Upalne Miami - Katherine Garbera - ebook

Upalne Miami ebook

Katherine Garbera

4,2

Opis

Justin Stern, prawnik i twardy przedsiębiorca, wszystko w życiu ma pod kontrolą. Nikt i nic nie jest w stanie odwieść go od realizacji celów. Gdy poznaje Selenę, coś się zmienia. Ta równie jak on nieustępliwa, lecz o gorącym sercu prawniczka z Nowego Jorku intryguje go. Jednak Justin nie potrafi pogodzić się z faktem, że uczucia zaczynają dominować nad rozsądkiem… 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 146

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (25 ocen)
14
5
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Katherine Garbera

Upalne Miami

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Justin Stern zaparkował swoje porsche na terenie Stanowego Urzędu Terytorialnego w Miami-Dade County. Jak zwykle bardzo się spieszył, ale w przeciwieństwie do innych zapracowanych ludzi sukcesu nigdy nie narzekał. Uwielbiał swą pracę prawnika korporacyjnego oraz współwłaściciela klubu Luna Azul i najlepiej czuł się we własnym przytulnym gabinecie. Podczas gdy jego młodszy brat Nate szalał na przyjęciach i spędzał każdą noc w klubie, śledzony przez tłum nadgorliwych paparazzi, Justin skupił się na ciężkiej pracy. Dzięki jego determinacji Luna Azul stał się silną firmą z ogromnym potencjałem dalszego wzrostu. Jakiś czas temu udało mu się nabyć działkę ze starym, podupadłym centrum handlowym, które po zmianie właściciela jakieś dziesięć lat wcześniej popadło w ruinę. Oczyma wyobraźni Justin widział tętniące życiem nowoczesne budynki mieszczące sklepy, restauracje i kina, które zamierzał wybudować, by klub nie stanowił jedynego źródła dochodu firmy.

Dzisiaj miał dopełnić formalności i rozpocząć realizację swego śmiałego planu. Stąd wizyta w urzędzie. Nie zauważył nawet słońca rozgrzewającego ten piękny wiosenny poranek. Mimo pośpiechu, zamiast windą poszedł schodami, gdyż szybkie wspinanie się na jedenaste piętro uznawał za efektywne wykorzystanie czasu i przyjemny sposób rozruszania mięśni. Ucieszył go widok prawie pustej poczekalni. Odebrał numerek w rejestracji i usiadł posłusznie obok bardzo ładnej kobiety o latynoskim typie urody. Ciemne lśniące włosy układały się w delikatne fale wokół śniadej delikatnej twarzy z wielkimi brązowymi oczyma. Nie mógł oderwać wzroku od jej pełnych zmysłowych ust, choć zdawał sobie sprawę, że wprawia kobietę w zakłopotanie. Uniosła pytająco brew i rzuciła mu lodowate spojrzenie.

– Nie jestem niebezpieczny – roześmiał się serdecznie. – To dlatego, że jest pani tak oszałamiająco piękna – wyznał szczerze.

Nieznajoma zarumieniła się.

– Jasne – parsknęła lekceważąco i wzruszyła ramionami. – Akurat panu uwierzę.

– Dlaczego nie?

– To wyświechtana metoda.

– Nie próbuję pani poderwać, to był tylko komplement.

Wyglądała naprawdę ślicznie. Nie znał się wprawdzie na modzie damskiej, ale jej zgrabne ciało przyozdobione jakimiś kobiecymi fatałaszkami prezentowało się wyjątkowo kusząco. Po raz pierwszy od nie wiadomo jak dawna, perspektywa czekania w kolejce nie wydawała mu się nieprzyjemna.

– Wygląda pan na takiego, co potrafi czarować. – W jej nieprzeniknionym spojrzeniu nie dostrzegł nawet cienia kokieterii.

– Czyżby? – zdziwił się. – Cóż, raczej nie. Zazwyczaj jestem konkretny.

Tym razem to ona wyglądała na zaskoczoną.

– Konkretny, czyli przyziemny? Nie powiedziałabym…

Nie wiedział dlaczego, ale jego komplement został źle odczytany, a przecież kobieta musiała zdawać sobie sprawę z siły rażenia swojej niezwykłej urody.

– Ma pani takie niezwykłe oczy, można w nich utonąć.

– Ma pan takie niebieskie oczy jak wodospad na Fidżi.

Justin roześmiał się głośno.

– Aż tak głupio to zabrzmiało?

