Sposób na blondynkę - Miranda Lee - ebook

Sposób na blondynkę ebook

Miranda Lee

3,6

Opis

Włoski biznesmen Sergio Morelli coraz częściej myśli o założeniu rodziny. Jedzie w rodzinne strony nad jezioro Como, by tam znaleźć kobietę, z którą będzie chciał spędzić resztę życia. Niespodziewanie dawna znajoma Bella Cameron, znana w Ameryce tancerka, prosi go, by pozwolił jej zamieszkać przez miesiąc w jego willi. Potrzebuje odpoczynku w miejscu, gdzie nikt jej nie zna. Sergio zawsze miał do niej słabość, więc się zgadza. Szukaniem żony zajmie się później…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (44 oceny)
12
10
15
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Miranda Lee

Sposób na blondynkę

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Powinienem bardziej się cieszyć, pomyślał Sergio, wyłączając prysznic i stając na wytwornej miękkiej macie łazienkowej, skąd sięgnął po luksusowy ręcznik kąpielowy. Dzisiaj zostałem milionerem. I dziś wzbogacili się też moi dwaj najlepsi przyjaciele. Jeśli to mnie nie zadowala, to co?

Ściągnął brwi, wycierając się energicznie. Dlaczego nie czuł się bardziej szczęśliwy? Dlaczego nie skakał z radości do sufitu, kiedy zapłacili mu kilka milionów za sieć winiarni Wild Over Wine? Dlaczego po podpisaniu tego kontraktu odczuwa jakąś dziwną pustkę?

Mądrzy ludzie uważają, że sama podróż daje więcej zadowolenia niż dotarcie do celu, pomyślał. A trzej członkowie Klubu Kawalerów osiągnęli właśnie swój cel. Prawie… Żaden z nich nie skończył jeszcze trzydziestu pięciu lat, chociaż zbliżali się już do tego wieku. Do trzydziestych piątych urodzin Sergiowi pozostały jeszcze tylko dwa tygodnie.

Uśmiechnął się z przekąsem, przypominając sobie wieczór, kiedy założyli Klub Kawalerów. Jakże byli wtedy młodzi. Wówczas jednak nie zdawali sobie z tego sprawy. Mieli po dwadzieścia trzy lata i wydawało im się, że są starsi od większości studentów Oksfordu z ich roku. Byli bardziej pewni siebie. Atrakcyjni i wyjątkowo inteligentni. Okazali się też bardzo ambitni.

W każdym razie Sergio i Alex. Jeremy, który miał już pewne dochody, przyłączył się do nich dla rozrywki.

To był piątkowy wieczór, kilka miesięcy po tym, jak się poznali. Siedzieli w pokoju Jeremy’ego, większym i lepszym od lokum, które Sergio dzielił z Alexem. Wszyscy już nieźle podchmieleni, a Sergio – często wpadający po kielichu w filozoficzny nastrój – spytał kolegów o ich życiowe cele.

– Z pewnością nie małżeństwo – odparł wtedy cierpko Jeremy.

Jeremy Barker-Whittle, najmłodszy syn właściciela brytyjskiego imperium bankowego z tradycjami sięgającymi dawnych pokoleń. W jego rodzinie było mnóstwo rozwodów, zapewne z powodu wielkiego majątku, jaki posiadali, i Jeremy podchodził dość sceptycznie do instytucji małżeństwa.

– Mnie też ożenek nie interesuje – powiedział Alex Katona, stypendysta z Sydney, pochodzący z klasy pracującej, o ilorazie inteligencji bliskim geniuszu. – Będę zbyt zajęty pracą, żeby się żenić. Chcę zostać milionerem, zanim skończę trzydzieści pięć lat.

– I ja – przyznał Sergio. Był jedynym synem i dziedzicem Morelliego, przedsiębiorcy z Mediolanu, ale dobrze wiedział, że rodzinna firma nie prosperuje już tak dobrze jak dawniej. Przypuszczał, że w chwili, gdy otrzyma ją w spadku, może nie być już warta dziedziczenia. Gdyby chciał osiągnąć w życiu sukces, musiałby przejąć ją na własność. A to również oznaczało rezygnację z małżeństwa. Chociaż pewnie nie na zawsze.

