Rozmowy o milczeniu - Chenevière, Lucien OCR - ebook

Rozmowy o milczeniu ebook

Chenevière, Lucien OCR

4,3

Opis

W niniejszym wydaniu połączono dwie książki, nadając im wspólny tytuł. Bramy milczenia stanowią rodzaj wprowadzenia, Erem zaś rozwija właściwą problematykę pustelni w nawiązaniu do trzech biblijnych symboli: pustyni, góry i świątyni. Napisane prostym językiem zrozumiałym dla dzisiejszego człowieka, a jednocześnie pełnym religijnego żaru, odsłaniają bogactwo biblijnej symboliki, ukazując z entuzjazmem trudną drogę spotkania z Bogiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 223

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

LUCIEN CHENEVIÈRE

(o. Maria Szczepan OCR)

Rozmowy o milczeniu

Przełożyły z języka francuskiego siostry wizytki warszawskie

Tłumaczenie poprawił i posłowie opracował ks. prof. Tadeusz Gogolewski

Wydanie II

Kraków 2009

Wydawnictwo Karmelitów Bosych

Strona redakcyjna

Przekład obejmuje dwie książki wydane anonimowo

Un moine, Les portes du silence, Directoire spirituel

(Ad solem) Claude Martingay, Genève 1970;

Un moine, L’ermitage. Spiritualité du désert

(Ad solem) Claude Martingay, Genève 19742

© Copyright for the Polish edition

Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2009

Redakcja książki i posłowia

ks. prof. Tadeusz Gogolewski

Projekt okładki

Paweł Matyjewicz

Imprimi potest

Andrzej Ruszała OCD, prowincjał

Kraków, dnia 21 lipca 2009 r.

nr 246/2009

Reimprimatur

Kuria Metropolitalna Warszawska

Warszawa, dnia 13 marca 1982 r.

nr 1715/K/1982

Wydawnictwo Karmelitów Bosych

31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5

tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01

fax: 12-416-85-02

www.wkb.krakow.pl

www.karmel.pl

e-mail: [email protected]

ISBN 978-83-7604-151-3

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.

I. GÓRA SYNAJ

TRANSCENDENCJA BOGA

„Aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego”Iz 45, 6

Synaj jest górą transcendencji Boga, najbardziej zapoznanego atrybutu Bożego, o którym pustelnik przede wszystkim ma świadczyć wobec świata. Wchodząc na pustynię, nie będziesz na razie cierpiał z powodu braku wyczucia transcendencji Boga. Samotność sprawi jednak, że wkrótce odkryjesz w sobie ślad tej wady naszych czasów. Zasmucisz się, a nawet przerazisz. Bojaźń Boża jest rzadkim zjawiskiem. Grzeszy się bez wstydu i wielkiego żalu. O samej pokucie można by powiedzieć, że w niej sakrament jakby obniża wartość tej cnoty: otrzymuje się przebaczenie tak małym kosztem!

Przypatrz się uczciwie swoim najgłębszym reakcjom wobec „wielkich prawd”, a poznasz, jaka jest twoja postawa pod tym względem. Pojęcia: grzech pierworodny, śmierć, piekło, krzyż mają odpychający i przestarzały wydźwięk. Służenie bliźniemu przyciąga bardziej niż służba Boża, a zbawienie jego uchodzi raczej za dobro jemu samemu wyświadczone niż za triumf Bożej chwały. Nawet zjednoczenie z Bogiem nęci nas bardziej jako uwieńczenie naszej osobowości niż jako bezinteresowna odpowiedź na Jego otwarcie się wobec nas. Zagubiono sens Boga na rzecz błędnego rozumienia człowieka, który już nie uważa się za „nicość” przed Bożym Bytem, ale za „kogoś”, z kim Bóg powinien się liczyć. Byłoby rzeczą dziwną, gdyby ta atmosfera cię nie zaraziła. Takie widzenie jest przeciwne widzeniu mnicha. Musisz zabiegać o jego sprostowanie.

Wszyscy miłośnicy Pisma Świętego dostrzegali, z jaką zazdrością, a czasem gwałtownością, domaga się Bóg słowem i czynem uznania swej transcendencji oraz podkreśla nieskończoną przepaść, dzielącą Jego Byt i Jego doskonałości od bytu stworzonego. To wcale nie dla żartu, dla zaimponowania prymitywnemu ludowi, Bóg ukazał się na górze Synaj w zdumiewającej okazałości swego objawienia, które równie mocno wstrząsnęłoby nami, ludźmi XX w.

Pochylaj się niestrudzenie nad Biblią, aby odkryć w niej Boga takiego, jakim sam się objawił. Nie przeciwstawiaj Boga miłości Nowego Testamentu Bogu bojaźni Starego Przymierza: to zwodnicza antyteza. Jest bowiem tylko jeden Bóg, który się nie zmienia ani nie przeczy sobie. Jaki był przed Wcieleniem, taki pozostaje. Zmienił się człowiek. Czerpiąc pewność z rozwoju swej kultury i, być może, mylnie tłumacząc przejawy dobroci Chrystusa w Ewangelii, przybiera wobec Boga postawę poufałości i bezceremonialności, bardzo obcą duchowi Magnificat. Człowiek dzisiejszy mówi o swojej nicości niechętnie, natomiast rozprawia szeroko o „pełni swojej osobowości”. Jest coś z zuchwałości w tym dopominaniu się o prawa dla swojego „ja”.

Cała tradycja anachoretów odrzuca tę postawę. Skrucha stanowi zasadniczy czynnik ducha eremickiego i jest nieosiągalna bez żywego, doświadczalnego odczucia transcendencji Boga. Rozpacz z powodu utraconego zbawienia lub stałego niebezpieczeństwa potępienia się uchodzi za przeżytek, tak jak byśmy byli dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek panami swego wiecznego przeznaczenia lub posiadali większą pewność, a obraza Boga miała obecnie mniejsze znaczenie i jak gdyby Bóg wymazał nasze grzechy, nie żądając ani żalu, ani wynagrodzenia.

