Chata w lesie i inne baśnie - Bracia Grimm - ebook

Chata w lesie i inne baśnie ebook

Bracia Grimm

3,0

Opis

„Baśnie braci Grimm” (niem. Kinder- und Hausmärchen) – zbiór baśni spisanych przez niemieckich pisarzy i językoznawców, braci Wilhelma i Jacoba Grimmów i opublikowany w roku 1812 (tom I) i w roku 1815 (tom II). Zbiór ten, powstały na podstawie wieloletnich badań podań, mitów i opowieści ludowych, stał się klasyką literatury, przetłumaczoną na wiele języków. Bracia Grimm w publikowanych baśniach zmierzali do odtworzenia najstarszego wzorca motywów baśniowych w nich występujących, stąd charakterystyczne dla tych opowieści okrucieństwo, które zresztą występuje także u francuskiego bajkopisarza Charlesa Perraulta. W świecie tych baśni panowało zwykle żelazne prawo moralne – dobro i przezorność zwycięża niegodziwość. Pamiętać jednak należy, że od tej reguły zdarzały się u braci Grimm wyjątki (np. w baśniach ‘Spółka kota z myszą’, czy ‘Baba Jaga’). Niniejszy zbiór zawiera baśnie: Chata w lesie, Kopciuszek, Ubogi i bogaty, Rupiec Kopeć, Wszechwiedzący doktór, Białośnieżka i Różanka, Jednooczka, Dwuoczka, Trzyoczka, Pastuszka gęsi, Pastuszek, Biedny młynarczyk i kotek, Ukradziony grosik, Duch we flaszce, Siedmiośpiochy, Król Drozdobrody, Krasnoludki, Król Żab, Mali czarodzieje, Trzy pióra, Śmierć kurki, Pies i wróbel, Wilk i człowiek, Słodka potrawa, Mysi-królik i niedźwiedź, Trzej bracia, Zając i jeż, Włóczęgi, Pan Grubas, Dziewczynka i lalka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 118

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Bracia Grimm

 

Chata w lesie

I INNE BAŚNIE

 

przetłumaczył Mieczysław Rościszewski 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: Mark Lancelot Symons (1887–1935), Jorinda and Jorindal (1930),

licencjapublic domain, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Jorinda_and_Jorindal.jpg 

This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law,

including all related and neighboring rights.

 

Tekst wg edycji:

Bracia Grimm

Baśnie

przeł. M. Rościszewski

Warszawa 1929

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-107-6 

 

 

 

CHATA W LESIE

Pewien biedny drwal mieszkał z żoną i trzema córkami w maleńkiej chatce tuż przy brzegu samotnego lasu. Jednego poranku, gdy chciał odejść do roboty, rzecze do żony:

 – Przyślij mi obiad przez najstarszą dziewczynę do lasu, bo inaczej nie zdążę wykończyć wszystkiego. Ażeby nie zmyliła drogi, – dodał – wezmę z sobą worek prosa i będę sypał ziarno po drodze.

 Gdy słońce stanęło nad środkiem lasu, dziewczyna z garnkiem pełnym zupy, puściła się w drogę. Ale wróble polne i leśne, skowronki, zięby i czyżyki wydziobały już od dawna proso i dziewczę trafić na żaden ślad nie mogło. Szło więc na los szczęścia ciągle przed siebie, dopóki słońce nie zaszło i nie zapadła noc. Drzewa szumiały w ciemnościach, sowy hukały i strach zaczynał dziewczynę ogarniać. Aż oto spostrzegła w oddali światło błyszczące pomiędzy drzewami. Muszą tam ludzie mieszkać... pomyślała sobie i poszła w kierunku światła, sądząc, że ją tam zatrzymają na noc.

 Niebawem zbliżyła się do chaty, w której okna były oświetlone. Zastukała, a głos ochrypły zawołał ze środka:

 – Proszę wejść!

 Dziewczę wstąpiło na ciemny próg i drzwi otwarło ostrożnie.

 – Śmiało! – zawołał tenże głos, a gdy otworzyła drzwi szeroko, spostrzegła, że siedzi tam przy stole stary, siwiuteńki człowiek, z twarzą opartą na obu dłoniach, a jego biała broda rozpościera się po całym stole, prawie aż do samej ziemi. Pod piecem leżały trzy istoty żywe: kogucik, kurka i pstrokata krowa.