I tak powstał Klub Kawalerów, którego zasady i cele wyznaczono tego wieczora z wielkim entuzjazmem. Zasada pierwsza brzmiała dość sentymentalnie i optymistycznie: pozostać przyjaciółmi na zawsze.

Oczywiście byli wtedy bardzo pijani po wypiciu kilku butelek wyśmienitego francuskiego wina z obfitych zapasów Jeremy’ego. Jednakże po dziesięciu latach, o dziwo, nadal byli najlepszymi przyjaciółmi, mimo że razem prowadzili interesy, co zwykle zadaje śmiertelny cios przyjaźni. Sergio był wdzięczny za tę przyjaźń. Nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek coś miało ją zepsuć. Śmiał się jednak z reguły numer dwa, która nakazywała im żyć pełnią.

A oznaczało to sypianie z każdą atrakcyjną dziewczyną, która tylko na nich spojrzała. I to całej trójce udawało się świetnie podczas lat spędzonych w Oksfordzie. Po wejściu w prawdziwe życie stali się jednak bardziej wymagający. Przynajmniej Sergio, który wolał towarzystwo kobiet mających więcej do zaoferowania niż tylko ochocze ciało. Kobiet z klasą, robiących karierę, z którymi można porozmawiać. Często bardziej dojrzałych, nie tak jak dziewczyny Alexa, coraz młodsze, gdy on stawał się starszy.

– Młodsze kobiety nie są tak krytyczne, marudne i zaborcze jak te w moim wieku – wyznał pewnego dnia Alex. – I nie próbują wciąż namawiać mnie na ślub.

Nadal był przeciwny małżeństwu. Nie dla zasady, lecz po prostu uważał, że to nie dla niego. W odróżnieniu od Jeremy’ego nie podchodził jednak to tego cynicznie. W rodzinie Alexa zdarzały się udane związki, a Jeremy został kobieciarzem i zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Nikt nie potrafił znudzić się szybciej swoją partnerką niż on. Zawsze jednak znajdowała się następna, chętna zająć miejsce poprzedniej. Dobry wygląd Jeremy’ego, jego majątek i urok sprawiały, że nie mógł się opędzić od kobiet. Zakochiwały się w nim, a on nigdy nie odwzajemniał ich uczuć. Nie ulegał miłości, pozostawiając za sobą szereg złamanych serc w całej Wielkiej Brytanii i połowie Europy. Sergio tego nie aprobował, ale Jeremy tylko wzruszał ramionami, twierdząc, że to nie jego wina. To wada genetyczna. Jego ojciec miał trzecią żonę, a matka czwartego męża. A może już piątego?

Ani Alex, ani Jeremy, nie mieli więc problemu z regułą numer trzy, która głosiła, że żaden z członków Klubu Kawalerów nie może się ożenić przed trzydziestym piątym rokiem życia. Taki wiek wydawał się nieskończenie odległy w chwili, gdy ustanawiali tę zasadę.

Sergio zawsze wiedział, mimo rozgoryczenia z powodu drugiego małżeństwa ojca i wiążącego się z tym rozwodu, że pewnego dnia się ożeni. Ostatecznie był Włochem. Rodzina wydawała mu się ważna. Odłożył jednak ten pomysł na później, pracując zawzięcie nad osiągnięciem głównego celu Klubu Kawalerów. A chodziło o to, żeby przed ukończeniem trzydziestego piątego roku życia zostać milionerem.

I to im się w końcu udało. Tego dnia.

Sergio poczuł kolejny przypływ melancholii, uświadamiając sobie, że ten dzień oznacza również faktyczny koniec ich klubu. Oczywiście nadal mieli pozostać na zawsze trójką przyjaciół – to pewne – ale tylko na odległość. On sam wkrótce miał wrócić do Mediolanu, by przejąć prowadzenie rodzinnej firmy, która mocno podupadła od czasu śmierci ojca w ostatnim roku. Alex wybierał się nazajutrz z powrotem do Australii, żeby rozbudować i tak już nieźle prosperującą firmę deweloperską, a Jeremy miał zostać w Londynie, gdzie zamierzał kupić pewne przedsiębiorstwo. Prawdopodobnie to zajmujące się reklamą. Najwyraźniej pasowała mu każda branża oprócz bankowości.

Sergio wiedział, że kiedy tego wieczoru zwierzy się Jeremy’emu i Alexowi z chęci ożenku, oni również zdadzą sobie sprawę, że dni Klubu Kawalerów są policzone. Takie było życie. Zmiana wydawała się nieuchronna.