Bez skruchy erem wyda ci się wkrótce bezbarwny, a twoje życie oceniane z własnego punktu widzenia – bezużyteczne. Nie bądź zarozumiały, stawiając siebie na równi z Bogiem. Nie do ciebie należy inicjatywa mówienia do Niego „twarzą w twarz”, jak się rozmawia z przyjacielem. To Bóg tak mówił do Mojżesza, a nie Mojżesz do Boga (por. Wj 33, 11). Kiedy uchyla On rąbka swej chwały, najwięksi święci drżą z przerażenia: Mojżesz i Eliasz zasłaniają sobie twarz płaszczem (por. Wj 3, 6; 33, 23; 1 Krl 19, 13); Abraham truchleje (por. Rdz 15, 12) uświadamiając sobie, że jest „pyłem i prochem” (Rdz 18, 27); Izajasz uważa się za zgubionego (por. Iz 6, 5); Daniel pada twarzą na ziemię (por. Dn 10, 8-9); nawet serafini zasłaniają twarz skrzydłami (por. Iz 6, 2).

„Któż zdoła stanąć przed obliczem Pana, przed tym Bogiem świętym?” (1 Sm 6, 20).

Oznaki łaskawości Słowa Wcielonego nie powinny nigdy dopuścić, abyśmy mieli zapomnieć, że Bóg jest „święty”, „oddzielony” od całego stworzenia przez samą swoją naturę: Boskość, chwałę i świętość. Kontemplatyk lubi się karmić tymi natchnionymi tekstami, które pomagają mu pozostać na swoim miejscu, wielbiąc duszą i sercem Najwyższego Pana wszechrzeczy, a zarazem swego Ojca.

„Ja, któremu na imię jest Jahwe, chwały mojej nie odstąpię innemu” (Iz 42, 8).

„Bądźcie świętymi, ponieważ Ja jestem święty!” (Kpł 11, 44).

„Ja jestem Pan, Bóg wasz” (Kpł 20, 24).

„Ja jestem pierwszy i Ja ostatni; i nie ma poza Mną boga! Któż jest do Mnie podobny?” (Iz 44, 6-7).

„Ja Pan, […] Ja jestem Bogiem, owszem, od wieczności Nim jestem” (Iz 43, 11-13).

Któż byłby niewrażliwy na takie oświadczenia? Wszystkie księgi Pisma Świętego, zwłaszcza Prorocy i Psalmy, sławią ten lękiem przejmujący majestat Boga, który zasiada na cherubinach i przed którym drży ziemia, ludy z przerażeniem padają na twarz (por. Ps 99, 1-5), „narody są jak kropla wody u wiadra”, jak „pyłek na szali” (Iz 40, 15).

Majestat ten ukazuje się w cudach Jego wszechmocy, w dziele stworzenia (por. Iz 45, 11-12), w przerażających zjawiskach, które towarzyszą Jego objawianiu się (por. Ps 77, 17-20; Ha 3, 3-6).

Jezus bynajmniej nie pomniejszał tej wielkości Boga, którą kontemplował twarzą w twarz dzięki wizji uszczęśliwiającej. Łatwo odnajdziesz w Ewangelii odbicie tej kontemplacji. Rozmyślaj nad mową eschatologiczną u św. Mateusza (Mt 24), a przede wszystkim nad męką Pańską, nad jej „dlaczego” i „jak”. Odkryjesz, co Bóg sądzi o grzechu, a przez to, jak transcendentna jest Jego świętość.

Wielkie wzloty mistyczne zaczynają się zawsze od intensywnego działania daru bojaźni. Zwykło się podkreślać charakter „synowski” tej bojaźni, zakłada on jednak szczególnie wyraźne widzenie tego wszystkiego, co z natury rzeczy utrzymuje nas w otchłani nicości wobec naszego Ojca w niebie. Nie uczynią cię pokornym ani małe, ani pozorne zadraśnięcia twojej miłości własnej. Upokorzenia w życiu zakonnym są mile przyjmowane: ich „budujące” znoszenie zwiększa nasz autorytet i pochlebia naszej próżności. Trzeba, aby Duch Święty od wewnątrz ogołocił cię z dobrego mniemania o sobie, przeciwstawiając w swoim świetle wielkość Boga i twoją małość, aż, być może, będziesz wołał o litość ze wstrętu do własnej nędzy:

„Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach” (Iz 6, 5).

Grzech spycha cię niżej, niż to czyni twoja nicość jako stworzenia:

„Wszak On sługom swoim nie ufa: i w aniołach braki dostrzega. A cóż mieszkańcy glinianych lepianek, których podstawy na piasku? - Łatwiej ich zgnieść niż mola. Od rana do zmroku wyginą” (Hi 4, 18-20).

Powinieneś podtrzymywać w sobie boleść, że przestałeś podobać się Miłości, która jest rozrzutna w stosunku do ciebie.

Zresztą staraj się jak najrzadziej czynić z siebie przedmiot własnej refleksji. Jedynie Bóg w swojej niezrównanej wspaniałości powinien zajmować uprzywilejowane miejsce w myślach eremity.

Będziesz szczęśliwy, że jesteś niczym, byle Bóg był wszystkim. Święty Tomasz w tych podniosłych słowach zwraca się jakby do anachoretów:

„Gdyby więc istniała tylko jedna dusza rozkoszująca się Bogiem, byłaby szczęśliwa, choćby nie miała bliźniego, którego mogłaby kochać”[16].

Nieskończony Byt Boga, wobec którego byt stworzony jest jak gdyby niebytem, nauczy cię, że uczucia, niesłusznie skierowane do stworzeń z uszczerbkiem dla Pana, unicestwiają cię, ściągając do swego poziomu oraz czyniąc cię niezdolnym do zjednoczenia z Tym, który jest „Wszystkim”, i przeobrażenia się w Niego.

Nieskończona doskonałość Boga, wobec której wszystkie doskonałości stworzeń, będące jej odbiciem, tracą cały blask, będzie cię odrywała stopniowo od zmysłowych upodobań oraz uczyni ci drogą samotność i ciszę, gdzie przebywa jedynie On.

