Biedny Henryk - Hauptmann Gerhart - ebook

Biedny Henryk ebook

Hauptmann Gerhart

0,0

Opis

Biedny Henryk (Der arme Heinrich), sztuka teatralna Gerharta Hauptmanna z 1902 r., stanowi adaptację średniowiecznego poematu narracyjnego autorstwa rycerza i poety, Hartmanna von Aue, napisanego w latach 90. XII w. Poemat, wykorzystujący wzorce zarówno literatury dworskiej, jak religijnej, opowiada historię szlachetnego rycerza, którego Bóg ciężko doświadczył, zsyłając nań trąd. Podejrzanej konduity medyk z Salerno wskazuje mu jedyną drogę oczyszczenia z choroby: przez krew z serca dziewicy, która dobrowolnie poświęci dla jego ocalenia.

W XVIII w. poemat został przełożony na nowoniemiecki i stał się szeroko znany w wersji opracowanej w 1815 r. przez braci Grimm. Inną popularną adaptacją średniowiecznego poematu była Złota legenda Henry'ego Wadswortha Longfellowa z 1851 r., przetransponowana w kantatę operową Arthura Sullivana w 1888 r. U schyłku stulecia cieszyła się w tej formie scenicznej znacznym powodzeniem. Istniała również operowa wersja niemieckojęzyczna skomponowana przez Hansa Pfitznera do libretta Jamesa Gruna; po raz pierwszy została wystawiona w 1895 r. w Mainz, a następnie obiegła liczne sceny w całych Niemczech.

Sztuka Gerharta Hauptmanna wpisuje się w tradycję powtarzania wzruszającej opowieści o trędowatym księciu, diabolicznym lekarzu z Salerno i dziewczęcej zbawicielce.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

 

Gerhart Hauptmann, Biedny Henryk, tłum. Jan Kasprowicz

Epoka: Modernizm
Rodzaj: Dramat
Gatunek: Tragedia

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 140

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Gerhard Hauptmann

Biedny Henryk

tłum. Jan Kasprowicz

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-5300-3

Biedny Henryk

Baśń niemiecka

OSOBY DRAMATU:
Henryk von AueHartmann von der AueBrygitaOttegebaOjciec Benedykt, mnichOttakerRycerze, służba zamkowa
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/

AKT PIERWSZY

Ogródek dzierżawcy Gotfryda. Dom zwrócony szczytem do sceny z drzwiami i schodami po lewej. Opodal stary cis, pod nim stół kamienny z ławką darniową. Spod cisu widać rozległe pola zielone. Na przedzie łany zżęte, na horyzoncie wzgórza leśne. Tu i ówdzie pojedyncze grupy sosen.

SCENA PIERWSZA

Gotfryd

Zmiata liście z kamiennego stołu.

Ottaker

Pachołek w zbroi, lat około czterdziestu, gotów do wsiadania na koń, wchodzi po cichu do ogrodu, starając się jak najmniej czynić hałasu ostrogami i szyszakiem; zobaczywszy Gotfryda, staje zmieszany; blada jego twarz, czarną okolona brodą, mieni się1 wskutek zaambarasowania2.

Gotfryd

Pochwalon Jezus Chrystus. 

Ottaker

Na wiek wieków. 

Gotfryd

A dokądże wy tak wczesną godziną? 

Ottaker

Ot! Przejechać się, abo3 i na łowy — 

Gotfryd

A pan się bez was obędzie... co?... 

Ottaker

Drapie się w głowę zaambarasowany.
Z biedą — 
A zresztą — może... Wiecie — mam zlecenie... 
Pomyślcie tylko o... to niby znaczy, 
jeśli Bóg zechce i jakoś się uda, 
ba — a i wówczas, choćby i najgorzej 
miało się wszystko stać, to juścić wrócę — 
jednak... 

Gotfryd

Ja waści wcale nie rozumiem — 
Czyżby się komu z waszych miało zdarzyć 
jakie nieszczęście? 

Ottaker

Sza, sza! Nie inaczej — 
muszę pojechać... matka — a i siostra — 
tak — trudna rada... Pojmiecie. A zresztą 
zmierzę się z diabłem! Gdybyć4 jeszcze żyli 
ci, com ich ubił5 w krainie pogańskiej, 
łatwo by mogli to poświadczyć... 

