Baśń o Jasiu i Francesce - Łukasz Zygmunt Knyziak - ebook

Baśń o Jasiu i Francesce ebook

Łukasz Zygmunt Knyziak

3,5

Opis

Jaś, nieświadomy, że przeszłość ciągnie się za nim długim ogonem, wyrusza do zaczarowanego lasu, by uwolnić z opresji księżniczkę Francescę.

Baśń o Jasiu i Francesce to godna kontynuacja jednej z baśni braci Grimm.

„Już nie był on dzieckiem, lecz przystojnym młodzieńcem, silnym i odważnym, ze szlachetnym sercem...”

Baśń o Jasiu i Francesce jest spełnioną obietnicą, jaką autor złożył swojej wówczas sześcioletniej córce, a obiecał napisać dla niej bajkę. W zamyśle miała być króciutką bajeczką, która narodziła się w notatkach telefonu, w drodze do pracy i z powrotem. Tak też powstała większość Baśni o Jasiu i Francesce, w komunikacji miejskiej, w czasie podróży metrem, autobusami i tramwajami. Początkowo miała być bajeczką dla córki, a stała się baśnią dla wszystkich obecnych i kolejnych pokoleń.

 

Drogie dzieci, rodzice i dziadkowie, zapraszam Was serdecznie do świata, który stworzyłem w zakamarkach mojej wyobraźni, na niezapomnianą przygodę, w którą zabierze Was Baśń o Jasiu i Francesce.

Z pozdrowieniami, Łukasz Zygmunt Knyziak.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 88

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Łukasz Zygmunt Knyziak 2022

ISBN: 978-83-955166-2-7

Wydawca: W Zakamarkach Wyobraźni

Okładka i ilustracje: Aleksandra Adamska-Rzepka

Korekta i skład: PanDawer, www.pandawer.pl

Wydanie drugie, poprawione

Prolog

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami...

był las ciemny za dnia, zamieszkany stworami,

które były zwykłymi

zwierzątkami leśnymi.

W lesie szelesty, cienie, strach i trwogę budziły.

Reszta to wyobraźni siła

sprawiała, że w tym lesie ludzka jaźń szalała.

Krążyły legendy w pobliskim królestwie,

że las ów zaczarowany jest przez złą i okrutną wiedźmę,

która porwała córkę królewską,

piękną, zielonooką, zwaną Francescą.

O miejscu, w którym więziono Francescę

mówiono wiele i dużo więcej jeszcze.

Jedni mawiali, że zamknięto ją w wieży,

inni zaś, że trzymana jest w klatce...

karmiona, tuczona, by zostać zjedzona.

Jeszcze inni, że w wielkiej dziupli w starym drzewie,

lecz jaka jest prawda w istocie nikt nie wie.

Przy wejściu do lasu wiedźma przybiła do drzewa, deseczkę z napisem:

„Uważaj na siebie!

Jak wejdziesz, nie wyjdziesz stąd cały bądź pewien.”

Mimo, iż król miał wielką władzę i zaprawione w bojach wojska liczne,

nikt nie miał w sobie tyle odwagi, by zwrócić wolność jego córce ślicznej.

Każdy, kto tylko przekroczył próg lasu,

wpadał w panikę i trząsł się ze strachu.

Takie właśnie było działanie zaklęcia,

które na to miejsce rzuciła zła wiedźma.

Król bezradny i zrozpaczony,

obiecał wybawcy oddać za żonę

piękną Francesce, a wraz z nią pół królestwa.

Gotów byłby oddać całe z miłości do dziecka.

Wszak miłość do córki od świata jest większa.

Wielu już śmiałków szczęścia próbowało,

by uwolnić królewnę, cieszyć się chwałą,

lecz na nic odwaga ich i zbroje ze stali.

Wszyscy gdzie pieprz rośnie z lasu uciekali...

I. Za głosem serca

Mieszkał blisko lasu, co złą sławą owiany,

Jaś ten, z bajki o Małgosi Wam znany.

