Boginie zła, czyli kobiety okrutne, żądne władzy i występne - Przemysław Słowiński - ebook

Boginie zła, czyli kobiety okrutne, żądne władzy i występne ebook

Przemysław Słowiński

4,1

Opis

Sylwetki kilkudziesięciu kobiet, które zasłynęły w historii jako wyjątkowo okrutne, żądne władzy, dokonujące wątpliwych moralnie wyborów. Galerię postaci otwiera Kleopatra i Lukrecja Borgia, a zamyka Patricia Hearst. Oprócz kobiet kojarzonych z władzą i polityką, jak Katarzyna Wielka, Wanda Wasilewska, Mata Hari, Magda Goebels czy Eva Peron, znajdują się tu sprawczynie zuchwałych napadów czy aktów terrorystycznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 267

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (14 ocen)
4
8
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kasiafischer

Dobrze spędzony czas

Ciekawa
00

Popularność



Podobne


Re­dak­cja

Ze­spół

Pro­jekt okład­ki

Ewa Mierz­wa

Zdję­cie na okład­ce

Gu­ido Reni, Salome z głową św. Jana Chrzciciela

Ilu­stra­cje

Adam Kirch­ner

Re­dak­cja tech­nicz­na, skład i ła­ma­nie

Grze­gorz Bo­ciek

Ko­rek­ta

Ur­szu­la Bań­ce­rek

Wy­da­nie I, Cho­rzów 2012

Wy­daw­ca: Wy­daw­nic­twa Vi­de­ograf SA

41-500 Cho­rzów, Ale­ja Har­cer­ska 3c

tel. 32-348-31-33, 32-348-31-35

fax 32-348-31-25

[email protected]

www.videograf.pl

Dys­try­bu­cja wer­sji dru­ko­wa­nej: DIC­TUM Sp. z o.o.

01-942 War­sza­wa, ul. Ka­ba­re­to­wa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

www.dictum.pl

© Wy­daw­nic­twa Vi­de­ograf SA, Cho­rzów 2012

ISBN 978-83-7835-067-5

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Do­bre ko­bie­ty są lep­sze niż do­brzy męż­czyź­ni.

Złe ko­bie­ty są gor­sze niż źli męż­czyź­ni.

Mar­cel Achard

KLE­OPA­TRA VII

(69 p.n.e.-30 p.n.e.)

 N a j s ł y n n i e j s z y   r o m a n s   s t a r o ż y t n o ś c i

Kto urodził się na władcę,kto dokonał tego, że co dnia w jego ręku spoczywa los tysięcy,ten zstępuje z tronu jakby do grobu.

Jo­hann Wol­fgang Go­ethe

Po śmierci Ptolemeusza XII (51 rok p.n.e.) egipski tron przeszedł na jego najstarszego syna, dziesięcioletniego Ptolemeusza XIII. Władzę miał sprawować wspólnie z dorosłą już żoną, a zarazem siostrą – Kleopatrą. Piękna królowa Egiptu przeszła do historii jako kobieta o nieokiełznanym temperamencie i chciwości, silna i kochająca władzę. Wywierała wielki wpływ na rzymskich polityków i jak żadna inna przedstawicielka płci pięknej czasów starożytnych może być uznana za prototyp romantycznej fem­me fa­ta­le. Uosabiała wszystko, czego Rzymianie nie znosili. Uważali ją za prawdziwe wcielenie zła. A mimo tego była o krok od zawładnięcia Imperium Rzymskim.

Ka­zi­rod­czy zwią­zek Kle­opa­try z bra­tem wkrót­ce się roz­padł, wy­wo­łu­jąc woj­nę do­mo­wą. W roku 48 p.n.e. Pto­le­me­usz wy­gnał Kle­opa­trę z Egip­tu. Schro­ni­ła się w Pa­le­sty­nie i za­czę­ła zbie­rać woj­ska do od­we­tu, li­cząc na po­par­cie Rzy­mu. Rzym bo­wiem czuł się upraw­nio­ny do in­ge­ro­wa­nia w we­wnętrz­ne spra­wy bo­ga­te­go Egip­tu i w rze­czy­wi­sto­ści już od 168 roku p.n.e. spra­wo­wał nad nim swo­isty pro­tek­to­rat. Kle­opa­tra była ko­bie­tą nie­zwy­kle in­te­li­gent­ną, wy­kształ­co­ną, o sze­ro­kich ho­ry­zon­tach, wła­da­ją­cą sze­ścio­ma ję­zy­ka­mi, in­te­re­su­ją­cą się nie tyl­ko wła­dzą i po­li­ty­ką, ale rów­nież fi­lo­zo­fią i kul­tu­rą. Nikt bar­dziej niż ona nie zda­wał so­bie spra­wy z tego, że do zre­ali­zo­wa­nia swo­ich am­bi­cji i osią­gnię­cia wy­zna­czo­nych ce­lów ko­niecz­ne są do­bre sto­sun­ki z Rzy­mem i jego wład­ca­mi. I wła­śnie wy­da­rze­nia w Im­pe­rium Rzym­skim stwo­rzy­ły jej moż­li­wość po­wro­tu na tron.

W paź­dzier­ni­ku roku 48 p.n.e., zwy­cięz­ca w woj­nie do­mo­wej z Pom­pe­ju­szem, Ju­liusz Ce­zar, w po­go­ni za swym wro­giem przy­był do Egip­tu. Była to dla Kle­opa­try wy­ma­rzo­na oka­zja. Po­sta­no­wi­ła uwieść dyk­ta­to­ra Rzy­mu, a za­ra­zem słyn­ne­go ko­bie­cia­rza, o któ­rym le­gio­ny śpie­wa­ły pio­sen­kę: „Pil­nuj­cie swo­ich żon i có­rek. Ce­zar nad­cho­dzi”.

Kle­opa­tra była mi­strzy­nią in­sce­ni­za­cji. Uwiel­bia­ła grać i ro­bi­ła to z bra­wu­rą, któ­rą za­dzi­wia­ła współ­cze­snych. Do od­po­czy­wa­ją­ce­go w swej kom­na­cie Ce­za­ra prze­my­cił ją, owi­nię­tą w dy­wan, so­wi­cie opła­co­ny nie­wol­nik imie­niem Apol­lo­do­rus. Kie­dy roz­wi­nię­to tka­ni­nę, zdzi­wio­ny Rzy­mia­nin uj­rzał pięk­ną dziew­czy­nę o mig­da­ło­wych oczach, któ­rej wdzięk, fan­ta­zja i me­lo­dyj­ny głos urze­kły go na­tych­miast. Roz­po­czę­ła się gra o ma­ją­tek i wła­dzę, w któ­rej jed­na stro­na za­mie­rza­ła wy­ko­rzy­stać dru­gą. Dwu­dzie­sto­jed­no­let­nia kró­lo­wa i pięć­dzie­się­cio­dwu­let­ni ce­sarz…

Czy rze­czy­wi­ście Kle­opa­tra była taka pięk­na? Czy unie­śmier­tel­nio­ny przez Szek­spi­ra i Hol­ly­wo­od wi­ze­ru­nek jed­nej z naj­więk­szych uwo­dzi­cie­lek wszech cza­sów ma po­kry­cie w fak­tach? Jej po­do­bi­zna, zna­na z me­da­li, mo­net i po­są­gów, przed­sta­wia ko­bie­tę ra­czej prze­cięt­nej uro­dy, z ni­skim czo­łem, spi­cza­stą bro­dą i sze­ro­ką ta­lią. Po­twier­dza to rów­nież Plu­tarch, pi­sząc:

„Nie było w niej nic wy­jąt­ko­we­go, co po­ra­ża­ło­by na pierw­szy rzut oka (…). Była jed­nak cza­ru­ją­cą roz­mów­czy­nią i do­pie­ro po­łą­cze­nie do­sko­na­ło­ści jej oso­by, siły prze­ko­ny­wa­nia jej słów i wy­kwin­tu jej obej­ścia po­zo­sta­wia­ło nie­za­tar­ty ślad w mę­skich ser­cach”.

