Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce XVI-XVII w. - Janusz Tazbir - ebook

Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji w Polsce XVI-XVII w. ebook

Janusz Tazbir

4,5

Opis

Książka ukazuje przemiany mentalności, które umożliwiły triumfy polskiej tolerancji, oraz wpływ postawy tolerancyjnej na umysłowość doby Renesansu. Przedstawiając przejawy polskiej tolerancji autor stara się nie zapominać o tropieniu ich genezy, choć przyznaje, że zagadki pokojowego przebiegu polskich walk wyznaniowych nie zdołano dotychczas rozwiązać ostatecznie i całkowicie. Odrębność Polski przejawiała się bowiem w pewnej dysharmonii między kwitnącą w naszym kraju zgodą religijną w momencie wstrząsających Europą walk na tym tle oraz przejawiania się fanatyzmu w okresie rozpoczynającego się na Zachodzie oświecenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (4 oceny)
3
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne: An­drzej ‌Ba­rec­ki

Ko­rek­ta: ‌Bo­gu­sła­wa ‌Ję­dra­sik

Na okład­ce ilu­stra­cja ‌z ar­chi­wum Iskier ‌

Co­py­ri­ght © by Ja­nusz ‌Ta­zbir

Co­py­ri­ght © ‌by Wy­daw­nic­two ISKRY, War­sza­wa ‌2009

ISBN 978-83-244-0291-5 ‌

Wy­daw­nic­two ISKRY

ul. ‌Smol­na 11, ‌00-375 ‌War­sza­wa

[email protected]

www.iskry.com.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo ‌Sp. ‌z o.o.

Gdy­by nie ‌kon­fe­de­ra­cja war­szaw­ska już ‌daw­no za­pło­nę­ły­by ‌w Pol­sce ta­kie ‌sto­sy ‌jak we Fran­cji ‌dla ‌Fran­cu­zów, a w Bel­gii dla ‌Bel­gów.

LU­TE­RA­NIN, ‌ULRYK SCHO­BER, ‌1596

Jako my­ślą ‌trud­no strzel­bę albo miecz ‌za­ha­mo­wać, ‌tak ‌strzel­bą albo mie­czem ‌my­śli nikt ‌nie za­ha­mu­je.

ARIA­NIN, AN­DRZEJ ‌LU­BIE­NIEC­KI,

W POCZ. XVII w.

Pol­ska… otwie­ra­ła ‌swe gra­ni­ce i go­ścin­ny dom ‌dla zbie­gów ‌z ca­łe­go ‌świa­ta, gdy ‌w Eu­ro­pie pło­nę­ły sto­sy ‌he­re­zjar­chów i wy­znaw­ców ‌wol­no­ści su­mie­nia.

STE­FAN ŻE­ROM­SKI, ‌WI­SŁA 1918

Przedmowa do ‌III wydania

Książ­ka ta ma ‌już swo­ją hi­sto­rię. ‌Jej ‌pierw­sze wy­da­nie, ‌któ­re wy­szło w r. 1967, ‌do­cze­ka­ło się ‌16 re­cen­zji w dzien­ni­kach, ty­go­dni­kach ‌i mie­sięcz­ni­kach, ‌od „Ar­gu­men­tów” po ‌„Ty­go­dnik Po­wszech­ny” ‌i „Więź”, ‌jak ‌rów­nież w pi­śmien­nic­twie ‌na­uko­wym pol­skim ‌i ob­cym. Naj­więk­szą po­pu­lar­ność zy­skał ‌sam jej ty­tuł, o czym świad­czy uwzględ­nie­nie go w Skrzy­dla­tych sło­wach H. Mar­kie­wi­cza i A. Ro­ma­now­skie­go (1990). „Pań­stwem bez sto­sów” na­zwał daw­ną Pol­skę Jan Pa­weł II, w r. 1981 „So­li­dar­ność” roz­pla­ka­to­wa­ła zaś nie­wiel­ki afisz gło­szą­cy, iż w kra­ju, jaki już „on­giś [sic!] na­zwa­no pań­stwem bez sto­sów, nie po­win­no być więź­niów po­li­tycz­nych”. Nie­traf­ne więc oka­za­ły się in­sy­nu­acje jed­ne­go z pu­bli­cy­stów, któ­ry w r. 1989 na ła­mach „Li­te­ra­tu­ry” (nr 10) su­ge­ro­wał, iż książ­ka po­wsta­ła na do­raź­ny uży­tek pro­pa­gan­dy po­li­tycz­nej, upra­wia­nej w r. 1968. Jak wy­ni­ka z me­trycz­ki za­miesz­czo­nej na koń­cu I wy­da­nia, od­da­no ją do skła­du 6 maja 1966 r., a druk ukoń­czo­no w stycz­niu na­stęp­ne­go roku, kie­dy się ni­ko­mu o ha­nieb­nych wy­da­rze­niach z mar­ca 1968 r. na­wet nie śni­ło. Na­to­miast przy­po­mi­na­nie w tym­że wła­śnie roku, iż w na­szej prze­szło­ści były zgo­ła inne tra­dy­cje hi­sto­rycz­ne, wy­ra­ża­ją­ce się m.in. w to­le­ran­cyj­nym sto­sun­ku do Ży­dów, było od­czy­ty­wa­ne jako wy­raz sprze­ci­wu wo­bec an­ty­se­mic­kiej na­gon­ki z r. 1968. A za to, iż w tym­że roku ty­tuł książ­ki stał się te­ma­tem pra­cy pi­sem­nej pod­czas eg­za­mi­nów wstęp­nych na UW („Kraj bez sto­sów, czy­li tra­dy­cje to­le­ran­cji re­li­gij­nej w Pol­sce”) a w r. 1988 te­ma­tem ma­tu­ral­nym („Pań­stwo bez sto­sów – re­for­ma­cja w Pol­sce na tle eu­ro­pej­skim”) jej au­tor nie po­no­si od­po­wie­dzial­no­ści.

In­nym za­rzu­tem, wy­su­wa­nym przez nie­któ­rych re­cen­zen­tów, był fakt, iż ja­kieś sto­sy w Rze­czy­po­spo­li­tej jed­nak pło­nę­ły. Za­po­mi­na­li oni o pod­ty­tu­le ogra­ni­cza­ją­cym cza­so­wo zja­wi­sko pol­skiej to­le­ran­cji: Szki­ce z dzie­jów to­le­ran­cji w Pol­sce XVI i XVII w. To praw­da, że i wów­czas spa­lo­no kil­ka­dzie­siąt cza­row­nic czy wy­znaw­ców ju­da­izan­ty­zmu, oskar­ża­nych o rze­ko­me mor­dy ry­tu­al­ne, ale za samo od­stęp­stwo od ka­to­li­cy­zmu za­pła­ci­ło gło­wą je­dy­nie parę osób, na sto­sie zaś spło­nę­ła jed­na tyl­ko Ka­ta­rzy­na We­iglo­wa (1539). Trud­no więc po­rów­ny­wać tych lu­dzi z ofia­ra­mi prze­śla­do­wań wy­zna­nio­wych we Fran­cji, w Niem­czech, Hisz­pa­nii czy na­wet An­glii.

Obec­ne wy­da­nie Pań­stwa bez sto­sów jest trze­cim, opar­tym na edy­cji z r. 2000 (J. Ta­zbir, Pra­ce wy­bra­ne, t. 1, Pań­stwo bez sto­sów i inne szki­ce). Zmia­ny ogra­ni­czy­ły się do kil­ku uzu­peł­nień, w tym tak­że w dzia­le „Naj­waż­niej­sza li­te­ra­tu­ra przed­mio­tu”.

Re­edy­cja jest wy­ni­kiem prze­ko­na­nia, iż to­le­ran­cja nadal po­zo­sta­je war­to­ścią, któ­rej nam bra­ku­je nie tyl­ko w ży­ciu wy­zna­nio­wym, ale i po­li­tycz­nym. W wal­ce o nią może być przy­dat­ne przy­po­mnie­nie o jej hi­sto­rycz­nych tra­dy­cjach, tym bar­dziej że Pań­stwo bez sto­sów jest książ­ką, któ­rej dziś da­rem­nie by szu­kać nie tyl­ko w księ­gar­niach, ale na­wet w an­ty­kwa­ria­tach. Jej an­giel­ski prze­kład A Sta­te wi­tho­ut Sta­kes. Po­lish Re­li­gio­us To­le­ra­tion in the Si­xte­enth and Se­ven­te­enth Cen­tu­ries, (1973) zna­lazł się w wie­lu księ­go­zbio­rach za­gra­nicz­nych.

