Spotkanie - Agnieszka Ptak - ebook
NOWOŚĆ

Spotkanie ebook

Ptak Agnieszka

4,0

24 osoby interesują się tą książką

Opis

Christopher Bassanti postanawia popełnić samobójstwo. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest księdzem, a czyn, który planuje, to grzech śmiertelny. Czy jego brat bliźniak uwierzy, że Christopher nie żyje i czy da się zwieść fałszywym tropom? Co łączy Tajemnicę Fatimską i Objawienia w La Salette z zagadkową śmiercią księdza? Czy losy obu Objawień odmienią losy świata czy może świat odmieni treść Objawień? Czy wstrząśnie to najstarszą instytucją świata, jaką jest Kościół?

Agnieszka Ptak w wielowątkowej powieściSpotkaniestworzyła wciągającą fabułę pełną niejednoznacznych postaci i nieoczekiwanych zwrotów akcji, nad którą unosi się widmo nieuchronnej Apokalipsy. To trzymająca w napięciu historia o największej tajemnicy Watykanu, adresowana do fanów prozy Umberta Eco, Dana Browna i Arthura Conan-Doyle’a.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dabeusz

Nie oderwiesz się od lektury

Oj rozgrzewa fabuła. Niesamowita.Finał😈
00

Popularność




Text co­py­ri­ght © Agnieszka Ptak
Co­py­ri­ght for this edi­tion © Wy­daw­nic­two AR­KADY Sp. z o.o., War­szawa 2024
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej pu­bli­ka­cji nie może być re­pro­du­ko­wana w ja­kiej­kol­wiek for­mie ani po­wie­lana gra­ficz­nie, elek­tro­nicz­nie czy me­cha­nicz­nie, w tym za po­mocą ko­pio­wa­nia, na­gry­wa­nia, ani prze­cho­wy­wana w in­for­ma­tycz­nej ba­zie da­nych bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy. Pro­simy o prze­strze­ga­nie praw twór­ców do ich wła­sno­ści in­te­lek­tu­al­nej i nie­udo­stęp­nia­nie tre­ści książki w sieci.
Re­dak­cja: Anna Ku­cie­jew­ska
Kon­sul­ta­cje i ko­rekta: Ma­ciej Pie­czyń­ski
Pro­jekt okładki: Lit­tle Ro­bin Do­rota Mi­cha­lec
Skład i ła­ma­nie: Agnieszka Bu­dzicz
ISBN 978-83-213-5290-9
Wy­da­nie I, 2024. Sym­bol 5346/R
CIP  Bi­blio­teka Na­ro­dowa
Ptak, Agnieszka
Spo­tka­nie / Agnieszka Ptak. - Wy­da­nie I.
- War­szawa : Le­Tra, 2024
Wy­daw­nic­two AR­KADY Sp. z o.o. ul. Do­bra 28, 00-344 War­szawa tel. 22 444 86 50/51 e-mail: info@ar­kady.eu, www.ar­kady.eu Fa­ce­book: @Wy­daw­nic­two.Ar­kady, In­sta­gram: @wy­daw­nic­two.ar­kady Fa­ce­book: @Wy­daw­nic­two.Le­tra, In­sta­gram: @wy­daw­nic­two­_le­tra księ­gar­nia fir­mowa tel. 22 444 86 61 e-mail: ksie­gar­nia@ar­kady.eu księ­gar­nia wy­sył­kowa: tel. 22 444 86 97www.ar­kady.info
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pi­sarz to ktoś, kto, za­bie­ra­jąc się do pracy,nie ma po­ję­cia, co ma ro­bić.

DONALD BAR­THELME[1]

Naj­lep­szym po­słań­cem jest ten,kto nie ro­zu­mie tego, co prze­ka­zał.

LEIF GW PERS­SON[2]

TY­TU­ŁEM WPRO­WA­DZE­NIA:

Czy­tel­nik wy­ba­czy, ale tym ra­zem do głosu do­szły ob­ja­wie­nia.

Czy­tel­nik do­my­śla się, że miej­sca opi­sane przez au­tora nie ist­nieją, a je­śli są, to tylko w jego wy­obraźni. A ta, jak wiemy, czę­sto płata fi­gle... Rze­czy­wi­ste są tylko na­zwy.

Czy­tel­nik ro­zu­mie, że wszyst­kie po­sta­cie zo­stały wy­my­ślone. W końcu to tylko ko­lejna po­wieść...

TY­TU­ŁEM WY­JA­ŚNIE­NIA:

Ta hi­sto­ria jest oparta na fak­tach, jak pra­wie wszyst­kie hi­sto­rie. Niech za­tem prze­mó­wią fakty, niech do głosu doj­dzie dia­log, niech wy­po­wie­dzą się bo­ha­te­ro­wie i roz­da­dzą karty zda­niami, niech wy­brzmią słowa.

.

Bądź­cie trzeźwi! Czu­waj­cie!Prze­ciw­nik wasz, dia­beł, jak lew ry­czący krąży,szu­ka­jąc kogo po­żreć[3].

(1 P 5, 8)

.

Je­stem ka­to­lic­kim du­chow­nym. Mam czter­dzie­ści sześć lat i wiem, że nie­długo umrę. Wiem to, bo pla­nuję wła­sną śmierć. Ale naj­pierw mu­szę wy­ja­wić pe­wien se­kret i opo­wie­dzieć o tym, co pew­nego razu zo­stało mi wy­ja­wione.

Kre­śląc te słowa, na­dal mam wąt­pli­wo­ści, czy ro­bię słusz­nie, czy nie po­wi­nie­nem po­stą­pić ina­czej, ob­jąć za­sły­sza­nych słów ta­jem­nicą spo­wie­dzi. Ale nie mogę tego uczy­nić. Nie mogę po­stą­pić wbrew so­bie.