W każ­dym ra­zie Ce­za­ro­wi też była po­trzeb­na, a wła­ści­wie były mu po­trzeb­ne pie­nią­dze, któ­re – jak twier­dził – na­le­ża­ły mu się jako po­kry­cie kosz­tów zwią­za­nych z przy­wró­ce­niem tro­nu jej ojcu. Zwy­cięż­czy­nią w tej grze oka­za­ła się Kle­opa­tra. Pto­le­me­usz XIII zgi­nął w bi­twie z le­gio­na­mi rzym­ski­mi i za­nim w mar­cu 47 roku p.n.e. Ce­zar opu­ścił Egipt, przy­wró­cił Kle­opa­trze tron, cho­ciaż zno­wu wspól­ny z jej ko­lej­nym bra­tem, ma­ło­let­nim Pto­le­me­uszem XIV jako mał­żon­kiem.

Kil­ka mie­się­cy póź­niej Kle­opa­tra wy­da­ła na świat syna Ce­za­ra, któ­re­mu nada­ła imię Ce­za­rion. Była już wte­dy wdo­wą; mor­der­stwo było wów­czas zna­ko­mi­tym spo­so­bem na roz­wią­za­nie za­wi­kła­nych spraw. Po­cho­dzi­ła prze­cież z rodu o wiel­kich tra­dy­cjach. Wi­dzia­ła szty­let i tru­ci­znę kie­ru­ją­cą lo­sa­mi jej przod­ków; wi­dzia­ła, jak bra­cia mor­do­wa­li sio­stry, sy­no­wie oj­ców, kró­lo­we swo­ich mę­żów, bę­dą­cych za­ra­zem ich brać­mi: wszyst­ko dla osią­gnię­cia wła­dzy, wspa­nial­sze­go ży­cia, a czę­sto tyl­ko po to, aby sa­me­mu nie paść ofia­rą mor­der­ców. Pto­le­me­usz XIV naj­praw­do­po­dob­niej zo­stał przez nią otru­ty.

Uga­sze­nie ostat­nich pło­mie­ni pom­pe­jań­skiej opo­zy­cji za­ję­ło Ce­za­ro­wi jesz­cze dwa lata, osta­tecz­ny try­umf od­niósł w bi­twie pod Mun­dą w roku 45 p.n.e. Aby umoc­nić zwią­zek ze zwy­cięz­cą, Kle­opa­tra zde­cy­do­wa­ła się wte­dy po­je­chać do Rzy­mu. Taki układ da­wał jej po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, jemu zaś do­stęp do egip­skich dóbr.

Po­nie­waż dyk­ta­tor był żo­na­ty, umie­ścił swą pięk­ną ko­chan­kę w wil­li po dru­giej stro­nie Ty­bru. Egip­ska kró­lo­wa przy­wio­zła ze sobą po­li­tycz­ny dy­na­mit – syna, Ce­za­rio­na. Li­czy­ła, że zo­sta­nie on w przy­szło­ści wład­cą Im­pe­rium Rzym­skie­go, ale Rzy­mia­nom ten po­mysł wca­le się nie spodo­bał. Rzym był re­pu­bli­ką i taką miał po­zo­stać. Nie po­trze­ba tam było dzie­dzicz­nych wład­ców, a zwłasz­cza bę­kar­ta rzym­skie­go oby­wa­te­la i orien­tal­nej la­dacz­ni­cy.

Ce­sarz nie krył by­najm­niej, że uległ wpły­wo­wi egip­skiej cza­ro­dziej­ki, umie­ścił na­wet jej po­sąg w świą­ty­ni We­nus, czym wzbu­dził jesz­cze więk­szy gniew oby­wa­te­li Wiecz­ne­go Mia­sta. Pod­nie­sie­nie cu­dzo­ziem­skiej ko­ko­ty do ran­gi bó­stwa… Nie, tego było sta­now­czo za dużo.

15 mar­ca na­stęp­ne­go roku, z chwi­lą za­mor­do­wa­nia Ce­za­ra ma­rze­nia Kle­opa­try o ce­sar­stwie pry­sły jak my­dla­na bań­ka. Wró­ci­ła po­spiesz­nie do Egip­tu, chcąc z bez­piecz­nej od­le­gło­ści śle­dzić roz­wój wy­pad­ków.

A w Rzy­mie zno­wu wy­bu­chła woj­na do­mo­wa. Wkrót­ce z cha­osu wy­ło­ni­ło się dwóch lu­dzi mo­gą­cych się­gnąć po wła­dzę: Ma­rek An­to­niusz i Okta­wian, wnuk sio­stry i for­mal­ny spad­ko­bier­ca Ce­za­ra. Po bi­twie pod Fi­lip­pi w 42 roku p.n.e., po uni­ce­stwie­niu mor­der­ców Ce­za­ra wy­da­wa­ło się, iż więk­sze szan­se w tym wzglę­dzie ma Ma­rek An­to­niusz. Okta­wian ro­bił wra­że­nie mło­dzień­ca sła­be­go i cho­ro­wi­te­go. Na mocy za­war­te­go ukła­du obaj po­dzie­li­li się wła­dzą. Okta­wian otrzy­mał za­rząd nad za­chod­nią czę­ścią Im­pe­rium, An­to­niu­szo­wi przy­padł w udzia­le znacz­nie bo­gat­szy Wschód. Kle­opa­trze bar­dzo to od­po­wia­da­ło, szcze­gól­nie że Okta­wian za­li­czał się do „ko­cha­ją­cych in­a­czej”, w związ­ku z czym trud­no było przy­pusz­czać, by jej wdzię­ki zro­bi­ły na nim od­po­wied­nie wra­że­nie. W na­tu­ral­ny spo­sób po­sta­wi­ła więc na Mar­ka An­to­niu­sza.

Kie­dy w po­go­ni za sta­rym mi­ra­żem rzym­skich wo­dzów, czy­li pra­gnie­niem pod­bo­ju Per­sji, przy­był on na Wschód, we­zwał Kle­opa­trę do sie­bie. To była jej ko­lej­na szan­sa na zre­ali­zo­wa­nie swo­ich pra­gnień. Po­zna­ła go już daw­no, jako czter­na­sto­let­ni pod­lo­tek, gdy mło­dy wów­czas ofi­cer rzym­skich le­gio­nów prze­by­wał w Egip­cie. Te­raz mia­ła 28 lat i była uro­dzi­wą ko­bie­tą, w peł­ni świa­do­mą swych po­wa­bów.

