Chiny według Leszka Ślazyka - Leszek Ślazyk - ebook + książka

Chiny według Leszka Ślazyka ebook

Ślazyk Leszek

4,2

Opis

Chiny według Leszka Ślazyka Dlaczego Chiny? Nigdy przecież nie chciałem być Brucem Lee. Jakoś też nigdy nie ujął mnie język chiński. No to skąd te Chiny? Klasyka – przypadek - praca.

Odwiedził mnie znajomy i powiedział, że pewna firma szuka ludzi, którzy mają związek z przemysłem odzieżowym. To był rok 1994. Od tego czasu więcej spędzam czasu za Wielkim Murem niż nad Wisłą.

Byłem świadkiem największej transformacji w dziejach świata. Pamiętam robotników koczujących na styropianie, pracujących za garść dolarów i widziałem jak wielki kraj sytuowany gospodarczo w okolicach Etiopii zaczął doganiać światową czołówkę a potem urwał się peletonowi i wysforował do przodu.

• Chiny są zupełnie inne, niż to głoszą fachowcy od Chin
• Skąd się wzięły dzisiejsze Chiny i na czym polegał największy błąd Donalda Trumpa?
• Jak Chiny radzą sobie z epidemią i dlaczego tak dobrze?
• Jak wieśniacy z Chin podbili cały świat, a ten się nawet nie zorientował
• Komunistyczna Partia Chin zdemaskowana
• O przenoszeniu produkcji z Chin, czyli opowieść z mchu i paproci
• Social Credit System - narzędzie zniewolenia 1 miliarda 400 milionów Chińczyków?
• Chiny jak Amazon, Amazon jak Chiny

Kiedyś pewien redaktor zadał mi fundamentalne pytanie:
- Panie Leszku, a Pan jest sinofilem, czy sinofobem?
Czy kogoś kto bada wulkany pytamy, czy bada je dlatego, że się ich boi, lub że się w nich kocha? Moja książka ma być źródłem wiedzy, impulsem do dalszego eksplorowania informacji na temat Chin współczesnych w wielu aspektach. Bez wszystkich ideologicznych dopalaczy, które pozbawiają nas możliwości rzetelnej oceny.
Leszek Ślazyk

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 540

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (20 ocen)
11
5
1
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
karol2rek

Z braku laku…

bardzo subiektywne
10
miszczkoks

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna i bardzo lekko napisana. Jeśli interesujesz się ta tematyka to musisz ją przeczytać!
10
Irecki68

Dobrze spędzony czas

warto spojrzeć na coś o czym nic tak naprawdę nie wiemy. polecam
00
tomaslaw

Z braku laku…

Bardziej rozprawa z Trumpem i PISem niż praca poświęcona Chinom
00

Popularność




Agnieszce, Mikołajowi i Franciszkowi

Projekt okładki i stron tytułowychFahrenheit 451

Redakcja i korektaFirma UKKLW – Agata Tryka, Barbara Mic

Dyrektor projektów wydawniczychMaciej Marchewicz

ISBN 9788380796447

Copyright © by Instytut Badań Chin Współczesnych Copyright © for Fronda PL, 2021

 

 

 

WydawcaWydawnictwo Fronda Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

KonwersjaEpubeum

Nie chciałem być Bruce’em Lee, czyli moja pierwsza podróż do Państwa Środka albo po co to wszystko

 

Dlaczego Chiny? No właśnie. Nigdy przecież nie chciałem być Bruce’em Lee. Nie. Jakoś też nigdy nie ujął mnie język chiński. Nie zapałałem miłością do chińskiej poezji klasycznej, nie nurtowały mnie problemy chińskiej filozofii, w nosie miałem to, czym się różnią szachy arabskie od chińskich. To skąd te Chiny?Klasyka. Przypadek. Praca.

Jednego razu odwiedził mnie znajomy i podzielił się informacją, że pewna firma szuka ludzi, którzy mają związek z przemysłem odzieżowym, a nie mają zupełnie nic przeciwko częstym wyjazdom do Chin. Znajomemu do Chin nie było spieszno. Natomiast ja podejmowałem decyzję o podjęciu tej konkretnej pracy tyle, ile potrzeba czasu na wypowiedzenia słowa „dobra”.

To był rok 1994. A konkretnie listopad, chociaż bardziej grudzień.

