Akademia Dobra i Zła 5. Kryształ czasu - Soman Chainani - ebook

Akademia Dobra i Zła 5. Kryształ czasu ebook

Chainani Soman

4,4

Opis

Soman Chainani zaciera reguły rządzące czasem w piątej, zapierającej dech w piersiach odsłonie opowieści o Akademii Dobra i Zła.

Fałszywy król zasiadł na tronie Kamelotu i skazał Tedrosa na śmierć. Niewiele brakowało, by przyszła królowa, Agata, podzieliła jego los, jednakże cudem udało jej się uciec. Tymczasem Sofia nie miała tyle szczęścia i wpadła w pułapkę Rhiana. Od ślubu z królem-oszustem dzieli ją kilka dni, w ciągu których musi podjąć niebezpieczną grę, by ocalić swoich przyjaciół. Natomiast mroczne plany króla Rhiana dopiero zaczynają nabierać kształtów…

Przeszłość powraca, by zagrozić teraźniejszości, a na jaw wychodzą dawno ukryte tajemnice, ale największym wrogiem tym razem okazuje się czas. Uczniowie Akademii Dobra i Zła muszą teraz znaleźć sposób, by odzyskać dla Tedrosa koronę Kamelotu – zanim ich baśnie, a wraz z nimi cała przyszłość Bezkresnej Puszczy, zostaną napisane na nowo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 621

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (89 ocen)
57
19
9
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Evie_K

Dobrze spędzony czas

Droga do sławy i Kryształ czasu to jak dla mnie do tej pory najlepiej czytające się części z Akademii dobra i zła.
00
matwic

Nie oderwiesz się od lektury

oby tylko ekranizacja była tak dobra jak książka.
00
makada4

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała
00
anetag51

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z lepszych części 👍
00
regan1984

Nie oderwiesz się od lektury

SUUUUUUUUPEEEEEEER
00

Popularność




Tytuł oryginału: School for Good and Evil. A Crystal of Time

Published by arrangement with HarperCollins Publishers

Copyright© 2019 by Soman Chainani

Jacket art © 2019 by Iacopo Bruno

Illustrations copyright © 2019 by Iacopo Bruno

Polish language translation copyright © 2019 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Redakcja: Urszula Przasnek

Korekta: Renata Kuk

Skład i łamanie: Robert Majcher

ISBN 978-83-7686-847-9

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019

Umie i Kaveenowi

W prastarej puszczy trwa

Akademia Dobra i Zła.

Bliźniacze wieże jak dwie głowy,

Jedna dla szlachetnych,

Druga dla podłych.

Ucieczka z niej niemożliwa.

Jedyna droga wyjścia

W baśni się ukrywa.

1AGATAPani i Wąż

Jeśli nowy król Kamelotu zamierza zamordować miłość twojego życia, jeżeli porwał twoją najlepszą przyjaciółkę i ściga cię jak psa… to potrzebujesz dobrego planu.

Agata nie miała planu.

Nie miała sprzymierzeńców.

Nie miała miejsca, w którym mogłaby się ukryć.

Dlatego uciekała.

Uciekała tak daleko od Kamelotu, jak tylko mogła, na oślep i bez celu przedzierała się przez Bezkresną Puszczę. Czarna sukienka zaczepiała się o pokrzywy i gałęzie, a słońce wstawało i zachodziło… Uciekała, a przewieszona przez ramię torba z kryształową kulą dziekan Dovey huśtała się i obijała o jej żebra… Uciekała, a tymczasem na drzewach zaczęły pojawiać się listy gończe niczym ostrzeżenie, że wieści rozchodzą się szybciej, niż nogi mogą ją nieść, i że nigdzie już nie może być bezpieczna…

Drugiego dnia miała stopy całe w pęcherzach i bolały ją wszystkie mięśnie. Jadła tylko jagody, jabłka i grzyby, które zdołała zebrać po drodze. Miała wrażenie, że zatacza koła – od nadrzecznych oparów Mahadewy przez granice Krainy Gillikinów i znowu do Mahadewy w bladym blasku świtu. Nie potrafiła myśleć ani o planie, ani o schronieniu. Nie potrafiła w ogóle myśleć o teraźniejszości. Jej myśli czepiały się przeszłości: Tedros zakuty w kajdany… skazany na śmierć… Jej przyjaciele uwięzieni… Nieprzytomny Merlin zabrany nie wiadomo dokąd… Złoczyńca w koronie Tedrosa…

Poszukując ścieżki, przedzierała się przez tumany różowej mgły. Czy kryło się w niej królestwo Gillikinów? Czy gnom Juba uczył ich o tym w szkole? Ale przecież już całe godziny temu zostawiła za sobą Krainę Gillikinów. Jak mogła znowu się w niej znaleźć? Powinna zacząć zwracać uwagę na otoczenie… Powinna myśleć o tym, co będzie, a nie o tym, co było… Kłęby różowej mgły tworzyły sylwetkę Węża… Zamaskowanego, pokrytego łuskami chłopaka, którego śmierć widziała na własne oczy… Który teraz jednak był żywy.

Kiedy otrząsnęła się z tych myśli, mgła już zniknęła i zapadła noc. Jakimś cudem Agata znalazła się na bezdrożach w Lesie Stymfów. Rozpętała się burza ciskająca pioruny pomiędzy drzewami, Agata skuliła się pod przerośniętym muchomorem.

Dokąd powinna iść? Kto mógłby jej pomóc, skoro wszyscy, którym ufała, siedzieli zamknięci w lochach? Zawsze polegała na swojej intuicji, umiejętności błyskawicznego wymyślania planów. Ale jak miała cokolwiek wymyślić, jeśli nie wiedziała, z kim walczy?

Widziałam Węża martwego.

Ale okazało się, że żyje…

Rhian był wtedy na scenie…

Czyli Rhian nie może być Wężem.

Wąż jest kimś innym.

Oni działają ramię w ramię.

Lew i Wąż.

Pomyślała o Sofii, która z radością przyjęła pierścionek od Rhiana, przekonana, że ma poślubić rycerza Tedrosa. Sofii, która uwierzyła, że znalazła miłość – prawdziwą miłość, kogoś, kto dostrzegał w niej Dobro – a zaraz potem stała się zakładniczką złoczyńcy, w którym było o wiele więcej Zła niż kiedykolwiek w niej samej.

Jedno dobre, że Rhian nie skrzywdzi Sofii. Jeszcze nie. Potrzebuje jej.

Po co – tego Agata nie wiedziała.

Ale Rhian mógł skrzywdzić Tedrosa.

Tedrosa, który poprzedniego dnia usłyszał Agatę mówiącą do Sofii, że jest do niczego jako król. Tedrosa, który teraz nie był już pewien, czy jego księżniczka w niego wierzy. Tedrosa, który stracił koronę, królestwo, poddanych i został uwięziony przez wroga, którego jeszcze wczoraj ściskał jak brata. Wroga, który teraz twierdził, że jest jego bratem.

Żołądek Agaty zacisnął się. Chciała tylko przytulić Tedrosa i powiedzieć mu, że go kocha. Że już nigdy w niego nie zwątpi. Że gdyby mogła, oddałaby za niego życie.

Ocalę cię – pomyślała desperacko. Nawet jeśli nie mam planu ani żadnych sprzymierzeńców.

Do tego czasu Tedros musiał się trzymać, niezależnie od tego, co mogli zrobić mu Rhian i jego ludzie. Tedros musiał znaleźć sposób, by pozostać przy życiu.

Jeśli tylko już nie był martwy.

W jednej chwili Agata znowu rzuciła się do biegu. W świetle błyskawic przedzierała się przez obrzeża Lasu Stymfów, a potem pobiegła przez nawiedzane przez duchy plaże Akgulu, gdzie zamiast piasku leżał popiół. Kryształowa kula Dovey coraz bardziej ciążyła jej, raz za razem uderzając w to samo posiniaczone już miejsce na jej boku. Musiała odpocząć… nie spała od kilku dni… ale jej myśli wirowały jak popsuty wiatrak.

Rhian wydobył Eskalibura z kamienia.

Dlatego jest królem.

Przyspieszyła.

Ale jak?

Pani Jeziora oznajmiła Sofii, że Wąż jest królem.

Eskalibur uznał, że Rhian jest królem.

Artur powiedział Tedrosowi, że Tedros jest królem.

Coś tu jest nie tak.

Magicznie nie tak.

Agata wstrzymała oddech, zagubiona w labiryncie myśli. Potrzebowała pomocy. Potrzebowała odpowiedzi.

Lepka wilgoć ustąpiła miejsca zimnemu wiatrowi, a potem śniegowi. Las skończył się, przechodząc w połać tundry. W wywołanym bezsennością otumanieniu Agata zastanawiała się, czy biegnie już tak długo, że zmieniły się pory roku…

Nagle w oddali zobaczyła zarys zamku, którego wieże kryły się w nisko wiszących chmurach.

Kamelot?

Czyżby po tym wszystkim, zamiast znaleźć kogoś, kto mógłby jej pomóc, wróciła tam, gdzie było najbardziej niebezpiecznie? Czy zmarnowała cały ten czas?

Przełknęła łzy i zawróciła, by pobiec dalej…

Ale nie była już w stanie zrobić ani kroku.

Nogi się pod nią ugięły. Runęła w miękki śnieg, a czarna sukienka rozłożyła się wokół niej jak skrzydła nietoperza. Sen spadł na nią mocno i szybko, niczym uderzenie młota.

Śniła o wysmukłej wieży wznoszącej się ponad chmury i zbudowanej z tysięcy złotych klatek. W każdej z nich został uwięziony ktoś z jej przyjaciół i bliskich – Merlin, Ginewra, Lancelot, profesor Dovey, Hester, Anadil, Dot, Kiko, Hort, jej matka, Stefan, profesor Sader, lady Lesso i inni. Wieża trzęsła się i chwiała, a na samym jej szczycie stały klatki Tedrosa i Sofii, to one miały spaść jako pierwsze. Agata próbowała podeprzeć budowlę, jakby jej chude, kościste ciało było jedynym, co mogło uratować przyjaciół przed upadkiem i pewną śmiercią. Ale gdy tylko dotknęła niebosiężnej kolumny, na szczycie najwyższej klatki pojawił się cień.

Pół Lew pół Wąż.

Zaczął zrzucać tworzące wieżę klatki, jedną po drugiej...

Agata obudziła się gwałtownie, pomimo śniegu oblana potem. Uniosła głowę i zobaczyła, że zadymka już minęła, a sylwetka zamku rysuje się wyraźnie w porannym słońcu.

Żelazne skrzydła bramy otwierały się i zatrzaskiwały, uderzając o skałę i odsłaniając wejście do białej fortecy wznoszącej się nad nieruchomym szarym jeziorem.

Serce Agaty podskoczyło.

To nie był Kamelot.

Awalon.

Coś przyprowadziło ją tutaj.

Do jedynej osoby, która mogła udzielić jej odpowiedzi.

To coś od samego początku miało plan.

– Halo? – zawołała Agata do gładkiej tafli wody.

Nic się nie stało.

– Pani Jeziora? – spróbowała znowu.

Ani jednej zmarszczki.

