Rok uciekiniera 365. Luty - Gabrielle Lord - ebook

Rok uciekiniera 365. Luty ebook

Gabrielle Lord

0,0

Opis

Drugi tom młodzieżowej serii sensacyjnej „Rok Uciekiniera 365”. Zaczął się luty, a życie Calluma Ormonda wciąż jest zagrożone – i to coraz bardziej...

Druga część młodzieżowej serii sensacyjnej nazywanej Harrym Potterem nowej generacji. Historia, która zyskała już rzesze wielbicieli nie tylko w samej Australii, lecz również w wielu krajach obu Ameryk, Europy i Azji.
W styczniowym tomie Callum Ormond został wplątany w tajemniczą historię Zagadki Ormondów, którą badał jego tragicznie zmarły ojciec, dwa razy został porwany przez gangi, oskarżono go o napad na wujka i siostrę, a na koniec znalazł się w wielkim zbiorniku szybko zapełniającym się zużytym olejem... Jak uda mu się uratować? I jak dalej potoczą się losy młodocianego zbiega?
Powieść autorstwa Gabrielle Lord, w Australii ochrzczonej mianem pierwszej damy powieści kryminalnej, stała się światowym bestsellerem, doczekała się także ekranizacji i jako serial została wyemitowana przez Family Movie Chanell. Teraz także polscy czytelnicy mogą śledzić fascynujące, trzymające w napięciu do ostatniego tomu losy Calluma.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 137

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla Hélène, Jessici i Sama

 

Tytuł oryginału:Conspiracy 365: January

Tytuł serii:Rok uciekiniera 365 Podtytuł:Luty

 

Pierwsze wydanie przez Scholastic Australia w 2010 Copyright tekstu: © Gabrelle Lord 2010 Copyright ilustracji: © Scholastic Australia 2010 Ilustracje: Rebecca Young Copyright okładki: © Scholastic Australia 2010 Okładka: Natalie Winter

 

Fotografie z okładki: męska postać – Michael Bagnall © Scholastic Australia 2010, helikopter © Einur/Shutterstock, płot © Hitoshi Nakamura/Taxi Japan/Getty Images, pociąg © Digital Vision/Getty Images, żeńska postać © istockphoto.com/Tyler Stalman

 

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment tej publikacji nie może być powielany lub transmitowany w żadnej formie i żadnymi środkami, elektronicznymi lub mechanicznymi; włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem, przechowywaniem w systemach odzyskiwania danych lub jakiejkolwiek inaczej bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy, chyba że zgodnie zostało to wyszczególnione w Australian Copyright Act z 1968 z poprawkami.

 

Redakcja       Ewa Tamara Kędziorek

Korekta      Bartosz Maciejewski       Joanna Banach

Skład      Inpingo SA

Adaptacja okładki i grafik       Studio Adekwatna

 

© 2010 by Gabrielle Lord © 2014 for the polish edition by ARTVITAE Sp. z o.o.

 

Warszawa 2014 Wydanie I

 

All Rights Reserved

 

ARTVITAE Sp. z o.o. e-mail:[email protected]

 

eISBN 978-83-88108-39-6

W POPRZEDNIM TOMIE:

31 grudnia

Goni mnie jakiś szaleniec, który oznajmia, że mój ojciec został zamordowany, a mnie spotka identyczny los, jeśli nie ukryję się do północy kolejnego 31 grudnia. 365 dni…

1 stycznia

Ledwo udaje mi się przeżyć wypadek z łódką podczas gwałtownej burzy na oceanie pełnym rekinów.

2 stycznia

Ktoś włamuje się do naszego domu, pozostawiając po sobie totalną demolkę.

9 stycznia

Dzwoni do mnie jakaś kobieta, twierdząc, że ma informacje o moim tacie, ale zanim dochodzi do spotkania, zostaję porwany i przesłuchany przez bandę kryminalistów.

