Aru Shah i Złote Miasto - Roshani Chokshi - ebook + książka

Aru Shah i Złote Miasto ebook

Roshani Chokshi

4,4

Opis

Aru Shah wypowiedziała życzenie przy Drzewie Życzeń – ale nie pamięta jego treści. Przy czym ma prawie całkowitą pewność, że nie życzyła sobie kolejnej siostry… Kara twierdzi, że też jest córką Śpiącego. To także jedyna osoba, która może pomóc Aru w ucieczce z kryjówki Śpiącego i powrocie do domu, więc nasza bohaterka nie ma wyjścia: musi zaufać Karze.

Aru dręczą też wątpliwości, czy powinna nadal walczyć po stronie dewów w wojnie z asurami. Bogowie do tej pory nie wykazywali się zbytnią szczerością wobec niej i jej przyjaciół. Jak Kubera, władca złotego miasta Lanka, który obiecał drużynie Ziemniaków dwie potężne bronie, ale pod warunkiem że siostry przejdą pomyślnie ciężkie próby. Jeśli im się nie uda, nie będą miały szans w walce z armią Śpiącego, która ma niebawem ruszyć na Lankę, a później na cały Innoświat.

Aru niepokoi najbardziej jedno: dlaczego zawiedli ją wszyscy dorośli, których kochała i którym ufała. Czy zdoła się z tym pogodzić, zanim będzie musiała stanąć do najtrudniejszej walki w swoim życiu?

Czwarty tom serii o Pandawach zapiera dech w piersi magią i jest pełen niesamowitych stworzeń, podstępnych bogóworaz przezabawnych dialogów. Kto go przeczyta, nie będzie mógł się doczekać ostatniej części tej serii!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 415

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (22 oceny)
12
7
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
iCate0

Dobrze spędzony czas

Och wow, to było świetne 🤩
00

Popularność




Tytuł oryginału

Aru Shah and the City of Gold. A Pandava Novel, Book Four

Copyright © 2021 by Roshani Chokshi. By arrangement with the author. All rights reserved.

Jacket illustration © 2021 by Abigail L. Dela Cruz c/o Lemonade Illustration Agency

Jacket design by Tyler Nevins

Ornament illustration by Keith Robinson

Copyright © for the Polish translation by Marta Duda-Gryc, 2021

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2021

Konsultacja indologiczna

prof. dr hab. Lidia Sudyka

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska „Od A do Z” (oda-doz.pl)

Redakcja

Magdalena Tytuła

Korekta

Katarzyna Kolowca-Chmura

Opracowanie okładki i DTP

Stefan Łaskawiec

Opracowanie wersji elektronicznej

Wydanie I, Kraków 2021

ISBN EPUB 978-83-66173-92-7

ISBN MOBI 978-83-66173-93-4

Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

[email protected]

Cookie, Poggle i Rat, moje najwspanialsze, najbardziej przewrotne rodzeństwo – ta książka jest dla Was.

Drodzy Czytelnicy!

Muszę się Wam do czegoś przyznać. To, co trzymacie teraz w rękach (uszach/pazurach itd.), jest ni mniej, ni więcej jak dziką, żarłocznie głodną… opowieścią. „Co za bzdura! – powiecie. – To po prostu zwykła historia i nic poza tym!”

No cóż…

Na Waszym miejscu sprawdziłabym jutro, czy Wasza książka leży tam, gdzie ją wczoraj zostawiliście. W końcu opowieści są żywe. I dość wrażliwe. Nie ma czegoś takiego jak „zwykła historia” i dlatego chciałam Wam powiedzieć o czymś jeszcze.

Jak wiele innych opowieści, które napisałam w przeszłości, uważam i tę za coś żywego i sądzę, że powinniście wiedzieć, że wyrasta ona z prawdziwej, praktykowanej przez wyznawców religii – z hinduizmu. Jedną z najpiękniejszych rzeczy w mitologii indyjskiej jest to, że głęboko wiąże się ona ze świętością. Jako praktykująca wyznawczyni hinduizmu chciałam – dając się porwać wyobraźni – zadbać o to, żeby moje pomysły w tej książce nie stały w sprzeczności z niczym świętym. Dlatego większość bóstw pojawiających się na tych stronach miała większe znaczenie w okresie wedyjskim, który zaczął się około 1500 lat przed naszą erą. Wielu uczonych uważa wedyzm za poprzednika tego, co można nazwać klasycznym hinduizmem. Bóstwa takie jak Durga-Maa, Wisznu, Brahma i Śiwa nie pojawią się w tym cyklu książek.

Ta historia nie ma być wprowadzeniem do hinduizmu czy mitologii hinduskiej, która jest cudownie różnorodna. Mam jednak nadzieję, że zobaczycie w niej to, czym chciałam ją uczynić: jest wąskim, barwnym witrażem otwierającym widok na jeszcze bardziej kolorowy ocean opowieści i tradycji. Gawędziarze zwykli mówić o tym, co kochają, a jedną z rzeczy, które najbardziej kochałam, kiedy dorastałam, było słuchanie, jak Ba opowiada mi o bogach, bohaterach i demonach. Cały ten cykl książek o Aru jest więc dla mnie długim listem miłosnym.

Mam nadzieję, że moja opowieść pobudzi Waszą ciekawość i wyobraźnię, a jeśli szczęście jest po mojej stronie, to wkradnie się do Waszych serc i zamieszka w nich na dłużej.

Serdecznie Was pozdrawiam.

Roshani

Rozdział 1To ja, twoja nieznana krewna! [tu wstawić radosne machanie rękami]

Aru Shah poczuła się tak, jakby strzelił w nią piorun. Naprawdę. A dzięki pewnemu okropnemu eksperymentowi dobrze znała to uczucie. Kiedyś strasznie się nudziła i wpadło jej do głowy, żeby sprawdzić, jak to jest, kiedy człowieka trafi piorun. Postanowiła w tym celu użyć wadźry – swojego podręcznego pioruna, który mógł też przybierać kształt piłeczki pingpongowej.

– Kobieto, na serio?! – zawołała wtedy Brynne.

– Nie mogę na to patrzeć – oświadczyła Mini. – Przecież możesz…

– Przecież nieumrę! – Aru przewróciła oczami. – Jestem półboginią!

– Ale to nie znaczy, że Indra cię ochroni. – Mini skrzyżowała ramiona.

Aru podrzuciła do góry piłeczkę pingpongową („Wierzcie mi, nic złego się nie stanie”), a potem odbiła ją czołem jeszcze wyżej.

Sześć godzin później obudziła się z potwornym bólem głowy, nerwowym tikiem w lewej powiece i włosami w poważnym stadium naelektryzowania.

Przez cały tydzień wydawało się jej, jakby ktoś jej mózgiem grał w piłkę. Chociaż może czuła się tak dlatego, że Mini bez przerwy zadawała jej pytania z geografii, żeby sprawdzić jej „stan neurologiczny”.

Aru postanowiła, że nie będzie się tak czuła nigdy więcej.

I co? I właśnie siedziała przykuta do ściany w jaskini Śpiącego z wrażeniem, jakby przed chwilą porażono ją prądem. Nie odrywała wzroku od dziewczyny o imieniu Kara, która przykucnęła przed nią na ziemi.

– Jestemjego córką – powiedziała Kara.

Aru zamrugała – szumiało jej w głowie.

– Jesteś… Jesteś córką Śpiącego?!

Kara skinęła głową. Kiedy przed chwilą powiedziała te słowa, w jej głosie brzmiała duma; podniosła wysoko głowę i patrzyła na Aru z góry, wyniośle. Teraz jednak przez jej twarz przemknęło coś na kształt smutku i braku pewności.

– Ale ty też jesteś jego córką… Czy to znaczy… Czy to znaczy, że jesteśmy siostrami?

„Siostrami” –pomyślała Aru. Uważała Brynne i Mini za siostry, choć nie łączyło ich przecież pokrewieństwo. Ale Kara? Tu sprawy miały się inaczej. Przez chwilę zastanawiała się, czy może Kara jest jeszcze jednym zreinkarnowanym bratem Pandawą, ale przecież było to niemożliwe. Jak wiadomo, było tylko pięciu Pandawów i wakaty w drużynie zapełniły się, kiedy dołączyły do nich bliźniaczki: Sheela i Nikita.

„Czy naprawdę jesteśmy spokrewnione?”– zastanawiała się Shah.

Kara zdawała się mniej więcej w wieku Aru… Czy to oznaczało, że są nieidentycznymi bliźniaczkami? Aru uważnie studiowała twarz dziewczyny, szukając w niej czegoś podobnego do swoich rysów, ale niczego takiego nie dostrzegała. Kara miała szerokie usta, duże brązowozłote oczy, proste czekoladowe włosy sięgające ramion, wydatne kości policzkowe i ciemną, lśniącą skórę. Choćby Aru czesała włosy przez sto lat, nigdy by nie wyglądały na tak gładkie. A jej skóra osiągnęła taki blask może z raz – kiedy Aru stanęła pod lampą i bardzo szybko się pod nią obracała.

Zwykle nie pozwalała, żeby coś takiego psuło jej humor, ale w podobnych sytuacjach rodziła się w niej dotkliwa świadomość, że w niczym nie przypomina swoich wytwornych, pięknych rodziców.

A tymczasem Kara… owszem, wyglądała tak jak oni. Ale jeśli Kara była jej siostrą, to dlaczego Aru nie widziała jej w Sadzawce Przeszłości?