Niepokój łaskotał ją w piersi. Dawno, dawno temu Pani Jeziora była najpotężniejszą sojuszniczką Dobra, dlatego właśnie serce przyprowadziło ją właśnie tutaj. Tutaj, gdzie mogła znaleźć pomoc.

Ale Chaddick także przyszedł po pomoc do Pani Jeziora.

A teraz był martwy.

Agata popatrzyła na zygzaki schodów prowadzących w górę, do podnóża kręgu białych wież. Poprzednio przybyła tutaj z Sofią, poszukując ciała Chaddicka. Ciemne ślady krwi nadal plamiły śnieg w miejscu, gdzie znalazły zamordowanego rycerza Tedrosa, ściskającego w martwej dłoni zuchwałą wiadomość od Węża.

Agata nigdy nie widziała twarzy Węża. Ale widziała go Pani Jeziora, gdy ją pocałował.

Ten pocałunek był aktem zdrady wobec króla Tedrosa i pozbawił Panią Jeziora mocy.

Ten pocałunek pozwolił Wężowi osadzić zdrajcę na tronie Kamelotu.

Ponieważ tym właśnie był Rhian. Podłym zdrajcą, który udawał rycerza Tedrosa, podczas gdy cały czas spiskował z Wężem.

Agata znów spojrzała na taflę wody. Pani Jeziora chroniła Węża. Co więcej, zakochała się w nim i straciła z tego powodu moce. Porzuciła swoją życiową misję. Po kręgosłupie Agaty zaczęło się rozchodzić nieprzyjemne uczucie. Pani Jeziora powinna być odporna na kusicielskie podszepty Zła. Tymczasem stała się kimś, komu nie można już było zaufać.

Agata przełknęła ślinę.

Nie powinnam tu przychodzić – pomyślała.

A jednak… nie miała się do kogo zwrócić. Musiała zaryzykować.

– To ja, Agata! – zawołała głośno. – Przyjaciółka Merlina. On potrzebuje twojej pomocy!

Jej głos odbił się echem od brzegów jeziora.

Powierzchnia wody zadrżała.

Agata pochyliła się, ale dostrzegła w srebrzystej tafli tylko własne odbicie.

Jednakże po chwili jej twarz w wodzie zaczęła się zmieniać.

Powoli odbicie stawało się twarzą pomarszczonej staruchy z plamami wątrobowymi na zapadniętych policzkach, okoloną pasmami siwych włosów, pomiędzy którymi widać było łysinę. Starucha unosiła się pod wodą jak troll pod mostem i patrzyła ze złością na Agatę zimnym wzrokiem. Jej głos, niski i zniekształcony, dobiegał spod wody…

– Zawarliśmy umowę. Odpowiedziałam na pytanie Merlina – syknęła Pani Jeziora. – Pozwoliłam, by zapytał mnie o jedną rzecz, jedną rzecz, i w zamian za to miał tu nigdy więcej nie wracać. Czyli teraz próbuje się wykręcić z tej umowy, przysyłając ciebie? Odejdź. Nie jesteś tu mile widziana.

– Nie przysłał mnie! – zaprotestowała Agata. – Merlin jest w więzieniu! W Kamelocie rządzi nowy król, o imieniu Rhian, który uwięził Tedrosa, Merlina, profesor Dovey i wszystkich naszych przyjaciół. Zamknął ich w lochach. Merlin jest ranny! Umrze, jeśli go nie uratujemy, podobnie jak Tedros. Syn Artura i prawowity król!

Na twarzy Pani Jeziora nie odmalowało się przerażenie, zaniepokojenie ani nawet współczucie. Pozostawała bez wyrazu.

– Słyszałaś mnie? Musisz im pomóc! – błagała Agata. – Przysięgałaś chronić króla…

– I to właśnie zrobiłam. Mówiłam wam to, kiedy tu byliście poprzednio. Ten chłopak w zielonej masce ma w żyłach krew Artura. Nie jest tylko jego synem. Jest pierworodnym synem Artura. Potrafiłam to wyczuć, gdy jeszcze miałam swoje moce. Potrafiłam rozpoznać krew Prawdziwego Króla. – Umilkła na chwilę, a jej twarz spochmurniała. – On także miał moce. Ogromne moce. Odgadł mój sekret, to, że czułam się samotna. Chroniłam królestwo i Dobro, mieszkając w tym zimnym, wodnym grobowcu… Sama, zawsze sama. Wiedział, że oddałabym moją magię w zamian za miłość, gdyby tylko ktoś dał mi szansę. I on to zrobił. Dał mi szansę, jakiej nigdy nie dał mi Artur. Ten chłopak obiecał, że za jeden pocałunek uwolnię się od tego życia… Pojadę z nim do Kamelotu, zdobędę miłość. Tak samo jak ty będę miała kogoś, kto będzie należał tylko do mnie… – Pani Jeziora popatrzyła na Agatę i przygarbiła się mocniej. – Nie wiedziałam, że oddanie mocy oznacza coś takiego. Że stanę się staruchą, bardziej samotną niż kiedykolwiek wcześniej. Nie wiedziałam, że jego obietnica nic nie znaczy. – Jej oczy zamgliły się. – Ale miał oczywiście do tego prawo. On jest królem, a ja służę królowi.

– Tyle że królem nie został chłopak, którego pocałowałaś! Królem jest Rhian! Chłopak, którego nazywają Lwem! – upierała się Agata. – To nie on był u ciebie. Ten, który cię pocałował, to Wąż. Zrobił to, by pozbawić cię magii i osłabić Dobro. Zrobił to, żeby pomóc Lwu zostać królem. Nie rozumiesz? On cię oszukał! A teraz ja muszę wiedzieć, kim jest Wąż, bo skoro można oszukać ciebie, można oszukać także Eskalibura! A jeśli można oszukać Eskalibura, to właśnie w ten sposób ktoś Zły zasiadł na tronie Tedrosa…

Pani Jeziora szarpnęła się w stronę Agaty. Jej zapadnięta twarz znalazła się tuż pod powierzchnią wody.

– Nikt mnie nie oszukał. Chłopak, którego pocałowałam, miał krew Artura. Chłopak, którego pocałowałam, był królem. Więc jeśli pocałowałam Węża, jak go nazywasz, w takim razie to Wąż wyciągnął Eskalibura z kamienia i to on zasiada teraz na tronie.

– Ale Wąż nie wyciągnął Eskalibura! Właśnie to próbuję ci wytłumaczyć! – krzyczała Agata. – Zrobił to Rhian! A ja w tym czasie widziałam Węża! Oni współpracują, by oszukać mieszkańców Puszczy. W ten sposób nabrali ciebie i twój miecz…

Pani Jeziora wyłoniła się z wody.

– Wyczułam jego krew. Wyczułam króla. – Jej głos odbił się echem jak grzmot. – A nawet jeśli, jak bezczelnie twierdzisz, dałabym się „nabrać”, to z pewnością nie można „nabrać” Eskalibura. Nikt nie przechytrzy najpotężniejszej broni Dobra. Ten, kto wyciągnął miecz z kamienia, jest prawdziwym następcą Artura. To ten sam chłopak, któremu pomogłam. On jest prawowitym królem… a nie ten, którego bronicie ty i Merlin.

Zaczęła zanurzać się w wodzie.

– Nie możesz odejść – zachłysnęła się Agata. – Nie możesz pozwolić im umrzeć.

Pani Jeziora znieruchomiała, a jej czaszka zalśniła pod wodą jak perła. Gdy w końcu spojrzała w górę, lód w jej oczach stajał. Agata widziała w nich tylko smutek.

– Merlin i twoi przyjaciele znaleźli się w niebezpieczeństwie na własne życzenie. Ich los zależy teraz tylko od Baśniarza – odezwała się cicho Pani Jeziora. – Pochowałam Chaddicka, tak jak prosiłyście. Pomogłam Merlinowi, gdy tego chciał. Nic mi już nie zostało. Dlatego proszę… odejdź. Nie mogę ci pomóc.

– Owszem, możesz – przekonywała Agata. – Tylko ty widziałaś twarz Węża. Tylko ty wiesz, kim on jest. Jeśli pokażesz mi, jak wyglądał, dowiem się, skąd się wzięli on i Rhian. Będę mogła udowodnić wszystkim, że to kłamcy! Będę mogła udowodnić, że miejsce Tedrosa jest na tronie…

– Co się stało, to się nie odstanie – przypomniała Pani Jeziora. – Jestem lojalna wobec króla.

Zanurzyła się głębiej.

– Czy prawdziwy król skrzywdziłby Merlina? – zawołała Agata. – Czy następca Artura złamałby daną obietnicę i porzucił cię w taki sposób? Mówiłaś, że Eskalibur nie popełnia błędów, ale to ty stworzyłaś Eskalibura i to ty popełniłaś błąd. Wiesz, że tak było. Popatrz na siebie! Proszę, wysłuchaj mnie. Prawda stała się kłamstwami, a kłamstwa stały się prawdą. Dobro i Zło stopiły się w jedno. Lew i Wąż zawiązali spisek, by zdobyć koronę. Nawet twój miecz nie potrafi już powiedzieć, kto powinien być królem. Gdzieś w głębi duszy wiesz, że mówię prawdę. Prawdziwą prawdę. Chcę tylko poznać twarz Węża. Powiedz mi, jak wyglądał chłopak, który cię pocałował. Odpowiedz na moje pytanie, a nigdy tutaj nie wrócę. To taka sama umowa jak ta, którą zawarłaś z Merlinem, a ja ci przysięgam, że jej dotrzymam.

Pani Jeziora popatrzyła Agacie prosto w oczy. Kołysała się głęboko pod wodą, w ciszy, a jej poszarpana szata falowała wokół niej jak martwa meduza. Potem zanurzyła się głębiej i zniknęła.

– Nie – wyszeptała Agata.

Upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła polegać na żadnych czarodziejach, dziekanach, książętach ani przyjaciołach. Nie miała dokąd iść. Nie miała się do kogo zwrócić. A teraz jeszcze opuściła ją ostatnia nadzieja Dobra.

Pomyślała o księciu zakutym w kajdany… O Rhianie przytrzymującym Sofię, swoją narzeczoną i zakładniczkę… O Wężu uśmiechającym się do niej drwiąco, jakby to był dopiero początek…

Jezioro zabulgotało.

Agata spojrzała przez palce i zobaczyła unoszący się na wodzie zwój pergaminu.

Z mocno bijącym sercem złapała go i rozwinęła.

Pani Jeziora udzieliła jej odpowiedzi.

– Ale… ale to niemożliwe… – wybuchnęła Agata, patrząc na jezioro.

Cisza stawała się coraz gęstsza.

Agata zamrugała i ponownie spojrzała na mokry pergamin – na nakreślony grubymi smugami atramentu portret pięknego chłopca.

Znała tego chłopca.

Potrząsnęła głową ze zdumieniem.

Poprosiła Panią Jeziora, by narysowała dla niej twarz Węża. Węża, który pocałował Panią Jeziora i porzucił ją, by cierpiała w samotności. Węża, który zabijał przyjaciół Agaty i krył się pod maską. Węża, który sprzymierzył się z Rhianem, by uczynić go królem.

Ale Pani Jeziora nie narysowała twarzy Węża.

To była twarz Rhiana.