10 stycznia

Po tym, jak cudem udaje mi się uciec bandziorom, brutalnie zaatakowany zostaje mój wujek i siostra. Rafe dochodzi do siebie w szpitalu, a Gabbi leży pod respiratorem. W wiadomościach pokazują mnie jako sprawcę napaści! Teraz ściga mnie także policja! Nie mam innego wyboru – muszę uciekać.

13 stycznia

Ukrywam się w ruderze przy St Johns Street, próbując zrozumieć szalone rysunki, które tata sporządził tuż przed śmiercią, i zastanawiam się, jak oczyścić się z fałszywych zarzutów.

31 stycznia

Zostaję porwany przez inny gang, którego szefem jest cieszący się złą sławą Vulkan Sligo. Kiedy orientuje się, że nie dostanie ode mnie potrzebnych informacji, zamyka mnie w podziemnym zbiorniku wypełniającym się starym olejem, pozostawiając na pewną śmierć przez utonięcie…

1 lutego

Pozostało 334 dni…

Parking

00:00

Śmierdzący, zużyty olej wylewał się z rury po mojej prawej stronie, wciąż wypełniając podziemny zbiornik, w którym zostałem uwięziony. Usiłowałem utrzymać usta nad powierzchnią płynu, tłukąc jednocześnie śliskimi pięściami w pokrywę nad głową. Bez powodzenia. Ani drgnęła.

Samochody ruszyły z piskiem opon, szybko oddalając się od parkingu i przypominając mi, że zostałem kompletnie sam. Skazany na śmierć.

00:03

Bez względu na to, jak bardzo taplałem się w gęstym, kleistym oleju, byłem bezradny wobec mazi zalewającej mi twarz. Już praktycznie zakrywała moje usta. Zacisnąłem je i rozpaczliwie wygiąłem głowę do tyłu, zmuszając nozdrza – moją ostatnią szansę na przeżycie – do odsunięcia się od czarnej tafli, pod którą znajdowałem się już praktycznie w całości.

Powtarzałem sobie, że muszę uspokoić oddech. Wiedziałem, że w momencie, w którym zacznę wciągać olej nosem, umrę. Wszechogarniające, żrące opary parzyły moje płuca niczym kwas. Kręciło mi się w głowie, a ze strachu oddychałem jeszcze szybciej.

W głowie usłyszałem swoje własne słowa sprzed kilku minut… Ruda. Fioletowe okulary. Ale ja przecież nigdy nie widziałem kobiety, która mnie porwała, więc jak mogłem powiedzieć o tym Sligo?

A co bardziej zastanawiające, on zdawał się doskonale wiedzieć, o kim mówię – na konferencji poznał kogoś, kto idealnie pasował do tego opisu. Co tu się dzieje?

Wywinąłem się śmierci na morzu zaledwie miesiąc temu, by spotkać ją ponownie tutaj. Ale tym razem nie było ucieczki.

00:04

Poziom oleju sięgał mi już do podstawy nosa. Jeszcze chwila i całkiem zaleje mi nozdrza…Mocniej naprężyłem mięśnie, próbując unieść się choćby milimetr wyżej, ale okazało się to absolutnie niemożliwe. Po prostu nie było już dokąd uciekać.

Zacząłem wdychać kropelki oleju. 365 dni… Dziwaczne ostrzeżenie spotkanego w Sylwestra szaleńca szyderczo zadźwięczało w mojej głowie. Udało mi się przetrwać zaledwie miesiąc. Bez względu na to, jaka zabójcza siła uwzięła się na moją rodzinę, wreszcie dopadła i mnie. Jeszcze kilka sekund i nie będę już w stanie oddychać… Zamknąłem oczy, licząc na szybki koniec.

00:05

Byłem tak skupiony na spokojnym umieraniu, że nie usłyszałem, kiedy dokładnie ustał chlupot płynu. Jednak, z jakiegoś powodu, zbiornik przestał się napełniać. Jakimś cudem pompa się wyłączyła!

