Szkarada z głębi - Dorota Mularczyk - ebook

Szkarada z głębi ebook

Dorota Mularczyk

4,0

Opis

Powieść fantastyczno-przygodowa dla dzieci 9-13 lat .

Dwaj bracia, Tomek 11 lat i Paweł 14 lat, wyjeżdżają na wakacje nad polskie morze.

W czasie sztormu, zostają wyrzucone na brzeg żółte okulary. Tomek je znajduje i gdy zakłada na nos, w ich szkłach zaczynają pokazywać się dziwne obrazy. Między innymi widzi małą rybkę trzymającą w pyszczku złoty łańcuszek, na którym znajduje się złoty kluczyk. Tomek czuje, że rybka prosi go o pomoc. Okazuje się, ze bezpieczeństwo mieszkańców podwodnego świata zostało zagrożone. Powróciła Szkarada.

Niesamowite i momentami niebezpieczne przygody, dziwne zjawiska, morskie potwory, a nawet prawdziwy smok. To wszystko sprawia, ze wyprawa chłopców przeradza się w prawdziwą walkę o przetrwanie dla podwodnego świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 244

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dorota Mularczyk

Szkarada z głębi

© Copyright by

Dorota Mularczyk & e-bookowo

Projekt okładki:

Małgorzata Mularczyk i Elżbieta Nowisz

ISBN 978-83-7859-443-7

 

 

 

 

 

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2014

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt:[email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

I Co zobaczyły żółte okulary

Ostatnie metry na drodze dojazdowej do ośrodka kempingowego były niezapomniane, trzęsło jak w koktajlówce. Ośmioletnia Dorotka z niecierpliwością oczekiwała końca podróży, kiedy jej nogi staną „nad morzem”. Wreszcie, uwolniona z autokarowego aresztu wyskoczyła na zewnątrz, jak żabka.

– Mamo! Mamo! Jesteśmy nad morzem! Zobacz, jesteśmy nad morzem!

– Zgadza się – odetchnęła mama. – Weźmiemy klucze do naszego kempingu i wreszcie odpoczniemy. Idziemy do recepcji.

Ledwo jednak zdążyły postawić bagaże na środku niewielkiego pokoiku, Dorotka zaczęła skakać i klaskać w ręce.

– Zobacz! Popatrz! Rejsy wycieczkowe!

Na stoliku pod oknem leżały ulotki, reklamujące miejscowe atrakcje.

– Tak, bardzo się cieszę, ale to może poczekać do jutra.

– A jak pogoda się zmieni i zacznie padać? – Dziewczynka zrobiła smutną minkę. – Jutro odpoczniemy, a dzisiaj popłyniemy. Przecież ty też lubisz stateczki.

– Dzisiaj nie lubię, będę lubiła dopiero jutro.

– W czasie deszczu, to i ja nie lubię. – Dorotka nie odpuszczała.

Mama z rezygnacją usiadła na krześle, popatrzyła przez okno i poddała się.

– Dobrze. Popłyniemy dzisiaj, przywitamy się z morzem, ale za to jutro ja decyduję co robimy.

– Też popły... Nie no, oczywiście, że ty decydujesz – szybko poprawiła się dziewczynka.

Odświeżyły się i niedługo po tym obie płynęły kolorowym kutrem, specjalnie przygotowanym na sezon letni do rejsów wycieczkowych. Nazywał się Wiking. Mama musiała bardzo pilnować Dorotki, bo ta biegała od burty do burty, jakby nie mogła zdecydować się, z której strony jest ciekawiej. Niestety żadna z nich nie zauważyła, że żółte okulary Dorotki wysunęły się jej z kieszeni. Mało tego, dziewczynka niechcący je kopnęła i... wpadły do morza.

Jak myślisz? Czy wzrok, przechodząc przez szkła przeciwsłonecznych okularów, zabiera z powrotem ze sobą cały obraz? Otóż nie. Okulary zatrzymują na sobie nadmiar światła, co znaczy, że coś w nich pozostaje. A jakby się tak głębiej zastanowić, to, czy tylko światło słońca są w stanie przechwycić? Coś Ci powiem, okulary widzą to, co my, a nawet więcej.

