palec teściowej

N atalia odpięła ze smyczy dwa krótkonogie bassety i usiadła na ławce stojącej przy parkowej alei niedaleko swojego domu. Uwolnione psy pognały przed siebie, a ona wystawiła twarz do słońca. Chodziła tą ścieżką często i szybko, ale dziś tak intensywnie pachniało wiosną, że postanowiła podarować sobie chwilę wytchnienia. Odkąd zmarł Krzysztof, zmieniło się jej poczucie czasu. Niemal fizycznie doświadczyła ulotności. Miała męża, bezpieczny dom, planowała bajeczne wakacje na Kanarach, a po chwili była wdową ze spadkiem w postaci... teściowej.

Teraz jednak pozwoliła promieniom słońca muskać skórę twarzy przyprószoną w kilku miejscach piegami, zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Olga, jej córka, dostała właśnie propozycję udziału w kampanii reklamowej znanej firmy kosmetycznej, o co od dawna się starały. Natalia wspierała karierę córki jako jej menadżerka, a to nie było dla niej łatwe, bo z natury była osobą nieśmiałą. Jednak chwile triumfu, kiedy dzwonił telefon i agentka informowała, że Oli udało się zdobyć kontrakt, były małymi ziarenkami radości, którymi starała się wypełnić pustkę powstałą po stracie męża. Były tym bardziej cenne, że z powodu niewystarczająco wysokiego jak na modelkę wzrostu Oli, nie zdarzały się często. Należało je więc celebrować, napawać się nimi, co właśnie zamierzała robić.

Niestety, jej błogostan przerwał ostry dźwięk komórki.

– Gdzie przepadłaś? – usłyszała w telefonie zdenerwowany głos Idy, matki Krzyśka.

– Wyprowadziłam na siku twoje diabły, tak jak chciałaś.

– Kiedy ja krwawię! – zajęczała teściowa.

– Masz okres? – zażartowała.

– Zdurniałaś?! – Ida zgrzytnęła zębami. – Widziałaś kiedyś sześćdziesięciolatkę z okresem?

– A ty nie jesteś przypadkiem starsza? – Natalia nigdy nie mogła nadziwić się temu, z jaką wytrwałością Ida próbowała się odmładzać.

Teściowa dobiegała siedemdziesiątki, lecz zupełnie nie chciała się z tym pogodzić. Miała, co prawda, dobre geny i – jak i inne kobiety w jej rodzinie – wyglądała na dużo młodszą, niż wynikało to z peselu, jednak starcza zgryźliwość cechowała ją coraz bardziej. Na tle pań w swoim wieku wyróżniała się zgrabną figurą, zadbaną cerą i stosunkowo niewielką ilością zmarszczek, a mimo to tę ładną twarz szpecił jej wyraz – zacięty i nieprzejednany.

– Możesz się łaskawie pospieszyć? – spytała.

– Co się stało?

– Będę ci się tu tłumaczyć, a w tym czasie cała krew ze mnie odpłynie!

– To wzywam karetkę – zaproponowała Natalia pół żartem, pół serio.

– Chyba na głowę upadłaś! Żeby sąsiedzi pomyśleli, że umieram? – Dobry wizerunek nie od dziś był dla teściowej najważniejszy.

– Czyli nie jest aż tak...?

– Nie mędrkuj, tylko przychodź! Pocięłam sobie ręce.

Shit! Natalia zrozumiała, że rzeczywiście musi działać. Śmichy-chichy, ale sytuacja mogła być poważna. Już kiedyś teściowa odstawiła numer mrożący krew w żyłach i nigdy nie było wiadomo, co może strzelić jej do głowy. Jej synowa rozejrzała się wokół i pomimo strachu przed kleszczami wkroczyła w zarośla, by jak najszybciej odnaleźć bassety. Psy – choć obdarzone imponująco długimi uszami – wydawały się głuche na jej nawoływanie. Była pewna, że dają jej nauczkę za to, że nie przepada za ich właścicielką. Która teraz leżała być może w kałuży krwi i dla której liczyła się każda sekunda.

Co z tego, kiedy Kapsel tarzał się radośnie w odchodach pozostawionych na trawie przez jakiegoś jego pobratymca, a Frędzel biegał niecierpliwie wokół niego, jakby czekał na swoją kolej. Gdy tylko Natalii udało się złapać pierwszego z nich i przypiąć do smyczy, drugi, podniecony słodkimi zapachami oraz wiosenną aurą, czmychnął między krzaki. Kobieta była w rozterce. Jeśli nie zjawi się zaraz w domu, kto wie, co stanie się z Idą, a jeśli zostawi psa w parku, teściowa jej tego nie wybaczy. Natalia miała wrażenie, że zwierzęta są jedynymi istotami, które starsza pani darzy szczerym uczuciem.

– Kurde! – zaklęła i wyjęła z kieszeni telefon. – Córcia, gdzie jesteś?

– U Małej. – Olga wymieniła ksywkę przyjaciółki, która mieszkała w sąsiednim bloku.

– Babcia potrzebuje pomocy...

– Co znowu? – spytała zniechęcona Olga.

Miała dosyć babcinych wybryków.

– Nie wiem, ale chyba...

Natalia wiedziała, że seniorka na swój sposób przeżywała śmierć syna, ale minęło od niej już ponad półtora roku, a wcześniej nie wykazywała objawów skrajnego załamania. No może poza łatwym wpadaniem w gniew, co przejawiało się ciskaniem w domowników masą złośliwości. W takich chwilach Natalia nie pozostawała jej dłużna, więc teraz zaczęło dręczyć ją sumienie. Nie żeby jakoś mocno, ale łaskotało od środka, podskubywało jak niestrawność, która – gdy się rozkręci – może wybuchnąć ostrą zgagą. Zdarzyły jej się w ostatnim czasie kłótnie, po których miała tak bardzo dość teściowej, że przychodziły jej do głowy iście zbrodnicze myśli.

– Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – niecierpliwiła się Olga.

– Wydaje mi się, że babcia chciała się pociąć – wypaliła Natalia.

– Co? Kiedy? Przecież dopiero co odstawiłam ją do pani Zosi. Jarała się, że ma coś od niej dostać. Jakąś niespodziankę.

– Dziwne. Tak czy inaczej, leć do niej!

– A ty? – jęknęła dziewczyna.

– Też zaraz będę, tylko złapię tego wszarza Frędzla – wysapała Natalia i popędziła w stronę niewielkiego stawu, znad którego dochodziło szczekanie.

A że zawsze wyróżniała się bujną wyobraźnią, w głowie kłębiły jej się wizje nie tylko pociętych kuchennym nożem nadgarstków teściowej, lecz także policji, która wyprowadza ją – Natalię – z mieszkania w kajdankach. W końcu w dzisiejszych czasach, gdy ludzie wierzą we wszczepione w krwiobieg chipy, a rządzący nie stronią od szpiegowskiego Pegasusa, nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie czyta w naszych myślach.