Mój następny cel to małżeństwo, postanowił, wychodząc z łazienki. Nowe wyzwanie.

Jaką chcesz żonę, Sergio? – zapytał sam siebie, kierując się w stronę wielkiej garderoby, której nawet Jeremy mu zazdrościł. Minął stojak z eleganckimi garniturami na spotkania biznesowe. Tego wieczoru mieli świętować, a nie robić interesy, wybrał więc zwyczajne czarne spodnie.

Powinna być dość młoda, pomyślał, ponieważ chciał mieć dzieci. Raczej nie może mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Musi też być ładna, stwierdził pragmatycznie, zdejmując z wieszaka białą jedwabną koszulę. Nie wyobrażał sobie poślubienia dziewczyny o przeciętnej urodzie, ale też nie chodziło mu o jakąś oszałamiającą piękność. Takie zjawiskowo piękne kobiety przynosiły kłopoty.

Zapinał koszulę, kiedy zadzwonił prywatny telefon. Sergio wszedł z powrotem do sypialni, gdzie zostawił go przy łóżku. Niewiele osób znało ten numer. Oczywiście Alex i Jeremy. No i Cynthia. Zmieniał go co roku, ceniąc prywatność, jaką mu to zapewniało. Może Alex lub Jeremy chcą mu powiedzieć, że się spóźnią. To z pewnością nie Cynthia. Zerwał z nią przed miesiącem i już dawno przestała się odzywać.

Uniósł brwi, nie widząc na wyświetlaczu nazwiska dzwoniącego, i poczuł irytację, myśląc, że jakiś naciągacz zdobył jego prywatny numer.

– Kto mówi? – warknął do słuchawki.

Nastała krótka cisza i po chwili odezwał się niepewny kobiecy głos:

– To ja… Bella.

Zatkało go.

– Sergio? – odezwała się znowu po chwili milczenia. – To ty, prawda?

– Tak, Bello, to ja – wydusił w końcu, dziwiąc się, że jego głos brzmi normalnie. Poczuł się nagle zupełnie oszołomiony, jakby nie mógł logicznie myśleć. To Bella do niego dzwoniła. Piękna Bella… przybrana siostra i wieloletnia dręczycielka.

– Powiedziałeś… że jeśli będę kiedyś czegoś potrzebowała… to mogę zadzwonić. Dałeś mi swój numer. Na pogrzebie ojca… Pamiętasz?

– Tak.

– Zadzwonię do ciebie później – rzuciła nagle i się rozłączyła.

Sergio zaklął, wpatrując się w milczący telefon, jakby miał ochotę rzucić nim o ścianę.

Przez kilka minut spacerował po pokoju, czekając, aż Bella ponownie zadzwoni. Zastanawiał się, w jakie wpadła kłopoty. Nie dlatego, że powinien się o nią martwić. Sama pewnie nie myślała o nim od czasu rozwodu rodziców. A minęło już jedenaście lat! Zdenerwował się, że traci czas, czekając na jej telefon, kiedy powinien zejść do restauracji na kolację. Miał zarezerwowany stolik ma ósmą, a właśnie zbliżała się ta godzina.

Jeśli pozostało mu trochę rozsądku, to powinien przestać myśleć o Belli i to zaraz. Zaśmiał się, zakładając skarpetki i buty. Czy kiedykolwiek potrafił przestać o niej myśleć, gdy tylko pojawiła się w jego wspomnieniach?

Może udałoby mu się o niej zapomnieć, gdyby pozostała nikim, żyjąc sobie spokojnie w Australii. Jednak los nie był tak łaskawy. Po wygraniu popularnego konkursu w australijskiej telewizji, w którym odkrywano nowe talenty, krótko po tym, jak Dolores poprosiła ojca o rozwód, Bella została sławną artystką teatru muzycznego. Występowała na całym świecie, często na Broadwayu, ale też czasem w Londynie. Jej urodziwą twarz pokazywano wszędzie: w telewizji i na plakatach reklamowych. Sergio wolał nie chodzić na jej występy, wiedząc, że oglądanie Belli na scenie rozpali tylko pożądanie, które kiedyś w nim wznieciła. Wciąż nie potrafił o tym zapomnieć.

