Sekowanie w garniturach - Sapphire Scar - ebook + audiobook + książka

Sekowanie w garniturach ebook i audiobook

Sapphire Scar

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Karolina długo szukała pracy. Kiedy odezwała się do niej międzynarodowa korporacja, nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu. Mimo obaw przeszła kolejne etapy rekrutacji. Szczęście zdawało się jej sprzyjać. Co prawda nie wszystko było idealne – szefowa faworyzowała mężczyzn, a najbliższy współpracownik, Piotr, zasypywał ją prezentami i robił niedwuznaczne propozycje. Postanowiła przymknąć na to oko i przetrwać. Nie wiedziała, że to dopiero początek koszmaru...

Sekowanie w garniturach” to oparta na faktach opowieść o kobiecie, która w tzw. „dobrej firmie” spotyka się z dyskryminacją, mobbingiem, a nawet molestowaniem seksualnym. Mimo świadomości, że ma nikłe szanse, decyduje się na walkę o poszanowanie swojego prawa do godności i nietykalności osobistej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 33 min

Lektor: Mateusz Drozda

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

Słowo do Czytelnika

Zastanawiasz się, po co w ogóle taka książka? Dlaczego akurat taki temat? Czy nie można pisać o innych, pozytywnych rzeczach? Otóż można – na przykład o przyrodzie, spełnionej miłości czy podróżach. To oczywiście bardzo ciekawe zagadnienia, bez nich życie byłoby pozbawione piękna i smaku. Jednak czy świat składa się tylko z takich rzeczy? Wierz mi, mój drogi Czytelniku, że wiele bym dała, żeby tak było. Ale tak nie jest. Złe rzeczy istniały i istnieją. Ktoś musi się nimi zająć i wydobyć je na światło dzienne. Pomijanie takich spraw przypomina udawanie, że w rodzinie nie ma problemu alkoholowego. Początkowo wszystko wydaje się w porządku, ale z czasem problem urasta do takiej rangi, że uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Może podam bardziej drastyczny, ale za to jakże przemawiający do wyobraźni przykład, który przytoczyła mi kiedyś bardzo mądra kobieta. Wszelkie negatywne rzeczy – czy to uczucia, czy obrazy, zdarzenia – są jak małe dziecko. Jeśli będziemy je lekceważyć, ignorować, czyli po prostu odbierzemy im prawo głosu, to tak jakbyśmy zamknęli to dziecko w szafie. Po pewnym czasie, owszem, dziecko przestanie krzyczeć i da nam spokój, bo najpierw zasłabnie, a potem umrze. Ale jeszcze później zacznie się rozkładać i śmierdzieć. Nie będzie to dla nas komfortowa sytuacja. Tak więc negatywnymi sprawami musimy się zajmować jak dzieckiem – poświęcać im czas, wyjaśniać, tłumaczyć, wreszcie strofować. A jak karmić takie „dziecko”? Karmieniem będzie tutaj wyszukiwanie przyczyn, źródła, genezy. To „dziecko” często, kiedy dowiaduje się, jak powstało, dojrzewa i przestaje być problemem.

Może zastanawiasz się, czy musiałam napisać tę książkę w dość niewybrednym stylu (używając sformułowań wulgarnych, zamieszczając naturalistyczne opisy sytuacji)? Moim zamiarem absolutnie nie było to „popisywanie” się inwektywami, bo uważam to za prymitywne. Poza tym, ponieważ książka oparta jest na faktach, i tak w celach estetycznych musiałam zastąpić wiele wyrazów znacznie łagodniejszymi ich odpowiednikami. Musiałam jednak również zachować odpowiednią wymowę i klimat, które jak najwierniej oddadzą rzeczywistość, nieozdobioną i nieugłaskaną. Dlatego nie mogłam ugrzecznić wszystkich wypowiedzi, co – mam nadzieję – zrozumiesz, mój drogi Czytelniku.