– Wiem, co myślisz – oświadczyła Kara.

– Wątpię – mruknęła Aru, jednak Kara nie zwróciła na to uwagi.

– Martwił się, że będziesz próbowała uciec, więc zmienił mój pokój tak, żeby wyglądał jak jakiś okropny loch – wyjaśniła Kara. – Ale w rzeczywistości wcale nie jest taki straszny.

Kara postukała w kamień obok siebie błyszczącym pierścionkiem z białego złota, który zdobił jej palec. W tej samej chwili ściany drgnęły i cała jaskinia przemieniła się we wspaniałą bibliotekę z półkami wykutymi w skale. Pod sklepieniem zaczarowana kula roztaczała iluzję ciepłego światła słonecznego, a wszędzie w ścianach znajdowały się nisze wypełnione po brzegi poduszkami, lalkami i innymi zabawkami. We wnęce w tylnej ścianie widać było półuchylone drzwi, przez które Aru dostrzegła porządnie posłane łóżko nakryte jasnożółtym kocem. Na poduszce siedział pluszowy królik.

Aru na widok ogromnego ekranu w ścianie naprzeciw, na którym zastygł napis: netflix, kompletnie zapomniała, że nadal jest przykuta do skały.

Dziewczyna wpatrywała się w ekran w osłupieniu. Skąd złoczyńcy biorą podziemne kryjówki z internetem? Na sekundę przed jej oczami pojawiła się osobliwa scena, w której demoniczny agent nieruchomości poklepywał dumnie skalną ścianę: „Wyposażenie obejmuje bagno z krokodylami i Wi-Fi w cenie!”.

– Na pewno jesteś przyzwyczajona do dużo fajniejszych rzeczy w ludzkim świecie – powiedziała szybko Kara. – Ale tata starał się, jak mógł.

Tata.

Aru poczuła ostre ukłucie w sercu; zalały ją wspomnienia z poprzedniego dnia. Nazwała Śpiącego tatą jeden jedyny raz – kiedy sądziła, że ona i jej siostry nie mają szans w walce z jego armią. Miała nadzieję, że kiedy tak do niego powie, zaboli go to tak samo jak ją.

Wciąż słyszała brzęk zderzających się ostrzy i bitewne krzyki, kiedy walczyli w magicznym gaju Aranjani, bogini lasu i obrończyni Kalpawrikszy, drzewa spełniającego życzenia.

Aru pamiętała, jak zarzuciła Śpiącemu ręce na szyję, jakby chciała się do niego przytulić. Ale nie był to serdeczny uścisk – miało mu to przypomnieć o osobie, jaką mógł być, o wszystkich wspomnieniach poświęconych przez niego w szaleńczym poszukiwaniu drzewa, które – jak sądził – było w stanie zmienić jego przeznaczenie.

Aru przypomniała sobie nawet, że udało jej się znaleźć Drzewo Życzeń…

Ale nie miała pojęcia, czy wypowiedziała życzenie. Kiedy natężyła pamięć, jej mózg ukazał jej tylko wizję śniegu.

Co nie miało sensu.

Potrząsnęła głową. Pomartwi się tym później. W tej chwili powinna się dowiedzieć, co się stało z Brynne, Mini, Sheelą i Nikitą, Rudym i Aidenem. Czy byli bezpieczni? Udało im się uciec? A może Śpiący ich też porwał?

– Co ja tu robię? – zapytała na głos Aru.

– Chce, żebyś była bezpieczna – odparła Kara i zaraz dodała nerwowym tonem: – Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale wiem o tobie masę rzeczy. Tata powiedział, że twoja mama nie pozwalała mu się z tobą zobaczyć.

Twoja mama. Aha, czyli Aru i Kara nie były bliźniaczkami. Czyli Śpiący zdradził Krittikę? Aru zrobiło się niedobrze. Czy właśnie odkryła prawdziwy powód, dla którego jej mama uwięziła go w lampie?

– Sprowadził cię tutaj, żebyśmy mogli być rodziną – ciągnęła Kara.

Rodziną. Aru aż się wzdrygnęła. Gdyby jej tata naprawdę chciał, żeby byli rodziną, nie zostałby potworem. W tej samej chwili jednak podstępny głos w jej głowie zaszeptał: „Ale widziałaś, że zmuszono go do oddania swoich wspomnień, Aru Shah. Wiesz, że być może nie mógł nic na to poradzić, że stał się tym, kim jest…”.

– A gdzie on jest? – spytała Aru. – I gdzie są wszyscy?

– Przyniósł tylko ciebie – odparła szybko Kara. – I od razu odszedł. Ale… zanim to zrobił, opracował plan. Jego armia zamierza ruszyć na Lankę przed końcem tygodnia.

Na Lankę? Aru znała tę nazwę. Było to miasto złota, w którym panował Kubera, bóg bogactwa i skarbów. Słowa „ruszyć na Lankę” wzbudziły w dziewczynie falę paniki. Atak? Tak szybko? Dewowie nie będą się tego spodziewali. Musiała ostrzec Innoświat. I swoje siostry. Swoje prawdziwe siostry.

Aru spojrzała na swoją rękę i odkryła, że łańcuch przykuwający ją do ściany jest tylko iluzją – w rzeczywistości na nadgarstku miała zawiązaną cienką wstążkę. Szarpnęła rękę i wstążka się zerwała. Z jej drugiego nadgarstka zwisała z plecionej bransoletki szklana kulka z wadźrą w postaci piłeczki. Aru rzuciła mocno kulką o grunt – szkło rozbiło się na drobne kawałki.

Wadźra odbiła się do góry, a kiedy Aru ją złapała, delikatny, rozkoszny prąd popłynął wzdłuż jej ramion i jej naelektryzowane włosy zaczęły się unosić. Wstała gwałtownie, omiatając uważnym wzrokiem pokój.

– Nie możesz odejść! – W głosie Kary brzmiała panika.

– Zaraz zobaczymy – warknęła Aru i cisnęła wadźrą w półki z książkami.

Elektryczność zamigotała na całej trzydziestometrowej ścianie z półkami. W powietrzu rozległ się grom i kilka książek zajęło się ogniem. Ściana jak stała, tak stała.

– Jest zaimpregnowana zaczarowaną gumą – wyjaśniła Kara. – Mogłabyś spalić tu wszystko, ale i tak nie zdołasz się stąd wydostać. Tylko ja… Tylko ja mogłabym ci w tym pomóc.

Aru odwróciła się gwałtownie. Sądziła, że Kara patrzy na nią wyniośle, ale nie – na jej twarzy malowała się niepewna mina, jakby Kara nie miała dużej praktyki w rozmowie z innymi ludźmi. Obróciła na wskazującym palcu pierścionek.

– Jeśli… Jeśli chcesz być wolna – wykrztusiła, podnosząc sztywno głowę – to… to musisz mi coś obiecać.

– Co takiego?

Kara przełknęła mocno ślinę.

– Chcę, żebyś zabrała mnie ze sobą.

Rozdział 2LOL, nie

Aru popatrzyła w szoku na dziewczynę.

– Mam cię zabrać ze sobą? Eeee… nie?! Po pierwsze: nie znam cię…

– Ale… jestem twoją siostrą! – zawołała Kara. – Wiem, że wychowałaś się sama i że jesteś wcieleniem Pandawy, i że…

– Słuchaj. Po pierwsze: nigdy wcześniej się nie widziałyśmy! Lepiej niż ciebie znam moją skrzynkę na listy. Po drugie: prawie na pewno nas mu wydasz. Słyszałam, jak o nim mówisz, i nie wygląda to tak, jakby cię tutaj więził! – Aru wskazała gniewnie na zabawki i książki.

– Tyle że… To wszystko nie tak! – zaprotestowała Kara. – Mieszkam tu dopiero od dwóch lat!

Aru zmarszczyła brwi.

– A wcześniej?

– Żyłam w takim… złym miejscu – szepnęła Kara. Na jej twarzy odmalowała się niepewność. – Wiem tylko, że ludzie, którzy powinni byli traktować mnie jak swoją córkę, wcale tak nie robili. Tata powiedział mi, że więziono go przez dwanaście lat, bo inaczej znalazłby mnie wcześ­niej i sam by mnie wychowywał.

– Nie pamiętasz, gdzie byłaś? – zdziwiła się Aru.

Po cichu zastanawiała się nad wiekiem Kary. Jeśli dziewczyna ma czternaście lat, to znaczy, że ją i Aru urodziły dwie różne matki w tym samym roku. Było to możliwe, a oprócz tego naprawdę paskudne, skoro miały jednego ojca. Jednak nie wydawało się jej prawdopodobne. Shah widziała wspomnienia Śpiącego. Kochał Krittikę. Pragnął nade wszystko wrócić do domu, do niej… i do Aru. To wszystko nie miało najmniejszego sensu.

– Tata mówił, że nie chce, bym dalej cierpiała, więc wymazał moje wspomnienia z tamtego życia. Chciał, żebym zaznała trochę szczęścia… I przez pewien czas tak było. – Kara odetchnęła głęboko. – Jednak potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nigdy nie pozwala mi stąd wychodzić. I nigdy go też nie było w domu. Zaczęłam trochę węszyć i odkryłam, gdzie trzyma swoje wspomnienia. To taka świecąca biblioteka ukryta w jaskini, wygląda zupełnie inaczej niż to miejsce. Im więcej ich widziałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że mnie okłamuje. A kiedy sprowadził tutaj ciebie, zrozumiałam to naprawdę. Ilekroć mówił, że musi się dokądś udać w podróż, w rzeczywistości w tajemnicy gromadził armię i…

– Próbował dosłownie zakończyć czas? – dopowiedziała Aru. – I ukraść nektar nieśmiertelności? A, i jeszcze mnie zabić?