Niepojętość i niewyrażalność Boga utrwalą w twej duszy głęboki pokój, poskramiając wszelką zakłócającą go ciekawość. Gdy zrezygnujesz ze skomplikowanych analiz i nadmiaru słów, zrozumiesz, że ani praca nad sobą, ani wizje czy nadzwyczajne doznania nie jednoczą cię z Bogiem, lecz czyni to jedynie prosta i naga wiara. Umiłujesz skupienie w milczącej adoracji przed niepojętym Źródłem życia i miłości. Umiłujesz milczenie w Jego obecności, bo On jest ponad wszelką chwałę. Jeśli tego nie pojmujemy, nie możemy Go wychwalać tak, jak na to zasługuje. Milczenie jest Jego chwałą. Hiob mówił wiele w gronie swych przyjaciół, ale przed Bogiem staje bez słów: „Rękę przyłożę do ust” (Hi 40, 4).

Wystarczalność Boga, pełni bytu, doskonałości, świętości, życia, światła i szczęśliwości, napełni cię radością: Jego szczęście stanie się twoim! Wiedz, że nic i nikt nie może powiększyć szczęśliwości Boga ani nigdy jej zamącić! Nasze grzechy Go obrażają, lecz nie rzucają na Niego najmniejszego cienia. Nie umniejsza to naszej skruchy, ale łagodzi gorycz duszy kochającej.

Człowiek żyjący w świecie nie może się z tym pogodzić, że dla Boga nie jest ani konieczny, ani pożyteczny. Kontemplatyka rozpiera ta myśl. W rzeczywistości ma on tylko jedną radość: tę, która jest udziałem samego Boga. Stanowi to jego nieustanną „ekstazę”; nie myśli o wypraszaniu sobie innej pociechy. Proś o łaskę dojścia do tego stanu, a samotnia nigdy ci się nie znudzi.

Objawienie tej transcendencji Bożej, tak powściągliwe, dokonuje przewrotu w życiu Mojżesza. Synaj eremity jest Synajem raczej gorejącego krzaku (por. Wj 3) niż dekalogu (por. Wj 19). Tajemnica wielkości Boga urzeka samotnika, nie mrożąc go ani nie miażdżąc. Sprawia, że z jego serca wyrywa się radosny okrzyk wyzwolenia ze złudzeń co do własnej osoby:

„Tylko Tyś jest święty. Tylko Tyś jest Panem. Tylko Tyś Najwyższy” (Gloria).

Hymn ten bez przerwy ciśnie mu się na usta:

„Chwalimy Cię. Błogosławimy Cię. Wielbimy Cię. Wysławiamy Cię. Dzięki Ci składamy, bo wielka jest chwała Twoja”.

Jest nienasycony w głoszeniu o Bogu tego wszystkiego, co stawia go w jego własnej prawdzie, tj. w nicości, w całkowitej zależności, powtarzając jak echo słowa Najwyższego:

„Aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego” (Iz 45, 6).

Jeśli współczesna duchowość położyła nacisk na immanencję Boga, na Jego delikatność w przyjaznym obcowaniu z człowiekiem, powinna, nie chcąc popaść w błąd, nie pomijać wymagań Jego transcendencji. Tylko umysły powierzchowne, dalekie od prawdziwych problemów życia wewnętrznego, mogą sobie wyobrażać, że miłosierdzie Boga odebrało broń Jego sprawiedliwości. Miłosierdzie dokonuje się w ten sposób, że Bóg, pragnąc zjednoczyć z sobą jakąś duszę, już tu na ziemi stosuje wobec niej wszystkie prawa swej sprawiedliwości. Dlatego rzuca ją w oczyszczający ogień prób, który, zdaniem teologów, równa się czyśćcowi. Oczyszczenia bierne mistyków nie są błahostkami, nie mniej niż czyściec, przez który wielu z nas będzie musiało przejść. Świętość Boga nie pozwala Mu na zjednoczenie się z duszą obciążoną choćby najmniejszym długiem. Pod tym względem Jego miłosierdzie jest również transcendentne. Nasze miłosierdzie zamyka oczy na błędy, Boże zaś wymaga tym większego zadośćuczynienia, im większą gotuje szczęśliwość. Przebaczenie Boże nie jest płaszczem zarzuconym na brudy naszej duszy: wszystko musi być obmyte, odnowione, scalone w pierwotnej niewinności.

Eremita wie o tym i naturalny lęk nie przeszkadza mu pragnąć tego świadectwa szczególnych względów Bożych. Nie wchodź do eremu jak do miejsca błogiego samozadowolenia. Jest on tyglem. Powołany do zażyłości z Bogiem musisz się uwolnić od ciemnych pokładów, przylegających do twojej duszy z siłą, której się nie domyślasz:

„Wypalę do czysta twą rudę i usunę cały twój ołów” (Iz 1, 25).

Tyglem tym będzie nie co innego jak kontemplacja z jej rozwojem, który wymaga stałego wysiłku. Doświadczenie nauczy cię, o ile więcej kosztuje trwanie na częstej i długiej modlitwie niż działanie.

Względna bierność pod mistrzowską ręką Boga sprzeciwia się naturze, której władze okazują niecierpliwość. Pozwól działać Bogu.

Gdybyś posiadał większe wyczucie transcendencji Boga, rozwinęłoby się w tobie zamiłowanie do kontemplacji. Błagaj Pana, aby ci go użyczył: po to tu przyszedłeś. Z pokorą mów do Niego za Mojżeszem:

„Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę” (Wj 33, 18).

Kiedy piękno Boga odsłania się duszy, odbiera urok całemu stworzeniu; żaden odblask już jej nie zwodzi, gdy jej oczy napełniły się ogniem:

„Już słońca mieć nie będziesz w dzień jako światła, ani jasność księżyca nie zaświeci tobie, lecz Pan będzie ci wieczną światłością i Bóg twój – twoją ozdobą” (Iz 60, 19).