Kilka dni później zaczął wiać bardzo silny wiatr i sztorm rozszalał się na Bałtyku. Okulary zostały wyrzucone na brzeg, daleko od miejsca gdzie Dorotka spędzała wakacje. Leżały na piasku oblepione wodorostami i mało brakowało, a idący brzegiem chłopiec niechcący by je rozdeptał. Na szczęście w porę je zauważył i z ciekawością podniósł. Przyszedł na plażę ze starszym bratem, Pawłem, popatrzeć na siły żywiołu. Miał na imię Tomek, 11 lat i, tak samo jak Dorotka, kochał morze.

– Łeee, dziewczyńskie – stwierdził z niesmakiem, ale oczyścił je i przymierzył. – Chociaż zasłonią oczy przed wiatrem, nie będą tak łzawić – dodał po chwili.

Ale zaraz po założeniu, okulary zmieniły barwę na błękitno – zieloną i zamiast zwykłego widoku, Tomek zobaczył coś, czego na pewno się nie spodziewał. Wyglądało to tak, jakby nagle znalazł się głęboko pod wodą. Widział pływające ryby, meduzy i pełzające po dnie stworzenia morskie, a w niedalekiej odległości, sporą kępę wodorostów. Nie byłoby w tym widoku nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mieszkańcy tego miejsca pływali pomiędzy wodorostami w niezmiennie określonym szyku. Wyglądało to tak, jakby było tam ukryte przejście.

W pewnym momencie wyskoczyła stamtąd niewielka rybka, trzymając w pyszczku złoty łańcuszek z maleńkim kluczykiem. Tuż za nią wystrzeliła długa macka, chcąc pochwycić uciekiniera. Rybka jednak okazała się szybsza i popłynęła w stronę płycizny, znikając z pola widzenia.

Zdumiony chłopiec szybko zdjął okulary i patrząc to na nie, to na rozszalałe morze, zastanawiał się, co się stało.

Przez długą chwilę czuł jedynie mętlik w głowie. Nie raz przecież słyszał od babci o chorobach, przy których widzi się coś, czego tak naprawdę nie ma. Był przerażony, ale tylko przez moment, bo przecież, gdy zdjął okulary dziwny obraz zniknął.

Ciekawość jednak zwyciężyła. Powoli wsunął okulary z powrotem na nos, spojrzał w stronę rozszalałego morza i tym razem ich nie zdjął. Teraz już spodziewał się, że znów coś dziwnego może zobaczyć. I tak też się stało. Tym razem nie „znalazł się” pod wodą, za to, na powierzchni morza pojawiło się coś nietypowego. W jednym miejscu, wśród fal, błyskało coś, niczym odbijany w lusterku promień słońca, ale przecież niebo zakryte było grubą warstwą chmur.

Wcale nie miał zamiaru ruszać się z miejsca, jednak jego nogi same zaczęły iść w stronę brzegu. Coś niezrozumiałego ciągnęło go w tamtą stronę, a on w ogóle się temu nie opierał. Nie myślał o tym, że ogromne fale mogą go pochłonąć. Już prawie dochodził do najdalej wysuwających się jęzorów wodnych, gdy usłyszał wołanie brata.

– Tomek! Tomek! Gdzie leziesz?! Buty zamoczysz!

Tomek słyszał krzyki poprzez dudnienie szalejącego żywiołu, jednak nie bardzo go to interesowało, bo za każdym błyśnięciem dziwnego światełka, w okularach pojawiał się nowy obraz. Najbardziej go zdziwiło, że ryba mówiła do niego, a on rozumiał jej słowa. Niebezpiecznie zbliżył się do ostatniej, cofającej się, potężnej fali, gdy nagle ciężka ręka złapała go za ramię i pociągnęła do tyłu.

– Na mózg ci padło?!

Widział wytrzeszczone z przerażenia oczy brata i nie bardzo rozumiał dlaczego tak się zdenerwował.