Uśmiechając się uroczo, skinęła głową. Musiał przyznać, że rozmowa z tak olśniewającą kobietą wydawała mu się o wiele trudniejsza niż negocjacje korporacyjne. Postanowił skierować konwersację na bardziej neutralny trop.

– Co panią tu sprowadza?

– Moi dziadkowie obawiają się, że jakaś firma próbuje wykupić ich nieruchomość i zbudować tam centrum rozrywki. Muszę to sprawdzić.

– O, to pani pochodzi z tych stron?

– Tak, ale mieszkam w Nowym Jorku.

– No cóż, jestem gotów na trudy związku na odległość.

Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Związku?

– Ja się łatwo nie poddaję.

– To dobrze, że jest pan gotów walczyć – odparła śmiertelnie poważnie, z trudem powstrzymując uśmiech.

Znów roześmiał się serdecznie. Nie wiedział dlaczego, ale ta niezwykła kobieta kompletnie go oczarowała.

– Numer piętnaście! – Niewysoki, ubrany w niemodny garnitur urzędnik wychylił się zza drzwi gabinetu.

– To ja. – Kobieta wstała.

– A to pech! Może chociaż da mi pani swój numer?

Spojrzała na niego uważnie. Po chwili milczenia wyciągnęła z torebki wizytówkę i podała mu ją.

– Zadzwonię! – obiecał żarliwie.

– Jak pan ma na imię?

– Justin. – Poderwał się z fotela i ukłonił z galanterią. – Justin Stern. A pani…

Kobieta wydawała się nagle zmieszana, ale uszczęśliwiony Justin nie zwrócił na to uwagi. Ściskał w dłoni wizytówkę, na którą jeszcze nie dążył nawet zerknąć.

– Selena. – Nowa znajoma ruszyła w stronę gabinetu, ale już przy drzwiach odwróciła się i rzuciła przez ramię z dziwnym błyskiem w oku: – Selena Gonzales.

Gdy znikała za drzwiami, jak w transie obserwował jej rozkołysane zmysłowo biodra. Po chwili ocknął się. Selena Gonzales. Niemożliwe! Wnuczka Tomasa Gonzalesa, upartego tradycjonalisty, który próbował udaremnić Justinowi realizację jego planu, gdyż nie zdawał sobie sprawy, że jego biznes, Calle Ocho, bez fundamentalnej zmiany wkrótce upadnie. Czyli postanowił sprowadzić z Nowego Jorku posiłki, pomyślał zafrasowany. Selena, znana w świecie prawniczym ze skuteczności i profesjonalizmu, zasłużenie cieszyła się sławą jednego z najlepszych korporacyjnych prawników. Kiedy już spotkał kobietę, która rozumiała jego nieco nietypowe poczucie humoru i potrafiła znaleźć dowcipną i uszczypliwą ripostę, okazała się ona wnuczką jego największego wroga. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Z drugiej strony, nagle zaświtała mu genialna myśl. Piękna Selena nie mieszkała w Miami, co czyniło ją idealną kandydatką na przelotny, gorący romans bez zobowiązań…

Selena Gonzales opuściła urząd z mieszanymi uczuciami. Z rozmowy telefonicznej z dziadkiem zrozumiała, że jakaś wielka, niecna korporacja próbuje go zrujnować, przejmując teren centrum handlowego, w którym wynajmował lokal, pod bliżej nieokreśloną, moralnie wątpliwą inwestycję. Teraz nie była już tego taka pewna. Z planów inwestycji jasno wynikało, że wygadany i czarujący Justin Stern zamierzał zmodernizować dom handlowy i uczynić z jego okolicy centrum przyciągające rzesze bogatych turystów, a nie przybytek rozpusty z dudniącą całe noce muzyką, jak obawiał się jej dziadek. Szkoda tylko, że miły i dowcipny mężczyzna z poczekalni i bogaty manipulator bezwzględnie rozbudowujący swoje imperium to jedna i ta sama osoba, westchnęła w duchu.

Nie powinna była dawać mu swojego numeru, ale zawsze, gdy wracała do rodzinnego miasta, znienawidzona impulsywna, beztroska część jej charakteru przejmowała kontrolę nad rozsądkiem i ostrożnością, które tak ceniła. Jadąc samochodem, przyglądała się wybujałej roślinności lśniącej w pełnym słońcu i zastanawiała się nad wpływem tego nasyconego barwami i emocjami miejsca na ludzkie zachowania. Po doświadczeniach z Raulem bała się tu wracać. Każde miejsce wywoływało bolesne wspomnienia, dlatego od dziesięciu lat rodzina nie mogła się doprosić, by wróciła na stałe do Miami.

