Uwikłani. Chandler - Laurelin Paige - ebook

Uwikłani. Chandler ebook

Laurelin Paige

4,3

Opis

ŻYWIOŁOWA NAMIĘTNOŚĆ GODNA PRZEDSTAWICIELA RODU PIERCE

Obłędnie przystojny biznesmen przy stole konferencyjnym prezentuje się nienagannie. Jeśli chodzi o stoły, to twierdzi, że są lepsze od łóżka. Przynajmniej, jeśli chodzi o seks.

Chandler Pierce rzuca na kobietę czar zawadiackiego playboya. Krótkim i treściwym spojrzeniem powoduje, że jej spódniczka sama się podwija. Mówią, że jego zbyt duża pewność siebie to szczyt bezczelności, ale jeśli chodzi o szczyty to słynie raczej z ich wywoływania.   

Młodszy brat Hudsona nie snuje wizji przyszłości u boku jednej kobiety. To nie w jego stylu. Jednak, kiedy poznaje Genevive Fasbender wszystko się zmienia. To pierwsza kobieta, która śmie twierdzić, że NIKT, nawet taki ogier jak Chandler, jej nie zaspokoi. Oburzony Pierce tak tego nie zostawi. Genevive jest zadziorna, odważna i uparta jak cholera. Oj, jeszcze się przekona, że kto, jak kto, ale Chandler jest mistrzem dogadzania.

NAJSEKSOWNIEJSZA POWIEŚĆ SEZONU

___

Ta książka wstrząsnęła moim światem. – Emma Hart, bestsellerowa autorka listy „The New York Times”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (693 oceny)
385
177
104
20
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewasadel

Nie oderwiesz się od lektury

, ❤️
00
Monache

Nie oderwiesz się od lektury

myślałam, że to Hudson skradł moje serce, ale zdecydowanie to Chandler więcej razy wzbudził uśmiech na mojej twarzy...
00

Popularność




– Czy mógłbyś utrzymać swojego fiuta w spodniach chociaż przez jedną noc?

Pytanie Hudsona miało przyciągnąć moją uwagę i rzeczywiście tak się stało. Prawdę mówiąc, aż do tej chwili słuchałem większości z tego, co mówił. A przynajmniej skupiałem się na tych urywkach, które mnie interesowały.

Okej, może jednak nie było tego aż tak dużo.

– Raczej nie. Po pierwsze, nie planuję spać w spodniach od piżamy. Po drugie, jednak zamierzam usnąć tej nocy – oznajmiam, parkując przed Muzeum Sztuki Whitney. – Chociaż jeszcze nie wiem, o której się położę – dodaję, bo wiem, że rozdrażnię tym mojego brata.

Hudson wzdycha ciężko, zirytowany.

– A czy mógłbyś trzymać fiuta w spodniach przynajmniej podczas gali?

Wyjmuję komórkę z uchwytu na telefon, a tryb blue­tooth wyłącza się automatycznie. Przykładam urządzenie do ucha.

– Hmm… – Udaję, że się nad tym zastanawiam. Wychodzę z samochodu i zapinam marynarkę od smokingu.

– Niezła bryka – mówi parkingowy, nie dbając o to, że rozmawiam przez telefon.

Wyciągam z portfela banknot pięćdziesięciodolarowy i pokazuję go chłopakowi.

– Dbaj o nią, a to będzie twój napiwek.

– Tak, panie Pierce.

Gdyby Hudson tu był, skrzywiłby się, słysząc wypowiedziane nazwisko. Możliwe, że parkingowy kojarzy mnie z ostatniej listy „Najbogatszych mężczyzn przed trzydziestką”. To pierwszy rok, gdy jestem w rankingu, bo kilka miesięcy temu skończyłem dwadzieścia cztery lata i w końcu mam dostęp do swojego funduszu powierniczego. Jednak po chwili stwierdzam, że wytatuowany chłopak z końskim ogonem, który wygląda na Włocha, raczej nie jest osobą czytającą „Forbesa”. A to oznacza, że najprawdopodobniej zna mnie z internetowych stron plotkarskich. Tak naprawdę jest mi obojętne, jaką mam reputację. To mój starszy brat zwraca na to uwagę.

A mówiąc o Piersie…

– Czy mógłbym go trzymać w spodniach aż do końca gali? – powtarzam jego wcześniejsze pytanie, ruszając w stronę wejścia do muzeum. – Nie wiem. A ile ta uroczystość ma potrwać? – Tylko się droczę z Hudsonem. Tak łatwo go rozdrażnić. A na poważnie, co mam mu niby powiedzieć? Przecież nie będę szukać dziewczyny, która zrobi mi na tej imprezie loda.

No chyba że któraś sama będzie się do tego pchać…

– I nie podrywaj nikogo, gdy już tam będziesz.

Teraz przesadził.

– Czy to płacz dziecka? – pytam. Tak naprawdę nie słyszałem żadnego płaczu, ale prawdopodobieństwo, że w pobliżu Hudsona znajduje się jakiś dzieciak, jest wysokie. Ostatnio urodziły mu się bliźniaki i dlatego to ja muszę być dzisiaj w tym miejscu.

– Mówię poważnie, Chandler.

Jak na zawołanie w tle naprawdę rozlega się płacz dziecka.

– Nie powinieneś mu dać smoczka czy coś? – sugeruję.

Hudson ignoruje moje pytanie.

– To jest ważne wydarzenie – beszta mnie surowym tonem. – Accelecom chce zawrzeć umowę z Werner Media i koniecznie musimy zrobić na nich dobre wrażenie.

