1944: Szturm na linię Zygfryda - Charles B. MacDonald - ebook

1944: Szturm na linię Zygfryda ebook

Charles MacDonald

5,0
54,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dla wielu alianckich żołnierzy, oficerów i niezliczonej rzeszy domorosłych strategów II Wojna Światowa w Europie wydawała się bliska końca, gdy późnym latem 1944 roku sojusznicze armie przetoczyły się przez północną Francję, Belgię, Luksemburg i stanęły u samych wrót Niemiec. Jednak wydarzenia września, października, listopada i grudnia w bardzo bolesny i dobitny sposób rozwiały te nadzieje.
Historia walk na terenach pomiędzy Normandią a niemiecką granicą została opowiedziana w wydanym już "Breakout and Pursuit". Niniejszy tom opisuje doświadczenia amerykańskich 1. i 9. Armii, 1. Alianckiej Armii Powietrznodesantowej i amerykańskich jednostek walczących pod brytyjskim i kanadyjskim dowództwem na północnym skrzydle frontu rozciągającego się wszerz Europy od Holandii po Morze Śródziemne. Operacje amerykańskiej 3. Armii w centrum zostały opisane w "The Lorraine Campaign"; działania 7. Armii na południu zostaną przedstawione w "The Riviera to the Rhine", tomie będącym w przygotowaniu.
W przeciwieństwie do towarzyszącego pościgowi wielkiego „wymiatania”, przełamywanie Wału Zachodniego doprowadziło do niezwykle wyczerpujących walk. Opisaną w tej książce kampanię prowadziły wielkie armie, lecz ich siłą napędową byli pojedynczy żołnierze przeciwstawiający swoją odwagę i wytrzymałość surowym żywiołom i zaciekłemu oporowi nieprzyjaciela. Pośród cierpień w lesie Hürtgen, frustracji towarzyszącej operacji Market-Garden, czy brutalności walk o Akwizgran waleczność amerykańskiego żołnierza i jego dzielnych sojuszników okazała się być niezastąpionym składnikiem ostatecznego zwycięstwa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1407

Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tom V

Tytuł oryginału:

The Siegfried Line Campaign

Copyright for Polish Edition ©

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2014

Tłumaczenie:

Mateusz Grzywa

Redaktor prowadzący:

Paweł Grysztar

Redakcja techniczna:

Dariusz Marszałek

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: 978-83-7889-529-9

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

…dla tych, którzy służyli

OD REDAKCJI

Druga Wojna Światowa, największy, najtragiczniejszy konflikt w dziejach, przy którym blednie nawet poprzedni konflikt noszący to miano, doczekał się wielu publikacji. Okres ten nie tylko obfitował w wydarzenia, ale również ogromna większość współczesnej historii, kształtu jakie przyjęły współczesne społeczeństwa, zwłaszcza w Europie, wynika z traumy, jaką wywołał ubytek według różnych ocen ponad pięćdziesięciu milionów ludzi oraz sposobu w jaki owi ludzie zginęli.

Choć z perspektywy czasu zmiany społeczne wywołane przez światowy konflikt będą nabierać coraz wyraźniejszych rysów, w miarę jak dalsze dzieje ujawnią swoje z kolei cechy charakterystyczne, to jednak okres ten był determinowany przede wszystkim przez działania zbrojne o niespotykanej dotąd skali. W działaniach tych brały udział miliony żołnierzy i setki tysięcy sztuk sprzętu wojskowego, a przemierzane przez owe gigantyczne armie odległości mierzono w setkach i tysiącach kilometrów.

Dziś nie brakuje ogólnych opracowań na ich temat, poruszających mniej lub bardziej pobieżnie różne aspekty operacji i kampanii. Pewne tematy omawia się częściej, głównie ze względu na ich miejsce w popkulturze, Stalingrad, Kursk, Afryka, D-Day, Operacja Market-Garden czy Ardeny, inne, z których nikt jeszcze nie wydobył całego dramatyzmu zmagań, jak chociażby Sycylia, Operacja Bagration, walki o Górny Śląsk, Operacja Mandżurska czy bitwa o Moskwę, rzadziej są poruszane w osobnych monografiach. Ogólnie jednak widać pozytywny trend, który po pierwsze zmierza do bardziej szczegółowego eksplorowania tych pierwszych tematów, lub też do bliższego przyjrzenia się tym drugim.

Niniejsza seria aspiruje do pójścia w obu tych kierunkach. Czytelnik znajdzie w niej zarówno pozycje traktujące o mało znanych kampaniach tej wojny, jak również niezwykle szczegółowe opracowania poszczególnych operacji omawiające zarówno decyzje podejmowane na szczeblu armii i grup armii, jak i ich wykonanie na szczeblu pułków, batalionów, a miejscami kompanii i plutonów, w ramach których będzie mógł zapoznać się z doświadczeniami pojedynczych żołnierzy. Proponowane monografie zobrazują mu pracę sztabowców, powody zmiany decyzji przez generałów, opracowywanie wariantów działań wojennych, zaprezentują dowódców wybitnych, przeciętych i kiepskich, ale również pozwolą spojrzeć oczami żołnierza na zdobywane wzgórze, zrozumieć oficera liniowego usiłującego skłonić swoich ludzi do ruszenia naprzód i starającego się ustalić gdzie właściwie są jego ludzie i sąsiednie jednostki, opiszą dylematy taktyczne związane z posłaniem plutonu czołgów przez leśne trakty w deszczowy, listopadowy dzień oraz jak na samej linii frontu działał, cytując Fryderyka Wielkiego, „jego najwyższa wysokość Przypadek”. A wszystko to nierzadko w ramach jednego rozdziału.

Można się spotkać z opinią, że historii, a historii najnowszej w szczególności, nie sposób uprawiać w sposób obiektywny. Poniekąd to prawda, bowiem zważywszy, że każde zdanie niesie ze sobą jakiś, mniejszy lub większy, ładunek emocjonalny, w historii całkowicie obiektywne są tylko daty, a i to nie zawsze (wystarczy spojrzeć na kwestię daty zakończenia wojny w Europie). Niemniej na kontinuum między nacechowanym emocjami, luźnym esejem, a pełnym suchych dat kalendarium, mamy prace pisane z pasją, ale korzystające z możliwie szerokiego spektrum dokumentów, które choć pisane z pewnej perspektywy pozwalają wyrobić sobie własne zdanie o przedstawianych w nich wydarzeniach. Takie właśnie prace, interesujące ale również dające gruntowną, opartą na faktach wiedzę znajdzie czytelnik w niniejszej serii przedstawiającej Drugą Wojnę Światową. Zapraszam do lektury

Paweł M. Grysztar

SŁOWO WSTĘPNE

Dla wielu alianckich żołnierzy, oficerów i niezliczonej rzeszy domorosłych strategów II Wojna Światowa w Europie wydawała się bliska końca, gdy późnym latem 1944 roku sojusznicze armie przetoczyły się przez północną Francję, Belgię, Luksemburg i stanęły u samych wrót Niemiec. Jednak wydarzenia września, października, listopada i grudnia w bardzo bolesny i dobitny sposób rozwiały te nadzieje.

Historia walk na terenach pomiędzy Normandią a niemiecką granicą została opowiedziana w wydanym już Breakout and Pursuit. Niniejszy tom opisuje doświadczenia amerykańskich 1. i 9. Armii, 1. Alianckiej Armii Powietrznodesantowej i amerykańskich jednostek walczących pod brytyjskim i kanadyjskim dowództwem na północnym skrzydle frontu rozciągającego się wszerz Europy od Holandii po Morze Śródziemne. Operacje amerykańskiej 3. Armii w centrum zostały opisane w The Lorraine Campaign; działania 7. Armii na południu zostaną przedstawione w The Riviera to the Rhine, tomie będącym w przygotowaniu.

W przeciwieństwie do towarzyszącego pościgowi wielkiego „wymiatania”, przełamywanie Wału Zachodniego doprowadziło do niezwykle wyczerpujących walk. Opisaną w tej książce kampanię prowadziły wielkie armie, lecz ich siłą napędową byli pojedynczy żołnierze przeciwstawiający swoją odwagę i wytrzymałość surowym żywiołom i zaciekłemu oporowi nieprzyjaciela. Pośród cierpień w lesie Hürtgen, frustracji towarzyszącej operacji Market-Garden, czy brutalności walk o Akwizgran waleczność amerykańskiego żołnierza i jego dzielnych sojuszników okazała się być niezastąpionym składnikiem ostatecznego zwycięstwa.

Waszyngton, D.C.

24 maja 1961 r.

James A. Norell

generał brygadier, USA

szef departamentu

ds. historii wojskowej U.S.Army.

O AUTORZE

Charles B. MacDonald, absolwent Presbyterian College, jest autorem Company Commander1, zapisu jego doświadczeń jako oficera 2. Dywizji Piechoty na europejskim teatrze działań podczas II Wojny Światowej. Jest współautorem Three Battles: Arnaville, Altuzzo, and Schmidt, a także współpracownikiem Command Decisions. Od roku 1953 czuwał nad innymi tomami opisującej działania na europejskim i śródziemnomorskim teatrze operacji podserii UNITED STATES ARMY IN WORLD WAR II, a obecnie pisze kolejny, należący do tego cyklu tom. W roku 1957 otrzymał stypendium sekretarza armii, dzięki któremu spędził rok badając zależności pomiędzy terenem, bronią i taktyką na europejskich polach bitew. Jest podpułkownikiem rezerwy, odznaczony Purpurowym Sercem i Srebrną Gwiazdą.

1 Washington, 1947 r.

WSTĘP

Niektórzy z autorów piszących o II Wojnie Światowej poświęcają okresowi pomiędzy 11 września a 16 grudnia 1944 r. zaledwie jeden lub dwa akapity. Dzięki temu zyskują miejsce, by snuć opowieści o huraganowych natarciach i podjętych w innych miesiącach, bardziej spektakularnych decyzjach dowódców. Walki we wrześniu, październiku, listopadzie i na początku grudnia należały do niewielkich jednostek i pojedynczych żołnierzy. Jest to rodzaj działań wojennych nie mniej trudny i nie mniej istotny, choć nie zawsze bywa spektakularny.

Pisanie o amerykańskim żołnierzu, zarówno mierzącym się z niepowodzeniem, jak i odnoszącym błyskotliwy triumf, zawsze jest wzbogacającym doświadczeniem. Większości walk na Linii Zygfryda brakowało blasku i rozmachu. Jednak o ile okresowi temu brakowało monumentalnych osiągnięć, to nadrabiał to ludzkimi dramatami i różnorodnością działań wojennych. Okres ten to nie tylko walki o ufortyfikowaną linię umocnień, ale także las Hürtgen, nizinę Rur, Akwizgran i największa operacja powietrznodesantowa całej wojny. Okres ten można również traktować jako najbardziej pouczający w czasie walk w Europie. Walczące samotnie i niejednokrotnie bez wsparcia kompanie, bataliony i pułki były w tym czasie bardziej regułą niż wyjątkiem. Być może podczas wojny nuklearnej lub też tak zwanych wojen ograniczonych w mniej rozwiniętych rejonach świata, o których tyle się teraz słyszy, będzie to powszechnie stosowana forma prowadzenia walk.

