Rollercoaster - Anna Pasikowska - ebook

Rollercoaster ebook

Anna Pasikowska

3,2

Opis

Kobieca powieść obyczajowa w osadzona w polskich realiach. Niekiedy marzenia o wspaniałej miłości i zawodowym sukcesie udaje się zrealizować...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 433

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (20 ocen)
5
3
6
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © by Anna Pasikowska Copyright © for this edition by Walkowska Wydawnictwo / JEŻ

All rights reserved Wszelkie prawa zastrzeżone

Projekt okładki: Szymon Jeż, Adrian Łaskarzewski

Opracowanie graficzne i skład: Adrian Łaskarzewski

Powieść ta jest fikcją. Zbieżność nazwisk postaci powieści z osobami żyjącymi bądź zmarłymi jest niezamierzona.

ISBN 978-83-61805-45-8

Wydanie II Szczecin 2012

Walkowska Wydawnictwo / JEŻ ul. Falskiego 29/8, 70-733 Szczecin

www.walkowska.pl

Powieść tę dedykuję mojemu mężowi Grzegorzowi, który jako jedyny wierzył, iż ujrzy ona światło dzienne, a także dzieciom, które na ile potrafiły, były wyrozumiałe

PROLOG

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów czuła się wolna, bezpieczna i szczęśliwa. Wody oceanu w kolorze głębokiego indygo działały na nią wyjątkowo kojąco.

Z radością patrzyła w dal z dziesiątego pokładu wielkiego transatlantyku, podziwiając kilkumetrowe fale, których spienione grzywy wyglądały jak zwały bitej śmietany na rozgrzebanym torcie urodzinowym. Rozpierała ją duma, bo udało jej się doprowadzić do spełnienia jednego ze swoich najbardziej nieśmiałych marzeń, którym był rejs z Europy do Stanów Zjednoczonych i dalej wzdłuż Karaibów do Ameryki Południowej. Portem docelowym było Rio de Janeiro.

Laura wiele razy wyobrażała sobie tę chwilę, nie mając nadziei, że kiedykolwiek nastąpi. Teraz cieszyła się jak dziecko, bo rzeczywistość, w której się znalazła przerosła jej najśmielsze wyobrażenia.

A to był dopiero początek. Trzy dni temu wsiadła na najnowocześniejszą, pasażerską jednostkę pływającą na świecie, noszącą imię „Lady Diana”, płynącą w swój dziewiczy rejs.

Dopiero teraz mogła sobie pozwolić na tę ekskluzywną podróż ponieważ była bogatą kobietą. Bogatą jednak od niedawna, zaledwie od roku.

Wcześniej ledwo wiązała koniec z końcem, ciągle zastanawiając się, jak ona i jej troje dzieci przeżyją następny miesiąc.

Teraz już nikt jej nie przekona, że pieniądze w życiu nie są najważniejsze. Są, bo bez nich, zwyczajnie, nie da się żyć.

Wiele razy słyszała, że pieniądze szczęścia nie dają, ale przekonała, się że to nieprawda. W życiu zawsze wszystko rozbija się o pieniądze, na nich się zaczyna i na nich się kończy.

Mogła porównać przeszłość, w której bez przerwy ich brakowało z teraźniejszością, kiedy ma ich pod dostatkiem. Pieniądze są w życiu najważniejsze, zwłaszcza kiedy ma się dzieci. Bo ona sama nie miała zbyt wielkich wymagań. Natomiast potrzeby dorastających pociech prawie zawsze przekraczały możliwości finansowe rodziców.

Wielokrotnie denerwowała się, gdy któreś z jej dzieci chciało dostać coś ponadplanowego. One rzadko chciały zrozumieć, że są rzeczy bardziej potrzebne w codziennym życiu, niż najnowsze zabawki.

Teraz, kiedy była zamożna stać ją było na wiele. I czuła się z tym bardzo dobrze, tym bardziej, że zarobiła te pieniądze sama i były one nagrodą za jej pracę. Stan jej konta powiększał się dzięki wielbicielom literatury pięknej, a właściwie jednego z jej działów – literatury kobiecej.

Laura Pilawska pisała powieści dla kobiet, chociaż wiedziała, że i wśród panów ma wielu zwolenników. W ciągu dwóch lat napisała cztery książki. To był naprawdę dobry wynik. Pierwsza sprzedała się w około dwustu tysiącach egzemplarzy. Jak na warunki polskie, był to bardzo duży sukces. Nakłady kolejnych powieści zwiększały się.

Dziś Laura mogła pochwalić się sprzedażą rzędu półtora miliona egzemplarzy. Wobec innych pozycji, ukazujących się na rynku, to był nokaut. Jedyne w swoim rodzaju mistrzostwo świata, jeśli chodziło o sprzedaż książek. Nie mogła porównywać się z pisarzami o światowej sławie, ale w nowej Polsce jeszcze nikt nigdy tyle nie sprzedał.

Na początku trochę, ale tylko trochę, dziwiła się, że jej powieść tak dobrze się sprzedaje. Okazało się, że trafiła na podatny grunt. Wiedziała, że od czasów Mniszkówny, Dołęgi Mostowicza, a potem Fleszarowej-Muskat nikt nie pokusił się o napisanie zwyczajnego romansu.

Na półkach księgarskich można było znaleźć same niezbyt interesujące, powieściopodobne pozycje autorów uważających się za wielkich pisarzy, którzy, w wywiadach prasowych i nie tylko, utwierdzali odbiorców w przekonaniu, że w Polsce z pisarstwa wyżyć się nie da.

A przecież Laura Pilawska była żywym przykładem tego, że jest całkowicie inaczej. Nie tylko udowodniła, że da się wyżyć, ale luksusowo żyć. Wystarczy po prostu pisać o tym, o czym ludzie chcą czytać, a nie wychodzić naprzeciw oczekiwaniom krytyków, którzy w większości cierpią na syndrom niespełnionych marzeń o pisarskiej sławie i forsują pogląd, że dobra literatura, sztuka, kino i teatr powinny być ambitne, mądre i męczące, przy tym niezrozumiałe i egzaltowane.

Tylko, że ci którzy tworzą taką kulturę nie zdają sobie sprawy, że tworzą ją dla siebie. Publiczność domaga się rzeczy prostych, bezpośrednich, wzruszających. W literaturze szuka rozrywki i oderwania od codzienności. Dlatego autorzy, z uporem maniaka demonizujący szarą rzeczywistość, nie mogą wyżyć z pisarstwa, a ona właśnie płynie w egotyczną podróż.

Laura myśląc o tym wszystkim uśmiechała się do siebie. Ale najbardziej podobało jej się poczucie bezpieczeństwa, jakie dawały pieniądze. Jej własne pieniądze. Było to dla matki trojga dzieci, do niedawna, zupełnie obce uczucie. Nigdy wcześniej nie czuła się tak bezpiecznie. Dotąd nie zdawała sobie sprawy, jaką rolę odgrywają pieniądze w zapewnieniu bezpieczeństwa dzieciom. Nie jej samej, a właśnie dzieciom. Poczucie pewności, że będzie miała za co je wykształcić, spełnić ich marzenia i pomóc w starcie życiowym napawała ją ogromnym szczęściem.

Laura była szczęśliwa, bo miała zdrowe i udane dzieci. Była wolna, bo niezależna, wyzwolona z chorego, kilkunastoletniego związku z mężczyzną i bezpieczna, bo nie musiała się martwić jak ona i jej dzieci przeżyją następny miesiąc.

***

– Widzę, że wpadłaś w melancholijny nastrój – kobieta mniej więcej, w wieku Laury bezceremonialnie przerwała jej rozmyślania.

– Nie, po prostu cieszę się, że jestem tutaj, że mogę odpocząć od tego zamieszania, które rozpoczęło się dwa lata temu i trwa do dziś. No i cieszę się też, że jesteś tutaj ze mną, inaczej musiałabym ten rejs przeżyć sama – Laura z rozrzewnieniem spojrzała na przyjaciółkę.

– Daję głowę, że nie nudziłabyś się, ale jestem ci bardzo wdzięczna, że pomyślałaś właśnie o mnie, kiedy twoje dzieci dały ci kosza.