Uda­ła się do Tar­su, za­opa­trzo­na w cen­ne dary, ce­lo­wo opóź­niw­szy przy­by­cie, by jesz­cze bar­dziej pod­sy­cić at­mos­fe­rę ocze­ki­wa­nia. Wpły­nę­ła do mia­sta rze­ką Cyd­nus na swej ozdo­bio­nej zło­tem ga­le­rze, prze­bra­na za bo­gi­nię mi­ło­ści, Afro­dy­tę. Spo­czy­wa­ła na wiel­kim łożu, któ­re osła­niał bal­da­chim ha­fto­wa­ny zło­tem i sre­brem, pa­cho­lę­ta w stro­jach amor­ków chło­dzi­ły ją wa­chla­rza­mi, naj­pięk­niej­sze nie­wol­ni­ce sie­dzia­ły u ste­ru i przy okrę­to­wych li­nach. Wiatr wy­dy­mał pur­pu­ro­we ża­gle, srebr­ne wio­sła po­ru­sza­ły się w takt flet­ni, lir i fu­ja­rek. Da­le­ko po­nad brze­ga­mi rze­ki uno­sił się za­pach pa­lo­nych na ga­le­rze ka­dzi­deł.

Przez kil­ka dni Kle­opa­tra wy­da­wa­ła wy­staw­ne przy­ję­cia, ob­da­ro­wy­wa­ła Mar­ka i jego ofi­ce­rów kosz­tow­ny­mi upo­min­ka­mi. Sie­dzie­li po­tem ra­zem przy sto­le: smu­kła jak pro­mień księ­ży­ca Afro­dy­ta i pe­łen mło­dzień­czej siły i świe­żo­ści Her­ku­les. Już pierw­szej nocy osią­gnę­ła to, co chcia­ła. Ma­rek An­to­niusz zo­stał jej ko­chan­kiem. Zła­pa­ła go w mi­ster­nie utka­ną sieć mi­ło­ści i po­żą­da­nia i już nie wy­pu­ści­ła. Za­po­mniaw­szy o żo­nie, Ful­wii, któ­ra w Ita­lii czy­ni­ła wszyst­ko, by ochro­nić męża przed ro­sną­cym za­gro­że­niem ze stro­ny Okta­wia­na, za­tra­cił się w cie­le­snych roz­ko­szach z pięk­ną kró­lo­wą. Po­rzu­cił za­miar wy­pra­wy na Per­sję i na jed­no ski­nie­nie Kle­opa­try po­dą­żył do Alek­san­drii.

W łóż­ku była ule­głą nie­wol­ni­cą, ale tak na­praw­dę nie wy­stę­po­wa­ła jako wa­sal­ka Rzy­mu, lecz jako wład­czy­ni w peł­ni nie­pod­le­głe­go pań­stwa. Czu­ła, że po­stę­pu­jąc wła­ści­wie, może osią­gnąć to, co ze­chce, gdyż Ma­rek An­to­niusz był bar­dziej po­dat­ny na ma­ni­pu­la­cje niż Ce­zar i, jak są­dzi­ła, rów­nie po­tęż­ny. Czy­ni­ła wszyst­ko, by za­spo­ko­ić jego sła­bo­ści sek­su­al­ne, ku­li­nar­ne i du­cho­we. Jej plan za­ata­ko­wa­nia Rzy­mu przy po­mo­cy sa­mych Rzy­mian był iście dia­bel­ski.

W 40 roku p.n.e. An­to­niusz opu­ścił łoże Kle­opa­try, by udać się do Ita­lii, gdzie Okta­wian od daw­na rósł nie­bez­piecz­nie w siłę. Tam, chcąc za­wrzeć z nim przy­mie­rze, zo­stał zmu­szo­ny do za­war­cia związ­ku mał­żeń­skie­go z sio­strą swe­go ry­wa­la, Okta­wią (po­przed­nia żona, Ful­wia, w mię­dzy­cza­sie zmar­ła). Zwią­zek ten, choć opar­ty na po­li­ty­ce, a nie na uczu­ciu, spra­wiał jed­nak wra­że­nie cał­kiem uda­ne­go. Czas pły­nął i wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że An­to­niusz za­po­mniał o Kle­opa­trze. Ale po trzech la­tach spo­tka­li się po­now­nie w An­tio­chii w Sy­rii. Uśpio­ne żą­dze od­ży­ły z daw­ną siłą. Poza tym on po­trze­bo­wał zło­ta Egip­tu na prze­pro­wa­dze­nie za­nie­cha­ne­go wcze­śniej pla­nu wy­pra­wy prze­ciw­ko Per­som. Po­wi­nien, nie oglą­da­jąc się na nic, pod­bić Egipt, za­brać zło­to i po­zbyć się Kle­opa­try. Nie zro­bił tego. Po pro­stu ją ko­chał. Po kil­ku la­tach miał za to za­pła­cić wy­so­ką cenę. Naj­wyż­szą. Ale czyż tych kil­ka sza­lo­nych lat w ra­mio­nach naj­pięk­niej­szej córy Orien­tu nie było tego war­tych?

Wiel­kim błę­dem An­to­niu­sza było ofi­cjal­ne po­ślu­bie­nie Kle­opa­try. Od­rzu­ca­jąc jaw­nie sio­strę Okta­wia­na dla egip­skiej kró­lo­wej, wy­wo­łał woj­nę. Zwią­zek ten był nie tyl­ko znie­wa­gą wo­bec Okta­wii i jej bra­ta, ale zjed­no­czył prze­ciw­ko nie­mu więk­szość rzym­skie­go spo­łe­czeń­stwa. Pod­czas jego nie­obec­no­ści Kle­opa­tra po­peł­ni­ła inny ogrom­ny błąd. Do­pro­wa­dzi­ła do kon­flik­tu z He­ro­dem Wiel­kim, kró­lem Ju­dei, naj­zdol­niej­szym, naj­bo­gat­szym i naj­po­tęż­niej­szym wład­cą pań­stwa za­leż­ne­go od Rzy­mu. Po­win­na była ra­czej szu­kać w nim so­jusz­ni­ka, ale, ufna w swo­ją po­tę­gę, nie zro­bi­ła tego. Uwi­kła­ła go w woj­nę z kró­lem Pe­try, i to wła­śnie wte­dy, kie­dy jego ta­len­ty i za­so­by mo­gły­by się oka­zać nie­oce­nio­ne.