Wyglądało na to, że w tajemniczy sposób przerwano topienie mnie żywcem. Co się stało? Całym moim ciałem wstrząsały dreszcze. Byłem praktycznie całkowicie zanurzony w oleju, ale jednak wciąż żyłem…

Otworzyłem oczy, wciąż z trudem utrzymując nozdrza ponad poziomem oleju, i zacząłem nasłuchiwać…

Cisza.

Powoli podniosłem rękę, starając się nie wzburzyć fali, która zalałaby mi twarz, i uderzyłem w pokrywę nad głową.

Wcisnąłem się nieco bardziej w kąt, licząc, że uda mi się mocniej naprzeć na właz. Strata energii. Nieźle. Olej może i przestał się lać, ale wciąż tkwiłem w pułapce.

00:09

Ulga, jaką odczuwałem jeszcze chwilę temu, szybko przerodziła się w totalne przerażenie. Jak idiota sądziłem, że zatrzymanie strumienia oleju oznaczało, że przeżyłem, że ktoś przybył mi na ratunek. Dopóki jednak nie wydostanę się ze zbiornika, moja sytuacja pozostaje bez zmian.

Myśli galopowały w mojej głowie jak szalone. Może lepiej byłoby, gdyby zbiornik zapełnił się w całości. Wtedy przynajmniej szybko bym utonął. A tak będę tkwił w ciemności zbiornika i uduszę się albo, co gorsza, powoli będę umierał z pragnienia!

Jak się z tego wyplątać?

00:18

– Hej!

Czyjś głos?

– Ty tam w zbiorniku! – Głos mówił dalej. – Wszystko okej?

Okej? Ktoś pytał, czy u mnie wszystko okej? A może miałem omamy słuchowe? Tak mi się już kręciło w głowie od oparów, że nie byłem niczego pewien. Chciałem krzyknąć, ale nie mogłem otworzyć ust. Musiałem wydać jakiś dźwięk, jakikolwiek, by dać znać osobie na zewnątrz, że wciąż żyję. Z przerażeniem myślałem o tym, że mógłbym przegapić swoją szansę – nawet mglistą – na wydostanie się z tego ponurego grobu i zostać w nim już na zawsze.

Powoli i ostrożnie wziąłem wdech, zacisnąłem oczy, po czym walnąłem we właz obiema pięściami. Olej natychmiast zachlapał mi całą twarz.

Znieruchomiałem i czekałem.

Wiedziałem, że nie wstrzymam oddechu dużo dłużej.

Gdy już chciałem się poddać, usłyszałem skrzypiący i chrzęszczący odgłos. Ktoś odkręcał właz!

Pokrywa uniosła się i delikatne światło rozjaśniło czarne morze wokół mnie. Odepchnąłem się od drabiny i wydostałem się przez otwór, plując i łapczywie połykając powietrze. Uwolniłem usta i nos od zabójczej cieczy i wróciłem do świata żywych.

Kaszlałem i kichałem niepowstrzymanie, szaleńczo potrząsając przesiąkniętą olejem głową. Uczepiłem się ziemi, podczas gdy dolna część mojego ciała wciąż jeszcze była zanurzona w wypełnionym olejem zbiorniku.

– Jest tu kto? – udało mi się wreszcie wyskrzeczeć, plując przy tym olejem.

Cisza.

– Halo? – zapytałem ponownie, uważnie rozglądając się dookoła.

Czyżbym miał zwidy? Może to jakaś sztuczka albo rodzaj psychicznej tortury wymyślonej przez Vulkana Sligo?

– Może już się stamtąd wyczołgasz, co? Czy może podoba ci się kąpiel?

Nie było mowy o pomyłce, na pewno słyszałem czyjś głos. I to głos dziewczyny. Z wysiłkiem podciągnąłem się nieco wyżej. Ciuchy i buty miałem ciężkie i przemoczone, a stopy ślizgały się jak opętane, przez co poobijałem sobie piszczele o stopnie drabinki.