Po kilku minutach Natalia dotarła do domu. Pierwszym, co zobaczyła, były krople krwi na terakocie. Ida nie kłamała, naprawdę stało się coś złego. Jej synowa przyspieszyła więc kroku i jak huragan wpadła do łazienki zwabiona smugą światła. Wstrzymała oddech. Przez chwilę nie mogła zorientować się w sytuacji, bo teściową zasłaniała Olga. Dziewczyna nachylała się nad babcią i robiła jej opatrunek.

– O proszę, kto się zjawił! – Ton Idy aż ociekał ironią. – Nigdy cię nie ma, gdy jesteś potrzebna.

– Słucham? – Natalia przeczesała ręką grzywkę. Jej kosmyki przykleiły się do czoła z powodu gorąca i pośpiechu.

Kapsel przecisnął się między futryną drzwi a jej nogami i podszedł do starszej pani z zamiarem położenia głowy na jej kolanach, jak to miał w zwyczaju.

– Boże! Uprałaś go w gównie? Nawet psów nie potrafisz dopilnować. – Ida odsunęła nieco wnuczkę na bok i obrzuciła Natalię pogardliwym spojrzeniem.

Na nadgarstkach teściowej nie widniało nawet najmniejsze zadraśnięcie, jedynie jej wskazujący palec zaopatrzony był w niewielkich rozmiarów plaster.

– Kryzys zażegnany – poinformowała Olga spokojnym tonem.

– Słucham?

– Wiadomo, wolisz wysługiwać się innymi. Moje przyjaciółki są w szoku, że tak mało cię obchodzę! – stwierdziła Ida.

– To o ten jeden palec zrobiłaś takie halo?

– A niech mnie! Zapomniałam! – Ida zerwała się na równe nogi, jak na swój wiek wyjątkowo dziarsko.

Potrąciła synową i pognała w stronę kuchni. Natalia i Olga wymieniły się zdziwionymi spojrzeniami i ruszyły za nią.

– No widzisz! Mówiłam, żebyś się pospieszyła. Prosiłam, błagałam, a teraz już po niej.

Ida załamywała ręce pochylona nad rozbitym szklanym słojem, którego kawałki leżały porozrzucane na całej podłodze niewielkiego pomieszczenia. Wśród nich, w resztkach wody, Natalia dojrzała na wpół żywą rybkę. Welonka o intensywnie pomarańczowym ubarwieniu musiała być przerażona, widząc nad sobą trzy kobiety w różnym wieku oraz dwie ubrudzone kupą mordy. Natalia w ostatniej chwili odciągnęła psy, gotowe sprawdzić jęzorami smak nowego domownika.

– I to jest ta niespodzianka? – zdziwiła się Olga. – Ta, po którą poszłaś do sąsiadki?

– Nie gadaj, tylko znajdź mi coś, w czym mogę ją przechować. – Ida wpatrywała się z niepokojem w rybkę.

– I tak zaraz się przekręci – stwierdziła rzeczowo Natalia.

– Jak możesz?! Jeśli umrze, będziesz ją miała na sumieniu. I mnie także – oburzyła się teściowa.

– Ciekawe! – Natalia próbowała się stawiać.

– Jutro kup mi akwarium – zarządziła Ida. – Nie pozwolę sczeznąć złotej rybce.

– Jasne! A o co ją poprosisz? – Na twarzy Natalii pojawił się cień uśmiechu.

– Nie wiesz? Niech da mi cierpliwość, żebym mogła z tobą wytrzymać – wypaliła teściowa.

Natalia spojrzała na nią z niedowierzaniem, nic jednak nie powiedziała. Wyjęła z szafki sporych rozmiarów szklaną miskę, w której zazwyczaj podawała sałatkę buraczaną, i postawiła ją na kuchennym blacie. Chyba naprawdę potrzebowały z teściową nadprzyrodzonych mocy, by nie doszło do mordu.

ROZDZIAŁ 2

Mleko (się rozlało)

Kobiety trzech pokoleń na czterdziestu metrach kwadratowych – to było wyzwanie! Zwłaszcza dla Natalii i Olgi, bo rzadko kiedy czuły się chcianymi gośćmi w dwupokojowym mieszkaniu należącym do Idy. Na jej terytorium panowały surowe zasady, absolutna cisza od dwudziestej drugiej i bardzo wczesne pobudki, zero gości, oprócz jej własnych i... chłodny klimat. Gdy krucho było z pieniędzmi, a zdarzało się to paniom dość często, bo Ida żyła z niewielkiej emerytury, a Natalia miała nieregularne przychody, gospodyni zarządzała czas domowych oszczędności. Młodsze panie tylko zdążyły wyjść z malutkiego pokoiku, który zajmowały we dwie, a już termostat na ich kaloryferze przekręcony był na zero. Co innego w większym z pokoi – królestwie Idy. Tam temperatura nigdy nie spadała poniżej dwudziestu trzech stopni, bo przecież psy były wątłego zdrowia i nie można było ich narażać.

Nie miało znaczenia, że oba bassety i tak najchętniej spędzały noce na wąskim, starym tapczanie Natalii, co było dla niej prawdziwą udręką. O brzasku budziła się zdrętwiała, nie mogąc zaczerpnąć swobodnie oddechu. Nogi więził jej tłuściutki Kapsel, głowę zaś unieruchamiał, uwaliwszy się na jej włosach, pochrapujący głośno Frędzel. Gdy tylko Natalia próbowała się uwolnić z kleszczy, jeden z psów zaczynał warczeć, odsłaniając całkiem dorodne kły, a drugi zeskakiwał z łóżka na podłogę, merdał ogonem i głośnym szczekaniem domagał się spaceru. Wolała udawać, że nie oddycha, niż wysłuchiwać obelg rzucanych w jej kierunku, nie tylko z drugiego pokoju, lecz także z rozkładanego fotela zajmowanego przez córkę.

Gdy żył Krzysztof, jego rodzina miała własne mieszkanie na piaseczyńskim osiedlu zwanym Pekin. Bloki zbudowano tam zbyt blisko siebie, przez okna można było zajrzeć sąsiadom do talerza, a złowienie miejsca na parkingu graniczyło z cudem. Jednak wszyscy troje lubili swoje pięćdziesiąt metrów. Z Idą widywali się raz na jakiś czas, nigdy u niej, bo była ponad to, by zajmować się przygotowaniem rodzinnego obiadu, ale całkiem im to pasowało. Gorzej, że teściowa chciała być zapraszana w każdą niedzielę, a nie tylko w święta. No i musiało być wystawnie! Stół miał się uginać, ryby musiały pochodzić z najlepszych łowisk eko, a pierogi należało lepić z ciasta tak cienkiego, żeby prześwitywała przez nie kuchnia. Synonimem smaku były dla teściowej wypieki robione własnoręcznie, byle nie jej rękami.