Par­tyj­ska wy­pra­wa An­to­niu­sza oka­za­ła się kom­plet­nym fia­skiem, w do­dat­ku bar­dzo kosz­tow­nym, przy­nio­sła bo­wiem je­dy­nie chwi­lo­we uza­leż­nie­nie Ar­me­nii. Tym nie­mniej w 34 roku p.n.e. An­to­niusz świę­to­wał w Alek­san­drii swój try­umf. Tłu­my pod­da­nych uj­rza­ły jego i Kle­opa­trę sie­dzą­cych na zło­tych tro­nach, z trój­ką ich ma­łych dzie­ci oraz Ce­za­rio­nem. Kle­opa­trę ogło­szo­no kró­lo­wą kró­lów, Ce­za­rio­na kró­lem kró­lów, Alek­san­der He­lios otrzy­mał w nada­niu Ar­me­nię i te­ry­to­ria za Eu­fra­tem, jego młod­szy brat, Pto­le­me­usz, zie­mie na za­chód od Eu­fra­tu, a sio­stra, Se­le­ne, zo­sta­ła wład­czy­nią Cy­re­ny. Było to bar­dzo zu­chwa­łe po­su­nię­cie, bo­wiem wszyst­kie wy­mie­nio­ne zie­mie sta­no­wi­ły część rzym­skie­go im­pe­rium.

Tym­cza­sem w Rzy­mie Okta­wian szy­ko­wał się do roz­pra­wy z An­to­niu­szem, któ­re­go okre­ślał jako zde­pra­wo­wa­ne­go al­ko­ho­li­ka ży­ją­ce­go z kró­lo­wą la­dacz­ni­cą. Po­wszech­nie zresz­tą uwa­ża­no, że Kle­opa­tra spo­tka­ła wa­lecz­ne­go i od­waż­ne­go żoł­nie­rza i prze­mie­ni­ła go w eu­nu­cha. Z wo­dza zro­bi­ła słu­gę. Po­pu­lar­ność Okta­wia­na cią­gle ro­sła, w prze­ci­wień­stwie do po­zy­cji An­to­niu­sza. W do­dat­ku Okta­wian uzy­skał w ta­jem­ni­czych oko­licz­no­ściach zło­żo­ny u we­sta­lek te­sta­ment An­to­niu­sza i ogło­sił go pu­blicz­nie. Sta­no­wił on do­wód, że jego au­tor nie tyl­ko roz­dał zie­mie na­le­żą­ce do Rzy­mu, ale za­mie­rzał prze­nieść sto­li­cę pań­stwa do Alek­san­drii i dać po­czą­tek no­wej dy­na­stii. Tego już było na­praw­dę za wie­le. Se­nat rzym­ski po­zba­wił Mar­ka An­to­niu­sza god­no­ści kon­su­la. Zbroj­ny kon­flikt stał się nie­unik­nio­ny. Wład­ca śród­ziem­no­mor­skie­go świa­ta mógł być tyl­ko je­den.

W tym czasie Kleopatra i Antoniusz spędzali miło czas w Grecji, pośród przyjęć, zabaw i hulanek. Zachwytowi dusz towarzyszyła ekstaza ciał. Car­pe diem (chwytaj dzień) – jak radził w Pie­śniach Horacy. Korzystaj z chwili, nie troszcz się o jutro – jak gdyby instynktownie wyczuwali, że płomień ich świec już się dopala. Greczynka i rzymski oficer. Kleopatra bowiem pochodziła z macedońskiego rodu i nie miała w sobie egipskiej krwi, chociaż nauczyła się języka i dla celów politycznych przedstawiała siebie jako córkę egipskiego boga słońca, Re.

Wio­sną 31 roku p.n.e. wy­ru­szy­ła na nich ar­mia Okta­wia­na. Bi­twa o przy­szłość rzym­skie­go im­pe­rium ro­ze­gra­ła się 2 wrze­śnia u wy­brze­ży Gre­cji, nie­da­le­ko Ak­cjum. Mniej licz­na, lecz zna­ko­mi­cie do­wo­dzo­na przez Agryp­pę rzym­ska flo­ta od­nio­sła dru­zgo­cą­ce zwy­cię­stwo nad po­łą­czo­ny­mi si­ła­mi Kle­opa­try i An­to­niu­sza.

Zroz­pa­czo­na kró­lo­wa ucie­kła z pla­cu boju, kie­dy do­nie­sio­no jej, że An­to­niusz po­legł. Po­pły­nę­ła do Alek­san­drii i za­mknę­ła się w swym mau­zo­leum. Tym­cza­sem jej mał­żo­nek żył jesz­cze. Wy­mknął się z pu­łap­ki i rów­nież po­dą­żył do Alek­san­drii.

Szla­chet­ny Rzy­mia­nin, gdy zo­stał po­ko­na­ny, miał jesz­cze swój miecz. Sa­mo­bój­stwo uwa­ża­no za akt od­wa­gi po­zwa­la­ją­cy za­cho­wać god­ność. Jego de­cy­zję przy­spie­szy­ła po­nad­to fał­szy­wa wieść o tym, że uko­cha­na rów­nież tar­gnę­ła się na ży­cie. Wpa­ko­wał miecz we wła­sne trze­wia, jed­nak nie zgi­nął na miej­scu. Umie­rał z upły­wu krwi, gdy oka­za­ło się, że Kle­opa­tra żyje. Ka­zał się wte­dy za­nieść do mau­zo­leum, gdzie wkrót­ce sko­nał na jej rę­kach. Kró­lo­wa dłu­go tu­li­ła do pier­si jego mar­twe cia­ło, zra­sza­jąc je ob­fi­cie łza­mi. Zro­zu­mia­ła, że stra­ci­ła nie tyl­ko kró­le­stwo, ale też czło­wie­ka, któ­re­go ko­cha­ła.

Po kil­ku mie­sią­cach zwy­cię­ski Okta­wian sta­nął u wrót Egip­tu, by upo­mnieć się o swo­je. Kle­opa­trze na­ka­zał udać się ra­zem z nim do Rzy­mu, gdzie wraz z dzieć­mi mia­ła się stać głów­ną atrak­cją jego try­um­fu. Dum­na kró­lo­wa nie chcia­ła być po­ni­ża­na. Wy­bra­ła śmierć. Ubra­ła się w kró­lew­skie sza­ty, na gło­wę za­ło­ży­ła zło­tą ko­ro­nę Egip­tu. Na ra­mie­niu po­ło­ży­ła so­bie ja­do­wi­tą żmi­ję. Był 30 sierp­nia roku 30 p.n.e. Mia­ła do­pie­ro 39 lat…

Przez po­nad dwa ty­sią­ce lat po­wta­rza­no hi­sto­rię jej śmier­ci, wie­lo­krot­nie ją upięk­sza­jąc i prze­ra­bia­jąc. Kle­opa­tra uży­ła węża nie­przy­pad­ko­wo. Jest on sym­bo­lem po­tę­gi fa­ra­onów. Chcia­ła w ten spo­sób po­wie­dzieć, że Egipt trwa, a pa­mięć o niej sa­mej bę­dzie wiecz­na. I tak jest. Sła­wią ją do dzi­siaj ka­mien­ne po­mni­ki, któ­re prze­trwa­ły dwa ty­sią­ce lat, a naj­sław­niej­szy ro­mans sta­ro­żyt­no­ści od­ży­wa na kar­tach po­wie­ści i na ce­lu­lo­ido­wej ta­śmie z Hol­ly­wo­od.

