Zaręczyny w Rzymie - Lucy Ellis - ebook

Zaręczyny w Rzymie ebook

Lucy Ellis

3,9

Opis

Ava przyjeżdża do Rzymu leczyć złamane serce. Spotyka przypadkiem Gianlucę Benedettiego. Przed siedmioma laty spędziła z nim namiętną noc, po której wyjechała bez słowa. Gianluca – gwiazda futbolu i znany playboy – nie przywykł do tego, by kobiety go porzucały. Nigdy nie zapomniał Avy i tym razem nie zamierza pozwolić jej zniknąć…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 146

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (23 oceny)
9
5
7
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Lucy Ellis

Zaręczyny w Rzymie

Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Gianluca Benedetti przyglądał się kobiecie w bezkształtnym kostiumie. Miałaby potencjał, gdyby zdecydowała się zrezygnować z kapelusza o szerokim rondzie, rozpuścić włosy i włożyć zupełnie inny strój. Była wysoka i długonoga, a poza tym wydawała się przebojowa i pełna życia.

Popatrzył na jej buty – kobiece, czerwone, z kwiatkami przy czubku – i doszedł do wniosku, że ani trochę do niej nie pasują. Wyglądały elegancko i delikatnie, w przeciwieństwie do ich właścicielki.

– Proszę mi oddać pieniądze! – powiedziała ostrym głosem do mężczyzny w kiosku.

Po akcencie rozpoznał Australijkę, co tłumaczyłoby jej stanowczość. Przypominała tykającą bombę, która lada moment wybuchnie.

– Nigdzie nie pójdę, dopóki nie dostanę swoich pieniędzy – ciągnęła. – Pańska firma miała na to dwie doby, bo pismo przesłałam przedwczoraj. Na waszej stronie internetowej jest napisane, że zwrot nastąpi w ciągu dwudziestu czterech godzin.

Gianluca schował smartfon do kieszeni i wyszedł z kawiarni, w której bywał przez całe swoje dorosłe życie w Rzymie.

– Signora, czy mógłbym pani w czymś pomóc? – zapytał grzecznie, pamiętając o nienagannych manierach wpojonych my przez babcię z Sycylii.

Nieznajoma nawet się nie odwróciła.

– Nie jestem signora, tylko signorina – burknęła. – I nie, nie mógłby mi pan pomóc. Sama dam sobie radę. Proszę zaczepiać inne naiwne i głupie turystki, może one będą zainteresowane pańskimi usługami.

Gianluca podszedł bliżej. Kobieta roztaczała delikatny kwiatowy zapach, zdecydowanie zbyt subtelny jak na taką smoczycę.

– Moimi usługami? – powtórzył.

– To oczywiste, że jest pan żigolakiem – odparła. – Facetem do towarzystwa. Proszę stąd iść, nie chcę pana.

Gianluca zamarł. Naprawdę wzięła go za męską prostytutkę? Rozsądek podpowiedział mu, żeby wzruszyć ramionami i odejść.

– A więc, signorina… – mruknął z naciskiem. – Może zapomniała pani, jak to jest być kobietą?

– Słucham?

Odwróciła się i w tym samym momencie Gianluca zrozumiał, że bardzo się pomylił. Na podstawie głosu i ubrania założył, że ma do czynienia z kimś znacznie mniej atrakcyjnym, teraz jednak przekonał się, że kobieta była naprawdę interesująca. Miała ładną cerę, szerokie brwi, wspaniałe kości policzkowe oraz intrygujące pełne usta.

Niestety, połowę jej twarzy zasłaniały okropne okulary przeciwsłoneczne w białych oprawkach. Miał ochotę zrzucić je na chodnik i podeptać.

– To ty! – wykrzyknęła nieoczekiwanie.

Gianluca uniósł brwi.

– Znamy się? – spytał ostrożnie.

Nie był specjalnie zaskoczony, takie sytuacje przytrafiły mu się już kilka razy. Jego kariera piłkarska i występy w reprezentacji Włoch, a także arystokratyczny tytuł przyczyniły się do tego, że był doskonale znany rzymskiej śmietance towarzyskiej.

Kobieta cofnęła się o krok.

– Nie – oznajmiła ostrożnie.

Nie uszło jego uwadze, że się rozglądała, jakby w poszukiwaniu drogi ucieczki, i ze zdumieniem uświadomił sobie, że gotów jest ją ścigać. Co tu się działo?

Zrobił krok w jej kierunku, ale nawet nie drgnęła, tylko lekko uniosła głowę, jakby na coś czekała. Jakby się zastanawiała, co dalej.