 Dziewczę opowiedziało staremu swoją przygodę, i prosiło o nocleg. Człowiek odrzekł:

Kogutku, kurko,

A i ty, krowo,

Co odpowiecie

Na takie słowo?

 – Duks! – odpowiadało wszystko troje, a miało to znaczyć: – Zgoda, my przystajemy.

 Starzec zagadał znowu:

 – Tu jest chata bogata. Idź do pieca i zgotuj nam wieczerzę.

 Dziewczyna znalazła przy piecu obfitość wszelkich zasobów i przyrządziła dobrą strawę. Ale nie pomyślała o inwentarzu chaty. Zaniosła pełną misę do stołu, przysiadła się do starca, zaczęła jeść i nasyciła się do woli. Gdy już miała dość, spytała:

 – Mój ojcze, jestem zmęczona, gdzie jest łóżko, na którem mogłabym się położyć i wyspać?

 Członkowie zapomnianego inwentarza odrzekli:

Bez nas jadłaś ze starym,

Bez nas piłaś do syta,

Idźże sobie na pole,

Tam twój nocleg – i kwita.

 Ale stary rzecze:

 – Wyjdź tylko na schody, gdy je miniesz, trafisz tam na pokój z dwoma łóżkami, wzrusz sienniki i pokryj je świeżemi prześcieradłami, to i ja przyjdę się tam położyć.

 Dziewczyna weszła na górę, a gdy sienniki wzruszyła, łóżka świeżo posłała, legła na jednem z nich, nie czekając wcale na starca.

 Ale po niejakiej chwili, przyszedł staruszek, oświetlił dziewczynę latarką i pokręcił głową.

 A gdy spostrzegł, że twardo zasnęła, otworzył drzwi w podłodze i wpuścił ją do piwnicy.

 Drwal, wrócił późnym wieczorem do domu, i zaczął robić żonie wymówki, że go na cały dzień pozostawiła o głodzie.

 – Jam wcale nie winna, – odparła żona – dziewczyna poszła ze strawą i musiała pewno zabłądzić, ale jutro wróci.

 O świcie drwal wstał i miał się znowu udać do lasu, zażądał przeto, ażeby żona wysłała mu obiad przez drugą córkę.

 – Wezmę tym razem worek soczewicy. Jej ziarnka są większe, niż ziarnka prosa i dlatego łatwiej je spostrzeże i drogi nie zmyli.

 W południe, dziewczyna poszła do lasu ze strawą, ptaki leśne wybrały wszystkie ziarnka co do jednego i nie zostawiły z nich ani śladu.

 Dziewczyna błąkała się po lesie aż do późnej nocy i znowu trafiła na chatę starca, którego poprosiła o przytułek nocny.

 Starzec o białej brodzie, zwrócił się znowu do inwentarza pod piecem i pyta:

Kurko, kogutku,

A i ty krowo,

Co odpowiecie

Na takie słowo?

 – Duks! – odparły znowu, i wszystko stało się tak samo, jak dnia poprzedniego.

 Dziewczyna sporządziła dobrą strawę, jadła i piła ze starym, ale nie dała nic zwierzętom. A gdy się zapytała, gdzie ma się przespać, usłyszała taką odpowiedź z ich strony:

Bez nas jadłaś ze starym,

Bez nas piłaś do syta,

Idźże sobie na pole,

Tam twój nocleg i kwita.

 Ale stary wskazał jej nocleg na górze.

 Gdy zasnęła, przyszedł stary, popatrzył na nią, pokręcił głową i wrzucił ją do piwnicy.

 Na trzeci dzień mówi drwal do żony:

 – Przyślij mi obiad przez trzecie dziecko, które było zawsze dobre i posłuszne; z pewnością wytrwa na dobrej drodze i nie pójdzie śladem sióstr swoich.

 Matka nie chciała zgodzić się i rzekła:

 – Mam więc stracić najukochańsze dziecko?

 – Nie bój się... – odrzekł drwal. – Dziewczyna nie zabłądzi, ma ona dość sprytu i rozsądku. Wezmę z sobą groch, to przecie ziarno większe jest od prosa i od soczewicy. Ono wskaże jej drogę.