Ce­za­rion zo­stał wkrót­ce za­mor­do­wa­ny z roz­ka­zu Okta­wia­na, któ­ry stał się nie­po­dziel­nym wład­cą rzym­skie­go świa­ta. Kle­opa­trę po­cho­wa­no obok Mar­ka An­to­niu­sza. Naj­pierw złą­czy­ła ich mi­łość, po­tem śmierć. Ich gro­bu nig­dy nie od­na­le­zio­no. Gdy­by tych dwo­je wy­gra­ło, przy­pusz­czal­nie nasz dzi­siej­szy świat był­by inny. Czy lep­szy? Na to py­ta­nie nikt nie po­tra­fi od­po­wie­dzieć. Naj­traf­niej­sze po­świę­co­ne Kle­opa­trze epi­ta­fium po­cho­dzi od Ka­sju­sza Dio­na: „Znie­wo­li­ła dwóch naj­więk­szych Rzy­mian swych cza­sów, a za przy­czy­ną trze­cie­go znisz­czy­ła samą sie­bie”.

LU­KRE­CJA BOR­GIA

(1480-1519)

 Ś w i ę t a   n i e r z ą d n i c a

Pierwszy, który porównał kobietę do kwiatu, był wielkim poetą,ale następny był cymbałem.

He­in­rich He­ine

Wło­scy Bor­gio­wie z po­wo­du de­pra­wa­cji i prze­wrot­no­ści rzu­ci­li po­sęp­ny cień na cza­sy, w któ­rych żyli, sta­jąc się ich naj­bar­dziej bu­dzą­cy­mi od­ra­zę bo­ha­te­ra­mi. Za pa­pie­ża Alek­san­dra VI Bor­gii Ko­ściół się­gnął dna upodle­nia, a wraz z jego sy­nem, Ce­za­rem, do sys­te­mu rzą­dze­nia we­szły oszu­stwo i wy­stę­pek. Nie prze­szka­dza to nie­któ­rym hi­sto­ry­kom na­zy­wać ich kon­tro­wer­syj­ny­mi oraz twier­dzić, że pierw­szy z nich był wiel­kim pa­nu­ją­cym, dru­gi zaś nie­ustra­szo­nym wo­dzem.

Ro­dri­go Bor­gia wy­wo­dził się z drob­nej hisz­pań­skiej szlach­ty. Swo­je ży­cio­we suk­ce­sy za­wdzię­czał stry­jo­wi Al­fon­so­wi, bi­sku­po­wi Wa­len­cji, póź­niej­sze­mu pa­pie­żo­wi Ka­lik­sto­wi III. To on we­zwał bra­tan­ka do Rzy­mu, mia­no­wał go no­ta­riu­szem apo­stol­skim, a póź­niej kar­dy­na­łem. Jego eks­ce­len­cja zwią­zał się z rzym­ską kur­ty­za­ną, Va­noz­zą Ca-ta­nei, z któ­rą spło­dził czwo­ro dzie­ci: Ce­za­ra, Ju­ana, Lu­kre­cję i Jo­fre­go.

Kar­dy­nał cał­kiem jaw­nie żył ze swo­ją ko­chan­ką i uzna­wał swo­je dzie­ci. Nie jest to wła­ści­wie od­osob­nio­ny przy­pa­dek w XV – i XVI-wiecz­nym Rzy­mie, cho­ciaż więk­szość kar­dy­na­łów i pa­pie­ży czy­ni­ła to samo dużo bar­dziej dys­kret­nie.

Lu­kre­cja uro­dzi­ła się 18 kwiet­nia 1480 roku w Rzy­mie, a gdy do­ro­sła, sta­ła się ko­bie­tą wy­uz­da­ną i do cna ze­psu­tą, dla wła­snych ce­lów go­to­wą do po­peł­nie­nia zbrod­ni. Wy­cho­wa­nie otrzy­ma­ła bar­dzo sta­ran­ne; w klasz­to­rze świę­te­go Syk­stu­sa uczy­ła się ję­zy­ków, ry­sun­ku, mu­zy­ki i tań­ca. Ze sta­ro­daw­nych prze­ka­zów i por­tre­tów (szcze­gól­nie tego naj­sław­niej­sze­go, pędz­la Pin­tu­ric­chia) wy­wnio­sko­wać mo­że­my, że nie była zbyt pięk­na, cho­ciaż trud­no ją na­zwać brzyd­ką. Była śred­nie­go wzro­stu, mia­ła ciem­ną kar­na­cję, nie­co wy­łu­pia­ste bla­do­zie­lo­ne oczy i cof­nię­ty pod­bró­dek oraz dłu­gie zło­ci­ste wło­sy.

Gdy ukoń­czy­ła 11 lat, sta­ła się kar­tą prze­tar­go­wą w rę­kach żąd­ne­go wła­dzy ojca. Ro­dri­go Bor­gia za­rę­czył ją z dwo­ma na­raz hisz­pań­ski­mi szlach­ci­ca­mi z moż­nych ro­dów, przy czym je­den nic nie wie­dział o dru­gim. Nie bę­dąc pew­nym, z ja­kim ro­dem chce zwią­zać swo­ją po­li­ty­kę, Ro­dri­go pra­gnął za­bez­pie­czyć się na wszyst­kich fron­tach. Osta­tecz­nie ża­den z nich nie zo­stał mę­żem Lu­kre­cji, kie­dy bo­wiem ukoń­czy­ła 12 lat, jej oj­ciec wło­żył na gło­wę pa­pie­ską tia­rę, przy­braw­szy imię Alek­san­dra VI (11 sierp­nia 1492 roku).

Par­tie, któ­re mo­gły być do­bre dla cór­ki kar­dy­na­ła, nie były ta­kie dla cór­ki pa­pie­ża. Od­szko­do­wa­nie w wy­so­ko­ści kil­ku ty­się­cy zło­tych du­ka­tów sku­tecz­nie za­mknę­ło usta za­wie­dzio­nym kan­dy­da­tom, a 12 czerw­ca 1493 roku Lu­kre­cja po­ślu­bi­ła dwu­dzie­sto­sied­mio­let­nie­go wdow­ca, Gio­van­nie­go Sfo­rzę, pana na Pe­sa­ro.

Ta­kie­go we­se­la Rzym nie wi­dział od da­wien daw­na. Baj­ko­wy ślub stał się jed­nym z naj­bar­dziej eks­cy­tu­ją­cych wy­da­rzeń koń­ca XV stu­le­cia. Z ca­łej Eu­ro­py ścią­gnę­li przed­sta­wi­cie­le naj­za­moż­niej­szych ro­dów i kró­lew­skich dwo­rów. W uro­czy­sto­ściach wzię­ły udział wszyst­kie rzym­skie ma­tro­ny, ka­pi­to­liń­scy no­ta­ble, kor­pus dy­plo­ma­tycz­ny i dwu­na­stu kar­dy­na­łów. No i oczy­wi­ście sam pa­pież. Na uli­cach od Por­ta del Pop­po­lo aż do Wa­ty­ka­nu zgro­ma­dzi­ło się ty­sią­ce lu­dzi. Wszy­scy pra­gnę­li zo­ba­czyć no­wo­żeń­ców. Pan­na mło­da ubra­na była w suk­nię o fan­ta­zyj­nym kro­ju, z bar­dzo dłu­gim tre­nem, któ­ry nio­sła czar­no­skó­ra druż­ka.