Gotfryd

Cóż to 
z wami się dzieje? Czyście chorzy? — Mówcie! 

Ottaker

Nie! Chroń nas Boże od wszelkiej zarazy, 
od złych upławów i grzesznych zakażeń. 
Jeszczemcić6 zdrowy i w krwie7 swojej czysty, 
i mam nadzieję, że taki zostanę. 
Świat ten zepsuty i pełen szatanów, 
ale mą tarczą i opieką Chrystus. 
Krwią niejednego Turczyna kupiłem 
odpust dla siebie — niejedną szmacinę 
rzuciłem klechom, a zasię8 me piersi 
chroni kawałek krzyżowego drzewa 
ze Ziemi Świętej: ale jakaś groza 
przychodzi na mnie — tak! Muszę odjechać — 
jakieś złe znaki widziałem dziś we śnie — 
a człek śmiertelny strzeże swego skórska. 
Odchodzi.

Gotfryd

Patrząc za odchodzącym.
Przebóg! Srokosza wyprowadza z stajni — 
już go i dosiadł i już — w cwał pogonił. 

SCENA DRUGA

Z domu wychodzi Brygita, a za nią Ottegeba. Brygita, poważna, nie bardzo po chłopsku wyglądająca matrona, Ottegeba zaś — to blade, bezkrwiste dziecko, prawie dziewica o wielkich, ciemnych oczach, popielatych włosach z czerwono- i żółto-złotymi połyskami. Matka i córka niosą bieliznę stołową i naczynia.

Brygita

Gdzież ja mam nakryć dla jego miłości? 
Gotfrydzie!... Słuchaj!... 

Gotfryd

Budząc się z zadumy.
Co? Czyś mnie wołała? 

Brygita

Juści9, wołałam: piwo już zagrzane, 
ryba gotowa, śmietana ubita... 
Gdzieżby to nakryć dla jego miłości?... 

Gotfryd

Wskazując na stół kamienny.
O — tu jest miejsce od pradawnych czasów... 
Prawda, dziecino? — Tu rad on siadywał?... 

Ottegeba

Tak, ojcze... warto może trochę miodu... 
Miałeś natopić... 

Gotfryd

Zdziwiony.
Któż ci to we włosy 
wplótł tę wstążeczkę?... 

Ottegeba

Wstążeczkę? 

Gotfryd

Tak, dziecko — 
tę — ot! — Czerwoną wstążeczkę... 

Ottegeba

Zarumieniona, zmieszana.
Gdzie, ojcze!? 

Gotfryd

Niecierpliwie.
W włosach...!...? 

Ottegeba

Milczy.

Brygita

A widzisz! Czym ci nie mówiła, 
że się na ciebie zgniewa, gdy to ujrzy!? 

Ottegeba

Blednie, walczy z płaczem, zrywa wstążeczkę z włosów, rzuca ją na ziemię i ucieka.

SCENA TRZECIA

Brygita

Chciała tym uczcić jego miłość... Teraz 
wstydzi się tego. 

Gotfryd

Uważaj na dziecko, 
takie natręctwo może mu się sprzykrzyć. 
To już nie chłopiec, jak wówczas — przed laty, 
kiedy się lubił bawić z nią — z dziewczynką... 

Brygita

Niewesołego, zda mi się, umysłu 
nasz miłościwy... 

Gotfryd

Nie wiem. Kto go wczoraj 
widział o świcie, jak jeźdźcom, zebranym 
na łów, wskazywał rękojeścią szabli, 
z uśmiechem w oczach, na naszą sadybę 
i jak ich potem żegnał przewesoło, 
mógł był pomyśleć10 sobie, że wspaniały, 
szlachetny młodzian wzdyć11 nie wie, co znaczy 
choćby cień troski. Za tom dziś zobaczył12
męża, któregom nie znał13... 

Brygita

Mnieć14 to dziwno, 
że o tym czasie przybył w ten zapadły 
kąt nasz — mówiono przecie, że się żeni... 

Gotfryd

Wielcy tej ziemi mają swe humory. 
Co nam do tego. 

