Zakazana historia 10 - Leszek Pietrzak - ebook + książka

Zakazana historia 10 ebook

Leszek Pietrzak

4,3

Opis

To jubileuszowy, 10. tom zbioru esejów i artykułów znanego historyka dr. Leszka Pietrzaka. Minęło zaledwie trzy lata od kiedy wydaliśmy pierwszy zbiór tekstów. Sukces wydawnictwa okazał się ogromny, jak na warunki polskiego rynku książki. Dlatego powstają kolejne tomy.

Dr Leszek Pietrzak nie jest zwykłym historykiem publicystą. To specjalista od historii najnowszej. Były pracownik Urzędu Ochrony Państwa i weryfikator Wojskowych Służb Informacyjnych. W Biurze Bezpieczeństwa Narodowego Prezydenta Lecha Kaczyńskiego był odpowiedzialny między innymi za demaskowanie kłamstw rosyjskiej propagandy.

Porusza tematy, które są albo mało znane, albo omijane przez ostrożnych historyków w myśl zasady: Prawda nie tu, nie teraz i nie w tej chwili.

W tym zbiorze można przeczytać między innymi odważny tekst o tajnych komandach mordujących ludzi niewygodnych dla sowieckich namiestników Polski ("Szwadrony śmierci Jaruzelskiego"), o najgroźniejszym szpiegu Stalina czy o kulisach powstania PRL.

Polska historia XX w. wymaga odkłamania i napisania jej od nowa. Czyni to mozolnie dr Pietrzak. Dopóki nasi politycy będą dyskutować o tym, czy pomnik okupantów sowieckich ma prawo być w centrum Warszawy, dopóty ta praca będzie konieczna. Przy skali sowieckiego bestialstwa i wobec faktów historczych to, że taki temat w ogóle jest przedmiotem debaty, musi porażać. Przecież nikt nie honorowałby jednego z dwu bandytów, którzy napadli na jego dom, tylko dlatego, że bił trochę słabiej i w końcu pozwolił egzystować tym, którzy ocaleli.

Nie dość, że po najeździe na Polskę w 1939 r. Sowieci terroryzowali i mordowali Polaków w stopniu nie mniejszym, niż Niemcy, to wymagali aplauzu dla swojej działalności. To stara azjatycka zasada, która zdradę nazywa mądrością, tchórzostwo – rozsądkiem, a obłudę – cnotą.

Historia magistra vitae est (historia jest nauczycielką życia) mawiali starożytni Rzymianie. Dlatego dzisiaj, chcąc zrozumieć politykę Rosji wobec Ukrainy, a także Polski, musimy wiedzieć, co Sowieci robili w Polsce i o co walczyli.

Seria "Zakazana historia" ma na celu uświadomienie kłamstw, którymi propaganda rosyjska i niemiecka , ale także anglosaska karmi nie tylko swoich obywateli, lecz i naszych. Ma także na celu podejmowanie tematów niewygodnych dla polskich elit, które nie lubią, jak im się przypomina, że nie doszliby do władzy, gdyby nie sowiecka okupacja.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Contents

Wstęp

Polityk, który dzieli Polaków

Dzieci Wąsosza

Dyrygent Czerwonej Orkiestry

Tu mówi Londyn

Na pomoc walczącej Warszawie

Byłem żołnierzem Dirlewangera

Klęska polityka

Pułk dezerterów

Namiestnik Kremla

Wrogi uniwersytet

Ostatni żołnierz Hitlera

Historia najemnika ze służbami w tle

Zapomniana zbrodnia ZOMO

Szwadrony śmierci Jaruzelskiego

Leszek Pietrzak

Zakazana historia

10

Wstęp

To jubileuszowy 10 tom zbioru esejów i artykułów znanego historyka dr Leszka Pietrzaka. Minęło zaledwie trzy lata od kiedy wydaliśmy pierwszy zbiór tekstów. Sukces wydawnictwa okazał się ogromny, jak na warunki polskiego rynku książki. Dlatego powstają kolejne zbiory.

Dr Leszek Pietrzak nie jest zwykłym historykiem publicystą. To specjalista od historii najnowszej. Były pracownik Urzędu Ochrony Państwa, weryfikator Wojskowych Służb Informacyjnych, a w reszcie człowiek odpowiedzialny w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Lecha Kaczyńskiego m.in. za demaskowanie kłamstw rosyjskiej propagandy.

