W sercu Australii - Margaret Way - ebook

W sercu Australii ebook

Margaret Way

4,1

Opis

Po kolejnym skandalu w rodzinie Balfourów, który wyciekł do prasy, ojciec rodu, Oscar Balfour, wysłał swoje córki za granicę. Olivii wyznaczył miejsce w Australii, prosząc swojego przyjaciela i wspólnika w interesach Clinta McAlpine’a, aby znalazł dla niej jakieś zajęcie na kilka miesięcy. Gdy Olivia, wykształcona i elegancka dziewczyna, przybywa na ten koniec świata, jest przerażona. Zupełnie nie wie, co mogłaby robić w posiadłości hodowcy bydła…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 148

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (42 oceny)
19
13
7
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

lekka, łatwa i przyjemna
00

Popularność




Margaret Way

W sercu Australii

Tłumaczyła Zofia Stanisławska

PROLOG

Jestem gotowa na wyzwania, powtarzała sobie Olivia.

Mimo to bała się, że gdy znajdzie się w obcym kraju, poczuje się bardziej nieszczęśliwa niż w domu.

Jestem z rodu Balfour! Dam radę! – dodawała sobie otuchy.

Była tego świadoma, odkąd skończyła siedem lat. Wyrosła na rozważną dziewczynę, która potrafiła dostosować się do różnych okoliczności. Dopiero ostatnio jej wysoka samoocena została wystawiona na próbę.

Zawsze doskonale wypełniała swoje obowiązki. Była dobra zarówno w teorii, jak i w praktyce. Do tej pory umiała zachować spokój i panowała nad swoim życiem. Umiejętność tę zdobyła ciężką pracą. Jako najstarsza z rodzeństwa całe życie opiekowała się siostrami, chociaż nigdy nie pogodziła się z tym, że straciła matkę.

Była przykładem dla pozostałych sióstr i nagle wszystko się zmieniło.

– Jak mogłaś? – spytał ojciec, Oscar Balfour, patrząc na nią z wyrzutem.

Jego niezadowolenie było zrozumiałe. Olivia przez lata robiła wszystko, by sprostać jego oczekiwaniom. Niestety podczas balu charytatywnego zdarzyła się katastrofa. Wybuchł skandal, a rodzina znalazła się w centrum zainteresowania gazet.

Rodzina Balfourów po raz setny organizowała bal charytatywny. Było to wielkie wydarzenie i nikt nie przypuszczał, że dojdzie na nim do bójki. Olivia pobiła się z Bellą, swoją siostrą bliźniaczką.

– Wypchaj się! – zawołała Bella i wymierzyła siostrze siarczysty policzek.

Zapadła złowroga cisza. Bella nigdy dotąd jej nie uderzyła. Nikt w ich rodzinie nie zachowywał się w ten sposób. Powodem kłótni była ich ukochana siostra Zoe.

Wszystkie siostry pojawiły się na wielkim balu we wspaniałych sukniach i rodowej biżuterii. Jedynie buntownicza Bella postanowiła ubrać się inaczej. To ona ustalała nowe trendy w modzie, nosiła awangardowe stroje i wyzywający makijaż. Natomiast Olivia jako najstarsza spośród „cudownych sióstr Balfour” była rozsądna i praktyczna, czasem wręcz staroświecka.

Olivia musiała spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że przez lata traktowała siostrę z wyższością. Uważała, że pięknej Belli brakuje inteligencji. Nie czytała książek, nie skończyła studiów z wyróżnieniem, nie interesowała się sztuką. Bardzo się różniły. Bella podkreślała urodę, Olivia starała się ją ukryć. Nie były identycznymi bliźniaczkami. Bella była podobna do zmarłej matki, pięknej Aleksandry. Olivia bardziej przypominała Balfourów i miała po ojcu niesamowite niebieskie oczy. Była też bardziej odpowiedzialna od siostry, występowała w roli pani domu u boku swojego ojca, zajmowała się działalnością charytatywną i opiekowała rodzeństwem. Za to Bella była niezależna i umiała korzystać z życia.

