Szczuroburger - David Walliams - ebook + książka

Szczuroburger ebook

David Walliams

5,0
23,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zoe nie ma łatwego życia:

√ jej okropna macocha jest tak leniwa, że męczy się nawet przy zmienianiu kanałów telewizyjnych

√ przywódczyni szkolnego gangu wykorzystuje każdą okazję, by ją gnębić

√ a na dodatek podły sprzedawca burgerów czyha na życie jej malutkiego przyjaciela.

Wymyślił nikczemny plan…

Szczuroburger” to kolejna książka Davida Walliamsa, brytyjskiego autora o fenomenalnym poczuciu humoru i niewiarygodnym zmyśle obserwacji . Jego powieści czytają zarówno młodsi, jak i starsi. Ci pierwsi trzęsą się ze śmiechu, ci drudzy czasem z oburzenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 134

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Strona redakcyjna

Originally published by HarperCollins Publishers under the title Ratburger.

Text copyright © David Walliams 2012

Illustrations copyright © Tony Ross 2012

David Walliams and Tony Ross assert the moral right to be identified as the author and illustrator of this work.

Copyright © for the Polish Edition by Dom Wydawniczy MAŁA KURKA,

Piastów 2016

Copyright © for the Polish translation by Karolina Zaremba

Wydanie pierwsze, maj 2016

Korekta:

Małgorzata Majewska

Skład i łamanie:

Trevo, Grażyna Martins

Przygotowanie do druku okładki i stron tytułowych:

Magdalena Muszyńska

Wydawca:

Dom Wydawniczy MAŁA KURKA

[email protected]

www.malakurka.pl

ISBN 978-83-62745-23-4

Publikację elektroniczną przygotował:

Dla Frankiego, chłopca o pięknym uśmiechu

Oto bohaterowie tej opowieści:

1. Krewetkowo-prażynkowy chuch

1

Krewetkowo-prażynkowy chuch

Chomik nie żył.

Leżał na grzbiecie.

Z wyciągniętymi łapkami.

Martwy.

Zalana łzami Zoe otworzyła klatkę. Trzęsły jej się ręce, a serce pękało. Ułożyła włochate ciałko Pierniczka na zniszczonym dywanie, przekonana, że już nigdy uśmiech nie zagości na jej twarzy.

— Sheila! — zawołała ile sił w płucach. Mimo nalegań Taty nie zwracała się do macochy „mamo”. Odmówiła i przysięgła sobie, że w życiu tego nie zrobi. Nikt nie mógł zastąpić mamy. Zresztą macocha dziewczynki nawet nie próbowała.

— Nie kłap dziobem. Oglądam telewizor i konsumuję! — odburknęła z salonu kobieta.

— Ale coś niedobrego dzieje się z Pierniczkiem!

Ujęła to delikatnie.

Zoe obejrzała kiedyś w telewizji serial, którego akcja rozgrywała się w szpitalu. Przypomniała sobie pielęgniarkę ratującą konającego staruszka metodą usta-usta. W akcie desperacji zaczęła reanimować chomika w ten sam sposób. Nic z tego. Podpięcie serduszka gryzonia do baterii alkalicznej za pomocą spinacza do papieru też nie przyniosło rezultatu. Było już za późno.

Ciałko chomika zesztywniało i stało się zimne w dotyku.

— Proszę cię, Sheila, pomóż! — błagała dziewczynka.

Z początku tylko cichutko płakała, ale prędko rozszlochała się na dobre. Wreszcie usłyszała, jak macocha niechętnie człapie korytarzem ich malutkiego mieszkanka, które mieściło się na trzydziestym siódmym piętrze pochyłego wieżowca. Kobieta sapała z wysiłku przy każdej czynności. Była tak leniwa, że najchętniej kazałaby Zoe czyścić sobie nos. Sheila potrafiła stękać nawet przy zmienianiu pilotem kanałów telewizyjnych.