– Uzyskałaś zakaz przebudowy? – Dziadek nawet się z nią nie przywitał, tylko do razu przeszedł do sedna sprawy. Stał na progu, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Ten niewysoki, łagodny mężczyzna z lekko zaokrąglonym brzuszkiem w sprawach dotyczących interesów firmy stawał się twardy i nieustępliwy. Jedenaście lat temu dziadkowie zaopiekowali się Seleną i jej młodszym bratem, gdy pijany kierowca pozbawił ich obydwojga rodziców, powodując straszliwy w skutkach wypadek. I mimo otaczającej ich ogromnej, życzliwej rodziny i miłości dziadków, życie rodzeństwa zmieniło się wtedy na zawsze.

– Tak, dziadku – uspokoiła starszego pana, całując go w policzek na powitanie. – Jutro pojadę do biura Luna Azul i przedstawię im nasze warunki. – Usiadła na swoim ulubionym miejscu przy ogromnym drewnianym stole w kuchni, gdzie koncentrowało się życie całej rodziny. Z salonu dobiegały odgłosy serialu, który zapewne pochłonął babcię do tego stopnia, że nie zauważyła przybycia ukochanej wnuczki.

– Świetnie, słoneczko. – Dziadek zatarł ręce z zadowoleniem. Uwielbiała, kiedy ją tak nazywał. Czuła wtedy, jak bardzo jest kochana.

– Dziadku, ta firma istnieje już od dziesięciu lat i z tego, co powiedzieli mi w urzędzie, wynika, że zrobili dla lokalnej społeczności wiele dobrego.

– Nie dawaj temu wiary, słoneczko! Nic dla nas nie zrobili, ot co! – Dziadek, jak zwykle, gdy był czymś poruszony, wymachiwał rękami i wznosił oczy do nieba.

Selena roześmiała się serdecznie – jeśli w grę wchodziła Mała Hawana, dziadek potrafił zachowywać się bardzo namiętnie, wręcz melodramatycznie. Kiedy uciekł do Miami przed prześladowaniami komunistów, stworzył w Ameryce namiastkę domu i cały czas dbał o zachowanie kubańskich tradycji, które w jego ojczystym kraju tępiono i odrzucano jako niezgodne z polityczną doktryną.

– Z czego się śmiejecie, kochani? – W kuchni pojawiła się babcia, którą okrzyki męża wywabiły z salonu. – Witaj, słoneczko. – Babcia, jak zwykle pachniała mieszanką słodkich kwiatowych perfum i mocnej kubańskiej kawy.

– Z braci Stern, ot z czego! Nasza Selena utrze im nosa!

– A zdążysz, maleńka? Powiedziałaś, że zostaniesz tylko do lata – zmartwiła się babcia. Selena przytuliła staruszkę i skinęła głową.

– Zdążę, babciu, nie martw się. Zadbam o to, by nie zrobili wam krzywdy i żebyście mogli skorzystać na ewentualnej przebudowie.

– Szkoda, że nie możemy odzyskać prawa własności sklepu – narzekał dziadek.

– Szkoda. – Selena poczuła ucisk w sercu. Teraz dziadkowie zaledwie wynajmowali sklep, ale kiedyś byli jego właścicielami. To jej wina, że stracili dorobek całego życia, musiała więc zrobić wszystko, by go odzyskali.

– W urzędzie poznałam Justina Sterna. Umówię się z nim na spotkanie.

– A gdzie się zatrzymasz, kochana? – Babcia jak zwykle troszczyła się o przyziemne sprawy, takie jak komfort i wygoda swoich licznych wnuków. – Z nami? – zapytała z nadzieją w głosie. – Czy u siebie?

Selena nadal nie sprzedała starego domu, w którym mieszkali z Raulem podczas studiów. I choć obawiała się powrotu do miejsca wypełnionego wspomnieniami, jej pobyt w Miami miał potrwać zbyt długo, by nadużywać gościnności dziadków.

– Skoro mam tu dom, to powinnam czasami z niego skorzystać – zażartowała, by pokryć zmieszanie.