– Odbiło ci? Nie widzisz gdzie leziesz? – Paweł popatrzył na Tomka, zmarszczył nos, odsunął się o krok i ze zdziwieniem spytał: – Dziewczyńskie okulary? Powieś sobie jeszcze na nosie wodorosty, zrobi się ciekawa kompozycja.

– Rybokulary – wybełkotał Tomek.

Paweł przyjrzał się bratu z uwagą i powiedział powoli: – Zdejmuj to natychmiast, bo nie będę się do ciebie przyznawał. Wracamy do domu.

Oszołomiony Tomek poddał się prowadzeniu przez brata za kołnierz, posłusznie zdjął okulary i schował je do kieszeni kurtki. Powoli powracała mu zdolność myślenia i zaczął gorączkowo kombinować, co by zrobić, żeby jak najszybciej tu wrócić.

– Te dziwne słowa ryby... – myślał sobie, próbując zrozumieć ich znaczenie. – Skąd znała moje imię? Dlaczego kazała mi podać sobie rękę? Przecież ryby nie mają rąk. Prosiła mnie o pomoc, ale jak ja mógłbym jej… Jeszcze nie jestem dobrym pływakiem, a już na pewno, nie podczas sztormu. Ona mnie wciągała, a ja chciałem tam wleźć. O rety. – Przetarł ręką czoło, bo zdawało mu się, że jest spocony z wrażenia.

Po kilku minutach pamiętał jeszcze tylko tyle, że tej dziwnej rybie najbardziej zależało na dotknięciu jego ręki, cała reszta powoli rozmazywała się. Paweł wreszcie puścił jego kołnierz, grożąc palcem. Tomek teraz mógł jeszcze raz obejrzeć okulary, wyjął je więc z kieszeni i trzymając w bezpiecznej odległości od oczu, powiedział do nich po cichu.

– Czasami dorośli mówią, że dzieci i ryby głosu nie mają. Ale tak naprawdę, to chyba nie bardzo wiedzą, co mówią.

Schował okulary, popatrzył na brata, wciągnął głęboko powietrze i z zadowoleniem pomyślał, że teraz może się czuć jak ważniak. Nikt przecież nie ma zielonego pojęcia, że on, jeden jedyny, jest posiadaczem tak nietypowej tajemnicy

Ale zanim dotarli do ośrodka wczasowego, gdzie mieli przydzielony domek kempingowy, Tomek zaczął czuć się jakoś nieswojo. Nigdy dotąd niczego nie ukrywał przed Pawłem i wiedział, że z czymkolwiek do niego się zwrócił, zawsze mógł liczyć na jego pomoc.

Paweł był starszy od niego zaledwie o trzy lata, ale pomimo swych czternastu lat był bardzo odpowiedzialnym i opiekuńczym bratem. Rodzice bez obaw puszczali ich samych, wiedząc, że Paweł potrafi zaopiekować się młodszym bratem.

Gdy wszyscy razem poszli na stołówkę i usiedli do obiadu, Tomkowi odszedł apetyt na cokolwiek. Patrzył się w talerz i... widział na nim meduzy.

– Tomaszku, – zainteresowała się mama – przecież to twoje ulubione kluchy–pampuchy. Nie smakują ci?

– Eee – nie wiedział co odpowiedzieć. – Są jakieś takie… jakby złowione w morzu.

– Co ty pleciesz? – mama otworzyła szerzej oczy.

– Aaa! – Paweł uśmiechnął się ze zrozumieniem. – Pewno kojarzą mu się z meduzami – spojrzał znacząco na brata. – Co nie? Nie wdepnąłeś w jaką na plaży?

Teraz, jeśli Tomek miałby coś w ustach, pewnie by się udławił. Popatrzył na brata, wyczekując dodatkowych sygnałów, oznaczających, że coś wie. Ale, ponieważ poczuł na sobie ciężki wzrok mamy, natychmiast podjął próbę oddziabania kawałka „wyłowionej meduzy”. Na siłę wepchnął do ust połowę jednej kluchy i żując ją bez większych efektów, zakończył degustację obiadu, pokazując, jak bardzo się zaćkał. Do końca obiadu popijał kompot, dając mamie do zrozumienia, że nie da się go namówić na jeszcze jednego, nawet małego kęsa.

