Bułgarska córka - Durmanova Dagmara - ebook + książka

Bułgarska córka ebook

Durmanova Dagmara

4,1

Opis

 

Nina Dimitrova – młoda i piękna właścicielka sieci hoteli w Polsce i za granicą, podstępem zostaje zmuszona do powrotu do Bułgarii. Z niechęcią staje na czele kartelu narkotykowego i tym samym staje się częścią największej bałkańskiej mafii. Jej życie wywraca się do góry nogami. Musi robić coś, czego nienawidzi całą sobą – wbijać gwóźdź do trumny pogubionym w życiu ludziom. Jednak nie ma innego wyjścia, gdyż w ten sposób chroni najbliższych.

Czy może zaufać pracownikom swojego ojca? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem? Czy uda się komuś wkraść w jej łaski? Czy nauczy się kochać?

Poznajcie świat Niny – mozaikę złożoną z nieszczęść i niespodzianek.

Czy można znaleźć szczęście w państwie, którego się nienawidzi całym swoim sercem?

W Bułgarskiej córce nie zabraknie wam emocji, ciętego języka, poczucia humoru i barwnych oraz odważnych scen erotycznych. To pozycja, która zdecydowanie powinna się znaleźć na waszych książkowych regałach!

„Nieprzewidywalna, trzymająca w napięciu, zaskakująca i piekielnie gorąca. Taka jest „Bułgarska córka”. Polecam gorąco!” Agnieszka Siepielska, autorka „Synów zemsty”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 222

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (801 ocen)
426
165
115
60
35
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EveG09

Nie polecam

Najgorsza książka jaką ostatnio czytałam. Lubię tematy mafijne, ale tutaj spaprane po całości, momentami wręcz obrzydliwe i niespójne.
22
Ruddaa

Nie polecam

DNO!!
00
przeczytane1995

Nie polecam

48% to mój maks jaki mogę wytrzymać z tą książką. Naprawdę próbowałam. Serio. Ale to co się dzieje w tej książce jest nielogiczne. Nina niby kocha Niko (czy jak on się tam zwie), ale go nie kocha. Potem pojawia się Alex i ona po prostu MUSI z nim być, więc co robi, oszukuje go on jej potem wyznaje, że od początku wiedział kim ona jest, więc zaczynają uprawiać seks, pomimo podejrzeń które miała od samego początku na jego temat i tak, a potem okazuje się, że jej podejrzenia były słuszne. Wtedy poznaje Milena, który nie zrobił nic szczególnego, ale ona mu ufa jak nie wiem co. Następnie strzela do Alexa, wywala go, ten jej grozi, a ona chwile potem dowiaduje się, że Niko się ożenił, co ją załamuje. I wtedy Nina uznaje, że Milen jest seksowny i go pragnie. No błagam! I najlepsze w tym wszystkim jest to, że Nina została szefową bułgarskiej mafii, ale nic się w związku z tym nie dzieje przez poł książki. Tylko wspominają o jakichś działaniach, ale one nie mają najmniejszego wpływu na fabułę. ...
00

Popularność




Copyright © Dagmara Durmanova

Copyright © Wydawnictwo Feniks Sebastian Niewiadomski Łasin 2020

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja i korekta:

Anna Siwa

Anna Kinga Augustyńska

Monika Machał

Projekt okładki:

Justyna Sieprawska

Zdjęcie na okładce:

Autor: Kiselev Andrey Valerevich

Źródło: https://www.shutterstock.com

Wydawnictwo:

Wydawnictwo Feniks Sebastian Niewiadomski

ul. Tysiąclecia 6A/20, 86-320 Łasin

www.wydawnictwo-feniks.pl

Redaktor Naczelny: Anna Fiałkowska-Niewiadomska

e-mail: [email protected]

Redaktor: Anna Siwa

e-mail: [email protected]

Promocja i marketing: Paulina Ampulska

e-mail: [email protected]

Numer ISBN 978 83 668260 7 6

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 1

To był piękny, słoneczny, majowy dzień, a ja zamiast wypełniać swoje obowiązki, siedziałam jak przyklejona do krzesła i obserwowałam swoich podwładnych z hotelowego ogrodu. Miałam takie dni, leń level expert.

Nagle, dosłownie przede mną, wyrósł mój zastępca Tomasz Miller. Ubrany był jak zawsze nienagannie, ale z dziwnie posępną miną i wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.

– Dzień dobry, szefowo. Pięknie dzisiaj wyglądasz – skomplementował mnie na wejściu, czyli szykowała się gruba afera.

Nie mogłam się z nim nie zgodzić, bo wyglądałam naprawdę dobrze. Rano poświęciłam więcej czasu na makijaż i fryzurę, co dało zaskakująco dobry rezultat. Dzień wcześniej wybrałam z garderoby białą, krótką sukienkę na delikatnych ramiączkach i marynarkę w granatowym kolorze.

Upiłam łyk kawy i poprosiłam, by powiedział, o co chodzi.

– Po prostu to powiedz. Masz minę, jakbyś wybierał się na pogrzeb.

Usiadł naprzeciwko mnie.

– Firma, która miała nam dowieźć całą dekorację na jutrzejsze wesele, nawaliła. I mówiąc, nawaliła, mam na myśli, że nie mamy nawet jednego pieprzonego kwiatka. – Spojrzał w dół, bo widział, że zmroziłam go wzrokiem.

Kurwa! – pomyślałam i zaczęłam nerwowo stukać paznokciami w blat stołu.

– Powtarzałam wam tyle razy! Nie zaprzątajcie mi głowy takimi bzdetami. Wiedziałeś od pierwszego dnia pracy tutaj, że takie sprawy, jak organizacja czy pieprzone ozdabianie sali, to jest twój obowiązek. Powiedz mi, jak możesz przychodzić do mnie w piątek rano, na dzień przed rezerwacją i mówić, że dekoracje dzisiaj nie przyjadą? – Musiałam zaczerpnąć tchu, bo wszystko wypowiedziałam prawie na jednym wdechu. – Czy ty w ogóle wiesz, gdzie się znajdujesz?

Siedziałam z latte w ręku i darłam się na niego, a on tylko spoglądał na mnie spode łba. Widziałam, że ze stresu cały się spocił.

– Nina, tak strasznie cię przepraszam. Byłem z tym u Anny, ale powiedziała mi, że w tym hotelu to nie jest jej działka i że mam iść z tym do samej góry, więc przyszedłem do ciebie.

No tak – pomyślałam. – Anka zawsze ratuje tylko swój tyłek.

– Okej, daj mi cały katalog tego wesela. Chcę informacji, kto, gdzie, ile osób. Wszystko! Zrozumiałeś? Aha, i najważniejsze, lista naszych pracowników obsługujących tę uroczystość.

– Dobrze – powiedział już spokojniejszym głosem i odszedł szybkim krokiem.

Zadzwoniłam do jedynej osoby, która przychodziła mi w tej chwili do głowy.