– Tak, tak, tak – mamroczę pod nosem. Przecież doskonale wiem, jak to działa. Mówił mi już o tym siedemnaście razy tego dnia i chyba kilkaset w ciągu tygodnia. Właściwie każda nasza rozmowa, jaką ostatnio odbyliśmy, dotyczyła gali charytatywnej Accelecom, co jest dość dziwne, nawet jak na mojego brata pracoholika. Głównie dlatego, że Media Werner to nie nasza firma. Oczywiście należy do zaprzyjaźnionej rodziny, ale tak naprawdę Wernerowie nie są już nam specjalnie bliscy od czasów, gdy skończyłem liceum. A więc kogo, do cholery, interesuje, czy zrobię dobre wrażenie?

Nagle przychodzi mi na myśl pytanie.

– Co konkretnie chcesz zyskać na mojej obecności podczas dzisiejszej gali? Fuzja Werner–Accelecom nie ma nic wspólnego z Pierce Industries, prawda?

W słuchawce zalega cisza.

– To okazja dla ciebie – mówi w końcu. – Będzie tam bardzo dużo dziennikarzy, więc jeśli zachowasz się przykładnie, powinni napisać o tobie coś pozytywnego. Jakiś artykuł, który nie dotyczy córki burmistrza.

Ta odpowiedź jest wkurzająca. Wprowadził mnie do rodzinnego biznesu, więc formalnie jestem właścicielem Pierce Industries, podobnie jak on, ale nie znoszę, gdy traktuje mnie jak przeciętnego pracownika. Jesteśmy zupełnie innymi ludźmi, nie tylko jeśli chodzi o nastawienie do kariery, ale też wygląd fizyczny – ja mam niebieskie oczy, a jego są brązowe, ja jestem blondynem, a on brunetem. Jednak mimo różnic między nami równie mocno jak on chcę, by nasza firma odnosiła sukcesy. Pragnę, by nasze wysiłki się opłaciły, i wiem, że on też sobie tego życzy. Hudson jest poniekąd niewolnikiem swojej pracy, ale ja również pracuję ciężko.

Cóż, wystarczająco ciężko. Ale nie jestem teraz w nastroju, by się z nim kłócić. Wolę więc zmienić temat.

– Rany, jak ten dwój dzieciak ryczy. Nie wiedziałem, że praktykujesz metodę „na wypłakanie się”. Rozumiem, że nie jesteś młodzieniaszkiem, ale czy naprawdę wychowujesz dziecko jak w latach dziewięćdziesiątych? No stary, przestań.

– Chandler – ostrzega Hudson groźnym tonem. Myśli, że to mnie wystraszy.

Spoiler: Hudson mnie nie przeraża.

– Dobra, rozłączam się – rzucam, wchodząc do muzeum.

– Czy do ciebie dociera, co mówię?

– Tak, rozumiem, tato – odpowiadam.

Spodziewam się, że odwarknie mi, słysząc ten komentarz, ale coś go rozprasza.

– Ja go wezmę. – Słyszę, jak mówi, ale dźwięk jest przytłumiony, jakby zakrył słuchawkę dłonią. – Chandler, muszę pomóc Alaynie z dziećmi – zwraca się do mnie.

– W końcu. Nie chciałbym musieć pozywać cię o znęcanie się nad nimi – odpowiadam i rozłączam się bez pożegnania. Potem wyciszam telefon i wsuwam go do kieszeni marynarki. Dzieci Hudsona zajmą go tylko na chwilę. Prędzej czy później znowu się do mnie przyczepi, mimo że pojawiłem się na tym wydarzeniu zamiast niego. I z tego, co mi wiadomo, jestem tu po godzinach.

Rzecz w tym, że obawy Hudsona nie są bezpodstawne. Nie dlatego, że nie potrafię utrzymać fiuta w spodniach, ale że przez większość czasu po prostu nie chcę tego robić.

Co mam powiedzieć? Uwielbiam kobiety.

Na szczęście one mnie zazwyczaj też. Bo dlaczego miałyby mnie nie uwielbiać? Jestem czarujący, młody, przystojny i mądry. Jestem świetny w tym, co robię, nieważne, że Hudson mówi wszystkim co innego. Och, i nie zapominajmy o tym, że jestem obrzydliwie bogaty. Uchodzę za ucieleśnienie erotycznych fantazji kobiet.

Jednak najbardziej imponującą kwestią jest moje łóżkowe portfolio – to żaden sekret, że zawsze zaspokajam kobiety. Przysięgam na nazwisko rodziny Pierce’ów, jeszcze żadna nie wyszła z mojej sypialni, nie otrzymawszy najpierw co najmniej dwóch orgazmów. Moim celem jest zapewnienie każdej trzech, ale jestem świadom tego, że są czynniki niezależne ode mnie, które wpływają negatywnie na kobietę. Może być zmęczona. Może myśli o czymś innym. Może nie jest dobra, jeśli chodzi o odprężanie się. Jak by nie było, ja to rozumiem. Ale mimo wszystko dwa orgazmy muszą być.

Zanim wyjdę na zbyt szlachetnego, pozwólcie, że wyjaśnię – te orgazmy są dla mnie. Nie ma nic lepszego niż poczucie, jak cipka zaciska się wokół mojego fiuta, bo to sprawia, że dochodzę jeszcze szybciej – myślę, że takie doznania są najlepszą definicją nieba.

