Shavrill – Prośba i Żądanie - Tomasz Kołomyjski - ebook

Shavrill – Prośba i Żądanie ebook

Tomasz Kołomyjski

0,0

Opis


Shavrill – Prośba i Żądanie” Tomasza Kołomyjskiego to powieść fantasy, która przenosi czytelnika w nowy wymiar fantastyki.

Książka przedstawia historię jedenastu postaci, których losy splatają się ze sobą. Fragmenty ich biografii z przywołanych wspomnień będą miały kluczowe znaczenie dla historii Efferenu – świata aniołów, dżinów, tytanów, elfów, bestii, duchów, diabłów, demonów i ifrytów, żyjących w Królestwie Elfów, Otchłani i Celestii. Poznajemy refleksyjne, ciekawe świata osobowości, zainteresowane tym kim są i skąd pochodzą, uwikłane w sieć własnych intryg. Na przykład Elfy, istoty kochające się w pięknie, magii oraz życiu rodzinnym to pod wieloma względami przeciwieństwo współczesnego człowieka. Rozpoczynającą się wojnę w Efferenie pomiędzy Królestwami Elfów przerywa wydarzenie bez precedensu. W świecie Elfów pojawia się Shavrill, ktoś, kto niegdyś był wyjątkowo okrutnym elfem, lecz teraz na mocy zaklęcia stał się niepokonanym herosem.

Kim jest Shavrill? Co nim kieruje? Spaceruj z bohaterami po skąpanym ciepłym blaskiem Villed – mieście czarodziei i wojowników. Stań twarzą w twarz z najgroźniejszymi z bestii. Zwiedź lochy Pandemonium – międzysferycznego więzienia, z którego żadna dusza nie wymknęła się przez wieki. Masz odwagę, by odnaleźć siebie po drugiej stronie rzeczywistości? Przeżyj epicką przygodę opowiedzianą wierszem i prozą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 318

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tomasz Kołomyjski
Prośba i Żądanie
Wydawnictwo Psychoskok

Tomasz Kołomyjski „Shavrill – Prośba i Żądanie”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2015 Copyright © by Tomasz Kołomyjski, 2015

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok

Projekt okładki: Tomasz Kołomyjski

Korekta: pobieżna

ISBN: 978-83-7900-454-6

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-500 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 665-955-131

wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:[email protected]

Manifest

Zakładam istnienie Efferenu,

Świat to o tyle różny od Urantii,

O ile w sprzeczności stoi do nauk fenomenów,

Magia, która z techniką ma ciągłe zatargi.

Boicie się innych? Przestraszcie się siebie.

Potęga jest chwałą za życia.

Rozproszcie swe lęki huśtając się w Niebie,

Bo wzrosną Wam w Piekle niebycia.

Przemieńcie się teraz, wyzwalam osoby

Z karmienia się bólem przeznaczeń,

Otwórzcie swe oczy, już będąc jak nowi,

A wtedy On z Wami zapłacze.

Wnet cud się wydarza, Świat Magii ożywa.

Czas pryska, bo nagle się wstrzymał.

Świat elfów, tajemnic, gdzie moc i intryga,

Oczyma się duszy odkrywa.

Nic jasne znów nie jest, lecz takim się stanie,

Wyjaśnią się części zagadki,

Wyznaczam Wam ludzie, wszak trudne zadanie,

Zakończcie je choćby ostatni.

Pytacie?

Odpowiem.

Nie wiecie?

A kto wie?

Przebudźcie się znów dla Wszechświata,

W miłości rozpłynie się strach.

I skończą się chwile i lata

A wieczność zastanie Was tak.

Mezzarius

Prolog

Łącząc się w uścisku, wsłuchuję się w oddech Shantis. W jej oczach iskrzy się życie tańczące w duszy. Jak pnącza winorośli wiją się w miejscu, które obrastają, tak energie naszych myśli splatają się w ekstazie. Nie jest to zwyczajny akt miłosny. Dziś ekscytacja łączy się ze zdumieniem, gdy sięgając szczytu, dusze wychodzą z ciał, aby pójść tam, gdzie nas wezwano - do Królestwa Białej Magii, zwanego też Rajem.

- Stało się.

- Tak, Mezzariusie.

- Shantis?

- Panie?

- Z Tobą na zawsze.

- Nawet gdybyś nienawidził. Niech ta chwila...

- Piękna... Szkoda, że nie mam słowa potężniejszego niż to.

- Jest jedno.

- Powiedz, jakie?

- Kocham.

Obmywa nas złote światło i uderza biel chmur. Nic ze świata elfów nie równa się z tym widokiem. Po horyzont roztacza się majestat Celestii, stolicy Niebios. Można by stać tam i nigdy nie drgnąć, lecz tęskniąc za błogością, ruszamy spacerowym krokiem przed siebie.

Anioły dbają o domostwa. Jak najwięksi ze śmiertelnych, oddając się miłosierdziu, pielęgnują „cząstkę Stwórcy” w świątyniach dusz, tak te dzieci wieczności budują i doglądają dzieła swoich marzeń. W oddali lśni Pałac Celestiana, Wszechmogącego Awatara Białej Magii, ucieleśnienia dobra z ramienia Wszechświata. Wiodą do jego bram schody, wykonane jakby z białego marmuru. Skręcają one na zachód aż do ostatniego stopnia. Tylko one oddzielają nas od bezkresnych przestworzy, gdy krok po kroku idąc, stajemy przed wejściem.

Żegnając błękit nieba, witamy tę samą barwę serafinów, ich dwóch, uchylając skrzydła ze swych oczu, przenika nas spojrzeniem. Jak cherubini są niby dzikie płomienie w namiętności kochania, tak serafini podobni są mrozom tęsknoty. 

Wspomniałem o aniołach z ognistymi skrzydłami - przybywają, abyśmy w szóstkę ukryli się w cieniu pierwszej sali zamku.

- Droga wiary zawsze prowadzi przez ciemność zwątpienia - mówi jeden z duchów.

Ogień tlący się w ich sercach rzuca blask, rysujący zawartość komnaty, wydającej się nie mieć końca. W jej mrokach widnieją ukryte przedmioty.

- To skarbiec. Bogaty jest Władca, lecz skoro te dary nie są dla niego ważne, niech wołają błądzących poszukiwaczy prawdy.

Jedynie to, że myśli me krążą wokół Shantis, chroni przed kuszeniem... tyle artefaktów, a z nimi potęgi. Jednak ten, który nas wzywa, nie dba o nie i ja też nie zadbam, bo znam swój prawdziwy obiekt westchnień, jedyną ulgę w mękach.

Chwile dłużą się między myślami, gdy idąc korytarzem, promienie słońca odżywiają duszę. Okna po lewej, większe od nas, otwierają perspektywę biało-złotych chmur, jak z obrazów dawnych mistrzów, którzy zapatrzeni w swoje dzieła, unoszą się w ich wymiary. W tym świetle anioły towarzyszące nam nie są już ani gorące, ani zimne, wydają się platynowe i złote jak większość podobnym im w Sali Tronowej, będącej przed nami.

Wynurzają się drzwi z blasku, Shantis promieniuje uśmiechem, każdy elf wychylając się poza obojętność swej etyki, ku prawości i dobroci, marzyłby, żeby być tu z nami, aby karmić zmysły. Jak przed dziećmi staje cudowne i niezwykłe wesołe miasteczko dające zapomnienie i radość w doczesności życia, tak i nam przyszło znaleźć się w tej rozkoszy, wśród najgodniejszych osobistości Nieba, naprzeciw skromnej w swej posturze postaci Wszechmogącego.