Był to właściciel kwiaciarni i dzięki Bogu, mój dobry znajomy, który był mi winny przysługę. Po wyjaśnieniu całej sytuacji uspokoił mnie, że na jutro dostarczą, co trzeba, a nawet jego ludzie zamontują wszystko na odpowiednim miejscu. Odłożyłam smartfon na stół dumna z siebie jak paw, jak szybko udało mi się pozbyć tego problemu.

Czasami bycie właścicielką całego holdingu hotelowego jest męczące, ale wiem, że jestem do tego stworzona. Z moich myśli wytargał mnie wibrujący telefon. Och, uwielbiam ten sygnał. Oni jednak potrzebują mnie na każdym kroku.

Tym razem to była moja menadżer Anna. Uparta suka, ale miała rękę do biznesu, co w wielu aspektach bardzo mi pomagało. Często wyjeżdżałam z kraju i wtedy to ona przejmowała moje zadania, a ja byłam pewna, że zostawiam hotel i ludzi w pewnych rękach. Kiedyś nawet zaproponowałam jej, aby poprowadziła mój interes w Bułgarii, ale nie przyjęła oferty.

– Nina, gdzie jesteś? – zapytała dziwnie zdenerwowanym głosem.

A zawsze jest taka spokojna i opanowana...

– Jestem tutaj, na dole, a dokładnie ja i moja kawa. Czekam na katalog jutrzejszego ślubu.

Boże, nienawidziłam takich rezerwacji. Miałam od tego sztab ludzi, ale zawsze czułam tę odpowiedzialność, że jak coś pójdzie nie tak, to wszędzie będzie moje nazwisko.

– O co chodzi? Tylko mi nie mów, że masz jakiś problem, bo właśnie uporałam się z jednym. – Przez chwilę panowała cisza. – Halo, jesteś tam?

– Powiedziałaś, że mam się nie odzywać, jeśli mam problem. No to milczę.

Na żarty jej się zebrało.

– No mów! Kawa i tak mi już wystygła.

– Właśnie spoglądam na biurko, gdzie leży wypowiedzenie Konrada, tego z kuchni. Dodam tylko, że w trybie natychmiastowym.

Teraz to mnie zatkało na dłuższą chwilę.

– Rozumiem. – Rozłączyłam się.

Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa więcej.

Jak to jest możliwe, że w pięciogwiazdkowym hotelu dzieją się takie rzeczy? Czy ja nie zatrudniam odpowiedzialnych ludzi?! Do jasnej cholery, czy oni w ogóle są poważni? – mój wewnętrzny monolog trwał.

Sama nie wiem, ile, ale gdy w końcu wstałam z krzesła, byłam pewna tylko jednego. Ten dzień zakończy się sukcesem. Mój hotel, moje pieprzone warunki.

Skierowałam się szybkim krokiem do kuchni, musiałam znaleźć Konrada. Od ogrodu do służbowego wejścia dzieliło mnie tylko kilka schodków i modliłam się, aby nie wybuchnąć, gdy ten idiota dostanie się w moje łapska. Wchodząc na piętro kuchni, zawsze było słychać głosy Karoliny, Kingi i jeszcze kilku kucharzy. W tej chwili nie byłam w stanie odróżnić, kto z kim rozmawia.

– Cześć wam, nie chcę przeszkadzać, ale powiedzcie mi, gdzie jest Konrad? – zapytałam najspokojniej, jak tylko mogłam.

Natychmiast odezwała się Kinga. To ona pracowała od samego początku razem z Konradem.

– Powiedział nam, że idzie do biura pani Anny. Rzucił „cześć” i wyszedł – oznajmiła.

– Dziękuję ci. Wracajcie do pracy. Podejrzewam, że zostaniecie przez najbliższy tydzień w takim składzie. Także proszę was, nie spieprzcie tego. Chyba że Tomek jakimś cudem znajdzie godnego zastępcę. Obiecuję wam, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to sama zacznę kogoś szukać.

Wychodząc, usłyszałam tylko:

– Ale, że ona tutaj?!

Większość moich pracowników myślała, że jestem zimną suką ubraną w sukienki bajecznie drogich projektantów, która dorobiła się fortuny w wieku dwudziestu dziewięciu lat lub wzięła kasę od tatusia (bo mogłabym tak zrobić), ale chciałam sama do czegoś w życiu dojść, bez brudnej forsy ojca.

Szkoda, że nikt z nich nie wie, przez co przeszłam, zanim stałam się właścicielką sporego majątku. Wiedziałam, że Konrad musi zabrać swoje rzeczy z pokoju hotelowego, więc udałam się w stronę windy i pojechałam na dziesiąte piętro – typowo pracownicze. Myślę, że nikt nie stosuje takiej polityki w miejscu pracy, ale poświęcając całe piętro pracownikom, zdobyłam jeszcze więcej rąk do pracy, a w okresie letnim to było naprawdę strzałem w dziesiątkę. Młodzież przyjeżdżająca na lato do Sopotu, szukająca pracy na miesiąc lub dwa, zawsze znajdowała tutaj zajęcie, a także darmowy nocleg. Zdążyłam w ostatniej chwili, bo Konrad właśnie zamykał kartą swój pokój.

– Dzień dobry, Konradzie! – przywitałam go głosem łagodna jak baranek. – Możesz mi wytłumaczyć, chociaż kilkoma zdaniami, co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz? – W tej chwili puściły mi nerwy. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że zostawiasz właśnie cały hotel w maju, w miesiącu, po którym następuje otwarcie sezonu, w dodatku bez głównego kucharza na jeden dzień przed rezerwacją ślubną? Powiedz mi, że ktoś jest chory lub umiera, bo nie widzę innego logicznego wyjaśnienia tej sytuacji.

Patrzył na mnie przez dobre kilka lub kilkanaście sekund.

– Przepraszam, muszę jutro opuścić Polskę, nie mogę ci więcej powiedzieć. Jestem pewny, że Kinga z ekipą poradzą sobie w kuchni. Ja i tak tylko stałem pośrodku stołu i mówiłem im, co mają robić.

– Potrzebujesz ode mnie jakiejś pomocy? – Ton mojego głosu złagodniał. W tej chwili starałam się być jego przyjaciółką, a nie szefową. Znaliśmy się od zakończenia studiów. – Jeśli chodzi o pieniądze, mów śmiało, od ręki wypiszę ci czek.

– Nina, daj spokój. Nie chodzi o pieniądze, tylko o moich rodziców. Nie mają już opieki, muszę do nich wrócić i być przy nich, dopóki nie zjawi się Izabela.

Iza, pamiętam ją. Jego starsza siostra. Nienawidziła mnie, a ja też jakoś specjalnie za nią nie przepadałam. Zawsze to ona była najważniejsza u nich w rodzinie. Teraz pewnie też myśli tylko o sobie.

– Dobrze, rozumiem. Przynajmniej się staram, ale muszę to powiedzieć. Jestem na ciebie zła, że wypowiedzenie zaniosłeś Ance, a nie mi. Wiedziałeś, że tu jestem.

– Ha! Jak zawsze potrafisz rozśmieszyć nawet w takich sytuacjach. Zaniosłem pismo do niej, bo ty nie lubisz, jak ci się zawraca głowę takimi sprawami.