Wreszcie wylazłem ze zbiornika i wycieńczony przewróciłem się na plecy.

Coś pojawiło się nade mną. Zamrugałem i spróbowałem skupić wzrok.

Nade mną stała dziewczyna, którą widziałem wcześniej w biurze razem ze Sligiem Vulkanem, ta z dziwnym makijażem i rozwianymi włosami. Gapiła się na mnie tymi swoimi umalowanymi oczami w kształcie migdałów.

– Kim jesteś? – udało mi się wybełkotać. – Czy to ty wyłączyłaś pompę?

– Spójrz na siebie – powiedziała, pokazując palcem. – Wyglądasz jak potwór z bagien!

Co?

– Właściwie to czoło i oczy wyglądają całkiem ludzko. Prawie – roześmiała się.

Po tym wszystkim, przez co przeszedłem, ta dziewczyna robiła sobie ze mnie żarty? Zacząłem się podnosić, wymyślając na poczekaniu jakąś ciętą ripostę, ale zamiast tego udało mi się poślizgnąć i ciężko walnąć na ziemię.

Gdy usiadłem, znowu usłyszałem jej śmiech. Ta laska znowu się ze mnie nabijała!

– Szkoda, że siebie nie widzisz! – zachichotała, gdy odczołgiwałem się od włazu. – Mówię ci, to przezabawne!

Znowu spróbowałem wstać, ale tym razem złapała mnie za prawą rękę i przytrzymała. Miała zaskakująco mocny chwyt. Gdy łapałem równowagę, by móc ustać bez jej pomocy, jeden z moich upaćkanych olejem trampków wpadł w gwałtowny poślizg i znowu wylądowałem na ziemi.

Dziewczyna wciąż trzymała mnie za rękę, więc też się przewróciła… prosto na mnie. Przynajmniej przestała się śmiać.

Zerwała się na równe nogi i ściągnęła twarz w grymasie obrzydzenia. Teraz jej dłonie i ubranie także były upaprane olejem.

– Popatrz, co narobiłeś! – wrzasnęła.

– Normalnie jak potwór z bagien – zakpiłem. – Szkoda, że siebie nie widzisz!

Spuściła wzrok, bez powodzenia próbując zetrzeć czarną maź.

– Muszę się tego pozbyć – powiedziała, po czym odwróciła się i pobiegła do budynku za biurem, w którym mnie przesłuchiwali. Ruszyłem za nią, nieco chlupocząc.

00:38

Znajdowaliśmy się w jakiejś pralni. Dziewczyna myła twarz nad wielką stalową wanną. Nad zbiornikiem, przed którym stałem, wisiało pęknięte lustro. Spojrzałem w swoje odbicie i zamarłem, zszokowany. Białka oczu wyzierały z umorusanej czarnej głowy, a olej ściekał mi powoli po twarzy glutowatymi strumieniami i skapywał na podłogę.

Serce powoli uspokajało swój szaleńczy rytm. Przeżyłem. Wydostałem się z tego świństwa.

– Daleko nie zajdziesz, jeśli będziesz tak wyglądał – ostrzegła mnie, spoglądając z ukosa ciemnymi, rozmazanymi oczami. – Lepiej się pośpiesz, jeśli chcesz się umyć, bo wkrótce wrócą, żeby wyłowić twoje ciało ze zbiornika, a jeśli znajdą cię tu, a nie tam, nie tylko ty będziesz miał przechlapane.

Wyraźnie się spieszyła i wciąż patrzyła ponad moim ramieniem na drzwi. Chociaż miała ładną buzię, to jej oczy były zimne i poważne. Jednak, z jakiegoś powodu, została tu i uratowała mi życie.

– Dobra – powiedziałem – ale muszę najpierw dorwać swój plecak.

– Ja ci już wystarczająco pomogłam. Spadam stąd, jak tylko się doczyszczę. Radź sobie sam.