– No cóż, bardzo chciałam, żeby popłynęły ze mną, ale sama wiesz, one wspaniałomyślnie uwolniły się ode mnie na ten czas. Może to i dobrze, odpocznę od nich, a one ode mnie. Wyjdzie nam to tylko na dobre. A jeśli chodzi o dotrzymanie towarzystwa, to kogo miałam zaprosić jak nie ciebie? Ty, chyba bardziej niż ktokolwiek inny, zasługujesz na trochę radości w życiu. Mało kto przeszedł taką „golgotę” jak ty. Zresztą po co ja o tym mówię, sama wiesz najlepiej – popatrzyła współczująco na Ewę.

– To prawda, każdy dźwiga jakiś tam swój krzyż. Tobie też nie było łatwo, a jednak potrafiłaś wykorzystać swoje możliwości i dlatego jesteś tu gdzie jesteś, a ja pewnie już nigdy się nie pozbieram. Te dwanaście lat, które poświęciłam Moniczce, a potem ta jej bezsensowna śmierć. To niesprawiedliwe – w oczach Ewy pojawiły się łzy.

Rok temu zmarła jej córka. Zawsze liczyła się z tym, że ta śmierć jej nie ominie, ale do końca miała nadzieję, że może los ją oszczędzi.

Mała urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Na początku lekarze nie dawali dziecku żadnych szans. A dziewczynka, wbrew wszystkim przewidywaniom oraz dzięki determinacji swojej matki, rosła, rozwijała się, robiła małe postępy. Na ołtarzu miłości do córki, Ewa złożyła swoje małżeństwo ale i to nie pomogło. Po dwunastu latach morderczej walki o życie, ciało Moniki poddało się. Dziecko rosło zbyt szybko, pękła jedna mała żyłka i było po wszystkim. Z jednej strony dobrze się stało, bo dziewczynka przestała się męczyć, matka uwolniła się od cierpień. Ale Monika była wszystkim, co miała Ewa. Żyła tylko dla niej. Wszyscy się od nich odsunęli, a mąż i ojciec jako jeden z pierwszych. Niestety, panowie chcieliby, aby cała otaczająca ich rzeczywistość była doskonała i bezproblemowa. A kiedy taka nie jest, najzwyczajniej w świecie nie przyjmują tego do wiadomości i odchodzą. Im wolno. Nikt ich za to nie potępia. Zupełnie nie martwią się tym, co czuje kobieta, która zostaje z problemem sama.

Ewa po śmierci córki zdecydowała się wstąpić do zakonu, życie wśród ludzi nie miało dla niej sensu. Ale właśnie wtedy spotkała, całkowicie przypadkowo, Laurę, która była już sławną pisarką .

Panie chodziły razem do podstawówki, potem ich drogi rozeszły się. Ostatni raz rozmawiały około dziesięć lat temu, więc Laura znała sytuację dawnej przyjaciółki. Kiedy wpadły na siebie w centrum miasta, Ewa nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią koleżanka ze szkolnej ławki. Zaczęła płakać. Od słowa do słowa i Laura usłyszała dramatyczną historię umęczonej życiem kobiety, walczącej przez ostatnie lata z wiatrakami.

Pod koniec rozmowy Ewa uzmysłowiła sobie, z kim właściwie rozmawia, zauważyła bowiem, iż ludzie, siedzący przy sąsiednich stolikach wkawiarni, bacznie obserwowali rozmawiające kobiety. W tym momencie zreflektowała się i zaczęła gratulować koleżance sukcesu.

– Wiesz, czytałam twoje powieści. Są rewelacyjne. Chciałam nawet do ciebie zadzwonić i podziękować, że je napisałaś, ale nie miałam odwagi.

– Źle zrobiłaś, przecież nic się nie zmieniło. Przyjaciele pozostają przyjaciółmi, niezależnie od tego, jak potoczy się ich życie. Sama widzisz, siedzimy, rozmawiamy, jakby tych dziesięciu lat wcale nie było – w tym momencie Laura postanowiła pomóc koleżance.

– Słuchaj, zapomnij o tym zakonie. To nie jest najlepszy pomysł. Zostań wśród ludzi. A ponieważ nie możesz znaleźć pracy, zostałaś sama, to przyjmij pomoc ode mnie.

– Ale ja tak nie mogę. Ty masz swoje problemy, jesteś bardzo zajęta, sławna, musisz pisać książki. Nie, ja już podjęłam decyzję. Jadę za tydzień. Wszystko mam załatwione. Siostry na mnie czekają -Ewie przez myśl nie przeszło, że mogłoby być inaczej.

– Zadzwonisz i odwołasz to – Laura nie miała zamiaru słuchać protestu koleżanki – Będziesz pracowała u mnie. Potrzebna mi jest asystentka, sama już sobie nie radzę i najwyższy czas to zmienić. Spadłaś mi po prostu z nieba. O wiele bardziej przydasz się mnie, z całym szacunkiem dla pracy w zakonie, a tym samym przyczynisz się do rozwoju polskiej literatury pięknej. Nie masz wyboru. No więc jak? – niecierpliwiła się.

– I co, mam zmienić wszystkie swoje plany w pięć sekund? – zdezorientowana kobieta była przekonana, że Laura proponuje jej tę pracę po prostu z litości.

– No cóż, ja też podjęłam kilka takich pięciosekundowych decyzji w ciągu ostatniego roku i jak widzisz dobrze na tym wyszłam.

Ewa jeszcze przez chwilę wahała się. To wszystko wydawało się jej niedorzeczne. Ale ponieważ całe życie było jedną wielką niewiadomą i balansowaniem na krawędzi, zdecydowała:

– Dobrze, przekonałaś mnie. Ale co ja miałabym robić? – zapytała zaskoczona.

– Czy musimy rozmawiać o tym teraz? – Laurze wystarczyło, że Ewa podjęła decyzję, szczegóły mogły odłożyć na później.

W taki właśnie sposób panie rozpoczęły współpracę. Dziś obie były z niej bardzo zadowolone. Ewa, bo poczuła się komuś rzeczywiście potrzebna. Laura, bo nareszcie mogła przekazać komuś część swoich mniej przyjemnych obowiązków całkowicie nie związanych z pracą twórczą. A, że znały się bardzo długo, a Ewa z wykształcenia była ekonomistką od organizacji i zarządzania, więc uzupełniały się w każdym calu.

Dobrze im się razem pracowało. Wcześniejsza, młodzieńcza przyjaźń zmieniła się w prawdziwą, dorosłą. Dla obu pań było to całkiem nowe doświadczenie. Wcześniej ani jedna, ani druga nie miała czasu na przyjaciółkę, której mówiłaby wszystko. Każda miała swoje, ważniejsze problemy niż babskie pogaduszki. Dla Laury całym światem były jej dzieci i mąż, dla Ewy jej Monika.

Teraz, opierając się o stalową poręcz wielkiego pasażerskiego statku, patrzyły na coraz bardziej niespokojny ocean.

– Wiesz, uwielbiam morze. Bardzo mnie uspakaja. Lubię patrzeć na fale, słuchać jak szumią i rozbijają się o brzeg. W przeciwieństwie do Rafała, mogłam godzinami leżeć na piasku i patrzeć na wodę. On nigdy nie lubił się smażyć. Dobrze, bo przynajmniej zajmował się dziećmi. A ty lubisz morze? – Laura zdała sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiała z koleżanką o tak przyziemnych sprawach. Zabrała ją w podróż zupełnie nie znając jej upodobań.

– No, może nie jestem tak wielką jego miłośniczką jak ty, ale owszem, na mnie też ma dobry wpływ.

– Przyjemnie tak stać i nie myśleć o niczym ważnym, o rzeczach na wczoraj, o spotkaniach odkładanych w nieskończoność, o nieudzielonych wywiadach. Wiesz, gdyby ktoś jeszcze trzy lata temu przepowiedział mi taki sukces, pomyślałabym, że ma nie po kolei w głowie. A teraz? Sama nie wiem. Biorę udział w czymś, co mogłam oglądać jedynie na kartkach kolorowych czasopism. I muszę przyznać, że oglądając w przeszłości zdjęcia z wielkich przyjęć, pokazów mody, bankietów, jakbym przeczuwała, że kiedyś i ja się na nich znajdę. Nie zdawałam sobie sprawy jednak, że tak szybko to nastąpi, i że w ogóle. Teraz dopiero przypomniały mi się te moje mrzonki.

– Miałaś intuicję. To jednak nie były mrzonki. Jesteś wielka. Robisz ze swoimi czytelnikami to, co chcesz. Oni cię uwielbiają .

– Nie mnie, moje powieści.