Choć tak wiele je różniło, ich pierwsza prawdziwa kłótnia miała miejsce na balu. Od dziecka powtarzały, że bliźniaczki trzymają się razem. Były ze sobą bardzo zżyte. Obie też kochały młodszą siostrę Zoe, która, jak się okazało, nie była córką Oscara Balfoura, lecz owocem szaleństwa ich zmarłej matki. Szok był tym większy, że dotąd uważały Aleksandrę niemal za świętą.

Pokłóciły się o to, czy powiedzieć Zoe prawdę. Ich gorąca dyskusja zakończyła się fatalnie i miała poważne konsekwencje dla całej rodziny.

Na szczęście nie pobiły się na oczach gości. Wykazały się rozsądkiem na tyle, że poszły do pokoju i tam zaczęły się obrzucać wyzwiskami. Niestety, nie zamknęły drzwi i ich kłótnię podsłuchał jakiś reporter. Prasa od dawna śledziła każdy krok sióstr Balfour. Reporter zrobił im zdjęcie. Olivia wyglądała na zdenerwowaną, Bella na wściekłą. Dziennikarz usłyszał również treść gorącej dyskusji, którą potem skwapliwie przytoczył w artykule. Następnego ranka wiadomość o kłótni sióstr Balfour obiegła całą rodzimą prasę.

„Kolejne nieślubne dziecko w rodzinie Balfourów”, informowały nagłówki. Na samo wspomnienie tych słów Olivia dostawała gęsiej skórki. Czuła, że poczucie winy będzie ją prześladować do końca życia.

Mieszkały w pałacu. Ich nazwisko widniało w indeksie księgi Who is Who. Ich ojciec był miliarderem. Teraz wszystkie siostry płaciły za wybryk bliźniaczek. Zostało zhańbione dobre imię starego rodu. Nic dziwnego, że ojciec przypomniał im o kodeksie Balfourów, który przechodził z pokolenia na pokolenie. Postanowił wysłać je w świat do czasu, aż ucichnie skandal. Wszystkie córki, a było ich osiem, zaakceptowały decyzję ojca.

– Musicie się zmierzyć ze swoimi słabościami – oznajmił stary Balfour niczym ksiądz z ambony.

Dla Belli wybrał z kodeksu słowo „godność”, zaś Olivia musiała się zmierzyć z ósmym punktem kodeksu, czyli ze słowem „pokora”. Kiedy ojciec wręczył jej kartkę, spojrzała na niego zaskoczona.

– Dlaczego ja? Przecież to mnie nie dotyczy – powiedziała urażona.

Potem jednak przyznała mu rację. Ludzie uważali ją za wyniosłą i zimną jak lód. Uchodziła za najmniej przystępną spośród sióstr. Nie do końca zgadzała się z tą opinią. Może zachowywała się wyniośle, ale robiła to, by chronić swoją prywatność. Utrzymując dystans, broniła się przed światem. Obie z Bellą przeżyły nagłą śmierć matki. Z dnia na dzień zostały pozbawione miłości i dlatego nauczyły się skrzętnie ukrywać uczucia.

Ojciec był nieubłagany.

– Ta nauczka pozwoli wam godnie przejść przez życie i sprawi, że już nigdy nie zhańbicie naszej rodziny – powiedział.

Olivia z goryczą pomyślała, że ojciec ani razu nie wspomniał o swojej roli w całej sprawie.

– Musimy odpokutować za grzechy – przyznała Bella, widocznie nie widząc w postawie ojca nic nagannego.

– Odpokutować za grzechy? Dla mnie to będzie wyzwanie – powiedziała Olivia.

Nie wiedziała, jak trudne będzie to zadanie.

– Błagam, tylko nie Australia! – zawołała, gdy ojciec poinformował ją, dokąd ma jechać.

– Pojedziesz do Australii i już! – Ojciec wbił w nią wzrok. – Postarasz się jak najlepiej wykonać swoją pracę. Poradzisz sobie, jestem spokojny.

