Rozmowy z niewierzącym - Papież Franciszek, Eguenio Scalfari - ebook

Rozmowy z niewierzącym ebook

Papież Franciszek, Eguenio Scalfari

4,1

Opis

Papież Franciszek rozmawia z niewierzącymi!

Rozmowy z niewierzącym to niezwykła książka! Zawiera korespondencję między Eugenio Scalfarim a papieżem Franciszkiem. Jest także zapisem  wywiadu, jakiego Ojciec Święty udzielił założycielowi „La Repubblica”.
Pretekstem do powstania publikacji był list otwarty Scalfariego opublikowany wcześniej w tymże dzienniku. Niewierzący dziennikarz postawił wówczas papieżowi pytania dotyczące wiary, nawiązując do treści pierwszej encykliki Franciszka poświęconej temu zagadnieniu.

Zanim jednak doszło do spotkania i rozmowy, Ojciec święty wysłał do redakcji „La Repubblica” list, w którym odniósł się do refleksji dziennikarza dotyczących encykliki.
Papież, dostrzegając problemy współczesnego świata, podejmując dialog z każdym człowiekiem, na nowo odkrywa i ukazuje wartość  i piękno religii.
Powoduje, że wiele osób na nowo wsłuchuje się w słowa Kościoła, jakie kieruje do wszystkich papież Franciszek.
Ojciec święty chce Kościoła, posiadającego  przymioty Boga Miłosiernego, który nie sądzi, lecz wybacza i poszukuje zagubionego grzesznika, przyjmuje syna marnotrawnego. Tak jak jego wielki poprzednik Jan Paweł II jest papieżem dialogu i porozumienia.

Dodatkiem, a zarazem dopełnieniem książki jest encyklika Lumen fidei, która stała się bezpośrednim pretekstem do ożywionej korespondencji, spotkania i wywiadu dziennikarza z papieżem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 133

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (13 ocen)
6
4
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona redakcyjna

Projekt okładki:

Miłosz A. Lodowski

List pierwszy i drugi oraz wywiad z papieżem Franciszkiem: druk za zgodą „La Repubblica”

Tekst listu papieża Franciszka do Eugenio Scalfariego oraz tekst encykliki Lumen fidei papieża Franciszka

© Copyright by Libreria Editrice Vaticana

ISBN 978-83-7595-708-2

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:[email protected]

www.wydawnictwom.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

WSTĘP

1 października 2013 roku we włoskim dzienniku „La Repubblica” ukazał się wywiad, jakiego gazecie tej udzielił papież Franciszek. Ojciec Święty odpowiada na pytania stawiane przez dziennikarza, pisarza i polityka Eugenio Scalfariego, który jest założycielem wspomnianego dziennika i pomimo 89 lat osobą nadal czynną we włoskim życiu publicznym.

Dlaczego jednak papież udzielił wywiadu akurat temu lewicującemu tytułowi, jakim jest „La Repubblica”? Istotą odpowiedzi jest fakt, że papież troszczy się o los ludzi wątpiących i zdeklarowanych ateistów. Bezpośrednim zaś pretekstem, który skłonił Franciszka do zabrania głosu na łamach gazety, był list otwarty Scalfariego opublikowany wcześniej w tymże dzienniku. Niewierzący dziennikarz postawił wówczas papieżowi pytania... dotyczące wiary. Co więcej, uczynił to w odwołaniu do tekstu pierwszej encykliki Franciszka poświęconej właśnie wierze.

Zanim jednak doszło do spotkania i rozmowy twarzą w twarz między Franciszkiem i Scalfarim, papież wysłał do redakcji „La Repubblica” list, w którym odniósł się do refleksji dziennikarza dotyczących encykliki.

Franciszek pisał wówczas do Scalfariego:

„Dziękuję Panu przede wszystkim za to, że zechciał Pan tak uważnie przeczytać encyklikę Lumen fidei. (...) [Celem encykliki jest] nawiązanie szczerego i uczciwego dialogu z ludźmi, którzy, jak Pan, określają siebie jako »niewierzący, od wielu lat interesujący się i zafascynowani nauczaniem i postacią Jezusa z Nazaretu«.