Książka ma kilka misji do spełnienia. Po pierwsze, została stworzona po to, żeby pomóc ofiarom procederu molestowania w miejscu pracy. Ma za zadanie zachęcić je do zebrania się w sobie, odnalezienia siły, żeby przeciwstawić się krzywdzącemu je postępowaniu, a także pomóc pokonać poczucie winy, które im często towarzyszy. Wspaniale byłoby również, gdyby zmieniła nastawienie osób postronnych, które często chowają głowę w piasek albo właśnie obwiniają o wszystko ofiary molestowania. To jedna strona medalu. O ile bowiem pierwsza misja dotyczy prawdziwych poszkodowanych – osób, które ubolewają nad postępowaniem swoich dręczycieli, nie ulegając ich żądaniom i nie idąc na żaden kompromis mimo przeżywanych trudności, o tyle jest jeszcze drugi koniec kija. Niektóre osoby spotykające się ze złym zachowaniem z czasem mu ulegają, innym znowu od początku ono nie przeszkadza, a nawet znajdują oni w nim upodobanie. Tak czy owak, nie przynosi to nic dobrego – jeszcze bardziej ośmiela sprawców i często utwierdza ich w przekonaniu, że mogą tak traktować wszystkich. Poza tym sprawia, że to nie właściwe kompetencje i zdolności pracownika, ale jego zdolność do seksualnej uległości staje się monetą przetargową. Prowadzi to do paranoicznej sytuacji, w której poszkodowany zostaje ten, kto ma swoje zasady i nie chce pozwolić, żeby jego życiem rządził taki seks. I tutaj drugi cel książki – ukazanie złożoności problemu i być może zebranie materiału do przemyślenia.

Trzecim celem jest wykazanie, że prawo pracy w naszym kraju nie chroni należycie pracowników, dając pracodawcom bardzo wiele możliwości ich zwolnienia czy nieprzedłużenia zatrudnienia, co przecież skutkuje tym samym. To z kolei często stwarza inne nieprawidłowe sytuacje – okazję do umniejszania wartości pracy, nieliczenia się ze zdaniem pracownika czy wreszcie bezkarnej dyskryminacji i mobbingu. Jakże często przerażony utratą pracy człowiek nie tylko nie zgłasza takich zjawisk, ale nawet przestaje je widzieć, skutecznie wmawiając sobie, że nie mają miejsca. Taka sytuacja prowadzi więc do absurdów – do tego, że z jednej strony pracownik musi przymykać oczy na wszystko, a z drugiej – przełożony może „szastać” zasobami ludzkimi, jak mu się podoba. Oczywiście nie wszyscy pracodawcy tak postępują, jest wielu takich, którzy nie nadużywają swoich uprawnień i należycie traktują pracowników. Jednak również wielu już nie jest fair, wobec czego prawo pracy w naszym kraju musi zostać zmienione, żeby – jak to już dawno się stało w innych krajach Unii Europejskiej – pracownik, który należycie wykonuje swoje obowiązki (bo oczywiście nie chodzi o to, żeby wspierać leserów i cwaniaczków, kierujących się dewizą „co by tu robić, żeby się nie narobić”), mógł się czuć bezpiecznie w miejscu pracy, nie obawiając się, że zostanie zwolniony z powodu złego humoru kierownika czy tego, że bardziej lubi kobiety niż mężczyzn.

Wreszcie ostatnim celem publikacji jest ukazanie relacji, jakie panują w wielu korporacjach, gdzie ludzi traktuje się jak maszynki do robienia pieniędzy. W wielu firmach pracownicy są niczym marionetki niemające prawa posiadać własnego zdania i wykonujące tylko te ruchy, na które pozwolą im pociągający za sznurki, co bardzo negatywnie odbija się na ich osobowości. I tutaj znowu nie można tego traktować jako reguły, bo przecież w wielu innych firmach nawet najniższy szczeblem pracownik traktowany jest jak w rodzinie, czyli może czuć się swobodnie pod względem wyrażania myśli, a jego opinia naprawdę się liczy. Książka pokazuje, że nawet przy najlepszych założeniach obsadzenie nieodpowiednich osób na stanowiskach kadry zarządzającej wszystko zepsuje.