Słowo wstępne

FE­NO­MEN POL­SKIEJ TO­LE­RAN­CJI XVI I XVII W. … Dłu­go się nad nim i wów­czas, i póź­niej za­sta­na­wia­no, nie mo­gąc po­jąć, dla­cze­go wła­śnie Rzecz­po­spo­li­ta sta­no­wi­ła azyl dla he­re­ty­ków1 wszel­kie­go ro­dza­ju, na­wet tych naj­gor­szych, przed któ­ry­mi wszyst­kie ko­ścio­ły za­my­ka­ły swe wro­ta, a wła­dze świec­kie bra­my miast i gra­ni­ce państw Re­zy­du­ją­cy w Ge­ne­wie wy­bit­ny teo­log kal­wiń­ski, Teo­dor Beza, pi­sał (1570) z naj­wyż­szym obu­rze­niem o „dia­bel­skiej” wol­no­ści su­mie­nia, „któ­ra dziś w Pol­sce i Sied­mio­gro­dzie roz­po­wszech­ni­ła tak wiel­ką za­ra­zę, ja­kiej by nie to­le­ro­wa­ły żad­ne pod słoń­cem kra­je”2, a ka­zno­dzie­ja Zyg­mun­ta III, Piotr Skar­ga, wszyst­kie nie­szczę­ścia spa­da­ją­ce na Pol­skę wy­wo­dził wła­śnie z pa­nu­ją­cej w niej to­le­ran­cji wo­bec róż­no­wier­ców. I to – do­daj­my – to­le­ran­cji w na­der sze­ro­kim sło­wa tego zna­cze­niu, sko­ro obej­mo­wa­ła za­rów­no dzie­dzi­nę praw­no-pu­blicz­ną, w któ­rej wła­dzom nie wol­no było ogniem i mie­czem skła­niać su­mień do ule­gło­ści wo­bec Ko­ścio­ła pa­nu­ją­ce­go, jak i sto­sun­ki pry­wat­ne. Bu­rza re­for­ma­cji spra­wi­ła, iż nie tyl­ko pań­stwa czy mia­sta, ale i człon­ko­wie tych sa­mych ro­dzin zna­leź­li się czę­sto­kroć w dwóch prze­ciw­nych so­bie i zde­cy­do­wa­nie wro­gich obo­zach. W Pol­sce było po­dob­nie, ale fakt, iż na przy­kład trzej bra­cia Nie­mo­jew­scy: Jan, Ja­kub i Woj­ciech na­le­że­li do trzech róż­nych wy­znań (ariań­skie­go, kal­wiń­skie­go i Bra­ci Cze­skich), wca­le nie zmą­cił do­brych po­mię­dzy nimi sto­sun­ków i nie miał żad­nych re­per­ku­sji w spra­wach po­li­tycz­nych czy go­spo­dar­czych. Ana­lo­gicz­nie przed­sta­wia­ła się sy­tu­acja w wie­lu in­nych ro­dzi­nach.

Nic mógł tego po­jąć Skar­ga, któ­ry – stwier­dza­jąc, iż na­wet „szcze­rzy i cno­di­wi he­re­ty­cy […] gnie­wa­ją się o Boga swe­go, to jest o sek­tę swo­ją i in­nej nie przy­pusz­cza­ją” – wy­wo­dził pa­nu­ją­cą w Pol­sce to­le­ran­cję z obo­jęt­no­ści tych, co „o Boga i chwa­łę jego nie dba­jąc”, skłon­ni są do­pusz­czać ist­nie­nie w niej naj­okrop­niej­szych he­re­zji3. W r. 1861 ks. Sa­dok Ba­rącz pi­sał, iż lu­dzie, któ­rzy chwa­lą Po­la­ków „że w rze­czach su­mie­nia gwał­tu nie uży­wa­li, tym sa­mym ob­wi­nia­ją ich o in­dy­fe­ren­tyzm, czy­li obo­jęt­ność ha­nieb­ną w rze­czach ty­czą­cych się wia­ry i oby­cza­jów”4. Po­dob­ną myśl wy­ra­żał fi­lar kra­kow­skiej szko­ły hi­sto­rycz­nej, Mi­chał Bo­brzyń­ski; przy­zna­wał on ra­cję temu, kto „chwi­lo­wą to­le­ran­cję na­szą re­li­gij­ną w XVI w. wy­pro­wa­dzi nie z prze­wa­gi za­sad po­li­tycz­nych i hu­ma­ni­tar­nych nad re­li­gij­nym, uczu­ciem, ale w ogó­le z bra­ku sil­nych re­li­gij­nych prze­ko­nań”5.

Już w XVI w. nie­któ­rzy Fran­cu­zi i Wło­si pa­nu­ją­cą w Pol­sce to­le­ran­cję wy­wo­dzą z ła­god­ne­go cha­rak­te­ru jej miesz­kań­ców. Po­dob­nie oce­niał to zja­wi­sko tak by­stry kry­tyk li­te­rac­ki jak Ta­de­usz Że­leń­ski (Boy), któ­ry pi­sał o kra­ju ła­god­nych Sło­wian umie­ją­cych „prze­tłu­ma­czyć re­ne­sans na tre­ny po Ur­szul­ce, re­wo­lu­cję fran­cu­ską na Trze­ci Maj, a sa­me­go By­ro­na na mi­łość oj­czy­zny”6. Sło­wem, przy­po­mi­na się nie­śmier­tel­ny mo­tyw: „Sła­wia­nie, my lu­bim sie­lan­ki”, choć z dru­giej stro­ny brzmi w uszach wer­set Pi­sma Świę­te­go po­tę­pia­ją­cy tych, któ­rzy nie byli zim­ni ani go­rą­cy, lecz tyl­ko let­ni (Apo­ka­lip­sa 3,16). By­li­śmy więc po­dob­no let­ni i stąd na­sze za­słu­gi w dzie­dzi­nie to­le­ran­cji mogą się wy­da­wać dość mi­mo­wol­ne, pły­ną­ce ra­czej z obo­jęt­no­ści wo­bec cu­dzych prze­ko­nań niż z sza­cun­ku dla nich. Po­dob­nie – do­daj­my – jak nie­któ­rzy hi­sto­ry­cy skłon­ni są w dość ospa­łym, mimo wszyst­ko, prze­śla­do­wa­niu he­re­ty­ków w Pol­sce XVII w. wi­dzieć ra­czej smut­ny prze­jaw in­do­len­cji i roz­przę­że­nia apa­ra­tu pań­stwo­we­go, któ­ry żad­nej rze­czy nie umiał do­pro­wa­dzić do koń­ca niż szczyt­ną nie­chęć do roz­le­wu krwi czy tor­tur.

Nie­spra­wie­dli­we by­ło­by jed­nak na za­cy­to­wa­niu ta­kich osą­dów na­szej to­le­ran­cji po­prze­stać. Alek­san­der Brück­ner do­wo­dził słusz­nie, iż wła­śnie ona, a nie unia czy zwy­cię­stwo grun­waldz­kie roz­sła­wi­ła nas w ca­łej Eu­ro­pie7. Au­tor wie­lo­krot­nie wzna­wia­nej Hi­sto­rii li­te­ra­tu­ry nie­pod­le­głej Pol­ski, Igna­cy Chrza­now­ski, na­zwał pol­ską to­le­ran­cję re­li­gij­ną tak wiel­ką, ja­kiej nie było „na ca­łym świe­cie”8. Do dziś też w ob­cych syn­te­zach tego za­gad­nie­nia „pol­skie­mu fe­no­me­no­wi” po­świę­ca­ne są spe­cjal­ne roz­dzia­ły przed­sta­wia­ją­ce, choć­by pod ty­tu­łem Pol­ska azy­lem he­re­ty­ków (jak to m.in. uczy­nił fran­cu­ski ba­dacz, Jo­seph Lec­ler, w Hi­sto­rii to­le­ran­cji w wie­ku re­for­ma­cji), na­sze osią­gnię­cia na tym polu9.

Pra­gnie je przy­po­mnieć ten zbiór szki­ców; bar­dziej nas w nim będą in­te­re­so­wać prze­mia­ny men­tal­no­ści, któ­re umoż­li­wi­ły trium­fy pol­skiej to­le­ran­cji niż jej suk­ce­sy na polu pu­blicz­no-praw­nym, po­dob­nie jak na plan pierw­szy wy­su­nie­my póź­niej ra­czej wpływ po­sta­wy to­le­ran­cyj­nej na umy­sło­wość doby Re­ne­san­su niż wal­kę na sej­mach, to­czo­ną wo­kół „ob­wa­ro­wa­nia” kon­fe­de­ra­cji war­szaw­skiej (1573) prze­pi­sa­mi wy­ko­naw­czy­mi. Przed­sta­wia­jąc prze­ja­wy pol­skiej to­le­ran­cji, sta­ra­my się nie za­po­mi­nać o tro­pie­niu ich ge­ne­zy, choć nie łu­dzi­my się, by­śmy za­gad­kę po­ko­jo­we­go prze­bie­gu pol­skich walk wy­zna­nio­wych zdo­ła­li roz­wią­zać osta­tecz­nie i cał­ko­wi­cie. I nie tyl­ko prze­bie­gu: od­ręb­ność Pol­ski prze­ja­wi­ła się w pew­nej dys­har­mo­nii, jaką ob­ser­wu­je­my w kwit­nię­ciu w na­szym kra­ju zgo­dy re­li­gij­nej w mo­men­cie wstrzą­sa­ją­cych Eu­ro­pą walk na tym de oraz prze­ja­wia­nia się fa­na­ty­zmu w okre­sie roz­po­czy­na­ją­ce­go się na Za­cho­dzie Oświe­ce­nia. Swym „let­nim” sto­sun­kiem do kwe­stii wy­zna­nio­wych wy­prze­dzi­li­śmy w XVI w. o do­bre sto lat inne pań­stwa, w któ­rych do­pie­ro po po­ko­ju west­fal­skim (1648) pro­ble­my te prze­sta­ją grać po­waż­niej­szą rolę w po­li­ty­ce za­gra­nicz­nej, a po czę­ści i we­wnętrz­nej. Przez swo­je „go­rą­ce” po­dej­ście do obro­ny spraw wia­ry po­zo­sta­li­śmy w pierw­szej po­ło­wie XVIII w. w tyle za ogól­nym bie­giem wy­da­rzeń, a nie­szczę­sna spra­wa to­ruń­ska 1724 r., zręcz­nie roz­dmu­cha­na przez wro­gą nam pro­pa­gan­dę, mia­ła na dłu­go przy­ćmić w Eu­ro­pie sła­wę szes­na­sto­wiecz­ne­go „azy­lu he­re­ty­ków”. Po­dob­nie en­cy­klo­pe­dy­ści, a przed nimi Piotr Bay­le, pa­trzeć będą na Pol­skę przez pry­zmat tych, któ­rych w XVII w. wy­gna­ła, mia­no­wi­cie arian, po­świę­ca­jąc im cie­płe wzmian­ki i ar­ty­ku­ły, a nie tych, któ­rych w XVI w. przy­tu­li­ła, da­jąc im pew­ne, bez­piecz­ne i wy­god­ne schro­nie­nie.