– O, jest jeden, który się nauczył mojej głównej zasady. Okej, leć i napisz lub zadzwoń, jak dotrzesz do domu. Pamiętaj, miejsce w hotelu zawsze się dla ciebie znajdzie.

– Dziękuję ci. Do widzenia i powodzenia jutro. – Rzucił plecak na ziemię i uściskał mnie na pożegnanie.

Uśmiechnęłam się tylko, bo wiedziałam, co miał na myśli. Jutro pierwszy raz od ośmiu lat wejdę z powrotem do kuchni. Och, to będzie Armagedon.

Gdy wychodziłam z hotelu, rozdzwonił się mój telefon. To był Tomek.

– Nino, nie dam rady w tej chwili przynieść katalogu. Jeśli mogę, to podrzucę ci go za jakieś dwie godziny. Mamy tutaj mały problemik. Zgadzasz się?

Dzisiaj już nic nie mogło mnie zdenerwować. Policzyłam w myślach do dziesięciu, zanim mu odpowiedziałam.

– Dobrze, nie ma problemu, ja i tak jeszcze mam jedno spotkanie. – Rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.

Zaparkowałam moje czarne Audi pod domem po trzech godzinach od rozmowy z Tomaszem. Jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyłam przez szybę, jak pada deszcz i czułam, że dziś nastąpił zarówno koniec, jak i początek czegoś nowego. Wchodząc do środka, zauważyłam na stoliku grubą teczkę – no tak, raport na jutro. To sprawka Tomka, jedynego człowieka, który ma klucz do mojego domu.

Lubiłam swoje małe mieszkanko na czwartym piętrze. Choć w gruncie rzeczy nie było moje, bo ja je tylko wynajmowałam. Nikt z moich znajomych nie rozumiał, dlaczego nie mam czegoś na własność. Stwierdziłam, że nie ma sensu kupować domu jedynie po to, by się w nim czasem przespać lub wypić poranną kawę. Większość czasu i tak spędzałam w pracy. Miałam tam nawet swój pokój, gdybym zdecydowała, że nie mam po co wracać do domu, skoro za cztery godziny mam się tu znowu pojawić.

Nigdy nie spotkałam bardziej minimalistycznie urządzonego kąta. W kuchni miałam zaledwie dwa urządzenia. Był to ekspres do kawy, bo bez niej nie wyobrażałam sobie rozpoczęcia dnia. Drugim była mała lodówka, w której znajdowało się tylko mleko do kawy, kilka butelek wina i opakowanie żółtego sera. Miałam tutaj dwa pokoje, z czego jeden był zamieszkiwany raz w roku przez moją mamę. Drugi to moja sypialnia i garderoba.

Zrzuciłam z siebie ubrania, wzięłam szybki prysznic, bo akurat dzisiejszego wieczoru nie miałam czasu na relaksującą kąpiel z bąbelkami, jak mam w zwyczaju robić codziennie. Jutro znowu będę zwykłą kucharką, chociaż pewnie załoga w kuchni i tak nie da mi dotknąć nawet jednej łyżki do sosu czy noża. Sama nie wiem dlaczego, ale w głębi duszy mnie to cieszyło. Codziennie od ponad ośmiu lat zaczynam i kończę dzień tak samo. Zakładam na siebie eleganckie sukienki, na stopy wsuwam buty na obcasach, mimo tego, iż marzę o zwykłych adidasach i krótkich spodenkach.

Przejrzałam katalog kilka razy, wykonałam dwadzieścia telefonów, osobiście upewniając się, że wszystko jest gotowe na jutrzejszy dzień. Kilka osób, odbierając i słysząc mój głos, nie dowierzała, z kim rozmawia i byli zdziwieni, że w ogóle wiem o tym ślubie. O Boże, jak bardzo będą zdziwieni, jak się dowiedzą, kto jutro wyda większość dań.

Usłyszałam nawet pytanie:

– A to pani jest w Polsce? Myślałem, że hotel jest pod opieką Anny.

Tak, tak. Nie wszyscy mieli pojęcie, że dalej pracuję i trzymam rękę na pulsie, a nie leżę gdzieś na plaży i tylko spoglądam, jakie mam wpływy na konto. Czasami już miałam dość tłumaczenia, że lubię swoją pracę i prędko tego nie zostawię.

Przed pójściem spać czekał mnie jeszcze jeden ważny telefon – do mojej manager hotelu, Ani. Odebrała po dwóch sygnałach.

– Cześć, nie przeszkadzam? – zapytałam.

Zawsze starałam się być miła na początku rozmowy. Cecha po mamusi, oazie spokoju, jednak szybko traciłam cierpliwość. To zdecydowanie odziedziczyłam po ojcu.

– Nie, skąd. Mów, co tam?

– Posłuchaj Ann, zrobiłam z ciebie menadżera, bo dobrze i starannie wypełniasz swoje obowiązki. Znam cię od ponad piętnastu lat i wiem, do czego jesteś lub też nie jesteś zdolna, ale co to miało być dzisiaj rano? Mówię o sprawie Konrada. – W tym momencie opuścił mnie już mój wewnętrzny spokój i krzyknęłam głośniej, niż bym tego chciała: – Ja rozumiem, że mamy działy zajmujące się zwolnieniami lub zatrudnianiem pracowników, ale Konrad to nie był tylko pracownik, przecież dobrze o tym wiesz! Jak mogłaś go tak potraktować? Naprawdę nie miałaś dziesięciu minut, żeby go wysłuchać?

Nie przerwała mojego monologu, odczekała chwilę i odpowiedziała:

– Masz rację, ale po pierwsze, to nie jest moje zadanie w Grandzie. Uwierz, że ja również mam masę obowiązków. A po drugie, tak jak sama powiedziałaś, ty i Konrad jesteście dobrymi znajomymi, jeśli nie przyjaciółmi, więc wydawało mi się bardziej taktownym wysłanie go do ciebie. Przepraszam, jeśli zachowałam się nieprofesjonalnie. To się więcej nie powtórzy.

Taka właśnie była, mówiła krótko i rzeczowo. Nie mogłam nie odmówić jej słuszności.

– Rozumiem, masz rację. Jutro nie będzie mnie w pracy, mam robotę w kuchni. Ważniejsze zadania i spotkania są twoje, nie zapomnij. Dobranoc.

– Czekaj! Czekaj!!! Co powiedziałaś? Jaką ty masz robotę w kuchni? Gdzie? W domu? Masz jakąś imprezę? Przecież nie ma żadnych urodzin – zaczęła zadawać pytania w takim tempie, że nie wytrzymałam i się roześmiałam.

– A o czym rozmawiamy od dziesięciu minut? Nie mamy kucharza prowadzącego, a jutro wesele. Chcę dopilnować wszystkiego osobiście. I mam pilną potrzebę odpoczynku od papierkowej roboty.

