Aru Shah i Drzewo Życzeń - Roshani Chokshi - ebook + książka

Aru Shah i Drzewo Życzeń ebook

Roshani Chokshi

4,6

Opis

Wojna między dewami a demonami zbliża się nieuchronnie i Innoświat pozostaje w stanie najwyższej gotowości. Czternastoletnia Aru Shah i jej przyjaciele otrzymują zadanie uratowania dwóch nieznanych im osób – jedna z nich zna słowa przepowiedni, która może zadecydować o zwycięstwie lub porażce w wojnie. Okazuje się, że osoby te, bliźniaczki, są kolejnymi siostrami Pandawami, a według przepowiedni jedna z pięciu sióstr jest fałszywa…

Kiedy bohaterom nie udaje się utrzymać w tajemnicy przepowiedni i poznaje ją Śpiący, ich niebiańscy nauczyciele domagają się, by drużyna Pandawów na pewien czas zaprzestała działań przeciwko niemu. Aru jednak uważa, że aby przywrócić Pandawom dobre imię, muszą odnaleźć Kalpawrikszę, drzewo spełniające życzenia, które wyłoniło się z Oceanu Mleka. Jeśli Aru zdoła dotrzeć do drzewa przed Śpiącym, być może – wypowiadając jedno jedyne życzenie – odmieni los całego świata.

Aru, uważaj, czego sobie życzysz, bo może się to spełnić…

Trzeci tom Kronik Pandawów z nowymi, wyjątkowymi postaciami, złowrogimi demonami i wspaniałymi czarodziejskimi krainami jest tak barwny i pełen radości jak Holi, ulubione święto Aru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 389

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (37 ocen)
26
8
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MareeQ11

Nie oderwiesz się od lektury

Cudownie napisana i trzymająca w napięciu. Świetne zwroty akcji i zakończenie, którego się nie spodziewałam. Genialna książka.
00

Popularność




Tytuł oryginału

Aru Shah and the Tree of Wishes. A Pandava Novel, Book Three

Copyright © 2020 by Roshani Chokshi. By arrangement with the author. All rights reserved.

Jacket illustration © 2020 by Abigail L. Dela Cruz c/o Lemonade Illustration Agency

Jacket design by Tyler Nevins

Copyright © for the Polish translation by Marta Duda-Gryc, 2020

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2020

Konsultacja indologiczna

prof. dr hab. Lidia Sudyka

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska „Od A do Z” (oda-doz.pl)

Redakcja

Magdalena Tytuła

Korekta

Katarzyna Kierejsza

Opracowanie okładki i DTP

Stefan Łaskawiec

Opracowanie wersji elektronicznej

Wydanie I, Kraków 2020

ISBN EPUB 978-83-66173-60-6

ISBN MOBI 978-83-66173-61-3

Wydawnictwo Galeria Książki

www.galeriaksiazki.pl

[email protected]

Dla moich rodziców, May i Hitesha, którzy zawsze dbali o to, żebyśmy przeczytali „prawdziwe” wersje mitów i baśni. Dziękuję Wam za te wspaniałe traumy! Kocham Was.

Rozdział 1Aru Shah nie jest Spider-Manem

Aru Shah miała wielki piorun i bardzo chciała go użyć.

– Proszę, nie, Shah – błagał jej przyjaciel Aiden. – Jeśli porazisz nasze obiekty wadźrą… cała misja na nic.

– Daj spokój – prychnęła Aru. Miała nadzieję, że w jej głosie słychać było więcej pewności, niż jej miała w sobie. – Jestem córką boga piorunów. Elektryczność to moja specjalność.

– Wczoraj włożyłaś widelec do tostera – przypomniał jej Aiden.

– Tylko na sekundę, bo toster uwięził moje śniadanie i odmawiał wypuszczenia go na wolność.

Podmuch wiatru uderzył w tył głowy Aru. Odwróciła się – prosto na nich leciał wielki orzeł z szafirowymi piórami. Ptak wylądował z impetem na ziemi i w rozbłysku niebieskiego światła przemienił się w Brynne, duchową siostrę Aru i córkę boga wiatru.

– Ani śladu celów – oświadczyła Brynne. – A poza tym Aiden ma rację. Ja też ci nie ufam, jeśli chodzi o elektryczność.

– Ta rozmowa nie dotyczyła ciebie! – zaprotestowała Aru.

– Ale i tak ją słyszałam. – Brynne poklepała się znacząco w głowę. – Miałam przez sekundę orle uszy, nie pamiętasz?

Obok Aidena stała Mini, córka boga zmarłych. Ścis­kała kurczowo D.D., Destrukcyjną Dandę, i rozglądała się niespokojnie.

– Mogłaś sama się porazić prądem przez ten widelec! – skarciła Mini przyjaciółkę. – A wtedy byś…

– Umarła? – wyrwało się jednocześnie Aidenowi i Brynne.

Mini skrzyżowała ramiona.

– Chciałam powiedzieć, że doznałaby ciężkich oparzeń, doszłoby do zatrzymania akcji serca, nie wykluczam też śpiączki… i tak, być może również śmierci.

Brynne przewróciła oczami.

– Dość już o tych tosterach – ucięła. – Potrzebujemy planu, aby uratować cele, i to szybko.

Trzy siostry Pandawowie i Aiden stali na ulicy, wpatrując się w oświetlony diabelski młyn górujący nad centrum Atlanty. Za diabelskim młynem wznosiły się jasne drapacze chmur. Samochody trąbiły i posuwały się metr po metrze w korku na ulicy za nimi (była godzina szczytu), a ludzie w samochodach zupełnie nie zwracali uwagi na czworo dzieci dzierżących świecącą broń.

Hanuman, ich instruktor walki o małpim obliczu, i Bu, ich gołębi mentor, powiedzieli im, że gdzieś na diabelskim młynie jest dwóch ludzi potrzebujących pomocy. Dziewczyny nie miały pojęcia, jak wyglądają, ale przekazano im, że ma tam być wieszczek.

„Ale dlaczego ktoś ukrył tam wieszaczek?” – spytała wtedy z roztargnieniem Aru.

„Nie chodzi o wieszaczek” – westchnął Bu.

Och.

No tak, owszem, wieszaczek i wieszczek to dwie zupełnie różne rzeczy.

Wieszczek to ktoś, kto widzi przyszłość i przepowiada ją; Innoświat zaś już od wieków czekał na ważną przepowiednię. Jeśli pogłoski mówiły prawdę, wieszczek miał taką moc, że mógł wskazać zwycięzcę w wojnie dewów z asurami, którymi dowodził obecnie Śpiący. Jak jednak wyjaśnił Bu, z przepowiedniami nie jest tak prosto. Dają o sobie znać tylko w obecności pewnych istot – zwykle tych, których dotyczą. Bu wierzył, że tę przepowiednię mogli usłyszeć tylko Pandawowie lub żołnierze Śpiącego. Sukces każdej ze stron zależał od tego, czy przeciwnik nie pozna treści proroctwa.

Aru spojrzała niechętnie na wydłużające się późnozimowe cienie. Tak wiele się zmieniło w ciągu ostatniego roku, odkąd wyprawili się do Oceanu Mleka… Miała teraz czternaście lat. Urosła kilka centymetrów, włosy sięgały jej już do ramion, a ostatnio zaczęły na nią pasować buty mamy… ale nadal wolała chodzić boso. W świetle wczes­nego wieczora kwiaty derenia lśniły jak gwiazdy, które zahaczyły się o ciemne gałęzie. Z wiśni wzdłuż ulic opadały różowe płatki, a wilgotny pyłek na asfalcie wyglądał jak płatki złota.

– Próbowałam tam polecieć, żeby ich wypatrzyć, ale niektóre kabiny są ciemne, no i szczelnie zamknięte – mówiła Brynne. – Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto widzi przyszłość, miałby się ukrywać w diabelskim młynie.

– A zwłaszcza w takim nieruchomym i bez pracownika, który go obsługuje – dodał Aiden.

– Może ten ktoś chciał mieć lepszy widok? – podsunęła Mini.

– Licho wie. W każdym razie najpierw musimy uruchomić machinę, żeby móc się dostać do zamkniętych kabin – powiedziała Brynne. – Jeśli walnę w niego wiatrem…

– Ale przecież wtedy może się przewrócić! – wykrzyknęła Aru.

– A kiedy spróbujemy go uruchomić za pomocą wadźry, możemy usmażyć wieszczka! – prychnęła Brynne.

Mini przygryzła wargę, przesuwając wzrok z Aru na Brynne.

– A może… jest jakiś inny sposób?

Aiden skinął głową.

– Bri może wykorzystać wietrzną pałkę, żeby delikatnie wprawić w ruch młyn – zaproponował. – Ja będę patrolował…

– Nie mamy czasu się cackać! – przerwała mu Aru.

– A może obydwie wleziemy na diabelski młyn, a ja za pomocą D.D. przeskanuję kabiny? – zaproponowała Mini.

– Wleziemy na diabelski młyn?! – Aru aż się zatchnęła. – Czy ja wyglądam na Spider-Mana?

– No, czasami nosisz taką piżamę… – Mini wzruszyła ramionami.