– Przepraszam – szepnęła Kara. W jej oczach błyszczały łzy. – Założę się, że wymyślił nawet to, że przebywał w więzieniu…

– O, to akurat prawda – przerwała cicho Shah. – To wiem na pewno.

Popatrzyła uważnie na Karę. Dziewczyna raczej nie chciała jej oszukać… Aru nie wyczuwała w niej ani jednej podstępnej nuty. Tylko… samotność. Nagle zdała sobie sprawę, że Karze współczuje, i to jeszcze bardziej ją zirytowało.

– Skąd wiesz? – spytała Kara.

Aru odetchnęła głęboko.

– Bo to ja go wypuściłam. Był uwięziony w lampie.

Shah spodziewała się, że Kara coś krzyknie albo spojrzy na nią złym okiem. Ale zamiast tego skinęła tylko głową.

– Dziękuję ci za to.

Dziękuję? Nikt do tej pory nie okazał Aru wdzięczności za uwolnienie Śpiącego. Było to coś, co wzbudzało w niej ogromne poczucie winy. A przecież to również dzięki temu Brynne i Mini stały się jej najlepszymi przyjaciółkami i siostrami, a Nikita i Sheela młodszymi siostrzyczkami – nawet nie wiedziała, że bardzo chciałaby takie mieć. To okropne wydarzenie sprowadziło w jej życie magię i Innoświat, a teraz jeszcze Aru odkryła, że dzięki niemu Kara mogła opuścić jakieś toksyczne miejsce i dostać lepszy dom.

Mama Aru zawsze powtarzała: „Wszystko zdarza się z jakiegoś powodu”, ale na myśl o tym dziewczyna odczuwała jeszcze większy zamęt. Bo czemu miała służyć przemiana Śpiącego w potwora? Albo zdrada Bu? Nie powinna jednak zawracać sobie tym teraz głowy. W tej chwili musiała się skupić na powrocie do domu, żeby ostrzec wszystkich przed rosnącymi siłami Śpiącego.

– Czemu w ogóle chcesz ze mną iść? – spytała ostrożnie Aru. – Jesteś jego… jego córką. Będzie chciał cię odzyskać, a potem znajdzie też nas.

– Nie zdoła mnie odnaleźć – odparła Kara. Odwróciła się, podniosła długie włosy i odsłoniła na karku białe kółko wielkości monety. – Żeby mnie chronić, dał mi zaklęcie, które działa jak bariera obronna i nadajnik. Dzięki niemu nie mogą mnie wyśledzić ani bogowie, ani demony. Nawet tata nie może mnie wytropić, kiedy je na sobie mam. Ale gdy jest blisko, kontaktuje się ze mną i mogę go wezwać, jeśli chcę. Pewnie mu się wydaje, że nie przyszłoby mi do głowy stąd uciekać… Bo przecież nigdy do tej pory nie miałam w ogóle ochoty wychodzić na zewnątrz.

Aru rozejrzała się po wielkiej bibliotece, w której świeciło udawane słońce i nie było drzwi wyjściowych.

– No ale co, przebywasz tutaj cały czas, w dzień i w nocy? – zdziwiła się.

Kara wzruszyła ramionami i pokazała na ekran na ścianie.

– Codziennie rano dzwonią do mnie nauczyciele i przerabiamy lekcje… A kiedy tata mnie odwiedza, chodzimy po jaskiniach. – Kara uśmiechnęła się. – Czasem tworzy iluzję lasu i wymyśla dla mnie jakąś grę terenową. Fajnie jest… Tylko że wiesz, nic się nie dzieje.

Jej życie wyglądało na jeszcze samotniejsze, niż się Aru wcześniej wydawało. Cały czas w zamknięciu, bez możliwości wyjścia na zewnątrz? O nie, dzięki.

– Słuchaj, przykro mi, ale muszę iść i nie mogę cię ze sobą zabrać – rzekła Aru. – To za duże ryzyko…

– Zaczekaj! – Kara złapała ją za rękę. – A jeśli… A jeśli ci zdradzę, że zostawienie mnie tutaj to jeszcze większe ryzyko?

– Niby dlaczego?

– Tata nazywa mnie swoją „tajną bronią” – powiedziała szybko Kara. – I ostatnio cały czas powtarza, że zbliża się wreszcie odpowiedni czas… Boję się, Aru. Nie wiem, o co w tym chodzi.

– Tajna broń? – Aru zrobiła nerwowy krok w tył.

– Nie mam pojęcia, o czym on mówi – westchnęła Kara. – I nic nie umiem robić. Serio. To znaczy uczył mnie walczyć, ale ja właściwie nie mam żadnych szczególnych mocy.

Uwagę Aru przykuło słowo „właściwie”, bo oznaczało, że Kara prawdopodobnie jednak ma jakąś moc. Ale jaką?

– Odkąd się tu pojawiłaś, dotarłam do jego kolejnych wspomnień. Widziałam bitwy, które prowadził… te wszystkie zniszczone miasta… przerażonych ludzi… – mówiła cicho Kara. – Nie zamierzam brać w tym udziału; czyni złe rzeczy, ale jest moim tatą i nie chcę mu zrobić nic złego. Po prostu pragnę go powstrzymać. Tylko że… nie wiem, co innego mogę zrobić.

Po policzkach Kary spływały łzy. Aru poczuła ostre ukłucie w sercu. Rozumiała, co przeżywa Kara – ten zawrót głowy, okropne uczucie, że się nie trafiło na ostatni stopień schodów, kiedy człowiek czeka na zetknięcie się stopy z podłożem, a zamiast tego… ląduje znów na samym dole.

Aru czuła się tak wtedy, kiedy uświadomiła sobie, ile rzeczy ukrywała przed nią mama. Czuła się tak, kiedy się dowiedziała, że jej nauczyciele, Hanuman i Urwaśi, przyczynili się do uwięzienia Śpiącego w lampie przez jej mamę. Czuła się tak też, kiedy Bu – najważniejszy mentor Aru, osoba, która (jak jej się wydawało) najbardziej wierzyła w Pandawów – wydała ich Śpiącemu. I wciąż miała wrażenie, jakby leciała w dół i jakby jej stopy już nigdy nie miały dotknąć gruntu.

– Musisz mnie ze sobą zabrać. – Kara otarła łzy dłonią zaciśniętą w pięść. – Wiem, czego on szuka, Aru. I powiem ci, co to jest, jeśli pozwolisz mi pójść ze sobą.

Stanowczość, która odmalowała się na jej twarzy, sprawiła, że wyglądała teraz trochę jak Brynne tuż przed rzuceniem się do walki. Na ręce Kary pierścionek z białego złota zalśnił jak promyk słońca. Wadźra odpowiedziała iskierkami.

Aru dałaby wszystko, żeby się dowiedzieć, czego chce Śpiący, ale zachowała obojętny wyraz twarzy. „W chwili, w której ktoś się dowiaduje, czego chcecie, staje się to jego bronią” – uczył Hanuman.

Aru zmierzyła Karę obojętnym wzrokiem.

– A skąd mam wiedzieć, że w pewnym momencie nie rzucisz się na mnie jak berserk?

– Berserk? – powtórzyła Kara. Jej oczy zabłysły. Na chwilę Aru zobaczyła w niej inną Karę, pewnie taką, jaką była, kiedy się nie denerwowała i nie bała. Dziewczynę ciekawą świata… Trochę jak Mini. – A wiedziałaś, że to słowo pochodzi z legend skandynawskich? – mówiła z entuzjazmem Kara. – Berserkerzybyli wojownikami, którzy odziewali się w skóry niedźwiedzi i tuż przed ruszeniem do walki wpadali w taki dziwny szał! Słowo „berserk”pochodzi od ber, co znaczy „niedźwiedź”,i serk, czyli „koszula”!Fajne, co?

Aru powiedziała sobie w duchu: „O tak, niesamowite”. Ale głośno rzekła:

– Jak niby ma mnie to przekonać?

– Nie wiem – przyznała Kara. – Nie masz powodu, żeby mi ufać. Ale… tylko ja ci mogę pomóc stąd uciec, Aru Shah. To co, zaryzykujesz?

Aru zmarszczyła brwi.

– Jeśli ci to pomoże, to nie mam żadnego ciucha z niedźwiedziej skóry – dodała Kara.

Aru zwalczyła uśmiech. Jakaś jej cząstka zupełnie poddała się instynktownemu poczuciu, że można zaufać Karze. W tej dziewczynie tkwiło coś takiego, co naprawdę przypominało Shah o jej siostrach.

„A jeśli kłamie? – szepnął inny głos w głowie Aru. – Nie byłaby pierwszą osobą, która cię zdradzi…”

Co, jeśli jednak nie kłamie? Co, jeśli zostawiając tu Karę, Aru narazi Innoświat na jeszcze większe niebezpieczeństwo? Nie, nie mogła ryzykować. Jeśli Kara spróbuje jakichś brudnych gierek, będzie się musiała zmierzyć z Brynne, Mini, Aidenem, Nikitą, Sheelą i samą Aru. Poza tym jak inaczej Aru ucieknie z jaskini?