2SABATLwi Pazur

Hester, Anadil i Dot siedziały wystraszone w śmierdzącej celi, w towarzystwie swoich kolegów – Beatrycze, Reny, Horta, Willama, Bogdena, Nikoli i Kiko. Przecież zaledwie kilka minut wcześniej stali wszyscy na balkonie zamkowym i oglądali ogólnopuszczańskie święto. Razem z Tedrosem i Agatą pokazali ludziom martwe ciało Węża i cieszyli się zwycięstwem Kamelotu nad okrutnym wrogiem.

A teraz znajdowali się w więzieniu Kamelotu, sami uznani za wrogów publicznych.

Hester czekała, żeby ktoś coś powiedział… Żeby ktoś przejął dowodzenie…

Ale zazwyczaj robiła to Agata, a Agaty z nimi nie było.

Przez ściany celi słyszała stłumione odgłosy uroczystości, która teraz jednak przemieniła się w koronację króla Rhiana.

– Dzisiaj pozbyliście się króla, który zamknął przed wami drzwi, gdy go potrzebowaliście – przemawiał Rhian. – Króla, który krył się tchórzliwie,

podczas gdy Wąż pustoszył wasze królestwa. Króla, który nie potrafił sprostać próbie swojego ojca. Od dzisiaj będziecie mieć prawdziwego króla. Prawdziwego następcę króla Artura. Jesteśmy podzieleni na Dobro i Zło, ale razem mieszkamy w Bezkresnej Puszczy. Fałszywy król zostanie ukarany. Ci, o których zapomniano, będą wydobyci z zapomnienia. Lew zawsze was wysłucha!

– LEW! LEW! LEW! – Skandowanie odbiło się echem.

Hester poczuła, że tatuaż na jej szyi zabarwia się czerwienią. Koło niej Anadil i Dot nerwowo skubały pastelowe sukienki, które kazano im włożyć na ceremonię, i wygładzały sztywne, utrefione loki. Nikola oderwała pas tkaniny ze swojej sukienki, by zabandażować ramię Horta, który został ranny, walcząc z Wężem. Hort bezsilnie kopał drzwi celi. Beatrycze i Rena bezskutecznie starały się zapalić blask magiczny, a trzy czarne szczury wyglądały z kieszeni Anadil i czekały na rozkazy, chociaż albinoska wpychała je z powrotem. W kącie rudy Willam i drobny Bogden niespokojnie studiowali karty tarota. Hester słyszała ich szepty: „Złe dary…”, „Ostrzegaliśmy go…”, „Powinien był posłuchać…”.

Przez dłuższą chwilę nikt poza nimi się nie odzywał.

– Mogłoby być gorzej – stwierdziła w końcu Hester.

– Co mogłoby być gorzej? – warknął Hort. – Chłopak, którego uważaliśmy za bohatera i nowego przyjaciela, okazał się najgorszą szumowiną na tej planecie.

– Powinniśmy się domyślić. Każdy, kogo polubi Sofia, okazuje się okropnym człowiekiem – szepnęła Kiko.

– Nie zamierzam bronić Sofii, ale to nie jej wina – oznajmiła Dot, której nie udało się zamienić wstążki we włosach w czekoladę. – Rhian oszukał ją tak samo jak nas wszystkich.

– A skąd pewność, że ją oszukał? – zapytała Rena. – Może od początku znała jego plan. Może dlatego przyjęła od niego pierścionek.

– Żeby zająć miejsce Agaty jako królowa? Nawet Sofia nie jest aż tak Zła – stwierdziła Anadil.

– A my staliśmy jak kołki, zamiast spróbować walczyć – zauważyła zrozpaczona Nikola. – Powinniśmy byli coś zrobić…

– To się stało tak szybko! – przypomniał Hort. – W jednej chwili strażnicy wynoszą martwe ciało Węża, a w następnej łapią Tedrosa i dają Merlinowi po głowie.

– Czy ktoś widział, dokąd ich zabrano? – zapytała Dot.

– Albo Ginewrę? – dodała Rena.

– A co z Agatą? – zainteresował się Bogden. – Widziałem, jak biegła przez tłum…

– Może udało jej się uciec! – powiedziała Kiko.

– A może została zamordowana przez tę tłuszczę – skontrowała Anadil.

– Wolałbym podjąć takie ryzyko, niż znaleźć się tutaj – stwierdził Willam. – Spędziłem w Kamelocie większość życia. Te lochy są odporne na zaklęcia magiczne. Jeszcze nikt nigdy nie zdołał się stąd wydostać.

– A my nie mamy żadnych przyjaciół, którzy mogliby nas uratować – przypomniał Hort.

– A ponieważ nie jesteśmy już do niczego potrzebni Rhianowi, pewnie każe ściąć nam głowy jeszcze przed obiadem – skrzywiła się Beatrycze, a potem zwróciła się do Hester: – Powiedz mi, o mądra wiedźmo, co jeszcze mogłoby być gorzej?

– Tedros mógłby siedzieć tu z nami – odparowała Hester. – To by było gorsze.

Anadil i Dot roześmiały się. Nagle rozległ się karcący głos:

– Hester!

Odwrócili się i zobaczyli profesor Klarysę Dovey przyciskającą bladą i wilgotną twarz do krat sąsiedniej celi.

– Możliwe, że Tedros i Merlin już nie żyją. Prawowity król Kamelotu i najpotężniejszy czarodziej Dobra – powiedziała ochryple dziekan Akademii Dobra. – A wy, zamiast opracowywać plan, jak im pomóc, wolicie sobie żartować?

– Na tym polega różnica między Dobrem a Złem. Zło potrafi we wszystkim znaleźć jaśniejsze strony – mruknęła pod nosem Anadil.

– Nie chcę być niegrzeczna, pani profesor, ale czy to nie pani powinna wymyślić ten plan? – wtrąciła Dot. – Pani jest dziekanem, a my, technicznie rzecz biorąc, nadal jesteśmy uczniami.

– Przecież ona wcale nie zachowuje się jak dziekan – burknęła Hester. – Siedzimy w tej celi od dziesięciu minut, a ona nawet się nie odezwała.

– Ponieważ starałam się wymyślić… – zaczęła Dovey, ale Hester przerwała jej w pół słowa:

– Wiem, że wróżki matki chrzestne przyzwyczajone są do rozwiązywania każdego problemu za pomocą wróżkowego pyłku i magicznej różdżki, ale stąd magia nas nie wyciągnie. – Hester czuła, że w miarę jak wylewała swoją frustrację na dziekan Dobra, jej demon rozgrzewał się coraz bardziej. – Uczy pani od lat w szkole, w której Dobro zawsze wygrywa, więc może nie potrafi pani przyjąć do wiadomości, że tym razem wygrało Zło. Zło, które udaje Dobro, co moim zdaniem należy potraktować jako oszukiwanie. Ale mimo wszystko wygrało. A jeśli pani nie obudzi się i nie zrozumie, że walczymy z kimś, kto nie gra według naszych zasad, to nic, co pani „wymyśli”, nie zdoła go pokonać.

– Szczególnie bez tej popsutej kryształowej kuli – dodała Anadil.

– I popsutej różdżki – dodała Dot.

– Czy ma pani profesor Mapę Sławy? – zapytał Hort.

– Pewnie też jest popsuta – prychnęła Anadil.

– Jak śmiecie tak do niej mówić! – wybuchnęła Beatrycze. – Profesor Dovey całe życie poświęciła swoim uczniom. Dlatego właśnie znalazła się w tej celi. Wiecie doskonale, że jest chora, śmiertelnie chora, i że Merlin kazał jej pozostać w Akademii, kiedy Wąż zaatakuje Kamelot. Ale mimo to przybyła tutaj, żeby nas bronić. Wszystkich, Dobrych i Złych. Pracuje w szkole od… – Beatrycze spojrzała na siwe włosy i głębokie zmarszczki Dovey. – Od nie wiadomo jak dawna, a wy traktujecie ją, jakby była wam coś winna. Czy zwrócilibyście się w ten sposób do lady Lesso? Lady Lesso, która zginęła, broniąc profesor Dovey? Ona oczekiwałaby, że zaufacie jej najlepszej przyjaciółce i że jej pomożecie. Więc jeśli szanowaliście dziekan Zła, powinniście okazać szacunek także dziekan Dobra.

W celach zapadła cisza.

– Sporo wody upłynęło od czasu, kiedy była pierwszoroczną pustogłową lalką, zakochaną w Tedrosie – szepnęła Dot do Anadil.

– Zamknij się – mruknęła Hester.

Tymczasem profesor Dovey, słysząc imię lady Lesso, wyraźnie nabrała sił. Poprawiła kok i przycisnęła się do kraty, by znaleźć się jeszcze bliżej swoich uczniów.

– Hester, frustracja w obliczu bezsilności jest czymś naturalnym. Wszyscy czujemy się teraz bezsilni. Ale posłuchajcie mnie: niezależnie od tego, jak ponura wydaje się sytuacja, Rhian nie jest Rafalem. Nie używa czarnej magii i nic nie świadczy o tym, by był chroniony zaklęciem nieśmiertelności tak jak Rafal. Rhian zaszedł tak daleko tylko dzięki kłamstwom. Okłamywał nas, kiedy mówił, skąd pochodzi. Okłamywał nas, kiedy mówił, kim jest. Nie wątpię, że kłamie też, gdy mówi, że ma prawo do tronu.

– A jednak zdołał wyciągnąć Eskalibura z kamienia – przypomniała Hester. – Więc albo mówi prawdę, że jest synem króla Artura… albo potrafi posługiwać się magią.

Profesor Dovey nie przyjęła tych argumentów.

– Nawet jeśli wyciągnął miecz z kamienia, instynkt podpowiada mi, że nie jest ani synem Artura, ani prawowitym królem. Nie mam oczywiście żadnych dowodów, ale uważam, że istnieją przyczyny, dla których informacje o Rhianie nigdy nie trafiły do mnie i lady Lesso, chociaż każde dziecko, Dobre czy Złe, ma swoją dokumentację w naszej Akademii jako potencjalny uczeń. Twierdzi, że uczęszczał do Szkoły Męskiej w Lisim Jarze, ale to także może być kłamstwo, jedno z wielu. Zaś kłamstwa nie zaprowadzą go daleko, jeśli będzie mu brakować talentu, dyscypliny i wyszkolenia, czyli tego wszystkiego, czym dysponują uczniowie Akademii. Jeśli będziemy trzymać się planu, zdołamy wyprzedzić go o krok. Dlatego posłuchajcie mnie uważnie. Po pierwsze, twoje szczury, Anadil, będą naszymi szpiegami. Wyślij jednego, by znalazł Merlina, drugiego, by znalazł Tedrosa, a trzeciego, by znalazł Agatę, gdziekolwiek by była…

Szczury wyskoczyły z kieszeni Anadil, wyraźnie uszczęśliwione, że w końcu będą mogły się przydać, ale wiedźma wepchnęła je z powrotem.

– Myśli pani, że nie przyszło mi to do głowy? Słyszałam, co mówił Willam. Z tych lochów nie da się uciec. Nie ma sposobu, żeby… Auć!

