Baśnie polskie - Tamara Michałowska - ebook

Baśnie polskie ebook

Michałowska Tamara

4,8
5,04 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

 

 

Spośród wszystkich legend, baśni i bajek, jakie są na świecie, te są dla polskiego dziecka najważniejsze. Jakże bowiem być Polakiem, nie znając Podania o Lechu, Czechu i Rusie, legendy O Piaście i Popielu czy o Niewidomym księciu Mieszku; legend i bajek krakowskich – O wawelskim smoku, O Wandzie, co Niemca nie chciała, Lajkonika, Pana Twardowskiego; legend i baśni warszawskich – Warsa i Sawy, Warszawskiej syrenki, Bazyliszka, Złotej kaczki; opowieści góralskich – O śpiących rycerzach w Tatrach, Janosika; oraz wielu innych znakomitych bajek i baśni polskich, takich jak: Jak to ze lnem było, O dwunastu miesiącach, Szewczyk Dratewka, Szklana góra, Waligóra i Wyrwidąb, Z chłopa król.

Legendy, baśnie i bajki zebrane w tej wartościowej i bliskiej naszym sercom książce należą do najważniejszych, ale i najatrakcyjniejszych utworów dla małych czytelników. Teksty napisane są

żywym i pełnym wartkich dialogów językiem literackim. Na wyróżnienie zasługuje szata graficzna, która przybliży małym czytelnikom bohaterów naszych polskich bajek, a także scenerie z pięknej polskiej historii.

Książka jest lekturą w klasie III szkoły podstawowej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 129

Oceny
4,8 (13 ocen)
11
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wrotarianin

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka dla dzieci.
00
ANN000

Dobrze spędzony czas

Świetna pozycja dla dzieci.
00

Popularność




Projekt okładki:

Artur Piątek

Korekta:

Iwona Gawryś, Anna Jackowska

Skład:

Andrzej Nowak

© Copyright by Siedmioróg

ISBN 978-83-7791-582-0

Wydawnictwo Siedmioróg

ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław

Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg

www.siedmioróg.pl

Wrocław 2017

Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, 88em

PODANIE O LECHU, CZECHU I RUSIE

Dawno temu w pewnej odległej krainie zgodnie władało trzech braci: Lech, Czech i Rus. Pod ich rządami państwo rozwijało się, a ludzi w nim przybywało. Kiedy zaczęło brakować pól pod uprawy i zwierzyny w okolicznych lasach, bracia zebrali się na naradę.

– Ludzie się skarżą – powiedział Czech – że nasze pola przynoszą coraz mniejsze plony, a zapasy się wyczerpują.

– Rybacy mówią, że w rzekach i jeziorach ryb szybko ubywa – dodał Rus.

– Głód grozi nam i naszym poddanym – rzekł Lech. – Musimy opuścić te strony i znaleźć dla każdego z nas nową krainę, rozległą i urodzajną.

Nazajutrz ogromny pochód wyruszył w daleką drogę. Na czele jechali trzej bracia i ich świta, za nimi szły całe rodziny z dobytkiem, a na końcu jechali wojowie, którzy strzegli bezpieczeństwa orszaku. Wędrowali długo przez góry i lasy, przeprawiali się przez rzeki i przemierzali doliny, ale żadne miejsce nie wydawało się braciom dość dobre, by w nim osiąść.

Aż wreszcie pewnego dnia ujrzeli step – rozległą równinę porośniętą falującymi trawami. Rus zawołał:

– Oto kraina stworzona dla mnie! Tu zostanę i założę swoją nową ojczyznę!

I Rus wśród stepów założył swoje państwo, a pozostali dwaj bracia ruszyli w dalszą drogę.

Po jakimś czasie ujrzeli wśród pagórków łagodne zakole rzeki i żyzną dolinę. Czech rozejrzał się i powiedział:

– To dobre miejsce na moją ojczyznę. Nie zabraknie tu niczego ani mnie, ani moim poddanym.

A Lech poszedł ze swoimi ludźmi dalej. Doszli do ogromnej puszczy, pełnej wszelakiego zwierza, pachnącej grzybami, jagodami i miodem dzikich pszczół. Gdy wyszli z lasu, ujrzeli jeziora połyskujące w słońcu srebrem i błękitem, obfitujące w najróżniejsze ryby.

Na rozległej polanie, u stóp wzgórza, Lech polecił swoim ludziom rozbić obóz, sam zaś wszedł na wzgórze, stanął pod rozłożystym dębem i zaczął uważnie rozglądać się po okolicy.

„Pora kończyć wędrówkę, lepszego miejsca już chyba nie znajdę” – pomyślał. „Tu jest przecież wszystko, czego nam trzeba”.

