Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
”Burza” to sztuka autorstwa Williama Szekspira. Dawniej uznawano ją za komedię, co jest jednak dyskusyjne z powodu elementów, które pomniejszają komediowy wydźwięk. Obecnie jest często uznawana za romans.
”Burza” jest jedną z ostatnich sztuk Szekspira, a zarazem jedyną, w której Szekspir zachował zasadę trzech jedności: czasu, miejsca i akcji. Przedstawione wydarzenia rozgrywają się w przeciągu kilku godzin na odległej wyspie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 74
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawnictwo Avia Artis
2018
Scena: morze i okręt, później wyspa.
Okręt na morzu. Burza, pioruny i błyskawice.
Wchodzą: Kapitan i Bosman.
Bosman!
Jestem, kapitanie. Co robić?
Przemów do majtków, a manewruj żwawo; inaczej wpadniemy na skały. Żwawo, tylko żwawo!
Wychodzi — Wchodzi kilku Majtków.
Dalej, moje dzieci! Śmiało i żwawo, moje serduszka! Zwinąć masztowy żagiel! Baczność na kapitańską świstawkę! — Dmijże, aż pękniesz!
Wchodzą: Alonso, Sebastian, Antonio, Ferdynard, Gonzalo i inni.
Dobry Bosmanie, daj baczność! Gdzie kapitan? Pokażcie się ludźmi odważnego serca.
Błagam was, zejdźcie na dół!
Gdzie kapitan, bosmanie?
Czy go nie słyszysz? Zawadzacie nam tylko. Do kajuty! Pomagacie burzy.
Trochę cierpliwości, mój poczciwcze!
Gdy ją mieć będzie morze. Precz stąd! Co dbają ryczące bałwany o imię królewskie? Do kajuty! Cicho! Nie przeszkadzajcie nam!
Bardzo dobrze; pamiętaj jednak, kogo masz na pokładzie.
Nikogo, którego bym więcej kochał od siebie. Jesteś panem rajcą; jeżeli możesz nakazać milczenie żywiołom i ciszę sprowadzić, nie dotkniemy się więcej liny; użyj twojej powagi. Jeśli nie możesz, dziękuj, żeś żył tak długo, a przygotuj się w kajucie do wszystkiego, co nas za chwilę spotkać może. — Żwawo, moje chłopcy! Precz nam z drogi, powtarzam!
Wychodzi.
Zuch ten dodaje mi serca, bo nie widzę na nim piętna topielca; jemu szubienica patrzy z oczu. Dotrzymaj nam obietnicy, dobry losie! Zrób postronek jego przeznaczeń naszą kotwiczną liną, bo własna nasza nie na wiele się przyda. Jeśli się on do szubienicy nie urodził, smutna nasza dola.
Wychodzą — WchodziBosman.
Spuścić maszt wierzchowy! Żwawo, żwawo! Niżej, niżej! Spróbujmy raz jeszcze koronnego żagla! (słychać krzyki na dole) Bodaj zaraza padła na te wycia głośniejsze od burzy i naszej roboty! (wchodzą: Sebastian, Antonio i Gonzalo) Znowu? Co tu po was? Mamyż opuścić ręce i utonąć? Czy gwałtem szukacie mokrej śmierci?
Bodaj ci przegniło gardło, ty psie warczący, bluźniący, nielitościwy!
To weź się za nas do roboty!
Na szubienicę, ty kundlu! Na szubienicę, ty bękarcie! Zuchwały krzykaczu, mniej od ciebie boimy się utonąć.
Powtarzam, on nie utonie, choćby okręt nie był mocniejszy od łupiny orzecha, a był dziurawszy od cnoty niewstrzemięźliwej dziewki.
Zmieńmy kierunek! Rozwinąć oba wielkie żagle! Idźmy pod wiatr!
Wbiegają zmoczeni.
Wszystko przepadło! Do modlitwy! Do modlitwy! Wszystko przepadło!
Wychodzą.
Jak to? Mająż usta nasze na zawsze zastygnąć?
Król z księciem klęczą! I my uklęknijmy,
Bo los nasz wspólny.
Straciłem cierpliwość.
Wydrwili od nas życie ci pijacy.