Wie­czo­rem w pry­wat­nych apar­ta­men­tach „ojca świę­te­go” wy­da­no wspa­nia­łą ucztę, któ­ra wkrót­ce za­mie­ni­ła się w or­gię z udzia­łem naj­zna­mie­nit­szych kur­ty­zan Wiecz­ne­go Mia­sta.

Po ślu­bie pa­pie­ska cór­ka wy­je­cha­ła z Rzy­mu do Pe­sa­ro, gdzie nu­dzi­ła się śmier­tel­nie z mę­żem i tam­tej­szym to­wa­rzy­stwem. Kie­dy wró­ci­ła do sto­li­cy, sy­tu­acja po­li­tycz­na była już zu­peł­nie inna. Sfo­rza utra­cił swą po­zy­cję po­li­tycz­ną i stał się Alek­san­dro­wi VI nie­po­trzeb­ny, tym bar­dziej że oskar­żał pu­blicz­nie swo­je­go szwa­gra, Ce­za­ra, oraz te­ścia o ka­zi­rod­cze sto­sun­ki z Lu­kre­cją. Uko­cha­na có­recz­ka ta­tu­sia, któ­ra bez opo­rów umi­la­ła mu noce, gdy nie było pod ręką ko­chan­ki, wpa­dła na po­mysł za­war­cia mał­żeń­stwa z sie­dem­na­sto­let­nim Al­fon­sem d’Ara­gon, księ­ciem Bi­sce­gli, bra­tan­kiem kró­la Ne­apo­lu, któ­re bar­dzo po­mo­gło­by po­li­tycz­nym am­bi­cjom Ro­dri­ga. Wy­ma­ga­ło to jed­nak wcze­śniej­sze­go roz­wo­du, jed­nak mał­żo­nek nie chciał wy­ra­zić na to zgo­dy. Prze­bie­gła Lu­kre­cja roz­pu­ści­ła więc plot­ki, że jej mąż jest im­po­ten­tem, a mał­żeń­stwo nie zo­sta­ło do tej pory skon­su­mo­wa­ne i dla­te­go może być unie­waż­nio­ne.

Gio­van­ni na próż­no po­wo­ły­wał się na fakt, iż jego pierw­sza żona, Mag­da­le­na Gon­za­ga, zmar­ła pod­czas po­ro­du. Alek­san­der VI oświad­czył, że cią­ża ta była wy­ni­kiem zdra­dy, a od Sfo­rzy za­żą­dał do­wo­du mę­sko­ści w po­sta­ci od­by­cia z Lu­kre­cją sto­sun­ku w obec­no­ści spe­cjal­nie po­wo­ła­nej ko­mi­sji, zło­żo­nej z człon­ków jego ro­dzi­ny oraz sie­dem­na­stu pra­ła­tów. Dla prze­pro­wa­dze­nia czyn­no­ści do­wo­do­wych za­pro­po­no­wał na­wet udo­stęp­nie­nie swo­je­go świą­to­bli­we­go łoża. Gdy Gio­van­ni się nie zgo­dził, za­żą­da­no od nie­go po­dob­ne­go spraw­dzia­nu, tyle że z jed­ną z rzym­skich kur­ty­zan. Sfo­rza po­now­nie od­mó­wił, wo­bec cze­go 27 grud­nia 1497 roku w peł­nym ma­je­sta­cie pra­wa dzie­wic­two Lu­kre­cji zo­sta­ło ofi­cjal­nie po­twier­dzo­ne (wzbu­dzi­ło to w Ita­lii po­wszech­ną we­so­łość), zaś jej mał­żeń­stwo unie­waż­nio­ne.

„Zroz­pa­czo­na” roz­wód­ka za­mknę­ła się na ja­kiś czas w klasz­to­rze San Si­sto, gdzie trzy mie­sią­ce póź­niej uro­dzi­ła w ta­jem­ni­cy dziec­ko, spło­dzo­ne naj­praw­do­po­dob­niej z wła­snym oj­cem. Aby spra­wę jesz­cze bar­dziej za­gma­twać, o gwałt na Lu­kre­cji oskar­żo­no Pe­dra Cal­de­ro­na, jed­ne­go z po­ko­jow­ców pa­pie­ża, któ­re­go uto­pio­no po­tem w Ty­brze. Ra­zem z nim wy­ło­wio­no z rze­ki cia­ło jed­nej z dwó­rek Lu­kre­cji. Zgi­nę­ła za­pew­ne dla­te­go, że za dużo wie­dzia­ła.

21 lip­ca 1498 roku Lu­kre­cja po­ślu­bi­ła przy­stoj­ne­go księ­cia Bi­sce­gli, któ­re­mu 1 li­sto­pa­da na­stęp­ne­go roku po­wi­ła syna o imie­niu Ro­dri­go. I ten zwią­zek nie trwał dłu­go. Sto­sun­ki Rzy­mu z Ne­apo­lem ule­gły wkrót­ce po­gor­sze­niu i Al­fon­so stał się ko­lej­nym nie­zbyt wy­god­nym zię­ciem.

15 lip­ca 1500 roku wra­cał wie­czo­rem z Wa­ty­ka­nu do swo­je­go pa­ła­cu. To­wa­rzy­szył mu tyl­ko dwo­rza­nin i masz­ta­lerz. Na­gle ze stop­ni Ba­zy­li­ki Świę­te­go Pio­tra, spo­śród le­żą­cych tam piel­grzy­mów po­de­rwa­ło się kil­ka uzbro­jo­nych po­sta­ci. Al­fon­so bro­nił się dziel­nie i wraz z to­wa­rzy­sza­mi uda­ło mu się wró­cić do domu. Od­niósł jed­nak kil­ka groź­nych ran w gło­wę, ra­mię i nogę. Lu­kre­cja we­zwa­ła le­ka­rza, któ­ry w ostat­niej chwi­li za­ta­mo­wał krwa­wie­nie i ura­to­wał mu ży­cie.

Wraz z sio­strą ran­ne­go, San­cią, opie­ko­wa­ła się nim tro­skli­wie pod­czas re­kon­wa­le­scen­cji, zor­ga­ni­zo­wa­ła uzbro­jo­ną straż do jego ochro­ny, a na­wet przy­go­to­wy­wa­ła mu po­sił­ki, bo­jąc się otru­cia. 18 sierp­nia ran­ne­go od­wie­dził Ce­zar Bor­gia i wy­szep­tał mu do ucha: „Cze­go nie uda­ło się skoń­czyć na śnia­da­nie, moż­na do­koń­czyć na obiad”.

Wie­czo­rem do kom­na­ty Al­fon­sa wtar­gnął ka­pi­tan gwar­dii Ce­za­ra Bor­gii, Mi­che­le Co­rel­la, w to­wa­rzy­stwie kil­ku żoł­nie­rzy. Kie­dy Lu­kre­cja i San­cia po­bie­gły do ojca pro­sić o ła­skę, Co­rel­la zda­niem jed­nych udu­sił lub we­dług opi­nii in­nych po­ćwiar­to­wał pa­pie­skie­go zię­cia.

