Siła przeznaczenia - Anna Górska - ebook

Siła przeznaczenia ebook

Anna Górska

3,8

Opis

Miłość, niespełnione pragnienia, walka o to, co w życiu wydaje się najważniejsze, strach, nadzieja, wiara – to wszystko jest udziałem bohaterów tej wyjątkowej historii.

Siła przeznaczenia” to opowieść o przeznaczeniu, trudnych wyborach i różnych obliczach miłości.



„Kaśka siedziała przy stole i patrzyła w okno za którym świeciło jasne, poranne słońce. Trudno było uwierzyć, że minęło już dwadzieścia trzy miesiące, dwa tygodnie, pięć dni i siedemnaście godzin od dnia, kiedy została wepchnięta do wagonika na szalonym rollercoasterze, który jej życie wywrócił do góry nogami. Teraz, z perspektywy czasu zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie miała jakikolwiek wpływ na własne życie, czy przeznaczenie już wcześniej ułożyło scenariusz zabawy z jej udziałem. Ale jak dotąd nie znalazła na to odpowiedzi.”  (fragment książki)


Anna Górska

Absolwentka wydziału historii i filologii polskiej Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Od urodzenia związana z Kielcami. Uważa że świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia i starają się robić to jak najlepiej. Jej pasją jest muzyka Yirumy, Bethovena oraz książki Paulo Coelho.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 487

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (12 ocen)
5
1
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dorotakotka

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastyczna książka od samego początku wciąga i nie można oderwać się od niej polecam
00

Popularność




Anna Górska

Siła przeznaczenia

© Copyright by Anna Górska & e-bookowo

Projekt okładki: ab-ba Joanna Chmielewska

ISBN e-book 978-83-7859-371-3

ISBN druk 978-83-7859-372-0

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2014

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Kaśka siedziała przy

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Jasne, wyjdź! Tylko na tyle cię stać! Dupek! – Zdążyła z siebie wyrzucić, zanim zamknął drzwi. Kaśka skuliła się na fotelu słysząc głośne trzaśnięcie. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła czoło na kolanach. Była rozczarowana, zła, zrezygnowana… i miała tego wszystkiego serdecznie dość. Znowu próba rozmowy z mężem skończyła się tak samo – wyszedł, trzaskając drzwiami.

Ślub wzięli z miłości, przynajmniej tak sądziła. Oboje pochodzili z niewielkiej uzdrowiskowej miejscowości w Górach Świętokrzyskich, mieszkali w tym samym bloku, klatce, tylko na różnych piętrach. Grzesiek był starszy od niej o dwa lata, może nie grzeszył zbytnio urodą, ale był dowcipny i bardzo wrażliwy. To ją ujęło. Widywali się codziennie do czasu wyjazdu Grześka na studia do Krakowa. Kilka miesięcy później przyjechał na weekend ze swoją dziewczyną, Aśką. Był zakochany po uszy, a ona patrzyła na to i cierpiała. Nie znosiła dziewczyny, która zabrała jej chłopaka. To był dla niej wyjątkowo trudny okres. W tym czasie skończyła liceum i dostała się na studia prawnicze w Lublinie. Starała się zapomnieć, ale nie było to proste. Sytuacja zmieniła się, kiedy była na drugim roku studiów. Wtedy Grzesiek zerwał z narzeczoną. Był załamany i wtedy ponownie stanęła na jego drodze. Pocieszała, tłumaczyła, bardzo się do siebie zbliżyli. Czas dzieliła pomiędzy studia i spotkania z Grześkiem. Kilka miesięcy później powiedział, że ją kocha, wtedy zrozumiała, że spełniło się jej marzenie. Tego dnia miała ważny egzamin, który jak na złość wypadał czternastego lutego. Przez całe zamieszanie z egzaminami zupełnie zapomniała, jaki to dzień, ale on pamiętał. Przyjechał do Lublina, przyszedł z kwiatami, dużą bombonierką i zaprosił ją do kawiarni. Przy romantycznej muzyce, która cicho rozbrzmiewała z głośników ukrytych w rogu sali, powiedział, co czuje. Sześć miesięcy później wzięli ślub, była wtedy na trzecim roku studiów, on kończył ukochaną informatykę. Po ślubie zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w Lublinie. Grzesiek po obronie dostał pracę w dużej firmie, ona spokojnie kończyła studia. Po obronie i zdaniu aplikacji dostała szansę pracy w znanej kancelarii prawniczej w Warszawie. To wtedy stwierdzili, że na dziecko mają jeszcze czas. Przez kilka miesięcy widywali się tylko w weekendy, ale w tym czasie udało się Grześkowi załatwić przeniesienie do Warszawy. Kupili mieszkanie i dopiero wtedy zaczęli myśleć o tym, że dobrze by było gdyby w ich życiu pojawił się ktoś trzeci. Od tego czasu minęło pięć długich lat, a stosunki między nimi stały się krótko mówiąc, nie do zniesienia.

Lekarz, po dwóch latach nieudanych prób normalnego zajścia w ciążę, zasugerował, że Grzesiek również powinien zrobić szczegółowe badania. Kiedy mu o tym powiedziała, wściekł się po raz pierwszy. Krzyczał, że nigdzie nie zamierza iść, że to jej wina. Tłumaczyła, że nikt nie jest winny, że czasem tak bywa, ale nie chciał słuchać i oczywiście za brak dziecka obwiniał ją. Miała dość ciągłych pytań rodziny i znajomych, a Grzesiek nie chciał wykazać się jakąkolwiek dobrą wolą. Dzisiaj też zaczęła z nim rozmawiać o wizycie u lekarza, ale wybiegł z mieszkania trzaskając drzwiami.

Kaśka miała trzydzieści lat, mieszkanie, samochód, męża, pracowała w kancelarii prawniczej, a do szczęścia tak naprawdę brakowało w jej poukładanym życiu tylko dziecka. Przez ostatnich kilka lat brała leki hormonalne, dzięki którym przytyła z dziesięć kilo, co przy jej wzroście metr sześćdziesiąt pięć było dosyć widoczne, a o ciąży wciąż mogła pomarzyć. Nosiła okulary, ponieważ wada wzroku, jaką miała była nieoperacyjna, ale szanującej się pani prawnik – za jaką uchodziła – nawet pasowały. Ciemnobrązowe włosy, gładko zaczesane do tyłu i związane gumką, nie dodawały zbytniego uroku, powodowały jedynie, że rysy twarzy wydawały się bardziej ostre niż były w rzeczywistości. Miała zwyczaj pochylać głowę do przodu, kiedy z kimś rozmawiała i patrzyła na rozmówcę znad oprawek. Dla większości ludzi było to denerwujące, ale jej to nie przeszkadzało, tak się przyzwyczaiła i nie zamierzała nic z tym robić. Nosiła czarne lub ciemno brązowe żakiety, dłuższe spódnice lub spodnie i obowiązkowo buty na wysokim obcasie. Malowała się bardzo delikatnie, głównie tuszem do rzęs i jakimś bezbarwnym błyszczkiem do ust. Gdyby spojrzeć z bliska nie było w niej nic, co by ją wyróżniało na tle innych kobiet… no, może jednak było coś takiego, – smutne, pozbawione radości oczy.

Dzisiaj miała jeden z nielicznych dni, który mogła spędzić w domu. Sprawa którą się zajmowała, została przeniesiona na następny dzień. Dokumenty wzięła do domu, żeby jeszcze raz wszystko przejrzeć i upewnić się, że linia obrony, jaką zamierzała wykorzystać jest właściwa. Grzesiek też wrócił wcześniej z pracy, ale chyba nie spodziewał się, że zastanie ją w domu. Kaśka postanowiła po raz kolejny namówić go na wizytę u lekarza, ale znowu zareagował nerwowo. Nie miała pojęcia jak z nim rozmawiać, co byłoby w stanie go przekonać. Kiedy wyszedł, rozpłakała się, ale dosyć szybko wzięła się w garść i sięgnęła po telefon. Zadzwoniła do Agnieszki. Młodsza siostra była matematycznym geniuszem w rodzinie i uparła się, że po maturze chce się dalej uczyć na SGH, a ponieważ Kaśka mieszkała teraz w stolicy, więc rodzice nie mieli większych oporów. Po przeprowadzce Agnieszka wynajęła z koleżanką mieszkanie na Bemowie, żeby nie siedzieć jej na głowie.