W związku z naturą opisywanych bojów książka skupia się na operacjach taktycznych na poziomie armii i niższym. Opowieść odwołuje się do dowództwa i decyzji wyższych dowództw, gdy te mają bezpośredni wpływ na przebieg działań w omawianych sektorach. Podobnie kwestie logistyki kampanii zostały podporządkowane narracji taktycznej. Jest to również „opowieść lądowa”, działania lotnictwa zostały uwzględnione jedynie tam, gdzie miały bezpośredni wpływ na akcje naziemne. Wreszcie, jest to opowieść o Amerykanach. Choć sporo uwagi poświęcono operacjom Brytyjczyków i Kanadyjczyków, w które zaangażowane były również jednostki Stanów Zjednoczonych, ich opis służy jedynie temu, aby umieścić działania Amerykanów w odpowiedniej perspektywie.

Tom ten jest w pełnym tego słowa znaczeniu „przedsięwzięciem kooperacyjnym”. Odniesienia w przypisach i nota bibliograficzna jedynie w niewielkim stopniu oddają uznanie dla licznych oficerów i żołnierzy, którzy dostarczyli informacji i pomogli odpowiedzieć na wiele trudnych pytań. Rękopis niniejszej książki przeczytał niemal każdy oficer pełniący w czasie opisywanej kampanii funkcję dowódcy dywizji lub wyższą; podobnie przynajmniej jeden oficer z dowództwa każdej dywizji, korpusu i armii przeczytał rękopis i opatrzył go komentarzami.

Lista wszystkich byłych i obecnych członków departamentu historii wojskowej armii, którzy swoimi radami i wsparciem umożliwili powstanie tej książki byłaby zbyt długa. Poniżej wymieniam jedynie tych z moich kolegów, których wkład w to „kooperacyjne przedsięwzięcie” można precyzyjnie określić:

Lucian Heichler przeprowadził większość początkowych badań nad materiałami niemieckimi, a dzięki swoim monografiom na temat działań Niemców stworzył rękopis współtowarzyszący opisowi działań Amerykanów pióra autora. Panna Ruth Stout, redaktor, wypełniała swoje zadanie z najwyższym profesjonalizmem, godnym pochwały taktem i zrozumieniem. Adiustacja tekstu była dziełem Pani Marion P. Grimes. Mapy, służące nie tylko do zilustrowania narracji, ale także do powiązania ze sobą rozmaitych działań, są dziełem Charlesa V. P. von Luttichau’a. Panna Ruth Phillips dobrała fotografie. Pani Lois Aldridge z Wydziału Dokumentów II Wojny Światowej wykazała się nadzwyczajną cierpliwością towarzysząc autorowi podczas eksploracji całych gór świadectw pochodzących z europejskiego teatru działań wojennych.

Choć udziału dr. Kenta Robertsa Greenfielda, naczelnego historyka w czasach kiedy powstawał ten tom, nie da się tak dokładnie sprecyzować, nikt inny nie przyczynił się bardziej do jego powstania. To właśnie on jako pierwszy wprowadził autora do świata historii wojskowej i był jego cierpliwym i wnikliwym przewodnikiem podczas pierwszych kroków stawianych na tym polu.

Wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego tomu należą się wyrazy uznania. Z drugiej strony to sam autor jest odpowiedzialny za dokonane interpretacje i wyciągnięte wnioski, podobnie jak za wszystkie ewentualne błędy i zaniedbania.

Waszyngton, D.C.

15 maja 1961 r.

Charles B. MacDonald.

CZĘŚĆ IWYŁAMYWANIE LINII ZYGFRYDA

ROZDZIAŁ IDROGA DO NIEMIEC

Gdy pięciu żołnierzy drugiego plutonu, kompanii B, 85. Rozpoznawczego Batalionu Kawalerii, 5. Dywizji Pancernej Stanów Zjednoczonych dotarło do zachodniego brzegu rzeki Our, słońce rzucało długie cienie. Ich dowódca powiedział, że będą musieli się pośpieszyć, jeżeli chcą być pierwszym patrolem, który postawi stopę na niemieckiej ziemi.

Choć most na rzece został zniszczony, woda była na tyle płytka, że umożliwiła przebrnięcie jej wpław. Na drugim brzegu wspięli się stokiem wzgórza i weszli w zabudowania farmy. W niewielkiej odległości mogli dostrzec dziewiętnaście lub dwadzieścia betonowych bunkrów. Przy jednym z nich ktoś zbudował kurnik.

Nim żołnierze ruszyli w drogę powrotną dokonali jedynie pośpiesznych oględzin terenu. Godzinę później raport z ich zwiadu przemierzał już kolejne stopnie łańcucha dowodzenia. Jak głosił meldunek, o godzinie 18:05 11 września 1944 r. patrol prowadzony przez sierżanta Warnera W. Holzingera wkroczył do Niemiec niedaleko wioski Stalzemburg, kilka kilometrów na północny-wschód od Vianden w Luksemburgu1.

Patrol sierżanta Holzingera wyprzedził inne jedynie o kilka godzin. Wczesnym wieczorem wzmocniona kompania 109. Pułku Piechoty, 28. Dywizji przekroczyła Our mostem pomiędzy Weiswampach w północnym czubku Luksemburga a niemiecką wioską Sevenig. Niemal dokładnie w tym samym czasie, na południowy-wschód od St. Vith w Belgii, patrol z 22. Pułku Piechoty, 4. Dywizji również przekroczył Our niedaleko wioski Hemmeres. Żołnierze z tego patrolu rozmawiali z cywilami, a na dowód swojego wyczynu postarali się o niemiecki kapelusz, trochę waluty i woreczek niemieckiej ziemi2.

Dywizje pancerne i piechoty, które wysłały te patrole, wchodziły w skład V Korpusu 1. Armii Stanów Zjednoczonych. Ich obecność wzdłuż niemieckiej granicy oznaczała początek nowej fazy wypełniania dyrektywy Komitetu Połączonych Szefów Sztabów Aliantów wydanej wcześniej generałowi Dwightowi D. Eisenhowerowi, naczelnemu dowódcy Aliantów w Europie. Generał Eisenhower miał „podjąć operacje wymierzone w serce Niemiec i zniszczyć ich siły zbrojne”3.

W czasie gdy patrole 1. Armii przekraczały granicę, trzy alianckie grupy armii złożone z siedmiu armii były rozmieszczone na wielkim łuku rozciągającym się od Morza Północnego do Szwajcarii. Na lewym skrzydle znajdowała się 21. Grupa Armii pod dowództwem feldmarszałka sir Bernarda L. Montgomery’ego. Składała się z 1. kanadyjskiej i 2. brytyjskiej armii (mapa I). W centrum znajdowała się 12. Grupa Armii pod dowództwem generała porucznika Omara N. Bradleya. Podlegały mu 1. i 3. Armie Stanów Zjednoczonych i nowa 9. Armia, która od 5 września była gotowa do zadań operacyjnych i działała pod bretońską fortecą w Breście, daleko za linią frontu. Na prawym skrzydle znajdowały się 1. Armia francuska i 7. Armia amerykańska. 15 września miały sformować 6. Grupę Armii pod dowództwem generała porucznika Jacoba L. Deversa4.

Przekroczenie niemieckiej granicy 11 września było kolejnym wydarzeniem wzmacniającym optymizm panujący w szeregach alianckich jednostek i ich dowódców. Operujący wzdłuż wybrzeża kanału La Manche Kanadyjczycy zajęli już Dieppe, a brytyjski I Korpus z kanadyjskiej 1. Armii był bliski zawładnięcia Hawrem. Brytyjska 2. Armia opanowała Brukselę i Antwerpię, w tym drugim mieście w ręce Aliantów dostały się bezcenne i niemal nietknięte głębokie baseny i urządzenia portowe5. 1. Armia zajęła Liège i miasto Luksemburg. 3. Armia w północno-wschodniej Francji rozwijała się wzdłuż Mozeli i uchwyciła już przyczółek niedaleko lotaryńskiego miasta Metz6. Dwie armie, które z powodzeniem wylądowały na południu Francji 15 sierpnia, już wkrótce miały utworzyć jednolity front z jednostkami działającymi na północy. 11 września patrol z 3. Armii nawiązał niedaleko Dijon kontakt z operującymi na południu oddziałami francuskimi.

Większość walk bezpośrednio poprzedzających przekroczenie granicy Niemiec przybrała charakter pościgu. Niemcy się wycofywali, byli w ciągłym ruchu. Choć 3. Armia miała pięciodniowe opóźnienie, ponosiła bowiem główne konsekwencje ogólnego niedoboru środków transportu i paliwowej suszy, alianckie natarcie osiągnęło swoje apogeum w okresie 1-11 września. W trakcie tych jedenastu dni Brytyjczycy przemierzyli około 400 km, od Sekwany do granicy belgijsko-holenderskiej. 1. Armia amerykańska nie śpieszyła się pod belgijskim Mons, gdzie w olbrzymim kotle otoczyła 25 000 Niemców i dokonała nagłego zwrotu kierunku natarcia, niemniej i tak pokonała ponad 320 km. Do 11 września Alianci osiągnęli ogólną linię, która według planów sprzed inwazji miała być zajęta w dzień D plus 330 (2 maja 1945 r). Natarcie dalece wyprzedzało więc harmonogram, o około 233 dni7.

Najbardziej zachęcającą cechą alianckiego natarcia były niższe niż zakładano straty. Oprócz sił na południu Francji, straty sojuszników pomiędzy 6 czerwca a 11 września wynosiły 39 961 zabitych, 164 466 rannych i 20 142 zaginionych, łącznie 224 596, czyli nieco ponad 10% wszystkich zaangażowanych sił8. Od lądowania na plażach Normandii Niemcy stracili około 300 000 żołnierzy, a kolejnych 200 000 było zamkniętych w różnych twierdzach. Na przekór boleśnie odczuwalnemu brakowi odpowiednich portów, zarówno ludzki jak i materiałowy potencjał Aliantów szybko wzrastał. Do popołudnia 11 września w Normandii wylądowało 2 168 307 ludzi i 460 745 pojazdów9. General Eisenhower, który 1 września przejął bezpośrednie dowodzenie operacyjne w polu, miał do swojej dyspozycji na kontynencie 26 dywizji piechoty (w tym jedną powietrznodesantową) i 13 dywizji pancernych (oprócz tego pewną ilość grup kawalerii i samodzielne bataliony czołgów). Z tej łącznej liczby Brytyjczycy i Kanadyjczycy dostarczyli 16 dywizji (włącznie z jedną polską dywizją pancerną), a Amerykanie 23 (włącznie z jedną francuską dywizją pancerną)10. W chwili gdy gen. Eisenhower objął bezpośrednią komendę nad siłami walczącymi w południowej Francji, zyskał kolejne 3 amerykańskie dywizje piechoty (z wyłączeniem powietrznodesantowej grupy zadaniowej o sile porównywalnej z dywizją), 5 francuskich dywizji piechoty i 2 francuskie dywizje pancerne. Na całym zachodnim froncie było więc 35 dywizji piechoty i 14 dywizji pancernych. Ponadto w rezerwie Kwatery Głównej znajdowały się 2 amerykańskie i 2 brytyjskie dywizje powietrznodesantowe, 1 polska brygada powietrznodesantowa i 1 brytyjska dywizja piechoty zdolna do przerzutu drogą powietrzną (airportable).