– Co za różnica. Właściwie stanowicie jedność. Ale powiem ci, iż nie myślałam, że będzie z tym tyle roboty. Ciągle jesteśmy spóźnione, zawsze coś musi być na wczoraj. Całe szczęście, że promocję „Dzikiego brzegu” mamy już za sobą. Należy ci się te półtora miesiąca lenistwa.

– No może nie do końca – uśmiechnęła się Laura tajemniczo.

Ewa spojrzała na przyjaciółkę, domyślała się co oznacza ten uśmiech.

– Znowu coś wymyśliłaś?! Kobieto, czy ty ani na chwilę nie możesz odpuścić! Doprowadzisz swoich wielbicieli do bankructwa.

– Wiesz, że to nieprawda. W przeciwieństwie do innych, moje książki są o trzydzieści procent tańsze – nie kryła zadowolenia autorka – Poza tym, sama mówiłaś, że moje historie, to najlepsze pocieszycielki pod słońcem. Więc jak mogę przestać pocieszać. Lubię to robić, lubię sprawiać innym radość, pomagać zapominać o szarości dnia.

– I stwierdzam, że ci się to udaje.

– Dziękuję, zawsze mogę liczyć na twoją przychylność.

– Polecam się na przyszłość. A teraz mam pytanie: czy wybieramy się na ten bal kapitański dziś wieczorem? – Ewa nie była pewna, czy powinna pójść.

– Ależ oczywiście. Chyba nie chcesz pozbawić się widoku europejskiej „śmietanki towarzyskiej”. Podobno jest tutaj książę Kentu, Claudia Shiffer iAntonio Moderas z małżonką. To ci, o których wiem, a to podobno nie wszyscy.

– O takich rzeczach mówisz mi dopiero teraz?!

– No cóż, przyznaję, że zrobiłam to z premedytacją. Chciałam, żebyś popłynęła ze względu na moje towarzystwo, a nie żeby poflirtować z bożyszczem kobiet – Laura miała niezłą zabawę, widząc zdumienie przyjaciółki.

– Poflirtować to ja sobie mogę, ze stewardem. A i to nawet nie, nie znam angielskiego.

– Służę jako tłumacz – zaoferowała się Laura.

– Taki atrakcyjny tłumacz jak ty nie tylko mi nie pomoże, a na pewno zaszkodzi.

– Oj, Ewka, Ewka mówisz tak, jakby tobie czegoś brakowało. Poza tym ja mam czterdzieści jeden lat i nie w głowie mi flirty. Dość mam skomplikowanych sytuacji w mojej fikcji literackiej. W życiu przez jakiś czas może być nudno. Wcale się nie pogniewam.

– Gdybyś chciała, żeby tak było, nie płynęłabyś statkiem, którym płyną same sławy. Przecież tutaj romans będzie gonił romans, a od westchnień niedługo zgęstnieje powietrze! – podekscytowanym głosem mówiła Ewa.

– Świetnie to ujęłaś. Muszę to zapamiętać. Szybko się uczysz moja droga. Jednak wbrew temu co mówisz, ja naprawdę mam zamiar, przede wszystkim odpocząć – Laura obstawała przy swoim. Nie robiły na niej wrażenia osobistości obecne na „Lady Dianie”. Zdecydowała się na tę podróż, między innymi, ze względu na nazwę tego pływającego miasta. Swego czasu, jeszcze za życia księżnej Walii, była jej wielbicielką. Podziwiała jej stroje, sposób bycia, klasę. Uwielbiała ją oglądać.

Jeden z najbogatszych Anglików wybudował to pływające cudo w hołdzie „Królowej ludzkich serc”. A że było to cudo, nikt nie miał wątpliwości. Pasażerowie mogli do woli wybierać w naprawdę imponującej ofercie, którą przygotowali specjalnie dla nich projektanci statku. A były to: kryte i odkryte baseny, mini pole golfowe, korty tenisowe, siłownie, gabinety odnowy biologicznej, kilka sal kinowych, kilkanaście restauracji, barów, dwie ogromne sale balowe. A kajuty były kajutami tylko z nazwy. W rzeczywistości były to eleganckie apartamenty dwu-, trzy-, czteropokojowe. Nawet najbardziej wybredny gość nie mógł znaleźć nic, co by mu się nie podobało. Wszystko było na najwyższym, światowym poziomie klasy XXS.

Stylistyka wnętrz miała charakter i nowoczesny i tradycyjny, klasyczny.

Dywany, meble, boazeria sprawiały wrażenie jakby były żywcem przeniesione z „Titanica”. Całość powodowała, że każdy pasażer mógł się czuć wyjątkowo, tak jakby cały ten kram został stworzony specjalnie dla niego.

Przyjemnie było poprzebywać w tych luksusowych wnętrzach chociaż przez kilka tygodni. A przede wszystkim, na czym Laurze zależało najbardziej, oddawać się błogiemu lenistwu, z jakim nie miała do czynienia nigdy przedtem. Najlepiej byłoby o niczym nie myśleć, nie dzwonić do nikogo, zupełnie się wyłączyć. Jednak w jej przypadku nie było to możliwe ze względu na dzieci. Dzwoniła do nich codziennie.

Były akurat wakacje. Na pierwszy miesiąc babcia, mama Laury, pojechała z dziećmi nad Bałtyk, do pensjonatu, do którego jeździli przez ostatnie kilka lat. Znajome dzieciaki zaprzyjaźnionych rodzin i wczasowicze też od lat zawsze ci sami. „Wyrodna matka” mogła więc być spokojna o to, że jej pociechy nie będą się nudzić iuprzykrzać babci życie.

Najstarszy syn Laury, Tomek, trzynastolatek, nie bardzo miał czas na rozmowę kiedy mama dzwoniła, bo właśnie wygrywał kolejny gem w meczu tenisowym, Jacuś – dziewięciolatek pokonywał następny poziom w gameboyu z kolegą, i tylko ośmioletnia Anastazja miała więcej czasu, żeby porozmawiać z mamą.

Bardzo było im obu żal się rozstawać ale ostatecznie dziewczynka zrozumiała, że mama powinna jechać iodpoczywać.

Laura miała bardzo dobre i mądre dzieci. Wiedziały, że trzeba dać mamie urlop. Oczywiście nie same z siebie, ciężką pracę w tym względzie wykonała ich babcia. I nawet Anastazja zacisnęła zęby i udało się mamie i córce przebrnąć przez dramat pożegnania.

Po powrocie znad morza ojciec dzieci miał zabrać je na Mazury. O ten czas Laura również mogła być spokojna. Cała trójka miała z nim dobry kontakt i bardzo go kochała.

Za to ona nie miała z nim już ani dobrego kontaktu, ani go nie kochała. Była jednak skazana na obecność byłego męża w swoim życiu ze względu na dzieci.

Ale gdyby nie dramatyczne wręcz zbiegi okoliczności, dziś, tak jak przez ostatnie kilka lat, byłaby ze swoimi pociechami nad morzem i myślałaby jak zwykle o tym, że już nic ciekawego się nie zdarzy, że już będzie tylko opiekunką i gosposią. Atu proszę, dzięki niewiernemu mężowi, niewierzącemu ani trochę w jakiekolwiek możliwości swojej żony, ona, kura domowa odniosła spektakularny sukces. Stała się kobietą światową, dla której jeszcze niedawno nie istniało nic poza dziećmi, domem i mężem udającym, że nim jest.

W owym czasie Laura nawet nie chciała wiedzieć, że można mieć swoje życie, swój świat, problemy nie tylko domowe, ale i inne, które każda kobieta powinna mieć dla zdrowia psychicznego.

Paradoksalnie, to Rafałowi zawdzięcza pasmo swoich sukcesów.

Na następny dzień po szokującym odkryciu, iż straciła wyłączność na bycie żoną swojego męża, postanowiła: po pierwsze, że tatuś będzie dochodzący, po drugie, pokaże mu, że sobie bez niego poradzi. Nawet nie czekała na jakiekolwiek tłumaczenia, nie pomyślała, żeby mu cokolwiek wybaczać. Zdecydowała od razu: nikt nie będzie jej dłużej upokarzał i oszukiwał jej dzieci. Zasługiwała na coś lepszego niż życie, które do tej pory wiodła.

Wtedy, kiedy pierwsze emocje opadły, najbardziej przerażające było dla niej nie to, że została oszukana i zdradzona, ale to, że w jednym momencie ona i jej dzieci zostały bez środków do życia. Od zawsze to on zarabiał, a ona rodziła i wychowywała dzieci.