 Ale gdy dziewczyna wyszła z koszem na ręce, gołębie leśne już dawno powybierały ziarnka grochu i biedaczka nie wiedziała, dokąd się ma udać.

 Bardzo ją to zmartwiło, bo ciągle myślała, że ojciec będzie głodny, matka niepokoić się zacznie, gdy ona długo nie wróci. W końcu, gdy mrok zapadł, spostrzegła światło i przyszła do chaty w lesie. Poprosiła bardzo uprzejmie, ażeby ją przyjęto na noc, a starzec o długiej, siwej brodzie zwrócił się znowu do zwierząt swoich pod piecem:

Kurko i kogutku,

I ty, piękna krowo,

Co mi odpowiecie

Na dziewczyny słowo?

 – Duks! odrzekły.

 Dziewczyna przystąpiła do pieca, przy którym leżały zwierzęta, popieściła się z kurką i kogucikiem, głaszcząc je po gładkich piórkach; pstrokatą krowę podrapała między rogami. A gdy na polecenie starca, przyrządziła doskonałą zupę i postawiła misę na stole, rzekła:

 – Mam ja jeść sama, a te dobre zwierzęta nic nie mają dostać? Na dworzu jest wszystkiego w bród, muszę się wpierw o strawę dla nich postarać.

 Poszła, przyniosła jęczmienia dla kurki i kogutka, a krowie dała soczystego siana.

 – Jedzcie ze smakiem, kochane zwierzątka, – rzekła – a jeżeli macie pragnienie, to dostaniecie także świeżej wody.

 Co rzekłszy, przyniosła kubeł wody, a kogucik i kurka wskoczyły na brzeg kubła, piły wodę dziubkami i podnosiły łebki do góry, jak to ptaki piją, a i pstrokata krowa wciągnęła w siebie łyk potężny.

 Po nakarmieniu zwierząt, dziewczyna usiadła do stołu i zjadła to, co jej stary zostawił.

 Niebawem kogucik i kurka, wtuliły łebki pomiędzy skrzydełka, a pstrokata krowa mrużyła tylko ślepie.

 Wtedy dziewczyna spytała:

 – Czy my nie pójdziemy spać?

Kogutku, kurko,

Krowo, kochanie,

Co odpowiecie,

Na to pytanie?

 – Duks! odpowiedziały zwierzęta.

Z nami jadłaś, z nami piłaś,

A że dla nas dobrą byłaś,

Więc gdy szukasz tu pomocy,

My ci życzym, dobrej nocy.

 Więc poszła dziewczyna po schodach na górę, wzruszyła sienniki i poduszki, dała świeżą bieliznę, a gdy już było wszystko gotowe, przyszedł stary, położył się na jednem z łóżek, a wielka broda sięgała mu aż do stóp.

 Dziewczyna położyła się na drugiem łóżku, zmówiła pacierz i zasnęła.

 Spała spokojnie aż do północy. Wtem, wszczął się taki hałas w domu, że się obudziła. Wszystko zaczęło dygotać, drzwi rozwarły się z trzaskiem i uderzyły o ścianę, ganek zachwiał się, schody zatrzeszczały, aż nareszcie zrobił się taki huk, jak gdyby się cały dach zapadł.

 Ponieważ jednak wkrótce uspokoiło się wszystko i dziewczynie nie stało się nic złego, leżała więc spokojnie i zasnęła znowu. Gdy nazajutrz przebudziła się, był dzień jasny, ale cóż ujrzała!? Leżała w wielkiej sali i wszystko dokoła tchnęło królewskim przepychem. Na ścianach rosły na zielonem tle złote kwiaty.

 Łóżko było z kości słoniowej, kołdra z czerwonego aksamitu, a na krześle obok, stały pantofelki wspaniałe, wyhaftowane perłami.

 Dziewczyna myślała, że to sen, ale weszło trzech służących, bogato ubranych, którzy spytali o rozkazy.

 – Wyjdźcie sobie tylko, – odrzekła dziewczyna. – Ja zaraz wstanę i nagotuję zupy dla wszystkich i nakarmię śliczną kurkę, ślicznego kogutka i śliczną pstrokatą krówkę.

 Myślała, że starzec już wstał i spojrzała na jego łóżko, ale zamiast niego, ujrzała tam obcego mężczyznę. Gdy mu się bardziej przyjrzała, zauważyła, że był młody i piękny.