Prawdę mówiąc, jestem taki hojny, bo wierzę w tran­sakcję wymienną. To, co dajesz światu, wraca potem do ciebie. Im szczęśliwsza kobieta, tym chętniej zadowoli także mnie. Jestem facetem, który woli numerki na jedną noc – i zawsze powiadamiam o tym na samym początku – więc mam powodzenie. Jestem polecany innym. To „model biznesowy” przynoszący sukcesy.

Czasami te sukcesy są za duże, bo gdy wchodzę do muzeum, od razu zauważam, jak patrzą na mnie te wszystkie kobiety.

Wystarczy jeden rzut oka na pomieszczenie i już wiem, że dzisiejszej nocy nie przysporzę bratu problemów. Na sali znajduje się typ kobiet, który mi się nie podoba. To żony bogatych mężczyzn, ich trofea, znudzone życiem. To kuguarzyce, co tydzień kręcące się wokół innego faceta. Bogate damy, które nieustannie noszą bieliznę wyszczuplającą ze spandeksu, a w ich ciała zostało wstrzyknięte tyle botoksu, że żadna część się nawet nie trzęsie – a gdy jakaś kobieta leży pode mną, zdecydowanie wszystko powinno podskakiwać i drżeć.

Poza nimi na sali są jeszcze kobiety, z którymi już byłem, a ja nie lubię wchodzić dwa razy do tej samej rzeki.

No cóż, niech więc ta wycieczka będzie prosta, łatwa i przyjemna, bo tak właśnie lubię. Rozglądam się ponownie, ale tym razem szukam okazji, by „zrobić dobre wrażenie”, jak powiedział Hudson. Układam w głowie plan. Muszę poprzymilać się do szefów z tego samego ośrodka rekreacyjnego dla zamożnych co mój ojciec. Potem przywitam się z Warrenem Wernerem, którego właśnie zauważyłem przy stole z fondue, a następnie złożę ofertę w licytacji odbywającej się w pokoju obok, bo chcę, żeby obecność Pierce’ów została dziś odnotowana.

Ale najpierw potrzebuję drinka.

Obok mnie przechodzi kelnerka z tacą kawioru.

– Przepraszam. Czy jest tu gdzieś bar? – pytam.

Kobieta przekrzywia głowę, uśmiechając się do mnie flirciarsko, gdy mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu. Hmm, ona mogłaby być opcją na dzisiejszy wieczór…

Ale ta dziewczyna pracuje, więc musiałbym kręcić się tutaj do końca imprezy, czekając, aż wyjdzie, żebym mógł spuścić trochę pary. Wiem jednak, że przyjęcie okaże się wyjątkowo nudne.

Tym bardziej że kobieta odpowiada:

– Kelnerzy rozdają szampana. Jest też poncz z alkoholem. Najpewniej już został podany.

– Szlag. Mogłem wziąć ze sobą piersiówkę. – Chociaż gdybym ją ze sobą zabrał, byłaby wypełniona szkocką single malt, a to alkohol, którego nigdy bym z niczym nie zmieszał, a już na pewno nie z ponczem owocowym. Puszczam oko do kelnerki i mówię: – Ale dzięki za pomoc.

Widzę, że dziewczyna nie miałaby nic przeciwko dalszej pogawędce, więc ulatniam się, zanim przyszedłby jej do głowy jakiś pomysł. Po niedługiej rozmowie z ludźmi, z którymi kiedyś robiłem interesy, wpadam prosto na Warrena.

– Chandler! Nie spodziewałem się zobaczyć cię tu dzisiaj. Gdzie jest Hudson? – pyta. Ten człowiek jest dla mnie prawie jak ojciec, a przynajmniej był nim, gdy dorastałem, bo widywałem go równie rzadko co własnego ojca. Innymi słowy, muszę z nim porozmawiać, ale będzie to cholernie nudne doświadczenie.

Uśmiecham się najlepiej, jak potrafię.

– Alayna urodziła wcześniej. Wziął sobie trochę wolnego – oznajmiam, zaznaczając palcami w powietrzu cudzysłów przy słowie „wolne”, bo obaj dobrze wiemy, że mój brat pracuje nawet podczas snu.

– Och, tak. Teraz sobie to przypomniałem. – Prosi, żebym przekazał im od niego najszczersze gratulacje, a następnie obowiązkowo zaczyna wypytywać mnie o resztę mojej rodziny, więc odpowiadam posłusznie.

Small talk tego rodzaju jest najgorszy. Umieram w środku, gdy wypowiadam wszystkie te miłe słowa. Udaje mi się przetrwać, bo podczas rozmowy myślę o tym, że gdy już będę wolny, udam się do Sky Launch na prawdziwego drinka lub pojadę do innego klubu nocnego, gdzie seks jest praktycznie pozycją w menu.

W końcu, gdy już Warren szczegółowo opowiedział mi o swoich planach na zbliżającą się emeryturę, uprzejmie pytam o jego córkę Celię. To koleżanka Hudsona z dzieciństwa, najprawdopodobniej też kochanka, matka jego nienarodzonego dziecka i na koniec przyjaciółka. Nigdy nie rozumiałem ich skomplikowanych relacji.

Mina Warrena nadal wygląda na przyjazną, jednak jego wzrok się wyostrza i widzę, że wolałby ze mną o tym nie rozmawiać. Kiedy byłem zbyt młody, by zostać wtajemniczonym w przyczynę konfliktu między naszymi rodzinami, czułem, że najważniejszym powodem jest niepoślubienie przez Hudsona córki Warrena.

