Sztuka czytania - Miłosz Kamil Manasterski - ebook
PROMOCJA

Sztuka czytania ebook

Miłosz Kamil Manasterski

3,0
8,54 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 10,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kto może się całować z Asią z III c?

Jaka jest cena za ciepłe rogaliki i dobrą kawę?

Czy miasto może się skurczyć?

A przede wszystkim: czy poezja współczesna szybko się starzeje, czy z upływem lat jest, jak dobre wino, coraz lepsza?

 

To wszystko sprawdzicie sięgają po nagrodzony w 2006 r. na festiwalu Światowego Dnia Poezji tom wierszy “Sztuka czytania”.

 

Po 11 latach od pierwszego wydania, przypominamy Państwu pierwszą oficjalną książkę poetycką Miłosza Kamila Manasterskiego, poety i laureata Award World Poetry Day UNESCO 2016. Książka, jak przystało na dobry początek literackiej kariery otrzymała w 2006 r. nagrodę Światowego Dnia Poezji UNESCO w kategorii “Debiuty” i otworzyła drogę kolejnym nagradzanym i cenionym publikacjom poetyckim twórcy. Współtwórcami tej wysmakowanej publikacji byli znakomity (i nieodżałowany!) krytyk literacki Zbigniew Irzyk oraz wybitny poeta Zdzisław Tadeusz Łączkowski.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 40

Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Miłosz Kamil Manasterski

Sztuka czytania

NAGRODA ZA DEBIUT

ŚWIATOWY DZIEŃ POEZJI UNESCO 2006

© Copyright by

Miłosz Kamil Manasterski & e-bookowo

Wybóriredakcja:

Zbigniew Irzyk, Zdzisław Tadeusz Łączkowski

Posłowie: artykuł Michała Kasprzaka

zpisma „Lampaiiskra boża”

Ilustracja na okładce: Hoang Bin

(https://www.pexels.com/u/hoang-bin-20063/)

Projekt okładki Miłosz Kamil Manasterski

ISBN978-83-7859-725-4

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie II 2016

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Od autora

Sztuka pokory

Po 11 latach od pierwszego wydania odczuwam potrzebę napisania do „Sztuki czytania” kilka słów wstępu dla mojego czytelnika, która spotka się z tą książką kilka lat po jej pierwszym wydaniu. Książka ta ukazuje się ponownie w roku 2016, roku, w którym szczęśliwa historia zatoczyła okrąg. Dziesięć lat temu, w roku 2006, „Sztuka czytania”, mój debiutancki tom wierszy, został zauważony przez krytyków cudownie doceniony „Nagrodą za debiut książkowy” Światowego Dnia Poezji UNESCO. To niezwykle ważne wydarzenie w sposób trudny do opisania zmieniło moją sytuację, jako młodego, choć już doświadczonego (29-letniego) poety. Prawdą jest, że lista moich nagród w konkursach literackich i publikacji zbiorowych już wówczas wyglądała imponująco. Jednak to „Nagroda za debiut” Światowego Dnia Poezji UNESCO otworzyła przede mną nowe, niedostępne dotąd możliwości: przekłady, publikacje za granicą, a nawet możliwość reprezentowania Polski na międzynarodowych festiwalach literackich. A było to przecież „zaledwie”, mówiąc żargonem środowiskowym „małe UNESCO”. Tzw. dużą, międzynarodową nagrodę Światowego Dnia Poezji UNESCO, czyli oficjalnie Award World Day Poetry UNESCO, w roku 2006 za całokształt swojej twórczości odbierał Kazimierz Brakoniecki. Stałem obok niego pozując do zdjęć szczęśliwy, ale w głębi duszy zadając sobie pytanie, czy kiedyś uda mi się sięgnąć po ten najważniejszy w naszej części Europy laur dla poety.

Historia zatoczyła koło. Dziesięć lat później, dziesięć książek później, dziesiątki publikacji i przekładów później, w roku 2016 to mnie właśnie przypadł zaszczyt odebrania Award World Poetry Day UNESCO. Otrzymałem ją z rąk redaktora naczelnego „Poezji dzisiaj” Aleksandra Nawrockiego, tak jak przed laty Ernest Bryll, ks. Jan Twardowski, Juliusz Erazm Bolek czy Jarosław Klejnocki. Wtedy okazało się, że „małe UNESCO”, nagroda dla wyróżniającego się debiutanta, to zaledwie przedsmak prawdziwego poetyckiego sukcesu.

Nie mam jednak wątpliwości: nie byłoby Award World Poetry Day UNESCO w 2016 r., gdyby nie było „Nagrody za debiut książkowy” w 2006 r. Dlatego postanowiłem przypomnieć mój pierwszy oficjalny tom wierszy, nieobecny od wielu lat na rynku wydawniczym, tom który otworzył mi drogę w literacki świat.

