Wiersze wybrane - Cyprian Kamil Norwid - darmowy ebook

Wiersze wybrane ebook

Cyprian Kamil Norwid

4,7

Opis

Cyprian Kamil NorwidWiersze wybrane

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 69

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PrzemoD

Nie oderwiesz się od lektury

Warto przeczytać.
00

Popularność




Krzysztof Kamil Baczyński

Wiersze wybrane

Ciemność

Czasy

Rzecz o wolności słowa

Ciemność

On skarży się na ciemność mej mowy[1] -

Czy choć świecę raz zapalił sam?!

Sługa mu ją wnosił pokojowy

(Wielość przyczyn tak ukryto nam).

Nić, objąwszy iskrą, zrazu płonie,

Zalewa wosk, który górą wstawa.

Gwiazda jaśni powoli tonie,

Modra światłość jej i bladawa.

Już, już myślisz, że zgaśnie – że z dołu

Ciecz rozgrzana wszystko pochłonie -

Wiary trzeba, nie dość skry i popiołu:

Dałeś wiarę… patrz, patrz, jak płonie!

Podobnież są i pieśni me – o! człowieku,

Który im chwili skąpisz marnej -

Nim rozgrzawszy zimnotę wieku,

Płomień błyśnie ofiarny!

Czasy

Czasy skończone! – historii już nie ma,

Tworzenie tylko w bezbrzeżnej otchłani.

Wiwat!… lecz czemuż to ogromne tema[2]

Ludzie kształtami ras napiętnowani,

I usta mową zaprawne rozliczną,

I serca głoszą w kraj cieknące styczną?

O, nie skończona dziejów jeszcze praca,

Jak bryły w górę ciągnięcie ramieniem:

Umknij – a już ci znów na piersi wraca;

Przysiądź, a głowę zetrze ci brzemieniem…

O, nie skończona dziejów jeszcze praca,

Nie przepalony jeszcze glob sumieniem!…

Rzecz o wolności słowa

Wygłoszona przez autora na jednym z odczytów publicznych, urządzonych przez Komitet Stowarzyszenia Pomocy Naukowej w Paryżu dnia 13 maja 1869 roku.

Są, którzy uczą, iż dla poezji trzeba przedmiotów, które nie byłyby suche i niewdzięczne… Poezja ta, co, ażeby była poezją, potrzebuje przedmiotów nie suchych i czeka na wdzięczne – nie należy do mojej kompetencji.

Wstęp

I

Panie i panowie! Dotąd wolność słowa jest tylko zdobywaniem wolności objawiania słowa. Jest przeto atrybutem wolności osobistej.

Ale o samejże wolności słowa nikt nie mówił. Tak, na przykład, jak wolno jest każdemu puszczać się balonem, albowiem to należy do jego wolności osobistej, ale żegluga powietrzna nie jest wcale uzasadnioną.

To, co nazywają wolnością słowa, jest dotąd wolnością mówienia, la liberté de dire…

Zmieszanie tych dwóch pojęć pochodzi z małej znajomości słowa.

II

Słowa człowiek nie wywiódł z siebie sam, ale słowo było z człowieka wywołane i dlatego dwie przyczyny tam uczestniczyły: jedna w sumieniu człowieka, druga w harmonii praw stworzenia.

A skoro tak wybrzmiewać poczęło, słowo napotkało jeszcze harmonię form, otaczających wyobraźnię mówiącego, czyli literę. Miało przeto od razu swój wnętrzny stan bytu i swoje zewnętrzne odbudowanie literą.

III

Pierwszą słowa formą zdaje się być wewnętrzna pieśń i monolog, którego ślady do dziś w pustelnictwie indyjskiem spotykają się.

Drugą – zarazem dialog i apolog[3], czyli rozmawianie podobieństwami.

Trzecią – chór obrzędowy i tak dalej… Ale, że człowiek sam słowa nie wywiódł z siebie i że tam dwie przyczyny uczestniczyły, przeto historia słowa nie może być osobistemi notatkami jego osobistych w mówieniu postępów.

IV

Uzurpacja[4] woli osobistej nad prawami, które ją warują[5] a nie obchodzą, jest tak odwieczna, jak historia ludzi i ludów. Słowo temuż ulegało i ulega…

Stąd dwa kierunki i charaktery dwóch głównych kart historii dopatrzyć godzi się.

Do epoki chrześcijańskiej siła stawa się[6] słowem… (i nawet w arcydziełach starożytnych moc głównym jest wdziękiem).