Porusza on tematy, które są albo mało znane, albo omijane przez co ostrożniejszych historyków. W myśl zasady: prawda nie tu, nie teraz i nie w tej chwili.

A przecież ze wszystkich form cenzury najgroźniejszą jest autocenzura, a tej poddaje się większość polskich historyków.

Także i w tym zbierz można przeczytać m.in odważny tekst o tajnych komandach mordujących ludzi, niewygodnych dla sowieckich namiestników Polski – „Szwadrony śmierci Jaruzelskiego”, najgroźniejszym szpiegu Stalina czy o kulisach powstania PRL.

Polska historia XX wieku wymaga odkłamania i napisania od nowa i to mozolnie czyni dr Pietrzak. Dopóki nasi politycy będą dyskutować o tym czy pomnik okupantów sowieckich ma prawo być w centrum Warszawy, dopóty ta praca będzie konieczna. Fakt, że przy skali bestialstwa i faktów historycznych taki temat w ogóle jest przedmiotem debaty musi porażać.

Zakłamanie jest porażające. Przecież nikt normalny nie honorowałby jednego z dwóch bandytów, którzy napadli mu na dom, tylko dlatego że jeden bił trochę słabiej i w końcu pozwolił egzystować większości mieszkańcom.

To pokłosie sowieckiej mentalności. Nie dość, że po najeździe w 1939 r. terroryzowali i mordowali Polaków w stopniu nie mniejszym nie Niemcy (być może nawet większym), to wymagali aplauzu żyjących dla swojej działalności. To stara azjatycka zasada, które zdradę nazywa mądrością, tchórzostwo rozsądkiem, a obłudę cnotą.

Historia jest nauczycielką życia (Historia magistra vitae est) mawiali Rzymianie. To wielokrotnie potwierdzona prawda, dlatego dziś chcąc zrozumieć politykę Rosji wobec Ukrainy, a także Polski musimy wiedzieć co robili w Polsce i o co walczyli rosyjscy sowieci.

Seria „Zakazana historia” ma na celu uświadamianie kłamstw, którymi propaganda rosyjska i niemiecka, ale także anglosaska karmi nie tylko swoich obywateli, ale także naszych.

Ma także na celu podejmować tematy niewygodne dla obecnych polskich elit, z których część nie lubi jak się im przypomina, że nigdy nie doszłaby do władzy, gdyby nie sowiecka okupacja.

Jan Piński

Polityk, który dzieli Polaków

Józef Beck – ostatni minister spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej – ma chyba w Polsce tyle samo zwolenników, co i przeciwników. Jest tak z jednego zasadniczego powodu: polska polityka zagraniczna była i będzie w przyszłości przedmiotem gorących sporów Polaków.

W 2014 r. 4 października minęła 120 rocznica urodzin Józefa Becka, polityka, dyplomaty, wojskowego, jednego z najbardziej zaufanych ludzi Marszałka Józefa Piłsudskiego. Józef Beck przez wiele lat musiał mierzyć się z poważnymi zarzutami, jakie formułowano pod jego adresem i pod adresem prowadzonej przez niego polityki. Najpierw w czasie II wojny światowej zarzuty te konkretyzował gen. Władysław Sikorski i jego zwolennicy. Po wojnie, gdy do władzy w Polsce doszli komuniści, zarzuty wobec Becka były jeszcze silniejsze. Niektóre z nich ocierały się o narodową zdradę. Gdy zdemontowano w Polsce system komunistyczny, Beck nie został całkowicie uwolniony od potępienia. Politycy, dziennikarze, historycy spierali się i nadal się spierają o to, czy polityka zagraniczna Polski, jaką prowadził Józef Beck w latach poprzedzających wybuch II wojny światowej była politycznym błędem, czy nie. Wynik tego sporu wcale nie jest oczywisty i nigdy takim nie będzie. Ocena polityki zagranicznej Józefa Becka osadzona jest w okowach największego polskiego dylematu, czyli tego, jaką politykę zagraniczną powinna prowadzić wówczas Polska. Właśnie to sprawia, że spory o rolę Józefa Becka w polskiej historii nie mogą tak po prostu umrzeć. Będą żywe nadal.