Zaskakuje tym, jak niepozorny się zdaje. Dziecko w białej, jedwabnej szacie, podobnej do tych, które noszą mnisi w naszychstronach. On pośrodku mały, a od niego odchodzą rzędy tronów, gdzie zasiadają Arbitrzy. Ci, podobno, sądzą żywych i umarłych z ramienia Stwórcy. Mimo że czas to pewnie zabawka w ich rękach, przybierają postać sędziwych sędziów.

Medi'val, Heros Edeński - mój namiestnik, czeka na nas cierpliwie jakby oglądał kołyszący się na wietrze, spadający liść. Stajemy razem. On po prawej, Shantis po lewej stronie, szukając Celestiana, dziecka i gospodarza tego ponadczasowego przybytku.

Ten wstaje, bosy, jasność wzroku ponad miarę skupia naszą uwagę, tak że zapominam chwilami kim jestem i po co przybywam, zatracając się w tej mocy.

Twarz łagodna w rysach, bezpłciowa, lecz serdeczna, nieskazitelna, bliższa ludzkiej niżelfiej w swej urodzie.

- Oto gości wśród nas, Mezzarius, - zaczyna Herold - „Ten, Którego Nie Widać”, „Skryba Elfich Żywotów”, ubiegający się o tytuł „Pana Życia i Śmierci Królestw Elfów” -kłaniam się, słuchając szeptów uznania - przy nim i w jego sercu, Shantis, najbliższa Nam wśród swych braci i sióstr w adoracji Stwórcy. I ona wita się, pochylając głowę. Ile razy widzę jej piękno, tyle razy torturuje się, gdy czas odwrócić wzrok. Czyniący posługę Mediatora Trzech Światów, Medi'val - Heros Edeński ani nie drgnął.

- Cieszę się, że jesteście. Zostawcie sprawy swego życia, niech czekają za drzwiami.

Po tych słowach Wszechmogącego oczyszczają się nasze umysły. Myśli odzyskują klarowność. Czas działać.

- Mezzariusie, Shantis, Medi'valu, spotykamy się, aby poznać punkty widzenia mieszkańców Otchłani, Królestw Elfów i Niebios w sprawie „Drużyny Shavrilla”. Mezzariusie, wiem, że posiadasz zapisy myśli z obecnej inkarnacji elfów. Jest to w Twojej mocy, aby przedstawić nam ich fragmenty - kontynuuje Celestian, wracając na tron. - To umożliwia zajęcie stanowiska każdej ze stron, w sprawie losu i konsekwencji działalności Shavrilla, jego zwolenników oraz drużyny,powstającej, żeby przywrócić równowagę. Czy jest zgoda zainteresowanych na ujawnienie ich myśli?

- Tak – odpowiadam.

- Kto reprezentuje Czeluść? - pyta Celestian, głosem delikatnym jak dźwięk harfy.

- Medi'val przekaże Evidentlerowi treść naszych rozstrzygnięć oraz żądania wysunięte przez Otchłań.

- Zgoda. Wybaczcie, że nie pytam o pragnienia, lecz chcę skorzystać ze świeżości skupienia, abyśmy mogli odpocząć, wolni na sumieniu, gdy przyjdzie ochota. Mogę wezwać dwór, aby Wam usługiwał.

- Świat elfów jest domeną naszych potrzeb – dziękuje Shantis.

- Jaki jest porządek rozpraw? - pytam, podziwiając sędziwe brody Rady Starców.

- Planujemy zacząć od Quecka Cagerana, następnie,podążając za chronologią losów drużyny, wybierać istotniejsze ustępy, aby ułożyć z nich spójną całość – wyjaśnia Wszechmogący.

- Proponuję coś innego. Przyjrzyjmy się według chronologiizarówno myślom sojuszników, jak i przeciwników Drużyny.

- Evidentler - wtrąca Medi'val - podobną ma wolę.

- W porządku, –pyta jeden z arbitrów - lecz skąd wiemy, że to, co zostanie nam przedstawione nie będzie iluzją? Subiektywny odbiór rzeczywistości wypacza prawdę.

- Nie mamy wyjścia, Evidentler. Prawdziwie Zły nie zaakceptuje rozwiązania wykorzystującego raporty Aniołów Stróżów, a Wy nie poparlibyście pomysłu powoływania się na opinie Kusicieli – ripostuje Med'ival. Ponadto, z własnego rozeznania wiem, że zestawienie zeznań tworzy obiektywny obraz zdarzeń, lecz co do przekłamań... Nic nie mogę obiecać.

- Arbitrzy przestudiowali już wiele żywotów - zapewnia Wszechmogący uśmiechając się. Gdyby nie zawiłość tej sytuacji, sprawa byłaby prosta, a ponieważ jest to precedens, musimy...

- Improwizować – Shantis kończy myśl.

- Otchłań się niecierpliwi… – wtrąca Medi'val.

- Zacznijmy – decyduje Wszechmogący.

Ze środku sali wynurza się nagle, niczym kropla odbita od tafli wody, kryształowa kula. Podchodzę do niej i klęcząc, kładę na niej dłonie nawiązując łączność. Osiągnąć wysoką koncentrację nigdy nie było łatwo, teraz jednak wydaje się to wyjątkowo trudne. Coś zaburza przepływ energii.

- Zaskakujące, nigdy nie mam z tym problemu, a teraz nie jestem w stanie...

- Pomogę – woła Celestian.

- NIE! - warczy Medi'val, a nie jest to jego głos. Jak atrament rozpuszcza się w wodzie, rozchodząc się po jej brzegi, tak wrzask rozlewa się mroczną mgłą po sali, póki nie rozmywa się nagle jak rozwiewają się wątpliwości. - Prawdziwie Zły nie życzy sobie ingerencji.

- Uszanuję wolę Złego – uśmiecha się Celestian.

- Zakłócenia mogą być naturalne, potęga Shavrilla, to znaczy Quecka, jest złożonym magicznie tworem, a przygotowany fragment ma miejsce w Pandemonium. Nie byłem tam nigdy, zatem mam trudności z wizualizacją.

- Pozwól mi - zażądał Medi'val - lepiej znam tę przestrzeń.

Wchodzimy w pole życia, w zapis pamięci duszy, w głąb wspomnień Quecka.

I

Queck Cageran

Nieuchwytny szpieg

odzyskuje świadomość w więziennej celi

pozbawiony sił, zanurza się w mrocznych wodach śmierci

słowa zasłyszane w wizji przywracają go do życia w nieznanej postaci

za pomocą rozpoznanych w sobie nowych zdolności, wychodzi zza krat

planuje co zrobi, przemierzając korytarze, wydostawszy się z Pandemonium

toczy nierówną walkę na miecze z dwoma Upadłymi Aniołami

rozmawia z Mistykiem o Pandemonium i możliwości ucieczki

podąża dalej labiryntem korytarzy, dociera do wieży strażniczej

wyrywa się z pułapki, rzucając się z okna, unosi się nad rzeką wrzącej lawy

skrada się między więziennymi celami, natrafia na przedziwnego klauna

wraz z nim mierzy się z patrolem pod dowództwem Złego Archanioła

obserwuje, gdy klaun łatwo wydostaje się z celi i uwalnia innych więźniów

w formie nietoperza wylatuje przez bramę więzienia, gdzie spotyka Nightwalkera

walczy z tym herosem, gdy nagle budzi się żywy, w katakumbach

   Wizja I.I.

(Głód otrzeźwił mnie, nie wiem ile spałem,

Ten jedyny raz w życiu naprawdę się bałem,

Gdy znów oczy otwierając, nic już nie widziałem.

Gołe ciało oparte o ścianę, czułem pustkę pod nogami,

Trzymałem się zimnych łańcuchów zwiędłymi rękami.