Olivia nie mogła pojąć, dlaczego ojciec kazał jej pracować dla człowieka, którego prawie nie znała. Clint McAlpine był australijskim hodowcą bydła, a do tego jedyną osobą, nie licząc Belli, która miała odwagę powiedzieć jej w twarz, że jest wyniosła.

Poznała go na ślubie, był dalekim krewnym ojca.

– Zejdź ze swojej wieży, królewno! – zażartował. – Kontakt ze zwykłymi śmiertelnikami dobrze ci zrobi.

Na wspomnienie jego słów skrzywiła się z niesmakiem. Był milionerem jak jej ojciec, ale to nie dawało mu prawa, by ją poniżać.

Oscar miał udziały w firmie McAlpine’a i może dlatego zdecydował się ją tam posłać. Kiedyś przyjaźnił się z nieżyjącym już ojcem Clinta, który pochodził z dobrej angielskiej rodziny. Dwa dni po skandalu Olivia stała na australijskiej ziemi, gotowa stawić czoło nowym wyzwaniom.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Olivia często latała samolotem, ale nie lubiła podróżować. Lot do Australii uznała za największy wyczyn w swoim życiu. Najpierw poleciała z Londynu do Singapuru, siedząc czternaście godzin w ciasnym samolocie. Po nocy spędzonej w luksusowym hotelu udała się do tropikalnego miasta Darwin, w północnej Australii.

Podczas lotu nie była w stanie spać ani czytać. Wciąż rozpamiętywała swój spektakularny upadek. Musiała jak najszybciej się z niego podnieść. Za pięć miesięcy, drugiego października, ma się spotkać z siostrami w Londynie na urodzinach ojca. Należało zacisnąć zęby i zrobić wszystko, by odzyskać szacunek Oscara.

Wyjrzała przez okno na turkusowe morze. Samolot zniżył się do lądowania i w oddali widać było Darwin. Nie miało takiego rozmachu jak Nowy Jork czy europejskie stolice. Przypominało prowincjonalne, tropikalne miasto na obrzeżach imperium. Na pewno panował tam straszny upał. Znała klimat tropików, ponieważ jej ojciec miał wyspę na Karaibach. W domu nazywano Olivię „angielską różą”, a róże nie znoszą wysokich temperatur. A mimo to ojciec wysłał ją właśnie do Darwin. Zawsze była mu posłuszna i starała się, żeby był z niej dumny, podczas gdy Bella bawiła się i romansowała.

– Nie traktuję tego poważnie! – mówiła.

Wszyscy zachwycali się urodą Olivii, nazywając ją „angielską różą”, ale ona czuła, że niebezpiecznie zbliża się do wieku, gdy zaczną mówić o niej „stara panna”. Ubierała się jak osoba o dziesięć lat starsza. Żyła pod ciągłą presją, chcąc za wszelką cenę zadowolić ojca. Czas płynął nieubłaganie. Bella miała za sobą niezliczone romanse i wciąż ktoś się jej oświadczał. Olivii zaproponowano małżeństwo dwa razy i w obu przypadkach kandydaci byli beznadziejni. Najpierw oświadczył się Geoffrey, potem Justin. Była pewna, że zrobili to ze względu na jej ojca. Natomiast Belli mężczyźni oświadczali się ze względu na jej urodę. Była seksowna, intrygująca, szalona, odważna i z chęcią odsłaniała piękne ciało. Przy niej Olivia wyglądała jak zakonnica, a do tego wydawała się nudna i bezbarwna. Było jej z tego powodu przykro, ale nie potrafiła się zmienić.

Nie wiedziała, co ma robić w Australii. Północne Terytorium kojarzyło jej się z dziczą. Nie chciała tam jechać, ale musiała wykonać zadanie. W jej żyłach płynęła przecież błękitna krew Balfourów.