Teoretycznie naprzeciwko 49 dywizji generała Eisenhower było 48 niemieckich dywizji piechoty, 15 dywizji pancernych i kilka brygad pancernych. Jednak jak zauważył feldmarszałek Gerd von Rundstedt, który 5 września po raz drugi został naczelnym dowódcą niemieckich sił na zachodzie (Oberbefehlshaber West), siły te istniały jedynie na papierze11. Podczas gdy jednostki alianckie miały niemal pełne stany, niewiele niemieckich dywizji mogło poszczycić się tym samym. Większość z nich poniosła ciężkie straty, zarówno w ludziach jak i sprzęcie, a niektóre były dotkliwie zdemoralizowane ciągłymi porażkami w polu. Równowartość pięciu dywizji była osaczona na Wyspach Normandzkich i w przybrzeżnych „fortecach”. Rundstedt szacował, że jego siły odpowiadały około połowie liczby alianckich dywizji. Aliancka przewaga w działach wynosiła przynajmniej 2,5:1, a w czołgach około 20:112.

Jeszcze większa dysproporcja sił niż na lądzie panowała w powietrzu. Alianci dysponowali taktycznymi jednostkami powietrznymi: IX i XIX Dowództwem Lotnictwa Taktycznego (Tactical Air Command – TAC), (oba podlegały 9. Armii Powietrznej) i 2. Dowodztwo Lotnictwa Taktycznego (Brytyjczycy). Z baz w Wielkiej Brytanii i Francji operowało 5059 amerykańskich bombowców, 3728 amerykańskich myśliwców, 5104 samoloty bojowe RAF i setki różnych typów samolotów rozpoznawczych, łącznościowych i transportowych13. Jedynym taktycznym zgrupowaniem niemieckich sił powietrznych na Zachodzie była 3. Flota Powietrzna (Luftflotte 3), składająca się jedynie z 573 zdolnych do służby maszyn wszystkich typów. W całym Luftwaffe Niemcy dysponowali jedynie 4 507 działającymi samolotami, większość z nich musiała pozostawać w Niemczech i rywalizować z alianckimi bombowcami strategicznymi14.

W pierwszych dniach września front był nazbyt płynny, aby feldmarszałek von Rundstedt mógł sformować jedną z nowych linii obronnych, wyznaczanych przez Hitlera z prawdziwie gorączkową częstotliwością. Pomimo tego 11 września Rundstedt i jego podkomendni podejmowali szczere wysiłki, aby wyjść naprzeciw najnowszym dyspozycjom i obsadzić kolejną linię, która miała być utrzymana „za wszelką cenę”. Linia biegła od wybrzeża belgijskiego, obejmując ujście Skaldy – które mogło być wykorzystywane pomijając używanie Antwerpii, pomimo, że port został stracony – dalej ciągnęła się w kierunku południowo-wschodnim wzdłuż granicy belgijsko-holenderskiej do Wału Zachodniego (Linii Zygfryda), i do zachodnich granic Lotaryngii i Alzacji15.

Pomimo katastrofalnego odwrotu z Francji siły Rundstedta na poziomie armii i grupy armii prezentowały się 11 września bardzo podobnie jak w okresie przed inwazją. Na prawym skrzydle, wzdłuż granicy holenderskiej i na północnej części Wału Zachodniego, naprzeciw 21. Grupy Armii i 1. Armii amerykańskiej, znajdowała się Grupa Armii B, pod dowództwem feldmarszałka Waltera Modela. Model, zastąpiony przez Rundstedta na stanowisku naczelnego dowódcy na zachodzie, kontrolował 15. Armię, 1. Armię Spadochronową i 7. Armię. Na lewym skrzydle znajdowała się Grupa Armii G (generał Johaness Blaskowitz), składająca się z 1. Armii, stojącej naprzeciw amerykańskiej 3. Armii, i 19. Armii, która miała stawić czoła przyszłej 6. Grupie Armii. Pozostałości 5. Armii Pancernej gromadziły się za niemiecką granicą. Niemcy mieli sprawny system sprowadzania uzupełnień – o ile tylko takowe mogli znaleźć16.

STRATEGIA ALIANTÓW

Opracowana podczas poprzedzającego D-Day planowania w Naczelnym Dowództwie Alianckich Sił Ekspedycyjnych (SHAEF) strategia, jako ostateczny cel wskazywała Berlin; jednak po drodze sojusznicy chcieli osiągnąć pewne cele przemysłowe, których zajęcie „szybko pozbawiłoby Niemcy środków do kontynuowania wojny”. Chodziło głównie o Zagłębie Ruhry, którego uchwycenie, wraz z terenami Belgii i Holandii, sprawiłoby, że Niemcy straciliby 65% produkcji surowej stali i 56% wydobycia węgla17.

Rozmieszczenie alianckich armii 11 września odzwierciedlało decyzję generała Eisenhowera, podjętą jeszcze przed inwazją, aby dążyć do Berlina i Zagłębia Ruhry szerokim frontem. Ten koncept, znany później jako „polityka szerokiego frontu”, nie różnił się znacznie od wielokrotnie sprawdzanej strategii licznych, równoległych kolumn.

Studiując najkorzystniejsze kierunki natarcia, planiści SHAEF zbadali cztery szlaki: (1) równiny Flandrii; (2) leżącą na północ od Ardenów oś Maubeuge-Liège-Akwizgran; (3) Ardeny; i (4) przesmyk Metz-Kaiserslautern18. Po namyśle wyeliminowali Flandrię ze względu na zbyt dużą ilość przeszkód wodnych, i Ardeny, charakteryzujące się wyboistym terenem i ograniczoną ilością dróg komunikacji. Pozostałe dwie „aleje” zasłużyły na większe zainteresowanie19.

Droga północna, Maubeuge-Liège-Akwizgran (przesmyk akwizgrański) w oczywisty sposób prowadziła krótszą ścieżką na Zagłębie Ruhry. Teren był stosunkowo otwarty, zwłaszcza za Akwizgranem, na równinie pod Kolonią. Choć natarcie na kierunku Metz-Kaiserslautern również prowadziło do przemysłowej zdobyczy – kopalni i hut Zagłębia Saary, teren zarówno w Lotaryngii jak i Saarze był zniszczony. Natarcie w kierunku Zagłębia Ruhry, po dotarciu do Renu tą ścieżką, byłoby ograniczone wąską doliną Renu. Choć obie trasy przyciągały liczne armie w czasie współczesnych i dawnych wojen, północna musiała niemal obligatoryjnie skupiać na sobie uwagę odkąd niemiecki przemysł przeniósł się na północ około 1870 r. i odkąd neutralność Belgii i Holandii przestała być respektowana. Biorąc pod uwagę szczególne uwarunkowania omawianej wojny trasa północna oferowała obiecujące cele pośrednie: szanse na napotkanie i zniszczenie niemieckich głównych sił, które jak się spodziewano zostały skoncentrowane, aby bronić Zagłębia Ruhry; wyeliminowanie rezerw strategicznych nieprzyjaciela; dostęp do najlepszych lotnisk pomiędzy Sekwaną a Niemcami; zabezpieczenie opartego o wybrzeże lewego skrzydła; bliskość angielskich baz powietrznych; i dostęp do portów nad kanałem La Manche z Antwerpią włącznie, których brak dotkliwie zmniejszał rozmiar możliwych do utrzymania w boju sił20.

Przed inwazją generał Eisenhower zgodził się z rekomendacją planistów, iż główne natarcie powinno być skierowane w kierunku północno-wschodnim „celem uderzenia bezpośrednio na Zagłębie Ruhry drogą na północ od Ardenów”. Zgodził się również, by na południe od Ardenów utrzymana została „oś pomocnicza”, zagrażająca Metzowi i Saarze. Oznaczało to „natarcie na szerokim froncie na północ i południe od Ardenów” co pozwalało uniknąć nieodwracalnego przywiązania alianckich sił do jednego z tych stosunkowo wąskich przesmyków21. Generał Eisenhower liczył, że 21. Grupa Armii feldmarszałka Montgomery’ego wykona główne pchnięcie na północy, a amerykańskie siły generała Bradleya podejmą się pomocniczych wysiłków na południu.

Kiedy przebicie się z przyczółków na plażach Normandii przerodziło się w ogólny pościg, na alianckich dowódców na każdym kroku czekały znakomite okazje taktyczne, jednakże tak szybkie natarcie zaowocowało również złożonymi komplikacjami logistycznymi. Choć wyładowane już na francuski brzeg zaopatrzenie było na ów moment wystarczające, piorunujące postępy do tego stopnia rozciągnęły linie komunikacyjne, że zorganizowany z myślą o wolniejszych, bardziej metodycznych manewrach system transportu okazał się całkowicie niewydajny w obliczu powierzonych mu nagle kolosalnych wyzwań. Nie posiadając wystarczających sił i systemu zaopatrzenia, aby wykorzystać wszystkie kuszące możliwości, naczelny dowódca musiał zmierzyć się z faktem, iż trzeba odstąpić od początkowego pomysłu natarcia na szerokim froncie. Z wymogów twardego realizmu pola walki zrodziła się decyzja, która miała wpłynąć na prowadzenie operacji jesienią 1944 r., włącznie z kampanią na Linii Zygfryda.

Spotykając się z Bradleyem i Montgomerym 23 sierpnia, gen. Eisenhower zauważył, że już wkrótce problemy z logistyką mogą zdecydowanie zahamować operacje Aliantów. Generał Eisenhower uważał, że sednem całego zagadnienia są porty. Aby zapewnić solidną podstawę długotrwałym operacjom, siły inwazyjne musiały mieć oparcie w portach; niestety do tej pory Alianci dysponowali jedynie normandzkimi plażami i Cherbourgiem. Być może byłoby najlepiej, póki impet natarcia wciąż jest zachowany, zaniechać pewnych chwalebnych, taktycznych możliwości kosztem bardziej użytecznych celów.