 

Dawno temu, przed udzieleniem jednego z pierwszych wywiadów na temat Chin, pan redaktor zadał mi fundamentalne – według niego – pytanie:

– Panie Leszku, a pan jest sinofilem czy sinofobem?

Zdębiałem. Nigdy mi to nie przyszło do głowy. Czy kogoś, kto bada wulkany, pytamy, czy bada je dlatego, że się ich boi lub że się w nich kocha? Czy fascynacja nie może mieć swojego źródła w samym fenomenie i woli jego poznania? Musi się kryć za tym emocja? Przecież emocja wyklucza obiektywne poznanie.

I tak dalej, i tak dalej.

Felietony (i podcasty) w swoim założeniu mają być źródłem wiedzy, impulsem do dalszego eksplorowania informacji na temat Chin współczesnych w wielu aspektach. Bez wszystkich ideologicznych dopalaczy, które pozbawiają nas możliwości rzetelnej oceny.

To chyba byłoby na tyle, jak to się niegdyś mawiało. Dość już tych wstępów. Czas, bym wyjaśnił, dlaczego Chiny są inne, niż to głoszą fachowcy od Chin…

Chiny są zupełnie inne, niż to głoszą fachowcy od Chin

Dlaczego kilka stron wcześniej zadeklarowałem, że nigdy nie chciałem być Bruce’em Lee? Przede wszystkim dlatego, żeby w ten sposób podkreślić, zaznaczyć, zwrócić uwagę na to, że Chiny nigdy nie były moją miłością, jakimś dziecięcym marzeniem, które chciałem spełnić i koniec końców spełniłem.

 

Chiny zdarzyły mi się przypadkiem. I przypadkiem mnie zafascynowały. Ale nie językiem, kulturą, historią. Nie.

Zetknąłem się ze współczesnymi Chinami jako zupełny arogant i ignorant.

Po części pozostaję nim do dziś. Mój defekt nie pozwala mi zapamiętać kolejnych chińskich dynastii, ba!, nawet nazwisk kolejnych sekretarzy i premierów Chińskiej Republiki Ludowej. Za to pozwala mi spoglądać na Chiny w sposób syntetyczny. Nie drążę szczegółów, jak na przykład poezja dynastii Tang albo relacje pomiędzy konkretnymi członkami najwyższych władz Chin. Mozolnie składam w całość puzzle, które sukcesywnie docierają do mnie w formie zarówno obserwacji własnych, na miejscu w Chinach, jak i różnych publikacji na temat dzisiejszego Państwa Środka. I większe fragmenty tej układanki przedstawiam Państwu od lat na stronie Chiny24.com, a teraz tu, w formie książki.

Jak wspomniałem we wstępie, kiedyś tam, dawno temu, w trakcie przygotowywania jednego z pierwszych wywiadów telewizyjnych na żywo, prowadzący program dziennikarz zadał mi pytanie: „A pan jest sinofilem czy raczej sinofobem?”.

Pytanie mnie wtedy zaskoczyło i skonfundowało.

Bo ja Chin ani nie wielbię bezrozumnie, ani się ich nie boję. Chiny mnie fascynują, budzą we mnie też spory respekt. Gdybym miał użyć nieco przerysowanego porównania – są dla mnie jak Godzilla, którą można podziwiać, fascynować się nią, ale nikt przeciętnie rozgarnięty nie wpadnie na pomysł, aby się z nią miziać jak z jakimś domowym sierściuchem. Po prostu nie.

Do dzisiaj nie rozumiem tego pytania. Nie jestem ani sinofilem, ani sinofobem. Od ponad 25 lat Chiny obserwuję to z bardzo bliska, to z bardzo daleka. Są istotną częścią mojego życia, ale nie budzą we mnie emocji skrajnych. Dlatego pewnie jestem w stanie zachować obiektywizm, zimną krew w stosunku do fenomenu Chin. I pewnie dlatego też nie jestem w stanie zgodzić się z wieloma poglądami na temat Chin, wieloma opiniami często w Polsce wygłaszanymi przez osoby, które są uważane – i przede wszystkim same się uznają – za fachowców od Chin.