Laura nie miała nigdy swoich własnych pieniędzy, bo i skąd. Człowiek, któremu tak bardzo zaufała, któremu zawierzyła los swoich dzieci, po prostu ją zawiódł.

Ta bezradność, niemożność zrobienia czegokolwiek była porażająca, najgorsza ze wszystkiego, co mogło spotkać matkę trojga dzieci.

W tamtej chwili Laura uzmysłowiła sobie, że mężczyźni to, niestety, egoiści rzadko myślący o konsekwencjach swoich czynów. Wychodzą, zamykają za sobą drzwi i wieszają czapkę na innym wieszaku. Najgorsze jest jednak to, że panowie uważają, iż wolno odejść im i zostawić rodzinę na pastwę losu. Nikt specjalnie, bowiem, nie potępia odchodzących z domów tatusiów.

Bardzo często, do tego jeszcze, dzieci mają pretensje do swoich mam, że pozwoliły im odejść. O zgrozo!

1

Kiedy była młodą dziewczyną i słyszała, że kiedyś urodzi dziecko, to czuła ciarki na całym ciele. Laura wyobrażała sobie poród jako coś ekstremalnie bolesnego i dziwiła się, że mimo wszystko, kobiety przez to przechodzą i nie umierają z bólu po wydaniu na świat kilku kilogramów sinego ciałka.

W opowieści, że to cudowne, niepowtarzalne przeżycie, że w momencie, kiedy zobaczy się nowo narodzone dzieciątko, to natychmiast zapomina się o bólu – jakoś nie mogła uwierzyć.

Potem, po wielu latach okazało się, że jej obawy były słuszne, a to co sama przeżyła podczas pierwszego porodu przerosło jej najczarniejsze wyobrażenia. Nie chodziło o ból, trwający kilkanaście godzin, kiedy po każdym kolejnym skurczu była pewna, że nie dożyje następnego. Najgorszy był stres, który przeżyła, kiedy w malignie usłyszała, że grozi jej poród kleszczowy, bo na cesarkę było już za późno. Doszło do tego, że kilku stojących nad rodzącą, lekarzy bezradnie rozłożyło ręce, nie wiedząc jak pomóc malcowi ujrzeć nowy świat i tej, która naraziła go na takie męki. Na szczęście, jednego z owych bezradnych olśniło i ostatecznie udało się wyciągnąć matkę i noworodka z opresji.

Wtedy Laura obiecała sobie: nigdy więcej żadnych dzieci. Postanowiła, że nie będzie narażała drugiej niewinnej istoty na podobną gehennę.

A później, kiedy znalazła się już w sali poporodowej, w najwygodniejszym łóżku na świecie – tak jej się wtedy wydawało – płakała przez kilka godzin.

Nie mogła powstrzymać łez, nie mogła uwierzyć, że już jest po wszystkim, że jej Tomek jest cały i zdrowy, i że to co uważała za najgorsze w życiu, ma już za sobą. Teraz miała już tylko karmić, zmieniać pieluchy, nie spać po nocach i być, po prostu być przy swoim maluszku.

Mąż Laury, Rafał cieszył się, że wreszcie został ojcem.

Byli już trzy lata po ślubie, a jej w ogóle do macierzyństwa się nie spieszyło.

Miała swoją ulubioną pracę w bibliotece wojewódzkiej. Dostała się tam zaraz po studiach bibliotekoznawczych, uwielbiała książki. Znalazła się więc w swoim żywiole. Cisza, spokój i zapach starych woluminów przenosiły ją wmagiczny świat. Lubiła też rozpakowywać nowe książki, przeglądać kartki, ustawiać na półkach.

Kiedy urodziła Tomka, myślała, że szybko wróci do pracy. Ale tak zatraciła się w opiece nad oseskiem, że dopiero po dwóch latach przypomniała sobie o swojej ukochanej bibliotece.

Bardzo cieszyli się zRafałem ze swojego synka. Chował się zdrowo, był mądrym i ładnym chłopcem. Wszyscy go kochali i rozpieszczali.

Ojciec był dumny ze swojej pociechy i mimo zapracowania dużo czasu spędzał z Tomkiem. Wszyscy troje tworzyli zwyczajną rodzinę.

Rafał był bardzo zakochany w żonie i przez te kilka lat bycia razem nic się nie zmieniło. Pobrali się, bo bardzo się kochali, chcieli być ze sobą, tylko we dwoje. Poznali się na studiach, on był na ostatnim roku architektury, ona na czwartym bibliotekoznawstwa. A ponieważ Laura była nie tylko atrakcyjną studentką ale również mającą „dobrze poukładane w głowie” panienką, przyszły pan architekt stwierdził, że już lepszej kandydatki na żonę nie znajdzie i poprosił swoją ukochaną o rękę. Pobrali się po roku szaleństw.

Świetnie im się żyło. Od razu mieli swoje dwupokojowe mieszkanie, on dostał się do biura projektów na staż, ona obroniła pracę magisterską i rozpoczęła pracę w bibliotece.

Młody pan Pilawski z niepoprawnego, wiecznego imprezowicza przedzierzgnął się w domatora i cały swój wolny czas spędzał ze swoją piękną, mądrą żoną. Kiedy pojawił się Tomasz, szybko „zaprogramował się” na tatusia i chcąc uprzyjemnić Laurze bycie mamą, pomagał jej jak mógł w spełnianiu rodzicielskich obowiązków. Laura również, nie chcąc dać poznać po sobie jak bardzo dziecko wywróciło jej świat do góry nogami, starała się trzymać fason i robiła wszystko co mogła, żeby być, przede wszystkim, idealną matką.

Chciała również dalej być dobrą żoną. A kochanką? – Machnęła na tę sferę życia ręką. Doszła bowiem do wniosku, że nie da się wszystkiego robić na sto procent. Uważała, że teraz jest czas Tomka. Więc Rafał, chce czy nie chce, musi zejść na drugi plan . Zresztą, uważała to za naturalny stan przejściowy i specjalnie nie zawracała sobie tym głowy.

Amąż, jak to mąż, szybko zaczął domagać się swojego.

Ona, niestety, była permanentnie niewyspana i zbywała sypialniane zaloty, atym samym odsuwała Rafała od siebie.

Po kilku miesiącach zabawy w kotka i myszkę on zaczął mieć coraz częstsze, słuszne zresztą, pretensje o brak zainteresowania jego osobą. Wtedy, w sytuacjach krytycznych Laurze udawało się go jakoś ułagodzić. A potem wszystko zaczynało się od nowa.

Stało się tak, że ona, która nigdy wcześniej nie interesowała się dziećmi, po urodzeniu własnego, stała się matką na czterysta procent. Nic, ani nikt nie był w stanie tego zmienić. Od kiedy mieli dziecko, życie towarzyskie przestało istnieć. Ani oni nigdzie nie wychodzili, ani do nich nikt nie przychodził. Odbyły się jakieś tam kurtuazyjne wizyty i to wszystko.

Kiedy pojawia się maluch, dla towarzystwa jego rodzice już nie są atrakcyjni – stają się monotematyczni. Tak też było z Pilawskimi. Rafał jeszcze czasami spotykał się ze starymi kumplami, ale Laurze koleżanki nagle przestały być potrzebne. Było jej dobrze. Dużo czasu spędzała na powietrzu, na spacerach z wózkiem. Nawet nie miała ochoty na zawieranie nowych znajomości zinnymi paniami „od wózków”.

I tak sobie to wszystko trwało. Tomek skończył dwa latka i jego matka zaczęła myśleć o powrocie do pracy. Wtedy jeszcze tak masowo nie wręczano wypowiedzeń po urlopach wychowawczych. Wróciła więc do swojej biblioteki. Tomkiem zaopiekowała się babcia, co oznaczało, iż ominęła ją batalia o wybranie odpowiedniej opiekunki do dziecka.

Rafał zakończył staż w biurze projektów i rozpoczął pracę jako samodzielny architekt. Założył, z kolegą po fachu, biuro projektów i rozpoczęła się karuzela poszukiwania zleceń. Na swoim nie było już tak łatwo, ale powoli bez większych perturbacji, Rafał, w miarę zdolny architekt, zaczął zarabiać jakieś pieniądze. Sytuacja była dość stabilna. Wszystko toczyło się dobrze. Babcia, mama Rafała, póki co, nie wyrażała chęci rezygnacji z zajmowania się wnukiem, co bardzo cieszyło rodziców chłopca.

Niestety, szczęście nigdy nie może trwać zbyt długo.

