4,20 zł
Publikacja zawiera bajki i opowiastki takich mistrzów pióra jak: Stanisław Jachowicz, Teofil Nowosielski, Tymoteusz Radziszewski, Ignacy Krasicki, Franciszek Morawski, Antoni Górecki, Tetmajer, Rajszlel, Morawski i Miniewski.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 49
Antologia
Bajki i powiastki dla dzieci
z celniejszych bajkopisarzy polskich
wybrane -
- zredagował Ernest Wilhelm Günther
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Tekst wg edycji:
Bajki i powiastki dla dzieci z celniejszych bajko-pisarzy polskich wybrane
Pod redakcją i nakładem Ernesta Wilhelma Günthera
Leszno 1850
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7950-969-0
BAJKI
Piłka się raz z chłopców śmiała,
Że wyżej od nich skakała;
Urażeni żarty temi,
Nie podnieśli piłki z ziemi;
Błąd poznała nieboraczka,
I ze wstydu spiekła raczka.
Piał kogucik: kukuryku!
Wstawaj rano, mój chłopczyku. —
A chłopczyk się ze snu budzi,
Patrzy.... dużo chodzi ludzi;
Więc się szybko zrywa z łóżka,
By nie uszedł za leniuszka;
I rzekł: za twe kukuryku
Dziękuję ci koguciku.
Były to dwa kotki:
Jeden ładny, lecz z szafek wyjadał łakotki;
Drugi brzydki, bury,
Ale płoszył szczury.
Powiedźcież mi, dzieci, którego wolicie?
Burego! Burego! — O dobrze robicie!
Bo ten godzien przychylności,
Kto dopełnia powinności;
A bardzo nieładnie,
Kiedy kotek kradnie.
W poobiednej godzinie
Zachciało się spać dziecinie;
A trzeba zważać i na to:
Że to skwarne było lato.
Co się zdrzemnie, to jej muszka
Brzęknie głośno koło uszka;
A inna znowu swawolnie
Ostrem ją żądełkiem kolnie.
Moje muszki! rzecze dziecię,
Dla czegóż wy mnie budzicie?
Ja leżę spokojnie sobie,
I nic wam złego nierobię.
W nocy, kto chce, to spać może.
Nie przeszkadzamy w tej porze;
We dnie każdy ma bydź czynny,
I dzieci spać niepowinny.
Kotka suczkę przestrzegała:
By kiełbaski nie ruszała;
A suczka jej odpowiada:
Przykład lepszy, niźli rada.
Wpadła w strumyk pszczółka mała,
Skrzydełkami trzepotała,
Już w nich siłę utraciła,
O w jakimże strachu była!
Gołąbeczek śnieżno-piory,
Na ratunek bliźnich skory,
Spuszcza listek.... pszczółka rada
Na zieloną łódkę siada,
Skrzydła siłę odzyskały,
I uleciał owad mały.
Nikt o swem nieszczęściu nie wie,
Jakoś wkrótce gołąbek siadł sobie na drzewie,
Spokojny! szczęśliwy!
Aż tu myśliwy
Wymierza strzelbę, chce go zgładzić z świata!
Pszczółka przylata,
Utnie go żądłem w rękę, strzał ptaszynę mija:
Ocalona swobodnie w powietrze się wzbija.
Tak zawsze dobroczynność wdzięcznością się płaci,
Nieśmy pomoc w nieszczęściu dla naszych współbraci.
Jeszcze w zielonej skórce,
Dostał się orzech wiewiórce,
Ledwie go dotknie drobnemi ząbkami,
„Jakże mię,“ rzecze, „moja Matka mami,“
Nie raz mi to powiadała:
Że orzeszek potrawa arcy-doskonała;
Dziękuję za nią.“ — Wtem rzuci orzechem.
Podjęła go małpa z śmiechem;
Bierze w łapki, rozłupywa,
Słodkie ziarko wydobywa,
I gdy go zajada sama,
Rzecze wiewiórce: „Dobrze mówi Mama,
Dobry orzeszek, lecz trzeba zgryźć wprzódy.
Trzeba wprzód popracować, kto chce mieć wygody.“
Puk, puk, ptaszek do okienka,
„Niech tam otworzy panienka;
„Bo to teraz straszna zima,
„Nigdzie i ziareczka niema!“ —
I ptaszynie otworzyli,
Ogrzali, i nakarmili,
A ptaszynka wdzięczna za to,
Śpiewała im całe lato.
Była to raz pszczółka mała,
Co miodek z kwiatków zbierała:
Od kwiateczka do kwiateczka
Latała sobie pszczółeczka;
Nigdy próżno nie wróciła,
Dużo miodku nanosiła.