Po co ten przydługi wstęp? Otóż chciałbym odnieść się do kwestii poruszanej podczas niedawnej publicznej rozmowy online, w której brałem udział. Jej tytuł brzmiał: „Kto będzie panował nad światem? Rywalizacja USA – Chiny”. Temat tej rozmowy zawiera według mnie podstawowy błąd, pokazuje, jak bardzo nie rozumiemy, czym są dzisiejsze Chiny, po co są, do czego zmierzają, jakie chcą osiągnąć cele. Przez ostatnie lata politycy i media zachodnie, a także ogromna część wspomnianych fachowców od Chin upowszechniła i umocniła w świadomości opinii publicznej obraz Chin, które robią wszystko, żeby wskoczyć w buty Stanów Zjednoczonych. Że Chiny chcą być kolejnym hegemonem światowym, który będzie wtrącał się w funkcjonowanie państw i narodów w skali globalnej, że Chiny będą odgrywały rolę internacjonalistycznego policjanta, który w relacjach z innymi podmiotami stosunków międzynarodowych nie dość, że będzie stosować jakąś formę przemocy (najchętniej armię), to jeszcze narzucać swoją formułę, swój model sprawowania rządów. I wierzą w to ludzie zajmujący nawet istotne stanowiska w administracji państwowej. Przykład mogą Państwo znaleźć na moim kanale na YouTubie, jest tam pełna relacja z debaty „Chiny: nowoczesna politeja czy komunistyczny panoptykon?”, która odbyła się 29 lipca 2020 r. W świadomości wielu, bardzo wielu osób Chiny występują jako ciotka samo zło, która nie dość, że chce pokonać USA, która chce zająć miejsce Amerykanów na tronie, to jeszcze zamierza przejąć amerykańskie obyczaje, a co gorsza, sprowadzić na państwa słabsze całą serię niefortunnych zdarzeń.

Takie spojrzenie na Chiny świadczy nie tylko o braku podstawowej wiedzy na temat tego państwa, lecz także o dużych ograniczeniach intelektualnych w zakresie analizy danych.

Chiny nie są takie jak Stany Zjednoczone i nigdy nie były. Stany Zjednoczone liczą sobie wszystkiego 244 lata historii. Aktem, który formalnie zapoczątkował istnienie tego państwa, była Deklaracja niepodległości podpisana w 1776 r.

W tamtym czasie Państwo Środka stanowiło jedną czwartą światowej gospodarki. Stany Zjednoczone zaś ledwie 1 procent.

W kolejnych kilkudziesięciu latach, w wyniku wewnętrznej słabości i zewnętrznej interwencji Chiny stały się bladym cieniem swojej przeszłej wielkości. Ameryka rozpoczęła bieg do światowego prymatu, który udało jej się uzyskać po I wojnie światowej. Ameryka w wyniku kolejnych światowych konfliktów przejęła bezdyskusyjną kontrolę nad światowymi oceanami, zdominowała światowe finanse, wreszcie pokonała ekonomicznie Związek Radziecki i zdobyła pozycję jedynego globalnego decydenta.

Kiedy Stany Zjednoczone rosły w siłę, Chiny przeżywały jeden z najgorszych okresów w swojej historii liczonej w tysiącach lat. Od czasu wojen opiumowych, które miały miejsce w połowie XIX wieku, aż po koniec lat 70. XX wieku Chinami wstrząsały nieustanne turbulencje. Państwo tak kiedyś gospodarczo potężne wylądowało na szarym końcu krajów określanych państwami Trzeciego Świata. Państwo Środka, „wszystko, co pod niebem”, stało się królem światowych nędzarzy.

Właśnie: Państwo Środka. W tym samookreśleniu kryje się największa różnica, różnica fundamentalna pomiędzy Stanami a Chinami. Ameryka to z geograficznych choćby powodów polityczny ekstrawertyk. Chiny od wielu wieków były introwertyczne. Dlaczego? W pewnym, bardzo uproszczonym sensie pokazuje to serial Marco Polo, który można obejrzeć na Netflixie. Chiny były w swej przeszłości cywilizacyjnie zawsze o kilka kroków przed innymi nacjami i siłami politycznymi świata. Chiny były i są ogromne, były i są niezwykle ludne, były i są zainteresowane przede wszystkim sobą. Chiny miały i mają tak wiele wyzwań wewnętrznych, tak wiele rzeczy do zorganizowania, wypracowania we własnych granicach, że znakomitą większość swoich działań podporządkowywały i podporządkowują właśnie tym wyzwaniom.