Już nie był on dzieckiem,

lecz przystojnym młodzieńcem,

silnym i odważnym ze szlachetnym sercem.

Pewnego wiosennego poranka, gdy leżał na łące,

rozmyślał, patrząc na chmury po niebie płynące.

Jedna z nich postać czarownicy mu przypomniała,

tej co go w chatce z piernika w klatce trzymała

i tłuściutkich, zjeść chciała, wraz z Jasiem, Małgosię.

Okropny śmiech złowieszczy, brodawki na nosie...

Zbyt wielka pewność siebie wiedźmy sprawiła,

że z łatwością Małgosia ją przechytrzyła.

Jaś z uśmiechem na twarzy wspominał tę chwilę,

nabrał wtedy odwagi i poznał swą siłę.

Nagle, myśli jego przerwało coś.

Z gąszczu lasu wydobył się anielski głos.

Dziewczęcy, jakże dźwięczny śpiew.

Umilkły ptaki wraz z szumem drzew.

„ ...Tęsknota mi doskwiera jak natarczywy wróg.

Uwolnij mnie tak szybko, jak tylko będziesz mógł.”

– To głos Franceski. Każdy to wie.

Jaś w niej od dawna miłował się.

Zerwał się z trawy na równe nogi,

że ją uwolnić chce, w mig postanowił.

II. Nazbyt Śmiały

W tym samym momencie od Jasia kilometr niecały

wjeżdżał do lasu w lśniącej zbroi na pięknym koniu białym...

Dzielny Śmiałek,

który sam przed sobą udawał troszeczkę,

że nie zrobiło na nim wrażenia

ostrzeżenie na przybitej do drzewa deseczce.

Uważaj na siebie! Jak wejdziesz,

nie wyjdziesz stąd cały! Bądź pewien!

Koń stanął dęba.

Dzielny Śmiałek szarpał za lejce i krzyczał wściekle:

– No ruszaj nareszcie!

Koń spojrzał na niego surowym wzrokiem.

– Nie waż się krzyknąć na mnie raz jeszcze!

– Jak to?

Mówisz ludzkim głosem?

To jest niemożliwe! –

Koń z uśmiechem na pysku odrzucił na bok grzywę.

– Sam bardzo się dziwię, być może to miejsce

sprawia, że rozumiesz wszystko, co powiedzieć Ci zechcę.

Nie próbuj mnie zmuszać.

Dalej nie pojadę.

Czuję, że coś złego tutaj czai się w trawie.

Przeraża mnie ten przedziwny mrok, jaki w tym miejscu panuje.

– Mnie też on przeraża,

lecz z tobą lub bez ciebie szansy nie zmarnuję.

By zdobyć część królestwa, życie swe zaryzykuję.

Od czego mam zbroję i tak ostre miecze.

Kto wejdzie mi w drogę, tego mocno skaleczę! –

Koń, słysząc jego słowa, parsknął śmiechem.

– Uważaj obyś zamiast ze szczęściem, nie spotkał się z pechem!

Kto nieczystą intencją się w życiu kieruje...

Ten pozna smak atrakcji, jakie zło oferuje! –

Lecz Dzielny Śmiałek już tego nie słyszał,

jakby te słowa były dlań nieważne.

Przekroczył próg lasu czarnego jak noc,

a koń został na polance i zajadał trawkę...

– Ciemno tu troszeczkę. –

Dzielny Śmiałek rzekł niepewnym głosem,

a po jego plecach przeszły zimne dreszcze.

W pośpiechu próbował zapalić pochodnię,

lecz żadna z iskierek podpalić jej nie chce.

W oddali błyszczały dwa małe światełka.

Powolutku zaczął w ich kierunku kroczyć.

Im bardziej się zbliżał, tym mocniej się lękał.

– Może to kot wielki, co chce mnie zaskoczyć.