Po powrocie do kempingu rodzice byli bardzo zajęci kontynuacją dyskusji na temat umiejętności kulinarnych tutejszych kucharzy. Tomek natomiast był całkiem zadowolony, że nie jest obiektem zainteresowania po, nieco odmiennym zachowaniu na stołówce. Przewracał kartki jakiejś książki, którą niby z zaciekawieniem wziął do ręki, przechodząc obok regału z książkami. Patrzył się na nie lecz myślami był nieobecny.

– Od kiedy czytasz poezję? – Paweł z rozbawieniem usiadł na wprost brata.

Tomek, niczym bosakiem ściągnięty ze sceny podczas występu, zamrugał nieprzytomnie oczami.

– Tak, czytam… Znaczy, oglądam…, przeglądam. Znaczy… trzymam ją, żeby nie spadła z półki.

– No dobra. – Paweł pokiwał głową. – Co cię tam gniecie?

– Mnieee…, ja…, eee. – Popatrzył na brata z zaciekawieniem. – Co ty z tymi meduzami… – odchrząknął – masz wspólnego?

– No, już myślałem, że nigdy o to nie spytasz.

II Mój brat coś wie

Tomek poczuł tępy ból lewego kciuka właśnie w chwili, gdy chciał zadać bratu setkę pytań, czy też może, chciał opowiedzieć potokiem słów o wszystkim, co dziwnego dziś zobaczył. Udało mu się jednak tylko „wypiać” kogucim głosem: – Ajajć!

– Co ci? – zaniepokoił się Paweł

– Nic, palec został pomiędzy kartkami, a książka zamknęła się moją ręką.

– No dobra, jeszcze raz. Chciałbyś może coś wiedzieć na temat – podrapał się pod brodą – wody? – popatrzył na rodziców i ciszej dodał: – Na przykład, czy jest mokra?

Tomek zamrugał oczami. – Tak, wszystko wiedzieć co mokre – odbełkotał z wrażenia.

– Chodź na spacer. – Paweł wstał, kiwnął głową na brata i po kilku chwilach szli już wzdłuż ogrodzenia, kierując się w stronę furtki.

Zanim „złośliwy” suwak w kurtce Tomka dał się wreszcie zasunąć pod brodę, znaleźli się na ścieżce, wiodącej w stronę plaży. Teraz już swobodnie mógł spytać brata o to, co chciał. Tylko, że te setki pytań właziły jedno na drugie i plątały się ze sobą niczym makaron.

– Pamiętasz jej imię? – spytał Paweł.

– Bianka? – niepewnie odpowiedział Tomek. – Tak! – ucieszył się, że jednak dobrze pamiętał. – Bianka! – spojrzał na Pawła ze zdziwieniem. – A ty skąd wiesz, że akurat to była ona.

– Ja miałem dziesięć lat, jak ją poznałem. Morze wyrzuciło na brzeg szklaną butelkę, a w resztce wody, jaka w niej pozostała, uwięziona była mała rybka. Była jeszcze zupełnie maleńka. Wylałem ją z powrotem do morza i… ech – westchnął z uśmiechem – to była przygoda. – Popatrzył na Tomka i z zaciekawieniem spytał: – Co tam u niej?

– Prosiła o pomoc, chciała mnie wciągnąć do wody, mówiła coś o…, już nie pamiętam. Czegoś się bała, coś jest potrzebne… – rozłożył ręce. – Wszystko mi się pomieszało.

Paweł zatrzymał się i złapał go za rękę.

– Wracamy – zarządził z poważną miną i nic więcej nie tłumacząc, ruszył szybkim krokiem w stronę ośrodka kempingowego.

Tomek ledwo mógł za nim nadążyć.

– Co ty wyprawiasz? Dlaczego tak pędzisz? Co się stało?