– Nina, ja cię chyba nie rozumiem. Będziesz jutro gotować na tym weselu? Ty, szefowa szefów? Co, nie mamy pracowników na kuchni? Odszedł tylko jeden, a zostało dziewięciu. Masz inne hotele, jeśli trzeba wezwę kogoś stamtąd.

– Tak, będę jutro na dole. Skończyłam ten temat. Słuchaj, jeśli pojawi się jakiś problem, którego nie będziesz w stanie rozwiązać, dzwoń. Ale uprzedzam, tylko krytyczne momenty! Idę spać, muszę się wyspać. Tobie też radzę się wcześniej położyć.

– Zrozumiano, dobrej nocy.

Nastawiłam budzik w telefonie i położyłam się do łóżka.

Rozdział 2

Obudziłam się pół godziny przed budzikiem. Była szósta trzydzieści.

Super, mam czas nawet zjeść śniadanie jak człowiek – pomyślałam.

Zrobiłam sobie swoją ulubioną latte i kanapkę z serem. W dniu, kiedy czeka mnie więcej pracy, mogłam sobie pozwolić na dodatkowy luksus, jakim jest wypicie gorącej kawy i posiłek. Usiadłam na swoim ulubionym żółtym fotelu i włączyłam wiadomości. To był mój rytuał – przegląd wiadomości z Polski i z Bułgarii.

Kiedy moja skóra dotykała mięciutkiego materiału fotela, zawsze przypominałam sobie o dniu, kiedy sprowadziłam go do swojego mieszkania. Wtedy jeszcze była to mała klitka w Niemczech. Spacerowaliśmy z moim przyjacielem Nikosem po ślicznych, berlińskich uliczkach, gdy zauważyłam to cudo przed jednym z domów. Ktoś postanowił wyrzucić taki skarb. Nik wziął wtedy jaskrawe cudeńko na plecy i zaniósł je do mojego pokoju. Nigdy nie zapomnę, jak śmiesznie wtedy wyglądaliśmy. Para cudzoziemców niosąca na plecach jakiegoś grata.

Słysząc wiadomości w drugim języku, przypomniałam sobie, że za tydzień będę musiała tam lecieć, sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Mam tam ludzi, którzy świetnie wykonują swoją pracę, ale należę do osób pedantycznych. Wyznaję zasadę – nie uwierzę, dopóki nie zobaczę, a latem w hotelach mają prawdziwe urwanie dupy.

Po skończonym śniadaniu wzięłam szybki prysznic i zaczęłam szukać odpowiednich ubrań. Boże, jak ja dawno nie miałam na sobie zwykłych trampek. Wynalazłam w szafie czarne dresy i biały klasyczny T-shirt. Wskoczyłam w adidasy i byłam gotowa do wyjścia. W samochodzie zauważyłam, że zapomniałam się pomalować, ale to nie było dzisiaj najważniejsze. Kto mnie będzie oglądał? Związałam jeszcze włosy w luźny kucyk i ruszyłam.

Użyłam tylnego wejścia, nie chciałam, aby cały ten sztab powitalny hotelu wiedział, że tu jestem. Oczywiście, w kuchni nie było jeszcze nikogo. Była godzina ósma dwadzieścia.

No tak, mają jeszcze trochę czasu – pomyślałam.

Chodziłam i sprawdzałam, jak idą przygotowania, czy wszystko już jest zrobione i czy zgadza się ilość składników. Nienawidzę, kiedy mi czegoś brakuje w trakcie pracy. Menu mojego hotelu składało się głównie z kuchni greckiej. Będąc w Niemczech, jako siedemnastolatka pracowałam w greckiej restauracji i zakochałam się w ich potrawach.

O dziewiątej byłam gotowa. Kuchnia również była przygotowana na wydanie dwustu pięćdziesięciu posiłków na dzisiejsze wesele.

Usłyszałam głosy Kingi i Karoliny.

– Nie wiedziałam, że na niego lecisz! Ty wariatko!

– Dałam mu swój numer, ale do tej pory nic.

Weszły do kuchni pochłonięte rozmową o jakimś cudzie Kingi. Słynęła z tego, że szybko się zakochiwała i równie szybko odkochiwała.

– O, dzień dobry Nino! Co ty tutaj robisz o tej porze? Zaczęły na siebie spoglądać ze zdziwieniem.

– Cześć dziewczyny! – odpowiedziałam i machnęłam ręką na powitanie. – Pomyślałam, że wam się dzisiaj tutaj przydam. Chyba nie przeszkodziłam w niczym?

– Nie, nie ależ skąd – odpowiedziały jednym głosem.

Po chwili weszła reszta ekipy. Patrzyli na mnie z niemniej zdziwioną miną niż ich poprzedniczki.

– Dzień dobry, szefowo – odezwał się najmłodszy z obsługi.

Nazywałam go Mały, choć miał na imię Dawid. Pracował w hotelu od miesiąca, ale nie wiedzieć czemu, wzbudzał moją sympatię.

– Cześć, Mały! Pomogę ci dzisiaj trochę i sprawdzę, jak sobie radzisz. Mam nadzieję, że mogę? – Mrugnęłam okiem do Łukasza, obecnie pierwszego szefa kuchni po odejściu Konrada.

Nie nadawał się na to stanowisko na stałe – był zbyt nerwowy i momentami rozkojarzony.

– Okej, czy mogę poprosić o chwilę uwagi? – Stanęłam na krzesełku, aby wszyscy mnie dobrze widzieli i słyszeli. Przy moich stu sześćdziesięciu centymetrach musiałam sobie jakoś radzić. Zaczęłam przemowę: – Jak wiecie, Konrad wyprowadził się z Polski i zostaliśmy w pomniejszonym składzie, ale wierzę, że świetnie sobie poradzicie. Tomasz już zaczął szukać nowego pracownika i trzymajmy kciuki, aby szybko go znalazł. A ja, ze względu na dzisiejsze wesele, postanowiłam wam pomóc. Nie będę się mieszać w wasz tryb pracy, po prostu postaram się zapełnić każdą lukę, jaka wystąpi w ciągu dnia. Możecie na mnie liczyć. A teraz zabierajcie się za robotę! O trzynastej przychodzą goście, wszystko ma być na pięć gwiazdek! – Zeszłam z krzesełka, a wszyscy jednogłośnie mi podziękowali i udali się na swoje stanowiska.

Wtedy usłyszałam swój telefon.

O nie, tylko nie to… – pomyślałam.

Tak jak sądziłam, to była Anna. Chwyciłam telefon i wyszłam na zewnątrz.

– Mów szybko, co tam?

– Mamy tutaj problem, rozmawiałam już z technikami i informatykami, ale to potrwa ze dwie godziny.

– Ale co potrwa? Bo nie wiem, o co chodzi.

Kolejny dzień zaczynał się wyśmienicie.

– Padły nam serwery. Nie mamy dostępu do rezerwacji, do Internetu, nawet goście nie mogą otworzyć swoich pokoi, bo czytniki nie działają.