I. Tolerancja doby reformacji

WAL­KI RE­LI­GIJ­NE, JA­KIE ROZ­GO­RZA­ŁY W EU­RO­PIE nie­mal od po­cząt­ków XVI w. z naj­więk­szym ubo­le­wa­niem przy­ję­li hu­ma­ni­ści. Na­mięt­ne spo­ry dok­try­nal­ne, pro­wa­dzo­ne w at­mos­fe­rze wza­jem­ne­go za­cie­trze­wie­nia, sta­no­wi­ły bo­wiem prze­kre­śle­nie ich wie­lo­let­nich dą­żeń. Tacy wy­bit­ni my­śli­cie­le, jak Mi­ko­łaj z Kuzy czy Pico del­la Mi­ran­do­la, po­stu­lu­jąc w dru­giej po­ło­wie XV w. grun­tow­ną re­for­mę Ko­ścio­ła, kła­dli na­cisk tyl­ko na za­sad­ni­cze praw­dy wia­ry, ba­ga­te­li­zo­wa­li zaś scho­la­stycz­ne dys­pu­ty nad dru­go­rzęd­ny­mi kwe­stia­mi do­gma­tycz­ny­mi czy ob­rzę­do­wy­mi. Naj­wy­bit­niej­szy przed­sta­wi­ciel tego obo­zu, Erazm z Rot­ter­da­mu, pod­kre­ślał, iż od or­to­dok­syj­nej wier­no­ści li­te­rze Pi­sma Świę­te­go da­le­ko waż­niej­szy jest chrze­ści­jań­ski i zgod­ny z Ewan­ge­lią spo­sób po­stę­po­wa­nia.

Wie­rząc w siłę po­znaw­czą ro­zu­mu ludz­kie­go, skłon­ni mu byli przy­pi­sać sze­ro­kie upraw­nie­nia rów­nież w dzie­dzi­nie kul­tu­ry, co w przy­szło­ści mia­ło do­pro­wa­dzić do ra­cjo­na­li­zmu re­li­gij­ne­go. Ce­cho­wał ich tak­że scep­ty­cyzm wy­ra­ża­ją­cy się w prze­ko­na­niu, iż praw­da ob­ja­wio­na nie jest jesz­cze cał­ko­wi­cie po­zna­na, trud­no więc lu­dzi przy­mu­szać, aby wszyst­kie gło­szo­ne przez Ko­ściół opi­nie uwa­ża­li za osta­tecz­ne i nie­zmien­ne. Echa tych za­pa­try­wań znaj­du­je­my u Bier­na­ta z Lu­bli­na, któ­ry już w 1515 r. wy­ra­żał prze­ko­na­nie, iż „ro­zum ludz­ki nie da się po­wstrzy­mać, żeby wciąż nie do­cie­kać praw­dy”10. Zda­niem hu­ma­ni­stów na­le­ża­ło ją sze­rzyć je­dy­nie po­przez per­swa­zję i na­ucza­nie, a nie na dro­dze przy­mu­su.

Nic więc dziw­ne­go, iż wy­da­na w tym cza­sie (1516) przez To­ma­sza Mo­ru­sa Uto­pia gło­si­ła po­chwa­łę da­le­ko po­su­nię­tej to­le­ran­cji, pa­nu­ją­cej w śro­do­wi­sku po­gan nie­zna­ją­cych prawd ob­ja­wio­nych. W rok póź­niej jed­nak za­miast od­no­wy chrze­ści­jań­stwa hu­ma­ni­ści uj­rze­li jego roz­bi­cie po­wsta­łe na sku­tek wy­stą­pie­nia Lu­tra. I tu ich dro­gi się ro­ze­szły. Jed­ni, z Era­zmem z Rot­ter­da­mu na cze­le, uwa­ża­jąc ten roz­łam za tym­cza­so­wy, wzy­wa­li do prze­zwy­cię­że­nia go dro­gą per­trak­ta­cji i wza­jem­nych ustępstw; ma­jąc na­dzie­ję, iż ro­zum weź­mie górę nad na­mięt­no­ścia­mi i – nie orien­tu­jąc się, że w za­pa­sach tych nie tyl­ko o spra­wy wy­zna­nio­we cho­dzi­ło – obu wal­czą­cym stro­nom do­ra­dza­li umiar­ko­wa­nie i po­błaż­li­wość. Pod wpły­wem suk­ce­sów lu­te­ra­ni­zmu Erazm wy­po­wie­dział się na­wet za przy­zna­niem mu cza­so­wej to­le­ran­cji cy­wil­nej, choć rów­no­cze­śnie apro­bo­wał re­pre­sje wo­bec ży­wio­łów bun­tow­ni­czych, po­wo­łu­ją­cych się na ha­sła re­for­ma­cji. Miał on bo­wiem na­dzie­ję, iż jed­ność świa­ta chrze­ści­jań­skie­go zo­sta­nie nie­ba­wem przy­wró­co­na.

Wie­lu hu­ma­ni­stów nie po­zo­sta­ło jed­nak bier­ny­mi wi­dza­mi to­czą­cych się za­pa­sów i opo­wie­dzia­ło się za bez­kom­pro­mi­so­wym zwal­cza­niem prze­ciw­ni­ków wy­zna­nio­wych; jed­ni – jak Fi­lip Me­lanch­ton – prze­szli do obo­zu lu­te­rań­skie­go, inni – jak To­masz Mo­rus – uzna­li, iż czymś in­nym jest to­le­ran­cja wo­bec po­gan, czym in­nym zaś ustę­pli­wość wo­bec he­re­ty­ków bun­tu­ją­cych się prze­ciw Bogu i – wła­dzy świec­kiej.

W wi­rze walk wy­zna­nio­wych nie zmar­nia­ły jed­nak rzu­co­ne przez hu­ma­nizm ziar­na. Ba­ga­te­li­zo­wa­nie dru­go­rzęd­nych róż­nic dok­try­nal­nych czy ob­rzę­do­wych, prze­no­sze­nie punk­tu cięż­ko­ści z za­gad­nień do­gma­tycz­nych na etycz­ne (jak to czy­nił Erazm), uzna­nie pra­wa ro­zu­mu do osą­du w spra­wach wia­ry, wzy­wa­nie wresz­cie do umiar­ko­wa­nia i po­jed­naw­czo­ści wo­bec prze­ciw­ni­ków – wszyst­kie te po­stu­la­ty mia­ły w przy­szło­ści przy­czy­nić się wal­nie do na­ro­dzin to­le­ran­cji w teo­re­tycz­nym i prak­tycz­nym sło­wa tego zna­cze­niu.

W do­bie walk wy­zna­nio­wych jed­nak wszyst­kie Ko­ścio­ły pa­nu­ją­ce trak­to­wa­ły to­le­ran­cję jako zło ko­niecz­ne, tym­cza­so­we re­me­dium po­trzeb­ne tyl­ko do mo­men­tu, kie­dy bę­dzie moż­na prze­ko­nać lub po­ko­nać prze­ciw­ni­ka wy­zna­nio­we­go, a więc w ten czy inny spo­sób zmu­sić go do ka­pi­tu­la­cji. Sta­no­wi­sko to, do XX w. po­zo­sta­łe w dok­try­nie wie­lu Ko­ścio­łów, swój naj­peł­niej­szy chy­ba wy­raz zna­la­zło w ka­to­li­cy­zmie. Jesz­cze w 1864 r. pa­pież Pius IX po­tę­pił – jako błęd­ne – twier­dze­nie, iż „każ­dy czło­wiek ma swo­bo­dę wy­bo­ru i wy­zna­wa­nia re­li­gii, któ­rą za po­mo­cą świa­tła ro­zu­mu uzna za praw­dzi­wą”. Po­tę­pie­nie to opie­ra­ło się na wie­lo­krot­nie przez Ko­ściół (aż do cza­sów II So­bo­ru Wa­ty­kań­skie­go) przy­po­mi­na­nym twier­dze­niu, iż praw­dzi­wa jest tyl­ko dok­try­na ka­to­lic­ka, „poza któ­rą nie może być nikt zba­wio­ny”11.