— Uch, uch, uch, uch... — jęczała, głośno tupiąc w holu. Macocha Zoe należała do osób niskich, ale umiała to zamaskować swoją szerokością. Była tak szeroka, jak wysoka.

Jednym słowem — kulista.

Gdy stanęła w drzwiach pokoju, przesłoniła sobą światło z korytarza, tak jak cień Ziemi zakrywa blask Księżyca podczas zaćmienia. Dziewczynka wyczuła też mdłosłodki aromat krewetkowych prażynek. Macocha je uwielbiała. Chwaliła się nawet, że już jako niemowlę domagała się prażynek, a każdym innym jedzeniem pluła matce w twarz. Zdaniem Zoe prażynki cuchnęły, i to niekoniecznie tylko krewetkami. A oddech Sheili przesiąkł tym zapachem.

Nawet teraz, kiedy stała w drzwiach i obserwowała tę smutną scenę, jedną ręką trzymała paczkę śmieciowych przekąsek, a drugą wpychała je sobie do gardła. Ubrana była — jak zwykle — w długą, upaćkaną, białą koszulkę, czarne legginsy i puchate, różowe kapciuszki. Odsłonięte fragmenty skóry pokrywały tatuaże. Na przedramionach uwieczniła imiona swoich byłych mężów, aktualnie przekreślone.

— Ojej — prychnęła pełnymi prażynek ustami. — Ojejej, jakie to smutne. Zapłakać się można. Biedaczek wykorkował!

Pochyliła się nad pasierbicą i rzuciła okiem na martwego chomika. Za każdym razem, gdy się odzywała, pluła na dywan na wpół przeżutymi okruchami.

— Och, ach, ojejej, i takie tam — dodała tonem, który nawet nie udawał smutku.

Wtedy właśnie rozmiękły od śliny kawałek przeżutej prażynki wylądował na puszystym pyszczku biednego zwierzaka. Zoe delikatnie starła mieszaninę prażynek i śliny* razem z własną łzą, która kapnęła na zimny, różowy nosek gryzonia.

* Fachowa nazwa to „prażynoślina”.

— O, pomysła mam! — zaświtało w głowie macosze. — Jak zaraz skończę jeść, to możesz wsadzić małego do torebki. Ja tam się do niego nie dotknę. Jeszcze co złapię.

Sheila uniosła torebkę i przechylając ją, napełniła wiecznie nienasyconą paszczę ostatnimi krewetkowymi przysmakami. Potem oddała dziewczynce puste opakowanie.

— Masz. Wsadź go tutaj, zanim zasmrodzi całe mieszkanie.

Zoe zatrzęsła się z oburzenia. Naprawdę to ten krewetkowo-prażynkowy chuch opasłej macochy zasmradzał im mieszkanie! Taki oddech mógł złuszczać farbę ze ścian, jednym podmuchem pozbawić ptaki piór i zrobić z nich latające łysole. Gdyby wiatr nagle zmienił kierunek, ludzie poczuliby fetor w mieście oddalonym o dziesięć kilometrów.

— Nie pochowam mojego biednego Pierniczka w torebce po prażynkach — warknęła Zoe. — Sama nie wiem, po co cię wołałam. Idź stąd i zostaw mnie!

— Na litość boską, dziewczyno! — huknęła kobieta. — Tylko pomóc chciałam! Ty niewdzięczny bachorze!

— Wcale nie pomagasz! — krzyknęła Zoe i nawet na macochę nie spojrzała. — Idź już sobie!

Zirytowana Sheila wyszła z pokoju. Trzasnęła drzwiami z takim impetem, że aż tynk posypał się z sufitu.

Zoe nasłuchiwała, jak kobieta, której uparcie nie nazywała „mamą”, sunie prosto do kuchni. Bez wątpienia po to, żeby rozszarpać następną wielką paczkę krewetkowych przekąsek. Dla całej rodziny.