Kiedy Deng Xiaoping pod koniec lat 70. XX wieku zaczął mozolnie kruszyć partyjny beton (uważając, żeby nie naruszyć mitu Mao), aby usunąć przeszkody stojące na drodze do wprowadzenia pierwszych reform gospodarczych, które miały pozwolić na wyrwanie Chińczyków z powszechnej biedy, Stany Zjednoczone zaczęły proces łamania kręgosłupa Związkowi Radzieckiemu. Ekonomicznie. Wyścig zbrojeń, który przeniósł się z ziemi w kosmos, i dramatyczna archaiczność sowieckiego systemu gospodarczego, który piętnował prywatną aktywność, sprawiły, że Moskwa się stopniowo wykrwawiała. Ameryka stała się krainą marzeń, ziemią obiecaną dla wszystkich marzących o sukcesie. Finansowym, artystycznym, sportowym – każdym.

Minęło 40 lat. Chiny są drugą gospodarką świata. Chiny – jak mówi się powszechnie – chcą przejąć władzę nad światem. Myślą Państwo, że w ciągu tych 40 lat Chiny uporały się ze wszystkimi problemami, które spiętrzyły się tu w ciągu niezwykle dla Chin turbulentnych ostatnich 200 lat? Myśą Państwo, że w tych ostatnich 40 latach, pełnych niewątpliwych sukcesów, nie pojawiły się nowe problemy i wyzwania? Zniszczenie środowiska naturalnego, kryzys demograficzny, nierówności społeczne – to problemy przywoływane najczęściej. A jest ich znacznie, znacznie więcej i mają niezwykle różny charakter. Zatem czy Chiny chcą panować nad światem? Chcą w tym trudnym dla siebie momencie pójść wzorem obecnego hegemona i angażować się w rozmaite historie na całym świecie?

Myślę, że nie sądzę…

Chiny są obecne w różnych formach na świecie. Dyplomatycznie, ekonomicznie, nawet militarnie.

Ale!

Powtarzam to do znudzenia: Chiny uczą się na błędach własnych i cudzych. To, że Chiny popadły w tarapaty w wieku XIX, wynikało z tego, że miały w nosie świat. Jakoś przegapiły moment, w którym zmienił się, nie zorientowały się, że barbarzyńcy zorganizowali się w państwa, skonstruowali swoje sprawne administracje, zbudowali nowoczesne armie oraz pozyskali siły i środki, żeby wywrócić zastany porządek świata. To się już wcześniej przytrafiło Cesarstwu Rzymskiemu.

Dziś Chiny chcą być głównie dla siebie, ale wiedzą doskonale, że określenie „wszystko, co pod niebem” jest pojęciem bardzo umownym. Za Wielkim Murem, poza granicami Państwa Środka dzieje się życie, dzieją się sprawy i trzeba mieć na nie baczenie. To nie znaczy, że wzorem Amerykanów trzeba wszędzie wysyłać armię i wprowadzać swoje porządki. To raczej oznacza, że trzeba wykonywać odpowiednie ruchy – pozorowane lub realne ruchy, które pozwolą uzyskać rozeznanie w stanie spraw i później właściwie reagować na nie w dłuższej perspektywie. Chińczyków, w odróżnieniu od Amerykanów, nie obchodzi specjalnie, kto rządzi w jakimś państwie. Nie mają fiksacji na punkcie powszechnego rozgłaszania, że ich system jest lepszy, więc trzeba go siłą narzucać innym, zwłaszcza przeciwnikom. Chińczyków bardziej zajmuje to, czy z danym demokratą, autokratą, teokratą, dyktatorem czy monarchą da się robić interesy, czy nie. Czy można danemu państwu coś sprzedać, coś wybudować, czy od tego państwa można coś kupić, coś wylizingować, coś uzyskać w formie inwestycji, technologii, współpracy. To inna fundamentalna różnica pomiędzy USA a Chinami. Amerykański model dominacji, rządzenia światem zakłada użycie przymusu bezpośredniego. Chińczycy chcieliby kontrolować sytuację, mieć bliżej i dalej partnerów albo byty zależne (na przykład ekonomicznie), ale na pewno nie będą w najbliższym czasie wysyłać wojsk interwencyjnych, żeby się szarpać z kimś w Afryce, na Bliskim Wschodzie lub na Pacyfiku. W przyszłości, kto wie, i to może się zmienić, ale dzisiaj? Dzisiaj Państwo Środka przede wszystkim chce bronić tego, co zdobyło, i kreować warunki dalszego realizowania swego planu. A co jest tym planem? Samowystarczalność w każdym aspekcie funkcjonowania państwa.