Mimo sporów jakie ogniskuje postać Becka, jest on na pewno postacią niedoszacowaną w polskiej historii. Beck nie ma swoich ulic i placów. Jego imieniem nie nazwano żadnego instytutu, klubu, stowarzyszenia, nawet szkoły dla polskich dyplomatów. Zupełnie inaczej sprawa ta wygląda w przypadku innych polityków piłsudczykowskiego obozu. A szkoda! Postać Becka na pewno dostarcza nam wielu ważnych informacji, które zawsze będą aktualne w polskiej polityce. Warto zatem, w tę okrągłą rocznicę urodzin Józefa Becka, jeszcze raz pochylić się nad tą ważną dla polskiej polityki osobą.

Zanim został dyplomatą

Józef Beck urodził się 4 października 1894 r. w Warszawie, w rodzinie, która przyznawała się do flandryjskich korzeni. Jego przodkiem był Bartholomeus Beck – żołnierz zaciężny w służbie króla Stefana Batorego – który później osiedlił się w Rzeczypospolitej. Z biegiem czasu rodzina Becków spolonizowała się, a jego ojciec, również Józef, zapisał nawet swoje nazwisko w spolszczonej formie: Bek. Józef Bek senior był prawnikiem, który na początku XX wieku za swoje zaangażowanie w polskich organizacjach niepodległościowych był skazany przez władze carskie na dwa lata więzienia i pozbawiony prawa wykonywania zawodu, ale udało mu się uciec przed karą do Galicji, gdzie osiadł w niewielkiej Limanowej. Tam pracował jako urzędnik miejscowego starostwa i tam też Józef Beck junior spędził zasadniczą część swojego dzieciństwa. Później przyszedł czas na Kraków, gdzie uczęszczał do Gimnazjum Realnego, które ukończył w 1912 r. uzyskując maturę. Następnie podjął studia na Wydziale Maszyn Politechniki Lwowskiej, jednak po roku porzucił politechnikę i przeniósł się do Wiednia na studia w Akademii Handlu Zagranicznego. Zanim wyjechał ze Lwowa do Wiednia, wydarzyło się coś, co odegrało zasadniczą rolę w jego karierze i w całym jego życiu. Podczas wakacyjnego pobytu w Zakopanem w 1913 r. zetknął się z Józefem Piłsudskim, liderem PPS – Frakcji Rewolucyjnej i inicjatorem powstania w Galicji różnych organizacji o profilu niepodległościowym. Spotkanie to musiało wywrzeć na młodym Becku spore wrażenie, bowiem już kilka miesięcy później został członkiem piłsudczykowskiego Związku Strzeleckiego, a w lecie 1914 r. czynnie włączył się do organizowania w Limanowej Drużyn Strzeleckich. Gdy wybuchła wojna Beck pośpieszył do Krakowa i zaciągnął się do Legionów Polskich. Jak każdy student politechniki został przydzielony do legionowej artylerii (1 Pułk Artylerii). Wtedy też zetknął się ponownie z Józefem Piłsudskim. W ciągu kolejnych miesięcy wojny Beck walczył na froncie i zdobywał kolejne stopnie wojskowe. Wiosną 1915 r. podczas walk nad Styrem był już podporucznikiem. Szczególnym męstwem wykazał się w lipcu 1916 r. podczas krwawej bitwy pod Kostiuchnówką, gdzie został ciężko ranny. Za swoją odwagę otrzymał Virtuti Militari. Gdy w lipcu 1917 r. żołnierze Legionów (I i III Brygady) odmówili złożenia przysięgi wierności cesarzowi Niemiec, znalazł się pośród nich. W rezultacie został skierowany do formacji zapasowych najpierw do Bratysławy, a potem do węgierskiego Sopron, skąd uciekł do Lwowa. We Lwowie włączył się w działalność Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), skąd został oddelegowany na Ukrainę, gdzie walczył w różnych polskich jednostkach. Na początku listopada 1918 r. powrócił do Lublina, w którym formowały się nowe polskie oddziały pod patronatem utworzonego w mieście Tymczasowego Rządu Republiki Polskiej. Razem z nimi wyruszył ponownie na front ukraiński. Walczył wówczas między innymi w grupie dowodzonej przez płk. Belinę-Prażmowskiego.10 listopada 1918 r. z więzienia w Magdeburgu powrócił Józef Piłsudski, z którym Beck wiązał największe nadzieje i którego zawsze czuł się podkomendnym. Wraz z powrotem Piłsudskiego zaczął się nowy rozdział w życiu Józefa Becka.