Wypadnie na mnie z krzaków, by pożreć w całości...

Wszak koty doskonale widzą świat w ciemności.

Nie miałbym z nim żadnych szans, a on dla mnie litości.

Lepiej zboczę z tej drogi, by ocalić kości. –

Nagle... świecące oczy szybko blisko podleciały.

I choć było bardzo ciemno, Dzielny Śmiałek pobladł cały.

Tak bardzo, że wyglądał na rycerza ducha.

Na szczęście nie był to kocur, tylko Stary Mądry Puchacz.

– Czego tutaj szukasz? –

zapytał rycerza.

Dzielny Śmiałek odpowiedział, chociaż nie dowierzał.

– Ludzie powiadają, że gdzieś w tym lesie ukryta jest wieża.

To w jej poszukiwaniu ten ciemny, straszny las przemierzam.

– Jeśli masz czystą duszę i zamiary zdrowe,

los sam cię pokieruje, a serce wskaże drogę!

– Ha!!!

Przecież mam czystą duszę...

I zdrowe zamiary. –

Stary Mądry Puchacz zniknął, a Dzielny Śmiałek został pozornie sam

w ciemnym lesie starym. –

Nagle...!

Po gałązce w jego stronę świecący punkcik się zakradał,

a po chwili tych punkcików była już cała gromada.

Tak duża, że od światełek z tych oczu małych

był na jasnoczerwono oświetlony pobliski teren cały.

Teraz już sylwetki ich wyraźnie się zarysowały.

– To pająki!

– Duże, małe.

Bacznie mu się przyglądały.

Znieruchomiał Dzielny Śmiałek, strachem sparaliżowany.

Te oblazły go całego, mocno siecią obwiązały.

Zawiesiły go na linie

i ukryły w pajęczynie.

Szamotał się do czasu, aż utracił siły.

Nic już nie był w stanie zrobić.

„Gdybym mógł choć miecza dobyć,

umiałbym się wyswobodzić.

Najgorsze, że ten pająk wielki jak pies bacznie mnie strzeże,

a nad głową wciąż latają dwa wampirze nietoperze”.

– Ratunku!

Pomocy!!! –

Krzyczał tak, by go usłyszał każdy.

Nawet hen daleko.

Lecz nie było odpowiedzi, nie wracało nawet echo...

III. Za pan brat!

Na przyleśnej polanie mniej więcej w podobnym czasie,

Jaś ujrzał konia, który się pasie.

Wyraźnie był zadowolony.

– Piękny rumaku, bądź pozdrowiony!

– Dziękuję, wzajemnie drogi kolego!

– Jak to, ty mówisz?

– A cóż w tym dziwnego.

Dobrze rozumiem pańskie zdziwienie,

gdyż sam doświadczyłem tego samego.

Już przekonałem się, że w tym lesie,

każdy może zrozumieć każdego.

– Cudownie!

Zawsze o tym marzyłem,

by móc rozmawiać ze zwierzętami,

gadami, ptakami oraz ssakami.

– Jak widać nawet tak dziwne marzenia mogą się spełniać, dowody już mamy.

Cóż sprowadza, że tak się wyrażę, wrażliwego człowieka

do miejsca, z którego każdy w popłochu ucieka?

– Szukam w tym lesie Księżniczki Franceski.

Pragnę ją uwolnić i zdobyć jej względy.

Gdy tylko usłyszałem jej piękny głos z oddali,

serce zaczęło jak młotem mi walić.

Widziałem ją kiedyś, jest naprawdę piękna.

Wiem jednak, że nie dla syna drwala jest ta panienka.

Lecz przeznaczona, co najmniej dla księcia.

– A co z wiedźmą?

Powiedz, czy jej się nie lękasz?

– W tak trudnych chwilach lękam się zawsze,

gdyż przeciwników nie lekceważę.

Raz już w swoim życiu wiedźmę pokonałem

wraz z siostrą Małgosią.