„Nie, to niemożliwe, Chiny potrzebują świata, żeby się rozwijać” – słyszałem takie nieznoszące sprzeciwu wypowiedzi niejednokrotnie.

A ja pytam: naprawdę? Ostatnie doświadczenia niczego nas nie nauczyły? Niczego nie wykazały? Chiny kilka lat temu postanowiły odejść od eksportu na rzecz konsumpcji wewnętrznej jako najważniejszego motoru gospodarki. Jeszcze pięć lat temu można było wywracać oczami w reakcji na takie deklaracje Pekinu. Ale dzisiaj?1.

Chiny jako pierwsze doświadczyły skutków pandemii. W tym czasie Amerykanie przycisnęli pedał gazu i zaostrzyli swój kurs dotyczący restrykcji wymierzonych w chińską gospodarkę. Na przełomie lata i jesieni Chiny dotknęły największe w historii ChRL powodzie. Eksport się skurczył. Import się skurczył. Produkcja się skurczyła. Konsumpcja się skurczyła. I? Trwało to kilka miesięcy. Potem maszyna ruszyła i gna coraz prędzej. Bo to, co zniszczone, trzeba odbudować. Bo trzeba uruchomić nowe inwestycje, zwłaszcza w Infrastrukturę Nowej Generacji. Bo, dzięki upowszechnieniu technologii, e-commerce dociera wszędzie i pozwala każdemu kupować, ale przede wszystkim sprzedawać. W Chinach nawet bazarowe babcie prowadzą live streamingi, poprzez które sprzedają swoje wiejskie kurki albo najsłodsze na świecie mandarynki, mieszczuchy płacą w sekundę przez system płatności mobilnych, wprost na telefon uroczych babć, a przesyłki odbiera od nich kurier, który jest włączony w działanie rozbudowanego, intuicyjnego w obsłudze, w dużej mierze zautomatyzowanego i kontrolowanego przez sztuczną inteligencję systemu obsługi handlu w sieci.

Wiedzą Państwo, że około 50 procent Chińczyków wciąż mieszka na wsi i małych (jak na chińskie warunki) miasteczkach? Chiny to nie Szanghaj czy Shenzhen. Chiny to właśnie te małe, często biedne wsie. Czy Pekin będzie się zatem wdawał w awantury, żeby siłą skłonić któregoś z afrykańskich prezydentów do współpracy, czy raczej przeznaczy siły i środki na to, by część ludzi ze wsi i miasteczek przeniosła się do coraz większych miast, albo pozostając na wsi, zarabiała więcej i więcej, by móc więcej i więcej konsumować?

26–29 października 2020 odbyło się XIX Plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin (KC KPCh). W jego trakcie przedyskutowano wcześniej opracowane w wielomiesięcznych dyskusjach różnych gremiów założenia do nowego, czternastego pięcioletniego planu rozwoju gospodarczego na lata 2021–2025 oraz założenia realizacji strategicznych celów do 2035 roku. W obradach brali udział członkowie KC (198 osób) i zastępcy, a także – i specjalnie to podkreślę – liczne grono ekspertów ekonomicznych. W materiałach opublikowanych po zakończeniu plenum przedstawiono miedzy innymi takie założenia:

Chiny do 2035 roku mają osiągnąć podstawy nowoczesnego państwa socjalistycznego, co oznacza osiągnięcie statusu kraju silnego gospodarczo, naukowo i technologicznie. Gospodarka państwa ma ulec gwałtownemu rozwojowi, znacznie mają wzrosnąć dochody mieszkańców miast i wsi. Chiny mają być miejscem dokonania przełomów w kluczowych technologiach, co pozwoli Państwu Środka uzyskać czołową pozycję pośród najbardziej innowacyjnych gospodarek świata. W czasie trwania najbliższej pięciolatki mają zostać stworzone podstawy nowego etapu industrializacji, informatyzacji, urbanizacji, modernizacji rolnictwa, mają też powstać podstawy nowoczesnego systemu ekonomicznego.