Chociaż to trudne i odważne tematy, starałam się opisać wszystko tak, żeby czytało się to jak najprzyjemniej. Mimo to być może Ci się to nie spodoba. Oczywiście, nic na siłę. Nikt nie musi chcieć dla rozrywki czytać o poważnych problemach. To na pewno nie lada wyzwanie, bo łatwiej zanurzyć się w lekturze o czymś przyjemnym i słodkim. Jeśli jednak się tego nie boisz, to zachęcam Cię gorąco do przeczytania całości. Dowiesz się o wielu rzeczach, które być może będą dla Ciebie „nie do pomyślenia”, a które (nadal pewnie) dzieją się w jednej z wielkich korporacji podającej się za najlepszego pracodawcę w branży. Wraz z bohaterką stoczysz prawie (!) samotną i straszną walkę o szacunek, zachowanie dobrego imienia i poczucia godności. Wreszcie dowiesz się o konsekwencjach, jakie za tę walkę trzeba było ponieść, i dlaczego mimo to było warto.

Zamiast wstępu

Sekowanie, molestowanie, znęcanie się. Matko, znowu! Dlaczego oni ciągle muszą poruszać takie trudne tematy?! Ostatnio to temat na topie, wygląda na to, że chyba nie ma już innych spraw! A co mnie to może obchodzić?! Czy mnie to dotyczy? Czy nie można po pracy poczytać o zwyczajnych, banalnych sprawach? – Zdenerwowany Piotr cisnął na bok aktualną gazetę. „Chyba przestanę kupować ten chłam, nie potrzebuję więcej makulatury”.

W tej samej chwili przypomnienie w telefonie charakterystycznym sygnałem dało mu znać, że ma zadzwonić do Karoliny. Szybko wykręcił jej numer i z niecierpliwością czekał.

– Halo, skarbie, to ja – powiedział słodkim głosem. – No, to o której się dzisiaj spotykamy?

Usłyszana odpowiedź wywołała furię.

– Jak to znowu nie możesz?! – głośność jego wypowiedzi wzrastała. – Wiesz co, mam cię dosyć. Nie jesteś jakąś tam znowu wielką pięknością, żebym miał się ciebie ciągle prosić. Jesteś zwykłą, przeciętną suką, jakich mogę mieć i mam na pęczki, rozumiesz? Rozumiesz?! Chciałem z tobą po dobroci – kwiaty, komplementy, prośby, czego to ja nie robiłem. Ale ty wolisz wojnę. Będziesz ją więc miała. Teraz ci pokażę, co znaczy zacząć z Piotrem. – Rozłączył się i rzucił telefon na kanapę. Nerwowo podszedł do wiszącego przy szafce lustra i spojrzał na swoje odbicie. Już po chwili był opanowany i uśmiechał się z przekąsem.

– Jaki z ciebie przystojniak. Tobie nawet złość nie szkodzi – powiedział do siebie, przeczesując włosy. Potem poprawił krawat i wciąż uśmiechnięty powoli i pewnie podszedł do okna.

Daję jej dwa, góra trzy dni, myślał, patrząc na pochłaniane przez półmrok miasto nieobecnym, rozmarzonym wzrokiem. Zwykle wymiękają już nazajutrz, ale to chyba nieco twardsza sztuka. No, ale nie taka, żeby jej nie złamać.

– Kochanie, co się stało? – Do pokoju ostrożnie zajrzała piękna, zadbana kobieta.

Piotr z bardzo zadowolonego stał się nagle bardzo zaskoczony i zdenerwowany (jak przez tę lafiryndę mógł się tak zapomnieć?!). Musiał jednak szybko stłumić w sobie uczucia.

– A nic, nic, żabciu. To Kuba coś znowu wymyśla, projekt już prawie gotowy, a jemu zmian się zachciało. Ale jutro mu je wyperswaduję, spokojnie. Zdenerwowałem się, bo musielibyśmy zaczynać właściwie od nowa. Ale już mi przeszło. – Piotr namiętnie pocałował żonę. – Spokojnie, mój ty aniele, twój mężuś jak zawsze ma wszystko pod kontrolą.