Los jednak mu nie sprzyjał, bo Jeremy zaciągnął go pewnego wieczoru przed trzema laty na wielką galę, gdzie Bella występowała gościnne, o czym zresztą Sergio nie wiedział. Cóż to była za męka, kiedy siedział tam, patrząc, jak jego dawna przybrana siostra śpiewa i tańczy.

Jeszcze gorsze przyszło tamtego wieczoru, kiedy Jeremy poinformował go po opadnięciu kurtyny, że dostał zaproszenie na przyjęcie po koncercie, które miało się odbyć w hotelu Soho. Sergio mógł odmówić towarzyszenia przyjacielowi, ale jakaś przewrotna ciekawość zwyciężyła i nie pojechał od razu do swojego nowego apartamentu przy Canary Wharf, by upić się na umór. Udał się na przyjęcie, gdzie Bella tańczyła walca w ramionach nowego kochanka, przystojnego francuskiego aktora o wątpliwym talencie i opinii kobieciarza. Tworzyli świetną parę: uroda pięknej blondynki podkreślała urok przystojnego ciemnowłosego Francuza. Bella była w białej powiewnej sukni wieczorowej, a on cały ubrany na czarno; anioł tańczący z diabłem. Sergio obserwował ją długo z oddali, czując wzbierające pożądanie oraz zazdrość za każdym razem, kiedy Francuz jej dotykał, a zdarzało się to dosyć często.

Nie pamiętał już dokładnie, co powiedział, kiedy w końcu natknęła się na niego w sali i zostawiła swojego królewicza, by porozmawiać przez chwilę z Sergiem na osobności. Nie zachowywał się niegrzecznie. To nie w jego stylu. Ojciec nauczył go uprzejmości i od dziecka wpajał mu dobre maniery. Pewnie Sergio pochwalił wtedy jej występ. Pamiętał jednak dobrze, że fizyczna bliskość Belli tak bardzo go podniecała, że ledwie mógł się opanować.

Wziął się w garść, rozmawiając z nią przez chwilę, aż w końcu zaborczy kochanek podszedł i zabrał ją ze sobą. Gdy Sergio dotarł w końcu do domu i znalazł się sam w zaciszu sypialni, dał upust emocjom, a potem ochłonął pod zimnym prysznicem.

Dopiero po kilku tygodniach nabrał pewnego dystansu do destrukcyjnych uczuć wobec Belli. Pomogły mu w tym rozmowy z dwoma najbliższymi przyjaciółmi, mimo że ich rady brzmiały raczej typowo.

– Powinieneś częściej z kimś sypiać – powiedział Alex.

– A ona pewnie wcale nie jest taka dobra w łóżku – dodał Jeremy. – Alex ma rację. Tyle jest innych rybek do złowienia. Musisz tylko częściej zarzucać sieć, stary.

I Sergio tak zrobił, uprawiając w następnym miesiącu seks z większą liczbą kobiet niż przez ostatnie lata. A były to głównie panienki na jedną noc. I wszystkie miały jasne włosy, niebieskie oczy, ładną twarz i zgrabną figurę.

W końcu jednak znudził mu się taki tryb życia. Znalazł sobie Cynthię, atrakcyjną rozwódkę, bardzo dobrą w łóżku, która nie miała nic przeciwko temu, że jej nie kocha. Bella powoli zeszła w jego pamięci na dalszy plan i tam pozostała.

Kiedy dowiedział się od Alexa, że rozstała się z francuskim aktorem, nie krył satysfakcji. Nie był jednak już tak zadowolony, gdy usłyszał, że związała się z rosyjskim oligarchą, zbijającym miliony na ropie i gazie, które inwestował w sieć luksusowych hoteli. Zdaniem Alexa Rosjanin miał opinię kobieciarza i zamiłowanie do jasnowłosych celebrytek, modelek lub aktorek. Słysząc to, Sergio kiwał głową z konsternacją. Nie po raz pierwszy Bella spotykała się z mężczyznami o wątpliwej reputacji. Oprócz francuskiego aktora na liście jej byłych kochanków znalazł się uzależniony od narkotyków gwiazdor rocka oraz argentyński zawodnik gry w polo, znany z częstych romansów. Żaden z tych związków nie przetrwał. Brukowce miały jednak o czym pisać. „Kiedy w końcu Bella znajdzie prawdziwą miłość?” – zastanawiano się do znudzenia.

Sergio wpatrywał się w milczący telefon, zarzucając sobie, że martwi się o nią niepotrzebnie, i gardząc sobą za to, że tak bardzo pragnie znowu usłyszeć jej głos. Dlaczego nie dzwoni? Wydawała się zdenerwowana. I dlaczego tak nagle się rozłączyła? Może jej obecny kochanek wszedł do pokoju i zobaczył, że rozmawia przez telefon z innym mężczyzną? A może tkwiła w jakimś trudnym związku? Odnosiła sukcesy w pracy, ale nie miała talentu do wybierania partnerów.

I sama była sobie winna.

Mimo to nie podobało mu się, że ktoś może ją źle traktować.

Zaklął. Do diabła z tym wszystkim, przecież nie jest już za nią odpowiedzialny. I to od czasu rozwodu ojca. Nie powinien się nią przejmować! Ale z jakiegoś dziwnego powodu się martwił. Prawdopodobnie dlatego dał jej prywatny numer telefonu, kiedy pojawiła się znienacka na pogrzebie ojca w zeszłym roku, zmęczona i zestresowana. Powiedział wtedy, żeby zadzwoniła do niego, jeśli będzie kiedyś czegoś potrzebować.

Na początku jej nie rozpoznał. Miała na głowie duży czarny kapelusz, ciemną perukę i okulary słoneczne. Złożyła mu kondolencje i szczerze przeprosiła za to, jak jej matka traktowała ojca, a wtedy poczuł jedynie smutek. Później stwierdził, że to pewnie żal po stracie ojca przytłumił działanie hormonów w takim stopniu, że nawet bliskość Belli nie była w stanie go pobudzić. Pamiętał tylko, że chciał z nią dłużej porozmawiać. Kiedy jednak ktoś inny do niego podszedł, Bella pożegnała się szybko i znikła.

Nie powiedział Jeremy’emu ani Alexowi, że tą tajemniczą brunetką była Bella. Nie miał wtedy ochoty na pogaduszki i zwierzenia. Kiedy w końcu otrząsnął się ze smutku, pożałował, że dał jej numer telefonu. Nie dlatego, że teraz mogła się z nim skontaktować, ale ten głupi gest ożywił wspomnienia i Bella znowu zajmowała jego myśli.

To było naprawdę żałosne. Zły na siebie, wsunął telefon do kieszeni spodni i ruszył do wyjścia, postanawiając nie tracić więcej czasu na rozmyślania o tej piekielnej kobiecie. Jednak zaraz po zamknięciu drzwi kolejna myśl przyszła mu do głowy.

Może ona spodziewa się dziecka?

W dawnych czasach dla kobiety samotnej ciąża oznaczała katastrofę. Teraz jednak było inaczej. Gdyby Bella przypadkowo zaszła w ciążę, raczej nie potrzebowałaby jego pomocy. Miała dostatecznie dużo pieniędzy na zatrudnienie niani i zapewnienie sobie wszystkiego, co potrzeba. Z pewnością nie prosiłaby nikogo – a zwłaszcza jego – by uczynił z niej porządną kobietę. To zupełna fantazja. Chociaż Sergio sporo o niej fantazjował w ostatnich latach, to jednak nigdy nie dotyczyło to ślubu.

Kobiety takie jak Bella nie były stworzone do małżeństwa. Nadawały się do tego, by je podziwiać i ich pożądać. Zaciągać do łóżka, a nie do ołtarza. A jeśli chodzi o dzieci, to Bella nigdy nie miała ciągot do macierzyństwa. Chociaż gdyby chciała… Wiele znanych kobiet miało nieślubne dzieci. Bella jednak najwyraźniej nie zamierzała się tak poświęcać. Nic dziwnego, wychowała ją przecież kobieta obsesyjnie dążąca do tego, by jej córka stała się sławna i bogata. Sergio uważał, że Dolores tylko dlatego wyszła za ojca, by płacił za naukę śpiewu i tańca dla Belli. Uwiodła włoskiego wdowca, kiedy czuł się samotny, i zaciągnęła do ołtarza, udając, że jest w ciąży, która nagle w tajemniczy sposób znikła, gdy na palcu Dolores pojawiła się obrączka. Sergio nie potrafił udowodnić, że ciąża była udawana, ale zawsze to podejrzewał. Dolores zażądała rozwodu, gdy tylko kariera Belli się rozwinęła, a wtedy jego przypuszczenia się potwierdziły. Nie mówił o tym ojcu. Biedny człowiek byłby zdruzgotany, bo naprawdę kochał Dolores. I Bellę też.

Sergio nie winił jej za to, kim się stała. Matki zwykle psują charakter dzieciom, które osiągają wielki sukces. A Bella zdecydowanie była takim zepsutym dzieckiem. Z jakiego innego powodu wiązałaby się bez przerwy z mężczyznami o wątpliwej reputacji, którzy nie zapewniali jej szczęścia? Wkurzał go jej tryb życia, to, jak paraduje przed tłumem paparazzi z facetami traktującymi ją bardziej jak zdobycz niż prawdziwego człowieka.

Kim ty jesteś, Sergio, żeby ją osądzać? – pomyślał, czując nagłe wyrzuty sumienia. Sam traktowałeś ją przedmiotowo. Tamtego wieczoru podczas przyjęcia z okazji jej szesnastych urodzin. Wtedy właśnie stała się obiektem twoich pragnień, których dotąd nie ugasiłeś. I wydaje ci się, że o nią dbasz? To zabawne.

W tym momencie zadzwonił telefon. Sergio wyciągnął go z kieszeni, nie patrząc na wyświetlacz.

– Tak?

– Tu Alex. Przepraszam, ale utknęliśmy w korku. Trochę się spóźnimy.

– Do licha – rzucił Sergio, zirytowany, że to nie Bella do niego dzwoni. – Po to kupiłem mieszkanie przy Canary Wharf, żeby wszędzie było blisko.

Ale też dlatego, że w budynku, w którym mieścił się jego luksusowy apartament, znajdował się podgrzewany basen, świetna siłownia i elegancka restauracja.

– Duży ruch dzisiaj. I Jeremy strasznie się guzdrał. Będziemy za kwadrans. Usiądź sobie przy stole i weź drinka. Dobrze ci zrobi.

Sergio westchnął.

– Może i masz rację.

– Coś nie tak?

– Niezupełnie. Trochę jestem zmęczony. – Mógłby im powiedzieć o telefonie od Belli, gdyby wiedział, o co jej chodziło. Ale nie miał pojęcia i może nigdy się nie dowie.

– To był wielki dzień – odparł Alex. – Niezły z ciebie negocjator, stary. Zrelaksuj się przy whisky, a my zaraz będziemy.

Po zakończeniu rozmowy Bella trzęsła się jeszcze przez kilka minut. W głowie czuła zamęt. Nigdy wcześniej nie miała prawdziwego ataku paniki. Ale wiedziała, jak takie ataki wyglądają. Jedna z jej koleżanek miała napady panicznej tremy przed premierami. Bella znała wszystkie objawy, tyle że nigdy nie doświadczyła ich sama.

Owszem, była trochę zdenerwowana przed rozmową z Sergiem przez telefon, to naturalne. Wciąż czuła się winna temu, jak matka potraktowała jego ojca. Może i nie miała prawa prosić Sergia o pomoc po tym, co zrobiła Dolores.

O jej postępkach dowiedziała się dopiero w połowie ostatniego roku. Matka, udzielając jej pewnego razu rad, sama przyznała, że zmusiła zamożnego Włocha do małżeństwa, udając, że jest w ciąży. Nigdy naprawdę go nie kochała. Chciała tylko za wszelką cenę zapewnić wsparcie finansowe córce i pomóc jej zostać gwiazdą. A kiedy zażądała rozwodu, kłamała, mówiąc, że mąż jej nie kocha.

Bella była tak zbulwersowana wyznaniem matki, że poczuła się zobowiązana do odszukania człowieka, którego kiedyś nazywała tatą. Chciała go przeprosić. Po dłuższych poszukiwaniach za pomocą prywatnego detektywa dowiedziała się, że Alberto leży w mediolańskim szpitalu, bliski śmierci. Rzuciła wszystko i pojechała do Mediolanu.

Niestety, nie zdążyła. Ojczym zmarł. Wybrała się więc na pogrzeb, oczywiście w przebraniu. Nie chciała wprawiać rodziny – a zwłaszcza Sergia – w zakłopotanie, wiedząc, że gdy paparazzi ją rozpoznają, wtedy msza żałobna zamieni się w cyrk.