Odetchnęła głęboko.

– No dobra, w porządku. Możesz ze mną iść. A teraz zrób coś, żebyśmy się stąd wydostały.

Rozdział 3Widzę cię, kiedy oczy zamykam, słyszę cię, kiedy cisza trwa

Kara przesunęła palcem wzdłuż jednej z niezliczonych półek z książkami. Aru przyjrzała się tytułom na grzbietach – niektóre znała, inne nic jej nie mówiły. Stała tam cała kolekcja baśni braci Grimm; trzy półki były zapchane komiksami Amar Chitra Katha opartymi na mitologii i historii Półwyspu Indyjskiego – Aru je uwielbiała. Zaraz potem jej wzrok zatrzymał się na nieznanej jej powieści pod tytułem Sal i Gabi rozwalają Wszechświat.

– Czy to jedna z tych bibliotek, w których wyciąga się z regału książkę, by otworzyć ukryte przejście? – spytała Aru, nieco zazdrośnie. Jeśli kiedykolwiek będzie miała okazję urządzić własną kryjówkę złoczyńcy, zdecydowanie znajdzie się tam tajne przejście otwierane za pomocą książki.

– Zobaczymy… – odparła Kara.

– Jak to „zobaczymy”?

– No bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. W teorii portal otwiera się tylko dla taty, ale ostatnio obserwowałam, jak to robi… I powinno to dla nas też zadziałać, jeśli tylko znajdę właściwą książkę. Zawsze dotykał tej samej, ale stale ją przede mną zasłaniał i myślę, że odkłada ją za każdym razem w inne miejsce. Kiedy ją wyciąga, otwierają się drzwi i przechodzi przez nie w dowolnie wybrane miejsce – wyjaśniła Kara. – Tata naprawdę jest dumny z tego portalu. Nawet dewowie nie wiedzą o tym przejściu.

– Nie wiesz, która to książka?! W takim razie być może utkniemy tu na zawsze! Ale… Chwila, gdzie dokładnie jesteśmy?

– Nie wiem – przyznała Kara. – Nigdy mi tego nie powiedział. Od czasu do czasu zabiera mnie ze sobą do zwykłego świata, ale zazwyczaj wybiera jakieś miejsca z dala od cywilizacji. Tylko raz, kilka miesięcy temu, zabrał mnie z okazji moich urodzin do cukierni w Paryżu. Jak tam było ślicznie! I zjadłam tam niesamowite różowe ciastko, o smaku różanym. – Kara uśmiechnęła się do wspomnienia. – Tata najbardziej lubi pistacjowe.

Tata najbardziej lubi pistacjowe.

Dla Aru te słowa były jak chlaśnięcie nożem. O Śpiącym wiedziała tylko tyle, ile zawierały wspomnienia, których się pozbył. Nie znała go wcale – nie wiedziała, jaką lubił muzykę ani jakie czytał książki. Powiedział Karze, że Aru jest jego córką, ale on sam nigdy nie był tatą Aru. Jakim w ogóle ojcem by się okazał? Czy też zabierałby ją na takie wycieczki? Czy byłby takim tatą, który zawsze podsuwa swojemu dziecku lody, nawet jeśli nabroiło?

Shah miała ochotę poprosić Karę, żeby jej coś jeszcze opowiedziała, jednak w ostatniej chwili zagryzła wargi. Bo czy to coś zmieni? Współczuła Śpiącemu, ale przecież nadal był jej wrogiem. Wyobrażanie sobie, kim mógł zostać w innej sytuacji, nie miało sensu – i sprawiało jej ból. Poza tym jeśli Kara mówiła prawdę, to zdradził mamę Aru, więc pewnie nawet gdyby nie zrobił tych wszystkich złych rzeczy, wcale nie okazałby się taki wspaniały.

– Przepraszam – odezwała się Kara. – Nie chciałam ci zrobić przykrości.

Aru aż drgnęła.

– Wiem, że widzisz go… inaczej – dodała ostrożnie Kara. – No i przecież sama nie znam go tak dobrze, jak myślałam. Ale…

– Nie ma sprawy – przerwała Aru zachrypniętym głosem. – Powiedz, co mam robić.

Kara wskazała pięć półek na tej samej wysokości.

– Może przejrzysz te książki? Pokój się zacznie zmieniać, kiedy wyjmiesz właściwą.

– Tak – mruknęła Aru. – Może znajdę podręcznik, jak zostać kłamcą i oszustem.

Kara udała, że nie słyszy. Przeszukiwały półki w milczeniu. Wyjmowały książki jedną po drugiej i odkładały je na rosnący stos na podłodze. Aru nie miała problemu z ciszą, ale roznosiła ją ciekawość. W końcu nie wytrzymała.

– No to… co jeszcze o mnie wiesz? – spytała.

– Och, eee… – Kara zarumieniła się. – Nie jakoś strasznie dużo. No, to znaczy… Nie, to nieprawda. Kiedy tata cię tu sprowadził, pokazał mi swoje wspomnienia o tobie… i też trochę tego, czego się o tobie dowiedział jego wywiad.

Aru otworzyła szeroko usta.

– Szpiegował mnie?!

– Tak… – Kara skrzywiła się z zakłopotaniem. – Ale nie po to, żeby ci zrobić coś złego! Powiedział, że po prostu chciał widzieć, jak dorastasz. Zobaczyłam, jak wygląda z zewnątrz muzeum, w którym mieszkasz. Tak w ogóle to podoba mi się to czerwone drzewo, które przed nim rośnie. Widziałam też twoją szkołę – macie dziwną maskotkę – i wiem, że naprawdę lubisz żelki. Widziałam cię też z innymi Pandawami i wszyscy wyglądają na bardzo sympatycznych; mam nadzieję, że mnie polubią, i…

– Kara?

– Eee, tak?

– To brzmi jak stalking.

– Wiem – przyznała Kara i jeszcze mocniej się zarumieniła. – Pewnie nie powinnam tego mówić, kiedy poznam twoich znajomych?

Aru wzdrygnęła się, próbując sobie wyobrazić, co może powiedzieć, kiedy pojawi się przed resztą drużyny z Karą u boku. „CZEŚĆ, KOCHANI, JESTEM W DOMU! A TAK W OGÓLE TO POZNAJCIE CÓRKĘ NASZEGO WROGA!”Hmm. Będzie musiała trochę popracować nad tą przemową.

– No, zdecydowanie nie – oznajmiła na głos.

Kara skinęła głową.

– Przepraszam. Po prostu strasznie się cieszyłam, że mam w ogóle jakieś rodzeństwo, naprawdę.

Aru nie miała pojęcia, jak zareagować na te słowa. Całe życie marzyła o tym, żeby mieć siostrę, a potem, kiedy w jej życiu pojawiły się Mini i Brynne, to pragnienie większej rodziny przygasło. Czasem jednak Aru miała ochotę poczuć, że łączą ją z kimś inne więzy, takie jak Nikitę i Sheelę, z kimś, kto miałby pokój naprzeciwko jej własnego i kto tak jak ona umiałby odczytywać nastrój mamy.

Myśląc o tym, machinalnie wyjęła kolejną książkę z półki. Podłoga pod jej stopami drgnęła; Aru zachwiała się, a wadźra zaiskrzyła się elektrycznością. Dywan zafalował jak skóra rozwścieczonego drapieżnika.

– Znalazłaś tę książkę! – zawołała z podnieceniem Kara. – Patrz!

Regał przed nimi się zatrząsł i smuga światła przecięła go z góry na dół, jakby ktoś użył na nim lasera. Z głośnym skrzypnięciem połowy regału rozchyliły się na boki.

– Co to za książka? – zaciekawiła się Kara.

Shah spojrzała na okładkę: Maurice Sendak Tam, gdzie żyją dzikie stwory. Mama czytała jej tę książkę, gdy Aru była mała. Egzemplarz wyglądał na stary – właściwie wyglądał jak jej własna książka, ale przecież to było niemożliwe…

Kiedy Aru otwarła okładkę z pożółkłą, podartą obwolutą, zobaczyła na wyklejce dedykację:

Dla mojej Arundhati.

W szpitalnym sklepiku mieli tylko tę książkę, ale myślę, że idealnie się nadaje dla mojej małej córeczki, która z pewnością będzie dzikim stworem.

Kocham Cię.

Tata

Aru poczuła ucisk w gardle.

Litery były trochę rozmazane i zabarwiły wyklejkę po drugiej stronie, jakby autor dedykacji zaraz po jej napisaniu zamknął książkę, zanim atrament zdążył wyschnąć. Pewnie mu się śpieszyło.

„Żeby do mnie wrócić? – pomyślała Aru. – Czy żeby wrócić do swojej drugiej córki… Kary?”

Ile dni spędził z Aru, zanim jej mama zamknęła go w lampie? Miał tę książkę przy sobie, kiedy szukał Drzewa Życzeń?

Lekkie drżenie wstrząsnęło pokojem. Z półek posypały się książki, uderzając ze stukiem o podłogę. Na Aru padł chłodny cień.

– Oho – pisnęła Kara. – Mamy mały problem.

Zaalarmowana Aru zamknęła książkę. Wpatrzyła się w przejście, które powoli się powiększało. Miało może z trzydzieści centymetrów szerokości. Na razie nie było mowy, żeby zdołały się przecisnąć przez ten otwór, ale na szczęście z każdą sekundą droga do wolności robiła się szersza.