II. GÓRA TABOR

ROZUMIENIE CHRYSTUSA

„Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, […] którym jest JEZUS CHRYSTUS”1 Kor 3, 11

Dusza, którą Bóg przyciąga na pustynię, aby „mówić jej do serca” (Oz 2, 16), byłaby zdziwiona, gdyby On sam jej nie nawiedził w jednej z tych niewyrażalnych wizyt, jakie zachwycały tylu kontemplatyków. Trzeba zdać się na Jego hojność i z góry uważać siebie za niegodnego wszelkich wyróżnień… Nie przychodzi się do eremu dla przeprowadzenia doświadczeń. Bóg przewyższa w nieskończonym stopniu swoje dary i posiada się Go tylko przez miłość: smak nie dodaje niczego do samej rzeczywistości. Odczuwanie miłości zależy od Jego dobrej woli i nie może być wymuszane. Pragnij jedynie tego, aby zjednoczył cię ze Sobą w takiej mierze, w jakiej jest to możliwe na ziemi.

„Miłość nie polega na odczuwaniu wielkich rzeczy, lecz na wielkim ogołoceniu i cierpieniu dla Umiłowanego”.

Jest sprawą ważną, abyś to zrozumiał od początku dla uniknięcia rozczarowań i dużych pomyłek na swej drodze. Prawdziwa nauka góry Tabor jest inna niż ta, którą się zazwyczaj dostrzega.

Dla apostołów istotną rzeczą w tajemnicy Przemienienia było nie tyle ujrzenie Jezusa w chwale, ile raczej otrzymanie z ust samego Ojca takiego polecenia:

„«To jest mój Syn umiłowany […], Jego słuchajcie!» […]. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa” (Mt 17, 5-8).

Nie można by lepiej określić miejsca Jezusa Chrystusa w życiu eremity: niczego już nie widzieć ani nie słyszeć, jak tylko Jego samego.

Uświadom sobie możliwie jak najwcześniej więzy, jakie cię z Nim łączą. Wielu powtarza za św. Pawłem: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus”, a mimo to czerpie skądinąd swoje natchnienie. Byłoby to nonsensem w eremie. Nie ufaj nadmiernej uczuciowości: Chrystus prywatnych objawień naraża niekiedy na wypaczenie prawdziwy kult, jaki Mu się należy. Ewangelia i św. Paweł, najżarliwszy apostoł Chrystusa, przekażą ci w sposób autentyczny niezbędne „rozumienie Chrystusa”.

Chrystus jest dla ciebie czymś więcej niż drogą życia, niż pośrednikiem między źródłem a twoją duszą: jest samym Źródłem wód żywych. Zaprasza cię: „Jeśli ktoś jest spragniony, […] niech przyjdzie do Mnie i pije” (J 7, 37; por. 4, 10). Zanim dasz się porwać czarowi Jego człowieczeństwa i zanim zaczniesz przeżywać sceny ewangeliczne, rozważ słowa Ojca. Najgłębszym ich tłumaczem jest św. Paweł. Co znaczy to dziwne wyrażenie:

„Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus” (Flp 1, 21)?

Przede wszystkim, że Chrystus jest Życiem sam w sobie, Życiem niestworzonym, boskim (por. J 1, 4; 5, 26; 14, 6). Następnie, że jest Życiem wszelkiego bytu (por. J 1, 4; 11, 25; 14, 6). Wreszcie, że jest twoim życiem, ponieważ przyszedł na świat tylko po to, aby ci udzielić swojego życia (por. J 5, 40; 6, 33; 10, 10).

Jest twoim życiem, bo jest jego przyczyną: wysłużył ci je (por. Hbr 9, 12) i sam ci go udziela (por. Rz 6, 23; 1 J 2, 25; 5, 11-12).

Jest nim również dlatego, że stanowi jego przedmiot. Zrozum, że w eremie trzeba żyć nie „swoim”, ale Jego życiem. Wymagać to będzie wielkiego zaparcia się siebie; tylko najwyższe ubóstwo pozwoli ci naśladować ubóstwo Jezusa: Jego człowieczeństwo nie posiadało innej osobowości jak Osoba Słowa. Ono „żyło Bogiem”. Ty wprawdzie zachowasz swą ludzką osobowość, ale przez swoją wolę zjednoczenia będziesz odnosił do Chrystusa całą aktywność swej osoby, „przebóstwionej” przez łaskę. W ten sposób będziesz „Nim” żył.

Skoncentruj na Nim swoją myśl, miłość, nadzieję. Pokieruje On skutecznie twoim życiem. Podobnie jak matka, która mówi: „Mój syn to całe moje życie”, powinieneś mówić: „Jezus to całe moje życie”.

To, że Chrystus ma prawo być dla Ciebie wszystkim, nie jest chimerą. Bóg potwierdza tę prawdę przez św. Pawła:

„Stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem” (1 Kor 1, 30).

Bez Niego jesteś niczym przed Bogiem. Rozważaj tę naukę Apostoła; znajdziesz w niej wielki pokój.

Czy nie dręczysz się czasem z powodu ciężkich lub lekkich win, które wykopały przepaść lub oziębiły stosunki między Bogiem i tobą? Żadna pokuta nie zdołałaby przywrócić więzów przyjaźni, gdyby Chrystus uprzednio nie spłacił twego długu. Odwołuj się jak św. Paweł do osobowego, w zamierzeniu Boga, charakteru tego pośrednictwa: nie jesteś kimś nieznanym wśród tłumu odkupionych.

„Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego” (1 Tym 1, 15-16).

Pustynia nie uchroni cię przed upadaniem na duchu. Twoje codzienne nędze nie powinny nigdy cię przygnębiać ani odbierać ci radości. Posłuchaj, co mówi św. Jan, wielki prorok miłości:

„Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca - Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2, 1-2).

Święty Jan znał lepiej niż ktokolwiek Serce Jezusa i skuteczność ofiary krzyżowej.

Nauka ta, broniąc cię przed niepotrzebnym smutkiem, jednocześnie strzeże przed błędną pewnością, że od ciebie zależy wartość twoich wynagrodzeń. Ich wartość pochodzi wyłącznie stąd, że Chrystus je przyjmuje. W eremie trzeba bardziej kochać niż pokutować. Msza św., ofiarowana lub wysłuchana, ma nieskończenie większe znaczenie niż wszystkie umartwienia. Kościół powołuje się w niej na zasługi Jezusa Chrystusa, a nie na nasze.