Jeden ze szczurów ugryzł ją, a zaraz potem wszystkie trzy przemknęły między palcami i zaczęły węszyć i przeszukiwać ściany celi. Wreszcie znalazły trzy szczeliny, przez które przecisnęły się i zniknęły.

– Szczury zawsze znajdą wyjście. Dlatego są szczurami – powiedziała profesor Dovey. Wyciągnęła szyję, by przyjrzeć się jednej ze szczelin, w której zniknął szczur, i zobaczyła prześwitujący z niej złocisty blask. – Nikolo, czy coś widać w tej dziurze?

Nikola przycisnęła się do ściany i przyłożyła oko do szczeliny. Potem wsunęła w otwór kciuk. Nagle poczuła, że pod dotykiem wilgotny kamień zaczyna się kruszyć. Najwyraźniej lochy, podobnie jak reszta zaniedbanego zamku, dawno już nie były wzmacniane ani remontowane. Nikola czubkiem spinki do włosów wygrzebała jeszcze trochę ziemi i skalnych okruchów, odrobinę powiększając dziurę, przez którą zaczęło wpadać więcej światła.

– Widzę… światło słońca… i zbocze wzgórza…

– Słońce? – skrzywił się Hort. – Nika, ja wiem, że w świecie Czytelników wszystko jest inaczej, ale w naszym świecie lochy znajdują się pod ziemią.

– Czyżby to była właśnie jedna z korzyści posiadania chłopaka? Żeby mógł mi wyjaśniać rzeczy, które już wiem? – zapytała Nikola kwaśno i przymrużyła oczy, wyglądając przez dziurę. – Lochy mogą się znajdować pod ziemią, ale te zostały wykopane w zboczu wzgórza. To jedyne wyjaśnienie, dlaczego widzę stąd zamek. – Wygarnęła jeszcze trochę ziemi. – Widzę też ludzi. Całe mnóstwo ludzi u podnóża zamku. Patrzą na Błękitną Wieżę. Pewnie oglądają Rhiana…

Głos króla odbił się głośniejszym echem w nowo powstałej dziurze.

– Przez całe swoje życie służyliście pióru. Nikt nie wie, kto nim kieruje ani czego ono chce, ale mimo to czciliście je i modliliście się, by zechciało napisać o was. Ale nigdy tego nie zrobiło. Rządzi tą Puszczą od tysięcy lat i czym może się poszczycić? Do każdej nowej opowieści wybiera kogoś innego, by zdobył sławę. Wybiera wykształconych. Dzieci z jednej szkoły. A dla was, ciężko pracujących i niewidzialnych, zostawia ochłapy. To wy jesteście prawdziwymi baśniami Bezkresnej Puszczy.

Więźniowie słyszeli coraz głośniejsze pomruki tłumu.

– Kiedy był z nami, nie był aż tak gadatliwy – zdziwiła się Dot.

– Widać, że chłopak lubi mieć publikę – ironizowała Anadil.

– Nikolo, czy widzisz stąd balkon, na którym stoi Rhian? – zapytała Dovey.

Nikola potrząsnęła głową.

Profesor Dovey zwróciła się do Hester.

– Każ swojemu demonowi powiększyć tę dziurę. Musimy zobaczyć scenę.

Hester zmarszczyła brwi.

– Może pani profesor i umie zamieniać dynie w karety, ale jeśli pani myśli, że mój demon zdoła nas stąd wydostać wykopując tunel…

– Nie mówiłam, że ma nas wydostać, tylko że ma powiększyć dziurę. Ale jeśli wolisz podważać moje decyzje i zaprzepaścić nasze szanse na ratunek, to nikt ci tego nie broni – warknęła profesor Dovey.

Hester zaklęła pod nosem, a tatuaż poczerwieniał na jej szyi. Demon oderwał się gładko od skóry i podleciał do dziury. Zaczął kuć kamienie, używając pazurów jak kilofów i bełkocząc z irytacją: „Babajagababajagababajaga!”.

– Uważaj – zatroszczyła się o niego Hester. – Twoje pazury są uszkodzone po walce w Nottingham…

Zamarła, gdy po drugiej stronie dziury przesunęło się coś czarnego. Jej demon także to zauważył i cofnął się z lękiem… Ale to coś już zniknęło.

– O co chodzi? – zapytała Anadil.

Hester pochyliła się, żeby przyjrzeć się dziurze.

– To wyglądało jak…

Ale to niemożliwe – pomyślała.

Wąż nie żyje. Rhian go zabił. Widzieliśmy jego ciało…

– Chwileczkę. Pani profesor mówiła coś o „ratunku”? – Dot odwróciła się do Dovey. – Ale po pierwsze, słyszała pani Willama. Nie da się wydostać z tego więzienia. Po drugie, nawet gdyby nam się udało i wezwalibyśmy Ligę Trzynastu albo kogokolwiek innego, co mieliby zrobić? Zaatakować Kamelot? Rhian ma swoich strażników. Ma poparcie całej Puszczy. Kto z zewnątrz mógłby nam pomóc?

– Nie mówiłam o kimś z zewnątrz – oznajmiła profesor Dovey z naciskiem.

Wszyscy popatrzyli na nią.

– Sofia – powiedział Hort.

– Rhian potrzebuje Sofii – wyjaśniła dziekan Dobra. – Każdy król Kamelotu potrzebuje królowej, by umocnić swoje panowanie; zwłaszcza król taki jak Rhian, będący zupełnie nowym przybyszem. Królowa Kamelotu jest równie sławna jak jej małżonek. Dlatego właśnie Rhian podjął wszelkie kroki, aby to Sofia, uwielbiana w całej Puszczy legenda, została jego królową. Ludzie zobaczą, że najpotężniejsze Dobro poślubia najpotężniejsze Zło, a to umocni pozycję Rhiana ponad polityką zawszan i nigdziarzy i uczyni go przekonującym liderem obu frakcji. Poza tym Sofia jako królowa pozwoli rozwiać wszelkie wątpliwości związane z tym, że na tronie zasiada ktoś zupełnie obcy. Dlatego teraz, gdy Sofia nosi już jego pierścionek, król zrobi wszystko, by zapewnić sobie jej lojalność… Ale ona pomimo wszystko będzie po naszej stronie.

– Niekoniecznie – zauważyła Rena. – Poprzednio Sofia nosiła pierścionek Rafala, sprzymierzyła się z nim przeciwko całej szkole i omal nas nie pozabijała. A jednak chce pani, żebyśmy jej zaufali?

– To nie jest ta sama dziewczyna – odparowała profesor Dovey. – Właśnie dlatego Rhian wybrał ją na swoją królową. Ponieważ Sofia jako jedyna osoba w Puszczy jest uznawana zarówno za Dobrą, jak i Złą, ponieważ najpierw zabiła Złego Dyrektora Akademii, a potem została nowym dziekanem Zła. My jednak wiemy, wobec kogo Sofia pozostaje lojalna. Nikt z was nie może twierdzić, że podczas tej misji nie zrobiła wszystkiego, by bronić swych towarzyszy oraz korony Tedrosa. Przyjęła pierścionek Rhiana, ponieważ była nim zauroczona, ale także dlatego, że uważała go za wasala Tedrosa. Zgodziła się oddać Rhianowi rękę właśnie dla swoich przyjaciół, a nie przeciwko nim. Nieważne, co Sofia będzie musiała zrobić, by pozostać przy życiu, my nie możemy wątpić w jej serce. Nie wtedy, gdy nasze życie od niej zależy.

Beatrycze zmarszczyła brwi.

– Ja nadal jej nie ufam.

– Ja też nie – powiedziała Kiko.

– Dołączam do klubu – oznajmiła Anadil.

Profesor Dovey zignorowała je.

– A teraz dalsza część planu. Zaczekamy, aż szczury Anadil wrócą, przynosząc wieści od pozostałych. Potem, kiedy przyjdzie odpowiednia chwila, przekażemy tą samą drogą wiadomość do Sofii i nawiążemy z nią kontakt. Następnie będziemy mogli zacząć planować akcję ratunkową – powiedziała i przyjrzała się otworowi wielkości monety, który demon Hester zdołał wykuć w mokrym, spękanym kamieniu. Przemówienie Rhiana słychać było teraz jeszcze wyraźniej.

– Nie zapominajmy także o mojej przyszłej królowej! – obwieścił.

Tłum odpowiedział skandowaniem:

– Sofia! Sofia! Sofia!

– Widzisz już scenę, Nikolo? – naciskała profesor Dovey.

Nikola pochyliła się, żeby przyłożyć oko do dziury.

– Prawie, ale to spory kawałek pod górę, a my jesteśmy z niewłaściwej strony.

Dovey spojrzała na Hester.

– Niech twój demon kopie dalej. Musimy się przyjrzeć scenie, i to nieważne z jak dużej odległości.

– Ale po co? Chyba pani słyszała. – Hester skrzywiła się w imieniu demona, który drążył dziurę uszkodzonym pazurem. – Co nam da widok z tak daleka i od tyłu…

– Któryś z piratów Rhiana zapewne niedługo tu zajrzy – ciągnęła Dovey. – Hort, twój ojciec był piratem, więc to chyba niewykluczone, że znasz tych chłopców?

– Żadnego z nich nie nazwałbym przyjacielem. – Hort wydął wargit, skubiąc skarpetkę.

– No to spróbuj się z nimi zaprzyjaźnić – poleciła Dovey.

– Nie będę się przyjaźnić z bandą łajdaków – odpalił Hort. – To najemnicy. To nie są prawdziwi piraci.

– A ty jesteś prawdziwym profesorem historii? Bo gdybyś nim był, pamiętałbyś, że nawet najemni piraci dołączyli do Pirackiego Układu, by pomóc królowi Arturowi w walce z Zielonym Rycerzem – przypomniała Dovey. – Porozmawiaj z tymi chłopcami. Wyciągnij od nich tyle, ile zdołasz.

Hort zawahał się.

– Czego mam się dowiedzieć?

– Czegokolwiek – powiedziała dziekan z naciskiem. – Jak poznali Rhiana, skąd on naprawdę pochodzi albo…

Gdzieś w pobliżu rozległ się szczęk i trzaśnięcie metalu.

Żelazne drzwi.

Ktoś wszedł do lochu.

Buciory dudniły po kamieniach…

Dwóch piratów w zbrojach Kamelotu minęło celę z więźniami, wlokąc za wyciągnięte ręce bezwładne ciało. Chłopak stawiał słaby opór, jedno oko miał podbite i zapuchnięte, a ubranie podarte. Brutalne traktowanie, jakiemu został poddany od chwili gdy zakuto go w łańcuchy na scenie, musiało pozbawić go resztki sił.

– Tedros? – skrzeknęła Kiko.

Książę uniósł głowę. Na widok przyjaciół szarpnął się, wpatrując się w nich jednym okiem…

– Gdzie Agata? – zapytał ochryple. – Gdzie moja matka?

Strażnicy kopniakiem podcięli mu nogi i pociągnęli go dalej korytarzem, w smolistą czerń, aż wreszcie wrzucili go do celi na samym końcu.

