Rainbow-Hued Girl. Tęczowa Dziewczyna - Stanisław Krzysztof Mokwa - ebook

Rainbow-Hued Girl. Tęczowa Dziewczyna ebook

Stanisław Krzysztof Mokwa

2,0

Opis

Znana i lubiana amerykańska aktorka wybiera się na odpoczynek do miasteczka Somoethville na zachodnim wybrzeżu USA. Spotka tam intrygującego Węgra, świętującego zdobycie prestiżowej nagrody. Piękna Ava z Ameryki i Kristof z Europy na pozór nie mają nic wspólnego, jednak zbiegiem okoliczności ich ścieżki przetną się i zmienią na zawsze dotychczasowe życie…

Dwa kontynenty, dwoje ludzi. Różnice i pasje.
Czy dzięki magii miłości uda im się ocalić uczucie?
Czy dzielący ich ocean okaże się do przebycia?
Czy jedno magiczne słowo aż tak wiele może zmienić?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 516

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zauroczenie

(Infatuation)

 

 

 

Zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, obmywane przez Pacyfik zwany także Oceanem Spokojnym, usiane jest wieloma malowniczymi zatokami. Nad jedną z nich leży małe Somoethville. Urocze miejsce, o którym można by rzec, że po sezonie słychać tu skrzydła przelatującego owada. Z nadejściem lata miasteczko budzi się ze snu. Kilka tysięcy żyjących z turystyki mieszkańców radośnie wita przyjezdnych. Nie brak wśród nich i sławnych osobistości. Utarte przez lata niepisane prawo jest gwarancją, że paparazzi trzymają się od nich z daleka. Wiele gwiazd muzyki czy filmu wybiera się tutaj na wypoczynek dopiero po sezonie. Wówczas wyjątkowo pożądane są niewielkie drewniane domki zbudowane w pobliżu okolicznych plaż. Znajdują się one dość daleko od siebie, co zapewnia gościom odpowiedni komfort. Lecz to nie wszystko – już od lat pięćdziesiątych, wraz ze wzrostem popularności bluesa i Chucka Berry'ego, okoliczne plaże były niemymi świadkami wielu niesamowitych romansów. Malownicze zakątki w pobliżu Somoethville są dla nich doskonałą scenerią. Matka natura pieczołowicie zadbała o odpowiedni nastrój dla zakochanych. Niemal płaskie plaże upstrzyła skupiskami skał, które z gracją wcinają się w jasny piach. Tuż za plażami rozciąga się zieleń nadmorskich traw. Tutejszy piasek jest niezwykle drobny i przyjemny w dotyku. Z łatwością się nagrzewa w niemal meksykańskim słońcu. To zaś sprawia, że w Somoethville nigdy nie jest chłodno.

Pod koniec tamtego lata można było jeszcze spotkać w okolicy sporo turystów, ale Pearl Beach była już wolna. A więc twierdzenie, iż niecierpliwie oczekiwała na bohaterów opowiedzianej Wam historii nie będzie na wyrost. Nawet ptaki intuicyjnie wyczuwały, że znów wydarzy się tutaj coś wielkiego. Drobne gryzonie ochoczo stawały na tylnych łapkach. Zadzierały wysoko główki i słuchały szumu fal oraz wiatru znad prerii. Kristof nie spodziewał się, że dopisze mu aż tak ogromne szczęście. Pearl Beach wybrał z pomocą członków niezależnego klubu Globetrotter World. Można powiedzieć, że miejsce spodobało mu się od pierwszego spojrzenia. W przypływie euforii podjął decyzję. Zarezerwował przybytek goszczący niegdyś Marilyn Monroe, po czym godzinami wpatrywał się w zamieszczone w Internecie zdjęcia. Przepełniony radością operował satelitarną mapą. Rozmyślał o oceanie i surfingu. Dwa miesiące później dotarł na bajkową plażę. Dojeżdżając na miejsce, cieszył się, ponieważ wszystko wokół wyglądało jak z marzeń. Niemniej dwieście mil jazdy samochodem spowodowało, że czuł się zdrożony. Kristof zatrzymał samochód na końcu piaszczystego traktu. Wysiadł, po czym oparł się o dach amerykańskiego wozu. Odetchnął głęboko oceaniczną bryzą. Rozejrzał się po okolicy.

Jest super! – ocenił z uśmiechem na twarzy.

Znajomi mówili o nim „Kolumb”. Kristof jednak nie był odkrywcą ani zdobywcą kontynentów. Był podróżnikiem. Słoneczna niedziela zapowiadała się wspaniale. Rozpakował tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Następnie uruchomił notebook, aby nawiązać połączenie. Działało. Zadowolony z tego faktu wyruszył na podbój Somoethville. Pierwsze kroki skierował ku brzegowi oceanu. Przeszedłszy kilkadziesiąt metrów, beztrosko brodził w falach. Woda była na tyle ciepła, że odczuł pewien dyskomfort powodowany samotnością na opustoszałej o tej porze roku plaży. Urlop nie był zbyt długi, jedynie dwadzieścia dni, ale Kristof był zadowolony ze swojego wyboru. Z pewnością w tym samym czasie z powodzeniem zwiedziłby Nowy Jork, Chicago, Detroit lub ulubione LA. Przespacerowałby się po Walk of Fame (Alei Sław). Zamiast tego wybrał niepozorne Somoethville. Rzekłbym, że właśnie się zatrzymał nad brzegiem oceanu i zachłysnął głębokim haustem powietrza, by jeszcze raz poczuć świeży powiew Pacyfiku. Wydawało się mu, że ten przycichł specjalnie na tę okazję. Kristof z uczuciem nieobcym odkrywcom zwrócił się w stronę horyzontu. Rzucił kamyk w wodę. Ten zakołysał się w locie i odbił od grzywacza, by zniknąć w toni. Wkrótce miał nastać wieczór, jednakże słońce jeszcze dobrą godzinę stało nisko na widnokręgu. W jego świetle Pacyfik zagrał niebywałymi barwami. Pomarańcz poświaty zmieszał się z płomienistą czerwienią oraz morskim granatem. Taki zachód słońca zwiastował nadchodzący przypływ. Kristof upatrzył sobie jedną z wydm i śmiało podążył na jej szczyt. Rozsiadł się wygodnie. Spojrzał na pomalowany groszkowego koloru farbą domek z tarasem. Po chwili zapatrzył się w dal. Wówczas jego serce zatęskniło. Jednak i w nim były marzenia. Coś przywołało mu na myśl tony muzycznego standardu. Zanucił melodię w rodzaju My Babe – Little Waltera. Był uradowany, gdyż do dnia przyjazdu do Somoethville w jego życiu bywało różnie, jak w przysłowiu: „Raz na wozie, raz pod wozem”. I właśnie dlatego ta jedna z wielu historii wzbudziła moją szczególną sympatię. Kristof był na swój sposób szczęśliwy. Miał dobrą pracę związaną z życiową pasją. Z drugiej strony doświadczył także niepowodzeń. Niemniej ten nigdy niepoddający się wojownik z dumą walczył o swoje. Udało mu się stworzyć stabilny dom oraz mocne podstawy dla przyszłości. Na samo wspomnienie domu Kristof się uśmiechnął. W Budapeszcie czekała na niego zawsze wesoła nadzieja – nastoletni syn. Ferenc czasem zachowywał się krnąbrnie, jednakże dorastanie ma swoje prawa. Kristof przyrzekł sobie, że w przyszłym roku pojadą do Los Angeles. Wszystko układało się idealnie. Z pewnością rozmyślałby dalej, gdyby Pacyfik mu o sobie nie przypomniał. Ocean wezbrał na sile, więc Węgier zmuszony był opuścić przyjazną wydmę. Przed odejściem wykonał ujęcie aparatem, z którym prawie nigdy się nie rozstawał. Wkrótce klucz dźwięcznie zaskoczył w zamku i tego wieczoru nie tylko domek z czerwonym dachem, ale i przyszłość stanęła przed nim otworem. Lecz o tym jeszcze nie wiedział. Po jakimś czasie przygotował sobie wykwintną kolację. Przy posiłku zasiadł do komputera. Niebawem napisał pierwszą wiadomość.

Ucieszy się z fotografii – z uśmiechem na ustach nacisnął lewy przycisk myszki.

Obrazy Phoenix i wszystkiego, co dotąd zobaczył, pomknęły daleko, dalej niż pięć tysięcy osiemset mil na wschód.

Urocza nieznajoma przyjechała na plażę o trzy dni wcześniej. Wynajęty dla niej domek sąsiadował z lokum przystojnego Węgra. Piękna trzydziestosześcioletnia kobieta szukała w Somoethville odpoczynku oraz upragnionej samotności. Była błyskotliwa, sławna i zawsze wesoła, aczkolwiek uparcie broniła swojej prywatności. Nie przypuszczała, co się wkrótce wydarzy… Miała za sobą dzień pełen wrażeń, więc z rozkoszą położyła się na łóżku. Kremowa pościel z satyny przyjemnie chłodziła jej ciało.

Poranny trening, kąpiel, zakupy w miasteczku – wyliczyła w myślach, ile już zrobiła dla siebie.

Westchnęła lekko. Usiadła na moment i uśmiechnęła się wyprostowana.

– Wow! – zawołała i z energicznym wykopem zzuła sportowe obuwie.

Tego wieczora położyła się do snu tak, jak stała – odziana w białą sportową bluzkę i krótką spódniczkę z jeansu.

Nareszcie sama – z tą myślą powiodła rękami po powłoczkach w ulubionym kolorze.

Kristof nader często kładł się spać późną porą. Tej nocy wyjrzał przez okno i wielce go zaintrygowało gasnące światło w jej sypialni.

Ciekawe, kto tam mieszka… – na próżno próbował odgadnąć.

Nazajutrz wieczorem kobieta udała się na spacer. Urzeczona Pacyfikiem wybrała miejsce z dala od brzegu. Siedziała tam, wspierając łokcie na kolanach. Delektowała się niesamowitym widokiem. Zachód słońca urzekał ją tak samo, jako poprzedni. Szum fal tworzył błogi nastrój, który – mogło się zdawać – trwał w nieskończoność. Po chwili kobieta przeniosła wzrok na prawo, tam, gdzie ponad praktycznie płaską plażą wznosiło się skupisko skał. Zaraz też przeciągle powiodła wzrokiem po widnokręgu. Oczy aż się jej śmiały. Chciało się jej żyć! Wesoła spojrzała w niebo, po czym ponownie na horyzont. Odwracając głowę, skupiła uwagę na czymś jeszcze… Zaintrygowało ją światło palące się w pobliskim domku. Lekko zmrużyła oczy, aby dostrzec więcej. Dreszcz emocji przebiegł jej po plecach. Wzdrygnęła się, lecz nie doświadczyła strachu… Właściwie był to impuls.

Zapłaciłam górę forsy, żeby być tutaj samą… – rzuciła w myślach.

Miała ochotę zadzwonić do administratora, ale otrzęsła się z zaskoczenia.

Z pewnością ktoś z personelu sprząta… – Odłożyła telefon.

Światło w zbudowanym pomiędzy wydmami domku zgasło. Uspokojona tym zajęła się przesypywaniem piasku pomiędzy palcami. Z początku nieświadoma obecności sąsiada, nie zauważyła mężczyzny, który się jej przyglądał.