– Cześć, co robisz? – Kaśka odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała znajomy głos po drugiej stronie.

– Co się dzieje? – Agnieszka od razu wyczuła, że coś ją gnębi.

– Masz czas, żeby się spotkać? Muszę z kimś pogadać…

– Za pół godziny kończę zajęcia i możemy się umówić tam gdzie ostatnio.

– Za godzinę będzie dobrze? – Kaśka poprawiła włosy.

– Tak i coś mi się wydaje, że nie będziemy się śmiać. Mam rację?

– Chyba nie będziemy.

– Nie martw się, przyjeżdżaj, nie ma problemów, których nie dałoby się rozwiązać.

– Obawiam się, że nie tym razem.

– Pogadamy, zobaczymy. Wspólnie coś wymyślimy.

– Eh, pewnie masz rację. – Westchnęła. – Dzięki.

– Żartujesz? Za co dziękujesz? – Agnieszka pokręciła głową. – Zbieraj się, trochę czasu minie, zanim dojedziesz do centrum. Jakby co, zaczekaj.

– Jasne, do zobaczenia. – Kaśka odłożyła słuchawkę. Wstała z fotela i poszła do łazienki, musiała poprawić swoją zawsze nienaganną fryzurę i obmyć twarz. Oczy były delikatnie zapuchnięte od niedawnego płaczu, ale pięciominutowy kompres z żelowej maseczki schowanej w lodówce, zdziałał cuda.

Kaśka postanowiła wreszcie z kimś pogadać. Nie wiedziała, co zrobić, a Aga była osobą stojącą z boku, więc może spojrzy na wszystko z odpowiedniej perspektywy. Na miejsce dotarła po czterdziestu minutach, zamówiła bezkofeinową cafe latte i usiadła przy stoliku stojącym z boku. Zamyśliła się nad tym, co powie i nie zauważyła, kiedy podeszła Agnieszka.

– Kasia, co się dzieje? – Siostra kucnęła obok fotela, na którym siedziała. Wiedziała, że coś się stało, bo w takim stanie jeszcze jej nie widziała.

– Jesteś już? – Kaśka otrząsnęła się. – Zamówić coś?

– Sama zamówię, – na fotelu obok położyła torbę i płaszcz. Odwróciła się i poszła do kasy, musiała napić się mocnej, czarnej kawy. Czuła, że siostra ma spory kłopot i musi jakoś pomóc, a po całym dniu na uczelni czuła się kompletnie wyprana. Wróciła do stolika dwie minuty później i znowu zastała Kaśkę patrzącą martwo w nieokreślony punkt za oknem, po którym spływały krople deszczu.

– Opowiadaj! – Usiadła wygodnie i napiła się gorącej kawy. Od razu poczuła się lepiej.

– Nie wiem, od czego zacząć. – Kaśka spojrzała na siostrę oczami pełnymi łez. – Mam wszystkiego dość, nie mam siły walczyć…

– Możesz mówić jaśniej? – Agnieszka jak zawsze była opanowana.

– Chodzi o Grześka.

– Domyślam się. Pokłóciliście się? Przecież w małżeństwie to się podobno zdarza. – Siostra pokiwała głową.

– Tak, właściwie to od dłuższego czasu stale się kłócimy.

– Powiesz o co, czy prawniczym zwyczajem każesz się domyślać, co masz na myśli?

– Chodzi o dziecko! – Kaśka spojrzała siostrze poważnie w oczy. – Albo o to, że go nie mamy.

– Słuchaj, opowiedz wszystko od początku, dobrze? Jak na razie nic nie rozumiem. Jestem padnięta i nie mam ochoty na niedopowiedzenia.

Wciągnęła powietrze, jakby nagle zaczęło go brakować. Musiała opowiedzieć wszystko, co się działo w domu i nagle zaczęła się bać, że Agnieszka nie zrozumie, nazwie histeryczką, popuka się w głowę z politowaniem. Ale decyzję podjęła i nie było już odwrotu.

– Grzesiek nie chce iść na badania… – zaczęła mówić.

– Jakie badania? Czy to ma coś wspólnego z tym, że nie możesz zajść w ciążę? – Domyśliła się Agnieszka.

– Tak. Staramy się o dziecko od pięciu lat. Dwa lata temu lekarz wysłał mnie na liczne badania. Jestem zdrowa, ale zasugerował, że Grzesiek też powinien się przebadać, jest tylko jeden i to wcale nie mały problem – on nie chce.

– No to z nim porozmawiaj! – Siostra uśmiechnęła się – Jesteś prawnikiem, potrafisz to robić.

– Rozmawiam! Tylko każda rozmowa kończy się awanturą. Twierdzi, że nigdzie nie pójdzie, bo to moja wina. Już nie mam siły z nim walczyć…

– Nie przesadzaj, – Aga ujęła ją za rękę, – widocznie czegoś się boi. Może źle z nim rozmawiasz?

– Grzesiek nie chce nawet wysłuchać lekarza. Twierdzi, że jak w domu nie ma dziecka, to jest wina wyłącznie kobiety.

– Kretyn… no cóż, to do niego podobne. Przecież mężczyźni też mogą mieć z tym problemy. Ale pewnie najłatwiej zrzucić winę na kobietę! Już ja sobie z nim porozmawiam.

– Nie, nie… Słuchaj, potrzebuję rady. Nie wiem co mam zrobić, jak na niego wpłynąć. Nasze stosunki bardzo się zmieniły, kochamy się tylko wtedy, kiedy mam płodne dni inaczej nawet się zbliża. Śpi w salonie, ja w sypialni. Nie wytrzymuję tego. – Zaczęła w pośpiechu szukać w torebce chusteczek, ale łzy płynące z oczu skutecznie utrudniały dojrzenie czegokolwiek. Aga tylko pokręciła głową, sięgnęła do torebki i podała siostrze chusteczki.

– Najpierw musisz się uspokoić. Mam pewien pomysł, ale będzie wymagał podstępu, jakoś to rozwiążemy, a szwagier nawet się nie zorientuje jak do tego doszło.

– O czym myślisz? – Spojrzała z nadzieją. – Jak go przekonasz, żeby poszedł do lekarza?

– Nie ja, tylko jego matka. Wiesz, jest takie tybetańskie przysłowie, które idealnie pasuje do twojej sytuacji. Jeżeli problem ma rozwiązanie, to nie ma się co martwić, jeżeli nie ma, to martwienie się niczego nie zmieni.

– Przysłowie super, tylko obawiam się, że to się nie uda, – pokręciła głową – w ogóle jak to sobie wyobrażasz?

– Pomyśl… sama nie możesz na niego wpłynąć, ale jeśli porozmawiasz z jego matką i powiesz, że to na pewno nie on jest winny, że wciąż nie macie dziecka, to może ona go jakoś przekona.

– Ale wiesz jaka jest Krystyna. Ma stuprocentowo wredny charakter, zresztą znasz ją, co ci będę tłumaczyć… – Kaśka skrzywiła się na wspomnienie teściowej. Wydzwaniała przynajmniej raz w tygodniu z pytaniem, kiedy wreszcie zostanie babcią. Zawsze musiała się tłumaczyć, że mają jeszcze czas, na co słyszała całą tyradę, że jak była w jej wieku to Grześ chodził już do szkoły.

– Właśnie dlatego o tym pomyślałam. Jest zaślepiona, jeśli chodzi o swojego jedynaka. Jak będziesz z nią rozmawiać, wybadaj, na co Grzesiek chorował, czy nie miał problemów ze zdrowiem. Spytaj lekarza, jakie choroby w dzieciństwie mogłyby skutecznie uniemożliwić posiadanie dzieci, jakie objawy mogą o tym świadczyć, oczywiście poza faktem, że wciąż nie jesteś w ciąży.

– Myślisz, że się uda? – Nie była do końca przekonana w powodzenie tego planu.