Hester ze swojego miejsca dostrzegła jednak, że cela była już zajęta, ponieważ gdy strażnicy wrzucili do niej Tedrosa, wypuścili jednocześnie trójkę więźniów, przemykających teraz korytarzem. Kiedy wyłonili się z cieni, Hester, Anadil i Dot, które przyciskały twarze do kraty, stanęły oko w oko z innym sabatem. Staruchy trojaczki w szarych tunikach przedreptały koło nich. Miały siwiejące włosy sięgające do pasa, kościste kończyny i suchą, miedzianą skórę, a także długie szyje i identyczne twarze z wysokimi, małpimi czołami, wąskimi, popielatymi wargami i oczami w kształcie migdałów. Uśmiechnęły się krzywo do profesor Dovey, a potem wyszły za piratami z lochów, zatrzaskując za sobą drzwi.

– Kto to był? – zapytała Hester, zwracając się do Dovey.

– Siostry Mistralki – wyjaśniła ponuro dziekan. – Doradczynie króla Artura, które zrujnowały Kamelot. Artur powołał je na to stanowisko, kiedy opuściła go Ginewra, a po jego śmierci rządziły Kamelotem, jak chciały, dopóki Tedros nie osiągnął pełnoletności i nie wsadził ich do więzienia. Nie wiem, jakie powody ma Rhian, żeby je uwolnić, ale to nic dobrego. – Potem zawołała w głąb korytarza: – Słyszysz mnie, Tedrosie?

Echo przemówienia Rhiana zagłuszyło odpowiedź, o ile w ogóle jakaś była.

– Jest ranny – powiedziała Dovey. – Nie możemy go tak zostawić. Musimy mu jakoś pomóc!

– Jak? – zapytała Beatrycze. – Nie mamy szczurów Anadil i sami jesteśmy uwięzieni. Do tego jego cela jest na drugim końcu…

Drzwi lochu znowu się otworzyły.

Jakieś lekkie kroki przybliżały się po schodach. Cień prześlizgnął się po ścianie, a potem po kracie celi.

W słabym blasku pochodni pojawiła się zielona zamaskowana sylwetka. Obcisłe ubranie z czarnych węgorzy zwisało poszarpanymi strzępami, odsłaniając młodą nagą pierś poplamioną krwią.

Więźniowie przycisnęli się do ścian. Podobnie profesor Dovey.

– Ale t-t-ty… nie żyjesz! – krzyknął Hort.

– Widzieliśmy twoje ciało! – powiedziała Dot.

– Rhian cię zabił! – dodała Kiko.

Błękitne jak lód oczy Węża zalśniły zza maski.

Wyciągnął trzymaną za plecami rękę i pokazał szczura Anadil, wijącego się w jego mocnym uścisku. Potem uniósł palec, a osłaniający go czarny, łuskowaty scim stał się ostry jak szpila. Szczur zapiszczał rozpaczliwie…

– Nie! – wrzasnęła Anadil.

Wąż dźgnął szczura prosto w serce i cisnął go na podłogę.

– Moi strażnicy szukają dwóch pozostałych, które wysłaliście do Merlina i Agaty – powiedział chłodnym, głębokim głosem i ruszył w stronę drzwi. – Jeśli znajdę jeszcze jakiegoś, wtedy zabiję także jedno z was – mówiąc to, nawet nie obejrzał się za siebie.

Żelazne drzwi zatrzasnęły się za nim.

Anadil przesunęła się do przodu i wyciągnęła ręce przez kraty, by dosięgnąć szczura… ale było już za późno.

Skulona w kącie zaczęła szlochać, tuląc do siebie martwe ciałko.

Hort, Nikola i Dot starali się ją pocieszyć, ale Anadil płakała tak gwałtownie, że aż zaczęła dygotać.

Dopiero gdy Hester dotknęła jej ramienia, Anadil zaczęła się powoli uspokajać.

– Tak bardzo się bała – chlipnęła, odrywając falbanę sukienki, żeby zawinąć w nią szczura. – Patrzyła prosto na mnie i wiedziała, że zaraz umrze.

– Służyła ci wiernie do samego końca – powiedziała Hester kojąco.

Anadil ukryła twarz na ramieniu przyjaciółki.

– Skąd Wąż wiedział, że pozostałe szczury szukają Merlina i Agaty? – wybuchnął Hort, jakby nie było już czasu na żałobę.

– Mniejsza o to – odpowiedziała Nikola. – Jakim cudem Wąż jest żywy?

Hester poczuła, że żołądek jej się zaciska.

– To coś, co zobaczyłam przez dziurę… Nie wydawało mi się, że to możliwe… – powiedziała, obserwując swojego demona, który nadal wydłubywał okruchy kamienia, zupełnie nie reagując na wizytę Węża. Popatrzyła na pozostałych. – To był scim.

– Czyli on przez cały czas podsłuchiwał? – zapytała Beatrycze.

– To znaczy, że wie o wszystkim! – Hort wskazał dziurę. – Nie mamy szans wysłać wiadomości do Sofii. Scimy pewnie siedzą tam i słuchają wszystkiego!

Zaniepokojeni uczniowie zwrócili się do profesor Dovey, która spoglądała w kierunku schodów widocznych w głębi korytarza.

– O co chodzi? – zapytała Hester.

– O jego głos – powiedziała Dovey. – Po raz pierwszy go słyszałam, ale brzmiał… znajomo.

Pozostali patrzyli na siebie, nic nie rozumiejąc.

Potem zaczęli się przysłuchiwać rozbrzmiewającej w oddali królewskiej przemowie:

– Jako dziecko nie miałem niczego, a teraz jestem waszym królem. Sofia była Czytelniczką, a teraz będzie waszą królową. Jesteśmy tacy sami jak wy…

– Tak właściwie trochę przypominał Rhiana – stwierdziła Hester.

– Bardzo przypominał Rhiana – oznajmili chórem Willam i Bogden.

– Brzmiał zupełnie jak Rhian – podsumowała profesor Dovey.

Od ściany rozległ się chrobot.

Demon Hester zdołał obluzować i wyciągnąć jeszcze jeden odłamek kamienia, powiększając trochę dziurę, ale wyczerpał już wszystkie siły i opadł zmęczony na szyję swojej pani.

– Widzę teraz scenę – powiedziała Nikola, przykładając oko do dziury. – Chociaż ledwo, ledwo.

– To dobrze, możemy teraz rzucić lustrzane zaklęcie, żeby się lepiej przyjrzeć. Ja nie dam rady zrobić tego ze swojej celi, ale Hester może spróbować – oznajmiła profesor Dovey. – Hester, nauczyłam cię tego zaklęcia, kiedy Sofia przeprowadziła się do wieży Dyrektora Akademii. Dzięki niemu mogłyśmy ją szpiegować i mieć pewność, że nie rzuca na mnie klątwy voodoo ani nie próbuje przyzywać ducha Rafala.

– Pani profesor, ile razy mamy powtarzać, że magia nie działa wewnątrz tych lochów? – burknęła Hester.

– Owszem, wewnątrz tych lochów – powtórzyła dziekan.

Oczy Hester zapłonęły. Właśnie dlatego Dovey była dziekanem, a Hester nadal uczennicą. Nie powinna była wątpić w swoją nauczycielkę. Szybko przysunęła się do ściany, wsunęła palec w malutką dziurę i wystawiła go na letni żar. Czuła, że jej magiczny blask uaktywnił się i rozpalił jasną czerwienią. Pierwsza zasada magii głosiła, że podlega ona emocjom, a jeśli chodziło o emocje, to nienawiść Hester do Rhiana wystarczyłaby do podpalenia całego Kamelotu.

– Czy powinniśmy to robić? – zaniepokoiła się Kiko. – Jeśli jest tam scim…

– A może cię zabiję, to przestaniesz się niepokoić? – odparowała Hester.

Kiko wydęła wargi.

Inna rzecz, że ona ma rację – pomyślała z goryczą Hester. Scim mógł czekać na zewnątrz i podsłuchiwać… musieli jednak zaryzykować. Jeśli przyjrzą się scenie, będą mogli zobaczyć Sofię stojącą u boku Rhiana. Wtedy dowiedzą się, po czyjej stronie jest Sofia.

Hester pospiesznie przyłożyła oko do dziury, żeby zobaczyć scenę, z tej odległości malutką jak pudełko zapałek. Niestety, tak jak uprzedzała Nikola, nie miała widoku od przodu, tylko z boku, a Rhian i Sofia stali do niej tyłem, wysoko ponad tłumem.

To jednak musiało wystarczyć.

Hester wycelowała swój blask magiczny prosto w Rhiana i Sofię. Jedną część umysłu skoncentrowała na scenie, którą chciała podglądać, drugą część skoncentrowała na wilgotnej i brudnej celi…

– Reflecta asimova – wyszeptała.

Wewnątrz celi pojawiła się dwuwymiarowa projekcja unosząca się w powietrzu niczym ekran. Chociaż kolory były spłowiałe jak na starym malowidle, mogli teraz zobaczyć w powiększeniu, co dzieje się w tym momencie na balkonie Błękitnej Wieży i obserwować z bliska, chociaż tylko z boku, Rhiana i Sofię.

– Czyli zaklęcie lustrzane pozwala powiększyć coś, co jest daleko? – zapytał Hort, szeroko otwierając oczy. – Dlaczego nikt mnie tego nie nauczył w szkole?

– Bo wszyscy wiemy, do czego byś go używał – prychnęła profesor Dovey.

– Dlaczego nie możemy ich zobaczyć od przodu? – narzekała Beatrycze, przyglądając się Rhianowi i Sofii. – Nie widzę ich twarzy…

– Zaklęcie powiększa obraz z takiego kąta, z jakiego widzę przez dziurę – wyjaśniła cierpko Hester. – A ja widzę scenę z boku.

Na ekranie Rhian nadal przemawiał do gości. Jego smukła, wysoka sylwetka w błękitno-złotym ubraniu kryła się w cieniu; jednym ramieniem podtrzymywał Sofię.

– Dlaczego ona nie ucieknie? – zapytała Nikola.

– Albo nie trafi go zaklęciem? – dodał Willam.

– Albo nie kopnie go w kulki? – dodała Dot.

– Mówiłam, że nie możemy jej ufać – skrzywiła się Rena.

– Nie, nie o to chodzi – nie zgodziła się Hester. – Przyjrzyjcie się uważniej.

Skoncentrowali się na ruchomym obrazie. Chociaż nie widzieli twarzy Rhiana i Sofii, mogli przyjrzeć się Sofii w różowej sukni, drżącej w uścisku Rhiana… I Rhianowi ściskającemu ją tak mocno, że aż kłykcie mu pobielały… No i Eskaliburowi, który trzymał w drugiej ręce i przyciskał do kręgosłupa Sofii…

– Co za obleśny typ! – Beatrycze popatrzyła na Dovey. – Mówiła pani, że Rhianowi zależy na lojalności Sofii. Jak chce to osiągnąć, dźgając ją mieczem?

– Niejedna żona jest lojalna wobec męża właśnie pod groźbą miecza – odparła ponuro dziekan.

Dot westchnęła.

– Sofia ma naprawdę fatalny gust do chłopców.

Rzeczywiście, zaledwie dwadzieścia minut temu Sofia rzuciła się Rhianowi w ramiona i pocałowała go, przekonana, że zaręcza się z nowym rycerzem Tedrosa, a teraz ten rycerz okazał się wrogiem Tedrosa i zagroził Sofii, że ją zabije, jeśli nie będzie chciała uczestniczyć w tej farsie.