Z okna samolotu patrzyła na zabudowany brzeg półwyspu. Przed przyjazdem przeczytała kilka informacji na temat miasta. Darwin było zniszczone dwa razy: po raz pierwszy podczas nalotu Japończyków w lutym 1942 roku, kiedy na miasto spadło więcej bomb niż w czasie nalotu na Pearl Harbour; po raz drugi w 1974 roku, kiedy nawiedził je tropikalny cyklon „Tracy”.

McAlpine nie był zbyt uprzejmy, ale kobiety go uwielbiały. Mimo braku ogłady nie był prymitywnym osiłkiem i posiadał wykształcenie. Olivia nie wiedziała, co o nim myśleć. Z jednej strony robił wrażenie nieokrzesanego kowboja, który nie przebiera w słowach, z drugiej jednak świetnie sobie radził jako szef wielkiej, dobrze prosperującej firmy. To dlatego Oscar miał w niej udziały.

Olivia kochała i szanowała ojca, ale wiedziała, że niczego nie robił bezinteresownie. Nie był dobrodusznym, kochanym tatusiem, o jakim marzyły z Bellą. Interesowała go władza, pieniądze i kobiety. Nie miał czasu dla córek. Olivia i Bella wychowywały się więc bez ojca. Oscar miał za sobą trzy małżeństwa, jedną katastrofalną w skutkach przygodę i niezliczone romanse, o których wolała nie wiedzieć. Próbowała też wyrzucić z pamięci fakt o romansie swojej matki. Być może miała ona ku temu powody.

Olivia dowiedziała się, że McAlpine był żonaty z australijską dziedziczką, ale ich małżeństwo się rozpadło. Przypuszczała, że McAlpine bił i zdradzał swoją żonę. Mieli córkę, która po ich rozstaniu zamieszkała z matką. Przedsiębiorca i milioner nie ma czasu zajmować się dzieckiem.

Musiała przyznać, że McAlpine był wyjątkowo przystojny. Zamierzała jednak skupić się na pracy. Stuprocentowi mężczyźni tacy jak McAlpine budzili w niej grozę. Gustowała raczej w subtelnych Anglikach, takich jak Justin.

Wiedziała, że nie może ufać McAlpine’owi. Dlatego postanowiła pokazać mu, gdzie jest jego miejsce. W końcu była panną Balfour, odpowiedzialną i szanującą się kobietą, której nikt nigdy nie musiał pilnować. Teraz jej głównym zadaniem było odzyskać godność i wrócić do domu jako dojrzała, otwarta na ludzi i tolerancyjna osoba, która bez problemu będzie przyjmować cudze rady.

Stała przed halą przylotów i nerwowo rozglądała się dookoła. Wyglądało na to, że McAlpine o niej zapomniał. Był maj, więc powinno być chłodniej, ale na lotnisku panował straszliwy upał. Na intensywnie błękitnym niebie świeciło słońce, a dookoła rosły palmy. Tropikalna roślinność miała ostre kolory, a w powietrzu unosiły się dziwne, nieznane w Europie zapachy. Oślepiające promienie słońca spływały na ziemię ognistymi wstęgami.

Oszołomiona Olivia przechadzała się po chodniku, gdy nagle zderzyła się z jakimś człowiekiem.

– Przepraszam – powiedziała, chociaż korciło ją, żeby zwrócić mu uwagę.

– Nic nie szkodzi, złociutka!

Zaskoczona uniosła głowę i spojrzała na dziwnie ubranego mężczyznę. Miał na sobie krótkie dżinsowe spodenki i podkoszulek bez rękawów.

– Mogę w czymś pomóc? – spytał.

– Nie, dziękuję. Czekam na kogoś.

– Szczęściarz z niego!

Ruszyła przed siebie, przedzierając się przez tłum pasażerów, wciąż oszołomiona egzotyczną przyrodą, która ją otaczała.