Ule­czyw­szy swo­ją roz­pacz kil­ku­mie­sięcz­ną sa­mot­ną kon­tem­pla­cją w klasz­to­rze w Nepi, mło­da wdo­wa szyb­ko za­po­mnia­ła o mał­żon­ku, po­ślu­bia­jąc 2 lu­te­go 1502 roku dwu­dzie­sto­pię­cio­let­nie­go wdow­ca, księ­cia Al­fon­sa d’Este, z któ­rym wy­je­cha­ła do Fer­ra­ry. Na­rze­czo­ny wzdra­gał się przed ożen­kiem, pa­mię­ta­jąc o tym, że jej dwaj po­przed­ni mę­żo­wie bar­dzo źle wy­szli na tym związ­ku – jed­ne­go wśród szy­derstw prze­gna­no i upo­ko­rzo­no, dru­gie­go za­mor­do­wa­no. Wszyst­ko to nie brzmia­ło zbyt za­chę­ca­ją­co.

W koń­cu oj­ciec Al­fon­sa, wład­ca Fer­ra­ry, nie­mal­że siłą wy­mógł na synu zgo­dę na ślub. Lu­kre­cja mia­ła otrzy­mać ogrom­ny po­sag, poza tym pa­pież obie­cał roz­ma­ite ko­rzy­ści fi­nan­so­we i nowe be­ne­fi­cja bra­tu księ­cia, kar­dy­na­ło­wi Ip­po­li­to­wi d’Este.

Dzie­sięć mie­się­cy po ślu­bie Lu­kre­cja uro­dzi­ła mar­twą dziew­czyn­kę. Do­sta­ła przy tym groź­nej go­rącz­ki po­ło­go­wej i cu­dem unik­nę­ła śmier­ci. Wie­le wska­zu­je na to, że było to dziec­ko jej bra­ta, Ce­za­ra. Mał­żo­nek ota­czał się w tym cza­sie ro­jem ko­cha­nek, spę­dza­jąc wol­ny czas na or­ga­ni­zo­wa­niu or­gii. Jego po­ło­wi­ca nie po­zo­sta­wa­ła mu zresz­tą dłuż­na.

Naj­częst­szym go­ściem w łoż­ni­cy Lu­kre­cji by­wał zna­ny wło­ski hu­ma­ni­sta Pie­tro Bem­bo, któ­re­go wspie­ra­ła jako szczo­dry me­ce­nas re­ne­san­so­wej na­uki i sztu­ki, on zaś od­pła­cał się jej czo­ło­bit­ny­mi li­sta­mi w sty­lu daw­nych tru­ba­du­rów: „Mimo twych wdzię­ków, o któ­rych mo­gła­by tyl­ko ma­rzyć He­le­na, kró­lo­wa Spar­ty, po­rwa­na przez Pa­ry­sa, umiesz po­świę­cić się sztu­kom i stu­diom, nie po­zwa­la­jąc, by blask uro­dy przy­ćmił ge­niusz two­je­go umy­słu”.

Po­tem za­stą­pił go mło­dy po­eta Er­co­le Stroz­zi. Kie­dy jed­nak ze­rwał z Lu­kre­cją i oże­nił się z Bar­ba­rą To­rel­li, ka­za­ła go za­mor­do­wać. (Nie­któ­re źró­dła mó­wią, że mor­der­stwo zle­ci­ła nie Lu­kre­cja, ale Al­fons d’Este, nie­za­do­wo­lo­ny z za­ży­ło­ści łą­czą­cej Stroz­zie­go z jego mał­żon­ką. Po co jed­nak miał­by cze­kać, aż ten oże­ni się z inną?).

W mię­dzy­cza­sie Lu­kre­cja rok po roku ro­dzi­ła dzie­ci, któ­rych oj­co­stwa trud­no do­ciec: Er­co­le (1508), Ip­po­li­ta (1509), Ales­san­dra (1514), Le­ono­rę (1515) oraz Fran­ce­sca (1516). Spo­śród nich tyl­ko Er­co­le i Ip­po­li­to do­ży­li wie­ku do­ro­słe­go, zaś kil­ka ko­lej­nych ciąż skoń­czy­ło się po­ro­nie­nia­mi, któ­re zruj­no­wa­ły jej zdro­wie.

Nie tyl­ko z męż­czy­zna­mi za­ba­wia­ła się we­so­ła Lu­kre­cja. Źró­dła hi­sto­rycz­ne in­for­mu­ją, że upra­wia­ła rów­nież mi­łość les­bij­ską ze swą przy­ja­ciół­ką Giu­lią Far­ne­se. Jak pi­sze ów­cze­sny kro­ni­karz Bur­car­do, na jed­nej z ta­kich or­gii pa­nie ka­za­ły przy­pro­wa­dzić sta­jen­nym sie­dem koni i sie­dem kla­czy. Ob­ser­wo­wa­ły po­tem z roz­ba­wie­niem, jak zwie­rzę­ta się pa­rzą. Pro­wa­dzi­ły za­kła­dy, któ­ry z ru­ma­ków zro­bi to naj­wię­cej razy. Po­tem – jak do­no­si Bur­car­do – roz­po­czę­ły za­ba­wę „o ja­kiej w przy­stoj­nych sło­wach mó­wić nie spo­sób”. Gdy do­wie­dział się o tym pa­pież, uśmiał się ser­decz­nie i zor­ga­ni­zo­wał wła­sną or­gię. Za­pro­sił na nią pięć­dzie­siąt kur­ty­zan i pięć­dzie­się­ciu jur­nych mło­dzień­ców, któ­rzy na jego oczach od­da­wa­li się cie­le­snym ucie­chom. Sam jed­nak nie cie­szył się ta­ki­mi igrasz­ka­mi zbyt dłu­go, bo 18 sierp­nia 1503 roku zmarł.

Na te­mat śmier­ci Alek­san­dra VI krą­ży­ły prze­róż­ne plot­ki. Jed­na z nich mówi, że kil­ka chwil przed śmier­cią u jego wez­gło­wia po­ja­wił się pod po­sta­cią pa­wia­na ów dia­beł, z któ­rym w przeded­niu kon­kla­we miał ja­ko­by za­wrzeć pie­kiel­ny pakt. Wi­dząc go, pa­pież miał krzyk­nąć: „Przyj­dę, ale jesz­cze po­cze­kaj!”. A do słu­żą­ce­go, któ­ry chciał go wy­go­nić z kom­na­ty, po­wie­dział: „Zo­staw go, to sza­tan”.

W 1512 roku na­sza bo­ha­ter­ka gwał­tow­nie od­mie­ni­ła swo­je ży­cie. Nie­spo­dzie­wa­nie sta­ła się wzo­rem po­boż­no­ści oraz wszel­kich oby­wa­tel­skich i do­mo­wych cnót. Co­dzien­nie rano uczęsz­cza­ła na mszę świę­tą i przy­stę­po­wa­ła do spo­wie­dzi. Być może przy­czy­ną tej zmia­ny była śmierć Ro­dri­ga, syna z Al­fon­sem d’Ara­gon. Ro­dri­go zmarł w Ne­apo­lu, z dala od mat­ki, któ­ra zgod­nie z wolą męża nie mo­gła go za­brać do Fer­ra­ry. Na wieść o jego przed­wcze­snym zgo­nie Lu­kre­cja na­pi­sa­ła: „Cała tonę we łzach i go­ry­czy z po­wo­du śmier­ci księ­cia Bi­sce­gli, mego naj­droż­sze­go sy­necz­ka”.