Śliczna jesteś – Kristof intuicyjnie ocenił w myślach jej sylwetkę.

Nieznajoma nie była zbytnio od niego oddalona. Mógł więc podziwiać kobiecość i powab, które nie były zasługą jej stroju. Niemniej tego popołudnia ubrana była gustownie i lekko. Miała na sobie zwiewne plażowe spodnie z białego szyfonu oraz błękitną bluzę z kapturem. Być może Kristofowi nie jawiłaby się jako nadzwyczajnie urodziwa, gdyby nie jej kształtne nogi. Zresztą nie tylko one. Wietrzyk bawił się jej włosami. Jego zuchwałe podmuchy plątały pasma fryzury. Małe kosmyki, unosząc się i opadając, muskały delikatnie jej twarz. Kilkadziesiąt kroków to jednak zbyt daleko, by dokładnie dostrzec opisaną subtelność. Niemniej serce mężczyzny przyspieszyło. Po dłuższej chwili nieznajoma postanowiła się upewnić, czy minęło zagrożenie jej prywatności. Ponownie spojrzała w lewo.

A to pech! – rzuciła w myślach.

Nieopodal w wodzie stał facet, który raczej nie wyglądał na kogoś z personelu. Nieznajomej wydawało się, że nie okazuje większego zainteresowania nią. Nawiasem mówiąc, odczuła przez to pewien zawód, ale też rosnącą złość. Pragnęła przecież być tutaj całkiem sama. Zresztą całe życie była singielką. Owszem, miała za sobą szybko się wypalające, przelotne romanse lub dłuższe związki. Z tych czy innych przyczyn nie mogła znaleźć nikogo odpowiedniego. Show-biznes ją zdominował. Wiele spraw załatwiała na wczoraj. Często musiała sprostać wygórowanym wymaganiom. Zasłaniała dobrym humorem niechęć lub zmęczenie. Fakt bycia wziętą aktorką gwarantował niezwykłą swobodę materialną, ale nie wynagradzał samotności, chociaż tę ostatnią wybrała. Z tego powodu wieczory, w które samotnie wracała autostradą do domu, nie należały do najprzyjemniejszych. Pocieszała się wówczas myślami o swoich szybkich samochodach i pięknej rezydencji. Niestety, oprócz Alexa nikt jej tam nie oczekiwał. Jeśli tylko mogła, decydowała się na limuzynę z kierowcą. Lubiła dyskutować, więc rozmowy o tym i o owym były pewną odskocznią w poszukiwaniach tego jedynego. Czas mijał, a ona przyzwyczaiła się do braku zdecydowania na coś więcej niż przelotne romanse. Z tego powodu niezwykle towarzyska i energiczna osóbka zaczęła marzyć o chwilach wyłącznie dla siebie bez przypisanego sławie wszechobecnego zgiełku i zamieszania. Po chwili złość minęła. Kobieta, mimo odrobiny wewnętrznego niepokoju zmieszanego z nutą pozytywnego zaintrygowania, miała nadzieję, że stanie się cud i nieznajomy zniknie. Z drugiej strony może nie powinna się irytować? Teoretycznie rzecz biorąc, stojący po kolana w wodzie mężczyzna nie przypominał wyglądem, przepraszam za kolokwializm, namolnego paparazzo. Sławna kobieta doskonale znała ich przebiegłość. Nie szanując nikogo i niczego, wdzierali się w prywatne życie. W nadziei na rychły koniec zmartwienia ponownie zapatrzyła się w ocean. Nie trwało to jednak zbyt długo. Facet był przystojny, więc trawiona sprzecznościami spojrzała nań z ukosa. Nieznajomy nie rozwiał się jak zły sen… Plaża nie zamieniła się za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w plan filmowy, na którym zgasłyby reflektory. Nikt nie krzyknął: „Cięcie!”.

Zauroczony kobietą Kristof wciąż się jej przyglądał. Był to już drugi raz od przyjazdu – po raz pierwszy spostrzegł ją, kiedy spacerowała o poranku. Wówczas go nie zauważyła. Podeszła bardzo blisko posesji. Z tego miejsca nie mogła jednakże dostrzec samochodu zaparkowanego za domem. Kristof zza okiennych szyb podziwiał jej fascynującą urodę. Owszem, nieznajoma nie była znacznego wzrostu, ale nie było to istotne kryterium. Spodobała się mu i tyle. Filigranowa ciemnowłosa kobieta o wspaniałej figurze. Kristof już ją polubił. Jej śniadej karnacji twarz o regularnych rysach pełna była ciepła i spokoju. Nie można się więc dziwić, że zauroczenie gwałtownie go zaatakowało. Sekundę później ją polubił, w następnej zapamiętał ją całą na zawsze. Jej nogi o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ubóstwiał takie. Nabrał przekonania, że jest wyjątkowa i delikatna. Był pewien, że przed oknami przechadza się kobieta o niezwykle wesołym usposobieniu. Tak ją ocenił. Sekundy mijały. Pełen podziwu Kristof po prostu zakochał się w niej od pierwszego spojrzenia. Teraz, kiedy siedziała na wydmie, wydała mu się jeszcze bardziej zjawiskowa. Serce chciało się wyrwać z piersi i pofrunąć ku niej. Przyjrzeć się jej z lotu ptaka. Dostrzec uśmiech na jej twarzy. Przewrotnie, niczym diablik czy czarcik, splątać loki. Rozweselić albo zanucić jej ulubioną piosenkę… Zresztą tylko Kristof wie, co jeszcze… W każdym razie, odlatując z Budapesztu, nie przewidywał, że dane mu będzie spotkać nimfę, a może i rusałkę. Dokładnie tak wtedy myślał. Nieznajoma jednak nie wypłynęła z wody. Nie przybyła nocą z nieboskłonu. Nie urodziła się na Olimpie, chociaż była znana – i to bardziej, niż był w stanie sobie to wyobrazić. Niemniej cudowna i pełna doskonałości kobieta była także zwyczajną dziewczyną. Kristof nie pomylił się co do jej usposobienia. Nieznajoma pomimo sławy i bogactwa była pełna dobroci. Potrafiła cieszyć się błahostkami. Dla niego była marzeniem, które pojawiło się na plaży. Marzeniem, które spokojnie siedząc w oddali, fascynowało ledwie dostrzegalnym słodkim uśmiechem. Ten właśnie pojawił się na jej twarzy. Być może dlatego, że Kristof nie był natrętem. Nie próbował się zbliżyć, żeby nieprawidłowym gestem nie spłoszyć kobiety marzeń. Węgier tylko patrzył i patrzył, kiedy w jej sercu zapalił się lont. Nieznajoma wstała z miejsca. Targane wiatrem prześwitujące spodnie zmysłowo oplatały kształty jej nóg.

Nie odchodź – poprosił w myślach.

Muszę cię poznać – dorzucił wesoło w duchu.

Zanucił coś w stylu remiksuYou Spin Me Right Round Dead or Alive. Po kilkunastu minutach kobieta oddaliła się w głąb lądu. Myślami jednak wciąż była na szczycie wydmy. Natomiast tego wieczora Kristof zamierzał pracować. Nie mógł się jednak skupić, mimo że – nie bez racji – znajomi nazywali go pracoholikiem. Pracę zabierał dosłownie wszędzie. Do Somoethville także, chociaż wypoczynek nad oceanem był wymarzoną podróżą, którą sobie obiecał. Szczęście mu dopisało. Niespodziewanie został pretendentem do prestiżowej nagrody. Konkurs wygrał zasłużenie i przebojowo. Rzekłbym, że w amerykańskim stylu. Spotkanie pięknej nieznajomej w Somoethville było więc nielichym zrządzeniem losu. Odtąd koło fortuny życia zaczęło obracać się na dobre. Kobieta zaledwie przed kilkoma minutami zeszła z wierzchołka, a on czuł się, jakby dostał skrzydeł.

Nieznajoma, zamiast porzucić myśli o intruzie, nabrała nieodpartej ochoty, by zawrócić lub może po prostu uciec… Policzki aż ją paliły. Złapała się na tym, że mieszkający po sąsiedzku mężczyzna po prostu się jej podobał. Niezdecydowana stąpała to w lewo, to w prawo. Przemierzyła kilkadziesiąt metrów. Kobieca ciekawość nie dawała jej jednak spokoju. Zaczęła wygrywać z obawami. Minęła prawie godzina i chociaż wewnątrz czuła irytację, zawróciła. Z dumą weszła na szczyt wydmy. Lekko się uśmiechając pod noskiem, pokręciła głową, być może z przekory. Nieznajomego jednak nie było nad brzegiem oceanu.

Wyjdziesz na plażę czy nie wyjdziesz? – rozmyślała.

Kilka minut później Węgier dostrzegł ją przez okno w salonie. Zapatrzona w ocean siedziała na tej samej wydmie. Jej nieruchoma na tle plaży sylwetka przypominała mu rzeźbę. Natomiast ona w duchu wspomniała słowa piosenki Alive Jennifer Lopez.

Kristof nie chciał jej peszyć. Podziwiał doskonałe piękno, które widziane z oddali nabrało alabastrowych odcieni. Nastał zmierzch. Fale podniosły się niebezpiecznie. Szum grzywaczy przeszedł w głuchy pogłos, jednakże nieznajoma wciąż tkwiła na plaży. Kristof koniecznie zechciał coś dla niej zrobić. Choćby drobny miły gest. Nie, nie myślcie sobie, że podszedłby do niej. Na tym etapie pewien był odtrącenia. I zbytnio się nie mylił, chociaż z pewnością nieznajoma później by tego żałowała. Kristof wymyślił sposób. Zaświecił wszystkie lampy. Przestrzeń ogarnął blask. Nieznajoma domyślała się, że to dla niej. Była tyleż zadowolona, co podekscytowana. Choć miała też pewne obawy. Tuż przed jedenastą wieczorem domek uroczej sąsiadki stał się równie mocno oświetlony. Kobieta poruszała się wewnątrz. Najwyraźniej prowadziła telefoniczną rozmowę. Kristof nie domyślał się, że jest jej tematem.

– Alex, miałam być tutaj sama… – rzekła. – Tymczasem nieopodal mieszka obcy facet! – Żywo gestykulowała. – Mógłbyś mi wyjaśnić…? – niecierpliwiła się.

– Z pewnością zaszło nieporozumienie. Postaram się rozwiązać problem – zapewnił administrator. – Można sprawić, że się wyprowadzi – dodał.

– To byłoby okrutne. Nie chcę psuć nikomu wakacji. Sprawdź go tylko – odpowiedziała kategorycznie.

– Zajmę się tym – odparł zgodnie administrator.

– OK. Zadzwonię jutro. – Nacisnęła czerwony przycisk.

Odłożyła telefon. Przeszła się po domu, żeby zgasić światło w pomieszczeniach. Przed wyłączeniem ostatniej z lamp wyjrzała przez okno. W oddali światła nikły niczym sygnały Morse’a. Nieznajoma uśmiechnęła się lekko. Następnego dnia Kristof już nie wątpił w magię i powodzenie. Natomiast Perełka, tak ją pieszczotliwie nazwał, spała prawie do południa. Na śniadanie przygotowała sobie świeży sok pomarańczowy. Właśnie kończyła pić napój w łazience, kiedy jej zabiegi kosmetyczne przerwał natrętnie dzwoniący telefon. Odbierając, odruchowo wypowiedziała nazwisko.