– Jak mały? – spytała nerwowo.

– Ekhem… Chyba zapomniałam wspomnieć o tym, co mówił tata: że tego miejsca broni coś, co uważa za najbardziej niebezpieczną rzecz na świecie…

Oczami wyobraźni Aru zobaczyła syczące krokodyle, głodne rekiny i rozwścieczone pawiany.

– Czyli książki – dokończyła Kara.

– Książki?! – powtórzyła Aru, niemal prychając śmiechem. – Ale…

ŁUP.

Kątem oka Aru zauważyła coś, co przypominało ciężki, wielobarwny ogon bijący o podłogę. Ogona nie pokrywały jednak łuski – składał się z dziesiątków wściekłych książek o zjeżonych grzbietach, jakby były żywymi istotami. Słysząc stukot spadających z półek kolejnych tomów, Aru odwróciła się i ujrzała, jak książki pełzną szybko po podłodze i łączą się ze sobą. Kilka słowników utworzyło łapę ze szponami, a kolekcja starych map zwinęła się w jęzor. Książki kucharskie ustawiły się w rzędzie, jedna za drugą, jak kręgi kręgosłupa. Ogon, sklejony z baśni, przypełznął do reszty ruchomego księgozbioru i przykleił się do niego. Książki zaszeleściły i zwinęły się w wielką kulę z mackami. W końcu kula rozwinęła się i przed dziewczętami ukazał się ogromny stwór, wyglądający jak skrzyżowanie dinozaura i smoka.

– Eee, cześć? – wyjąkała Aru, cofając się powoli aż pod jeden z regałów. – Jak się nazywasz? Thesaurus rex? Ha! Łapiesz dowcip? Wiesz, zawsze myślałam, że Thesaurus rex byłby naprawdę miłym, wygadanym dinozaurem… Bo chyba przynajmniej jesteś miły?

Stwór zaryczał, a z jego pyska poleciały kropelki tuszu drukarskiego i kleju. Aru zrobiła szybki unik.

– No dobra, nieważne – stwierdziła i pstryknęła palcami.

Wadźra zmieniła się w błyszczącą włócznię.

– Patrz, potwór! Łap go! – wrzasnęła Aru i cisnęła włócznią.

Wadźra poleciała w kierunku dinozaura. W powietrze wzbiły się iskierki. Spadły na książki, natychmiast wzbudzając minipożary. Stwór znów zaryczał i zaczął się wić, drapiąc się łapami.

– Przestań! – zawołała Kara. – Zniszczysz książki!

– Albo one, albo my! – odkrzyknęła Aru.

Rzuciła okiem do tyłu. Wyjście miało już prawie metr szerokości.

– Idziemy! – zawołała.

– Ale… – Kara zawahała się i utkwiła wzrok w leżącej niedaleko książce w twardej oprawie.

Była cienka i miała niebieską obwolutę. Jako jedna z nielicznych książek nie dołączyła do bestii. Aru podniosła rękę i wadźra, która nadal odbijała się od ścian, żeby odwrócić uwagę stwora, wróciła szybko do jej dłoni.

– Chcesz iść ze mną czy nie? – spytała ostro Aru, stawiając nogę w przejściu.

Kara zacisnęła usta, a potem szybko podniosła książkę z podłogi.

– Tak! – oświadczyła.

Dziewczyny pobiegły na złamanie karku w ciemność. Po obu stronach korytarza ciągnęły się lustra i wyglądało to tak, jakby biegły we wszystkich kierunkach naraz. Kilkadziesiąt metrów przed nimi stały drzwi obramowane światłem.

– Tam! – zawołała Kara. – Kiedy je otworzysz, po prostu powiedz, gdzie chcesz się dostać, a wtedy…

ŁUP!

Aru odwróciła się i ujrzała, że potwór z książek wepchnął pysk i łapę przez wejście do korytarza. Sapnął na ich widok, a z jego nozdrzy wypłynęła chmura tuszu, przykleiła się do luster i rozpełzła się po nich jak pajęczyna. Potwór uderzył łapą w ścianę – lustra po kolei popękały i rozsypały się jak rząd domina. Światło wokół drzwi na końcu korytarza zaczęło przygasać.

– Próbuje nam odciąć drogę ucieczki! – zawołała Kara.

Był tylko jeden sposób, żeby nie dopuścić do zamknięcia się portalu. Aru podniosła wadźrę i zamierzyła się na potwora…

Kara złapała ją za ramię.

– Nie! Nie możemy uszkodzić książek!

– Ale przecież musimy coś zrobić – jęknęła Aru.

Kara odetchnęła głęboko, a potem puknęła w pierścionek. Rozbłysło białe światło i pierścionek zmienił się w trójząb o długim trzonie – wyglądał, jakby go wykuto z promienia słońca. Od jego blasku w korytarzu zrobiło się jasno, a oczy Kary zabłysły złotem.

– Moje światło nie poraża prądem, tak jak ta twoja włócznia – powiedziała Kara.

Aru wpatrzyła się w trójząb.

– Co to takiego…

Kara zamierzyła się i cisnęła trójząb w książkowego stwora. Trójząb poleciał naprzód, zostawiając za sobą świet­listą smugę. Trzy zęby wbiły się w wyciągniętą łapę potwora. Bestia zawyła, tusz prysnął na wszystkie strony. Aru stała przez chwilę jak wryta, ale zaraz Kara złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.

– Chodź! – wrzasnęła. – Słonko zaraz mnie dogoni!

– Słonko? – powtórzyła niepewnie Aru.

– Tak nazwałam trójząb! – wysapała Kara.

Aru kręciło się w głowie. Trójząb sprawiał wrażenie czegoś, czym powinien się posługiwać raczej jakiś bóg… Jak więc trafił w ręce Kary?

Portal znajdował się tuż-tuż. Aru skoczyła naprzód i pchnęła mocno drzwi. Poczuła pod palcami chłodną powierzchnię. Brakowało jej tchu, ale raczej dlatego że całą ją wypełniła nadzieja. „Dom” –pomyślała. Zaraz będzie w domu!

I właśnie wtedy kostek Aru dotknęło coś gorącego. Popatrzyła w dół – wokół jej nóg owinęła się czarna macka z tuszu. Zanim zdążyła ją strząsnąć, macka szarpnęła jej nogi i dziewczyna upadła, uderzając podbródkiem o usłaną kawałkami luster podłogę. Macka ciągnęła ją korytarzem w kierunku biblioteki.

Aru zaszamotała się i sięgnęła po wadźrę, żeby przeciąć mackę, ale ta sunęła z nią bardzo szybko i iskry z wadźry podpalały tusz z potwora, przez co w korytarzu robiło się coraz duszniej od dymu i płomieni.

„Czyżby to tak miało się skończyć? – pomyślała Aru z rozpaczą, próbując wyszarpnąć nogę. – Na przypalonej pieczeni z Aru?”

Odwróciła się na brzuch, próbując wypatrzyć Karę, ale dym w powietrzu i iskry odbijające się od kawałków luster wszystko zasłaniały. Aru ścisnęło się serce. Czyżby Kara ją zostawiła? A jeśli to wszystko było tylko podstępem i Kara po prostu chciała sama stąd uciec?

Coś śmignęło obok niej ze świstem.

Aru podniosła głowę w samą porę, żeby zobaczyć, jak trójząb przecina mackę z tuszu.

– Szybko, Aru! – wrzasnęła Kara.

Shah wygramoliła się, stając na nogi. Wyciągnęła płasko dłoń i wadźra w mgnieniu oka przybrała kształt deskorolki. Aru wskoczyła na nią i poleciała korytarzem na tryskającej iskrami wadźrze. Wokół syczał płonący tusz. Żar płomieni przypalał jej plecy. Kara stojąca przed portalem gwizdnęła i trójząb wrócił do jej ręki, zmieniając się w pierścionek w chwili, gdy zacisnęła na nim palce.

Drzwi znów znajdowały się tuż-tuż.

Aru zeskoczyła z wadźry, a ta natychmiast przekształciła się w piłeczkę pingpongową i wsunęła się do jej kieszeni. Dziewczyna pchnęła drzwi jedną ręką, a drugą chwyciła Karę za nadgarstek. Za nimi płomienie podniosły się wysoko w górę. Dym parzył Aru w nos, więc zacisnęła powieki i skupiła wyobraźnię na miejscu, w którym prag­nęła za wszelką cenę się znaleźć.

„Dom”.

Aru odmalowała sobie w głowie elewację Muzeum Starożytnej Sztuki i Kultury Indyjskiej, w którym razem z mamą mieszkała przez ostatnie czternaście lat. Ujrzała japoński klon, czerwony jak zachód słońca, i łuszczącą się farbę na drzwiach wejściowych. Prawie czuła zapach miedzianych posągów, drewnianych skrzyń i perfumy neroli mamy.

Za drzwiami czekała jednak tylko ciemność. Gdy runęły w pustkę, Aru ścisnęło w żołądku…

– AAA! – krzyczała Kara.

Aru rozchyliła powieki – trawnik przed muzeum rósł jej w oczach z każdą sekundą. Gorączkowo sięgnęła po wadźrę i przemieniła ją w deskorolkę w ostatniej chwili – dzięki niej nie rozbiły się na ziemi, ale wylądowały na niej, lekko się potykając.