Obserwując scenę z tego punktu, widzieli jednak coś jeszcze.

Ktoś stał na scenie i obserwował koronację.

Ktoś ukryty w drzwiach, niewidoczny dla tłumu.

Wąż.

Stał w swoim podartym, zakrwawionym ubraniu ze scimów i patrzył, jak król przemawia.

– Najpierw nasza księżniczka powinna zostać królową – oznajmił wszem wobec Rhian, którego wzmocniony zaklęciem głos wypełniał teraz celę. – Jako przyszła królowa, Sofia będzie miała zaszczyt zaplanować nasz ślub. Nie będzie to pretensjonalny królewski spektakl, jak te, które miały miejsce w przeszłości, ale uroczystość, która zbliży nas do was. Uroczystość dla wszystkich poddanych!

– Sofia! Sofia! Sofia! – wiwatował tłum.

Sofia próbowała wysunąć się z uścisku Rhiana, ale on tylko mocniej szturchnął ją mieczem.

– Sofia obmyśliła dla was cały tydzień pełen przyjęć, uczt i parad – ciągnął. – Jego zwieńczeniem będzie ceremonia ślubna i koronacja nowej królowej!

– Królowa Sofia! Królowa Sofia! – radowali się ludzie.

Sofia wyprostowała się, słuchając pełnych uwielbienia okrzyków.

Raz jeszcze spróbowała wyszarpnąć się Rhianowi, wyraźnie prowokując go, by coś jej zrobił.

Rhian zamarł, nie wypuszczając jej z mocnego uścisku. Chociaż jego twarz skrywał cień, Hester widziała, że bacznie obserwuje Sofię.

W tłumie zapadła cisza. Zgromadzeni wyraźnie wyczuwali narastające napięcie.

Król Rhian powoli popatrzył na swoich poddanych.

– Nasza Sofia ma jedną prośbę – powiedział spokojnie. – Dzień i noc upiera się przy niej, chociaż ja miałem wątpliwości. Chciałbym, żeby ten ślub był uroczystością tylko dla nas, ale wiem jedno, jeśli moja królowa czegoś chce, musi to dostać.

Rhian popatrzył na oblubienicę z zimnym uśmiechem.

– Dlatego uroczystość ceremonii ślubnej na życzenie księżniczki Sofii rozpoczniemy od egzekucji fałszywego króla.

Zaszokowana Sofia szarpnęła się do tyłu i omal nie nadziała się na ostrze Eskalibura.

– Co oznacza, że za tydzień od dzisiaj… Tedros umrze – zakończył Rhian, patrząc jej prosto w oczy.

Rozległy się okrzyki mieszkańców Kamelotu, którzy chcieli się rzucić na pomoc synowi Artura, ale zostali powstrzymani przez gości z tuzinów królestw, którzy dawniej czuli się ignorowani przez Tedrosa, a teraz popierali nowego króla.

– ZDRAJCZYNI! – wrzasnął mężczyzna z Kamelotu do Sofii.

– TEDROS CI UFAŁ! – krzyknęła kobieta z Kamelotu.

– JESTEŚ WIEDŹMĄ! – zawołało jej dziecko.

Sofia patrzyła na nich, oniemiała.

– Chodźmy już, ukochana – odezwał się czule Rhian i ucałował Sofię w policzek, a potem przekazał ją swoim uzbrojonym strażnikom. – Musisz się zająć planowaniem ślubu, a nasi poddani zasługują tylko na to, co najlepsze.

Zanim piraci wciągnęli Sofię do wnętrza zamku, Hester zobaczyła jeszcze jej przerażoną twarz.

Tłum skandował imię Sofii, a Rhian przysłuchiwał się temu spokojnie z balkonu. W lochu zapadła przerażająca cisza.

– Czy on mówił prawdę? – rozległ się głos z głębi korytarza.

Głos Tedrosa.

– O tym, że Sofia chce mojej śmierci? Czy to prawda?

Nikt mu nie odpowiedział, ponieważ na scenie działo się coś niezwykłego, a więźniowie oglądali to na magicznym ekranie.

Ciało Węża zmieniało się.

Albo raczej… zmieniało się jego ubranie.

Pozostałe przy życiu scimy magicznie utworzyły dopasowany strój, który w jednej chwili stał się złoto-błękitny – stanowił teraz idealny negatyw stroju Rhiana.

Gdy tylko Wąż przywdział nowe szaty, Rhian chyba to wyczuł, ponieważ odwrócił się do zamaskowanego chłopca, po raz pierwszy poświęcając mu uwagę. Więźniowie dobrze teraz widzieli opaloną twarz Rhiana; miał wyraziste rysy, jego włosy przypominały hełm wykonany z brązu, a zielone jak morze oczy przesunęły się szybko po Wężu, nadal ukrytym w mroku przed wzrokiem zebranych. Rhian nie wydawał się zaskoczony tym, że jego śmiertelny wróg żyje, ani tym, że magicznie przemienione ubranie przypomina jego własny strój.

Uśmiechnął się leciutko do Węża, a potem zwrócił się znowu do tłumu.

– Baśniarz nigdy wam nie pomógł. Wam, prawdziwym ludziom. Pomaga tylko elitom. Pomaga tym, którzy uczęszczali do Akademii. Jak więc może być głosem całej Puszczy? Baśniarz dzieli was na Dobrych i Złych, bogatych i biednych, wykształconych i pospólstwo, a to czyni Puszczę bezbronną wobec ataków. Właśnie dlatego Wąż zdołał się wślizgnąć do waszych królestw. Właśnie dlatego omal nie straciliście życia. Wszystko przez pióro. To pióro jest źródłem zgnilizny.

Ludzie wydali potwierdzające pomruki.

Rhian przesunął wzrokiem po tłumie.

– Jesteś tutaj, Ananjo z Piekielnego Lasu, córko Sisiki z Piekielnego Lasu. – Wskazał chudą, potarganą kobietę, wyraźnie oszołomioną tym, że król zna jej imię. – Od trzydziestu lat tyrasz w królewskich stajniach i wstajesz przed świtem, by zajmować się końmi wiedźmiej królowej Piekielnego Lasu. Dajesz im miłość i karmisz je, by miały siły do walki. A jednak żadne pióro nie opowie twojej historii. Nikt się nie dowie, co musiałaś poświęcić, kogo kochałaś ani jaką lekcję życiową możesz nam przekazać, chociaż byłaby to cenniejsza lekcja niż te, jakie przekazują nam wybrane przez Baśniarza napuszone księżniczki.

Ananja poczerwieniała, a stojący wokół niej ludzie popatrzyli na nią z podziwem.

– A ty, co powiesz? – Rhian wskazał muskularnego mężczyznę stojącego w towarzystwie trzech chłopców z ogolonymi głowami. – Jesteś Dimitrow z Dziewiczej Doliny, a twoi trzej synowie nie zostali przyjęci do Akademii Dobra i służą teraz jako lokaje u książąt z Dziewiczej Doliny. Dzień po dniu pracujecie niestrudzenie, chociaż w głębi duszy wiecie, że ci książęta nie są od was w niczym lepsi. Wiecie, że także zasługujecie na to, by dostać szansę zdobycia sławy. Czy musicie umrzeć ze świadomością, że wasze historie nigdy nie zostaną opowiedziane? Czy wszyscy musicie umrzeć zignorowani i zapomniani?

Oczy Dimitrowa napełniły się łzami, a synowie objęli go pokrzepiająco.

Hester słyszała coraz głośniejsze pomruki ludzi, zachwyconych tym, że ktoś tak potężny docenia takie szaraczki jak oni. Że w ogóle ich dostrzega.

– A co by było, gdyby istniało pióro, które opowie wasze historie? – podsunął Rhian. – Pióro, za którym stoi nie potężna magia, tylko człowiek, któremu ufacie? Pióro, które pozostaje na widoku, zamiast kryć się za murami Akademii? Pióro stworzone dla Lwa?

Pochylił się lekko.

– Dla Baśniarza się nie liczycie, ale dla mnie tak. Baśniarz nie ocalił was przed Wężem, ale ja to zrobiłem. Baśniarz nie słucha ludzi, ale ja będę ich słuchać. Ponieważ pragnę uczcić was wszystkich i tego samego pragnie moje pióro.

– Tak! Tak! – zawołali ludzie.

– Moje pióro da głos tym, którzy dotychczas go nie mieli. Moje pióro będzie opowiadać prawdę. Waszą prawdę – obwieścił król.

– Prosimy! Prosimy!

– To koniec rządów Baśniarza! – zagrzmiał Rhian. – Narodziło się nowe pióro i rozpoczyna się nowa era!

Więźniowie obserwowali, jak w tym momencie ze złotego ubrania Węża oderwał się wąski skrawek i niewidoczny dla tłumu zaczął się wznosić przy ścianie. Po chwili złoty pasek materiału przemienił się w czarnego scima i uniósł jeszcze wyżej, a kiedy znalazł się nad tłumem i w blasku słońca zawisł przed królem Rhianem, przybrał postać długiego złotego pióra zaostrzonego na obu końcach.

Ludzie wpatrywali się w nie jak urzeczeni.

– Oto Pióro dla Ludzi! – zawołał Rhian, gdy pióro zawisło nad jego wyciągniętą dłonią. – Oto… Lwi Pazur!

Tłum wybuchł owacją jeszcze bardziej żarliwą niż wcześniej.

– Lwi Pazur! Lwi Pazur!

Rhian wyciągnął palec, a pióro wzbiło się pod niebo nad zamkiem Kamelot i zaczęło pisać złotem na błękicie jak na pustej karcie:

WĄŻ NIE ŻYJE.

LEW ZASIADŁ NA TRONIE.

OTO PRAWDZIWY KRÓL.

Oszołomieni mieszkańcy Puszczy, Dobrzy i Źli, przyklękli przed królem Rhianem. Niezadowoleni mieszkańcy Kamelotu zostali zmuszeni, by także paść na kolana.

Król wzniósł ramiona.

– Nie będzie więcej „dawno, dawno temu”. Żyjemy teraz. Chcę wysłuchać waszych historii, więc razem z moimi ludźmi będę ich szukać, tak by moje pióro codziennie przynosiło wam prawdziwe wieści z Puszczy. Nie baśnie o aroganckich książętach walczących o władzę z wiedźmami… ale opowieści, w których to wy będziecie bohaterami. Czytajcie te opowieści, a dla Baśniarza nie będzie już miejsca w naszym świecie. Czytajcie te opowieści, a każdy z was będzie miał szansę na zdobycie sławy!

Mieszkańcy Puszczy ryknęli triumfalnie, gdy Lwi Pazur wzniósł się w niebo nad Kamelotem, migocząc niczym gwiazda.

– Jednakże Lwi Pazur nie wystarczy, by pokonać Baśniarza i całe wieki jego kłamstw – ciągnął Rhian. – Lew w baśni o Lwie i Wężu miał przy sobie Orła i dlatego właśnie Wąż nigdy więcej nie zdołał zakraść się do jego królestwa. Lew potrzebuje Orła, by zwyciężać. Potrzebuje wasala będącego najbardziej zaufanym doradcą króla. Dzisiaj chciałbym przedstawić wam tego wasala, który wraz ze mną poprowadzi Puszczę ku świetlanej przyszłości. Kogoś, komu możecie ufać tak samo, jak ufacie mnie.