– Dowiedziałeś się czegoś? – rzuciła w słuchawkę niecierpliwym tonem.

– Nie jestem pewien… – odrzekł Alex.

– Jest aż tak źle? – spytała z nutą niepokoju w głosie.

– Ustaliłem, że jest historykiem.

– Wow! Pewnie pismak?! Wiedziałam! – rzuciła w słuchawkę.

– Jeśli sobie pani życzy, za pół godziny śmigłowiec może być gotów – powiedział administrator.

– Nie, nie trzeba. Dowiesz się więcej? – odrzekła.

– Liczę, że zachowa dystans – Alex uspokajał.

– Jeśli będzie natrętny, wracam – była stanowcza.

– Oczywiście, proszę pani.

– Dzięki, Alex. – Rozłączyła rozmowę.

Westchnęła. Prawie zrezygnowała z zaplanowanych zakupów, lecz na zewnątrz było tak ładnie. Nie miała ochoty psuć sobie dnia nieznajomym facetem. Zdecydowała się na jogging. Wprawnym ruchem spięła włosy w kok, po czym udała się pobiegać nad brzegiem oceanu. Mniej więcej w tym samym czasie Kristof stwierdził, że warto zobaczyć górujące nad plażą skałki. Splotem okoliczności nieznajoma zbliżała się w to samo miejsce. Intensywny trening wyczerpał jej siły, więc postanowiła odpocząć na nagrzanych słońcem graniach. Wdrapała się na jeden z wierzchołków. Na szczycie nabrała przekonania, że w Somoethville jest cudnie i za nic w świecie stąd nie wyjedzie. Kristof przechadzał się po plaży. Zajęty puszczaniem kaczek nie czynił zbytniego hałasu. Niemniej aktorka zauważyła go, zanim dotarł do podstawy zbocza. Kristof nie kojarzył jej. Nie wiedział, kim jest, ponieważ zazwyczaj nie miał czasu na oglądanie telewizji. Nie widział filmów, w których grała. Nie gustował też w tanich brukowcach. Było to zabawne, ale wspinając się na skałki, nie spodziewał się, kogo na nich spotka… Aktorka na ogół wystrzegała się zawierania przygodnych znajomości. No, może z wyjątkiem pewnych okoliczności. Czasem pozwalała sobie na, mógłbym rzec, ultraekspresyjny przelotny flirt. Zdarzały się jednak dni, tygodnie lub miesiące, kiedy nie brała udziału w hucznych show czy premierach. Wówczas także i paparazzi o niej zapominali. Po parunastu minutach Kristof pojawił się na wierzchołku. Aktorka udała obojętnie zapatrzoną w Pacyfik. Natomiast on nie posiadał się z radości. Pierwszy raz znalazł się tak blisko niej. Natychmiast spostrzegł nie tylko jej świetnie dobrany strój, ale także umiejętnie podkreślone nim wdzięki. Białe sportowe obuwie zmysłowo kontrastowało z ciemną skórą jej gładkich łydek.

Boskie nogi – stwierdził w duchu.

Przeniósł spojrzenie na jej profil. Nieznajoma wyczuła błądzący po niej wzrok. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo urzekała tego mężczyznę i to nie tylko kształtem mięśni podkulonych nóg. Zauroczony jej obecnością Kristof bez ogródek podziwiał jej urodę. Talię i kuszące, kształtne biodra, kunsztowną fryzurę. Lekko kręcone loki, które opadały jej na cudowne krągłe ramiona. Tego dnia wietrzyk także bawił się jej włosami. Podkreślał pełnię jej kobiecości. Aktorka nie znosiła czyjegoś wzroku na plecach, więc niby od niechcenia poprawiła rozrzucone kosmyki.

Co za laska! – pomyślał, zanim wyraził komplement.

– The Morning Star (Jutrzenka) – intuicyjnie wypowiedział po angielsku.

Cudowna jesteś – dodał w myślach.

Nieznajoma nawet nie drgnęła na dźwięk słów. Owszem, rozumiała, co mówił, ale odezwanie się byłoby zbyt proste. Tymczasem on kolejny raz popadł w zachwyt. Świeży powiew wiatru odsłonił jej szyję. Minęła sekunda lub może pięć, kiedy Kristof, zbytnio się nie zastanawiając, zdecydowanie zagadnął:

– Urocze miejsce, prawda? – okrasił twarz uśmiechem.

Zaczepka nie była prostacka, ale pozostała retoryczna.

– Mówi pani po angielsku? – kontynuował.

Rzucił muszelkę daleko przed siebie. Nieznajoma tylko nieznacznie poruszyła głową, aby się mu przyglądnąć. Węgier uśmiechnął się przyjaźnie i traktując milczenie za przyzwolenie, usiadł blisko niej. Kobieta, w obawie przed rozpoznaniem, ruchem gwiazdy zsunęła okulary przeciwsłoneczne z czoła.

– Lubi pani ocean? – Kristof spojrzał na jej prosty nos i policzki.

Ależ jesteś piękna?! – wesoło zachwycił się w duchu.

– Ja bardzo – dodał z uśmiechem na ustach.

Sympatyczny… – oceniła. I cholernie przystojny – dodała w myślach.

– Ameryka ma wiele wspaniałych miejsc, ale tutaj… – Kristof posłał jej uśmiech.

Nieźle ubrany… – Zaintrygowana kobieta znów poprawiła włosy.

– …z przyjemnością jeszcze przyjadę – dokończył.

Ciekawe, co jeszcze wymyśli? – Spodziewała się potoku komplementów.

Zabójcza, słodka – powtarzał w duchu, patrząc na jej usta.

Niestety ziszczenie najskrytszych marzeń nie odpowiedziało i na tę zaczepkę. Kokietowało tylko oświetloną słońcem zmysłowością. Tak ją odebrał. Z każdą minutą był pod coraz większym wrażeniem. Nie znając jej imienia, gorączkowo szukał w niej czegoś niesamowitego i niewytłumaczalnego… W następnej sekundzie skojarzył sobie jej niepowtarzalną urodę z pewnym mitycznym wizerunkiem. Teraz był pewien, że siedząca obok niego kobieta jest najpiękniejszą istotą, jaką dane było mu spotkać. Kristof nabrał pewności, że musi mieć wspaniały charakter, i się nie mylił. W myślach obdarzył śliczną nieznajomą imieniem bogini. Miał w tym sporo racji, jeśli wziąć pod uwagę nie tylko jej urodę. Mityczny obraz podobnego do niej marzenia widywano dawno temu. Z pewnością wówczas w zachwycie pielgrzymi nie raz mówili: „Oto jest Nut. Piękno, które dane widzieć jest nielicznym”. Muszę dodać, że mistyczna uroda bogini była podobno dostrzegalna jedynie w wizerunku widocznym niekiedy podczas zachodu słońca na wypolerowanych ścianach piramid. Obraz twarzy ukazywał piękno tej, która usypiała słońce i budziła księżyc. W sercu Kristofa zapanowała gorączka. Można rzec, iż iskra uczucia z poprzedniego dnia spowodowała pożar. Gorączka zaczęła trawić jego umysł. Ta kobieta, chociaż jeszcze nieznana, fascynowała go. Lecz tego byłoby za mało. Kristof od pierwszego spojrzenia czuł się, jakby znał ją od dawna. Znacznie dłużej niż od trzech tysięcy lat… Tak myślał, kiedy płomienie miłości z prędkością światła ogarnęły wyobraźnię wyobrażeniami jej ciała. Od spotkania na skałkach delikatna, a zarazem emanująca erotyzmem kobieta stała się dla niego istotą, o której się marzy, żeby pozostała na zawsze. Ukochaną po wieki. Tą jedną jedyną, o której myśląc, pragniesz, by rozkwitała niczym pąki najpiękniejszych kwiatów. Intuicja nie zawiodła i tym razem. Kristof perfekcyjnie wyczuł rodzącą się cienką nić sympatii. Był pewien, że podbój jej serca powinien być wyłącznie jej wyborem. Zapragnął rozkochać ją w sobie jej zakochaniem.

– Wiesz, w sumie zabawna jest jednostronna rozmowa… – wypowiedział miłym tonem. – Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Kristof – rzekł.

Wyciągnął rękę, ale nieznajoma nie zareagowała w żaden sposób.

– Jesteśmy sąsiadami, więc jeśli mógłbym kiedyś pomóc… W czymkolwiek…

Nieznajoma poruszyła głową, więc kontynuował:

– Dużo pracuję, ale uwielbiam surfing.

– Nie znam twojego imienia, ale jeślibyś zechciała… – zawiesił głos.

Nieznajoma zerknęła na jego twarz. Wiatr przyniósł zapach męskich kosmetyków.

Niezłanuta – oceniła w myślach.

– Wiesz, z pewnością byś nie chciała, ale jeżeli jednak nabierzesz ochoty, możesz się przyłączyć… – kusił niezobowiązująco.

Nie chciałabym…? – zastanawiała się w myślach.

Skąd wiesz, że ja też? – Niepostrzeżenie taksowała go wzrokiem.

Dużo tańczy – oceniła w duchu.

Był intruzem, ale się jej podobał. Do tego pachniał tak, że stawała się coraz podatniejsza na jego zaloty. Kristof oswajał ją ze sobą niczym dziką pumę, a ona lgnęła do niego. Jej początkowe obawy odeszły w niepamięć. Nie, nie była jednak gotowa na poznanie kogokolwiek nowego w życiu. Niemniej obojętność przegrywała z ciekawością i kobiecym pożądaniem. Było wielce prawdopodobne, że niechciane zauroczenie stanie się tym upragnionym. Sławna kobieta przecież uwielbiała ryzyko. Wyjeżdżała wieczorami na miejskie ulice lub na highway, żeby się ścigać. Teraz jej rozbudzone zmysły zamieniały nikłe szanse Węgra w namiastkę powodzenia. Lecz zanim pozwoli mu tego doświadczyć, musi się przekonać, jak dalece jest nią zainteresowany… Zmieniła pozę. Cóż to był za ruch? Aktorka leniwie wyciągnęła przed siebie lewą nogę.

Cudowne masz nogi! – pomyślał.

Tymczasem nieznajoma natychmiast spostrzegła spojrzenie skrywane za zasłoną mężnej postawy ciała. Kristof ogarnął nim przeciągle jej udo. Ponownie musnął łydkę. Zatrzymał się na kolanie. Nie zagościł tam jednak zbyt długo. Przeniósł wzrok na jej twarz. Bez wątpienia ten atrakcyjny mężczyzna umiał ją oczarować.

Niebezpiecznie – stwierdziła w duchu.

Skryła za mimiką swoje zainteresowanie. Dla absolutnej pewności musiała jeszcze tylko lekko poruszyć stopą. Kristof połknął haczyk. Już prawie się zdecydowała odwzajemnić zaloty, ale jednak postanowiła zaczekać. Alex obiecał przecież wybadać wakacyjnego sąsiada. Tak to było, kiedy nad brzegiem ogromnego oceanu wystarczyło tylko wyciągnąć dłoń lub wypowiedzieć słowo… Lecz ją blokowała nie tyle samotność, co ukochana wolność.