– Za godzinę będę u ciebie. A do tej pory wszystkich gości, którzy opuścili pokoje, zaproś na kawę lub obiad do naszej restauracji. Przez głośniki podaj info o zaistniałym problemie, ale oczywiście w skrótach, bo tylko ich wystraszysz. Zadzwoń na recepcję; albo nie, sama tam pójdę. Zdzwonimy się! – Schowałam telefon do kieszeni i wróciłam do pracy.

Wchodząc do kuchni, zauważyłam Tomka w towarzystwie nieznanego mi faceta. Był to wysoki, szczupły, ale nie chudy a dobrze zbudowany mężczyzna około trzydziestu, może trzydziestu pięciu lat. Podchodząc bliżej, mogłam zauważyć jego rysy twarzy i byłam pewna, że nie był Polakiem. Ciemne oczy i delikatne cienie pod oczami oraz pełne usta, które zwróciły moją uwagę. On nawet jeszcze mnie nie zauważył, a ja już zapamiętałam jego wygląd od głowy aż po same stopy. Był idealny, seksowny. Wzrokiem przywołałam Tomka, spojrzał na mnie i widziałam, że jest bardzo z siebie zadowolony.

– Dzień dobry, Sze... – W tej chwili weszłam mu w zdanie, nie chciałam, aby zwracał się do mnie tak oficjalnie. Niektórzy mężczyźni boją się silnych i niezależnych kobiet, a ten nieznajomy mężczyzna, stojący tuż obok wydał, mi się intrygujący.

– Cześć! – odpowiedziałam szybko. – Wygrałeś w totka, że jesteś taki szczęśliwy? – zapytałam i udałam, że nie widzę jego kompana.

– Nie, ale być może ten hotel wygrał. To jest Alex. Kucharz-samouk, ale chłopak wie, co robi. Zaufaj mi.

– Witaj na pokładzie, Alex! – Uwielbiałam zaznaczać imię mężczyzn, którzy wzbudzali we mnie takie uczucia, jak ten człowiek przede mną.

– Cześć, postaram się pomóc wam w kuchni – odpowiedział ze znanym mi akcentem.

Uśmiechnęłam się pod nosem i zapytałam tak dla pewności, czy mój słuch mnie nie myli.

– A ty chyba przyleciałeś do nas aż z Bułgarii? – Widać było, że całkowicie go zaskoczyłam.

– Tak. Mieszkam, to znaczy mieszkałem, w Sofii.

– Świetnie. Cóż, nie będę ci przeszkadzać, ja tu tylko sprzątam. Muszę lecieć. Powodzenia! – Pożegnałam się w jego ojczystym języku i chciałam odejść, jednak Alex kontynuował rozmowę.

Faceci stamtąd zawsze mają coś pod skórą i ten na pewno był jednym z nich. Wyczuwałam takich typów na odległość. To chyba też dzięki tatusiowi. Skrzywiło mnie na samą myśl o nim.

– Gdzie nauczyłaś się tak dobrze mówić po bułgarsku? – zapytał z zainteresowaniem w głosie.

– Byłam tam kilka razy na urlopie, a wasz język jest podobny do naszego. Myślę, że to nic trudnego nauczyć się kilku zdań. A teraz muszę cię przeprosić, mam do posprzątania jeden pokój. – Podałam mu rękę na pożegnanie.

Potrafiłam sobie wyobrazić w tej chwili jego dłonie na moich plecach lub pośladkach. Szybko odgoniłam od siebie zboczone myśli i skierowałam swoją uwagę na mojego zbawcę dnia.

– Tomku, czy mogę cię poprosić na sekundę? Mam do ciebie kilka spraw – zapytałam i opuściłam kuchnię, nie czekając na odpowiedź.

– I co o nim myślisz? – Usłyszałam głos za plecami.

– Chodź ze mną na recepcję, muszę tam przekazać kilka wskazówek.

– Przyznaję, pasuje ci taki styl „na luzaka” – powiedział z lekkim uśmieszkiem.

– Nie przyzwyczajaj się! – odpowiedziałam, klepiąc go lekko po ramieniu. – Siadaj, zaraz przyjdę.

Po przekazaniu informacji dziewczynom z recepcji wróciłam do stolika, gdzie czekał na mnie Tomek, pochłonięty rozmową z naszym concierge.

– Pewnie Adam już ci wyjaśnił, jaki mamy problem.

– Adamie, radzicie sobie jakoś na chwilę obecną?

– Tak, szefowo, myślę, że za półtorej godziny ogarną ten syf.

Spojrzałam na niego z lekko karcącym wzrokiem. Moi pracownicy wiedzieli, że jestem tolerancyjna, ale w miejscu pracy preferowałam, aby rozmawiali językiem cywilizowanym. Usiedliśmy z moim wspólnikiem przy małym stoliku lobby.

– Zacznę od przeprosin za wczoraj. Nie powinnam tak zareagować, ale wiesz, że czasami szybciej gadam, niż myślę. Czułam się naprawdę beznadziejnie, bo chłopak wiele razy ratował mi skórę przy transakcjach.

– Nina, daj spokój. – Machnął ręką. – To ja nawaliłem. Miałaś prawo tak zareagować. Następnym razem bardziej się wysilę lub sprawdzę tysiąc razy, zanim zatrudnię dla nas jakąś kwiaciarnię.

Lubiłam go. Na początku współpracy kłóciliśmy się praktycznie codziennie, bo każdy miał swoją wizję, ale to Tomek zawsze mi ustępował. Miał swój mały procent udziałów w tym hotelu, ale nigdy nie dał mi do zrozumienia, że będzie chciał to wykorzystać lub w jakikolwiek sposób mi zaszkodzić.

– No dobra, a teraz opowiadaj. Kto to jest ten Alex? Czemu jest w Polsce? Gdzie ty go znalazłeś? – Usiadłam naprzeciwko niego.

– To znajomy mojego znajomego, który właśnie splajtował. Zadzwonił do mnie całkiem przez przypadek wczoraj wieczorem z pytaniem czy nie potrzebujemy pracownika, bo ma jednego na stanie, który pracuje jak maszyna. No, to powiedziałem, że właśnie szukamy i że dosłownie mi spadł z nieba.

– Z jaką kuchnią miał do czynienia? – zapytałam najpoważniej, jak tylko mogłam, ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to ani trochę, mógł nawet smażyć hamburgery w knajpie z niezdrowym żarciem, a i tak bym go zatrzymała.

Miał w sobie coś intrygującego.

– Nina?! Odleciałaś gdzieś myślami! Jesteś tutaj? – Z rozmyślań wyrwał mnie podniesiony głos Tomka.

– Tak, jestem. Przepraszam cię. To przez tę awarię i jeszcze to wesele. Chciałabym, aby ten dzień już dobiegł końca, a on ledwie się zaczął. – Potarłam dłońmi skronie, zaczynała boleć mnie głowa.

Tomek zawsze potrafił zauważyć, gdy coś jest ze mną nie tak i wiedział, że dzisiaj nie będę zbyt pomocna. Dotknął mojego ramienia, próbując podtrzymać mnie na duchu.

– Niczym się nie przejmuj, jestem tutaj. Idź na jakiś masaż lub do fryzjera, a ja tutaj postaram się nie spalić hotelu. – mówiąc to, uśmiechnął się lekko.