Wydaje mi się zatem, że będzie rzeczą niewątpliwie pozytywną, nie tylko dla nas jako jednostek, ale też dla społeczeństwa, w którym żyjemy, jeżeli podejmiemy dialog na temat tak ważnej rzeczywistości jak wiara, która odwołuje się do nauczania i postaci Jezusa... Wieki nowożytne były świadkami paradoksu: wiara chrześcijańska, której nowość i wpływ na życie człowieka od początku wyrażane były za pomocą symbolu światła, bardzo często określana była jako mroczny zabobon, stanowiący przeciwieństwo światła rozumu. I tak między Kościołem i kulturą o inspiracji chrześcijańskiej z jednej strony, a z drugiej strony nowoczesną kulturą wyrosłą na gruncie oświecenia wytworzyła się sytuacja niemożności porozumienia. Najwyższy już czas, (...) by podjąć otwarty i pozbawiony uprzedzeń dialog, który otworzy drogę do poważnego i owocnego spotkania”.

Papież odważnie i w pełni świadomie rozpoczyna dialog z tymi, którzy chcą z nim rozmawiać. Franciszek nie zważa przy tym na zawsze możliwe wykorzystywanie jego słów niezgodne z jego intencjami lub używanie ich do osiągnięcia przez rozmówców ich ukrytych celów. Pomimo zagrożenia wyrwania słów z szerszego kontekstu i niewłaściwej interpretacji ich przesłania, Franciszek podejmuje wysiłek spotkania w dialogu o wierze. Oczywiste jest, że to zachowanie charakterystyczne dla oddanego pasterza, a nie dla wyrachowanego dyplomaty.

Nasuwa się pytanie, jaka wizja Kościoła jest nam bliższa: czy Kościół powinien zajmować się raczej działalnością dyplomatyczną czy może pasterską? Czy ma być jak mocno broniona forteca, czy może powinien stawać się coraz bardziej ubogi, ufny i przyjazny wobec ludzi, nawet tych, którzy mają ukryte wobec niego zamiary? W rozmowie z o. Antonio Spadaro SJ dla „La Civiltà Cattolica” papież Franciszek mówi o swojej fascynacji bł. Piotrem Faberem (1506-1546). Zapytany o to, które cechy współzałożyciela Towarzystwa Jezusowego wywierają na niego największy wpływ, odpowiedział:

„Dialog ze wszystkimi, także z tymi najbardziej oddalonymi, z przeciwnikami; prosta pobożność, pewnego rodzaju naiwność, natychmiastowa dyspozycyjność, jego staranne wewnętrzne rozeznanie, fakt, że był człowiekiem, który potrafił podjąć wielkie i stanowcze decyzje, a zarazem przejawiał łagodność i życzliwość”.

Papież ma doskonałe wyczucie w głoszeniu najbardziej fundamentalnych prawd wobec osób niewierzących, wątpiących i przeżywających różne trudności życiowe. Podstawowe zasady swojego postępowania Franciszek przedstawił w przytoczonym wywiadzie dla „La Civiltà Cattolica”:

„To jest właśnie wielkość spowiedzi: ocenianie przypadek po przypadku, możliwość rozeznania, co jest lepsze dla osoby, która szuka Boga i Jego łaski. Konfesjonał nie jest salą tortur, ale miejscem, w którym miłosierdzie Pana pobudza nas, byśmy postępowali lepiej. Myślę także o sytuacji kobiety, która doświadcza rozpadu małżeństwa i dokonała aborcji. Później ponownie wyszła za mąż i obecnie cieszy się, mając pięcioro dzieci. Ta aborcja dokonana w przeszłości bardzo jej ciąży. Kobieta jest szczerze skruszona. Chciałaby postępować na drodze życia chrześcijańskiego. Co więc powinien uczynić spowiednik? (...)

Nie możemy zatrzymywać się tylko nad kwestiami związanymi z aborcją, małżeństwami homoseksualnymi i używaniem środków antykoncepcyjnych. To nie jest możliwe. Nie mówiłem zbyt wiele o tych rzeczach i zostało mi to wypomniane. Natomiast kiedy się o tym mówi, należy mówić z odniesieniem do konkretnej sytuacji. Opinia Kościoła jest znana, a ja jestem synem Kościoła i nie ma potrzeby mówić o tym bez przerwy. (...)