Każdy upadek powinien natychmiast kierować twoją myśl na zadośćuczynienie Zbawiciela. Obmywa cię Krew Chrystusa, a nie własne łzy, którymi powinieneś opłakiwać obrazę wyrządzoną Bogu. Tylko Jemu samemu zawdzięczasz, że zostałeś usprawiedliwiony. Bóg uznaje cię za takiego nie ze względu na ścisłą zgodność twojego postępowania z kodeksem praw, ale z uwagi na twoje powiązanie i współdziałanie z Jego sprawiedliwością. Postępuj tak, aby Bóg patrząc na ciebie rozpoznał w tobie rysy swego Syna: na tym polega istota powołania chrześcijanina, przeznaczonego, by się stał „na wzór obrazu Jego Syna” (Rz 8, 29).

Nakładając habit eremity powiedziano ci, abyś się oblókł w „nowego człowieka”, tego – jak mówi św. Paweł – „który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył” (Kol 3, 10). W innym miejscu Apostoł uściśla: „przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa” (Rz 13, 14). Czy pojmujesz, czego zażądano od ciebie?

Pustelnia nie jest ucieczką dla osobowości niespokojnej, która zerwała ze wspólnotą zakonną, aby zachować swoje duchowe nieokrzesanie. Nawet będąc jak najbardziej samotny, nie możesz się uchylić od pracy nad całkowitym ogołoceniem się, abyś mógł się przeobrazić w wewnętrzne podobieństwo do Jezusa Chrystusa. Stopniowo powinieneś dojść do tego, żeby myśleć i sądzić tak, jak On, kochać to, co On kocha, i to na Jego sposób, oraz działać według intencji, jakimi On się kierował. Nie da się tego zrobić bez zniszczenia starego człowieka. W ten sposób pozwolisz Mu żyć w sobie i zasłużysz na łaskawość Ojca: uznaje On za synów tylko tych, których ożywia Duch Jezusa (por. Rz 8, 14). Trzeba w tym celu posiadać wolę „wywłaszczenia”, której nie da się pogodzić z jakąkolwiek chęcią zachowania własnego „ja”.

Dzięki temu będziesz się uświęcał. Świętość eremity nie jest bynajmniej świadomym praktykowaniem katalogu cnót, tak jak jego sprawiedliwość nie jest ścisłym zachowywaniem kodeksu praw. Bądź wierny Regule: jest to konieczne minimum. Nie daj się jednak sparaliżować literze. Jezus przejawiał wielką swobodę w sposobie zachowania się, mimo że przyszedł wypełnić Prawo (por. Mt 5, 17), a Jego pokarmem było wykonać wolę Ojca (por. J 4, 34); na tym polegała Jego świętość stworzona. To, co czyni ciebie „sprawiedliwym”, uczyni cię świętym: doskonałe naśladowanie Jezusa, tj. praktykowanie cnoty, bo On ją praktykował, i tak jak to robił, z miłości do Ojca. Twoja świętość powinna mieć ten sam synowski charakter żarliwego zapału, który promieniuje radością i pozwala sądzić, że cię to nic nie kosztuje.

W pewnym sensie już się to dokonało. Znalazłeś tutaj równowagę, a równowaga rodzi pokój. Chrystus kontemplowany, kochany i naśladowany rzucił pełne światło na tajemnicę twego istnienia i jego rolę w Bożym planie. W tym tkwi cała mądrość: wiedzieć „dlaczego” i „jak”. Jezus jest Prawdą (por. J 14, 6). Prosił i otrzymał dla ciebie Ducha Prawdy (por. J 14, 16-17), abyś był uświęcony w prawdzie (por. J 17, 17).

Jezus Chrystus jest całą filozofią eremity: z Ewangelią i krzyżem wie on więcej niż wszyscy myśliciele. Ludzie świeccy uważają go za nieuka i prostaka. „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, którzy idą na zatracenie”; dałby Bóg, aby była ona dla ciebie zawsze „mocą Bożą”(1 Kor 1, 18). Nie przerażaj się, jeśli nieraz znajdziesz w niej coś, co odbiega od zdrowego rozsądku. Długie ćwiczenie się w cierpieniu sprawi, że w nim zasmakujesz. Krzyż wydaje się najpierw narzędziem męki, dopiero powoli jaśnieje światłem Tego, który go przemienił.

Przestawaj nieustannie z Jezusem, ponieważ jest On wszystkim dla ciebie. Eremita prowadzi „życie ewangeliczne”. Jak mógłby nie pragnąć przeżywać w swej myślii w swym sercu Jezusa z Ewangelii? Metafizyka nie wypełnia serca. Jeśli istnieją treści i odczucia duchowe, istnieją także wzruszenia duchowe, które mylą psychologów zawodowych, lecz są dobrze znane duszom prowadzącym życie wewnętrzne. Nie na próżno będziesz towarzyszył Mistrzowi we wszystkich czynnościach Jego ziemskiego życia, chłonąc Go oczami serca, kontemplując Jego postawę i gesty, karmiąc się Jego słowami, uczestnicząc w Jego cierpieniach i radościach, modląc się z Nim, stając się jednym z Jego uczniów. Z tego zrodzi się w tobie coś więcej niż platoniczne zainteresowania egzegety. Eremita powinien żyć przyjaźnią, którą mu ofiaruje Chrystus (por. J 15, 15). Nie ma nic nierealnego w tym wysiłku odtwarzania przeszłości. Uwierzytelnia go doniosła zasada, która sprawia, że światłość i radość zalewają nasze dusze.

Jezus dzięki swej wiedzy uszczęśliwiającej i swojej wiedzy wlanej znał całą prawdę o tobie, twoje najskrytsze myśli i najtajniejsze odruchy twojej dobrej czy złej woli. Żył na ziemi z tobą i dla ciebie. Poprzez XX wieków nawiązujesz rzeczywiście kontakt z Tym, który na odległość czytał w sumieniu Natanaela (por. J 1, 48). Od ciebie zależy, aby Chrystus doznawał więcej pociechy i mniej cierpiał.