Pomiędzy Sekwaną a Pas de Calais, na bezpośrednim kierunku na północ, w stronę portów nad Kanałem i Antwerpii, usadowiła się 15. Armia, jedyna większa rezerwa jaką Niemcy nadal posiadali w północnej Francji. Gdyby 21. Grupa Armii ruszyła na północ przez równiny Flandrii, ta rezerwa mogłaby zostać wyeliminowana, a przy okazji zajęte zostałyby flandryjskie porty. Wówczas, mając zapewnioną solidną podstawę, Montgomery mógł zmienić kierunek natarcia swoich jednostek, powracając na tory nakreślone przez planistów SHAEF. Można by również zająć inne cele pośrednie związane z kierunkiem północnym, takie jak lotniska i wyrzutnie latających bomb. W międzyczasie Amerykanie ustanowiliby swoją solidną podstawę otwierając porty w Bretanii i mogliby przygotować się do wyprowadzenia wyznaczonego im pchnięcia pomocniczego.

Choć feldmarszałek Montgomery był przychylny wobec planu Eisenhowera, nalegał by na jego prawym skrzydle posuwała się cała amerykańska armia. Eisenhower, który już wcześniej zamierzał wesprzeć Brytyjczyków znajdującymi się w jego dyspozycji wojskami powietrznodesantowymi, uznał, że Montgomery jest nazbyt asekurancki, jednak chcąc zapewnić operacji powodzenie przystał na jego prośbę. Położenie amerykańskiej 1. Armii sprawiło, że to właśnie ją wybrano do tej roli, podczas gdy 3. Armia miała oczyścić bretońskie porty i zgromadzić zaopatrzenie dla przyszłego natarcia na wschód przez Metz22.

Jak przedstawił to w szczegółach feldmarszałek Montgomery, zadaniem 1. Armii było wspieranie brytyjskiego natarcia poprzez rozmieszczenie sił w rejonie Bruksela-Maastricht-Liège-Namur-Charleroi. Zgodnie z sugestią gen. Bradleya granica pomiędzy dwiema grupami armii została dopasowana tak, aby Bruksela została przydzielona Brytyjczykom, a dalej wyraźnie wyginała się, na północny-wschód od miasta. Rozwiązanie to miało wyeliminować sytuację, w której Brytyjczycy zostaliby ściśnięci pod Antwerpią23.

Zasadniczo decyzja była owocem spotkania z 23 sierpnia, którego rezultatem była tymczasowa zmiana kierunku głównych wysiłków z osi Maubeuge-Liège-Akwizgran na niziny Flandrii, czyli linię natarcia, którą planiści przed inwazją wykluczyli jako oś głównego ataku na Niemcy. Zmiana miała bardziej charakter taktyczny niż strategiczny, zdecydowano się na nią w celu osiągnięcia pośrednich celów, istotnych dla ostatecznej ofensywy, zgodnej z pierwotnym konceptem strategicznym. Można nawet argumentować, że nie doszło do żadnej prawdziwej zmiany, bowiem szeroko rzecz ujmując, linia natarcia był zgodna z ogólnym kierunkiem „na północ od Ardenów”.

Najbardziej wyraźną zmianą wobec pierwotnego planu było nowe położenie 1. Armii. Generał Eisenhower zamierzał wykorzystać zarówno 1. jak i 3. Armię na południe od Ardenów. Choć Eisenhower i Bradley mieli starać się, by przynajmniej pewne komponenty obu armii ponownie poruszały się razem, pozostaje faktem, że w trakcie kampanii na Linii Zygfryda 1. i 3. Armie były od siebie odseparowane pasmem Ardenów. To 1. Armia – nie Brytyjczycy – miała nacierać przez przesmyk akwizgrański i ostatecznie podejmować główne wysiłki.

Generała Bradleya, bardziej niż zmiany dotyczące 1. Armii, niepokoił inny fakt wynikający bezpośrednio z sierpniowych dyskusji – przyznanie priorytetu pchnięciu na północy oznaczało surowe ograniczenie zaopatrzenia dla 3. Armii. Zarówno Bradley jak i dowodzący 3. Armią generał porucznik George S. Patton uznali, że Montgomery skradł ich pierwszeństwo24. Generał Bradley optował za „zmodyfikowanym podwójnym pchnięciem”, jedno z nich miało pozwolić osiągnąć cele na północy z pomocą jedynie pojedynczego amerykańskiego korpusu, podczas gdy reszta 1. Armii dołączyłaby do 3. Armii na kierunku południowym25. Patton uważał z kolei, że jego armia, o ile byłaby należycie zaopatrzona, mogłaby przekroczyć niemiecką granicę w rekordowym czasie. Nawet po tym, gdy generał Patton odczuł bolesny, logistyczny ucisk, który unieruchomił jego jednostki na pięć dni na linii Mozy, nadal snuł wizję ataku, który miał pozwolić 3. Armii przeskoczyć Ren26.

Generał Eisenhower nie zamierzał zaniechać uderzenia pomocniczego. Ujawnienie tego faktu skłoniło feldmarszałka Montgomery’ego do wyrażenia sprzeciwu równie silnego, a może nawet silniejszego od zastrzeżeń Bradleya i Pattona. Sednem argumentacji Montgomery’ego było to, że uderzenia w kierunku Antwerpii nie należy postrzegać jako operacji z ograniczonym celem, ale powinna zostać rozszerzona do „jednego potężnego, pełnokrwistego natarcie przez Ren i do serca Niemiec, wspieranego przez wszystkie zasoby alianckich armii...”. Wiązałoby się to z wyznaczeniem niektórym sektorom alianckiego frontu „czysto statycznej roli”27.

Obie teorie „jednego pchnięcia”, zarówno ta Montgomery’ego jak i Pattona, będą przypuszczalnie cieszyć się zainteresowaniem badaczy przez wiele lat, pomimo szkód jakie obu tym konceptom wyrządziła niemiecka wytrwałość na późniejszych etapach wojny. Niemniej w czasie gdy obaj generałowie lansowali swoje pomysły, planiści w SHAEF określali je jako „zamki na piasku”. Jak zauważyli sztabowcy, samotny manewr armii gen. Pattona był wykonalny z logistycznego i taktycznego punktu widzenia jedynie do linii Renu, tym samym nie mógł doprowadzić do żadnego rozstrzygającego rezultatu. Planiści przyznawali, że pojedyncze pchnięcie na północy mogło zaowocować zajęciem Zagłębia Ruhry a nawet Berlina, jednak do czasu zaistnienia pewnych warunków było niewykonalne z logistycznego i taktycznego punktu widzenia. Jednym z nich było to, że we wrześniu wszystkie alianckie armie musiałyby osiągnąć linię Renu; drugi wymagał, aby w tym samym czasie port w Antwerpii przyjmował przynajmniej 1500 t zaopatrzenia dziennie. Nie istniały żadne przesłanki wskazujące, że rzeczywiście tak się stanie28.

Generał Patton jako dowódca armii dysponował niewielką ilością kanałów, poprzez które jego głos dotyczący tej kwestii mógł być słyszalny po pierwszym odrzuceniu jego propozycji. Co innego feldmarszałek Montgomery, będący nie tylko dowódcą grupy armii, ale także czołowym wojskowym reprezentantem jednego z głównych sojuszników na teatrze działań wojennych. Tym czy innym sposobem Montgomery wielokrotnie podnosił tę kwestię, jednak kampania na Linii Zygfryda miała rozpocząć się w atmosferze zgody, dzięki tymczasowemu porozumieniu osiągniętemu 10 września. Generał Eisenhower, spotykając się z Montgomerym w Brukseli, odrzucił pogląd jakoby priorytet działań feldmarszałka miał doprowadzić do poniechania innych operacji. Niemniej jednak zgodził się na tymczasowe opóźnienie oczyszczenia podejść do Antwerpii od strony morza, choć czuł, że na projekt ten powinien położony być główny nacisk, w czasie gdy Montgomery przedłuży swoje natarcie na północ, aby zająć przyczółki na Dolnym Renie w Holandii. Choć feldmarszałkowi nie udało się uzyskać nieograniczonego wsparcia dla swojej operacji na północy, jego grupa armii nadal grać miała główną rolę29.

CIEŃ LOGISTYKI

Zapał z jakim alianccy dowódcy rywalizowali o zaopatrzenie wynikał bezpośrednio z krytycznej sytuacji logistycznej. Być może najbardziej dramatycznym i nagłośnionym rezultatem kryzysu zaopatrzeniowego był wymuszony postój całej 3. Armii, gdy pomiędzy 1 a 6 września zabrakło jej paliwa nad Mozą. Niemniej jednostki na północy również miały swoje problemy, pomimo przyznanego ich odcinkowi frontu priorytetowi. Na przykład korpus brytyjskiej 2. Armii został zatrzymany na dwa tygodnie na zachód od Sekwany, aby jego służby transportowe mogły zaopatrzyć resztę armii. Korpus 1. Armii również musiał zatrzymać się na cztery dni w Belgii z braku benzyny.

To nie brak zaopatrzenia na kontynencie był plagą Aliantów, ilość nagromadzonych w Normandii zasobów przekroczyła bowiem oczekiwania. Problemem był brak odpowiedniej ilości środków transportu, kłopot powstały i pogłębiony głównie w wyniku gwałtownej natury alianckich postępów taktycznych30.

Pomimo braków odpowiedniej infrastruktury portowej i miarowego, uporządkowanego natarcia, służby zaopatrzeniowe mogłyby zbudować zdrowy system logistyczny gdyby zapewniono im rozsądną pauzę po wyrwaniu się z ograniczonych przyczółków Normandii. Plany inwazji zakładały pauzę na przegrupowanie i zgromadzenie zaopatrzenia nad Sekwaną, jednak planiści nie przewidzieli rozmiarów niemieckiej klęski we Francji. Każda ścieżka była wprost usiana klejnotami taktycznych okazji, a alianccy dowódcy polowi czuli się zobowiązani do ponaglania swoich jednostek, aby parły naprzód coraz szybciej i szybciej. Alianckie armie raźno przeskoczyły Sekwanę i ruszyły dalej.

Choć przygotowany przed inwazją harmonogram był bezsprzecznie tylko zarysem, był także jedyną podstawą, w oparciu o którą osoby odpowiedzialne za dostarczanie zaopatrzenia mogły oszacowywać ilość niezbędnych ludzi, sprzętu i środków transportu. Osiągając linię wyznaczoną na dzień D plus 330 dnia D plus 97 (11 września), armie pokonały niemal cały dystans w przeciągu czterdziestu ośmiu dni. System logistyczny, który, jak spodziewali się planiści, miał powstać w przeciągu 233 dni oczywiście nie mógł być zbudowany w 48. Co więcej, planiści zastrzegali przed inwazją, że na początku września dwunastu amerykańskim dywizjom będzie można udzielić odpowiedniego wsparcia do linii Sekwany, a w rzeczywistości w tym okresie szesnaście amerykańskich dywizji znajdowało się 320 km na wschód od tej rzeki, a kilka innych walczyło w Bretanii. To, że owe dywizje mogłyby w takich warunkach być zaopatrywane w jakikolwiek sposób można by uznać za cud, wykorzystanie sytuacji taktycznej zrodziło bowiem bezwzględne lekceważenie właściwego rozwoju wydajnej strefy komunikacyjnej.