– Wszystko u niej w porządku – mówi krótko. – Obecnie jest w mieście. Właściwie miała się tu dzisiaj pojawić, ale dopadł ją koszmarny ból głowy i musiała odmówić. – Albo bała się, że wpadnie na Hudsona, myślę. – Wiesz, że jest teraz po ślubie, a jej mąż…

Nagle przerywa mu młody mężczyzna, który klepie go po ramieniu i mówi:

– Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Fasbender pana szuka.

Fasbender. Rozpoznaję to nazwisko. Jest właścicielem Accelecom i najprawdopodobniej człowiekiem, z którym powinienem się dzisiaj koniecznie spotkać. Hudson by tego chciał.

I właśnie dlatego nie mam zamiaru się wysilać. Już i tak za bardzo dzisiaj wszystkim nadskakiwałem. Jeśli Hudson oczekiwał czegoś więcej, mógł być bardziej precyzyjny, gdy prosił mnie o przysługę. Poza tym on musi nauczyć się radzić sobie z rozczarowaniem, a nikt mu nie da lepszej lekcji niż ja.

Obok mnie przechodzi kelner z tacą, więc biorę dla siebie kieliszek szampana i udaję się do pomieszczenia, gdzie odbywają się aukcje. Przeglądam rzeczy wystawione do licytacji. Mijam szybko najpopularniejsze obrazy – łódź mieszkalna, winnica we Francji, prywatna wyspa w pobliżu Malty – i staję przed najbardziej ordynarnym dziełem sztuki, jakie w życiu widziałem. Otacza je ostentacyjna złota rama, szeroka na dwanaście centymetrów. Kwadratowe płótno, którego jeden bok ma długość około siedemdziesięciu pięciu centymetrów, jest pokryte fallicznymi pociągnięciami pędzla w kolorze czerwonym. Ten obraz to abstrakcja. Jest odważny i pretensjonalny. Patrzenie na niego wzbudza we mnie gniew.

Jest idealny.

Z kieszeni marynarki wyciągam długopis i wpisuję się pod obrazem na karcie aukcyjnej. Potrajam ofertę poprzedniej osoby. Uśmiecham się pod nosem, po czym dopisuję nazwisko Hudsona i jego numer służbowy, a następnie wkładam długopis z powrotem do kieszeni.

No i proszę. Dla efektu przy wychodzeniu zapozuję do kilku zdjęć, ale poza tym moja praca tu została wykonana. I nawet nie wpakowałem się w kłopoty. Niech to będzie prezent ode mnie z okazji narodzin bliźniaków, Hudsonie.

Wypijam zbyt słodkiego szampana i obracam się, by poszukać miejsca, w którym mógłbym odstawić kieliszek, po czym ruszam przez muzeum do wyjścia.

I wtedy ją zauważam.

Gdy na nią patrzę, powietrze dosłownie uchodzi mi z płuc. Przysięgam, że na jej sylwetkę pada struga światła. Co za banał, prawda? Nawet podnoszę wzrok, by przyjrzeć się sufitowi i sprawdzić, czy jest tam jakaś lampa, która rzucałaby na nią ten blask. Jednak niczego nie znajduję, mimo że ona naprawdę aż promienieje.

Przywieram do podłogi i ignoruję ludzi, którzy mijają mnie po drodze do pokoju aukcyjnego. Spijam piękno stojące po drugiej stronie pomieszczenia. Przyglądam się zgrabnym nogom, seksownie zaokrąglonym biodrom i pełnym ustom. Dziewczyna ma na sobie koronkową sukienkę tubę – moja siostra prowadzi butik, więc znam się na rzeczy – o prostym kroju, ale eleganckim wzorze, dzięki któremu wygląda lepiej niż niejedna starsza kobieta na sali, bo większość z nich założyła dzisiaj obcisłe, połyskujące suknie do ziemi. Ta dziewczyna jest wysoka, ale nie przesadnie. Na jej stopach dostrzegam buty na niedużej szpilce, dzięki czemu jej wzrost jest idealny do całowania. Nie musiałbym się pochylać, żeby nasze usta się spotkały. To też wystarczająca wysokość do tego, bym patrzył jej prosto w oczy, zaciskając dłoń delikatnie na jej szyi.

Jezu, czy ja właśnie fantazjowałem o podduszeniu kobiety? Co jest, kurwa, ze mną nie tak? Przyznaję się do tego, że jestem zboczony, ale nigdy nie miałem takich sprośnych myśli. Nigdy nie chciałem być z kimś aż tak niegrzeczny jak z nią. Ona jest po prostu… fascynująca.

I nie tylko ja to dostrzegam. Kobieta jest otoczona bandą facetów, którzy nie są zbyt dobrzy w ukrywaniu swojego zainteresowania – wszyscy chcą zobaczyć, co ma pod tą sukienką. I nie dziwię im się. Ona jest ponętna. Hipnotyzująca.

Nawet nie należy do typu dziewczyn, które mi się podobają. Jest zbyt szczupła, a jej włosy są brązowe. Wolę blondynki. Ponadto jest za młoda – nie może mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. A mimo to wydaje się wyjątkowa. Coś wyróżnia ją z tłumu. Może to jej gesty i zachowanie, gdy cierpliwie toleruje potencjalnych adoratorów. Lub coś w jej posturze – wytwornej, a jednocześnie zdystansowanej. Albo chodzi o jej ogólny wygląd, który mnie przyciąga. Nie mogę oderwać od niej wzroku, zupełnie jakbym był lwem i patrzył na ofiarę.

