Romans z draniem - Justyna Banowska - ebook

Romans z draniem ebook

Justyna Banowska

4,0

Opis

Chcesz się zakochać? Uważaj, o co prosisz.
Daria to ambitna kobieta sukcesu. Prowadzi samodzielnie dużą firmę. Kocha swoje poczucie niezależności i tego, że ma wszystko pod kontrolą.
Jednak nie zawsze tak było. Nadal za jej plecami czają się demony przeszłości.
Ten, kto zadarł z Arturem, już na pewno przekonał się o jego bezwzględności. Zdecydowanie nie jest takim facetem, którego można przedstawić rodzicom.
Pod maską przystojnego, pociągającego mężczyzny, kryje się groźny przeciwnik.
Tych dwoje nic nie łączy. Oboje przeszli różne drogi w swoim życiu. Kierują się przede wszystkim innymi wartościami.
Los postanawia rzucić ich ku sobie.
To co na początku było tylko znajomością bez zobowiązań, szybko się skomplikuje.
Płomienny romans, który wybuchnie między nimi może oboje ich spalić żywcem.
Artur tak samo łatwo może podbić serce Darii jak i ją zniszczyć - wplątując w ciemne interesy.

Justyna Banowska
Moja kariera pisarska rozpoczęła się przede wszystkim dzięki pasji, jaką jest czytanie. Każda kolejna książka dla mnie, to szczęście i przekleństwo zarazem.
Szczęście - bo w ciągu całego swojego życia mogę żyć życiem wielu osób, bohaterów książek, natomiast przekleństwo - bo jak zwykle oznacza kolejną z rzędu nieprzespaną noc.
Jestem fanką Mario Puzo, znanego jako autor „Ojca Chrzestnego”, czy mojej ulubionej książki „Głupcy umierają". Z zainteresowaniem czytam Paula Coelho, płakałam przy "Gwiazd naszych wina" Johna Greena i jak każda kobieta lubiąca romanse często kartkuję harlequiny, a dla dodania życiu szczypty pikanterii sięgam również po powieści erotyczne i zaczęłam pisać własne. Romans z draniem to moja pierwsza powieść erotyczna z wątkiem kryminalnym.
Moja kariera pisarska rozpoczęła się przede wszystkim dzięki pasji, jaką jest czytanie. Każda kolejna książka dla mnie, to szczęście i przekleństwo zarazem.
Szczęście — bo w ciągu całego swojego życia mogę żyć życiem wielu osób, bohaterów książek, natomiast przekleństwo - bo jak zwykle oznacza kolejną z rzędu nieprzespaną noc.
Jestem fanką Mario Puzo, znanego jako autor „Ojca Chrzestnego”, czy mojej ulubionej książki „Głupcy umierają", Z zainteresowaniem czytam Paula Coelho, płakałam przy "Gwiazd naszych wina" Johna Greena i jak każda kobieta lubiąca romanse często kartkuję harlequiny, a dla dodania życiu szczypty pikanterii sięgam również po powieści erotyczne i zaczęłam pisać własne. Romans z draniem to moja pierwsza powieść erotyczna z wątkiem kryminalnym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (24 oceny)
9
8
5
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewakr1

Dobrze spędzony czas

to była świetna książka, treściwa, kąkretna
00

Popularność



Podobne


Justyna Banowska

Romans z draniem

© Copyright by

Justyna Banowska & e-bookowo

Grafika na okładce: istockphoto

Projekt okładki:

e-bookowo

ISBN 978-83-7859-406-2

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie II 2014

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Rozdział 1

Laptop Darii już od dłuższego czasu zawiadamiał o nadejściu nowej wiadomości. Zapewne było to coś ważnego, co powinna szybko przeglądnąć. W końcu biznes nigdy nie śpi. Notowana giełdowe nie zatrzymają się w miejscu, a okazje zawsze mogą pobiec do konkurencji. Tym razem Daria jednak nie zwracała na to uwagi. Stała oparta o brzeg swojego wielkiego, mahoniowego biurka próbując pozbierać myśli.