Nawet na Karaibach nie widziała tak skąpo ubranych ludzi, tylu ładnych dzieci, dziewczynek i kobiet o egzotycznej urodzie. Miały piękne czarne oczy, a skórę w różnych odcieniach brązu, od miodowego po czekoladowy. Wszystkie były szczupłe i zgrabne. Czuła się wśród nich jak żyrafa i wstydziła się swojej jasnej cery. Bella miałaby tu nie lada konkurencję. W żyłach tych ludzi płynęła krew Aborygenów, Indonezyjczyków, mieszkańców Nowej Gwinei, Chińczyków i innych ludów zamieszkujących południowo-wschodnią Azję. Niezależnie od pochodzenia, wszyscy byli Australijczykami i mówili z tym samym, charakterystycznym akcentem.

Rozglądając się dookoła, miała wrażenie, że jest w Azji. Miasto Darwin było prawdziwym tyglem kultur. Pięćdziesiąt narodowości, sto tysięcy mieszkańców i wszyscy zdawali się koczować na lotnisku, czekając na lot lub na kogoś z rodziny. Przypomniała sobie, że do Darwin z całego świata zjeżdżali turyści chcący zwiedzić Park Narodowy Kakadu oraz dzikie lasy Arnhem Land. Była pewna, że są to przepiękne tereny, ale nie miała pojęcia, jak można cokolwiek zwiedzać w takim upale.

Mimo to nie zamierzała zdjąć żakietu od Armaniego ani paradować po ulicy we wzorzystym staniku, wiązanym na szyi topie i szortach, jak robiła większość tutejszych kobiet. Miała na sobie dopasowaną spódnicę i jedwabną bluzkę. Teraz żałowała, że nie zdjęła marynarki. Była cała mokra. Przyglądając się mieszkańcom Darwin, zdawała sobie sprawę, że wygląda śmiesznie. Nikt się tak nie ubierał.

Ludzie przyglądali jej się z ciekawością. Wyróżniała się wyglądem.

– Wszystko w porządku, kochanie?

Z wielobarwnego tłumu wyłoniła się ciemnoskóra kobieta w wieku około trzydziestu lat. Miała na sobie sukienkę w kwiaty, a na stopach plastikowe klapki. Z czarnych oczu nieznajomej biła pewność siebie. Jej życzliwość sprawiła, że Olivia od razu ją polubiła, choć zwykle niełatwo przekonywała się do ludzi.

– Dziękuję. Wszystko w porządku.

– Nie wyglądasz dobrze, słonko – powiedziała kobieta.

Olivia miała nogi jak z waty, a czoło zroszone potem.

– Jesteś blada, a twoja porcelanowa buzia jest cała mokra. Może usiądziesz? – zaproponowała kobieta i rozejrzała się za ławką. – Miałaś długi lot. Pewnie jesteś Angielką. Na pewno, łatwo poznać po akcencie – roześmiała się. – Bez obrazy! Mój pradziadek też był Anglikiem. Chodź, usiądziemy, zanim zemdlejesz.

– Ja nigdy nie mdleję – odparła Olivia dumnie, ale pozwoliła, by kobieta zaprowadziła ją w bardziej ustronne miejsce.

– Zawsze jest ten pierwszy raz – powiedziała nieznajoma. – Podobno pięciu na dziesięciu ludzi raz w życiu mdleje. Ja zemdlałam, kiedy zraniono mnie strzałą, oczywiście przez przypadek. Prawie umarłam.

– Strasznie tu gorąco – szepnęła Olivia, z ulgą siadając na ławce.

– Dobrze, że nie wiesz, jak tu jest w porze deszczowej – zauważyła kobieta, siadając obok Olivii. – Co tu robisz, kochanie? Dziwne wyglądasz.

– Dziwnie? – Olivia poczuła, jak wyparowuje z niej pewność siebie.

– Coś jest w tobie takiego... – kobieta urwała, bacznie przyglądając się Olivii – ...jakby ktoś cię zranił. Przytrafiło ci się coś niedobrego? Nie martw się. Tutaj szybko dojdziesz do siebie.