Zupełnie nie rozumiał, o co chodzi.

Basta! To do niczego nie prowadziło.

Zirytowany Gianluca zrobił to, co powinien był zrobić, gdy tylko wyszedł z kawiarni.

– Wobec tego życzę miłego pobytu w Rzymie – powiedział.

Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, ale po kilku krokach obejrzał się dyskretnie. Nadal stała w tym samym miejscu, w paskudnym żakiecie i w spodniach, które ją zniekształcały. Teraz dostrzegł lekkie przerażenie na jej twarzy. Widać było, że niedawno płakała.

Płaczące kobiety zwykle nie robiły na nim wrażenia. Znał się na damskich sztuczkach. Dorastając, obserwował matkę i siostry i przekonał się, że za pomocą płaczu kobiety zazwyczaj próbują postawić na swoim. Nie przestawało go zdumiewać, że zwykła paplanina lub obietnice potrafią w mgnieniu oka osuszyć łzy.

Zamiast jednak odejść, zbliżył się do kiosku i przeczytał napis, z którego wynikało, że jest to przedstawicielstwo Fenice Tours, kierowane przez firmę podległą Benedetti International. Wyjął telefon i wystukał numer, jednocześnie informując mężczyznę w okienku, że ma minutę na zwrócenie turystce pieniędzy za bilet, bo w przeciwnym razie kiosk zostanie zamknięty.

Wypowiedział kilka krótkich poleceń do aparatu i przekazał go sprzedawcy. Wystarczyło parę sekund, by na twarzy mężczyzny pojawił się popłoch.

– Mi scusi, principe – wyjąkał, wysłuchawszy ostrych słów przełożonego. – To było… nieporozumienie.

Gianluca wzruszył ramionami.

– Proszę przeprosić tę panią, nie mnie – zażądał.

– Naturalnie, si, si… Scusa tanto, signora.

Z zaciśniętymi zębami przyjęła banknoty. Choć narobiła tyle zamieszania, nawet nie przeliczyła pieniędzy, tylko od razu wsunęła je do torebki.

– Grazie – powiedziała niechętnie.

Gianluca skinął głową i odszedł. Już był na krawężniku i otwierał drzwi swojego lamborghini jota, kiedy znów się obejrzał. Przekonał się, że kobieta poszła za nim, a teraz przyglądała mu się z zaintrygowanym wyrazem twarzy.

– Przepraszam, mogę o coś spytać? – odezwała się. – Jestem ciekawa, czy naprawdę mógłby pan zamknąć ten kiosk.

Lekko wysunęła brodę, a Gianluca zmrużył oczy. Gdzieś już to widział…

Uśmiechnął się do niej uprzejmie, choć nieszczerze.

– Signorina, to Rzym, a ja nazywam się Benedetti – odparł. – Wszystko jest możliwe.

Po tych słowach wsiadł do auta.

Jadąc przez zatłoczone o poranku rzymskie ulice, uświadomił sobie, że gdy zdradził kobiecie swoje nazwisko, nie wydawała się zachwycona ani choćby zaszokowana. Bez wątpienia była wściekła.

Wbrew rozsądkowi zawrócił samochód.

ROZDZIAŁ DRUGI

Ava stała na chodniku i patrzyła, jak niewiarygodnie drogi sportowy samochód znika wśród innych aut.

Benedetti.

Myślała tylko o tym, że to nie powinno było się tak skończyć.

Na przestrzeni lat przeżyła kilka fałszywych alarmów. Zdarzało jej się usłyszeć niski głos z włoskim akcentem, dostrzec czyjeś szerokie ramiona, odwrócić za kimś głowę. Zawsze jednak rzeczywistość boleśnie ją rozczarowywała.

Teraz przypomniała sobie, jak tuliła się do barczystego motocyklisty, kiedy uciekali ze ślubu. Minęło siedem długich lat, a ona nadal nie potrafiła się otrząsnąć. Nieustannie nachodziły ją wspomnienia wczesnych godzin porannych, gdy leżała na trawie na Palatynie w zadartej do pasa błękitnej sukience, przytulona do rzymskiego boga. Godzinę później kochali się w łóżku, które kiedyś należało do króla, w palazzo wzniesionym dla księcia, przy piazza w centrum miasta. Przez cały czas jej kochanek obsypywał ją wypowiadanymi łamaną angielszczyzną komplementami, dzięki którym czuła się jak bogini.

W świetle poranka wymknęła się niezauważona z pałacu i niczym Kopciuszek uciekła bez butów, żeby uniknąć niezręcznych pożegnań. Odjechała taksówką, a jeśli zerknęła za siebie, to tylko po to, żeby utrwalić w pamięci wspomnienie ostatnich godzin. Było dla niej oczywiste, że nie może liczyć na nic więcej.