Od epoki chrześcijańskiej – słowo stawa się siłą i jeżeli tamta dochodziła do arcydzieł potężnie plastycznych, tedy ta właśnie że przeciwnie dojść ma do pewnej bezsilności, bezpersonalizmu, do bezstronności, do arcydzieła prawdy. Oto początek, dzieje i cel!…

V

Prawdziwa poezja była, jest i będzie poniekąd inicjacją[7] dlatego, że może we dwóch wierszach skreślić całą epokę, a obraz i pomnik zbliżyć jednem wyrażeniem. Starożytni tę po szczególe wiersza formę zwali «wierszami złotymi»…

Miałem za zadanie, aby w przeciągu godziny uprzytomnić kilka tysięcy lat dziejów i walk, i prób słowa: całą jego epopeję dać, pewniki wyciągnąć, wątpienia wskazać, ognie zapalić…

Temu gwoli[8], skoro się obejrzałem, znalazłem się w koniecznem posiadaniu poematu.

Takowy paniom i panom czytać będę miał zaszczyt.

VI

Lektury publiczne nie są żadnym nowym wynalazkiem. Starożytny cesarski Rzym je znał i sami imperatorowie rzymscy udział w nich bierali[9] (nie zawsze najszczęśliwszy wprawdzie).

Te wszelako nie były tak zwaną prozą, były wierszem i nie tylko, że były wierszem, ale nawet w ojczyźnie prozy, bo w Rzymie, który swoich rodzimych poetów wcale nie miał, i tam były wierszem.

VII

Głos żywy ma do siebie, że nikt nigdy po dwa razy nie wypowiedział tychże samych rzeczy tymże samym wydźwiękiem i gestem. Słowo więc, raz rzeczone, ma niepowrotność swą. Czytanie więc ma stronę monumentalną, czytanie więc sztuką jest.

Dokończyłem zadania autorskiego i obowiązek czytelnika rozpoczynam.

*

I

Co znaczyłaby ludzkość, gdyby ją kto zmierzył,

Jak ona jest i w taką, jak jest ona, wierzył?

Co ona by znaczyła, widziana tak szczerze,

Jak ją znam i oglądam, nie zaś, jak w nią wierzę?

Co by ona znaczyła?

Dziewięćset milionów

Skazanych na śmierć istot – parę zaludnionych

Półwyspów… Oto wszystko – i trup w każdej chwili

Zowąd – a zowąd słabe niemowlę zakwili -

Oto i wszystko…

Ludzkość z takowem obliczem,

Lubo[10] to jej oblicze, nie byłaby niczem,

Jakby, do samej siebie twarzą poniżona,

Przestawała być sobą – wszelako to ona

I to własny jej obraz – i ten ją zagładza;

Tak ludzkość bez boskości sama siebie zdradza,

Aż dopiero, gdy w eter opłynie niebieski,

Powraca jej majestat i szkarłat królewski,

Aż dopiero widziana, jaką była, bywa

I będzie, to, zaiste, jest ludzkość prawdziwa.

Nie inaczej z człowiekiem. Gdy nań kto poziera,

Jak on jest i purpurę mu królewską zdziera,

Oglądając go lichym od stopy do powiek,

Jak pyłu garść rwanego wiatrem… – Cóż tam człowiek!

Ale pył ów, odniesion harmonii stworzenia,

Kiedy atomem swoim w gwiazdę się zamienia,

I wielka rzecz stąd rośnie co godzina, co wiek,

Co era – to mówimy wtedy: oto człowiek!

A jak z ludzkością całą, a jak z oderwanie

Uważanym[11] człowiekiem, zarówno się stanie

I ze słowem; to, wzięte odrębnie, cóż znaczy?

Niewierny dźwięk, i przywieść mocen do rozpaczy,

Tak niewierny, tak kłamny wnętrznemu znaczeniu,

Jak zmarłego by poznać chciał kto po dzwonieniu.

Lecz tenże dźwięk niewierny dostrojon otwarcie

W Grecji do roześpiewu, do milczenia w Sparcie,

Do mlecznej drogi proroctw gwiazdami w Judei,

Do litery u Rzymian, Słowian – do nadziei…

Nareszcie do słów wielkich, co na zawsze nowe,

Niczyje, wszędy własne, nigdzie nie miejscowe,

Skądsiś natchnione duchem… Dopiero takową

Zmierzone próbą, wybrzmi ta rzecz wielka – słowo!