Wier­ność tej dok­try­nie sta­no­wi pod­sta­wo­wy obo­wią­zek człon­ków Ko­ścio­ła. Naj­strasz­niej­sze zaś, co ich może spo­tkać, to he­re­zja, po­nie­waż jej wy­znaw­cy, choć­by na­wet na tym świe­cie żyli jak naj­bar­dziej mo­ral­nie, na tam­tym ska­za­ni są na wiecz­ne męki. Dla do­bra więc za­rów­no sa­mych he­re­ty­ków, a jesz­cze bar­dziej ich oto­cze­nia, tam gdzie to jest w mocy Ko­ścio­ła, nie na­le­ży do­pusz­czać do pro­pa­go­wa­nia błęd­nych teo­rii, za­tru­wa­ją­cych du­sze i wio­dą­cych je na po­tę­pie­nie. Pań­stwo win­no przyjść tu Ko­ścio­ło­wi z po­mo­cą; każ­de na­ru­sze­nie jed­no­ści wia­ry sta­no­wi bo­wiem za­mach na jego pod­sta­wy. Za­da­nia pań­stwa nie mogą się ogra­ni­czać do spraw czy­sto „ziem­skich”. W po­cząt­kach na­sze­go stu­le­cia w En­cy­klo­pe­dii ko­ściel­nej pi­sa­no, iż obo­wią­zek nie­to­le­ran­cji do­gma­tycz­nej „tkwi głę­bo­ko w du­szy czło­wie­czej, w sa­mej re­li­gii i w in­stynk­cie sa­mo­za­cho­waw­czym Ko­ścio­ła”. Wszyst­kie Ko­ścio­ły, któ­re wie­rzą „w swej re­li­gii praw­dzi­wość, nie­to­le­ran­cję wy­pi­su­ją jako za­sa­dy na swo­ich sztan­da­rach”12. Bar­dziej wy­ro­zu­mia­le od­no­szo­no się w śre­dnio­wie­czu do „nie­wier­nych” (po­gan); mimo jed­nak, iż nie­któ­rzy teo­lo­go­wie (ze św. To­ma­szem z Akwi­nu na cze­le) byli prze­ciw­ni na­wra­ca­niu ich siłą13, licz­ni wład­cy świec­cy i za­ko­ny ry­cer­skie (przede wszyst­kim Krzy­ża­cy) nie bra­li tych za­strze­żeń pod uwa­gę.

Nie spo­sób, oczy­wi­ście, od­mó­wić każ­dej re­li­gii pra­wa do pro­pa­go­wa­nia swo­ich za­sad i zwal­cza­nia po­glą­dów prze­ciw­ni­ka. Istot­na róż­ni­ca po­le­ga nie na tym, lecz na środ­kach, za po­mo­cą któ­rych ta wal­ka po­win­na być pro­wa­dzo­na, a więc mó­wiąc skró­to­wo, czy po­tę­pia­jąc pew­ne dzie­ła, moż­na rów­no­cze­śnie wy­sy­łać ich au­to­rów na stos. W XVI w. uwa­ża­no na ogół, że tak, i pod tym wzglę­dem przy­wód­cy róż­nych obo­zów wy­zna­nio­wych nie­wie­le róż­ni­li się od sie­bie14.

By­ło­by bo­wiem nie­słusz­nym i krzyw­dzą­cym uprosz­cze­niem, gdy­by­śmy dok­try­nę nie­to­le­ran­cji przy­pi­sy­wa­li tyl­ko przed­sta­wi­cie­lom Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go. Na zbli­żo­nym do nie­go sta­no­wi­sku sta­nę­li w XVI w. za­rów­no Lu­ter, jak Kal­win. Re­for­ma­tor wit­ten­ber­ski prze­zna­czał, co praw­da, po­cząt­ko­wo w swym Ko­ście­le dość sze­ro­kie miej­sce dla to­le­ran­cji. Ne­go­wał on pra­wo ksią­żąt do in­ge­ren­cji w spra­wy wia­ry, wal­kę z he­re­zją na­ka­zy­wał zaś pro­wa­dzić bro­nią du­cho­wą, a nie ogniem czy że­la­zem. Do­pie­ro pod wpły­wem wy­stą­pie­nia To­ma­sza Mün­ze­ra i wy­da­rzeń Wiel­kiej Woj­ny Chłop­skiej z jed­nej stro­ny, a ko­niecz­no­ścią two­rze­nia Ko­ścio­ła pod opie­ką tych wła­śnie ksią­żąt z dru­giej, Lu­ter zmie­nił po­glą­dy. Za­da­nie wła­dzy pań­stwo­wej za­czął on upa­try­wać – po­dob­nie jak to czy­nio­no w śre­dnio­wie­czu – w opie­ce nad praw­dzi­wą re­li­gią i gor­li­wym jej pro­pa­go­wa­niu.

He­re­ty­ków, któ­rych wi­dział przede wszyst­kim w ana­bap­ty­stach, za­le­cał po­cząt­ko­wo ka­rać tyl­ko wy­gna­niem, chy­ba żeby wy­stę­po­wa­li z orę­żem prze­ciw­ko pra­wo­wi­tej wła­dzy świec­kiej. Stop­nio­wo, pod wpły­wem oto­cze­nia (Osian­der, Me­lanch­ton), przy­szedł on do prze­ko­na­nia, iż ana­bap­ty­stów, jako za­ka­mie­nia­łych i nie­po­praw­nych bluź­nier­ców, na­le­ży ka­rać śmier­cią, przy czym „pra­wo mie­cza” w tym wy­pad­ku mia­ło­by na­le­żeć do ksią­żąt. Inni teo­lo­go­wie lu­te­rań­scy (przede wszyst­kim Me­lanch­ton) twier­dzi­li póź­niej, że w taki sam spo­sób win­no się po­stę­po­wać rów­nież wo­bec an­ty­try­ni­ta­rzy, je­śli upo­rczy­wie trzy­ma­ją się swych błę­dów.

W sto­sun­ku do ta­kich wy­znań chrze­ści­jań­skich jak kal­wi­ni czy ka­to­li­cy Lu­ter za­le­cał wy­gna­nie, je­śli ze­chcą pro­pa­go­wać swą wia­rę. Tam, gdzie ich zwo­len­ni­cy od­pra­wia­ją pu­blicz­ne na­bo­żeń­stwa, urbi et orbi gło­szą swe po­glą­dy lub ich bro­nią, wła­dza świec­ka ma obo­wią­zek in­ter­we­nio­wa­nia z całą su­ro­wo­ścią. Re­for­ma­tor wit­ten­ber­ski przy­zna­wał bo­wiem in­nym wy­zna­niom pra­wo upra­wia­nia kul­tu je­dy­nie „w swych po­ko­jach”, a więc pry­wat­nie, ale rów­no­cze­śnie na­ka­zy­wał uczest­ni­cze­nie w pu­blicz­nym kul­cie re­li­gii pa­nu­ją­cej, bo tyl­ko wte­dy mogą im się (m.in. po­przez słu­cha­nie ka­zań) otwo­rzyć oczy na zba­wien­ne świa­tło wia­ry. Był to jed­nak pe­wien krok na­przód w sto­sun­ku do dok­try­ny ka­to­lic­kiej, któ­ra prze­wi­dy­wa­ła tyl­ko na­wra­ca­nie i ka­ra­nie he­re­ty­ków, a nie da­wa­ła im moż­no­ści emi­gra­cji oraz pry­wat­ne­go upra­wia­nia kul­tu.

Po­dob­nie dla Kal­wi­na do obo­wiąz­ków wła­dzy pań­stwo­wej na­le­ży obro­na praw­dy Bo­żej, znie­wa­ża­nej przez bluź­nier­ców, tzn. lu­dzi ne­gu­ją­cych Trój­cę Świę­tą i zło­rze­czą­cych Bogu oraz po­rzu­ca­ją­cych praw­dzi­wą wia­rę; ka­ra­nie ich śmier­cią, jako win­nych ob­ra­zy ma­je­sta­tu bo­skie­go, prze­wi­dy­wał już ko­deks Ju­sty­nia­na (529). Na­wią­zu­jąc nie­ja­ko do jego po­sta­no­wień, jak rów­nież po­wo­łu­jąc się na przy­kła­dy za­czerp­nię­te ze Sta­re­go Te­sta­men­tu, Kal­win apro­bo­wał eg­ze­ku­cje tych przed­sta­wi­cie­li ra­dy­kal­ne­go nur­tu re­for­ma­cji (ana­bap­ty­stów i an­ty­try­ni­ta­rzy), któ­rzy nie chcie­li się wy­rzec swych „bluź­nierstw”. Za spra­wą też Kal­wi­na spa­lo­no w 1553 r. na sto­sie prze­ciw­ni­ka do­gma­tu Trój­cy Świę­tej, hisz­pań­skie­go teo­lo­ga, Mi­cha­ła Se­rve­ta. Po­cząt­ko­wo re­for­ma­tor ge­new­ski pra­gnął to uczy­nić rę­ka­mi in­kwi­zy­cji, któ­rej prze­słał do­ku­men­ty świad­czą­ce o tym, jak za­ka­mie­nia­łym i nie­po­praw­nym bluź­nier­cą jest Se­rvet. Sko­ro jed­nak temu ostat­nie­mu uda­ło się zbiec z ka­to­lic­kie­go wię­zie­nia, zo­stał stra­co­ny w kal­wiń­skiej Ge­ne­wie, do któ­rej – po dro­dze do Włoch – nie­opatrz­nie za­wi­tał. Kie­dy zaś za­rzu­ca­no Kal­wi­no­wi, iż po­szedł śla­da­mi in­kwi­zy­cji, od­po­wie­dział, że in­sty­tu­cja ta nie ma pra­wa prze­śla­do­wać, jako rze­ko­mych he­re­ty­ków, pro­te­stan­tów, po­nie­waż sama opie­ra się na fał­szy­wej dok­try­nie. Je­dy­nie praw­dzi­wy urząd chrze­ści­jań­ski jest upraw­nio­ny do po­dob­ne­go po­stę­po­wa­nia wo­bec he­re­ty­ków. Gdy­by bo­wiem ich to­le­ro­wa­no, rów­na­ło­by się to przy­zna­niu, iż w na­uce he­re­ty­ków mogą tkwić ja­kieś za­sa­dy praw­dzi­we i słusz­ne, a jest to prze­cież nie do po­my­śle­nia. Uspra­wie­dli­wia­jąc w słyn­nej De­fen­sio or­tho­do­xae fi­dei (Obro­na praw­dzi­wej wia­ry) spa­le­nie Se­rve­ta, Kal­win do­wo­dził, iż za­rów­no bez­pie­czeń­stwo re­li­gii, jak cześć Boża wy­ma­ga­ją ra­dy­kal­ne­go tę­pie­nia he­re­zji.