W stronę dyplomacji

Tymczasowy Naczelnik Państwa, Józef Piłsudski, szybko przypomniał sobie o Becku, którego darzył sympatią i szacunkiem. Na początku stycznia 1919 r. wysłał go z pierwszą misją wojskową do Rumunii, gdzie Beck miał wynegocjować zgodę na przemarsz polskich oddziałów przez Besarabię. Z zadania tego Beck wywiązał się celująco. Gdy wybuchła wojna z bolszewicką Rosją, Beck trafił do Oddziału II Sztabu Generalnego, który zajmował się wywiadem. Potem przyszły kolejne misje wojskowe pod jego przewodnictwem. Piłsudski szybko dostrzegł talent dyplomatyczny Becka. Inteligencja, spokój, znajomość języków obcych, a także umiejętność komunikowania się z ludźmi kręgów władzy były niewątpliwie jego kapitałem. Z tych właśnie względów w styczniu 1922 r. Beck został mianowany polskim attache wojskowym w Paryżu. Francuzi również dostrzegli, że mają do czynienia z rasowym dyplomatą, a w dodatku nie należącym do tych, którzy bezwarunkowo uwielbiają Francję. Chyba dlatego podczas jego pobytu w Paryżu rozpuszczali o nim plotki, mające zepsuć Beckowi reputację. Jedna z nich mówiła nawet, że jest agentem wywiadu niemieckiego. Po tym, jak Piłsudski przekazał władzę i wycofał się z życia politycznego, Beck został odwołany z Paryża i powrócił do kraju. Został wówczas przeniesiony w stan spoczynku i niebawem podjął pracę w Banku Wileńskim. I tak było do listopada 1924 r., gdy został przywrócony do służby czynnej i skierowany na kurs doszkalania w warszawskiej Wyższej Szkole Wojennej. Po jego ukończeniu, już jako podpułkownik z tytułem oficera Sztabu Generalnego, został skierowany do Biura Ścisłej Rady Wojennej, ale nie była mu pisana kariera sztabowca. Beck utrzymywał cały czas bliskie kontakty ze swoim protektorem Józefem Piłsudskim i niebawem znalazł się w grupie oficerów, przygotowujących jego powrót do władzy. Gdy 12 maja 1926 r. siły wojskowe popierające Piłsudskiego zaatakowały siły rządowe, Beck był szefem sztabu grupy operacyjnej gen. Gustawa Orlicz-Dreszera, która była forpocztą sił Piłsudskiego. Beck był zatem w samym centrum wydarzeń zamachu majowego. Nic więc dziwnego, że po przejęciu władzy przez Piłsudczyków został szefem gabinetu Piłsudskiego, który dla niepoznaki był tylko Ministrem Spraw Wojskowych. Tak było przez kolejne cztery lata. Józef Beck był wtedy jednym z najbardziej zaufanych ludzi Marszałka i jego pupilem. Nie było zatem specjalnie dziwne, gdy w sierpniu 1930 r., po objęciu funkcji premiera przez samego Piłsudskiego, został mianowany wicepremierem. Od tej pory, przez najbliższe 9 lat, Beck poruszał się już wyłącznie w kręgu rządowym, ale Marszałek widział Becka w roli kogoś, kto pokieruje polską dyplomacją. W jego ocenie Beck najlepiej rozumiał to, jaką politykę zagraniczną powinna prowadzić Polska. 6 grudnia 1930 r. Beck został skierowany do MSZ, jako zastępca jego szefa, Augusta Zalewskiego, którego Marszałek postrzegał jako człowieka zbyt miękkiego, aby skutecznie bronić polskich interesów. Od początku było jasne, że to Beck będzie sprawował realną władzę w MSZ.