2

Któregoś dnia, kiedy Rafał wrócił z pracy, zauważył, że jego żona zachowuje się dziwnie. Siedziała na kanapie, miała niewyraźną minę i patrzyła w sufit. Tomek bawił się na dywanie, a jego mama błądziła myślami gdzieś daleko.

Sprawiała wrażenie kompletnie nieobecnej, nawet nie zauważyła, że na progu pokoju stanął głodny małżonek.

– Kochanie, źle się czujesz?

Laura ledwo odwróciła głowę. Spojrzała na niego jakby widziała go pierwszy raz w życiu.

– Tak, źle się czuję – bąknęła obojętnie.

Rafał zajrzał do kuchni. Na blacie panował straszny bałagan, po podłodze walały się zabawki. Pomyślał sobie, że wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Wcześniej nigdy nie przytrafiło się Laurze, żeby zapomniała o obiedzie.

– Słuchaj, czy Tomek jadł coś?

– Co mówisz? – nieobecnym głosem zapytała.

– No, czy dziecko nie jest głodne, do cholery, co ty taka nieprzytomna? – krzyknął, bo przestawała mu się podobać cała ta idiotyczna sytuacja.

– Siedzisz, patrzysz w sufit, a ja jestem głodny jak wilk!

– Możesz sobie być głodny. Nic mnie to nie obchodzi. Idź do McDonalda, albo zamów pizzę! – równie wściekłym tonem odpowiedziała.

Pan Głodny, widząc, że sprawa jest poważniejsza niż myślał, trochę spuścił z tonu.

– A może mogłabyś mi wyjaśnić, co za trzęsienie ziemi nastąpiło, że tak irracjonalnie się zachowujesz?

– Co za słownictwo, nie możesz zapytać zwyczajnie, co ci odbiło? – z sarkazmem ripostowała.

– No dobrze, mów o co chodzi?

Nagle jego wzrok padł na znajomo wyglądający kartonik, leżący obok Laury na kanapie. Było to opakowanie po teście ciążowym. Więcej już nie pytał. Znał odpowiedź. Zatkało go. Nie wiedział, co powiedzieć. Znał zdanie swojej „drugiej połowy” na temat posiadania większej ilości dzieci. Chociaż on wcale nie zgadzał się znią wtej kwestii.

– No tak, już wszystko wiem. Wszystkie kataklizmy świata przy tym, co za chwilę mi oznajmisz, to pestka.

– Nic ci nie będę oznajmiała, skoro jesteś taki spostrzegawczy i sam się domyśliłeś.

– Nie trzeba być Einsteinem, widząc ciebie w takim stanie i leżący obok test ciążowy. Tylko jak ty zaszłaś w tę ciążę? Przecież do tej pory nam się udawało.

– No i przestało się udawać. Nieraz mówiłam ci, żebyś zakładał prezerwatywę, ale ty zawsze mówiłeś, że wiesz, co robisz. I proszę, takie są efekty twojej wiedzy i panowania nad sytuacją – Laura była coraz bardziej wytrącona z równowagi.

– No, ale przecież, w te tak zwane niebezpieczne dni, nie dawałaś mi się nawet dotknąć.

– W ciążę można zajść i, w tak zwane, bezpieczne dni. Wystarczy jakaś infekcja albo zmiana klimatu i wszystkie obliczenia biorą w łeb. Zresztą nie mam zamiaru z niczego ci się tłumaczyć. Chyba nie masz wątpliwości co do tego, że to będzie twoje dziecko?! – powoli zaczynała mieć dość tej głupawej rozmowy.

– Ale przecież ty ostatnio nie byłaś chora, ani nigdzie nie wyjeżdżałaś? To jak to się stało?

Laura wstała. Jej mąż powiedział o jedno zdanie za dużo. To już przekraczało, według niej, wszelkie granice przyzwoitości.

Wyszła z pokoju, założyła buty i kurtkę. Rafał stał jak wryty. Za chwilę usłyszał tylko trzask drzwi wejściowych i domyślił się, że został z Tomkiem sam. Przypomniało mu się, że był głodny, ale w tej sytuacji nie miał siły myśleć o jedzeniu.

„Ale się narobiło. A w ogóle, to gdzie ona poszła?” Nagle zauważył, że nie ma kluczyków od ich „malucha”. Wyjrzał przez okno, zdążył zobaczyć tył odjeżdżającego samochodu.

Za oknem padał deszcz, wiał wiatr, robiło się ciemno. Pilawski zaczął się denerwować i martwić o żonę. Doszedł do wniosku, że niepotrzebnie tak drążył temat możności lub nie – zajścia w ciążę. Sam nie wiedział, co mu strzeliło do głowy. Kochał Laurę jeszcze bardziej niż kiedyś. Była idealną matką, ostatnio nawet w łóżku świetnie im się układało. No i proszę, zaraz widać tego rezultaty w postaci nieodpowiednio zabarwionej kreseczki. Ale on wcale nie był przerażony, nawet się ucieszył. Jednak znając Laurę, nie powinien być zbyt wielkim optymistą.

Dochodziła dziewiąta wieczorem, a Laury ciągle nie było. Zadzwonił wcześniej do jej matki, koleżanek, siostry i nic. Nigdzie jej nie było. Tomek już dawno spał, a on przerzucał pilotem kanały w telewizji.

Nagle w drzwiach stanęła zapłakana żona.

– Gdzieś ty była, chcesz, żebym tu zawału dostał?!

– Ja już chyba przeżyłam trzy zawały i żyję, więc tobie też się nic nie stanie. Zresztą, skoro dałeś mi do zrozumienia, że dziecko może być nie twoje, to po co się martwisz? O niewierną żonę nie trzeba się martwić. Co za różnica, gdzie byłam, po co mam przebywać pod jednym dachem z człowiekiem, który aż tak mi nie ufa. Wyprowadzam się! – krzyczała rozdygotana Laura.

To, co właśnie usłyszał było dla niego większym szokiem, niż wiadomość, że ponownie zostanie ojcem.

– Co ty bredzisz? Uspokój się. Widzę, że rzeczywiście ci odbiło! Co ja takiego powiedziałem? Jak się słyszy taką wiadomość, to różne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy. Przepraszam, nie chciałem cię urazić. Wcale nie wątpię, że to moje dziecko, ale twoja ciąża jest dla mnie takim samym zaskoczeniem jak dla ciebie – Rafał próbował ratować sytuację.

– Masz bardzo dziwny sposób okazywania zaskoczenia. Słowa zostały wypowiedziane, nic już tego nie zmieni. Byłeś moim pierwszym mężczyzną, nigdy nawet nie pomyślałam, że mogłabym cię zdradzić. A ty do mnie z takimi tekstami?! Jesteś podły!

– Dobra, jestem podły, przepraszam, nie zastanowiłem się, co mówię, ale chyba można mi wybaczyć? – próbował przytulić Laurę.

Ona aż się wzdrygnęła.

– Nie dotykaj mnie! Trzeba było myśleć, zanim się powiedziało. Uważasz, że tobie wszystko może się wymsknąć, a ja muszę to zrozumieć- krzyczała i miotała się niczym, ptak zamknięty w klatce – Myślisz, że znowu odstawisz mnie do szpitala z dzieckiem w brzuchu, a odbierzesz z dzieckiem na ręku. Przyjdziesz po nas jak do sklepu znoworodkami. Najlepiej tak! Nic nie widzieć idostać do ręki gotowy produkt.

Rafał chciał coś wtrącić, przerwać ten koszmarny słowotok ale mu się nie udało. Laura gadała jak nawiedzona.

– Gdybyś wiedział, jakie męki przechodzi każda kobieta w czasie porodu, to byś tak tego nie bagatelizował. Skąd mam wiedzieć, czy i tym razem uda mi się urodzić normalne, zdrowe dziecko? Bez pomocy kleszczy, czy innych wynalazków!? A pomyślałeś o dziecku? Nie!!! Ty wiesz jaki ono przeżywa stres podczas wydostawania się na świat? Trzy razy większy, niż dorosła osoba w trakcie zawału!

Zdezorientowany Rafał obserwował krzyczącą, wymachującą rękami żonę, z lękiem, czy aby ta ciąża nie wpłynęła negatywnie na jej psychikę. Zastanawiał się, o czym ona w ogóle mówiła. Gadała jak nakręcona, nigdy wcześniej nie widział jej takiej. Ani w czasie poprzedniej ciąży, ani po urodzeniu pierwszego dziecka nie wygłaszała takich tyrad. Przestraszył się nie na żarty.