W okresie ograniczenia walk do samej Normandii niewydolność tamtejszej sieci kolejowej nie była nazbyt boleśnie odczuwana. Odległości były krótkie, a ilość środków transportu wystarczająca, aby sprostać wymaganiom. Gdy armie rozlały się na wschód, odkryły lepiej rozwiniętą infrastrukturę kolejową, ta jednak doznała ciężkich uszkodzeń w wyniku alianckich bombardowań i francuskiego sabotażu. Kompanie transportowe musiały przewozić swoje ładunki coraz dalej. Pomimo licznych improwizacji i organizowania „alarmowego” zaopatrzenia, w ostatnich dniach sierpnia dostawy do poszczególnych armii spadły do kilku tysięcy ton.

Pod koniec sierpnia 1. Armia oceniała swoje dzienne potrzeby na 5500 t. Nawet po tym gdy gen. Eisenhower usankcjonował zaopatrzeniowy priorytet dla tej formacji i wstrzymał dostawy dla 3. Armii, 1. Armia otrzymywała dziennie jedynie 2225 t zasobów31. Ponadto, aby zatrzymać na cztery dni z braku paliwa cały korpus, 1. Armia musiała zastopować dywizje pancerne dwóch nacierających korpusów aż na dwadzieścia cztery godziny32. Gdy ilość dostarczanych materiałów zwiększyła się począwszy od 5 września osiągając 7000 t, gen. Bradley zmienił przydział zasobów, rozdzielając dostępny tonaż na obie swoje armie, zapewniając każdej z nich 3500 t. Właśnie dzięki temu 3. Armia mogła ponownie znaleźć się w ruchu.

W dzień, w którym nowy przydział wszedł w życie, według 1. Armii strefie komunikacyjnej (Communications Zone33) nie udało się dostarczyć obiecanych 3500 t zaopatrzenia, do tego wyniku zabrakło aż 1900 t. Zjawisko to było tym bardziej niepokojące, że skromne rezerwy armii już dawno się wyczerpały. W ostatnich dniach sierpnia od 90% do 95% całego zaopatrzenia znajdującego się na kontynencie leżało w składach niedaleko normandzkich plaż.

Były dwa rozwiązania tej sytuacji: (1) Pauza, w czasie której strefa komunikacyjna mogłaby przesunąć składy naprzód. Miałoby to jednak negatywny wpływ na impet zwycięskiego natarcia i zapewniło nieprzyjacielowi dodatkowy czas na przygotowanie Wału Zachodniego. (2) Zdobycie nowych portów bliżej frontu. Sam Hitler przezwyciężył obiekcje swoich generałów i określił porty jako „fortece”, zalecając ich obronę do samego końca, pomimo że wiązało się to z poświęceniem wartościowych jednostek.

Alternatywą dla tych rozwiązań była wariacja pierwszego z nich. 12. Grupa Armii podjęła pewne kroki już 27 sierpnia. „Planuje się”, zauważono w grupie armii, „że armie posuną się naprzód tak daleko jak to możliwe, a wówczas poczekają aż tyłowy system zaopatrzenia pozwoli na dalsze postępy”34. Pościg nie miałby dramatycznego zakończenia, po prostu by się zakrztusił.

Starając się utrzymać armie w ruchu, dowódcy dywizyjnych jednostek podejmowali nadzwyczajne środki przez całą drogę do stref komunikacyjnych. To, że natarcie dotarło aż tak daleko było w znacznej mierze zasługą improwizacji.

Choć rekonstrukcja sieci kolejowej przebiegała energicznie, trudno było się spodziewać, aby dotrzymała kroku gwałtownym zrywom formacji bojowych. Pomimo tego do 30 sierpnia pracujący bez wytchnienia kolejowi inżynierowie i francuscy cywile podciągnęli dwie główne trasy aż do Paryża. Sieć kolejowa za Sekwaną była okaleczona w mniejszym stopniu, jednak aby przerzucić zaopatrzenie przez uszkodzone dworce Paryża i za zniszczone mosty kolejowe na Sekwanie, musiało być ono rozładowywane i przez miasto przewożone ciężarówkami. W rejonie 1. Armii ekipy odbudowujące tory szybko oddały do użytku linię biegnącą z Paryża na północny-wschód przez Soissons, a do 18 września miały podciągnąć ją do punktu położonego tuż na zachód od Liège35.

Feldmarszałek Montgomery i generał Eisenhower podczas nieformalnej dyskusji w kwaterze Montgomery’ego we Francji, wrzesień 1944 r.

Jednak pomimo wszystkich osiągnięć na tej płaszczyźnie to transport kołowy musiał przyjąć na siebie główny ciężar, chociaż kłopoty produkcyjne w Stanach Zjednoczonych narzuciły ograniczenia co do ilości dostępnych ciężarówek jeszcze na długo przed D-Day. Po skonfrontowaniu z pochłaniającymi wszystko wymaganiami pełnego rozmachu pościgu, okazywało się że transport kołowy nie mógł zapewnić nawet dziennego utrzymania jednostek, nie mówiąc o dostarczeniu zapasów do pośrednich i wysuniętych składów. Aby w jak największym stopniu ułatwić ruch transportu, 23 sierpnia dowódcy zdecydowali się ustanowić specjalną trasę dla ciężarówek – Red Ball Express36. Dzięki zamknięciu dla ruchu cywilnego dwóch równoległych tras do punktów położonych na południowy-zachód od Paryża, i dzięki wykorzystaniu pojazdów i ich kierowców do granic wytrzymałości, w przeciągu ośmiu dni, pomiędzy 25 sierpnia a 6 września, udało się dostarczyć 89 939 t zaopatrzenia. Red Ball Express rozpoczęła działalność 25 sierpnia, kiedy to ruszyło nią 67 kompanii ciężarówek, a najwyższą przepustowość osiągnęła cztery dni później, gdy 132 kompanie, wykorzystujące 5939 pojazdów, przewiozły 12 342 t zapasów. Red Ball Express miała kontynuować swoją działalność przez kolejnych jedenaście tygodni i służyła jako pierwowzór kilku mniej ambitnych przedsięwzięć transportowych.

Same armie również wzięły na siebie sporą część obowiązków. 22 sierpnia gen. Bradley polecił obu podległym sobie armiom pozostawić ciężką artylerią na zachód od Sekwany i wykorzystać ciągniki do zadań transportowych. Ponieważ składy stref komunikacyjnych znajdowały się daleko na tyłach, ciężarówki należące do 1. Armii nierzadko musiały podejmować wyprawy liczące łącznie niemal 500 km. W kilku przypadkach kompanie zaopatrzeniowe docierały w poszukiwaniach zapasów aż na plaże inwazji. Kwatermistrz 1. Armii dokonywał zwiadów na pokładzie samolotu w poszukiwaniu wysuniętych transportów z benzyną. W skład 1. Armii wchodziły 43 kwatermistrzowskie kompanie ciężarówek, które zostały uzupełnione o 10-20 prowizorycznych kompanii składających się z ciągników artyleryjskich i pojazdów jednostek obrony przeciwlotniczej. Dywizje piechoty posuwały się naprzód pieszo lub ciężarówkami pożyczonymi z jednostek dywizyjnej artylerii i przydzielonych jednostek obrony przeciwlotniczej37.

Choć awaryjne zaopatrzenie lotnicze okazało się bardzo wartościowe, dostarczony tą metodą tonaż nie przekraczał 1000 t dziennie. Był kierowany głównie do 3. Armii. Kaprysy pogody, brak czynnych lotnisk na kontynencie i potrzeba zatrzymywania maszyn do ich głównych zadań – szkolenia i przeprowadzania taktycznych operacji powietrznodesantowych – w zdecydowany sposób ograniczały program transportu powietrznego. Kolejne ograniczenia pojawiły się kiedy, zdecydowanie wcześniej niż przewidywał to harmonogram, wyzwolony został Paryż. 12. Grupa Armii, odpowiedzialna za dostarczenie liczącej 1500 t dziennie pomocy dla cywilów, jedną trzecią z tej ilości dostarczała wykorzystując transport lotniczy.

Znaczne wysiłki ponoszono, aby przyśpieszyć budowę rurociągów paliwowych, jednak ich budowa była z natury powolna, a dodatkowo opóźniana przez wynikające z niedoborów środków transportu ograniczenia w przewozie rur. Choć czasami progres osiągał rekordowe 50-65 km dziennie, to jednostki bojowe posuwały się jeszcze szybciej. W pierwszych dniach września stacja końcowa rurociągu znajdowała się około 275 km na południowy-zachód od Paryża.

Dowódcy wzywali do jak najbardziej restrykcyjnego wykorzystywania zasobów38. Benzyna była racjonowana we wszystkich jednostkach. Jeżeli chodzi o żywność w dyspozycji znajdowały się zapasowe racje żywnościowe, głównie typów C i K, w 1. Armii zostały uzupełnione o około 75 000 racji zdobycznych, które do codziennej monotonii diety dodały puszkowane ryby. 3. Armia zdobyła duże ilości niemieckiej wołowiny, nie wspominając o ekscytującym łupie w postaci wielkich zapasów szampana. Papierosy stały się w 1. Armii towarem tak deficytowym, że żołnierze z radością przyjmowali fatalnej jakości papierosy niemieckie.

Głównym problemem była benzyna, jednak nie dlatego, że dotarła na kontynent w niewystarczającej liczbie, po prostu nie dało się jej przetransportować naprzód dostatecznie szybko, a ponadto silniki zużytych maszyn pochłaniały nadmierne jej ilości. W czasie charakterystycznej dla pościgu wojny mobilnej amunicja nie stanowiła problemu, jednak mogło się to zmienić, gdyby u wrót Wału Zachodniego bitwa przybrała charakter pozycyjny. Co by się stało gdyby armie uwikłały się w intensywne walki, w czasie gdy cały dostępny transport wykorzystywany był do bieżącego utrzymania jednostek, a nie gromadzenia rezerw zaopatrzeniowych? Jak teraz, gdy wielkimi krokami zbliżała się zima, wyposażyć żołnierzy w cieplejszą odzież? Jak wymienić zużyty sprzęt służb łączności, kwatermistrzowskich, medycznych, inżynieryjnych i artyleryjskich?