Brynne prychnęła.

– Jaką piżamę? – zainteresował się Aiden.

„Przerwać tę rozmowę! – wrzasnął mózg Aru. – Powtarzam, przerwać rozmowę!”

– Ruszmy się wreszcie – powiedziała szybko.

Brynne uśmiechnęła się szeroko i zakręciła pałką nad głową. Z broni buchnęło jasnoniebieskie światło. Zaskrzypiał metal. Ogromne koło zaczęło się powoli obracać.

– Jazda! – zawołała Brynne.

Aru popędziła do diabelskiego młyna – prawie siedemdziesięciometrowej instalacji z obrotowymi zamkniętymi kabinami. Wszystko się w niej gotowało z napięcia, gdy wbiegała po schodkach i sięgała do pierwszej szprychy w kole. Metalowe pręty były śliskie – niedawno padał deszcz – i pachniały żelazem. W normalnej sytuacji w życiu by się nie zgodziła, żeby się wspiąć na coś takiego, ale jej spersonalizowane buty Pandawy miały w komplecie magiczne przyssawki na podeszwach – dzięki nim teoretycznie nie miała prawa spaść.

Przygotowywali się do tego przez cały tydzień i rozumieli, o jaką stawkę toczy się gra. Nie było dnia, żeby Aru nie usłyszała czegoś o zwiększonej aktywności demonów w świecie śmiertelników. Nikt jednak nie widział do tej pory osoby stojącej za tym chaosem: Śpiącego. Jej ojca. Aru żałowała, że nie potrafi go postrzegać tylko jako potwora. W jej myśli ciągle wdzierały się wspomnienia i niekiedy Śpiący nie przypominał w nich tego, kim był teraz – jawił się jej jako tata, którym był dla niej w przeszłości. Człowiek, który ją nosił na rękach i tulił do siebie. Choć trwało to tylko godzinę.

Aru zawahała się; straciła pewny chwyt na śliskim pręcie. Zimny wiatr uderzył ją w twarz, a jej wzrok padł na ziemię ponad trzydzieści metrów niżej. Z tej wysokości rzędy latarni wyglądały jak odległe sznury gwiazd, kępy drzew przypominały kupki zmiksowanych brokułów.

– Wszystko w porządku? – zawołała Mini z niższej szprychy koła.

„Spokojnie, Shah” – powiedziała do siebie. Przecież trenowały takie rzeczy. Poradzi sobie.

– Tak. Jestem Aru. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem i sięg­nęła do kolejnej szprychy.

Pod wpływem następnego zimnego podmuchu włosy zasłoniły jej oczy.

„Wspinasz się na diabelski młyn – pomyślała Aru. – Wiesz, kto robi takie rzeczy? SUPERBOHATEROWIE. I facet z tego filmu Pamiętnik, ale przede wszystkim superbohaterowie”.

– Superbohaterki – szepnęła do siebie i wyciągnęła rękę do następnego pręta.

Zaczęła też nucić pod nosem. Bolały ją ręce, zęby jej szczękały. Kiedy podniosła wzrok, zdała sobie sprawę, że znajduje się na wysokości drapaczy chmur.

– Czy ty śpiewasz? – spytała z niedowierzaniem Mini, która ją właśnie doganiała.

Aru zamknęła usta.

– Nie.

– Bo to brzmiało jak „Spider-Man, Spider-Man… robi wszystko, co umie Spider-Man”. Jestem prawie pewna, że ta piosenka ma cokolwiek inny tekst.

– Wiatr ci szumi w uszach.

Mini, która zawsze była zwinniejsza niż Brynne i Aru razem wzięte, minęła Aru i wdrapała się wyżej.

– Myślałam, że boisz się wysokości – zdziwiła się Aru.

– Jasne, że tak! – odparła Mini. – Boję się wielu rzeczy… ale technika ekspozycji bardzo pomaga w leczeniu zaburzeń lękowych. Może na moją osiemnastkę zrobimy sobie razem seans skydivingu, no wiesz, podniebnego nurkowania ze spadochronem.

– Razem?!

– Patrz, Aru! Pierwsza zamknięta kabina!

Pięć metrów od nich, za wąską metalową kładką, znajdowała się szklana kapsuła, taka na dwie osoby. Czerwone drzwi były szczelnie zamknięte, wewnątrz panowała ciemność. Aru obróciła nadgarstek i wadźra przemieniła się z bransoletki we włócznię; w górę jej ręki popłynął elektryczny dreszcz.

– Tylko nie spal misji – mruknęła do siebie Aru.

To od nich zależał los Innoświata… Aru wycelowała w drzwi i wypuściła piorun…

Bum!

Piorun uderzył w zawiasy wejścia do kabiny. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, odsłaniając… nic. Kabina była zupełnie pusta. Mini podniosła D.D., która teraz przybrała kształt składanego lusterka. Kiedy przesuwały się wzdłuż szprychy do kolejnej kabiny, przyssawki ich butów odrywały się od mokrego metalu z nieprzyjemnym mlaskaniem. Aru otworzyła dłoń i wadźra pofrunęła z powrotem do niej.

– No to w górę – powiedziała jej właścicielka.

Przeszły ostrożnie po kładce bliżej środka koła, a potem podciągnęły się do wyższej szprychy. Kiedy przesuwały się wzdłuż szprychy do kolejnej kabiny, Aru skrzywiła się na odgłos mlaskania wydawany przez przyssawki jej butów na mokrym metalu. Otworzyła piorunem drzwiczki, a Mini przeskanowała wnętrze kabiny za pomocą D.D.

– Pusto – powiedziała, marszcząc brwi.

Trzecia wyglądała tak samo – nikogo w niej nie było. Po otwarciu czwartej Aru o mało nie odskoczyła gwałtownie do tyłu – z sufitu kabiny opadła nagle i zadyndała przed jej twarzą para tenisówek przywiązana do pasa bezpieczeństwa.

Był to jednak tylko głupi dowcip – dzieło ostatniego pasażera.

Drzwi zatrzasnęły się z głośnym łomotem.

Aru popatrzyła do góry. Została im jeszcze tylko jedna kabina. Serce zabiło jej mocniej. Zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że słyszy szum niewypowiedzianych przepowiedni, odbijających się echem w noc. Powietrze wydawało się zimniejsze i jakby cięższe.

– Ostatnia – szepnęła Aru.

Wspięła się na palcach, żeby lepiej widzieć; przyssawki na jej podeszwach oderwały się od śliskiej metalowej kładki. Gdy ścisnęła w ręce piorun, diabelski młyn gwałtownie drgnął… i runęła w prawo. W brzuchu poczuła nieprzyjemne łaskotanie, w ostatniej chwili zdołała złapać metalowy pręt i dyndała teraz w powietrzu, a jej nogi zwisały nad pustką.

Mini wrzeszczała i trzymała się kurczowo pręta.

Demony nas znalazły! – posłała do nich telepatycznie Brynne, wyraźnie spanikowana. – Uważajcie!

Aru spróbowała rozbujać się nogami – bez skutku. Diabelski młyn znów drgnął – jeden raz, ale dzięki temu zdołała wyrzucić stopy do góry i zaczepić się o pręt. Przekręciła się, aż w końcu udało się jej przykucnąć na powierzchni szprychy, a potem wstała chwiejnie i jej buty ponownie przylgnęły z mlaśnięciem do metalu.

Zaryzykowała rzut oka w dół… i szybko tego po­żałowała.

Demony przestały się zajmować Aidenem i Brynne – wpatrywały się w Aru i Mini.

– Żyjesz?! – zawołała Aru do Mini. – Zaczyna się robić nerwowo!

Oczy Mini zaokrągliły się ze strachu, ale dziewczyna zagryzła wargę i skinęła głową. Aru ostrożnie przesunęła się po powierzchni szprychy prowadzącej do ostatniej kabiny, trzy metry dalej. Kabina wyglądała na pustą, jak wszystkie inne, ale powietrze wokół niej wydawało się dziwnie zniekształcone. Mini zamknęła lusterko.

Zdecydowanie ktoś jest w środku – posłała myślą Mini. – To na pewno są ci, których szukamy. Ostrzeżemy ich, że zaraz rozwalimy im drzwi?

Aru potrząsnęła głową.

Może być z nimi ich porywacz.

To co, na trzy?

Aru skinęła głową.

Raz… Dwa… Trzy!

Aru rzuciła wadźrą – piorun przeciął zawiasy i powrócił do jej ręki. Zaskrzypiał metal i drzwi uchyliły się, odsłaniając kłąb czarnych lian wijących się jak węże.

– Wypuść wieszczka! – krzyknęła Mini. – A, i tę drugą osobę też! I nic nie kombinuj, bo jesteśmy uzbrojone!

Unosząc wadźrę, Aru już miała powiedzieć: „I niebezpieczne!”, gdy diabelski młyn znów drgnął i zdążyła z siebie wykrztusić jedynie:

– I niebezpie… aaaa!

Kłębiąca się masa nagle znieruchomiała. Przez splątane liany przebiło się zielone światełko – jakby jakiś owłosiony potwór właśnie otworzył jedno oko.