Brygita

Juści15... Tylko, widzisz, 
wczorajszej nocy przebrał nieco miarę 
jego pachołek i między czeladzią 
tajemnym słowem dziwne stroił żarty 
i o Mojżesza rozprawiał zakonie16, 
według którego myją chore domy, 
by je uzdrowić od jadu i trądu. 

Gotfryd

Któż to ci mówił? 

Brygita

Nasza Ottegeba. 

Gotfryd

Słuchaj, Brygito, zamknij uszy swoje 
dla wstrętnych plotek. Pan nasz miłościwy 
w wielkich dotychczas łaskach i honorach, 
sługa cesarza17, a zatem nie bardzo 
przez Piotrowego lubian18 namiestnika19 —: 
klechy zakonne roznoszą po ludziach 
przeróżne kłamstwa, a nie ma tak płaskich, 
by u motłochu nie znalazły wiary. 

Brygita

Zda mi się, idzie aleją olchową. 

Gotfryd

On...  

Brygita

Pochylony idzie, nie jak zwykle. 

Gotfryd

Nie wpatruj się tak — możeć to wziąć20 za złe. 

Brygita

O! Spójrz! — Jak wryty, w zorzę wlepił oczy. 

Gotfryd

On... Ja się teraz oddalę; a ty go 
poproś do stołu, wielce obyczajnie, 
lecz krótko, potem zwolnij się i odejdź. 

Brygita

Nie troszcz się, stary. 

SCENA CZWARTA

Henryk von Aue wchodzi powoli i zamyślony; postać to wspaniała, rycerska; włosy spadające w swobodnych kędziorach, broda rudawa, ścieka wskos; wielkie, błękitne, niespokojne oczy w bladym nieco obliczu.

Brygita

Bóg z waszą miłością. 

Henryk

Podnosi ku niej oczy, zdaje się, jakby ją dopiero teraz zauważył, mówi prędko i od niechcenia.
Bóg z wami, matko. 

Brygita

Stół waszej miłości... 
Małoć21 jest na nim — tyle, co dać może 
nasz kąt zapadły. 

Henryk

Zda się, wczoraj wieczór 
słyszałem dzwonki mułów na folwarku. 

Brygita

Nie, wasza miłość... 

Henryk

Nie? Tak o północy? 

Brygita

Potrząsając głową.

Henryk

Szkoda, otukno22 mi do moich książek. 

Brygita

Czy wasza miłość ma jakie życzenie? 

Henryk

O tak... niejedno! 

Brygita

Takie, które zdołam 
spełnić? 

Henryk

Brygito, które spełnić zdołasz? 
Nie!... Może później — zobaczym — tak! — Może... 
dobrze... dziękuję... 

Brygita

Obyć smakowało23!... 

SCENA PIĄTA

Henryk

Sam, kładzie dłoń na pień wiązu, spogląda ku jego koronie i mówi do siebie z tłumionym wzruszeniem.
W koronie jeszcze stoi wiąz i, jakby 
ulany z spiżu, strzela nieruchomie24
w chłodne powietrze jasnego poranku; 
bliskiego mrozu ostre, srebrne tchnienia 
już może jutro obedrą go z liści — 
on się nie ruszy: — wszystko, na czym tylko 
spocznie twe oko, zdaje się w pokorze 
na wolę Stwórcy — wyjąwszy człowieka, 
tak, tak— wyjąwszy mnie!... O wróć, spokoju, 
wszak niedalekoś25... Na cichych, zielonych 
leżysz murawach, tchy twe zawiewają 
ku moim skroniom od ciemnego runa 
jodeł — od czarnych, snać26 odwiecznych jodeł 
mego dzieciństwa... tak, w dziedzinie mojej, 
śród gór tych moich i ty przemieszkujesz — 
przeto mi bratem bądź i przyjacielem! 

SCENA SZÓSTA

Gotfryd

Zjawia się we drzwiach swego domu.
Witamy u nas waszą miłość, panie — 

Henryk

Dzień dobry, stary. 

Gotfryd

Lepszegom nie zaznał27
w całym mym życiu, niźli28 ten, o panie! 
Wszakże na pierwszym spotyka się kroku 
z najmilszym gościem i mym godnym panem. 
Lecz wasza miłość wielce nas zawstydza, 
a przedsię29, panie, mnie — bo juścić30 przy was 
tom ci ja31 śpiochem i złym gospodarzem. 