Za­rzut, że po­stę­pek Kal­wi­na był god­ny try­bu­na­łu in­kwi­zy­cji, wy­su­nię­to prze­ciw nie­mu w wiel­kiej po­le­mi­ce, jaka roz­pę­ta­ła się w ca­łym świe­cie pro­te­stanc­kim (i nie tyl­ko pro­te­stanc­kim) po stra­ce­niu Se­rve­ta. W po­le­mi­ce tej po raz pierw­szy w dzie­jach my­śli eu­ro­pej­skiej sfor­mu­ło­wa­no (głów­nie za spra­wą Se­ba­stia­na Ca­stel­lio­na i Ja­ku­ba Acon­tiu­sa) w tak sze­ro­kim za­kre­sie po­stu­lat to­le­ran­cji, któ­ra win­na pa­no­wać w sto­sun­kach mię­dzy­wy­zna­nio­wych. Obaj pi­sa­rze byli osia­dły­mi w Szwaj­ca­rii hu­ma­ni­sta­mi, któ­rzy w wie­lu punk­tach na­wią­zy­wa­li do po­glą­dów swo­ich wiel­kich po­przed­ni­ków. Ca­stel­lion twier­dził m.in., iż wszy­scy się zga­dza­ją na ka­ra­nie prze­stępstw po­spo­li­tych (kry­mi­nal­nych), na te­mat jed­nak wy­kro­czeń prze­ciw­ko wie­rze pa­nu­je nie­sły­cha­na roz­bież­ność opi­nii i każ­dy uwa­ża co in­ne­go za he­re­zję. Pi­smo Świę­te jest zresz­tą w wie­lu miej­scach tak nie­ja­sne, że trud­no ka­rać za róż­ni­ce w jego ko­men­to­wa­niu. Prze­śla­do­wań za wia­rę Ewan­ge­lia wy­raź­nie za­bra­nia, a więc nie­po­praw­nych bluź­nier­ców i ate­istów moż­na co naj­wy­żej ska­zy­wać na wy­gna­nie.

Wy­stą­pie­nie Ca­stel­lio­na w obro­nie to­le­ran­cji na­le­ży wi­dzieć w kon­kret­nych hi­sto­rycz­nych wa­run­kach XVI w. Nie wda­jąc się w szcze­gó­ło­we roz­wa­ża­nia, moż­na naj­ogól­niej stwier­dzić, iż przez to­le­ran­cję ro­zu­mia­no wów­czas do­pusz­cze­nie do ist­nie­nia in­nych – obok pa­nu­ją­ce­go – wy­znań re­li­gij­nych, któ­rym by­ła­by przy­zna­wa­na więk­sza lub mniej­sza swo­bo­da kul­tu. To­le­ran­cja no­si­ła wów­czas, po­dob­nie zresz­tą jak przy­wi­le­je po­li­tycz­ne, ści­śle sta­no­wy cha­rak­ter.

W ta­kiej też for­mie wy­stę­pu­je ona w Pol­sce XVI w., gdzie szla­chec­cy zwo­len­ni­cy re­for­ma­cji nie do­zna­wa­li z ra­cji swo­jej kon­fe­sji ogra­ni­czeń w za­kre­sie upraw­nień sta­no­wych; szlach­ta kal­wiń­ska, lu­te­rań­ska czy ariań­ska mo­gła więc na rów­ni z ka­to­lic­ką po­sło­wać na sejm, obej­mo­wać urzę­dy, dzier­ża­wić kró­lewsz­czy­zny, za­sia­dać w try­bu­na­łach są­do­wych, brać wresz­cie udział w elek­cjach. In­a­czej już przed­sta­wia­ła się spra­wa z miesz­czań­stwem czy chło­pa­mi.

Nie było to jesz­cze rów­no­upraw­nie­nie wy­zna­nio­we; ka­to­li­cyzm po­zo­stał w Pol­sce aż do roz­bio­rów re­li­gią pa­nu­ją­cą, co uro­czy­ście po­twier­dzi­ła Kon­sty­tu­cja 3 maja, a su­per­in­ten­den­ci pro­te­stanc­cy nig­dy nie za­sia­da­li obok bi­sku­pów w se­na­cie. Nie­mniej jed­nak w pew­nych okre­sach mało do tego rów­no­upraw­nie­nia bra­ko­wa­ło, al­bo­wiem u schył­ku pa­no­wa­nia Zyg­mun­ta Au­gu­sta więk­szość se­na­tu skła­da­ła się ze zwo­len­ni­ków re­for­ma­cji; na mszę od­pra­wia­ną z oka­zji otwar­cia sej­mu par­czow­skie­go (1564) dwóch tyl­ko pa­nów świec­kich po­spie­szy­ło do ko­ścio­ła za kró­lem, pod­czas na­bo­żeń­stwa dla uczcze­nia za­war­cia unii lu­bel­skiej (1569) było ich tam wię­cej. Cóż z tego, sko­ro nie klę­cze­li pod­czas pod­nie­sie­nia, po­nie­waż nie wie­rzy­li w prze­isto­cze­nie opłat­ka w cia­ło i krew Pań­ską.

Po­ję­cia to­le­ran­cja uży­wa­no czę­sto wy­mien­nie z wol­no­ścią su­mie­nia. Ta ostat­nia nie ozna­cza­ła jed­nak wów­czas cał­ko­wi­te­go znie­sie­nia przy­mu­su wy­zna­nio­we­go, a tym bar­dziej uczy­nie­nia z kwe­stii wia­ry lub nie­wia­ry spra­wy pry­wat­nej każ­de­go czło­wie­ka. Do cał­ko­wi­te­go rów­no­upraw­nie­nia wy­znań po­zo­sta­wa­ła jesz­cze da­le­ka dro­ga. Za­rów­no ka­to­li­cy, jak pro­te­stan­ci byli prze­ko­na­ni, że je­dy­nie ich wy­zna­nie za­pew­nia zba­wie­nie, i je­że­li go­dzi­li się na to­le­ro­wa­nie w kra­ju roz­licz­nych sekt, czy­ni­li to z uwa­gi na do­bro pu­blicz­ne. Nie­to­le­ran­cja ko­ściel­na nie szła więc w pa­rze z cy­wil­ną. I od­wrot­nie: na­wet lu­dzie obo­jęt­ni dla spraw wia­ry (jak w XVII w. Spi­no­za czy Hob­bes) wy­po­wia­da­li się za wy­łą­cze­niem z do­bro­dziejstw to­le­ran­cji tych wy­znań, któ­rych ist­nie­nie mo­gło pod­wa­żyć spo­kój pu­blicz­ny w pań­stwie. Dla­te­go też w XVI i XVII w. naj­szer­sze na­wet po­ję­cie to­le­ran­cji po­zo­sta­wia­ło za jego ob­rę­bem ate­istów; uwa­ża­no ich bo­wiem za isto­ty z grun­tu aspo­łecz­ne i nie­zdol­ne do prze­strze­ga­nia ja­kich­kol­wiek zo­bo­wią­zań wo­bec lu­dzi, po­nie­waż nie uzna­ją ich wo­bec Boga. „A kto wie­rzy, że Boga nie masz, po­wiedz­cie, pro­szę was, któ­ra go rzecz w kar­no­ści za­trzy­mać bę­dzie mo­gła?” – pi­sa­no u nas w cza­sach pierw­sze­go bez­kró­le­wia15.

Pro­blem to­le­ran­cji stał się spra­wą pa­lą­cą i nie­sły­cha­nie ak­tu­al­ną wła­śnie na sku­tek roz­ła­mu wy­zna­nio­we­go, jaki Eu­ro­pa ła­ciń­ska prze­ży­ła w XVI w. Roz­łam ów po­sta­wił przed świa­tem chrze­ści­jań­skim pro­blem ko­eg­zy­sten­cji róż­nych wy­znań w tym sa­mym pań­stwie, ko­eg­zy­sten­cji ko­niecz­nej nie­raz ze wzglę­dów po­li­tycz­nych czy go­spo­dar­czych.