Powinienem już iść. Wiem o tym. To nie ja zabiegam o cudze względy. Wolę, gdy kobiety same do mnie ciągną – jak już mówiłem, to model, który zawsze się sprawdza. A mimo to nadal stoję w miejscu, wpatrzony w tę intrygującą istotę o ruchach pełnych gracji i delikatnych rysach twarzy.

Nagle zauważam, że kółeczko adoratorów wokół niej robi się luźniejsze, i od razu postanawiam ruszyć w jej kierunku, przyciągany jak przez magnes. Nie zauważyła mnie jeszcze, więc wykorzystuję to. Okrążam ją, zachodzę od tyłu. Dzięki temu mogę sprawdzić jej dłoń, zobaczyć, czy ma na palcu obrączkę. Jeśli kobieta jest zaobrączkowana, oznacza to dla mnie koniec zabawy. Nie biorę udziału w niewierności, nigdy się tak nie zachowałem. Kiedyś byłem tego bliski. A właściwie podczas całej sytuacji czułem, jakby to była zdrada. Okropne uczucie. Nigdy więcej tego nie powtórzę.

Jednak było to całe pięć lat temu i stanowiło dla mnie lekcję, z której wyciągnąłem wnioski. Dziś nie mam tego problemu. Seksowna brunetka, która przyciągnęła mnie tu aż z drugiego końca sali, nie nosi obrączki. Zakładam też, że nikogo nie ma. Gdyby było inaczej, to żaden porządny mężczyzna nie zostawiłby swojej dziewczyny w towarzystwie tych wszystkich drapieżników. Ja również się do nich zaliczam.

Dociera do mnie, że nigdy nie myślałem o sobie jak o drapieżniku. To chyba znak, że powinienem wynosić się stąd w cholerę.

Jednak nie mogę tego zrobić. I nie umiem wyjaśnić dlaczego. Moje pragnienia są pierwotne, dzikie i zupełnie nie potrafię ich kontrolować, tak samo jak oddychania.

Poza tym, że dziewczyna nie posiada obrączki, nie ma również drinka. Gdy obok mnie przechodzi kelner, odstawiam na tacę pusty kieliszek i biorę dwa kolejne, pełne.

Kiedy ofiara obraca się swobodnie w moją stronę, jestem już gotowy.

Wyciągam kieliszek w jej kierunku.

– Szampana? – proponuję.

Jej szare oczy rozbłyskują, gdy spotykają się z moimi. Mój fiut od razu drga z podniecania. Poznałbym to spojrzenie wszędzie – podoba jej się to, co widzi. I dzięki Bogu, bo gdy teraz jestem bliżej, wiem już, że muszę ją mieć. Muszę ją posiąść. Zrobić z każdym centymetrem jej ciała wszystkie niewymownie zboczone rzeczy.

Przystopuj trochę, facet. Weź się w garść, upominam się.

Prawie mi się to udaje, jednak ona w tym momencie mruży oczy i uśmiecha się kącikiem ust. To jej usta sprawiły, że poległem.

– Skąd mam wiedzieć, że niczego tam nie wsypałeś? – pyta. Jezu, kurwa, Chryste, ona ma brytyjski akcent. Od razu robię się twardy.

No, dobra, tylko trochę twardy. Nie mam dwunastu lat. Już potrafię się kontrolować.

– Cóż – zaczynam przeciągle. – Mam dwa drinki. Wybierz jeden dla siebie, a ja będę musiał wypić ten drugi.

Waha się, a z jej ciała emanuje podejrzliwość. To jakieś szaleństwo – zachowuję się jak jakiś szczeniak.

A może jednak nie. Nie przy niej, nie teraz, gdy jej brak zaufania tylko zwiększa moje zainteresowanie jej osobą. Dziesięciokrotnie.

– A może wypijesz trochę z każdego kieliszka? A wtedy wybiorę jeden dla siebie – oznajmia.

Niezależnie od tego, który kieliszek wybierze, jej usta dotkną miejsca, do którego ja przyłożę wcześniej swoje wargi. To takie seksowne.

Dobra, może jednak zachowuję się jak dwunastolatek.

Patrząc jej w oczy, biorę łyk z pierwszego kieliszka, a następnie z drugiego.

– A teraz wybieraj.

– Wezmę ten – odpowiada, przejmując kieliszek, z którego upiłem więcej. – Dziękuję. – Jej sceptycyzm nieco słabnie, ale nadal jest czujna. I dobrze, powinna być.

Strasznie mnie to podnieca. I zaskakuje.

Stukamy się kieliszkami.

– Cały wieczór otaczają cię jacyś ludzie.

– No i? – pyta. Jest na tyle uprzejma, że nie wzdycha z rozdrażnieniem, ale i tak słyszę niecierpliwą nutę w jej głosie.

Powinienem zostawić ją w spokoju.

Ale nie mogę.

– Nie podobało mi się to.

Przekrzywia głowę, a jej twarz jednocześnie wyraża zainteresowanie i zdziwienie.

– Sądzę, że nie ma w tej sytuacji znaczenia, co ci się podoba, a co nie.

– To prawda – odpowiadam i obdarzam ją swoim popisowym uśmiechem, który sprawia, że kobietom majtki spadają jak na zawołanie. – Ale rzecz w tym, że tobie też się to chyba nie podobało.

Zakłada ramiona na piersi i wypycha swoje cudne biodro, opierając ciężar ciała na jednej nodze.

– Skoro nie podobało mi się przebywanie z grupą mężczyzn, którzy chcieli mnie poderwać, postanowiłeś podejść i sam mnie wyrwać?

– Ujęłaś to tak, że wychodzę na dupka – stwierdzam.