Tłum zamarł w oczekiwaniu.

Wąż ruszył w kierunku sceny z twarzą nadal zasłoniętą zieloną maską. Był teraz odwrócony plecami do Hester i pozostałych więźniów.

Zanim jednak znalazł się w miejscu, gdzie był już widoczny dla tłumu, scimy tworzące jego maskę rozproszyły się i uciekły na boki.

– Przedstawiam wam mojego Orła… i wasala waszego króla… – oznajmił Rhian. – Oto sir Japet!

Wąż stanął w pełnym słonecznym świetle, widoczny dla zgromadzonej ciżby, w złotym, migoczącym ubraniu.

Tłum westchnął ze zdumienia.

– W przestarzałej i niepotrzebnej Akademii podobna do nas dwójka kierowała piórem. W ich żyłach płynęła ta sama krew, ale pozostawali w stanie wojny, jak Dobro ze Złem – zagrzmiał król, zapraszając Japeta bliżej, pod unoszący się w powietrzu Lwi Pazur. – W naszych żyłach płynie ta sama krew i będziemy kierować nowym piórem nie dla Dobra, nie dla Zła, tylko dla ludzi.

Ludzie zaczęli entuzjastycznie skandować imię nowego wasala:

– Japet! Japet! Japet!

W tym właśnie momencie Wąż odwrócił się i popatrzył prosto w magiczną projekcję Hester, ukazując swoją twarz więźniom, tak jakby wiedział, że go obserwują.

Hester po raz pierwszy zobaczyła jego piękną twarz o regularnych rysach i poczuła, że całe jej ciało wiotczeje.

– Co pani mówiła o wyprzedzaniu ich o krok? – zapytała ochryple.

Profesor Dovey nie odpowiedziała, a sir Japet uśmiechnął się do nich szeroko.

Następnie odwrócił się, by pomachać do tłumów, stojąc u boku swojego bliźniaczego brata, króla Rhiana…

Od tej chwili Lew i Wąż razem rządzili Bezkresną Puszczą.

3SOFIAWięzy krwi

Przytrzymywana przez strażników za sceną Sofia widziała wszystko.

Węża stającego się wasalem Lwa.

Brata Rhiana bez maski.

Lwi Pazur rzucający wyzwanie Baśniarzowi.

Mieszkańców Puszczy wiwatujących na cześć dwóch oszustów.

Mimo to myśli Sofii nie krążyły wokół króla Rhiana ani jego wężookiego brata bliźniaka. Głowę zaprzątało jej coś zupełnie innego… Jedyna osoba, która w tym momencie się dla niej liczyła…

Agata.

Nawet jeśli Tedros został skazany na śmierć, Sofia przynajmniej wiedziała, gdzie on jest. W lochach. Nadal żywy. A dopóki żył, dopóty istniała nadzieja.

Agatę po raz ostatni widziała, kiedy w tłumie ścigali ją strażnicy.

Czy udało jej się uciec?

Czy w ogóle żyje?

Łzy napłynęły Sofii do oczu, gdy spojrzała na brylant na swoim palcu.

Dawno, dawno temu nosiła inny pierścionek… Pierścionek złoczyńcy, który rozdzielił ją z jej jedyną przyjaciółką, tak samo jak teraz.

Ale wtedy było inaczej.

Wtedy Sofia pragnęła być Zła.

Wtedy Sofia była wiedźmą.

Poślubienie Rhiana miało być dla niej rehabilitacją.

Poślubienie Rhiana miało oznaczać znalezienie prawdziwej miłości.

Wydawało jej się, że on ją rozumie. Kiedy patrzyła w jego oczy, widziała czystego, uczciwego i Dobrego chłopaka. Kogoś, kto potrafił tak jak Agata zaakceptować odcienie Zła w jej sercu i kochać ją.

Oczywiście przy okazji wyglądał oszałamiająco, ale to nie jego uroda sprawiła, że Sofia przyjęła pierścionek. To z powodu sposobu, w jaki na nią patrzył – tak samo jak Tedros patrzył na Agatę. Jakby tylko miłość Sofii mogła uczynić go kompletnym.

Dwie pary i czworo najlepszych przyjaciół. To było idealne zakończenie. Tedzio z Agą, Sofia z Rhianem.

Ale Agata ostrzegała ją: „Jeśli się czegoś nauczyłam, Sofio… To tego, że ty i ja nie mamy szans na idealne zakończenie”.

Miała oczywiście rację. Agata była jedyną osobą, którą Sofia naprawdę kochała. Uważała za absolutny pewnik, że ona i Aga zawsze będą sobie bliskie. Że zakończenie ich wątku jest bezpieczne.

Teraz jednak znajdowały się bardzo daleko od tego zakończenia i nie miały szans do niego wrócić.

Czterech strażników pochwyciło Sofię od tyłu i pociągnęło ją w głąb Błękitnej Wieży. Spod ich zbroi dawało się wyczuć smród cebuli, cydru i potu. Brudne paznokcie wbijały się w ramiona Sofii, aż w końcu odepchnęła mężczyzn.

– Noszę królewski pierścionek – syknęła, wygładzając różową suknię. – Więc jeśli chcecie zachować te głowy na karkach, proponuję, żebyście wynieśli się wraz z tym odrażającym smrodem do najbliższej łaźni i trzymali brudne łapska z dala ode mnie.

Jeden ze strażników zsunął hełm. Okazało się, że jest to opalony Wesley, nastoletni pirat, który dręczył Sofię w Radosnej Łące.

– Król kazali zaprowadzić cię do Komnaty Map. Uznali, że jak puścimy cię samą, to nam zwiejesz, tak jak ta durna Agata – warknął, obnażając żółte od brudu zęby. – Więc albo cię tam odprowadzimy tak grzecznie, jak to robimy, albo załatwimy sprawę inaczej.

Pozostali strażnicy także zdjęli hełmy i Sofia stanęła oko w oko z piratem Thiago, mającym czerwone malunki wokół oczu, z czarnym chłopakiem, mającym na szyi wytatuowane ognistymi literami imię „Aran”, oraz z niezwykle muskularną dziewczyną z krótko ostrzyżonymi ciemnymi włosami, piercingiem na policzkach i lubieżnym spojrzeniem.

– Wybieraj, Whiskey Woo – warknęła dziewczyna.

Sofia pozwoliła, żeby powlekli ją ze sobą.

Kiedy ciągnęli ją przez kolejne komnaty Błękitnej Wieży, Sofia widziała co najmniej z pięćdziesięciu robotników malujących na kolumnach herby Lwa, kładących nowe kafelki z symbolami Lwa, zawieszających zamiast zniszczonego żyrandola nowy, z setkami malutkich lwich główek, a także wynoszących powycierane błękitne krzesła i przynoszących nowiutkie meble z obiciami haftowanymi w złote lwy. Wszystkie symbole króla Artura były po prostu wymieniane – nawet jego stare popiersie zostało zastąpione podobizną prężącego muskuły nowego władcy.

Słońce wpadało przez zasłony w oknach i rozjaśniało okrągły hol. Promienie tańczyły na świeżej warstwie farby i wypolerowanych klejnotach. Sofia zauważyła trzy chude jak szkielet kobiety o identycznych twarzach i w identycznych lawendowych jedwabnych szatach. Krążyły po komnacie ze sztywną pewnością siebie, niczym królowe, i wręczały każdemu z robotników sakiewkę dzwoniącą monetami. Kiedy zauważyły, że Sofia je obserwuje, uśmiechnęły się do niej wymuszenie i pochyliły w lekkim dygnięciu.

Sofia pomyślała, że jest w nich coś dziwnego. Nie tylko z powodu głupawych małpich uśmiechów i niezgrabnych dygnięć, kojarzących się z cyrkowym gabinetem osobliwości, ale dlatego, że spod długich do ziemi szat wysuwały się bose stopy. Kobiety płaciły robotnikom, a Sofia przyglądała się ich brudnym nogom pasującym raczej do kominiarczyków niż do dam dworu z Kamelotu.

Nie miała wątpliwości – działo się tu coś dziwnego.

– Wydawało mi się, że Kamelot nie ma pieniędzy – powiedziała Sofia do strażników. – Jakim cudem płacimy więc za to wszystko?

– Słuchaj, Biba, jakby jej rozwalić łeb, to co będzie w środku? – Thiago zwrócił się do piratki.

– Robaki – odparła Biba.

– Kamienie – sprzeciwił się Wesley.

– Koty – podsunął Aran.

Pozostali popatrzyli na niego. Nie wyjaśnił, o co mu chodziło.

Nie odpowiedzieli na pytanie Sofii. Kiedy jednak mijali kolejne wyremontowane bawialnie, sypialnie, bibliotekę i solarium, Sofia upewniła się, że Kamelot miał pieniądze. I to mnóstwo. Skąd pochodziło to złoto? Kim były te trzy siostry zachowujące się, jakby zamek należał do nich? A poza tym jakim cudem stało się to tak szybko? Rhian został królem i nagle cały zamek przerobiono na jego obraz i podobieństwo? To nie miało sensu. Minęli ich kolejni robotnicy, niosący gigantyczny portret Rhiana w koronie; obraz miał trafić do Galerii Królów, mężczyźni nie wiedzieli jednak gdzie to jest. Sofia popatrzyła za nimi, gdy oddalali się w kierunku Białej Wieży. Jedno było pewne: wszystko to musiało zostać zaplanowane przez króla z dużym wyprzedzeniem.

Nie nazywaj go tak. On nie jest królem – skarciła się w myślach.

Ale w takim razie dlaczego wyciągnął Eskalibura? – zapytał drugi głos w jej wnętrzu.

Nie znała jednak odpowiedzi. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Przez okno zobaczyła robotników naprawiających most zwodzony. Przez inne dostrzegła ogrodników siejących trawę i sadzących krzewy obsypane intensywnie błękitnymi różami, zastępujące te, które uschły. Na dziedzińcu Złotej Wieży robotnicy malowali złote lwy na dnie każdej z lustrzanych sadzawek. W pewnej chwili jakieś zamieszanie zakłóciło ich pracę – Sofia patrzyła, jak brązowowłosa kobieta w uniformie szefa kuchni i jej podkuchenne są wyganiane z zamku przez pirackich strażników, a na ich miejsce zostaje przyprowadzony przystojny młody kucharz i jego męscy pomocnicy.

– Rodzina Silkima gotuje dla Kamelotu od dwustu lat! – protestowała kobieta.

– Bardzo dziękujemy za dotychczasową służbę – odparł przystojny strażnik z wąskimi oczami. Różnił się wyglądem od piratów, a jego bogato zdobiony i złocony mundur sugerował oficera wyższej rangi.

Chyba gdzieś go widziałam – pomyślała Sofia.

Nie mogła jednak przyjrzeć mu się uważniej, ponieważ została wepchnięta do Komnaty Map, pachnącej teraz czystością i świeżością, niczym łąka porośnięta liliami – czyli zupełnie nie tak, jak zazwyczaj pachniały Komnaty Map, duszne pomieszczenia, w których najczęściej przesiadywali niedomyci rycerze.