Kara wyprostowała się z gracją. Rozejrzała się wokół, oczy błyszczały jej z ciekawości. Zrobiła krok do przodu i nagle na jej twarzy pojawił się dziwny grymas…

– Kara? – Aru ruszyła w jej kierunku.

Powieki Kary zatrzepotały, zamknęły się i dziewczyna osunęła się na trawę.

W tej samej chwili drzwi muzeum otworzyły się i buchnął z nich podmuch powietrza, uderzając Aru prosto w pierś. Poleciała do tyłu.

– Au! – Jej głowa stuknęła o ziemię.

Odpowiedział jej krzyk:

– A MASZ, PRZYBŁĘDO!

– Brynne! Ile razy to przerabialiśmy? Najpierw patrz, a dopiero potem atakuj!

– O rany… O Boże… To Aru!

W czaszce Shah zadudniły echem kroki. Otworzyła oczy i błędnym wzrokiem wpatrzyła się w Mini.

– Nic ci nie jest! – Mini wybuchnęła płaczem. – A my się tak martwiliśmy!

– Shah! – zawołała Brynne.

Obie rzuciły się na nią i mocno ją przytuliły. Aru miała wrażenie, że serce wręcz puchnie jej z radości. Uścisk Mini był miły i ciepły, ale od naporu ramion Brynne zaczynały jej trzeszczeć żebra.

– Powietrza… Pomocy! – wykrztusiła Aru.

Dziewczyny puściły ją i Brynne szarpnięciem pomogła jej wstać. Aru rozejrzała się nieco zdziwiona. Kiedy opuszczała Atlantę, była wczesna wiosna i poranny chłód sprawiał, że musiała zakładać sweter. Ale teraz powietrze tchnęło ciepłem… niemal parnym ciepłem. Z góry atakowało żarem słońce.

– Shah – odezwał się znajomy, ciepły głos. – Nic ci nie jest! Cały czas o tobie myślałem. To znaczy… wiesz, myślałem, czy nic ci nie jest i tak dalej.

Aru podniosła wzrok na Aidena Acharyę, który wpatrywał się w nią z radością. Jak zwykle na jego prawym ramieniu wisiał Cienistogrzywy, jego aparat fotograficzny. Miał na sobie luźną czarną koszulkę i dżinsy. Choć był dzień, w jego oczach lśniło coś takiego, co kojarzyło się Aru z odległymi gwiazdami. Przez sekundę wydawało się jej, że Aiden zaraz ją obejmie. Dziewczyna zrobiła krok naprzód.

Ale ręce Aidena opadły w dół.

Aru cofnęła się nieco.

To, co omal się zdarzyło, przygasło i rozpłynęło się w nicość, kiedy Aiden odkaszlnął i wskazał na Karę leżącą jak długa na trawie.

– Kto to?

Aru zaczerpnęła powietrza i spojrzała na przyjaciół.

– No więc… jak się okazuje… nie jestem jedyną córką Śpiącego.

Rozdział 4TL; DR – mamy kłopoty

Jeśli istniały jakieś plusy nieuchronnie nadchodzącej katastrofy, to należała do nich pasja kucharska Brynne.

W chwili gdy Aru znalazła się w swoim mieszkaniu nad Muzeum Starożytnej Sztuki i Kultury Indyjskiej, poczuła zapach jedzenia. I to nie byle jakiego, ale słodkich rzeczy, które Brynne robiła, żeby się odstresować. Złociste pączki maladu, jaskrawopomarańczowy, kremowy deser rawa kesari, ciasto pistacjowe i ciasteczka nadziewane miodem i kremem z kardamonem… Do ust Aru napłynęła ślinka.

– Nie uśmiechaj się tak do tego jedzenia, Shah – mruknęła Brynne. – Martwiliśmy się o ciebie przez prawie dwa miesiące. A ostatnio nawet zaczęło brakować cukru w sklepie!

Aiden uśmiechnął się pod nosem.

– Brynne, tylko że ty zużywasz tyle składników, że wystarczyłoby to na zaopatrzenie małego królestwa.

Dwa miesiące? Aru wydawało się, że spędziła w kryjówce Śpiącego może ze dwie godziny… Spojrzała na kalendarz na ścianie koło schodów i serce jej się ścisnęło. Na poszukiwania Drzewa Życzeń wyruszyli w marcu. A teraz był już maj.

Aru rozejrzała się po mieszkaniu, które dzieliła z mamą, i zmarszczyła brwi. Wnętrze sprawiało wrażenie zdecydowanie zbyt czystego i uporządkowanego.

Na krzesłach nie stały żadne filiżanki z niedopitą kawą, nigdzie nie leżały porzucone, otwarte książki, w powietrzu nie unosił się zapach jaśminu z szamponu, którego używała mama. W tym okresie muzeum powinno być otwarte dla zwiedzających i wycieczek, ale sale wystawowe świeciły pustkami.

Mini uszczypnęła ją w ramię.

– Au! – zawołała Aru. – Dlaczego to zrobiłaś?

– Sprawdzam napięcie twojej skóry, czy nie jesteś odwodniona – wyjaśniła Mini. – Co jadłaś? Piłaś dużo wody? Twoja skóra jest…

Aru uniosła brew.

– Zaczerwieniona i błyszcząca od potu, bo tak szybko do was biegłam?

– Chciałam powiedzieć „ziemista”.

– Wielkie dzięki…

– Ale jak ci się udało uciec? – spytała niecierpliwie Brynne.

Popchnęła Aru w stronę stołu, a ta pokazała głową Karę. Aiden przyniósł wcześniej z ulicy nieprzytomną dziewczynę i położył ją na sofie.

– Nadal nie odzyskała przytomności?

– Twoja mama obłożyła muzeum zaklęciem usypiającym każdego obcego, który się zbliży do budynku – wyjaśnił Aiden. – To znaczy każdego, kto ma krew istoty z Innoświata.

– Sprytne – powiedziała z podziwem Brynne. – Trochę jak twoje pomysły, Shah.

– A gdzie moja mama? – spytała Aru. – Wyszła na zakupy czy coś takiego?

Brynne i Mini spojrzały na siebie znacząco.

– Mamy dużo do obgadania, Shah – westchnęła Brynne.

– Jeśli to coś złego, mówcie od razu!

– Nic złego… – Mini się skrzywiła. – Tylko dziwnego.

Aru nie była pewna, co to ma niby znaczyć, więc spojrzała na nie wyczekująco.

– Może najpierw zjedz coś i sama nam powiedz, co się z tobą działo – zaproponowała Brynne. – A zacznij od tego, dlaczego przyprowadziłaś tu córkę Śpiącego.

Zajadając ciasto i popijając łapczywie mleko, Aru powtórzyła, co opowiedziała jej Kara – że mieszkała w kryjówce Śpiącego od dwóch lat i że wymazał jej wspomnienia, że na karku miała dziwny, świecący magiczny symbol i że Śpiący zwał Karę swoją „tajną bronią”, choć nie była Pandawą. Aru wspomniała też o trójzębie, pseudonim Słonko, usadowionym bezpiecznie na palcu Kary pod postacią pierścionka.

– Jednego nie rozumiem – westchnęła z frustracją Aru. – Jest w moim wieku, ale nie widziałam jej w Sadzawce Przeszłości ani we wspomnieniach Śpiącego. Nie wiem, jak to możliwe, chyba że potajemnie był naprawdę paskudnym mężem…

– Albo… jest też inne wyjaśnienie – odezwała się Brynne, patrząc spod oka na Karę. – Rzadko się to zdarza, ale czasem bogate rodziny z Innoświata płacą strażnikowi czasu, żeby wziął niemowlę i umieścił je w czymś w rodzaju hibernacji, dopóki rodzice nie będą gotowi na jego wychowywanie. Tak się stało z jedną z moich ciotek. Umarła w wypadku zaraz po tym, jak urodziła mojego kuzyna. Jej siostra chciała go adoptować w przyszłości, ale była wtedy strasznie mała, miała chyba jedenaście lat. Więc magicznie powstrzymali jego rozwój, aż siostra ciotki dorosła i mogła się zająć niemowlęciem. Dlatego mój kuzyn, który właśnie skończył piętnaście lat, w praktyce ma trzydzieści. Próbował się tak usprawiedliwiać, gdy urządził imprezę i włamał się do barku, którego wujek używa, kiedy musi sobie poprawić humor, ale nie bardzo mu to pomogło.

– Strażnik czasu? – sapnęła Mini, wybałuszając oczy. – Zaraz. Mogą zmieniać czas?

– Nie – odparła Brynne. – To niemożliwe. Ale potrafią tworzyć takie jakby kieszenie czasu. To zupełnie inny poziom magii.

Aru zmarszczyła czoło. Więc Kara mogła byćw rzeczywistości jej starszą siostrą przyrodnią, z czasów poprzedzających znajomość Śpiącego z Krittiką. Jednak ta teoria nie rozstrzygała wszystkich wątpliwości. Co się stało z matką Kary? Czy mama Aru o tym wiedziała? Czy Krittika i Sujodhana chcieli pewnego dnia powiększyć rodzinę o Karę?

Mini nadal miała zaniepokojoną minę.

– A czy są jakieś skutki zdrowotne takiego wstrzymania rozwoju niemowlęcia? Czy to wpływa na jego DNA? A co z…

– Chodzi o to – przekrzyczała ją Brynne – że to możliwe, ale nie wyjaśnia, dlaczego ją tu ze sobą przywlekłaś.