Wtedy byłem mały...

– A więc to ty jesteś tym Jasiem!

Doprawdy to niebywałe!

Wiele o Jasiu z Małgosią żem słyszał.

Niejeden wielki poeta o was bajkę napisał.

– Byłbym zaszczycony drogi przyjacielu,

gdybyśmy mówili sobie po imieniu.

– Proszę pozwolić, że się przedstawię.

Mnie drogi panie zwą Biały Daniel.

Jeśli masz ochotę...

Chętnie ci pomogę.

Wskakuj, więc w siodło! –

Jaś wskoczył natychmiast.

– Ruszajmy w drogę!

IV. Głowa nie od parady!

W jednej z komnat wieży,

gdzie na półeczkach leży

setka fiolek i słoików

i przeróżnych specyfików,

oraz wielkich ksiąg z czarami

i różnymi zaklęciami,

siedząc przy okrągłym stole,

wiedźma bardzo czule

głaszcze swoją kulę.

Rozmawia z nią jak z przyjaciółką, w jej głąb się wpatruje.

– Zobaczmy jak się miewa Dzielny Śmiałek.

Czy zdoła się wyswobodzić, czy zostanie pajęczym obiadem?

Niech mocniejsze będą sieci!

Czary Mary!

– Ludmiło! Spójrz, kto wjeżdża do lasu!

Nasz przyjaciel stary.

– Wiele lat czekałam właśnie na tę chwilę.

– Zatem przywitajmy Jasia należycie mile!

– Zafunduję z przyjemnością,

czar zbłądzenia naszym gościom,

żeby w kółko się kręcili

i do celu nie dobili.

Abra dabra i kadabra!

Niech się skręci i zapętli w owym lesie ścieżka każda!

Tak długo razem w półmroku jeździli,

że się do ciemności już przyzwyczaili.

A oczy ich dużo wyraźniej widziały,

gdyż się do ciemności też przystosowały.

– Danielu z pewnością już tutaj byliśmy.

Poznaję to miejsce, jest charakterystyczne.

Widzisz?

Na tym drzewie są malutkie drzwiczki.

– Wygląda to całkiem jak domek dla lalek.

– Jest fantastyczny!

– Jasiu podjedźmy tam i zapukaj.

Proszę cię...

No dalej! –

Jaś podszedł ostrożnie i kołatką zapukał...

– Kto tam?!! –

Zawołał Stary Mądry Puchacz.

– Spokojnie!

Już otwieram, nie trzeba tak pukać! –

A gdy już otworzył...

Jak wryci stanęli,

światłem z jego oczu lekko oślepieni.

– A... to ty Danielu.

Witam cię mój drogi!

Cóż to was sprowadza w moje skromne progi?

– Prawdę mówiąc, przypadkiem tutaj trafiliśmy.

Zbłądziliśmy

szukając królewny,

o której porwaniu krążą tak liczne legendy.

– Lokalne wyrocznie traktują o młodzieńcu,

który, kierując się intencją szczerą, zły czar odmieni,

jaki po tym lesie się rozprzestrzenił.

Ma on moc, by pokonać najpotężniejszą z wiedźm Doliny Cieni. –

Puchacz w oczach Jasia wrażenie sprawiał,

jakby to ktoś inny przez niego przemawiał.

Odrzekł, więc z przekąsem.

– Dobrze by się stało, gdyby ktoś taki się zjawił.

Może by widoczność w tym lesie poprawił. –

Następnie szepnął Danielowi do ucha.

– Chodźmy stąd, to jakiś wariat.

– Nie obawiaj się Jasiu, to jest Stary Mądry Puchacz.

Nie robi on krzywdy, warto go wysłuchać.

Puchaczu przedstawiam ci z szacunkiem całym,

to jest Jaś.

Ten sam, który jako chłopiec mały pokonał...

– Nie kończ, Danielu.

Znam tych zdarzeń przebieg cały. –

Zakrył dziób skrzydłami, dając znak tym samym.