Wszyst­kiemu winne wąt­pli­wo­ści, które mnie na­cho­dzą, bę­dące ni­czym kro­pla atra­mentu bar­wiąca wodę. Wiem, że ta hi­sto­ria nie po­winna zo­stać opo­wie­dziana, nie po­winna uj­rzeć świa­tła dzien­nego. Po­winna po­zo­stać w mro­kach, ukryta na za­wsze przed każ­dym, kto chciałby od­kryć ta­jem­nicę. Po­winna umrzeć wraz z tymi, któ­rym dane było ją po­znać. Tak się jed­nak nie sta­nie. Nie do­pusz­czę do tego, nie mogę. Wbrew wszyst­kiemu po­sta­no­wi­łem wy­ja­wić ją światu na kar­tach po­wie­ści, a po­tem znik­nąć.

Jesz­cze tylko dwa zda­nia ty­tu­łem wy­ja­śnie­nia:

Pierw­sze skrzypce za­grają w niej anal­fa­beci.

Mimo wszystko kon­cert zbie­rze owa­cje na sto­jąco.

A oto i sama hi­sto­ria...

PRO­LOG I

Na­le­ża­łoby po­wie­dzieć: wy­stę­pują. By­łoby to jed­nak zbyt zo­bo­wią­zu­jące. Wy­stę­pują, czyli są i trwają. Po­nie­waż trwać nie będą, tylko za­sy­gna­li­zują swoją obec­ność i zejdą ze sceny, po­rzućmy słowo „wy­stę­pują” i zmieńmy je na „wkra­czają”.

Za­tem na scenę wkra­czają dwie pierw­sze dra­ma­tis per­so­nae na­szej opo­wie­ści: Me­la­nia Ca­lvat, a wła­ści­wie Fra­nço­ise Méla­nie Ca­lvat, oraz Mak­sy­min Gi­raud, czyli Pierre Ma­xi­min Gi­raud. Ta dwójka Wi­dzą­cych z La Sa­lette to za­le­d­wie dzieci, ale ich wiek nie ma tu zna­cze­nia. Jedno jest pewne – ob­ja­wie­nie, któ­rego byli świad­kami, od­ci­śnie na nich piętno, oni zaś od­ci­sną piętno na hi­sto­rii Ko­ścioła.

Wiem, to nie czas i miej­sce na przed­sta­wie­nie nud­nych ży­cio­ry­sów. Zbyt dużo w nich fak­tów i dat, zbyt wiele się w nich dzieje. A może wprost prze­ciw­nie? Skupmy się na naj­istot­niej­szych kwe­stiach. Na mar­gi­ne­sie warto wspo­mnieć, że oboje Wi­dzący mó­wią tylko po pro­wan­sal­sku, fran­cu­skiego nie znają, co naj­wy­żej kilka słów.

Me­la­nia Ca­lvat uro­dziła się 7 li­sto­pada 1831 roku. Nie umiała czy­tać ani pi­sać, nie cho­dziła do szkoły, nie zdo­była wie­dzy re­li­gij­nej, a do ko­mu­nii przy­stą­piła w wieku szes­na­stu lat. Od­zna­czała się bar­dzo słabą pa­mię­cią i wszel­kie po­stępy czy­niła po­woli – po roku na­uki na­dal nie umiała na pa­mięć Ak­tów wiary, na­dziei i mi­ło­ści.

Zo­stała za­kon­nicą.

W chwili ob­ja­wie­nia była pa­sterką z La Sa­lette, która do­stą­piła ła­ski oglą­da­nia pła­czą­cej nad ludz­ko­ścią Matki Bo­skiej, i świad­kiem ob­ja­wie­nia.

Mimo że wi­działa wię­cej niż ja­kie­kol­wiek inne dziecko, mimo że Lúcia de Je­sus dos San­tos, zwana Łu­cją, zo­ba­czyła to w Fa­ti­mie po wie­lo­kroć, była Pierw­szą (zaś pa­nienka dos San­tos – Drugą). Stała się dziec­kiem, które znisz­czyło Ko­ściół (to od niej wszystko się za­częło i to na niej miało się skoń­czyć, in­sty­tu­cja za­częła się chwiać), a po­tem ko­bietą, którą znisz­czył Ko­ściół.

Zmarła 15 grud­nia 1904 roku.

Mak­sy­min Gi­raud, uro­dził się 26 sierp­nia 1835 roku, a zmarł 1 marca 1875 roku. W okre­sie wy­peł­nia­ją­cym prze­strzeń mię­dzy tymi da­tami miał przy­jem­ność spo­tkać Naj­święt­szą Pa­nienkę i zo­stać ko­ło­dzie­jem.

Do je­de­na­stego roku nie uczęsz­czał do szkoły, był anal­fa­betą, nie miał żad­nej wie­dzy re­li­gij­nej. Do­piero dwa mie­siące po ob­ja­wie­niu za­czął cho­dzić do szkoły, a na­ucze­nie się na pa­mięć mo­dlitw Oj­cze Nasz i Zdro­waś Ma­rio za­jęło mu trzy, może na­wet cztery lata. Po­tem z Wi­dzą­cym nie było wiele le­piej, a wła­ści­wie po­tem nie było wcale, bo­wiem zmarł, nie do­cze­kaw­szy czter­dzie­stych uro­dzin.

Pra­co­wał jako ko­ło­dziej.

W chwili ob­ja­wie­nia był pa­ste­rzem z La Sa­lette, który do­stą­pił ła­ski oglą­da­nia pła­czą­cej nad ludz­ko­ścią Matki Bo­skiej, i świad­kiem ob­ja­wie­nia.