– Poproszę Marię, żeby go wysprzątała. – Babcia natychmiast ruszyła do akcji – podreptała do salonu, gdzie przystąpiła do wydawania poleceń pracującej dla rodziny od lat gosposi.

– Uważaj na tego Sterna – ostrzegł ją po cichu dziadek, jakby obawiał się, że ktoś ich usłyszy. – To bardzo przebiegły człowiek. Długo obserwuje ofiarę, a potem składa propozycję nie do odrzucenia. Ma się wrażenie, że potrafi każdego przejrzeć na wylot i zmanipulować.

Selena roześmiała się, kiwając głową na znak, że rozumie, co dziadek ma na myśli.

– Faktycznie, dziadku, zrobił na mnie wrażenie złotoustego.

– Widzisz! Uważaj, żeby nie wpaść w kolejną pułapkę!

Wiedziała, że jego ostrzeżenia wypływają z troski, ale wspomnienie jej największego błędu życiowego zabolało jak wymówka. Wstała, ucałowała dziadka w policzek i wyszła do ogrodu. Stanęła pod wielkim kwitnącym drzewem w otoczeniu ukwieconych krzewów. Zdała sobie boleśnie sprawę, że nie da rady dłużej uciekać przed przeszłością i skoro już pojawiła się w Miami na dłużej, będzie musiała stawić czoło wspomnieniom. Miała nadzieje, że walka z Justinem Sternem zaabsorbuje ją do tego stopnia, że zabraknie jej czasu na użalanie się nad sobą. Najwyższy czas, bym zaczęła znów normalnie żyć, postanowiła, głęboko wdychając rozgrzane, wonne powietrze rodzinnych stron.

Justin podpisał kilka dokumentów i wysłał swą asystentkę na lunch. Zakaz przebudowy, powtórzył w myślach ze złością. Seksowna Selena o przepastnych orzechowych oczach złożyła wniosek o zakaz przebudowy centrum do czasu, gdy Luna Azul udowodni, że prowadzone przez firmę prace nie zaszkodzą lokalnej społeczności. Musieli się też zobowiązać, że przy wyborze podwykonawców miejscowe firmy otrzymają pierwszeństwo. Mogło to niebezpiecznie opóźnić, a nawet wstrzymać realizację planów rozbudowy i wielkiej gali otwarcia połączonej z dziesięcioleciem firmy.

– Masz chwilę? – W otwartych drzwiach gabinetu pojawił się najstarszy z braci Stern, Cam, który zarządzał klubem i dopilnowywał wszystkich spraw związanych z jego codzienną działalnością.

– Jasne. Coś się stało?

– Chciałem zapytać, jak ci poszło w urzędzie. – Cam wszedł do gabinetu i usiadł naprzeciw brata.

– Niezbyt dobrze. Złożyli wniosek o zakaz przebudowy. Właśnie pracuję nad odpowiednimi dokumentami, które musimy przedstawić, by się bronić. Zamierzam też spotkać się z ich prawnikiem, żeby sprawdzić, czy są skłonni wynegocjować jakąś umowę.

– Niech to diabli! – przeklął Cam, uderzając dłonią w udo. – Opóźnienie może nam pokrzyżować plany.

– Wiem. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by do tego nie dopuścić. Jednak musisz pamiętać, że niezależnie od wszystkiego sąsiedzi i obecni najemcy w centrum handlowym nie są nam przychylni.

– Mógłbyś spróbować ich trochę oczarować.

– To nie w moim stylu.

– To wyślij Myrę. Jest miła i wszyscy ją lubią.

– Zgadzam się, ale moja asystentka niestety nie posiada wystarczających kwalifikacji, by powierzyć jej negocjacje najważniejszego projektu, od którego zależy przyszłość całej firmy, nie uważasz? – Justin nie mógł uwierzyć, że jego bratu mógł przyjść do głowy tak niedorzeczny pomysł. – Sam porozmawiam z Seleną.

– Seleną?

– Selena, wnuczka Toma Gonzalesa i zarazem jego prawnik.

– Hm, kobieta. W takim razie powinno pójść jak z płatka. – Cam mrugnął porozumiewawczo do brata.

– Przestań, nie będę stosował twoich prymitywnych metod!

Starszy brat roześmiał się szczerze i nawet nie próbował udawać obrażonego.

– Co ja poradzę, że kobiety zawsze ulegają mojemu czarowi?

– Spadaj! – Justin nie mógł powstrzymać uśmiechu. – Ktoś w tej rodzinie musi popracować.