A jeśli jego miłość może być wolnością? – zrodziło się w jej umyśle pytanie.

Z pewnością wie, kim jestem – stwierdziła.

Nieznacznie zwróciła się głową w jego stronę, ale nie uzyskała nic, co dałoby odpowiedź.

Jeśli sobie pogrywasz, jesteś paparazzo roku! – zaśmiała się nie tylko w duchu.

– O, umie się pani śmiać?! – ucieszył się Kristof.

Niemniej to zdanie także pozostało bez odpowiedzi. Nieznajoma chciała wyglądać na niewzruszoną. Przywołała na twarz sprzedawany reporterom niezobowiązujący wyraz samozadowolenia. Niestety, zamiast doskonale opanowanej miny, na jej twarzy pojawił się kolejny uśmiech wsparty niezwykle słodkim grymasem ust.

– Proszę jeszcze raz – zwrócił się miłym głosem.

Nieznajoma nie zareagowała, a on niezrażony mówił dalej.

– Może opowiem żart o krokodylach? O różowych krokodylach… – zaśmiał się lekko.

Facet się stara… – pomyślała i przełożyła nogę przez nogę.

Starczy – skarciła się.

Nieznajoma wstała i unosząc nieznacznie okulary, spojrzała z góry. Po trzech krokach obejrzała się, a wówczas fala przyjemnego ciepła przetoczyła się przez jej ciało.

Cholera, ale się napaliłam! – pomyślała i nieśpiesznie się oddaliła.

Przystojny jest – dodała w myślach.

Pół godziny później postanowiła wziąć relaksującą kąpiel. Jej smukła dłoń zacisnęła się na jednym ze stylowych pokręteł. Słychać było szum wody, a aktorka, owinąwszy się białym ręcznikiem kąpielowym, upięła włosy.

– Czego ty chcesz?! – rzuciła retorycznie do lustra.

Następnie przeszła do salonu. Przyrządziła sobie drinka. Energicznym ruchem sięgnęła po leżącą na szklanym stoliku przenośną słuchawkę. Wybrała numer. Przechadzała się tam i z powrotem.

– „Posiadłość pani Turner…” – powitał ją znajomy głos automatycznej sekretarki.

– Alex, proszę cię, sprawdź dokładnie tego faceta – rzekła.

– Czy coś się stało? Wraca pani? – wypytywał z troską w głosie administrator.

– Zwykła ostrożność…

– Rozmawiałem z właścicielem.

– To zbyteczne.

– Mam też pewne informacje…

– Co za dzień… – dodała. – Od tego powinieneś zacząć.

– Odebrał Nagrodę Pulitzera. Jest nieszkodliwy, raczej…

– Raczej…? – powtórzyła chłodno.

– Niezwiązany z filmem publicysta – dodał od siebie administrator.

– Ach, tak. Odezwę się niebawem. Dzięki, Alex – rzekła i rozłączyła rozmowę.

Odłożyła aparat. Zdmuchnęła grzywkę z czoła. Sprawdziła łazienkę. Wanna była pełna. Po chwili z przyjemnością zanurzyła się w białej pianie. Masując gąbką ciało, postanowiła, że choćby nie wiadomo co, nie odmówi sobie pocieszających zakupów. Godzinę później wystrojona w błękitny kostium od Versace dotarła wynajętym GMC do pobliskiego miasteczka. Wóz zaparkowała na ulicy ze sklepami. Jej obecność w miasteczku nie wzbudziła większej sensacji. Nie niepokojona nabrała ochoty na kawę i lody. Bez trudu znalazła lokal na odpowiednim poziomie. Zaserwowany napój uznała za wyśmienity. Wychodząc, zostawiła na stoliku napiwek. Nieopodal kafejki mieścił się sklep kosmetyczny, który ku jej uciesze okazał się pokaźnych rozmiarów marketem. Był doskonale zaopatrzony, nawet dla kogoś, kto szuka drogich, markowych sprawunków. Po nim odwiedziła przyzwoity butik, w którym coś tam przymierzyła… Ekspedientki zachwalały towar, więc rozdając na prawo i lewo świeże uśmiechy, obiecała jeszcze zajrzeć. Po wyjściu stamtąd dotarła do wozu. Rzuciła zakupy na tylne siedzenie. Następnie udała się po żywność. Stukając po trotuarze obcasami, dotarła do niewielkiego sklepiku.

„Bim, bam” – otwarcie drzwi oznajmił tradycyjny dzwoneczek z brązu.

Kristof akurat znajdował się w środku. Zaciekawiony odgłosem, przerwał przeszukiwanie półki.

Znowu on…? – pomyślała i zabawnie przewróciła oczyma.

Bogini! – Był zafascynowany. Po prostu bogini…

Nieznajoma przez moment stała nieruchomo w wejściu. Oświetlona promieniami słońca, które przez prześwitującą spódnicę odkrywały przed nim jej kształty. Pozdrowiła sąsiada delikatnym uśmiechem. Odwzajemnił go. Skupił uwagę na niepowtarzalnych rysach jej twarzy. Zakochał się po raz wtóry w kształcie jej ust. Utknął spojrzeniem na powiekach, żeby na zawsze utonąć w brązowych oczach. Jego serce się rozpędziło, a jej źrenice wyraźnie zaiskrzyły.

Ja nie mogę… – nieomal krzyknął w duchu. Cudna jesteś… – Zakochał się po raz trzeci.

Nie bacząc na nic, obszedł regały, aby znaleźć się tuż za nią. Trzeba dodać, że morski błękit kostiumu bez wątpienia był jej kolorem. Wysokie obcasy sandałów i głębokie rozcięcie obcisłej spódnicy podkreślały kształty jej wysportowanych łydek. Kristof gapił się na nią zahipnotyzowany. Podobały mu się smukłe, wyraźne kostki i napięte mięśnie, jakby rzeźbione w krągłości. Wzbogacone o subtelne rowki podkreślone cieniami światła. Z pewnością nie powinien aż tak bezceremonialne okazywać jej swojego zainteresowania. Aktorka postanowiła wyjść najszybciej, jak było można. Podeszła z zakupami do lady.

– Jeszcze to proszę – rzekła i sięgnęła po zakazaną tabliczkę czekolady.

– Czy to wszystko, proszę pani? – W tle trzeszczała drukująca rachunek kasa.

– Tak – odrzekła i przeciągnęła końcem języka po górnej wardze.

– Jednak mówi pani po angielsku? – Kristof uwodził ją tonem głosu.

– Reszty nie trzeba. Dziękuję – rzekła aktorka i zdecydowanym ruchem wzięła torbę z zakupami.

– Dziękuję, miłego dnia! – Dzwonek u drzwi brzęknął.

– Niesamowita kobieta – stwierdził.

– Anioł – dodała wylewnie uśmiechnięta sprzedawczyni.

– Nie znam piękniejszej.

– Nie zna pan? – Rozbawił ją słowami.

– Mieszka tu? – spytał z nadzieją w głosie.

– Żartujesz sobie, młody człowieku. Nie wiem, skąd jesteś… – pięćdziesięcioletnia kobieta uniosła brwi.

– Ach… Zna ją pani? Wie pani, czym można sprawić jej przyjemność?

– Może się przydać. – Sprzedawczyni podała tę samą tabliczkę czekolady, po którą wcześniej sięgnęła piękność.

– OK. Kupuję – rzekł i uradowany zakupem opuścił sklep.

W tym czasie wracającej na plażę aktorce drgająca w rękach kierownica dała do zrozumienia, że samochód miał awarię. Zniechęcona zatrzymała yukona XL. Sięgnęła do torebki po telefon. Niestety ten także odmówił posłuszeństwa. „Battery Low” – bezlitośnie informował wyświetlacz.

Aktorka wyłączyła aparat. Tymczasem w Somoethville Węgier wygodnie ulokował się w samochodzie. Czterodrzwiowy chrysler nie oszałamiał, ale miał coś w sobie. Rasowa sportowa linia nadwozia niewielkiej limuzyny o słodkim przodzie nadal podoba się kierowcom. Wiele firm powieliło stylistykę ukształtowania grilla wozu. Praktycznie skopiowało wzór oświetlenia. Szeroki rozstaw kół i dobra trakcja sprawiają, że auto nie ucieka przed zakrętami. Ten niski wóz jeździ po nich, jakby był przyklejony do nawierzchni. Nawiasem mówiąc, przyzwoite przyspieszenie wersji R/T, którą wynajął, potrafi dostarczyć wielu pozytywnych i niezapomnianych wrażeń. Zresztą podstawowa wersja także jest niczego sobie. Ma zadawalające także wybrednych kierowców przyspieszenie, które dosłownie porywa lekki samochód do jazdy. Nisko zawieszony przód i zadarty w górę tył sprawiają, że tuning z dodatków jest po prostu zbędny. Kristof uruchomił zapłon. Ponad dwulitrowej pojemności silnik zawarczał odrobinę przytłumionym amerykańskim gangiem. Kierowca ruszył bez pośpiechu. Z kanałów dolotowych dobywał się lekki świst. Po przejechaniu kilku mil Kristof natknął się na samochód uroczej sąsiadki. Z telefonem w ręku stała oparta plecami o stojącą na poboczu ciężarówkę. Jej pojazd miał przebitą oponę. Bez wątpienia ta sytuacja dla Węgra była nie lada gratką. Ominął jej wóz, po czym z popisem zahamował. Następnie cofnął za tył GMC. Nieśpiesznie wysiadł i nonszalanckim ruchem zdjął okulary przeciwsłoneczne.

Macho, że też akurat ciebie nadało… – pomyślała zdegustowana brakiem przewagi nieznajoma.

– Pomóc w czymś? – spytał uprzejmie.

– Nie trzeba.

– Jesteś pewna?

Nieznajoma tylko spojrzała, ale nie z dezaprobatą.

– Zadzwoniłam po pomoc – burknęła i rzuciła aparat na siedzenie.

– Pozwolisz, że się tym zajmę? – zapytał.

– OK. Jeśli masz ochotę…

– Masz koło zapasowe?

– Sprawdź, jeśli tak bardzo ci zależy… – Ruchem głowy wskazała na tył ciężarówki.

– Potrzebuję kluczyka – rzekł i podparł się pod boki.

– Ach, tak… – Podała mu breloczek.

– Mieszkamy blisko siebie. Jesteś sama? Jesteś tu sama? – Kristof nie chciał być źle zrozumiany.

– Być może – odparła wymijająco.

– Jeśli chcesz, możesz pojechać moim wozem… – powiedział niby od niechcenia.

– Dzięki za troskę – odrzekła. – Zaraz powinna przyjechać pomoc – dodała chłodno.

Kristof wątpił. Spojrzał na nią spod oka, a ona tylko lekko wzruszyła ramionami.

– OK. Nie przyjedzie – poddała się, prezentując jedną ze swoich słodko zatroskanych min.

– Gorąco dziś… – Kristof otworzył tylne drzwi ciężarówki.

– Trochę – rzekła.

– Może jednak skorzystasz z mojego wozu?

– Dziękuję – odrzekła i oparła się o lewy błotnik chryslera.

– Oddasz, kiedy przyjadę – nalegał.