– Niebezpie-aaaa? Istnieje w ogóle takie słowo? – spytał wyniośle żeński głos.

– Czy to ty jesteś wieszczką?! – zawołała Mini, przekrzykując wycie wiatru.

Przez chwilę panowała cisza.

– Być może.

Aru zachwiała się, chociaż przyssawki jej butów mocno przylegały do kładki. Wyciągnęła ręce na boki, łapiąc równowagę; wadźra owinęła się wokół jej nadgarstka i przybrała kształt bransoletki. – Więc chodź z nami… jeśli chcesz żyć.

Znów zapadła cisza.

– Tu jest nam dobrze – odparł wyniosły głos. – Dziękuję, ale nie.

– Serio?– oburzyła się Aru. – Jesteśmy tu, żeby was uratować! Powinniście okazać choć trochę wdzięczności! I jak w ogóle się znaleźliście w diabelskim młynie?

W kłębie pnączy przeprowadzono szeptem rozmowę.

– Ukryłyśmy się tutaj – odezwał się inny, łagodniejszy głos. – Czy jesteś może Aru Shah?

Aru nie odzywała się przez chwilę.

– Tak… – odparła w końcu.

Pnącza rozsunęły się, odsłaniając dwie identyczne ciemnoskóre dziewczynki wyglądające na jakieś dziesięć lat. Jedna miała na sobie sukienkę w kwiatki i błyszczący żakiet. Wśród dziesiątków cienkich warkoczyków na jej głowie tkwił mały diadem. Druga, z warkoczami do ramion, nosiła koszulkę w paski i ciemne dżinsy. Aru w jednej chwili zrozumiała, kim są – widziała je we śnie.

– To wy… – szepnęła Mini, zanim Aru zdążyła otworzyć usta. – Widziałam was we śnie!

Aru odwróciła szybko głowę.

– Zaraz. Co? Ty też je widziałaś?

Dziewczynka w diademie prychnęła niecierpliwie.

– Odwiedziłyśmy wszystkich Pandawów – wyjaśniła.

– Porozmawiamy o tym później – zadecydowała Aru, wyciągając rękę. – Na razie musicie iść z nami.

Dziewczynka w diademie zmrużyła lodowatoniebieskie oczy.

– Najpierw musicie nas uratować. Bo to właśnie widziałaś w swojej wizji, prawda, Sheela?

– Uhu – powiedziała Sheela z roztargnieniem, odliczając na palcach… Trzy, dwa, jeden.

– Uratować was przed… – zaczęła mówić Mini, ale zanim zdążyła skończyć pytanie, nad ich głowami rozległo się mokre plaśnięcie.

Aru cofnęła się nerwowo. Rakszas o ciele człowieka i głowie byka, który opuścił się nad nimi z pręta głową w dół, wydał z siebie straszliwy ryk. Dziewczynka w diademie odkaszlnęła lekko, skrzyżowała ramiona i wskazała na demona.

– Przed nim.

Rozdział 2Jak buty Brynne pożegnały się z tym światem

Rakszas z głową byka zeskoczył z pręta i warknął:

– Ta przepowiednia należy do wzniosłej wizji Śpiącego! Wydajcie mi wieszczkę, a może oszczędzę wasze młode życia.

– Może? – powtórzyła Aru. – Średnio korzystna ta umowa.

Rakszas parsknął śmiechem.

– Dziewczynko, twoje szczęście się skończyło. Daj mi ją.

Aru zerknęła na piorun błyszczący jej na nadgarstku. Gdyby udało się skłonić demona, żeby ustawił się w odpowiednim miejscu…

Wytrącił ją ze skupienia jęk Sheeli ściskającej się za brzuch. Jej lodowatobłękitne oczy jarzyły się blaskiem.

– Nikita! To się stanie już zaraz!

Nikita chwyciła siostrę za rękę.

– Jesteś pewna?

– T-tak… – Sheela cała drżała.

– Powstrzymaj się jeszcze chwilę – błagała jej bliź­niaczka.

Rakszas uśmiechnął się upiornie.

– Mów, wieszczko. Co widzisz?

Aru ogarnęła panika. „Nie, nie, nie!” – pomyślała. Nikt poza Pandawami nie może tego usłyszeć!

– Nic mu nie mów! – wrzasnęła.

Poprzez połączenie telepatyczne Pandawów rozległ się głos Brynne:

PRZYGOTUJCIE SIĘ!

Mini przykucnęła.

– Trzymajcie się! – krzyknęła do bliźniaczek.

Obracając nadgarstek, Nikita utworzyła w drzwiach ochronną osłonę z czarnych lian.

Aru niemal opadła szczęka. „Co, do li…”

– Aru! – wrzasnęła Mini.

Silny podmuch wiatru przycisnął Aru do ściany kabiny. Chwyciła odruchowo najbliższe pnącze. Kątem oka zauważyła światła samochodów sto metrów niżej i przewróciło się jej w żołądku. Mini, trzymając się mocno metalowego dźwigara, zmieniła D.D. z lusterka w pałkę. Fioletowe światło wystrzeliło z końca dandy – wystarczyłaby chwila, a uformowałoby się wokół nich w ochronną tarczę, ale rakszasa nigdzie nie było widać.

Wiatr ucichł, a w głowie Aru zabrzmiał głos Brynne:

Udało mi się go powalić?

To ja o mało nie zostałam powalona! – odwarknęła Aru.

Mówiłam, żebyście się przygotowały!

No, ale ja nie zdążyłam!

Rozległ się niski, groźny warkot; włoski na karku Aru zjeżyły się. Szprycha, na której stała ona i Mini, wzbogaciła się nagle o kilka wgnieceń, jakby ścisnęły ją niesłychanie silne niewidzialne palce.

Rakszas zmaterializował się ponownie – jedną ręką trzymał się kładki, zwisając pod nimi.

– Pożałujecie tego – warknął.

Machnął drugą ręką i w stronę Aru poszybował kawałek onyksu w kształcie litery S. Wił się w locie, rzucając cienie, które utrudniały jej skupienie wzroku. Mini zawinęła nad głową dandą i ciemne plamy przeciął promień fioletowego światła. W blasku roztaczanym przez ten promień Aru spostrzegła coś jeszcze – z cieni wysuwały się macki. Jedna owinęła się wokół kostki Mini, a druga wsunęła się pod jej trampki, próbując podważyć przyssawki.

– Mini, uważaj! – wrzasnęła Aru.

Sięgnęła po wadźrę, ale nie zdążyła. W jednej sekundzie Mini trzymała uniesioną wysoko D.D., w drugiej machała bezładnie rękami, lecąc do tyłu i krzycząc.

Aru bez chwili wahania skoczyła w górę z metalowej szprychy. Zimne powietrze wdarło się do jej płuc, utrudniając nabranie oddechu.

Nad sobą usłyszała rechot rakszasa.

– Pa, pa, Pandawowie!

„Właśnie zeskoczyłaś z diabelskiego młyna! – wrzas­nął mózg Aru. – Dlaczego w ogóle przyszło ci coś takiego do głowy?!”

Aru zacisnęła mocno powieki, a potem zwinęła dłoń w pięść.

– Wadźra! – zawołała.

Ciepło powędrowało w górę jej ręki; wadźra ożyła i zeskoczyła z nadgarstka dziewczyny, zmieniając się w deskorolkę z piorunów. W powietrzu trzasnęła elektryczność – tuż pod stopy Aru podleciała deskorolka. Dziewczyna otworzyła oczy i popędziła na wadźrowej deskorolce przez wieczorne niebo.

Mini spadała gwałtownie, wirując pięć metrów niżej.

Jej pełne paniki myśli zadudniły na kanale telepatycznym Pandawów.

PRZEPRASZAM, ŻE NIE WYCZYŚCIŁAM WCZORAJ ZĘBÓW NICIĄ. OBIECUJĘ, ŻE NIGDY WIĘCEJ O TYM NIE ZAPOMNĘ! I BĘDĘ ZJADAĆ WSZYSTKIE WARZYWA Z TALERZA! BŁAGAM, BŁAGAM, BŁAGAM…

Popatrz do góry! – zawołała Aru przez ich połączenie umysłowe.

Wyciągnęła rękę, próbując chwycić rozpostarte palce Mini, ale ta wciąż wirowała w powietrzu i wymykała się jej z zasięgu. Z każdą sekundą ziemia rosła w oczach. Widać już było latarnie uliczne i czerwone światła tylne samochodów na autostradzie.

Przyspieszając, Aru przechylała wadźrę do przodu – aż udało jej się złapać Mini. Mini objęła mocno Aru, a wadźra deskorolka śmignęła z powrotem w górę, w kierunku diabelskiego młyna.

– Co teraz zrobimy? – spytała Mini. – Słyszałaś ją! Wieszczka nie da rady dłużej utrzymać w sobie przepowiedni, a wtedy cała nasza misja na nic! Rada…

Nie dokończyła – z jej ust wyrwał się paniczny okrzyk. Aru popatrzyła tam, gdzie Mini skierowała przerażony wzrok – na rakszasa. Obrócił dłoń i w powietrzu pojawił się ogromny miecz. Złapał go i zaczął ciąć z rozmachem pnącza Nikity. Jeśli rakszas dostanie w swoje łapy Sheelę, Innoświat zostanie skazany na zagładę… Nie można na to pozwolić!