Tajemnicza nieznajoma patrzyła jej głęboko w oczy, jakby chciała ją zahipnotyzować. Może to była czarownicą?

– Byłaś jak ptak w klatce. Chciałaś uciec – ciągnęła kobieta śpiewnym głosem. – Szamotałaś się i biłaś skrzydłami o kraty. Żeby się wyzwolić, trzeba bardzo tego chcieć.

– Może bałam się sama latać? – Olivia zdobyła się na szczerość.

– Pamiętaj, że zawsze możesz się wyzwolić.

Olivia nie przypuszczała, że na lotnisku w Darwin spotka wróżkę. Z rozbrajającą szczerością przyznała:

– Czekam tu na pana Clinta McAlpine’a. Mam dla niego pracować.

– Clint cię wynajął?

– Zna go pani? – spytała zdziwiona.

– My tu wszyscy mówimy o nim Clint – wyjaśniła kobieta, klepiąc ją po ramieniu. – Kochamy go! To wspaniały facet i godny następca swojego ojca, który teraz przechadza się po Mlecznej Drodze, gdzie mieszkają nasi przodkowie. A tak przy okazji, nazywam się Bessie Malgil. Powinnam wcześniej się przedstawić. Wszyscy mnie tu znają. Maluję. A ty jak się nazywasz, moja „lady”?

– Olivia Balfour. Bez tytułu.

– Nie musisz go używać. Jest wypisany na twojej twarzy. Odważna z ciebie dziewczyna, że przyjechałaś na koniec świata. Pewnie mieszkasz u królowej w pałacu.

– Ależ skąd – zaprzeczyła. Gwałtowny ruch sprawił, że zakręciło jej się w głowie. – Jestem normalną dziewczyną. Po prostu lubię wyzwania.

– Dzisiaj odpuść sobie wyzwania, słonko. Może najpierw zdejmij ten kaftan bezpieczeństwa. Jest ładny, ale przegrzałaś się. Clint po ciebie przyjedzie?

– Mam nadzieję.

Bessie pomogła jej zdjąć żakiet.

– Jeśli obiecał, to na pewno będzie – zapewniła Bessie. – Ostatnio ma urwanie głowy. W zeszłym tygodniu sprzedał dwie duże farmy w Queensland. O wilku mowa!

Olivia poderwała się na równe nogi. Patrzyła na przesuwający się tłum, szukając wzrokiem McAlpine’a.

– Tam – wskazała ręką Bessie.

To był Clint McAlpine? Ten wysoki, dziki człowiek, który zbliżał się do niej wielkimi krokami? Wyglądał jak kowboj z prerii albo bohater filmu przygodowego. Miał na sobie koszulę i spodnie w kolorze khaki, skórzany pasek z masywną metalową klamrą oraz kowbojskie buty na obcasie. Na głowie nosił lekko przekrzywiony kapelusz z szerokim rondem, spod którego wystawały kasztanowe włosy. Z powodzeniem można by je zebrać w koński ogon. Ogorzałą twarz pokrywał kilkudniowy zarost.

Olivia patrzyła na niego oniemiała. W Londynie wyglądał zupełnie inaczej. Była przerażona. Tu, na australijskiej ziemi, Clint McAlpine przypominał dzikie zwierzę, a nie bogatego biznesmena.

Widząc ją, zerwał z głowy kapelusz i energicznie zamachał. Poczuła, że jej twarz oblewa się rumieńcem. Ten człowiek był niebezpieczny i zupełnie inny niż ludzie, z którymi do tej pory miała do czynienia. Nie wyobrażała sobie, jak będzie mogła dla niego pracować.

Zrobiła jedyną rzecz, na jaką było ją w tej chwili stać – zemdlała.

Dotąd żadna kobieta nie zemdlała na jego widok, do tego tak piękna i elegancka. Przypomniał sobie, jak go drażniła, gdy się poznali. Olivia Balfour, Królowa Śniegu. Dopiero przyjechała, a już wywołała zamieszanie.