Mrok oślepiał wzrok, płakałem krwawymi łzami.

A one spływały po mnie i nikły w otchłani.

Próbując oswoić oczy z tą ciemnością,

Rozejrzałem się dookoła i z pewną trudnością,

Przeczytałem białe napisy daleko na ścianie,

Czyżby one dla mnie zostały spisane?

Prawią kazania. Niebywała to głupota,

Nawracać, gdy do życia gaśnie już ochota,

A serce wypala za światem tęsknota.

W beznadziei i rozpaczy wypłakałem wszystko,

Lecz nie łzami, te odeszły, całe ciało wyschło.

Ból przyśpieszał umieranie, zostało czekanie.

Starałem się modlić, czekając tej chwili

Przeklinając mych oprawców, bez poczucia winy

I w bólu rozważając ofiar moich męki,

Słyszałem echo żali, wspominałem jęki.

Gdy dłonie ściśnięte przez metal zaczęły się kruszyć

Na tyle boleśnie, że bałem się ruszyć,

Wygłosiłem półgłosem swą ostatnią wolę.)

Ja Wam „miłosierni” przeżyć nie pozwolę!

(I zamknąwszy powieki puściłem łańcuchy niewoli na wieki.

Tak więc po męczarni roku,

Razem z mymi łzami, utonąłem w mroku.)

Wizja I.II.

(Myślę, czemu tak nagle jasno się zrobiło? Czy to piekło? Nie wiem.

Lecz wątpię, tu jest całkiem miło. Może jestem w niebie?

Mój duch unosił się w poświacie, gęstej i białej,

Stamtąd dość niezwykłe zdarzenie widziałem.

Na chmurze stał wielki pałac, ściany pięknie ozdobione,

A w nim postać jaśniejąca, która stała na balkonie.

Strony jego księgi, aż od magii wrzące.

Słowa jego echem, wszechogarniające.)

„INVICTUS CAGERAN” (rzekł, a obraz jak słońce zapłonął,

Po czym z całym swoim blaskiem w ciemności utonął.

Mój duch wrócił do celi, ale stał się inny.

Czy mi się to śniło? Nie byłem naiwny.

Budzę się? Nie wiem, byłem pewien, że nie żyłem.

I pomyśleć - we wskrzeszenia nigdy dotąd nie wierzyłem.

Światło tamtych obrazów, łącząc się ze smolistym mrokiem,

Było mi zarówno łaską, jak i kolejnym wyrokiem.

Ciało obumarłe pijąc z bajora śmierci twardniało,

Gdy rozwarłem usta w krzyku, bagno wnętrze wypełniało,

Skóra wniknęła w szkielet, a rzecz to w magii rzadka,

Głowa zimna, niczym metal, a w dotyku gładka...

Cóż to za wielki cud dla potępionego,

Wielka to łaska ożyć dla nieżyjącego,

Pokonałem śmierć z pomocą wielkich mocy,

One rozwiną me skrzydła, udzielą pomocy.

Cudownym sposobem uratowały mnie,

Lecz czemu dopiero, gdy byłem na dnie?

Wynurzyłem się z głębi… tak pełen wigoru!

Wracają, czasy zemsty i czasy terroru!)

Wizja I.III.

(Czyżbym został dwa razy uwolniony z objęć przeznaczenia?

Raz z uścisku śmierci, drugi raz z więzienia?

Silną magią przeniknięty żyję, choć umarłem.

Może moim wielkim bólem do Stwórcy dotarłem?

Trzeba się śpieszyć, uroku, ciekawe, czy zgaśniesz.

Quecku, weź się do roboty nim na wieki zaśniesz!

Jak się stąd wydostać? Widać strugi światła, daleko z korytarza.

Żadnych pułapek? Bardzo dziwne, lecz czasem się zdarza.

Dryfując nie mogę się nawet zbliżyć, aby sięgnąć rękami.

Bagno wciąga coraz szybciej. A innymi sposobami?

Wspiąć się tędy? Szczelin brak, nie uda się na pewno.

Skoczyć? Gdybym miał linę z hakiem, choćby jedną.

Wyciągnąłem bezradnie ręce w światła stronę

Jakbym chciał je ścisnąć w dłoniach - poczułem, że tonę.

I skupiając całą wolę oraz wszystkie swe pragnienia,

Wydłużyłem sobie ręce i chwyciłem się kamienia.

Objąłem go chciwie, a ten zsunął się i spadł!

Spontanicznie, więc złapałem jedną z czterech krat.

Prawie już tonąłem, kiedy jednak z całej siły

Trzymałem się ramionami, ale nogi mnie więziły.

Nie mogłem ich odkleić od tej ciemnej masy,

Pociągnąłem z całej siły, tak za wszystkie czasy.

I naraz udało się. Puściło w jednej chwili.

Czyżby anioł śmierci mi łaskę uczynił?

Skup się, durniu, nie chcesz dłużej gnić w więzieniu,

Jeśli stracę równowagę spadnę w okamgnieniu.

I w końcu bezpiecznie chwyciwszy się krat

Zacząłem rozmyślać jak wyglądał świat.)

Wizja I.IV.

(Do domu nie chcę wracać, zawszone Mgliste Góry...

Mnóstwo miast, a ich klimat tak samo ponury.

Jeśli uda mi się jakoś z tej celi wydostać

I wznieść się do nieba, by z piekłem się rozstać.

To miejsce, jak słyszałem, rajem jest prawdziwym.

Może tam jest szklany pałac? Pójdziemy, sprawdzimy.

Dość rozważań, brak narzędzi, jak ja to otworzę?

Kłódka wisi, jest zaklęta, nic tu nie pomoże

Coś mi ciągle szepce, że kształt dłoni mogę zmienić jak ja tylko zechcę.

Nagle, widzę jak znikają dłoni palce,

Z matowych, błyszcząc nagle, formują się w walce.

Czułem, jak topiąc się w oczach, bezboleśnie się zmieniły,

Tak, że zamiast przedramion, miałem grube, ostre piły.

Już nic mnie nie zdziwi, ciaśniej kraty łokciami objąłem.

Szlag - jak ślisko - tylko spokój, prawie się zsunąłem.

Sprawdzam teren - czysto, raczej nikt nie idzie.

Jak się skryję, jeśli patrol tam z zza rogu wyjdzie?

Rżnę te kraty, jęczą chwilę, nie opierając się za bardzo.

Jak te cuda tak piłują, ciekawe jak walczą?

Żelastwo puściło, można wyjść nareszcie

I żwawo się skradając uciekać koniecznie!

Bo tej rangi więzienia nie byle diabły strzegą.

Walczyć bez miecza się nie da, ni bronić bez niego.

Na tę myśl me dłonie znowu się spłaszczyły

I szkląc się jak poprzednio, w ostrza zamieniły

Idealne bronie, właściwie, zawsze są przy tobie...

Czas naglił, więc ruszyłem, korytarzem oświetlanym pochodniami

W prawo, tam się chwilę pobawiłem z dwoma strażnikami.)

Wizja I.V.

(Chwiejąc się na nogach, w biegu mijałem inne cele,

Ale osób jeszcze zdrowych nie spotkałem wiele.

Kilku przez pokutę samych się krzywdziło.

Reszcie, bez energii, ciężko tam się żyło.

Każda cela była inna, wszystkie przerażały,

Niektórzy chcieli zagoić wciąż otwarte rany.

Koszmarne więzienie, marzenie sadysty, tunel się ciągnął bez końca,

Wtem skręciłem, coś błysnęło, promień jakby słońca.

Upadłem z wrażenia, znów ciemno, oczy nic nie widziały.

Były blisko, czułem ich moc, jak tuż przy mnie stały.