– Dzięki. Zaczekam… – Lekko się uśmiechnęła.

Była ciekawa, czy sąsiad poradzi sobie z kołem yukona. Nie przypuszczała, że znał się na amerykańskich samochodach. Ten fascynat motoryzacji zgromadził całkiem pokaźną kolekcję ich zdjęć oraz instrukcji. Kristof jednak umyślnie przedłużał przypadkowe spotkanie. Z wielkim trudem udawał, że nie może znaleźć lewarka. Chcąc ułatwić naprawę, aktorka podeszła do wozu. Zaglądnęła przez jego lewe ramię.

– Wydaje mi się, że tam powinieneś poszukać. – Wskazała miejsce.

Nieznacznie otarła się o niego łokciem, kiedy jego ręka spoczęła na rzeczonej powierzchni.

– Raczej pod podłogą… – Przeciągnęła językiem po górnej wardze.

– No tak, pod podłogą… – Kristof zwrócił głowę w jej stronę.

Ich spojrzenia pierwszy raz spotkały się na dłużej. Blask, który dostrzegła w jego oczach, był czymś więcej niż tylko uwodzącym ją zauroczeniem. Jego oczy się śmiały. Jej spojrzenie miało jeszcze silniejszą wymowę. Zniewalające ogniki radośnie tańczyły w jej ślicznych ciemnych źrenicach. Zaraz też jej oczy osiągnęły bardziej zrozumiałą głębię. Stały się nieziemsko piękne. Nieznajoma patrzyła na niego w taki sposób, w jaki patrzy tylko kobieta, która pragnie być kochaną. Kristof pojął w lot, że i w niej się coś zaczyna. Dostrzegł w jej oczach nie dziesiątki, a tysiące kolorów. W sekundę jej brązowe tęczówki zrobiły się błyszczące. Zaraz też, mimo że jej twarz znajdowała się w cieniu włosów, zmieniły kolor na lekko złoty. Po następnej sekundzie stały się zaskakująco miedziane. Lecz na tym nie koniec. Ta istota bardziej podobna usposobieniem dziewczynie niż kobiecie poruszyła się nieznacznie. Jej oczy znów zmieniły się w brązowe, lecz tylko po to, żeby na moment ciemniejsze niż poprzednio, stać się bursztynowymi. Coś w niej pękło, chociaż z natury była bezpośrednia i przyzwyczaiła się brać od życia to, czego tylko zapragnęła. Nieznajoma zbliżyła twarz do jego twarzy. Usta znalazły się blisko jego ust. Mrugnęła. Kristof czuł jej oddech i spojrzenie. Stało się to w chwili, kiedy, zachowując się niejako przeciw sobie samej, zapragnęła tego, który po prostu się jej spodobał. Lekko zmrużyła oczy. Pozostało jej przebyć ostatnie cale, jednakże powstrzymała się resztkami woli. Wiedziała, iż wystarczyła setna sekundy, by kobieco przymknąć oczy i przeżyć gorący romans lub się zakochać. Mówię Wam, preria mi świadkiem, że tak właśnie było.

– Naprawdę pożyczyłbyś mi wóz? – rzekła cicho.

Rozbawiła go tymi słowami. Kristof z uśmiechem potwierdził propozycję.

– Jak masz na imię? – spytał wprost.

– Ach? Moje imię… – Nie chciała skłamać i nie skłamała.

– Ach?! – dodał. – Cudowne.

– Ava – speszyła się niczym nastolatka.

– Fajne, a dalej? – spytał z uśmiechem.

– Po prostu Ava. – Uśmiechnęła się sympatycznie.

– Śliczne, Ava… – Kristof oparł się o krawędź ciężarówki.

– Fodor Kristof. – Wyciągnął rękę. – Inaczej Chris – dodał po angielsku.

Ava poczuła się rozluźniona i z uśmiechem odwzajemniła gest. Jego dotyk był dla niej tak przyjemny, że sekundę trwała w bezruchu. Wreszcie kurtuazyjnie dygnęła.

– Miło mi. – Uśmiechnęła się wdzięcznie.

– Wiesz co, Ava? Ava brzmi cudownie – powiedział.

Chciała zaprzeczyć, ale zrezygnowała, napotykając męskie spojrzenie.

– Miły jesteś… – uśmiech pokazał jej dołeczki w policzkach.

Widzowie i fani znali je doskonale, ale kiedy on zobaczył ten jej słodki wyraz twarzy, pomyślał, że oddałby zań wszystko. W nagrodę posłał jej szczery uśmiech.

– Mógłbyś powtórzyć imię w twoim języku? – poprosiła.

– Kristof.

– Kristof? – rzekła z radością.

Poczuła się bezpieczna. Zdecydowała się skorzystać z jego wozu.

– Mogę wziąć twój wóz? – spytała niepewnie.

– Tylko nie jedź zbyt szybko… – Podał jej kluczyk.

– OK. Obiecuję – odparła. – Macho – dodała na pożegnanie.

Podeszła do wozu i zajęła miejsce za kierownicą. Kristof przyglądał się jej, kiedy uruchamiała silnik. Ava skierowała spojrzenie na wsteczne lusterko.

OK. Podniosę sobie fotel – pomyślała.

Spojrzała na Kristofa, który dostrzegł jeszcze jeden bardzo uroczy, aczkolwiek nie mniej zabawny grymas na twarzy. Taki tylko jej. Rzekłbym: słodko piękny. Przejeżdżając obok, posłała mu kolejny nie mniej uroczy wyraz wdzięczności.

Zmysłowa jesteś… – z tą myślą go odwzajemnił.

Przez następujące po sobie minuty nie mógł się po prostu do niczego zabrać. Jego myśli krążyły wokół Avy. Natomiast aktorka w drodze do domku starała się ostudzić emocje. Z samochodowego radia płynęły dźwięki w rodzaju I Like Keri Hilson. Piosenka sprawiła, że Ava rozpamiętywała każde słowo i spojrzenie Kristofa.

Uczynny przystojniak – pomyślała.

Policzki paliły ją rumieńcem. Już go polubiła, chociaż nie była emocjonalnie na to ani przygotowana, ani tym bardziej zdecydowana. Żyła przecież w innym świecie niż ten cudzoziemiec. Dzielące ich różnice wydawały się ogromne. Niemniej za jego sprawą plan wymarzonego urlopu z samotnymi zachodami słońca przewrócił się jak domek z kart. W konfrontacji z własnym ego uświadomiła sobie, że tak naprawdę, nie mając nikogo ukochanego, nie ma niczego. Wszystko, co dotąd osiągnęła niezwykle ciężką pracą, w porównaniu z samotnością przedstawiało się niezwykle mizernie. Przez jej umysł przebiegły różne obrazy. Miała pieniądze, ale cóż z tego? Owszem, nie zawsze była samotna, ale jakoś się nie układało. Jej dotychczasowi faceci po czasie okazywali się nadętymi chłoptasiami. Ava przyciągała ich kasą lub ciałem. Nie było ich wielu, ale pozostawała po nich uczuciowa pustka i brak chęci poznania kogoś nowego. Teraz prawdopodobnie spotkała w swoim życiu idealnego mężczyznę. Jej myśli pobiegły za Kristofem, i to nie tylko dlatego, że kto wie, jak długo tkwiłaby na drodze, gdyby nie nadjechał.

Zaraz, imię…? Nie, jakoś podobnie do… – Ava zmarszczyła czoło.

Kristof! – Z uciechy energicznie pacnęła w kierownicę.

Chyba tracę głowę? – Z tą myślą odłamała kolejny kawałek leżącej na siedzeniu tabliczki czekolady.

Spodobała się jej jego męskość. Naturalna wesołość i powaga zmieszana z pewnością siebie oraz pewną dozą beztroski. Ava się ucieszyła, że już tyle, choć to i tak mało, o nim wiedziała. Domyślała się, że nie był bogaty, ale dla niej to nie miało znaczenia. Kristof miał dużo więcej. Ava zobaczyła w jego oczach bezcenną dobroć i szczerość. Węgier wzbudzał zaufanie, a do tego umiał naprawić wóz, co bardzo przypadło jej do gustu.

Zresztą,dlaczego nie…? Drobny flirt mi nie zaszkodzi… – rozwiała ostatnią wątpliwość.

Uśmiechnęła się nieznacznie pod noskiem. Przyhamowała na skrzyżowaniu polnych traktów.

Już nie chcę być sama! – stwierdziła buńczucznie w duchu.

Po przejechaniu około mili zatrzymała samochód na podjeździe. Przeglądnęła się w lusterku. Zapobiegawczo poprawiła szminką usta. Kristof niestety nie nadjeżdżał, więc skupiła uwagę na torbie z zakupami leżącej na tylnym siedzeniu. Sprowokowana wystającym z niej miejscowym dziennikiem ruchem kotki chwyciła gazetę. Czyn nie należał do chwalebnych, ale czy mogła wtedy postąpić inaczej?

– Yeah! – zawołała.

Na przedostatniej stronie zamieszczono o niej króciutki artykuł. Ava pożyczyła na zawsze nieszczęsne pismo. W trzy kwadranse później Węgier zapukał do drzwi jej domku.

– Coś długo zeszło… – rzekła na powitanie.

Kristof zignorował uwagę i urzeczony jej urodą, lustrował ją od stóp po głowę. Bardzo możliwe, że prozaicznie pomyślał o tym, jak wygląda, kiedy jest wesoła. Sposób, w jaki na nią patrzył, nie krępował jej, a rozpalał. Jej twarz przybrała uduchowiony wyraz. Spojrzenie utonęło w jego oczach.

– Twoje kluczyki – rzekł i uprzejmie podał breloczek.

– Tak, dziękuję…

– Mam nadzieję, że mój wóz nie sprawił więcej kłopotów…

– Jest sprawny – odparł, starając się zasłonić sobą widok na pojazd.

– Dziękuję. Jestem zmęczona. Jutro się zrewanżuję. – Wykonała zabawny ilustrujący gest.

– Dzięki. To była przyjemność – mówił szczerze i szeroko się uśmiechnął.

– Dziękuję. – Ava oddała uśmiech.

– Miło było cię spotkać – rzekł i posłał jej zawadiackie spojrzenie.

– Mnie też. Jutro się odwdzięczę. – Skinęła głową.

– Do zobaczenia – rzekła po chwili.

– Do zobaczenia – usłyszała, zanim zamknęła drzwi.

Uparty, ale cholernie przystojny… – Z tą myślą oparła się plecami o drzwi.

Czyżbym wpadła? – zganiła się i z westchnieniem uniosła brodę.

– Wpadłam – szepnęła, przymykając powieki.

Dźwięk silnika umilkł, a Ava jeszcze chwilę trwała w tej pozie.

Ma piękny głos, w tonacji Fis-dur – Kristof rozpamiętywał spotkanie w drodze do siebie.

Tamtego dnia nie wychodziła więcej z domu. Nazajutrz z samego rana była mile zaskoczona widokiem umytego wozu. Zaintrygowana obeszła wokół pojazd.

– Wow! – krzyknęła.

Za bocznym lusterkiem po stronie kierowcy tkwił niewinny bukiecik kwiatów.

Jak i kiedy on to zrobił? – z tą myślą dotknęła noskiem dzwonków konwalii.