– No, to dobrze, kotku, bo już się zmartwiłam. To idę zrobić nam kolację. – Anna odwzajemniła pocałunek, po czym wyszła z pokoju tak szybko, jak się zjawiła.

Piotr zacisnął zęby i pięści. Jeszcze raz wziął w rękę gazetę i otworzył stronę na artykule o molestowaniu.

Jakieś bzdury. Pewnie panienka wszystko zmyśliła, żeby wyłudzić odszkodowanie. Albo najpierw prowokowała, a potem się wycofała, jak ta dziwka Karolina. Takie to powinni rozbierać do naga i obwozić po mieście. No, ale dla niej będę miał coś lepszego…

Rozdział IPierwsze poważne starcie

Karolina leżała na wznak na łóżku i nie mogła ruszyć żadną częścią ciała. Ból przypominający porażenie prądem przeszywał ją od samych koniuszków palców u stóp po czubek głowy. Przed oczami jej wirowało, a jednak nie było to zwyczajne kręcenie się w głowie. Przypominało to raczej efekt wywołany ustawieniem projektora wewnątrz głowy, tuż za gałkami ocznymi, wyświetlaniem na nim obrazów z ogromną prędkością i spotęgowany migotaniem.

Chyba dostałam padaczki, pomyślała. To już koniec. Wszystko, po prostu wszystko legło w gruzach. Wczoraj ten palant Piotrek zaczął mi grozić, a znając go, to wszystko spełni. Dlaczego mnie to spotyka? Co ja mam zrobić? Jak teraz wezmę zwolnienie, to nie mam nawet co myśleć o powrocie do pracy.

Tysiące negatywnych myśli i czarnych scenariuszy stawało w szranki o pierwsze miejsce, co rusz ustępując nowej, czasem jeszcze gorszej wizji. Karolina miała wrażenie, że zaraz zwariuje.

Muszę się uspokoić, muszę się uspokoić, z wielkim trudem zaczęła brać coraz wolniejsze i regularniejsze oddechy. Między sceny, jakie przewijały się przed jej oczyma, wciskała łąkę, las albo plażę w blasku słońca (zgodnie z jedną z technik relaksacyjnych). Przychodziło to jej z trudem, minęło jakieś pół godziny, zanim udało się jej odczuć pierwsze efekty – oddech stał się odpowiednio głęboki, ból zaczął ustępować, a tętno z ponad 110 zeszło na 80 uderzeń na minutę.

– Mamo, dlaczego jeszcze leżysz, nie idziesz dzisiaj do pracy? – do pokoju wszedł zatroskany trzynastoletni syn Karoliny, Mateusz. – Jest prawie 7.30, a ty nie masz do pracy tak blisko jak ja do szkoły.

– Już wstaję, synku. Zaspałam trochę. – Karolina najusilniej, jak mogła, starała się, żeby jej uśmiech wyglądał jak uśmiech. Nie mogła dać nic po sobie poznać, nie chciała, żeby Mateusz znowu się martwił. – Wszystko jest ok, idź spokojnie do szkoły, synku.

Wstała najszybciej, jak mogła, żeby nie zauważył, że przychodzi jej to z trudem, i pocałowała go w czoło.

– Masz tutaj trzy złote, nie zdążę ci zrobić kanapki. Kup sobie coś, tylko proszę, coś to nie znaczy chipsy.

– Dobrze, mamo, oczywiście, że nie kupię chipsów. Nigdy ich nie kupuję. – Mateusz puścił mamie oczko i zaczął się ubierać.

– Och, ty. Co ja bym bez ciebie zrobiła, moje ty podstępne słońce?

– Chyba niewiele, mamo, bo nie można żyć bez słońca, nawet podstępnego – powiedział z uśmiechem Mateusz i zaczął wkładać kurtkę.

– No pewnie, że tak!