Jeśli zdarzyło się, że Krzysztof nie przewidział, kiedy wyjść z inicjatywą zrobienia mamusi zakupów albo zawiezienia jej do kosmetyczki lub fryzjera, karała go wielodniowym milczeniem, któremu i tak on był winien. Bo się nie domyślił, czyli jej los nie leżał mu na sercu. Ida należała do ludzi, którym dyrygowanie innymi przychodzi tak naturalnie jak picie porannej kawy. Jeśli natomiast w jej otoczeniu ktoś inny potrzebował pomocy... O! Tu już zaczynały się schody.

Gdy Natalia urodziła dziecko, pierwsze tygodnie nie były dla niej łatwe. Szew na brzuchu, po wykonanej w ostatniej chwili cesarce, nie goił się dobrze, nawał pokarmu spowodował zapalenie w piersiach, a maleństwo dawało jej w kość, wydzierając się wniebogłosy z powodu nawracającej kolki. Do rodziców miała kawał drogi, a oni nie mogli do niej przyjechać. Nie dość, że zajęci byli prowadzeniem niewielkiego sklepu z pamiątkami w rodzinnym Sandomierzu, to jeszcze ojciec podupadł na zdrowiu, co dodatkowo spędzało jej sen z powiek.

Na męża w tamtym czasie Natalia też nie mogła liczyć. Narodziny Olgi zbiegły się z poważnym zleceniem, które otrzymał, i mimo że dziecko było dla niego zwieńczeniem osobistych pragnień, te zawodowe wzięły górę. Młody tata, zamiast wyręczyć żonę w części domowych obowiązków, ślęczał nad papierem w pięciolinię i budował z dźwięków światy swojego pierwszego oratorium. Wielka wokalno-instrumentalna forma miała zwalić z nóg słuchaczy podczas obchodów koronacji cudownej figury Matki Boskiej Piaseckiej w lokalnym sanktuarium. Krzysztof musiał, a przede wszystkim chciał, pokazać się jako zdolny kompozytor, bo od tego zależała jego dalsza kariera w tym zawodzie.

Natalia nie miała mu za złe, że nie wstaje do małej w nocy, a o świcie nie biegnie zmienić jej pieluchy. Wiedziała, że Krzysztof dopiero co się położył, oderwawszy się na chwilę od pracy, i za godzinę lub dwie znów do niej zasiądzie z twarzą bladą jak kreda i błędnym wzrokiem. Miała jednak nadzieję, że zajrzy do niej teściowa, by choć spytać, jak czują się młoda matka i wnuczka.

Ida, owszem, zajrzała. Raz. Wpadła do młodych rodziców wczesnym rankiem, zaraz po tym, jak z łóżka zerwały ją koty, które w tamtym czasie hodowała namiętnie, a które w późniejszych latach, ze względu na nagłą zmianę upodobań, zastąpiła psami.

– Natalko, przyniosłam ci mleko! – zakrzyknęła od progu.

– Mama? Co ty tak wcześnie...? – Krzysztof przetarł zaspane oczy.

– No mleko, mówię przecież. – Ida uniosła do góry triumfalnie butelkę z białym płynem. – Świeżutkie! A Natalia musi pić, żeby miała pokarm – perorowała zadowolona z siebie.

– Oj, dziękuję. – Młoda mama z niechęcią zwlekła się z łóżka. Udało jej się przyłożyć głowę do poduszki dosłownie piętnaście minut wcześniej, po nocy lulania, masowania brzuszka i innych zabiegów, których potrzebowało niemowlę. – To miłe, ale nie było co się trudzić.

Dziewczyna chciała dodać, że według jej wiedzy mleko wcale nie poprawia laktacji, jednak w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie miała ochoty na kłótnie, a wiedziała, że jeśli spróbuje przeciwstawić się teściowej, na pewno polecą wióry. Ida była przyzwyczajona do posłuchu. W Piasecznie chodziły plotki, że w liceum, którego była dyrektorką, dobrała sobie potulną świtę i była niczym królowa na dworze. „Tak jest, pani dyrektor! Ma pani rację, pani dyrektor. Och, pani to się zna, pani dyrektor”, współpracownicy kłaniali jej się nisko. A ona przemierzała korytarze budynku, pomalowanego na jej ulubiony brzoskwiniowy kolor, z wyniosłą miną rozdając na prawo i lewo łaskawe spojrzenia.

– Co też ty mówisz, Natalko! Oczywiście, że potrzebne ci mleko. Wszystko dla mojej kruszynki. Ti, ti, ti! – Ida stanęła nad dziecięcym łóżeczkiem.

Rozciągnęła usta, starając się wykrzesać na nich coś na kształt dobrotliwego uśmiechu, co chyba nie przypadło do gustu niemowlęciu, bo wybuchło głośnym płaczem.

– No i proszę, dziecko głodne! Matka na pewno nie ma pokarmu. – Ida wyjęła wnuczkę z łóżeczka i włożyła ją w ręce Natalii.

Zdezorientowana synowa przez chwilę kołysała córkę w ramionach, próbowała ją uspokoić, ale że nie przyniosło to żadnego skutku, skapitulowała i przystawiła ją do piersi. Niemowlę objęło łapczywie ustami matczyną brodawkę i zaczęło ssać z wielkim zadowoleniem i zapałem. Pokarm sączył się obficie, a Natalii trudno było się powstrzymać przed posłaniem teściowej triumfalnego uśmiechu.

– Phi! Może i leci, ale już niedługo. Zobaczysz, przypomnisz sobie moje słowa. Tylko że ja wtedy nie będę już stawać na głowie, by załatwiać ci mleko.

– Załatwić...? – zdziwił się Krzysztof.

– A co ty myślisz? Nie każda teściowa zrobiłaby taką akcję jak ja – prychnęła na wpół obrażona.

– Jaką akcję? – Natalia podniosła oczy.

– Myślicie, że łatwo jest zdobyć prawdziwe krowie mleko? Teraz to wszystko z domieszką chemii albo Bóg wie czego. Za chwilę będziemy świecić od tej sztucznej żywności. Na szczęście ja mam uczniów, na których mogę liczyć.

– I? – dopytywał Krzysztof.

– Ogłosiłam w szkole „Mleczny miesiąc”! Wiesz, że zawsze myślę strategicznie. Mamuśki z ochotą przydźwigały całe bańki mleka, od rodziny ze wsi. – Ida zatarła ręce z zadowolenia.

– Dla swoich dzieci – skonkludował Krzysiek.

– No niby tak, ale przecież zorganizowałam to dla was, to znaczy dla Oleńki. Moja wnusia nie będzie ssała byle czego.

– Ta! Tylko że Natalia jest uczulona na mleko.

Krzysztof w samych bokserkach, z rozczochranymi włosami i przekrwionymi białkami oczu przypominał nieco bohatera kreskówki, który – choć nie ma siły – jest gotów do upadłego bronić spokoju swojej rodziny.

– Co ty wymyślasz, synu? Mleko to samo zdrowie – skarciła go matka. – Zresztą co ty możesz o tym wiedzieć?

– Kiedy naprawdę. Mój organizm nie toleruje krowiego. Mam po nim okropną niestrawność i wysypkę – odezwała się Natalia.