W obronie polskich interesów

Już pierwsze tygodnie urzędowania Becka w MSZ potwierdziły obiegową opinię, że to on stanowi prawdziwą władzę w resorcie. Sami pracownicy zaczęli nazywać go szefem, w odróżnieniu od prawdziwego szefa resortu, ministra Zalewskiego, którego nazywali patronem. Kolejne miesiące potęgowały spór pomiędzy Beckiem a Zalewskim. Na początku listopada 1932 r. Zalewski złożył w końcu dymisję i Beck formalnie objął już funkcję szefa resortu. Od tej pory funkcję tę pełnił w kolejnych rządach, aż do samego wybuchu wojny. Dopóki żył Marszałek pozycja Becka w rządzie była bardzo szczególna, albowiem podlegał tylko jemu i tylko z nim uzgadniał swoje działania. Był wyłączony z podległości kolejnym premierom. Z Marszałkiem łączyła go nie tylko polityczna zależność, ale i silne przywiązanie. Jak napisał po latach jeden z polskich historyków Marszałek „był dla Becka wszystkim – źródłem wszelkich praw, światopoglądem a nawet religią”. Być może jest w tych słowach zbyt dużo przesady, ale Beck rzeczywiście słowa Marszałka traktował jak świętość. Z kolei Marszałek czuł satysfakcję, że do tak wielkiego zadania jakim jest dyplomacja, wybrał właściwego człowieka. Tymczasem sytuacja w Europie w pierwszej połowie lat trzydziestych zaczęła się radykalnie zmieniać. We Włoszech od dawna rządzili faszyści Mussoliniego. Do władzy Niemczech w 1933 r. doszedł Adolf Hitler i jego narodowi socjaliści. W rezultacie obudził się niemiecki militaryzm. Na Wschodzie była bolszewicka Rosja ze swoją misją niesienia światu jedynie sprawiedliwego ustroju. Istniały też obawy, czy przypadkiem nie dojdzie do zbliżenia Rosji z Niemcami. Było to szczególnie ważne dla Polski. W Europie coraz częściej dawały o sobie znać napięcia w relacjach pomiędzy państwami. Słabła przy tym pozycja Ligi Narodów – gwaranta obowiązującego ładu wersalskiego. W takiej geopolitycznej sytuacji Beck, zgodnie z instrukcjami Marszałka, prowadził politykę równowagi pomiędzy Berlinem a Moskwą. Polska miała się nie angażować w akcje polityczne bądź militarne, które były jednoznacznie wymierzone w Berlin lub Moskwę. W tym wszystkim była jednak pewna subtelna różnica. W połowie lat trzydziestych Berlin był nieco bliższy Warszawie niż Moskwie. Związek Sowiecki nadal pozostawał w pamięci jako przeciwnik z ostatniej wojny. Milionom Polaków, a zapewne także i Beckowi, kojarzył się z hordami wynędzniałych bolszewickich żołnierzy omamionych ideą światowej rewolucji i niszczących na swojej drodze wszystko. Niemcy zaś, mimo rodzącego się militaryzmu Hitlera wydawali się przeciwnikiem bardziej cywilizowanym niż Sowieci, z którym ułożenie relacji będzie łatwiejsze. Wyrazem praktycznej realizacji przez Becka polityki równowagi był pakt o nieagresji ze Związkiem Sowieckim, podpisany 25 lipca 1932 r., a następnie przedłużony w 1934 r. na kolejne dziesięć lat, z możliwością dalszego przedłużenia oraz pakt o nieagresji z Niemcami, podpisany 26 stycznia 1934 r. w Berlinie. Polityka balansowania pomiędzy Berlinem a Moskwą i unikania wchodzenia w sojusze przeciwko nim była realizacją koncepcji politycznej samego Piłsudskiego. Gdy w 1935 r. Marszałek zmarł, Beck usiłował trzymać ten kurs, uważając, że musi być wierny jego politycznemu testamentowi. Jednak na Zachodzie Polska była postrzegana jako kraj wchodzący w coraz bliższe alianse z Niemcami. Szczytowym momentem budowania tego obrazu był październik 1938 r., kiedy to Polska, wykorzystując sytuację jaka powstała po Układzie Monachijskim, (zgoda Francji i Anglii na aneksję przez Niemcy czeskich Sudetów) wystąpiła wobec Czechosłowacji z ultimatum, żądając w nim oddania od dawna spornego Zaolzia. W konsekwencji Polska dokonała jego zbrojnego zajęcia. W rzeczywistości Polska nie konsultowała wówczas swoich działań z Niemcami, a nawet było odwrotnie: działania Warszawy wobec Czechosłowacji i zajęcie Zaolzia zostały w Berlinie przyjęte ze zgrzytaniem zębami. Mimo to w Londynie i Paryżu odnoszono silne wrażenie, że to Polska współpracowała z Niemcami w zaborze Czechosłowacji, a nie Francja i Wielka Brytania. Wtedy też skończył się już dla Polski czas, kiedy możliwe było prowadzenie polityki równowagi. 24 października 1938 r. Niemcy po raz pierwszy, ale jeszcze poufnie, zażądali od Polski Wolnego Miasta Gdańska w celu przyłączenia go do Rzeszy oraz przeprowadzenia eksterytorialnej autostrady przez Pomorze do Prus Wschodnich.