Nie ma co owi­jać w ba­wełnę. Na spo­tka­nie z Matką Bo­ską ru­szyli ty­tani in­te­lektu. Ale z tej dwójki to Me­la­nia da Ko­ścio­łowi bar­dziej po­pa­lić.

* * *

Fran­cja, La Sa­lette, 19 wrze­śnia 1846 roku

Mamy piękny wrze­śniowy dzień. Fran­cu­skie Alpy ską­pane w słońcu. Przy­pró­szone śnie­giem szczyty Gar­gas, Cha­moux i naj­bar­dziej ma­je­sta­tyczny z nich wszyst­kich, po­tężny Grande Tête de l’Obiou. Na jed­nym ze zbo­czy, na wy­so­ko­ści po­nad ty­siąca ośmiu­set me­trów, roz­ciąga się łąka.

Na ni­zi­nach jest jesz­cze cie­pło, mimo że lato po­woli prze­cho­dzi w je­sień. Tu na gó­rze rzą­dzi jed­nak gór­skie, chłodne po­wie­trze.

Sce­ne­ria warta Oscara.

Na łące Me­la­nia i Mak­sy­min. Po­mię­dzy nimi stado owiec i bie­ga­jący pies pa­ster­ski.

Tyle wi­dzi zwy­kły śmier­tel­nik. Pora przed­sta­wić, co wi­dzą dzieci. A te wi­dzą wię­cej, niż chciałby Ko­ściół.

* * *

Frag­ment tek­stu orę­dzia wy­gło­szo­nego przez Matkę Bo­ską w La Sa­lette, ta­jem­nicy po­wie­rzo­nej Me­la­nii Ca­lvat:

Me­la­nio, to, co mó­wię to­bie te­raz, nie po­zo­sta­nie na za­wsze ta­jem­nicą: mo­żesz to po­dać do pu­blicz­nej wia­do­mo­ści w roku 1858.

Księża – słu­dzy mego Syna – z po­wodu złego ży­cia, lek­ce­wa­żą­cego i bluź­nier­czego spra­wo­wa­nia świę­tych Ta­jem­nic, z po­wodu za­mi­ło­wa­nia do pie­nię­dzy, za­szczy­tów i przy­jem­no­ści stali się ście­kiem nie­czy­sto­ści. Tak, du­chowni za­słu­gują na po­mstę i ta za­wi­sła nad ich gło­wami. Biada księ­żom i oso­bom Bogu po­świę­co­nym, które swą nie­wier­no­ścią i złym ży­ciem krzy­żują na nowo mego Syna! Grze­chy osób po­świę­co­nych Bogu wo­łają do Nieba i przy­zy­wają po­mstę; i oto po­msta czeka u ich drzwi, po­nie­waż nie ma ni­kogo, kto by bła­gał o mi­ło­sier­dzie i prze­ba­cze­nie dla ludu, nie ma już dusz szla­chet­nych, nie ma już osób god­nych zło­żyć świętą ofiarę Przed­wiecz­nemu, by upro­sić ła­ski dla świata.

Bóg przy­go­to­wuje ude­rze­nie, ja­kiego jesz­cze nie było (...).

Wielu po­rzuci wiarę, a liczba księży i za­kon­ni­ków, któ­rzy wy­rzekną się praw­dzi­wej re­li­gii, bę­dzie wielka; mię­dzy nimi znajdą się i bi­skupi. Niech pa­pież strzeże się tych, któ­rzy będą czy­nić cuda, al­bo­wiem przy­szedł czas, kiedy naj­bar­dziej zdu­mie­wa­jące zja­wi­ska wy­stą­pią na ziemi i w po­wie­trzu. W roku 1864 Lu­cy­fer wraz z całą rze­szą de­mo­nów zo­sta­nie wy­pusz­czony z pie­kła. Krok po kroku obalą oni wiarę na­wet u osób po­świę­co­nych Bogu i tak je za­śle­pią, że – wy­jąw­szy przy­padki szcze­gól­niej­szej ła­ski – osoby te przejmą du­cha złych anio­łów; wiele do­mów za­kon­nych cał­ko­wi­cie straci wiarę i do­pro­wa­dzi do zguby wiele dusz (...).

Biada tym ksią­żę­tom Ko­ścioła, któ­rzy będą za­jęci je­dy­nie gro­ma­dze­niem bo­gactw, dba­ło­ścią o swój au­to­ry­tet i pyszną do­mi­na­cją. Na­miest­nik mego Syna wiele wy­cierpi, po­nie­waż na­dej­dzie czas ciem­no­ści i prze­śla­do­wań Ko­ścioła, który po­pad­nie w strasz­liwy kry­zys (...).

Wszyst­kie wła­dze świec­kie będą miały ten sam za­mysł – oba­lić i uni­ce­stwić wszelki pier­wia­stek re­li­gijny, aby zro­bić miej­sce dla ma­te­ria­li­zmu, ate­izmu, spi­ry­ty­zmu i wy­stęp­ków każ­dego ro­dzaju. Rok 1865 przy­nie­sie ujaw­nie­nie ha­nieb­nych spraw w miej­scach świę­tych, w klasz­to­rach gnić będą kwiaty Ko­ścioła i sza­tan sta­nie się kró­lem serc. Ci, któ­rzy stoją na czele wspól­not za­kon­nych, mu­szą za­cho­wać ostroż­ność, przyj­mu­jąc zgła­sza­ją­cych się do klasz­toru, po­nie­waż de­mon użyje ca­łej swej zło­śli­wo­ści, aby wpro­wa­dzić tam lu­dzi od­da­nych grze­chowi, gdyż nie­ład i za­mi­ło­wa­nie do roz­ko­szy cie­le­snych opa­nują całą Zie­mię (...).

