Przymrużonym okiem Radość czytania satyryków - Izabela Mikrut - ebook

Przymrużonym okiem Radość czytania satyryków ebook

Izabela Mikrut

0,0

Opis

Satyra jest bez wątpienia rodzajem sztuki. Cechuje się wewnętrznym zdynamizowaniem, bezustannie się zmienia, stanowi formę otwartą i niegotową, lecz i zadziwiająco trwałą, jeśli weźmie się pod uwagę jej odłam obyczajowy. Utwory, w które wpisana została funkcja agitacyjna, dezaktualizują się błyskawicznie, nie imponują też z reguły warsztatem – powstają jako szybka odpowiedź na bieżące wydarzenia, pozbawione nieliterackiego kontekstu natychmiast giną. Tym ciekawszy okazuje się czysty humor, któremu trwałość zapewnia oddalenie od efemerycznych realiów i zwrócenie się w stronę absurdu czy intertekstualności, a nawet – satyry społecznej. Na przestrzeni ostatniego stulecia pojawiło się w polskiej literaturze wielu interesujących satyryków, którym warto poświęcić uwagę.

Piętnaście esejów, składających się na tę książkę ma prezentować piętnastu niebanalnych twórców (począwszy od dwudziestolecia międzywojennego po dziś dzień), a zatem i różne rodzaje humoru. Pojawią się tu znakomici przedstawiciele piosenki humorystycznej (Hemar) i aluzyjnej (Młynarski), mistrzowie słowa (Przybora), skrótu (Sztaudynger) i felietonu (Grodzieńska), ale znajdzie się również miejsce dla autorów, którzy z twórczością rozrywkową pozostawali zwykle na drugim planie – satyrę lingwistyczną reprezentuje Marek Piechota, Jan Brzechwa przedstawiony jest od strony satyry zaangażowanej, a Marcin Wolski – kojarzony niemal wyłącznie z tekstami agitacyjnymi i użytkowymi – jako ciekawy humorysta. Powrócą artyści znani, choć niekoniecznie dzięki działalności satyrycznej (Tadeusz Różewicz) i zapomniani – Marian Załucki – mistrz obserwacji, Andrzej Waligórski – autor piosenek przechodzących do obiegu anonimowego. Przeglądu gatunków dopełnią natomiast recyclingowe wierszyki Artura Andrusa i poetyckie utwory Andrzeja Poniedzielskiego, czarny humor Macieja Zembatego czy kraina wyobraźni kabaretowej Władysława Sikory.
Zestaw szkiców oczywiście nie jest kompletny: brakuje Barańczaka, Tuwima, Leca, Laskowika. Można by pokusić się o przedstawienie Gałczyńskiego, Swinarskiego, Jurandota, Minkiewicza, Kleyffa, Górskiego, Osęki, Samozwaniec, Marianowicza, Dymnego, Mrożka czy Kerna, brakuje Olgi Lipińskiej, którą raczej kojarzymy jako reżyserkę i realizatorkę telewizyjną, a nie autorkę tekstów wielu piosenek i dialogów do jej autorskiego Kabaretu. Nie ma Marii Czubaszek, która w ostatnich latach stała się niemal satyryczną celebrytką (po błyskotliwym występie w serialu improwizowanym Spadkobiercy, a także za sprawą Artura Andrusa i wydawnictwa Prószyński i S-ka). Przy doborze nazwisk kierowałam się przede wszystkim chęcią prezentacji różnych odmian satyry, ale i wyraźnymi związkami między pewnymi rodzajami twórczości humorystycznej. Oczywiście lista pominiętych jest na tyle długa, że warto by pokusić się o kolejne tomy.

W tej publikacji przyjęty został układ alfabetyczny. Intertekstualne relacje stanowią bowiem rodzaj siatki – o ile Wojciech Młynarski czerpał inspirację z Hemara, o tyle już w działalności Andrzeja Poniedzielskiego widać wpływy Harrymanna przefiltrowane przez spojrzenie Młynarskiego i Przybory. Sikora w konstruowaniu kabaretowego świata odwołuje się do Starszego Pana B i Mariana Załuckiego, ale kieruje się również ku nonsensowi lingwistów. Tak, że układ chronologiczny nie zapewniłby pożądanej przejrzystości. Nie ma tu również biografizowania: informacje życiorysowe znaleźć można stosunkowo łatwo, a nie przydają się one w eksponowaniu tego, co interesuje mnie w tomie najbardziej: sedna humoru.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 386

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Izabela Mikrut

Przymrużonym okiem

Radość czytania satyryków

© Copyright by

Izabela Mikrut & e-bookowo 2016

 

Grafika na okładce: shutterstock

Projekt okładki:

e-bookowo

 

Zrealizowano przy pomocy środków budżetowych 
Samorządu Województwa Śląskiego

 

 

 

 

 

 

ISBN e-book 978-83-7859-703-2

 

 

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2016

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Wprowadzenie

Jak słusznie i bez cienia ironii pisze Tomasz Stępień, autor znakomitej monografii Osatyrze (Katowice 1996), najlepszego i najpełniejszego ujęcia tej problematyki od czasu ukazania się rozprawy Kazimierza Brodzińskiego w roku 1822, w książce Zabawa – poetyka – polityka:

Współcześnie określenia satyra czy satyryk nie brzmią dumnie. Oznaczają wąską specjalizację, „gorszość” artystyczną, nie zapewniają przepustki do historii literatury, skazują na estetyczną marginalizację.1

Nie jest w tym poglądzie osamotniony2. Spadek rangi niepoważnego odgałęzienia twórczości wiąże się z automatycznym wykreślaniem nazwisk uznanych humorystów ze świadomości odbiorców. W efekcieo miejsce dla Hemara w pamięci potomnych ubiega się Wojciech Młynarski, Przyborę przypomina na scenach offu Poniedzielski – ale już nazwiska Załuckiego czy Grodzieńskiej znane są nielicznym3. Polską satyrę ocenia się dziś – na początku XXI wieku – przez pryzmat kabaretów medialnych, zespołów, które stawiają na prostą, bezrefleksyjną rozrywkę – to spojrzenie musi zubażać wizję rodzimej działalności humorystycznej.

Satyra jest bez wątpienia rodzajem sztuki. Cechuje się wewnętrznym zdynamizowaniem, bezustannie się zmienia, stanowi formę otwartą i niegotową, leczi zadziwiająco trwałą, jeśli weźmie się pod uwagę jej odłam obyczajowy. Utwory, w które wpisana została funkcja agitacyjna, dezaktualizują się błyskawicznie, nie imponują też z reguły warsztatem – powstają jako szybka odpowiedź na bieżące wydarzenia, pozbawione nieliterackiego kontekstu natychmiast giną. Tym ciekawszy okazuje się czysty humor, któremu trwałość zapewnia oddalenie od efemerycznych realiów i zwrócenie się w stronę absurdu czy intertekstualności, a nawet – satyry społecznej. Na przestrzeni ostatniego stulecia pojawiło się w polskiej literaturze wielu interesujących satyryków, którym warto poświęcić uwagę.

Władysław Sikora, jedenz artystów i zarazem autorów kabaretowych, parafrazując Gombrowicza, twierdzi, że kabaret artystyczny bazuje na przełamywaniu schematów.4 Istotą satyry okazuje się zatem próba znalezienia rozwiązań, które twórczo modyfikowałyby tradycję, a nie zrywały z nią; dążenie do oryginalności ujęcia tematu. Podział na niepoważną literaturę zaangażowaną i tę wolną od politycznych konotacji wydaje się wobec tych praktyk niewystarczający – stąd konieczność dokonywania wewnętrznych klasyfikacji i wyłuskiwania z rozmaitych teorii komizmu właściwości satyry konkretnych autorów.