Ile czasu spędziła w takim zastoju? Nie miała zielonego pojęcia.

Po raz kolejny prześledziła wzrokiem linijki tekstu listu, który był powodem jej upadku. Znajome pismo, tak samo pochyłe, jak zawsze, jakby nadawcy bardzo spieszyło się, aby zdążyć, umieścić wszystkie swoje myśli, zanim ulecą w niepamięć i ten sam znajomy zapach. Zapach, który rozproszył się po całym pomieszczeniu, dusząc Darię.

Po jej lekko opalonym policzku spłynęła łza. Mocno ścisnęła powieki, po czym sięgnęła do szuflady po czystą chusteczkę i nerwowym ruchem starła wilgoć spod oczu.

— Daj spokój — powiedziała cicho do siebie, aby opanować emocje.

Szczerze? Słabo to podziałało.

Teraz najbardziej w świecie Daria miała ochotę wejść pod to biurko i głośno załkać. Wyrzucić z siebie te wszystkie gorzkie wspomnienia, które wróciły w momencie, gdy otworzyła tę przeklętą kopertę. Żołądek ścisnął jej się do granic możliwości. Serce omal zamarło. Płuca przygniotło coś twardego.

To było jak zderzenie czołowe z ciężarówką. Nieoczekiwane i miażdżące. Daria żałowała tylko jednego i może aż jednego. Żałowała, że to właśnie nie ciężarówka jest przyczyną jej złego samopoczucia.

— Pani Dario? — Usłyszała koło siebie cichy, niepewny głos.

Obudzona z zamyśleń odwróciła wzrok ku drzwiom i ujrzała stojącą w progu swoją sekretarkę. Alicję. Krągłą blondynkę z dużymi brązowymi oczami, które teraz wpatrywały się w nią tchórzliwie.

Alicja uśmiechała się do niej blado, jej wyraz twarzy ukazywał troskę. Daria ostatnie czego potrzebowała to właśnie kogoś współczucia.

— Słucham? — odezwała się szorstko, wwiercając zimne spojrzenie w swoją sekretarkę. Młoda kobieta przystąpiła z nogi na nogę, wyraźnie nie wiedząc, co ma zrobić. Skuliła się przed Darią.

— Przemówienie musi pani wygłosić jutro dokładnie o dwudziestej pierwszej — zaczęła, jąkając się.

Daria uniosła brwi.

— Tylko tyle chciałaś mi powiedzieć?

Alicja kiwnęła głową, unikając palącego wzroku szefowej. Daria, mimo iż była roztrzęsiona i sponiewierana panowała nad emocjami. W tym przypadku tak jak i z resztą zawsze wiedziała, że każdy człowiek jest słaby. Zdobywała siłę, uświadamiając sobie to i z tego korzystając. Dominowała, wyczuwała słabości innych, perfekcyjnie ukrywając swoje za maską lodu.

Alicja nadal stała w drzwiach. Daria zaczynała się niecierpliwić, jednak do głowy wpadła jej myśl. Jedyna, którą w tej chwili uważała za sensowną. Nie zawracając sobie głowy pracownicą, wyprostowała się, rzuciła ze wstrętem kopertę z listem na biurko i z torebką w ręce ruszyła do wyjścia.

W tym czasie akurat laptop ponownie zadźwięczał. Daria zlekceważyła wiadomość, na co Alicja odpowiedziała jej pytającym, pełnym zaskoczenia spojrzeniem.

— Wychodzę, dzisiaj mnie już nie będzie, odwołaj moje spotkanie z Fryńskim — rzuciła, gdy dziewczyna przesunęła się, ustępując jej miejsca.

— Ale... — zaczęła. Daria powstrzymała ją, unosząc dłoń.

— Żadnych, ale — odpowiedziała krótko, odwróciła się plecami do swojej pracownicy i zdecydowanym pełnym gracji i dominacji krokiem wyszła z biura.

