Arlekin w szkółce miłości - Pierre de Marivaux - ebook

Arlekin w szkółce miłości ebook

Pierre de Marivaux

3,0
3,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Pierre Carlet de Chamblain de Marivaux (1688-1763), francuski pisarz i dramaturg urodzony w Paryżu. Uważany za najwybitniejszego dramaturga francuskiego XVIII wieku. Pisał komedie dla Comédie-Française i Comédie-Italienne w Paryżu. „Arlekin w szkółce miłości” to komedia romantyczna. Po raz pierwszy została wystawiona 17 października 1720 roku przez Comédie Italienne. W tej sztuce wróżka próbuje zmusić Arlekina do zakochania się w niej. Zamiast tego Arlekin zakochuje się w pasterce Sylwii. Z pomocą służącego wróżki Trywelina, tej dwójce udaje się oszukać wróżkę i żyć długo i szczęśliwie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 30

Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Pierre de Marivaux

 

Arlekin w szkółce miłości

 

przeł. Tadeusz Boy-Żeleński

 

Armoryka

Sandomierz

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Na okładce: Paul Cézanne (1839–1906), Harlekin (1889-1890),

licencjapublic domain, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Arlequin,_par_Paul_Cézanne,_National_Gallery_of_Art.jpg

This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law,

including all related and neighboring rights.

 

Tekst wg edycji:

Pierre de Marivaux

Arlekin w szkółce miłości

Wyd. J. Czernecki

Kraków 1916

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-933-1

 

ARLEKIN W SZKÓŁCE MIŁOŚCI

 

KOMEDYA W JEDNYM AKCIE

 

przedstawiona po raz pierwszy przez aktorów trupy włoskiej w Paryżu, dnia 16 lipca 1720.

 

 

OSOBY:

WRÓŻKA.

TRYWELIN, służący wróżki.

ARLEKIN, młodzieniec porwany przez wróżkę.

SYLWIA, pasterka, ulubiona Arlekina.

PASTERZ zakochany w Sylwii.

DRUGA PASTERKA, kuzynka Sylwii.

Rzesza tancerzy i śpiewaków.

Rzesza chochlików.

 

 

Scena przedstawia kolejno pałac wróżki i wieś sąsiadującą z pałacem.

 

 

SCENA I.

 

WRÓŻKA, TRYWELIN.

 

 TRYWELIN do wróżki, która wzdycha. Wzdychasz, pani, jak widzę; i grozi ci niestety, iż wzdychać będziesz długo, jeśli rozsądek nie położy temu końca. Czy pozwolisz mi pani, abym wyraził moje mniemanie?

 WRÓŻKA. Mów.

 TRYWELIN. Młodzieniec, którego porwałaś z objęć rodziców, jest co się zowie piękny chłopak: postawa kształtna, włos kruczy, lica najpowabniejsze w świecie. Spał w lesie kiedyś go spostrzegła i istotnie można go było wziąć za obraz śniącego Amora. Nie dziwi mnie tedy bynajmniej nagła skłonność, jaką zapłonęłaś ku niemu.

 WRÓŻKA. Czy jest coś naturalniejszego, jak kochać to, co jest godne kochania?

 TRYWELIN. Och, bez wątpienia; wszelako przed tą przygodą dość sobie pani smakowałaś w wielkim czarnoksiężniku Merlinie.

 WRÓŻKA. Więc cóż? jedno wybiło mi z głowy drugie: to również rzecz bardzo naturalna.

 TRYWELIN. Najnaturalniejsza w świecie. Jednak nastręcza się maleńka uwaga: a mianowicie, iż uprowadzenie śpiącego młodzieńca wypadło w chwili, gdy za kilka dni masz zaślubić tegoż Merlina. Och, to już zaczyna być poważne; i, mówiąc między nami, w tym wypadku bierzesz głos natury nieco zanadto dosłownie. Wszelako toby jeszcze uszło; w najgorszym razie, ot, mała niewierność: rzecz bardzo brzydka u mężczyzny, u kobiety łatwiejsza do wyrozumienia. Kiedy kobieta jest wierna, zasługuje na podziw; ale istnieją osoby skromne, nie mające tej próżności aby je podziwiano. Pani należysz do tych właśnie: mniej chwały a więcej szczęścia; doskonale!

 WRÓŻKA. Mówić o chwale osobie mego stanowiska! Byłabym, doprawdy, bardzo naiwną, aby się krępować dla takiej drobnostki.

 TRYWELIN. Dobrze powiedziane: idźmyż więc dalej. Przenosisz pani uśpionego młokosa do pałacu i czyhasz na chwilę przebudzenia, obleczona w strój iście zdobywczy i w przybór godny owej szlachetnej wzgardy jaką żywisz dla próżnej chwały. Spodziewałaś się ze strony ładnego chłopca zdziwienia o krok tylko graniczącego z miłością: i oto naraz budzi się i wita cię spojrzeniem nawskroś głupkowatem, znamionującem skończonego ciemięgę. Zbliżasz się; ten gamoń ziewa raz po razu, ile tylko sił ma w płucach, przeciąga się, odwraca i zasypia na nowo. Oto ciekawa historya przebudzenia, które zdawało się obiecywać tak zajmującą scenę. Wychodzisz, wzdychając z żalu i, być może, wypędzona basowem chrapaniem, najpotężniejszem jakie kiedykolwiek wyszło ze śmiertelnej krtani. Mija godzina: młodzian budzi się ponownie i nie widząc nikogo krzyczy: Hej!... Na to uprzejme wezwanie wracasz; Amor przeciera oczy. Czego sobie życzysz, młodzieńcze? Jeść, odpowiada. Czy nie jesteś zdziwiony mym widokiem? dodajesz. Pewnie, pewnie, odrzecze. Od dwóch tygodni, które tu bawi, rozmowa znajduje się ciągle na tym punkcie. Wszelako pani go kochasz; co gorsza, równocześnie utrzymujesz Merlina w nadziei, iż jemu, Merlinowi, oddasz swoją rękę, w istocie zaś, jak mi wyznałaś, zamiarem twoim jest, jeśli możebna, zaślubić tego młokosa. Szczerze powiem, iż...

 WRÓŻKA. Odpowiem