Po ponad półtorej godziny Karolina zjawiła się w pracy. Przez całą drogę myślała, co powie kierowniczce, uzasadniając kolejne spóźnienie, i wydawało jej się, że opanowała to do perfekcji. Gdy jednak natknęła się na nią w samym wejściu (cóż za „szczęśliwy zbieg okoliczności”), w jej głowie pojawiła się dziura wielkości gejzera Waimangu i w takim tempie, w jakim wydobywa się z niego gorąca woda, wszystkie myśli ulotniły się z mózgu Karoliny.

– Ty to masz tupet, dziewczyno – kierowniczka nawet nie kryła niezadowolenia – prawie godzinne spóźnienie? Nasza firma i tak jest bardzo liberalna, możemy przecież przychodzić do 9:00. Ale ty nawet tego nie potrafisz uszanować. Dwa tygodnie temu też coś było, tylko co, niech sobie przypomnę. Migrena, miesiączka czy ciąża? – Monika tryumfowała. Uwielbiała poniżać pracowników przy każdej niemal okazji. Stosowała przy tym różne metody: od zwykłej złośliwości do publicznego wyśmiewania się. I co ciekawe, były na to narażone tylko przedstawicielki płci żeńskiej, płeć męska mogła czuć się całkiem bezpiecznie. Nawet przy ponadgodzinnym spóźnieniu.

– Monika, eee… przepraszam bardzo, wiesz, mam … – „bardzo ciężki okres w życiu” – chciała powiedzieć Karolina, ale Monika jej nie pozwoliła.

– Mało mnie obchodzi, co masz. Za to wiem, czego nie masz. Nie masz już premii w tym miesiącu. Zabieraj się do pracy. – Ostatnie słowa właściwie już wykrzyczała, po czym, z całych sił waląc obcasami o podłogę, poszła do swojego gabinetu.

Karolina zacisnęła pięści, a łzy napłynęły jej do oczu. Czuła jednocześnie złość, bezradność i rozpacz w najbardziej nieprzyjemnej kombinacji. Chciało jej się wyć i wrzeszczeć. Ból głowy, przyśpieszony oddech i bicie serca zaczęły powracać, a w końcu wilgoć nagromadzona w jej gałkach ocznych znalazła swoje ścieżki na policzkach. Zbierało jej się na szloch i znowu miała wrażenie, że zaraz postrada zmysły, ale siłą przetłumaczyła sobie, że musi przestać. Wytarła pośpiesznie twarz chusteczką, sprawdziła w lusterku, czy wszystko w porządku z makijażem, i dziarsko poszła do swojego pokoju. Nie chciała dawać jeszcze większej satysfakcji ani Monice, ani innym „przyjemnym” osobom w tej firmie. One tylko czekały, aby znaleźć u kogoś jakąś słabość, rozpaplać o niej naokoło, a potem mieć się z czego śmiać przy poobiedniej kawie. Co to, to nie. Nie pozwoli na to. Nie mogła także uniknąć spotkania z Piotrem. Pracowała z nim w jednym teamie, nad tym samym projektem i w jednym pokoju. Kto jak kto, ale on jest ostatnią osobą, która powinna wiedzieć, że Karolina ma trudny dzień.

Powoli otworzyła drzwi do pokoju. W środku, odwróceni przodem do okna, siedzieli Piotr i trzeci członek zespołu – Kuba. Pozostali użytkownicy pomieszczenia, a było ich jeszcze czterech (było to obszerne przejściowe pomieszczenie, z systemem współdzielonych biurek. Oprócz Karoliny, Piotra i Kuby był to więc jeszcze pokój Pawła, Norberta, Jacka i Wojtka), widocznie wyszli na kawę. Ich wesołe rozmowy nagle ucichły, odwrócili się i spojrzeli na Karolinę. O ile spojrzenie Kuby ukazywało rozbawienie, to spojrzenie Piotra po prostu zabijało.

– Witajcie, przepraszam za spóźnienie – Karolina udawała, że wszystko jest w porządku.

– Nie ma sprawy, zdarza się – z uśmiechem powiedział Kuba.