Historia powstania „Sztuki czytania” sama w sobie jest zresztą interesująca. Bystry czytelnik spostrzegł przed chwilą, że nazwałem ją pierwszym oficjalnym debiutem. W rzeczywistości, nazwijmy to „debiuty nieoficjalne” miały już miejsce wcześniej. W końcu początek mojej nieprzerwanej działalności twórczej datuje się na rok 1986, czyli trzydzieści lat wcześniej od chwili, w której piszę te słowa. Otrzymałem wówczas pierwszą w swoim życiu nagrodę w konkursie literackim na opowiadanie o moim rodzinnym mieście, Kaliszu. Kto wtedy pomyślał, że dalej będzie „z górki”, ten się niestety pomylił. Droga do oficjalnego debiutu książkowego była bowiem długa i trudna.

Jeśli odtwarzać historię sprzed „Sztuki czytania”, to warto zatrzymać się w roku 1997. Należałem wówczas do grupy studentów łódzkiej filologii polskiej, która pod szumnym szyldem „Salon Twórców Niezależnych” pragnie zdobyć czytelników, jednocześnie rezygnując z walkio miejscew literackim mainstreamie. Naszym sprzymierzeńcem była kserokopiarka i pierwsze komputery osobiste z programem Word, których to narzędzi użyliśmy do kontynuowania tradycji „drugiego obiegu”. Jakby to nie brzmiało dzisiaj groteskowo i amatorsko, pod koniec lat 90-tych, my piękni dwudziestoletni naprawdę czuliśmy się pozbawieni możliwości uczestnictwa w wolności prasyi wydawnictw. Pokolenia, które szły przed nami, obalając poprzedni ustrój, zajęły same miejsca na Parnasie i nie zostawiły miejsca dla swoich następców. Wydawnictwa, prasa, media – owszem były „oswobodzone” z rąk reżimowych twórców, ale jednocześnie były „okupowane” przez beneficjentów zmiany ustroju.

Wyglądało na to, że owoce wolności słowa są dla mojego pokolenia niedostępne. Wydawnictwa, prasa, salony i saloniki literackie cieszyły się sobą, nie próbując się nawet pochylić nad młodymi. W wersji złagodzonej: mieliśmy jeszcze czas, byliśmy bardzo młodzi, musimy się uczyć. Owszem, prawda, ale jak się uczyć bez interakcji z czytelnikiem? Jak się rozwijać poza obiegiem? Stąd nasza decyzja, programowa, o podjęciu walkiz systemem, sprawdzoną bronią: obiegiem nieoficjalnym. Obiegiem w nieco innych warunkach, nie tak dramatycznych jak w latach PRL. Bądź co bądź, żaden cenzor ani policjant nam nie zagrażał. Zagrażała nam jedynie całkowita nieobecność i milczenie.

W takich warunkach, w takim czasie, ukazał się mój pierwszy tomik zatytułowany „27 X 1997”. Tytuł nie był zbyt wyszukany, określał zarówno datę wydania, jak i powstania zbioru. Większość znajdujących się w nim utworów powstała właśnie tego, twórczego dnia. Nie miałem jeszcze własnego komputera, skład powstał więc, zgodnie z uświęconą tradycją, na maszynie do pisania. Karty maszynopisu ozdobiłem osobliwymi kolażami ilustracji i tytułów z prasy, dostępnej tego dnia w kioskach. Dalej był punkt ksero i zszywacz biurowy. Nie było ceny, kodu paskowego, numeru ISBN i wydawnictwa. Tak powstało powielonych pierwsze 200 egzemplarzy tomów mojej poezji. Część z nich otrzymali od razu moi znajomi, ale reszta powinna trafić do dalszej dystrybucji. Jak to zrobić? Przecież nie można było zanieść samizdatu do hurtowni książek, ani nawet do księgarni. Żeby wstawić coś do najmniejszego nawet sklepu potrzebna jest faktura, czyli de facto podmiot gospodarczy. A student – zbuntowany poeta – antysystemowy, podmiotem gospodarczym w rozumieniu prawa z całą pewnością nie jest. Co więc robić? I na to znalazłem rozwiązanie. Wyjściem tym były antykwariaty. Popularne i chętnie odwiedzane sklepy, w których można wstawić „prywatnie” w komis książki. A że książki te były zupełnie nowe? Trafiły na półki obok innych samizdatów z lat 80-tych, jeszcze boleśniej i głośniej upominając się o sprawiedliwość wobec młodych. I nie tylko trafiły, ale zniknęły. Zniknęły na tyle szybko, że sam dzisiaj nie posiadam ani jednego egzemplarza „27 X 1997”.

Gdyby nasz „Salon Twórców Niezależnych” przetrwał personalne nieporozumienia i zazdrości, gdyby grupa młodych poetów z filologii polskiej potrafiła dłużej ze sobą współpracować, może wspólnie byśmy mocniej namieszali w historii współczesnej literatury. „Salon…” jednak rozpadł się, jak wiele tego rodzaju efemerycznych tworów z czasów młodości górnej i chmurnej. Bez współpracowników „rewolucjonistów”, pozostało mi wrócić do oficjalnego nurtu, a każdym razie pokojowo próbować znaleźć swój prom, albo chociaż szalupę ratunkową. Pewną szansę ku temu stwarzały konkursy literackie. Szczególnie ważny był dla mnie jeden z nich: imienia Jacka Bierezina. Zebrałem nowe teksty i złożyłem w tom pod tytułem „Z archiwum