 Człowiek ten obudził się, podniósł głowę i rzekł:

 – Jestem synem królewskim i byłem zaczarowany przez pewną wiedźmę, w starego, siwiuteńkiego staruszka w lesie. Nikogo nie mogłem mieć przy sobie oprócz trojga ze służby, zmienionych w koguta, kurę i krowę. Zaklęcie miało być zdjęte nie wcześniej, aż zjawi się u nas dziewczyna tak dobrego serca, że nie tylko okaże swą życzliwość ludziom, ale i zwierzętom. Tą dziewczyną ty jesteś! Dziś o północy, zostaliśmy zwolnieni z czarów przez ciebie, a stara chata w lesie zamieniła się znowu w mój pałac królewski.

 Gdy oboje wstali, syn króla powiedział teraz lokajom, że mają przywieźć ojca i matkę dziewczyny na uroczystość jej zaślubin.

 – Ale gdzie są moje dwie siostry? – spytało dziewczę.

 – Zamknąłem je w piwnicy, a jutro mają być wyprowadzone do lasu, i mają służyć u węglarza dopóty za proste dziewki, dopóki się nie poprawią i nie nauczą miłosierdzia dla biednych zwierząt.

KOPCIUSZEK

Żadna z bajek całego świata nie cieszy się takim rozgłosem, jak fantastyczna baśń Grimma p. t. Kopciuszek.

 Różni różnie opowiadają bajkę, ale my opowiemy ją tak, jak nam ją kiedyś opowiadała poczciwa i nigdy nie zapomniana nianiusia.

 Za górami, za lasami, a w każdym razie hen, na dalekim wschodzie, mieszkała na wsi zamożna wdowa, mająca dwie córki i pasierbicę Rózię. Córki nie były ładne, ale chciały się wszystkim podobać, więc zaniedbując gospodarstwo i pracę domową, cały czas spędzały tylko na strojeniu się przed lustrem i na różnych zabawach. Że zaś pannom tym nieustannie potrzebna była służąca do grzania rurek, do prania i prasowania drobiazgów, do czyszczenia bucików i sukien, przeto cały ciężar tej roboty zwalił się na Rózię, przyrodnią siostrę panien.

 Matka ich pomimo całej zamożności, nie mogła podołać wydatkom na wszystkie potrzeby córek, a że wywoływało to zły humor, przeto pastwiła się nad swoją nieszczęsną pasierbicą Rózią, która dość często otrzymywała od niej potężnego szturchańca. Rózia była bardzo ładną, smukłą i zgrabną dziewczyną, ale używana do ciężkiej pracy, często musiała przebywać w kuchni, pilnować garnków, grzebać się w węglach i wogóle spełniać roboty najpośledniejsze. Zdarzało się więc, że często była zamorusana i tak obdarta jak żebraczka. Od kopcia, jaki czernił jej buzię przez ciągłe przebywanie w kuchni, siostry przezwały ją Kopciuszkiem i nazwa ta tak się z nią zrosła, że nikt inaczej nie wołał na nią, jak: Kopciuszku daj, Kopciuszku zrób, Kopciuszku leć, Kopciuszku przynieś!

 Rózia sama zapomniała swego imienia, ale jednak nie godziła się ze swoim losem. Czuła ona, że jej się dzieje krzywda i nieraz myślała sobie o poprawieniu losu. Że jednak miała serce złote, z pokorą przeto znosiła doznawane przykrości, dogadzając nietylko macosze i siostrom, ale pamiętając zarazem o domowych zwierzątkach, a nawet o głodnych ptaszkach za oknami domu. Żebraka nigdy nie pominęła ażeby się z nim kawałkiem suchego chleba nie podzielić, a chorym sąsiadom, zawsze umiała tak się przysłużyć, że wszyscy, wychwalali jej dobroć. A że ludzie dobrzy, zawsze otrzymują nagrodę na tym świecie, przeto nie uznawana przez siostry i macochę, Rózia, zdobyła sobie potężną opiekunkę w postaci jednej z czarodziejek, która tylko czekała sposobności, ażeby wywrzeć potęgę swego gniewu na winnych a niegodziwych. Sposobność ta zdarzyła się właśnie wtedy, gdy monarcha nowego państwa, w którem się to działo, postanowił ożenić swojego syna.