Nauczanie dogmatyczne i moralne nie są równoważne. Duszpasterstwo nie powinno obsesyjnie skupiać się na przekazywaniu i narzucaniu wielu niepowiązanych ze sobą doktryn. Głoszenie misyjne musi koncentrować się na tym, co podstawowe, co daje natchnienie i bardziej pociąga, na tym, co rozgrzewa serce, jak uczniów w drodze do Emaus. Musimy więc znaleźć nową równowagę, inaczej konstrukcja nauki moralnej Kościoła może runąć jak domek z kart, może utracić swą świeżość i zapach Ewangelii. Propozycja ewangeliczna musi być prostsza, głębsza, musi promieniować i dopiero z tej propozycji wynikają wskazania moralne”1.

Osobiste świadectwo papieża ożywia wiarę na całym świecie. Ciągle dominuje pozytywne medialne zainteresowanie osobą Franciszka, wielu ludzi, obserwując go, powraca do Kościoła. Wielu przybywa do Rzymu specjalnie po to, żeby go zobaczyć.

Ta niezwykła książka jest świadectwem otwarcia Ojca Świętego na współczesny świat, świadectwem prezentowanej przez niego postawy dialogu i zrozumienia. Zawiera korespondencję między Eugenio Scalfarim a papieżem Franciszkiem oraz najnowszy zaskakujący wywiad, jakiego Ojciec Święty udzielił założycielowi „La Repubblica”. Dodatkiem i dopełnieniem książki jest encyklika Lumen fidei, która stała się bezpośrednim pretekstem do ożywionej korespondencji, spotkania i wywiadu dziennikarza z papieżem.

Piotr Słabek

redaktor naczelny Wydawnictwa M

LIST PIERWSZY. ODPOWIEDZI, JAKICH DWÓCH PAPIEŻY NIE UDZIELA

LIST PIERWSZY

ODPOWIEDZI, JAKICH DWÓCH PAPIEŻY NIE UDZIELA

Encyklika Lumen fidei, pierwsza encyklika sygnowana przez papieża Franciszka, dotyka centralnego punktu chrześcijaństwa: czym jest wiara, skąd pochodzi, jak jest przeżywana przez wiernych, jakie wzbudza reakcje u osób niebędących chrześcijanami, jak tłumaczy istnienie rodzaju ludzkiego i jak odpowiada na pytania, które każdy z nas sobie zadaje i na które najczęściej nie znajduje odpowiedzi — kim jesteśmy, skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy.

Te pytania stanowią temat encykliki, temat, który powracał w pontyfikatach prawie wszystkich ostatnich papieży. Podejmowany jest on zwłaszcza od wieku XIX. Wówczas w nowoczesności nastąpiło przewartościowanie myślenia i pod dyskusję poddano wiele koncepcji, takich jak „prawda” i „absolut”. Wciąż więc powraca pytanie: czy istnieje tylko jedna prawda, czy może jest tyle prawd, ile jest osób, które je formułują?

Kościoła katolickiego nie mogła ominąć tak znacząca próba. Intelektualne przewartościowanie nowoczesności odwołuje się bowiem do wolności, która stanowi cywilizacyjne podwaliny współczesnej Europy. Stąd bierze się doniosłe znaczenie encykliki.

Zaskakujące jest to, że Sobór Watykański II nie podjął tematu wiary. Zaproponował on jednak wyraźne otwarcie się na dialog Kościoła z nowoczesnością. Gdyby Sobór wyszedł wówczas od niepoznawalności „absolutów”, wykonałby błędny krok.

Papież Franciszek wybrał natomiast tradycyjną drogę. A fakt, że encyklika została przygotowana przez papieża Ratzingera, jest interesujący dla niewielu osób, może z wyjątkiem historyków bacznie śledzących losy papieży. Franciszek zmodyfikował w kilku punktach szkic tekstu przekazany mu przez poprzednika na urzędzie, zatem to właśnie on odpowiada za jego formę jako papież i biskup Rzymu. Tak więc dyskusja zostaje otwarta.