– No nie! Zawsze musicie robić mi na złość. – Twarz Idy przybrała czerwoną barwę.

– Co ja mogę? – broniła się Natalia.

– A wiesz co? Wsadź sobie w nos to swoje uczulenie! Już więcej wam w niczym nie pomogę! – krzyknęła Ida.

I jak powiedziała, tak zrobiła. Odwróciła się na pięcie i tyle ją widziano. Oczywiście przez pierwsze miesiące życia wnuczki, póki nie minął najtrudniejszy okres. Potem syn i synowa wrócili do łask. Znów mogli skupić się na potrzebach ukochanej mamy, więc czemu miałaby ich unikać.

ROZDZIAŁ 3

Ostatnia wola

T o jednak były dawne czasy. Obecnie zdrowie Idy zaczynało nieco szwankować, astma powodowała ataki kaszlu, a i pamięć zdawała się gorsza. Choć oczywiście przewinienia synowej nigdy nie odchodziły w zapomnienie. Seniorka obudzona w środku nocy potrafiłaby wyrecytować ich pełną listę, a na pierwszym miejscu znajdowała się oziębłość w stosunku do jej syna.

To właśnie ten chłód i brak empatii Natalii były, jak mniemała Ida, przyczyną śmierci Krzysia. Gdyby chociaż zginął na wojnie, jak jego dziadek, albo na misji wojskowej, gdyby ewentualnie dopadła go choroba spowodowana twórczą euforią albo zszedł na gruźlicę, jak jej idol Chopin... Ale nie, Krzysztof urwał się z liny. Dosłownie i w przenośni. Pojechał z kolegami z podstawówki na męski wypad. Dał im się namówić na skok na bungee z wysokiego mostu i zamiast wspaniałego lotu na elastycznej gumie dół góra, góra dół, zaliczył tragiczne w skutkach przyziemienie. Jednak to nie od jego kolegów wszystko się zaczęło, a od własnej żony.

– Jedź, skarbie! – Ida dobrze pamiętała niewinny głos, którym Natalia przemawiała do Krzysia. – Tak ciężko pracujesz. Należy ci się chwila oddechu.

Oooo! Teściowa nie miała wątpliwości, że przez synową wcale nie przemawiał altruizm. Chciała wziąć wolne od muzycznego rozgardiaszu, od gorączki, w którą wpadał Krzysztof podczas aktu tworzenia. Nigdy nie rozumiała jego delikatnej duszy! Nie dawała mu wsparcia, na jakie zasługiwał. Zamiast docenić, pochwalić (wiadomo, jak mężczyźni to lubią), przygotować pożywny obiad, a na podwieczorek zaoferować czułość, wolała zajmować się pisaniem opowiastek na wzór harlequinów! Na szczęście pod pseudonimem, bo inaczej Ida w ogóle by tego nie zniosła. Zawsze uważała, że związek prawdziwego artysty z grafomanką i córką sklepikarzy to zwykły mezalians, i tyle!

Owszem, może Natalia miała tak zwane deadline’y, może musiała wyklepać na klawiaturze setki tysięcy znaków, ale na Boga! Czy mąż jej w tym przeszkadzał? Po powrocie z festiwalu w Brnie był trochę sfrustrowany, burczał na wszystkich, wpadał w gniew z byle powodu, ale przecież każda dobrze ułożona żona powinna to zrozumieć. Krzysztof musiał odreagować nieudany występ, jaki zaliczył wraz z orkiestrą na obcej ziemi. Jechał na festiwal jako murowany faworyt. Już zacierał ręce na myśl o statuetce wykonanej z kryształu i pięciu tysiącach euro nagrody, jednak coś nie zagrało. Jego symfonia, zamiast wystrzelić feerią barw, zdała się zbiorem nieskładnych, kanciastych dźwięków. Sekcja rytmiczna rozjechała się jak domek z kart, a trębaczom, którzy noc wcześniej na imprezie wypalili za dużo skrętów, zabrakło powietrza w płucach.

A może to nie była wina orkiestry, gdybała Ida, tylko jej syn – bardziej kompozytor niż dyrygent – miał zły dzień? Może rozproszyła go krótka spódnica wiolonczelistki, którą usadził nieroztropnie zbyt blisko swojego pulpitu? Już dawno domyśliła się, że ma na tę dziewczynę oko, słyszała, jak zmieniał mu się tembr głosu, gdy do niej mówił. Kto by zresztą nie miał oka na ładne dzierlatki przy nieczułej żonie? Synowa trzęsła się nad córką, jakby ta była ułomna, a Krzysztofowi reglamentowała uwagę, jak cukier na kartki. Dlatego ona – matka – nie stanęła okoniem, jak to miała w zwyczaju, gdy Natalia namawiała Krzyśka na męski wypad, choć wiedziała, że w Wiśle może zjawić się Lucynka, ta od krótkiej spódniczki. Nic przed matką nie mogło się ukryć, miała w orkiestrze wtyki. Gdyby tylko przewidziała, że mimo lęku wysokości Krzysio będzie chciał się popisać...

By oddalić od siebie wyrzuty sumienia, bardzo potrzebowała wierzyć, że to synowa jest winna jej nieszczęściu. Wielka gorycz czaiła się w matczynym sercu i tak bardzo nie potrafiła sobie z nią poradzić, że aż ją samą to przerażało. Nieraz zachodziła w głowę, czy Natalia żałowała, że namówiła męża na ten wyjazd. Nie widziała w niej ani krztyny skruchy. Gdy dowiedziała się o śmierci męża, nawet nie załkała, położyła się spać, choć był to środek dnia, i wstała po szesnastu godzinach. Otrzepała się i z kamienną twarzą... umalowała paznokcie! I to na jaki kolor? Zielony – nadziei! Skąd Ida o tym wiedziała? Bo miała świetne relacje z wnuczką, która nie mogąc znieść irracjonalnego zachowania matki, przybiegła do niej, by wypłakać się na jej ramieniu.

Natalia zachowywała się tak, jakby chciała pokazać światu, że śmierć męża spływa po niej jak po kaczce. Może myślała, że teraz będzie wolna, że nikt nie będzie jej kontrolować? Zatopi się w świecie swoich papierowych postaci na tle zachodzącego słońca i będzie klepać w komputer od rana do nocy?! Rzekome cierpienie przekuje na dzieła, bo przecież by tworzyć, trzeba cierpieć. Myślała pewnie, że Ida zniknie z jej życia razem ze zmarłym synem. Ale niedoczekanie! Teściowa miała swój chytry plan, jak ukarać ją za grzechy. Zresztą Krzysio też o wszystkim pomyślał, zanim oddał ostatnie tchnienie, kochany synek.

***

Dwa tygodnie po pogrzebie teściowa wprosiła się do synowej. Ubrana w grafitową sukienkę, czarne rajstopy i pantofle, z mocnymi kreskami wokół oczu, usiadła na kanapie w nieprzyzwoicie nieżałobnym kolorze bordo. Już napięła w myślach cięciwę, by ugodzić jakimś kąśliwym zdaniem, gdy Natalia spytała:

– Wiedziałaś, że Krzysiek nie był w Wiśle sam?