Samotna dziewczynka siedziała w swoim malutkim pokoju z martwym chomikiem na rękach.

Ale jak to się stało, że umarł? Zoe wiedziała, że Pierniczek był jeszcze młody, nawet jak na chomika.

Czy to mogła być sprawka jakiegoś zabójcy chomików? — zastanawiała się.

Komu mogłoby zależeć na śmierci bezbronnego gryzonia?

Cóż, dowiecie się tego, nim moja opowieść dobiegnie końca. Przekonacie się też, że istnieją ludzie gotowi zrobić coś o wiele gorszego. Największy niegodziwiec na świecie czai się między stronicami tej książki, obserwuje was z ukrycia. Kto się nie boi, niech czyta dalej...

2. Naprawdę wyjątkowa dziewczynka

2

Naprawdę wyjątkowa dziewczynka

Zanim jednak poznamy tego wielkiego okrutnika, musimy na chwilę wrócić do początków.

Zoe wiodła szczęśliwe życie, chociaż jej mama zmarła, kiedy dziewczynka była malutka. Tata kochał Zoe za dwoje rodziców i stanowili razem zgrany zespół — on rankiem wychodził do pracy w miejscowej wytwórni lodów, a ona do szkoły. Lubił swoją pracę, mimo że była ciężka, kiepsko płatna i często zostawał po godzinach. Bo od zawsze ubóstwiał lody.

Tym, co podtrzymywało go na duchu, było wymyślanie zupełnie nowych lodowych smaków. Zawsze po skończeniu swojej zmiany rozpromieniony spieszył do domu, obładowany próbkami różnych dziwnych i cudownych aromatów, żeby Zoe skosztowała ich jako pierwsza. Potem zdawał swojemu szefowi relację z tego, które zasmakowały dziewczynce najbardziej. Oto ulubione smaki Zoe:

WYSTRZAŁOWY SORBET

BOMBASTYCZNA BALONÓWA

POTRÓJNIE CZEKOLADOWO-ORZECHOWO-KARMELOWY TWIST

LUKSUSOWA WATA CUKROWA

KARMELOWY BUDYŃ

MANGO NIESPODZIANKA

OWOCOWA GALARETKA

BANANOWO-ORZECHOWE PTASIE MLECZKO

ANANAS I LUKRECJA

KOSMICZNA ŻELKOWA EKSPLOZJA

Najmniej przypadł jej do gustu smak ślimakowo-brokułowy. Nawet tacie Zoe nie udało się wyczarować pysznych lodów ślimakowo-brokułowych.

Nie wszystkie lodowe wynalazki trafiały do sklepów (a już na pewno nie ślimak z brokułem), ale Zoe mogła spróbować każdego z nich! Czasem zjadała tak dużo lodów, że myślała, że pęknie. Ale co najlepsze, często była jedynym dzieckiem na świecie, które je testowało, a to sprawiało, że czuła się naprawdę wyjątkowa.

Był tylko jeden problem.

Jako jedynaczka Zoe nie miała nikogo, kto by się z nią bawił, poza tatą, który niestety do późna pracował w fabryce. Dlatego — podobnie jak inne dziewięciolatki — całym sercem i duszą zapragnęła własnego zwierzątka. Nie upierała się przy chomiku, to mógł być jakikolwiek zwierzak, byle tylko mieć go do kochania. Liczyła na to, że pupil odwzajemni jej uczucie. Jednak kiedy mieszka się na trzydziestym siódmym piętrze wieżowca, zwierzak musi być mały.

W dniu dziesiątych urodzin Zoe Tata zrobił jej niespodziankę. Wyszedł wcześniej z pracy i odebrał córkę ze szkoły. Wziął ją na barana — tak jak uwielbiała — i poszli do sklepu zoologicznego. Tam kupili chomika.

Zoe wybrała najpuszystszego, najsłodszego ze wszystkich maluszków i nazwała go Pierniczek.