Gdyby skutki kryzysu logistycznego zniknęły pod koniec pościgu, do kosztownych, tragicznych walk charakteryzujących kampanię na Linii Zygfryda mogłoby nie dojść. Jednak faktem pozostaje, że wielki pościg zakończył się właśnie w wyniku kryzysu logistyki. Przez przynajmniej dwa kolejne miesiące tok operacji miał być naznaczony piętnem osłabionego systemu zaopatrzenia. Jesienią 1944 roku wielu alianckich dowódców miało przekonać się, że logistyczny ból głowy jest przypadłością przewlekłą.

NIEMCY NA ZACHODZIE

Pomimo wszelkich implikacji kłopotów logistycznych, trzeźwa ocena sytuacji była rzadkim zjawiskiem późnym latem 1944 roku. Niemiecka armia „nie była spoista siłą, lecz zbieraniną zdezorganizowanych i zdemoralizowanych, pozbawionych sprzętu i broni, uciekających zgrupowań bojowych”39. Oto pogląd Aliantów. Przewrót polityczny w Niemczech lub bunt w szeregach Wehrmachtu miały z dużym prawdopodobieństwem przyśpieszyć koniec wojny40. Zastępca szefa sztabu ds. wywiadu (G-2) 1. Armii był przekonany, że nieprzyjaciel koncentrował wszelkie pozostałe mu siły naprzeciw Metzu i wzdłuż Dolnego Renu, „pozostawiając lukę od Trewiru po Maastricht, którą stara się uzupełnić czymkolwiek co wpadnie mu w ręce”. Oficer oświadczył, że „dowodzi to jego upadku”41.

Tego rodzaju uwagi nie były jedynie przejawem krótkotrwałego optymizmu. W połowie września, kiedy dowódca jednego z korpusów tymczasowo opuścił swoją jednostkę udając się na krótki przydział w inne miejsce, odjeżdżając oświadczył, że jest „prawdopodobnym”, iż wojna z Niemcami dobiegnie końca nim będzie w stanie wrócić42. 15 września 1. Armia była niemal pewna możliwości załamania przeciwnika w Nadrenii i „bajecznej” okazji strategicznej uchwycenia nietkniętych mostów na Renie43. Jeszcze w ostatnim tygodniu września dowódca 1. Armii wierzył, że mając do dyspozycji dwa tygodnie dobrej pogody, alianckie lotnictwo i siły lądowe mogłyby „rzucić wroga na kolana”44. Choć kilka odmiennych głosów starało się przebić przez tę falę optymizmu, ostrożność nie była w modzie w sezonie „późne lato 1944”.

Na wielu płaszczyznach rzeczywista sytuacja Niemców usprawiedliwiała ów optymizm. Przez pięć lat wojny niemieckie siły zbrojne straciły 114 215 oficerów i 3 630 274 żołnierzy, nie licząc rannych, którzy powrócili do służby. Znaczna część tych strat była udziałem sił lądowych, a wiele z nich zostało poniesionych w przeciągu minionych miesięcy – czerwca, lipca i sierpnia – oznaczających dla Niemiec najbardziej katastrofalne klęski zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. Podczas tych trzech miesięcy same wojska lądowe straciły 1 210 600 zabitych, rannych i zaginionych. Około dwie trzecie tych strat zostało poniesionych na wschodzie, gdzie obie strony konfliktu wykorzystywały większe masy wojsk. Niemieckie straty środków transportu i ekwipunku również były zatrważające – w samym tylko sierpniu armia nieprzyjaciela straciła 254 225 koni45.

Nie licząc „jednostek papierowych”, które posiadały kwatery, lecz nie miały żołnierzy, na początku września Trzecia Rzesza dysponowała około 252 dywizjami i 15-20 brygadami, zdecydowanie różniącymi się od siebie potencjałem i możliwościami. Siły te były rozmieszczone na pięciu teatrach działań wojennych. W Finlandii, na wschodzie i na Bałkanach były wzmocnione około 55 dywizjami sojuszniczymi (fińskimi, węgierskimi i bułgarskimi), których jednak sami Niemcy nie darzyli szacunkiem. Większość ze służących 7 500 000 ludzi znajdowało się w armii polowej (Feldheer), armii rezerwowej (Ersat­zheer) lub służbach zaopatrzeniowych. Około 207 000 żołnierzy znajdowało się w szeregach Waffen-SS, zmechanizowanej formacji na wzór armii, początkowo składającej się z ochotników pochodzących z partii nazistowskiej.

Spośród 48 dywizji piechoty i 15 dywizji pancernych, które w swojej dyspozycji na zachodzie miał feldmarszałek von Rundstedt, dwie należały do nowego typu 18 dywizji, które od pierwszych dni lipca były w stadium formowania. Owe 18 dywizji – 15 z nich zostało wysłanych na wschód, a 1 do Skandynawii – były pierwszymi z dywizji „grenadierów ludowych” (Volksgrenadier), sformowanych, aby zaapelować do narodowej i militarnej dumy ludu niemieckiego (das Volk). Oddziały składały się z ozdrowieńców, personelu Kriegsmarine i Luftwaffe, wcześniej zwolnionych ze służby pracowników przemysłu i młodzieży zaledwie osiągającej wiek poborowy.

Kiedy pod koniec sierpnia Hitler zaczął rozważać jak powstrzymać karkołomny odwrót na zachodzie, postawił na plan zakładający zwiększenie ilości dywizji grenadierów ludowych. 2 września – planując już na poważnie operację na wielką skalę, która miała doprowadzić do odzyskania inicjatywy – polecił stworzenie „rezerwy operacyjnej” składającej się z 25 nowych dywizji tego typu. Miały być zdolne do działań na zachodnim froncie pomiędzy 1 października a 1 grudnia.

Organizacja i wyposażenie nowych dywizji odzwierciedlały tendencje obecne w niemieckiej armii od roku 1943 – zmniejszanie siły ludzkiej, przy równoczesnym zwiększeniu siły ognia. Na początku 1944 r. standardowa dywizja piechoty została formalnie zmniejszona z ok. 17 000 ludzi do 12 50046. Poprzez zredukowanie każdego z trzech standardowych pułków piechoty do dwóch batalionów strzelców i poprzez odchudzenie oddziałów pomocniczych, dywizje grenadierów ludowych zostały jeszcze bardziej zmniejszone do 10 000 ludzi. Podejmowano próby uzbrojenia dwóch plutonów w każdej kompanii w pistolet maszynowy modelu z 1944 r. (znany wśród Amerykanów jako „burp gun”), zwiększenia ilości artylerii polowej i zapewnienia większej ilości broni przeciwpancernej i dział szturmowych (samobieżnych niszczycieli czołgów). W przybliżeniu około trzech czwartych dywizyjnego transportu opierało się na sile koni, a jedna jednostka, batalion fizylierów, wyposażona była w rowery.

Aby wzmocnić dywizyjną artylerię i artylerię przeciwpancerną, Hitler polecił sformowanie licznych jednostek kwater głównych (Heeres); 12 brygad zmotoryzowanej artylerii (około 1000 dział), 10 brygad wyrzutni rakiet (Werfers), 10 batalionów dział szturmowych i 12 batalionów działek automatycznych 20 mm. Siły te miały być gotowe wraz z ostatnimi 25 dywizjami grenadierów ludowych. Ponadto 4 września Hitler przyznał frontowi zachodniemu priorytet na otrzymywanie nowej artylerii i dział szturmowych.

Dwa inne kroki miały bardziej bezpośredni charakter. Gdy rozpoczynał się wrzesień, 10 brygad pancernych właśnie przybyło na front lub było formowanych. Były one zbudowane wokół batalionów wyposażonych w około czterdzieści czołgów PzKpfw V Panther. W teorii PzKpfw V miał taktyczną przewagę nad amerykańskimi czołgami Sherman, spodziewano się, że owe brygady tymczasowo zniwelują liczebną przewagę alianckich sił pancernych.

Kolejnym krokiem było wysłanie do boju około stu „fortecznych” batalionów piechoty złożonych ze starszych żołnierzy, wykorzystywanych do tej pory jedynie na tyłach. Około cztery piąte z nich miało być przydzielonych na front zachodni. 1. Armia, która określała je mianem „ukrytej rezerwy”, w późniejszym czasie to właśnie im przypisała umożliwienie stawienia przez Niemców tak zaciekłego oporu na Wale Zachodnim47.

Alianccy dowódcy przypuszczalnie poiliby się optymizmem, gdyby byli świadomi, że wróg jest zmuszony od uciekania się do tego rodzaju rozwiązań. Nie mogli być również świadomi sytuacji jaka powstała na najwyższych szczeblach dowództwa nieprzyjaciela. Po niepowodzeniach zimy lat 1941/1942 na froncie wschodnim, Hitler w coraz większym stopniu przejmował rolę naczelnego dowódcy wojskowego, tak więc do jesieni 1944 r. koncepcje operacyjne torpedowane były przez centralizację dowodzenia. W Niemczech niewiele można było zrobić bez uprzedniej konsultacji z Hitlerem. Po nieudanej próbie zamachu z lipca, Hitler spoglądał na niemal każdą propozycje wysuwaną przez dowódców polowych z ostrą podejrzliwością.

Aby dotrzeć do naczelnego lidera, dowódcy polowi z frontu zachodniego musieli przebijać się przez kwaterę główną w Berlinie, Naczelne Dowództwo Wehrmachtu (Oberkommando der Wehrmacht – OKW), które odpowiadało za wszystkie operacje wojskowa poza frontem wschodnim (nad sytuacją na wschodzie czuwało Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych – Oberkommando des Heeres – OKH). Tak więc na całą sytuację spoglądano bezpośrednio ze sztabu oddalonego od areny działań wojennych.

OB WEST, kwatera główna na zachodzie, którą można porównać z SHAEF, była naczelnym dowództwem tylko w teorii, bowiem ograniczenia narzucone jej przez OKW był niezwykle rygorystyczne. Niezależność OB WEST ograniczała także wewnętrzna zawiść pomiędzy siłami lądowymi, Luftwaffe, marynarką wojenną, Waffen-SS i personami mianowanymi z nadania partii nazistowskiej.

Wydany na początku września rozkaz Hitlera, aby „za wszelką cenę” utrzymać linię rozciągającą się od ujścia Skaldy wzdłuż Wału Zachodniego i zachodnich granic Lotaryngii i Alzacji ukazywał niewielkie zrozumienie trudności piętrzących się przed OB WEST. Stan ten istniał pomimo faktu, iż feldmarszałek Model, poprzednik von Rundstedta na stanowisku naczelnego dowódcy na zachodzie, zrobił co w jego mocy, śląc sformułowane w dramatycznym tonie raporty, aby przedstawić skalę kryzysu. Model ostrzegał, że wycofującym się oddziałom brakuje ciężkiego uzbrojenia i mają niewiele ponad swoje karabiny. Zaledwie kilka z jedenastu dywizji pancernych posiadało więcej niż od pięciu do dziesięciu działających czołgów. Zarówno w dywizjach pancernych jak i dywizjach piechoty artyleria była niemal wspomnieniem przeszłości. Oddziały były stłamszone aliancką przewagą w samolotach i czołgach, a także kontrastem pomiędzy opartym na sile koni transportem a zmotoryzowanymi służbami nieprzyjaciela. W Alzacji wytworzyła się rozległa luka pomiędzy dwiema grupami armii, której nie dało się wypełnić siłami mniejszymi niż trzy świeże dywizje piechoty. Wkrótce po tym, gdy Model zameldował o istnieniu tej wyrwy, musiał ją zlekceważyć, przestała bowiem stanowić najbardziej palący problem. Apelował, iż cały zachodni front musi zostać wzmocniony, groziło mu bowiem całkowite załamanie48.