– No, był z chłopakami. – Udała głupią.

– Była z nimi jeszcze dziewczyna... Wiolonczelistka.

– Lucynka? – Ida wzięła duży łyk herbaty.

– Wiedziałaś! Powiedział o niej mamusi, prawda? – Oczy Natalii zwęziły się w szparki, jak zawsze, gdy przekraczała granicę komfortu i prowadziła trudne rozmowy.

– Niby o czym?

– Że ją bzyka!

– Jak możesz mówić tak o zmarłym?! – W Idzie wezbrało szczere oburzenie.

– A niby skąd na wyjeździe z kumplami z podstawówki wzięła się miss orkiestry?

– No... może Krzysiek... – Ida postanowiła bronić syna. – Miał dobre serce! A Marek, wiesz, ten prawnik, singiel... Krzysio chciał go na pewno zeswatać.

– Jasne! Chciał pokazać chłopakom, jaki z niego ogier. – Natalia bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. – Już dawno czułam, że ma kogoś. Zaczął się inaczej zachowywać. Niby nic takiego, chodziło o drobiazgi. – Wyrzucała z siebie krótkie zdania. – Nie słuchał mnie, nie odwzajemniał czułości...

– Czułości? Przecież to ty byłaś dla niego oschła. Chodząca królowa lodu!

– Stracił ochotę na seks, to znaczy ze mną. – Natalia nie zwróciła uwagi na zaczepkę. – Nawet kupiłam mu tabletki na erekcję, głupia!

– No to może chciał je wypróbować, żeby się przed tobą nie zbłaźnić. – Ida nie umiała powstrzymać się przed złośliwością. – Nikt z nas nie jest świę...

Nie zdążyła dokończyć zdania, bo w mieszkaniu zabrzmiał dźwięk dzwonka.

– Dziwne. Nikogo nie zapraszałam. – Natalia zmarszczyła czoło.

Skierowała się do drzwi i odsunęła zasuwę. Na progu stała para. Dziewczyna, z jasnymi jak zboże włosami splecionymi w luźny warkocz, miała z dwadzieścia pięć lat, a chłopak, z nieco staromodnymi podkręconymi do góry wąsami, był od niej tylko trochę starszy. Natalii przeszło przez myśl, że to znajomi Olgi, których do tej pory nie miała okazji poznać. Córka była jednak na angielskim, więc czemu przyszli teraz?

– My w sprawie ogłoszenia – wyjaśnił chłopak.

– Chcemy obejrzeć mieszkanie – dodała jasnowłosa.

– To pomył...

– Tak, tak, oczywiście, zapraszamy! – zaćwierkała za jej plecami Ida.

Natalia odwróciła się w jej kierunku ze zdziwieniem w oczach, lecz teściowa wprowadziła młodych ludzi do środka, całkowicie ją ignorując.

– Tutaj mamy łazienkę. – Otworzyła z rozmachem drzwi pomalowane na biało i pozwoliła parze zajrzeć do sterylnie czystego pomieszczenia wyłożonego płytkami w tak zwany marmurek. – Wnęka kuchenna może nie jest zbyt przestronna, ale za to sprzęty są w dobrym stanie. – Prezentowała, mocno gestykulując. – A oto salon. Jak państwo widzą, bardzo widny. Strona południowa, więc zawsze wpada tu dużo światła.

– Mamo... – Natalia próbowała protestować.

– Czy meble są w cenie? – dopytywała jasnowłosa, rozglądając się z zainteresowaniem po mieszkaniu.

– Hm... to zależy – odpowiedziała pospiesznie Ida.

– Jakie meble, do licha?! – Natalia szepnęła do teściowej.

– Nie teraz!

– A od czego zależy? – Dziewczyna przysiadła na kanapie, by wypróbować, czy gąbka nie jest za bardzo wysiedziana.

– Od tego, jak szybko podejmą państwo decyzję.

Zszokowana Natalia wpatrywała się to w teściową, to w młodych ludzi. Wiszący nad nią zabytkowy żyrandol, który kupiła wspólnie z mężem na pchlim targu na Kole, oświetlał jej bladą twarz. Oboje lubili mieszać style, więc w każdym kącie ich mieszkania panował eklektyzm, sprawiający, że pomieszczenia, choć nieduże, wyglądały oryginalnie. To był ich świat, przyjazne terytorium, na którym czuli się bezpiecznie. Wraz z wypadkiem Krzyśka ten świat rozpękł się jak skorupka jajka, a Ida, jak widać, postanowiła rozdeptać jego resztki. Faktem było, że Natalia nie miała pieniędzy na wysoki comiesięczny czynsz i opłaty związane z mieszkaniem na nowoczesnym osiedlu. Zastanawiała się, czy nie będzie musiała go sprzedać i wynieść się wraz z Olą do rodziców do Sandomierza, ale nie mieściło jej się w głowie, że teściowa podjęła decyzję za nią.

– Mamy wielu chętnych, więc... Sami państwo rozumieją. – Ida obsługiwała potencjalnych nabywców niczym wytrawny agent nieruchomości.

– Ach tak? – zaniepokoił się chłopak. – A jest jakiś sposób, żebyśmy mogli zaklepać sobie to mieszkanie?

– Gdybyście wpłacili zadatek... – Ida posłała klientowi uroczy uśmiech.

Jej głos zabrzmiał w uszach Natalii jak dzwonek alarmowy, który w końcu popchnął ją do działania.

– Zaraz, zaraz! Ja chyba też mam coś do powiedzenia. – Podniosła się z krzesła z bojową miną.

– No widzą państwo, synowa pewnie obiecała już mieszkanie komuś innemu.

Młodzi ludzie spojrzeli na siebie z zawodem. Na twarzy mężczyzny odmalował się jednak wyraz desperacji, świadczący o tym, że nie odda pola bez walki.

– Dobrze, to co? Dziesięć tysięcy w ciągu godziny? – zaproponował.

Natalia otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Ida zamaszyście wyciągnęła rękę do mężczyzny. Złapała jego dłoń i na znak przyklepania transakcji mocno nią potrząsnęła.

– Co?! A ja, a Ola? – Natalia jeszcze walczyła.

– Czyli za godzinkę! – Ida gestem ręki skierowała młodych ludzi do wyjścia.

– Za godzinkę – potwierdził z zadowoleniem młody wąsacz i para zniknęła na korytarzu prowadzącym do windy.

– Natalka, to nie jest moja decyzja, tylko Krzysia. – Ida zwróciła się do synowej spokojnym, acz dobitnym tonem. – Mieszkanie należało do niego. Kupił je za spadek po ojcu, wiesz o tym. Zresztą ja też wsadziłam w nie kilka groszy.

Kilka groszy? Miała na myśli zakup wycieraczki, na który się porwała, żeby nie musieć zdejmować butów?