Pierniczek mieszkał w klatce w pokoju dziewczynki. Zoe nie przeszkadzało, że w nocy hałasował, biegając w kołowrotku. Nie miała mu też za złe, że parę razy uszczypnął ją w palec, kiedy częstowała go herbatnikami. Nie zniechęciła się nawet tym, że klatka zalatywała chomikowymi siuśkami.

Mówiąc krótko, Zoe kochała Pierniczka. A Pierniczek kochał Zoe.

Dziewczynka nie miała w szkole zbyt wielu przyjaciół. Na dodatek inne dzieci jej dokuczały, bo była niska, miała rude włosy i musiała nosić na zębach aparat ortodontyczny. Wystarczyłaby jedna z tych rzeczy, żeby w szkole mieć pod górkę, a ją los obdarzył wszystkimi trzema naraz.

Pierniczek też był mały i rudy, tyle że oczywiście bez aparatu na zębach. To właśnie ta rudość i drobna postura podpowiedziały Zoe, by wybrać go z tuzina puszystych kulek przytulonych do siebie w sklepie zoologicznym. Musiała wyczuć w nim bratnią duszę.

W ciągu następnych tygodni i miesięcy Zoe nauczyła Pierniczka niesamowitych sztuczek. Za nasionka słonecznika stawał na tylnych łapkach i wykonywał krótki taniec. Za orzecha włoskiego robił salto w tył. A za kostkę cukru zaczynał wirować, leżąc na grzbiecie.

Zoe marzyła o tym, że pewnego dnia jej mały przyjaciel zasłynie jako pierwszy w świecie chomik, który potrafi tańczyć breakdance! Przygotowała krótkie przedstawienie, które chciała pokazać dzieciakom z bloku z okazji świąt Bożego Narodzenia. Zrobiła nawet plakat.

Niestety pewnego dnia Tata przyniósł z pracy bardzo smutne wieści, które zniszczyły ich dotychczasowe szczęście...

3. Mniej niż zero

3

Mniej niż zero

— Straciłem pracę — rzekł Tata.

— O nie! — zmartwiła się Zoe.

— Zamykają fabrykę, a całą produkcję przenoszą do Chin.

— Ale przecież znajdziesz nową pracę, prawda?

— Spróbuję — odparł Tata. — Ale to nie będzie łatwe. Jest nas wielu.

Jak się okazało, było to nie tylko trudne, ale wręcz niemożliwe. W tym samym momencie pracę straciło tyle osób, że Tata zmuszony był pobierać zasiłek dla bezrobotnych. Pieniędzy ledwie starczało im na życie, a brak stałego zajęcia coraz bardziej Tatę przygnębiał. Z początku codziennie odwiedzał urząd pracy, ale w promieniu stu kilometrów nie pojawiały się żadne odpowiednie oferty, więc w końcu zaczął chadzać do pubu. Zoe domyśliła się, że urzędy pracy z reguły nie są otwarte do późnej nocy.

Dni mijały, a dziewczynka martwiła się o ojca coraz bardziej. Czasem miała wrażenie, że zupełnie się poddał. Utrata najpierw żony, a potem pracy, to było dla niego zbyt wiele.

Nie zdawała sobie sprawy, że wkrótce miało być jeszcze gorzej...

Tata poznał macochę Zoe w momencie najgłębszej rozpaczy. On czuł się samotny, a ona nie miała nikogo, bo jej ostatni mąż zmarł w tajemniczym wypadku z udziałem krewetkowych prażynek. Sheila sądziła, że zasiłek pobierany przez męża numer dziesięć zapewni jej wygodne życie z papierosami zawsze pod ręką i niewyczerpanym zapasem krewetkowych przysmaków.