W odróżnieniu od funkcjonujących w ustnym obiegu anonimowych dowcipów, żarty wpisane w większe formy satyryczne charakteryzują się finezyjną i wielopoziomową konstrukcją, wyzwalają śmiech na różnych płaszczyznach i nie tracą potencjału komicznego nawet podczas wielokrotnie powtarzanej lektury.Zczasem mogą zyskać nowy wymiariuruchomić niedostrzegane dotąd mechanizmy zabawy. Precyzyjna budowawpołączeniuznaddatkiem formalnym (ukształtowanie brzmieniowe, stylizowana narracja) przedłuża jeszcze egzystencję dzieł wybitnych satyryków.

Piętnaście esejów, składających się na tę książkę ma prezentować piętnastu niebanalnych twórców (począwszy od dwudziestolecia międzywojennego po dziś dzień), a zatemi różne rodzaje humoru. Pojawią się tu znakomici przedstawiciele piosenki humorystycznej (Hemar) i aluzyjnej (Młynarski), mistrzowie słowa (Przybora), skrótu (Sztaudynger) i felietonu (Grodzieńska), ale znajdzie się również miejsce dla autorów, którzy z twórczością rozrywkową pozostawali zwykle na drugim planie – satyrę lingwistyczną reprezentuje Marek Piechota, Jan Brzechwa przedstawiony jest od strony satyry zaangażowanej, a Marcin Wolski – kojarzony niemal wyłącznie z tekstami agitacyjnymi i użytkowymi – jako ciekawy humorysta. Powrócą artyści znani, choć niekoniecznie dzięki działalności satyrycznej (Tadeusz Różewicz) i zapomniani – Marian Załucki – mistrz obserwacji, Andrzej Waligórski – autor piosenek przechodzących do obiegu anonimowego. Przeglądu gatunków dopełnią natomiast recyclingowe wierszyki Artura Andrusa i poetyckie utwory Andrzeja Poniedzielskiego, czarny humor Macieja Zembatego czy kraina wyobraźni kabaretowej Władysława Sikory.

Zestaw szkiców oczywiście nie jest kompletny: brakuje Barańczaka, Tuwima, Leca, Laskowika. Można by pokusić się o przedstawienie Gałczyńskiego, Swinarskiego, Jurandota, Minkiewicza, Kleyffa, Górskiego, Osęki, Samozwaniec, Marianowicza, Dymnego, Mrożka czy Kerna, brakuje Olgi Lipińskiej, którą raczej kojarzymy jako reżyserkę i realizatorkę telewizyjną, a nie autorkę tekstów wielu piosenek i dialogów do jej autorskiego Kabaretu. Nie ma Marii Czubaszek, która w ostatnich latach stała się niemal satyryczną celebrytką (po błyskotliwym występie w serialu improwizowanym Spadkobiercy, a także za sprawą Artura Andrusa i wydawnictwa Prószyński i S-ka). Przy doborze nazwisk kierowałam się przede wszystkim chęcią prezentacji różnych odmian satyry, ale i wyraźnymi związkami między pewnymi rodzajami twórczości humorystycznej. Oczywiście lista pominiętych jest na tyle długa, że warto by pokusić się o kolejne tomy.

Wtej publikacjiprzyjęty został układ alfabetyczny. Intertekstualne relacje stanowią bowiem rodzaj siatki –oile Wojciech Młynarski czerpał inspiracjęzHemara,otyle jużwdziałalności Andrzeja Poniedzielskiego widać wpływy Harrymanna przefiltrowane przez spojrzenie MłynarskiegoiPrzybory. Sikorawkonstruowaniu kabaretowego świata odwołuje się do Starszego Pana BiMariana Załuckiego, ale kieruje się również ku nonsensowi lingwistów. Tak, że układ chronologiczny nie zapewniłby pożądanej przejrzystości. Nie ma tu również biografizowania: informacje życiorysowe znaleźć można stosunkowo łatwo,anie przydają się oneweksponowaniu tego, co interesuje mniewtomie najbardziej: sedna humoru.

Satyra humorystów zajmuje stosunkowo niewiele miejsca w badaniach literaturoznawczych. Uderza wręcz deficyt opracowań, dotyczących artystów z tej dziedziny – teksty poświęcane przedstawicielom literatury niepoważnej, poza drobnymi wyjątkami (Młynarski, Przybora), należą do grupy gatunków publicystycznych – to przeważnie recenzje tomików, wywiady (wpisywane w nurt popkulturowy, a zatem prezentujące satyryka niczym celebrytę) i wspomnienia. O ile komizm w literaturze wysokoartystycznej – u znanychi uznanych pisarzy czy poetów – doczekał się już interpretacji oraz odczytań (Mizerkiewicz, Bocheński), o tyle dowcip u najśmieszniejszych wciąż należy do tematów niepopularnych wśród badaczy. Analizy utworów satyrycznych wymagają podejścia polimetodologicznego i interdyscyplinarnego ujęcia, a w przypadku autorów-aktorów – wzbogacenia lektury o pozaliterackie środki ekspresji. Mam nadzieję, że podjęta przeze mnie próba uchwycenia specyfiki poszczególnych przejawów twórczości humorystycznej zakończyła się sukcesem.

Książka nie powstałaby, gdyby nie życzliwa pomoc wykładowców z Uniwersytetu Śląskiego: pragnę podziękować profesorowi Marianowi Kisielowi za wskazówki przy pisaniu tekstu, profesorowi Markowi Piechocie za wnikliwą lekturę poszczególnych rozdziałów i rzeczowe komentarze – oraz profesorowi Jerzemu Paszkowi, recenzentowi tej publikacji, za cenne podpowiedzi, które pozwoliły mi uniknąć wielu błędów. Osobne podziękowania należą się doktor Dorocie Fox za możliwość uczestniczenia w wykładach poświęconych kabaretowi – oraz pani Grażynie Wilk za pomoc w zdobywaniu materiałów do książki.

Jaworzno – Katowice 2009

Izabela Mikrut

Dopisek po latach

Książka ta powstawała w 2009 roku, ale na skutek wydawniczych perturbacji nie mogła wówczas ujrzeć światła dziennego. Od tamtego czasu zmienił się układ „sił” w satyrycznym światku: zamiast tradycyjnych tekstów kabaretowych coraz częściej do głosu zaczynają dochodzić stand-upowcy, występy zamieniane są na roasty. Zmarli Stefania Grodzieńska i Maciej Zembaty, rozbłysła gwiazda Marii Czubaszek, Władysław Sikora stracił kilka kabaretowych składów i przeszedł – dość przewrotnie – do tworzenia „kabaretu amatorskiego” (który amatorszczyznę ma tylko w nazwie). Artur Andrus z kolei stał się niekwestionowanym mistrzem piosenki kabaretowej. Na rynku wydawniczym pojawiło się kilka publikacji poświęconych kabaretowi, chociaż sam kabaret – mimo że dość trudno w to uwierzyć – jeszcze bardziej stracił na znaczeniu. Nie chcę jednak zmieniać rytmu rozdziałów (z których część w swoim czasie opublikowana została w piśmie „Topos”), konieczne zmiany odnotuję zatem w przypisach lub akapitach dodawanych do poszczególnych rozdziałów.

Artur Andrus

Poszukiwacz absurdów codzienności

Sceniczny strateg

Zjawiskiem niewątpliwie na polskiej scenie kabaretowej niepowtarzalnym stała się satyryczno-konferansjerska działalność estradowa Artura Andrusa. Piszę o Andrusie jako o zjawisku nieprzypadkowo, stworzył on bowiem nową jakość polskiej konferansjerki i dotąd niespotykany (lub przynajmniej rzadko spotykany) typ wiersza satyrycznego. I chociaż w powszechnym odbiorze może się wydawać, że Artur Andrus przegrywa na scenie z Piotrem Bałtroczykiem, dyżurnym konferansjerem, to właśnie Andrus wnosi do polskiej satyry coś nowego i odkrywczego jednocześnie.5

Mniej widoczny niż Piotr Bałtroczyk, mniej „medialny” – zamiast telewizyjnych programówoogólnopolskim zasięgu wybiera chętniej kameralne wieczory kabaretowewwarszawskiej „Piwnicy pod Harendą” czy ScenęwŁódzkiej Piwnicy Artystycznej „Przechowalnia”; prowadzi również radiowe audycje humorystyczne –PowtórkęzrozrywkiczyMagazyn Uzupełnień Rozrywkowych MUR, ostatnioAkademię rozrywkiwradiowej „Trójce”. Estradowe CV Andrusa obfitujewwiele różnorodnych pozycji,acharakterystyczny typ prezentowanej twórczości humorystycznej przynosi autorowi ogromną rzeszę wielbicieli. Mimo to nie w ilości zachwyconych odbiorców tkwi źródło sukcesu, a w nowatorskim podejściu do tematów satyrycznych.

Artur Andrus jest doskonałym obserwatorem rzeczywistości; nie drwi jednakznajprostszych, na pierwszy rzut oka dostrzegalnych komicznych sytuacji, wpadek czy nieporozumień. Powodów do śmiechu szuka natomiast wszędzie tam, gdzie jest nudno, zwyczajnieinormalnie. Prezentuje obyczajowy odłam satyry: uogólniaiuniwersalizuje jednostkowe spostrzeżenia, na rutynę odpowiada rymowanym tekstemzdoskonale wyprowadzoną śmiechotwórczą puentą.

Jest Andrus bodaj najżywiej reagującym na codzienność współczesnym satyrykiem, przy czym gest reakcji nie bywa powodowany chęcią zmierzenia się z rzeczywistością a pragnieniem wywołania czystego śmiechu. Andrus – mimo częstego odwoływania się do form felietonistycznych6, mimo niemal publicystycznego rodowodu swoich tekstów, publicystą nie jest; jest za to satyrykiem, chętnie dodałabym określenie „bezinteresownym”, mając na myśli cel pisanych przez niego „wierszy o tym, że…” – beztroski, pełen radości śmiech. Andrus stał się już komentatorem codziennej egzystencji – nie szuka rozpaczliwie tematów do kolejnych utworów – dostrzega je na każdym kroku i bez zbędnych starań. Udowadnia, że ze wszystkiego można zrobić wiersz. Nie wpada przy tym w pułapki schematyczności, choć bez trudu da się rozpoznać charakterystyczne cechy jego stylu. Andrus nie podpiera się cudzymi żartami, nie opowiada zasłyszanych gdzieś dowcipów (lub robi to rzadko, np. wSzkle Kontaktowym), nie przekuwa ich też na tworzywo satyr – dzięki temu unika ryzyka związanego z przedstawianiem znanych widowni kawałów; co za tym idzie: wciąż jest odkrywczy i nie bywa nudny. Tropi wytrwale absurdy codzienności, zabawne pomyłki i śmieszne mimowolnie decyzje – przekształca je czasem w satyryczne utwory, włącza do zapowiedzi, gdy prowadzi konferansjerkę, wykorzystuje komizmotwórczo – recycling zabawnych sytuacji trwa.

Artur Andrus o nic nie walczy, on tylko pokazuje śmieszną stronę rzeczywistości. Zależy mu na dobrej rozrywce odbiorców, ale i sam świetnie się przy tym bawi. Ten twórca nie boi się ujawniać własnego poczucia humoru; oczywiście nie zaśmiewa się do łez ze swoich tekstów (przynajmniej nie publicznie), ale przyznaje się do tego, co go śmieszy.7 Mimo dalekiej od postawy macho kreacji autora – zwykłego człowieka, jednego z wielu, przypadkowego reprezentanta społeczności – widać w nim pewność siebie. Wydawać by się mogło, że satyra, którą uprawia Andrus, nie potrzebuje echa, nie domaga się publiczności ani jej reakcji, bo wzbudzi śmiech nawet w samotności. Satyra Andrusa jest zaprzeczeniem śmiechu wymagającego wspólnoty.8W ocenie śmieszności danego pomysłu ufa twórca sobie i nie musi czynić z widowni probierza ładunku komizmotwórczego.

Gdyby tego autora próbować jakoś zaszeregować – powinien zyskać miano łagodnego kpiarza, kpiarza, który humor stawia na pierwszym miejscu, chce bawić i wynajduje dla rozbawienia jak najlepsze powody. Stara się usunąć ze swoich tekstów jakiekolwiek szybko ulegające dezaktualizacji odniesienia do rzeczywistości, a przy tym podąża za rozwojem techniki czy myśli humanistycznej. Nie ulega modom, ale też nie przywiązuje się ślepo do jednego wyznacznika humoru, nie prezentuje postawy konserwatywnej ani zbyt postępowej. Jest skromny, ale nie stremowany. Sam zresztą, pytany przez dziennikarzy o sceniczny wizerunek, odpowiada ostrożnie:

Żadnego wizerunku nie wymyślałem, nie tworzyłem. Kiedyś przez przypadek wszedłem na scenę. Nie planowałem, że będę się tym zajmował. Przy okazji jakiegoś festiwalu kabaretowego ktoś wymyślił, że może ja poprowadziłbym koncert. Okazało się, że ludzie się śmieją. Do dziś nie wiem z czego […].9

Co ważne, nie czuje się też kabareciarzem. W jednym z wywiadów tłumaczy:

Ja nie jestem żadnym kabareciarzem. Łączę kilka różnych zawodów. Czasem pokonferansjeruję; czasami zaśpiewam jakąś piosenkę – chociaż tego za swój zawód nie uważam, bo wiem, jak śpiewam; czasem wyjdę z kolegami na scenę i się wygłupię w jakimś tam skeczu.10

Nie przyznaje się, jak Marian Załucki, do estradowego stresu:

Prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak sobie z nią [z tremą] radzę. Wychodzę na scenę i wiem, że nie mogę mieć tremy […]. Każdy powinien sobie uświadomić, że nie wychodzi na scenę z przymusu bądź za karę, ale idzie do ludzi, z którymi chce nawiązać sympatyczny kontakt.11

Potrafi natomiast świetnie wyczuwać nastroje publiczności, twierdzi:

W pewnym momencie dochodzi się do czegoś takiego, że człowiek już wie, jak mówić do tego mikrofonu, jak wywoływać reakcje publiczności, i wie już, kiedy powinien skończyć skecz, i kiedy powinien skończyć występ, żeby ludzie wyszli zadowoleni.12

Człowiek przeciwieństw, trudny do scharakteryzowania? Łatwo wpaść w zasadzkę szybkiego jednostronnego sklasyfikowania Artura Andrusa. Pojawia się jednak w jego kabaretowej twórczości kilka stałych punktów.

Pastisze

Pastisze będą się pojawiały, bo lubię tę formę, ale wolę nie przesadzać w żadną stronę. Nie chciałbym być kojarzony wyłącznie z pastiszami.13

– powiedział Artur Andrus w jednej z rozmów. Ale trudno zaprzeczyć, że w pastiszach na współczesnej scenie kabaretowej należy do najlepszych. Łączy w tych formach wyczucie wewnętrznego rymu melodii (przygotowuje bowiem pastisze popularnych piosenek), świadomość groteski i komizmu wypływającego ze zderzenia „pierwotnej” wersji i nowych przeróbek oraz bliskość brzmieniową z pierwowzorem. Do tego dodaje nową, zabawną puentę, zaskakujące absurdalne skojarzenia i… wykonanie (przeważnie zaprasza do niego Grupę MoCarta).

Jednym z pierwszych pastiszy była odpowiedź dla Skaldów14, czyli Paskudny wiolonczelista.15 Andrus proponował:

Czapeczkę lub berecik na ryjek mu dać

I już się go dzieci przestaną bać…16

z wyraźnym obrzydzeniem demonstrując bohatera piosenki – Artura Reniona, kontrabasistę z Grupy MoCarta. Tragiczna śmierć muzyka w roku 2000 przyczyniła się do publicznego zapomnienia o tym przeboju.

Nawiązania tematyczno-brzmieniowe widoczne w tej przeróbce odżyły w piosence Wiesiek idzie. W pierwotnej wersji17 spacerujący po lesie staruszek „ujrzał listek przywiędły i blady”. U Andrusa spacerującego po lesie staruszka „ujrzał lisek przywiędły i blady”… Co skłoniło bohatera pastiszu do refleksji o nadchodzącej jesieni:

I pomyślał: „Znowu idzie Wiesiek,

Wiesiek idzie, nie ma na to rady”.18

W tego rodzaju satyrycznych zabawach humor rodzi się w zestawieniu niewielkich w istocie, za to całkiem zmieniających sens, ingerencji w tekst „bazowy” (listek // lisek, jesień // Wiesiek) i nowego tematu. Andrus pokazuje potencjał komiczny tkwiący w poważnych, melancholijnych utworach. Daje się prowadzić pomysłom płynącym ze skojarzeń brzmieniowych. Czasem odwraca tylko perspektywę spojrzenia, przekształca nastrój – z lirycznego w humorystyczny. Zamiast niepokoju egzystencjalnego, zamiast obaw związanych z przemijaniem i upływem czasu – proponuje całkiem realny strach wyeksponowany w puencie:

A był sierpień, pogoda prześliczna

I tętniło życie w zagajnikach.

Oprócz lisów nikt chyba nie myślał

O nadejściu Wieśka kłusownika.19

Nie dramat lisiej rodziny a całkowite niemal przeniesienie sytuacji z piosenki Waligórskiego jest tutaj źródłem humoru. Andrus reinterpretuje pierwowzór. To także odświeżające spojrzenie na śpiewany od lat przy ogniskach przebój.

W pastiszach Andrusa widać założenia SPIPIDIDAT-u, czyli Studium Przeróbek Istniejących Piosenek I Dostosowywania Ich Do Aktualnych Trendów, widać też zwykłą naturalną radość z przerabiania piosenek i wyłuskiwania z nich ukrytych sensów.

Artur Andrus nie musi transponować całych tekstów – i na maleńkich ich wycinkach potrafi grać zaskoczeniem:

Z młodej piersi się wyrwały

W bluzie moro i w onucach

I za wojskiem poleciały

Zakochane czyjeś płuca.20

– proponuje wWierszu,wktórym autor apelujeozmianę logo (chodzi o logo walentynek). Komizm z tych przeróbek jest sensowny i niewymuszony, logiczny – a przy tym zauważany dopiero dzięki Andrusowym podpowiedziom. Zderzenie wersji tradycyjnej z odkryciami satyryka musi wzbudzić śmiech, choćby ze względu na nowatorskie podejście do wyeksploatowanych tekstów oraz równie odkrywcze potraktowanie sztuki rymowania; chyba nikt jeszcze w poezji polskiej nie rymował „płuc” z „onucami”, chociaż w liryce patriotycznej pojawiły się już „płuca wyplute” (wElegii na śmierć Ludwika Waryńskiego Władysława Broniewskiego), Mickiewicz zaś wPanu Tadeuszu bodaj jako pierwszy w epice wierszowanej zgrabnie zrymował fragment charakterystyki zachowania się Kropiciela: „Miotał się jako szczupak, gdy w piasku się rzuca. / A ryczał jako niedźwiedź, bo miał mocne płuca.” (Księga IX. Bitwa, ww. 31–32).21 Do rymowania „płuc” nawet z czasownikami, co prawda nie tak już dokładnego jak w przykładzie powyżej przytoczonym – jak się to później okaże – Andrus ma szczególną predylekcję.

Do najsławniejszych pastiszy Andrusa należy piosenka Zabierzcie mi gitarę, po wykonaniu której, jak zapewnia Andrzej Poniedzielski, gitara została komisyjnie autorowi odebrana. Andrusowi gitara nie służy jednak do akompaniowania, czy – jak z kolei mówi Krzysztof Piasecki – żeby mieć co zrobić na scenie z rękami. Służy jako rekwizyt do wykonania teledysku, uzasadnienie apelu:

Zabierzcie mi gitarę

Niechaj obeschnę trochę

Zabierzcie mi gitarę

Właśnie jestem mokrym Włochem.

Zabierzcie mi gitarę

Nie róbcie pośmiewiska

Jestem prawdziwym Włochem

Ale ze Skarżyska.22

Żeby dopełnić całości piosenkowej sytuacji spryskuje się autor na scenie wodą, a w stronę publiczności wyciąga trzymaną w ręce gitarę. Rozbijając frazeologizmy, operując absurdem i stosując wyraźne nawiązania do włoskiego utworu (Toto Cotugno: Lasciate mi cantare), wywołuje Andrus śmiech. To w tym pastiszu pojawia się jedna z bardziej udanych przewrotkowych strof:

Pamiętasz, jakeś pasła gąski w parku

i jak rozbiegły ci się po Lidzbarku

i jak nad ranem

wróciły same, skubane.23

Komizm to nie tylko przywołanie Lidzbarku jako opozycji wobec Mediolanu, wizerunku niewinnej pastereczki (i rozmiłowanego w niej artysty), ale również dwuznaczność ostatniej uwagi. Podobne subtelności podkreśla Andrus w autorskich wykonaniach, stąd tak wyraziście manifestowana na początku tekstu sceniczna kreacja.

Wwiększości satyrycznych przeróbek Artur Andrus za główny cel obiera sobie wzbudzenie śmiechu odbiorców. Czasem wpisuje sięwpewien cykl utworów, tworząc po prostu odpowiedź na jakąś piosenkę (co nie wyklucza przecież humoru). Tak powstała na przykład bieszczadzka wersjaNie przenoście nam stolicy do Krakowa:

Warszawiacy śpiewają o Wiśle

ci z Olsztyna śpiewają o Łynie,

Ci z Katowic o ciężkim przemyśle,

A ja śpiewam o mojej Solinie.

Tutaj wszystko ładniejsze i lepsze

W porównaniu na przykład z Krakowem:

Czysta woda i czyste powietrze,

Choć pod Jasłem są pola naftowe.

Wielkie nieba, co za wrzawa,

Chcą przenosić, ale gdzie?

Olsztyn, Kraków czy Warszawa?

A ja jednak myślę że:

Jeśli chcecie gdzieś przenosić, to w Bieszczady

[…]

Tu najlepszy, najżyczliwszy żyje naród,

I nieprawda, że tu bieda, głód i nędza,

Na mieszkańca tu przypada: czarnej ziemi sześć hektarów,

Tona drewna, niedźwiedź i dwie trzecie księdza.

Jeśli przenieść tę stolicę, to w Bieszczady,

Gdzie po połoninach diabeł owce gna…

Prosi o to, na Mazowszu zamieszkałe przez przypadek,

Dziecko Bieszczad – podpisany Artur A.24

Już w tym fragmencie wyraźny jest również zmysł liryczny Artura Andrusa. Kiedy „obciążenie” komizmem samego pastiszu, więc i intertekstualnych nawiązań, zdaje egzamin, nie ma potrzeby poszukiwania nowych i udziwnionych puent, woli autor stworzyć tekst nieco bardziej poetycki. I takie ma w swoim dorobku, o czym będzie jeszcze mowa.

W pastiszach głównym źródłem śmiechu jest zaskoczenie płynące z istniejącego wciąż związku warstwy brzmień przy modyfikacji bądź całkowitym odwróceniu sensów pierwotnych. Czysty śmiech opiera się na zabawie skojarzeniami, o nic nie walczy, niczego nie chce udowodnić ani osiągnąć. Pastisz jest humorystycznym celem samym w sobie, dowodem na wirtuozerię autora. Andrus przykleja się do cudzego tekstu, dzięki czemu niejednokrotnie intensyfikuje egzystencję pierwowzoru, a jednak wzajemne relacje utworów – sklejanie i odklejanie – wybrzmiewają harmonijnie.

Na płycie Myśliwieckaz 2012 roku znajdują się kolejne pastiszowe utwory: Królowa nadbałtyckich raf czy Glankiipacyfki – tutaj kluczem do odczytywania cytatów jest muzyka; tekst przechodzi już w sferę parodii.

Parodie i intertekstualia

Parodie i nieco mniej czytelne międzytekstowe nawiązania wymagają albo dodatkowych objaśnień (zabijających komizm), albo puent, które mogą trafić do widowni i bez znajomości utworu-bazy. Do tych pierwszych należy Piosenkaopszczółkach, w której początkową puentkę stanowi już pierwszy wyraz pierwszej zwrotki.

Wykonanie piosenki poprzedza Andrus komentarzem – przypomina o istnieniu dziecięcej śpiewanki o małych Murzyniątkach: kolejne z nich giną pod koniec każdej zwrotki. Po zarysowaniu kontekstu rozpoczyna satyryk pieśń zbudowaną na tym właśnie pomyśle. Żeby zmniejszyć poziom drastyczności, bohaterkami swego utworu czyni małe pszczółki. Czterdzieści małych pszczółek – w oczywisty sposób sugerując złożoną z kilkudziesięciu zwrotek piosenkę, tasiemca, w którym nawet najlepsze koncepcje uśmiercania owadów staną się w końcu nudne, chociaż i połączenie śmiechu ze śmiercią może bawić:

Trzydzieści siedem pszczółek

Zimą nie miało co jeść

I że tak zażartuję

Zostało trzydzieści sześć.25

Ale wreszcie stopniową eksterminację pszczółek zastępuje pogrom:

Trzydzieści sześć pszczółek

Mieszkało w lesie pod listkiem

I przyleciała wrona

I zadziobała wszystkie.26

Cowefekcie prowadzi do autotematycznej refleksjiidrugiej puenty:

Być może w tej piosence

Optymizmu jest mało

Ale przynajmniej krócej

Niż się zapowiadało!!!27

Tekstem, w którym nieważna jest znajomość pierwowzoru może być Banderas – wersja dla środowisk zamkniętych, nawiązanie do mało znanego Banderasa – utworu z repertuaru kabaretu „Widelec”. Ale Andrus postarał się, by jego piosenka bawiła sama z siebie, bez słabo kojarzonych kontekstów:

Nie wiem co mam zrobić z sobą

Smutna dola moja

Jurek, kumpel z pryczy obok

Podarł mi „Playboya”.28

Komiczna staje się wizja zrozpaczonego po zniszczeniu czasopisma więźnia, kontrast między spodziewaną postawą a rzeczywistością jest na tyle silny, że wywołuje śmiech. Nieoczekiwaną puentę wprowadza planowana zemsta:

Teraz nocą szlocham w chustkę

Pożyczoną od klawisza…

Jurek wyjdzie na przepustkę

Porwę mu Ibisza!29

Dodatkowego smaczku o charakterze obyczajowym puencie dodaje fakt poruszania trudnego i niebezpiecznego dla satyry tematu – homoseksualizmu, w komizmotwórczym punkcie. Andrus zresztą nie stroni od motywów ryzykownych, w jednym z wywiadów przyznawał, że może się śmiać ze wszystkich.30 Czyni to jednak bez agresji, używając humoru naiwnego, który nikogo nie skrzywdzi i nie obrazi – to jedno ze źródeł sukcesu. Innym jest odkrywcze wykorzystanie znanych cytatów... Jak na przykład wPieśniodzikim zachodzie:

George ma przezwisko „Dziwak,

Bo kiedyś zauważono

Jak mówi do kufla piwa:

„Whisky, moja żono”.31

Po raz kolejny rzuca Artur Andrus nowe światło na znany utwór, zmienia sposób odczytywania go, wskazuje zabawne fragmenty, stosuje satyryczny recycling – z wyeksploatowanego tekstu wydobywa inne znaczenia, śmiech rozbłyskuje tu dopiero przy cytacie – przy słowach, które w utworze źródłowym nie były obarczone ładunkiem komicznym.

Gra Andrus motywami, bazując nie tylko na konkretnych utworach, ale nawet na wyobrażeniach o pewnych stylach piosenkowych. Wciela się na przykład w przedstawiciela subkultury, tworząc autoprześmiewczą parodię przebojów z Jarocina:

Nie wierzę w prawdziwe uczucie

Nie wierzę w uczciwe przymierze

Nie wierzę do tego stopnia

Że nawet sobie nie wierzę […]

Nie znoszę nakazów, dyscypliny, ładu

kocham rock’nrolla, teraz wszyscy czadu […]

Nie szanuję starych, młodych nie szanuję

Nie skończyłem szkoły, nigdzie nie pracuję

Ludzie mnie nie lubią, nie znoszą właściwie,

Jak spojrzę na siebie, to im się nie dziwię.32

Do ostatniego wersu przytoczonego fragmentu śmiechotwórczo działa kontrast między zwyczajną postacią estradową autora i wizerunkiem zbuntowanego rockandrollowca oraz przesada (bo gromadząc obiekty niechęci oraz źródła irytacji stara się Andrus hiperbolizować sytuację piosenkową). W ostatnim wersie przywołuje jednak motyw śmiechu z samego siebie – w efekcie zamiast pastiszu mamy tu do czynienia z satyrą na hity rodem z Jarocina. Splata autor dwa spojrzenia, które wzajemnie się wykluczają, przedstawia świat widziany przez młodego gniewnego, nakazując mu przy tym przyznać rację jego przeciwnikom. Zabieg taki, niemożliwy w prawdziwej „jarocińskiej” piosence, tworzy dodatkowy dysonans, wybija odbiorców z rytmu, pokazuje śmieszność postawy przedstawiciela subkultury. Jest Jarocin satyrą sprytnie ukrytą pod komizmotwórczą przesadą i parodią.

Aktualności

Natalia Garstka sugerowała w przeprowadzonym z Andrusem wywiadzie, że tematem jego występów są przeważnie aktualne wydarzenia w kraju – tymczasem publicystyka kabaretowa to zaledwie jeden ze sposobów rozśmieszania odbiorców satyry – bardziej charakterystyczny dla występów choćby wSzkle Kontaktowym czy twórczości felietonistycznej.33 To odbieranie Andrusa jako satyryka zaangażowanego niesie ze sobą fałszywe przypuszczenia dotyczące krótkotrwałości jego utworów.34 Artur Andrus potrafi nadać swoim tekstom wymiar uniwersalny.

Powstają czasami teksty – odpowiedzi na budzące śmiech decyzje polityków – te, być może za jakiś czas, będą potrzebowały dodatkowych komentarzy: na razie zrozumiałe są dla kolejnych pokoleń, bez względu na zainteresowania postanowieniami rządu (bądź obojętność wobec nich). Odnoszą się bowiem do głośnych spraw – jak wPoemacie kaprealistycznym:

Niechaj podli się nawet z nas śmieją!

Niechaj hydra podnosi głowę!

Teraz pies, który jeździ koleją

Może dosiąść się we Włoszczowej!35

Innym razem przypomina o stanie polskich dróg:

Jechał sobie Anglik Jerry

autostradą A4.

Kierownicę ujął w dłonie

I już autostrady koniec.36

Powyższa fraszka powstała jako postulat dotyczący twórczości zaangażowanej – miała wypełnić lukę dotyczącą tej gałęzi literatury, przy okazji stanowi zaś trafny komentarz do polskiej rzeczywistości.

Andrus nie krytykuje, rozśmiesza za pomocą stwierdzania oczywistych faktów, czasem nawet ich prokurowania. Wyolbrzymia zdarzenia, dostrzega to, czego nie widzą inni. Nie szuka osób odpowiedzialnych za komiczne decyzje (czy – za brak działań), nie chce być sędzią – po prostu wynajduje powody do śmiechu także w sprawach aktualnych. Na pewno nie da się jednak o Andrusie powiedzieć, że „czynnik aktualny” w jego wierszach przeważa. Reakcje satyryka na absurdy, jakie serwuje nam codzienność, przefiltrowane są przez czysty śmiech, potrzebę zabawy, wywołania radości nieobarczonej troską. Andrus chce rozśmieszać i zdaje sobie sprawę z tego, że żeby zwyciężyć z i tak komicznymi rozstrzygnięciami, jakie zapadają na Wiejskiej, musi dać ludziom śmiech niezwiązany z agresywnymi atakami. Nawet w tekstach komentujących współczesność szuka Andrus innych źródeł śmiechu: mniej oczywistych, niespodziewanych. Lubi żonglować skojarzeniami kulturowymi – trwalszymi od społecznych.

Bywa, że sięganie do politycznych aluzji wcale nie ma bawić odbiorców, jest za to przejawem humorystyczno-filozoficznej goryczy, jak w piosence Eskimosek (z podtytułem czyli piosenkaotym, jak to dzieci muszą się uczyć piosenekoinnych dzieciach zazwyczajzdalekich krajów). W tym intertekstualnym, wzorowanym na wierszykach dla dzieci utworze, nawiązującym do czytanek dla młodych Polaków, Eskimosek uczy się o Murzynku. O kim w związku z tym będzie się uczył mały Arabek?

Nie można zatem wykluczyć,

Że dajmy na to w Iraku,

Arabek musi się uczyć

Piosenek o Polaku.

I czego o nas się dowie

Chłopiec z krainy cytrusów?

Że… Pogotowie Strajkowe?

I że… Brakuje gimbusów,

Że… Rząd nie słucha związków,

Że… Wychowawcze błędy,

Ze… Ośmiolatki na Śląsku

Napadły na komendy,

Że… Źle… Że… Coraz gorzej…

Że… Wyrywanie stołków…

Wiesz co, Arabku? Może

Ucz Ty się o Mongołku…37

Nie koniec tu lirycznych zatrzymań nad rzeczywistością, te u Andrusa pojawią się jeszcze wiele razy. Ważniejsze jest jednak w tym momencie zupełnie niekomiczne zwrócenie uwagi na niechlubne decyzje rządu. Niekomiczne – biorąc pod uwagę całą twórczość Artura Andrusa. Ponure wyliczenia pojawiają się w pozycji sprzyjającej budzeniu śmiechu – w czwartej, ostatniej zwrotce, która opiera się na podobnych zasadach budowy, co strofki poprzednie. Wydawałoby się, że ze względu na wypełnianie schematui zuwagi na konieczność uniknięcia nudy, polskie zwyczaje powinny bawić. Powinny – tymczasem przynoszą zgrozęismutek. Mało tego: puenta tej zwrotki, choć budzi śmiech, także nie odwraca przedstawionych spostrzeżeń, nie przynosi złagodzenia wymowy tekstu. Przyczyny rozbawienia leżą poza diagnozą współczesnej Polski. To cecha, którą da się przenieść na całą twórczość Andrusa: satyryk źródeł komizmuiśmiechu szukawciekawych skojarzeniach,wsferze obyczajowej, absurdzie i… sielance. Nie chce uprawiać satyry walczącej, nie zajmuje się humorem agresywnym – opisy rzeczywistości płynącezbezpośredniej obserwacji zaprawione są sporą dawką goryczy.

Zabawa schematami

Swoją twórczością Artur Andrus udowadnia, że śmiać się można ze wszystkiego. Przełamuje konwencje, dostrzegaiprzekształca szablony językowe, rozbija stereotypy.Wpozornie naturalnych opisach gromadzi zwykle niedostrzegalne komiczne aspekty sytuacji. Śmiech polega tu na odkrywaniu skutków ewentualnych zmian, jakwWierszu,wktórym autor apelujeozmianę logo. Bo gdyby zamiast sercawsymbolice miłości pojawiły się inne organy wewnętrzne?

Ludzkości! Wyrwij się ze schematów!

Bo czemu ci się nie podoba

Żołądek przebity strzałą?

I czuła, gorąca wątroba?38

Naiwność zamknięta w tym pytaniu-wyrzucie potęguje jeszcze humorystyczną wymowę tekstu. Zresztą, miłość okazuje się być wdzięcznym tematem do satyrycznych rozważań, świadczy o tym choćby Wierszoorganach miłości, czyliwtym przypadku dłoniach; komplementy, którymi autor obdarza swoją ukochaną, są w rzeczywistości niekiedy komplementami à rebours:

Ty masz dłonie godne nieba!

Ręce, z których cuda wróżą…

Prawą masz jak bochen chleba,

Taką ciepłą… Taką dużą…39

Humorystycznie działają katachrezy:

Ręce masz jak Cygan płuca!

Rozśpiewane nieprzytomnie…

Jedną ręką mnie porzucasz,

Drugą ręką wracasz do mnie.40

U Andrusa komizmotwórcze są już same tytuły wierszy – rozbudowane, zawierające wytłumaczenie dotyczące treści utworów i stosowanych rozwiązań. Czasami nakreśla w nich autor sytuację liryczną, podpowiada sposoby interpretowania, bawi się formą. Wbrew tendencji do ekonomizacji języka, wbrew skracaniu niewygodnych tasiemcowych tytułów do krótkich, łatwych do zapamiętania fraz – Andrus konsekwentnie nazywa swoje teksty „wierszami o tym, że…”. Przykłady?

Wierszotym, że zbyt częste angażowanie najwyższych czynnikówwcodzienne sprawy obywateli Rzeczypospolitej Polskiej może przynieść odwrotny skutek.41

Owadze różnych zjawisk albo wiersz,wktórym autor może się komuś narazić, ale co mu tam.42

Wiersz pasażera pociągu Intercity „Lajkonik”, który jadączKrakowa do Warszawy na konferencję „Tak, jestem Europejczykiem”, zauważył, że wiosna przyszła.43

Agroturystyczno-ekologiczna ballada dziadowskaourokachiniebezpieczeństwach wakacyjnego wypoczynkui otym, że człowiek tak się stara,atoitak nie ma sensu.44

Andruszpełną świadomością chwytów satyrycznych – między innymi pamiętającotym, że nie wolno zdradzać rozwiązania czy puenty tekstu – sprzeniewierza się humorystycznym prawom, opowiadaowierszu jeszcze zanim pozwoli mu wybrzmieć. Ta postawa jest możliwa, bo autoritak potrafi zaskoczyć odbiorców niespodziewanymi skojarzeniamiizabawnymi puentkami. Śmiechotwórczo oczywiście działaisam nietypowy pomysł rozbudowywania tytułów: to jedenzrozbawiających odbiorców zabiegów. Zabawne są także obrazkizżycia ludzi, którym niekoniecznie powiodło sięwżyciu:

Pamiętał wiatr bułgarskich gór, owieczek stado i ogniska swąd

I Marię Konopnicką znał i ni cholery nie pamiętał skąd

Tatuaż krył jego tors i bark, miał tłuste włosy i tłusty kark

I dres z nadrukiem klubu HKS „Podhale” Nowy Targ.45

Wiele małych puentek mieści się w krótkich komentarzach, ogromne stężenie komizmotwórczych elementów sprawia, że rzekomo nostalgiczną balladę odbiera się jako nadzwyczaj zabawną. Wypływa tozpoczucia humoru satyryka, który zresztą sam przyznaje:

Ja sobie nie wyobrażam, że można wychodzić na scenę i próbować rozśmieszyć ludzi czymś, co mnie nie rozbawia.46

Rozśmiesza Andrus także kontrastami i wyprowadzanymi sensownie puentami, wzmocnionymi, jak w opartym na chwycie określanym w poetyce jako enumeracja Wierszuotym, że problemy dzieci należy traktować poważnie:

Kto się nie dławi serkiem,

Nie daje buzi dziadkom,

Nie bawi się wiaderkiem,

Nie bije się łopatką,

[…]

I komu niania Hanna

Nie śpiewa: „Ti ti ti! Kicia!”

I kogo nie mdli manna

Ten, kurwa, nie zna życia!47

To jedenznielicznych już współcześnie tekstów satyrycznych,wktórych wulgaryzm potęguje komizm, tworzy dodatkowy kontrastiwzmacnia wymowę wiersza – wiersza, który nie chce zbytnio zmieniać świata, utworu napisanego przede wszystkim dla czystej rozrywki. Andrus prowadzi tekst tak, że sensu puenty nie sposób się wcześniej domyślić. Potrafi też satyrycznie zareagować na wkraczanie informatyki czy zdobyczy telefonii komórkowejwnasze życie:

Żegnam Cię, Wiesławie!

Ja odchodzę z nim!

Precz z moich Ustawień

Oraz karty SIM!48

Liryka, liryka

Arturowi Andrusowi, ze względu na brak zacietrzewienia, na odejście od agresywnej walki o naprawę świata, blisko do liryki. Gdyby odrzucić z wielu wierszy to, co rozśmiesza, zostałaby melancholijna i lekko naiwna poezja, często zachwycająca spostrzeżeniami, lekko rzewna i nostalgiczna.

Palenie zniczy nie jest groźne,

Chroni od ciężkich chorób serca.

Chroni od pychy, niepokory,

Podarte losy umie zszyć,

Niech ludzie chodzą na cmentarze

I niech się tutaj uczą żyć.49

Liryzm wkrada się i do satyrycznych poematów, jak w życzeniach dla internautów:

Opuszki palców klawiatura

Niech delikatnie Państwu pieści,

Niech Państwu czasem mysz zaszura,

Niech Państwu modem zaszeleści.

Niech cie(k)pło się krystalizuje,

Niech wirus żaden się nie wwierca,

Niech przyjdzie kilka empetrójek

Z nagraniem rytmu bicia serca.50

Wiersze Artura Andrusa, przesycone delikatnym smutkiem, refleksyjne i wzruszające, skłaniają do zastanowienia się nad sensem życia i codziennego zabiegania. Pozbawione akcentów humorystycznych, wolne od dowcipów, przejmują cały szereg postaw humorysty, z jego głębokim zatroskaniem i nie zawsze wesołym spojrzeniem na świat. W żartobliwych wierszykach te nastrojowe opisy często umykają uwadze – wybrzmiewają jednak w lirykach.

Parę razy usłyszałem różne recenzje swoich występów, a za jedną z najważniejszych uważam taką, którą kiedyś skierowała do mnie pani Stefania Grodzieńska – nestorka polskiej satyry, autorka wielu wspaniałych tekstów satyrycznych. Po którymś naszym wspólnym występie powiedziała: „Ja już wiem, w czym tkwi tajemnica pańskiego sukcesu na estradzie, dlaczego pana ludzie lubią. Bo pan gra normalnego”. I tutaj położyła nacisk na słowo gra.51

– opowiadał Andruswjednymzwywiadów. Ale granie normalnego to tylko jednazprzyczyn jego satyrycznego powodzenia. Do pozostałych zaliczyć możnaiwrodzone poczucie humoru,iwyczucie komizmu,ipomysłowość, oryginalnośćwujęciu najbardziej banalnych czy oklepanych tematów, zaskakujące rymy, nieprzewidywalne puenty, uniwersalizowanie chwiliwiele, wiele innych.

Ale to już osobna opowieść.

Jan Brzechwa

Kpiarz i pragmatyk

Trzy dziedziny twórczości

Jan Brzechwa. Większości odbiorców kojarzy się wyłącznie z twórczością dla dzieci. Autor, który swoje powołanie i talent do czarowania słowem najmłodszych odkrył stosunkowo późno, ale pozostawił wiersze bawiące kolejne pokolenia maluchów. Twórca, którego dwie pisarskie role – liryka i satyryka – przyćmiła trzecia, rola bajkopisarza.

Gdyby chcieć uszeregować postawy twórcze Brzechwy pod względem ich popularności wśród odbiorców po upływie niemal półwiecza, pierwsze miejsce bezapelacyjnie zajęłaby twórczość dla dzieci. Drugie – najprawdopodobniej liryka, ale nie wiem, czy czytelnicy potrafiliby wymienić choć kilka tytułów; do popularyzowania Brzechwy-liryka przyczynia się jednak Grzegorz Turnau, który napisał muzykę między innymi do Doby czy Na ulicy Słowiczej. Należy przy tym pamiętać, że przerobienie wiersza na piosenkę poszerzało wprawdzie grono odbiorców, ale jednocześnie wymazywało ze świadomości społeczeństwa nazwisko autora tekstu. Tak czy inaczej, Brzechwa-liryk w przestrzeni literacko-muzycznej jeszcze funkcjonuje. Brzechwy-satyryka natomiast nie przypomina już dzisiaj nikt. Hierarchia ta łączy się też z wartością literacką dzieł z kolejnych dziedzin literatury. Genialny bajkopisarz, dobry liryk i przeciętny satyryk – tak odbiera się Brzechwę, nie bez racji. O ile w przypadku Załuckiego pamięć czytelników, a raczej jej brak, nie dawał się wytłumaczyć jakością utworów, o tyle u Brzechwy zjawisko jest najzupełniej zrozumiałe. Po pierwsze, twórca zajmował się przede wszystkim sprawami bieżącymi, funkcji agitacyjnej podporządkowując literackość tekstu.52 Po drugie, najzwyczajniej przegrał Brzechwa w dziedzinie satyry konkurencję z lepszymi od siebie autorami.

Wyraźnie skrystalizowany podział odzwierciedla się również w opracowaniach i recenzjach. Najwięcej miejsca zajmują omówienia książek dla dzieci, z uwagi na nowatorskie podejście autora do tego odgałęzienia twórczości. Zaledwie kilka szkiców dotyczy poezji Brzechwy, o jego działalności satyrycznej nie pisze natomiast nikt. W zasadzie proporcje między trzema aspektami pisarstwa Brzechwy przywraca jedynie Anna Szóstak w monografii Od modernizmu do lingwizmu53, ale i tak satyra zajmuje w książce stosunkowo niewiele miejsca.

Sporo tekstów kabaretowych uległo zapomnieniu, dziś wywołujące śmiech wiersze znajdują się jeszcze w tomie Brzechwa dla dorosłych, dość często wznawianym; istnieje też zbierający satyry i humoreski tomik Miejsce dla kpiarza. Wierszami satyrycznymi z tych zbiorków będę się zajmować w dalszej części szkicu.

W życiu. Narodziny satyryka

Ciekawie był Brzechwa postrzegany w życiu codziennym. Jeśli opis jego cech charakteru miał pomóc przy analizie twórczości dla dzieci, powtarzało się przeważnie określenie „pogodny pan w średnim wieku”. Gdy chodziło o „dorosłą” literaturę, relacje koncentrowały się wokół dwóch sprzecznych właściwie oblicz poety: melancholika i żartownisia. Pisał o Brzechwie Michał Rusinek:

[…] Brzechwie nie zbywało na dowcipie […]. Ale można mieć dowcip pióra, a jednocześnie być ponurakiem w życiu codziennym. Brzechwa jednak do tego rodzaju osobników nie należał i zawsze urzekał otoczenie pogodą ducha, dobrą anegdotą, czasem szybką i kąśliwą, kulturalną repliką. Robił to ex promptu, błyskawicznym żartem, niekiedy rymowanym.54

Do wizerunku poety – duszy towarzystwa przychylał się też Stanisław Ryszard Dobrowolski:

A był Brzechwa po kres swoich dni człowiekiem niezwykłego uroku […] samym uśmiechem życia. […] Towarzyski, umiał i lubił pobiesiadować (skłonny jestem myśleć, że poznałem go, jeśli nie w „Ziemiańskiej”, to z pewnością w którejś z knajp warszawskich, chętnie uczęszczanych przez stołeczne środowisko artystyczno-literackie, jak „Wróbel”, „Pod Wiechą”, „Nowa Gospoda” czy „Europejska”).55

Inni widzieli jednak w Brzechwie smutek i melancholię spowodowaną chorobą56, nawet Dobrowolski podkreślał ów stan:

W ostatnich latach życia, gdy zdrowie poczęło mu nie dopisywać, coraz częściej popadał w melancholijne nastroje, coraz częściej jął myśleć o nieuchronnie oczekującej go śmierci.57

Recenzenci i badacze koncentrowali się przede wszystkim na humorze oraz dowcipie mieszczącym się w literaturze dla dzieci, ten satyryczny uległ już zapomnieniu.58 Nic dziwnego – satyra walcząca, a tą głównie zajmował się Brzechwa, szybko straciła na aktualności. Żarty absurdalne i obyczajowe zaś, być może zbyt silne i jednoznacznie ukierunkowane, nie trafiły do przekonania odbiorcom. Sam Brzechwa gotów był wywodzić z pewnych predyspozycji, z cech swojego charakteru, tendencję do pisania utworów rozśmieszających. Wanda Chotomska przygotowywała kiedyś fragment wywiadu z poetą:

– Kiedy Pan napisał pierwszy wiersz?

– Kiedy byłem mały. Wiersz był satyryczny i bohaterką była moja siostra.

– A kiedy dostał Pan pierwsze honorarium autorskie?

– Właśnie wtedy. Bohaterka wiersza zapłaciła mi bohatersko pięćdziesiąt kopiejek za to, żebym wiersza nikomu nie pokazywał.59

Wspomnienia o ojcu Pana Kleksa są, w kontekście badania jego twórczości satyrycznej, niezwykle cenne: nie zawsze obraz Brzechwy-przyjaciela pokrywał się ściśle z wizerunkiem Brzechwy walczącego w utworach spod znaku lekkiej muzy w imię wyższych prawd. Łagodny i dobrotliwy humor codzienności czasami nie wystarczał; trzeba było odwoływać się do drwin i złośliwości. Ta postawa nie przenikała do życia. Zauważała Irena Szymańska:

Był satyrykiem bez potrzeby agresji, kpiarzem bez wrogich uczuć do obiektów kpiny – jedynym terenem walki były dla niego potyczki prawnicze […]. Był przenikliwym i bynajmniej nie łatwowiernym obserwatorem, ale potrafił zachować łagodny stosunek do świata.60

W XX wieku satyrycy bardzo często obok utworów przeznaczonych na estradę bądź po prostu obliczonych na wywołanie śmiechu, pisali także wiersze dla dzieci. Wpływały na to różne czynniki, między innymi łatwość rymowania, dobre wyczucie rytmu i zabawy słowem oraz skojarzeniami. Wiele dzieci poznawało świat literatury za sprawą wierszyków Marianowicza, Załuckiego, Tuwima czy Brzechwy, by potem, już w dorosłym życiu, spotkać się z tymi autorami w tekstach rozweselających. W przypadku Brzechwy obie te postawy – bajkopisarza i satyryka – uzupełniały się doskonale,61a wagę ich połączenia doceniła Anna Szóstak:

W kabarecie uczył się Brzechwa celnego dowcipu, skrótu myślowego, błyskotliwych puent, zabawnej gry słów, purnonsensu opartego na mechanizmach języka. Żywiołem Brzechwy okazała się obserwacja obyczajowa utrzymana w konwencji satyrycznej. Jest Brzechwa – i w satyrze i w literaturze dla dzieci – uważnym obserwatorem rzeczywistości, który z dziennikarskim zacięciem tropi większe i mniejsze śmieszności i niedociągnięcia codziennego bytowania; jest zaangażowany we współczesności, w której żyje i której doświadcza, także poprzez język, kolokwialny, potoczny – z jego leksyką, frazeologią, specyficzną logiką. Za pomocą satyry będzie Brzechwa – tak jak uczyni to, odświeżając język poezji dla dzieci – rozbijał stereotypy myślenia i szablony rozmaitych konwencji (od obyczajowych po językowe), wyśmiewając wszelkie absurdy codzienności w najróżniejszych jej sferach.62

Wydaje się, że większy ładunek absurdalnego komizmu mieści się jednak w twórczości dla dzieci, w