Przyszła jesień, zima chłodna,
Pszczółeczkaby była głodna;
Lecz że w lecie pracowała,
Wzimie się głodu niebała.
Pracujcież więc i wy dziatki!
Póki pora, póki kwiatki;
A na starość mieć będziecie:
Zapasy zebrane w lecie.
Przy Wisłoce na brzegu
Chodził wróbel po śniegu,
A dzieci się ślizgały,
Na wróbelka wołały:
„Hej ptaszyno niebożę!
„Zimno teraz na dworze,
„Oj biedaki! biedaki!
„Kiedy przyjdzie mróz taki.“ —
A wróbelek odrzecze:
„Że jest zimno, nie przeczę,
„Lecz nie biedne ptaszęta,
Bóg i o nich pamięta.“
Żal mi was, moje gąski, że boso chodzicie,
Mówiło dziecię,
Jabym wam dał trzewiczki, siostrzyczka pończoszki,
I byłoby ładniej troszki.
A gąski powiedziały: „Nic nam to nie szkodzi,
Nie ten szczęśliwy, co w trzewiczkach chodzi.“
Czym mniej potrzebujemy, tym szczęśliwsze życie.
Pamiętaj sobie dobrze tę naukę, dziecię!
„Niema na polu zboża odrobiny,
Z głodu giniemy nieszczęsne ptaszyny,
A zasłyszawszy, że tutaj młócicie,
Biegniemy z prośbą: ocalcie nam życie!“
Dobrzy wieśniacy tych próśb wysłuchali,
Ubogim ptaszkom ziarnek nasypali;
I jaki taki pomyślał sam sobie:
Daj też biedniejszym, gdy Bóg daje tobie.
Kotek z ostremi pazury,
Piesek sprzecznej z min natury,
Lękliwa myszka i ptaszek nieśmiały
Razem się z sobą schowały.
Prześliczna zgoda była między niemi;
Nieraz się kotek z pieskiem położył na ziemi,
A myszka sobie wesoło
Biegała w około;
Ptaszek w górę podlatywał,
I swobodnie wyśpiewywał.
Nawet kiedy jeść im dano,
Poróżnienia nie widziano.
Rzadka w świecie zgoda taka,
Kot ustąpił dla myszy, a piesek dla ptaka.
Powiecie, że to bajka? mylne wasze zdanie;
Tych cudów dokazuje dobre wychowanie.
Pamiętajcież, dzieci, o tem:
Kiedy pies się zgodził z kotem,
Jakże to będzie nieładnie:
Skoro niezgoda między was się wkradnie.
„Czemu się czysto myjesz,“ pytano raz kota?
„Bo czystość — odpowiedział — jest to piękna cnota.“
Jakoż doprawdy, kocina
Mył się prawie co godzina.
Chętnie mu do pokoju wchodzić pozwalano,
Powszechnie go kochano,
Doznawał wszelkich pieszczotek;
A czemu? bo czysty był kotek.
„Patrzcie no: żebraczek!
W tej czarnej sukmanie,
Głodny nieboraczek,
Gdy zima nastanie.
Dzieci! dzieci! dla przykładu,
Dajcie mu też co z obiadu.“
Tu ucieszone dziecinki
Dalej zbierać odrobinki;
Ochoczo się ubiegały,
By krukowi jeść podały;
Co pod oknem, jak żebraczek,
Głodny chodził nieboraczek. —
Dobroczynny, ludzki, tkliwy,
Nie pyta, kto nieszczęśliwy,
Komu może,
To pomoże;
Boś tak kazał dobry Boże!
Dano śniadanie dla dziatek,
A Matka, jak zwyczaj Matek,
Łamie bułeczki, mleka nalewa,
Serwetką dzieci okrywa,
Nie żałuje cukru, ciasteczek,
Dla ukochanych dziateczek.
Myszka się patrzy zdaleka,
I czeka.
Czyli niepadnie jaka odrobinka;
Jakoż istotnie cukru upadla kruszynka.
Zbliża się myszka nieśmiała,
Pani łupnęła nogą, i ruszyć niedała.
Przepraszam.... ależ Pani kochasz dzieci swoje,
O! i ja kocham moje!
Myślałam, że co upadnie,
Tego podnosić Panom nieładnie;
Że to dla biednych zostanie,
Że mogłabym to zanieść dzieciom na śniadanie.
Ale kiedy się niegodzi,
To biedna myszka odchodzi.
Łzy stanęły w oczach Pani,
Upuściła cukru