– Jeśli dobrze to rozegrasz, nawet się nie zorientuje. Powinna raczej odebrać to, jako twoją troskę o męża, bo jemu się to przecież należy. Pamiętaj, co mówi a potem porozmawiaj z lekarzem.

– Czy ja wiem? Jak ona ma wpłynąć na niego, żeby poszedł na badania?

– Powiesz, że prawdopodobnie to ty nie możesz mieć dzieci, ale żeby mieć pewność powinniście oboje zrobić badania. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, poddasz się leczeniu, bo przecież to niemożliwe, żeby Grzesiek… Rozumiesz?

– Takie proste… aż za bardzo, ale może faktycznie to jedyne wyjście. – Kaśka po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzała na swój problem z zupełnie innej perspektywy.

– Przyznaj, do tej pory mówiłaś, że na pewno to z nim jest coś nie tak… odwróć rolę. Żaden facet nie chce słyszeć, że jest bezpłodny, oni twierdzą, że skoro mogą się kochać, towszystko z nimi w porządku.

– Rany, musisz mieć rację, dlatego tak się wkurza. Muszę coś wykombinować, może pojedziemy do Buska na weekend i wtedy porozmawiam z jego matką.

– No widzisz, po się zadręczasz? – Agnieszka dopiła kawę.

– Jak siedzisz w tym od tylu lat to pewnych rzeczy nie dostrzegasz. – Uśmiechnęła się smutno.

– Dlatego masz siostrę. Jak coś się dzieje, możesz dzwonić. Teraz najważniejsze, żeby się dowiedzieć, co jest powodem, że wciąż nie jestem ciotką, a potem pomyślimy, co robić dalej. Nie martw się, szanującej się pani prawnik to nie pasuje. Tym bardziej, że podobno twarda sztuka jesteś w tym prawniczym światku, tak przynajmniej słyszałam. – Agnieszka zmieniła temat.

– Nie żartuj. Robię tylko to, co do mnie należy. – Kasia rozluźniła się. Zobaczyła światełko w tunelu i to dodało jej chęci do życia.

– Powiedz lepiej o ostatniej sprawie, czytałam, że dostałaś trudną obronę…

– Właśnie, – pokiwała głową, – kobieta jest oskarżona o usiłowania zabójstwa męża łajdaka, muszę udowodnić, że była to obrona własna. Nie będzie łatwo, nikt tak naprawdę nie wiedział, co się tam działo.

– Czytałam, że Rafał jest oskarżycielem… – Aga przypomniała to, o czym starała się nie myśleć.

– Nic mi nie mów, też się dowiedziałam, wcale mnie ta perspektywa nie cieszy. Potrafi być bezwzględny, nie dostrzega oczywistych faktów, zwłaszcza jak siedzę po drugiej stronie. – Skrzywiła się ma wspomnienie osoby znienawidzonego prokuratora.

– Masz jakiś plan obrony? – Agnieszka spojrzała poważnie na siostrę, zdawała sobie sprawę, że ten proces będzie kolejną walką na noże między jej siostrą a Rafałem.

– Jedyny możliwy w tej sytuacji. Muszę powołać dzieci na świadków, a tego wolałabym uniknąć, ale tylko one wiedzą, co się działo w domu i to będzie najlepszy punkt obrony. Słów dzieci nie podważy, przynajmniej mam taką nadzieję.

– Obyś miała rację, z Rafałem sobie poradzisz… znowu. – Podniosła się z fotela i poszła zamówić jeszcze dwie kawy.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kaśka wróciła do domu po dwudziestej. Grzesiek oglądał w salonie mecz popijając piwo. Nawet nie spojrzał, kiedy weszła do pokoju. Wzięła się w garść i podeszła z uśmiechem. Musiała wprowadzić w życie pomysł Agnieszki, a do tego potrzebowała jakoś go przekonać.

– Co oglądasz? – Usiadła obok, uśmiechając się czule.

– Przecież widzisz… – Spojrzał niechętnie.

– Kochanie, przepraszam. Zapomnijmy o całej sprawie – powiedziała cicho i przytuliła się. – Nie kłóćmy się, dobrze?

– Mówisz o tym absurdalnym pomyśle? Już zapomniałem, nie zamierzam nigdzie iść, – burknął pod nosem – nie chcę więcej słyszeć tych bzdur.

Słowa bardzo ją zabolały, ale nie dała nic po sobie poznać. Chciała wdrożyć w życie plan, dlatego nie mogła pozwolić, żeby wyprowadził ją z równowagi.

– Dobrze. – Pokiwała głową. Zdziwiony spojrzał, jakby nie wierzył w to, co słyszy. – Przy okazji, pomyślałam, że może w piątek po pracy pojechalibyśmy do rodziców. Dawno nie byliśmy.

– Kiedy? W tym tygodniu? – Prawą brew uniósł do góry. Nie znosiła, kiedy tak patrzył i wypowiadał krótkie pytania.

– Chyba, że nie możesz, ale rodzice na pewno byliby zadowoleni, gdybyśmy ich odwiedzili.

– Zobaczę, może to faktycznie niezły pomysł. – Po raz pierwszy tego dnia spojrzał z grymasem, który w ostateczności można było uznać za uśmiech.

– Przyda się trochę odpoczynku i nabierzemy dystansu do kłopotów. – Wyciągnęła rękę.

– Ale na tamten temat nie chcę już rozmawiać. To nie moja wina. – Grzesiek objął ją ramieniem. Kaśka wewnętrznie aż się skuliła, taki był pewny tego co mówi, tylko ona chciała mieć pewność.

– Jestem przewrażliwiona i zdenerwowana. Nie powinnam cię oskarżać.

– Dobrze, że wreszcie to zrozumiałaś. – Był wyraźnie z siebie zadowolony.

– Tak, tylko to wszystko wina znajomych i rodziców, którzy ciągle dopytują, kiedy będziemy mieć dziecko. Czuję presję.

– Po co się przejmujesz? W końcu to nie ich sprawa, kiedy będzie to będzie.

– Wiem, ale źle się z tym czuję, zwłaszcza, kiedy rozmawiam z twoją matką. Stale słyszę, że cię unieszczęśliwiam, że marzysz o dużej rodzinie…

– Przestań się przejmować. – Znowu stał się czuły i kochający. – To nie jest sprawa mojej matki. Nasze życie i nasza sprawa.

– Ale przecież nie chcesz… – Usiłowała przypomnieć o badaniach, ale nie dał jej dokończyć.

– Nie chodzi o mnie, musisz zmienić lekarza, leczysz się już pięć lat i bez żadnego rezultatu.

– No tak… – Zrozumiała tok jego myślenia.

– Rozejrzyj się za innym specjalistą. Na pewno nie będzie gadał bzdur.

– Jak chcesz. – Westchnęła, ale nie zamierzała niczego zmieniać. Agnieszka dobrze to ujęła, ona jest prawnikiem i musi to potraktować jak kolejną sprawę. Musi się wykazać zimnym opanowaniem i rozsądkiem. Nie może patrzeć emocjonalnie na swój problem.

– Mądra dziewczynka. – Grzesiek odwrócił się z uśmiechem i zaczął ją całować. W takich chwilach jak ta dziękowała Bogu, że mieszkają sami.

Oboje usiłowali uspokoić przyspieszony oddech. Musiała przyznać, że Grzesiek wiedział, co robi. Niejednokrotnie jej wszechświat rozpadał się na miliony kawałków usłanych strumieniem spadających błyszczących gwiazd kiedy wracała do rzeczywistości po dobrym seksie. Ostatnio brakowało w ich związku tej bliskości, zwłaszcza, od kiedy zaczęła toczyć bój o badania i przeniósł się do salonu, zostawiając ją samą w sypialni. Wiedziała, że musi się odstresować, ale ciągle myślała o jednym, dlatego takie dziecioróbne zbliżenia nie dawały jej żadnej satysfakcji. Ot, zwykły seks bez polotu, ale dzisiaj było inaczej.

– Wrócisz do sypialni? – Oparła brodę na jego piersi.

– Chcesz? – Uśmiechnął się. Przesuwał dłonią po jej odsłoniętym ramieniu, czuł, jak drży pod dotykiem.

– Inaczej bym nie pytała.

– Chciałbym wrócić do sypialni… ta kanapa wcale nie jest tak wygodna. – Wyciągnął rękę i na potwierdzenie poklepał kanapę, jakby ta co najmniej rozumiała o czym mówi.

– To chyba dobrze, ale teraz nie było tak źle.

– Na takie zabawy może być…

– Znowu będziemy małżeństwem nie tylko na papierku? – Wyciągnęła rękę i zanurzyła w jego gęstych, ciemnych włosach.

– Pewnie tak, a teraz może… – Przewrócił ją na plecy, nachylił się całując twarz i wolno schodząc na dół. Tego dnia nie wrócili do sypialni, całą noc spędzili na podobno niewygodnej do spania kanapie.

Grzesiek jak zawsze wstał o szóstej, Kaśka spała, więc okrył ją, żeby nie zmarzła. Rozprawę miała dopiero o jedenastej piętnaście, do sądu jechała niecałe dwadzieścia minut. Nastawił budzik na ósmą trzydzieści, delikatnie pocałował ją w czoło i wyszedł do pracy. Musiał wszystko pozałatwiać w firmie, żeby wziąć wolny piątek. Pomysł z wyjazdem do Buska przypadł mu do gustu… miał nadzieję, że uda im się odpocząć, a Kaśka w końcu przestanie się przejmować. Co prawda chciał już zostać ojcem, ale nie bardzo mógł uwierzyć, że jest odpowiedzialny za to, że jego żona nie może zajść w ciążę. Najprawdopodobniej lekarz wyciąga tylko pieniądze za kolejne wizyty, a nie robi nic, żeby znaleźć przyczynę. Cieszył się, że w końcu Kaśka zrozumiała swój błąd.

Wstała kilka minut po ósmej, jeszcze zanim zadzwonił budzik. Sięgnęła ręką na stolik i wcisnęła przycisk, bolała ją głowa, a przejmujący dźwięk, w niczym by nie pomógł. Ostrożnie podniosła głowę z poduszki. Postanowiła wziąć prysznic, miała nadzieję, że dzięki temu stanie na nogi. Musiała wziąć się w garść, miała trudną sprawę, i nie mogła popełnić najdrobniejszego błędu. W kuchni nastawiła wodę, z górnej półki wyjęła kawę. Do kubka wsypała dwie czubate łyżeczki i odstawiła puszkę na miejsce. Woda zagotowała się, co też oznajmiła głośnym gwizdem, Kasia skrzywiła się, poczuła jakby w głowie rozdzwoniły się dzwony kościelne. Wyłączyła gaz i zalała kawę. Postawiła kubek na stole i poszła do łazienki, a potem będzie musiała lecieć do sądu. Umówiła się wcześniej z klientką. Musiała jeszcze omówić wszelkie nieprzewidziane pytania mogące pojawić się podczas przesłuchania. Miała nadzieję, że dzieci w odpowiedni sposób przedstawią to, co się działo w domu za zamkniętymi drzwiami. To była w obecnej sytuacji najlepsza z możliwych linia obrony.

Kilka minut po dziesiątej była na miejscu. Na korytarzu czekała pani Basia, z czwórką dzieci. Wszyscy wyglądali na przestraszonych i niepewnych, co ich czeka. Musiała z nimi porozmawiać, i wyjaśnić, czego mogą się spodziewać. Dwójka najmłodszych prawdopodobnie będzie przesłuchiwana w osobnym pokoju w obecności psychologa, ale starsze mogły zostać wezwane na salę rozpraw. Zresztą decyzja w tej sprawie będzie należała do sędziego. Teraz musiała wszystkich uspokoić i uzmysłowić, jak ważne są zeznania. Podeszła i przywitała się, spoglądając jednocześnie na grafik wiszący na drzwiach, żeby zobaczyć, który sędzia został przydzielony do sprawy.

– Dzień dobry, cieszę się, że udało się wam dotrzeć. Jak się pani czuje? – Zwróciła się do kobiety, która na jej widok podniosła się z ławki.

– Boję się… – odparła cicho pani Basia. Była to drobna kobieta, z kręconymi ciemno brązowymi włosami, obciętymi do ramion. Miała trzydzieści osiem lat, chociaż wyglądała na dziesięć lat więcej, brązowe, smutne oczy i usta z kącikami opadającymi do dołu. Była matką czwórki dzieci, dwóch chłopców, siedemnastoletniego Tomka i ośmioletniego Michała oraz dwóch dziewczynek, piętnastoletniej Olgi i sześcioletniej Ani. Kaśka, jako prawnik z kilkuletnim doświadczeniem, widziała objawy świadczące o syndromie osoby maltretowanej, jednak dla postronnego obserwatora nie byłoby to takie oczywiste – ot, normalna, zmęczona matka czwórki rozbrykanych dzieciaków, nic więcej.

– Proszę się uspokoić. Poradzimy sobie, tylko proszę powiedzieć, czy już rozmawiała pani z dziećmi na temat tego, że będą musiały zeznawać?

– Coś mówiłam, ale nie wiem, jak to będzie wyglądać… – rozpłakała się, a najmłodsza Ania, mocno się do niej przytuliła.

Kasia mimowolnie wyciągnęła rękę i pogłaskała dziewczynkę po głowie. Nie mogła zrozumieć, jak ojciec mógł zgotować własnym dzieciom koszmar przemocy domowej. Teraz musi wybronić ich matkę, i uchronić dzieci przed domem dziecka lub nie daj Bóg opieką „kochającego” tatusia. Wiedziała, że zrobi wszystko, żeby pomóc tej rodzinie. To będzie jedna z trudniejszych i emocjonalnych spraw, zdawała sobie sprawę, że prokurator zrobi wszystko, żeby doprowadzić do skazania, a ona musiała temu zapobiec. Zdawała sobie sprawę, że będzie to ciężka przeprawa, tym bardziej, że ona i Rafał Mackiewicz, prokurator wyznaczony do tej sprawy, nie darzyli się sympatią już od czasu studiów. Kaśka pokonała go podczas procesu pokazowego na zajęciach, a Rafał nie potrafił tego zaakceptować. Do zakończenia studiów stale był narażony na docinki ze strony kolegów. Nie potrafił o tym zapomnieć i swoją frustrację przenosił teraz na salę rozpraw.

– Pani Basiu, przejdźmy do wolnej sali, muszę porozmawiać z dziećmi zanim zacznie się rozprawa. Wyjaśnię wszystko. Zrobię wszystko, żeby wróciła pani dzisiaj z dziećmi do domu. – Wskazała kobiecie prawą ręką salę w głębi korytarza, lewą ręką ujęła dłoń Ani, która natychmiast zacisnęła mocno swoje palce na jej dłoni.

– Nie wiem, jak pani dziękować… – Basia powiedziała cicho idąc za Anią i prowadząc obok pozostałą trojkę dzieci.

– Jeszcze nic nie zrobiłam, – Kasia uśmiechnęła się uspokajająco, – ale dam z siebie wszystko, to mogę obiecać.

– Tylko nie mogę pani zapłacić… – chciała jeszcze coś dodać, ale Kaśka przecząco pokręciła głową.

– Proszę zapomnieć o jakichkolwiek pieniądzach, zasłużyła pani na najlepszą obronę. Proszę skupić się na dzieciach, teraz to jest najważniejsze.

– Najgorszy jest powrót do domu, tam wszystko wraca… tamten dzień, tamta sytuacja i jeszcze Bogdan dzisiaj wyszedł ze szpitala. – Kobieta nagle zamyśliła się, nie zdawała sobie sprawy, że mówi na głos, co myśli.

Kasia spojrzała na nią uważnie, zupełnie o tym nie pomyślała, przecież dla nich ten koszmar wciąż trwał, kiedy wracali do swoich czterech ścian. Podjęła decyzję, że najpierw oczyści ją z zarzutów, a później pomoże w znalezieniu innego mieszkania, gdzie będą mogli wrócić do normalności, z daleka od męża, który za wszelką cenę chciał posłać ją za kratki. Może uda się też znaleźć dla niej pracę, musi się tylko dowiedzieć, jakie ma wykształcenie, co potrafi robić. Do tej pory zajmowała się tylko dziećmi i nigdzie nie pracowała, ale może wyjście do pracy podniesie jej samoocenę. Na samej pomocy społecznej nie da się długo ciągnąć, tym bardziej przy czwórce dzieci.

Prawie pół godziny rozmawiała z dziećmi, usiłując wszystko wyjaśnić. W sumie najbardziej obawiała się tego, co powie Tomek. Był w trudnym wieku, impulsywny i uważał, że wszystko wie najlepiej, ale zdawała sobie sprawę, że jedno nieopatrznie rzucone przez niego słowo, Rafał wykorzysta w bezwzględny sposób, byle wygrać sprawę. Dla niego tak naprawdę liczyło się teraz uzyskanie wyroku skazującego, udowodnienie, że jest od niej lepszy. Był tak zacietrzewiony w swojej złości, że mógłby skazać tę kobietę, chociaż to nie jej klientkę powinien oskarżać, ale jej męża. Zanim wyszli z pokoju, wzięła jeszcze Tomka na bok, żeby powiedzieć mu klika słów na osobności. Ostrzegła, że prokurator będzie uważnie analizował każde słowo i jeśli nie chce żeby matka spędziła kilka lat w więzieniu, a on z rodzeństwem w domu dziecka lub z ojcem, ma pilnować tego, co mówi. Pokiwał głową, co by znaczyło, że rozumie, co powiedziała. Miała nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni.

Kwadrans po jedenastej poproszono wszystkich na salę rozpraw. Sprawie przewodniczyła sędzina Patrycja Trzebiatowska. Miała około pięćdziesięciu lat, za sobą niejedną sprawę, z przemocą domową w tle. Stała po stronie maltretowanych kobiet i w prawniczym gronie była z tego znana, ale musiała też być obiektywna. Dlatego tak ważne były zeznania dzieci, wiedziała, że Rafał też starannie się do sprawy przygotowywał, wezwał świadków. Obecny był też mąż klientki jako poszkodowany. Liczyła się z tym, nie będzie łatwo wygrać. Dzieci i dwie sąsiadki, które w końcu udało się namówić do złożenia zeznań, to byli świadkowie obrony. Niewiele, ale zawsze coś. Rodzina pani Basi odsunęła się od niej, kiedy wyszła za mąż za Bogdana. Byli przeciwni temu małżeństwu, ale ona się uparła, wyprowadziła z domu i została żoną mężczyzny, którego kochała, a który naprawdę na to nie zasługiwał. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że rodzice mieli rację. Usiłowała szukać u nich pomocy, kiedy zdała sobie sprawę, w co się wpakowała, ale usłyszała, że skoro była taka mądra, kiedy za niego wychodziła, to musi radzić sobie sama. I tak już zostało, aż do teraz.

ROZDZIAŁ TRZECI

Wyszła z sądu po trzeciej. Czuła, jakby została przeciśnięta przez praskę do ziemniaków. Rafał nawet na chwilę nie odpuszczał, atakował świadków, musiała czuwać, żeby żadne słowo, które padało nie zostało źle zinterpretowane. Prokurator powołał na świadków znajomych z pracy i rodzinę męża klientki. Bogdan z miną niewiniątka i bez mrugnięcia okiem oskarżał żonę. Twierdził, że on całymi dniami ciężko pracował na utrzymanie rodziny, a jego żona nawet obiadu nie ugotowała. Mówił, że nie dbała o dom ani o dzieci. Właściwie to nie wie, co się wtedy stało, że go zaatakowała, przecież kocha ją i dzieci, nigdy w życiu nie podniósł na nich ręki. Oczywiście wszyscy świadkowie, których wezwał prokurator, potwierdzili to, co Bogdan mówił. Opowiadali, jaki z niego jest dobry mąż, ojciec i oczywiście przyjaciel. Wszyscy zgodnie twierdzili, że jego żona siedziała w domu, bo ponieważ nie chciała pracować i od tego nicnierobienia poprzestawiało się jej w głowie. Padło też stwierdzenie, że celowo zraniła męża, który zastanawiał się nad rozwodem, ale wstrzymywał się ze względu na dzieci. Po zeznaniach dorosłych świadków, sędzina zdecydowała, że dzieci będą zeznawały w osobnym pokoju pod okiem psychologa. Chciała uniknąć konfrontacji dzieci z ojcem i jego rodziną. Kaśka dziękowała Bogu, że tak się stało. Dzieci opowiadały, co się działo w domu, nawet Tomek odpowiadał bardzo rzeczowo na zadane pytania, nie powiedział nic, co mogłoby zaważyć na wyniku sprawy. Psycholog jednoznacznie stwierdziła, że dzieci mówią prawdę. Po przeszło czterech godzinach zapadł wyrok. Jej klientka została uniewinniona, wszystkich poddano pomocy psychologicznej w ośrodku interwencji kryzysowej, dodatkowo Bogdan dostał zakaz zbliżania się do rodziny. Rafał wyglądał, jakby po raz kolejny dostał w twarz, przegrał, mimo, że tak bardzo się starał. Nie dość, że nie doprowadził do skazania jej klientki, to ona osiągnęła w trakcie rozprawy wszystko, co zamierzała. Po ogłoszeniu wyroku wyszedł z sali trzaskając drzwiami.

Coś ostatnio często zdarza mi się słyszeć, takie odgłosy, – Kaśka uśmiechnęła się ironicznie, – najpierw Grzesiek, teraz Rafał. Wkurza ich to, że i tak zawsze stawiam na swoim. Jeden się o tym przekonał po raz kolejny, drugi dopiero się o tym przekona – pomyślała z mściwą satysfakcją. Wygrana sprawa dodała jej sił, aby walczyć o to, co uważała za najważniejsze.

– Pani mecenas – głos klientki wyrwał ją z zamyślenia, odwróciła się w stronę kobiety, która szła w jej stronę – nie wiem, jak mam dziękować za wszystko.

– Dobrze, że sprawa tak się skończyła. – Uśmiechnęła się. – Przy okazji, czy spotkałaby się pani ze mną, powiedzmy w przyszły poniedziałek? Mam pewien pomysł, ale potrzebuję kilku dni, żeby się we wszystkim rozeznać.

– Mamy jeszcze jakieś problemy? – W oczach kobiety pojawiła się panika.

– Nie. Ta sprawa już jest skończona. Chodzi o zupełnie coś innego. Chciałabym pani pomóc, ale najpierw muszę się wszystkiego dowiedzieć. Proszę mi zaufać.

– Dobrze. Spotkajmy się w poniedziałek.

– Przyjadę do pani o trzynastej trzydzieści. Możemy się tak umówić?

– Tylko wie pani u mnie jest…

– Proszę się niczym nie martwić, jeśli wszystko uda się załatwić już niedługo zaczniecie nowe życie. – Kaśka mocno uścisnęła jej zimne dłonie, usiłując dodać otuchy.

Pożegnały się przed wejściem do sądu. Basia obiecała dzieciom, że pójdą na lody, jeśli sprawa dobrze się skończy. Dzieci z nieśmiałymi uśmiechami pomachały Kasi na pożegnanie, kiedy wyjeżdżała z parkingu. Chciała wrócić do domu i odpocząć. Poza tym musiała zadzwonić do znajomej z urzędu i dowiedzieć się o możliwość przydziału lokalu socjalnego. Była środa, ale do piątku powinna coś wiedzieć. Liczyła, że w poniedziałek będzie mogła przekazać klientce dobre wieści. Zanim wróciła do domu zatrzymała się jeszcze przy delikatesach. Zrobiła trochę zakupów. Kupiła krakersy, dojrzałe awokado i cytrynę, czosnek był w lodówce, miała wszystko, żeby zrobić ulubioną pastę z awokado. Była już przy wyjściu, ale cofnęła się jeszcze do zamrażarki, wyjęła duże opakowanie lodów czekoladowych. Zapłaciła przy kasie i wróciła do samochodu. Pięć minut później otwierała drzwi do mieszkania.

– Już jestem! – Zawołała. Zajrzała do salonu, ale widocznie Grzesiek jeszcze nie wrócił z pracy. Poszła do sypialni, zdjęła żakiet i spodnie, przewiesiła przez oparcie krzesła, mimowolnie spojrzała odbicie w lustrze, widziała młodą kobietę, zgrabną, w samej bieliźnie, nawet te kilka kilogramów więcej nie stanowiło problemu. Ręka mimowolnie znalazła się na brzuchu, jakby chciała coś chronić. Po chwili otrząsnęła się z tego stanu i pokręciła głową. Wiedziała, że jeszcze nie ma kogo chronić, ale może już niedługo, jeśli uda się przeprowadzić plan.

Wlała do wanny różany olejek i odkręciła wodę, wróciła do kuchni. Machinalnie przygotowała pastę z awokado i lampkę dobrego wina. Dwadzieścia minut później leżała rozkoszując się ciepłą kąpielą. Zapach róż działał uspokajająco, leżała wygodnie oparta o dmuchany zagłówek. Krakersy z awokado, wino i muzyka, która cicho sączyła się z głośników pomagały się zrelaksować. Słyszała jak ktoś dzwoni, ale nie miała ochoty na rozmowę. Starała się ułożyć dokładny plan rozmowy z Krystyną. Zastanawiała się, co powiedzieć, w jaki sposób pokierować rozmową, chciała mieć plan na każdą, nawet nieprzewidzianą ewentualność. Dwa razy dolewała wody, w końcu jednak musiała wyjść, a Grześka wciąż nie było w domu. Położyła się w salonie i zaczęła przeglądać kolejne programy, szukając czegoś interesującego. Ostatecznie zostawiła na jakimś amerykańskim filmie, nie zauważyła kiedy zasnęła.

– Skarbie? – Nachylił się. Spała tak spokojnie, zastanawiał się czy jest sens ją budzić, ale postanowił, że chociaż się przywita.

– Jesteś? Która godzina? – Spojrzała zaspana.

– Późno, dzwoniłem, ale nie odebrałaś. Nagrałem się na sekretarkę… – Pocałował ją w czubek nosa. Kasia zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła bliżej.

– Tęskniłam, czemu dopiero teraz wróciłeś?

– Musiałem zostać w pracy, ale możemy wyjechać już w piątek rano. – Uśmiechnął się.

– Naprawdę? – Podniosła głowę opierając ją na łokciu.

– Zadowolona? – Wyciągnął dłoń i zaczął palcem delikatnie zsuwać ramiączka z jej ramion.

– Domyśl się… – Mruknęła zmysłowo i zaczęła go całować, odnajdując pulsujące miejsce na szyi. Delikatny zarost drapał twarz, ale zupełnie się tym nie przejmowała.

Grzesiek uwielbiał jej spontaniczność, zsunął koszulkę i patrzył zachwycony. Kaśka była zgrabną dziewczyną i swoim wyglądem doprowadzała go do szaleństwa. Sprawnym ruchem wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, chociaż nie miała nic przeciwko niewygodnej kanapie. Zanim tam dotarł, koszulę miał zsuniętą z ramion, wystarczyło opuścić ręce a koszula sama znalazła się na podłodze. Kasia dokończyła swoje dzieło i chwilę później na podłodze znalazła się reszta jego ubrania.

– Jesteś wyjątkowa, wiesz? – Wsunął się pod kołdrę i zaczął gładzić jej ramiona. Otworzyła oczy i zobaczył w nich pożądanie, nie potrafił już dłużej nad sobą panować, zatopił się w jej ustach i wszystko wokół przestało istnieć.

– O której chcesz wjechać? – Patrzył spod półprzymkniętych powiek, obserwując z przyjemnością, jak powoli uspokaja oddech.

– O dziewiątej, może trochę później… – Pogłaskała go po szorstkim policzku.

– Mówiłaś rodzicom, że przyjedziemy?

– Będą mieli miłą niespodziankę. – W oczach dostrzegł łobuzerski błysk, który pamiętał jeszcze ze szkolnych czasów.

– Już to widzę. – Zaczął się śmiać, przypominając sobie scenę, sprzed kilku miesięcy, kiedy przyjechali bez zapowiedzi.

– Dlaczego? Powiemy, że to była spontaniczna decyzja…

– Myślisz, że w to uwierzą? Doskonale wiedzą, że praca to nasze drugie życie.

– Będzie super. – Machnęła ręką.

Grzesiek uśmiechnął się.

– A co mi tam… i tak zawsze wychodzi na twoje. – Objął ją ramieniem, żeby mogła wygodnie się ułożyć, kilka minut później usłyszał jej spokojny oddech. Poprawił rękę i też starał się zasnąć. Niedługo potem on też odpłynął w senne wojaże.

Kaśka wyjątkowo wstała kilka minut po czwartej. Grzesiek jeszcze spał, zebrała ubrania porozrzucane po podłodze i ułożyła na fotelu, potem poszła do kuchni zrobić kawę i zapalić papierosa. Zajrzała do paczki, ale były tam dwie ostatnie sztuki. Nie paliła dużo, ale czasem miała na to ochotę. Kilka minut później stała z kubkiem parującej kawy, zapatrzona w drzewa za oknem. Było pochmurno, ale gdzieniegdzie zza chmur zaczynały przebijać pojedyncze promienie majowego słońca. Liczyła, że dzień będzie pogodny, miała sporo zaplanowanych spraw, a nie lubiła, kiedy padało. Nie zauważyła, kiedy Grzesiek wstał i cicho podszedł. Objął ją w pasie i z przyjemnością wdychał zapach skóry o delikatnej różanej woni.

– Co się stało, że już wstałaś?

– Nic… – odwróciła się – myślałam co będziemy robić w Busku.

– Może spotkamy się ze znajomymi? Rozmawiałem wczoraj z Tomkiem i powiedziałem, że w piątek przyjedziemy do rodziców. Zaproponował, żebyśmy się spotkali, jak za dawnych czasów.

– Chyba wolę odpocząć, ale jak chcesz to możesz się z nim spotkać.

Przygotowała śniadanie i siedząc przy stole zastanawiali się, jak spędzić wspólny, wolny weekend oczywiście o swoich dodatkowych planach nie wspomniała nawet słowem. Stanęło na tym, że on spotka się ze znajomymi, a ona umówi się z Gośką i oczywiście pogada z Krystyną. O dziewiątej wyszła do pracy, musiała załatwić bieżące sprawy przed wyjazdem. Przed południem umówiła się w urzędzie. Chciała wszystkiego dopilnować, jakby się obawiała, że bez niej wszystko się zawali.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Z urzędu wyszła prosto na nagrzany parking. Zegar z termometrem zamontowany na urzędzie wskazywał trzydzieści trzy stopnie Celsjusza. Było gorąco, chociaż ranek nie zapowiadał takiego upału. Miała wrażenie, że zaraz się rozpłynie. Rozejrzała się za samochodem, westchnęła, kiedy zobaczyła, że teraz był wystawiony na ostre słońce. Cień, który do południa dawał uczucie przyjemnego chłodu gdzieś zniknął. Nie poszła do samochodu, niedaleko była fontanna, skierowała się w tamtą stronę. Usiadła na brzegu, lekko nachyliła się w stronę tafli wody i zanurzyła rękę. Zaczęła nią poruszać rytmicznie w przód i w tył, w przód i w tył… zapatrzyła się przed siebie, nagle świat wokół przestał istnieć, patrzyła, ale nic nie widziała… miała wrażenie, jakby została na świecie sama… pozostał tylko rytmiczny ruch ręki. W tej właśnie chwili miałaby ochotę zniknąć, miała wrażenie, że wszystko ją przerasta, robi się coraz mniejsza i mniejsza, a pozostaje tylko ten rytmiczny ruch ręki, która żyła własnym, niezależnym życiem. Chciała się podnieść, ale ciało odmówiło posłuszeństwa, cały czas siedziała i palcami przeczesywała taflę zimnej wody. Czuła się jak postać z baśni tysiąca i jednej nocy tylko w jakimś dziwnym wydaniu, w bajce bez sensu i jakiegokolwiek morału. Robiła krok w przód, tym samym momencie cofała się o dwa do tyłu. Chciała się jakoś otrząsnąć, ale miała wrażenie, że pozostaje to poza jej możliwościami. Z tego stanu wyrwał ją dopiero dźwięk telefonu, odruchowo wyciągnęła go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Grzesiek. Wyciągnęła dłoń z wody, która dawała jej uczucie przyjemnego chłodu i mokrą dłonią przesunęła po nagrzanym karku. Od razu poczuła się lepiej. Jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz i odebrała.

– Cześć! – Uśmiechnęła się. Grzesiek jakby to wyczuł.

– Dasz się zaprosić na kolację?

– Nie wiem, czy mam ochotę gdzieś wychodzić… – Chciała wytłumaczyć, że nie czuje się najlepiej, ale nie dał jej dokończyć.

– Przyleciała Anka z Michaelem, zapraszają nas na kolacje i drinka. – Ich spotkania były już tradycją. Grzesiek wiedział, że jego żona nie odpuści okazji do spotkania z przyjaciółmi.

– Może wpadną do nas? – Poczuła jak wstępuje w nią nowe życie.

– Umówiliśmy się w hotelu Westin. Mają dla nas jakąś niespodziankę.

– Nie wiesz o co chodzi?

– Nic nie chcieli powiedzieć.

– O której nas umówiłeś?

– Dziewiętnastej trzydzieści.

– Zdążę jeszcze wziąć prysznic przed wyjściem? – To pytanie skierowała bardziej do siebie niż do Grześka, ale to on odpowiedział.

– Może zaczekasz na mnie i razem weźmiemy prysznic? – Ton głosu stał się zmysłowy, wyczuwała to nawet przez telefon.

– Jak się pospieszysz, to może zdążysz zanim skończę. – Uśmiechnęła się pobłażliwie do słuchawki.

– Dobra, zbieram się i jadę do domu. Po drodze kupię jakieś wino, jak znam Ankę to tak prędko nie skończymy tej imprezy. – Jeszcze tyle zdążyła usłyszeć w słuchawce, zanim się rozłączyła.

Niechętnie oderwała się od przyjemnego chłodu, jaki panował przy fontannie i poszła do samochodu. Kiedy wyszła na słońce, przez moment zrobiło się jej ciemno przed oczami, przystanęła na chwilę i wciągnęła głębiej powietrze. To pozwoliło odzyskać ostrość widzenia. Ten upał ją wykańczał, dodatkowo stresy, których nie brakowało. Musiała o siebie zadbać, w nawale pracy, nie miała nawet czasu, żeby pójść i zrobić kontrolne badania. Podeszła do samochodu, był strasznie nagrzany, wsiadła i włączyła klimatyzację, kiedy zaczęło lecieć zimne powietrze wyjechała z parkingu.

Godzinę później parkowała pod domem. Weszła na drugie piętro, ale zanim zdążyła wyjąć klucze z torebki, drzwi się otworzyły i zobaczyła w nich Grześka ubranego tylko w przepaskę z ręcznika na biodrach. Nie sądziła, że mówił poważnie.

– Przygotowałem kąpiel, – uśmiechnął się i pchnął ją w stronę sypialni – pomogę ci uwolnić się z tego lnianego balastu. – Dorzucił rozpinając bluzkę.

Pozwoliła na to, było tak gorąco, że chętnie zrzuciła z siebie wszystko, co miała.

Kaśka ułożyła włosy i zrobiła staranny makijaż. Grzesiek wybrał jeden z jasnych garniturów. Opalony, ciemne włosy, brązowe oczy, jasny garnitur jeszcze bardziej te cechy podkreślał. Kaśka wyjęła krótką szafirową sukienkę i szpilki w tym samym kolorze. W szkatułce zaczęła przeglądać biżuterię. Znalazła delikatny złoty łańcuszek, ale zanim zdążyła go założyć, Grzesiek wręczył jej zapakowane podłużne pudełko. Spojrzała zaskoczona.

– Co masz na sumieniu? – Spojrzała podejrzliwie, ale w jej oczach dostrzegał psotne błyski.

– Rano miałaś fatalny humor… Pomyślałem, że kupię coś żeby ci go poprawić.

Kaśka otworzyła pudełko i wewnątrz zobaczyła naszyjnik z turkusów i pereł.

– Jest piękny! Pomóż mi go założyć.

– Nie ma problemu… – Nachylił się, ustami musnął płatek ucha. Kaśka zadrżała pod wpływem jego dotyku, ale tylko się uśmiechnął i zapiął na szyi naszyjnik. Pasował idealnie.

Wstała i obracała się, zupełnie jak mała dziewczynka.

– I jak? Mogę tak iść?

– Jeszcze pytasz? – Objął ją w pasie, drugą ręką zgarnął jej torebkę leżącą na fotelu. W takich chwilach jak ta, zupełnie zapominała, że nie mają dziecka, a Grzesiek w tej kwestii zachowuje się jak palant. Teraz jednak postanowiła zapomnieć na chwilę o problemach, perspektywa spotkania z przyjaciółką była bardzo ekscytująca.

Do hotelu dotarli punktualnie. Kiedy wysiedli z windy zobaczyli Ankę i Michaela pogrążonych w rozmowie. Kelner podprowadził ich do stolika i podał kartę.

Ania zerwała się z miejsca żeby się przywitać.

– Wyglądasz olśniewająco, – spojrzała na Kaśkę z podziwem – zresztą przy takim mężu to nic trudnego. – Uśmiechnęła się do Grześka.

– Też wyglądasz wspaniale, – Kasia wciąż trzymała przyjaciółkę w ramionach – promieniejesz, jesteś inna, taka… powiesz o co chodzi?

– Zobaczysz… –Spojrzała tajemniczo.

– Opowiadaj, strasznie mnie zaciekawiło, co to za tajemnica. – Kasia usiadła i spojrzała wyczekująco.

– Dobrze, ale najpierw coś zamówmy. – Starała się przeciągnąć tą chwilę jak najdłużej.

– Anka! – Kaśka nie dała się zbyć. – Powiedz wreszcie, o co chodzi.

– Nie bardzo rozumiem…

– Zaczekajcie chwilę. – Wyjęła telefon i gdzieś zadzwoniła, przez chwilę cicho rozmawiała, w końcu odłożyła go do torebki.

– Zaraz go poznacie…

– Przestaniesz mówić zagadkami? – Grzesiek zaczął się śmiać, widząc jak jego żona ma ochotę udusić przyjaciółkę.

– Raczej nie… – Michael ze śmiechem puścił oczko do tajemniczej żony.

– Czyli musimy cierpliwie zaczekać, – Grzesiek wiedział, że na nic zdadzą się naciski – w takim razie zamówmy coś.

– Na początek weźmiemy szampana, bo okazja jest wyjątkowa. – Anka zawołała kelnera, podała zamówienie na najlepszego szampana i jakieś przystawki.

– Nie rozumiem. Kogo mamy poznać? – Kaśka chciała się dowiedzieć, ale przerwała jej przyjaciółka, wskazując ręką na młodą dziewczynę niosącą na rękach śpiące dziecko.

– To James, ma dwa miesiące i chcielibyśmy, żebyście zostali jego rodzicami chrzestnymi! – Twarz Anki rozpromienił uśmiech, kiedy wzięła na ręce dziecko.

– Megi dziękuję. Później zabierzesz małego do pokoju, teraz masz pół godziny dla siebie, zostaw Jamesa tutaj. – Zwróciła się do opiekunki.

– Dziękuję, obiecałam rodzicom, że zadzwonię. – Megi uśmiechnęła się i poszła do windy zostawiając ich samych.

Kasia patrzyła zauroczona na maleństwo śpiące na rękach przyjaciółki.

– Dlaczego nic nie powiedziałaś? Całą ciążę nie pisnęłaś nawet słowa!

– Nie chcieliśmy zapeszyć, ciąża była zagrożona, ale udało się. Dwa miesiące temu na świecie pojawił się ten mały rozdarciuch, – spojrzała na Kaśkę – mówię ci, to najpiękniejszy moment w naszym życiu. Michael był ze mną i nawet dał sobie ze wszystkim radę. – Zaczęła się śmiać na widok miny męża.

– Gratulacje! – Grzesiek wyciągnął dłoń i uścisnął ją świeżo upieczonemu tacie. – Jestem zaszczycony i oczywiście przyjmuję propozycję.