Ten łotr dziurawy! Jakbym chciał go widzieć,
Mytego falą dziesięciu przypływów.
On będzie wisiał, choć przeciw mym słowom,
Zda się, że każda wód kropla przysięga,
Paszczę rozdziawia, ażeby go połknąć.
Pomieszane krzyki na dole: „Boże, zmiłuj się nad nami! Okręt się rozpada! Okręt się rozpada! Żegnam was, żono i dzieci! Żegnam cię, bracie! Okręt się rozpada! Rozpada! Rozpada!”.
Tońmy wszyscy z królem!
Wychodzi.
Pożegnajmy się z nim!
Wychodzi.
Dałbym teraz tysiąc łanów morza za jedno staje nieurodzajnego gruntu, długiego wrzosu, szarej paproci bądź czego. Niech się stanie wola boża! Wolałbym jednak umrzeć suchą śmiercią.
Wychodzi.
Wyspa. — Przed celą Prospera.
Wchodzą: Prospero i Miranda.
Jeśliś twą sztuką tak fale te wzburzył,
Drogi mój ojcze, ukołysz je teraz!
Smołę śmierdzącą, zda się, lać chce niebo,
Tylko że morze, lic jego sięgając,
Ognie te gasi. Razem z cierpiącymi
I ja cierpiałam! Piękny, śmiały okręt,
Szlachetne pewno niosący istoty,
Przepadł w otchłaniach, a tonących krzyki
Znalazły echo w głębinach mej duszy.
Wszystkich zapewne pochłonęły fale.
O, gdybym bóstwa mogła mieć potęgę,
Przódy bym morze pogrążyła w ziemi,
Zanim by okręt tak piękny pożarło
I te, którymi ładowny był, dusze!
Ukój się, powiedz litosnemu sercu:
Nic się nie stało złego.
Ach!
Nic złego.
Wszystko zrobiłem dla ciebie jedynie,
Dla ciebie, droga, dla ciebie, ma córko!
Ty nie wiesz jeszcze, kim jesteś; ty nie wiesz,
Skąd ja pochodzę; nie wiesz, żem jest więcej
Niźli Prospero, pan ubogiej celi
I nie bogatszy twój ojciec.
Znać więcej
Nigdy w mej duszy nie postała żądza.
Czas teraz, żebym powiedział ci więcej.
Dopomóż zdjąć mi odzież czarnoksięską.
Składa płaszcz.
Spocznij, ma sztuko. — Pociesz się, łzy otrzyj!
Straszne rozbicie, które w twoim sercu
Wszystkie potęgi litości zbudziło,
Tak mądrze moją sztuką urządziłem,
Że ani jedna nie zginęła dusza,
Nie, że nie zginął włosek nawet jeden
Z istot na statku, których pośród burzy
Krzyki słyszałaś, widziałaś tonięcie.
Siądź przy mnie; czas już, byś poznała więcej.
Kto jestem, nieraz rozpoczętą powieść
Urwałeś nagle, a wszystkie pytania
Zbywałeś słowem: czekaj, nie czas jeszcze.
Przyszła na koniec stanowcza godzina;
Otwórz więc uszy i słuchaj mnie pilnie.
Czy pomnisz czasy, które poprzedziły
Dzień, w którym cicha przyjęła nas cela?
Wątpię, bo wtedy i lat trzech nie miałaś.
Pamiętam, ojcze.
Ale co pamiętasz?
Czyli dom inny, czy inne osoby?
Powiedz mi obraz, który w twej pamięci
Przetrwał aż dotąd.
Wszystko to dalekie
I jak sen raczej niźli rzeczywistość,
Za którą pamięć moja by ręczyła.
Miałamli kiedy pięć lub sześć służebnic?
Miałaś i więcej. Lecz jakże w twej duszy
Obraz ten przetrwał? Mów, co widzisz więcej
Na tle zamglonym, na przepaściach czasu?
Gdy pomnisz rzeczy przed twym tu przybyciem,
Więc i przybycie nasze tu pamiętasz.
Nie.
Lat dwanaście, lat temu dwanaście
Ojciec twój księciem był Mediolanu,
Możnym był panem.
Nie jestżeś mym ojcem?