4 września Model przedstawił szczegółową ocenę frontu Grupy Armii B, którą, oprócz tego, że piastował główne stanowisko naczelnego dowódcy frontu, osobiście dowodził. Feldmarszałek stwierdził, że tylko jego grupa armii potrzebowała przynajmniej 25 świeżych dywizji piechoty i 5 lub 6 dywizji pancernych49.

Argumentacja Modela nie spotkała się nawet z kurtuazyjną odpowiedzią. To właśnie w tym momencie odpowiedzialność związana z wyższym z jego podwójnego dowództwa została przekazana von Rundstedtowi.

Powrót feldmarszałka von Rundstedta na swoje poprzednie stanowisko 5 września, nastąpił tuż po osobistej indoktrynacji ze strony Hitlera. Hitler powiedział mu, że Alianci wyczerpują swoje zasoby i wkrótce będą musieli się zatrzymać, a wówczas kontrataki pozwolą odciąć „pancerne ostrze” i ustabilizować front. Hitler upierał się, że Wał Zachodni posiada wszelkie cechy pozwalające uznać go za niemożliwy do zdobycia i zapewni Niemcom jakże potrzebny czas wytchnienia. Ostatnia instrukcja Hitlera była bardzo podobna do wcześniejszego rozkazu, aby utrzymać się „za wszelką cenę”. Rundstedt miał powstrzymać Aliantów jak najdalej na zachód, a następnie wyprowadzić kontratak pomiędzy dwie grupy armii, na południowym skrzydle amerykańskiej 3. Armii50.

Feldmarszałek Model.

Feldmarszałek von Rundstedt.

Po przejęciu dowodzenia w głównej placówce OB WEST niedaleko Koblencji, najpilniejszym wyzwaniem stojącym przed Rundstedtem było odbudowanie spójnej strategii dla całego frontu zachodniego, czemu Model, zajęty głównie sprawami Grupy Armii B, poświęcał niewiele uwagi. Rundstedt słusznie nie pokładał wielkiej nadziei w kontrataku. Nieprzerwane postępy amerykańskiej 3. Armii uniemożliwiały zorganizowanie takiego przedsięwzięcia na odpowiednią skalę. Niemniej sam fakt, że jakiekolwiek siły znajdowały się w dyspozycji do jego przeprowadzenia zmniejszał niebezpieczeństwo z tej konkretnej strony. Rundstedt nie widział za to rozwiązań dwóch innych zagrożeń – jednego dla Zagłębia Ruhry, zwłaszcza przez Akwizgran, drugie stanowiły niezaangażowane w walki siły powietrznodesantowe Aliantów, które, jak się spodziewał, mogły zaatakować tyły Wału Zachodniego lub zostać zrzucone na wschód od Renu.

Pierwsza ocena sytuacji nowego dowódcy, przekazana do OKW 7 września, rozbrzmiewała echem pesymistycznych raportów Modela. Po podkreśleniu przytłaczającej przewagi Aliantów w liczbie dywizji i sił pancernych, Rundstedt wskazywał na natychmiastowe zapotrzebowanie na pięć, „a lepiej dziesięć”, dywizji piechoty. Twierdził, że aby zapobiec zagrożeniu Akwizgranu, desperacko potrzebuje czołgów i niszczycieli czołgów. W tym momencie jego jedynymi rezerwami były „słaba” 9. Dywizja Pancerna, „słaby” batalion czołgów i dwie brygady szturmowych dział pancernych. Wszystkie te siły były już w drodze do Akwizgranu51.

Odpowiedź z Berlina musiała być dla Rundstedta równie frustrująca jak wcześniejsze odpowiedzi dla Modela. Zatrzymać front jak najdalej na zachodzie. Wycofać wszystkie rozbite dywizje w celu ich rekonstrukcji. Wyprowadzić kontratak na skrzydło amerykańskiej 3. Armii. Brak obietnic co do jakiegokolwiek, natychmiastowego wsparcia. Jak zanotowano w amerykańskiej 1. Armii „chwila wymagała prawdziwego żołnierza”52.

Kolejne wydarzenia mogły dowieść, że chwila znalazła w feldmarszałku żołnierza, jakiego potrzebowała. Sytuacja Niemców na zachodzie była zła, wręcz desperacka. Niemniej była to sytuacja, z którą silny dowódca nadal mógł sobie w pewnym stopniu poradzić.

Rzeczywiste położenie Niemców zostało być możne najbardziej celnie scharakteryzowane przez jeden z niewielu ostrożnych głosów po stronie alianckiej, w czasie błogich dni pościgu. 28 sierpnia G-2 3. Armii ujął je w następujący sposób:

„Pomimo czynników paraliżujących, takich jak zdruzgotana komunikacja, dezorganizacja i przerażające straty w personelu i sprzęcie, przeciwnik był w stanie utrzymać wystarczająco spoisty front, aby zachować ogólną kontrolę nad swoją sytuacją taktyczną. Jego odwrót, choć wciąż jest kontynuowany, nie miał znamion pogromu lub masowego załamania. Liczne nowe identyfikacje w ostatnich dniach dobitnie ukazują, że pomimo ogromnych trudności w jakich operuje, wróg nadal jest w stanie wprowadzać do rejonu walk nowe elementy, a kolejne przenosić z innych frontów...

Z wszelkich wskazówek jasno wynika, że niezmienna determinacja nazistów doprowadzi do toczonych do upadłego zmagań w polu. Nie można zapominać, że nieprzyjaciel walczy przede wszystkim o czas. Już wkrótce pogoda stanie się jednym z jego najpotężniejszych sojuszników, podobnie jak teren, poruszamy się bowiem na wschód coraz węższymi korytarzami...”53.

Jest faktem, że niemiecki charakter i szacunek wobec organizacji i dyscypliny umożliwił zachowanie organizacji na poziomie kwater głównych w stanie nietkniętym. Choć Niemcy stracili niektórych wyższych dowódców i liczne sztaby, wciąż posiadali wystarczającą ilość zdolnych oficerów, aby wyrównać ubytki. Niemcy jako naród nie musieli również uciekać się do powszechnej mobilizacji przed jesienią 1944 roku54.

Nie znaczy to, że Niemcy nie mieli pełnego prawa do niepokoju, gdy pierwsze patrole nieprzyjaciela przekroczyły ich granicę. Sytuacja była chaotyczna, jednak istniały składniki niezbędne do przywrócenia stabilizacji. Na przykład na północy, na przeciwko Brytyjczyków i amerykańskiej 1. Armii, choć z 7. i 15. Armii pozostały jedynie szkielety, sztaby armii i korpusów nadal funkcjonowały, a każda armia posiadała przynajmniej dziesięć sztabów dywizji, zdolnych do przeprowadzenia wyznaczonych im zadań taktycznych. Na wieść o upadku Antwerpii Hitler rzucił do kwatery głównej dowództwa szkoleniowego w Holandii 1. Armię Spadochronową, która miała wypełnić lukę pomiędzy 7. a 15. Armią. Choć 1. Armia Spadochronowa przyprowadziła ze sobą niewiele ponad własną kwaterę główną, w przeciągu kilku dni była w stanie pożyczyć, skonfiskować wycofującym się masom lub w inny sposób pozyskać funkcjonujące sztaby jednego korpusu i kilku dywizji. Wygranie wojny za pomocą takich struktur mogło być niemożliwe, te jednak mogły być skuteczne w powstrzymywaniu nazbyt rozciągniętego napastnika na tyle długo, aby umożliwić stworzenie czegoś lepszego.

1  Oprócz sierżanta Holzingera w skład patrolu wchodzili: T/5 [Technician Fifth Grade – przyp.tłum.] T. Locke, szeregowy George F. McNeal i francuski tłumacz, porucznik DeLille. Biuletyn sztabu V Korpusu, 11 wrz. 1944 r.; wywiad z Por. L. L. Vipondem, byłym oficerem kompanii B, 85. Batalionu Rozpoznawczego.

2  Biuletyn sztabu 28. Dywizji, 11 września 1944; AAR 4. DP, wrz. 44; patrol ze 110. Pułku Piechoty, 28. Dywizji, przekroczył rzekę niedługo później niedaleko wioski Harspelt.

3  Po więcej szczegółów zobacz: Forrest C. Pogue, The Supreme Command, UNITED STATES ARMY IN WORLD WAR II, Washington 1954, s. 49-55.

4  Sformowanie 6. Grupy Armii zostanie opisane w: Robert Ross Smith, The Riviera to the Rhine, tom serii UNITED STATES ARMY IN WORLD WAR II znajdujący się w przygotowaniu.

5  Opisy działań Brytyjczyków i Kanadyjczyków można znaleźć w: sir Bernard Montgomery Normandy to the Baltic, Boston 1948; Charles P. Stacey, The Canadian Army 1939-1945, Ottawa 1948; generał major sir Francis de Guingand, Operation Victory, New York 1947.

6  Na temat działań 3. Armii w Lotaryngii zobacz H. M. Cole, The Lorraine Campaign, UNITED STATES ARMY IN WORLD WARD II, Washington 1950.

7  Mapy w Post NEPTUNE Planning Forecast, 27 maja 44 r., SHAEF SGS 381 Post Overlord Planning, I. Planiści spodziewali się kapitulacji około dnia D plus 360.

8  SHAEF G-3 War Room Summary 102.

9  SHAEF G-3 War Room Summary 99.

10  Ibid.

11  Niemiecki termin Oberbefehlshaber West oznacza zarówno naczelnego dowódcę na zachodzie jak i jego kwaterę. W tej książce określenie naczelny dowódca na zachodzie będzie oznaczało osobę pełniącą funkcję Oberbefehlshaber West, podczas gdy jego kwatera główna będzie określana skrótem OB WEST.

12  OB WEST, A Study in Command, s. 176, 180. Ten rękopis autorstwa generała Bodo Zimmermanna (G-3, OB WEST) i innych, została napisana pod auspicjami Wydziału Historycznego Departamentu Armii w 1946 r. Szacunki materiałowe pochodzą z Cole, The Lorraine Campaign, s.3.