Jej ostatnie myśli wiążące się z sekretarką mówiły tylko jedno, powinna ona być bardziej samodzielna i pojętna, a także czy aby nie trzeba będzie jej zwolnić.

Była na siebie wściekła, że nie zeszła na dół schodami, jednak gdy o tym pomyślała, było już za późno. Stała teraz w zamkniętym małym pomieszczeniu zjeżdżając w dół z każdej strony atakowana niechcianymi myślami. To wszystko powodowało u niej poczucie paniki. Nie była sobą. Ze niecierpliwienia i pewnie nerwicy stukała energicznie obcasem o podłogę aż do chwili, gdy drzwi rozsunęły się przed nią na parterze budynku. Odetchnęła wtedy z ulgą, ale i tak wypadła z windy, jak poparzona, wpadając przy tym na Filipa.

— Hej, Daria — zawołał, łapiąc ją za ramiona i tym samym ratując przed upadkiem.

Daria wyprostowała się.

— Filip, przepraszam, spieszę się — odpowiedziała, wyrywając się z jego uścisku. Facet nadal jej nie puszczał.

Uniósł brwi i spojrzał w jej oczy.

— Stało się coś?

Daria uśmiechnęła się, próbując wyglądać jak najbardziej w porządku.

— Nie, muszę po prostu lecieć, potem porozmawiamy.

Filip puścił ją. Oparł dłonie na biodrze i spojrzał jej w oczy. Przed tym wzrokiem niewiele mogło się ukryć. W końcu był prawnikiem, miał wprawę. Daria znała go dobrze, byli dla siebie kimś w rodzaju przyjaciół. Przyjaciół, którzy jednak nie mówią sobie o wszystkim.

— Masz spotkanie? — zapytał, przechylając głowę. Daria przesunęła dłonią po włosach, próbując ułożyć kosmyk, który spadł jej na twarz.

— Nie.

Filip zmrużył oczy.

— Miałem właśnie wpaść do ciebie i zabrać cię na drinka, co ty na to?

Daria pokręciła przecząco głową. Na co Filip przestał się uśmiechać.

— Nie dzisiaj — odparła.

W jej planach nie było Filipa, to za bardzo by wszystko pokomplikowało. Pokiwał głową.

— Ok, mogę w takim razie coś zrobić dla ciebie?

— Dzięki, poradzę sobie sama — uśmiechnęła się, odsuwając się od niego.

Filip ruszył do otwartej windy.

— Jak zwykle — odburknął. Był wyraźnie niezadowolony, zacisnął szczękę.

Cóż jednak miała na to poradzić?

Westchnęła ciężko. Odwróciła się, by go pożegnać, ale drzwi windy zdążyły się już zasunąć. Wzruszyła ramionami i wyszła z budynku.

Co więcej, mogła zrobić? Dobrze go znała i wiedziała, czego on oczekuje. Nie mogła mu tego dać. Była nieodpowiednią do tego kobietą.

Na postoju taksówek przed biurowcem stała dokładnie jedna taryfa. Stukając po bruku obcasami, podeszła do niej. Kierowca był starszym siwym mężczyzną.

— Dobry wieczór — przywitał się, łapiąc jej wzrok w lusterku. — Dokąd?

— Blue Star’s, wie pan, gdzie to jest?

Pokiwał z uśmieszkiem głową.

— Oczywiście.

— To niech pan go przyjmie za punkt docelowy mojej podróży — oznajmiła, oparła głowę o zagłówek i przymknęła oczy.

Rozdział 2

Artur jak zwykle był zabiegany od samego bladego rana, więc kipiał złością, gdy okazało się, że znów pojawił się jakiś problem w chwili, gdy właśnie, w końcu po długim dniu miał napić się drinka. Aż się w nim gotowało. Sprawy zazwyczaj toczyły się dobrze, lecz zawsze ktoś musiał coś spierdolić.