– I co z tego, że mieszkanie było Krzyśka? Chciał, żeby jego córka została bez dachu nad głową? – Natalia była w szoku.

– Chciał, żeby skończyła studia. W Warszawie, nie jakąś marną szkółkę w Sandomierzu. A ja wyciągam do ciebie pomocną dłoń, więc bądź łaskawa ją przyjąć.

I było pozamiatane. Jak zawsze, gdy coś sobie postanowiła.

ROZDZIAŁ 4

Nie kijem, to parasolką

T eściowa postawiła na swoim w sprawie sprzedaży mieszkania po synu, a tym samym pozyskania bezpłatnej pomocy domowej. Zrobiła to potem jeszcze wiele razy. Właściwie stawiała na swoim zawsze, mimo że Natalia nieraz próbowała się buntować. Młodsza z kobiet miała jednak w sobie stanowczo za wiele życzliwej naiwności i zbyt dużą potrzebę poświęcania się dla innych, by przeciwstawić się skutecznie. Mimo usilnych prób rebelii i tak ostatecznie dawała się wymanewrować w pole. Tak było też słotną jesienią, kilka miesięcy po historii ze złotą rybką.

– Mamo, możesz przyjechać do centrum? – Natalia usłyszała w telefonie zdenerwowany głos córki.

– Nie bardzo. Mam do napisania jeszcze dziesięć stron, a jutro muszę wysłać tekst do redakcji – wyjaśniła. – Jeśli nawalę, nie dostanę więcej zleceń.

– Chodzi o babcię. Jestem z nią na Nowym Świecie i ona... Nie może chodzić.

– O matko!

Szwendanie się z Idą po ostrych dyżurach było ostatnią rzeczą, na jaką Natalia miała dziś czas i ochotę. Wiedziała, że jeśli nazajutrz nie odda tekstu, to książka wypadnie z planu wydawniczego, a to oznaczało zero zarobków przez najbliższe pół roku. Jeszcze bardziej martwiło ją, że zawiedzie zaufanie redaktor naczelnej, co było dla rzetelnej autorki romansów nie do pomyślenia.

– Co się stało? – dopytywała córkę.

– Przyjedź, babcia ci sama opowie. Twierdzi, że jesteś jej niezbędna, a ja...

– Nie masz już do niej siły. – Matka dokończyła za nią.

Starała się nie przenosić na Olę swoich frustracji, bo w końcu Ida była jej babcią i należał jej się szacunek, ale nie zawsze to wychodziło. Natalia żyła w strachu, że córka będzie miała dość jej ciągłych sprzeczek z teściową i zechce się wyprowadzić z domu. Jako pełnoletnia studentka architektury krajobrazu mogła o sobie decydować. A ona – jej mama nie wyobrażała sobie życia bez codziennego widoku swojego „słoneczka”, bez ich długich wieczornych rozmów, wspólnego oglądania filmów i wzajemnego wspierania się w życiowych bojach. Ta bliskość z Olą nadawała sens jej istnieniu.

Dlatego, choć pogoda wyjątkowo nie sprzyjała podróżom, Natalia oderwała się od pracy, by stawić czoło kolejnemu wyzwaniu, które zafundowała jej teściowa. Dzień od rana zapowiadał się paskudny, z porywistym wiatrem i ulewnymi deszczami. I właśnie nastąpiło oberwanie chmury. Zanim Natalia dotarła do niewielkiego dworca PKP, który przycupnął na końcu Piaseczna, jej ubranie ociekało wodą, a fryzura, układana rano z mozołem, przypominała rozczapierzone szpony gniewnego ptaka, co w sumie dobrze odzwierciedlało nastrój kobiety. Po trzydziestu minutach w pociągu, w którym ścisk był tego dnia wyjątkowo duży, i przebieżce na trasie stacja Warszawa-Śródmieście–Nowy Świat, Natalia dotarła w końcu do kawiarni Bliklego, gdzie czekała na nią Ida. Miała nadzieję, że teściowa ucieszy się na jej widok, ale gdzie tam!

– Co tak długo? – przeszła od razu do ataku matka Krzyśka.

Ubrana jak zawsze starannie – w jasny sweter na guziczki, spod którego wystawał ozdobny kołnierzyk, i długą czarną spódnicę – siedziała przy okrągłym stoliku w najdalszym kącie kawiarni. Komplet cienkich srebrnych bransoletek – ulubiona biżuteria teściowej – dźwięczał przy każdym ruchu jej ręki, trochę złowieszczo, trochę wabiąco, jakby ich właścicielka chciała być nieustannie w centrum uwagi. Z drewnianego wieszaka zwisał jej miękki płaszcz i duża granatowa parasolka z drewnianą rączką. Natalia miała wrażenie, że teściowa idealnie pasuje do tego urządzonego w stylu retro wnętrza, które pachniało dobrą kawą i nadzieniem z dzikiej róży dodawanym do pączków. Zupełnie jakby stanowiła uzupełnienie obrazu namalowanego przez malarza lubującego się w odzwierciedlaniu stylowych klimatów. Do tej sielskiej wizji nie pasowała tylko jej noga. Obleczona w cienkie rajstopy, bez buta, wyciągnięta na kawiarnianym krześle, nie wyglądała najlepiej. Wierzchnia część stopy była zaczerwieniona i wyraźnie spuchnięta.

– Gdzie się tak urządziłaś? – Natalia odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– To ważne?

– A Olga? Dzwoniła do mnie, że jest z tobą. – Natalia rozejrzała się po kawiarni, jednak nie dostrzegła córki.

– Poleciała już. Podobno miała coś „megaważnego”. – Teściowa przewróciła oczami. – Myślisz, że młodzi mają czas dla staruchów? Własne sprawy są dla nich ważniejsze. Widzisz, psia krew, jak mnie załatwili? – Wskazała na swoją stopę.

– Kto taki?

– Żebym to ja wiedziała! Już bym dała nauczkę temu nicponiowi. Kazałabym mu nosić się na rękach. Ale był tłum, wszyscy się popychali, krzyczeli jak jakaś banda, a nie piękna kolorowa młodzież.

– Ach, byłaś na manifestacji! – Natalię olśniło.

W TVN24 od rana pokazywali tłum młodych ludzi zbierający się pod parlamentem na Wiejskiej z transparentami głoszącymi hasła poparcia dla ruchu LGBT. Tylko skąd, u licha, wzięła się tam teściowa, która miała raczej konserwatywne poglądy? Czyżby namówiła ją do tego Ola?

– To, że ty nie wyściubiasz z domu nosa, nie znaczy, że ja też mam tak robić – uniosła się seniorka. – A gdyby tak moja wnuczka zrobiła nagle coming out?

– Coś ci mówiła? – Natalię ścisnęło w dołku. Nie żeby miała coś przeciw kochającym inaczej, ale bardzo chciała zostać kiedyś babcią.