Wszystkich cnót obraz, święta matka twoja
Mówiła, żeś jest mą córką; twój ojciec
W Mediolanie potężnym był księciem;
A córka księcia, jedyna dziedziczka,
Z gorszego domu nie wywodzi rodu.
O, Boże! Jakaż wygnała nas zbrodnia,
Albo czy było to błogosławieństwem?
Jedno i drugie. Wygnała nas zbrodnia,
Błogosławieństwo przywiodło nas tutaj.
Serce się krwawi na myśl o boleściach,
Których przyczyną byłam, choć ich pamięć
Już się zatarła. Proszę cię, mów dalej.
Mój brat a stryj twój, nazwiskiem Antonio
(Patrz na występne brata wiarołomstwo),
Któregom kochał nad wszystko po tobie,
Brat ten z mej woli moim rządził księstwem,
Pierwszym godnością pomiędzy księstwami,
Jak pośród książąt pierwszym był Prospero;
Nikt w wyzwolonych sztukach mi nie sprostał,
Bo ku nim całą obróciłem pilność,
Rządzenia ciężar zwaliłem na brata
I byłem obcy dzielnic moich sprawom,
Tajemnych nauk odurzony szałem.
Twój stryj fałszywy — czy słuchasz?
Najbaczniej.
Gdy poznał sztukę, jak prośby przyjmować,
Jak je odrzucać, kogo wznieść nad drugich,
A kogo w zbytnim hamować zapędzie,
Lub nowych dworzan otoczył się kołem,
Lub zmienił dawnych sług moich uczucia,
Bo kluczem władzy wszystkie w kraju serca
Po woli ucha swojego nastroił,
Był bluszczem, który skrył pień mój książęcy,
Jego zieloność wyssał. — Ty nie słuchasz.
O, słucham, ojcze!
Proszę cię, uważaj.
Gdym ja, niepomny świata interesów,
Cały się oddał ulepszeniu myśli,
Sztuce, co gdyby mniej była tajemną,
Nad wszystkie tłumu wyższa jest poklaski,
W fałszywym bracie zła myśl się ocknęła
I ufność moja jak poczciwy ojciec
Spłodziła sobie fałsz, wyrodne dziecię,
Fałsz tak niezmierny, jak ma była ufność,
To jest, wyznaję, bez kresu i granic.
On, będąc panem nie tylko dochodów,
Ale i wszystkich praw moich książęcych,
Podobny kłamcy, który sam się zwodzi,
W końcu i pamięć swą do grzechu wciąga,
I własnym kłamstwom wierzy — on uwierzył,
Że był książęciem, nie mym namiestnikiem,
Nie wykonawcą praw i przywilejów,
Zewnętrznych znamion mojego wszechwładztwa.
Z dniem każdym chciwszy — lecz ty mnie nie słuchasz.
Powieść twa zdolna głuchego wyleczyć.
By znieść przegrodę między swoją rolą,
A tym, co w moim przedstawiał imieniu,
Zamierzył władzę i tytuł przywłaszczyć.
Dość wielkim państwem książki były dla mnie;
Nie byłem zdolny, dworakom powtarzał,
Nie byłem zdolny do światowych rządów.
Spragniony władzy, z królem Neapolu
Traktat zawiera, lenność mu przysięga,
Przyrzeka haracz, swą książęcą mitrę
Królewskiej jego poddaje koronie;
Niezgięty dotąd biedny Mediolan
Do podłej służby dumne ugiął czoło.
Boże!
Warunków posłuchaj i skutków,
I powiedz potem, czy mógł być mi bratem.
Byłoby grzechem źle sądzić o babce:
Szlachetne łona złych rodziły synów.
Słuchaj warunków. Wróg mój zastarzały,
Król Neapolu, przyjmuje ofiarę,
Za roczny haracz i za lenną służbę
Przyrzeka z księstwa mnie i moich wygnać,
Wszystkie honory, piękny Mediolan
Na brata przenieść. Zdrajców zebrał wojsko,
A pewnej nocy do czynu wybranej
Antonio bramy miasta mu otworzył
I śród ciemności grobowej siepacze
I mnie, i ciebie płaczącą unieśli.
Co za niedola! Łez tamtych niepomna,
Zapłaczę teraz; na samo wspomnienie