Zauważyć należy, że wraz z publikacją encykliki papież ogłosił kanonizację Jana XXIII i Jana Pawła II. Pierwszy z nich przygotował grunt pod Sobór Watykański II i przekazał biskupom poszczególne problematyczne kwestie do zbadania, drugi zaś, jeśli nie wyhamował tego procesu, to przynajmniej go nie kontynuował.

Jak na tle tego wszystkiego wygląda Jorge Mario Bergoglio? Chcę odpowiedzieć na to pytanie z pozycji osoby niewierzącej, która jednak bez uprzedzeń stara się wyjaśnić kwestie dotyczące każdego z nas.

* * *

Religijnymi i kulturowymi bohaterami encykliki są: biblijny Bóg i Jego relacja z Abrahamem; Mojżesz jako mediator pomiędzy Bogiem a ludem Izraela; Ewangelia apostoła Jana; poglądy Pawła i Augustyna.

Uważam za fakt szczególny to, że papież Franciszek opiera zdecydowaną część swego dokumentu na czwartej Ewangelii, której powstanie przypisuje się bez cienia wątpliwości jednemu z apostołów. Znawcy Nowego Testamentu określają czas powstania tych dokumentów między czwartą a szóstą dekadą po narodzeniu Chrystusa. Pierwsza powstała Ewangelia Marka, następnie między 40 a 50 rokiem powstały Ewangelie Mateusza i Łukasza. Ewangelia Jana powstała zaś między 60 a 70 rokiem po narodzeniu Chrystusa. Jezus umarł, mając około 33 lat. Jeżeli autor Ewangelii według świętego Jana był apostołem, to napisał dokument mając około 80-90 lat. Rachunek ten sprawia, że taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny.

Zarówno Jan, jak i Marek nie dostarczają żadnych informacji na temat narodzin i dzieciństwa Jezusa. Nie ma w ich Ewangeliach wzmianek o Betlejem, o Józefie i Marii, nie ma Gwiazdy Betlejemskiej, pasterzy czuwających przy żłóbku ani Trzech Mędrców ze Wschodu; nie ma ucieczki do Egiptu ani rzezi niewiniątek.

Ewangelia Jana zaczyna się od prorockich i poetyckich strof: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga — i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko zaistniało dzięki Niemu. Bez Niego zaś nic nie zaistniało. To, co zaistniało, w Nim było życiem. A życie to było światłością dla ludzi. (...) Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy przychodzi na świat. Na świecie było Słowo, świat dzięki Niemu zaistniał, lecz świat Go nie rozpoznał. Przyszło do swojej własności, lecz swoi Go nie przyjęli. Tych zaś, którzy Je przyjęli, obdarzyło mocą, aby się stali dziećmi Bożymi. To są ci, którzy wierzą w Jego imię” (J 1,1-4; 9-12)2.

I wreszcie kluczowy moment: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, którą jako Jednorodzony, pełen łaski i prawdy, ma od Ojca. (...) Mojżesz bowiem przekazał Prawo, a łaska i prawda zaistniały przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział; Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, On nam Go objawił” (J 1,14, 17-18).

Zatem dla ewangelisty Jana Jezus jest Słowem, które stało się Ciałem. Ta kwestia, z teologicznego punktu widzenia, jest dosyć delikatna. Nikt nie zna Boga inaczej niż tylko przez Jednorodzonego, który stał się ciałem i przyszedł do naszych domów, do domów tych, którzy go przyjęli. Ale jeżeli stał się ciałem, to z pewnością nie zrobił tego tylko pozornie, lecz realnie, nie założył przecież ubrania i nie przyjął człowieczeństwa tylko na niby, pozostając Bogiem. Jeżeli stał się ciałem, to wziął na siebie także ludzkie troski, radości i pragnienia. Według pozostałych trzech ewangelistów, tuż po przyjęciu chrztu w wodach Jordanu, oddalił się na 40 dni na pustynię, by być kuszonym przez diabła i wystawić się w ten sposób na próbę. Fakt, że wyszedł zwycięsko z tej próby, wynika z jego walki z pokusami; ludzie zazwyczaj przegrywają tego rodzaju konfrontacje, po czym żałują swoich porażek, ponownie przegrywają i ponownie żałują, pokładając ufność w Boże miłosierdzie. Święci natomiast zazwyczaj wychodzą zwycięsko z podobnych prób, a Jezus — jak mówią Ewangelie — wygrał z pokusami i odsunął od siebie diabła. Ale jeżeli miał ludzką naturę, to przecież ludzkie pragnienia w Nim pozostały, tak jak pozostała miłość do siebie samego wraz z miłością do bliźnich.