Czas jakby zwolnił. Zmysły Aru wyostrzyły się. Czuła zimne światło odległych gwiazd. Słyszała szczęk, gdy miecz rakszasa uderzał w metal. W jej nozdrza wdarł się metaliczny zapach burzy sprzed kilku godzin.

– Mam plan – powiedziała, przypominając sobie o umiejętności tworzenia iluzji, którą miała Mini. – Mini, możesz zrobić tak, żeby ich kabina wyglądała tak samo jak wszystkie pozostałe?

Ręka Mini zacisnęła się na jej ramieniu. Aru posłała telepatycznie wiadomość do Brynne:

Będziemy potrzebować jeszcze jednego takiego silnego podmuchu.

W potwierdzeniu wysłanym przez Brynne poczuła ton zadowolenia.

Nie ma sprawy.

Daleko w dole zabłysło niebieskie światło. Jednocześnie Aru usłyszała, jak Mini szepcze: „Ukryj”, i w powietrzu wybuchła fioletowa migotliwa chmura, niczym kolorowe kryształki cukru. Poobijana kabina bliźniaczek znów stała się widoczna, gdy diabelski młyn zaczął się obracać – powoli, a potem szybko i coraz szybciej, aż światełka na nim rozmyły się w świetliste strugi. Aru nie byłaby już w stanie powiedzieć, w której kabinie ukryły się bliźniaczki. Rakszas wypuścił pręt i zaczął spadać, uderzając kolejno w szprychy. Łeb byka obijał się o metalowe pręty.

– Trzymaj się mocno! – zawołała Aru do Mini.

Ruszyła wadźrę z miejsca i deskorolka zanurkowała ostro, opadając ku ziemi. Aru i Mini zeskoczyły z niej na chodnik. Brynne i Aiden już biegli na ich spotkanie. Brynne zakręciła pałką jak mażoretka i diabelski młyn znieruchomiał ze zgrzytem.

Rakszas walnął o ziemię obok jednej z kabin. Usiadł, potrząsając głową.

– Na próżno się staracie – warknął, gdy powoli się podnosił na nogi. – Wiem, że tu są… a wy przybyliście za późno.

Aiden uniósł jeden z jataganów, ale Brynne dała mu znak, żeby się wstrzymał. Demon pokuśtykał do kabiny. Kiedy dotarł do drzwi, Aru zmieniła wadźrę we włócznię i uniosła ją.

Poczekała, aż Mini kiwnie jej głową, a potem nabrała powietrza w płuca, wycelowała i rzuciła. Elektryczność zafalowała wokół drzwi akurat w chwili, w której rakszas chwycił metalowy uchwyt. Zawył – błyskawica przeszyła jego ramię, powalając go na kolana. Wadźra powróciła do wyciągniętej ręki Aru. Aiden, Brynne i Mini wycelowali jednocześnie swoją broń w demona.

Rakszas uniósł łeb, przyciskając rękę do piersi. Kabina za nim dymiła, a przez otwór po wysadzonych w powietrze drzwiach nie widać było nikogo.

– Co zrobiłaś wieszczce?! – wrzasnął rakszas, gramoląc się na nogi. – Muszę mieć tę przepowiednię!

Podniósł znowu kamień w kształcie litery S, ale Aru zareagowała szybciej. Jej piorun rozpostarł się w trzeszczącą sieć, która opadła na demona, całkowicie go pokrywając. Rakszas zaszamotał się, próbując wyciągnąć miecz, ale sieć trzymała go mocno.

– Przykro mi, że nie widzisz, dokąd iść – powiedziała Mini, obracając D.D. i tworząc wokół rakszasa migoczącą iluzję.

– Przykro mi, że tak miota tobą wiatr – warknęła Brynne i machnęła pałką, posyłając na demona zimny podmuch wiatru.

Aiden skoczył do przodu i rzucił świecący jatagan na beton.

– Przykro mi, że upadłeś – rzekł z uśmiechem.

Rakszas potknął się o ostrze. Wydał z siebie straszliwy ryk, a zaraz potem uderzył głową o słup telefoniczny i upadł, tracąc przytomność.

Aiden, Brynne i Mini opuścili broń i otoczyli demona. Wadźrowa sieć zacisnęła się jeszcze raz na rakszasie, a potem oderwała się od niego i powróciła do Aru, osiadając na jej ręce jako bransoletka.

– To. Było. Niesamowite! – oświadczyła Mini.

– Poprawka – stwierdziła Brynne, chowając pałkę. – To my jesteśmy niesamowici.

Pokazała ruchem głowy trzech innych rakszasów, których ona i Aiden pozbawili wcześniej przytomności i zawlekli na pobocze.

– No jasne – zgodziła się Aru.

– A nie zapomnieliśmy aby o kimś ważnym? – wtrącił Aiden. – Czyli o wieszczce? I o tej piekielnie istotnej przepowiedni?

Mini wskazała kabinę – trzecią od tej przy samej ziemi, która nadal dymiła. Brynne przywołała podmuch wiatru, a ten delikatnie wprawił w ruch diabelski młyn. Kiedy koło się zatrzymało, Mini machnęła D.D. i powietrze przed jedną z kabin zafalowało i skręciło się, jakby ktoś zrywał zasłonę – i przed ich oczami stanęła kabina spowita w czarne pnącza. Z jej środka pulsowało słabo zielone światło.

– Możecie już wyjść! – zawołała Aru.

Światło nagle zgasło i pnącza zaczęły się cofać z mokrym, ssącym dźwiękiem, takim, jaki mogłyby wydawać macki puszczające ofiarę. Aru uniosła dumnie głowę. Udało im się. Uratowali bliźniaczki i pokonali rakszasów, dzięki czemu przepowiednia nie dostała się w szpony Śpiącego. Aru uśmiechnęła się szeroko na myśl o tym, jakie miny zrobią członkowie rady, kiedy przed nimi staną.

Dwa dni przed tym zadaniem Aru podsłuchała, jak Bu głośno ich bronił: „Pandawowie są już gotowi na wszystko! Postawiłbym na to własne pióra!”.

„Nie martw się, Bu – pomyślała teraz Aru. – Nic nie grozi twoim piórom”.

A poza tym Aru zobaczyła właśnie swoje odbicie w kałuży deszczu i stwierdziła, że jej włosy całkiem nieźle wyglądają. Czyli dodatkowy plus!

Aiden poruszył się obok niej. Jak zwykle sięgał po aparat fotograficzny, który nazwał Cienistogrzywym. Ale tym razem… tym razem wycelował obiektyw w… nią? Aru doznała wrażenia, jakby po jej skórze zsuwał się stos gorących igieł – brzmiało to okropnie, ale w rzeczywistości to uczucie było dziwnie przyjemne. Założyła włosy za ucho, ustawiając się tak, aby lepiej było widać wadźrę, i przesunęła się całkiem przed Aidena.

Aiden podniósł głowę i rzucił jej spojrzenie.

– Aru?… – rzekł pytająco.

Nie drgnęła.

Obojętność, jak powiedziała jej apsara Urwaśi, stanowi klucz do sukcesu we wszystkich sprawach dotyczących chłopców.

– Aru – powtórzył z naciskiem Aiden.

– Hmm? – mruknęła.

– Możesz się przesunąć? Zasłaniasz mi diabelski młyn.

Aru opadły ramiona. Zalała ją fala zakłopotania. Cofnęła się… i właśnie wtedy otworzyły się drzwi kabiny. Nikita, elegancko ubrana bliźniaczka, dała wytworny krok naprzód. Zaraz po niej z kabiny wytoczyła się niezdarnie Sheela o bladej, spoconej twarzy.

– Ostrożnie, ostrożnie! – przestrzegła Mini. – Kabiny nieźle się bujały… Może się wam kręcić w głowie. I możecie mieć mdłości.

Mini podała rękę Sheeli, ale Nikita stanęła przed siostrą, odtrącając dłoń Mini jak muchę.

– Żadnych macanek – warknęła Nikita.

Brwi Brynne powędrowały w górę.

– Eee, że co, przepraszam? A może by tak jakieś wyrazy wdzięczności?

Sheela jęknęła i ścisnęła się za brzuch, chwiejnie stając przed Brynne.

– Przepowiednia! – powiedziała Brynne z nagłym zrozumieniem głosie. – Chce ci się wyrwać właśnie teraz?

– Eee, Bri, lepiej może… – odezwał się zaniepokojony Aiden.

BLEEE! Sheela zwymiotowała na buty Brynne.

Aru skrzywiła się.

– No i… za późno.

Aiden pstryknął zdjęcie. Brynne miała taką minę, jakby chciała rzucić diabelskim młynem w jadące ulicą samochody.

– Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś – warknęła. – Nie wiesz, kim jesteśmy?

– Pandawami – rzekła Nikita. Po czym uniosła wysoko głowę i złapała siostrę za drżącą rękę. – Tak jak my.

Rozdział 3Nowym przyjaciołom mówimy: Nie!