Następnego dnia wylądowała w Sydney i ponownie skupiła się na mozolnej pracy w wielkiej firmie, pewna, że już nigdy nie ujrzy tego mężczyzny.

Najwyraźniej się pomyliła.

Z westchnieniem powróciła do rzeczywistości i pomyślała, że pora wziąć się w garść. Odchodząc od krawężnika, powtarzała sobie, że nie będzie zmieniać planów z powodu jednej kipiącej seksem nocy z piłkarzem. Aż do teraz radziła sobie ze wszystkim, może nawet zbyt dobrze.

Z determinacją poprawiła kapelusz. Musiała robić swoje i nie zwracać uwagi na przypadkowe spotkania z osobami, które już dawno temu zniknęły z jej życia.

Co z tego, że nadal przechowywała w szafie błękitną sukienkę druhny? Co z tego, że znowu była w Rzymie? To nie miało nic wspólnego z tamtą dawno minioną nocą, kiedy wszystko w jej życiu wywróciło się do góry nogami.

Teraz kontrolowała sytuację. Musiała tylko znaleźć ten plac… Jak on się nazywał? Plac Hiszpański.

Powiedziała sobie, że na pewno nie sprawdzi w telefonie adresu palazzo Benedetti. Nie mogła nawet o tym myśleć! Przylot do Rzymu z całą pewnością był błędem. Postanowiła następnego dnia jak najwcześniej odebrać wynajęty samochód i pojechać na północ.

A teraz… Ava rozejrzała się z konsternacją, ponieważ odkryła, że dotarła na zupełnie nieznany sobie plac. Gdzie była?

– To jest pazzo – mruknął Gianluca, parkując samochód przy małym placyku.

Zawrócił specjalnie po to, żeby ponownie wypatrzeć w tłumie kapelusz Australijki i jej jaskrawoczerwone buty.

Inferno, co on wyprawia? Przecież nie gustował w takich kobietach, ubierających się w męskie spodnie i koszule zapięte pod samą szyję.

Zauważył, że nieznajoma drepcze w tę i we w tę po kocich łbach, unosząc coś wysoko. Miał wrażenie, że to mapa.

Nagle poczuł wibracje telefonu i szybko odebrał połączenie.

– Gdzie jesteś? – zapytała Gemma nieco zdesperowanym głosem.

Śledzę turystkę, miał ochotę powiedzieć, ale ugryzł się w język.

– Utknąłem w korku – odparł.

Zerknął na bajecznie drogi szwajcarski zegarek na nadgarstku. Już dawno temu powinien był zjawić się w pracy.

– Co mam powiedzieć klientom?

– Niech zaczekają. Jestem w drodze.

Schował telefon do kieszeni i podjął ostateczną decyzję. Ruszył przez piazza, zastanawiając się, jak bardzo skomplikuje sobie życie.

Nieznajoma cofała się powoli. Wyglądało na to, że usiłuje odczytać nazwę placu z tabliczki wysoko na murze. Mógł oszczędzić jej trudu i powiedzieć, że tam widnieje tylko nazwa budynku.

Po chwili wpadła prosto na Gianlucę.

– Och, najmocniej przepraszam. – Odsunęła się i pospiesznie odwróciła.

Wtedy popatrzył jej w oczy. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że nosiła barwione soczewki kontaktowe – tyle tylko, że osoba w takim stroju z pewnością nie zawracałaby sobie głowy tego rodzaju drobiazgami.

To z pewnością był naturalny kolor jej oczu. Morska zieleń. Jeden z tych odcieni, który zmieniał się w zależności od oświetlenia i od nastroju. Gianluca doskonale pamiętał zarówno te oczy, jak i usta, a także miękkie, uległe ciało.

Uświadomił sobie, kto przed nim stoi, i zakręciło mu się w głowie.

– To znowu pan!

Cofnęła się gwałtownie, wyraźnie przerażona, ale jednocześnie chwyciła go za rękę, jakby potrzebowała wsparcia. Co za ironia, pomyślał. Przecież kiedy ostatni raz na nią patrzył, uciekała z jego łóżka w takim pośpiechu, że zostawiła buty.

Co robiła w Rzymie? Dlaczego ponownie objawiła się w jego życiu?

Wpatrywał się w nią z uwagą.

– Czy pan za mną chodzi? – spytała oskarżycielskim tonem.

– Si – odparł szczerze. Po co miał zaprzeczać?