Artur miał coraz większą ochotę, aby komuś przyłożyć.

W klubie było zajebiście tłoczno, lubił ten klimat, jednak wtedy istniało większe prawdopodobieństwo, że ktoś się zainteresuje tym, co dzieje się za budynkiem. Wcale dzisiaj akurat nie musiał o tym przypominać ochronie. Miał taki humor, że gdy tylko pojawił się na sali, od razu każdy stawał na baczność, aby nie mieć z nim na pieńku. Nawet przewyższający go o głowę, siłacze ochrony.

Pozostało mu więc załatwić tylko sprawę. Zmierzył wszystko i wszystkich złowrogim spojrzeniem. Poluzował wiązanie krawata, które nie dawało mu spokoju i wyszedł tylnym wyjściem na parking. Czekali już tam na niego od dobrych dziesięciu minut.

Zaraz przy wyjściu stało srebrne renault, tak, że gdy wychodziło się z klubu, od razu w oczy rzucał się tył samochodu. Artur dobrze wiedział co, znajduje się w bagażniku. Zaklął pod nosem i poszedł bliżej.

Sara opierała się tyłkiem o bagażnik, wlepiając w niego swoje śliczne oczka. Krystian natomiast podszedł do niego i uścisnęli sobie dłonie jak dobrzy znajomi, którymi w końcu bądź co bądź, byli. Artur kiwnął głową na bagażnik.

— Mówiłem, żebyście nie przywozili tu tych ścierw — warknął.

— Powiedział, że będzie rozmawiał tylko z tobą — odpowiedział mu Krystian, zapalając papierosa.

Sara uśmiechnęła się zawadiacko, przechyliła głowę i zapukała w klapę bagażnika. Odpowiedziało jej głośnie walenie od środka. Parsknęła śmiechem.

— Nie mógł się doczekać — powiedziała z sarkazmem i odsunęła się. Artur podszedł i sięgnął do przycisku, aby otworzyć bagażnik.

— Nie przeczę — skwitował i podniósł klapę.

Musiał przyznać, że nie spodziewał się zastać aż takiej miazgi. Przyglądał mu się z otwartymi szeroko oczami. Facet był grubym, około metr sześćdziesiąt, w średnim wieku z solidną łysiną na czubku głowy mężczyzną. Mimo że było dość ciemno, nie budziło wątpliwości, że jest nieźle poturbowany. Na twarzy praktycznie samo mięso jakby go ktoś poczęstował ze sto razy tłuczkiem do klepania kotletów.

Był cały zapuchnięty, nawet brzuch i palce były, jakby je czymś napompował. Artur dziwił się, że kolo jeszcze trzymał się jawy, pewnie powodowała to adrenalina. Gość zaczął kwilić i jęczeć, ale nie miał siły, by krzyczeć. Jego głos brzmiał słabo, był ledwie słyszalny.

Artur uniósł wzrok i przesunął nim spokojnie po całej okolicy. Nic się nie działo. Wszędzie stały zaparkowane samochody, koło których gdzieniegdzie przechodzili jego ochroniarze, broniąc terenu przed nieproszonymi gośćmi.

Artur znów zajął się pobitym facetem.

— Krystian musisz trochę przystopować z tą siłownią, bo niedługo jak przypierdzielisz, to nie będzie czego zbierać — ocenił, kręcąc głową.

Krystian wypuścił z płuc sporą chmurę dymu i wzruszył swoimi wielkimi jak dąb ramionami.

— Mnie tego stary nie musisz mówić, jej to wytłumacz — prychnął, wskazując na Sarę, po raz pierwszy ona spojrzała na Krystiana. Zmrużyła gniewnie oczy, po czym odwróciła się do Artura, opierając dłonie na biodrach.

Artur podniósł na nią wzrok.

— Mogłem się tego spodziewać — rzucił krótko i odwrócił wzrok, lekceważąc ją.

Sara założyła ręce na piersi.