To był jeden z najtrudniejszych dni w życiu. Siedziała w zimnej katedrze, w milczeniu obserwując przygnębionego Sergia i zastanawiając się, czy matka przyczyniła się w jakiś sposób do śmierci jego ojca. Podobno silne napięcie psychiczne może wywołać raka. A Dolores z pewnością przyprawiła Alberta Morelliego o wielki stres w czasie ośmiu lat trwania małżeństwa.

Nigdy jednak nie okazywał, że czuje się nieszczęśliwy. Był dla niej dobry i uprzejmy, podobnie jak Sergio, starszy przybrany brat, który zawsze chętnie słuchał śpiewu pasierbicy ojca i przyglądał się jej tańcom. Sergio miał zaledwie piętnaście lat, gdy Dolores poślubiła jego ojca, a Bella była wtedy roztrzepaną, przedwcześnie dojrzałą dziesięciolatką. On wydawał się spokojny, nieco skryty, lecz niezwykle bystry i wysportowany. Często grali razem w koszykówkę na podwórku podczas przerw w nauce.

Bardzo za nim tęskniła, kiedy wyjechał na studia do Rzymu. Ojciec chciał, żeby syn pamiętał, z jakiego kraju pochodzi. Miała wtedy trzynaście lat. Potem widywała Sergia tylko trzy razy w roku, na Wielkanoc i Boże Narodzenie, kiedy przylatywał do Sydney na kilka dni, a potem w lipcu przez dwa tygodnie, gdy cała rodzina spędzała wakacje w willi nad jeziorem Como.

Zawsze dobrze się bawili: pływali łódką po jeziorze i chodzili na wycieczki. Jednak w rok po separacji rodziców Sergio pojechał do Oksfordu na dalsze studia, a Bella szykowała się do występów na Broadwayu. Ich drogi się rozeszły. Na początku tęskniła za starszym przybranym bratem, ale wkrótce pochłonęła ją kariera. A co z oczu, to i z serca.

W ostatnich latach spotkali się tylko raz, w Londynie, na przyjęciu po koncercie. Na początku go nie poznała – wydawał się taki imponujący i przystojny i tak bardzo wyrósł. Oczy miał jednak te same. Ciemne i niepokojące. Odniosła wrażenie, że wciąż jest zły na matkę i w jego uprzejmości wyczuła nutkę chłodu.

Na pogrzebie ojca w oczach Sergia dostrzegła jedynie smutek i łagodność, na którą nie zasługiwała. Dobrze, że miała wtedy ciemne okulary i nie widział jej łez. Wiedziała, że powinna skontaktować się z nim i ojczymem po rozwodzie. Okazać żal i wdzięczność. Trochę przyzwoitości! Wtedy jednak akurat dopadła ją sława i była bliska zaspokojenia ambicji matki, a także, trzeba to przyznać, własnych. Tłumaczyła się tym, że ma dopiero osiemnaście lat. Ale to nie była żadna wymówka!

Bardzo ją ujęło, gdy Sergio dał jej wizytówkę z prywatnym numerem telefonu i powiedział, żeby zadzwoniła do niego, gdy będzie potrzebować pomocy. Zebrało jej się wtedy na płacz.

Teraz łzy znowu napłynęły jej do oczu. Z frustracji i poczucia nieszczęścia. Nie spała dobrze zeszłej nocy. Właściwie od dawna już nie mogła się wyspać. Miała wszystkiego dość. Chciała uciec. Od tych, którzy ją wykorzystywali, nie dbając o jej dobro. Zależało im tylko na tym, by dawała z siebie wszystko i coraz więcej pracowała. W ostatnich latach miała całą listę takich osób, wliczając w to obecnego menedżera, a także agenta z Hollywood, sekretarkę, specjalistę od reklamy oraz stylistkę. I oczywiście czuwającą nad wszystkim własną matkę.

Wszyscy czegoś od niej chcieli. Nie miała czasu dla siebie, na prywatne życie, na nic innego poza pracą. Czuła, że musi zwolnić tempo. I to teraz! Wtedy właśnie zebrała się na odwagę i zadzwoniła do Sergia.

Tytuł oryginału: The Italian’s Ruthless Seduction

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Anna Jabłońska

© 2016 by Miranda Lee

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3163-3

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.