– Kara wie, jak powstrzymać Śpiącego – wymamrotała Aru, wpychając sobie do ust makaronik. – A do tego… nie uwierzycie, ale… podobno jego armia maszeruje właś­nie na Lankę. Zamierzają ją zaatakować przed końcem tego tygodnia.

Aru spodziewała się, że dziewczyny wybałuszą oczy, ale na ich twarzach zamiast szoku malowała się tylko rezygnacja.

– Wiemy – przyznała Mini. – W Innoświecie wszyscy o tym mówią. Ale Kubera, władca Lanki i bóg bogactwa, mówi, że…

Brynne podniosła palec do ust, pokazała na Karę i powiedziała szeptem:

– O tym później. Powinniśmy przy niej mówić o takich rzeczach? No bo skąd wiesz, że możemy jej zaufać, Shah? To, co mówi o powstrzymaniu Śpiącego… Naprawdę jej wierzysz?

Dziewczyna przypomniała sobie, jak Kara nerwowo obracała pierścionek na palcu, i pomyślała o atmosferze samotności, która ją otaczała.

– Tak, wierzę jej – oświadczyła. – Właśnie się dowiedziała, że ktoś, kto obiecał, że będzie się nią opiekował, okazał się kłamcą. Czuje się zraniona. Chce po prostu zrobić to, co jest właściwe, ale nie wie co. Nie mogę jej za to winić.

Aru zacisnęła zęby. Rozumiała, jak czuła się Kara, choć sama miała bardzo mieszane uczucia wobec ojca. A do tego nie zdążyła nawet powiedzieć swoim siostrom, co widziała i czego się dowiedziała o Śpiącym od bogini Aranjani…

Aru wiedziała wcześniej, że Śpiący szukał Drzewa Życzeń, ale nie rozumiała, że powodowało nim pragnienie odmienienia swojego okropnego losu – jego przeznaczeniem miało być przecież sprowadzenie na świat zniszczenia. A on marzył tylko o spokojnym rodzinnym życiu… Ostatecznie jednak próba odmiany przeznaczenia skazała go właśnie na to, czego chciał uniknąć.

Aru rozejrzała się po mieszkaniu. Panująca w nim czystość i cisza okropnie ją rozpraszały. Gdzie się podziewała jej mama? I co się działo z Sheelą, Nikitą i Rudym? W marcu wszyscy tu byli i Aru na wpół oczekiwała, że zaraz przez drzwi wpadnie Rudy w jakichś straszliwie kolorowych ciuchach.

– Gdzie są wszyscy?

– Nikomu nic nie jest… A przynajmniej tak myślimy – odparła Mini.

– Wiemy, że wszystko w porządku z Sheelą i Nikitą – dodała Brynne. – Nadal mają okropny problem z przekraczaniem barier, kiedy śpimy, czasem nas wciągają na płaszczyznę astralną, to jest masakra, ale razem z Mini trenujemy je w tych naszych wspólnych snach, więc w sumie jest fajnie.

– Nikita ostatnio poinformowała mnie, że moje ubrania są, cytuję, „straszliwym odzwierciedleniem moich przerażających supermocy i zdecydowanie na jedno kopyto” – powiedziała Mini, skubiąc czarno-fioletową bluzę. – Chce mi przesłać całą nową garderobę. Mówi, że to będzie taki „śmiertelny makeover”.

Aru roześmiała się, ale zaraz spoważniała, kiedy ujrzała, jak ponuro patrzy na nią Brynne.

– Aru… Kiedy ruszyłaś na Śpiącego, stało się coś dziwnego – powiedziała Brynne. – Wyglądało to tak, jakbyś go przytulała, a potem rozbłysło oślepiające światło i nagle zniknęliście. Następnie jego armia rozpłynęła się w powietrzu.

– Szukaliśmy cię godzinami. – Mini pociągnęła nosem. – Wrócilibyśmy do ogrodu, tylko że…

– …wszędzie zaczęły wyć alarmy. Próbowałyśmy cię dorwać telepatycznie, ale słyszałyśmy tylko szum. – Brynne westchnęła. – Nie wiedzieliśmy, co robić, więc wróciliśmy na Nocny Bazar.

Aiden, który do tej pory nic nie mówił, sięgnął po Cienistogrzywego.

– Może łatwiej będzie, jak ci pokażę, co się potem działo.

– Na początku było super! – mówiła Mini. – Bu wytropił rodziców bliźniaczek i wykorzystał swój status członka rady, żeby przyspieszyć wydanie im dokumentów imigracyjnych. I przyprowadził ich na Nocny Bazar, żeby znowu mogli być razem! Rodzice, jak się okazało, szukali ich od lat, ale dzieci do trzynastego roku życia są maskowane różnymi zaklęciami ochronnymi.

Na wspomnienie Bu Aru zrobiło się duszno. „Znienawidzisz go za jego miłość” – przepowiedziała Sheela. Aru wolałaby nigdy nie usłyszeć tej części przepowiedni.

– Bu nie jest taki, jak… – wykrztusiła, ale przerwała na widok tego, co robił właśnie Aiden.

Chłopak uszczypnął ekran Cienistogrzywego i wyciąg­nął z niego zaczarowane zdjęcie, rzucając je nad stół, gdzie zamieniło się w trójwymiarową scenę ukazującą, jak Sheela i Nikita biegną do swoich rodziców, szlochających i wyciągających do nich ręce. Za nimi unosił się w powietrzu Bu, jakby je chroniąc. Rudy, z drżącymi ustami, nakładał na nos okulary, Mini płakała, a Brynne patrzyła gdzieś w bok. Nagle z nieba zaczął padać złoty deszcz – każda kropla była wielka i okrągła jak moneta – uderzając w skaliste podłoże z głośnym brzękiem. Nadulewą złota uniósł się dźwięczny głos:

– WYWIAD Z LANKI WYKRYŁ WŚRÓD NAS ZDRAJCÓW! Z ROZKAZU PRZEWODNICZĄCEGO RADY PANA KUBERY, WŁADCY LANKI, BOGA BOGACTWA I SKARBÓW, WSZYSTKIE PODRÓŻE DO INNOŚWIATA I Z POWROTEM ZOSTAJĄ ZAWIESZONE DO ODWOŁANIA! PAN KUBERA ROZWIĄZUJE RÓWNIEŻ NINIEJSZYM RADĘ DO ZAKOŃCZENIA ŚLEDZTWA.

Stosy monet zadrżały i zaraz potem roztopiły się w złote kałuże, które rozlały się po całej ziemi.

– UCIEKAJCIE! – wrzasnął ktoś na Nocnym Bazarze. – Zablokują wyjścia!

Sceny ze zdjęć Aidena zaczęły drżeć i zamazywać się, aby w końcu rozpłynąć się w powietrzu.

– Wszyscy pognali po swoich bliskich i uciekli do domów – wyjaśnił Aiden. – Rodzice Rudy’ego pojawili się w fontannie i dosłownie zaciągnęli go z powrotem do Naga-Loka. Od tego czasu nie mieliśmy od niego żadnej wiadomości.

– W ogóle nic? – zaniepokoiła się Aru.

Aiden potrząsnął głową.

– Hira mieszka z Glutem i Czadem, więc jest super – powiedziała Brynne i jakby się zarumieniła. – To znaczy wiesz, wszystko u niej super, a nie że ona jest super… – Urwała.

– Dałam Rudy’emu mój numer. Myślałam, że może będzie pisał do mnie SMS-y albo coś takiego, ale zero kontaktu. – Mini westchnęła. – W każdym razie musimy ci opowiedzieć o Kuberze… Wysłał nie tylko to ogłoszenie. Żonko?

Aiden skrzywił się, słysząc przezwisko, ale zaraz sięgnął do torby i wyjął złotą monetę.

– Kubera jest niesamowicie potężny, ale też trochę… ekscentryczny – wyjaśnił.

– Stoi na czele najmocniejszej armii na świecie – dodała Brynne, połykając połowę ciasta. – Ta armia nazywa się Nairrata. Wszyscy żołnierze są z zaczarowanego złota. W dawnych czasachpodbili mnóstwo krain.

Aiden skinął głową.

– Wiele wieków temu dewowie niepokoili się, że jego armia być może jest zbyt potężna, więc Kubera zgodził się nie dowodzić już samodzielnie Nairratą. Przekazał dowodzenie wybranym bohaterom rady, którzy w razie potrzeby stają do walki. Bohaterowie nie muszą być bogami, ale mają odznaczać się umiejętnością władania boską bronią.

– To znaczy… jak my? – upewniła się Aru.

– Tak myśleliśmy – westchnęła Brynne. – Ale wczoraj dostaliśmy od niego wiadomość.

Aiden zakręcił monetą na stole jak bączkiem. Wirując, moneta powiększała się, przekształcając się w złotą… łasicę?

– To mangusta – wyjaśnił Aiden. – Ulubione zwierzę Kubery.