Ava była wniebowzięta i wprost nie mogła się doczekać spotkania. Potrzebowała jednak czasu, aby wdrożyć w życie swój misterny plan. O jedenastej przed południem orzeźwiający chłód znad oceanu zachęcał do przebywania na tarasie. Kristof właśnie się gimnastykował, kiedy dostrzegł ją biegnącą od strony skał. Ava się zatrzymała.

– Hello! Przyłączysz się?! – zawołała, podskakując i machając rękami.

– Jasne! – odparł i podbiegł do niej.

– Kwiaty są po prostu cudne. Dziękuję – rzekła wdzięcznie.

– Hej, mały?! – Kristof zawołał w stronę wydm. – Tak, ty tam! Tak, do ciebie mówię, brachu! Wiesz coś o kwiatach?! – żartował sobie.

– Zaskakujesz mnie… – Spojrzała na niego lekko zdezorientowana.

– Słyszałeś?! – rzucił za lewe ramię. – Nie chowaj się! Tak, do ciebie mówię! – rzekł.

– Kristof, proszę cię… – zaśmiała się rozkosznie. – Powiedz, kiedy to zrobiłeś? – spytała, marszcząc nosek.

Zaraz też spojrzała nań w sposób, w jaki tylko patrzy zakochana kobieta.

– Tajemnica bywa kluczem sekretów… – mrugnął do niej.

– Powiedz albo sobie pójdę… – droczyła się tonem rozkapryszonej nastolatki.

– O nie!

– Czekałeś na mnie?

– Miałbym skłamać?

– Nie. Wygrany stawia śniadanie! – rzuciła wyzwanie i zaczęła szybko biec.

– OK! – Kristof ruszył za nią.

– Nie dam się! – przyśpieszyła.

– Faceci górą! – zawołał w biegu.

– Guzik prawda! – odcięła się Ava.

Nie dość, że był od niej szybszy, to jeszcze górował wzrostem. Bez trudu by wygrał z drobnej budowy kobietą, ale postanowił dać jej fory. Kristof zwalniał lub narzucał większe tempo. Bawili się wspaniale. Ava także miała dobrą kondycję. Niestety w pewnym momencie się potknęła. Węgier w samą porę złapał ją w pół. Szukająca podparcia aktorka niefortunnie postawiła stopę. Kristof zahaczył się o nią butem. Przewrócili się z impetem.

– Au…! – krzyknęła przeciągle.

– Nie chciałem…

– Wiem – odparła.

Kristof zrządzeniem losu poczuł na sobie jej delikatne ciało. Stwierdził, że pomimo drobnej budowy jest taka miękka… Jego uda znalazły się pomiędzy jej udami. Speszona uniosła się na rękach, więc mimowolnie spojrzał za zapięcie bluzy, zza którego przezierał przyciśnięty do torsu jej krągły biust.

– Jesteś cała? – spytał troskliwie.

– Tak – odrzekła.

Poruszyła się nieznacznie. Jej usta znów znalazły się blisko jego ust. Dosłownie na odległość dotyku. Ava wpatrywała się w Kristofa niezwykle zmysłowo. Czarowała niespotykaną głębią spojrzenia. Jej po prostu chciało się faceta, właśnie tego faceta. Kristof zachował się bardzo elegancko. Rozluźnił uścisk, którym ją ratował. Ava jednak się nie podniosła. Lekko rozchyliła usta. Tym razem miała nieodpartą chęć dać się pocałować.

Co ja robię?! – skarciła samą siebie.

Spojrzała mu w oczy. Zaraz też usiadła obok. Złożyła ręce jak do modlitwy. Skryła w nich nosek.

– Przepraszam cię. To moja wina – zwróciła się do Kristofa.

– Coś cię boli? – spytał.

– Tak. Nie wygrałeś – rzekła i podniosła się do biegu.

– I nie przegram – oznajmił.

– Akurat! – rzuciła i ruszyła przed siebie.

Z początku trochę jednak kuśtykała. Po minucie ich zmagania stały się zabawne. Kristof pozwalał jej zyskać spory dystans. Lecz ona usilnie starała się przegrać. Nieszczęsny, w żaden sposób nie mógł wykombinować, o co w tym chodzi… Zdumiony zwalniał, i to tak bardzo, że kilka razy prawie się zatrzymał. Przyczynę jej zachowania tłumaczył sobie upadkiem, kiedy tymczasem aktorka realizowała swój doskonały plan.

– Wygrałaś – zdobył się na gest.

– Zawsze wygrywam. – Z uśmiechem zadowolenia sportowo podała mu rękę.

– Idziesz na śniadanie? – Ava pociągnęła go za sobą w stronę domku. – Zjemy na tarasie – zdecydowała.

– Doskonały pomysł – rzekł.

– Też tak myślę. – Zmarszczyła słodko czoło.

W trakcie posiłku kuła żelazo, póki gorące. Obdarzała Węgra zalotnymi spojrzeniami. Kristof właściwie odbierał jej sygnały. W ich odwzajemnianiu przeszkadzała mu jednak pewna niedogodność.

– Smakuje? – spytała po dłuższej chwili.

– Mmm, wyborne śniadanie! – Kristof z trudem tuszował grymas niesmaku.

W duchu przyznał, że talent kulinarny był jej raczej obcy. Jajka na bekonie były przesolone. Tosty przypominały cegły. Jedyną rozsądną alternatywą dla wątpliwego smaku frykasów pozostał sok.

– Może zjemy razem obiad? – śmiało zaproponowała.

Zgroza! – Kristof omal nie upuścił szklanki.

– Wspaniałomyślna propozycja, ale tym razem ja zapraszam – wyraził się ciepło.

Zaintrygowana jego słowami aktorka lekko zmrużyła oczy.

– Może jeszcze soku? – Ava sięgnęła po dzbanek z liliowego szkła.

– O, tak. Z przyjemnością.

– Sok zawsze robię sama.

– Jest wyśmienity. Reszta też – zapewnił.

Uradowana jego słowami postanowiła spróbować jajek na bekonie.

Ups, ale wpadka… – Z tą myślą ledwie przełknęła kęs.

– Lubisz pływać łodzią?– zmieniła temat.

– Bardzo – odparł.

Miłą konwersację przerwał im dzwoniący telefon. Ava sięgnęła po aparat.

– Ava… – roztropnie nie wymieniła nazwiska. – Słucham… – zwróciła się do rozmówcy.

– Przepraszam, że niepokoję, ale właśnie negocjowałem w sprawie roli Pini – rzekł Alex.

– Ile dają? – rzekła w słuchawkę.

– Oferują piętnaście milionów.

– Miało być nie być mniej niż siedemnaście… – powiedziała rozczarowana. – Za tę ro… – W samą porę ugryzła się w język.

– Myśli pani o dwudziestu? – rzekł Alex.

– Nie inaczej. Zadzwonię później – rzekła.

– Praca? – spytał Kristof.

– Niestety – odparła nieco zdegustowana i podparła brodę na rękach.

W jego towarzystwie czuła się świetnie, więc niepomyślne wieści nie zepsuły dobrego nastroju.

– Chciałabym popływać łodzią… – rzekła po chwili.

– Świetny pomysł.

– Pozwolisz, że się przedtem odświeżę? – Wstała od stołu.

– Jasne! – Kristof podniósł się z krzesła.

Ava zabrała się za sprzątanie naczyń. Węgier oczywiście zaczął pomagać.

– Nie trzeba. – Zabrała mu talerz z ręki.

– Naprawdę chciałbym pomóc. – Sięgnął po inne naczynie.

– Dzięki. Poradzę sobie – rzekła, po czym dodała, układając sztućce: – Za godzinę u mnie.

– OK, Ava.

– Czekam więc… – Posłała mu uśmiech.

– W takim razie za godzinę. – Kristof skinął głową i udał się do siebie.

Na spotkanie się nie spóźnił, ale i tak musiał zaczekać kilka minut. W drodze do portu przyglądał się uważnie sposobowi, w jaki prowadziła masywny samochód. Było w tym coś uroczego i zarazem zabawnego. Kristof na ogół nie widywał drobnych kobiet kierujących ogromnym yukonem. Ava była opanowana i zręcznie manipulowała kierownicą. Oczywiście zapominała o goszczących na jej twarzy słodkich minach. Widzowie filmów przepadali za nimi, więc nie można było się dziwić, że i on był w nią wpatrzony jak w obrazek. Wkrótce wjechała do miasta. W niedużym porcie Somoethville Bay przy drewnianych nabrzeżach zacumowano rozmaite łodzie i jachty. Ava zaparkowała wóz. Niebawem dotarli na jedno z nabrzeży. Kobieta wypatrzyła odpowiednią łódź i poprosiła, aby Kristof na nią zaczekał. Zapytał, którą łodzią zamierza popłynąć, ale tylko się uśmiechnęła. Zadowolona z wyboru raźnym krokiem udała się na przystań. Właścicielem wypożyczalni łodzi motorowych okazał się być rezolutny Jovo. Jamajczyk natychmiast się zorientował, kto do niego zawitał. Można powiedzieć, że był wniebowzięty. Oto w jego skromnych progach stanęła wielka Ava Turner. Zaraz po przywitaniu się Jovo sypnął nielichym żartem. Radośnie odsłonił zęby w niegasnącym uśmiechu. Zaprosił wyjątkowego gościa do wnętrza parterowego budynku. Zwołał, kogo tylko się dało. Wkrótce aktorkę otoczyła grupka fanów. Jamajczycy byli i zabawni, i uprzejmi, więc się nie irytowała. Powtarzała tylko w kółko, że bardzo się śpieszy, a pan na molo nie znosi takich sytuacji. Bywa wtedy wyjątkowo nerwowy. Na przystani ze zrozumieniem przyjęto jej zapewnienia. Obdarowano niezliczonymi komplementami. Ava zmuszona była wymóc dyskrecję, za którą zapłaciła autografami. W końcu uwolniona od wielbicieli mogła dołączyć do Kristofa. Pomachała mu ręką, kiedy pozostało jej do przebycia kilkanaście kroków. Wskazała na najdłuższą z łodzi. Węgier ledwie wierzył własnym oczom. Odczytał nazwę jednostki, której oświetlony słońcem, nadzwyczaj smukły biały kadłub był imponujący. Namalowana wzdłuż burt ostro zakończona niebieska linia zdradzała nie lada osiągi ścigacza. Drapieżność łodzi podkreślał wysoki pałąk oraz trzy mocne silniki na rufie.

– Podoba ci się? – Ava oczekiwała aplauzu.

– Zamierzasz tym płynąć? – rzekł żartobliwie.

– Tak – odparła beztrosko.

– Robi wrażenie, ale… Kiedy na nią patrzę… – Kristof zawiesił głos.

– To co? – weszła mu w słowo.

– Nie, nic. Jest OK. – Posłał jej uśmiech.

– Pływałeś już taką? – spytała prosto z mostu.

– Wstyd się przyznać, ale nie – odrzekł.

– Może odcumujesz? – Ava wskoczyła na pokład.

Widać było, że jest w swoim żywiole, więc nie mógł jej zawieść.

– Zrobione! – Kristof bez trudu poradził sobie z liną.

– Super – skwitowała.