– Kochanie, usiądź, odpocznij. Cała się trzęsiesz.

– Nie mów do mnie „kochanie”! Nie jesteś pewien, czy dziecko jest twoje, więc odczep się! Daj mi torbę, zabieram Tomka ijadę do mamy!

Rafał dłużej nie miał zamiaru wysłuchiwać bredni rozhisteryzowanej kobiety, atym bardziejpozwolić jej wśrodku nocy budzić dziecko igdzieś je zabierać. Chwycił Laurę za ramiona iposadził na kanapie.

– Po pierwsze, nigdzie nie jedziesz, po drugie, nie powiedziałem, że dziecko nie jest moje, po trzecie, przestań dramatyzować. Ciąża to nie koniec świata, jak trzeba będzie, to ci zrobią cesarkę!

– No proszę, jak szybko znalazłeś rozwiązanie – Laura aż się gotowała – Kolejny męski wybieg. Ty, jak zwykle jesteś jasnowidzem. Uważasz, że wszystko da się załatwić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jacy bezradni potrafią być lekarze w nieprzewidzianych sytuacjach. Poród to loteria. I dla matki i dla dziecka. Albo się uda, albo nie – nie przestawała krzyczeć. Sprawiała wrażenie, jakby coś ją opętało.

– Laura, co ty za herezje wygłaszasz? Tak było sto lat temu, a teraz zawsze wszystko jest pod kontrolą – próbował ją uspokoić.

– Otóż wiedz, że nie zawsze! Doświadczyłam tego na własnej skórze i na samą myśl, że coś takiego może się powtórzyć, chce mi się wyć!- Kobieta zachowywała się jak w transie. W końcu osunęła się na podłogę.

Straciła przytomność. Rafał widząc, co się dzieje, zaczął klepać ją po twarzy, kiedy to nie pomagało, polał ją zimną wodą. Biegał z pokoju do kuchni, do łazienki, wpadając w coraz większą panikę.

Na szczęście Laura po chwili oprzytomniała. Otworzyła oczy i patrzyła na męża niewidzącym wzrokiem.

– Zemdlałam ?- wycedziła.

– Chyba tak. Ale już wszystko dobrze. Zadzwonię po Piotra. Jest lekarzem, coś poradzi – złapał za telefon i poprosił kolegę o pomoc.

Umęczona Laura nie protestowała. Nie miała już siły. Była skrajnie wyczerpana.

Następnego dnia obudziła się ze strasznym bólem głowy. W domu było podejrzanie cicho. Spojrzała na zegarek. Była dziesiąta. Przypomniała sobie wczorajszy koszmarny dzień. „Muszę zadzwonić do biblioteki, że nie przyjdę. Zaraz, a gdzie jest Tomek?” Wstała. Nie było ani Tomka ani Rafała. Na stole w kuchni leżała kartka. Wynikało z niej, że Tomuś był u teściowej, a w bibliotece też było załatwione. Nigdzie nie musiała dzwonić.

Poszła do łazienki, wzięła prysznic, potem zrobiła kawę. Ale zaraz uświadomiła sobie, że nie powinna jej pić. W nowym dla niej stanie wielu rzeczy nie będzie mogła robić, jeść. Znowu same ograniczenia. I ten lęk związany z porodem. Teraz bała się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Po prostu wiedziała, co ją czeka, była świadoma swojej niemocy.

O siebie się nie martwiła, wiedziała, że wytrzyma ból. Obawiała się o nienarodzone jeszcze maleństwo. Czy i tym razem ono okaże się na tyle silne, żeby poród zakończył się szczęśliwie?

Niestety, nie znała odpowiedzi na te pytania. I jeszcze ten głupi Rafał z tymi mądrościami na temat ojcostwa. Trzeba być imbecylem, żeby tak się zachować. Nie dość, że wiadomość spadła na nią jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, to jeszcze mąż ją dobił swoimi wywodami, co do tego, jak zaszła w ciążę.

Jednego była pewna. Sielanka się skończyła, czekało ją dużo więcej pracy i dużo więcej nieprzespanych nocy.

Żal jej też było biblioteki, dopiero kilka miesięcy temu wróciła, a tutaj taka niespodzianka.

Jeszcze nie myślała, co zrobi potem, ale jednego była pewna. Nie odda swoich dzieci na wychowanie ludziom. Nie po to ma się dzieci, żeby obcy się nimi zajmowali.

Nie wiedziała tylko, jak ma postąpić ze swoim, pożal się boże, mężem niedowiarkiem. Musiała go jakoś ukarać za to, jak ją potraktował.

Na razie zbierał sobie punkty, ale to wcale nie umniejszało jego winy.

Dobrze, że jako tako zarabiał, ale jak ona zrezygnuje z pracy, to wcale nie będzie tak kokosowo.

Jednak ta kwestia miała zacząć jej spędzać sen z oczu dopiero za kilka miesięcy. Na razie powinna skupić się na sobie i pomyśleć o przygotowaniu swojej starszej pociechy na przyjęcie rodzeństwa, no i obmyślić sposób na „umilanie” życia Rafałowi. Musi przecież odpokutować to nieprzemyślane chlapanie jęzorem. Wiedziała. Uczyni go jedynym żywicielem rodziny. Będzie musiał starać się podwójnie.

***

Okres ciąży minął bez większych niespodzianek, a jedynym zaskoczeniem było to, że tydzień przed planowanym terminem rozwiązania Laura dowiedziała się, że zamiast słodkiej dziewuszki znowu na świat przyjdzie chłopiec.

Doktor Musiała, ginekolog, jak gdyby nigdy nic oznajmił w trakcie badania USG, iż będzie musiała spróbować jeszcze raz, jeśli chce mieć córeczkę.

– No, przecież kilka miesięcy temu mówił pan, że to dziewczynka! – pierwszy raz od dawna przyszła matka podniosła głos – Wszystko już przygotowałam dla niej!

– No cóż, sama pani mówiła, że tylko geniusz jest w stanie coś zobaczyć wśród tych czarno- białych, rozmazanych plam, ja, niestety, widocznie nie zaliczam się do nich – pan doktor był rozbrajająco szczery.

– Trzecie dziecko!!! Pan chyba się nie słyszy! – ciężarna zaczęła wpadać w furię – Nie jestem pewna, czy to uda mi się urodzić, a pan prorokuje następną ciążę. Dziękuję, poprzestanę na chłopcach! – Laura pąsowiała i bladła na przemian.

Musiała próbował ją uspokoić, ale na nic się to zdało. Po chwili jednak opanowała się.

– No dobrze, wcale nie chodzi mi o płeć. Najbardziej boję się porodu i pan o tym wie.

– Droga pani Lauro, proszę się nie denerwować, zapewniam panią, że nic złego nie może się wydarzyć.

– A skąd pan wie? Jasnowidzem pan nie jest – zdesperowana kobieta poczynała sobie coraz bardziej niegrzecznie. Było jej kompletnie wszystko jedno, co sobie ten mądrala o niej pomyśli.

– Ale jestem lekarzem, bez względu na to, czy mi pani wierzy, czy nie. Przykromi, że wprowadziłem panią wbłąd, ale takie są dopuszczalne – próbował bronić się lekarz.

– Ciekawe, jakie jeszcze pomyłki etyka lekarska uważa za dopuszczalne? W ogóle nie powinno ich być. Wie pan o tym tak samo dobrze, jak ja. A jeśli urządzenia są na tyle niedoskonałe, że nie można postawić stuprocentowej diagnozy, to najlepiej z nich wcale nie korzystać. Kiedyś nie było ultrasonografów i dzieci się rodziły, to i teraz będą się rodzić – obrażonym głosem strofowała biednego lekarza jego rozmówczyni.

Doktor Musiała, zupełnie spokojnie, nie chcąc dać się zdenerwować, odpierał ataki rozjuszonej kobiety.

– Ale kiedyś umieralność noworodków była o wiele wyższa niż jest teraz.

– Jest niska dzięki pewnemu szaleńcowi, bez pomocy którego polskie szpitale byłyby reliktami przeszłości! – Laura posuwała się coraz dalej.

– Jest pani niesprawiedliwa i…

– O Boże, chyba odchodzą mi wody! – przemądrzalska ciężarna rozsunęła nogi i spojrzała w dół – stała w dość dużej kałuży.

– Nie mogło się to zdarzyć w lepszym miejscu i czasie. Ma pan szansę się wykazać – nawet w takim momencie nie pozostawała dłużna swojemu lekarzowi.