Znasz Go lepiej niż swoich najbliższych przyjaciół. Nie ma w Nim najmniejszej skazy, której sam cień mógłby niepokoić.

Kościół w swoim cyklu liturgicznym co roku odtwarza tę pielgrzymkę do źródeł naszego zbawienia. Idź za nim w odkrywaniu Chrystusa w Jego tajemnicach. Każda z nich niesie zawsze swoją łaskę, która rozgrzewa serce i oświeca umysł. W ten sposób Jezus stanie się dla ciebie „Kimś” bardzo bliskim.

Jego całego, z Jego Boską transcendencją, z Jego godnym miłości człowieczeństwem, ze zbawczą zachłannością wobec twojej duszy, przyjmujesz w Eucharystii oraz adorujesz w tabernakulum. Jak mógłby eremita czuć się samotny w pustelni? Jak mógłby mówić o beznadziejnej monotonii dni?

Żyj tą przyjaźnią. Ma ona możliwości podnoszenia cię na duchu, przede wszystkim z tego względu, że jest przyjaźnią prawdziwą, której więzy wzbogacają i umacniają. Masz więcej do otrzymania niż do dawania! Darem, jakiego Pan od ciebie oczekuje, jest właśnie twoja „zdolność przyjmowania”. Spotkania z Nim powinny stać się dla ciebie potrzebą. Jest wiele do tego okazji: sakramenty, nawiedzenia kościoła, lectio divina, modlitwa stawiająca cię twarzą w twarz z Jezusem. Bądź zazdrosny o swoją samotność; przyjacielskie rozmowy nie znoszą osób trzecich. Twoja obecność przy Jezusie wyklucza nie tylko interesowanie się osobami, lecz także niewłaściwe zajmowanie się rzeczami. Umiej zadowolić się Nim samym. Wielu wyobraża sobie, że to osiągnęło, tymczasem czynią zwierzenia pierwszemu lepszemu. Jezus jest zazdrosny o twoje zaufanie. Nikt inny nie rozumie cię lepiej niż On; nikt nie potrafi cię pocieszyć ani wspomóc tak, jak On.

Rozumienie Chrystusa posunięte do tego stopnia jest rzadko spotykane, nawet w zakonie. Dla eremity jest ono koniecznością, dającą siłę do wytrwania i rozwoju.

Niczego z tego, co porzuciłeś, nie będziesz żałował w dniu, kiedy Jezus zajmie takie miejsce w twoim życiu. Wówczas będziesz rzeczywiście siedział obok Niego spożywając z Nim wieczerzę (por. Ap 3, 20).

III. GÓRA OLIWNA

ŚWIĘTA WOLA BOŻA

„Ojcze, […] nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”Łk 22, 42

W Getsemani powinieneś skupić uwagę na słowach, które Jezus trzykrotnie powtórzył podczas swej agonii:

„Ojcze […], nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26, 39).

To zjednoczenie swojej ludzkiej woli z wolą Bożą okupił Jezus krwawym potem (por. Łk 22, 44). Jednak przez całe życie z radością głosił bezgraniczną uległość, która była dla Niego źródłem nietajonego szczęścia.

„Oto idę […], abym spełniał wolę Twoją” (Hbr 10, 7).

„Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4, 34).

„Nie szukam bowiem własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał” (J 5, 30).

„Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał” (J 6, 38).

W ostatniej godzinie Jezus nie odwołuje niczego, chociaż Jego ludzka natura drży uzasadnionym lękiem przed wymaganiami Woli, Świętości i Mądrości, której całkowicie ufa.

Eremita powinien często udawać się do Getsemani, nie tyle w celu pocieszania Jezusa, który prawdopodobnie nie dopuszczał, by nasze współczucie przyniosło Mu jakąś ulgę, ale przede wszystkim żeby zgłębiać tajemnicę doskonałego posłuszeństwa wobec Boga. Nie wszystko jest zachwycające w życiu monastycznym. Apostołowie wspinali się na stok Góry Oliwnej przygnębieni i znużeni pomimo obecności Jezusa.

Przybywasz do eremu jedynie po to, aby poznać i wypełnić Wolę Boga względem ciebie. Błagaj Go, jak Mojżesz, by cię nauczył dróg swoich, tak różnych od naszych:

„Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał, żeś mi łaskawy” (Wj 33, 13).

Modlitwa prosta, lecz przerażająca: jeśli ją Bóg wysłucha, wejdziesz na królewską drogę ciężkich prób. Wspinając się na górę, nie wiesz nic o przyszłości, nie masz żadnych planów. Bóg ci powiedział:

„Wstąp do Mnie na górę i pozostań tam, a dam ci tablice kamienne […], które napisałem, aby ich (cię) pouczyć” (Wj 24, 12).

Mojżesz nie wiedział, jaka będzie ich treść. Ty również tego nie wiesz. Doświadczenie przeszłości oswoiło cię z Jego sposobami postępowania, ale nie pouczyło cię bynajmniej co do Jego zamiarów na przyszłość. „Wstąp do Mnie […]” – to jest cała twoja wiedza, a jednak przyszedłeś tutaj. Powinieneś być samą podatnością, samą gotowością. W chwili Wcielenia Jezus i Maryja wypowiedzieli identyczne słowo zdania się na Boga: Ecce, „Oto idę” (Łk 1, 38; Hbr 10, 7). „Oto idę, abym spełniał wolę Twoją” (Hbr 10, 9). Wkrótce pojmiesz z pewnością, jak gorzkie jest wyrzeczenie się własnej woli.