A kiedy tak stał i rozmyślał, usłyszał łopot skrzydeł w gałęziach dębu. Podniósł głowę i zobaczył dwa potężne orły krążące majestatycznie nad swoim gniazdem.

– Oto sami bogowie zsyłają mi znak! – zawołał Lech. – Tutaj stworzę państwo bogate jak ta ziemia i silne jak orzeł! Niech więc orzeł będzie znakiem mojego kraju!

Tak też się stało. Gród założony pod orlim gniazdem Lech nazwał Gnieznem, a symbolem swego państwa uczynił białego orła.

O PIAŚCIE I POPIELU

Dawno, dawno temu w Kruszwicy nad jeziorem Gopło wznosił się zamek. Panował na nim zły książę Popiel. Za żonę wziął sobie niemiecką księżniczkę Brunhildę i całe dnie spędzał z nią na hulankach. Za nic mieli oni prawa przodków, a swoich poddanych nękali, żądając coraz większych danin. Biedowali po wsiach kmiecie i chłopi, ale nie mieli odwagi zbuntować się przeciwko władzy. Wyjątek wśród zastraszonego ludu stanowił kołodziej imieniem Piast. Dzięki pracowitości dobrze mu się powodziło, a że był równie pracowity, jak uczynny i sprawiedliwy, stał się dla wszystkich wzorem i ostoją. Ludzie się do niego garnęli i przychodzili po radę. Do niego też przybyli pewnego dnia mieszkańcy pobliskich wsi, by wspólnie uradzić, jak się przeciwstawić niesprawiedliwemu księciu.

– Sami nie damy rady księciu i jego wojom – powiedział Piast. – Gdybyśmy tylko mogli zwrócić się o pomoc do prawdziwych rycerzy...

– Może do stryjów Popiela – poradził stary kapłan Wizun. – Dobrzy z nich panowie naszego narodu, co pośród Niemców majątki mają w starej Wschowie, w Kościanie, w Gnieźnie i Poznaniu. Słyszałem, że niepokoi ich rozpustne życie bratanka.

– Doskonały pomysł!– podchwycił Piast Kołodziej. – Pojadę do stryjów Popiela i spróbuję ich przekonać do naszych racji.

Jak zapowiedział, tak zrobił. Nie minęły trzy dni, a już wszyscy stryjowie zostali powiadomieni i zadeklarowali pomoc ludowi.

Na nieszczęście wieść o tym, że stryjowie potajemnie radzą z ludem, dotarła do Popiela. Rozgniewał się książę bardzo.

– Więc to tak! – wykrzyknął. – Chcą mnie tronu pozbawić! Już ja się z nimi porachuję!

– Nie ma co unosić się gniewem – poradziła demoniczna Brunhilda. – Trzeba działać z ukrycia. Wiem, w jaki sposób raz na zawsze wybić twoim stryjom z głowy wszelkie głupie pomysły. – I księżna wyszeptała do ucha mężowi swój plan.

Nie minął dzień, jak Popiel zaprosił stryjów do swojego zamku na ucztę. Wysłał do nich gońca z takim oto przekazem: „Przez wiele lat żyłem w grzechu. Hulałem i lud mój ciemiężyłem. Ale teraz chcę się zmienić i stać się dobrym księciem. Dlatego zapraszam was, moi drodzy stryjowie, żeby was przeprosić za złe uczynki i uczcić swą przemianę”.

„Ruszyło go sumienie” – pomyśleli stryjowie. „Widać Pan Bóg zlitował się nad nim i nad naszym ludem”.

Uradowani pojechali do zamku na ucztę, a tam Brunhilda, zacierając ręce, trucizny do miodu i wina im podolewała.

Popiel zachęcał gości do świętowania, a gdy nastał ranek, wszyscy byli martwi.

Popiel z Brunhildą zawołali wówczas straże:

– Szybko, póki na dworze ciemno, wrzućcie ich ciała do Gopła.

Tak oto, podstępnie otruci, zginęli najlepsi narodu panowie.

Tymczasem przez krainę Popiela wędrowało dwóch przybyszów z dalekich stron. Jeden miał na imię Jarowit, a drugi Perperuna. Ujrzeli zamek wznoszący się nad jeziorem i podążyli w jego stronę. Podeszli, zastukali do bramy – nic. Wtem w bramie otworzyły się małe drzwiczki, a przez nie słudzy księcia wypuścili sforę wściekłych psów i poszczuli nimi przybyszów. Psy wybiegły, ujadając, wtem stanęły jak wryte i zamilkły, jakby wstrzymała je jakaś wyższa siła. Przybysze odwrócili się i poszli przed siebie prosto do chaty Piasta Kołodzieja. A tam wielkie święto: ludzi cała moc, wszędzie biegały dzieci. Piast Kołodziej stał przed chatą ze swoją żoną Rzepichą i zdziwił się, że nieznani wędrowcy przybyli do niego na rodzinne święto.