– Ty to powiedziałeś, nie ja.

Wygląda na naprawdę zrażoną, a ja od razu czuję się, jakbym stracił grunt pod nogami. To nie jest gra, w którą bawię się często. Bo zazwyczaj to ja jestem celem. Na świecie żyje za dużo chętnych kobiet, żeby marnować czas na jedną zniechęconą.

Uśmiechnij się i pożegnaj, Chandler.

Upijam łyk swojego drinka. Słodycz alkoholu jest łatwiejsza do zniesienia, gdy wyobrażam sobie, jak spijam ją z ust tej kobiety. I gdy już mam ten obraz w głowie, nie potrafię odpuścić.

– A może ci to wynagrodzę? – pytam, całkowicie improwizując. – Kiedy będziesz gotowa do wyjścia, odprowadzę cię do drzwi, żeby nikt się do ciebie nie przyczepił. A gdy już będziemy na zewnątrz, możesz mnie spławić.

Znowu patrzy na mnie tak jak wcześniej – z odrobiną zaskoczenia i fascynacji – jednak tym razem widzę, że jest też nieco rozbawiona.

– Jesteś naprawdę zarozumiały, jeśli sądzisz, że potrzebuję twojej pomocy, żeby stąd wyjść.

Na myśl przychodzi mi okropnie zboczony komentarz – że zamiast skądś wychodzić, wolałbym gdzieś wejść. W nią, na przykład. Jednak nie mówię tego na głos. Muszę się zachowywać.

– Wcale tego nie sugerowałem. Ja tylko oferuję pomoc z korzyścią dla obu stron.

– A jaką ty byś miał z tego korzyść?

– Byłbym facetem, który wyszedłby stąd z najpiękniejszą kobietą na sali – oznajmiam. Tak! W końcu mój mózg działa właściwie.

Patrzy na mnie z niedowierzaniem, ale jej lodowate nastawienie znika.

– Wy, Amerykańcy, jesteście tacy czarujący. – Upija łyk swojego drinka. Gdy oblizuje wargę, czuję, że się rozpływam.

Mimo wszystko udaje mi się pozostać „czarującym”.

– Och – wzdycham, łapiąc się za serce, jakby mnie właśnie zabolało. – Porównałaś mnie ze wszystkimi „Amerykańcami”. To naprawdę cios poniżej pasa.

Kobieta śmieje się. To tak uroczy dźwięk, że chciałbym mieć go na wyłączność, żeby nikt inny nie mógł go słuchać.

– Możliwe, że to było trochę okrutniejsze, niż powinno – mówi, a potem nagle zmienia temat. – Pozwól, że o coś zapytam. Czy interesuje cię tylko to, by ludzie zauważyli cię ze mną? Czy może coś więcej?

Nie, zdecydowanie nie tylko o to mi chodzi. Chciałbym ją przelecieć. Mógłbym zaciągnąć ją w jakiś ciemny zaułek i zanurzyć w niej swojego fiuta. Chciałbym patrzeć, jak mnie ujeżdża, jak jej drobne ciało podskakuje, gdy wsuwa w siebie i wysuwa mnie w całości.

Teraz jestem już tak twardy, że to boli.

Nie odpowiadam. I to jest dla niej wystarczająca odpowiedź.

Cholera, muszę się stąd wydostać.

Kątem oka dostrzegam tłum, który wcześniej ją otaczał, i wykorzystuję to jako wymówkę.

– Twoja świta powróciła. Zostawię was samych.

Chcę się obrócić i odejść, jednak nie mogę zmusić stóp do żadnego ruchu. Bez zastanowienia pochylam się w jej kierunku. Znajduję się tak blisko, że jestem w stanie wyczuć jej naturalny zapach pod kwiatowymi perfumami.

– Moja oferta jest nadal aktualna, jeśli chcesz – mówię cicho. – Znajdź mnie później. Będę czekać.

Cholera. Nigdy czegoś takiego nie zrobiłem. Jeśli ta kobieta ma chociaż odrobinę zdrowego rozsądku, powie mi, żebym się nie fatygował. To moja ostatnia nadzieja.

Jednak gdy się prostuję i patrzę jej w oczy, dostrzegam, że ona jest chyba tak samo zafiksowana na moim punkcie, jak ja na jej.

– Genevieve – mówi, wyciągając rękę w moim kierunku.

Ledwo udaje mi się ukryć szok, który wstrząsa moim ciałem, gdy nasze dłonie się spotykają.

– Chandler. Chandler Pierce.

Unosi brwi i to znak, że o mnie słyszała. Po raz pierwszy zaczynam martwić się swoją reputacją. Zazwyczaj z dumą mówię, kim jestem. Moje nazwisko jest jak marka. Potrafi mi zapewnić wszystko, czego tylko zapragnę. Dzięki niemu udaje mi się uniknąć płacenia mandatów za przekroczenie prędkości, a także mam na zawołanie prawie każdą kobietę.

Jednak nigdy nie obchodziło mnie, kim dana kobieta tak naprawdę jest. Teraz to co innego. Tym razem chcę, żeby ta ładna kobieta była tą, którą poznam. Chcę Genevieve.

Jej mina jest nieczytelna. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy właśnie przypieczętowałem umowę, czy straciłem swoją jedyną szansę.

– Miło było poznać, panie Pierce – mówi, po czym obraca się, by powitać mężczyznę, który właśnie pojawił się u jej boku, również trzymając dwa kieliszki szampana.