Szybko zmyłem nieco oleju z twarzy. Wiedziałem, że nie mam za dużo czasu, by uzyskać odpowiedzi, których potrzebowałem, ale ta dziewczyna na pewno mogła mi coś powiedzieć.

– A jaka jest twoja historia? – zapytałem. – Co robisz z Vulkanem Sligo i dlaczego mi pomogłaś?

Wytarła pośpiesznie twarz ręcznikiem.

– Chcesz wiedzieć, czemu ci pomogłam? – zapytała. Ewidentnie nie miała zamiaru odpowiadać na pierwszą część pytania.

– Zrobiłam to, bo… podobają mi się twoje kolczyki – rzuciła.

– Uratowałaś mi życie z powodu moich ćwieków? – Obmacałem się szybko, by sprawdzić, czy sztuczne ćwieki w ogóle jeszcze są na miejscu. Nagle przypomniałem sobie o celtyckim pierścieniu od Gabbi i w panice zacząłem macać się po palcach. Z ulgą odkryłem, że nie zsunął się ani odrobinę.

– Masz z tym jakiś problem? – warknęła. – Co to w ogóle za różnica? Żyjesz, tak? Nie wystarczy ci to?

Ta laska była niewiarygodna.

– Lepiej się pośpiesz, jeśli chcesz żyć dalej – dodała. – Mówię serio, Sligo wróci lada moment i jeśli mnie zobaczy – zawahała się i przerzuciła torbę przez ramię – będzie wiedział, że to ja cię wypuściłam. A do tego nie możemy dopuścić. Nie może się nawet dowiedzieć, że wiedziałam, że jesteś w zbiorniku.

– Kumam – odparłem. Mogła sobie darować te ostrzeżenia. Wiedziałem, co mi grozi. Sligo zostawił mnie tu na pewną śmierć. Wiedziałem, do czego był zdolny. – Najpierw musimy jednak wrócić do biura i odzyskać mój plecak.

Wygładziła swoją zawilgoconą spódnicę.

– My? Wybacz, ale tak jak mówiłam, nie mam czasu. Nie chcę skończyć w zbiorniku na olej jak ty. Nie sądzę, żeby ktokolwiek przybył mi na ratunek.

Chwyciła leżący na wannie szalik i ruszyła w stronę drzwi.

– Czekaj! Kim jesteś? Dlaczego mi pomogłaś?

Przepchnęła się obok mnie i zwolniła na chwilę przy drzwiach.

– Słuchaj, mogę poczekać na ciebie kilka minut na ulicy. Ale kręcenie się po tym miejscu choć chwilę dłużej jest dla mnie po prostu zbyt niebezpieczne. Jeśli uda ci się uciec, zanim wróci Sligo, nie wychodź głównym wejściem. Skorzystaj z małej furtki w rogu na tyłach parkingu. – Spojrzała na zegarek i zaczęła biec, odwracając się jeszcze tylko, by krzyknąć:

– Poczekam tylko kilka minut, jasne?

– Ale moje rzeczy! – odkrzyknąłem. – Biuro jest zamknięte!

Jej głos znikał już powoli w oddali:

– Na górze ramy okna jest zapasowy klucz!

00:52

Popędziłem do schodów przed biurem, zostawiając za sobą ciemne, mokre ślady. Wbiegłem na werandę i wyciągnąłem się, macając ramę nad oknem z prawej strony.

Nic.

Usłyszałem dźwięk nadjeżdżającego samochodu. To na pewno Sligo i jego banda wracali po moje ciało.

Rzuciłem się na lewe okno, a moje błądzące po omacku palce wreszcie trafiły na klucz. Prawie go upuściłem – wciąż jeszcze byłem dość oblepiony śliską mazią – ale jakoś udało mi się otworzyć drzwi. Mój plecak leżał dokładnie tam, gdzie go ostatnio widziałem – wrzucony do kosza. Wpadłem do środka, wyjąłem go ze śmieci i wyskoczyłem z pokoju jak poparzony.