Po­przed­nik An­ty­chry­sta z woj­skami z wielu na­ro­dów wy­stąpi do walki z praw­dzi­wym Chry­stu­sem, je­dy­nym Zba­wi­cie­lem świata; roz­leje on wiele krwi i bę­dzie chciał znisz­czyć kult Boga, aby jego sa­mego uznano za boga. Zie­mię na­wie­dzą róż­nego ro­dzaju plagi (nie­za­leż­nie od za­razy i głodu, które sro­żyć się będą po­wszech­nie). Na­sta­nie czas wo­jen, aż dzie­się­ciu kró­lów An­ty­chry­sta, ma­ją­cych te same za­miary i bę­dą­cych je­dy­nymi wład­cami świata, roz­pęta wojnę ostat­nią (...).

Wtedy wła­śnie z bi­skupa i he­braj­skiej za­kon­nicy, z fał­szy­wej dzie­wicy, po­zo­sta­ją­cej w bli­skiej łącz­no­ści ze sta­ro­daw­nym wę­żem, władcą i na­uczy­cie­lem nie­czy­sto­ści, na­ro­dzi się An­ty­chryst, istne wcie­le­nie sza­tana. Po wyj­ściu z łona bę­dzie on bluź­nił, wy­da­wał prze­ra­ża­jące okrzyki, czy­nił cuda i ży­wił się tylko nie­czy­sto­ściami. Jego bra­cia, cho­ciaż nie będą wcie­lo­nymi de­mo­nami, staną się jed­nak sy­nami zła. W wieku dwu­na­stu lat za­słyną z wiel­kich zwy­cięstw, ja­kie od­niosą; wkrótce każdy z nich obej­mie do­wódz­two ar­mii wspo­ma­ga­nych przez le­giony z pie­kła.

Prze­mie­nią się pory roku, zie­mia za­cznie ro­dzić tylko złe plony, gwiazdy utracą re­gu­lar­ność ru­chów, księ­życ bę­dzie świe­cił za­le­d­wie ni­kłym czer­wo­na­wym świa­tłem, woda i ogień spo­wo­dują kon­wul­syjne po­ru­sze­nia kuli ziem­skiej i strasz­liwe trzę­sie­nia ziemi, które po­chłoną góry i mia­sta. Rzym utraci wiarę i sta­nie się sie­dzibą An­ty­chry­sta.

De­mony po­wietrzne wraz z An­ty­chry­stem będą czy­nić wiel­kie znaki na ziemi i na nie­bie, a lu­dzie staną się jesz­cze bar­dziej prze­wrotni. Bóg jed­nak za­trosz­czy się o swoje wierne sługi i o lu­dzi do­brej woli; Ewan­ge­lia bę­dzie gło­szona wszę­dzie, a wszyst­kie ludy i wszyst­kie na­rody po­znają prawdę!

* * *

Jesz­cze we wrze­śniu tego sa­mego roku Me­la­nia, Mak­sym i jego na­wró­cony oj­ciec usta­wili krzyże w miej­scu ob­ja­wie­nia. Na wio­snę 1850 roku piel­grzymi do­dali do nich czter­na­ście sta­cji Drogi Krzy­żo­wej, tym sa­mym wy­ty­cza­jąc drogę przy­po­mi­na­jąca kształ­tem li­terę „S”. Drogę, jaką po za­koń­cze­niu roz­mowy z dziećmi prze­szła Matka Boża. Rok póź­niej wy­dano list pa­ster­ski, w któ­rym orze­czono, że ob­ja­wie­nie w La Sa­lette było cu­dem, a miej­sce to może stać się ce­lem piel­grzy­mek. W maju 1852 roku bli­sko dzie­więć­dzie­się­cio­letni bi­skup de Bru­il­lard wje­chał konno na górę, by po­ło­żyć ka­mień wę­gielny pod bu­dowę sank­tu­arium po­świę­co­nego Matce Bo­żej Sa­le­tyń­skiej. Po pięt­na­stu mie­sią­cach świą­tyni przy­znano sta­tus oł­ta­rza uprzy­wi­le­jo­wa­nego, zaś w lu­ty­m1879 roku nadano jej sta­tus ba­zy­liki.

Naj­wyż­szy czas po­że­gnać dwójkę dzie­cia­ków. W tym miej­scu Wi­dzący z La Sa­lette scho­dzą ze sceny, a ob­ja­wie­nie za­czyna żyć wła­snym ży­ciem.

Po­zwolę so­bie za­ser­wo­wać jesz­cze garść in­for­ma­cji o dal­szych lo­sach ob­ja­wie­nia dla za­in­te­re­so­wa­nych i tych, któ­rzy zby­wają wszystko, twier­dząc, że nic ich już nie in­te­re­suje.

Mimo że Ta­jem­nica Sa­le­tyń­ska zo­stała uznana przez pa­pieży Piusa IX i Le­ona XIII, po­zo­sta­wała w ukry­ciu. Jej treść po raz pierw­szy uka­zała się dru­kiem 15 li­sto­pada 1879 roku z im­pri­ma­tur[4] Sa­lva­tore-Lu­igiego Zoli, bi­skupa Lecce. Le­d­wie eg­zem­pla­rze „se­kretu” uj­rzały świa­tło dzienne, ze strony Ko­ścioła roz­po­częły się liczne in­ter­wen­cje. W skró­cie można po­wie­dzieć tak: w la­tach 1880–1957 Sto­lica Apo­stol­ska ro­biła wszystko, by zwal­czyć re­we­la­cje do­star­czone przez Me­la­nię Ca­lvat. Do In­deksu Ksiąg Za­ka­za­nych tra­fił nie tylko tekst ob­ja­wie­nia, ale i sze­reg dzieł go bro­nią­cych. Pod­czas gdy Święte Ofi­cjum za­ka­zy­wało, upo­mi­nało, ga­niło, Sto­lica Apo­stol­ska za­mknęła Me­la­nii usta, na­ka­zu­jąc jej mil­cze­nie.