Jezus spróbował dokonać cudu polegającego na tym, by miłość, jaką był obdarzany, kierować nie ku sobie samemu, lecz ku innym, dlatego nawet swoim uczniom zalecał, by kochali każdego bliźniego jak siebie samego. Jak siebie samego. Oznacza to, że miłość bliźniego nie usuwa miłości własnej, lecz niejako wznieść się musi na ten sam poziom.

Zresztą fakt, że Jezus kochał siebie samego, wynika z całej serii zdarzeń, które w Ewangelii Marka są ledwie wspomniane, za to zostały szczegółowo opisane w Ewangelii Mateusza. Pewnego dnia Jezus przemawiał do ludzi w jednym z domów w Kafarnaum, kiedy gospodarz domu podszedł do Niego, mówiąc, że na zewnątrz są Jego matka i bracia (po raz pierwszy w Ewangelii następuje odniesienie do braci), którzy chcieli Go zobaczyć. Jezus wysłuchał gospodarza i wyciągnąwszy rękę w stronę obecnych uczniów, odrzekł: „Właśnie oni są moją matką i moimi braćmi” (Mt 12,49).

W innej sytuacji Jezus zwraca się do uczniów, którzy za Nim podążają, tymi słowami: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, lecz bardziej miłuje swojego ojca i matkę, żonę i dzieci, braci i siostry, a także swoje życie, nie może być moim uczniem” (Łk 14, 26).

I jeszcze jedno zdarzenie, opisane przez Mateusza i Łukasza: „Do innego rzekł: »Pójdź za Mną«. Lecz ten odpowiedział: »Panie, pozwól mi najpierw odejść i pogrzebać mojego ojca«. Odrzekł mu: »Niech umarli grzebią swoich umarłych. Ty zaś idź i głoś królestwo niebieskie«” (Łk 9,59-60; por. Mt 8,21-22).

Gdybyśmy w kontekście tych zdarzeń mówili o tak zwanej zwykłej osobie, a nie o tym, który był (lub uważał, że był) synem Boga, pomyślelibyśmy, że mamy przed sobą narcyza do entej potęgi. Dlatego pojawia się usprawiedliwiona wątpliwość: mówimy o Synu Bożym czy o Synu Człowieczym? I jaka jest interpretacja przywołanych fragmentów Ewangelii przez Kościół, który sam teksty te uznaje za dokumenty ważne i wiarygodne?

Dodam kolejny obraz zaczerpnięty z Ewangelii, które stanowią przecież dowód potwierdzający historyczne istnienie Jezusa. Po roku nauczania uczniów, Jezus zadał tym, którzy stanowili „magiczny krąg Jego wiernych”, takie oto pytanie: „A według was, kim jestem?” (Mt 16,15).

Różne były odpowiedzi uczniów. Jedni rzekli, że jest Janem Chrzcicielem, inni, że Eliaszem, Jeremiaszem lub którymś z proroków. Tylko jeden z nich, Piotr, odrzekł: „Ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego” (Mt 16,16). Przy czym Jezus, mówiąc o sobie, określa się jako Syn Człowieczy, chociaż mówiąc o Bogu, używa zawsze słowa „Abba”, czyli Ojciec.

I wreszcie w Getsemani, a potem na krzyżu, kiedy ma wydać ostatnie tchnienie, woła do Ojca, pośrednio czyniąc Mu wyrzut: „Czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46), po czym umiera. Gdy Jego ciało staje się martwe, ziemia trzęsie się tak, że aż pękają skały.