— Coś insynuujesz?! — warknęła, wbijając wzrok to w Artura, to w Krystiana — On mnie wkurzył — wskazała dłonią na otwarty bagażnik — kazałeś załatwić sprawę, starałam się, jak mogłam, żeby nie musieć ci tu przywozić tego śmiecia — wysyczała przez zęby.

Artur podniósł dłoń, aby ją uciszyć, nawet na nią nie spojrzał, ignorując ją. To jeszcze bardziej ją zirytowało. Sapnęła zła, jednak zamilkła.

— Więc do cholery co ten gość robi, u mnie?

Krystian oparł się o bok samochodu i wbił wzrok w przestrzeń.

— Nie pisnął skurwiel ani słowem. Nie chciałem działać na własną rękę — Wytłumaczył.

Artur pokiwał głową i pochylił się nad pobitym mężczyzną, który chciał mu coś powiedzieć. Brakło mu już cierpliwości.

— Nie rycz, trzeba było nie odpierdalać kaszany, siedzieć cicho a teraz widzisz, jak wkurwiłeś ludzi — zwrócił się do niego. Facet znów tylko jęczał niezrozumiale. Artur oparł ręce o uniesioną klapę bagażnika.

— Zaraz mnie kurwica weźmie, zabierzcie go z moich oczu! — warknął i z hukiem zatrzasnął bagażnik.

— A co z tą setką? Nie wiemy gdzie, ten skurwiel je schował — dopytywał się Krystian.

Artur czuł, że zaraz go szlag jasny trafi. Tyle już osiągnął, zadbał dobrze, o swoją pozycję, reputację, a nadal pojawiają się ludzie, którzy myślą, że można go orżnąć i nic sobie z tego nie robić.

— Kurwa mać — zamyślił się chwilę — znajdźcie jego żonkę. Może ona wypaple wszystko by ratować dupę — powiedział chłodno. O ile żonka jeszcze nie uciekła za granicę z jego forsą.

Krystian rzucił niedopałkiem na beton i skinął lekko głową. Zaczęli z powrotem pakować się do auta. Sara jednak nie omieszkała posłać Arturowi pełnego pragnienia spojrzenia. Wyruchałby ją chętnie, ale wiedział o Krystianie, który miał tę laskę ciągle w głowie. Lojalność była dla Artura najważniejsza, a poza tym znał Sarę nie od dziś, marzyła o związku na wzór Bonnie i Clayde’a, to była dziecinada.

Artur tylko na pozór opanowany wszedł do klubu. Jeżeli się zaraz czegoś nie napije, to przyrzeka, że ktoś za to odpowie.

Bukmacher, którego przywieźli mu Sara i Krystian zaszedł mocno Arturowi za skórę. Oszukał go prawie na sto tysięcy, choć mogłoby to nawet być sto złotych i tak liczył się jedynie fakt, że go oszukał, a na to Artur nie mógł nikomu pozwolić. Ludzie musieli wiedzieć, że jest groźny. Musieli wiedzieć, że lepiej mu się nie narażać.

A chciał dzisiaj tylko drinka, czy aż tak dużo pragnął? Chyba tak, bo nim tylko wszedł do klubu tylnym wejściem, rzucił mu się w oczy Daniel. Jeden z dealerów. Przygwoździł właśnie jakąś blond suczkę do ściany i widocznie dobrze nadźgany oferował jej towar w taki sposób, że wszyscy stojący blisko widzieli jasno, o co chodzi. W żyłach Artura krew zawrzała. Pełnym agresji krokiem ruszył w kierunku swojego pracownika, do którego by nigdy oczywiście się nie przyznał.

Nie zdążył jednak pokonać nawet połowy dzielącej go z nim odległości, gdy przy Danielu i tej niuni wyrósł Kwadrat, szef ochrony, wysoki tęgi osiłek w garniturze i dwóch jego chłopaków. Jeden z nich złapał laskę, a Kwadrat z drugim złapali Daniela za fraki jak szmacianą lalkę. Ten zdziwiony tylko zadawał ciągle jedno pytanie: „Hej, chłopaki, co jest grane?”