– Jezu! Nie bierz wszystkiego tak dosłownie – westchnęła Ida. – Mówię tylko, że czasem trzeba się zaangażować. Może nie pracuję już w szkole, ale sprawy młodych nadal leżą mi na sercu.

– Hm, ciekawe... – Natalia śmiała wątpić.

– Dopóki oczywiście nie włażą mi na odcisk. Ci młodzi. – Znów spojrzała na swoją obolałą nogę.

– To co? Wzywam taksówkę i jedziemy do szpitala. Trzeba prześwietlić tę stopę – stwierdziła Natalia i zaczęła grzebać w torbie, by znaleźć telefon.

– Aj tam! Przyłożę lód i przejdzie – żachnęła się Ida.

– To po co mnie tutaj ściągnęłaś?

– Po co, po co?! Masz w komórce aplikację Ubera, a przecież nie będę szła do Piaseczna pieszo.

– Naprawdę? – Natalia z niedowierzaniem pokręciła głową. – Mogłam ci tego Ubera zamówić z domu.

– Chyba dobrze, że się trochę przewietrzyłaś? Wyjdzie ci na zdrowie.

Na zdrowie? Natalia spojrzała na nogawki swoich całkowicie przemoczonych dżinsów i na zamszowe półbuty, w których chlupała woda.

***

Już tego samego dnia wieczorem poczuła pierwsze zdrowotne efekty spaceru. Siedząc przy biurku wciśniętym pod okno w pokoju, który dzieliła z córką, usilnie starała się dokończyć pisanie ostatniego rozdziału romansu. Boski Włoch o wyglądzie Apollina ratował długonogą ukochaną z rąk sycylijskiej mafii handlującej żywym towarem. Już miał zakończyć niebezpieczną akcję sukcesem, gdy litery zaczęły się autorce rozmazywać przed oczami, jak muchy na szybie pędzącego auta. Skroń okalał niemiły ucisk. Natalia przerwała pisanie i przemieściła się na łóżko, by chwilę odpocząć. Opatuliła się ulubionym puchatym kocem i ciężko westchnęła.

– Co jest? – Olga podniosła głowę znad samsunga, przez który prowadziła wirtualną konwersację. Wystukiwała litery dwoma palcami tak sprawnie, jakby matka natura dała jej je wyłącznie w tym celu.

– Słuchaj, skąd babcia wzięła się na manifestacji? – spytała Natalia.

– Ojej, uparła się, że pójdzie ze mną. Że niby się nudzi i potrzebuje rozrywki. – Olga niechętnie oderwała oczy od telefonu. – Pomyślałam, że w sumie to mogę ją zabrać, przewietrzy się, a ja zaplusuję u kumpli.

– Jak to? – Natalia nie bardzo rozumiała.

– No, że mam taką nowoczesną babcię, co to wspiera tęczowych. Nie mogłam przewidzieć, że jej odwali. To znaczy w sumie mogłam, ale że aż tak...?

Natalia przyłożyła rękę do czoła i się wzdrygnęła. Pomimo okrycia kocem było jej zimno.

– Wszystko gra? Masz szkliste oczy.

– Podasz mi termometr? – Natalia wskazała na szufladę w swoim biurku zawalonym notatkami. Choć uważała się za osobę poukładaną, gdy pracowała, zawsze miała wokół komputera artystyczny nieład. Tłumaczyła, że lekki rozgardiasz pobudza jej kreatywność.

Ola natychmiast wykonała polecenie. Niepokoiły ją wypieki na twarzy mamy. Najpierw babcia z chorą nogą, teraz ona... Obawiała się, że dom przemieni się zaraz w szpital, co zupełnie nie pasowało do jej planów. Chciała dokończyć „rozmowę” z Małą, a potem obejrzeć z dwa odcinki Opowieści podręcznej. Serial tak mocno wciągnął ją w swój dystopiczny klimat, że nie potrafiła przestać o nim myśleć. Co by było, gdyby kobiety naprawdę stały się własnością państwa rządzonego wyłącznie przez mężczyzn, jak to wymyśliła Margaret Atwood? Zdawało jej się to zaskakująco realne i zarazem przerażające bardziej niż niejeden horror.

– Gdy przyszłyśmy pod sejm, babcia wyglądała na zadowoloną – referowała. – Podobały jej się kolorowe stroje, że niby takie z fantazją. Nawet hasła na transparentach jej nie raziły. O, spójrz, zrobiłam kilka zdjęć! – Podstawiła mamie telefon pod oczy. – To jest dobre! „Kobiety wszystkich płci łączcie się” albo to: „Mąż mojego syna to moja rodzina”.

– Hm, ciekawe.

– Babcia nawet chętnie z nami skandowała „Tolerancja! Tolerancja!”. Naprawdę było cool.

– Jasne, przecież zawsze jest pierwsza do robienia zadymy. – Natalia ściszyła głos.

Choć zza ściany dochodziły głośne dźwięki telewizora, obawiała się, że teściowa może usłyszeć jej słowa. Nieraz zaskakiwało ją, że Ida wiedziała, o czym z Olgą rozmawiały.

– No właśnie! Ale nagle, jakby diabeł w nią wstąpił. Podbiegła do jakiegoś chłopaka i zaczęła okładać go parasolką. Waliła go po plecach na oślep. Byłam w szoku. – Ola zrobiła wielkie oczy. – Krzyczała, że tak nie można, czy coś w tym rodzaju. Nie słyszałam dokładnie, bo zrobiło się zamieszanie.

– Pewnie dotarło do niej, że to nie jest spotkanie kółka różańcowego.

– Takiego, co popiera strefy wolne od LGBT? – podchwyciła Ola. – E, chyba nie. Mówiłam jej, że idę na manifę, by wesprzeć kolegę, który jest gejem.

– Do babci czasem nie wszystko dociera. Słucha tylko siebie.

Natalia wyjęła termometr spod pachy. Elektroniczny wyświetlacz wskazywał ponad trzydzieści osiem stopni. Na sam widok zrobiło jej się gorąco.

– Do licha! – Ola też nie była zachwycona. – Przyniosę ci herbaty.

– Raczej lodu – jęknęła matka i opadła na poduszki.

– Dla mnie też. Stopę mam jak balon. – W drzwiach pokoju stanęła Ida.

Przykuśtykała, podpierając się kijkiem do nordic walking, i oparła się pośladkami o biurko.

– Ale jak to się właściwie stało, powiesz mi w końcu? – spytała Ola. – Gdy udało mi się do ciebie przedrzeć, siedziałaś już na krawężniku ze zdjętym butem.

– Czy ja wiem? W tym całym chaosie ktoś chyba nadepnął mi na stopę. Specjalnie! Mogę się założyć.

– Dziwisz się? Skoro ruszyłaś taranem na jakiegoś człowieka. Pewnie Bogu ducha winnego. – Natalia próbowała ratować się humorem przed złym samopoczuciem.

– Należało się smarkaczowi.

– A co, machał bardziej kolorową flagą od innych? – Gorączka sprawiła, że stała się złośliwa.