– Lepiej mówmy ciszej.

Ktoś, kto nie powinien, mógłby nas usłyszeć.

Ludmiła ma wszędzie oczy i uszy,

a wszystko co tu powiem może wam posłużyć

do tego, by skuteczniej jej chytry plan zburzyć...

Ludmiła do kuli.

– Nie słychać co mówią.

– Z pewnością coś knują.

– Nawet nie przeczują

niespodzianek, jakie dzisiaj dla nich się szykują. –

Obie zaczęły głośno i złowieszczo się śmiać.

Każdy kto ów śmiech usłyszał zaczynał się bać.

Francesca więziona w komnacie o dwa piętra wyżej

wiedziała, że niebezpieczeństwo jest już coraz bliżej.

Tymczasem Puchacz kontynuuje.

Każdy z nich rad tych słucha, i zapamiętuje.

Rozumieją jak bardzo są one bezcenne

i że mogą się przydać w trudnej sytuacji niejednej.

– Wiecie dlaczego każdy z lasu w popłochu ucieka?

Ci z chciwości biedni

do niczego nie są Ludmile potrzebni.

Nie na nich tu czeka.

Tylko na ciebie, mój drogi Jasiu.

Całymi latami swój plan układała,

by następnie podstępem zwabić cię do lasu.

Twoją przewagą jest to, że wiesz o tym.

Przygotujcie się na to, by zwalczać kłopoty.

Bądźcie ostrożni i wypoczęci.

Ona czeka na to byście utracili chęci

i zaczęli popełniać nierozważne błędy.

Bo każdy kto zły jest, jest również podstępny.

Jedno mi bardzo humor poprawia,

a mianowicie...

Każdy dobry uczynek spełniony w tym lesie sprawia,

że moc czarów wiedźmy znacznie się osłabia.

To tyle, co dla was na dziś zrobić mogę,

idźcie po swoje ze spokojem i z Bogiem.

Przy tym innym nie robiąc krzywdy!

A i jeszcze jedno Danielu.

Nie trzymaj się ścieżek, tylko obranego celu.

– Dziękujemy za rady, to miłe z twojej strony. –

Jaś tak jak Daniel ukłonił się nisko.

– Cieszę się, że cię poznałem, jestem zaszczycony.

– I ja również przyjacielu.

– Dziękuję za wszystko.

– Do widzenia Stary Mądry Puchaczu!

– Do widzenia i powodzenia Danielu i Jasiu! –

Puchacz wrócił do domku, a dwaj towarzysze

ruszyli w drogę czym prędzej,

nie chcąc, by Francesca musiała cierpieć przez niewolę więcej.

Daniel by uniknąć niepotrzebnych przygód,

jechał przez tereny pozbawione wygód,

mijając ze ścieżek kręte serpentyny,

gdyż słuchał rad Puchacza i obrał swój azymut.

Po godzinie takiej jazdy postanowił, że przystanie

gdyż usłyszał na swym grzbiecie donośne chrapanie...

V. Nocne mary

Jaś poczuł na swojej twarzy ciepło słonecznych promieni,

a las, w którym się znajdował całkowicie się odmienił.

Powróciły wszystkie barwy, motyl latał i ptak śpiewał.

– Znów przebija się przez drzewa szarość chmur i błękit nieba. –

Jaś w mig pojął co się stało,

serce mocniej mu zabiło.

– Czy ktoś uwolnił już Francescę i straciłem swoją miłość?

Zaraz...

Dobrze znam to miejsce.

Za dnia jest naprawdę piękne.

Przecież tam mieszka pan Puchacz,

to są te drzwi malusieńkie. –

Potrzebował odpowiedzi na pytanie, co go trapi.

– Gdzie się podział Biały Daniel i dlaczego mnie zostawił? –

Pukał, lecz nikt nie otwierał.

Nagle znikąd się pojawił,

nurtem powietrza niesiony,

list.