Aru zagapiła się na bliźniaczki. Jeszcze więcej Pandawów? Oczywiście wiedziała, że istnieje ich jeszcze dwójka. Ale czy musiały się pojawić właśnie teraz? Aru już sobie wyobrażała, jak konieczność zarządzania pięcioma Pandawami naraz doprowadzi Bu na skraj wytrzymałości. I tak już ostatnio narzekał, że musi zacząć przyjmować suplementy na lotki, ponieważ przez Pandawów siwieją mu pióra. Oj, nie spodobało mu się, kiedy Aru zwróciła mu uwagę, że przecież już wcześniej był siwy… bo taki kolor mają pióra gołębi.

– Nie zostałyście chyba jeszcze uznane, co? – spytała Mini.

– Oczywiście, że nie – stwierdziła Brynne, czyszcząc buty wietrzną pałką. – Gdyby tak było, otrzymałyby w dowód tego jakiś przedmiot. Podniosła swoją broń jako przykład, a potem zwróciła się do bliźniaczek. – Czy wasz duchowy ojciec w jakikolwiek sposób dał wam o sobie znać?

Nikita i Sheela potrząsnęły głowami.

Brynne uniosła brew.

– W takim razie dlaczego myślicie, że jesteście Pandawami? Może po prostu macie pewne umiejętności. Poza tym jesteście zdecydowanie za małe, a w ogóle to nie ma czegoś takiego jak Pandawa przepowiadający przyszłość.

Nikita zmrużyła gniewnie oczy.

– Nie ma też czegoś takiego jak dziewczyna Pandawa – odcięła się.

Aru nie mogła się powstrzymać i mruknęła pod nosem:

– Trafiony, zatopiony!

Brynne przewróciła oczami.

– No naprawdę, Aru, przecież one mają… po jakieś osiem lat.

– Dziesięć! – oburzyła się Nikita.

– O, to wszystko zmienia – odparła sarkastycznie Brynne.

Na diademie Nikity wyrosły krwawoczerwone róże, które wycelowały ciernie w kierunku Brynne.

– Okej, okej – powiedziała Aru, stając między dziewczynami. – Zostawmy w spokoju te kolczaste kwiatki…

– Trujące kwiatki – sprostowała Sheela, poruszając dłonią nad płatkami.

– I zbliżasz tak do nich rękę? – żachnęła się Mini. – Przecież możesz sobie…

– Równie dobrze wszyscy moglibyśmy teraz umrzeć – przerwał Aiden. – Może są Pandawami, a może nie… Rada to wyjaśni. Ważniejsze pytanie brzmi: co zrobimy z tymi typami? – Wskazał jataganem czterech nieprzytomnych rakszasów.

Aru poczuła ucisk w sercu. Rakszasowie potrafili rejestrować to, co się działo wokół nich, nawet jeśli byli nieprzytomni. Jeśli puszczą ich wolno, Śpiący może się dowiedzieć o czymś bardzo istotnym… Aru absolutnie nie chciała, aby do ich wroga dotarło, że dołączyła do nich dwójka potencjalnych Pandawów. Zwłaszcza że jedna z nowych Pandawów znała dotyczącą go przepowiednię.

Kolejny zimny podmuch wiatru musnął jej skórę. Aru wzdrygnęła się, rozglądając się wokół. Zapadł już zupełny mrok. Jeśli Śpiący czekał na powrót swoich żołnierzy, zapewne już się zorientował, że długo nie wracają…

Być może postanowi wysłać kolejnych.

Musieli się stąd zabierać. I to szybko.

– Powinniśmy zabrać rakszasów do Niebiańskiego Dworu – oświadczyła Aru. – Niech rada się nimi zajmie.

– Mamy zabrać wrogów na nasze terytorium? – zdumiała się Brynne. – Nie ma mowy, Shah!

– Ale wiedzą faktycznie za dużo – powiedziała Mini, przygryzając wargę.

Brynne burknęła coś pod nosem. Co w jej języku oznaczało: „No dobra, w porządku”.

– To prawda – rzekł Aiden. – Ale jeśli chcemy ich zabrać, jak to zrobimy? Na Nocnym Bazarze obowiązują surowe przepisy dotyczące bezpieczeństwa. Bliźniaczki mają mniej niż dwanaście lat, więc nie mogą podróżować legalnie przez portal bez pozwolenia rady. Co oznacza, że naszą jedyną opcję przejścia do Innoświata stanowi jakaś magiczna martwa strefa. A kto wie, jak daleko stąd może się taka znajdować…

– Jeden kilometr sto pięćdziesiąt metrów – przerwała mu Brynne, podnosząc dwa palce. Była córką boga wiatru, dzięki czemu mogła w każdej chwili precyzyjnie określić potrzebne im współrzędne dowolnego miejsca. – To dziesięć minut spacerkiem.

– Magiczna martwa strefa – powtórzył z namysłem Aiden, rozcierając skronie. – To oznacza, że wadźra nie będzie tam działać. Ani D.D, ani Gogo. Brynne jest silna, ale przecież nie da rady unieść sama czterech doros­łych rakszasów.

– Wyzwanie przyjęte – oświadczyła Brynne, podwijając rękawy.

– Wyzwanie nieprzyjęte! – zaprotestowała Mini. – Możesz sobie nadwyrężyć kręgosłup, a poza tym nie mamy jak ich związać.

Przez chwilę wpatrywali się w rakszasów, a potem Sheela odchrząknęła i popukała swoją siostrę w ramię.

– No dooobrze – powiedziała teatralnym tonem Nikita. – Niech będzie.

Sheela uśmiechnęła się promiennie.

– Ja się tym zajmę – oznajmiła Nikita, robiąc krok do przodu.

Wyciągnęła rękę i z jej palców trysnęło zielone światło. Chodnik zadrżał – chwasty między płytami chodnikowymi zaczęły się wydłużać, mnożyć i rozrastać na zewnątrz, aż uformowały się w cztery prostokątne poduszki na ziemi. Puszyste dmuchawce – czy „chwasty życzeń”, jak lubiła je nazywać Aru – wyskoczyły z ziemi, powiększyły się cztery razy i podtoczyły się pod poduszki, tworząc kółka. Z diademu Nikity wyrosły liany i wydłużyły się na dwa metry, a potem oderwały się i owinęły wokół każdego rakszasa, mocno go wiążąc. Następnie same wciągnęły nieprzytomne ciała na roślinne wózki. Na koniec z wszystkich czterech wózków Nikity wyrosły grube sznury do ciągnięcia, które zakwitły małymi różowymi i białymi kwiatami.

– Voilà – powiedziała dumnie Nikita. – Transport, bezpieczeństwo i oczywiście odrobina piękna.

Dziesięć minut później Aru zaczął dręczyć głęboki niepokój o obywateli Atlanty. Ani jeden przechodzień nawet okiem nie mrugnął na widok czworga dzieci ciągnących ulicami śródmieścia pnącza splątane w tobołki o kształcie ludzkich sylwetek.

– Czy kogoś tu niepokoi, że nikogo to nie niepokoi? – spytała Aru.

Brynne prychnęła:

– Mieszkam w Nowym Jorku. Wierz mi, to, co tu się dzieje, to nic.

– Może nas nie widzą? – spekulowała Mini. – Jest przecież noc.

– Albo postanowili nas nie widzieć – podsunął Aiden. – Naruszyłoby to ich wyobrażenie o rzeczywistości, więc po prostu to ignorują.

Gdy minęli róg ulicy, przy którym grupa motocyklistów gazowała silniki, Aru postanowiła przetestować teorię Mini.

– Fajne motocykle! – zawołała. – A ja mam demona!

– Każdy z nas jakiegoś ma! – odwrzasnął facet z imponującym, jaskrawozielonym wąsem. – Siema!

I odjechał.

Gdy Aru odwróciła się, otwierając usta, żeby powiedzieć jakiś żart, ujrzała, że bliźniaczki naradzają się, przytulone do siebie.

– Naprawdę, Nikki, wszystko jest w porządku – szeptała Sheela.

– Nic nie jest w porządku! – warknęła Nikita. – Chcemy tego od tak dawna i ja po prostu…

Nagle przerwała. Kiedy podniosła przed chwilą głos, czerwone róże w jej wianku zwinęły się w ciasne pączki – wyglądało to zupełnie jak wtedy, kiedy ktoś przyciska zaciśniętą w pięść dłoń do ust, bo powiedział coś, czego nie zamierzał.

Aru popatrzyła na Brynne, a potem na Mini i Aidena. Wszyscy przystanęli.

– Sheela, nadal źle się czujesz? – spytała łagodnie Mini, wyciągając do niej rękę.

Sheela spojrzała na Mini. Wyraz szoku na jej twarzy ustąpił zaskoczonemu uśmiechowi. Sheela powoli wyciąg­nęła rękę do Mini, ale nagle stanęła między nimi Nikita.

– Ja się nią zajmę – warknęła.

– Ale Nikki… – zaprotestowała Sheela.

– Nie! – powiedziała jej bliźniaczka.

– Wiecie co, ja rozumiem zasadę: „Żadnych nowych przyjaciół”, ale my naprawdę jesteśmy po waszej stronie – wtrąciła Aru.