Po­tem było już tylko go­rzej.

I tak na przy­kład 21 grud­nia 1915 roku Święte Ofi­cjum wy­dało ko­lejny de­kret, w któ­rym nie tylko za­ka­zano wier­nym dys­ku­to­wa­nia i zaj­mo­wa­nia się tym te­ma­tem, ale przede wszyst­kim pu­bli­ko­wa­nia Ta­jem­nicy... w ja­kiej­kol­wiek wer­sji.

Ot i po kło­po­cie.

Naj­pro­ściej jest wmó­wić wszyst­kim, że Ta­jem­nica Sa­le­tyń­ska to nic in­nego jak pro­fa­na­cja i stek kłamstw, su­biek­tywna eks­tra­po­la­cja lub, mó­wiąc wprost, bred­nie w stylu pro­fe­tycz­nym. Jesz­cze pro­ściej pod­dać ją kry­tyce i uznać za nie­wia­ry­godną.

Skoro dru­kar­nie omi­jały tekst sze­ro­kim łu­kiem, a świad­ko­wie ob­ja­wie­nia mil­czeli, na­leży wspo­mnieć o sa­mym tek­ście.

Słowa Naj­święt­szej Ma­rii Panny zo­stały prze­ka­zane w dwóch ta­jem­ni­cach, które Wi­dzący po­wie­rzyli z ko­lei Piu­sowi IX. To po­zwo­liło je po­grze­bać w oso­bi­stym ar­chi­wum pa­pieża na bli­sko sto pięć­dzie­siąt lat.

Ob­ja­wie­nie z La Sa­lette na­leży do pro­ro­czego cy­klu. Matka Boża mówi w nim o wiel­kiej no­wo­żyt­nej apo­sta­zji, o nie­szczę­ściach, które za­gra­żają ludz­ko­ści, o wy­zwo­le­niu po­tęż­nych sił an­ty­chrze­ści­jań­skich, wresz­cie prze­strzega, że nad­cho­dzące lata będą cza­sem An­ty­chry­sta, kiedy to sza­tan wkrad­nie się na sam szczyt Ko­ścioła, Rzym straci wiarę i sta­nie się sie­dzibą An­ty­chry­sta.

Na szczę­ście w sa­mym Wa­ty­ka­nie tekst Ta­jem­nicy... ja­kimś cu­dem za­gu­biono. Od­na­lazł go do­piero oj­ciec Mi­chelle Cor­te­ville 2 paź­dzier­nika 1999 roku.

Losy świad­ków ob­ja­wie­nia nie są nad­zwy­czajne. Oboje zo­stali zdys­kre­dy­to­wani, do­zna­wali prze­śla­do­wa­nia, po­gardy, kry­tyki. Trak­to­wano ich jak bu­dzą­cych li­tość wie­śnia­ków i anal­fa­be­tów. Uznano za bez­war­to­ścio­wych pro­sta­ków, odar­tych z du­cho­wo­ści, wręcz nie­ludz­kich.

Me­la­nii przy­pięto łatkę hi­ste­ryczki, osoby chwiej­nej, nie­sta­łej, peł­nej uro­jeń, wręcz obłą­ka­nej.

Mak­sym stał się wcie­le­niem po­mie­sza­nia.

Tak koń­czą lu­dzie, który we­szli w drogę Ko­ścio­łowi.

W tym miej­scu koń­czy się mi­sja pa­stusz­ków i za­czyna mi­sja Ko­ścioła.

* * *

Obec­nie

La Sa­lette-Fal­la­vaux, okręg Gre­no­ble, de­par­ta­ment Isère, re­gion Ower­nia-Ro­dan-Alpy, wcze­sna je­sień

Tego dnia sank­tu­arium ma­ryjne to­nęło w chmu­rach ni­czym od­cięte od reszty świata. Dwie wieże ba­zy­liki i za­bu­do­wa­nia klasz­toru wy­glą­dały jak miej­sce za­po­mniane przez Boga, za­mknięte w ci­szy i mroku. Jak okiem się­gnąć tylko mgła, a w tle sze­lest pa­da­ją­cego desz­czu. Desz­czu, któ­rego kro­ple nie po­tra­fiły zmyć ota­cza­ją­cej wszystko sza­ro­ści.

Zbli­żał się wie­czór. Miej­sce ob­ja­wień ma­ryj­nych, naj­wy­żej na świe­cie po­ło­żony cel piel­grzy­mek, zwy­kle o nie­po­wta­rzal­nym gór­skim uroku, pełne gło­śnych pąt­ni­ków ra­du­ją­cych się ze szcze­gól­nej bli­sko­ści Boga, trwało w zu­peł­nym za­wie­sze­niu. Trwało, ocze­ku­jąc na przy­by­cie ostat­niego go­ścia.

Kilka po­dmu­chów wia­tru póź­niej wy­słu­żone re­nault księ­dza po­ko­nało ostatni od­ci­nek wi­ją­cych się ku gó­rze ser­pen­tyn i za­trzy­mało się na par­kingu. Sil­nik zgasł, wy­cie­raczki prze­stały pra­co­wać, a ulewa ewi­dent­nie przy­brała na sile. Pod­czas gdy deszcz siekł bez­li­to­śnie, jakby za­mie­rzał zmyć wszyst­kie grze­chy świata, męż­czy­zna, który opu­ścił klasz­torne mury, na prze­kór ota­cza­ją­cej go au­rze szedł wol­nym, do­stoj­nym kro­kiem ku par­kin­gowi.