„Dostarczyć do rąk własnych”. –

Głosił napis wytłoczony –

fantazyjną kaligrafią na białej kopercie,

która sama doleciała prosto w adresata ręce.

Rozerwał ją i wyjął czarną chustkę aksamitną,

na której pismo wyhaftowano ze szczerego złota nitką.

– Na ścianie tańczy płomienia świecy cień.

Chciałabym znów wśród bliskich witać nowy dzień.

Obejrzeć słońca pomarańczowy wschód.

Proszę, uwolnij mnie tak szybko, jak będziesz mógł.

Zła wiedźma mówiła, że mnie uwięziła,

aby zwabić tu chłopca, z którym połączy mnie siła,

która mocniejsza jest nawet niż życia kres.

Skosztować bym chciała wolności, choćby kęs.

Tylko nadzieja i wiara przywraca życiu sens.

Tęsknota mi doskwiera, jak natarczywy wróg.

Uwolnij mnie tak szybko, jak tylko będziesz mógł. –

W oddali gdzieś samotny wilk smutno wył.

List w rękach Jasia rozsypał się w złocisty pył.

Nagle zerwał się silny wiatr,

szyszki sypały się jak z nieba grad.

Tuż przed Jasiem ciężki konar spadł.

Niebo zakryły burzowe chmury,

grzmiało potężnie i lunął deszcz.

Wiedział, że nie ma innego wyjścia,

musiał koniecznie schować się gdzieś.

W oddali ujrzał na kurzej łapce z piernika dom.

Na szczęście drzwi od niego na oścież otwarte są.

Ile sił w nogach zaczął biec.

W środku była ona wpatrzona w rozżarzony piec.

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem,

wpadł z deszczu pod rynnę, a to pech.

Na grubym łańcuchu zsunęła się klatka,

uwięziła Jasia pułapka.

Rozległ się złowieszczy i triumfalny śmiech...

A Daniel?

Biegnie uradowany,

przez bory, lasy, łąki, polany.

Tuż obok niego piękna Kasztanka,

klacz jakiejś księżniczki...

miał nadzieję, że Franceski –

jego serca wybranka.

Poznali się w stajni, na jednym z królewskich bali.

Traf chciał, że w boksach na przeciwko siebie stali.

Gdy tylko oczy ich się spotkały,

zawstydzeni nieśmiało łby odwracali.

Przez cały ten czas o sobie myśleli.

Daniel, że jest ona najpiękniejszą w świecie.

Kasztanka zaś, że jest bardzo przystojny.

Nigdy przedtem nie widziała rumaka z maścią o tak śnieżnej bieli.

Nie mieli wtedy nawet pojęcia,

że miłość właśnie w tym oto momencie,

na wieczność związała niewidzialną nicią,

ich jednym rytmem bijące dwa serca.

Kasztanka zasnęła pod wieżą,

wyczekując wiernie powrotu swej pani.

Razem z Danielem we śnie się spotkali...

VI. Na przynętę

Gdyby kula tylko mogła to by się skuliła.

Krzyczy i wyżywa się na niej wściekła Ludmiła.

– Do jasnej wiedźmy strasznej!

Nie dam im się zrobić w jajo!

Zamiast błądzić, ścieżki kręte omijają!

Zamiast siły tracić, smacznie śpią, wypoczywają.

– Nie przejmuj się, moja pani.

Przecież nie są aż tak cwani.

Zawiódł plan?

Mówi się trudno, wprowadzimy awaryjny.

Nim dobry uczynek sprawią, prędko Śmiałka uwolnijmy!

– Pozjadane już zostały wszystkie schwytane ofiary.

Mimo to, wciąż nienasycony był włochaty pająk stary.

Podszedł do Dzielnego Śmiałka...

Objął go wszystkimi swoimi łapami.

Przez dłuższą chwilę zaglądał mu głęboko w oczy,

oblizując się czasami.