Mimo że nadal ma w ręku drinka, którego dostała ode mnie, widać, że mnie odprawiła. Nazwała mnie „panem Pierce’em”. Powiedziała to w taki chłodny i wyrachowany sposób. Zupełnie nie była pod wrażeniem, słysząc moje nazwisko.

Załapałem aluzję, więc postanawiam odejść. Powinienem szybko wyjść z tej imprezy, jednak nie mogę się do tego zmusić. Powiedziałem jej, że tu będę. Może nie chcę zniknąć, bo naprawdę jestem miłym facetem, który nie znosi łamać danego słowa.

A może po prostu nie mogę znieść, że dam jej odejść.

Postanawiam wmieszać się w tłum. Część kobiet, które kiedyś pieprzyłem, wiesza mi się na ramieniu i przedstawia swoim koleżankom, które przyklejają się do mojej drugiej strony. To jest moja publika. Mógłbym mieć każdą z nich na zawołanie. Albo i obie naraz.

Gdy kobiety się do mnie mizdrzą, ja skupiam się na Genevieve. Patrzę, jak przeprasza swoich adoratorów, najpewniej mówiąc, że musi gdzieś iść. Potem zbliża się do innej grupy mężczyzn. Obserwuję, jak klepie jednego z nich w ramię. Facet jest tak stary, że mógłby być jej ojcem. Unosi palec, sugerując jej tym niemiłym gestem, że ma zaczekać. Gotuję się ze złości, gdy to widzę. To bardzo niegrzeczne zachowanie, a poza tym już to przerabiałem na własnej skórze. Nie podobało mi się, jak patrzyli na nią tamci faceci, i nie podoba mi się to, jak traktuje ją ten mężczyzna i kim może dla niej być. Nie powinno mnie to obchodzić. Dopiero co ją poznałem, a moje zainteresowanie jest czysto cielesne. Mimo to obchodzi mnie ona. I to bardzo.

Dlatego też gdy zbliża się do mnie kilka minut później, wiem już, co powinienem powiedzieć, a czego nie mogę robić.

Genevieve patrzy mi prosto w oczy, ignorując otaczające mnie kobiety.

– Czy twoja oferta jest nadal aktualna, Chandlerze? Bo ja już mogę się zbierać.

Nie waham się ani sekundy.

– Jak najbardziej – odpowiadam, otrząsając się z kobiet jak ze znoszonej kurtki. Biorę Genevieve pod ramię. – Chodźmy.

Mówiłem, że zrobię coś, czego nie powinienem. Sorry, Hudson.

Kolejny fakt o mnie brzmi: nie jestem odporny na zakochanie.

Po raz pierwszy poczułem coś pięć lat temu. Działo się to z kobietą, przy której miałem wrażenie, jakby to była zdrada. Miała na imię Gwen. Skończyłem wtedy dziewiętnaście lat, a ona była dziesięć lat starsza. Związek ze starszą kobietą był cholernie seksowny, ale możliwe, że to dlatego czułem taką dezorientację. W końcu byłem tylko dzieciakiem.

Nie powinienem mówić o tym z taką goryczą. Nie żałuję tego. A przynajmniej teraz już nie. Ona od początku była ze mną szczera. Uganiałem się za nią, a gdy się mi poddała, wyjaśniła, że to tylko seks i nic więcej. Naprawdę to rozumiałem.

Ale do czasu.

Gdy patrzę wstecz, widzę, jakie błędy popełniłem. Pozwoliłem na to, by pochłonęła moje myśli. Widywałem się z nią za często. Moim największym błędem było dopuszczenie do tego, że mi zależało. I kiedy szlochała mi w ramię, rozpaczając po facecie, którego naprawdę kochała, a który ją zostawił i złamał jej serce, przyszła mi do głowy iście szlachetna myśl – że ja byłbym od niego lepszy. Że lepiej bym ją kochał.

Koniec końców pogodziła się z tym gościem. Niech będzie, może rzeczywiście byli dla siebie stworzeni. I dobra, może faktycznie nie musiała mi mówić, że jej serce należy do innego. Czułem się, jakby mnie zdradzała, bo pieprzyła się ze mną, a kochała innego. Najprawdopodobniej to było bardzo niedojrzałe z mojej strony. I bardzo popieprzone. Wiem tylko, że gdy wybrała jego, cholernie mnie to zabolało.

Powiedziałem sobie wtedy, że to już koniec.

Sześć miesięcy później znowu się zakochałem.

Była dziewczyną, z którą chodziłem na zajęcia z etyki biznesu. Miała na imię Tessa. Po trzech randkach wpadłem jak śliwka w kompot. A gdy jej o tym powiedziałem, odparła, że jest lesbijką.

Jedynym pozytywnym aspektem tej sytuacji było to, że na koniec powiedziała:

– Seks był tak dobry, że przez chwilę poczułam się zagubiona w swojej orientacji. – To najlepszy komplement, jaki w życiu otrzymałem.

Tak czy tak, sparzyłem się dwa razy. To chyba powinno było mnie czegoś nauczyć.

No cóż. Nie do końca.

Cztery miesiące później zakochałem się w Bethany. Wydawało mi się, że ona też za mną szaleje. Miałem wtedy tylko dwadzieścia lat, ale już wyobraziłem sobie całe nasze życie – dwójkę dzieci, dom w Hamptons, seks dwa razy w ciągu nocy, nawet po dziesięciu latach związku.

Dziewczyna „pożyczyła” moją kartę kredytową i zgarnęła z niej siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Odkryłem to dopiero później. W zamian za to, że nie wniosę oskarżenia, zaproponowała, że pójdzie na terapię. Byłem w niej tak zakochany, że się zgodziłem. I to dlatego odjechała moim ferrari z torbą pełną moich pieniędzy. Szybko jednak rozbiła samochód i nie dało się go już naprawić. Nadal za nim tęsknię.