Najmniej-bo znaną rzeczą, lub znaną najbłędniej,

Bywa słowo. Nałóg je codzienny podrzędni[12]

I rozlewa jak wodę tak, że nie ma chwili

Na globie, w której nic by ludzie nie mówili,

A jako w gospodarskich zaprzętach bez końca,

Nieustanniej się wody używa niż słońca,

Tak i słowo brzmi ciągle i ciągle jest w ruchu,

Bardziej niż światłość jego promieniąca w duchu,

I, gdy wciąż wszyscy mówią, mało kto się spyta,

Jaki też jest cel słowa? Jak słowo się czyta

W sobie samem?… I dziejów jego promień cały

Rozejrzeć mało kto jest ciekawy, zuchwały.

A jednak – niech no wolność mowy kto znieważy,

Ten sam, co nią pomiatał, głośno się uskarży,

I będzie mówił: «Jako? Wszak słowo jest wolne,

To, co pierwej jak kwiaty sam deptałem polne,

I nad którem śród licznych zatrudnień hałasu

Nieco się zastanowić zbywało mi czasu!…»

Tu cóż powiem?… I czyliż, od tych mniemań oto

Spółczesnych rozpocząwszy, snować mam nić złotą

Aż do świtu, gdzie pierwsze są mowy zaczęcia,

Lub odwrotnie? Sam nie wiem. Szkodzą mi pojęcia

O człowieku od strony, gdzie blask rajskich progów,

Zaś od spółczesnej strony huragan nałogów.

Z obu krańców dwie chmury; kierunkiem więc trzecim,

Orfejskim[13], pójdę, którym, choć wątpimy, lecim,

A który nieraz w tęczę mieni chmurny temat,

By ludzie o nim rzekli: «To nic, to poemat!”

Przypomnę, jak bywało za czasów prawdziwie

Wieszczych; co zmarłe uczczę, co kona ożywię.

Lat sto tam, ówdzie rzucę, drugie zaś sto minę,

Idąc za gwiazdą, która nie świeci godzinę…

Rzeczy nudne wytoczę… Albowiem szanowni

Poprzednicy, poeci, pisarze wymowni,

Ośpiewali już wszelki dźwięk ojczystej ziemi,

Źródło każde i brzozę z włosy zielonemi,

Wszelaką stokroć polną, każdy liść stokroci,

Tęczę – rosę – i promień zorzy, co je złoci; -

Tak, że mnie nie zostało, jedno mieć na pieczy[14]

Prosty, spólny interes pospolitej rzeczy[15].

II

Mędrcy dzisiejsi głoszą, kto powolny[16] słucha,

Że człowiek jest następnem ogniwem łańcucha

Stworzeń ciągu, że łańcuch ten wyjrzał człowiekiem

Ponad kryształ i koral, i pierś zdętą mlekiem,

I że tak się stał człowiek, istnienie, spotkane

W logicznym ciągu rzeczy – d’une manière spontanée[17]

Żart wywinąć z doktryny tak wielce misternej

I tyle kosztującej prac, byłby żart mierny.

Sprawdzić ją? Nie dopełnia się tego w godzinę,

Pominąć? – Niepodobna – przeto nie pominę,

I wypowiem, że stoję na polu przeciwnym.

Będąc wiernym podaniom ludzkości naiwnym;

Zaś, czemu wiernym jestem, nad tem się rozszerzyć

Zechcę, by nie myślano, że śmiem lekcewierzyć.

(Lekcewierność ze wszech miar wiary jest daleka,

Obrażająca godność prawdy i człowieka).

Nie!… Człowiek był wytwornym[18] i ludzkości prolog

W raju jest – tam pomniki… kędyż archeolog,

Który by te dalekie, te wysokie karty

Podjął i jako napis przeczytał zatarty?

Gdzie słuchacz, czytelnik gdzie?… Do tyla jest względny[19],

By się nie dał uwikłać w tok wiedzy podrzędnej,

I pomnił, że na puszczy wiatr dziś równie szuka,

Jak badacz, a z ruiny czerpie całość sztuka.

Toć pasterki z Bretanii z druidycznych napisów

Przejęły haft ubrania i szyły z abrysów[20]

Nieczytelnych barwienia na gorset jedwabne,

Z niezgrabnych grobów biorąc uwdzięczenia zgrabne.

Ruchów wiele i wszystkie tańce narodowe

Są to zmienione rytmem gesta obrzędowe;

I jest pomników w życiu więcej, niźli który

Archeolog je marzył, chciwy na marmury.