Sheela uśmiechnęła się do niej, ale Nikita tylko wykrzywiła twarz w ponurym grymasie.

– Już to nieraz słyszałam – syknęła.

Idąca kilka kroków przed nimi Brynne wskazała duży betonowy wiadukt po drugiej stronie ulicy.

– Wejście do martwej strefy jest tam, w cieniu.

Aru spojrzała z niechęcią na ciemność pod wiaduktem. W świetle stojącej niedaleko latarni można było dostrzec leżące na ziemi w nieładzie niebieskie plastikowe pojemniki i podarte śpiwory.

– Eee, a czy ktoś z nas był kiedykolwiek w magicznej martwej strefie? – spytała niepewnie Mini.

– Ja – odparł Aiden. – Raz.

– Widziałam martwą strefę w twoim śnie – odezwała się cicho Sheela.

– Widzisz nasze sny? – upewniła się z niepokojem w głosie Aru.

Przez chwilę zastanawiała się, czy bliźniaczki wiedzą o dręczącym ją ciągle koszmarze… tym, w którym zdradzała wszystkich sobie bliskich, tak jak zapowiedział to Śpiący.

Sheela jednak potrząsnęła głową.

– Nie martw się, nikomu nie powiemy o tym, jak w twoich snach Aiden…

„NIE! – zawył alarm w głowie Aru. – NIE, NIE, NIE!”

– Wasi rodzice nie nauczyli was żadnych manier czy co? – warknęła Brynne. – To było naprawdę nie w porządku.

Sheela zamilkła. Opuściła głowę.

– Nasi rodzice są…

Ale Nikita rzuciła jej wymowne spojrzenie, uciszając ją, i zanim Aru zdążyła zapytać, o co chodzi, Aiden przynaglił je gestem.

– Chodźmy tam, póki możemy.

Ciągnąc za sobą wózki z rakszasami, przebiegli przez ulicę i zatrzymali się w plamie żółtego światła rzucanego przez latarnię. Jasny krąg kończył się nagle, jak przecięty nożem, półtora metra od cienia padającego od wiaduktu. Nad ich głowami betonowy wiadukt huczał od kół przejeżdżających samochodów. Wilgotne powietrze pachniało… zastojem, jakby w tym miejscu trwało nieruchomo już od bardzo dawna. Zwykle powietrze w pobliżu magicznego portalu było w pewien sposób zniekształcone albo miało się w nim wrażenie, że człowieka przeszywa dreszcz, jak gdyby ktoś szarpnął strunę skrzypiec i fale rozchodzącego się od niej dźwięku nigdy nie zagasły. Aru niczego takiego tutaj nie wyczuwała.

Wadźra niespokojnie wierciła się na jej nadgarstku.

– Wkrótce będziemy w Innoświecie – uspokoiła Aru swój piorun.

Nikita wskazała sznur z pnącza ciągnięty przez Brynne.

– Tylko go nie urwij, bo nie będę w stanie go naprawić, kiedy przejdziemy przez portal.

Aru spojrzała przez ramię na owiniętego pnączami demona leżącego nieprzytomnie na jej wózku. Przeszył ją dreszcz niepokoju. Jak długo jeszcze rakszasowie pozostaną nieprzytomni?

Gdy ruszyli dalej, długi cień wiaduktu zaczął się zmieniać. Skurczył się, przekształcił w kwadrat, a następnie oderwał się od ziemi i przeistoczył w drzwi o ostro zarysowanych konturach.

Oczy Sheeli, idącej obok Aru, zabłysły słabym, chłodnym światłem.

– Musimy przez nie przejść – powiedziała. Jej głos brzmiał dziwnie, jakby nakładał się na niego drugi głos. – I to już.

Rozdział 4Magiczna martwa strefa

Magiczna martwa strefa wyglądała inaczej, niż wyobrażała sobie Aru.

– Przypomina trochę Nocny Bazar – stwierdziła Brynne.

Aru przyznała jej w duchu rację. Kiedy przeszli przez cieniste drzwi pod wiaduktem, znaleźli się w dziwnej, jakby równoległej wersji Innoświata – jeżeli równoległe światy wyglądają jak jeden z tych przygnębiających postapokaliptycznych filmów, gdzie wszystko jest okropne. Aru podniosła wzrok, na wpół spodziewając się, że zobaczy podzielone na dwoje niebo Nocnego Bazaru ze słońcem i z księżycem. Zamiast tego jednak nad nimi rozciągał się szary półmrok, który nie obiecywał ani gwiazd, ani różowiejących promieni jutrzenki. Od tego widoku zrobiło się Aru zimno.

Tłum kupujących w nędznych ubraniach kręcił się po bazarze w martwej strefie. Zdarzali się wśród nich tacy, którym spod kołnierzy wystawały pióra, a inni mieli spiłowane rogi, jakby próbowali ukryć swoją prawdziwą tożsamość. Od wszystkich bił wyczuwalny smutek.

Kramy w kolorze popiołu z nadgniłymi magicznymi owocami przesuwały się powolutku przez tłum, a pomiędzy nimi krążyli sprzedawcy, próbując namówić klientów do zakupu rzeczy takich jak mgliste buteleczki z marzeniami po przecenie.

W murach otaczających targowisko znajdowały się dziesiątki drzwi – wszystkie były niskie i poobijane. Poza jednymi. Na samym końcu wznosiła się dwudziestometrowa brama ze stali. Stało przed nią w kolejce około stu osób.

– To drzwi do Innoświata – powiedział Aiden. – Rozpoznają, kto może przez nie przejść na drugą stronę.

Podeszli bliżej. Przed drzwiami znajdował się niski szklany podest, mniej więcej wielkości stołu w jadalni. Osoby z kolejki wchodziły jedna po drugiej na prostokątne podium, które rozjarzało się wtedy na czerwono i delikwent odchodził z jeszcze bardziej przygnębioną miną.

Aiden zmarszczył brwi.

– Drzwi wiedzą, że to wygnańcy.

Obok podestu stał mężczyzna o jasnej skórze, ubrany w garnitur w kolorze kości. Podniósł zwój pergaminu i krzyknął do tłumu:

– Podejdźcie wy, którzy macie nadzieję, i dodajcie wasze nazwiska do umowy! Słyszeliście pogłoski: nadchodzi wojna! Dewowie was potrzebują! – Zatoczył ręką, wskazując całą kolejkę przed bramą. – To tylko rok waszego życia! Pomyślcie o tym! Walczcie dla dewów, a być może wszyscy zasłużymy na szansę powrotu do domu!

Stojący obok Aru Aiden skrzywił się.

– Co za oszust – mruknął. – Ci ludzie nie potrzebują fałszywych obietnic.

– Można zostać wygnanym z Innoświata? – spytała zaniepokojona Nikita. – Za co?

– Prawo nakazuje zachowanie istnienia Innoświata w tajemnicy – a niektórzy je łamią. Inni zadają się z niewłaściwymi osobami. – Aiden odetchnął głęboko i wbił wzrok w ziemię. – A niektórzy po prostu zakochują się w kimś nieodpowiednim.

Aru spojrzała na niego szybko. Mówił o swojej mamie, Malini. Ta słynna niegdyś apsara postanowiła wyjść za śmiertelnika – zmuszono ją wówczas do rezygnacji z wszelkich kontaktów z magicznym światem. W ubieg­łym roku ona i tata Aidena się rozwiedli i Aru wiedziała, jak bardzo Aiden się wściekał o to, że jego mama poświęciła wszystko dla miłości, która trwała tak krótko.

Brynne objęła go mocno ramieniem i ścisnęła tak, że Aiden aż sapnął.

– No chodźcie – rzekła stanowczo, ale łagodnym tonem. – Musimy wrócić i ustawić się w tym ogonku.

Aru zawahała się, patrząc na rosnący tłum osób czekających na swoją kolej.

– Skoro wiedzą, że nie mogą tam wejść – spytała z namysłem – czemu w ogóle próbują?

Kącik ust Aidena uniósł się w półuśmiechu.

– Każdy potrzebuje nadziei.

Poszli z powrotem przez bazar tak szybko, jak się dało, taszcząc nieprzytomnych rakszasów. Nie było łatwo ich ciągnąć po nierównej ziemi, zwłaszcza przez taki tłum. Dobrze choć, że nikt nie zwracał uwagi na ich dziwaczny orszak. Każdy niósł własny ciężar – czy to fizyczny, czy emocjonalny.

W końcu siostrzany kwintet Pandawów i Aiden dotarli do końca kolejki. Kiedy się w niej ustawili, Sheela drgnęła nerwowo, a jej oczy przeszły z koloru lodowatoniebieskiego w biały odcień szronu. Włoski na karku Aru zjeżyły się; w powietrzu wokół nich przepłynęła nagła fala magii. Ale jakim cudem – przecież byli w magicznej martwej strefie? Wiedziała, że przepowiednia tkwiąca w Sheeli ma wielką moc, ale to, co teraz czuła, miało zupełnie inny charakter – jakby stała w środku wzbierającej burzy.