Ava pewnie stanęła za kołem sterowym. Kristof na całe szczęście żeglował ze znajomym po Balatonie, więc szybko odnalazł się na pokładzie. Kobieta uruchomiła silniki, a kiedy zastartowały, położyła rękę na manetce. Przesunęła nieco dźwignię. Napęd ścigacza płynnie nabrał obrotów. Prowadzona wprawną ręką dyplomowanej sterniczki łódź wzbiła odrobinę piany za rufą i łagodnie odbiła od nabrzeża. Po jakimś czasie Ava obejrzała się, po czym wykonała zdecydowany ruch manetką. Z silników wydobył się przeciągły ryk, a Memphis, bo tak nazywała się łódź, wyrwała w przód niczym wyścigowy koń.

– Kocham ścigacze! – rzekła na głos. – Co za uczucie! – krzyknęła przy gwałtownym zwrocie na bakburtę.

Wzbita dziobem bryza przysporzyła jej kolejnej radości, więc niezwłocznie położyła łódź na sterburtę. Przyzwyczajony do nagłych manewrów Kristof lekko zacisnął szczęki.

– Niezła jesteś! – pochwalił ją.

– Tylko spójrz! – Z uroczą miną przestawiła manetkę w górne położenie.

Wyzwolona z napędu moc aż poderwała dziób, kiedy Ava wprowadziła idącą całą naprzód łódź na kurs.

– Wow…! Ale jazda! – radowała się pani kapitan.

– Dokąd płyniemy, tak à propos? – spytał.

– Czy ja wiem… – Ava wzruszyła ramionami.

– Lubisz muzykę i taniec? – zapytała po chwili.

– Uwielbiam – potwierdził.

– To moja ulubiona płyta. – Podała mu wyjęty z torebki krążek.

Kristof uruchomił sprzęt, z którego popłynęły znane dźwięki, między innymi Not Afraid Eminema. Ava poszła na całość. Nie zważając na obecność „załogi”, wprawiła ciało w pląsy i lekko nucąc rytm, stroiła przeróżne miny.

– Kocham to! Kocham! – Żywo gestykulowała.

Wkrótce zabrzmiał inny jej ulubiony utwór, który w żaden sposób nie pasował do poprzedniej piosenki. Z pewnością jednak swoją dynamiką wyrażał część jej kobiecego usposobienia. Naturalna wesołość to coś, czego i Kristofowi nie brakowało, więc natychmiast podchwycił melodię.

– Jaką muzykę najbardziej lubisz? – zapytała.

– Szczerze mówiąc, różną.

– Dokładniej proszę… – Ava zwolniła. – Taką jak moja? – uzupełniła pytanie.

– Taką też, ale najbardziej ponadczasowe Forever Young – rzekł z serca.

– Jak to brzmi?

Dołeczki w jej policzkach były wystarczającą zachętą. Kristof wystukał palcami rytm na konsoli. Zaintonował melodię refrenu. Ostry dziób ścigacza właśnie ulegał nieznacznemu przepadaniu, więc przyjemnie bujało do taktu.

– Urzekające – stwierdziła.

– Wyjątkowy utwór – powiedział z przekonaniem.

– Zanuć jeszcze raz, proszę… – Ava wdzięcznie powiodła koniuszkiem języka po wardze.

Kristof spojrzał na nią niezdecydowanie, potem na kropelki wody rozsiane po zielonych szybach wiatrochronu, po czym ponownie na jej twarz. Ava była zachwycona. W jej uwodzącym spojrzeniu odmalowało się szczere oczekiwanie. Nie mógł odmówić.

– Skoro tego chcesz… – Zanucił jeszcze raz.

– Ty grasz? – Ava pewnie spojrzała w głąb jego źrenic. – Może jesteś pianistą? – dodała.

– Żartujesz sobie? – Zaśmiał się lekko pod wąsem. – No dobrze… Może czasem gram – rzekł z powagą.

– Bujasz… – Ava zaśmiała się lekko.

– Jesteś bardzo miła – rzekł.

– Masz gdzieś nagranie tej piosenki? – spytała.

– W domu.

– Czemu tak daleko?

– W tym na plaży… – Posłał jej uśmiech.

– Świetnie. Zgrasz mi, prawda? – Posłała mu słodkie spojrzenie.

– Spoko… – rzekł po węgiersku.

– Czyli…? – Nie zrozumiała węgierskiego słowa.

– Tak, zgram – odpowiedział po angielsku.

– Jesteś cudowny… – rzekła miłym głosem.

– Ja??? – zdziwił się.

– Lubię cię. Taki czas… – Oznajmiła z uśmiechem na ustach.

Postanowiła poddać go maleńkiemu kobiecemu testowi. Ochoczo przesunęła dźwignię manetki w przód. Wydobyta z morskiego potwora pełna moc lekko pchnęła ich w tył. Memphis rozpędzała się ponad fabryczne granice możliwości. Zadowolona z psikusa Ava obserwowała ocean przed dziobem. Podrygiwała w takt głośnej muzyki. Wymachiwała to jedną, to drugą ręką.

– Niezła jazda, nie?! – rzuciła.

– Ava, a co z silnikami? – Kristof delikatnie zwrócił jej uwagę.

– Tohatsu są mocne – odpowiedziała pewnie.

Niebezpieczna prędkość było czymś, co uwielbiała. Towarzystwo Kristofa jej odpowiadało. Ava nie wiedziała, czemu, ale właśnie przy nim była sobą. Niewinny flirt zaczął ją wciągać. Poczuła się szczęśliwa i niczym rozbawiona nastolatka zaczęła przybierać więcej niż swobodne pozy. Chwilę później spoważniała. Złapała się na tym, że ulega urokowi mężczyzny z dalekiego kraju, więc stała się dociekliwa.

– Skąd dokładnie pochodzisz? – Spojrzała pytająco.

– Z Węgier. Jestem rodowitym Węgrem.

– Gdzie mieszkasz?

– W Budapeszcie.

– Jak tam jest?

– Wyjątkowo. Pięknie. To niesamowite miasto – mówił szczerze.

– Z pewnością bardzo stare… – wyraziła zainteresowanie.

– Zgadza się.

– Opowiesz mi o Budapeszcie? – Ava starała się sobie to miejsce wyobrazić.

– Przypomina Wiedeń. Jest dużo zabytków, metro. Zawsze coś kwitnie lub ma zielone liście.

– Bywałam w Wiedniu. Lubisz może kwiaty? – Ava zmarszczyła czoło.

– Owszem.

– Mnie też?

– Bardzo.

– Świetnie – odrzekła.

– Urodziłaś się w Stanach? – Teraz on uzupełniał swoją wiedzę.

– Chodzi ci o kolor skóry? – spytała domyślnie.

Kristof przytaknął skinieniem głowy.

– Moi dziadkowie pochodzili z Meksyku – wyjaśniła.

– Podobasz mi się – rzekł.

– Dobrze. A gdybym była ciemnoskóra? – Ava wpatrzyła się bacznie w jego oczy.

– To dodałoby ci urody.

– Dziękuję.

– Mówię, co myślę… – rzekł z serca.

– Wiem, białasie – odparła zadowolona.

– Nie wyobrażam sobie ciebie innej – dodał.

– To miłe. – Ava uśmiechem zatarła dzielące ich różnice.

– W sumie to nie jesteś taki biały… – rzekła.

Kristof zaśmiał się tylko pod wąsem. Ava w duchu przyznała, że coraz bardziej ją pociągał. Oczywiście, nie różnił się znacznie od znanych jej mężczyzn, ale wody malowniczej zatoki sprzyjały wzajemnemu zauroczeniu. W jej umyśle pojawił się mały dysonans, ale przegnała niepotrzebną myśl. Nie musiała przecież dokonywać wyboru teraz ani decydować, czy ma to być tylko wakacyjny flirt, czy coś więcej. Postanowiła zobaczyć, jak potoczy się ich znajomość. Nie przypuszczała, że decyzję podejmie aż tak szybko.

– Ojej! Byłam samolubna – Ava przesunęła w dół manetkę gazu. – Naprawdę przepraszam za mój nietakt… – Memphis posłusznie wytracała pęd. – Wybacz, ale zawsze szaleję na wodzie… Nawet nie spytałam, czy zechciałbyś poprowadzić…

– Z chęcią – odrzekł.

– Znasz się na tym? – Ava zdjęła rękę z koła sterowego.

– Na żaglach.

– OK. Pokażę ci, co i jak – rzekła z radością w oczach.

– Zamieniam się w słuch – odpowiedział uprzejmie.

– Płyniemy do skałek. Są na północny-wschód – podała z mapy współrzędne. – Chciałabym tam popływać…

– Tego z pewnością nie muszę tłumaczyć… – Wskazała dźwignię mocy.

Memphis właśnie zapadła lekko na dziób.

– No problem. – Kristof przejął ster.

– Łódź prowadzi się podobnie do samochodu.

– Poradzę sobie… – Posłał jej uśmiech.

– Wiem – rzekła i dotknęła jego ręki na kole sterowym.

– Musisz ją wyczuć… – Przytuliła się lekko do jego boku.

– Będę się starał.

– Nie lubię komplementów – dodała.

– Zrozumiałe, ale uwielbiam ci takie prawić.

– Doskonale – skwitowała i sięgnęła ręką do panelu. – Teraz dodamy gazu… – Przesunęła manetkę do oporu. – O tak! – Zaśmiała się uroczo.

Mruczące dotąd miarowym rytmem silniki ryknęły potężnym basem. W kilwaterze zabulgotało. Dziób poszedł ponad fale, kiedy moc napędu praktycznie wcisnęła rufę pod wodę. Psikus był misternie zaplanowany. Ava oparła się ciałem o Kristofa. Przytuliła głowę do jego ramienia.

– Teraz zrób zwrot na bakburtę – rozkazała.

– Potwierdzam bakburtę, pani kapitan.

– Dwieście trzydzieści, nowy kurs. Po piętnastu minutach zwolnij i wejdź na sto osiemdziesiąt – podała kolejno koordynaty.

– Znasz te wody? – spytał.

– Chciałabym się poopalać… – odparła wymijająco.

– OK.

– Daj wolno naprzód, proszę – usłyszał po jakimś czasie.

– Jest wolno naprzód – potwierdził.

– Dobrze ci idzie. Poopalam się na dziobie – rzekła.

Łodzią właśnie przestało bujać. Ava zdjęła z siebie krótkie spodenki i tunikę.

– Masz świetną figurę – powiedział.

– Naprawdę nie lubię komplementów…

– Jednak to prawda. – Uśmiechnął się, wcale niezbity z pantałyku.

– Przesadzasz. Jestem tylko zwyczajną kobietą – rzekła sympatycznie.

– Do tego piękną…

Uparciuch… – pomyślała i pokręciła głową.

– OK. OK. Już nic nie mówię – rzekł.

– Tak jest lepiej – dodała żartobliwie.

– „Jesteś słodka” też jest złe? – Ani myślał dać za wygraną.

– Nie. – Ava weszła na górny pokład.

Po kilku krokach usiadła na dziobie. Kristof o jej urodzie wyrażał się szczerze. Nie tylko w jego mniemaniu miała naprawdę wspaniałe ciało. Subtelne rysy jej twarzy wprost uwielbiał, z zachwytem podziwiał jej brodę. Kształtne policzki. Pieprzyk na jednym. Prosty, perfekcyjnie zarysowany nos, który płynnie łączył się z ciemną oprawą oczu i czołem. Zaaferowany nią przyglądał się jej, zamiast przykładnie zajmować się sterowaniem.