Zoe nie potrafiła przypomnieć sobie prawdziwej mamy, choćby nie wiem jak się starała, bo jej mama zmarła dawno temu. Kiedyś w całym mieszkaniu wisiało pełno zdjęć mamy. Miała miły uśmiech. Zoe wpatrywała się w fotografie i starała uśmiechać się tak samo. Były do siebie najbardziej podobne właśnie wtedy, gdy się uśmiechały.

Jednak pewnego dnia, kiedy nikogo nie było w domu, macocha pozdejmowała wszystkie zdjęcia. Dziwnym trafem nagle wszystkie się „pogubiły”. Najprawdopodobniej spłonęły... Tata nie lubił rozmawiać o mamie, bo od razu doprowadzało go to do łez. Ale mama żyła nadal w sercu swej córeczki. Dziewczynka wiedziała, że prawdziwa mama bardzo ją kochała. Wiedziała i już.

Tak samo jak czuła, że macocha jej nie kocha. Nawet nie lubi. Była wręcz przekonana, że jej nie znosi. Sheila traktowała ją jak natręta, a w najlepszym wypadku — jakby dziewczynka była niewidzialna. Często zapowiadała, że Zoe ma się wyprowadzić z domu, gdy tylko dorośnie.

— Nie będzie darmozjad ze mnie zdzierać! — Kobieta nigdy nie dała pasierbicy ani pensa, nawet na urodziny. W zeszłe święta Sheila podarowała Zoe w prezencie zużytą chusteczkę, a kiedy dziewczynka ją rozwinęła, roześmiała jej się w twarz. Chustka była cała w glutach.

Wkrótce po wprowadzeniu się do ich mieszkania macocha zażądała, żeby chomik z niego zniknął.

— To śmierdzi! — wrzeszczała.

Koniec końców, mimo wszystkich wrzasków i trzaskania drzwiami, Zoe mogła zatrzymać swoje zwierzątko.

Sheila jednak nie przestała gardzić Pierniczkiem. Ciągle jęczała, że chomik wygryzał dziury w kanapie, chociaż tak naprawdę wypalał je popiół sypiący się z jej papierochów! Na okrągło ostrzegała swoją przybraną córkę, że jeśli tylko złapie to małe paskudztwo poza klatką, to je rozdepcze.

Sheila szydziła też z pomysłu Zoe, by nauczyć chomika tańczyć breakdance.

— Czas tracisz na te bzdury. Oboje z tym szkodnikiem jesteście warci tyle co nic. Rozumiesz? Mniej niż zero!

Zoe rozumiała, ale wolała to ignorować. Wiedziała, że ma rękę do zwierząt. Tata też tak uważał.

Co więcej, dziewczynka marzyła, że pewnego dnia ruszy w świat z wielką utalentowaną menażerią. Planowała wytresować swoich podopiecznych, żeby zabawiali widzów popisami. Sporządziła nawet listę tych niesamowitych numerów:

Supergwiazda DJ Żaba

Rapujący swobodnie żółw słodkowodny

Tańcząca taniec towarzyski para myszoskoczków

Słoń śpiewak operowy

Osioł pokazujący sztuczki magiczne

Stepująca stonoga

Zespół śpiewających świnek morskich

Trio żółwi z pokazem stylów street dance

Kot parodiujący słynne koty z kreskówek

Świnia balerina

Robak hipnotyzer

Pokaz akrobatyki na linie w wykonaniu krów

Mrówka brzuchomówca

Mól śmiałek wykonujący niewiarygodne popisy kaskaderskie, na przykład wystrzeliwanie się z armaty jako żywy pocisk

Pokaz karate z udziałem meduz

Hipopotam skaczący na bungee

Miała wszystko zaplanowane. Dzięki zarobionym przez zwierzęta pieniądzom, razem z Tatą uciekliby z pochyłego, walącego się wieżowca i już nigdy tam nie wrócili. Zoe kupiłaby Tacie o wiele większe mieszkanie, a sama osiedliłaby się w rozległej wiejskiej rezydencji i stworzyła tam rezerwat dla niechcianych zwierząt. Mogłyby całymi dniami biegać sobie swobodnie po podwórzu, a nocą spać razem w gigantycznym łóżku. Nad bramą posiadłości powiesiłaby napis: „Żaden zwierzak nie jest ani za duży, ani za mały, żeby go kochać”.