 Syn ten, książę Krasnolicy, miał sobie wybrać dozgonną towarzyszkę życia z liczby dziewcząt całego kraju, które król Ćwieczek, jego ojciec, zaprosił do siebie wraz z rodzinami na wspaniały festyn, tak samo ze sfery niższej, jak i wyższej.

 Przy rozsyłaniu zaproszeń nie pominięto i macochy Rózi wraz z jej córkami. – Kopciuszkowi, serce się z żalu ścisnęło, gdy macocha oświadczyła, że zabierze z sobą tylko dwie córki do dworu, a Rózia w domu zostanie. Siostry wykpiły Kopciuszka i poprostu pojąć nie mogły takiej bezczelności z jej strony, ażeby taka służąca im dorównać chciała! Cóż było robić? Rózia zmartwiła się ale, jak zwykle, żale swoje stłumiła w sobie i pokorniutko zaczęła pomagać siostrom w przygotowaniach do balu.

 Kiedy już panny były prawie gotowe, kiedy z liczby kilkunastu sukienek zdecydowały się wybrać co najwspanialsze, Kopciuszek widząc, że i dla niej jeszcze znalazłaby się piękna suknia, rzecze do macochy:

 – Mamusiu droga, weź i mnie na bal z siostrami!

 – Ach, brudasie jeden, czego ci znowu się zachciewa! – ofuknęła macocha, uderzywszy dziewczynę w plecy: – Pójdziesz, ale najpierw z tego popiołu wybierz mak do czysta.

 Co mówiąc, wsypała do popiołu maku wymieszała razem i postawiła przed zapłakanym Kopciuszkiem.

 Po wyjściu macochy, Rózia zaczęła wybierać mak, ale robota była tak ciężka, że i za rok by jej nie skończyła. Usiadła więc pod oknem i płacze. Na to gołębie, karmione codziennie przez nią, zastukały w okno i mówią:

 – Puść, nas, puść, Kopciuszku, to ci pomożemy.

 Rózia wpuściła do kuchni gołąbki, które natychmiast powybierały mak z popiołu i wesoło gruchając, sfrunęły znów na dziedziniec.

 – Mamusiu droga, mak już wybrany! – zawołała Rózia: – Pójdę na bal, pójdę!

 – Co? ty, na bal? A ktoby cię tam wpuścił? – zadrwiły z niej siostry.

 – Za mało widocznie wsypałam ci popiołu i maku, – rzekła macocha: bo inaczej całą noc siedzieć byś musiała. My wyjeżdżamy, a, jeżeli za powrotem nie zastanę wybranego tego oto maku, to mi się nie pokazuj na oczy!

 I jeszcze raz oknem wleciały gołąbki i mak z popiołu wybrały, a widząc płacz dziewczyny, szepnęły jej na pożegnanie.

 – Niech sobie jadą, a ty siedź cicho i bądź spokojna. Będziesz na balu, już my ci to zrobimy.

 Spojrzała wdzięcznym wzrokiem za ptaszkami, wyprawiła siostry z domu i macochę, siadła pod piecem, zamyśliła się i znużona pracą usnęła: śniła o balu, na który pójść jej nie pozwolono. Wtem zrywa się na równe nogi, bo przed jej okiem zabłysło coś złotem i srebrem, jakaś nieziemska postać stanęła pośrodku kuchni.

 Była to Baba-Dziwo, czarnoksiężniczka. Młoda i piękna, że oczu od niej trudno było oderwać, miała wspaniałą, złocistą gwiazdę nad czołem; całą jej postać otulał niebieski płaszcz srebrem tkany, a brylantami zdobne trzewiczki stopy jej stroiły. W ręce trzymała laskę czarnoksięską, którą dotknęła Kopciuszka.

 – Pójdź ze mną Kopciuszku, – rzekła słodkim głosem, – ubiorę cię i wyślę na dwór królewski.

 Doszły do jakiegoś dębu, a Baba-Dziwo stuknęła w drzewo po trzykroć swoją pałeczką.

 Dąb się otworzył i oczom olśnionej Rózi, ukazały się piękne, wymarzone szaty, tak cudne, że chyba cudniejszych nie było na świecie. Pantofelki były jakby szklane, bo były z samych djamentów.