Bladzi, czarne, długie włosy, oczy martwe, blizny niczym anioły z piekła,

Srebrne zbroje, białe miecze, krew im z ust pociekła,

Z gardła ostrza owe sobie Ci wyjęli,

Zwróciwszy się ku mnie, opuścili powieki, wnet naraz westchnęli

I modląc się wrzaskiem peleryn dotknęli.

Rozdarły się one równo na dwie części w pionie,

Nimi latali strażnicy - Upadłe Anioły. A ich bronie,

Gdy unieśli się do szturmu, błysnęły złowrogo.

Co tu zrobić? Walczyć? Uciec inną drogą?

Ledwie któregoś dotknąłem, drugi parował,

A pierwszy, lecąc za plecy pchnięciem atakował.

I tak wirowali, wokół, aby mnie zaskoczyć

Wystarczyło kilka kroków i na czas odskoczyć,

Bo zamach robiąc namiętny niczym para katów

Łby sobie wzajem obcięli, powrót do zaświatów.

Ktoś tu jeszcze jest, miałem silne przeczucie.

Ten spokojny oddech pozbawia mnie złudzeń.

Wśród nikczemnych - starzec, niewinny skazaniec.)

Wizja I.VI.

„Niemożliwe… znów mam zwidy chyba.

Wygląda jak posąg, a może to ryba?”

(Obłąkaniec, lecz jedyny żywy w okolicy.)

„Nie jesteś Aniołem… przyszedłeś z wieżycy?”

Mów wszystko, co wiesz! Z wieżycy? Gdzie jest...?

„Nie objawiono mi, szkoda to rozważać.

Wiem jedynie, że stąd uciec nie warto się starać.”

Nie istnieje więzienie, z którym bym się nie rozstał.

„Nie urodził się taki, co by się stąd wydostał.”

Wiem już, więc po co mi było drugi raz się rodzić…

Próbowałeś kiedyś starcze z tej celi wychodzić?

„Zgrzeszyłem, w raju nie ma dla mnie miejsca a nie chcę zsunąć się w dół.

Tutaj kara krótka, gorzej tam, gdzie jest piekielny dwór.”

(Zastanowiwszy się chwilę nad jego słowami,

Straciłem kontrolę nad swymi myślami.

Obrazy migały, jakieś słowa dziwne sobie przypomniałem,

Gdzieś je usłyszałem lub sam powiedziałem.

„Nikt już łzy nad nim nie uroni,

Bo zamknięty został w Twierdzy Pandemonii”.)

„Zatem wiesz gdzie jesteś.” (Powiedział dziad szeptem)

Szpiedzy z gildii często żartowali, bo właściwie nigdy nie byli złapani,

Że nikt z żyjących nie dałby im rady,

Robili co chcieli… zabijali dla zabawy.

Lecz ci, którzy w końcu ginęli nie byli grzebani.

Do piekła tak jak stali byli wnet zabierani…

(Mistyk o mętnym spojrzeniu kaszlnął i powiedział na ostatnim tchnieniu.)

„Nie martw się, ci co pokutę przetrwają na wyczerpania skraju

Mają jeszcze szansę ujrzeć… złote bramy raju.”

Wizja I.VII.

(Cisza nastała głucha… Mistyk wyzionął ducha.

To dziwne, że zamiast ostatniej woli takie wypowiedział słowa.

I wierzył, że skoro nie ucieknę, sekret ten zachowam.

Słyszę trzeszczące wrzaski! Widzę wizję nową,

Niby anioł, lecz ma wyraźnie poświatę złowrogą.

Mętna postać wisząca nad strumieniami lawy,

Za nim kruczo lata grupa anielskiej obstawy.)

„Czekam na Ciebie w Iglicy,

W ostatniej Sali – czubku strażniczej Wieżycy.”

(Skup się! Biegłem szybciej, choć tunel się dłużył.

Czułem jednak, mimo zmartwień, bieg dobrze mi służył.

Bo przy tak szybkim ruchu, tak nabrałem pędu,

Że trudniej mi było stanąć niż flocie okrętów.

Przekonali się o tym kolejni strażnicy,

Już widziałem bramę czarną, wejście do Wieżycy.

Stały jak posągi - kolejne Anioły,

Nie gotowe ani trochę do ripost, obrony.

A ja rozłożywszy ostrza migiem w szybkim pędzie

Ciąłem ich wpół… i zniknęli, niech i tak im będzie.

Zapukać? Otworzyć sam wrota wolałem.

I nic bez klucza nie da rady. Gdy tak pomyślałem,

Wola starczyła, aby palec jeden w klucz zgrabny się zmienił.

Wtedy wszystkie siedem kłódek i zamków poszło od klucza małego.

Doskonały wytrych dla kogoś zdolnego.

Zawyły stare zawiasy i wrota otwarte rozbłysły energią.

Pokój okrągły, pełen książek, wypełniony jasną mgiełką.

Przede mną stół, za nim okno, lecz ciekawsze kryło się pode mną.)

Wizja I.VIII.

(Rozbłysły symbole na starym parkiecie.

Zaczęły czarować? Skąd mam wiedzieć?

Przecież nie jestem magiem… zaklęć czytać nie umiem.

Czemu te znaki wstały z ziemi… dotąd nie rozumiem.

Znaki zgasły, w bezruchu wisiały,

Dwa niewyraźne cienie się za mną skradały.

Nim się odwróciłem, unieśli mnie w górę i próbowali zgniatać.)

„Czemu uciekasz od Nas? Nie chcesz się nawracać?”

Puść mnie to Ci powiem, a jak nie to mnie zostaw

Albo od razu w tym pokoju świeczki sobie postaw.

Bo nie ujdziesz żywy, jak dłużej będziesz trzymał!

(I ku mojemu zdziwieniu nagle się zatrzymał.

Znaki rozstawiły się i tworząc białe niteczki razem się złączyły.

Tym samym splotły koszyk, w którego byłem środku.

Do diabła z całą magią! Wiedziałem od początku,

Że to pułapka. Nie było jak przeskoczyć najwyższej z tych nitek.

A ręce nie mogły ich tknąć, żaden z nich pożytek.

Upadły Archanioł uniósł się machając dwoma skrzydeł parami

I wyjąwszy miecze z gardła, zamachał ostrzami.

Ciął ostro. Zmniejszyłem sobie jedną rękę, drugą wydłużyłem

I powstałą włócznią dźgnąłem, prawy bok przebiłem.

Jego szaty rozpruły się. Zawył w męce, wtedy koszyk znikł.

Gdzie się podział nasz przyjaciel? Tego nie wie nikt.

Potem pobiegłem naprzód, przeskoczyłem stół,

Rozwaliwszy głową okno, rzuciłem się w dół.

Rzeka magmy wrzącej, spadam prosto na nią, w opary gorące!

Ręce przekształciłem i na skrzydłach niczym motyl wnet się unosiłem.

Szybowałem ponad lawą, a latanie nie tak trudną wydało się sprawą.)

Wizja I.IX.

(Coraz niżej szybowałem, zacząłem lądować.

Spadłem na twardą uliczkę, musiałem się schować.

Nade mną, nad sufitem, jak na krwawym niebie

Latała chmara aniołów, wrzeszczących do siebie:)

„Nadzorca przybędzie, nie można go zawieść, trzeba zbiega znaleźć.”

(I fruwali jak szarańcza w tym błędnym amoku,

Nie czekałem „szefa” i jego wyroku.

Pobiegłem uliczką, daleko nad krzyżującymi się ognia strumieniami.

Nieskończoność tych skrzyżowań, powtarzała się parami.

Przy każdej uliczce było kilka więziennych krat,

Stanąłem na chwilę, gdy błagalnie zawył czart.