Prze­szłość sta­wa­ła się co­raz bar­dziej od­le­gła, wspo­mnie­nia rzym­skie za­cie­ra­ły się, daw­ne rany za­bliź­nia­ły. Kie­dy skarb pań­stwa na sku­tek wy­dat­ków wo­jen­nych opróż­nił się, a lud­no­ści za­gro­ził głód, Lu­kre­cja sprze­da­ła swo­je klej­no­ty, a uzy­ska­ne tą dro­gą pie­nią­dze prze­zna­czy­ła na po­moc ubo­gim. Wspo­ma­ga­ła fi­nan­so­wo klasz­to­ry, szpi­ta­le i ko­ścio­ły.

Po­dob­ną prze­mia­nę du­cho­wą prze­szła w tym cza­sie jej mat­ka. Po śmier­ci Alek­san­dra, któ­ry opie­ko­wał się nią i da­rzył ła­ska­mi na­wet wte­dy, gdy jej miej­sce za­ję­ła Giu­lia Far­ne­se, za­ję­ła się dzia­łal­no­ścią cha­ry­ta­tyw­ną. Hi­sto­ria uczy, że coś ta­kie­go czę­sto zda­rza się kur­ty­za­nom na eme­ry­tu­rze. Va­noz­za po­że­gna­ła się ze świa­tem 26 li­sto­pa­da 1518 roku, w wie­ku lat 66. „Gdy­by po­ży­ła jesz­cze kil­ka lat dłu­żej – jak pi­sze Gre­go­ro­vius – z pew­no­ścią tra­fi­ła­by na oł­ta­rze”.

Po­pra­wi­ły się też znacz­nie sto­sun­ki Lu­kre­cji z mę­żem. Al­fons i dzie­ci wy­peł­nia­li jej całe dnie, a ksią­żę rów­nież noce. W 1518 roku po raz ko­lej­ny za­szła w cią­żę. 14 czerw­ca na­stęp­ne­go roku uro­dzi­ła sied­mio­mie­sięcz­ną có­recz­kę, któ­ra zmar­ła pra­wie na­tych­miast po po­ro­dzie, a Lu­kre­cja po­now­nie za­pa­dła na go­rącz­kę po­ło­go­wą. Przez cały ty­dzień wal­czy­ła z cho­ro­bą, ale ta – mimo wy­sił­ków le­ka­rzy – nie ustę­po­wa­ła. Osła­bia­ły ją nie­ustan­ne krwo­to­ki, nę­ka­ły po­twor­ne bóle gło­wy. Mo­men­ty ja­sno­ści umy­słu i na­dziei prze­pla­ta­ły się z dłu­gi­mi go­dzi­na­mi śpiącz­ki. Wie­dzia­ła, że tym ra­zem nic nie zdo­ła jej ura­to­wać. Tuż przed śmier­cią po­pro­si­ła o pa­pier i pió­ro. Na­pi­sa­ła list do pa­pie­ża Le­ona X, wspa­nia­łe świa­dec­two swe­go mo­ral­ne­go od­ro­dze­nia, w któ­rym wy­zna­ła m.in.: „Naj­mi­ło­sier­niej­szy Stwór­ca uczy­nił mi tak wiel­ki dar, że znam ko­niec mo­je­go ży­wo­ta i czu­ję, że za parę go­dzin nie bę­dzie mnie tu­taj, po przy­ję­ciu wszak­że wcze­śniej wszyst­kich sa­kra­men­tów Ko­ścio­ła. I w tej wła­śnie chwi­li, jako chrze­ści­jan­ka, choć grzesz­ni­ca, pa­mię­tam, by bła­gać Wa­szą Świą­to­bli­wość, aby ra­czył, czer­piąc z du­cho­we­go skarb­ca, wsta­wić się za moją du­szą swo­im świę­tym bło­go­sła­wień­stwem; i o to po­kor­nie pro­szę. I Jego Świę­tej Ła­sce po­le­cam pana mego Mał­żon­ka oraz dzie­ci moje, słu­gi Wa­szej Świą­to­bli­wo­ści. Fer­ra­ra, XXII dnia czerw­ca roku 1519, o go­dzi­nie XIII”.

Dwa dni póź­niej od­da­ła Bogu swą grzesz­ną du­szę. Mia­ła 39 lat.

Wie­lu hi­sto­ry­ków uwa­ża, że nie była ani li­ber­tyn­ką, ani mor­der­czy­nią, lecz bez­bron­ną ofia­rą bru­tal­nej i cy­nicz­nej po­li­ty­ki, na­rzę­dziem w re­ali­za­cji po­zba­wio­nych skru­pu­łów pla­nów dy­na­stycz­nych, to­wa­rem wy­mien­nym w po­li­tycz­nych trans­ak­cjach. Gdy po dzie­się­cio­dnio­wych mę­kach spo­wo­do­wa­nych po­ro­dem opusz­cza­ła ten świat, ty­sią­ce lu­dzi w Fer­ra­rze go­to­wych było przy­siąc, że anio­ło­wie zstą­pi­li z nie­bios, by unieść ze sobą jej du­szę. A do­bry Bóg na pew­no prze­ba­czył jej daw­ne grze­chy, bo, jak po­wia­da Pi­smo Świę­te (Łu­kasz 15, 7): „W nie­bie ra­dość nad jed­nym grzesz­ni­kiem po­ku­tę czy­nią­cym więk­sza niż nad dzie­więć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu spra­wie­dli­wy­mi, któ­rzy nie po­trze­bu­ją po­ku­ty”.

MA­RY­NA MNISZ­CHÓW­NA

(1588-1615)

 P o l s k a   c a r y c a

Wła­dza to naj­więk­szy afro­dy­zjak.

Hen­ry Kis­sin­ger

Zda­wa­ło­by się, że my, Po­la­cy, mo­że­my so­bie po­gra­tu­lo­wać. Do­ko­na­li­śmy tego, co nie uda­ło się ni­ko­mu w dzie­jach – zdo­by­li­śmy Mo­skwę, a na­sza za­ło­ga przez kil­ka lat zaj­mo­wa­ła Kreml. Pró­ba po­wtó­rze­nia tego wy­czy­nu nie wy­szła na­wet woj­skom hi­tle­row­skim w 1941 roku, cho­ciaż były bli­sko. W roku 1812 Na­po­le­on Bo­na­par­te za­jął wpraw­dzie mia­sto, ale już po mie­sią­cu zmu­szo­ny był opu­ścić sto­li­cę Ro­sji, i to w du­żym po­śpie­chu. W ja­kiż więc spo­sób nam się po­wio­dło? No cóż, oka­zu­je się, że nie ma tu by­najm­niej po­wo­dów do dumy.

Był luty