Ale tamtego pamiętnego dnia, kiedy Zoe wróciła ze szkoły, zastała Pierniczka martwego. A wraz z nim umarły jej marzenia o sławie treserki zwierząt.

I tak oto, czytelniku, po tej małej podróży w przeszłość, znów jesteśmy na początku opowieści i możemy snuć ją dalej.

Tylko nie przewracaj kartek do początku książki, bo to byłoby bez sensu, na okrągło czytałbyś tych samych kilka stron. Przejdź do następnej strony, a ja będę opowiadać. Prędko. Przestań to czytać i idź dalej. No już!

4. Przychodzi i paskudzi

4

Przychodzi i paskudzi

— Spuść go w kiblu! — krzyczała Sheila.

Zoe siedziała na łóżku i mimo woli przysłuchiwała się kłótni dorosłych.

— Nie! — odparł Tata.

— Bezużyteczny gamoniu, dawaj go tu! Wywalę go do śmieci!

Zoe często przesiadywała w łóżku, w swojej przymałej piżamie i przez cienkie jak tektura ściany słuchała awantur do późnej nocy. Tym razem oczywiście wydzierali się z powodu nieżyjącego już Pierniczka.

Mieszkali na trzydziestym siódmym piętrze rozsypującego się czynszowego bloku — który mocno się przechylał i dawno temu powinien zostać zburzony — więc nie mieli ogródka. Był co prawda stary plac zabaw na prostokątnym, betonowym podwórku przed blokiem, ale przez tutejszy gang zrobiło się z niego naprawdę niebezpieczne miejsce.

— Czego się gapisz? — krzyczała na przechodniów Tina Trotts. Tina była miejscową łobuziarą, która rządziła na osiedlu razem ze swoją bandą nieletnich chuliganów. Chociaż miała zaledwie czternaście lat, to nawet dorosłego faceta potrafiła doprowadzić do płaczu, i nieraz tak się działo. Codziennie, kiedy Zoe szła rano do szkoły, młodociana bandytka wychylała się z mieszkania i pluła jej na głowę. I codziennie zaśmiewała się do rozpuku, jakby to była najzabawniejsza rzecz na świecie.

Gdyby ich rodzina posiadała własną działkę lub choćby kawałek trawnika, Zoe wykopałaby łyżką mały grób, złożyła w nim swojego tyciego przyjaciela i zrobiła mu nagrobek z patyka po lodzie.

Pierniczek,

Ukochany chomik,

Świetnie tańczył breakdance,

A czasem też popping*.

Tęsknić za nim będzie jego właścicielka i przyjaciółka, Zoe.

Niech spoczywa w pokoju**.

Ale oczywiście nie mieli ogródka. Sąsiedzi też nie. Zamiast tego Zoe ostrożnie zawinęła chomika w kartkę z ćwiczeń do historii. A kiedy Tata wreszcie wrócił z pubu, oddała mu cenne zawiniątko.

*Popping — taniec uliczny, stworzony w latach 70. ubiegłego wieku, obecnie zaliczany do stylu hip-hop, polegający na szybkim spinaniu i rozluźnianiu mięśni w rytm muzyki, w połączeniu z różnymi figurami.

**To musiałby być dość duży patyk.

Tata będzie wiedział, co z nim zrobić, pomyślała.

Niestety nie wzięła pod uwagę, że wtrąci się do tego okropna macocha.

W przeciwieństwie do nowej żony, Tata był wysoki i chudy. Jeśli ją można było przyrównywać do kuli do kręgli, to on był kręglem, a jak wiadomo, kule najczęściej kręgle zbijają.