Miał oblepione nogi pajęczynami, a rogami baranimi

Zahaczył o żelazne pręty. Prawą dłoń zagryzał, aby nie wyć z męki

Gdy pająki mu zżerały palce lewej ręki.

Cela obok wyglądała zupełnie inaczej,

Żeby zauważyć kogoś, skupiłem się bardziej.

Miotał tam młodym chłopakiem wir przeróżnych mocy.

Rzucał nim, o ściany walił, słyszałem:) „Pomocy!”.

(Zarechotał śmiech szaleńca, patrzę - nie ma strażników,

Zbyt wesoły jak na kogoś z tych tu męczenników.)

„A tyle czasu zajęło mi takie rozważanie,

Kiedy błąd ten nadzwyczajny, w końcu Nam nastanie.”

(W celi za mną była postać przypominająca klauna,

Lecz z wyglądu bardziej groźna niżeli banalna.

Stał pośrodku małej celi przestrzeni bez ścian.

Wisiały różne obrazy, strojne w setki barw

Wskazał je i rzekł:) „Przypominają mi, co straciłem, kiedy tu trafiłem”.

To Ty szepczesz w moich myślach odkąd tu przybyłem?

Wizja I.X.

(Zamyślił się chwilę). Co Ty klaunie złego światu uczyniłeś?

Może sztuczką wielce śmieszną publikę zabiłeś?

(Złość na jego twarzy zmieszał ze swym smutkiem,

A mi na ciele urosły bąble paskudne.

Wnet zaraz pulchne dłonie w igły mu się przemieniły,

Prześlizgnąwszy się przez kraty te bąble przebiły.

Badał mnie szponiastą dłonią, gładził metaliczną głowę:)

„Tylko ja wiem kim jesteś, znam Twą przyszłą drogę.

Mój głos w swej pustej głowie nieraz jeszcze wywoła trwogę.”

(Spojrzał za mnie mrużąc oczy i rozkazał szepcząc:) „Teraz!”.

(Rzuciłem za siebie oderwanym palcem, zamienił się w sztylet.

Zły Archanioł chciał go złapać, jeśli się nie mylę.

Zawył. Para aksamitnych skrzydeł rozdarła się i runął w stronę rzeki.

Nim z oczu zniknął, uderzył batami dwoma, oplątał mi je wokół ręki.

Zawisł na dole. Zdziwiony, ni drgnąłem.

Chciałem baty przeciąć, lecz Klaun nie pozwolił.

Pojawił się nagle poza celą… stał, patrząc w górę na Anioła.

Strażnik oniemiał, po czym ruszył ratować Archanioła.

Klaun rozwinął serpentynę i łapiąc Skrzydlatego, uderzył nim o drugiego.

Wrzasnął:) „A to w podzięce!”  (Uwolniłem ręce.

Poleciały baty i obaj runęli bez życia do lawy.)

Dzięki- odrzekłem (błysnął kolorami). „Drobiazg, nie ma sprawy!

Nic tak humoru nie poprawia jak śmierć dla zabawy.

Jak będziesz u elfów, zobacz się z Quczkid’ em.

On o Tobie nie wie, lecz i tak z niecierpliwością oczekuje Ciebie…

Nie idź do Celestii lepiej, nie znajdziesz go w Niebie.

Zastawili mnóstwo pułapek, lepiej tędy nie chodzić,

Żeby każdą ominąć, trzeba się tu urodzić.”

Wizja I.XI.

Umarłem, tak sądzę, potem się odrodziłem...

„Invictus razi z twych gałek”, (nieco się zdziwiłem)

Świat chroni od zguby tak 'świętą' osobę...”

Niepokonanym mam być, choć ciało tkwi w grobie?

„Jak chcesz, to szukaj prawdy, ja kłamie i bredzę,

Sio stąd! Pogadaj sobie, poczekam, posiedzę...

Choć może ktoś przyjdzie lub kogoś odwiedzę?”

(Głowę odczepił od szyi, rozejrzał się wkoło,

Na nogach jak szczudłach, tak skakał wesoło.)

„Bawimy się?!” (przerwał, czekając aplauzu) „Zabawmy się Panowie Panie!”

„Zakończmy te męki, na moje wezwanie

Niech Wasza nadzieja siłą zniewolona,

Ożyje, tajemna i nieposkromiona!”

(I nagle Klaun rozprysł się na setki motyli,

Jedni wizją się przelękli, drudzy zachwycili.

Motyle, przelatując przez kraty, pod nogami lądowały

Zwijając skrzydła w kokon, w klucz się przemieniały.

Kto się nie bał, sięgnął po swój podarek, oniemiały ze zdziwienia,

Biegł do kłódki, gdy otworzył, doznawał wzruszenia.

Tak skazańcy uwolnieni, biegnąc jakby oszaleli,

Nie zdawali sobie sprawy, że Klaun tylko dla zabawy

Wzbudził w nich nadzieje, że uciekną z miejsca kaźni dusz

I gdy pierwszy sięgał niemal bramy, wolności tuż, tuż

Spostrzegł, że ostatni stanął w zwątpieniu,

Gdy niczym błyskawice z Wieżycy ruszyli strażnicy więzienia

Mnie została rada Klauna, skazanym - cierpienia.

„Twoją szansą pozostanie ich naiwna wiara

Masz szansę się wymknąć, lepiej się postaraj!”

Wizja I.XII.

(Klaun dał mi figurkę nietoperza i wrócił do celi.

Złożył, włożył serpentynę do swojej gardzieli.

Ja zaś rozbiwszy figurkę, zmieniłem się w nietoperza.

Dziwne uczucie być zwierzęciem, lepiej się nie zwierzać.

Ale gdy przefrunąłem jakimś cudem przez całe więzienie,

Głód mnie niszczył z braku mięsa, krwi silne pragnienie,

Sięgały mnie ataki Aniołów, wymijałem finezyjnie,

Byli blisko, na dotknięcie, skończyło się niewinnie.

Urok prysnął, gdy minąłem skrzydła niedomkniętej bramy.)

Wolność!- wrzeszczę. Głos na to: „Witamy, witamy”.

(Która to znana twarz za mymi plecami,

Kogóż widzę! Niech to diabli! Skąd tu wzięli Nightwalkera?!

Tylko on ma zbroję z purpurowymi kryształami.

Skinął na eskortę, poszli, zostaliśmy sami.)

„Kto Ci pomógł uciec z Pandemonium!?” (Słyszałem w mej głowie.

Tylko przesłuchuje, nie chwali, nic ciepło nie powie...)

Ożyłem, by uciec, udało się bracie!

Umarłem, co to słuchać Tobie o tak małej stracie?

„Jesteśmy braćmi z rodu, a nie z więzów krwi

I w tym też problem tkwi”.

Cóż, będzie Cię to dręczyć do końca twych dni.

„Mogę z Tobą walczyć zawsze, wszędzie i za każdą cenę”.

Zapomnij, zostanie po Tobie jedynie wspomnienie!

(Szarża, on wydobywszy Ostrze Koszmarów, przygotowany stoi.

Każde cięcie zablokuje, tknąć się nie pozwoli.

Co dziwniejsze, sam też uderzyć mnie groźnie nie może,

Zginie w męce swej zgryzoty, nic mu nie pomoże.

Wolny od śmierci, pokonam, będę niezwyciężony!)

Wizja I.XIII.

(Żaden z nas mimo ran nie zdał się zmęczony.

Biliśmy się w chmurach, pod gwieździstym niebem.

Kiedy skończyliśmy? Nie powiem, bo nie wiem.)

„Stałem się herosem... nie zgładzisz mnie, nigdy!”