– Witajcie, gospodarzu! Co wy tam świętujecie? – zapytali wędrowcy.

– Ano dzisiaj wyprawiamy postrzyżyny naszego syna – odpowiedział Piast.

– Mały kończy siedem lat – dodała z dumą Rzepicha. – Nadszedł czas, żeby przeszedł pod opiekę ojca i szykował się do dorosłego życia.

– To dla nas wielkie święto – powiedział Piast Kołodziej. – Bądźcie zatem naszymi gośćmi!

Weszli wędrowcy w obejście Piasta Kołodzieja i zasiedli przy wspólnym stole rozstawionym pod gruszami. Wraz z biesiadnikami jedli i wznosili toasty za syna gospodarza. Wokół panował gwar, grała kapela i rozbrzmiewały wesołe pieśni. Wreszcie Piast wstał od stołu i tak na swojego syna zawołał:

– Chodź tu do mnie, synu, czas, abyś stał się mężczyzną!

Według obyczaju Rzepicha podała mężowi nożyce, a ten przymierzył się do strzyżenia włosów. Położył rękę na bujnej czuprynie chłopca, pogładził jasne kosmyki, ale wciąż nie zaczynał ciąć. Nagle zwrócił się do jednego z wędrowców:

– Jednemu z was chciałbym powierzyć ten honor.

– Coś ty, mężu?! – zawołała Rzepicha. – Przecież to nasz syn.

– Wiem, co robię – odpowiedział Piast i podał nożyce Jarowitowi.

– Dziękuję za to wyróżnienie, mości Kołodzieju – powiedział wędrowiec z tajemniczym uśmiechem. – Teraz już wiem, co nas przywiodło w te strony.

Wszystkie głowy zwróciły się ku przybyszowi. Ten chwycił w garść włosy chłopca i podniosłym tonem przemówił:

– Błogosławię cię, synu Piasta Kołodzieja. Odtąd będziesz miał na imię Ziemowit. Obyś przyniósł temu imieniu sławę w całym narodzie, tak jak twój ojciec przynosi ją swemu imieniu poprzez prawe czyny i uczciwą pracę.

Jasne kosmyki włosów posypały się na ziemię. Rzepicha rozpłakała się, a wszyscy zaczęli bić brawo. Kapela znów rozbrzmiała wesoło i zabawa ruszyła na nowo. Wszyscy bawili się aż do rana. A kiedy słonko wstało, Piast Kołodziej zapytał swojej żony:

– Gdzie mogli podziać się wędrowcy? Nigdzie ich znaleźć nie mogę.

– A do czego potrzebni ci wędrowcy? Pewnie ułożyli się gdzieś do snu.

– Nie, odjechali – szepnął Piast Kołodziej i spojrzał przed siebie. – Odjechali w stronę Kruszwicy.

Rzepicha popatrzyła w stronę Kruszwicy i zobaczyła, że zamek spowiły ciemności. W jasny słoneczny poranek wokół zamku kłębiły się złowieszczo czarne chmury.

– O rety! – krzyknęła Rzepicha. – Co tam się dzieje?!

A to z ciał otrutych stryjów lęgły się tysiące myszy. Wychodziły z Gopła i ze wszystkich stron zbliżały się do zamku. Przenikały wszelkimi szczelinami, wchodziły po schodach i wbiegały do komnat. Gryząc, nie oszczędzały nikogo i wymierzyły Popielowi najwyższą karę.

Tak oto spełniła się przepowiednia, że okrutny los spotka władcę, który odstąpi od świętych praw naszego narodu.

Następnego dnia lud zebrał się wokół chaty Piasta Kołodzieja i radził, kogo wybrać na nowego księcia. Piast i Rzepicha pełnili rolę gospodarzy. Roznosili wśród gości jedzenie i trunki.

– Jak to się dzieje, że tyle u was miodu, chleba i wina? – zapytał kapłan Wizun.

– Sami nie wiemy – odpowiedziała Rzepicha. – Zdaje się, że jedzenia w naszym domu wciąż przybywa.

Na te słowa podniosły się wkoło głosy:

– To znak łaski od bogów! Piast Kołodziej winien przewodzić naszemu ludowi.

– Bądź naszym nowym księciem! – zakrzyknęli chłopi. – Ciebie wybieramy na naszego pana!

I w ten sposób Piast Kołodziej został księciem. Pod jego sprawiedliwymi rządami ludzie żyli w obfitości i szczęściu, a kraj wyrósł na wielką potęgę.