Kolejne miesiące mogły być ze strony Polski tylko próbą robienia uników wobec Niemiec. Beck starł się je robić, ale nie zupełnie bezczynnie. W obliczu realnego zagrożenia wojną Beck mógł tylko zamykać polityczne fronty i szukać nowych sojuszników, bowiem tylko to mogło poprawić polityczne położenie Polski. Wydaje się, że Beck właśnie to robił. Jeszcze zanim Niemcy zwerbalizowali po raz pierwszy swoje żądania, Beck pod przymusem ultimatum doprowadził do unormowania stosunków dyplomatycznych z Litwą. Od jesieni 1938 r. pracował również nad poprawą relacji z Węgrami, z którymi po zajęciu przez nich Rusi Zakarpackiej mieliśmy wspólną granicę. W lutym 1939 r. podjął działania, aby faszystowskie Włochy stały się pośrednikiem pomiędzy Polską a Niemcami. Jednak wysiłki te nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Beck podpisał również umowę handlową ze Związkiem Sowieckim licząc, że będzie ona czynnikiem wzmacniającym wypracowany z Sowietami model relacji. Jak się później okazało, nie miało to większego znaczenia. Niewątpliwym sukcesem Becka było doprowadzenie do podpisania 6 kwietnia 1939 r. dwustronnych polsko-brytyjskich gwarancji, które kilka miesięcy później, 25 sierpnia 1939 r., zostały przekształcone w traktat sojuszniczy z Wielka Brytanią. Warto zaznaczyć, że dla Wielkiej Brytanii była to pierwsza umowa sojusznicza, jaką zawarła z krajem położonym na wschód od linii Renu. Obowiązywały wreszcie traktaty sojusznicze Polski z Francją i Rumunią. W obliczu wojny mogło się to wydawać niewiele, ale z drugiej strony na polu dyplomatycznym nie można było uzyskać wówczas więcej. Gdy 28 kwietnia 1939 r. Niemcy wypowiedziały Polsce obowiązujący pakt o nieagresji a Hitler wygłosił agresywne przemówienie z przywołaniem żądań wobec Polski, było już jasne, że możemy spodziewać się agresji ze strony Niemiec. Przyparty wówczas do muru Beck postanowił zrobić to, co zawsze zalecał mu Marszałek, czyli wybrać drogę honoru, bo ta zawsze będzie najwłaściwsza. Tak naprawdę Beck wygłaszając 5 maja 1939 r. w Sejmie swoje słynne przemówienie, walczył przede wszystkim o własną pozycję polityczną i własną polityczną twarz, które wtedy były naprawdę zagrożone. Niezależnie od motywów, Beck nie miał innego wyjścia, jak bronić polskiego honoru. Jak się okazało, to właśnie te słowa, przeszły do panteonu polskiej historii, a nie sam Beck.