Jesteś nim? Winszuję... szermierki mi zbrzydły,

A nie możemy bić się w astralu przez wieczność.

„Będę walczył dłużej jeśli to konieczność”.

Musisz wracać, Mediquil prowadzi wojnę, Ty stoisz na czele...

„Nie mogę Cię puścić, zabijesz zbyt wiele...”

Więcej? Jaki w tym interes?

Wszechmogący mnie powołał, tak samo jak Ciebie,

Więc jestem na rozkaz, gdy będzie w potrzebie.

(Nightwalker, największy z Edeńskich Herosów

Zrozumiał w olśnieniu tę ironię losu.

Został mianowany od imienia rodu,

Bo miał być ostatni w świecie

Z rodu Cageranów, lecz nie wiedział przecie,

Że w tej samej chwili, obaj żeśmy żyli,

A stał się herosem, za to, że mnie złapał

A ja za to, że to zrobił, ale losu kawał...)

* * *

Co? Żyję? Ja się... obudziłem?

Wróciłem do świata, czy gdzie też znowu?

(Wybiegłem z komnaty podobnej do grobu.

Stanąłem w zieleni, wśród lasu odgłosów.

To są Mgliste Góry. Szukając mych włosów

Dostrzegłem, że na powrót nie stałem się elfem...

Ale jeśli nie sobą, to kim zatem jestem?)

Interludium I

Mezzarius

Nie ma gorszej kary dla elfa niż odebranie wolności, zaś szczególnie - zniewolenie ducha. Queck za swoje czyny gościł w kilku więzieniach, wygnany spędzał lata na pustkowiach w samotności, a żadna z nałożonych sankcji nie zmieniła jego postępowania.

On, jak większość elfów, czyni to, co wydaje się dla niego najwłaściwsze. Warunki życia moich nacji nie są łatwe w żadnej z pięciu krain, mimo usilnych starań, aby to zmienić.

Syn Nydousoidzkiego rodu Nevdis jeszcze jako młodzieniecstał się jeńcem rozstrzygającej wojnę bitwy z wielkim rodem Mediquil. Był, tym samym, niewolnikiem pana dynastii Cageranów – Sokrasa. Widział jak ginęli najbliżsi i poprzysiągł, że nie podda się nigdy oprawcom. Poznawszy Prawo Zemsty,jakim rządziła się kraina Mediquil, przyjął je za własne. Żyjąc tą silną motywacją, zaspokajał wszystkie pragnienia swych panów, nienawidząc ich z dnia na dzień coraz bardziej, aż w końcu stał się najpotężniejszym ze sług rodu Cageran.

Sokras wiedział, co kieruje młodym Queckiem i znalazł sposób na uspokojenie jego zapędów. Uczynił niewolnikaczłonkiem swojego rodu. Młody Nydous stał się w ten sposób wolny. Pan rodu Cageranów mylił się myśląc, że dzięki temu uniknie zemsty. Queck porozumiał się z odrodzonym rodem Nevdis, ten zaś, znając dokładnie posiadłość Cageranów z opowiadań Quecka, postanowił wykorzystać kluczowe taktycznie informacje, aby ją podbić. Queck przyczynił się do wymordowania Cageranów, poza Sokrasem i Nightwalkerem, którym udało się przeżyć tą napaść.

Matrona rodu Nevdis, pomimo „zasług”, nie okazała wdzięczności zdrajcy, nie przyjmując go do rodu swego pochodzenia, ten zaś, rozgoryczony, rozpoczął własną drogę do niezależności, a torował ją sobie przez stosy martwych ciał, mury obrabowanych zamków i łona gwałconych kapłanek. Po latach życia ponad prawem, spotyka on Nevrasque, córkę rodu Nevdis i za jej namową napada na Świątynię Serca i za karę trafia do Pandemonium - Międzysferycznego Więzienia.

Evidentler

Oto piękno zgnilizny elfich serc. Queck to pomnik mej rozkoszy, dowód na to, że niepodzielnie Wami władam i nigdy to się nie zmieni, gdyż elfy są złe z natury i takie pozostaną. Choćby żyły i setki razy, zawsze będą popełniały te same błędy, co nie raz udowodniła już historia. Zepsuty łotr od maleńkości pławił się w swej podłości, wykańczając kolejno każdego ze swych panów, aż stał się sługą samego siebie...

Nasz bohater nie był zły, ale nikczemny! Świadomie popełniał każdą zbrodnię, karmiąc się nienawiścią spojrzeń swoich ofiar. Tym bardziej cieszę się, że Celestian uczynił go herosem, bo gdzieżby znalazł większą kanalię wśród mych sług niż Queck? To jeden z większych przestępców jakiego widziały wszystkie pięć krain. Bożyszcze złodziei i szpiegów, ich niedościgniony ideał, sławny dzięki uczynkom tak podłym, że budziły podziw i przerażenie najniegodziwszych. Elfy odebrały mu prawo do neutralności i uznały go za złego. Na mocy tego,zabrałem wybrańca do mego Królestwa Pandemonium,aby mógł cierpieć wieczne męki potępienia, na które tak ciężko pracował przez całe życie, lecz Celestian w swej nieskończonej naiwności mianował Cageranów herosami w zamian za schwytanie Quecka. Tylko Nightwalker miał zostać nagrodzony, a tu rozczarowanie... słowa mocy uczyniły Quecka niepokonanym, tym samym Wszechmogący podarował mi herosa. Narodził się ponownie w Pandemonium - „Czyśćcu”, w jednej z moich domen, więc mogę nim władać. Nie jest już elfem, nawet po przebudzeniu w grobowcu Mglistych Gór. Prawa elfów, Mezzariusie, nie obowiązują go ani trochę, bo stał się obywatelem przedsionka Otchłani i będzie przestrzegał prawa demonów, będąc wśród elfów bezkarnym i niepokonanym z woli Celestiana.

Zatem płaczcie i lejcie łzy, bo Queck czyni swoją wolę niepohamowanie, zabijając i niszcząc, bo żaden z elfów go nie zatrzyma i klękną przed nimi narody, a herosi nie kiwną nawet palcem, aby coś zrobić, bo im nie wolno.

Po raz pierwszy chwalę Twoje dzieło, Celestianie, widać z niego, że tak jak najmarniejsi śmiertelni, popełniasz błędy, a dzięki nim ja rozwijam się w rozkoszach swych perwersji.

Celestian

Oto nastał czas, gdy straceńcy doznają łaski Stwórcy i powrócą do życia. Naturalne jest dla niedoskonałych popełniać błędy, po to inkarnują, rodzą się i umierają, aż sięgną potęgi doskonałości wykraczającej ponad najśmielsze swe oczekiwania.

Queck wybrał Twą drogę, Evidentlerze. Wierzę, że zmieni się, gdy doznawszy łaski życiodajnego słowa, znajdzie mnie, aby zaspokoić pragnienie światła w ciemności jego serca. Kocha swój ród, kocha swą wybrankę serca i kocha wolność, życie nauczyło go tych wartości, one są moją pieczęcią na duszy.

Powstanie Shavrilla jest ciężką próbą dla was, elfy, leczpróbą konieczną, aby zakończyć krwawą wojnę i zjednoczyć się w obronie przed wspólnym przeciwnikiem. Powołałem go z litości nad okropnością jego życia i śmierci, poddany był ciężkiemu okrucieństwu za młodych lat i zbyt wielkiej karze, pozwalającej konać świadomości w najmroczniejszym więzieniu.

Queck to dziecko swej epoki i moralności elfów. Samotny, pozbawiony rodu, nie mógł się odnaleźć w świecie. Podążając drogą miłosierdzia, wsłuchując się w głos Stwórcy, zamiast być wzorem dla nikczemnych, mógłby być wzorem cnót i przyczyniać się do rozwoju cywilizacji, nie paraliżować strachem i odbierać wiarę tym, którym odebrał wszystko.