– Zaraz, moment, muszę… – Paweł machnął ręką w niezrozumiałym geście. – Muszę coś zabrać.

Paweł zatrzymał się dopiero przed drzwiami domku i zwrócił się do Tomka: – Zaczekaj tu, tylko coś wezmę i wracamy na plażę.

Tomek nawet nie zdążył się zastanowić, co mogło oznaczać takie zachowanie brata, gdy Paweł na powrót pojawił się w drzwiach. – Chodź, mama prosiła, żebyśmy byli za godzinę, więc musimy się pośpieszyć.

– Po co się wracaliśmy?

– Po to. – Paweł wyciągnął z kieszeni niewielką muszelkę.

– Przecież tego jest pełno na plaży – odpowiedział z rozczarowaniem Tomek.

– To nie jest zwykła muszelka, to jest moja muszelka. – Dwa ostatnie słowa mocno zaakcentował.

– Ja też zaraz znajdę swoją muszelkę i będę ją miał.

Nagle Paweł zatrzymał się, złapał brata za ramiona, obrócił go przodem do siebie i patrząc mu prosto w oczy, powoli i wyraźnie powiedział: – Tutaj nic nie zrozumiesz, więc szkoda mi czasu na tłumaczenie. Wejdziemy do wody, sam wszystko zobaczysz.

– Że co? – wytrzeszczył oczy Tomek. – Dopiero co na mnie krzyczałeś, że buty sobie zamoczę! Chcesz się kąpać w czasie sztormu? I co powiesz mamie, jak się nie utopisz? Przecież nawet nie masz ręcznika, żeby się wytrzeć! O rany! Co ja mówię? – złapał się za głowę. – Ja zabraniam ci się kąpać w sztormie! Nie pozwolę! Rozumiesz?! – Tomek poczuł, że z nich dwóch, on jeden pozostał przy zdrowych zmysłach.

Paweł popatrzył na brata z lekkim rozbawieniem, ale zaraz spoważniał. Właśnie wyszli spomiędzy drzew prosto na niewielką skarpę, skąd roztaczał się widok na wzburzone morze.

– Nawet się na to nie patrz! – Tomek zrobił groźną minę. – Jak będzie trzeba to... – pokazał zaciśnięte pięści – to..., to ci nie pozwolę!

– Nie gorączkuj się tak, zaraz coś zobaczysz.

Zeszli na plażę, Paweł rozejrzał się, po czym, chodząc powoli, z uwagą zaczął przyglądać się śladom na piasku.

– Czego szukasz? – zainteresował się Tomek.

– Jak znajdę, to się dowiesz.

Tomek, po dłuższej chwili oczekiwania nie wytrzymał. – Jak chcesz, to skoczę po łopatkę.

– Nie trzeba, zaraz się znaj... – uśmiech rozjaśnił jego twarz – właśnie się znalazło.

– Co masz? Pokaż! – Tomek natychmiast znalazł się obok brata. – Tu nic nie ma!

– Cofnij się w stronę skarpy – powiedział Paweł sam, ustawiając się w wybranym miejscu. Odwrócił się tyłem do Tomka, stając przodem do morza. Jeszcze raz rzucił wzrokiem na brata i powiedział:

– A teraz uważaj.

Wyjął z kieszeni muszelkę, nabrał nią piasku i sypnął w powietrze przed siebie, powyżej swojej głowy.

Tomek uśmiechnął się pod nosem. – Zabawę sobie znalazł. – Miał zamiar skomentować to na głos, ale za moment całkiem osłupiał. Bo, gdy Paweł po raz trzeci sypnął piaskiem w powietrze, zaczął się przed nim pojawiać zarys wejścia do… jeszcze ledwo widocznego korytarza, którego drugi koniec ginął wśród szalejących fal. Paweł stanął bokiem do brata, uśmiechnął się z triumfem i kiwnął na niego głową.

– Ładujemy się! – schował muszelkę do kieszeni i dodał: – Wchodź pierwszy, bo jak ja z muszelką znajdę się w środku, wejście zniknie.