Po­cząt­ko­wo li­czo­no zresz­tą na szyb­kie prze­zwy­cię­że­nie roz­ła­mu po­przez eks­pan­sję pro­te­stan­ty­zmu, re­win­dy­ka­cyj­ną ak­cję ka­to­li­ków czy też po­jed­na­nie obu kie­run­ków na grun­cie wspól­nych do­gma­tów wia­ry. W mia­rę upły­wu lat sta­wa­ło się rze­czą ja­sną, iż są to wszyst­ko złud­ne i nie­opar­te na re­al­nych pod­sta­wach na­dzie­je. Wszel­kie zaś pró­by zmia­ny siłą (po­przez woj­ny re­li­gij­ne) ist­nie­ją­ce­go sta­nu rze­czy po­cią­ga­ły za sobą licz­ne ofia­ry w lu­dziach, znisz­cze­nia go­spo­dar­cze, osła­bie­nie po­li­tycz­ne państw, bę­dą­cych wi­dow­nią tych starć.

Pro­blem współ­ist­nie­nia sta­wał już przed ów­cze­sną Eu­ro­pą w ca­łej roz­cią­gło­ści. Tak więc mimo sprze­nie­wie­rze­nia się przy­wód­ców re­for­ma­cji po­cząt­ko­wo gło­szo­nym ha­słom wol­no­ści su­mie­nia ruch ten miał za­sad­ni­cze zna­cze­nie dla roz­wo­ju kon­cep­cji to­le­ran­cji. Były to nie je­dy­ne jego skut­ki prze­ciw­staw­ne in­ten­cjom głów­nych przy­wód­ców po­szcze­gól­nych ugru­po­wań. Ist­nie­nie na te­re­nie jed­ne­go kra­ju kil­ku nie­raz Ko­ścio­łów, z któ­rych każ­dy twier­dził sta­now­czo, iż tyl­ko on jest po­sia­da­czem praw­dy, a co za tym idzie, i wy­łącz­nym sza­fa­rzem zba­wie­nia, a wszyst­kie inne od­są­dzał od czci i wia­ry, bu­dzi­ło co­raz częst­sze wąt­pli­wo­ści. Za­czę­to się za­sta­na­wiać, czy na­praw­dę inne dok­try­ny ko­ściel­ne, poza tą jed­ną, są dzie­łem sza­ta­na. Za­czę­to rów­nież so­bie przy­po­mi­nać daw­ne twier­dze­nia hu­ma­ni­stów, iż ist­nie­ją pod­sta­wo­we do­gma­ty ca­łe­go chrze­ści­jań­stwa, resz­ta zaś, któ­rą się tak pa­sjo­nu­ją teo­lo­go­wie, sta­no­wi mniej istot­ny i do­dat­ko­wy ele­ment, oraz że ży­cie zgod­ne z na­ka­za­mi Ewan­ge­lii jest waż­niej­sze od śle­pej wia­ry w dok­try­nę. Wszyst­kie te roz­wa­ża­nia pod­ko­py­wa­ły stop­nio­wo sens i po­trze­bę sto­so­wa­nia prze­śla­do­wań wy­zna­nio­wych. Do oba­le­nia nie­to­le­ran­cji wio­dła jed­nak jesz­cze da­le­ka dro­ga.

Re­for­ma­cja wzmac­nia­ła wła­dzę pań­stwo­wą; lu­te­ra­nizm czy an­gli­ka­nizm pod­po­rząd­ko­wy­wał jej na­wet Ko­ściół. W in­ten­cjach przy­wód­ców re­for­ma­cji nie le­ża­ło też na pew­no po­zba­wie­nie „praw­dzi­wej wia­ry” ra­mie­nia pań­stwa, nie tyl­ko bro­nią­ce­go jej, lecz i umoż­li­wia­ją­ce­go dal­szy zwy­cię­ski roz­wój da­ne­go wy­zna­nia. Ale rów­no­cze­śnie w wie­lu pań­stwach ist­nia­ły mniej­szo­ści wy­zna­nio­we, nie­mo­gą­ce li­czyć na po­par­cie tej wła­dzy, wręcz prze­ciw­nie, przez nią nie­raz zwal­cza­ne. I tu znów na­su­wał się dy­le­mat, któ­ry mu­sie­li np. roz­strzy­gać ka­to­li­cy an­giel­scy, mia­no­wi­cie, jak po­go­dzić po­słu­szeń­stwo pa­pie­żo­wi z lo­jal­no­ścią wo­bec wła­sne­go kró­la. Po­dob­ny kon­flikt stwa­rza­ła hu­ge­no­tom fran­cu­skim nie­to­le­ran­cyj­na po­li­ty­ka ich wład­ców, z tą tyl­ko róż­ni­cą, iż rolę pa­pie­ża od­gry­wał w ich wy­pad­ku sie­dzą­cy w Ge­ne­wie Kal­win. Co waż­niej­sze, po­słu­szeń­stwo mo­nar­sze czy wier­ność re­li­gii, jak da­le­ce wła­dza świec­ka może in­ge­ro­wać w spra­wy su­mień swo­ich pod­da­nych, czy kom­pe­ten­cje tro­nu i Ko­ścio­ła nie po­win­ny być od sie­bie ści­śle roz­gra­ni­czo­ne. Oto pro­ble­my, z ja­ki­mi się mu­sia­ła bo­ry­kać po­dzie­lo­na wy­zna­nio­wo Eu­ro­pa. W XVI stu­le­ciu, po nocy św. Bar­tło­mie­ja i prze­śla­do­wa­niach ka­to­li­ków w An­glii, za­rów­no pu­bli­cy­ści kal­wiń­scy, jak i je­zu­ic­cy do­szli do za­dzi­wia­ją­co zgod­nych wnio­sków: pierw­si (mo­nar­cho­ma­cho­wie) twier­dzi­li, że ich współ­wy­znaw­cy mają pra­wo do zbroj­ne­go opo­ru wo­bec wład­cy pra­gną­ce­go na­rzu­cić im ka­to­li­cyzm, dru­dzy (Ma­ria­na, Su­arez i inni) utrzy­my­wa­li, iż wol­no jest ka­to­li­kom oba­lić kró­la-he­re­ty­ka jako nie­god­ne­go swe­go urzę­du ty­ra­na. W ten spo­sób kła­dzio­no, nie­świa­do­mie zresz­tą, pod­wa­li­ny nie tyl­ko pod póź­niej­sze re­pu­bli­kań­skie teo­rie wła­dzy, ale i pod osiem­na­sto­wiecz­ne kon­cep­cje roz­dzia­łu Ko­ścio­ła od pań­stwa.

Po­łą­cze­nie opo­zy­cji po­li­tycz­nej z wy­zna­nio­wą mu­sia­ło jed­nak po­waż­nie ogra­ni­czać za­kres to­le­ran­cji sto­so­wa­nej wo­bec mniej­szo­ści re­li­gij­nych. Trud­no tu nie po­tę­pić np. prze­śla­do­wań ka­to­li­ków w An­glii, war­to się jed­nak za­sta­no­wić, czy moż­na im było przy­znać peł­ne swo­bo­dy wy­zna­nio­we, sko­ro pa­pież Pius V bul­lą Re­gnans in excel­sis (Kró­lu­jąc na wy­so­ko­ściach – 1570) we­zwał pod­da­nych Elż­bie­ty do nie­po­słu­szeń­stwa wo­bec kró­lo­wej. Rzym tak­że i ka­to­li­cy ma­cza­li pal­ce we wszyst­kich nie­mal za­ma­chach na jej ży­cie, po śmier­ci zaś Elż­bie­ty w słyn­nym „spi­sku pro­cho­wym” (1605), któ­re­go uczest­ni­cy za­mie­rza­li wy­sa­dzić w po­wie­trze par­la­ment an­giel­ski. Two­rzy­ło się tu zresz­tą po­nie­kąd błęd­ne koło: prze­ciw­ni­cy to­le­ran­cji po­wo­ły­wa­li się na spi­ski knu­te przez kal­wi­nów czy ka­to­li­ków z ich współ­wy­znaw­ca­mi (a wro­ga­mi oj­czy­zny) za gra­ni­cą, ci zaś tłu­ma­czy­li, że szu­ka­ją tam je­dy­nie po­mo­cy i ochro­ny przed prze­śla­do­wa­nia­mi, któ­rych nie szczę­dzi się im w oj­czyź­nie.