– Ja też się zgadzam… – Kasia pokiwała głową – to dla nas zaszczyt, że akurat o nas pomyśleliście.

– Nie żartuj, nie wyobrażamy sobie lepszych rodziców niż wy, poza tym mamy nadzieję, że dla Jamesa zafundujecie koleżankę lub kolegę.

– Wiesz jak jest, my też się staramy, ale… – Kaśka chciała wytłumaczyć dlaczego wciąż nie mają dziecka, ale gdzieś wewnątrz poczuła dotkliwy ból, dlatego postanowiła zmienić temat. – Powiedzcie lepiej kiedy będą chrzciny?

– W przyszłym tygodniu. Na szczęście rodzice wszystkim się zajęli. Wiedzieliśmy, że na wyjazd was nie namówimy, ale po wszystkim musicie do nas znowu przylecieć. Tym razem się nie wywiniecie. Chrześniakowi nie odmówicie. – Ania uśmiechnęła się łobuzersko a Michael tylko pokiwał głową.

– Czyli mamy kilka dni na załatwienie wszystkich dokumentów… damy radę. – Kaśka uśmiechnęła się, – Teraz daj małego, bo chrzestna nie może się doczekać, żeby porwać ci ten mały skarb.

Ania delikatnie wyciągnęła ręce żeby podać jej dziecko, ale James jakby wyczuł, że jej nie zna, bo spojrzał na twarz pochylającą się nad nim, jego maleńką buzię rozjaśnił uśmiech, ale zaraz usta ułożyły się w podkówkę i zaczął pochlipywać. Kasia usiłowała go ukołysać, ale chyba mu to nie pasowało, bo zaczął płakać coraz głośniej.

– Chyba mnie nie lubi? – Spojrzała zmartwiona na przyjaciółkę.

– Raczej nie lubi być głodny. Spał dwie godziny i teraz domaga się swojej porcji mleka. – Ania wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić po opiekunkę, ale ona właśnie wyszła z windy i z uśmiechem skierowała się do ich stolika.

– Widzę, że przyszła pora na karmienie. – zaczęła się śmiać – Zje, to się uspokoi.

– Masz rację… – Ania oddała jej syna, który nagle przestał płakać. Do buzi usiłował włożyć całą zaciśniętą piąstkę.

– Mały jest cudowny! – Kasia siadła wygodnie patrząc za odchodzącą opiekunkązjej przyszłym chrześniakiem – Nigdy nie widziałam tak wielkichicudownie granatowych oczu.

– Wszystkie maluchy mają taki kolor, – przyjaciółka sięgnęła po szklankęzwodą – zresztą zobaczysz, jak będziecie mieli własne dzieci.

– Miejmy nadzieję, że już niedługo. – Grzesiek spojrzał na żonę, widział jak nagle posmutniała.

– Lepiej powiedzcie, co poza usiłowaniem utrzymania wszystkiegowtajemnicy robiliście. Nie pracujesz? – Kasia spojrzała na przyjaciółkę.

– Przez ten czas cała kancelaria była na głowie Michaela. – Anka uścisnęła go za rękę –Większość czasu spędzałamwszpitalu, albo leżałamwdomu. Nic mi nie było wolno robić, więc nic nie robiłam, nawet obiady były na jego głowie.

– Robiłem za gosposię – Michael potwierdził skinieniem głowyinapił się szampana.

– Przez te kilka miesięcy nauczył się nieźle gotować, na tyle dobrze, że ja już tego nie robię. – Przyjaciółka dokończyła ze śmiechem.

– Musimy gowtakim razie zatrudnićusiebie. Często nie mamy czasu na gotowanie, – Grzesiek spojrzał na kumpla – jeszcze powiedz, że mnie też to kiedyś czeka.

– Noaco? Kobiety mają nosić dziecko, przecisnąć potem kilku kilogramowego waszego potomka przed mały otwórijeszczeowas dbać? Niedoczekanie. – Ania puściła oczko do Kasi, która zaczęła się cicho śmiać.

– Podoba mi się takie rozwiązanie. Będę leżeć,aGrzesiek zostanie nadworną gosposią…

– Przyhamuj kochanie, nie sądzę, żeby dało się to zrobić. Ktoś musi pracować. – Uśmiechnął się pobłażliwie.

– No zobacz, nawet pomarzyć nie wolno. – Kaśka zrobiła zawiedzioną minę.

– Pomarzyć zawsze możesz, tylko, kto by cię od roboty odciągnął, skoro nawetwnocy myślisz, jak rozwiązać kolejną sprawę.

– Miałam to samo, – Ania przerwała im, – ale kiedy ktoś staje się ważniejszy, praca schodzi na drugi plan. Uwierz mi.

– Miejmy nadzieję, że za rok, spotkamy sięwpowiększonym gronie. – Grzesiek nachylił sięidelikatnie musnął Kasięwpoliczek – Jak znam moją żonę, teraz już nie odpuści.

– Żebyś wiedział! Od dzisiaj zabierzesz się do roboty. – Powiedziała niby szeptem, ale tak, żeby AnkaiMichael słyszeli. Po tym stwierdzeniu wszyscy zaczęli się śmiać,aGrzesiek bezradnie rozłożył ręce.

– Noiwidzicie, co narobiliście? Praca, pracaa wdomu żona, która będzie mnie ciągnęła do sypialni…

– Nie przesadzaj…

– Teraz jak zobaczyła waszego synka, żyć mi nie da.

–Idobrze, nie będziesz się obijał. – Anka usiłowała zachować powagę, widząc minę Grześka.

–Aczy ja się obijam? Kto ci takich głupot nagadał? – Zaczął się śmiać.

– Tak sobie myślę… – Anka zaczęła drążyć temat, ale nie dane było jej dokończyć swojego wywodu.

– Dziewczyny, zejdźcie ze mnie, co? – Grzesiek zrobił nadąsaną minę, widząc, żeznimi nie wygra. – Może pogadamyoczymś innym?

– Michael, jak udaje ci się pogodzić wszystkie obowiązki, bo teraz ich przybyło jak widzę. – Zwrócił się do kumpla, odwracając tym samym uwagę od swojej osoby.

– Nie jest źle. Czasem mały nie daje spać, ale jakoś sobie radzimy. Będzie starszy, będzie lepiej, teraz trzeba się przyzwyczaić, poza tym, czasemwkancelarii prześpię się ze dwie godziny, jak już kawa nie pomaga.

Długo rozmawiali,wkońcu rok, to dużo czasu,ajak widać sporo się przez ten czas zmieniło. Kiedy się pożegnali było już dobrze po północy. Zajrzeli jeszcze do pokoju pożegnać sięzJamesem, spał, więc nie chcieli go obudzić.

– Zadzwonięwponiedziałek jak wrócimyzBuska, – Kasia uściskała przyjaciółkę –ijeszcze raz dziękuję, że pomyślałaśonas. To wiele dla mnie znaczy, naprawdę.

– Mały musi mieć super chrzestnych. – Ania spojrzała poważnie, – poza tym, odnoszę wrażenie, że masz jakiś problemichciałabym pogadać, ale bez chłopaków.

– Umówimy się, jak wrócimy. – Kaśka szepnęła cichoijeszcze raz przytuliła Anię.

Grzesiek nacisnął przycisk windyioparł sięościanę. Patrzył na nią pożądliwie. Wiedziała, na co ma ochotę, wyciągnął rękęiprzyciągnął ją bliżej.

– Chyba bardziej musimy postarać sięotakiego małego rozdarciucha. – Spojrzał wymownie.

– Przecieżoniczym innym nie mówię od dłuższego czasu, – popchnęła go do windy, której drzwi właśnie się otwarły. Oparł sięoszybę, za którą było widać rozświetloną światłami Warszawę. Kasia patrzyła zauroczona na widok za szybą.

– Spójrz, jak pięknie. Większość ludzi śpi,awydaje się, jakby miasto cały czas żyło.

– Wolę patrzeć na ciebie, – zanurzył dłońwjej włosachidelikatnie usiłował przyciągnąć ją bliżej.

– Poczekaj wariacie, – zaczęła się śmiać, ale musnęła ustami jego usta – musimy dotrzeć do domu.