Tomek chciał powiedzieć, że chyba się boi, ale widząc zdecydowanie starszego i odpowiedzialnego brata, stanął obok niego i tylko spytał: – Zdążymy obrócić?

– Zdążymy, mamy jeszcze czterdzieści trzy minuty.

– Będziemy się moczyć?

– A co, gorąco ci? – spytał Paweł.

– Żebyś wiedział. – Popatrzył na brata i dodał: – Wchodzę tam, bo ty też chcesz tam wejść. Komu innemu bym nie zaufał.

Paweł uśmiechnął się i klepnął Tomka w ramię. – No to chodź.

Weszli do korytarza, ale, ponieważ był przezroczysty, wszystko, co działo się dookoła dokładnie widzieli. Było tu ciszej, wiatr nie wiał, a morze tak nie dudniło.

Nagle Tomek krzyknął: – Rany koguta! Ludzie idą! Wlezą na korytarz!

Paweł złapał brata za rękaw, zatrzymując go i powiedział: – Cicho, tylko nie krzycz. Oni nas nie widzą

Obaj obserwowali, jak para starszych osób zbliża się do korytarza, który przecinał ich drogę. Byli coraz bliżej i bliżej i… jak gdyby nic, przeszli przez niego, jak przez powietrze. Tylko, po przejściu oboje spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, dotykając swoich uszu.

– Zawsze lubiłem to obserwować. Myślą, że im się uszy pozatykały od huku fal. No – spojrzał na brata – możemy iść, droga wolna.

– Ty tu rządzisz – odpowiedział Tomek, czując, że mimo wszystko boi się coraz bardziej.

Zbliżali się do miejsca, gdzie fale rozbijały się o brzeg, a mimo to Paweł nie zwalniał kroku. Dalej korytarz opadał lekko w dół i panował w nim półmrok, ale wbrew podejrzeniom, nie było tam nawet najmniejszej kałuży.

– Nie przestrasz się, gdy przejdziemy linię wody, to będzie tylko złudzenie. – Popatrzył na brata z powagą. – Tylko pamiętaj, nigdy nie próbuj tego robić bez otwarcia korytarza. Nic by cię wtedy nie ochroniło.

– Jasne. – Tomek z zaciśniętymi ustami i szeroko wytrzeszczonymi oczami wchodził pod wodę. W pewnym momencie odruchowo zasłonił głowę rękoma, bo prosto w nich uderzyła ogromnych rozmiarów fala. Gdy jednak nic nie poczuł, powoli opuścił ręce i spojrzał na brata.

– W porządku? – spytał Paweł.

– Ale było…! Ja nie mogę!

– No to chodź.

Jeszcze przez chwilę fale „rozbijały się na ich głowach”, ale zaraz zrobiło się dookoła jeszcze ciemniej i znaleźli się pod wodą. Widać było od spodu niespokojną powierzchnię, wyglądała jakby się gotowała. Dalej, na dnie było już całkiem spokojnie. Jedyne co było nieprzyjemne, to świadomość, że ponad nimi znajdują się coraz większe masy wody. Szło się wygodnie, bo dno korytarza było twarde, dzięki czemu, nogi nie grzęzły w piasku.

– A ty za pierwszym razem nie bałeś się? – spytał Tomek.

– Mój pierwszy raz był całkiem inny. Pamiętasz, jak cztery lata temu wypadłem z pontonu?

– To wtedy, co mama tak krzyczała na ratownika?

– Jego pomoc była całkiem niepotrzebna. – Paweł odpowiedział bardzo zagadkowym tonem.

– Tak? A niby dlaczego?

– Bo pod wodą oddychałem przez... rybę.

– Że co?! Jak to „przez rybę”?

– Przez jej skrzela.

– Gadaj po ludzku! – Tomek aż się zatrzymał.

Paweł już nabrał powietrza, żeby wszystko opowiedzieć, gdy jego uwagę przykuło coś, co dostrzegł gdzieś w głębinie. Przyglądał się przez chwilę, wysilając wzrok, po czym zrobił minę, od której Tomek poczuł się bardzo nieswojo.