I chyba miał rację, powinnam zaczerpnąć świeżego powietrza. Wstając, powiedziałam tylko:

– Jeszcze dzisiaj chcę CV tego Alexa z jakimś krótkim opisem.

Używając określenia „krótki”, miałam na myśli dwa pokolenia wstecz. Tomek wiedział o moim sposobie zatrudniania i zawsze przychodził do mnie z teczką zawierającą życiorys każdego byłego i obecnego pracownika, bez zadawania zbędnych pytań. Miałam w zwyczaju prześwietlać swoich potencjalnych ludzi dość precyzyjnie. Było jasne, że nie działam legalnie, ale dopuszczając obcego człowieka do mojego biznesu, musiałam być w stu procentach pewna, że nikt nie chce mi zaszkodzić.

– Jasne, leć już. Będę do ciebie dzwonić albo nie będę. Zobaczymy się jutro! – Puścił mi oko i odszedł.

Wychodząc z budynku, uśmiechałam się pod nosem. Byłam szczęśliwa jak nastolatka, która właśnie uciekła z zajęć wychowania fizycznego. W drodze do domu odwiedziłam salon fryzjerski, gdyż marzyłam o masażu głowy i lekkim podcięciu włosów. Marcin z mojego jedynego salonu, jaki odwiedzam w Sopocie, przyjął mnie z otwartymi ramionami, mimo iż zauważyłam, że dwie osoby czekają na wygodnej kanapie.

No cóż – pomyślałam. – Wypiją sobie o jedną kawkę więcej, niż powinni.

W tej samej chwili Marcin wykonał szybki telefon i pięć minut później jedna z oczekujących kobiet była już obsługiwana przez jego kolegę.

– No, kochana, czego dzisiaj ode mnie potrzebujesz? – Zapytał, jak zawsze z uśmiechem i lekkim podnieceniem w głosie.

– Spraw, abym wyłączyła na moment mózg i nie myślała o pracy. A jak skończysz, to zetnij mi trochę końcówki. Chociaż… Wiesz co? Może jakaś mała zmiana? – Widziałam, że oczy zaświeciły mu się ze szczęścia.

– Zróbmy grzywkę! – Marcin praktycznie podskakiwał z radości, kiedy skinęłam głową, zgadzając się na jego pomysł.

– Człowieku, jesteś pieprzonym mistrzem nożyczek!

Siedziałam jak zahipnotyzowana, przyglądając się kobiecie w lustrze. Taki mały szczegół, a potrafi zmienić wiele. Grzywka opierająca się na okularach idealnie podkreślała kolor moich jasnobrązowych oczu.

– Nino! Wyglądasz zajebiście! Mam już pomysł na następną wizytę, jeśli się zgodzisz. Potrzebujesz koloru ciemnego albo nawet czarnego.

– Nie rozpędzaj się, kolego!

Półtorej godziny później byłam gotowa do wyjścia. Ten człowiek w taki sposób dotykał mojej głowy, że przez moment nawet nie wiedziałam, jak się nazywam. Zostawiając w skarbonce z napisem: „Na wakacje na Marsie” spory napiwek, podziękowałam i opuściłam salon. Skierowałam się w stronę samochodu. Stwierdziłam, że jedyne, o czym w tej chwili marzę, to położyć się przed telewizorem z pudełkiem lodów czekoladowych. O dziwo, ulice nie były zakorkowane i piętnaście minut później byłam już w domu.

Przebrałam się w moją ulubioną długą koszulkę i zaczęłam przełączać kanały w takim tempie, że i tak nie widziałam, co konkretnie w tej telewizji puszczają. Moje myśli znowu odpłynęły ku szaleńczo seksownemu Alexowi.

Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, jak leżymy razem w mojej sypialni, jak dotykam jego torsu, jak całuję jego słodkie usta. Pragnęłam tego człowieka. A może to tylko napięcie seksualne? Bo przecież ostatni raz spałam z kimś prawie rok temu. Od tamtej pory jestem na autopilocie i nawet nie myślę o związku. Nie mam na to czasu ani ochoty.

Poczułam, że robię się mokra. Jeśli ten facet działa na mnie w taki sposób w mojej wyobraźni, to co będzie, jeśli kiedyś mnie dotknie lub pocałuje. Chciałam, aby jego penis wszedł we mnie, używając całej swojej siły, marzyłam, aby poczuć go całego. Na samą myśl aż przechodziły mnie dreszcze. Wyciągnęłam z szuflady przy łóżku ulubioną zabawkę – mojego obecnie jedynego partnera do seksu. Różowy wibrator. Zwilżyłam go ustami i wsadziłam w wilgotną cipkę, a przed oczami miałam Alexa i to, jak całuję jego wspaniałego członka. Potrzebowałam zaledwie kilku minut i poczułam zbliżający się orgazm. Niestety, to była tylko namiastka podniecenia, jakie we mnie tkwiło. Gdy doszłam do siebie i wyłączyłam tę strefę mózgu, w której zamieszkał on, wzięłam kąpiel. Długą i relaksującą.

Obudził mnie budzik, o dziwo spałam jak małe dziecko. Wyjątkowo pierwszą myślą po przebudzeniu nie była kawa, a znowu on. Miałam przed oczami jego smukłe ramiona i tę twarz, która w dziwny sposób budziła we mnie strach i pożądanie. Lgnęłam do niego jak ćma do światła. Czułam, że muszę go zobaczyć jak najszybciej. Nie poświęciłam wiele czasu na śniadanie czy kawę, wzięłam jeden łyk napoju, włożyłam biały garnitur, upięłam wysoko włosy, założyłam ciemnogranatowe szpilki i wyszłam. Czułam się i wyglądałam dobrze, a nawet seksownie. Pomimo że nie powinnam, chciałam przykuć w jakiś sposób uwagę tego człowieka.

Wchodząc do hotelu, czułam tajemnicze spojrzenia personelu. Udało mi się usłyszeć głos jednej z recepcjonistek:

– Ale się dzisiaj wystroiła...

Uśmiechnęłam się, bo właśnie o taki efekt mi chodziło. Skierowałam się w stronę mojego gabinetu, który znajdował się na pierwszym piętrze hotelu. Zawsze witała mnie moja asystentka Samanta, informując o ważnych telefonach lub wiadomościach.

– Dzień dobry, pani. Był tutaj pan Tomasz i prosił aby przekazać, że dokumenty, na które pani czeka, będą gotowe na jutro, ponieważ, cytuję: Nastąpiły problemy z danymi osobowymi.

Wiedziałam, że chodzi o dane Alexa, bo tylko o takie informacje go wczoraj prosiłam. Zastanowiło mnie to, bo nigdy nie spotkaliśmy się z takim problemem, aby nie móc otrzymać informacji o pracowniku naszego hotelu.

– Dziękuję ci, czy coś jeszcze powinnam wiedzieć?

– Nie, proszę pani.