Mangusta potrząsnęła metalicznym futrem i przebiegła po stole, przyglądając się im paciorkowatymi czarnymi ślepkami. Otworzyła pyszczek, odsłaniając malutkie, ostre ząbki. Ściany mieszkania zbladły i zniknęły. Patrzyli na panoramę ogromnego miasta, całego ze złota. Chodnik lśnił jak utwardzona powierzchnia ze słonecznego światła. W górę wystrzeliwały zaokrąglone budynki, przylepione do siebie jak tysiące monet. Pośrodku wznosił się wspaniały pałac jaśniejący takim blaskiem, że Aru musiała zmrużyć oczy. W jej głowie rozbrzmiał niski głos przypominający jedwabisty, jazzowy głos didżeja:

Niegrzeczni bożkowie! Jesteście mili czy źli? Czy odpowiedź na to pytanie mnie rozbawi, czy zasmuci? – Głos przerwał i zaśmiał się. – No więc… Ach… Sprawa wygląda tak. Na czym polega zaufanie? Myślę, że potrzebujemy paru prób, żeby to ustalić, wiecie? Trochę śmierci, trochę dramatu i tak dalej, i tak dalej. Jeśli nie stawicie się przede mną w ciągu trzech dni, to będzie straszliwa zbrodnia. O tak, poezja. Ja po prostu… A, słowa. Jak dobrze… A, zresztą w porządku. Jeśli się nie pojawicie, z armii Nairrata nici – i to moje ostateczne słowo! Do zobaczenia.

Zabrzmiała krótka jazzowa melodyjka, taka, jaką czasem słychać w windzie, po czym mangusta roztopiła się i przybrała z powrotem kształt złotej monety. Wizja świet­listego miasta Lanka – bo cóż innego by to mogło być – rozpłynęła się w powietrzu.

– Co? – oburzyła się Aru. – Dlaczego mamy przechodzić jakieś próby, jeśli i tak powinien nam dać tę armię?

Mini zaczerwieniła się.

– Kiedy nie przyszliśmy na przyjęcie z okazji święta Holi, a ty zaginęłaś, cała kampania marketingowa Opal się załamała… Ludzie zaczęli nas o wszystko obwiniać i mówić o tej przepowiedni o fałszywej siostrze.

– Niech zgadnę. To ja mam być zdrajczynią? – warknęła Aru.

Przypuszczenie to nawet jej nie zabolało, choć sądziła, że tak będzie.

Mini spuściła głowę, co Aru postanowiła zinterpretować jako przytaknięcie.

– Aiden pokazał im zdjęcia na dowód, że porwał cię Śpiący, ale nic to nie dało. Według nich to wyglądało, jakbyś go objęła, a potem zniknęła razem z nim…

– Ludzie są przerażeni, Shah – westchnął Aiden. – Nie wiedzą, co myśleć.

– Próbowaliśmy porozmawiać z Marutami, ale powiedzieli, że to sprawa dla Kubery. Hanuman i Urwaśi udali się do Lanki, żeby z nim porozmawiać, i sądzę, że on ich tam teraz więzi. Myśleliśmy, że może Bu nam pomoże, ale on też zniknął! – W oczach Mini znów wezbrały łzy. – I teraz ludzie znowu myślą, że jest zdrajcą!

Twarz Brynne złagodniała. Zaczęła głaskać Mini po plecach.

– Stawaliśmy już kiedyś w obronie Bu i znowu to możemy zrobić – oświadczyła. – Prawda, Shah?

Aru zaschło w ustach, kiedy wszyscy utkwili w niej wyczekujące spojrzenia. Musiała im wyjawić prawdę.

– Bu jest zdrajcą. – Starała się zachować spokojny ton. – Pokazało mi to Drzewo Życzeń.

Rozdział 5Mam miłą wiadomość: spoczywa na tobie klątwa

Wszyscy troje wpatrzyli się w nią wybałuszonymi oczami.

– Co za bzdura, Aru! – prychnęła Brynne. – Jak możesz coś takiego mówić?

Aru wzdrygnęła się na jej ostry ton, ale brnęła dalej.

– Wiem, co widziałam. Pokazała mi to Aranjani, pokazała mi też, dlaczego mój… to znaczy: dlaczego Śpiący nigdy nie wypowiedział życzenia. Żeby dotrzeć do drzewa, musiał oddać mnóstwo wspomnień, ale na koniec odmówił rozstania się ze wspomnieniami o mojej mamie i o mnie, nawet jeśli dzięki temu mógłby odmienić swój los. Więc wrócił do domu, ale w międzyczasie rada przekonała mamę, że musi go uwięzić.

– Rada? – powtórzyła Mini.

– Zrobili to, co do nich należało. – Brynne skrzyżowała ramiona na piersi. – Przeznaczeniem Śpiącego zawsze było rozpętanie wojny, która może zniszczyć Innoświat.

– Może by tego nie zrobił, gdyby go nie uwięziono! – wykrzyknęła Aru.

– Słuchaj, ja to rozumiem. – Brynne potrząsnęła głową. – To wszystko jest bardzo smutne, ale Śpiący to potwór, Aru…

Wadźra, która nieco wcześniej zmieniła się w bransoletkę i oplotła rękę Aru, zalśniła z oburzeniem.

– Gdybyś została zmuszona do oddania kawałków swojej duszy, to też byś się stała potworem!

Brynne zamilkła.

– Aru – odezwała się łagodnie Mini. – Próbujemy tylko zrozumieć twoją opowieść… Słyszymy o tym wszystkim po raz pierwszy.

Aru zacisnęła zęby. Czuła, że płoną jej uszy. Miała wrażenie, że jest atakowana.

– A co z Bu? – spytał Aiden. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. – Co się z nim stało?

– Aranjani pokazała mi to wszystko, zanim dotarłam do Drzewa Życzeń. Pokazała mi, że Bu zawarł za naszymi plecami umowę ze Śpiącym – wyjaśniła Aru. – Bu dawno temu był królem czarodziejem, a potem został obłożony klątwą i przemieniony w gołębia. Klątwę może usunąć jedynie coś, co opisują słowa: „Życzenie cię wyrwie z ziemi – będziesz na swobodzie”. I… Bu chyba myślał, że nie jest w stanie nas chronić, jeśli nie może przybrać swojej najpotężniejszej postaci. Więc w zamian za to, że będzie mógł wypowiedzieć własne życzenie, kiedy Śpiący odnajdzie Drzewo Życzeń, wyjawił miejsce pobytu bliźniaczek żołnierzom Śpiącego. To dlatego udało im się je porwać. – Aru zaczerwieniła się ze złości. – Bu sądził, że nasza misja się nie powiedzie. Nawet po tych wszystkich treningach, którymi nas katował, i wykładach…

Aru zamilkła. Nie chciała myśleć o tym, jak Bu siedział na jej głowie i wykrzykiwał wojskowym tonem wskazówki, jak przypominał im, żeby zażywały witaminy, i zawsze, ale to zawsze powtarzał, że będą niesamowite.

Bo, jak się okazało, sam wcale w to nie wierzył.

Jako pierwsza przerwała ciszę Brynne.

– Ale jeśli to wszystko widziałaś, to znaczy, że mogłaś wypowiedzieć życzenie, tak?

Aru skinęła głową.

– Tylko że… – Czuła taką frustrację, że z trudem powstrzymywała łzy. – Nie pamiętam, czego sobie życzyłam.

Brynne zmarszczyła brwi.

– Jeśli tego nie pamiętasz, to skąd wiesz, że widziałaś te wszystkie inne rzeczy?

Shah znieruchomiała.

– Mówisz tak, jakbyś mi nie wierzyła.

Wzrok Brynne stwardniał.

– Myślę, że powinnaś się trochę uspokoić – powiedziała.

– Uspokoić?! – zawołała Aru, podrywając się z krzesła. – Bu nas naprawdę zdradził! A Hanuman i Urwaśi wszystko popsuli, kiedy przekonali mamę, żeby uwięziła męża. Może są zamknięci w Lance, a może po prostu tak jak Bu stwierdzili, że nie warto na nas liczyć!

– Nie możesz tego wiedzieć na pewno! – burknęła Brynne.

A potem stało się naraz kilka rzeczy. Z wadźry strzeliły iskry, podmuch wiatru wcisnął Aru w krzesło, Aiden rzucił się naprzód, wyciągając ręce obronnym gestem jak sędzia na boisku; pokój rozbłysł fioletowym, oślepiającym światłem – to Mini uderzyła dandą w podłogę.

– DOSYĆ TEGO! – wrzasnęła. – Aru, Brynne nie powiedziała, że ci nie wierzy. Brynne, jeśli ci się nie podoba coś, co słyszysz, to nie musisz od razu tego podważać. Aru ewidentnie przeżyła ciężkie chwile. I my wszyscy też!

Aru popatrzyła na swoje siostry, czując, jak jej pewność siebie maleje z każdą sekundą. Mini spoglądała na nią ze współczuciem, Brynne z powątpiewaniem. Dlaczego nikt jej nie wierzył? „Bo wiedzą, że jesteś kłamczuchą, Aru Shah” –wyszeptał głos w jej głowie.

Aiden powoli opuścił ręce.

– Możemy zacząć tę rozmowę od nowa? Nie znajdziemy odpowiedzi, póki nie dostaniemy się do Lanki, a jeszcze musimy wymyślić, jak to zrobimy, skoro wszystkie portale są zamknięte. Skupmy się na razie na naszym kolejnym kroku, dobrze?Brynne, Aru, czy chcecie sobie może coś powiedzieć?

Brynne i Aru patrzyły na siebie gniewnie przez jakieś pięć sekund, aż wreszcie Brynne burknęła:

– Na bogów, Aiden, ale z ciebie ammamma. – A potem podniosła wzrok na Aru i westchnęła. – A z ciebie straszna wariatka, ale i tak jesteś moją siostrą.