– Co tam jest?

Ale Paweł tylko do siebie mruknął: – Więc jednak.

– Hej, Paweł! – zezłościł się Tomek. – Tu jestem! Pamiętasz? Przyszedłem z tobą!

Paweł popatrzył na brata, jakby się dopiero obudził. – Szkarada wróciła.

– To może wyjdziemy. – Tomkowi zrzedła mina i ręką wskazał drogę powrotną.

– Tak. – Paweł zamyślił się. – Tak, to dobry pomysł. Ty idź i poczekaj na mnie przy wyjściu.

– Ups. – Tomek wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu. – Właśnie się rozmyśliłem, nie wychodzę. Co robimy? Masz jakieś dzidy, czy chociaż wędkę?

– Tomaszu! – Paweł popatrzył na brata z uznaniem. – Jesteś genialny! – wyjął z kieszeni muszelkę, z lewej ręki zrobił trąbkę, umieścił w niej muszelkę i zaczął w nią dmuchać.

– Sie poplujesz, a i tak na tym nie zagrasz.

Paweł przerwał dmuchanie i najwyraźniej czegoś wypatrywał, po czym znowu dmuchnął i rozejrzał się. Wreszcie coś dostrzegł, zatrzymał na tym wzrok i dopiero po kilku sekundach pokiwał głową z zadowoleniem. – Udało się, jeszcze nie zapomniałem.

– Znaczy, że co ci się udało?

– Zaraz wszystkiego się dowiemy. Popatrz kto płynie.

Teraz dopiero Tomek zauważył płynącą tuż przy dnie flądrę.

– Rozumiem, że będziecie bulgotać we wspólnym języku.

Paweł spojrzał na brata z wyrzutem. – Powiedz, czy to normalne, że nie widać tu ani jednego morskiego mieszkańca?

– Nooo…, nie wiem. – Tomek zastanowił się. – Jakoś ostatnio tu nie zaglądałem – odpowiedział z przekąsem, pokręcił głową i dodał: – Skąd mogę wiedzieć? Przecież nigdy nie spacerowałem po dnie morza.

– No to ci mówię, że to nie jest normalne.

Właśnie flądra dopłynęła. Opadła na piasek tuż za przezroczystą ścianą korytarza i tylko ruszała oczkami.

Paweł kucnął, wziął z lewej ręki muszelkę, przytknął ją wypukłą stroną do ściany korytarza i zwrócił się do ryby: – Zulka, powiedz, co się tu dzieje.

W tym momencie usłyszeli piskliwy głosik. – Już za późno. Wracaj do domu, bo jeszcze ciebie skrzywdzi.

– Szkarada wróciła? – upewnił się Paweł.

– Tak, i to ze swoim synem, Robuniem.

– Jak im się udało uwolnić?

– Podobno pomógł im… Nawet nie wiem, co to za stworzenie, bo lubi się obwieszać różnymi frędzlami, ale na pewno jest długi i wąski. Przywlókł się nie wiadomo skąd.

– Jak się nazywa?

– Farfocel, albo jakoś tak.

– Kto im jeszcze sprzyja?

– Właściwie, to nikt. Jest jeszcze tylko jeden taki, co szpicluje, ale on nie jest groźny. Meduzak Macior tylko donosi. Trzeba po prostu uważać, czy się gdzieś nie przyczaił, bo potrafi zrobić się niewidoczny.

– Gdzie jest Bianka?

– Nie wiem, zniknęła – głos Zulki zabrzmiał ze smutkiem. – Mówiła, że wyrusza po pomoc. Myślałam, że ty mi powiesz gdzie jest, bo przecież przyszedłeś.

– Nie mnie prosiła, – spojrzał na Tomka – tym razem trafiła na mojego brata.

Tomek, patrząc na Pawła, znacząco popukał w rękę, gdzie najczęściej nosi się zegarek.

– Ach tak, – Paweł sprawdził godzinę – musimy już wracać. Zulka, jutro tu wrócimy. Jeśli Bianka się nie odnajdzie... – rozejrzał się, popatrzył na Tomka i ciszej dokończył – ja ją odnajdę. Pójdę nawet do Nory Szkarady.