– Sheela! – krzyknęła Nikita, potrząsając siostrą.

Potężna fala magii znikła, jak gdyby ktoś wcisnął ją do słoja i zakręcił pokrywkę. Aru rozejrzała się nerwowo. Puste wcześniej oczy wygnanych mieszkańców Innoświata ożywiły się i zwęziły podejrzliwie – wszyscy wpatrywali się w Sheelę.

– Musimy się stąd szybko wydostać – syknęła Aru. Kolejka przesuwała się szybko, ale jak na jej gust wciąż zdecydowanie za wolno.

Mini sprawdziła tętno swojego rakszasa.

– Nadal nieprzytomny, ale żywy – oświadczyła.

A jeśli demony obudzą się, zanim drzwi się otworzą? W Aru narastało uczucie paniki.

Aiden robił zdjęcia kolejkowiczom i martwej strefie wokół nich.

– Wypraszamy sobie – powiedział do niego poirytowany osobnik, jeden z pary stojącej kilka kroków przed nimi. – Co ty wyprawiasz?

Aiden opuścił rękę z aparatem i zaczął zmieniać ustawienia.

– Pracuję nad cyklem portretów ilustrujących powszechną niesprawiedliwość.

Para gapiła się na chłopaka, a potem ustawiła się przodem do niego.

– Aaa, skoro tak…

– Ja zdecydowanie doznałem niesprawiedliwości! – krzyknęła następna osoba z kolejki. – Zrób mi zdjęcie!

Ktoś inny wrzasnął:

– A wrzucisz to na Instagram?

Podczas gdy Aiden zajął się tłumkiem zainteresowanych fotografią, Sheela oparła się bezwładnie o siostrę.

– Wytrzymaj jeszcze trochę. Już prawie tam jesteśmy… – pocieszała ją Nikita.

Wkrótce przed nimi stała już tylko jedna osoba. Jak wszystkim wcześniej i jej odmówiono wejścia.

Przyszła wreszcie kolej na Pandawów. Aru pociągnęła za sznur od wózka i usłyszała trzask. Odwróciła głowę i ujrzała, że liana owijająca rakszasa pękła i poluzowała się.

– Z roślin uchodzi magia! – zawołała Mini.

Dmuchawcowe koła w jednej chwili się rozpłaszczyły. Brynne zostawiła wózek i zaczęła turlać nieprzytomnego rakszasa po ziemi.

– Wystarczy, że ich przeniesiemy na podest – ponaglał Aiden.

– Wszystkich naraz? – zdziwiła się Aru. – Nie zmieszczą się!

Brynne doturlała swojego więźnia do celu i wciągnęła go na niski podest.

– Będę udawać, że to demoniczne… naleśniki! – wykrztusiła, ciężko dysząc.

Wraz z Aidenem wciągnęła trzech pozostałych rakszasów na pierwszego i związała ich najmocniejszymi z ocalałych pnączy. Wyglądali jak najpaskudniejszy w świecie prezent gwiazdkowy.

– Będziemy musieli bardzo uważać, wciągając ich przez drzwi, ale te liany powinny wytrzymać – stwierdziła ­Brynne. A potem wgramoliła się na stos rakszasów i ujęła się teatralnie pod boki.

Aru miała nadzieję, że wrzaśnie na przykład: „JAK WAM SIĘ PODOBA?!”. Ale niestety tym razem nic takiego Brynne nie zrobiła.

Pozostałe dziewczyny cofnęły się, tak samo jak Aiden, a szkło pod demonami zajarzyło się żółtym blaskiem. Złoty chodnik wystrzelił z podestu, sięgając stalowej bramy sześć metrów dalej. Nad wejściem do Innoświata zapaliło się zielone światło, zachęcając do otwarcia drzwi i przejścia na drugą stronę.

– Kolej na nas! – wrzasnął Aiden. – Szybko!

Brynne zeskoczyła z rakszasów i zaczęła ciągnąć za liany, targając stertę demonów po chodniku. Reszta ich drużyny wskoczyła na podest, który znów zalśnił na żółto, zezwalając im na przejście. Przeskoczyli na chodnik. Mini, Aru i Aiden złapali po jednej lianie, Brynne została ostatnia. Bliźniaczki deptały im po piętach – Nikita podtrzymywała niemal nieprzytomną siostrę.

– Ciągnijcie! – krzyknął Aiden, szarpiąc z całej mocy za lianę.

Aru widziała, że ich pnącze zaczyna się rwać. Ale może, jeśli tylko przyspieszą, zdołają przeciągnąć rakszasów przez drzwi?

Z tyłu rozległ się głośny okrzyk.

– Brama! – wrzasnął ktoś w tłumie. – Zaraz się otworzy!

Grupa wygnańców, z wielkimi oczami w wytrzeszczu, ruszyła ku Pandawom. W desperackiej nadziei rzucili się w kierunku chodnika, ale z jego krawędzi trysnęły błys­kawice, trzymając ich z dala od przejścia.

Wygnańcy zaczęli jednak wyciągać ręce i łapać, co tylko mogli. Aru poczuła szarpnięcie – ktoś chwycił jej rękaw. Gwałtownie ruszyła łokciem – napastnik wypuścił jej koszulkę, ale szybki ruch złamał na pół pnącze, które trzymała.

Aiden puścił własną lianę, przebiegł za demony i zaczął je popychać.

– Brama was nie puści! – zawołała do tłumu Brynne. – Idźcie sobie!

– Skąd wiesz?! – krzyknęła blada kobieta o kocich oczach. – Czy nie zasługujemy na szansę na powrót do domu?!

Kolejny wygnaniec złapał Aru za nogawkę spodni. Straciła równowagę i runęła na ziemię. Rąbnęła głową o chodnik, przewróciła się na prawy bok i znalazła się twarzą w twarz z nieprzytomnym rakszasem.

Tylko że… nie był już nieprzytomny.

Wściekłe pomarańczowe oko zamrugało, a potem skupiło się na niej i zwęziło się.

Stos demonów zaczął się poruszać. Magiczne pnącza potrafiły je unieruchomić, ale zwykłe… długo nie wytrzymają. Aru bez namysłu wezwała wadźrę – piorun jednak nie zareagował. Spoczywał na jej nadgarstku jak najnormalniejsza bransoletka, jakby wadźra zasnęła i w ogóle jej nie słyszała.

Klamka drzwi znajdowała się niemal w zasięgu jej ręki. Wystarczy, że wszyscy Pandawowie przejdą przez bramę na drugą stronę, a ich moce do nich powrócą i tajemnica przepowiedni będzie bezpieczna…

Ledwo jednak Aru rzuciła się w kierunku klamki, rozległ się przenikliwy krzyk, który sparaliżował jej rękę.

– Demony! – wrzasnął ktoś w tłumie.

Z głośnym rykiem dwóch rakszasów oswobodziło się z więzów.

Tłum rozprysnął się na wszystkie strony.

– Naprawdę sądziliście, że możecie nas uwięzić, maluchy? – warknął pierwszy rakszas. Wyjął z ochraniacza nadgarstka nóż i zakręcił nim. Spojrzał z wściekłością na wejście do Innoświata. – I że może jeszcze zaciągnięcie nas do tej obrzydliwej dziury?

– Oddajcie dziewczynę z przepowiednią – zażądał drugi.

– Nigdy! – warknęła Brynne.

Aru pchnęła Nikitę – która nadal podtrzymywała siostrę – do tyłu, w kierunku bramy.

– Przełaźcie przez bramę tak szybko, jak dacie radę! – wrzasnęła.

Nikita skinęła głową i Aiden wystawił rękę, żeby wciąg­nąć bliźniaczki do bramy. Nikita próbowała go za nią złapać, ale Sheela nagle dostała drgawek, a potem osunęła się na ziemię. Jej oczy płonęły jasnym światłem. Głosem o przedziwnym brzmieniu, jakby składał się na niego jednocześnie piekielnie stary głos i niesłychanie młody, zaczęła mówić:

– Siły wzgardzone moc swą budują, aż po apogeum, by swe skradzione i nieśmiertelne odzyskać trofeum…

Aru znów poczuła, że jeżą jej się włoski na karku.

– Ona mówi! Bierzcie ją! – wrzasnął pierwszy rakszas.

Aru mimowolnie zrobiła kilka kroków naprzód, gotowa do szarży na demony, ale Brynne złapała ją za rękę. Patrzyła na porwane liany na ziemi. Aru nie musiała czytać jej w myślach, żeby domyślić się, co ma robić. Wraz z Mini chwyciły koniec jednej z lian, Brynne złapała za drugi i ruszyły na demony, podcinając im nogi.

Rakszasowie zaczęli się szybko gramolić, więc Mini wyjęła dandę. Jej moc była uśpiona, ale w końcu ta magiczna broń występowała też w postaci lusterka. Mini nachyliła je tak, żeby skierować światło prosto w oczy demonów.

– Teraz! – wrzasnął Aiden.

Złapał Nikitę jedną ręką, a drugą nacisnął klamkę. Brynne podniosła z ziemi Sheelę, a Aru chwyciła za rękę Mini. Popędziły do drzwi, a ziemia aż dudniła pod ich stopami.