Żad­na ze stron wal­czą­cych nie była zresz­tą w peł­ni kon­se­kwent­na; gdy bo­wiem w da­nym kra­ju sta­no­wi­ła mniej­szość, ape­lo­wa­ła o peł­ną dla sie­bie to­le­ran­cję, tam zaś, gdzie była zde­cy­do­wa­ną więk­szo­ścią, po­tę­pia­ła ją a prio­ri. W obro­nie swych praw do swo­bo­dy kul­tu uży­wa­no tych sa­mych nie­raz ar­gu­men­tów; iden­tycz­ny­mi nie­mal wy­wo­da­mi po­słu­gu­ją się np. ści­ga­ni przez po­li­cję je­zu­ici an­giel­scy i nę­ka­ni przez sądy bi­sku­pie kal­wi­ni pol­scy. Pi­smo Świę­te sta­no­wi­ło wspól­ny dla wszyst­kich au­to­ry­tet, przy czym ze Sta­re­go Te­sta­men­tu czer­pa­no prze­waż­nie ar­gu­men­ty prze­ciw to­le­ran­cji, a z No­we­go do­wo­dy prze­ma­wia­ją­ce za nią. Za­rów­no jed­nak pro­te­stan­ci, jak i ka­to­li­cy zga­dza­li się na prze­śla­do­wa­nie tych grup re­for­ma­cji, któ­re swym ra­dy­ka­li­zmem spo­łecz­nym czy też re­li­gij­nym na­ra­zi­ły się obu kon­fe­sjom. Mamy tu na my­śli an­ty­try­ni­ta­rzy, ne­gu­ją­cych pod­sta­wo­we do­gma­ty chrze­ści­jań­stwa (z na­uką o Trój­cy Świę­tej na cze­le), oraz ana­bap­ty­stów, gło­szą­cych wspól­no­tę dóbr, jak też po­tę­pia­ją­cych ist­nie­nie są­dów, woj­ska, urzę­dów.

Lu­dzie tych cza­sów, sami nie­raz za­wzię­cie prze­śla­do­wa­ni, choć do­ma­ga­li się swo­bód dla swo­ich współ­wy­znaw­ców, po­tra­fi­li przy­kla­ski­wać re­pre­sjom wo­bec tych, któ­rych uwa­ża­li za szcze­gól­nie nie­bez­piecz­nych i gor­szą­cych bluź­nier­ców. Prze­by­wa­ją­cy na emi­gra­cji w Ni­der­lan­dach przy­wód­ca jan­se­ni­stów, An­to­ine Ar­nauld, z peł­ną apro­ba­tą po­wi­tał od­wo­ła­nie edyk­tu nan­tej­skie­go (1685), któ­re po­cią­gnę­ło za sobą wy­gna­nie hu­ge­no­tów.

Nie­to­le­ran­cją nie spla­mi­li się je­dy­nie prze­śla­do­wa­ni w więk­szo­ści kra­jów ana­bap­ty­ści i an­ty­try­ni­ta­rze; trud­no jed­nak oprzeć się wra­że­niu, iż po­stą­pi­li tak tyl­ko dla­te­go, że w żad­nym z państw nie sta­li się re­li­gią pa­nu­ją­cą. Jako mniej­szość wy­zna­nio­wa wy­stę­po­wa­li więc wszę­dzie z ha­sła­mi swo­bód re­li­gij­nych dla sie­bie, a co za tym szło, i dla in­nych kon­fe­sji. Jak by się za­cho­wa­li po doj­ściu do wła­dzy, nie spo­sób prze­wi­dzieć, choć wy­pad­ki r. 1534 i 1579 każą ra­czej scep­tycz­nie pa­trzeć na cał­ko­wi­tą i nie­ogra­ni­czo­ną to­le­ran­cję tych grup. W 1534 bo­wiem roku, po opa­no­wa­niu przez ana­bap­ty­stów Mün­ste­ru (w West­fa­lii), wy­gna­li oni z mia­sta tych wszyst­kich, któ­rzy nie chcie­li przy­jąć ich wy­zna­nia, a ma­jąt­ki wy­pę­dzo­nych skon­fi­sko­wa­li. Osia­dli zaś w Sied­mio­gro­dzie uni­ta­ria­nie (an­ty­try­ni­ta­rze), któ­rzy byli tam od r. 1571 rów­no­upraw­nio­nym, ale nie pa­nu­ją­cym wy­zna­niem (je­dy­ny to poza Pol­ską wy­pa­dek to­le­ro­wa­nia ich), z apro­ba­tą przy­ję­li uwię­zie­nie Fran­cisz­ka Da­vi­di­sa, wno­szą­ce­go do ich gro­na nie­bez­piecz­ny fer­ment wy­zna­nio­wy. Na do­miar złe­go, osa­dzo­ny w twier­dzy Dera he­re­zjar­cha zmarł nie­ba­wem (1579), co dało prze­ciw­ni­kom arian asumpt do słusz­nych po­nie­kąd za­rzu­tów, iż i oni nie są w kwe­stii to­le­ran­cji cał­kiem bez winy.

I wresz­cie spra­wa ana­bap­ty­stów, któ­rych prze­śla­do­wa­no krwa­wo i za­wzię­cie w ca­łej nie­mal Eu­ro­pie. Re­pre­sje te były tym do­tkliw­sze, iż ci, re­kru­tu­ją­cy się z chło­pów i rze­mieśl­ni­ków, sek­cia­rze nie mo­gli na ogół li­czyć na moż­nych pro­tek­to­rów, któ­rzy wło­skim in­te­lek­tu­ali­stom, z ja­kich wy­wo­dzi­li się czę­sto an­ty­try­ni­ta­rze, nic szczę­dzi­li nie­raz po­mo­cy i po­par­cia. Ana­bap­ty­ści dzie­li­li się na dwa ra­dy­kal­nie so­bie prze­ciw­staw­ne odła­my, po­ko­jo­wo uspo­so­bio­nych ma­rzy­cie­li, któ­rzy pra­gnę­li w ma­łych, od­cię­tych od świa­ta gmi­nach re­ali­zo­wać opar­te na Ewan­ge­lii wzo­ry „chrze­ści­jań­skie­go ży­wo­ta”, oraz wo­jow­ni­czą gru­pę lu­dzi, chcą­cych z mie­czem w ręku oba­lić sta­ry, opar­ty ich zda­niem na wska­za­niach An­ty­chry­sta, po­rzą­dek. Wła­dza świec­ka prze­śla­do­wa­ła jed­nych i dru­gich, uwa­ża­jąc, iż owa gło­szo­na przez ana­bap­ty­stów „wol­ność ewan­ge­licz­na” słu­ży im za pre­tekst do an­ty­pań­stwo­wych czy an­ty­spo­łecz­nych wy­stą­pień oraz do po­czy­nań na­ru­sza­ją­cych ist­nie­ją­cy ko­deks kar­ny. I choć po r. 1534 wo­jow­ni­czy nurt ana­bap­ty­zmu uległ nie­mal zu­peł­nie za­ni­ko­wi, nadal za chło­pów-ana­bap­ty­stów wal­czą­cych w sze­re­gach To­ma­sza Mün­ze­ra oraz miesz­czan tego wy­zna­nia, bro­nią­cych się bo­ha­ter­sko w Mün­ste­rze, pła­ci­li gło­wa­mi ich cisi, ła­god­ni i pra­co­wi­ci po­bra­tym­cy z gmin rze­mieśl­ni­czych na Ślą­sku i Mo­ra­wach, któ­rych je­dy­ną winą było to, że nie chcie­li się wy­rzec wła­sne­go wy­zna­nia.

Przy ca­łej sym­pa­tii i współ­czu­ciu dla ofiar tych prze­śla­do­wań ła­twiej nam jed­nak dziś zro­zu­mieć, iż ko­goś stra­co­no za do­mnie­ma­ną przy­na­leż­ność do ru­chu usi­łu­ją­ce­go zmie­nić spo­łecz­ne ob­li­cze świa­ta, niż że – jak wspo­mi­na­ne­go już Se­rve­ta – moż­na było he­re­ty­ka pa­lić na wol­nym ogniu tyl­ko dla­te­go, iż ne­go­wał ist­nie­nie Trój­cy Świę­tej i po­trze­bę chrztu dzie­ci. Choć bo­wiem oby­wa­te­le w wie­lu pań­stwach so­li­da­ry­zu­ją się obec­nie z ów­cze­sny­mi „bun­tow­ni­ka­mi”, a nie ich po­grom­ca­mi, żad­ne z tych państw nie do­pu­ści, by ich pod­da­ni pod pre­tek­stem woli Bo­żej czy na­ka­zów Ko­ścio­ła do­pusz­cza­li się bun­tow­ni­czych i aspo­łecz­nych wy­stą­pień. Po­dob­nie więc jak wów­czas, tak i dzi­siaj gra­ni­ce to­le­ran­cji koń­czą się tam, gdzie za­czy­na się in­te­res pu­blicz­ny i pań­stwo­wy. Ten sam in­te­res pu­blicz­ny dyk­to­wał za­kres swo­bód wy­zna­nio­wych i w daw­nych wie­kach. Tak np. John Loc­ke stwier­dza (1689), iż moż­na by przy­znać ka­to­li­kom peł­ne pra­wa cy­wil­ne, gdy­by nie to, że wszę­dzie, gdzie je uzy­ska­li, wy­ko­rzy­sty­wa­li swe zdo­by­cze dla knu­cia in­tryg prze­ciw­ko pro­te­stanc­kim rzą­dom. No­ta­be­ne, ka­to­li­cy an­giel­scy uzy­ska­li rów­no­upraw­nie­nie wy­zna­nio­we do­pie­ro w… r. 1829. Ten sam in­te­res pu­blicz­ny do­pro­wa­dzał we Fran­cji do jak­że czę­sto za­wie­ra­nych (i jesz­cze czę­ściej zry­wa­nych) kom­pro­mi­sów po­mię­dzy hu­ge­no­ta­mi a ka­to­li­ka­mi, kom­pro­mi­sów uwień­czo­nych wresz­cie edyk­tem nan­tej­skim.