Był ubrany na czarno. Za­nim wy­szedł, na­rzu­cił na ha­bit się­ga­jący ziemi płaszcz i za­brał pa­ra­sol. Skryw­szy się pod nim, ru­szył na spo­tka­nie. Szare re­nault przy­ja­ciela stało sa­mot­nie w od­dali. Przy tej po­go­dzie chyba bar­dziej do­my­ślił się jego ist­nie­nia, niż je do­strzegł.

Dwaj męż­czyźni przy­wi­tali się ser­decz­nie, ale w ich po­sta­wach wy­czu­walny był chłód i sztyw­ność. Tak na­prawdę ża­den z nich nie pla­no­wał tego spo­tka­nia. Za­kon­nik go wręcz nie chciał. Przy­ja­ciel za­dzwo­nił do niego rano i do­słow­nie je na nim wy­mu­sił.

W za­ist­nia­łych oko­licz­no­ściach spa­cer sta­wał się ko­niecz­no­ścią. To­też mimo nie­sprzy­ja­ją­cej aury du­chowni ru­szyli w kie­runku oto­czo­nych łań­cu­chami że­liw­nych fi­gur Matki Bo­żej i dwojga dzieci. Szli, a z łań­cu­chów ska­py­wały kro­ple desz­czu.

Roz­mowa po­cząt­kowo się nie kle­iła i krą­żyła wo­kół nie­istot­nych te­ma­tów, za­ha­cza­jąc głów­nie o hi­sto­rię tego miej­sca. I tak przy­bysz do­wie­dział się od za­kon­nika, który wszedł w rolę prze­wod­nika, jakby ro­bił to za­wo­dowo, o rzeź­bach, ja­kie wy­szły spod ręki Ber­réme’a d’An­gersa.

Fi­gury na wy­so­kość ty­siąca ośmiu­set dwu­dzie­stu me­trów nad po­zio­mem mo­rza do­tarły dzięki sile mię­śni mu­łów. Od­lano je z że­liwa w wy­twórni ma­szyn pa­ro­wych Baud&Lan­fey w Le Creu­sot (może dla­tego przy­po­mi­nają swą ma­syw­no­ścią pro­dukty fa­bryki?).

Rzeźby przed­sta­wiają trzy fazy ob­ja­wie­nia i zwane są Tryp­ty­kiem Sa­le­tyń­skim. Faza pierw­sza to Matka Boża pła­cząca i nad grze­chami ludz­ko­ści ubo­le­wa­jąca, faza druga to Matka Boża z pa­stusz­kami roz­ma­wia­jąca, a z ko­lei faza trze­cia to Matka Boża do nieba się wzno­sząca.

Mimo naj­szczer­szych chęci za­kon­nik nie po­tra­fił w nie­skoń­czo­ność od­da­lać widma roz­mowy, wy­szu­ki­wać te­matu, by za­stą­pić ten, który jesz­cze się nie po­ja­wił. Po­goda też mu w tym nie po­ma­gała.

Wła­ściwy dia­log roz­po­czął ksiądz. W końcu to on był bar­dziej zde­ner­wo­wany, to on do­ma­gał się od­po­wie­dzi, wy­mu­sił spo­tka­nie, od­czu­wał znie­cier­pli­wie­nie.

– Czy to prawda, że Wa­ty­kan in­tro­ni­zo­wał Lu­cy­fera?

– Że co...? – W gło­sie za­kon­nika po­brzmie­wało nie­do­wie­rza­nie.

– Od­po­wiedz, pro­szę! – bła­gał ła­mią­cym się gło­sem.

– Bred­nie!

– Nie zby­waj mnie. Już i tak za długo cze­ka­łem ze wszyst­kim.

– Le­piej zaj­mij się do­ku­men­tami, które prze­sła­łem ci w ze­szłym ty­go­dniu. – Tym ra­zem z tonu go­spo­da­rza dała się wy­czy­tać wro­gość.

– W du­pie mam te do­ku­menty, w du­pie mam wszystko! – Bas­santi krzy­czał. – Chcę znać od­po­wiedź tylko na to jedno py­ta­nie! Tylko to w tej chwili mnie ob­cho­dzi!

– Zo­staw te­mat. Zo­staw go, pro­szę.

– Za­tem to prawda?

– Po­zwól, że nie udzielę od­po­wie­dzi.

– Mil­cze­nie też jest od­po­wie­dzią. Za­po­mnia­łeś o tym?

– Nie, nie za­po­mnia­łem. Uwa­żaj na sie­bie – rzu­cił na po­że­gna­nie i, od­wró­ciw­szy się na pię­cie, za­koń­czył trwa­jące bli­sko kwa­drans spo­tka­nie.

Wy­jeż­dża­jąc z par­kingu, Bas­santi był bli­ski sza­leń­stwa. Nie uzy­skaw­szy od­po­wie­dzi, zy­skał pew­ność. W końcu czy mil­cze­nie nie jest naj­więk­szym kłam­stwem? Zy­skał pew­ność, że to, co od­krył, było prawdą. I miał za­miar nie­ba­wem się nią po­dzie­lić. Mu­siał jesz­cze tylko zna­leźć od­po­wied­nią osobę, któ­rej po­wie­rzy se­kret. Mu­siał zna­leźć i zna­lazł. Tą osobą by­łem ja.

Do miej­sca, o któ­rym opo­wie­dział mi Bas­santi, uda­łem się w dniu swo­ich uro­dzin. To nie był przy­pa­dek. Chcia­łem, by data mo­ich uro­dzin i śmierci cho­ciaż to miała ze sobą wspól­nego. Poza tym przy­pa­dała wtedy... rocz­nica ob­ja­wień fa­tim­skich.

* * *

13 paź­dzier­nika ... roku

Ga­zety po­dały, że 13 paź­dzier­nika... roku śmier­cią tra­giczną zgi­nął Geo­rge Fal­co­ner, ksiądz i wa­ty­ka­ni­sta. Do wy­padku do­szło na dro­dze nu­mer 212C, ka­to­licki ksiądz wra­cał z sank­tu­arium w La Sa­lette. Na tym eta­pie szcze­góły wy­padku nie były jesz­cze znane. Na miej­scu pra­co­wała żan­dar­me­ria i sę­dzia śled­czy.

Na ra­zie nie było wia­domo, po co tam po­je­chał, co tam ro­bił, ani czy z kimś się tam spo­tkał. Póź­niej na­dal bra­ko­wało od­po­wie­dzi na po­wyż­sze py­ta­nia.

* * *

Hi­sto­ria, którą Czy­tel­nik do­piero po­zna, już się wy­da­rzyła, więc nic się w niej nie zmieni. Wszystko już było, już się stało...

PRO­LOG II

Sie­dem­dzie­siąt je­den lat póź­niej na scenę wkra­czają ko­lejni Wi­dzący. Tym ra­zem jest ich troje, po­łą­czo­nych wię­zami krwi. Wciąż jed­nak są to dzieci. Mamy ro­dzeń­stwo i ich ku­zynkę. Rolę wio­dącą pełni ku­zynka, to ona rozda tu karty.

Jak wspo­mniano, to te­atr trzech ak­to­rów. W dra­ma­cie wy­stę­puje ro­dzeń­stwo: Fran­ci­sco de Je­sus Marto (uro­dzony 11 kwiet­nia 1908 r.), zwany Fran­cisz­kiem, i Ja­cinta de Je­sus Marto (uro­dzona 5 marca 1910 r.), zwana Hia­cyntą. Ich ku­zynka to Lúcia de Je­sus dos San­tos (uro­dzona 22 marca 1904 r.), zwana Łu­cją.

Za­cznijmy od ro­dzeń­stwa. Z nimi sy­tu­acja wy­daje się pro­sta. To anal­fa­beci pa­sa­jący owce oraz świad­ko­wie ob­ja­wień, któ­rzy ciężko za­cho­ro­wali nie­długo po do­zna­nych wi­zjach. Fran­ci­szek zmarł na za­pa­le­nie płuc 4 kwiet­nia 1919 roku, z ko­lei Hia­cynta opu­ściła pa­dół ziem­ski 20 lu­tego 1920 roku z tej sa­mej przy­czyny, wcze­śniej od­da­jąc się po­ku­cie i asce­zie.

W 2011 roku oboje zo­stali be­aty­fi­ko­wani, a w setną rocz­nicę ob­ja­wień fa­tim­skich, tj. 13 maja 2017 roku, ka­no­ni­zo­wani.

Zu­peł­nie ina­czej sy­tu­acja ma się z Łu­cją, bo to ona z tej trójki wtrąci swoje trzy gro­sze do na­szej hi­sto­rii. A może wtrąci nieco wię­cej. Może sama zo­stała wtrą­cona?

W związku z tym je­dy­nie po­bież­nie na­kre­ślę jej po­stać: świa­dek ob­ja­wień ma­ryj­nych w Fa­ti­mie, por­tu­gal­ska za­kon­nica, apo­stołka pierw­szych so­bót. Zmarła 13 lu­tego 2005 roku. Jej pro­ces be­aty­fi­ka­cyjny roz­po­czął się w trze­cią rocz­nicę śmierci, czyli dwa lata wcze­śniej, niż wy­maga tego prawo. Do­kład­nie dzie­więć lat póź­niej do­ku­menty tra­fiły do Sto­licy Apo­stol­skiej. Od tego czasu ci­sza... nic się w tej spra­wie nie dzieje...

Ale za­nim doj­dzie do ob­ja­wień, cof­nijmy się dwa lata.

W 1915 roku miało miej­sce pierw­sze wi­dze­nie anioła. Łu­cji to­wa­rzy­szyły dwie dziew­czynki. Wszyst­kie wi­działy ob­łok w ro­dzaju bia­łej chmurki o kształ­cie ludz­kiej po­staci, która zstą­piła z fir­ma­mentu i prze­su­wała się po­nad la­sem w do­li­nie.

W 1916 roku do­szło do trzech wi­dzeń anioła. Tym ra­zem Łu­cja była z Hia­cyntą i Fran­cisz­kiem. Anioła wi­dziano raz przed grotą, in­nym ra­zem obok studni w domu Łu­cji.

W 1917 roku na­stą­piły wła­ściwe ob­ja­wie­nia, a na­stęp­nie ko­lejne wi­zje (1925 r. i 1929 r.). Te ostat­nie de­dy­ko­wane już jed­no­oso­bo­wej wi­downi, na któ­rej za­sia­dła tylko Łu­cja.

* * *

Por­tu­ga­lia, Fa­tima, 13 maja 1917 roku

A po­tem już tak co mie­siąc, aż do paź­dzier­nika (je­dyne opóź­nie­nie wy­pa­dło w sierp­niu, kiedy to spo­tka­nie na­stą­piło dzie­więt­na­stego dnia mie­siąca).

Za­tem Por­tu­ga­lia, maj i ko­lejne mie­siące.

Na mar­gi­ne­sie, do ostat­niego spo­tka­nia do­szło trzy­na­stego paź­dzier­nika i to ono stało się tym klu­czo­wym.

A tym­cza­sem dzieci szły i pa­trzyły. A było na co.

Troje pa­stusz­ków pę­dziło swe stado na za­chód od Fa­timy, w miej­sce zwane Cova da Iria. Na­gle po­ja­wił się błysk świa­tła, a za­raz po nim po­stać pięk­nej pani oto­czo­nej ośle­pia­ją­cym bla­skiem i uno­szą­cej się nad ro­sną­cym nie­opo­dal dę­bem (nie­któ­rzy mó­wią, że po­ja­wiła się nad ostro­krze­wem, któ­rego ła­ciń­ska na­zwa to ilex).

Jak już wspo­mniano, wzo­rzec spo­tkań po­wta­rzał się każ­dego trzy­na­stego dnia ko­lej­nego mie­siąca za wy­jąt­kiem sierp­nia, kiedy to dzieci zo­stały za­trzy­mane przez bur­mi­strza Al­ju­strel. Był to ro­dzaj dwu­dnio­wego aresztu. Do domu wró­ciły pięt­na­stego. Pro­blemu jed­nak nie było. Ob­ja­wie­nie za­cze­kało.

Wszystko od­by­wało się jak w ze­garku. Matka Boża prze­ma­wiała, dzieci słu­chały.

* * *

Wtrącę kilka słów ty­tu­łem wy­ja­śnie­nia.

W związku z tym, że fa­buła opo­wie­ści do­piero się za­ry­so­wuje, nikt przy zdro­wych zmy­słach (zwłasz­cza au­tor) nie chciałby zdra­dzić tego i owego. Dla­tego w tym miej­scu na­leży je­dy­nie wspo­mnieć, że trze­cia ta­jem­nica fa­tim­ska ma cha­rak­ter apo­ka­lip­tycz­nej wi­zji, a czwarta ucho­dzi za prze­ra­ża­jącą. Czy jest ich wię­cej?

Czym są ob­ja­wie­nia w oczach wier­nych?

Przed­mio­tem kon­tro­wer­sji, re­ti­no­pa­tią sło­neczną, zbio­rem róż­nych czyn­ni­ków, do któ­rych mo­żemy za­li­czyć zja­wi­ska po­go­dowe i efekty optyczne, su­ge­stią.

* * *

Por­tu­ga­lia, klasz­tor w Co­im­brze, 10 sierp­nia 1955 roku

Pierw­sze spo­tka­nie sio­stry Łu­cji z mek­sy­kań­skim za­kon­ni­kiem, oj­cem Ago­stino Fu­en­te­sem, po­stu­la­to­rem w pro­ce­sie be­aty­fi­ka­cyj­nym Fran­ciszka i Hia­cynty tak na­prawdę było je­dy­nie pre­lu­dium do ko­lej­nego spo­tka­nia dwa lata póź­niej.

Oj­ciec Ago­stino Fu­en­tes zgodę na spo­tka­nie z ostat­nim świad­kiem ob­ja­wień w Fa­ti­mie otrzy­mał od sa­mego Ojca Świę­tego.

* * *

Por­tu­ga­lia, klasz­tor w Co­im­brze, 26 grud­nia 1957 roku

Druga roz­mowa miała zde­cy­do­wa­nie mniej ofi­cjalny, wręcz swo­bodny cha­rak­ter. Sio­stra Łu­cja na zmianę bo­lała, że nikt nie chciał słu­chać Matki Bo­żej, że na­wet pa­pież nie chciał speł­nić jej prośby, i mar­twiła się o opu­bli­ko­wa­nie trze­ciej ta­jem­nicy fa­tim­skiej. Wciąż przy­wo­ły­wała An­ty­chry­sta i pod­kre­ślała, że miały na­dejść czasy osta­teczne.

W końcu z ust za­kon­nicy pa­dły na­stę­pu­jące słowa:

– Sza­tan jest w na­stroju, by roz­po­cząć de­cy­du­jącą walkę prze­ciwko Naj­święt­szej Dzie­wicy. A po­nie­waż zna to, co naj­bar­dziej ob­raża Boga, w krót­kim cza­sie za­wład­nie ogromną liczbą dusz. Czyni on to, by za­wład­nąć przede wszyst­kim du­szami kon­se­kro­wa­nymi dla Boga, po­nie­waż w ten spo­sób do­pro­wa­dzi do upadku dusz wier­nych opusz­czo­nych przez swo­ich du­cho­wych przy­wód­ców, przez co tym ła­twiej bę­dzie mógł nad nimi za­pa­no­wać.

Jej wy­po­wiedź zo­staje uznana za kwin­te­sen­cję prze­sła­nia fa­tim­skiego.

Wszystko by­łoby do­brze, gdyby do głosu nie do­szły siły an­ty­fa­tim­skie. Ta­jem­nica stała się nie­wy­godna. Czy aby tylko ta­jem­nica?

Po opu­bli­ko­wa­niu tych sen­sa­cyj­nych re­we­la­cji oj­ciec Ago­stino Fu­en­tes zo­stał od­su­nięty od po­wie­rzo­nego mu za­da­nia, ku­ria zaś ogło­siła oświad­cze­nie sio­stry Łu­cji. Ta oczy­wi­ście wszyst­kiemu za­prze­czyła.

Tak oto wi­zje o cha­rak­te­rze pro­fe­tycz­nym, escha­to­lo­gicz­nym i apo­ka­lip­tycz­nym po raz ko­lejny ze­szły do pod­zie­mia.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

[1] Geo­rge Saun­ders, Co tak na­prawdę robi pi­sarz, kiedy pi­sze, tłum. Agnieszka Po­koj­ska, „Książki. Ma­ga­zyn do czy­ta­nia” 2017, nr 1.
[2] Leif GW Per­s­son, Mię­dzy tę­sk­notą lata a chło­dem zimy, tłum. Woj­ciech Ły gaś, War­szawa 2010.
[3] Wszyst­kie cy­taty bi­blijne w ni­niej­szej po­wie­ści po­cho­dzą z Bi­blii Ty­siąc­le­cia, wyd. IV, Wy­daw­nic­two Pal­lo­ti­num, Po­znań 2003.
[4]im­pri­ma­tur – ze­zwo­le­nie wła­dzy ko­ściel­nej na pu­bli­ka­cję