– Przynieś mi, proszę, jedno latte – powiedziałam, zamykając drzwi do gabinetu, a drugą ręką wykonywałam już telefon do Tomka, aby wyjaśnił mi, o co konkretnie chodzi z tym raportem. – Dzień dobry, otrzymałam właśnie od Samanty dziwną informację dotyczącą tego nowego. Powiesz mi coś więcej? – zapytałam w miarę normalnym głosem, ale nie miałam cierpliwości, aby czekać dłużej na dokumenty.

– Witaj, yyy… tak. Nino, mam tutaj dziwną sytuację. Jedyne informacje, jakimi dysponuję w tej chwili odnośnie Alexa, to te od momentu jego zamieszkania w Polsce. Nie ma ani słowa o jego rodzinie, przeszłości, kompletnie nic z Bułgarii. Człowiek jakby się urodził rok temu, ale szukam dalej. Dlatego przyniosę ci to wszystko jutro. Mam nadzieję, że to nie jest duży problem?

Rozmawiając z nim, słyszałam w tle, jak stuka w klawisze klawiatury – zapewne nawet w tym momencie starał się wygrzebać coś z jego przeszłości. Żeby tylko wiedział, jak bardzo irytowała mnie ta niewiedza...

Czy miał żonę, dzieci? Gdzie pracował wcześniej? A może był karany? A może to jakiś psychopata? Miliony pytań kłębiły się w mojej głowie, zanim odpowiedziałam Tomkowi:

– Nie, szukaj dalej. Wysyłaj mi e-mailem to, co masz, a na koniec zapakuj wszystko w teczkę i mi podrzuć. Aha, czy kuchnia już jest w komplecie?

– Z tego, co wiem, to tak. Może po prostu wezwij go do siebie i przeprowadź krótką ankietę?

– Nie, posłuchaj mnie teraz uważnie. Jeśli będziesz z nim rozmawiał, a przykładowo on zażąda rozmowy z szefową lub kimś wyżej, kieruj go do Anki. Nie chcę, aby wiedział, kim tutaj jestem. Zrozumiano?

– Hmm... Nie wiem dokładnie, co się dzieje, ale jak sobie życzysz.

Odkładając telefon, wystukałam w wyszukiwarce jego dane. Pomyślałam, że może uda mi się czegoś dowiedzieć. Posiadał Facebooka, jednak były tam zaledwie dwa zdjęcia z Polski i zero jakichkolwiek informacji. Lista znajomych ukryta, co mnie nie zdziwiło. Czułam zirytowanie.

Kim ty jesteś, że nie mogę się niczego o tobie dowiedzieć?

W tym momencie do gabinetu zapukała Samanta.

– Proszę wejść!

– Właśnie otrzymała szefowa zaproszenie na przyjęcie do hotelu Sektor w Warszawie i proszą o potwierdzenie przybycia oraz ewentualną liczbę gości, którzy przybędą wraz z panią.

– Pokaż mi, co to jest?

Zaproszenie było piękne, z wysokiej jakości papieru, z wygrawerowanym symbolem hotelu na pierwszej stronie. Przyjęcie zapoznawcze branży hotelarskiej.

A to ciekawe. Może być fajna impreza. Dawno nie odwiedzałam konkurencji.

– Jeżeli zapraszają pracowników, wyślij e-maile z zapytaniem do kierowników działów i głównych kucharzy, abyśmy mogli potwierdzić.

– Rozumiem, tylko że nie posiadamy w bazie wszystkich adresów. Na przykład tego nowego z kuchni. Mam tylko imię i nazwisko.

– Wyślij to, co masz, a jeśli kogoś brakuje, to resztę zaproszę osobiście. Tylko podaj mi listę osób, abym kogoś nie pominęła.

– Dobrze – odpowiedziała i opuściła gabinet.

A więc, panie tajemniczy, nawet e-maila nie podałeś. No cóż, zaproszę cię osobiście.

Czułam podekscytowanie i radość, jak małe dziecko na widok nowej zabawki. Zawsze miałam w szafie kilka ubrań na zmianę. Postanowiłam zdjąć ten elegancki garnitur i założyłam jeansy, białą koszulkę oraz adidasy i poszłam zaprosić nieznajomego na przyjęcie.

Gdy wychodziłam, Samanta spojrzała na mnie lekko zszokowana. Zapewne zastanawiała się, po co się przebrałam i gdzie się wybieram. Nie czekałam, aż mnie zapyta, sama ją poinformowałam:

– Muszę zejść na chwilę do kuchni, a nie chcę poplamić tej bieli. – Uśmiechnęłam się pod nosem.

Pod drzwiami kuchni wychwytywałam poszczególne głosy pracowników, ale nie usłyszałam tego szczególnego akcentu.

Czyżby jednak go nie było? – zamyśliłam się i weszłam do środka, czując, jak serce za chwilę mi wyskoczy z klatki piersiowej.

– Dzień dobry wszystkim. Z tego co widzę, to w dalszym ciągu nie jesteście w pełnym składzie.

W głębi duszy modliłam się, aby ten wyczekiwany wszedł nagle na salę, bym mogła go ujrzeć. Kinga odpowiedziała od razu:

– Jesteśmy. Alex, ten nowy chłopak poszedł do pana Tomasza, mieli coś do wyjaśnienia. Nie ma go już ponad pół godziny.

Zastanowiłam się przez chwilę. Chyba nie będzie go otwarcie pytał o jego przeszłość, jasno się wyraziłam.

– Aha – skwitowałam krótko i po chwili dodałam: – Chciałam podziękować wam wszystkim za dobrą robotę podczas wesela. Spisaliście się na medal. – Wychodząc, przypomniałam sobie o przyjęciu. – A! Zapomniałabym. Jak będziecie mieć wolną chwilę, to spójrzcie na swoje skrzynki mailowe i proszę o potwierdzenie do jutra.

Wszyscy dziwnie na mnie spoglądali. Ewidentnie nie wiedzieli, o co chodzi. Zdążyłam tylko zauważyć, że Karolina już wyciągała swój telefon, by sprawdzić, o czym mówię.

Skierowałam się w stronę gabinetu Tomka. Musiałam znać przebieg ich rozmowy. Jego biuro znajdowało się na drugim piętrze, zaraz obok pokoju Anny. Pod drzwiami usłyszałam ciche głosy. Zastanawiałam się czy zapukać, czy poczekać? W końcu aktualnie nie pełnię funkcji szefowej, a z tego, co pamiętam, przedstawiałam się jako sprzątaczka.

Och, Nina, co ty wyrabiasz? – pomyślałam i zdecydowałam się zapukać.

– Proszę! – odpowiedział od razu Tomasz.

– Dzień dobry... – Udałam lekko nieśmiałą, wchodząc do jego gabinetu, choć jednocześnie chciało mi się śmiać, tak był zaskoczony moim przybyciem.

Podeszłam bliżej jego biurka, aby znaleźć się na równi z krzesłem Alexa. Siedział wyprostowany, ubrany w czarną koszulkę i spodnie dresowe. Byłam tak blisko, że poczułam jego zapach. Po chwili spojrzał na mnie tak, że aż nogi się pode mną ugięły. Szybko podparłam się o biurko Tomka i udałam, że zapomniałam o jego istnieniu od wczorajszego poranka.