— Artur, załatwię to — zawołał Kwadrat, gdy zauważył podchodzącego do nich szefa. Artur nie zareagował na jego słowa.

— Bierz go i idziemy — warknął, odwrócił się plecami w kierunku zapleczy i odszedł.

Kwadrat nie śmiał się sprzeciwiać. Złapał sam Daniela, dając znak chłopakom, aby zajęli się niunią i wrócili do pracy. Laska była nieźle na fazie więc odprowadzili ją do loży, gdzie mogła usiąść na kanapie i dojść do siebie.

Artur w tym czasie otworzył magazyn i w drzwiach poczekał na Kwadrata z Danielem.

— Ładuj go do środka — wysyczał przez zęby. Kwadrat tak zrobił.

Artur wszedł i od razu z całej siły pieprznął pięścią Daniela w twarz. Chłopak zatoczył się nieprzytomnie, łapiąc się za głowę. Krew z nosa zdążyła już zalać mu ręce i białą koszulkę, którą miał na sobie. Daniel jęczał i sapał, nie mogąc się pozbierać. Artur złapał go za ciemne włosy na głowie i pociągnął w górę.

— Czy kurwa wszystko trzeba ci tłumaczyć jak jakiemuś debilowi?! — Warknął i kolejny raz jego pięść dosięgła twarzy dealera. Daniel nic nie odpowiedział, tylko jęczał z bólu i próbował łapać dłonie Artura przed kolejnymi uderzeniami. Już nie było wątpliwości, że był na prochach. Kwadrat ze stoickim spokojem obserwował wszystko, nie wkraczając do akcji.

Artur tłukł go bez przerwy. Daniel w końcu upadł, ale nawet wtedy Artur nie przestał uderzać go w twarz. Wyładowywał się tak aż do momentu, gdy Daniel leżał już nieprzytomny na posadzce. Dopiero wtedy Artur wstał i odetchnął głęboko. W jego postawie było tyle agresji, że Kwadrat, nie odezwał się pierwszy, tylko czekał aż, jego szef odetchnie. Dokładnie znał Artura i jego brutalność. Te napady agresji. Wtedy lepiej było dać mu spokój i się wyładować. Byle nie na sobie.

— Kurwa mać — zaklął po chwili Artur — idę się napić, zostaw go tu, jutro się z nim rozliczę.

Kwadrat skinął głową.

Artur, spragniony jeszcze bardziej po tej przygodzie, podszedł do baru i skinął na barmana, który w przeciągu paru sekund nalał szefowi wódki. Wypił od razu wszystko do dna. Rozejrzał się po klubie, wyszukując z tłumu swoich pracowników.

Jego klub nie był wcale wolny od narkotyków i innych nie legalnych biznesów, choć Artur osobiście uważał to w najłagodniejszym określeniu — za cholerstwo, wprowadzając do klubu własnych dilerów, mógł trzymać to pod kontrolą. Doskonale znał wszystkich i każdego potrafił trzymać w ryzach, no prawie.

Ostatnio Artur naprawdę miał dużo roboty, coraz bardziej ludzie zaczęli go zawodzić. W jednym z kasyn musiał zmienić wszystkich pracowników naraz, potem bukmacher, który orżnął go na sporą sumę, a teraz znowu czekało go sprawdzenie wszystkich dealerów, już wolał dmuchać na zimne.

W tej chwili jednak chciał się zabawić. Wódka nie wystarczała, zaczął być coraz bardziej zachłanny. Potrzebował alkoholu i najlepiej gorącą cizię do wypieprzenia. Już, jego wzrok przyciągnęła niezła laska. Świetny tyłek w beżowej sukience, trochę za bardzo formalnej do takiej dyskoteki, wyglądała za poważnie, ale podniecała go jej szczupła talia, okrągły biust (dokładnie w jego typie) oraz długie czarne włosy, za które mógłby ją złapać, kiedy by ją rżnął. Siedziała sama klika metrów od niego przy długim barze. Sączyła przez słomkę piwo z sokiem, obserwując tańczących na parkiecie ludzi. Artur uśmiechnął się zawadiacko i podszedł do niej.