Zmysłowa… – pomyślał z miłością.

Kristof się rozmarzył. Był pewien, że na całym świecie nie ma kobiety o równie pięknych rysach twarzy i ustach. Jej wargi były wygięte w łagodne, ale zarazem niezwykle zmysłowe łuki. Lecz Ava uwodziła go nie tylko urodą, ale też usposobieniem i mądrością. Można by rzec, kwintesencją kobiecości cudem zaklętą w ciele o ponętnych kształtach. Wyrażonej miękkością dotyku. Zapachu. Rozwianymi włosami. Kristof pokochał ją całą. Idealną, wspaniałą kobietę, a zarazem dobroduszną, spontaniczną dziewczynę. Lecz także i rozkoszną, niezwykle zmysłową diablicę.

– Nasmarujesz mi plecy? – poprosiła po dłuższej chwili.

– Z przyjemnością. – Kristof zatrzymał silniki.

Usiadł za nią na dziobie. Roztarł w rękach kilka kropel olejku nalanego z butelki, którą mu podała.

– Doskonały masaż… – rzekła. – Możesz jeszcze raz szyję? – Ava seksownie odchyliła głowę.

– No problem.

– Dzięki.

– Teraz ramiona – poprosiła po chwili.

Ujął ją za nie delikatnie. Wolno rozprowadził pachnący olejek. Ava stwierdziła, że był subtelny.

– Naprawdę świetnie to robisz – skomentowała. – Teraz dłonie, a później nogi – zażyczyła sobie zrelaksowana.

– Dłonie? – upewnił się Kristof.

– Tak dobrze masujesz… – rzekła miłym głosem.

Kristof ani myślał oponować. Ava odczekała, aż znów nabierze trochę olejku. Ujęła jego rękę i przyjemnym, delikatnym dotykiem przemieniła zauroczenie w pewność.

Znam cię chyba od tysięcy lat… – Kristof pomyślał to raz jeszcze.

Płynął z nią, raczej nie łodzią, ale oceanem marzeń. Oceanem niezwykłym. Oceanem o dźwięcznym imieniu Ava.

– Coś nie tak…? – Amerykanka dostrzegła moment zadumy.

– Ależ nie – zaprzeczył.

– Zapomniałeś o udach – wspomniała.

– Nie zapomniałem… – Niezwłocznie zabrał się za nabłyszczanie ich olejkiem.

Niebawem kolistymi ruchami dotarł w pobliże kolan. Wówczas to, niby patrząc w niebo, spytała go z namysłem, mrużąc przy tym oczy:

– Podobają ci się moje nogi?

– Bardzo, o ile to nie komplement… – zastrzegł się w dobrym tonie.

– Bujasz czy się przymilasz? – rzekła wesoło.

– Ani jedno, ani drugie – odparł.

– Jestem za gruba, prawda?

– Niby gdzie?

– Tu i tam, być może… – odrzekła, spoglądając na swoje ramiona.

– Żartujesz sobie? – Kristof lekko się uśmiechnął.

– Spójrz tylko! – Ava przeciągnęła rękami po udach.

– Zabawna jesteś. Każdy sprzedałby za nie duszę! – Tego był pewien.

– Ta… A ty? – spytała.

– Nie odpowiedziałeś… – upomniała go po chwili.

Kristof tylko się lekko uśmiechnął. Spojrzał na jej lekko rozchylone i bardzo wtedy zmysłowe usta. Ava złowiła jego spojrzenie. Udała speszoną.

– To jak jest? – dopominała się Ava.

– Wiesz, Ava…Nie chcę niczego zepsuć… – powiedział.

– Nie zepsujesz – rzekła z lekkością w głosie.

Była pewna, że z nim może być frywolna, a nawet więcej… Tak wielu rzeczy była pewna.

– Krótko się znamy – Kristof cedził słowa.

– Owszem, i co z tego? – Ava z dumą uniosła nieco brodę.

– Nie. Lepiej nie – stwierdził cicho.

– OK. Mam dla ciebie zagadkę – rzekła.

– Nie lubię zagadek…

– Właśnie się zgodziłeś. – Zachichotała lekko.

– To niesprawiedliwe – zaprotestował.

– Być może.

– Powiedz, proszę, co byś zrobił, będąc ze mną na bezludnej wyspie… – umyślnie spauzowała.

– Niech się zastanowię… – zwodził ją.

– Tylko pomyśl o czymś takim, co bym na zawsze zapamiętała – rzekła. – Pamiętaj, musi to być coś takiego, żebym… Sam wiesz, żebym naprawdę zapamiętała. – Ava podparła brodę na palcach.

– Z pewnością, gdybym był piratem… – wymówił z wolna.

– Już wiem. Pirat? On by rozmasował moje stopy – wtrąciła z przymilnym uśmiechem.

– Nawet mały palec – zapewnił.

– Co za myśl?! – Ava znacząco spojrzała na swoje stopy.

– Dla mnie przyjemność… – Usiadł przed nią.

– Czekam więc… – kokietowała nie na żarty.

Kristof spojrzał na nią powłóczyście. Ava dostrzegła w jego oczach tańczące ogniki, które obiecywały coś wyjątkowego. Może nazbyt zuchwałego, ale z całą pewnością niezwykle miłego. Jednak Ava oczekiwała czegoś spektakularnego.

– Tylko pamiętaj, żeby rozwiązać zagadkę – upomniała go.

– Nie zapomnę.

– Tak jest dobrze – pochwaliła masującego ją Węgra, a w jej oczach czaiło się pożądanie.

– Czyli nie zawracamy na ląd? – Kristof się upewniał.

– W żadnym razie – odrzekła.

– OK.

– Podoba mi się twój masaż. Myślałam jednak o czymś bardzo miłym… Sam wiesz… – przewróciła słodko oczyma.

Kristof pochylił się i pocałował wierzch jej stopy. Po kolejnym pocałunku, którym ledwie musnął jej mały palec, Ava poczuła zaskakująco przyjemne kąsanie. Pierwszy dreszcz jeszcze nie minął, kiedy po raz kolejny ugryzł ją zmysłowo. Ava spojrzała uroczo. Przymknęła powieki. Kristof popisał się wyczuciem, jakiego wszyscy jej byli kochankowie mogli mu jedynie pozazdrościć. Zaledwie ustało przebiegające przez jej ciało mrowienie, a on znowu pocałował jej stopę.

Wow! – z tą myślą jej biust uniósł się na wdechu.

– Kristof… – wypowiedziała cicho jego imię.

– Proszę? – Zabrał się za masowanie stopy.

– Lepiej już pójdź sterować… Inaczej nie dopłyniemy do skałek… – Zmrużyła oczy.

– Lubię cię. – Z tymi słowami podniósł się z klęczek.

– Ja ciebie też – rzekła od serca. – To było bardzo miłe. – Posłała mu uśmiech.

– Zawsze do usług, pani kapitan – rzekł zabawnie.

Zniosło ich trochę, więc na mostku uruchomił silniki. Przekręcił kołem sterowym, aby wrócić na kurs. Memphis posłusznie wykonała zwrot. Kristof uważniej kontrolował przyrządy, wciąż jednak przyglądał się Avie z niesłabnącym zainteresowaniem. Podczas rejsu wzajemne zauroczenie rozkwitało. Kristof pokochał ją od pierwszego wejrzenia, jednakże ich luźna znajomość z zawrotną szybkością przeradzała się w głęboki związek. Ava z sympatią w oczach obejrzała się za siebie.

– Zwolnij trochę! Chlapie na mnie! – zawołała z dziobu.

– OK. Zrobione!

Ava wygodnie ułożyła się na pokładzie. Opalając się, wyglądała naprawdę zmysłowo. Słońce jaśniało na jej twarzy. Ogarniało jej ciało poświatą promieni. Panna Turner błyszczała całą sobą. Odkrytym ramieniem bądź szyją. Węgier otworzył ją na to, co nowe i kochane. Jej ciało i serce wysyłało coraz to nowe miłosne sygnały. Kristof pojął, że słońce także ją kocha. Po jakimś czasie zwróciła ku niemu głowę, żeby się upewnić, czy on na pewno istnieje. Kristof nie był sennym widziadłem. Jej wyśniony mężczyzna tkwił w sterówce. Ostatni rycerz, ale nie ten z bajki, gdyż bajkowy by się dla niej nie liczył. Ava posyłała mu zalotne spojrzenia. Niechciane jeszcze przedwczoraj uczucie rosło w niej, nabierało kosmicznych rozmiarów. Wybuchło niczym supernowa i pędziło z szybkością fotonowej fali. Docierało do każdej części ciała. Tak właśnie było, kiedy patrząc nań, rozpamiętywała każdą pieszczotę. Przyjemne napięcie w każdym włosku całowanego ciała. Zagadkowe ciepło emanujące z jego rąk, które powodowało niepowstrzymane, wirujące w niej podniecenie. Uczucia, które przetoczyły się przez nią rozszalałe niczym wiatr nad pustynią. Tak, to się naprawdę działo. Szczęście wygrywało.

– Jaki masz kurs? – Ava podniosła się z miejsca.

– Dwieście dwadzieścia – odparł.

– Jaką mamy pozycję względem mapy? – spytała. – Sprawdzę. – Sięgnęła po zapiski.

– Jest, prawie dobrze – odłożyła mapnik i zdecydowała: – Nowy kurs: sto siedemdziesiąt.

Czuła się przy nim tak dobrze. Po chwili przytuliła się lekko do niego. Wsparła głowę na męskim ramieniu. Kristof objął ją wpół. Ava poruszyła się nieznacznie. Spojrzała na jego twarz. W bliskości przepłynęli więcej niż milę.

– Skałki na horyzoncie – rzekł Kristof.

– Zrób zwrot o sześćdziesiąt stopni.

– Zrobione – odparł, obracając kołem.

– Urocze miejsce – stwierdziła.

– Tak – dodał od siebie Kristof.

– Cieszę się, że jestem tu z tobą – powiedziała. – Właśnie z tobą – dodała.

– Ava…? – Kristof wymówił nie tylko jej imię.

Nikt tego tak do mnie nie powiedział… – pomyślała z radością.

Znów dyskretnie zajrzała mu w oczy. On z przyklejoną do twarzy spokojną miną udawał, że nic się nie wydarzyło.

– Powiedziałeś coś bardzo uroczego… – Posłała mu słodkie spojrzenie.

Kristof był pewien, że silniki zagłuszyły jego słowa.

– Słyszałam – rzekła z sympatią w tonie.

– Niemożliwe.

– Powtórz, proszę – nalegała.

– Mówiłem tylko, że jesteś bardzo miła…

– Kręcisz. To nie to słyszałam… – odrzekła kapryśnym tonem. – Powtórzysz? – Nie poddawała się.

– Lubię cię, Ava – rzekł.

– Kłamczuch! – obruszyła się wesoło.

– Spójrz! Tęcza! – Kristof próbował odwrócić jej uwagę urokami nieba.

– Wow! Cudowna! – przyznała. – Jakie ma kolory? – Aby