– Biedactwo! – powiedziała Bessie, układając szczupłe ciało Olivii na ławce.

– Mierzy grubo ponad metr siedemdziesiąt – zauważył oschle Clint.

– To prawda, ale jest taka delikatna.

– Dobrze, że przyszłaś na czas.

– Wiedziałam, że to się tak skończy. Za ciepło się ubrała – powiedziała Bessie i zdjęła ze stóp Olivii drogie skórzane buty. – Nie przywykła do gorąca. Jak ona sobie u nas poradzi?

– Niedługo się dowiemy – odparł, patrząc na bladą twarz panny Balfour.

Miała wyjątkowo długie rzęsy, które po chwili zaczęły się poruszać. Clint rozpiął kilka guzików jej bluzki. Było prawie czterdzieści stopni Celsjusza.

– Bessie, idź po wodę.

– Robi się, szefie – powiedziała Bessie.

Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że w ich stronę biegnie atrakcyjna brunetka z obsługi lotniska, trzymając w ręku pojemnik z wodą.

– Wszystko w porządku? – spytała kobieta, patrząc w zielone oczy Clinta, zamiast na ofiarę.

– Już się ocknęła – odparł i ujął nadgarstek Olivii, by sprawdzić puls. – Dziękuję – zwrócił się do brunetki, biorąc od niej wodę.

– Bardzo proszę, panie McAlpine – odparła, zalotnie mrugając ciężkimi od tuszu rzęsami. – Jeśli potrzebny jest lekarz, zaraz się tym zajmę.

– Nie trzeba – odparł Clint i delikatnie poklepał Olivię po policzku.

Jej skóra była mokra, lecz chłodna.

– Zmęczył ją długi lot i za ciepło się ubrała. Wystarczy zimna woda – powiedział.

Mimo jego zapewnień brunetka nie chciała odejść. McAlpine przyzwyczaił się, że kobiety starały się na różne sposoby ściągnąć na siebie jego uwagę.

– Naprawdę dziękuję.

Kobieta z trudem oderwała od niego wzrok, po czym odeszła.

Olivia otworzyła oczy. W pierwszej chwili myślała, że umarła i znalazła się w piekle. Było tak gorąco, że nie miała czym oddychać. Szybko jednak przypomniała sobie, gdzie się znalazła.

– Czy ja zemdlałam?

– Królowa wróciła – odezwał się cicho. – Tak, zemdlała pani. Teraz uniosę lekko pani głowę. Proszę napić się wody.

– Bessie?

– Jestem tu, słonko – odezwała się Bessie, gotowa roztoczyć opiekę nad tą delikatną i piękną istotą.

– Już mi lepiej. Mogę wstać. – Olivia poruszyła się niespokojnie.

– Chwileczkę! – powiedział McAlpine i podciągnął Olivię tak, by jej głowa spoczęła na jego ramieniu.

– Bessie, daj jej wody.

Olivia czuła ciepłe ramię McAlpine’a, delikatny zapach potu, męskich hormonów i traw. Wróciło przerażenie i niepewność.

– Spokojnie, nikt pani nie skrzywdzi – odezwał się McAlpine, jakby zgadywał jej myśli. – Musi pani tylko odpocząć.

– Będzie dobrze, złotko. – Bessie posłała jej promienny uśmiech i przytknęła plastikowy pojemnik do jej ust.

Olivia wzięła łyk i poczuła ulgę. Nic nie smakowało lepiej od zimnej wody.

– Proszę pić małymi łykami – upomniał ją McAlpine.

Posłuchała rady i wolno opróżniła pojemnik.

– Mogę usiąść?

– Proszę bardzo. – McAlpine pomógł jej oprzeć się plecami o ławkę.

Choć włosy miała w nieładzie, spódnicę lekko przesuniętą, a bluzkę rozpiętą, nadal wyglądała elegancko.

– Jak się pani czuje? – spytał.

– Wszyscy na mnie patrzą – szepnęła zakłopotana.

Rzeczywiście. Wokół zebrała się grupka