Odgłosy auta ucichły. Podwórko wyglądało na puste. Może jednak to nie był Sligo.

Zrzuciłem z siebie przesiąknięte olejem dżinsy i z torby wyciągnąłem czystą parę spodni, po czym z trudem wsunąłem na mokre nogi. Na plecy zarzuciłem bluzę z kapturem i zacząłem biec, mając szczerą nadzieję, że nie trzymali tu jakichś krwiożerczych owczarków.

Nagle potężne, automatyczne światło zalało cały teren. Odwróciłem się gwałtownie i zorientowałem, że stoję, znieruchomiały z zaskoczenia, w świetle reflektorów. Samochód, który słyszałem, stał dokładnie za mną!

Ruszyłem biegiem. Jasne światła zadrżały i podążyły za mną, gdy samochód wjechał głębiej na podwórko.

Ze środka wyskoczyło dwóch facetów i pobiegło w moim kierunku. Przyspieszyłem, licząc, że znajdę furtkę, o której mówiła tamta laska. Starałem się trzymać głowę nisko i manewrowałem pomiędzy pordzewiałymi częściami samochodów, silnikami i innymi urządzeniami, aż wreszcie zauważyłem przejście w drucianym ogrodzeniu.

Wyszedłem z ukrycia i puściłem się biegiem.

01:01

Z tyłu bandziory groziły mi i krzyczały. Opuściłem nieco głowę i pobiegłem ile sił w nogach.

Gdy przebiegłem kilkaset metrów od furtki, zwolniłem nieco, rozglądając się po ulicy w poszukiwaniu dziewczyny. Wyłoniła się nagle z jakichś krzaków.

– Szybko! – krzyknąłem. – Są tuż za mną!

Dołączyła do mnie bez słowa i we dwójkę pędziliśmy wzdłuż drogi, skręcając bez zastanowienia w przypadkowe uliczki – byle tylko uciec od tego miejsca tak daleko, jak to tylko możliwe. Z dala od Sligo. Z dala od zbiornika z olejem. Od niebezpieczeństwa.

01:23

Wreszcie odgłosy pościgu ucichły i przestaliśmy biec. Oparłem się ciężko o ceglane ogrodzenie, usiłując złapać oddech. Dziewczyna również stanęła i dyszała obok mnie. Spojrzała na wnętrze swoich dłoni i zauważyłem, mimo kiepskiego oświetlenia latarni, że były czerwone, opuchnięte i pełne odcisków. Musiała się zranić, zakręcając dopływ oleju.

Nagle uniosła wzrok i zauważyła, że gapię się na jej ręce.

– A ty nawet nie powiedziałeś „dziękuję” – warknęła.

01:25

– Uwierz mi – powiedziałem cicho – jestem wdzięczny. Dziękuję… Nawet nie wiem, jak masz na imię.

Zignorowała mnie i ruszyła przed siebie. Naprawdę uratowała mi życie, więc skoro chciała pomilczeć, to nie zamierzałem jej w tym przeszkadzać. Na razie.

Szliśmy tak we dwójkę i miałem nadzieję, że zwiększyliśmy dystans pomiędzy nami a Ślimakiem, przynajmniej na jakiś czas. Pociłem się od ciepłego, nocnego powietrza i całej tej bieganiny. Ech, życie.

– Za to ja wiem, jak ty masz na imię – powiedziała nagle, unosząc wzrok i przesuwając swoją haftowaną torbę na drugie ramię. – Wszyscy w mieście to wiedzą. Sligo tym bardziej.

Z tak bliska widziałem zielono-złote plamki w jej ciemnych oczach. Zauważyłem też, że w jej dzikich, falujących włosach skrzyły się małe iskierki.