Polityk niedoceniony

Agresja hitlerowskich Niemiec na Polskę była końcem kariery Józefa Becka. We wrześniu 1939 r. wraz z innymi przedstawicielami polskich władz znalazł się w Rumunii, gdzie został internowany. Formalnie Beck przestał być ministrem spraw zagranicznych w momencie dymisji gabinetu premiera gen. Felicjana Sławoja-Składkowskiego, co nastąpiło dopiero 30 września 1939 r. Rumunia stała się dla Becka prawdziwym więzieniem. Otoczenie gen. Władysława Sikorskiego, jeszcze w czasie rezydowania jego rządu we Francji, zablokowało możliwość wyjazdu Becka do Francji. Próba ucieczki Becka do Turcji również nie powidła się. W Rumunii przebywał w kolejnych ośrodkach internowania, gdzie był poddawany coraz surowszemu nadzorowi. W lecie 1942 r. okazało się, że jest chory na gruźlicę, ale pracował dalej nad swoimi pamiętnikami. Miały być one egzegezą jego przedwojennej dyplomacji. Choroba jednak postępowała coraz szybciej. Beck zmarł 5 czerwca 1944 r. w wiosce Stăneşti, kilkadziesiąt kilometrów od Bukaresztu. Został pochowany na cmentarzu prawosławnym w rumuńskiej stolicy, ale z honorami wojskowymi. Wydawało się, że jego postać zostanie szybko zapomniana. Tak się jednak nie stało. Po wojnie Beck stał się dla komunistów sztandarowym symbolem wszelkiego zła II Rzeczypospolitej. Po 1989 r. można było przypuszczać, że Beck zostanie zrehabilitowany, bowiem w 1991 r. jego prochy zostały sprowadzone do kraju i złożone na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Ale tak też się nie stało. Beck pojawia się zawsze, gdy w Polsce zaczyna się dyskusja o tym, co mogliśmy zrobić, aby uniknąć II wojny światowej. W gruncie rzeczy jest to dyskusja na temat modelu polityki zagranicznej jaką Polska powinna prowadzić. To jednak dylemat, od jakiego nasz kraj nie uwolnił się do dzisiaj. Beck jest właśnie tą postacią, która ten dylemat przywołuje. Józef Beck to na pewno postać wybitna. Był zręcznym graczem politycznym, ale był przede wszystkim rasowym dyplomatą, troszczącym się o polską rację stanu. Prowadził politykę zagraniczną w ekstremalnych warunkach. Prowadził ją według zaleceń Marszałka Piłsudskiego, z absolutnym przekonaniem stojąc na straży jego politycznej spuścizny. Beck nie mógł zapobiec wojnie, bo Europa i świat coraz wyraźniej do niej zmierzały. Czy błędem było realizowanie przez Polskę koncepcji polityki równowagi? Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle trudna, ale na pewno taka polityka była drogą do wzmocnienia podmiotowości państwa polskiego na arenie międzynarodowej. Państwa, które zaledwie 20 lat wcześniej odzyskało niepodległość po 120 latach niewoli. Na pewno Beck dzięki takiej polityce wzmocnił tę podmiotowość. Pozycja Polski w Europie w połowie lat trzydziestych niezaprzeczalnie wzrosła.

Czy Polska historia potoczyłaby się inaczej, gdyby Beck zdecydował się na alians z Niemcami? Nic nie wskazuje na to, że tak właśnie by się stało. Wojna była nieunikniona, a geopolityczne położenie Polski sprawiało, że nie mogła ona w żaden sposób uniknąć jej katastrofalnych skutków. Beck w obliczu nadchodzącej wojny wybrał drogę robienia tego, co możliwe. Zamykał fronty, budował sojusze, ocieplał stosunki z sąsiadami, ale nie uchronił się od błędów. Na pewno jednym z nich było zajęcie Zaolzia w sytuacji, gdy Niemcy rozpoczęli rozbiór Czechosłowacji. Beck mógł tylko liczyć, że gdy wojna wybuchnie, zachodni sojusznicy przyjdą Polsce z pomocą, chociażby w imię własnego bezpieczeństwa. Klęska wrześniowa stała się jego osobistą klęską i Beck miał tego świadomość. Wygłoszona przez niego mowa w Sejmie zawierała słowa, które Polacy kochają najbardziej. Zawierała ona sedno polskiej historii. Bez znaczenia są osobiste motywy, jakie przyświecały Beckowi w tym wystąpieniu.

Na pewno od Becka mogą uczyć się politycy tego, jak zachować niezależność i wzmacniać Polską niepodległość w Europie.

Jest to o tyle ważne, że dzisiaj, po 75 latach jakie mijają od wybuchu II wojny światowej, Polska nadal nie jest wolna od dylematu, jak prowadzić swoją politykę zagraniczną w obliczu zagrożenia, jakim może być wojna!

Dzieci Wąsosza

Eksterminacja dzieci Polek, które zostały wywiezione na przymusowe roboty do Niemiec, to najbardziej smutny rozdział hitlerowskich prześladowań w czasie II wojny światowej. Ich symbolem stał się los dzieci Zakładu Św. Józefa w Wąsoszu.