Henryk

Zaczyna śniadać32.
Nie troszcz się o mnie, przyjacielu! — Usiądź, 
umiałem sypiać wśród najdzikszej wrzawy — 
w obozie, w polu, na dworach książęcych, 
gdzie dzień i nocą skrzypiały w zawiasach 
wrótnie33 zamkowe... przy tętencie kopyt, 
przy knechtów34 krzykach jak pień takem leżał35
i spał... Tu cisza, a przecież w tej ciszy 
głośno obzywa36 się me wnętrze... Widzisz — 
gdy tam, na łąki i na trzęsawiska 
księżyc rozlewa swe umarłe światło 
i gdy z nim razem chyba jaki świerszczyk 
czuwa pod miedzą, tutaj w mojej głowie 
wciąż wre i huczy od harców rycerskich, 
od zbrojnych pląsów, od haseł wojennych, 
obcych języków i szeptów, i gruchań, 
których nie zdołam przemóc. — 

Gotfryd

Wasza miłość 
niedobrze spali tej nocy? 

Henryk

Przytułkiem 
jest sen, a gorze37 tym, co bez przytułku! 
Żaliż38 nie prawda? ... 

Gotfryd

Prawda mocna, panie. 

Henryk

Nie, nie! Bez żartów: od dawnych już czasów 
przyzwyczajenie wypędza mnie z łoża 
zwykle przed świtem, często o północy... 
A jeśli tutaj doświadczycie tego, 
proszę, niech was to nie dziwi, przebaczcie! 

Gotfryd

Waszej miłości dom ten, gdzie mieszkamy, 
i waszym grunt ten, na którym on stoi — 
czyż przeto godzi się mówić: «przebaczcie» — 
raczej nas zbudźcie, gdy czuwać raczycie. 

Henryk

Śpijcie w spokoju — wy, co na ten spokój 
zasłużyliście dnia przeciężkim znojem. 
Na co wam moje czuwanie? Dziękuję! 
Z wdzięcznością dzisiaj poznaję znów w tobie, 
com jako chłopiec dobrze znał — twe serce! 
Alem nie przyszedł, aby kraść to serce 
ani rabować jego ustroń złotą — 
proszę cię tylko, zechciej mi pozwolić, 
bym przy ognisku twoim mógł zostawać 
samli39 ze sobą. 

Godfryd

Po chwili milczenia.
Może wasza miłość 
chce, abym odszedł? 

Henryk

Siadaj! 
Źle tłumaczysz, 
com ci powiedział. Chodź tu! Jest mi błogo 
na twoje siwe znów poglądać włosy 
i znów, po tylu, tylu długich latach — 
słyszeć ten miły, luby głos ojcowski. 
Nie troszcz się o to, jeśli ci się wydam 
człowiekiem obcym — na lichym zagonie, 
który uprawiasz: tak, jam się powłoszczył40, 
przecież za uścisk — jeśli mi go twoja 
dłoń nie poskąpi — niemiecka uściskiem 
zapłaci ręka. 

Gotfryd

Chce na klęczkach obiema rękami chwycić prawicę Henryka, którą ten gwałtownym cofa ruchem.
Co? Tyś się powłoszczył, 
panie mój miły? Brońże41 słodki Chryste! 
Jeśli nie wyście42 wzorem niemieckiego 
dziś obyczaju, zwierciadłem niemieckiej 
cnoty rycerskiej, to gdzież nam się godzi 
w krajach niemieckich szukać dziś dworskości, 
męstwa i dumy, i tej niewzruszonej 
naszej wiernoty43? 
Was mi zwać niemieckim, 
was zwać mi czystym, jak czystą zostanie 
ta wzrosła z czystej krwi niemieckiej jodła. 
Źreniczne gwiazdy namiestnika Rzymu 
nie płoną jaśniej od waszych i Frydryk 
z nie mniejszą dumą stałby ponad lnianą 
przędzą tej waszej głowy niż nad jego. 