Mój Pan zwie się Sprawiedliwość i Miłosierdzie. Sprawiedliwie było odizolować Quecka, lecz niemiłosiernie odebrać mu szanse odkupienia swych win. Przedstawiony fragment myśli Quecka nie przypomina zatwardziałej w złym postępowaniu determinacji, a raczej przedstawia obraz przerażenia, podobnego temu, jakiegozaznawał w latach młodości.

Skoro narodził się na nowo, Evidentlerze, to także ponownie przeżywa młodość, a jestem pewien, że nie popełni tych samych błędów. Jak widzieliśmy w wizji, Queck chce dostać się do Celestii i obiecuję, że niedługo tu się znajdzie.

Każdy elf, Mezzariusie, „czyni to, co wydaje mu się dla niego w danej chwili najkorzystniejsze”, a w oczach Pana nie ma piękniejszego widoku niż obraz nikczemnika oczyszczonego łaską. Czeka go Raj, tak jak i Ciebie, Zły.

Evidentler:          Nie zniosę dłużej tych bredni! Wiemy, że nie ma żadnego Stwórcy. To bzdury. Starasz się nimi uchronić od odpowiedzialności za swoją pomyłkę, do której nie potrafisz się przyznać. Queck jest mój.

Mezzarius:          Nie wiemy wielu rzeczy. Kim jest klaun z Pandemonium? Za co dokładnie Queck Nevdis Cageran trafił do więzienia, skoro nie znamy wszystkich okoliczności zbrodni? Dlaczego jego świadomość uwolniła się z wyższej rzeczywistości, aby obudzić się w Mglistych Górach, ojczyźnie elfiego żywota?

Evidentler:         Nie wiemy, bo to ukryłeś...

Mezzarius:         Nie pokazałem, ale też nie ukryłem…

Evidentler:         Gierki! Poza tym, po co nam ci „brodacze”,                        Celestianie?

Celestian:            Są świadkami, zaprzysiężeni na koniec wszystkich obrad, wydadzą osąd w imieniu Stwórcy.

Mezzarius:          Nie tylko Sąd Arbitrów wyda werdykt, zrobi to także Trybunał Elfów orazLoża Szyderców.

Celestian:            Evidentlerze, zapraszałem zarówno Ciebie, jak i Lożę do Raju, a także Trybunał Elfów.Nie zjawiliście się, bo...

Mezzarius:         Nie ma przestrzeni wolnej od moralności.

Celestian:           Zatem na własne życzenie...

Evidentler:          To nie ma nic do rzeczy. Nie wierzę w rzetelność pracy Mezzariusa. W celu krystalizacji myśli, wiele rzeczy pominął lub przeinaczył. Na kanwie tego,stara się nam udowodnić, że Quecka nie da się osądzić, chociaż swoim życiem ocenił się sam. Medi'valu?!

Wszystkie głowy zwracają się w stronę stojącego niespokojnie w środku sali Medi'vala, źródła przekaźnika głosu Otchłani.

Medi'val:             Mezzariusie, śledziłem Quecka podczas pobytu w Pandemonium na polecenie Celestiana, Evidentler wie,co widziałem, bo dostęp do moich myśli był ceną, jaką Raj musiał zapłacić za jego zgodę na udział w sądzie. Przekaz miał przede wszystkim sprawdzić twoją wiarygodność i neutralność.

* * *

Villed. Pomnik ludzi, którzy istnieli tu kiedyś. Te kamienne domy ledwie pamiętają swoich właścicieli. Teraz przestrzeń powoli porasta las, a elfy wcale nie bronią się przed jego ekspansją. Chodnik pęka,rozrywany pędami roślin, budynki obrastają bluszczem, gałęzie drzew przebijają okna, a liście i pyłki kwiatów wędrują leniwie z wiatrem, łapane przez młodych.

Gorończycy cenią naturę ponad wszystko i choć są najbardziej zacofanym narodem pośród elfów, radością życia i pogodą ducha nadrabiają swe braki. Idę Rynkiem Starego Miasta, niezauważany przez nikogo, mimo że jestem ich prawowitym suwerenem pośród królów i mistrzów. Atmosfera tu jest unikalna, położone na czerwonej ziemi, pachnie ziołami i korzennymi przyprawami, czaruje kolorowymi strojami mieszkańców, a ulice aż tętnią życiem. Miasto Karnawałów, jak mówią Niverwoodzi, to znane miejsce najbardziej rozsławionych festynów i zabaw, w tym najważniejszego - Festiwalu Życia.

Na święto to zjeżdżają się reprezentanci pięciu nacji, aby uczcić dobre plony. To tak ważne wydarzenie, że żaden elf w tym czasie ani nie walczy, ani nie pracuje. Najwięcej gości przybywa z Niverwood, po ciężkich przejściach Niverwoodzi i Gorończycy traktują się na równi. Goście przybywają z cyrkami, grupami bardów i tancerzy ostrzy. Ci ostatni, prócz rytualnych walk, prezentują również swoją zwinność i szybkość. Do dziś wspominam ich ostatni występ...

Miasto ma burzliwą historię i żyją jeszcze tacy, którzy pamiętają jego odbudowę. Dobrze zatrzymać się w Zaczarowanym Ogrodzie i popatrzeć jak zuchy uczą się sztuczek, bawiąc się roześmiane. Żonglują iskrami, dmuchają bąbelki, rzeźbią w skałach lub też wichrem budzą liście do tańca. Wielu z nich stanie się czarodziejami, inni pójdą drogą wielkich mędrców, zgłębiając tajniki wiedzy wielu pokoleń. Ich nauk słuchają wszystkie nacje, im zawdzięcza się postęp i pamięć dawnych czasów. Trenerzy ćwiczą i nauczają także wojowników, Villed zna ich wielu. Słyszę szczęk mieczy i okrzyki triumfu. Urwisy trenują dniami i nocami. Kochają wyzwania i rywalizacje, wolą ćwiczyć niż rozrabiać na ulicach. Biorą także udział w turniejach...

- Shantis?

- Witaj, Mezz.

- Ty też tutaj?

- Tak, zastanawiałam się gdzie zniknąłeś i znajduję Cię w Villed.

- Przeniosłem się tu, aby przypomnieć sobie miasto.

- Do reminiscencji?

- Zgadza się, kolejny elf, którego losy będziemy omawiać pochodzi właśnie stąd.

- Może zwiedzimy jego dom, jeśli tego potrzebujesz?

- Mogę Ci pokazać jedynie jego zgliszcza.

- Jak to?

Rozkojarzyła mnie jej uroda. Drobna, kształtna sylwetka, zwieńczona gęstwiną włosów opadających na ramiona i plecy. Jedynie mały kucyk z tyłu głowy dawał nadzieję, że ten żywioł można opanować. Twarz niewinna, ludzkiego dziecka, lecz zmysłowa jak dojrzałej kobiety, oczy wielkie, kocie, których spojrzenie odbierałoby dech w piersiach, gdybym nie był duchem. Ruchy płynne, dostojne, odzwierciedlały harmonię i piękno duszy, zaś jej głos to najpiękniejsza z melodii,jaką znają uszy. A uśmiech... Nic się nie może z nim równać.

- Mezz? Zamyśliłeś się, patrząc na mnie, lecz rumieniec nie obleje mojej twarzy, bo też jestem duchem, jednak niezapominaj się w ten sposób, bo zakłócasz czystość moich myśli.

Słodka jak miód.

- Trudno jest patrzeć na Ciebie i nie zanurzyć się w marzeniach.

