Bolesław Śmiały - Stanisław Wyspiański - ebook

Bolesław Śmiały ebook

Wyspiański Stanisław

0,0
8,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Bolesław Śmiały” to rapsod autorstwa Stanisława Wyspiańskiego, wydany po raz pierwszy w roku 1902.

Utwór nawiązuje do wydarzeń związanych z Bolesławem Śmiałym, pierwszym królem Polski, który zabija biskupa Stanisława. Jest to do dziś aktualny problem konfliktu pomiędzy państwem a kościołem, w interpretacji Stanisława Wyspiańskiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 33

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-70-0
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

I

Siedziałem — gdy to okropne zjawisko,

przed którem wszyscy przysłonili oczy,

wchodziło, — biskup, — ludu zbiegowisko; —

ciżba wylękła ich ku drzwiom się tłoczy, —

ja patrzę, — bo już miałem to przezwisko

Śmiały, — gdy cała ta procesya kroczy...

lecz pocóż niosą chorągiew Anioła...

jakby na walkę Piekła i Kościoła....

II

Pochylały się chorągwie z łomotem

u wrót, nim wstały na izbie przedemną

a chyląc się, mierzały we mnie grotem

krzyżów, — iż trwogę uczułem tajemną,

gdy się Archanioł rozwijał ze złotem,

w perłach, z tą twarzą malowaną ciemno,

a skrzydła w pąsach i mieczysko kręte,

weń łyskawice gromowe zaklęte.

III

I zaciemniała się zwolna komora;
wnosiły mrok i noc te chusty boże,
po siwych ścianach pobielanych dwora
szły cienie jakichś postaci potworze;
lud na kolana rzuciła pokora,
a w tym ponurym pomroków wieczorze
zorze świec twarze roświecały mnisze, —
nad niemi dymne smugi śpiew kołysze.

IV

Nikt nieśmiał oczu podnieść, wszyscy w lęku,
i ten korowód mnichów, co przyklęka
z zapalonemi gromnicami w ręku
i dzwony, śpiewem głuszone bez dźwięku
i lud, któremu z żalu serce pęka;
a wszyscy klątwie rzekli: niech się stanie
i potępiali moje królowanie.

V

Byłbym się zarwał i rozniósł na mieczach
świece, ornaty, chorągwie, kropidła
i rzeź bym sprawił im na martwych rzeczach
bez ducha, gdy mam duchem silne skrzydła,
że nie na jeden dzień mam państwo w pieczach, —
już ta z biskupem kłótnia mi obrzydła;...
— gdym się w tył żachnął i zawadził słupa,
korona moja spadła przed biskupa.

VI

Oni to mieli za znak, czy za czary
i grozą zdjęci klękli przed widziadłem
i że początek już znaczy się kary,
że, w tej koronie spadłej, ja upadłem,
że dla mnie z grobów wychodziły mary,
przed których trupim widokiem pobladłem, —
tak w ich przesądnych oczach coś się stało,
co potępiło mnie i druzgotało.

VII

A oni, — jakby w obłędzie, skazańce,
za biskupiej ręki skinieniem,
bo drżeli, jak wojenne liche brańce,
śpiewy żałosnem mieszając jęczeniem,
ciskali o podłogi ziem kagańce
i przerażenie sami tem zdarzeniem,
obłędne mieli oczy, dech zaparty, —
— Biskupie! — więc to Boży Sąd otwarty!?

VIII

Co miały znaczyć łamane gromnice,
nie wiem, — lecz straszne było to rzucanie;
i wstręt mnie do nich brał i błyskawice
gniewu, — że ledwom nalazł hamowanie,
by nie cisnąć w biskupa twarz mej rękawice
żelaznej — za to księże wyklinanie; — —
poszli — ostałem sam w tronowej sali;
wnątrz piersi mściwa złość wre, gorze, pali.

IX

Ostałem sam i patrzę, — sala mroczna
i te leżące na deskach okruchy
wosku i duszność kadzideł powłoczna
w smugach, — że jakieś wijące się duchy; —
ja sam, — że tak mię opuścili da czna
wszyscy. — Za dworem świszczą zawieruchy, —
brząkają w łuski rybie u okienic,
miecą gałęźmi drzew na płatwy ścienic.

X

A tam, pod stosem świec pogruchotanych,
których trzask, łomot, wciąż trwa i przeraża,
korona, — na głos tych klątew śpiewanych...
korona! którą wziąłem u ołtarza!
w której zakułem pierścień ziem wyrwanych
memu dziadowi, ojcu! — do cmentarza
lecąca, w jakimś rozpędzie, fatalna,
pod stopy Ducha, co klnie, — — Królo-zwalna!!

XI

Zabić! — Jak, kiedy? Gdziekolwiek! Sam skłóję!
Dworaków wezmę rycernych i wpadnę, —
a którzy nas okrzykną: mnnicho-zbóje,
pościnam łby niechętnych i owładnę;
niech wiedzą o mnie, żem król, że panuję; —
tej chwili moich przybocznych zagadnę, —
Po co?! — Rozkażę! Muszą! Krew! Krwi wołam!
Księże! Nad moim mieczem świece połam!

XII

Przeciw zamczyska, przez Wiślane wody,
na ostrowiu skalistej opoce
kościół pośrodku drewnianej zagrody;
w koło szum wiklin i wicher łopoce,
tłukąc wierzbami o mosty i wzwody,
jakby się dawne w nich żalące Moce;
węgły gontyny spróchniałe przez wieki;