– Wiem – odparłem. Ale co chciała przez to powiedzieć? Sligo nie wyglądał mi na kolesia, którego interesowałby nastoletni zbieg, a był tylko jeden powód, dla którego mógł w ogóle się do mnie przyczepić – musiał w jakiś sposób dowiedzieć się o niezwykłym odkryciu mojego taty. Sligo wiedział już o aniele, o rysunkach, o klejnocie i o Zagadce. Może dostał jakiś cynk z konferencji w Irlandii.

01:32

Znowu się zatrzymaliśmy. Było cicho i spokojnie, nie licząc świerszczy. Czułem, że cały drżę. Pewnie jakiś rodzaj opóźnionego szoku.

Otaczały nas podmiejskie domy, których mieszkańcy już z pewnością dawno leżeli w łóżkach. Pomyślałem o mamie, jej bezsennych nocach w naszym domu tak daleko stąd, i o Gabbi, samotnie śpiącej w szpitalu, podłączonej do respiratora. Mama straciła prawie całą naszą rodzinę – najpierw tatę, w pewnym sensie Gabbi i teraz mnie. Tak straszliwie pragnąłem wrócić do mojego starego życia i tak bardzo nie chciałem być tym ściganym dzieciakiem, ciągle w biegu, żyjącym w rozpadającej się ruinie, próbującym wciąż być o krok przed… wszystkimi.

– Czasem coś niechcący usłyszę – powiedziała dziewczyna, przerywając znienacka bieg moich myśli. – Wiem, że masz coś, czego chce Sligo.

Spojrzałem w dół ulicy.

– A wiesz, co to takiego? – zapytałem. Byłoby super, gdyby ta dziewczyna miała dla mnie jakieś konkretne wiadomości.

Pokręciła głową, a brokat w jej włosach rozbłysnął jak małe gwiazdki.

– Wiem tylko, że to coś gigantycznego i że nic go nie powstrzyma przed dorwaniem tego czegoś.

– Zorientowałem się.

– Ale wiedziałam, że nie masz pojęcia, o co chodzi – powiedziała beznamiętnym tonem. – Powiedziałbyś mu, gdybyś coś wiedział. Każdy by tak zrobił… mając do wyboru utonięcie w starym oleju.

Wreszcie jakieś stwierdzenie; coś, z czym mogłem się zgodzić.

– Zdajesz się wiedzieć o mnie naprawdę sporo. To chyba nie do końca fair, że ja nie wiem nawet, jak masz na imię – powiedziałem, mając nadzieję, że ta szczera rozmowa potoczy się dalej. Byłem ostrożny, nie chciałem jej wystraszyć. Byłem jej wdzięczny za wyłączenie pompy, ale jednocześnie miałem tyle pytań, które chciałem zadać. Nie tylko na temat Sligo czy tego, co wiedziała o moim tacie, ale i na temat niej samej. Pomogła mi – uratowała mi życie – ale co robiła ze Sligo? Nie potrafiłem jej rozgryźć. W niczym nie przypominała dziewczyn, które znałem ze szkoły. Ale, mimo swojego dziwactwa, była towarzystwem, a naprawdę brakowało mi kogoś, z kim mogłem pogadać… kogoś, kto przypadkiem nie próbował mnie zabić.

– Powiem ci, jak mam na imię, jak już tam dotrzemy – powiedziała.

– Dokąd dotrzemy? Myślałem, że uciekamy stąd?

– Teraz to ty pomożesz mnie.

– Tak? Mogłaś po prostu poprosić mnie o pomoc – zasugerowałem. – Nikt nie lubi, jak się nim rządzi, a zwłaszcza, jak robi to jakaś bezimienna dziewczyna.

Wsparła dłoń na biodrze i prześwidrowała mnie oczami na wylot.

– Dobra. Na imię mam Winter – powiedziała. – Winter Frey. Zadowolony?

– Interesujące imię – odpowiedziałem.

– Bo ja jestem interesująca – odparowała.

Próbowałem wymyślić jakąś zabawną odpowiedź,