- Chwalę Stwórcę za Twoją wrażliwość, będąc w tej formie, słyszę Jego głos jak nigdy wcześniej.

- Jaki on jest?

- Stwórca? - po chwili namysłu, odpowiada. - Jest esencją wszystkiego, co żyje, jest wyższy niż Istoty i Starożytni, to on sprawia, że elfy rodzą się i umierają w cyklu życia.

- Mówisz, że to z jego przyczyny wędrujemy po śmierci w formie duchów, po czym znajdując młode ciało przenikamy je, aby żyć dalej aż do kolejnej wędrówki?

- Dokładnie tak!

- Czemu to, według Ciebie, służy?

- Duch pamięta wszystko, z każdym wcieleniem wzrasta jego potęga, aż nadchodzi moment, gdy nie musi wracać do życia i przemierza wyższe sfery rzeczywistości, tak, jak my teraz.

- Tak też myślałem, lecz póki żyłem w ciele, nie ciekawiło mnie to. Teraz, gdy zdecydowaliśmy się dobrowolnie odejść, moja świadomość przemieniła się diametralnie. Znałaś mnie jako obojętnego, zahartowanego oglądaniem zwycięstw i porażek świata, teraz jednak przebudziłem się, aby być kimś innym.

- I po raz pierwszy nie być zupełnie sam - podsumowała, śmiejąc się serdecznie.

Ruszamy w głębię lasu, widzę ślady dzikich elfów, są gdzieś w pobliżu. Nie każde pragną żyć w społeczności. Jedne żyją w lasach, panując nad bestiami, inne mieszkają w głębinach, żyjąc wśród ryb, a są i takie, które często widać na niebie, lecące wśród chmur. Niektóre żyją na pustyniach, przypominając ożywionych zmarłych o ciałach spopielonych słońcem. Gorończycy, pośród innych nacji elfów, odnajdują się najlepiej w tych czterech, z pięciu istniejących, formach przymierza z żywiołami.

Przemierzając szybko las, dotarliśmy na pustynię. Przestrzeń jest niczym wobec duchów, zatem zajmuje nam to niewiele dłużej niż myśl. Shantis prowadzi nas na skraj lasu, stamtąd rozciąga się sawanna, a za nią pustynia. Silne światło dziennych gwiazd przenika nasze powłoki, lecz, siłą rzeczy, nie czyni to różnicy. W cieniu wielkiego głazu czeka Medi'val.

- Spacer? - szepcze heros, którego ledwo widzę.

- Byliśmy w Villed, - spojrzałem na miasto z oddali - odświeżyć pamięć.

- Dokonano tam najgłośniejszych zbrodni, jakie zna Goronia, lecz największej dopuścił się Treval Bardus.

- On jest jednym z drużyny Shavrilla? - wtrąca pytanie Shantis.

- Tak.

- Czy każde z tych elfów popełniło czyn niewybaczalny?

Medi'val potwierdza milczeniem.

- Dlatego członkowie drużyny zostali wygnani ze swoich rodzinnych stron z dożywotnim zakazem powrotu- wyjaśnia Medi'val. - Konsekwencje większości czynów zakłócających równowagę, można cofnąć, jednak oni przekroczyli tę granicę.

- Ciekawią mnie tego przyczyny.

- Żadne z nich nie miało łatwego życia - oceniam - możliwe, że poziom trudności adaptacji sprawił, że stali się absolutnie nieprzewidywalni i odporni na przeciwności losu. Nie ma na to reguły, po to pokazujemy obrazy z kluczowych fragmentów ich życia, aby zrozumieć przyczyny. Znając je, możemy interweniować. Czuję się odpowiedzialny za świat elfów, więc nie mogę go zostawić targanego wojnami I konfliktami, tym bardziej, jeżeli jego mieszkańcy nie są w stanie przywrócić równowagi.

- Pięć nacji długo współżyło w globalnym pokoju... - dodaje Shantis.

- Wracajmy, już czas - przerywa heros.

Celestian czeka na balkonie. Tym samym, gdzie pewnego razu rozbrzmiały słowa „Invictus Cageran”. Dobry sprawia wrażenie jakby echo jego słów nie uciekło mu z głowy, pomimo tego zawsze jest uśmiechnięty i spokojny. Gdy odwrócił się w naszą stronę, Medi'val zaczął wrzeszczeć i wyginać się, aż z jego wnętrza wydobył się głos Evidentlera.

- Macie nadmiar czasu? Ifryty niszczą moje posiadłości w Piekle, kiedy Wy spacerujecie, gadając o niczym! Gdzie empatia, dobre duszki? Nawet ja mam jej więcej od Was, bo zamiast zignorować te nic nie warte narady i zająć się swoimi sprawami, tracę cierpliwość na słuchanie bzdur, niemających nic wspólnego z rzeczywistością! Znam się na oszustwach i kłamstwach, zaś Mezzarius potrafi owe jedynie marnie imitować. W moim imieniu przybędzie reprezentant LożySzyderców. Jeśli nie spodoba mu się pobyt w Celestii, skończę negocjacje. Medi'val przestaje być medium, rób z nim co chcesz, ale nie masz prawa czynić go świadkiem w obronie elfów!

Nareszcie cichnie, zostawiając Medi'vala w spokoju i pozwalając Shantis otrząsnąć się z szoku. Ten okropny głos działa na nią fatalnie. Sala tronowa jakby odżyła, nawet Arbitrzy wydali się być swobodniejsi i bardziej rozmowni kiedy nas nie było. Zajmowali się osądzaniem uczynków aniołów w dbałości o czystość ich cnót, pouczali je i chwalili za postępy w rozwoju duchowym.

Nagle przez wrota przechodzi duch młodego gorończyka o szpiczastych włosach, potężnej czaszce oraz podobnej smokom twarzy i bystrym spojrzeniu. Smukły, choć muskularny, nie wydawał się być typowym młodzieńcem z Villed, bowiem ani nie był lekko otyły jak mają to oni w zwyczaju, ani jego twarz nie zdawała się być ospała od wdychania ziół I przypraw. Zostało przy nim wspomnienie stroju, zbroja skórzana, która wiele przeszła oraz miecz, znany dziś w świecie, bo wiele złego uczynił. Stojąc przed tronem, wydawał się być dość zrezygnowany, lecz uśmiechnął się, gdyzetknęliśmy się, dotykając jednocześnie kryształowej kuli wspomnień.

II

Treval Bardus

Czarownik z Villed

Treval nie może zasnąć, myśląc o egzaminie nazajutrz

Wspomina swego dziadka, wspólnie spędzone chwile w dzieciństwie

Obserwacja płomienia świecy, przypomina mu o jego naturze i dodaje otuchy

Młodzieniec o poranku wybiega w pośpiechu z domu do miasta Villed

Przemyka się przez ciasne uliczki, ledwie przed świtem przybiega do Akademii

Walka egzaminacyjna z Mistrzem kończy się porażką jednego z uczniów

Nieznajomy wkracza na arenę za Trevala, ten - widząc jego odwagę - pomaga mu

Razem pokonują Mistrza, triumf uczniów przerywa rozpoznanie Nieznajomego

Nieznajomy znika, a młodzi czarownicy przyłączają się do Festiwalu Życia

zauważył postać Widma z przeszłości i spotyka Nieznajomego

rozmawia w karczmie z Nieznajomym o Widmie i udaje się do biblioteki

po rozmowie z Bibliotekarzem, czyta odnalezioną księgę i nagle zasypia

budzi się pośród szczątków własnego domu i toczy walkę z Widmem

Wizja II.I.

 (Nie mogłem zasnąć, choć zmęczony byłem.

Cały dzień treningu - ćwiczyłem, ćwiczyłem,