– Ohohoho. Nie tak prędko kolego! – zaprotestował Tomek. – Nigdzie nie pójdziesz... – odchrząknął – sam. To ja byłem poproszony o pomoc, – zadarł nos do góry i w oskarżycielskim geście wycelował palcem w brata – a ty mi pomożesz. Kumasz? – i już całkiem normalnie spytał: – Ile czasu zostało?

– Dwadzieścia osiem minut, ale warto się pośpieszyć. Muszę jeszcze... – spojrzał na Tomka

– przepraszam, musimy – poprawił się – zajrzeć w jedno miejsce.

– Na przykład? – zaciekawił się chłopiec.

– Zobaczysz. A ty, Zulko, płyń do Wandzi i powiedz jej, żeby jutro czekała przy Wężowym Dole.

– Kto to Wandzia? – spytał Tomek.

– Foka. – odpowiedział Paweł, wstał i ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia. – Chodź, trzeba się pośpieszyć.

– Gdzie teraz pędzimy? – Tomek starał się iść równo z bratem.

– Do Meszka.

– Czy to jakiś od muszki – meszki?

– Nie, ale nie wiem, jak ci go opisać. Sam zobaczysz.

Gdy wyszli na plażę, Paweł zanurzył muszelkę w piasku i korytarz zniknął. Popatrzył w stronę drzew na skarpie i powiedział z namysłem: – Nie pamiętam które to było.

– Które „co” było? – Tomek patrzył, to w stronę skarpy, to na brata.

– Drzewo.

– Jakieś twoje drzewo?

– Nie, Meszka.

III Meszek

Doszli do pierwszych szeregów drzew. Paweł w skupieniu przyglądał się każdemu z osobna, wreszcie, patrząc w jednym kierunku, ruszył ze zdecydowaniem. – Jest! – oznajmił z zadowoleniem.

Gdy doszli do, niczym nie wyróżniającego się drzewa, Paweł zaczął szukać czegoś na ziemi.

– Potrzebuję grubszego patyka.

– Takiego? – Tomek trzymał w ręce metrowego kija, którego podniósł zaraz po wejściu między drzewa.

– Tak braciszku, właśnie takiego. Musimy przecież grzecznie zapukać.

– Tylko okien mu nie powybijaj.

– Gdzie ty masz tu okna? – spytał podejrzliwie Paweł.

– A gdzie masz drzwi?

Paweł uśmiechnął się, pokiwał głową i czubkiem patyka puknął dwa razy w pień sosny. Nic. Jeszcze raz powtórzył puknięcia i dopiero po chwili coś zaczęło się dziać. Mech na korze drzewa poruszył się w kilku miejscach i zaczął przemieszczać się w stronę jednego punktu. Utworzona z tego niewielka kupka, zsunęła się na wysokość głów chłopców i nabrała kształtów twarzy człowieka. Otworzyły się „oczy” z mchu i szeroki uśmiech rozciągnął się na boki.

– Kogo ja widzę?! – odezwała się twarz. – Dawno cię tu nie było, myślałem, że już mnie nie odwiedzisz. Co powiesz?

– Szkarada wróciła, potrzebujemy twojej pomocy.

– Uśmiech zniknął. – Niedobrze, niedobrze. Przyjdź jutro, naszykuję co trzeba. – Pokręcił nosem, ziewnął przeciągle i powiedział: – Dobranoc. – po czym twarz „rozeszła” się na swoje miejsca, kępki mchu przylgnęły do kory drzewa i znieruchomiały.

– Idziemy do domu – zarządził Paweł.

– Według moich obliczeń mamy jeszcze piętnaście minut. – Tomkowi do domu wcale się nie śpieszyło. Miał jeszcze wiele pytań.

– Tak, tylko że za pięć minut będzie prognoza pogody. Lepiej, żeby jutro było pochmurno.

– No wiesz? – zdziwił się Tomek. – Jak będzie słoneczko to i widniej pod wodą.