Cameron opuścił biuro uspokojony, zostawiając problem w rękach kompetentnego brata, który zamiast na powrót utonąć w papierach, odchylił się w fotelu i założywszy ręce za głowę, oddał się rozmyślaniu o Selenie.

– Panie Stern, pani Selena Gonzales na linii. – Jak na zawołanie w interkomie zabrzmiał głos recepcjonistki.

– Halo, tu Justin. – Odebrał telefon, starając się ukryć zaskoczenie.

– Cześć.

– Myślałem, że to ja mam zadzwonić – zażartował.

– Tak, ale ja nie należę do kobiet, które czekają na telefon. Lubię brać sprawy we własne ręce.

Justin zamknął oczy i rozkoszował się dźwiękiem jej delikatnego, zmysłowego głosu. Sprawiała, że tracił koncentrację. Muszę uważać, upomniał się w myślach.

– Tak też pomyślałem, kiedy dowiedziałem się, że wniosłaś wniosek o zakaz przebudowy. W czym mogę ci pomóc?

– Nie wiedziałam, że ty to ty.

– Pięknie powiedziane. – Zaśmiał się mimo woli. Dlaczego rozmowa z nią sprawiała mu tyle przyjemności? – Ja, czyli kto?

– Właściciel wielkiego klubu, który chce zniszczyć tradycyjny charakter Małej Hawany i zamienić ją w Las Vegas.

– Widzę, że wcale nie jesteś do mnie uprzedzona.

– Absolutnie nie. Zrobiłam wywiad i okazuje się, że naprawdę jesteś złotoustym diabłem wcielonym. Tak twierdzi mój dziadek, a to mądry człowiek.

Justin uśmiechnął się lekko. Ewidentnie poczucie humoru Seleny dorównywało jego ironicznemu spojrzeniu na rzeczywistość.

– Nie obawiaj się, Seleno, jestem uczciwym biznesmenem i mam dla twojego dziadka bardzo korzystną propozycję. Może do mnie wpadniesz, by ją omówić? – zapytał podstępnie, gdyż wiedział, że negocjacje twarzą w twarz nigdy jeszcze nie przyniosły mu porażki. Jeśli tylko udało mu się spotkać z przeciwnikiem, potrafił tak z nim rozmawiać, żeby osiągnąć to, czego potrzebował.

– W porządku. – Usłyszał w słuchawce po dłuższej chwili milczenia. – Kiedy?

Odetchnął z ulgą.

– Dzisiaj?

– Poczekaj chwilę.

Na linii zapadła cisza. Justin spojrzał na panoramę miasta roztaczającą się u jego stóp. Mam ogromne szczęście, że mieszkam w tak pięknym zakątku świata, stwierdził nie po raz pierwszy. Przeszklona ściana biurowca pozwalała mu codziennie cieszyć się widokiem centrum Miami.

– Dobrze, będziemy u ciebie jeszcze dzisiaj.

– My?

– Ja i dziadek.

– Świetnie, miło będzie go znów spotkać.

– A mnie? – zapytała zaczepnie.

– O niczym innym nie marzę, odkąd cię ujrzałem – zapewnił gładko.

Roześmiała się.

– Prawie ci uwierzyłam. Zrobisz wszystko, by wygrać, czyż nie?

Miała oczywiście rację. Jako zatwardziały trzydziestopięcioletni kawaler nie ulegał łatwo pokusom, zwłaszcza jeśli mogło to narazić na szwank interesy jego firmy.

– Mądra dziewczynka – pochwalił jej przenikliwość.

– Dziewczynka?

– Nie chciałem, żeby to zabrzmiało lekceważąco. – Przestraszył się, słysząc niezadowolenie w jej głosie.

– Nie? A jak?

– Wiesz co, może już lepiej nie będę próbował być dowcipny i ograniczę się do rozmów o interesach. W tym jestem o wiele lepszy.

Znów się roześmiała. Zdał sobie sprawę, że rozbawianie jej sprawia mu ogromną przyjemność. Zrozumiał też, że powinien zakończyć rozmowę, jeśli nie chciał popełnić jakiegoś nieodwracalnego błędu, który zaważy na losach firmy.

– Czy pasuje wam godzina czternasta?

– Tak, do zobaczenia. – Selena odłożyła słuchawkę, nie czekając na jego odpowiedź.

Tytuł oryginału: Seducing his Opposition

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2011

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2011 by Katherine Garbera

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3257-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.