10,00 zł
Lucyna Siemińska przenosi nas w świat uczuć, każe nam zatrzymać się na chwilę, by zwrócić uwagę na pęk nadmorskich wodorostów albo odblask światła na wodzie.
Oderwijmy się zatem od codziennej gonitwy obowiązków, by choć przez moment być - jak mówi poetka - "bliżej nieba, bliżej słońca, bliżej nowej perspektywy i innych rozwiązań".
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 39
Szukam. Każdy czegoś szuka.
Więc szukam i ja.
Czego? Nie wiem.
Krok za krokiem posuwam się
Ku zachodowi słońca.
Mokre, chłodne fale
Uderzają o brzeg,
Zacierają ślady,
By nie było powrotu.
Szukam. I jestem. I szukam.
Zatapiam rękę w wodzie
I wyciągam garść wodorostów…
Odejść…
Odejść jednym z tych rozstań.
Bez słów, bez pożegnania.
Bez cienia żalu,
Bez przykrości.
I pójść przed siebie,
Donikąd i tam właśnie.
Trochę w sny i trochę w marzenia,
Zostawić łzy, smutek, cierpienia.
I odejść…
Zamknąć drzwi na klucz.
Powiedzieć, że mnie nie ma.
Nie myśl o mnie źle:
Musiałam odejść…
Sprawił to księżyc, gwiazdy,
Szum fal i piasek,
Powiew wiatru,
Nocna czeluść,
Nasze cienie,
Setki westchnień,
Dotyk dłoni,
Szmer liści,
Blask świateł,
Bukiet kwiatów,
Jeden uśmiech.
A poza tym…
– nie jesteś Cezarem…
Teraz już wiem,
Że na świecie nie ma krasnoludków
Ani śpiącej królewny,
Ani księcia z bajki.
A jednak czegoś brak,
Jakiś ból,
Jakiś żal
Przenika zewsząd
I targa sercem mym.
I jednak jakiś smutek
Roztoczył swą pajęczynę
I wyciska łzy…
Nie potrafiłem cię zrozumieć…
Może to tylko moja wina,
Że rozmowy były takie puste.
Twoje słowa osnute pajęczyną,
A moje odbijały się jak groch od ściany.
Może to tylko moje złudzenia
Czyniły ciebie taką zamkniętą
W pelerynie pełnej marzeń.
I twój makijaż…
Jeszcze jedna dzieląca nas przeszkoda.
Wczoraj płakałaś, chyba po raz pierwszy,
A łzy spływały ci po twarzy,
Rozmazywał się tusz, spływał puder
I po raz pierwszy ujrzałem twarz twoją
Taką szczerą, kochaną, taką słodką.
Po raz pierwszy bez makijażu…
Tam, wysoko w przestworzach,
Gdzie połyskują dumnie
Stalowe skrzydła
Rozpięte nad obłokami,
Gdzie labirynty myśli przestają istnieć
Zmierzając ku nieskończoności,
Poza horyzont ludzkiego oka,
W oderwaniu od szczegółu i schematu.
Tam właśnie jesteś teraz.
Bliżej nieba, bliżej słońca,
Bliżej nowej perspektywy
I innych rozwiązań.
Bliżej…
Gdy w sercu
Żal,
Tęsknota,
Rozpacz,
Krzycz!
Bo tylko krzyk przyniesie ci ulgę
I pomoże zrozumieć, że wiatr,
Słońce,
Deszcz
I burza
To świat. Że ty, to ty
A on, to on.
Bo cóż by był za sens,
Gdybyś na drzewo powiedział smok,
Róża,
Dom,
But,
Czy coś równie bezsensownego.
Dlatego krzycz!
Dlatego kąsaj,
Gryź,
Szczekaj
I drap,
Gdy ktoś ci na odcisk wlazł,
Stanął,
Nadepnął
I wierci dziurę w brzuchu.
Krzycz!
A może zjadłbyś trochę kiszonych ogórków,
Czy czegoś tam jeszcze
Innego?
Dlaczego kochasz?
Gdy obok brat brata zabija?
Czemu się śmieją,
Gdy obok żebrak wyciąga dłoń?
Dlaczego tańczą,
Gdy obok umiera człowiek?
Gdy się śmiejesz,
Ludzie mają oczy pełne łez.
Kiedy płaczesz,
Oni śmieją się.
Ty siedzisz,
Oni stoją.
Ty biegniesz,
Oni siedzą.
Ty czytasz,
Oni pytają.
Ty kochasz,
A oni – po prostu nienawidzą.
Cztery światy.
Dwa w tobie, dwa we mnie.
Cztery światy, jak jeden,
A jeden jak cztery.
Więc cztery czy jeden?
W tobie czy we mnie?
A może w nas?
Kroki… Miarowe kroki.
Raz, dwa, trzy.
Odliczam kolejno.
I zrywam się. I biegnę do okna.
Nie…To nie ty…
Wracam na swe miejsce.
W pustym fotelu.
Zatapiam się w rozmyślaniach.
Znów kroki… Kroki!
I dzwonek!!!
Teraz to już na pewno ty!
Serce skacze jak oszalałe.
Otwieram. Wyciągam ramiona,
By rzucić się tobie na szyję…
Lecz ramiona opadają.
Nie, to tylko listonosz
Z rachunkiem za telefon
I z jakimś telegramem.
Wracam na swoje miejsce.
W pustym fotelu.
Czyjeś głosy? Wołanie?
Ale nie do mnie. Nie do mnie!
W oczach błyszczą łzy.
Rozmazuje się
Tak starannie wypracowany makijaż.
Już za późno, abyś przyszedł.
A przecież dopiero wybiła czwarta…
Wciskam się głębiej w swoje miejsce
W pustym fotelu.
Nadzieja… Wiara… Miłość…
Nie ma!!!
Nie ma Nadziei!!!
Może jutro…
Mówisz, że kochasz,
A we mnie wszystko krzyczy,
Że miłość nie istnieje,
Że nie ma miłości.
A ty powtarzasz z uporem,
Że mnie kochasz.
Więc jak to jest?
Jak możesz kochać,
Skoro nie ma miłości?
Ty powtarzasz wciąż to samo,
Nic, tylko te słowa trzy: Kocham, kocham, kocham.
I wiem, że nie kłamiesz.
I nie rozumiem.
Ani ciebie, ani tych słów.
Bo na świecie miłość umarła.
Przesłoniło ją skrzydło kormorana
Lecącego na północ.
A może kiedyś miłość zmartwychwstanie?
Odrodzi się, jak Feniks,
Z własnych popiołów,
I rozkwitnie na nowo
W tych sercach zimnych i pustych?
Ty znów mówisz, że kochasz.
A ja nadal nie wiem.
Nie wiem.
Więc, pomóż mi uwierzyć…
Ta noc samobójcza…
Siedzisz i działasz wbrew sobie.