NIEWIDOMY KSIĄŻĘ MIESZKO

Dawno temu w Gnieźnie panował książę Siemomysł, prawnuk Piasta Kołodzieja. Sprawiedliwy był to władca. Kraj pod jego rządami rósł w siłę, a ludziom żyło się spokojnie i dostatnio. Jedno zmartwienie spędzało jednak sen z powiek polskiemu ludowi – książę nie miał dzieci. Martwił się tym lud, a najwięcej martwił się tym sam książę.

– Tak bym chciał mieć syna! – mówił do swojej żony Gorki. – Bez syna nie zaznam szczęścia ani ja, ani nasz kraj.

– Wiem, jak bardzo pragniesz potomstwa – uspokajała go żona. – Ale nie lękaj się, mam przeczucie, że wkrótce powiję ci syna.

– Zrozum mnie, Gorko – żalił się Siemomysł – jeśli nie zostawię po sobie następcy, kraj po mojej śmierci pogrąży się w chaosie. Bogate rody zaczną się sprzeczać o prawo do rządzenia, dojdzie do waśni i sprzeczek. A bez jedności w narodzie nie sposób będzie obronić naszych ziem przed Niemcami.

– Ufaj mi, drogi mężu, nasze upragnione dziecko przyjdzie wkrótce na świat.

Tak też się stało. W niedługim czasie księżna Gorka oznajmiła mężowi, że jest brzemienna. Radował się, obejmował żonę i całował ją po rękach z poczuciem, że teraz spełni się jego szczęście i szczęście polskiego ludu. Jednak syn urodził się niewidomy.

Siemomysł sprowadził miejscowych i zagranicznych lekarzy. Mijały lata, lekarze badali, konsultowali się, leczyli i nic. Syn pozostawał ślepy.

– Jak on będzie panować? – martwił się Siemomysł. – Jak obroni kraj przed niemieckim orężem?

Chłopiec skończył siedem lat. Nadszedł uroczysty dzień postrzyżyn. Do gnieźnieńskiego grodu zaproszono wielu gości. Przybyła najbliższa rodzina, stawili się panowie z najbogatszych rodów, zjawili się też kapłani, wróżbici i goście z zagranicy. Stoły uginały się od wykwintnego jadła. Służba co chwila wnosiła na wielkich tacach pieczone dziki i ryby, stawiała misy z serami, dolewała do kielichów pitnego miodu – znanego przysmaku na polskich ziemiach.

W czasie uczty Siemomysł przywołał do siebie starego Miłosza, wiernego doradcę i przyjaciela. Książę zwykł radzić się go od wczesnego dzieciństwa. Miłosz imponował mu swoją mądrością, ale i dobrocią. Zawsze życzliwy, skłonny pomóc każdemu, kto potrzebował wsparcia, był dla Siemomysła wzorem tego, co w człowieku najlepsze. Książę kochał go jak własnego ojca. Teraz widział go pierwszy raz od wielu miesięcy.

– Dobrze cię widzieć, Miłoszu! Cieszę się, że wróciłeś już z podróży.

– Jestem, miłościwy książę. Wróciłem na postrzyżyny twojego syna.

– Mówią, że poznałeś nowego Boga i radziłeś się z Jego kapłanami.

– Oświecił mnie nowy Bóg i odtąd jedynym będzie dla mnie Bogiem. Nakazuje On stać na straży prawdy, kochać piękno i sprawiedliwość.

– Szczytne to cele i nie dziwi mnie, że chcesz Mu służyć, Miłoszu. Ale powiedz, co myślisz o imieniu, jakie wybrałem dla mojego syna?

– A jakie to imię?

– Mieszko.

– Mieszko to piękne imię, odpowiednie dla młodego księcia – powiedział Miłosz. A po chwili namysłu dodał: – To imię zwiastuje twojemu następcy odrodzenie i wielką przyszłość.

– Myślisz, że jest jeszcze nadzieja...

– Tak, książę, wybrałeś odpowiednie imię.

– Skoro tak, możemy zacząć – obwieścił Siemomysł i dał znak, by rozpoczęto obrządek.

Chór dziewcząt zanucił pieśń postrzyżyn.

Wreszcie na progu komnaty pojawiła się matka z synem, byli odziani na biało. Chłopiec wystąpił naprzód i podszedł do księcia. Siemomysł wziął do ręki nożyce i obciął chłopcu długie włosy, nigdy jeszcze nie strzyżone.

– Odtąd będziesz miał na imię Mieszko! – rzekł ze wzruszeniem w głosie. – Niech imię to przyniesie ci sławę i przychylność bogów.

A kiedy wymawiał te słowa, stał się cud. Oczy Mieszka otworzyły się i spojrzały wysoko w górę, jakby tam, pod sklepieniem komnaty, coś wypatrzył. Potem chłopiec skierował wzrok w stronę ojca, a w jego bystrym spojrzeniu czuło się niezwykłą siłę.

– Ojcze mój! Widzę! Widzę!

Zdumieni