Bynajmniej śmieszną rzeczą znaleźć kształt mamuta,

Kopiowany z natury przez spółczesne dłuta[21]…

A cóż dopiero, gdyby kto nie szukał w ziemi,

Lecz w kronice głoskami pisanej żywemi.

Tu zaiste poezja czynny udział bierze,

Gdy natchnienie «wiem» mówi, wiedza mówi «wierzę»

I, kiedy archeolog, nie idąc za trafem,

Poczyna być sztukmistrzem, a nie fotografem.

Ludom zwłaszcza północnym wielka stąd nauka:

Cóż Grek w Tartarii[22] znajdzie, jeśli jak Grek szuka.

Swoja własna metoda jest aktem własności,

Bez niej nic mieć nie można, nawet dziadów kości,

Nic!… Tu przerwę uczynię…

Lecz własna metoda

Bez ogólnej, człowieczej, chciałbym wiedzieć, co da,

Gdy do wrażeń tych samych nałożone oko

Ześlizga się po swojskiem, w nowe tkwi głęboko;

I, kiedy tak jest człowiek uwłaszczon sam w sobie,

Że mówi: «Nie znam ręki, pokąd ręką robię,

Ani oka, gdy silnie w przedmiot się zapatrzę».

Zaiste, być aktorem, trza być i w teatrze,

Oderwać się od siebie i wejść w siebie, słowém,

Aby być narodowym, być nadnarodowym!

I aby być człowieczym, właśnie że ku temu

Być nadludzkim, dwoistym być, a jednym – czemu?

Czemu na wstępie w życie nie jest przyrodzona

Dwoistość ta, tak trudna, tak nieunikniona?

Lecz otrzymana sztuką życia i rozwagi,

Potrzebna wpierw, nim człowiek dostrzegł, że jest nagi,

Lecz napotkana później i później o wiele,

Jakby, niżeli środki, wprzód istniały cele!

Czemu tak mało ziemi co krok dookoła

Widzim, a niebo całe jednym ruchem czoła,

I czemu człowiek, na świat wchodząc, z sobą niesie

Pokarm matki, coś włosa, którym okryje się,

Rąk dwie, jako narzędzia, dwie nóg do biegania,

Zadatek wszystkich potrzeb, wszystkich – prócz mieszkania?

Powiadają, że on się kształtuje stopniowo,

Że stopą jest dzisiejszych, co wczorajszych głową,

I że raczej upadku logiki jest echem,

Niż upadku człowieka, to, co zwiemy grzechem.

Jeżeli tak jest, czemu kamienne siekiery,

Naczynia i co tylko z pierwszej mamy ery

Zebrawszy – nie przedstawia postępu kształcenia,

Ani się potęguje, ni w łańcuch spierścienia?

Od pierwszej bryły myśli, która (uczą) była

W człowieku tak, jak matka człowieczeństwa, bryła!

Owszem – uważę jeszcz, że taki kamienny

Topór w zrobieniu swojem jest raczej odmienny,

Niż mniej kształtny; artysta dzisiejszy go zdoła

Wziąć na wzór rzeczy wielkiej, nie beztwórczej – zgoła.

Tam jest skąpstwo[23] rzemiosła, nie jego dzieciństwo.

Tam jest prędzej styl wielki, niźli barbarzyństwo.

Przy takowym toporze i tak urobionym,

Jak wielka myśl bez ozdób – byłem zadziwionym,

Widząc kolię niewiasty z paciorków pierwotną!

Więc są kolie pierwotne?… Więc człowiek natury

Szukał jakiegoś piękna ponad piękno skóry

Zmysłowe i nie zaczął od potrzeb bez wdzięku?

A mówią, że i słowo poczęło się z jęku.

Jeśli tak, radbym wiedział, skąd ludzkość wie o tej

Jakiejś wolności słowa, którą krwie i poty

Przez wszystkie lat tysiące okupują próżno,

A która jest niewolą, wedle epok różną,

I której nikt nie widział królującej święcie,

Lecz kto śmiał kiedy wyrwać z duszy jej pojęcie?

III

Nie! – Człowiek nie dopełzał z wolna człowieczości

Od nijakości jakiejś, nicości i czczości,

Od najniższej tu rzeczy – bo, gdyby tak było,

Toć są globy daleko, mniej wytworne bryłą,

I od naszego niższe… gdzież nareszcie atom?

Najdoskonalej marny, wyrwałbym tym światom.