— Cześć, czy mogę się dosiąść? — zapytał.

Omiotła go wzrokiem. Był wysokim, przystojnym brunetem o jasnej karnacji. Skinęła głową, zgadzając się. Spodobał jej się, szczególnie te ciemno-brązowe, prawie że czarne oczy. Jak to inaczej określić? Po prostu robił niezłe wrażenie.

— To chyba mój szczęśliwy dzień coraz lepiej się bawię. Jestem Artur — podał jej dłoń, uśmiechając się zawadiacko. Uścisnęła ją zdecydowanie i pewnie.

— Daria — przedstawiła się.

— Piwo? Dość ciekawy wybór pośród wszystkich możliwych drinków — uśmiechnął się.

— Lubię to, co już znam — odpowiedziała krótko, unosząc brwi.

— Naprawdę, to tym bardziej chcę, abyś mnie poznała — zniżył głos, dzięki czemu zabrzmiał bardzo seksownie — może zatańczymy? — Zaproponował, choć najbardziej chciał, aby mu obciągnęła. Odwróciła od niego wzrok na parkiet, potem znów się odwróciła.

— Ja nie tańczę.

— Nie wierzę, że nie umiesz — zaczął się z nią droczyć. Uniosła kącik ust i wzruszyła ramionami. Już by się przestraszył, że nie pójdzie tak szybko, jak by chciał, gdy spojrzała na niego spod rzęs, ukazując swoje myśli. Artur, aż za dobrze znał te spojrzenia. — Więc co tak naprawdę lubisz robić, zamiast tańczyć? — zapytał, choć i tak już znał odpowiedź. Kolejna łatwa laska do wypieprzenia. Cóż właśnie takiej potrzebował, nie miał siły się starać.

Położyła dłoń na jego udzie.

— Naprawdę chciałbyś się przekonać? — zapytała, puszczając do niego oko.

Artur położył dłoń na jej spoczywającej na jego udzie dłoni. Chwilę uwiesił na niej spojrzenie, jakby chciał ją przeanalizować, rozszyfrować, czy czasem po numerku nie wystawi mu rachunku, a potem chwycił jej rękę i wstał z krzesła.

— Może napijemy się drinka w mniej zaludnionym miejscu? Co ty na to? — zamruczał do niej.

Pokiwała twierdząco głową. Przeszywał ją dreszcz, gdy spoglądała w te czarne tęczówki pełne tego, czego oczekiwała teraz najbardziej.

— Chodź ze mną — powiedział stanowczo i zaczął prowadzić ją wzdłuż lady baru. Cały czas nie puszczając jej dłoni.

Weszli za bar, potem poprowadził ją przez zaplecze pełne palet z asortymentem, głównie alkoholowym, przez wąski niebieski korytarz ze złotymi płytkami na podłodze, aż dotarli do jakiegoś pomieszczenia biurowego. Artur wprowadził ją do środka. Zaświecił światło.

Byli w jego gabinecie, wiele razy rżnął tu cizie, nie byłaby pierwszą. Na jego ustach błąkał się łobuzerski uśmiech. Gabinet był o wiele skromniejszy i mniejszy od gabinetu Darii. Oprócz standardowego biurka w kolorze dębu, skórzanego fotela i szerokiej, zajmującej po lewej stronie biurka całej ściany półki z segregatorami, na prawo od biurka stała solidna kanapa i dwa fotele w klasycznym kształcie. Wszystko było w stonowanej czerwieni jak płatki róży.

Artur zamknął za nimi drzwi i przekręcił klucz w zamku.

— Nie