Zofia Szałabska, prosta dziewczyna z ze wsi Skowronno Górne niedaleko Pińczowa, po wojnie przez kilka lat dramatycznie szukała swojego syna. Gdy go już znalazła było za późno. Dziewięcioletni Stefan kompletnie jej nie pamiętał i nie chciał nawet do niej się zbliżyć. Miał zresztą już nową mamę. Wiktoria i Leon Giersowie, jego przybrani rodzice adoptowali go gdy miał niespełna trzy lata. Nie potrafił jeszcze mówić i chodzić. Ale jako bezdzietni bardzo cieszyli się małym Stefanem. Mieli nadzieję, że wyrośnie z niego dobry człowiek.

Pierwsze po wojnie spotkanie Zofii Szałabskiej z jej synem było dla niej szokiem, jakiego nie można sobie nawet wyobrazić, ale mimo tego nie złożyła broni. Postanowiła dochodzić swoich praw do dziecka na drodze sądowej. Sprawa ciągnęła się przez wiele lat. W końcu sąd wydał orzeczenie, że do chwili uzyskania pełnoletniości, dziecko pozostanie u przybranych rodziców. Gdy Stefan stał się już dorosły, nie myślał o nieznajomej kobiecie, która pojawiła się w jego domu mówiąc, że to ona jest jego matką. Minęło wiele lat. Stefan w końcu dowiedział się pełnej prawdy o sobie i swojej przeszłości. Ta coraz częściej zaczęła wkradać się do jego świadomości. W efekcie zaczął szukać swojej prawdziwej matki i jej bliskich. Zbierał informacje, pisał listy do urzędów. W marcu 2003 r. postanowił napisać list do sołtysa miejscowości Skowronno Górne – rodzinnej miejscowości jego prawdziwej matki. To była dramatyczna prośba. Stefan Giers pisał w nim tak: „Być może jest w tej miejscowości ktoś, kto pamięta moją biologiczną matkę, Zofię Szałabską. Być może żyje jej bliższa lub dalsza rodzina, która pomogłaby wyjaśnić lub uzupełnić brakujące kartki w moim życiorysie. Proszę o jakąkolwiek odpowiedź!”. Po kilku dniach otrzymał następująca odpowiedź: „Nazywam się Adam Szałabski. Pańska matka była siostrą mojego taty”. Gdy Stefan Giers czytał ten list płynęły mu po policzkach łzy. Dowiedział się bowiem z niego, że spóźnił się i nie zobaczy swojej matki, bowiem Zofia Szałabska zmarła przed kilkoma laty. Z listu sołtysa dowiedział się również, że jego matka po wojnie wyszła za mąż i urodziła jeszcze czworo dzieci: trzech chłopców i dziewczynkę i że jest to teraz jego przyrodnie rodzeństwo. 26 kwietnia 2003 r. Stefan Giers wraz czworgiem swojego przyrodniego rodzeństwa stanęli wspólnie nad grobem matki, Zofii Szałabskiej. To było dla wszystkich ogromne przeżycie, ale dla Stefana największe. Miał wówczas 61 lat.

Historia Stefana Giersa zaczęła się w czasie wojny, gdy jego matka, zaledwie siedemnastoletnia Zofia Szałabska, została wywieziona na roboty do Niemiec. Tam trafiła do bogatego bauera na Dolnym Śląsku. W gospodarstwie bardzo często gościli oficerowie Wermachtu i SS. W trakcie którejś z ich wizyt Zofia Szałabska została zgwałcona. Gdy ciąża zaczęła być widoczna, gospodarz odesłał ją do domu. W ten sposób Szałabska wróciła do rodzinnej wsi. 11 kwietnia 1942 r. urodziła syna, dając mu na imię Stefan. Gdy chłopiec miał kilka miesięcy niemiecki urząd ds. spraw zniemczania uznał maleńkiego go za wartościowego rasowo. 10 marca 1944 r. chłopca przewieziono do Zakładu św. Józefa w Wąsoszu na Dolnym Śląsku, gdzie niemieckie władze otworzyły ośrodek dla dzieci przymusowych robotnic z Polski. Tak zaczęło się piekło dzieciństwa Stefana Szałabskiego, a potem piekło dorosłego życia Stefana Giersa.

Wąsosz był szczególny