Wyraz jej twarzy wydał mu się komiczny.

– Chyba się pani zgubiła? – zauważył. Na jej twarzy pojawiło się przerażenie. – A skoro już się znamy, pozwolę sobie pani towarzyszyć.

Postanowił jeszcze przez chwilę nacieszyć się jej zakłopotaniem, a potem odpuścić.

– Czy robi pan to zawodowo? Żyje pan z chodzenia za kobietami i narzucania im się ze swoją pomocą?

– Nie, zrobiłem to wyjątkowo, dla pani. Wydaje się pani taka bezradna i zagubiona…

Wydęła usta i wbiła wzrok w plan miasta. Gianluca dobrze widział, że jest rozdarta. Pomyślał, że rozsądny mężczyzna odwróciłby się na pięcie i odszedł. Rozpoznał tę kobietę, wiedział, kim była. Siedem lat temu połączył ich przelotny romans, a jego wizje przyszłości z nią okazały się złudnymi fantazjami.

Dzisiaj ta sama kobieta wyglądała całkiem zwyczajnie, wręcz niechlujnie. Z pewnością nie zwróciłby uwagi na kogoś takiego, dlatego nie rozumiał, dlaczego nie potrafił oderwać od niej wzroku.

– I tak jest za późno – wymamrotała do siebie.

Rzeczywiście było za późno.

– Spóźniłam się na początek wycieczki – dodała surowo, jakby to była jego wina.

Gianluca czekał w milczeniu.

– Mieliśmy się spotkać na Hiszpańskich Schodach – mruknęła.

Postanowił zakończyć to przedstawienie.

– Hiszpańskie Schody są tam. – Wyciągnął rękę. – Proszę skręcić w lewo, a potem w drugą uliczkę na prawo.

Spojrzała na niego, po czym włożyła brzydkie okulary przeciwsłoneczne. Niebo było zachmurzone, więc najwyraźniej próbowała się ukryć za ciemnymi szkłami.

To go zirytowało. Dziś kiepsko sobie radziła, a przecież siedem lat temu okazała się mistrzynią ucieczki.

– Chyba powinnam panu podziękować – odezwała się niechętnie.

– Nie ma takiej potrzeby, signorina – oświadczył.

Sięgnął do kieszeni i wyciągnął wizytówkę, po czym chwycił kobietę za rękę i wsunął kartonik w jej palce. Natychmiast wyrwała dłoń i spojrzała na Gianlucę tak, jakby zrobił coś wyjątkowo nieprzyzwoitego.

– Jeśli jednak koniecznie będzie pani chciała mi podziękować, znajdzie mnie pani w barze Rico około jedenastej wieczorem – oznajmił, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego to robi. – To prywatne przyjęcie, ale proszę podać swoje nazwisko przy wejściu. Miłej wycieczki.

– Przecież nawet nie zna pan mojego nazwiska – zawołała za nim.

Znowu zabrzmiało to jak oskarżenie.

Otóż to, pomyślał. Gdyby znał jej nazwisko siedem lat temu, ta niedokończona sprawa z pewnością odeszłaby w zapomnienie, a ona byłaby tylko kolejną dziewczyną na kolejną noc.

Tyle że tamta noc okazała się zupełnie inna niż wszystkie. To wyjaśniało, dlaczego teraz ścisnęło mu się serce.

Gianluca nigdy nie zapominał, że jest Benedettim. Jego przodkowie stali na czele rzymskich legionów, pożyczali pieniądze papieżom i finansowali wojny. Dlatego właśnie popatrzył na nią chłodnym wzrokiem.

– Jak dla mnie może się pani nazywać choćby Truskawka – mruknął.

Zsunęła okulary i wbiła w Gianlucę spojrzenie błękitnozielonych oczu. Pomyślał, że będzie godną przeciwniczką i poczuł przypływ satysfakcji.

Basta! Nie mógł sobie pozwolić na wendettę. W końcu nie walczył z kobietami. Był rycerskim, kulturalnym, szanowanym członkiem rzymskiej społeczności, a w tej sprawie powodowała nim wyłącznie ciekawość. Chciał dopisać zakończenie do pewnego epizodu w życiu. Wtedy po raz pierwszy i jedyny uciekła od niego kobieta.

Wsiadł do joty i uruchomił silnik.

To, że z całej siły zaciskał ręce na kierownicy, o niczym nie świadczyło. Wiedział, że w tym momencie dochodzi do głosu sycylijska krew jego matki.

Tytuł oryginału: A Dangerous Solace

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2013 by Lucy Ellis

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2015, 2016

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-2269-3

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.