Zostanie ona poddana próbie już od twoich pierwszych kroków. Domyślałeś się, że pustynia jest krainą surową, ale widziałeś w niej siebie jako dzikiego osła żyjącego na wolności (por. Hi 39, 5). Tymczasem pierwszym narzuconym ci tutaj ograniczeniem jest utrata tej wolności. Niezależnie od tego, co ci się na razie wydaje, stanowi to twoją szansę: posłuszeństwo ocali cię przed niekonsekwencjami duchowego romantyzmu. Kto szuka przygody w samotności, ponosi porażkę. O. de Foucauld pisze, mając na myśli kierownictwo duchowe: „Pierwszą i najbardziej niezbędną rzeczą (na Saharze) jest dobry przewodnik”[17]. Wspinanie się na górę wymaga takiego samego ubezpieczenia. „Na odludziu do miasta zamieszkałego nie znaleźli drogi” (Ps 107, 4). Wprawdzie sam Bóg prowadził w obłoku Izraela, ale Jego rozkazy przekazywał Mojżesz (por. Lb 9, 23). Kościół w swej roztropności nie chce, aby eremici byli wyjęci spod ogólnego prawa posłuszeństwa zakonnego. Będziesz kuszony, żeby tego żałować i zazdrościć niezależnym anachoretom ich swobody ruchów oraz możności skracania sobie drogi. Złudzenie jest rzeczą częstą, podobnie jak częste jest rozczarowanie, jakie po nim następuje. W ramach eremu uległość jest tarczą ochronną: bez wątpienia przełożony pośredniczy w przekazywaniu Bożej woli. Ten, kto jest niezależny, staje się igraszką swych marzeń. Wystawia się na niebezpieczeństwo nazywania wolą „Bożą” swojej „własnej” woli. Przyjmij z radością jarzmo posłuszeństwa. Uznaj je za „prawo”, które rządzi eremem w oparciu o sankcję czasu i doświadczenia.

Czy będzie to porażka? Czy ludzie i zwyczaje odpowiadać będą twoim wyobrażeniom? Co warte są wyobrażenia? Jedna tylko rzecz jest dla ciebie ważna: możliwość życia naprawdę eremickiego. Jeśli pragniesz pokoju, przywiązuj znaczenie wyłącznie do tego, co istotne. Wszystko, co przypadkowe, jest zmienne i zawsze niedoskonałe. To, co znajdujesz, jest właśnie takie; to, czego zapragnąłbyś, byłoby takie w nie mniejszym stopniu. Pustynia jest krajem złudzeń, urzekającą halucynacją, której jedyną skazę stanowi nierealność. Szkoda byłoby, gdyby mało ważne zajęcia nie pozwoliły ci poznać istotnych wartości.

Hebrajczycy mogli podbić Kanaan w kilka tygodni. Szemrania ich sprawiły, że przez 40 lat błąkali się i nikt z narzekających nie wszedł do ziemi obiecanej (por. Lb 14, 23-36; Pwt 1, 34-40).

Nikodem ma rację, dziwiąc się: „Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem?” (J 3, 4). Jest to problem, jak stać się na nowo dzieckiem. Jezus go rozwiązuje: trzeba się narodzić „z Ducha” (J 3, 5), to znaczy osądzać rzeczy nie według ciała, ale według Ducha. Wstąpienie do eremu jest doskonałym testem: odsłania prawdziwe oblicze człowieka. Tam, gdzie jest dwóch ludzi, każdy wznosi sobie fasadę, stwarza bohatera na pokaz i sam traktuje go poważnie. Chodzi mu o uznanie ze strony bliźniego i to go zadowala. Eremita ma tylko jednego partnera: Boga. Po co się upiększać? Obowiązek pozostawania w prawdzie czyni dla wielu samotność nieznośną, natomiast bezcenną dla dusz prawych i odważnych.

Twoje konkretne reakcje wykażą dokładnie, w jakim stopniu kierujesz się ciałem czy duchem: odsłonią ukryte mielizny twej pracy jako zakonnika.

Trzeba długiego okresu dojrzewania, aby stać się na nowo dzieckiem. Taka uległość nie jest już lękliwą niewiedzą, która siebie zawierza, ale jest mądrością, która wybiera. Postawa dziecka rodzi się z instynktownej niepewności, nowicjusza zaś opiera się na Ewangelii: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3). Jest ona bardziej zasługująca; człowiek uformowany nie może już naiwnie i bez dowodów wierzyć w wyższość innych ludzi. Szanuje w nich władzę „zastępczą”, choć bywa ona niedostrzegalna ze względu na ich braki, ale którą jego wiara powinna ukazywać w pełnym świetle. Bądź krytyczny, lecz jednocześnie uległy. Prawda wyzwala i utrzymuje niezakłóconą równowagę.

Tego rodzaju podporządkowanie się przewyższa znacznie tzw. „posłuszeństwo zakonne”. Bóg będzie się rządził względem ciebie prawami zazdrosnego oblubieńca i dręczył twą duszę tak długo, jak długo będzie w niej spostrzegał odruchy niezależności. Nie jesteś ani mądry, ani święty, ani wszechmocny: Bóg ma te wszystkie cechy w stopniu nieskończonym. Przez posłuszeństwo wyjdziesz Mu na spotkanie: innej drogi nie ma.

W jaki sposób spodziewasz się zjednoczenia z Nim? Nie przez samo myślenie. Inteligencja nasza sprowadza Go do swojej miary: byty nie docierają do niej inaczej niż w stanie oderwanych pojęć. Przykro jest stwierdzić tę niezdolność ducha – z którego jesteśmy tak dumni – do poznania prawdziwego obrazu Boga żywego. Aby wyrobić sobie jakąś ideę o Jego niepojętej naturze, trzeba ją rozłożyć na części, a tym samym unicestwić. Brak nam światła chwały.

Głęboko prawdziwe jest zdanie Saint-Exupery’ego: „Widzi się dobrze tylko sercem”[18]. To miłość jednoczy nas z Bogiem, ale jej istotą jest zgodność woli: Idem velle, idem nolle. Nasza wola, zagubiając się w woli Boga, dosięga Go i ogarnia w Jego Boskim Bycie. On i Jego wola to jedno. Nasza wola odnalazła więc i pospiesznie przebiegła drogę do Jego Serca, skąd kontempluje Jego przedziwne doskonałości:

„Kto ma przykazania moje i zachowuje je […], tenbędzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu Siebie” (J 14, 21).

Objawi nie z daleka, nie z zewnątrz, ale z samego wnętrza naszej duszy, która przez miłość stała się Jego mieszkaniem:

„Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę,a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać” (J 14, 23).