Henryk

Pochmurniawszy44.
Ha... to być może! Brylant, jak powiadasz, 
będzie brylantem, choćby nawet Łazarz 
nosił tę obręcz, śród której on płonie. 
prędko odbiega od tego
Dać cesarzowi, co jest cesarskiego! 
Lecz dosyć na tym... Usiądź, opowiadaj 
o innych sprawach. O tym, co tam gdacze 
kogut z kurami pomiędzy stodołą 
i stajnią — dla mnie słodsza to biesiada, 
niżeli pienia królewskie Waltera. 
Ile masz koni? Krów? Czy się odpłaca 
ten łan za ciężki twój mozół? Odpowiedz! 
Jakieś miał żniwa? Jakieś zebrał ziarna, 
owoce, wino? To, widzisz, są wieście45, 
których dziś łaknę, stary: — o Turczynie, 
o chrześcijaństwie, Gwelfach, Ghibelinach46
i namiestniku rzymskim ty mi nie mów... 

Gotfryd

Nieobyczajną wzdyć47 jest moja mowa — 
sam ci48 to widzę. Lecz gdy was niegodna, 
proszę też bardzo — niechże wasza łaska 
raczy rozważyć, czy chodząc w tym kole 
powszednich zajęć, mogłem się zaprawić 
w dworski obyczaj? 

Henryk

Tam, ten kraj najwyższy, 
gdzie się uprawny zagon styka z lasem — 
czyż to nie pola wyki49? 

Gotfryd

Tak jest, panie! 

Henryk

Gdyśmy się wczoraj — ja wraz z mym konikiem — 
spuszczali na dół tuż przy owym skraju, 
słyszałem ciche Zdrowaś bądź Maryja, 
nucone chórem przez głosy dziecięce, 
a równocześniem ujrzał nieopodal, 
śród zwału głazów, maleńki pożarek. 
Pozostawiwszy konia, zbliżyłem się 
ostrożnie k’miejscu50 — i oto com spostrzegł51: 
gromadkę chłopców spostrzegłem i dziewcząt, 
jak się sprawiali naokoło ognia — 
wydało mi się to wszystko czarownym 
jakimś widziadłem. I mówię: a cóż to, 
moje panięta małe, tak prażycie, 
co gotujecie tak po ciemku? Naraz, 
ledwiem to wyrzekł52 — zgrajka się rozpierzchła — 
przy ogniu tylko została dzieweczka, 
wyprostowana, niepewna, milcząca, 
spoglądająca mi w oczy. «Ty — pytam — 
takeś nuciła?» Lecz ona milczała. 

Gotfryd

Wybaczcie dziecku, miłościwy panie — 
To była córka moja, Ottegeba, 
dziwne stworzonko, które mnie i matce 
bezsenną noc już sprawiło niejedną. 

Henryk

Dziwne stworzonko... masz słuszność!... 

Gotfryd

I, panie, 
wyście ją znali, na koń ją braliście 
nie po raz jeden — o, za dawnych czasów — 
bo choć już wtedy lubiła się płoszyć, 
jak ta przepiórka, gnieżdżąca się w życie, 
wy ją umieli wywabić i przy was 
swojsko jej było od razu. 

Henryk

Tak!.. Wówczas. — 
Wówczas — pamiętam dobrze, gdym wieczorem 
z wesołych wracał łowów, przemęczony, 
jednak rozbawion53, zawsze ta dziewica 
pierwsza mi w oko wpadała — radośniem54
witał ją wówczas jako moją żonkę. 
Tak! Wówczas, wówczas! Jak mi biło serce, 
jakie mi muszki latały po głowie. — 
Wiem, wiem! A teraz takem się oddalił55
od owej chwili promiennej młodości, 
że Ottegeba, moja żonka drobna, 
kiedym ją ujrzał, tak mi była obcą, 
jakby jej nigdy nie lizała twarzy 
i miłych rączek Dyjana, ma suczka, 
jakbym ja nigdy nie gładził jej włosów, 
jakbym jej nigdy dla miłej rozrywki 
nie grał na rogu piosenek myśliwskich, 
jakem to przecież czynił56 nie raz jeden!... 

SCENA SIÓDMA

Ottegeba

Przynosi plaster miodu.

Gotfryd

Otóż i ona, panie. 

Henryk

Cóż to niesiesz? 

Ottegeba

Trochę świeżego miodu. 