13  AAF Staff Control Aircraft Inventory, Combined Allied vs. Axis Air Strength Rpts, 1 wrz. 44. Wszystkie wykorzystane w książce dokumenty dotyczące amerykańskich sił powietrznych znajdują się w Bibliotece Uniwersytetu Sił Powietrznych, baza sił powietrznych Maxwell, Montgomery, Alabama.

14  Liczby dotyczące Niemców pozyskane z dokumentów Luftwaffe przez Brytyjską Sekcję Historyczną (British Historical Section) są cytowane w Cole, The Lorraine Campaign, s. 4.

15  OB WEST, A Study in Command, s. 175-178.

16  Mapy operacyjne (1:1 000 000) datowane na 11 września 1944 r., Operationskarte West. Zobacz także: OB WEST, A Study in Command, s.177.

17  SHAEF Planning Staff draft of Post NEPTUNE Courses of Action After Capture of the Lodgment Area, Main Objectives and Axis of Advance, I, 3 maja 44, SHAEF SGS 381, I. Wyczerpujące studium alianckiej strategii można znaleźć w: Pogue, The Supreme Command.

18  Dwa inne przesmyki – pod Belfort i Saverne – były zbyt daleko na południe, aby stanowić realne zagrożenie dla Berlina i Zagłębia Ruhry.

19  SHAEF Planning Staff draft, 3 maja 44; zobacz także SHAEF Planning Staff draft, 30 maja 44. Oba w SHAEF SGS 381, I.

20  Ibid.

21  Ibid.

22  Eisenhower do gen. George’a C. Marshalla, CPA 90235, 22 sier. 44, SHAEF cable log; list Eisenhowera do Montgomery’ego, 24 sier. 44, SHAEF SGS 381,I. Eisenhower do Marshalla, 5 wrz. 44, Pogue files.

23  Montgomery do dowódców armii, M-520, 26 sier. 44, SHAEF SGS 381, I; 12th A Gp Ltr of Instrs 6, 25 sier. 44; 12th A Gp Rpt of Opns, V, 85-87; list Bradleya do Montgomery’ego, 26 sier. 44; 12th A Gp 371.3 Military Objectives, I; Montgomery, Normandy to the Baltic, s.200.

24  Omar. N. Bradley, A Soldier’s Story, New York 1951, s. 400-403 [wydanie polskie: Żołnierska Epopeja, Warszawa 1989 – przyp.tłum.]; George S. Patton, Jr., War As I Knew It, Boston 1947, s. 114, 117, 142 [wydanie polskie: Wojna: jak ją poznałem, Warszawa 1964 – przyp.tłum.].

25  Bradley, A Soldier’s Story, s.399.

26  Patton, War As I Knew It, s. 114, 117, 132. Jeszcze 19 października czuł, że gdyby zapewniono mu odpowiednie utrzymanie i zaopatrzenie, mógł osiągnąć Linię Zygfryda w dwa dni i „z wysokim prawdopodobieństwem spenetrować ją, co pozwoliłoby znaleźć się w sytuacji umożliwiającej szybkie natarcie na Ren”. Patton do Bradleya, 19 paź. 1944 r., 12th A Gp 371.3 Military Objectives, II.

27  Montgomery, Normandy to Baltic, s. 193, 196; zobacz także list Montgomery’ego do Eisenhowera, M-160, 4 wrz. 44, SHAEF SGS 381, I.

28  Wyczerpującą dyskusję na ten temat można znaleźć w: Roland G. Ruppenthal, Logistical Support of the Armies, t. II, UNITED STATES ARMY IN WORLD WAR II, Washington 1959 r.

29  Notatki ze spotkania w Brukseli, 10 wrz. 44, feldmarszałek RAF, OCMH; Dwight D. Eisnehower, Crusade in Europe, New York 1948 r., s. 306-307 [wydanie polskie: Krucjata w Europie, Warszawa 1959 r. – przyp.tłum.].

30  O ile nie zaznaczono inaczej analiza zagadnień logistyki bazuje na: Roland G. Ruppenthal, Logistical Support of the Armies, t. I i II, UNITED STATES ARMY IN WORLD WAR II, Washington 1953 r.

31  Wykorzystując swoje własne środki transportu armia podniosła tę ilość do 3000 t.

32  FUSA AAR, wrz. 44.

33  Strefa komunikacyjna (Communications Zone) to tyłowa część teatru operacji (znajdująca się za strefą działań, ale przyległa do niej), która zawiera w sobie linie komunikacyjne, infrastrukturę związaną z zaopatrzeniem i ewakuacją, i inne składowe niezbędne do natychmiastowego wsparcia i utrzymania jednostek polowych (przyp.tłum.).

34  12th A Gp Admin Instrs 13, 27 sier. 44, FUSA AAR, wrz. 44.

35  FUSA Rpt of Opns, 1 sier. 44.- 22 lut. 45, s. 62.

36  Nazwa (red ball – czerwona piłka/kula) wzięła się stąd, że w Stanach Zjednoczonych kolejowe przesyłki priorytetowe oznaczano symbolem czerwonej kuli (przyp.tłum.).

37  FUSA AAR, wrz. 44.

38  Zobacz na przykład FUSA AAR, wrz. 44.

39  Tygodniowe podsumowanie wywiadowcze SHAEF, tydzień kończący się 2 wrz. 44.

40  FUSA G-2 Estimate 24, 3 wrz. 44, FUSA Rpt of Opns; TUSA G-2 Estimate 9, 28 sier. 44, TUSA AAR t. II.

41  FUSA G-2 Estimate 26, 11 wrz. 44.

42  Notatka generała majora Leonarda T. Gerowa do oficerów i żołnierzy V Korpusu, 17 wrz. 44, V Corps Operations in ETO, 6 stycz. 42-9 maj. 45, s. 256.

43  FUSA G-2 Estimate 28, 15 wrz. 44.

44  Osobisty dziennik majora Williama C. Sylvana, byłego adiutanta dowódcy 1. Armii, generała porucznika Courtneya H. Hodgesa. Wpis z 24 września 1944 r. Major Sylvan prowadził swój dziennik, opisujący głównie działania gen. Hodgesa, za jego zgodą. Dzięki uprzejmości majora Sylvana, kopia dziennika znajduje się w zbiorach OCMH.

45  Szczegółowy, opatrzony komentarzem spis niemieckiego potencjału, strat i organizacji można znaleźć w Cole, The Lorraine Campaign, s. 29-43.

46  Niemieckie dywizje z 1944 r. i inne organizacje dywizyjne są omówione w Gordon A. Harrison, Cross-Channel Attack, UNITED STATES ARMY IN WORLD WAR II, Washington 1951, s. 236-241.

47  FUSA AAR, paź. 44.

48  Heeresgruppe B (dalej jako A Gp B), Lagebeurteilungen, Ia.

49  Ibid.

50  MS # T-122, Geschichte des “Oberbefehlshaber West”, zredagowane przez gen. Bodo Zimmermanna (G-3 OB WEST), dalej jako MS # T-122 (Zimmermann i inni), część II, Kampf in Belgien und Holland von Mitte September-Mitte December 1944. MSS # T-121, 122 i 123 – History of OB WEST – rękopis przygotowany w części przez gen. Zimmermanna, w części przez generałów i oficerów sztabów związanych z OB WEST, OKW, OKH, OKL, OKM i innymi dowództwami niższego szczebla. Numery stron nie są podawane, ponieważ rękopis istnieje w kilku wersjach o różnej numeracji stron.

51  A Gp B, Lagebeurteilungen, Ia.

52  FUSA AAR, wrz. 44.

53  TUSA G-2 Estimate 9, 28 sier. 44, TUSA AAR, t. II.

54  Zobacz Charles V. P. von Luttichau, The Ardennes Offensive, Germany’s Situation in the Fall of 1944, cz. III, The Strategic Situation, rękopis w OCMH.

ROZDZIAŁ II1. ARMIA STANÓW ZJEDNOCZONYCH

Przekraczając niemiecką granicę 1. Armia po raz kolejny, po tym jak jej żołnierze jako pierwsi postawili stopę w Normandii, uzasadniła numer widniejący w jej nazwie. Po inwazji 1. Armia wykuła wyrwę, przez którą z przyczółków nad Kanałem przelała się bardziej „spektakularna” 3. Armia. Nie chcąc być gorszą, 1. Armia również podjęła pościg i choć być może jej działaniom towarzyszyły mniejsze fanfary niż siostrzanej formacji, to osiągnięte przez nią rezultaty były równie solidne. W mniej niż półtora miesiąca 1. Armia posunęła się z Saint-Lô do Paryża, stamtąd na północ do Mons, a następnie na wschód do niemieckiej granicy, przemierzając łączny dystans około 1200 km. Wynik ten został osiągnięty na przekór oporowi potężnych sił niemieckich, w tym wojsk pancernych, nadal zmagających się z Amerykanami w północnej Francji.

Na początku września 1. Armia liczyła 256 351 oficerów i żołnierzy. W jej skład wchodziły 3 korpusy obejmujące 5 dywizji piechoty, 3 dywizje pancerne i 3 grupy kawalerii zmechanizowanej. 8 dywizji bojowych miało niemal pełne stany etatowe: 109 517 oficerów i żołnierzy. Na stanie armii było również 9 samodzielnych batalionów czołgów (7 średnich i 2 lekkie), 12 batalionów niszczycieli czołgów, 31 batalionów przeciwlotniczych (włącznie z jednostkami broni automatycznej i batalionami dział), 3 bataliony obserwacyjne artylerii polowej, 46 samodzielnych batalionów artylerii polowej, 3 bataliony chemiczne (moździerze) i liczne jednostki inżynieryjne, łączności, kwatermistrzowskie i innych służb1.

Choć potencjał czołgów średnich 1. Armii wynosił teoretycznie 1010 maszyn, jedynie około 85% z nich znajdowało się w dyspozycji dowódców. Po piorunującym uderzeniu przez Francję i Belgię wiele z nich rozpaczliwie potrzebowało zabiegów konserwacyjnych. Na przykład 3. Dywizja Pancerna 18 września donosiła, że z teoretycznej liczby 232 czołgów średnich, jedynie 70-75 znajdowało się w kondycji umożliwiającej im służbę w pierwszej linii2.

Generał Hodges.

Dowódcą 1. Armii był spokojny, rzetelny, benedyktyńsko pracowity taktyk, generał porucznik Courtney H. Hodges. Podobnie jak generał Bradley, jego poprzednik na tym stanowisku, Hodges był „żołnierzem żołnierzy”, żaden inny amerykański dowódca armii nie mógł sobie rościć prawa do takiego tytułu, a spośród dowódców korpusów walczących w Europie zaledwie kilku. Żaden inny dowódca nie był bardziej serdeczny i współczujący wobec swoich ludzi, i nikt z wyjątkiem Hodgesa i jednego dowódcy korpusu, nie wywodził się z ich szeregów3