Dokonuje się więc zadziwiająca zamiana: Bóg z kolei spełnia wszystkie życzenia swego „niewolnika”. Nie może się oprzeć prośbie Abrahama, choć jest zagniewany (por. Rdz 18, 22-33), ani prośbie Mojżesza (por. Wj 32, 14; 33, 17). Powód, jaki podaje, odnosi się do każdej samotnej duszy:

„Uczynię to, o co prosisz, ponieważ jestem ci łaskawy, a znam cię po imieniu” (Wj 33, 17).

Skąd pochodzi ta „łaskawość”, jeśli nie z doskonałej uległości owych wielkich sług?

Jeżeli pragniesz cieszyć się pokojem eremu, bądź wierny „zobowiązaniu nieprzewidywania”. W jego ramach wola Boża będzie ci oznajmiana z dnia na dzień, w każdej chwili. Czasami poniesie cię niecierpliwość i ciekawość jutra. Ćwicz się w opanowywaniu tak zakorzenionej w nas skłonności do podejmowania inicjatywy. Twoja potrzeba działania, „tworzenia” będzie często umartwiana błahością powszednich zajęć, jeśli mógłbyś uznać za banalne dwa największe wydarzenia codziennego życia na świecie: Mszę i oficjum chórowe.

Eremita będzie przypominał sobie, że wszystko, co mu nakazuje posłuszeństwo, jest liturgią, że jego najpokorniejsze gesty są wykonywane na chwałę Bożą. Nie ma niczego „świeckiego” w eremie: uważaj, by nie zeświecczyć niczego przez swój brak ducha wiary. Twoje istnienie pokorne i ukryte nabrało przez jego konsekrację wartości ofiary całopalnej i nie ulegasz złudzeniu, uważając się za ofiarę przynoszącą Bogu chwałę, skoro św. Paweł wyraźnie cię do tego zachęca:

„Proszę was […], abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną” (Rz 12, 1).

Dlatego z pewnością nikt nie będzie domagał się od ciebie działania na pokaz. „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10, 31). Czyń to z uśmiechem: „Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor 9, 7).

Posłuszeństwo Bogu jest osią dziejów stworzenia rozumnego. Była to próba aniołów, próba Adama. Wcielenie i Odkupienie są aktami najwyższego posłuszeństwa (por. Hbr 5, 7; Flp 2, 8). Aż do przyjścia Chrystusa wola Boga i wola ludu wybranego przeciwstawiały się sobie. Łatwo było przewidzieć, kto zwycięży, i to stało się zgubą Izraela. Wiedział on przecież, co utraci:

„Jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego […], będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów […], będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym” (Wj 19, 5-6).

Bóg opłakuje to bezsensowne nieposłuszeństwo:

„O, gdybyś zważał na me przykazania, stałby się twój pokój jak rzeka” (Iz 48, 18).

My nie potrzebujemy już piorunów Synaju, aby oddać Bogu swą wolność. Przychodzisz do eremu z miłości i by miłować. Jedno słowo Jezusa powinno ci starczyć:

„Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 29-30).

Pomimo to twoje posłuszeństwo będzie pod znakiem Getsemani. Jest mało prawdopodobne, aby miało być zawsze łatwe i nieokupione nigdy łzami. Zgadzaj się na to bez szemrania czy oporu. Ita, Pater. „Tak, Ojcze” (Mt 11, 26). Jest to synowskie przyzwolenie, jedynie godne Boga. Posłuszeństwo jest raczej darem serca niż spłatą długu powinności, chociaż jest nią także.

Módl się: doświadczenie tylu wieków nie uczyniło cię mądrym. Podporządkowanie się nawet Bogu nie jest dla ciebie czymś naturalnym. Człowiek ochrzczony, jak każdy inny, ma instynkty władcze i niejedno prawdziwe powołanie do Tebaidy załamuje się przed tą koniecznością daru z siebie. Nieraz będziesz mówił:

„Będę się radował z Twych ustaw: słów Twoich nie zapomnę” (Ps 119, 16).

„Prowadź mię ścieżką Twoich przykazań, bo ja się nimi raduję” (Ps 119, 35).

„I będę się weselił z Twoich przykazań, które miłuję. Wznoszę ręce moje ku Twym przykazaniom, które kocham, i rozważam Twoje ustawy” (Ps 119, 47-48).

„Otwieram swe usta i chłonę powietrze, bo pragnę Twoich przykazań” (Ps 119, 131).

Jesteś szczery, ale czy jesteś „prawdziwy”? Pustynia ci to odsłoni, tak jak odsłoniła słabość Hebrajczyków. Jeśli przychodzisz tutaj, aby uciec przed zależnością i bez przeszkód iść do Boga drogami, które sam wybrałeś, nie wytrwasz tu długo i to nie tyle z tego powodu, że próbują poddać cię pod jedną regułę, lecz raczej dlatego, że zgasną dla ciebie prawdziwe światła. Do eremity odnoszą się słowa wyrzeczone do Szawła:

„Tam ci powiedzą, co masz czynić” (Dz 9, 6).

O. de Foucauld w środku Sahary, nie należąc do żadnej wspólnoty zakonnej, był posłuszny w najmniejszych sprawach ks. Huvelin i prefektowi apostolskiemu.

W tym sensie musisz na nowo stać się dzieckiem, a Bóg będzie dla ciebie Matką. Choć przyjdą ciężkie godziny, jak niemowlę będziesz noszony na rękach i pieszczony na kolanach (por. Iz 66, 12).

Przypisy

[16] Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologica, I-II, q. 4 a. 8 ad 3. Por. Cel ostateczny czyli szczęście oraz uczynki ludzkie, [w:] Suma teologiczna, t. 9, przeł. F.W. Bednarski, Londyn 1963, s. 98.

[17] Ch. de Foucauld, Lettre à sa soeur (25 IV 1908), [w:] Oeuvres spirituelles…, s. 745 n.

[18] A. Saint-Exupéry, Mały książę, przeł. J. Szwykowski, Warszawa 19705, s. 65.