Sofia podniosła głowę i zobaczyła mapy puszczańskich królestw unoszące się w bursztynowym świetle lamp nad ogromnym okrągłym stołem jak zerwane z uwięzi balony. Kiedy przypatrzyła się im dokładniej, zobaczyła, że nie są to stare, pożółkłe mapy należące do króla Artura, tylko magiczne Mapy Sławy, które ona i Agata widziały kiedyś w siedzibie Węża. Malutkie figurki przedstawiające ją i jej drużynę pozwalały Wężowi śledzić każdy ich ruch. Teraz wszystkie te figurki unosiły się nad trójwymiarowym modelem Kamelotu, podczas gdy ich żywi odpowiednicy gnili w lochach pod ziemią. Kiedy jednak Sofia przyjrzała się uważniej, zobaczyła, że jeden z podpisanych członków drużyny nie znajduje się na mapie w pobliżu zamku… Że oddala się od Kamelotu i zbliża się do granicy królestwa…

Agata.

Sofia westchnęła.

Ona żyje.

Agata żyje.

Skoro Agata żyje, było jasne, że zrobi wszystko, by uwolnić Tedrosa. A to oznaczało, że Sofia może pomóc swojej przyjaciółce ocalić prawowitego króla Kamelotu. Aga będzie działała od zewnątrz, Sofia od wewnątrz.

Ale jak? Tedros miał zostać stracony za tydzień. Nie było czasu. Poza tym Rhian mógł śledzić ruchy Agaty na Mapie Sławy w dowolnym momencie…

Oczy Sofii rozbłysły. Mapa Sławy! Miała przecież własną! Zacisnęła palce na złotej fiolce, którą nosiła na łańcuszku pod suknią, zawierającej magiczną mapę stworzoną dla dziekanów. Schowała fiolkę głębiej. Dopóki miała własną mapę, będzie mogła obserwować Agatę i to bez wiedzy Rhiana. A jeśli będzie mogła ją obserwować, może także zdoła wysłać jej wiadomość, zanim dopadną ją wysłannicy króla. Sofia poczuła przypływ nadziei tłumiącej strach…

Potem jednak przyjrzała się uważniej wnętrzu komnaty.

Wokół stołu, w milczeniu, jak posągi, stało sześć pokojówek w białych koronkowych sukienkach zasłaniających je od stóp do głów i w szerokich białych czepkach. Miały pochylone głowy, więc Sofia nie widziała ich twarzy, a każda z nich trzymała w wyciągniętych rękach oprawioną w skóry księgę. Sofia podeszła bliżej i zobaczyła, że na okładce każdej księgi widnieje nazwa uroczystości towarzyszących ślubowi jej i Rhiana.

BŁOGOSŁAWIEŃSTWO

PROCESJA

CYRK TALENTÓW

BANKIET ŚWIATEŁ

ŚLUB

Sofia popatrzyła na szczupłą pokojówkę trzymającą księgę podpisaną Procesja. Dziewczyna nie unosiła głowy. Sofia przekartkowała księgę – strony wypełniały szkice powozów, zwierząt i kreacji, które mogli wykorzystać podczas parady w mieście, która miała być dla króla i nowej królowej okazją do spotkania się z poddanymi. Czy pojadą szklaną karetą ciągniętą przez konie? Polecą na złoto-błękitnym magicznym dywanie? A może będą dosiadać słonia? Sofia przysunęła się do pokojówki trzymającej księgę Cyrk Talentów i przejrzała projekty sceny, kurtyn i dekoracji przygotowane na pokaz, podczas którego najlepsi artyści z różnych królestw mieli zaprezentować swoje umiejętności… W końcu zajrzała do księgi Bankiet Świateł, gdzie mogła podziwiać tuziny możliwych bukietów, obrusów i kandelabrów przewidzianych na ucztę zaplanowaną na środek nocy…

Wystarczyło, by Sofia wskazała palcem odpowiednie pozycje w tych księgach, pełnych wszystkiego, czego potrzebowała do zorganizowania wymarzonego ślubu. Ślubu z księciem z bajki, wspanialszego od wszystkich innych. Ślubu, o jakim marzyła od dziecka.

Ale Sofia nie była teraz radosna. Czuła mdłości na myśl o potworze, którego miała poślubić.

Na tym polega problem z życzeniami.

Muszą być precyzyjne.

– Król kazali ci pracować do kolacji – oznajmił Wesley od drzwi.

Skierował się do wyjścia, ale przed drzwiami jeszcze się zatrzymał.

– A, i chcieli, żebyś to nosiła przez cały czas – dodał, wskazując zawieszoną na drzwiach białą sukienkę. Schludną, falbaniastą i zdecydowanie skromniejszą od strojów pokojówek.

– Po moim trupie! – rozzłościła się Sofia.

Wesley uśmiechnął się złowieszczo.

– Powiemy to królowi.

Wyszedł wraz ze swoimi piratami.

Sofia odczekała kilka sekund i podbiegła do drzwi.

Nawet nie drgnęły.

A więc została zamknięta.

Komnata nie miała okien.

Nie było sposobu, by przesłać wiadomość Agacie.

Odwróciła się i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że pokojówki nadal tu były. Nieruchome jak posągi w białych sukienkach, z niewidocznymi twarzami, ściskały księgi weselne.

– Czy wy umiecie mówić? – warknęła Sofia.

Milczały.

Sofia wytrąciła jednej z nich książkę z ręki.

– Powiedz coś! – zażądała.

Pokojówka nie odezwała się.

Sofia wyrwała kolejnej dziewczynie książkę i cisnęła nią o ścianę tak, że kartki posypały się na wszystkie strony.

– Nie rozumiecie? On nie jest synem Artura! On nie jest prawdziwym królem! A jego brat to Wąż! Wąż, który atakował królestwa i zabijał ludzi! Rhian udawał, że jego brat jest wrogiem, żeby grać rolę bohatera i zostać królem! A teraz zamierzają zabić Tedrosa! Zamierzają zabić prawowitego króla!

Tylko jedna z pokojówek drgnęła.

– To barbarzyńcy! Mordercy! – krzyknęła Sofia.

Żadna z dziewczyn się nie poruszyła.

Rozwścieczona Sofia chwytała kolejne księgi i wyrywała kartki.

– Musimy coś zrobić! Musimy się stąd wydostać! – Cisnęła skórzaną oprawą i kartami przez komnatę, aż roztrącone latające mapy uderzyły o ściany…

W tym momencie zorientowała się, że Wąż ją obserwuje.

Stał w milczeniu w otwartych drzwiach, a jego złoto-błękitne ubranie lśniło w blasku lamp. Japet miał miedziane włosy, w takim samym odcieniu jak jego brat, tylko dłuższe i bardziej nieposłuszne. Miał także identyczne rysy twarzy, ale jego skóra była jaśniejsza, chłodna i mlecznobiała, jakby pozbawiona krwi.

– Brakuje wam jeszcze jednej księgi – stwierdził.

I rzucił tom na stół.

EGZEKUCJA

Sofia otworzyła księgę i zobaczyła szeroki wybór toporów oraz pieńków katowskich – każdy ze szkicem pokazującym klęczącego przy nim Tedrosa. Były tu nawet różne rodzaje koszyków, do których mogła spaść jego odcięta głowa.

Sofia poczuła, że traci nadzieję. Powoli podniosła wzrok na Węża.

– Jak sądzę, nie będzie dalszych problemów w kwestii sukni – oznajmił sir Japet.

Odwrócił się, by odejść.

– Ty bydlaku. Ty odrażający łajdaku – syknęła za nim Sofia. – Ty i twój brat podstępem zakradliście się do Kamelotu, żeby ukraść koronę prawowitemu królowi i myślicie, że ujdzie wam to płazem? – Krew się w niej gotowała, wiedźmia furia odżyła na nowo. – Nie wiem, co zrobiłeś, żeby oszukać Panią Jeziora, ani co zrobił Rhian, żeby oszukać Eskalibura, ale wiem, że tak to należy nazwać. Oszustwem. Możesz wsadzić moich przyjaciół do więzienia. Możesz mi grozić, ile zechcesz. Ale ludzi nie da się oszukiwać w nieskończoność. Przyjdzie chwila, w której poznają się na was. Przekonają się, że ty jesteś bezdusznym mordercą, a twój brat oszustem. Oszustem, któremu poderżnę gardło, kiedy tylko będę mogła…

– No to możesz spróbować od razu – rozległ się głos. Do komnaty wszedł Rhian, półnagi, jedynie w czarnych spodniach. Miał wilgotne włosy. Spojrzał z irytacją na Japeta. – Mówiłem, że ja się nią zajmę.

– A potem poszedłeś się kąpać – przypomniał Japet. – Podczas gdy ona odmawia włożenia sukni matki.

Sofii zaparło dech w piersiach. Nie dlatego, że kłębiła się w niej szukająca ujścia wściekłość, ani dlatego, że ci bracia chcieli ją wystroić w ubranie swojej matki, ale dlatego, że nigdy wcześniej nie widziała Rhiana bez koszuli. Teraz, gdy na niego patrzyła, przekonała się, że skóra na jego piersi była równie blada jak skóra Japeta, chociaż ręce i twarz miał opalone. Wyglądał jak rolnik z Gawaldonu, który pracował w koszuli podczas letniego skwaru. Rhian zauważył jej spojrzenie i uśmiechnął się triumfalnie, jakby czuł, o czym Sofia myśli. Nawet ta opalenizna była częścią maskarady mającej sprawić, żeby nikt nie zauważył podobieństwa braci; maskarady, dzięki której Rhian wyglądał jak złocisty Lew walczący z zimnym Wężem… Podczas gdy w rzeczywistości Lew i Wąż od początku byli identycznymi bliźniakami.

Sofia widziała ich takie same drwiące uśmiechy i morskozielone oczy. Czuła znajomy strach – jak wtedy, gdy pocałowała Rafala. Nie, ten strach był ostrzejszy. Wiedziała przecież, kim jest Rafal. Wybrała go z niewłaściwych pobudek, ale wyciągnęła wnioski z własnej baśni. Naprawiła swoje błędy… tylko po to, by zakochać się w jeszcze gorszym złoczyńcy. A tym razem tych złoczyńców było dwóch.

– Ciekawe, jaka matka mogła wychować takich tchórzów jak wy – warknęła.

– Jeśli będziesz tak o niej mówić, wyrwę ci serce – syknął Wąż, gotów skoczyć do niej…

Rhian go powstrzymał.

– Powtarzam po raz ostatni, ja się nią zajmę.

Odepchnął Japeta na bok, pozwalając, by złościł się dalej w kącie.

Potem popatrzył na Sofię oczami czystymi jak szkło.

– Uważasz, że to my jesteśmy tchórzami? Sama powiedziałaś, że Tedros jest nieudanym królem. Kiedy jechaliśmy powozem na rekrutację armii, powiedziałaś nawet, że ja byłbym lepszy. Że ty byłabyś lepsza. A teraz zachowujesz się, jakbyś przez cały czas wspierała swojego drogiego „Tedzia”.

Sofia obnażyła zęby.

– To przez ciebie Tedros tak wypadł. Wąż jest twoim bratem. Okłamałeś mnie, ty karaczanie…