– Masz mnie za homofobkę? – Ida spojrzała na nią z niesmakiem. – Widzisz, jak ty mnie nie znasz. Niby mieszkamy pod jednym dachem, ale... Ech!

– Chodzisz do kościoła, a tam wkładają ludziom do głowy różne rzeczy – broniła się Natalia.

– I kto tu myśli stereotypami? Chyba nie poszłabym wspierać tych dzieci, gdybym miała coś przeciwko nim, prawda?

– To dlaczego okładałaś parasolką tego chłopaka? – Olga stanęła naprzeciwko babci. Wyglądała jak młody detektyw na przesłuchaniu, który jest pewien, że ma przed sobą winnego.

– Szedł za rękę z takim drugim i się całowali. – Ida robiła wrażenie zniesmaczonej.

– Czyli jednak! – W głosie Natalii zabrzmiała nuta triumfu. – Gorszyciel, prawda?

– Nie, zwyczajny oszust. Zrobił dziecko najlepszej uczennicy z mojej szkoły. Nie miała nawet siedemnastu lat... A potem... przed samym porodem wypiął się na nią i przepadł jak kamień w wodę.

– Uuu! – Natalia odgarnęła włosy z rozpalonego czoła. – To żałuję, że mnie tam nie było. Na manifestacji. Przytrzymałabym ci go z ochotą.

– Chociaż raz się zgadzamy. – Ida uśmiechnęła się półgębkiem. Wstała z krzesła i pokuśtykała w stronę swojego pokoju. W drzwiach jednak się odwróciła. – Pewnie dlatego, że masz gorączkę.

ROZDZIAŁ 5

Brydżowa zagrywka

O bolała noga uwięziła Idę w domu na kilka tygodni, a to sprawiało, że „łapała nerwa”, jak to zwykła była mawiać. Nie lubiła siedzieć w jednym miejscu, a myśl, że przepuściła już kilka partyjek brydża, w którego nałogowo grywała z koleżankami w mieszkaniu jednej z nich, i nie zostanie mistrzynią miesiąca, doprowadzała ją do szewskiej pasji. Mogłaby oczywiście pokuśtykać do przystanku, ale musiałaby udać przed sąsiadami, że wspiera się na kijach, bo uprawia nordic walking, a to nie byłoby łatwe.

Po pierwsze pęknięta kość stopy za bardzo dawała się jej we znaki, a po drugie paradowałaby w jednym bucie o trzy numery większym od drugiego. By ukryć plastikową skorupę à la gips, w którą niedługo po wypadku zapakowano jej stopę w pobliskiej lecznicy, Ida wynalazła rozwiązanie tyleż praktyczne, ile śmieszne. A na śmieszność nie chciała się narażać tak samo bardzo, jak na litość. Nie znosiła tych wszystkich utyskiwań, że starość jest źle urządzona. Wyznawała zasadę, że nie można się nad sobą litować i nie akceptowała, gdy litował się nad nią ktoś inny.

Od Natalii, złożonej do łóżka zapaleniem oskrzeli, nie mogła zbyt wiele wymagać, co też nie ułatwiało sytuacji. Ida sama musiała gotować sobie obiady. Skaranie boskie! Zawsze miała dwie lewe ręce do kuchni, więc albo przesalała, albo przypalała, albo – mimo obłożenia się książkami kucharskimi – robiła jedno i drugie.

Raz, w swej łaskawości, postanowiła upichcić prozdrowotny rosół dla synowej. Nie żeby tak się nagle o nią zaczęła troszczyć, lecz by postawić ją jak najszybciej na nogi. Niestety, eksperyment kulinarny zakończył się klapą, a dokładniej tłustą cieczą o barwie moczu i smaku wody z Bałtyku przyprawionej mułem, więc trzeba było znaleźć inne rozwiązanie. Ida mogła oczywiście zadzwonić do pobliskiej restauracji i zamówić którąś z firmowych potraw, lecz zamiast sypnąć groszem, wolała użyć sprytu. Pożaliła się Zosi, najbliższej sąsiadce, jak to biednej Natalii nie wyszedł rosół, bo gorączka, bo mroczki przed oczami, a ona sama nie ustoi w kuchni na jednej nodze i już po godzinie odbierała w drzwiach wazę parującej zupy. Niestety, talerz, który hojnie napełniła dla Natalii, wrócił od niej prawie nieruszony.

– Możesz mi powiedzieć, co ci nie smakuje? – Ida wparowała do pokoju synowej. – Cały dzień gotowałam tę zupę.

– Wszystko pyszne, tylko nie mam apetytu – wyjaśniła chora.

– To jest... niehumanitarne!

– Słucham?

– Wiesz, ilu ludzi głoduje na świecie?!

Seniorka nie zamierzała odpuścić niewdzięcznicy i już miała zasypać ją niewybrednymi epitetami, gdy doszło do jej świadomości, że synowa wygląda bardziej żałośnie niż zwykle. Sprawy stanowczo zmierzały w niewłaściwym kierunku! Trzeba było natychmiast działać, wyszarpać Natalię spod burego koca i postawić do pionu.

– Co z tobą? – burknęła niemiło. – Wyglądasz zupełnie, jak moje bassety. Z tymi załzawionymi ślepiami mogłabyś robić za ich siostrę.

– Jutro wstanę, obiecuję. – Głos Natalii zabrzmiał niezbyt przekonywająco.

Synowa, zamiast stanąć na nogi, zakopała się pod koc jeszcze mocniej. Widok wokół niej też nie napawał optymizmem. Na szafce nocnej leżała sterta zużytych chusteczek, na podłodze między książkami i czasopismami walały się niedopite butelki z wodą, a pokój zasnuwał nieprzyjemny mrok, bo zaciągnięte zasłony nie przepuszczały nawet niewielkiej wiązki słonecznych promieni. Kapsel i Frędzel leżeli wtuleni w siebie na fotelu i z melancholią w oczach śledzili każdy ruch kobiet.

– Jutro, jutro! Wezwę sąsiadkę, to ci bańki postawi. Chyba nie sądzisz, że będę tak cały czas koło ciebie skakać? – powiedziała Ida.

– Przecież o nic cię nie proszę.

– Tylko tego by brakowało! – Ida zamaszystym ruchem przesunęła zasłonę.

Jasność przecięła pokój jak brzytwą. Drobinki kurzu unosiły się w powietrzu, przypominając Natalii o tym, że dawno nie sprzątała. Zasłoniła ręką oczy. Ani fizycznie, ani psychicznie nie była gotowa na powrót do świata, jednak Ida nie zamierzała zostawić jej w spokoju. Złapała za rąbek koca i zerwała go z chorej.

– No dalej, musisz się rozruszać!

– Może za chwilę. – Natalia ponownie się przykryła.

– Hm, myślałam, że mi pomożesz. Zamówiłam w aptece lekarstwo na astmę, a dziś kończy się ważność recepty. Sama tam nie dokuśtykam, a Ola ma zajęcia do późna. Ale jeśli nie masz siły...

– Lekarstwo...?