Po chwili przemówiłam w jego ojczystym języku obojętnym głosem:

– Cześć.

Z każdą sekundą, kiedy na mnie patrzył, czułam, jak robię się wilgotna. Pragnęłam, żeby mnie zerżnął na tym biurku. Dlaczego ten człowiek wzbudzał we mnie tak silne odczucia?

Kiedy mi odpowiedział: „Cześć, nieznajoma” – poczułam, jakby tymi słowami znalazł się dosłownie we mnie. Próbowałam się opamiętać, aby móc powiedzieć, po co właściwie przyszłam.

– Panie Tomaszu, spotkałam szefową i prosiła przekazać wszystkim pracownikom, którzy nie podali w swoich dokumentach adresu e-mail, informację o przyjęciu zapoznawczym w Warszawie. Potwierdzenie należy przesłać do jutrzejszego wieczoru... – Skierowałam wzrok na mojego tajemniczego pracownika. – To się tyczy również ciebie – powiedziałam, po czym dodałam. – Strój galowy obowiązkowy.

– Dobrze, dziękuję ci, przekaż szefowej, że wszyscy się dowiedzą lub sam do niej zadzwonię.

Przeprosiłam za zajęcie czasu i wyszłam z gabinetu. Czułam się lekko oszołomiona. Nie wiedziałam, ile czasu byłam w jego towarzystwie, ale dla mojego ciała, to były bardzo intensywne minuty.

Za plecami usłyszałam, jak zamykają się drzwi od gabinetu. Starałam się nie obracać, pragnęłam, aby to był Alex.

Ktoś dotknął mojej ręki, mówiąc: – Hej, poczekaj…

To był on. Nie musiałam spoglądać, aby być tego pewna. Od tego dotyku poczułam „prąd” na całym ciele. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, by trzymał mnie za rękę, abym mogła czuć jego zapach.

– Chciałem cię zapytać, czy pójdziesz na to przyjęcie, a jeśli tak to, czy możesz mi towarzyszyć? – mówił z taką pewnością siebie i z takim wdziękiem.

Nie czułam się przy nim jak właścicielka sieci hoteli, a jak mała, bezbronna myszka. Chciałam odpowiedzieć „tak”, ale mój mózg szybko włączył myślenie i przypomniał mi, że nie mogę iść razem z nim, bo w końcu muszę tam się pojawić jako szefowa, a nie jako sprzątaczka.

Konkurencja dobrze wie, kim jest Nina Dimitrova.

– Przepraszam, ale będę musiała ci odmówić. Mam w ten dzień inne obowiązki.

W jego pięknych, jasnobrązowych oczach zauważyłam rozczarowanie. Chyba nie przywykł do odmowy.

– No trudno, szkoda – odpowiedział szybko i odszedł.

Zanim zdążyłam się obrócić, szedł już w kierunku kuchni. Stałam przez chwilę niemalże wmurowana w podłogę.

Dlaczego tak szybko zniknął?

Wolnym krokiem pokierowałam się w stronę gabinetu. Mijając toalety, usłyszałam lekko piskliwy głos Kingi. Rozmawiała z Moniką z recepcji:

– Słyszałaś już o tym przyjęciu? Ja przed chwilą zostałam zaproszona przez tego nowego Bułgara.

Słysząc to, czułam, jak cała krew ze mnie odpływa. Chciałam uciec stamtąd, aby nie słyszeć jej rozradowanego głosu, ale musiałam wiedzieć więcej.

Dlaczego zaprosił akurat ją? Czy to taki typ faceta? Czy on nie widzi, że to dziewczyna na jeden wieczór? Wszyscy w hotelu wiedzieli, że zmienia chłopaków z prędkością światła.

– No, co ty mówisz? Tak szybko? To ciacho na ciebie leci, no, no gratuluję.

Słuchając, jak rozmawiają, chciałam walić głową w ścianę. Po co mi było wymyślać to beznadziejne kłamstwo? To ja w tej chwili mogłam się cieszyć, że zaprosił właśnie mnie…

Gdybyś tylko wiedziała, że to ja byłam pierwszą kandydatką, ciekawe czy byś była taka wniebowzięta – pomyślałam złośliwie.

Głos w mojej głowie brzmiał jak u szesnastoletniej gówniary. Nie miałam ochoty dłużej podsłuchiwać i skierowałam się w stronę wyjścia. Nie chciałam widzieć nikogo przez najbliższe kilka godzin. Byłam wściekła. Praktycznie wybiegłam z hotelu i zatrzymałam się przy swoim samochodzie, oparłam się o drzwi i czułam, jakby coś w tej chwili mnie zmiażdżyło.

Czy ja kompletnie straciłam głowę? Czy można zakochać się w kimś, nie zamieniając z nim ani jednego zdania?

– Kurwa, Nina, przecież ty nie zakochujesz się tak szybko. To w tobie się zakochują i o ciebie walczą – bluzgałam sama siebie na parkingu hotelowym.

Być może ktoś mnie słyszał, ale kompletnie mnie to nie obchodziło.

Muszę się przewietrzyć – pomyślałam. – Muszę stąd wyjechać. Nie chcę oglądać nikogo przez najbliższe czterdzieści osiem godzin. No tak, musisz przecież poinformować pracowników o przyjęciu i o tym, że chcesz zniknąć – kontynuowałam monolog jeszcze przez kilka minut.

Zapewne z daleka wyglądałam jak osoba niezrównoważona psychicznie lub obłąkana. Wyjęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do Anki:

– Anno, wypadło mi coś bardzo ważnego, wyjeżdżam. Wrócę za dwa lub trzy dni. Dasz sobie radę, prawda? – Starałam się, aby mój głos brzmiał na tyle naturalnie, by nie zadawała mi zbędnych i męczących pytań.

– Ale jak to teraz? Mamy środek tygodnia, a w sobotę jest to przyjęcie w Sektorze. Ja mam zamiar się tam pojawić, ale wydaję mi się, że również powinnaś w tym uczestniczyć. Z hotelem sobie poradzę. Bądź spokojna. – Słyszałam, że jest zdezorientowana.

W końcu nigdy nie podejmowałam tak pochopnych decyzji. Nie usłyszałam więcej pytań.

– Do soboty na pewno wrócę, gdyby się coś działo, ogarnijcie to z Tomaszem. Będę poza zasięgiem. – Rozłączyłam się po ostatnim wypowiedzianym zdaniu.

Gdyby to było możliwe, teleportowałabym się w tej chwili na środek oceanu lub na jakąś łąkę, aby móc wykrzyczeć swoją złość. Uruchomiłam silnik i ruszyłam w stronę domu, aby spakować kilka rzeczy i zastanowić się, gdzie ewentualnie mam zamiar spędzić najbliższe dwa dni.

Zachęcamy do zakupu pełnej wersji książki!

Contents

Rozdział 1

Rozdział 2

Landmarks

Cover

Table of Contents