Henryk

Patrzcie tylko — 
Umie przemawiać — umie, nie jest niema! 
Miło mi bardzo, a gdy wiem już o tym, 
więc, moje dziecko drogie, musisz usiąść 
tam na tej ławie — musisz się tłumaczyć. 
Znów zamyślona? Czybyś mnie się bała? 
O nie bójże57 się, jestem tak łagodny — 
snać58 nie uwierzysz, jakim ja łagodny59! 
Jak ci się wiedzie? 

Ottegeba

Nie wie, co z sobą począć.
Dobrze. 

Henryk

Zawsze dobrze? 

Ottegeba

Prawie ginie z zakłopotania.
Tak, panie.  

Henryk

Tobie wciąż się dobrze wiedzie, 
a cesarz Frydryk w złocistej koronie 
nad trud i walkę nie zna nic innego. 
Bogatszą jesteś niźli on, me dziecię, 
nie mówiąc o mnie. Nigdy ci się tutaj, 
na tym pustkowiu nie dłuży? 

Ottegeba

Zaprzecza potrząśnieniem60 głowy.

Henryk

Co robisz, 
aby odegnać nudy? Powiedzże61 mi! 

Ottegeba

Nie odpowiada — odwraca się w wielkim zakłopotaniu, a w końcu mówi.
Modlę się, panie... 

Henryk

Modlisz?... Bardzo pięknie — 
Do której z świętych modlisz się najchętniej? 

Ottegeba

jw.
Przyprowadziła już mię raz do zdrowia 
nasza Najświętsza Panienka... 

Henryk

Do zdrowia 
przyprowadziła cię już raz? Mnie rani— 
zadawa62 rany! Wierzaj mi, że umie 
zadawać rany. 

Ottegeba

Nie, panie. 

Henryk

Nie — mówisz? 
Nie?... Pragnieszli63 mnie pouczyć, więc poucz... 

Ottegeba

Czyni głową gwałtowny ruch zaprzeczający.

Gotfryd

Niech wasza miłość wybaczy. Niedawno 
powstała z ciężkiej choroby... 

Henryk

Dlaczego 
chowa swą prawą rękę? 

Gotfryd

Jak to, panie?... 

Henryk

Czemu ją chowasz? 

Gotfryd

Pokaż! 

Ottegeba

Nie, mój ojcze! 

Gotfryd

Ej, uporczywa panienko! Pan każe, 
więc — proszę — pokaż prawą dłoń... 

Brygita

Poza nim.
Gotfrydzie! 

Ottegeba

Matka was woła! 
Chce się oddalić.

Brygita

Poza nim.
Gotfrydzie! 

Gotfryd

Wybaczcie! 

Henryk

I owszem, zwalniam. 

Gotfryd

Odchodzi.

Henryk

Powiedzże64 mi jeszcze: 
znasz mnie? 

Ottegeba

Kiwa przesadnie głową.

Henryk

Kim jestem? 

Ottegeba

Naszym panem. 

Henryk

Żmija 
ma swoją dziurę, ptak ma gniazdo swoje, 
i lisy mają swe jamy, a człowiek, 
którego pragniesz uważać za pana, 
jest bez przytułku — ziem65 się pod nim pali, 
gdziekolwiek tylko postawi swe stopy, 
niby piekielny ogień. — Przecz66 się śmiejesz? 

Ottegeba

Która wybuchnęła krótkim, chorobliwym śmiechem, opanowuje się i znowu blada i zalękniona pyta się z bojaźliwymi oczy67.
Ja?...  

Henryk

Powiedzże mi, jak ja się nazywam? 

Ottegeba

Drżąco.
Henryk. 

Henryk

Tak — dobrze — Henryk — a jak jeszcze? 

Ottegeba

Zowiesz się Henryk grabia z Aue, panie. 

Henryk

Bóg wie to jeden — tak — tak się nazywam, 
tak! — A od kiedy znasz mnie — co? 

Ottegeba

Drżąc.
Od kiedy? 
Od... od dwóch lat już... 

Henryk

Od dwóch lat?... Zda mi się 
iże68 się mylisz, bo ostatnim razem — 
— na moje słowo twierdzę to rycerskie — 
byłem w tym domu przed laty dziesięciu, 
zasię69 od tego czasu ani chwili... 

Ottegeba