***

Trzymała na ręku małego Jacusia. Spał. Wyglądał tak samo jak Tomek zaraz po urodzeniu. Tylko włoski miał jasne. Taka sama maleńka jak piąstka, czerwono-pomarańczowa buzia, taki sam malutki nosek i usta, jak obrysowane kredką.

Laura przyglądała się swojemu nowemu dziecku i czuła wielką ulgę, że udało jej się wydać na świat drugiego syna. Niepotrzebnie kilka ostatnich miesięcy żyła w strachu, nie było tak dramatycznie jak za pierwszym razem. Poród przebiegł w miarę normalnie i o połowę krócej.

Jedno tylko, zresztą po raz drugi, niepokoiło leżącą w połogu kobietę. Kiedy inne matki, znajdujące się z nią na sali poporodowej, obcałowywały i zachwycały się każdą nową miną osesków, Laura dość obojętnie brała na ręce swojego syna. Nie odczuwała euforii, kiedy przystawiała go do piersi. I tak, jak za pierwszym razem, nie mogła oswoić się z myślą, że to jej własne dziecko.

Odnosiła wrażenie, że ktoś na chwilę dał jej do potrzymania noworodka i zaraz go zabierze. Nie docierało do niej, że to ona go urodziła. Nie wyobrażała sobie, jak można kochać dwoje dzieci naraz i jednakowo. Może to było dziwne, ale wtedy, tam w szpitalu, tak właśnie czuła.

Nie była w żadnym szoku poporodowym, skoro drugi raz reagowała podobnie. Po urodzeniu Tomka – przez kilka dni też nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że ma dziecko. Tak jak przedtem tak, i teraz musiało minąć kilkanaście dni, zanim pokochała swoją drugą pociechę.

Teraz już wszystko było w porządku. Czuła, że kocha Jacusia tak samo jak Tomka. Przekonała się też, że można kochać dwoje dzieci na raz.

Starszy syn bardzo miło przyjął brata. Miał już trzy i pół roku, może niewiele rozumiał z tego co się działo, ale jedno wiedział na pewno: mama już nie była tylko jego mamą. Tuliła drugiego, małego chłopczyka, którego też nazywała swoim synkiem. Od tej pory Tomek musiał już być duży.

Rafał był dumny ze swojego drugiego syna, często nosił go na rękach, nawet czasami mu śpiewał. Zupełnie zapomniał albo udawał, jak wielką przykrość sprawił żonie nieprzemyślanymi stwierdzeniami.

Laura nie zapomniała jednak tych chwil upokorzenia, jakie przeżyła przez męża, ale wybaczyła mu tę głupotę, ponieważ doszła do wniosku, że każdy facet jest zapatrzony przeważnie w siebie, w związku z tym mierzy wszystko swoją miarą. Ale o tym miała się przekonać za kilka lat.

***

Państwo Pilawscy byli już, tak zwaną, pełną rodziną, to znaczy 2+2.

Żona zajmowała się maluchami, nie spała po nocach, w dzień karmiła, chodziła na spacery, robiła zakupy, gotowała, prała, prasowała, a mąż pracował.

Przynajmniej takie sprawiał wrażenie, bo pieniędzy było coraz mniej, a czasami było tak, że w ogóle ich nie było. Pan biznesmen architekt miał coraz więcej problemów ze znalezieniem porządnych zleceń. Do tego, miał kłopoty z odzyskiwaniem już zarobionych pieniędzy, więc sytuacja była kiepska do kwadratu.

– Nie możesz brać mniejszych projektów, byle było zajęcie? W końcu jest was dwóch – Laurę martwiła bezradność męża.

– Damian zaczyna rozglądać się za czymś innym, zamierza założyć własną firmę budowlaną, połączyć projektowanie z wykonawstwem -odpowiadał Rafał.

– No, a nie możecie dalej robić tego razem?

– Najwyższy czas, żebyśmy się rozstali. Tak naprawdę, nie jesteśmy sobie do niczego potrzebni. Każdy z nas może działać na własną rękę. Tak będzie lepiej – próbował być wiarygodny.

– Poprztykaliście się? – Laura zgadywała zaniepokojona.

– Nie, to nie to.

– No to o co chodzi? Pewnie o pieniądze, mam rację?

– Bardzo domyślna jesteś.

Laura nawet nie spodziewała się, jak trafne były jej domysły. Od tej pory nie tylko sprawy związane z domem i dziećmi miały zaprzątać jej głowę.

Podstawowym problemem miały być właśnie pieniądze. Często zaczynało ich brakować. Czasy były takie, jakie były. Architekci mieli coraz mniej obiektów do projektowania, amałe prywatne domki też nie wyrastały jak grzyby po deszczu. Jednym słowem, karuzela kręciła się coraz wolniej. Czasami miała jeszcze jakieś zrywy ale coraz rzadsze.

Nigdy, co prawda, nie kąpali się w ptasim mleku, ale na bieżące wydatki starczało. Teraz, coraz częściej było gorzej niż źle. Zaczęły narastać zaległości w płaceniu rachunków, a to co przynosił Rafał (i to nieregularnie) było kroplą wody w morzu potrzeb.

Laura chodziła jak struta, nie miała serca do dzieci. Wszystkie czynności wykonywała mechanicznie. Ich życie zmieniło się w jeden wielki stres.

Coraz częściej się kłócili, a najgorsze było to, że Rafał w ogóle nie poczuwał się do winy za zaistniałą sytuację.

– To co zamierzasz robić dalej? – Laura z przerażeniem zadawała to pytanie.

– Jak to, co? Przecież nie siedzę z założonymi rękami. Chodzę do biura, szukam roboty, dzwonię gdzie się da -odbijał piłkę Rafał .

– Fakt, codziennie wychodzisz z domu, kilka lub kilkanaście godzin cię nie ma i to wszystko. Nie wierzę w to, żeby wszystko w Polsce zostało już zbudowane- drwiła ze swojego męża architekta.

– Ale my nie jesteśmy jedynym biurem poszukującym zleceń. Takich jak my są setki. Sytuacja jest ciężka, trzeba czekać na lepsze czasy- Rafał mówił tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z ich położenia – Ty też możesz iść do pracy.

– Ach tak! Nie dość, że mam na głowie dom, dzieci, twoje problemy, to jeszcze mam iść do pracy!? – zdenerwowanie Laury osiągnęło punkt kulminacyjny. Chciała mówić dalej ale mąż jej przerwał.

– Moja mama też miała na głowie dom, dzieci i pracowała.

– Ale ja nie jestem twoją matką i nie oddam swoich dzieci pod opiekę obcym ludziom. Jak chciałeś mieć dzieci, to teraz na nie zarób! I nie myśl sobie, że ja ci w tym pomogę. Zresztą, pensja bibliotekarki nie wystarczyłaby nawet na zapłacenie rachunków. Jesteś facet, rusz głową. Na projektowaniu świat się nie kończy – wjeżdżała mu na ambicję – Ja swoje obowiązki wykonuję w stu dwudziestu procentach. Więc ty też się wywiązuj! – odwróciła się i wyszła z pokoju. Miała już dość tych utarczek. Była zmęczona takim życiem, a przede wszystkim nieudolnością swojego męża.

Wcześniej sama myślała o powrocie do pracy, ale na myśl o szukaniu opiekunki cierpła jej skóra. Postanowiła jednak, że jutro zadzwoni do biblioteki, sprawdzi jaka jest sytuacja. Ale kiedy pomyślała sobie o swoich ewentualnych zarobkach, to dochodziła do wniosku, że lepiej będzie ten czas poświęcić dzieciom.

Następnego dnia okazało się, że szanse na jej powrót do pracy są zerowe. Dyrektor musiał zwolnić część kadry ze względu na oszczędności w całej budżetówce. Przy okazji dowiedziała się, że i dla niej jest przygotowany odpowiedni dokument.

Na początku zdenerwowała się, potem jednak wytłumaczyła sobie, że może to idobrze. Przynajmniej nie będzie musiała wybierać – praca czy dzieci. Los zdecydował za nią.

Po południu Rafał przyszedł zadowolony, przyniósł żonie kwiaty, przeprosił i obiecał, że będzie lepiej się starał, zresztą już sam bo pożegnał się ze wspólnikiem.

Dał Laurze dwa tysiące złotych, tyle na razie zdołał wydobyć z konta.

Na kilka dni sytuacja była załagodzona.