Czasami jej też mi brakuje. Głupek ze mnie.

Gdy już moje rany się zasklepiły, przestałem być pochłonięty sobą i stworzyłem nowy plan, nową misję mojego życia – nie zakochuj się.

Każdy, kto ma doświadczenie w prowadzeniu biznesu, wie, że posiadanie misji sprawia, że cele osiąga się o tysiąc procent łatwiej. Kiedy pojawia się nowy pomysł lub nowa okoliczność, wystarczy, że porównam je z moją misją, i wtedy wiem, czy coś powinienem zrobić, czy nie.

Pozwólcie, że przedstawię kilka przykładów.

Sytuacja: Wyjeżdżam do Cabo na tydzień – czy powinienem zabrać kogoś ze sobą, z kim będę spędzać noce, czy rozejrzę się za kimś na miejscu?

Odpowiedź po przyrównaniu do misji: Pierwsza opcja gwarantuje, że nie będę sypiał sam. Ale te piaszczyste plaże? Spacery o zachodzie słońca? To doskonałe okoliczności, by się zakochać. Lepiej wybiorę możliwość numer dwa.

Sytuacja: Kobieta chce wymienić się ze mną numerami telefonów.

Odpowiedź: Po co? Żebym mógł zakochać się w jej słodkich tekstach i seksownych selfie? Lepiej grzecznie odmówię.

Sytuacja: Rudowłosa z uroczym pieprzykiem chce, żebym poznał jej rodziców.

Odpowiedź: Skoro zapamiętałem którąś z jej charakterystycznych cech (pieprzyk), to znaczy, że już się wkopałem. Spotkanie z jej rodzicami na pewno spotęguje moje uczucia. Należy wycofać się natychmiast.

Sytuacja: Przy barze siedzi dziewczyna, z którą spałem miesiąc temu – czy powinienem podejść i się przywitać?

Odpowiedź: Nie w tym życiu. Powtórki z rozrywki są najprostszą drogą do emocjonalnego przywiązania.

Sytuacja: Dziewczyna sugeruje, żebym wszedł w nią bez kondoma.

Odpowiedź: Czy to właśnie nie jest definicja miłości?

Widzicie? To działa. Przy użyciu tej metody ustaliłem swoje zasady, które chronią moje serce od wielu lat. I konto bankowe również.

Dzisiaj, gdy jestem z Genevieve, nie potrafię się skupić na mojej misji i mam wrażenie, że jeśli przyjrzę się uważniej swojemu zachowaniu, odkryję, że koliduje ono z celem dotyczącym niezakochania się. Uganiałem się za nią. Pozwoliłem, by w mniej niż godzinę stała się dla mnie aż nazbyt interesująca. Poświęciłem jej zdecydowanie za dużo uwagi – dostrzegałem każdy jej uśmiech, a gdy widziałem, że rozmawia z innym facetem, moje pięści zaciskały się z zazdrości. Każda ocena ryzyka sytuacji odkryłaby całą kolumnę potencjalnych niebezpieczeństw.

Mimo że istnieje ryzyko, nie oznacza to, że trzeba przepuścić okazję. Prawda? Najlepsi biznesmeni zawsze ryzykują. W krainie niebezpieczeństwa znajdują się najokazalsze nagrody. Poza tym jestem świadom zagrożenia, więc łatwiej będzie mi go uniknąć.

Dobra, nawet ja wiem, że to gówno prawda.

Nie powstrzymuje mnie to jednak, więc prowadzę Genevieve przez tłum. Moja skóra płonie w miejscu, gdzie dotknęła mnie ręką przez marynarkę. Nie muszę wspominać, jak niekomfortowo się czuję, gdy koniecznie muszę poprawić swojego sterczącego fiuta. Kiedy patrzę, jak Genevieve spogląda w kierunku mężczyzny, z którym rozmawiała, zanim podeszła do mnie, wiem już, że nie zareaguję odpowiednio.

– To twój ojciec? – pytam. Na myśl, że może być inaczej, szlag mnie trafia.

Wzdycha.

– Wyglądam dokładnie jak on, prawda?

A więc to naprawdę jej ojciec. Jezu, co za ulga.

Wykorzystuję to pytanie, by się jej przyjrzeć.

– Nie, tylko trochę. Macie podobne kości policzkowe. Zapytałem, bo miałem wrażenie, że się dobrze znacie. Martwiłem się, że zacząłem flirtować z kimś, kto już jest zajęty.

Wywraca oczami, ale błysk w jej oczach mówi mi, że nie jest tak naprawdę rozdrażniona.

– Fakt, jest moim ojcem, ale to nie znaczy, że nie mam kogoś innego.

– A masz? – pytam wyzywająco.

– Nie.

Uśmiecham się szeroko, co musi mówić jej, jak bardzo się z tego powodu cieszę.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

PODZIĘKOWANIA

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Chandler

Redaktor prowadząca: Aneta Bujno

Redakcja: Adrian Kyć

Korekta: Ewa Popielarz

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Geber86 (istockphoto.com)

Chandler © Laurelin Paige 2016

Copyright © 2017 for Polish edition by Wydawnictwo Kobiece,

an imprint of ILLUMINATIO Łukasz Kierus

Copyright © for Polish translation by Sylwia Chojnacka

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2017

ISBN 978-83-65506-49-8

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com