Tuż przed bramą Sheela jęknęła głośno. Trysnęły z niej snopy światła, wyrywając ją z rąk Brynne.

– Nie dam rady jej utrzymać! – krzyknęła Brynne.

Sheela unosiła się w powietrzu przed bramą do Innoświata, a demony naparły na Pandawów.

– Mów, dziecko! – zażądały. – Przepowiadaj przyszłość!

Głowa Sheeli opadła do tyłu:

– Siły wzgardzone moc swą budują, aż po apogeum, by swe skradzione i nieśmiertelne odzyskać trofeum…

– Musimy ją wciągnąć do środka! – zawołała Aru.

Aiden i Nikita przytrzymali otwarte drzwi, a Brynne, Mini i Aru złapały się za ręce, tworząc ludzki łańcuch. Aru sięgnęła wysoko ręką i chwyciła stopę Sheeli, ściągając ją na dół, aż w końcu Mini zdołała objąć dziewczynkę w pasie. Brynne sapnęła i pociągnęła je wszystkie mocno na stronę Innoświata…

Rakszasowie ruszyli za nimi, ale Aiden już napierał na ciężkie drzwi, żeby je zamknąć, Mini zaś, która odzyskała dostęp do swoich mocy, utworzyła pole siłowe i zablokowała szparę w bramie. Wadźra ożywiła się i Mini opuściła na chwilę ochronne pole, aby Aru mogła użyć pioruna jak włóczni. Wadźra trafiła jednego z demonów w pierś – runął na ziemię.

Ale wszystko i tak poszło na marne.

Głosem, od którego po plecach Aru spłynął dreszcz, Sheela zaczęła wygłaszać całą przepowiednię:

Siły wzgardzone moc swą budują, aż po apogeum,

by swe skradzione i nieśmiertelne odzyskać trofeum.

Jednej z sióstr fałszywość się objawi.

Przez jeden wybór,

co światu się należy, to mu się przytrafi.

Jeden skarb jest fałszem, a jeden będzie stracony,

lecz drzewo w sercu to jedyna prawdziwa cena.

Nie wygrasz żadnej wojny, gdy nie znajdziesz korzenia.

Zwycięstwa brak bez owocu, co z niego zrodzony.

Za dni pięć skarb ów zakwitnie i zmarnieje –

wszystko, co wygrane, w nicość się rozwieje.

Wadźra wskoczyła do wyciągniętej ręki Aru. Stalowa brama zamknęła się z hukiem…

Za późno.

Aru zdążyła jeszcze ujrzeć szeroki uśmiech rakszasa, który syknął:

– Dziękuję wam, o Pandawowie! – I skoczył w górę.

Rozdział 5Gorzej niż na dywaniku u dyrektora szkoły

Czas wokół Aru zwolnił bieg. Przegrali. Rada Strażników wyraźnie im powiedziała, jak wielką moc ma przepowiednia. Pandawowie mieli zadbać tylko o to, żeby żołnierze Śpiącego jej nie usłyszeli, tymczasem ponieśli całkowitą porażkę. Aru czuła się tak, jakby ktoś odgryzł kawałek jej duszy.

Kątem oka zauważyła coś lśniącego – pochyliła głowę i zobaczyła, że to błyszczą sznurowadła jej specjalnych tenisówek. Super. Czyli rada zdążyła ich wytropić, a teraz ktoś był już w drodze, żeby się z nimi spotkać.

– Co my teraz zrobimy? – jęknęła Mini, chodząc nerwowo w kółko.

– To absolutnie nie nasza wina – oznajmiła Brynne i wyciągnęła palec w kierunku Sheeli. – Dlaczego po prostu tego w sobie nie utrzymałaś?

Nikita podparła Sheelę, która osunęła się na ziemię zaraz po wygłoszeniu przepowiedni, i zapytała ją:

– Nic ci nie jest?

Sheela przez chwilę patrzyła błędnie, a potem głośno ziewnęła i obdarzyła wszystkich promiennym uśmiechem.

– Czuję się o wiele lepiej! – oświadczyła.

– Lepiej?! – wybuchnęła Brynne. – Masz pojęcie, co się właśnie stało?

– Spokojnie, Brynne – poprosił Aiden, kładąc dłoń na jej ramieniu.

Sheela zamrugała, przechylając głowę.

– Nie… – powiedziała niepewnie.

– Przepowiednia?! – zawarczała Brynne.

– A, tak! – rzekła Sheela, uśmiechając się. – Wyrzuciłam z siebie kosmiczną energię i teraz znów znajduje się w równowadze! Czasem gdy znamy przyszłość, czujemy się, jakbyśmy się przejedli: boli od tego żołądek i trzeba się położyć. Nieźle mi poszło!

– Nie! – zgrzytnęła Brynne. – Źle ci poszło.

Sheela spojrzała na nią nierozumiejącym wzrokiem.

– Nie była w stanie temu zapobiec! – warknęła Nikita, pomagając siostrze wstać. – Z jej przepowiedniami zawsze tak jest.

– Jako Pandawa powinnaś umieć panować nad sobą – oświadczyła Brynne, krzyżując ramiona na piersi. – No chyba że nie jesteś Pandawą.

Nikita zmrużyła oczy.

– Co ty tam mamroczesz?

– Powiedziała to raczej dość głośno – zauważyła Sheela, wzruszając ramionami. Jeśli była urażona tak samo jak jej siostra, nie pokazywała tego po sobie.

– Uch – westchnął Aiden, ściskając się palcami za nasadę nosa. – Może nie trzeba było tego mówić.

Mini przysunęła się do Aru.

– Aru… zrób coś…

Nikita wyciągnęła rękę. Wystrzeliły z niej czarne pnącza, owinęły się wokół kostek u nóg Brynne i powaliły ją na ziemię.

– Ty mała… – Brynne zamachnęła się pałką i podmuch wiatru posłał Nikitę do tyłu.

– O, nie ma mowy – powiedziała Aru, cofając się.

Nikita ruszyła naprzód, prosto na Brynne. Może chciała sięgnąć do pałki, a może tylko się potknęła – palce jej oraz Brynne się zetknęły i Aru poczuła zmianę w powietrzu: trzaskającą niczym szumiące radio falę, która rezonowała w jej kościach. Niebo nad nimi rozstąpiło się i wystrzeliły z niego dwa snopy światła – zielony i srebrny – unosząc bliźniaczki w powietrze.

Wysoko w górze Aru dostrzegła sylwetki dwóch bogów o końskich obliczach, którzy wychylali się zza chmur, jakby spoglądali na Pandawów zza wielkiej misy pełnej słonecznego światła. Zielony promień przeniósł Nikitę do boga po lewej, otoczonego blaskiem wschodzącego słońca, bladoróżowymi i kremowymi smugami, całym świet­listym potencjałem nowego dnia. Sheela, w srebrzystym promieniu, uniosła się do boga po prawej, wokół którego szalały ogniste barwy zachodu – purpura i ciemny rubin – a pod całą tą czerwienią kryły się tajemnicze obietnice gwiazd i nocy.

Czyli ich ojcowie to bliźniacy Aświnowie! A to oznaczało, że dziewczynki były reinkarnacjami Nakuli i Sahadewy, braci słynących z urody, ze zdolności łuczniczych i jeździeckich oraz z mądrości.

Aru słyszała, że Aświnowie pełnili funkcję lekarzy bogów. Hanuman, półbóg i patron zapasów, często wstępował do gabinetów medycznych Aświnów na zabiegi na dolny odcinek kręgosłupa.

„Ma się tylko jedno ciało – mawiał uroczyście. – Trzeba o nie dbać”.

„Ale naprawdę ma się tylko jedno? – zapytała go raz Aru. – No bo szczerze, ile to razy do tej pory Ardźuna się reinkarnował? Zaliczył co najmniej pięć ciał”.

Hanuman nie docenił żartu.

Bliźniaczki powoli opadły na ziemię. W odróżnieniu od Mini, Brynne i Aru nie dostały broni, ale na szyi każdej z nich błyszczało coś małego, wielkości groszówki. W skórze Nikity tkwiło zielone serce, a Sheela dostała srebrną gwiazdkę.

Nikita podeszła nonszalanckim krokiem do Brynne.

– Wybaczam ci – oznajmiła.

– Nie prosiłam o przebaczenie – warknęła Brynne.

– Pewnie trudno było rozpoznać we mnie Pandawę z powodu tego ubioru – uznała Nikita.

Dotknęła swojej sukienki. Ukwiecone gałązki jaśminu owinęły się wokół tkaniny, tworząc coś w rodzaju krynoliny, a potem wydłużyły się we wspaniały tren. Za szyją wyrósł jej wysoki kołnierz z azalii o pierzastych różowych kwiatach. Pogardliwym wzrokiem powiodła po Aru, Mini i Brynne.

Aru popatrzyła na siebie: ciemne dżinsy, zielona bluza z długim rękawem i napisem: Nie. Mini ubrana była cała na czarno („Bo tak nie widać brudu”), a ­Brynne miała na sobie niebieski kombinezon wyglądający trochę jak fartuch z wyhaftowanymi słowami: Zła, bo głodna.