– Nie powinnaś czasem powiedzieć tego Monice a nie nam? – z udawaną troską w głosie zapytał Piotr. W jego spojrzeniu widać było satysfakcję.

„Jeśli chcesz wiedzieć, to już jej powiedziałam, obleśny, zboczony ciołku” – Karolina miała te słowa na końcu języka, ale z zaskakującym dla siebie spokojem powiedziała tylko: – Masz rację.

Nie czuła się zobowiązana tłumaczyć się komuś takiemu jak on.

Przez pierwsze pół dnia Piotr zręcznie udawał (jak się później okazało), zachowywał się, jakby wczorajszej rozmowy w ogóle nie było. Co prawda, rzadko mieli okazję wymienić jakieś zdania, ale nawet jeśli, Karolina nie wyczuwała nie tylko żadnej złości, ale nawet cienia pretensji w jego głosie.

Chyba nie zapomniał?, myślała.

Wszystko zmieniło się po przerwie obiadowej. Jak z niej wróciła, na firmowym komunikatorze już czekała na nią wiadomość.

– Możemy pogadać? Proszę! Pilne! (po tym wystąpił szereg ikonek obrazujących kwiatki) – napisał Piotr.

Zastanowiła się chwilę, po czym odpisała.

– Ale o co chodzi? Nie jesteś już zły?

– A za co? Na Ciebie? Coś Ty!

– O czym chcesz pogadać?

– O tym, o czym powinniśmy już dawno, o naszych relacjach. Musimy je naprawić.

– Zgadza się, nie są prawidłowe. W końcu to zrozumiałeś?

– Nie są prawidłowe, ale żeby coś się poprawiło, to obie strony muszą tego chcieć.

Ty imbecylu, pomyślała Karolina. Nagabujesz mnie, odkąd zaczęliśmy razem pracować, a teraz mówisz, że obie strony muszą chcieć to poprawić? W jaką grę ty grasz? Ok, pójdziemy pogadać, powiem ci w końcu, co naprawdę o tobie myślę. I nie obchodzi mnie, że poskarżysz się Monice, jak to masz w zwyczaju.

– Niech będzie, to gdzie mielibyśmy pogadać? – napisała.

– Możemy iść na kawę do tej kawiarni w centrum handlowym naprzeciwko. Zajmie to nam tyle samo czasu, co wypicie w stołówce, a przynajmniej nikt nie będzie nas słyszał.

– Ok. Teraz?

– Tak, teraz.

Karolina miała przeczucie, że nie robi dobrze, ale zagłuszyła je, tłumacząc sobie, że przecież nie może się stać nic złego. Wstała od biurka i zaczęła się kierować w stronę drugiej, wewnętrznej klatki schodowej. Lubiła nią chodzić, bo była rzadko uczęszczana, a poza tym to zawsze trochę więcej ruchu (na głównej klatce można było tylko zjechać windą). Dosłownie po chwili pojawił się za nią Piotr.

– Widzę, że chodzimy tymi samymi drogami – powiedział z uśmiechem.

Nonszalanckim ruchem otworzył przed nią drzwi i przepuścił ją przodem. Karolinie wydawało się, że czuje na sobie rozbierający ją wzrok, ale odpędziła od siebie te myśli, tłumacząc, że Piotr na pewno przemyślał swój stosunek do niej i chce ją przeprosić. Przecież swoim zachowaniem nigdy nie dała mu przepustki poza tę oczywistą granicę. A on ma przecież wspaniałą, piękną żonę, małe dziecko. Wiele razy przychodzili do niego do pracy, a Piotr był wtedy taki dumny. Uspokojona, początkowo nie pomyślała o niczym złym, gdy byli na półpiętrze, a on złapał ją za rękę.

– Poczekaj chwilę – wyszeptał dziwnie podekscytowanym głosem. Jednak to też nie zwróciło uwagi Karoliny.

– Co się stało? – zapytała, nie wyjmując swojej ręki z jego.

– Wiesz, myślałem wiele. Wiem, że moje