Tak piszą ewangeliści. Zaś encyklika o wierze, by być poważnym, a nie trywialnym dokumentem, nie może uchylić się przed opisanymi wątpliwościami, gdyż w przeciwnym razie poprzestanie na tłumaczeniu wiary jako daru Bożego. Bóg Ojciec czy Jego Syn? Jego Syn — odpowiada encyklika i kreśli zwyczajową kolejność: poznaje się Ojca wyłącznie przez poznanie Syna, Syna zaś poznaje się wyłącznie przez następców apostołów, czyli biskupów, a szczególnie przez biskupa Rzymu, który ucieleśnia apostolskie nauczanie Kościoła.

Co więcej: wiara jest synonimem prawdy. Prawda zawiera się w wierze i w miłości.

Nie ma wątpliwości co do tego, że miłość stanowi najważniejszą z głoszonych przez Kościół katolicki treści; jest to z pewnością najbardziej pozytywna cecha jego duszpasterstwa. Nie wszystkie pozostałe wyznania chrześcijańskie głoszą miłość w ten sam sposób. Sposób głoszenia miłości stanowi o jakości Kościoła rzymskokatolickiego. A teraz czas na kolejne pytanie.

* * *

Wcielenie Boga i Słowa — oto rzecz obecna wyłącznie w chrześcijaństwie.

Podobna myśl nie istnieje wśród Żydów i muzułmanów. Nie ma wizji Boga wcielonego i Jednorodzonego w żadnej innej religii świata. W niektórych z nich istnieją podmioty wcielone, ale w liczbie większej niż jeden. Także bogowie z Olimpu wcielali się, jeżeli tego chcieli, ale owo wcielenie nie czyniło ich prawdziwymi ludźmi, lecz jedynie sprawiało, że przybierali oni odpowiedni wygląd. Dlatego chrześcijaństwo (a zwłaszcza katolicyzm) stanowi wyjątek. Ale jaki jest cel i rezultat tej wyjątkowości?

Można odrzec: wiara. Jest to niestety błędna odpowiedź. Z pewnością wiara w Allaha nie jest mniejsza niż wiara w Ojca i Syna. Można nawet powiedzieć, że jest bardziej intensywna i z pewnością bardziej rozpowszechniona, szczególnie w krajach arabskich.

Allah nie ma osobowego wcielenia, nie może być i nie jest w żaden sposób przedstawiony wizualnie. To zapewne wielka szkoda z punktu widzenia historii sztuki, lecz nie z perspektywy religijnej. Allah jest panem nieba i ziemi, a jego wyznawcy cieszyć się będą szczęściem w raju, gdyż ich uczynki zostaną nagrodzone; zobowiązani są zaś do modlitwy co najmniej dwa razy dziennie z twarzą skierowaną w kierunku Mekki, bez względu na to, gdzie się znajdują. Choć laicyzacja świata muzułmańskiego rozpoczęła się, to jednak postępuje dość powolnie. Tron i ołtarz przez wieki były w nim związane poprzez osoby kalifów, sułtanów, emirów.

Nieobecność wcielonego Jednorodzonego nie przeszkadza w wierze. Dlaczego? Odpowiedź w duchu politycznym brzmi: granica. Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara. Chrześcijaństwo rodzi się wraz z Cesarstwem i przez wieki konfrontowało się z władzą cesarską i obywatelską. Odrzuciło (bądź musiało odrzucić) pokusę teokracji. Bóg wcielony zawsze wskazywał: „Moje królestwo nie jest z tego świata”. Piłat w obliczu tej odpowiedzi chciał pojmanego Jezusa uwolnić, lecz jerozolimski motłoch wolał ofiarować wolność Barabaszowi.

I wreszcie słów kilka na temat Żydów i ich Boga, który jest również Bogiem chrześcijan, choć inaczej przedstawianym. Czy ten Bóg nie obiecał Abrahamowi pomyślności i szczęścia dla swego ludu? A jednak pomyślność ta trwała krótko. Żydzi najpierw zostali wzięci w niewolę przez Egipcjan, potem przez Asyryjczyków, Babilończyków, a następnie przez Rzymian. Potem powstała diaspora, zaczęły się prześladowania, w końcu miało miejsce Szoah. Bóg Abrahama nie dotrzymał zatem danego słowa. Co o tym sądzić, przewielebny Papieżu Franciszku?

Eugenio Scalfari

tłumaczenie: Wojciech Malewski

(„La Repubblica”, 7.07.2013)