Tomek miał już ponad cztery lata, więc jego ojciec wymyślił, że można by go oddać do przedszkola.

– Po co dziecko ma chodzić do przedszkola, kiedy jestem w domu? – zdziwiła się na tę propozycję Laura.

– Będzie ci łatwiej, będziesz miała więcej czasu, mniej stresu.

– Dziękuję za troskę, nie stać nas na przedszkole.

– Boże, ty bez przerwy o tych pieniądzach. Ja chcę ci ułatwić życie, a ty, jak zwykle, niezadowolona.

– Czy ja narzekam, że mam za dużo pracy? Nie! Więc daj mi spokój. Rób swoje i nie zawracaj mi głowy nowymi wydatkami. Poradzę sobie. Ty zajmij się swoim biznesem. – Pani Pilawska była zniecierpliwiona postawą swojego męża. Była też zmęczona. Ciągłe niedosypianie, gotowość 24h na dobę dawały o sobie znać. Coraz rzadziej się śmiała, nie umiała tak jak kiedyś, cieszyć się postępami swoich dzieci.

Jacek miał już osiem miesięcy, zaczynał samodzielnie siadać, Tomek był coraz mądrzejszym chłopcem, szybko się uczył. Książeczki zwierszami Brzechwy znał na pamięć.

Laura bardzo kochała swoje urwisy, ale one coraz rzadziej to odczuwały. Kiedy Tomek przytulał się i mówił: „Kocham cię mamusiu” – ona czasami zastanawiała się, czy w ogóle zasługuje na te słowa. Czasami krzyczała na niego, kiedy coś nabroił, czasami wręcz się opędzała, bo nie miała siły ciągle czytać te same bajki, czy odpowiadać na setki pytań ciekawskiego synka. Zmęczenie dawało o sobie znać coraz częściej. Nie miała czasu ani poczytać, ani pomyśleć o jakichkolwiek swoich potrzebach.

Sytuacja w firmie Rafała wciąż nie była stabilna. Coś tam się działo, ale to nie było to, o co mu chodziło.

Któregoś dnia, po powrocie do domu Pilawski zastał żonę siedzącą na kanapie i patrzącą w sufit. Nogi się pod nim ugięły. Przypomniał sobie, że już raz tak było. Prawdziwe deja vu – pomyślał tylko – chłopcy siedzą na dywanie, a ona nieobecna.

– Kochanie, czy coś się stało? – zapytał cicho, przeczuwając, co zaraz usłyszy.

– Będziemy mieli trzecie dziecko – ledwo wyartykułowała.

Nic więcej Laura nie powiedziała. Nie spazmowała tak jak poprzednio, nie miała żadnych pretensji do męża ani do siebie. Taka jej reakcja zastanowiła go bardziej, niż krzyk i płacz. I nie chcąc, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu miesięcy, przezornie nic nie mówił.

W końcu, po paru sekundach odwróciła się w jego stronę i spokojnie zapytała:

– Nie dziwisz się?

– No wiesz, kiedy dwoje ludzi różnej płci dzieli ze sobą sypialnię, to taki przypadek wchodzi w rachubę – tym razem Rafał chciał być dżentelmenem.

– Nie zastanawiasz się, jak poradzimy sobie z trojgiem takich małych dzieci? Przecież Jacek ma dopiero dziewięć miesięcy – z przerażeniem, ale bez emocji cedziła słowa Laura.

– Będę ci pomagał, nie muszę spędzać tyle czasu w biurze.

– Nawet nie wyobrażam sobie, że będzie inaczej, ale mam na myśli również sprawy finansowe, bo do ciebie chyba jeszcze nie dotarło, że kolejne dziecko to nowe wydatki.

Tak naprawdę, to nie miała na myśli tylko kwestii finansowych. Uprzytomniła sobie, że ledwie udało jej się zrzucić parę kilogramów, to znowu będzie wyglądać jak balon, że przecież Jacka trzeba jeszcze cały czas nosić na rękach, że znowu będzie się źle czuła, że jak urodzi trzecie dziecko, to dwoje będzie w pieluchach, a Jacek ledwie zacznie stawiać pierwsze kroki.

Mimo, iż była kobietą o dość szerokich horyzontach myślowych, nie była w stanie sobie wyobrazić swojego życia za osiem miesięcy. Jej nowe dziecko od miesiąca było w jej brzuchu. Tysiące myśli targało jej umysłem. Rafał coś tam do niej mówił, ale ona patrzyła na niego tępo i nie słuchała. Nic ani nikt nie był w stanie pocieszyć Laury, a tym bardziej zrozumieć.

Czuła się tak, jakby nagle została zupełnie sama na świecie, jakby wszyscy bliscy jej ludzie odsuwali się od niej, zostawiając na pożarcie życiu. Wydawało jej się, że stacza się w czarną otchłań, ale na jej końcu dostrzega maleńkie światełko.

To była nadzieja. Otworzyła oczy. Rafał siedział obok na fotelu i trzymał na kolanach Jacusia. Tomek oglądał bajkę w telewizji.

Uświadomiła sobie, że zasnęła. Pomyślała, że nie jest w stanie już niczego zmienić. Dziecko z godziny na godzinę stawało się większe. Powinna się uodpornić, zwłaszcza teraz. Musi poradzić sobie z szokiem, który przeżywa. I to sama. Wiedziała, że nikt jej w tym nie pomoże. Jedyne, czego była pewna, to to, że trzeba będzie stopniowo odstawić Jacusia od piersi. Nie da rady karmić jedno dziecko i być w ciąży z drugim. To było ponad siły.

– Jak się czujesz? – zamartwił się Rafał.

– A jak wyglądam? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– Sama wiesz, że nie jesteś w szczytowej formie. Ale nie martw się, w nagrodę za to, co cię czeka, na pewno urodzisz dziewczynkę – mąż pocieszał żonę jak mógł, chociaż sam też był w minorowym nastroju.

– Wiesz, jakie mamy szanse?

– Jak to jakie? 50 na 50 – Rafał próbował żartować.

– Pozostaje mieć nadzieję. Jeśli jednak urodzi się chłopiec, to już nie mam koncepcji na imię.

– No, widzę, że wracasz do rzeczywistości. Imię to najmniejszy z problemów, z jakim będziemy musieli się uporać – Rafał objął Laurę i pocałował w czoło.

***

Kiedy leżała na tym okropnym twardym łóżku porodowym, a na jej brzuchu położono tłuściutką dziewczynkę, po policzkach płynęły jej łzy.

– Nie cieszy się pani? – zapytał zdziwiony doktor Musiała – Mówiłem, że będzie dziewucha – uśmiechał się triumfalnie.

– No tak, tym razem coś tam pan zobaczył wśród tych czarno-białych plam. Ale ja itak, na wszelki wypadek, panu nie wierzyłam. Dopiero teraz wiem na pewno, że mam córkę.

– No i była pani bardzo dzielna. Gratuluję. Wspaniała panna.

Dla matki owej dorodnej panny najważniejsze było to, że tym razem cała akcja odbyła się w ekspresowym tempie. Bolało, jak zwykle, ale kilka chwil po pojawieniu się maleńkiej na tym świecie, rzeczywiście zapomniała o bólu.

Teraz już tylko myślała, co to będzie gdy wróci do domu. Gdy znalazła się w wygodnym, szpitalnym łóżku, zaczęła zdawać sobie sprawę, że dla niej to ostatnie chwile odpoczynku. Za trzy dni rozpocznie jazdę już nie na karuzeli, ale na rollercoasterze.

Martwiła się, jak bracia przyjmą swoją maleńką siostrę Anastazję. Tak, sama, bez konsultacji z Rafałem, postanowiła dać córeczce na imię.

Tuż przed porodem miała rzadką okazję zapoznania się z historią rodziny ostatniego cara Rosji, w której nie do końca znane były losy jednej z jego córek, właśnie Anastazji. Była pewna, że to imię, tak jak i, prawdopodobnie, carównę uchroni przed przeciwnościami losu. Bo to, że jej córeczka będzie kimś wyjątkowym, wiedziała od momentu, w którym ją ujrzała.

3

Wcale nie przesadziła, porównując swoje nowe życie, w piątkę, do jazdy na rollercoasterze. Ledwo przekroczyła próg mieszkania z córką na ręku, rozpoczął się wyścig z czasem, samą sobą i z zaspokajaniem potrzeb dzieci.

Tomek, kiedy pierwszy raz zobaczył Nastusię, powiedział tylko: