Turcja: obłęd i melancholia - Ece Temelkuran - ebook

Turcja: obłęd i melancholia ebook

Ece Temelkuran

4,4

Opis

Turcja to kraj kontrastów i sprzeczności. W ostatnim czasie uwaga świata ponownie skierowana jest na to państwo: rząd Erdoğana, choć pozornie demokratyczny, stopniowo zaczął przypominać dyktaturę, wtrącając do więzień swych oponentów i brutalnie tłumiąc wszelkie głosy sprzeciwu. I chociaż Turcja jest państwem świeckim, religijny konserwatyzm staje się istotną siłą. Pozostając w geopolitycznej przestrzeni między zsekularyzowanym Zachodem a muzułmańskim Wschodem, Turcja jest targana wieloma konfliktami, w tym choćby Arabską Wiosną, wojną w Syrii, rozkwitem ISIS.

 

Temelkuran napisała elementarz dzisiejszego chaosu, to mistrzostwo w przewidywaniu tego, co niespodziewane. | „Financial Times”
Wspaniała książka dająca fascynujący i przerażający wgląd w przyczyny, dla których Turcja stała się krajem autorytarnym. To trzymający w napięciu i intymny obraz sytuacji, obejmujący każdy aspekt życia w Turcji. | Patrick Cockburn, autor Państwa Islamskiego
Ece Temelkuran jest patriotką – żadne inne słowo tego nie odda. | Seymour Hersh

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 280

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (36 ocen)
17
16
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Marzi_ks

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, refleksyjna, wychodząca poza powtarzanie tych samych motywów, co we wszystkich pozostałych esejach/reportażach o współczesnej Turcji.
00
WSojka

Dobrze spędzony czas

Yu
00

Popularność




Ece Te­mel­ku­ran

Tur­cja: obłęd i me­lan­cho­lia

Tłu­ma­cze­nie: Łu­kasz Bu­chal­ski

Wro­cław 2017

„od wscho­du do za­cho­du przy­bie­ra kształt je­sie­ni obłę­du i me­lan­cho­lii”

Tur­gut Uyar, Çıl­gın-Hüzün­lü

Wstęp

Wczo­raj

„To jest Tur­cja!”.

Każ­de­go dnia wy­po­wia­da się to zda­nie z taką re­gu­lar­no­ścią, że jest ono praw­do­po­dob­nie naj­czę­ściej uży­wa­nym zwro­tem w Tur­cji. Uży­wa się go, by opi­sać ja­kieś szcze­gól­nie nie­do­rzecz­ne wy­da­rze­nia i sy­tu­acje. Wy­gła­sza się je z sar­do­nicz­nym uśmie­chem i tak na­praw­dę po­zba­wio­ne jest ono zna­cze­nia – nie­pi­sa­ne po­ro­zu­mie­nie w na­ro­dzie po­zwa­la tej fra­zie w ja­kiś spo­sób wy­ra­żać co­kol­wiek. Wszyst­ko. Na przy­kład, jeśli ka­ret­ka przy­by­wa póź­no, a na­stęp­nie prze­jeż­dża pa­cjen­ta i ten umie­ra, mo­gli­by­ście wy­krzyk­nąć dra­ma­tycz­nie: „To jest Tur­cja!”.

Rów­nie do­brze mo­gli­by­ście ro­ze­śmiać się i po­wie­dzieć to samo, wi­dząc na au­to­stra­dzie kie­row­cę, któ­ry wy­sta­wia nogę przez okno, tym ra­zem bez ofiar w lu­dziach. „To jest Tur­cja!”.

Ale na tym nie ko­niec! Jeśli ca­łu­je­cie się pu­blicz­nie w Stam­bu­le, mo­że­cie być pew­ni, że zo­sta­nie­cie ostrze­że­ni – ktoś szturch­nie was w ra­mię i krzyk­nie: „Hola! To jest Tur­cja! Żad­nych tu ta­kich!”. War­to wie­dzieć, że w tym kra­ju bar­dziej wy­pa­da wdać się w bój­kę niż ca­ło­wać na uli­cy.

Zda­nie, któ­re otwie­ra fra­za „To jest…”, to zmyśl­na kon­struk­cja: su­ge­ru­je bo­wiem, że opi­sy­wa­na sy­tu­acja musi wy­wo­łać szok, a za­ra­zem au­to­ma­tycz­nie go ni­we­lu­je. Ob­wiesz­cza, że oto mamy do czy­nie­nia z pew­nym – spe­cy­ficz­nym – zda­rze­niem, i jed­no­cze­śnie wy­ja­śnia, że brak wpły­wu na oko­licz­no­ści tego zda­rze­nia wy­ni­ka ze swo­iste­go fa­tum. Mówi o me­lan­cho­lii zwią­za­nej z trak­to­wa­niem dłu­go­trwa­łe­go obłę­du, ja­kim jest Tur­cja, jako coś na­tu­ral­ne­go, o przy­zwy­cza­ja­niu się do sza­leń­stwa czy – bar­dziej pre­cy­zyj­nie – o re­zy­gna­cji w ob­li­czu tego sza­leń­stwa. To zda­nie sta­no­wi isto­tę tra­gi­ko­micz­nej na­tu­ry kra­ju, w któ­rym każ­dy prze­kaz ma co naj­mniej dwa zna­cze­nia. To jest Tur­cja!

Wszyst­ko pięk­nie, ale czym jest „to” miej­sce?

Być może to na­wet nie jest miej­sce. Zgod­nie bo­wiem z de­fi­ni­cją po­wta­rza­ną od za­ło­że­nia pań­stwa „to” jest mo­stem. „Po­mię­dzy Wscho­dem i Za­cho­dem”, a tak­że mię­dzy „Azją i Eu­ro­pą” czy „Orien­tem i Okcy­den­tem”. Owo „po­mię­dzy” wy­wo­łu­je po­czu­cie nie­zde­cy­do­wa­nia u nie­mal każ­de­go, kto stąd po­cho­dzi. Bo sko­ro tak, to z któ­rej stro­ny mo­stu naj­le­piej opi­sy­wać sam most? Zda­niem Re­pu­bli­ki za­ło­żo­nej w 1923 roku od­po­wiedź jest oczy­wi­sta…

Od za­ło­że­nia Re­pu­bli­ki każ­de po­ko­le­nie stu­dio­wa­ło w szkol­nych ław­kach tę samą mapę. We­dług niej Tur­cja była naj­więk­szym kra­jem na świe­cie i co oczy­wi­ste, znaj­do­wa­ła się w sa­mym jego cen­trum. Sta­ła ni­czym ko­los po­środ­ku uro­czy­stych ha­seł ojca za­ło­ży­cie­la, Ata­tür­ka: „Tur­ku, bądź dum­ny, pra­cuj i ufaj”; oraz: „Szczę­śli­wym jest czło­wiek, któ­ry może zwać się Tur­kiem!”. Róż­no­barw­na Eu­ro­pa uno­si­ła się w gó­rze. W ob­rę­bie wid­mo­wych kra­jów le­ża­ły mia­sta o uro­kli­wych na­zwach i rze­ki o błę­kit­nych wo­dach. Tam we­dług na­szych przod­ków znaj­do­wa­ło się El­do­ra­do, wzór do na­śla­do­wa­nia. W dole był Wschód, za­wsze sza­ro­zie­lo­ny. Po­dob­nie jak ZSRR, przy­po­mi­nał pu­sty­nię lub coś po­krew­ne­go, chro­pa­wą, mgli­stą pust­kę. W tej in­kar­na­cji mapa mó­wi­ła: „Nie patrz ani w dół, ani na pra­wo, patrz w górę. Nad tobą jest ży­cie: barw­ne i peł­ne świe­żo­ści. Po­ni­żej nie ma nic prócz »brud­nych Ara­bów« i wiel­błą­dów. Nie war­to się tym in­te­re­so­wać. Wyjdź z domu i bie­gnij na Za­chód tak szyb­ko, jak cię nogi po­nio­są”.

Twór­cy mapy uznali, że kraj łą­czą­cy Azję i Eu­ro­pę, jego rząd i uro­dzo­ne w nim dzie­ci na­le­ży de­fi­nio­wać po­przez za­chod­nią stro­nę mo­stu. Re­pu­bli­ka pre­zen­to­wa­ła tę „po­śred­nią eg­zy­sten­cję” jako toż­sa­mość, z któ­rej moż­na być nie­pod­wa­żal­nie dum­nym, dum­nym tak bar­dzo, że moż­na by po­my­śleć, iż tyl­ko my po­wstrzy­mu­je­my Wschód i Za­chód – cały świat! – przed roz­pa­dem. Nie­bio­som dzię­ki za Tur­cję! Nasz los to dro­ga ku Za­cho­do­wi, wiecz­ny stan przej­ścio­wy.

Lu­dzie na mo­ście mieli jed­nak dwa po­waż­ne pro­ble­my zwią­za­ne z wła­sną toż­sa­mo­ścią i de­fi­ni­cją tego miej­sca. Przede wszyst­kim nie­waż­ne, jak upar­cie płynęli na Za­chód, wschod­nia stro­na mo­stu za­wsze cią­gnę­ła ich do tyłu. Nie była to ich je­dy­na zgry­zo­ta: zgod­nie z roz­ka­za­mi ojca za­ło­ży­cie­la musieli do­rów­nać lu­dziom Za­cho­du. W tym celu re­ali­zowali więc okre­ślo­ny plan, by na­stęp­nie ów sta­tus prze­kro­czyć. W sław­nej prze­mo­wie z oka­zji dzie­się­cio­le­cia Re­pu­bli­ki Ata­türk na­ka­zał Tur­kom „wznieść się po­nad po­ziom cy­wi­li­za­cji zdo­byw­ców”*. To za­da­nie obar­czy­ło lu­dzi jesz­cze więk­szym cię­ża­rem. Wie­dzieli, że są „po­ni­żej”, a za­ra­zem zu­chwa­le pragnęli do­rów­nać „gó­rze”. Tym, co ścią­ga­ło ich w dół, było po­czu­cie nie­waż­no­ści, siła od­dzia­ły­wa­nia „wschod­niej du­szy” – du­szy tra­wio­nej przez pust­kę, u któ­rej źró­deł zna­la­zły się dwie wiel­kie siły: świa­do­mość by­cia ni­kim i pra­gnie­nie wspa­nia­ło­ści. Było tak, jak­by na Tur­cję spa­dła klą­twa, nie­po­zwa­la­ją­ca zna­leźć lu­stra, któ­re uka­za­ło­by jej praw­dzi­we ob­li­cze, bez wy­ol­brzy­mia­nia i po­mniej­sza­nia.

* Cho­dzi o mowę z 29 paź­dzier­ni­ka 1933 roku (wszyst­kie przy­pi­sy po­cho­dzą od tłu­ma­cza i re­dak­tor­ki).

I jak­by tego było mało, ko­lej­ny du­alizm wple­cio­ny w los tej kra­iny dez­orien­tu­je miesz­kań­ców mo­stu. Na ma­lut­kim skraw­ku zie­mi, po­zo­sta­łym po utra­cie ca­łe­go im­pe­rium, na­wet ci, któ­rzy głę­bo­ko do­świadczyli tra­ge­dii woj­ny, po­strzegali pro­kla­ma­cję Tur­cji jako „wiel­kie zwy­cię­stwo”. Osma­no­wie i tak byli tyl­ko cię­ża­rem! Mło­da Tur­cja ja­wi­ła się jako stre­fa zero, nowy roz­dział. Dla lu­dzi, któ­rym woj­na ode­bra­ła wszyst­ko, taka mo­ty­wa­cja była na­tu­ral­ną ko­niecz­no­ścią, ale re­set hi­sto­rii kosz­to­wał. „Przed­tem” zo­sta­ło oba­lo­ne. By­li­śmy wnu­ka­mi ko­lo­sal­ne­go, na­gle po­zba­wio­ne­go ja­kiej­kol­wiek war­to­ści im­pe­rium. Ofi­cjal­na hi­sto­ria unie­waż­ni­ła jego erę, lecz każ­de z nas na­dal mu­sia­ło uczyć się o wszyst­kich suł­ta­nach i cza­sach ich pa­no­wa­nia. Rok 1923 był ka­mie­niem mi­lo­wym, co do któ­re­go mie­li­śmy mie­sza­ne uczu­cia. „Przed­tem” bu­dzi­ło w nas za­ra­zem nie­smak i dumę, na­śla­do­wa­li­śmy jego po­tę­gę, gar­dząc nią jed­no­cze­śnie. Miesz­kań­cy mo­stu do­rastali w pew­ne­go ro­dza­ju roz­dwo­je­niu jaź­ni ty­po­wym dla dzie­ci, któ­re są na­ocz­ny­mi świad­ka­mi hi­sto­rii, a po­tem mu­szą na­uczyć się na pa­mięć zu­peł­nie in­nej wer­sji wy­da­rzeń. Lu­dzie tak bar­dzo przy­zwy­czaili się do sy­tu­acji, w któ­rej rzecz może być swo­im prze­ci­wień­stwem, że ni­ko­go nie dzi­wi­ło od­czy­ty­wa­nie jed­ne­go zna­ku na co naj­mniej dwa spo­so­by. To dla­te­go na­ród tu­rec­ki po­dwój­ne zna­cze­nie zda­nia „To jest Tur­cja!” bie­rze za na­tu­ral­ne: lu­dzie są przy­zwy­cza­je­ni do prze­ży­wa­nia jed­no­cze­śnie szo­ku i obo­jęt­no­ści, do śmie­chu przez łzy, a tak­że do tego, że jeśli pro­te­stu­ją prze­ciw­ko da­nej sy­tu­acji, au­to­ma­tycz­nie mu­szą się do niej do­sto­so­wać. Nie wi­dzą nic dziw­ne­go w tym, że ży­cie wy­mu­sza na nich tak skom­pli­ko­wa­ne za­bie­gi psy­cho­lo­gicz­ne.

***

I tak mi­ja­ły lata i de­ka­dy, do hi­sto­rii prze­cho­dzi­ły rzą­dy i pu­cze, ma­sa­kry i pił­kar­skie suk­ce­sy, go­rą­ce i zim­ne woj­ny, za­miesz­ki i re­pre­sje, rze­czy wy­ma­rzo­ne i ma­rze­nia znisz­czo­ne z mi­ło­ści do na­ro­du, a przede wszyst­kim – trum­ny, trum­ny, trum­ny. Za każ­dą trum­nę fla­ga na maszt. Ko­ran, fla­ga Tur­cji i chleb są w tych stro­nach świę­te. Od po­ko­leń pa­nu­je zwy­czaj mó­wią­cy, że gdy któ­ra­kol­wiek z tych rze­czy spad­nie na zie­mię, na­le­ży ją pod­nieść, trzy­krot­nie po­ca­ło­wać i umie­ścić na wy­so­kiej pół­ce. Żoł­nie­rze, par­ty­zan­ci, bo­jow­ni­cy, dzien­ni­ka­rze, pi­sa­rze, po­eci, ro­bot­ni­cy, stu­den­ci i dzie­ci – kie­dy ginęli, po każ­dym z nich krzy­cza­no: „Wca­le nie zo­stał za­bi­ty!”.

To miej­sce woli gniew od ża­ło­by. Tem­po od­pra­wia­nia po­grze­bów w Tur­cji może za­sko­czyć czło­wie­ka Za­cho­du, ale na­praw­dę nie po­win­no – „to jest Tur­cja” i jej lu­dzie mo­stu, na­sta­wie­ni na prze­trwa­nie, są ucze­ni od dziec­ka, że ża­ło­ba jest stra­tą cza­su.

Cho­ciaż tych, któ­rzy chcieli rów­no­ści, spra­wie­dli­wo­ści i wol­no­ści dla na­ro­du, za każ­dym ra­zem tę­pił albo woj­sko­wy re­żim, albo pa­ra­mi­li­tar­ne for­ma­cje pra­wi­co­wych rzą­dów, każ­dej nocy za­sta­wia­no sto­ły, przy któ­rych lu­dzie roz­ma­wiali o spo­so­bach ra­to­wa­nia pań­stwa z więk­szą pa­sją, niż mówili o mi­ło­ści. O kraj było wię­cej krzy­ku niż o mi­łość dwóch męż­czyzn do jed­nej ko­bie­ty. Wy­la­no wię­cej łez, niż roni po­rzu­co­ny ko­cha­nek. Ra­do­wa­no się moc­niej niż z po­wro­tu nie­wi­dzia­nej la­ta­mi uko­cha­nej oso­by. Pań­stwo za­wsze bru­tal­nie ob­cho­dzi­ło się z tymi spo­śród swo­ich dzie­ci, któ­re je naj­moc­niej ko­cha­ły. Tacy mę­czen­ni­cy zdo­bywali ła­ska­we uzna­nie do­pie­ro po śmier­ci.

Czy tra­dy­cja osmań­skich suł­ta­nów, wy­da­ją­cych wła­snych bra­ci na śmierć, byle tyl­ko za­cho­wać tron (co do­pro­wa­dzi­ło wręcz do le­ga­li­za­cji bra­to­bój­stwa), może mieć coś wspól­ne­go z sy­tu­acją, w któ­rej oj­ciec zmar­łe­go na woj­nie syna sły­szy z ust pre­mie­ra pań­stwa: „Służ­ba woj­sko­wa nie jest od tego, żeby się wy­le­gi­wać, bra­cie”? Czy fakt, że fun­da­men­ty kra­ju po­ło­ży­ły dzie­ci za­bra­ne z ro­dzin­nych stron, może być po­wią­za­ny z kom­plek­sem „pań­stwa jako ojca”, ob­ja­wia­ją­ce­go się ka­ra­niem Kur­dów, Or­mian i ale­wi­tów**, jak gdy­by pod­nieśli rękę na gło­wę ro­dzi­ny? Roi się od przy­pusz­czeń, ale jed­no jest pew­ne: aż do ostat­niej de­ka­dy Tur­cję nę­ka­ły wciąż te same cho­ro­by. Przez mi­nio­ne dzie­się­cio­le­cie na­to­miast jej hi­sto­ria peł­na jest prób wy­le­cze­nia owych do­le­gli­wo­ści za po­mo­cą in­nych, jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych…

** Ale­wizm – odłam szy­izmu wy­ka­zu­ją­cy tak­że wpły­wy za­ra­tusz­triań­skie, sza­mań­skie i su­fic­kie, wy­zna­wa­ny głów­nie w Tur­cji. Ale­wi­ci są dru­gą po sun­ni­tach wspól­no­tą re­li­gij­ną w kra­ju, sta­no­wią oko­ło 25% lud­no­ści; wie­lu z nich jest et­nicz­nie Kur­da­mi.

Dzi­siaj

„Ty je­steś Tur­cją, myśl am­bit­nie!”.

Obok tego cy­ta­tu od kil­ku lat w ca­łej Tur­cji wi­szą nie­zli­czo­ne gi­gan­tycz­ne por­tre­ty Re­ce­pa Tay­y­ipa Er­do­ğa­na, praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej zja­wi­sko­wej po­sta­ci, jaka za­szczy­ci­ła kar­ty po­li­tycz­nej hi­sto­rii Re­pu­bli­ki. Do­kład­nie tak samo wi­sia­ło przed­tem ob­li­cze Ata­tür­ka obok cy­ta­tu: „Tur­ku, bądź dum­ny, pra­cuj i ufaj!”. Ale zda­nie klucz „To jest Tur­cja” już nie wy­star­czy, te­raz jest: „Wiel­ka Tur­cja”. Za spra­wą re­to­ry­ki wy­kre­owa­nej z po­mo­cą swo­je­go pra­wi­co­we­go, liberal­no-in­te­li­genc­kie­go elek­to­ra­tu przez AKP*** „to jest Nowa Tur­cja”, „za­awan­so­wa­na de­mo­kra­cja”. Bę­dąc u wła­dzy od 2002 roku, par­tia utrzy­mu­je po­li­tycz­ną i spo­łecz­ną he­ge­mo­nię, któ­ra jesz­cze moc­niej pod­kre­śla jej „świę­tą mi­sję”. Być w opo­zy­cji do par­tii ozna­cza sprze­ciw wo­bec sa­mej kon­cep­cji wiel­kiej Tur­cji, a przez to – za­gro­że­nie dla świę­tej mi­sji. Ozna­cza to też by­cie prze­ciw­ko Er­do­ğa­no­wi, okre­śla­ne­mu mia­nem reis – „wódz” – któ­ry wła­śnie pró­bu­je**** wpro­wa­dzić sys­tem pre­zy­denc­ki ze swo­je­go pre­zy­denc­kie­go fo­te­la sto­ją­ce­go w zbu­do­wa­nym przez sie­bie AKP-ała­cu. Nie­któ­rzy przed­sta­wi­cie­le par­tii otwar­cie gło­szą, że Er­do­ğan jest „wy­brań­cem”, że do­tknię­cie pre­zy­den­ta sta­no­wi do­pusz­czal­ną for­mę ad­o­ra­cji. Ist­nie­ją wy­bor­cy de­kla­ru­ją­cy, że są „wło­sa­mi na jego du­pie”*****. Bio­rąc to wszyst­ko pod uwa­gę, moż­na do­strzec tu pro­blem nie tyl­ko po­li­tycz­ny, ale rów­nież spo­łecz­no-psy­cho­lo­gicz­ny. Opar­ta na war­to­ściach kon­ser­wa­tyw­nych i neo­li­be­ral­nych re­to­ry­ka AKP nie jest ja­kąś po­pu­li­stycz­ną abra­ka­da­brą, któ­ra zmą­ci­ła umy­sły „ciem­ne­go ludu”. Od prze­ję­cia wła­dzy aż do dziś spin dok­to­rzy par­tii zbierali po­chwa­ły w naj­bar­dziej ce­nio­nych krę­gach po­li­tycz­nych Za­cho­du. Po­dob­nie re­ago­wa­ły ame­ry­kań­skie i eu­ro­pej­skie me­dia głów­ne­go nur­tu, chwa­ląc doj­ście AKP do wła­dzy z ha­słem: „Do Tur­cji wresz­cie za­wi­ta­ła de­mo­kra­cja”. Ugru­po­wa­nie było nie tyl­ko do­sko­na­łym ma­ria­żem umiar­ko­wa­ne­go is­la­mu i de­mo­kra­cji, ale też prze­ko­nu­ją­cym wzo­rem dla arab­skie­go świa­ta, z jego nie­kon­tro­lo­wa­nym gnie­wem wo­bec Za­cho­du po za­ma­chach z 11 wrze­śnia. Kie­dy świec­cy in­te­lek­tu­ali­ści i pi­sa­rze tu­rec­cy ostrzegali, że taki „wzór” nie na­da­je się dla świa­ta is­la­mu, ani w ogó­le dla żad­ne­go in­ne­go świa­ta, spotkali się z szy­der­stwem nie tyl­ko ze stro­ny tu­rec­kich neo­li­be­ra­łów, lecz tak­że za­chod­nich in­te­lek­tu­ali­stów. Ob­wo­ła­no ich wro­ga­mi de­mo­kra­cji, dą­żą­cy­mi do po­wro­tu dyk­ta­tu­ry woj­ska, któ­re­go ukry­tą wła­dzę nad rzą­dem oba­li­ła AKP. Rów­nież roz­kwit kra­jo­wej go­spo­dar­ki, spo­wo­do­wa­ny na­głym przy­pły­wem pie­nię­dzy z nie­wia­do­mych źró­deł, sprzy­jał temu, by in­te­lek­tu­ali­stów, scep­tycz­nych wo­bec par­tii rzą­dzą­cej, po­strze­gać i pre­zen­to­wać jako ar­cha­icz­nych so­cja­li­stów i re­lik­ty zim­nej woj­ny. Przy­na­leż­ność do tej gru­py w cza­sie pierw­szej ka­den­cji rzą­du AKP ozna­cza­ła trwa­łą ba­ni­cję z sza­no­wa­nych krę­gów. Wła­dza gło­si­ła bo­wiem fan­ta­stycz­ne rze­czy: wy­po­wia­da­ła zda­nia, któ­re od dłuż­sze­go cza­su bez­owoc­nie pró­bo­wa­ły sfor­mu­ło­wać ru­chy liber­ta­riań­skie. Mó­wi­ła o nie­mu­zuł­ma­nach, Kur­dach i wol­no­ści jed­nost­ki. Po­tę­pia­ła woj­sko­wy za­mach sta­nu z 12 wrze­śnia 1980 roku. Utrzy­my­wa­ła, że ar­mię na­le­ży od­dzie­lić od po­li­ty­ki, i z ca­łych sił pro­mo­wa­ła war­to­ści de­mo­kra­tycz­ne. Zwra­ca­ła uwa­gę na to, że Tur­cja jest mo­zai­ką, na któ­rej ko­lo­ryt skła­da się sze­ro­kie spek­trum barw, i jaw­nie pro­mo­wa­ła kul­tu­rę współ­ist­nie­nia. Wszyst­ko było tak wspa­nia­łe, tak cu­dow­ne! Co wię­cej, most zwa­ny Tur­cją zde­fi­nio­wa­no na nowo i – za po­śred­nic­twem „ini­cja­ty­wy bli­skow­schod­niej” – zjed­no­czo­no du­cho­wo Tur­ków z kra­ina­mi, od któ­rych od­wró­co­no się u za­ra­nia Re­pu­bli­ki. Na­ro­do­wi, zmę­czo­ne­mu cią­głym pu­sze­niem się i na­dy­ma­niem, któ­re mia­ło zre­kom­pen­so­wać po­czu­cie niż­szo­ści wo­bec Za­cho­du, AKP mó­wi­ła: „Wy­lu­zuj­cie! Prze­cież na­wet w obec­nym sta­nie je­ste­śmy star­szym bra­tem Środ­ko­we­go Wscho­du. I zo­bacz­cie sami: Za­chód już nas po­strze­ga jako »mo­de­lo­we pań­stwo«!”.

*** Par­tia Spra­wie­dli­wo­ści i Roz­wo­ju (tur. Ada­let ve Kal­kın­ma Par­ti­si, AKP) – tu­rec­ka par­tia po­li­tycz­na po­wsta­ła w 2001 roku, o umiar­ko­wa­nie kon­ser­wa­tyw­nej orien­ta­cji.

**** Re­fe­ren­dum w spra­wie zmian w ustro­ju Tur­cji po­le­ga­ją­cych na za­stą­pie­niu par­la­men­tar­ne­go mo­de­lu spra­wo­wa­nia wła­dzy sys­te­mem pre­zy­denc­kim. Gło­so­wa­nie re­fe­ren­dal­ne od­by­ło się 16 kwiet­nia 2017 roku. Za pro­po­zy­cja­mi zgło­szo­ny­mi przez pre­zy­den­ta Re­ce­pa Tay­y­ipa Er­do­ğa­na i zwią­za­ne z nim ugru­po­wa­nia po­li­tycz­ne we­dług ofi­cjal­nych wy­ni­ków opo­wie­dzia­ła się więk­szość gło­su­ją­cych. Ob­ser­wa­to­rzy re­fe­ren­dum z ra­mie­nia Or­ga­ni­za­cji Bez­pie­czeń­stwa i Współ­pra­cy w Eu­ro­pie stwierdzili, że „re­fe­ren­dum w Tur­cji w spra­wie zmia­ny sys­te­mu rzą­dów z par­la­men­tar­ne­go na pre­zy­denc­ki nie speł­nia­ło mię­dzy­na­ro­do­wych stan­dar­dów”.

***** Cy­tat z wy­po­wie­dzi uczest­nicz­ki wie­cu AKP na­gra­nej przez te­le­wi­zję Bey­az, któ­ra sta­ła się po­pu­lar­nym przed­mio­tem drwin w in­ter­ne­cie.

AKP ucie­le­śnia­ła idee kon­ser­wa­tyw­nych ka­pi­ta­li­stów, któ­rzy wy­łonili się po za­ma­chu sta­nu w 1980 roku, zyskali wpły­wy w ca­łej Azji Mniej­szej i w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych stali się tak dra­pież­ni, że nada­no im przy­do­mek „ana­to­lij­skich ty­gry­sów”. Były pre­zy­dent Tur­cji Ab­dul­lah Gül, współ­za­ło­ży­ciel AKP, nie bez przy­czy­ny po­wie­dział: „Je­ste­śmy WASP-ami******tego kra­ju”. Jego ruch po­li­tycz­ny chciał za­stą­pić star­szy, w znacz­nej mie­rze świec­ki ka­pi­tał i pra­co­wał nad tym przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat. AKP re­pre­zen­to­wa­ła kla­sę śred­nią nie tyl­ko pod wzglę­dem in­te­re­sów eko­no­micz­nych, lecz tak­że sty­lu ży­cia, świa­to­po­glą­du, wy­zna­wa­nych war­to­ści i pre­fe­ro­wa­nej es­te­ty­ki. Mło­da bur­żu­azja, pra­gną­ca za­stą­pić sta­re, la­ic­kie, fa­wo­ry­zo­wa­ne daw­niej miesz­czań­stwo, pod no­wy­mi rzą­da­mi uzy­ska­ła ofi­cjal­ne po­par­cie, wresz­cie zdo­by­ła po­li­tycz­nych re­pre­zen­tan­tów i ogło­si­ła „od­da­nie na­ro­do­wym war­to­ściom”. O tym, ja­kie to war­to­ści, mia­ła zde­cy­do­wać na nowo zde­fi­nio­wa­na przez Par­tię Spra­wie­dli­wo­ści kul­tu­ra wiej­ska.

****** WASP (z ang. Whi­te An­glo-Sa­xon Pro­te­stant) – biali An­glo­sa­si wy­zna­nia pro­te­stanc­kie­go, od XVII wie­ku osie­dla­ją­cy się w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Jako twór­cy bry­tyj­skich ko­lo­nii sta­no­wią trzon na­ro­du ame­ry­kań­skie­go.

Tym, co osta­tecz­nie prze­ko­na­ło tu­rec­ką lud­ność do AKP, była obiet­ni­ca, że na­sze re­la­cje z wła­sną prze­szło­ścią zo­sta­ną wresz­cie upo­rząd­ko­wa­ne. Par­tia od po­cząt­ku gło­si­ła, że je­ste­śmy dum­ny­mi wnu­ka­mi Osma­nów i raz jesz­cze przyj­mie­my na­szą daw­ną, ma­je­sta­tycz­ną, bu­dzą­cą po­strach for­mę. Jed­no­cze­śnie na­le­ża­ło wy­my­ślić nową wer­sję Im­pe­rium Osmań­skie­go, któ­ra by­ła­by ak­cep­to­wa­na przez kon­ser­wa­tyw­ną więk­szość spo­łe­czeń­stwa. W tym celu na­wet sam pre­mier po­tra­fił prze­rwać swo­je obo­wiąz­ki, by po­wiedz­my, wy­gła­szać ko­men­ta­rze na te­mat po­sta­ci ko­bie­cych w se­ria­lu te­le­wi­zyj­nym Wspa­nia­łe stu­le­cie (ma­ją­cym dużą oglą­dal­ność rów­nież na Bał­ka­nach i w kra­jach arab­skich): bo­ha­ter­ki po­win­ny ubie­rać się skrom­niej, pa­dy­sza­cho­wie zaś za czę­sto się nimi zaj­mu­ją, za­miast ćwi­czyć się w sztu­ce jaz­dy kon­no. Na­stęp­ny od­ci­nek, na­gra­ny już po wy­po­wie­dzi pre­mie­ra, przed­sta­wiał ko­bie­ty sku­pio­ne na mo­dli­twie i Su­lej­ma­na Wspa­nia­łe­go bez ce­re­gieli wska­ku­ją­ce­go na sio­dło. W ten spo­sób se­rial po­ka­zy­wał nam, jak ma wy­glą­dać zbu­do­wa­ne od nowa Im­pe­rium. To tyl­ko mały przy­kład wpły­wa­nia na kul­tu­rę, ale pre­mier, w swo­jej am­bi­cji uczy­nie­nia jej bar­dziej kon­ser­wa­tyw­ną przy po­mo­cy sztu­ki, na­tu­ral­nie na tym nie po­prze­stał. I tak: ka­zał zbu­rzyć ogrom­ną, wi­docz­ną z Ar­me­nii sta­tuę po­ko­ju*******, po­nie­waż mu się nie po­do­ba­ła, kon­tro­lo­wał tak­że pań­stwo­wy te­atr, ba­let i ope­rę. Jako przy­kład­ny oj­ciec od­no­wi­ciel dzie­lił gust mu­zycz­ny z lu­dem. Na wie­cach zmu­szał tłum do po­wta­rza­nia w for­mie przy­się­gi słów kla­sycz­nej tu­rec­kiej pio­sen­ki Be­ra­ber yürüdük biz bu yol­lar­da:

******* Cho­dzi o po­mnik Po­ko­ju i Czło­wie­czeń­stwa sym­bo­li­zu­ją­cy przy­jaźń or­miań­sko-tu­rec­ką wznie­sio­ny w 2009 roku w mie­ście Kars. W uza­sad­nie­niu swo­jej de­cy­zji pre­mier Er­do­ğan na­zwał sta­tuę „fa­na­be­rią”.

Szli­śmy tą ścież­ką ra­zem

Ra­zem zmo­kli­śmy w ulew­nym desz­czu

Te­raz wszyst­ko we wszyst­kich pio­sen­kach

Przy­po­mi­na mi o to­bie.

By­li­śmy świad­ka­mi, jak z bie­giem lat mi­ło­sna pio­sen­ka zmie­nia się w marsz świę­tej mi­sji AKP.

Nie­kie­dy to krew­ni pre­mie­ra zaj­mowali się spra­wa­mi kul­tu­ry, na któ­re on nie zna­lazł cza­su. Gdy jego cór­ka zo­sta­ła wy­szy­dzo­na przez pew­ne­go ak­to­ra za żu­cie gumy pod­czas spek­ta­klu (taką moż­li­wość in­te­rak­cji z pu­blicz­no­ścią prze­wi­dy­wał sce­na­riusz), ar­ty­sta stał się obiek­tem śledz­twa i kar­nie ob­cię­to mu pen­sję.

Ani Za­chód, ani więk­szość tu­rec­kiej in­te­li­gen­cji nie zwra­ca­ły uwa­gi na for­mu­ło­wa­ną w tam­tym cza­sie kry­ty­kę. Tak, ar­mię od­dzie­lo­no wresz­cie od po­li­ty­ki, tyle że do­ko­na­no tego po­przez wiel­kie pro­ce­sy po­li­tycz­ne na­ru­sza­ją­ce pra­wo. Co wię­cej, w każ­dym pro­ce­sie ska­zy­wa­no do­dat­ko­wo kil­ku dzien­ni­ka­rzy i po­li­ty­ków za przy­na­leż­ność do taj­nych sto­wa­rzy­szeń pla­nu­ją­cych prze­wrót, któ­rych ist­nie­nia ni­g­dy nie udo­wod­nio­no. Nie­któ­rzy in­te­lek­tu­ali­ści otwar­cie prze­ko­nywali, że ła­ma­nie pra­wa sta­no­wi re­la­tyw­nie ni­ską cenę w za­mian za od­se­pa­ro­wa­nie woj­ska od po­li­ty­ki.

AKP na­zy­wa­ła so­cjal­de­mo­kra­tów „po­plecz­ni­ka­mi par­tii rzą­dzą­cej”, kon­ser­wa­ty­stów nie­zrze­szo­nych w ich par­tii – „za­co­fa­ny­mi”, a so­cja­li­stów – „anar­chi­sta­mi”. Było zu­peł­nie jak po prze­wro­cie z roku 1980: AKP ogło­si­ła się je­dy­nym praw­dzi­wym ru­chem de­mo­kra­tycz­nym w kra­ju. Ci, któ­rzy wów­czas ki­bi­cowali par­tii, wkrót­ce znów mieli zo­ba­czyć, jak wła­dza po­za­praw­ny­mi środ­ka­mi bie­rze za pysk związ­ki za­wo­do­we, sto­wa­rzy­sze­nia, par­tie po­li­tycz­ne… Jako ruch po­li­tycz­ny i spo­łecz­ny, ucie­le­śnio­ny w oso­bie Er­do­ğa­na, AKP skła­da­ła dal­sze słod­kie obiet­ni­ce. „Za­ini­cjo­wa­no” i znisz­czo­no po­li­tycz­ne tabu. Przed­sta­wi­cieli igno­ro­wa­nych od wie­lu lat mniej­szo­ści na­ro­do­wych za­czę­to po­dej­mo­wać przy sto­le śnia­da­nio­wym w pa­ła­cu Do­lma­ba­hçe, Er­do­ğan do­pro­wa­dził do ofi­cjal­ne­go uzna­wa­nia ich za peł­no­praw­nych part­ne­rów po­li­tycz­nych. Ten gest po­zor­ne­go uświa­do­mie­nia de­mo­kra­tycz­ne­go nie uwzględ­niał jed­nak dy­sy­den­tów. Rzą­do­we „ini­cja­ty­wy” – kur­dyj­ska, rom­ska, ale­wic­ka – po­wsta­wa­ły we współ­pra­cy z fa­wo­ry­zo­wa­ny­mi ale­wi­ta­mi, wy­bra­ny­mi Kur­da­mi i Ro­ma­mi po­pie­ra­ją­cy­mi AKP. Ci, któ­rych nowa wła­dza uzna­ła za swo­ich, dostali za­pro­sze­nie na śnia­da­nie, a po­zostali czekali, aż – prę­dzej czy póź­niej – przy­cze­pi się im łat­kę ter­ro­ry­stów.

Ow­szem, ru­szy­ła ini­cja­ty­wa kur­dyj­ska, rząd przy­go­to­wy­wał się do ne­go­cja­cji z PKK********, ale jed­no­cze­śnie uci­szał pra­sę, by unik­nąć tłu­ma­cze­nia się z in­cy­den­tu, w któ­rym na gra­ni­cy z Ira­kiem gru­pę Kur­dów wzię­to za ter­ro­ry­stów i za­strze­lo­no. Dzien­ni­ka­rze tacy jak ja, któ­rzy nie prze­stawali pi­sać o tej spra­wie, tracili pra­cę po jed­nym te­le­fo­nie do ich prze­ło­żo­nych. W tym sa­mym cza­sie trwa­ły „po­ko­jo­we roz­mo­wy” mię­dzy PKK a Tur­cją. Fakt ten ukry­wa­no przed opi­nią pu­blicz­ną i me­dia­mi. Sło­wo pre­mie­ra Er­do­ğa­na prze­cież wy­star­cza­ło, a zresz­tą – tak się te­raz za­ła­twia­ło spra­wy. Pra­wa pra­cow­ni­cze, pra­wa dziec­ka, pra­wa ko­biet, wol­ność oso­bi­sta… Pre­mier mó­wią­cy z ręką na ser­cu „Obie­cu­ję!” gwa­ran­to­wał wszyst­ko. En­tu­zjazm, z ja­kim wie­lu opo­zy­cjo­ni­stów z krę­gu in­te­li­gen­cji przyj­mo­wa­ło sło­wa rze­ko­me­go ojca od­no­wi­cie­la, był trud­ny do znie­sie­nia. W tym wszyst­kim naj­bar­dziej gorz­kim mo­men­tem było oczysz­cze­nie z za­rzu­tów urzęd­ni­ków pań­stwo­wych oskar­żo­nych o kry­cie po­dej­rza­nych o za­bój­stwo or­miań­skie­go dzien­ni­ka­rza Hran­ta Din­ka********. Część or­miań­skich in­te­lek­tu­ali­stów przy­ję­ła tę de­cy­zję z bu­dzą­cym za­sko­cze­nie zro­zu­mie­niem.

******** Par­tia Pra­cu­ją­cych Kur­dy­sta­nu (kurd. Par­tïya Kar­ke­rên Kur­di­stan), w la­tach 2002–2005 jako KA­DEK i KON­GRA-GEL – za­ło­żo­na 27 listo­pa­da 1978 roku or­ga­ni­za­cja nie­pod­le­gło­ścio­wa o le­wi­co­wym cha­rak­te­rze, któ­rej ce­lem jest usta­no­wie­nie pań­stwa na te­re­nach za­miesz­ka­nych przez Kur­dów.

******** Hrant Dink (orm. Հրանդ Տինք, ur. 15 wrze­śnia 1954 roku w Ma­la­tyi, zm. 19 stycz­nia 2007 roku w Stam­bu­le) – dzien­ni­karz i pu­bli­cy­sta, tu­rec­ki Or­mia­nin, za­ło­ży­ciel i wy­daw­ca ty­go­dni­ka „Agos” pu­bli­ko­wa­ne­go po tu­rec­ku i po or­miań­sku. W 2006 roku uho­no­ro­wa­ny na­gro­dą mię­dzy­na­ro­do­we­go PEN Clu­bu „Oxfam No­vib/PEN Award for Fre­edom of Expres­sion”. Pi­sał na te­mat lu­do­bój­stwa Or­mian, a za swo­je po­glą­dy był są­dzo­ny i zo­stał ska­za­ny na mocy ar­ty­ku­łu 301 tu­rec­kie­go ko­dek­su kar­ne­go za ob­ra­zę tu­rec­kiej toż­sa­mo­ści na­ro­do­wej. Wie­lo­krot­nie otrzy­my­wał po­gróż­ki ze stro­ny tu­rec­kich na­cjo­na­li­stów. Zo­stał za­strze­lo­ny przed sie­dzi­bą swo­jej ga­ze­ty przez sie­dem­na­sto­let­nie­go tu­rec­kie­go na­cjo­na­li­stę Ogu­na Sa­ma­sta.

Tak czy ina­czej, do­tych­cza­so­we me­cha­ni­zmy po­li­tycz­ne tra­ci­ły na zna­cze­niu, pod­czas gdy „mowy bal­ko­no­we” wy­gła­sza­ne przez Er­do­ğa­na w sie­dzi­bie AKP na nim zy­ski­wa­ły i wkrót­ce sta­ły się peł­no­praw­nym ele­men­tem spra­wo­wa­nia wła­dzy. Na­wet ci, któ­rzy wy­czuwali groź­bę pły­ną­cą z ostat­nich wy­da­rzeń, znaj­dowali uko­je­nie w słod­kich jak miód sło­wach pre­mie­ra. Do­szło do tego, że jego de­kla­ra­cję: „Ci, któ­rzy na nas nie gło­su­ją, tak­że są czę­ścią na­sze­go na­ro­du”, wy­gło­szo­ną w nie­sław­nej mo­wie pod­czas za­in­au­gu­ro­wa­nia dru­giej ka­den­cji rzą­dów AKP, wzię­to za ozna­kę za­awan­so­wa­nej de­mo­kra­cji, a sło­wa o prze­ba­cze­niu i to­le­ran­cji wo­bec opo­zy­cjo­ni­stów przy­ję­to bra­wa­mi. Za mój ów­cze­sny ar­ty­kuł za­ty­tu­ło­wa­ny „Zre­du­ko­wa­no nas do roli przy­staw­ki do kra­ju” zbie­ra­łam listy z po­gróż­ka­mi i peł­ne szy­der­stwa oskar­że­nia o pa­ra­no­ję, któ­re wspo­mi­nam dziś z gorz­kim uśmie­chem.

Od 2002 roku do mniej wię­cej lat 2008–2009 za­rów­no zwo­len­ni­cy par­tii na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej, jak i przy­chyl­ni jej in­te­lek­tu­ali­ści w Tur­cji nie chcieli po­jąć, że nie tyl­ko kon­ser­wa­ty­zo­wa­no pań­stwo, lecz tak­że przez stop­nio­we za­ostrza­nie praw an­ty­ter­ro­ry­stycz­nych za­mie­rza­no stwo­rzyć po­słusz­ne spo­łe­czeń­stwo. Zmie­nia­jąc za­pi­sy w kon­sty­tu­cji, AKP zy­ska­ła też kon­tro­lę nad wdra­ża­niem pra­wa, bu­rząc tym sa­mym wszel­kie po­li­tycz­ne i są­do­we me­cha­ni­zmy sta­bi­li­zu­ją­ce. Nie wspo­mi­na­jąc o tym, że nie­któ­re swo­bo­dy sta­ły się nie­do­stęp­ne dla oby­wateli, choć wciąż były do­zwo­lo­ne praw­nie. Przy­czy­ny na­le­ży szu­kać w zja­wi­sku zwa­nym „pre­sją spo­łecz­ną”, któ­re po­zwo­li­ło kon­ser­wa­tyw­nym war­to­ściom stop­nio­wo ogra­ni­czać świec­ki tryb ży­cia w spo­sób rów­nie od­czu­wal­ny, co nie­moż­li­wy do udo­wod­nie­nia. Nie, nikt nie na­ka­zał dziew­czę­tom w Ana­to­lii za­kry­wać głów, ale pro­mo­wa­no ta­kie za­cho­wa­nie i przed­sta­wia­no je jako wzór po­stę­po­wa­nia, a te, któ­re się nie do­sto­so­wa­ły, trak­to­wa­no tak, jak­by cho­dzi­ły nago. AKP wy­wie­ra­ła na­cisk nie tyl­ko na ży­cie co­dzien­ne, ale też go­spo­dar­cze, i przed­się­bior­cy, któ­rzy nie wy­razili po­par­cia dla par­tii, byli wy­sy­ła­ni na zie­lo­ną traw­kę. Spra­wy do­szły do Try­bu­na­łu Kon­sty­tu­cyj­ne­go, ale jego człon­ko­wie mieli zwią­za­ne ręce w za­kre­sie kontroli wy­ko­ny­wa­nia wy­ro­ków – zmia­ny w kon­sty­tu­cji umoż­li­wi­ły oskar­ża­nie ich o „uprze­dze­nia po­li­tycz­ne” za każ­dym ra­zem, gdy orzekali wbrew in­te­re­som rzą­du. Na­ród wkro­czył na dro­gę bły­ska­wicz­nej du­ba­iza­cji – w każ­dym zna­cze­niu tego sło­wa. Gdy­bym mia­ła krót­ko pod­su­mo­wać obec­ną sy­tu­ację Tur­cji, to mimo jej wy­raź­nych bra­ków by­ła­by to wła­śnie du­ba­iza­cja! W tej książ­ce bę­dzie­cie mogli prze­czy­tać, co to do­kład­nie zna­czy.

Lecz w 2013 roku, gdy me­dia głów­ne­go nur­tu nie mo­gły zna­leźć słów na opi­sa­nie za­po­cząt­ko­wa­ne­go w par­ku Tak­sim Gezi********sza­leń­stwa, któ­re roz­la­ło się falą pro­te­stów na cały kraj, było to efek­tem skraj­nie błęd­nej in­ter­pre­ta­cji sa­me­go po­cząt­ku hi­sto­rii. By zro­zu­mieć Tur­cję, któ­ra sta­nę­ła za pro­te­stu­ją­cy­mi w Gezi, trze­ba cof­nąć się i za­cząć od nowa opo­wieść snu­tą od je­de­na­stu lat, tym ra­zem uwzględ­nia­jąc w nar­ra­cji wszyst­kie fak­ty. Nie­któ­re mię­dzy­na­ro­do­we me­dia upie­ra­ły się, nie czu­jąc się na si­łach do­cie­kać przy­czyn, że za­miesz­ki to „star­cie zla­icy­zo­wa­nej mniej­szo­ści z kon­ser­wa­tyw­ną więk­szo­ścią”, mimo że do pro­te­stów przy­łą­czy­ły się dzie­siąt­ki or­ga­ni­za­cji is­lam­skich i kon­ser­wa­tyw­nych. Dzien­ni­ka­rze ci nie do­strzegli, że była to ostat­nia szan­sa, aby ktoś usły­szał głos igno­ro­wa­nych do tej pory i prze­śla­do­wa­nych stron­nictw. W oczach pre­mie­ra i zwo­len­ni­ków AKP za pro­te­sta­mi kry­ły się „ze­wnętrz­ne siły, zdraj­cy, ci, któ­rzy chcie­li­by sta­nąć na dro­dze tu­rec­kie­go po­stę­pu”. Im dłu­żej Er­do­ğan mó­wił, tym bar­dziej jego prze­mo­wy przy­po­mi­na­ły re­to­ry­ką mowy ge­ne­ra­łów od­po­wie­dzial­nych za za­mach sta­nu, a więc tych, któ­rym gło­śno się prze­ciw­sta­wiał, aby dojść do wła­dzy. Tym­cza­sem sys­tem me­dial­ny stwo­rzo­ny przez AKP co­raz czę­ściej brał na cel dzien­ni­ka­rzy pi­szą­cych o pro­te­stach, a tak­że pi­sa­rzy, ar­ty­stów i przed­się­bior­ców, któ­rzy je wspierali. W ga­ze­tach owi „pro­wo­ka­to­rzy” mogli zna­leźć nie tyl­ko po­mó­wie­nia na swój te­mat i „ode­zwy do pro­ku­ra­to­rów”, pi­sa­ne przez pro­par­tyj­nych pu­bli­cy­stów, któ­rzy do­magali się na­tych­mia­sto­we­go po­sta­wie­nia tych lu­dzi w stan oskar­że­nia, lecz tak­że całe stro­ni­ce za­peł­nio­ne swo­imi fo­to­gra­ficz­ny­mi por­tre­ta­mi.

******** Cho­dzi o se­rię pro­te­stów i za­mie­szek, któ­re roz­po­czę­ły się 28 maja 2013 roku na pla­cu Tak­sim w Stam­bu­le. Bez­po­śred­nią przy­czy­ną wy­bu­chu bun­tu była pla­no­wa­na bu­do­wa cen­trum han­dlo­we­go w miej­scu par­ku Gezi.

Po stłu­mie­niu za­mie­szek w par­ku Gezi Re­cep Tay­y­ip Er­do­ğan zo­stał wy­bra­ny na pre­zy­den­ta. Zgod­nie z tu­rec­ką kon­sty­tu­cją urząd pre­zy­den­ta po­win­na ce­cho­wać bez­stron­ność, tym­cza­sem Er­do­ğan wy­grał, mimo że za­de­kla­ro­wał otwar­cie, iż za­sa­dy tej nie bę­dzie re­spek­to­wał. Od tam­tej pory miesz­ka w cy­klo­po­wym pa­ła­cu o ty­siącu stu po­ko­jach, wznie­sio­nym w An­ka­rze na te­re­nie wy­kar­czo­wa­nej w tym celu far­my le­śnej Ata­türk Or­man Çi­ftli­ği, sym­bo­lu Re­pu­bli­ki. W wy­ni­ku de­mon­stra­cji w par­ku Gezi nie wy­ło­ni­ła się żad­na spój­na or­ga­ni­za­cja po­li­tycz­na, a na po­zio­mie par­la­men­tar­nym brak for­ma­cji, któ­ra mia­ła­by re­al­ną szan­sę prze­ciw­sta­wić się AKP i za­pre­zen­to­wać sen­sow­ną al­ter­na­ty­wę. Wszy­scy, od naj­bo­gat­szych do naj­bied­niej­szych, wie­dzą, że ich los za­le­ży od tego, co wyj­dzie z ust Wo­dza, pod­czas gdy on po­zu­je na scho­dach swo­je­go pa­ła­cu w oto­cze­niu ma­ne­ki­nów przed­sta­wia­ją­cych szes­na­stu po­przed­nich przy­wód­ców Tur­cji. Choć więk­szość Tur­ków po­trak­to­wa­ła w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych to zdję­cie jako fo­to­mon­taż, mu­si­my dzień po dniu przy­po­mi­nać so­bie, że to, co prze­ży­wa­my, to nie żart, lecz rze­czy­wi­stość. Rzecz­ni­cy AKP bez­u­stan­nie przy­po­mi­na­ją nam, że nie­za­do­wo­le­ni ze sta­nu rze­czy po­win­ni albo wy­je­chać, albo się do­sto­so­wać. W dzi­siej­szych re­aliach rzu­co­ne spo­łe­czeń­stwu py­ta­nie o przy­szłość na­po­tka lu­dzi albo zbyt zbla­zo­wa­nych, by od­po­wie­dzieć, albo zbyt roz­złosz­czo­nych, by mó­wić. Lecz i AKP, i pre­zy­dent mają bar­dzo ja­sną ri­po­stę. Wszyst­kie par­tyj­ne slo­ga­ny mó­wią to samo: „Cel 2023!”.

Ju­tro

„Cóż się sta­nie z tą na­szą kra­iną!”.

Cu­dzo­ziem­cy praw­do­po­dob­nie uzna­ją wy­krzyk­nik w tym zda­niu za oso­bli­wy, ale w Tur­cji to nie jest py­ta­nie. Choć po­zor­nie nim jest, za­zwy­czaj in­to­nu­je się je jako pe­łen nie­po­ko­ju okrzyk. To zda­nie sta­no­wi wy­raz głę­bo­kiej fru­stra­cji. Mimo że prze­tłu­ma­czal­ne, jest po pro­stu zbyt tu­rec­kie, by prze­nieść je w peł­ni do in­ne­go ję­zy­ka. „Cóż się sta­nie z tą na­szą kra­iną!” ozna­cza, że jest źle, a bę­dzie jesz­cze go­rzej. To zda­nie, któ­re sie­dzi z gło­wą w dło­niach i roz­czu­la się nad sobą, zde­spe­ro­wa­ne, zroz­pa­czo­ne, bła­ga roz­mów­cę o ja­kieś re­me­dium na za­trwa­ża­ją­cy bieg wy­da­rzeń. Pyta: „Czy jest jesz­cze ja­kaś na­dzie­ja?”, i cza­sem na­wet brnie tak da­le­ko, że stwier­dza: „Wy­glą­da na to, że nic wię­cej nie da się zro­bić”. O ile zda­nie rzą­du na te­mat przy­szło­ści – „Cel 2023!” – jest ja­sne i peł­ne am­bi­cji, ak­tu­al­ne ha­sło mas brzmi: „Cóż się sta­nie z tą na­szą kra­iną!”.

Lu­dzie mó­wią tak, po­nie­waż nie wi­dzą przy­szło­ści Tur­cji z tej sa­mej per­spek­ty­wy co wła­dza, czyli przez okna nowo wy­bu­do­wa­nych wie­żow­ców i ga­le­rii han­dlo­wych. Za­miast tego są świad­ka­mi wzro­stu liczby mor­derstw po­peł­nia­nych na ko­bie­tach o ty­siąc czte­ry­sta pro­cent w prze­cią­gu sied­miu lat, co ozna­cza, że kraj prak­tycz­nie wy­po­wie­dział ko­bie­tom woj­nę. Przez ostat­nie osiem lat rzą­dów AKP ra­nio­no śmier­tel­nie po­li­cyj­ny­mi ku­la­mi sto osiem­dzie­siąt trzy oso­by. Więk­szość z nich to mło­dzi lu­dzie, nie­któ­rzy byli jesz­cze dzieć­mi. Po­li­cjan­ci po­zo­sta­ją bez­kar­ni. Set­ki lu­dzi aresz­to­wa­no z przy­czyn po­li­tycz­nych. Ska­za­no ich dzię­ki fał­szy­wym do­wo­dom w trak­cie roz­praw od­by­wa­ją­cych się we­wnątrz (!) przy­po­mi­na­ją­cych obo­zy kon­cen­tra­cyj­ne wię­zień. Pro­re­żi­mo­we tłu­my po­pie­ra­ją „pra­wo kar­ne dla wro­gów”******** wy­mie­rzo­ne przez wła­dze w dy­sy­den­tów; wie­rzą, że kto dzia­ła prze­ciw­ko po­li­cji, musi zgi­nąć, na­wet jeśli jest dziec­kiem. Spo­łe­czeń­stwo sta­ło się ar­mią po­tul­nych bie­da­ków stru­chla­łych w ob­li­czu wła­dzy, któ­rzy za uczci­we i słusz­ne uwa­ża­ją, aby je­den czło­wiek spra­wo­wał ab­so­lut­ną wła­dzę bez żad­ne­go nad­zo­ru, a do tego miesz­kał w ol­brzy­mim pa­ła­cu. Rząd jaw­nie chro­ni do­rad­cę pre­mie­ra, gdy ten ko­pie gór­ni­ków pro­te­stu­ją­cych prze­ciw­ko ła­ma­niu ich praw po ka­ta­stro­fie, w któ­rej zgi­nę­ło 301 pra­cow­ni­ków ko­pal­ni********. Rząd chro­ni mi­ni­strów, któ­rych mal­wer­sa­cje zo­sta­ły ujaw­nio­ne przez po­li­cję********. Set­ki dzien­ni­ka­rzy zwol­nio­no po jed­nym te­le­fo­nie do ich prze­ło­żo­nych, bo ośmielili się na­pi­sać o któ­rejś ze wspo­mnia­nych spraw lub na przy­kład o tym, że przez gra­ni­cę z Sy­rią wpusz­cza­no do kra­ju ra­dy­kal­nych bo­jow­ni­ków is­lam­skich. Przed­sta­wi­cie­le opo­zy­cji trafili do szpi­ta­la po­bi­ci przez człon­ków par­tii rzą­dzą­cej w Wiel­kim Zgro­ma­dze­niu Na­ro­do­wym – zostali sfo­to­gra­fo­wa­ni przez owych człon­ków par­tii i wy­sta­wie­ni na po­śmie­wi­sko w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Or­ga­ni­za­cje pra­cow­ni­cze, sa­mo­rzą­dy za­wo­do­we i uni­wer­sy­te­ty cał­ko­wi­cie zde­mo­lo­wa­no w pro­ce­sach po­li­tycz­nych, na­stęp­nie zre­kon­stru­owa­no bez opar­cia o ja­kie­kol­wiek za­sa­dy i cał­ko­wi­cie pod­po­rząd­ko­wa­no rzą­do­wi. Dzie­ci, bez­bron­ne w ob­li­czu co­raz bar­dziej ra­dy­kal­ne­go i to­ta­li­tar­ne­go sys­te­mu kształ­ce­nia, są zmu­szo­ne do uczęsz­cza­nia na obo­wiąz­ko­we lek­cje re­li­gii i ję­zy­ka osmań­skie­go…

******** Kon­strukt praw­ny sfor­mu­ło­wa­ny w roku 1985 przez pro­fe­so­ra Gün­the­ra Ja­kob­sa. Jego pod­sta­wą jest za­sa­da, w myśl któ­rej nie­któ­rzy lu­dzie, na przy­kład wro­go­wie pu­blicz­ni, nie za­słu­gu­ją na ochro­nę praw­ną.

******** Mowa o ka­ta­stro­fie gór­ni­czej w mie­ście Soma 13 maja 2014 roku i an­ty­rzą­do­wych pro­te­stach, któ­re wy­bu­chły dzień póź­niej. Jak do­no­si „The Gu­ar­dian” (wy­da­nie z 19 maja 2014 roku), do­rad­ca Re­ce­pa Tay­y­ipa Er­do­ğa­na, Yusuf Yer­kel, zo­stał sfo­to­gra­fo­wa­ny, gdy ko­pał jed­ne­go z pro­te­stu­ją­cych.

******** Cho­dzi o skan­dal ko­rup­cyj­ny w 2013 roku, w któ­rym po­sta­wio­no oskar­że­nia czter­na­stu oso­bom, w tym krew­nym ów­cze­snych mi­ni­strów. AKP od­po­wie­dzia­ła na śledz­two w tej spra­wie czyst­ka­mi w po­li­cji i pro­ku­ra­tu­rze. Jed­no­cze­śnie pre­mier Er­do­ğan zmie­nił skład rzą­du, lecz sam od­mó­wił ustą­pie­nia.

Do tego na­ra­sta­ją­ce po­czu­cie by­cia na skra­ju obłę­du, kie­dy słu­cha się za­pew­nień se­tek dzia­ła­czy par­tyj­nych, tych ga­da­ją­cych głów wy­ta­pe­to­wa­nych na ekra­nach na­szych te­le­wi­zo­rów i kom­pu­te­rów, że wszyst­ko to two­rzy ob­raz „wiel­kiej Tur­cji” i „za­awan­so­wa­nej de­mo­kra­cji”.

Oto klu­czo­wy fakt, któ­re­go nie po­zna­cie ze sta­ty­styk i po­li­tycz­nych ana­liz mię­dzy­na­ro­do­wych eks­per­tów. W cią­gu ostat­nich pię­ciu lat naj­czę­ściej wy­po­wia­da­ny­mi sło­wa­mi w pry­wat­nych roz­mo­wach pro­wa­dzo­nych w tu­rec­kich do­mach są:

„Nie ogar­niam tego wszyst­kie­go, co się dzie­je, nie chcę o tym słu­chać”.

„Ten kraj na­praw­dę osza­lał. Kom­plet­nie mu od­bi­ło”.

„Nie oglą­dam już wia­do­mo­ści, bo tego jest po pro­stu za dużo”.

„To wszyst­ko jest ta­kie dziw­ne, że wy­da­je mi się, jak­by dzia­ło się w in­nym kra­ju”.

„Czy to się dzie­je na­praw­dę, czy tkwi­my w ja­kimś zbio­ro­wym kosz­ma­rze?”.

„Jest tak, jak­by cała Tur­cja była w ukry­tej ka­me­rze”.

To efekt przy­par­cia spo­łe­czeń­stwa do muru. Re­pre­zen­ta­cje róż­nych par­tii po­li­tycz­nych są „wy­ga­sza­ne” i dzie­je się to zgod­nie z literą pra­wa, par­tia rzą­dzą­ca pod­po­rząd­ko­wa­ła so­bie całą wła­dzę są­dow­ni­czą, na­stą­pi­ło cał­ko­wi­te uci­sze­nie pra­sy i, na mocy pra­wa an­ty­ter­ro­ry­stycz­ne­go, „de­le­ga­li­za­cja” uli­cy. Jed­no­cze­śnie co­dzien­nie wci­ska się nam przez ekra­ny te­le­wi­zo­rów in­for­ma­cje o tym, jak do­brze pań­stwo jest rzą­dzo­ne. Je­ste­śmy ni­czym dzie­ci, któ­re każ­de­go dnia do­sta­ją la­nie, a po­tem mówi się im, że to się ni­g­dy nie wy­da­rzy­ło. Sta­nem, któ­ry od­czu­wa­my naj­głę­biej, jest wra­że­nie, że do­pro­wa­dza­ją nas do obłę­du. Jeśli ce­lem rzą­du na­praw­dę jest rok 2023, to wła­dze kra­ju chcą do tego cza­su wy­mie­nić wszyst­kich lu­dzi na swo­ich.

Ostat­ni­mi cza­sy naj­pow­szech­niej pu­bli­ko­wa­nym cy­ta­tem w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych są daw­ne sło­wa pi­sar­ki Te­zer Özlü: „Ten kraj nie na­le­ży do nas, lecz do tych, któ­rzy chcie­li­by nas za­bić”.

Gdy­by po­wie­dzieć eu­ro­pej­skim czy­tel­ni­kom, że Tur­cja zmie­rza ku fa­szy­zmo­wi, mo­gli­by po­my­śleć, w opar­ciu o wła­sne do­świad­cze­nia hi­sto­rycz­ne, że mają do czy­nie­nia z kimś w ro­dza­ju na­sto­lat­ki krzy­czą­cej: „To fa­szyzm!”, gdy każe jej się po­sprzą­tać po­kój. I jest, w rze­czy sa­mej, kwe­stią dys­ku­syj­ną, czy kie­ru­nek zmian w Tur­cji moż­na na­zwać fa­szy­zmem. Ale praw­da jest taka, że dziś na­wet zwykli lu­dzie wkle­ja­ją na swo­ich fa­ce­bo­oko­wych pro­fi­lach słyn­ny wiersz pa­sto­ra Mar­ti­na Nie­möl­le­ra Kie­dy przyj­dą po mnie********. I tak wła­śnie my­ślą lu­dzie – co bę­dzie, kie­dy przyj­dą po mnie. Choć po­wo­dów tego prze­świad­cze­nia być może nie od­no­tu­je ni­g­dy ofi­cjal­na wer­sja hi­sto­rii, na­wet naj­bar­dziej neu­tral­ni po­li­tycz­nie skle­pi­ka­rze w Tur­cji są prze­ko­na­ni, że rząd pod­słu­chu­je ich roz­mo­wy te­le­fo­nicz­ne.

******** W rze­czy­wi­sto­ści jest to tekst za­czy­na­ją­cy się od słów: „Als die Na­zis die Kom­mu­ni­sten hol­ten, habe ich ge­schwie­gen”. Mar­tin Nie­möl­ler od 1946 roku wpla­tał ten tekst do wie­lu swo­ich prze­mó­wień, w wy­ni­ku cze­go nie ma pew­no­ści co do ory­gi­nal­ne­go brzmie­nia tek­stu, do­dat­ko­wy za­męt wpro­wa­dza­ją źró­dła cy­tu­ją­ce lu­dzi przy­ta­cza­ją­cych wy­po­wie­dzi Nie­möl­le­ra.

Kto za­tem zde­cy­du­je o przy­szło­ści pań­stwa? Rze­sze lu­dzi pa­trzą­ce na Tur­cję przez pry­zmat „celu 2023” czy ci, któ­rych co­dzien­nie bu­dzi uczu­cie, jak­by się dusili i tracili zmy­sły? Ci ostat­ni zbun­towali się la­tem 2013 roku. Za­czę­ło się od tego, że na pla­cu Tak­sim w cen­trum Stam­bu­łu wy­ko­rze­nio­no drze­wa pod bu­do­wę au­to­stra­dy. Z wy­jąt­kiem dwóch miast cały kraj ty­go­dnia­mi pro­te­sto­wał na uli­cach w imie­niu dru­giej po­ło­wy spo­łe­czeń­stwa, jego po­czu­cia za­gro­że­nia i po­pa­da­nia w obłęd. Pro­te­sto­wa­no tak­że prze­ciw­ko nie­ra­cjo­nal­nym, błęd­nym, bez­praw­nym i po­zba­wio­nym skru­pu­łów me­to­dom wła­dzy. Do­kład­nie tak jak wcze­śniej tłu­my na pla­cu Tah­rir i w Ma­dry­cie, pro­te­stu­ją­cy śmiali się gło­śno, choć ry­zy­kowali swo­im ży­ciem. Je­de­na­ście osób zgi­nę­ło, a po­nad osiem ty­się­cy od­nio­sło rany pod­czas za­mie­szek w par­ku Gezi. Ni­ko­mu z od­po­wie­dzial­nych za uży­cie prze­mo­cy wo­bec lud­no­ści nie po­sta­wio­no za­rzu­tów, za to sześć ty­się­cy pro­te­stu­ją­cych sta­nę­ło przed są­dem. Mimo to duch Gezi na­dal na­wie­dza Tur­cję.

Do dziś nie­usu­wal­ne po­czu­cie nie­zgo­dy rzą­dzi nie tyl­ko Tur­cją, lecz tak­że Egip­tem, Hisz­pa­nią, Gre­cją i wie­lo­ma in­ny­mi pań­stwa­mi na świe­cie. Odar­ty z po­jęć i de­fi­ni­cji w pro­ce­sie przej­ścia od zim­nej woj­ny do jed­no­bie­gu­no­we­go po­rząd­ku świa­ta nie­po­kój spo­łecz­ny co­raz czę­ściej kon­cen­tru­je się na naj­bied­niej­szych uli­cach świa­ta, przy­bie­ra­jąc for­mę czy­stej fu­rii. Być może plac Tah­rir, Gezi i Ma­dryt sta­ną się wkrót­ce po­cząt­kiem no­wej „nie­mej re­wo­lu­cji”, któ­ra nie ma nic do po­wie­dze­nia – ani sło­wa, zda­nia czy żą­da­nia. Albo…

Albo Po­wtó­rzo­na An­da­lu­zja! Nie ma in­ne­go wyj­ścia, jak po­wrót do słów i mą­dro­ści rze­szy ubo­gich, re­pre­sjo­no­wa­nych i skrzyw­dzo­nych, nie tyl­ko w Tur­cji, lecz i we wszyst­kich po­zo­sta­łych kra­jach. Dla­te­go wszel­kie bun­ty, po­wy­żej czy po­ni­żej pęp­ka Zie­mi, mu­szą być zjed­no­czo­ne. Wschód i Za­chód na­le­ży przede­fi­nio­wać w punk­cie spo­tka­nia – ta­kim, ja­kim była nie­gdyś An­da­lu­zja********.

******** Al-An­da­lus, czyli mu­zuł­mań­ska Hisz­pa­nia ze sto­li­cą w Kor­do­bie była miej­scem, gdzie prze­ni­ka­ły się kul­tu­ry i idee arab­skie, ży­dow­skie, chrze­ści­jań­skie i an­tycz­ne. W okre­sie ka­li­fa­tu kwi­tły tam han­del, rze­mio­sło i na­uka.

Ju­tro… Tam musi kryć się El­do­ra­do, nie­waż­ne, w ja­kim ję­zy­ku wy­po­wia­da­my to sło­wo. Dziś jed­nak, gdy mó­wi­my „ju­tro” po tu­rec­ku, nasz głos na­bie­ra zło­wiesz­cze­go tonu, zu­peł­nie jak wte­dy, gdy wy­po­wia­da­my zda­nie: „To jest Tur­cja”…

Wczoraj

„Geo­gra­fia zna­czy prze­zna­cze­nie”

Ibn Chal­dun

„Nie je­stem pe­wien, jak na­le­ży wy­ra­zić punkt wi­dze­nia kom­plet­nie prze­ciw­staw­ny za­chod­nie­mu świa­tu. Jest to w pew­nym sen­sie ir­ra­cjo­nal­ny – nie­za­chod­ni – punkt wi­dze­nia. Taki, w któ­rym ob­ja­wia się cień nie­za­mie­rzo­ne­go ko­mi­zmu i któ­ry dla mnie jest ra­czej na­iw­ny. Mam wra­że­nie, że je­ste­śmy dość dzie­cin­nym lu­dem z dra­stycz­ną in­kli­na­cją do in­ter­pre­ta­cji zda­rzeń i rze­czy­wi­sto­ści przez pry­zmat cudu i mitu w taki spo­sób, że ra­cjo­nal­ny miesz­ka­niec Za­cho­du za­śmiał­by się pod no­sem, pod­czas gdy dla nas jest to śmier­tel­nie po­waż­na spra­wa”

Oğuz Atay, Günlük

Krót­ka uwa­ga, za­nim za­cznie­my: Mó­wiąc cu­dzo­ziem­co­wi o swo­jej bu­dzą­cej tro­skę, pe­cho­wej, peł­nej sprzecz­no­ści oj­czyź­nie, od­czu­wa się ro­dzaj mo­ty­wo­wa­nej et­nicz­nie nie­chę­ci. Tak być po­win­no: by unik­nąć zdra­dy nie tyl­ko wo­bec pań­stwa, ale też wo­bec praw­dy i jej spój­no­ści, by unik­nąć ob­ra­zy. Czu­ję lęk, że to, co za­mie­rzam ujaw­nić, od­ma­lu­je ob­raz Tur­cji jako jed­nej wiel­kiej pa­to­lo­gii. A tak prze­cież nie jest. Ten oso­bli­wy kraj ma swo­istą struk­tu­rę. Choć opi­su­ję jego pod­lej­sze aspek­ty, pra­gnę z góry po­tę­pić za­ło­że­nie, że cała Tur­cja jest zbu­do­wa­na w ten spo­sób. Opi­sy­wa­nie domu „z ze­wnątrz” nie po­win­no być wy­łącz­nym przy­wi­le­jem tych, któ­rzy nie są w środ­ku.

***

„Wczo­raj to wczo­raj, dzi­siaj to dzi­siaj, a ju­tro to ju­tro!” – to zda­nie, wy­po­wie­dzia­ne po an­giel­sku przez go­ścia z Tur­cji, oczy­wi­ście za­sko­czy­ło pu­blicz­ność zgro­ma­dzo­ną w Cor­nell Uni­ver­si­ty 7 paź­dzier­ni­ka 2003 roku. Tęgi, łysy męż­czy­zna uśmie­chał się pro­mien­nie z ka­te­dry, tłu­ma­cząc sło­wo w sło­wo ak­sjo­mat, któ­ry zwykł był po­wta­rzać od lat po tu­rec­ku. W koń­cu wy­gło­sze­nie tego „głę­bo­kie­go” spo­strze­że­nia za­pew­ni­ło mu naj­pierw de­ka­dę za­rzą­dza­nia kra­jem w roli pre­mie­ra, a po­tem pre­zy­den­tu­rę. Zy­skał tak­że przy­do­mek „Oj­ciec”, któ­ry utrzy­mać się miał do jego śmier­ci. Męż­czy­zną na ka­te­drze był Süley­man De­mi­rel, dzie­wią­ty pre­zy­dent Tur­cji, świę­cie prze­ko­na­ny, że owa tau­to­lo­gia – jesz­cze bar­dziej ra­żą­ca swo­ją nie­do­rzecz­no­ścią, gdy ją wy­po­wie­dzia­no w auli Cor­nell Uni­ver­si­ty – wciąż do­sko­na­le od­da­wa­ła zwią­zek Tur­cji z jej prze­szło­ścią. „Wczo­raj to wczo­raj, dzi­siaj to dzi­siaj!”.

W Tur­cji tego po­pu­lar­ne­go afo­ry­zmu uży­wa­ją nie tyl­ko po­li­ty­cy, ale też zwy­czaj­ni lu­dzie. Spy­taj­cie do­wol­ną oso­bę: „Jak mo­żesz twier­dzić to i to, sko­ro wczo­raj mó­wi­łaś coś od­wrot­ne­go?”, a od­po­wie tak samo ra­do­śnie i pew­nie jak De­mi­rel: „Wczo­raj to wczo­raj…”.

Le­piej nie szu­kaj­cie tu kon­se­kwen­cji; nie po­wie­dzie się wam też, jeśli ze­chce­cie za­kwe­stio­no­wać czy­jąś mo­ral­ność. Co­kol­wiek po­wie­dzia­no czy zro­bio­no wczo­raj, jest już prze­szło­ścią. Wspo­mnia­ne ra­dość i pew­ność wy­ni­ka­ją z wy­go­dy, jaką daje ten usank­cjo­no­wa­ny punkt wi­dze­nia. Nikt nie może was osą­dzać na pod­sta­wie prze­szłych uczyn­ków, po­dob­nie jak pań­stwo nie może od­po­wia­dać dzi­siaj za to, co zro­bi­ło wczo­raj. Kto pró­bu­je za­da­wać py­ta­nia o prze­szłość, ten jest ska­za­ny na za­po­mnie­nie, jak wszyst­ko inne, co na­le­ży do mi­nio­nych cza­sów. Lic