Najważniejszymi celami czternastego pięcioletniego planu są: osiągnięcie znaczącego, trwałego i zdrowego rozwoju ekonomicznego w oparciu o znacznie lepszą jakość oraz wydajność i wykorzystanie pełnego potencjału wzrostu. Oznacza to między innymi stworzenie silniejszego rynku wewnętrznego, stworzenie bardziej zoptymalizowanej, bardziej zaawansowanej technologicznie bazy przemysłowej. Dalszej modernizacji będzie ulegać socjalistyczny system gospodarki rynkowej.

Przewodnim motywem nowego planu będą: nowa industrializacja, sztuczna inteligencja, wysokie technologie, urbanizacja i modernizacja rolnictwa. W czasie tej pięciolatki są spodziewane przełomy w decydujących nowych technologiach. Chiny mają być w większym stopniu samowystarczalne w swoim rozwoju.

Ekonomia Chin będzie się opierać na tak zwanym podwójnym obiegu (rynku wewnętrznym napędzającym rozwój i konsumpcji stanowiącymi pierwszy obieg, oraz eksporcie i otwartości na inwestycje/współpracę zagraniczną, stanowiącymi drugi obieg).

Rozwój Chin będzie uwzględniać troskę o naturalne środowisko człowieka oraz tworzenie i kultywowanie ekologicznych zasad postępu. W najbliższej pięciolatce zostaną wprowadzone pierwsze mechanizmy, które mają zapewnić realizację zapowiedzi osiągnięcia przez ChRL neutralności pod względem emisji CO2 do 2060 roku.

Nastąpi przyspieszenie modernizacji sił zbrojnych Państwa Środka w celu zwiększenia ich potencjału obronnego. Chiny kładą nacisk na poprawę jakości i efektywności armii. W roku 2027 zakończy się proces modernizacji, który pozwoli Armii Ludowo-Wyzwoleńczej stać się silnym, nowoczesnym ramieniem zbrojnym Chin służącym obronie granic, suwerenności i integralności kraju. Proces ten będzie przebiegać z uszanowaniem zasad pokojowego współistnienia.

Według założeń czternastego planu pięcioletniego PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca ma osiągnąć poziom krajów umiarkowanie rozwiniętych. Oznacza to, że liczba osób o średnich zarobkach ulegnie w Chinach znacznemu wzrostowi w porównaniu ze stanem obecnym. Wszyscy obywatele Chin mają uzyskać równy, pełnoprawny dostęp do podstawowych usług socjalnych i społecznych. Różnice w poziomie życia pomiędzy miastem a wsią mają się zdecydowanie zmniejszyć. Chiny mają się stać państwem prawa i sprawiedliwości społecznej w pełnym rozumieniu tych pojęć.

 

W Polsce fachowcy od Chin zwrócili głównie uwagę na to, że podczas plenum poruszono kwestię Tajwanu. Że Chiny są gotowe do postawy ofensywnej, że jak będzie trzeba, to użyją siły, by „zbuntowana prowincja” (jak Pekin określa Tajwan) wróciła do macierzy.

Naprawdę to najważniejsza kwestia poruszona na ostatnim plenum?

A może, jak zwykle zresztą, to gadania, która skutecznie odwraca uwagę od spraw znacznie ważniejszych. Jak choćby to, że klasa średnia ma powiększyć się w ciągu dekady do 800 milionów ludzi. Albo to, że Chiny pójdą w robotyzację i automatyzację produkcji i usług, co sprawi, że takie państwa jak Polska stracą jakiekolwiek znaczenie jako baza produkcyjna. Albo to, że Chiny chcą być zupełnie niezależne od świata zewnętrznego w swoim dalszym rozwoju po roku 2035…

Na to raczej zwróciłbym uwagę. Bo kwestia Tajwanu jest sprawą ważną, ale być może wypłynie wtedy, kiedy z nieprzewidywalnych dziś powodów Chiny dotknie jakiś wewnętrzny kryzys, który trzeba będzie rozładować. Jak uczynił to Putin, anektując Krym. Czy stało się to zarzewiem wojny światowej? No jakoś nie bardzo. Ale ile gadania było…!

Przypisy

1Czyli pod koniec 2020 r..