I wresz­cie kwe­stia kar sto­so­wa­nych w spra­wach o wia­rę, a ra­żą­cych nas dzi­siaj słusz­nie swym okru­cień­stwem i sro­go­ścią. Pa­le­nie na sto­sie (czy ści­na­nie) he­re­ty­ków na­le­ży jed­nak roz­pa­try­wać na de ów­cze­sne­go pra­wo­daw­stwa, któ­re za wszel­kie prze­stęp­stwa prze­wi­dy­wa­ło wów­czas wy­so­kie, nie­współ­mier­ne do nich kary. A prze­cież he­re­zja ucho­dzi­ła za prze­stęp­stwo naj­gor­sze, bo wy­mie­rzo­ne prze­ciw­ko sa­me­mu Bogu.

Skar­ga pi­sze, iż są kary „na wy­dzie­ra­cze, zło­dzie­je, na mę­żo­bój­ce”, ale na tych, „któ­rzy zba­wie­nie krad­ną, du­sze za­bi­ja­ją”, żad­nych kar w Pol­sce nie prze­wi­dzia­no16. A pa­mię­taj­my, iż w XVI w. zło­dziei za­zwy­czaj wie­sza­no, za­bój­ców ćwiar­to­wa­no, a fał­sze­rzy mo­net ka­ra­no rów­nież śmier­cią. W śre­dnio­wie­czu wrzu­ca­no ich do ko­tła z wrzą­cą wodą lub za­le­wa­no im gar­dło roz­to­pio­nym oło­wiem. Na tym więk­sze uzna­nie za­słu­gu­je po­sta­wa lu­dzi, któ­rzy wy­stą­pi­li wów­czas prze­ciw­ko po­dob­nym prak­ty­kom wo­bec he­re­ty­ków. To­le­ran­cja wy­zna­nio­wa łą­czy­ła się u nich dość czę­sto z po­stu­la­ta­mi swo­bód po­li­tycz­nych, z wal­ką prze­ciw­ko wszel­kie­go typu ogra­ni­cze­niom na­kła­da­nym przez wła­dze za­rów­no ko­ściel­ne, jak i świec­kie.

Nie­słusz­ne więc by­ło­by za­wę­ża­nie jej po­ję­cia do za­gad­nień re­li­gij­nych. Swo­bo­da pu­blicz­ne­go wy­ko­ny­wa­nia kul­tu oraz pro­pa­gan­dy swe­go wy­zna­nia mu­sia­ła rzu­to­wać na inne dzie­dzi­ny ży­cia pu­blicz­ne­go. Z wal­ki o moż­ność od­by­wa­nia na­bo­żeństw i sy­no­dów wy­nik­nę­ły póź­niej­sze po­stu­la­ty wol­no­ści ze­brań, ze sta­rań o nie­skrę­po­wa­ną pu­bli­ka­cję dzieł teo­lo­gicz­nych żą­da­nia wol­no­ści dru­ku, z po­stu­la­tu swo­bod­ne­go gło­sze­nia „szczy­rej praw­dy Bo­żej” – po­stu­lat wol­no­ści sło­wa. Już w XVI w. to­le­ran­cyj­na po­sta­wa w spra­wach wia­ry wią­za­ła się z czymś wię­cej, mia­no­wi­cie z po­sta­wą otwar­tą wo­bec na­pły­wa­ją­cych z za­gra­ni­cy no­wi­nek wy­zna­nio­wych, kul­tu­ral­nych i po­li­tycz­nych, od mody i oby­cza­jów po­cząw­szy, na wpły­wach li­te­rac­kich, ar­ty­stycz­nych czy ustro­jo­wych skoń­czyw­szy. Do­ty­czy­ło to nie tyl­ko idei, ale i lu­dzi. Nig­dy przed­tem tak ma­so­wo, jak w do­bie Re­ne­san­su, nie wy­jeż­dża­li Po­la­cy za gra­ni­cę i nig­dy nie na­pły­wa­ło do kra­ju tylu cu­dzo­ziem­ców, emi­gran­tów po­li­tycz­nych i wy­zna­nio­wych co wów­czas.

Sta­ni­sław Orze­chow­ski w 1564 r. pi­sał: Jęli się nasi byli, jako stro­jów no­wych zwy­kli, tak też […] no­wej wia­ry”17. Istot­nie, w wie­lu wy­pad­kach było to przej­ścio­we, po­wierz­chow­ne i sno­bi­stycz­ne przej­mo­wa­nie za­gra­nicz­nych po­my­słów. Ale nie za­wsze. Co wię­cej, nie cho­dzi­ło tu je­dy­nie o za­gra­ni­cę, ale w ogó­le o sto­su­nek do tego co nowe, przod­kom nie­zna­ne i kłó­cą­ce się z tra­dy­cją. Moż­na chy­ba za­ry­zy­ko­wać stwier­dze­nie, iż póki sta­ły za­rzut po­le­mi­ki ka­to­lic­kiej, że no­win­ki re­li­gij­ne są czymś ob­cym i no­wym, nie za­czął znaj­do­wać chęt­nych od­bior­ców, do­pó­ty wy­znaw­cy re­for­ma­cji mo­gli li­czyć na więk­szą lub mniej­szą to­le­ran­cję. Dla­te­go m.in. pu­bli­cy­ści pro­te­stanc­cy sta­ra­li się za­wsze udo­wod­nić, iż nie są no­wa­to­ra­mi, ale je­dy­nie wskrze­sza­ją nie­ska­żo­ne tra­dy­cje pier­wot­ne­go chrze­ści­jań­stwa. Sami też zresz­tą wie­rzy­li, że na­śla­du­jąc pierw­szych apo­sto­łów, wio­dą ludz­kość do daw­nych zło­tych cza­sów w re­li­gii, po­dob­nie jak na­śla­do­wa­nie sta­ro­żyt­nych pi­sa­rzy i fi­lo­zo­fów mia­ło od­ro­dzić zło­ty wiek w kul­tu­rze, a re­ali­za­cję daw­nych praw (któ­rą po­stu­lo­wa­li eg­ze­ku­cjo­ni­ści) w po­li­ty­ce i ustro­ju.

Sy­tu­acja w Rze­czy­po­spo­li­tej zmie­nia się w XVII stu­le­ciu i nie jest rze­czą przy­pad­ku, iż stop­nio­we prze­chy­la­nie się sza­li na rzecz nie­to­le­ran­cji wią­że się z na­ra­sta­niem jej izo­la­cji od tych prze­mian kul­tu­ral­nych i na­uko­wych, ja­kie za­cho­dzą współ­cze­śnie za gra­ni­cą (przede wszyst­kim na Za­cho­dzie). Wzma­ga­ją­ca się w XVII w. kse­no­fo­bia, me­ga­lo­ma­nia, igno­ran­cja wresz­cie będą współ­grać z na­si­la­ją­cy­mi się w Pol­sce ele­men­ta­mi fa­na­ty­zmu. Na prze­szko­dzie ich cał­ko­wi­te­mu za­pa­no­wa­niu sta­nę­ły m.in. pięk­ne tra­dy­cje po­przed­nie­go stu­le­cia.

II. Problem współistnienia wyznań

PO­PU­LAR­NY W XVII W. WIERSZ O POL­SCE, przed­sta­wia­ją­cy ją jako pie­kło dla chło­pów, a nie­bo dla szlach­ty, na­zy­wał rów­nież Rzecz­po­spo­li­tą „azy­lem he­re­ty­ków”18. Tę samą opi­nię wy­ra­ża­li też przed­sta­wi­cie­le pol­skiej kontr­re­for­ma­cji; je­den z nich, Jó­zef We­resz­czyń­ski, pi­sał np., iż do Pol­ski na­pły­nę­ły „wszyst­kie po­two­ry i szel­my ze Włoch i Hisz­pa­ni­jej, z Fran­cy­jej, z Nie­miec wy­gna­ne”19. Na po­zór jed­nak w. XV nie za­po­wia­dał ta­kie­go roz­wo­ju wy­pad­ków; wszel­kie­go ro­dza­ju sek­ty ka­cer­skie prze­śla­do­wa­no bo­wiem u nas w śre­dnio­wie­czu nie­mal rów­nie za­wzię­cie jak na za­cho­dzie Eu­ro­py.

Pi­sze­my „nie­mal”, po­nie­waż ruch bi­czow­ni­ków, któ­ry po raz pierw­szy do­tarł do Pol­ski w 1261 r., ka­ra­li ksią­żę­ta dziel­ni­co­wi (na we­zwa­nie ar­cy­bi­sku­pa gnieź­nień­skie­go, Ja­nu­sza) wię­zie­niem i kon­fi­ska­tą ma­jąt­ku, a nie – jak to czy­nio­no we Fran­cji i Wło­szech – śmier­cią na sto­sie. Pierw­szy to zresz­tą zna­ny nam z hi­sto­rii Pol­ski wy­pa­dek współ­dzia­ła­nia władz świec­kich z du­chow­ny­mi przy zwal­cza­niu he­re­zji. W po­cząt­kach XIV w. pa­lo­no (głów­nie na Ślą­sku) przy­wód­ców ru­chu wal­den­sów. Dla zwal­cza­nia tej groź­nej dla pa­pie­stwa he­re­zji Jan XXII po­wo­łał (bul­lą z 1327 r.) try­bu­nał in­kwi­zy­cyj­ny dla Pol­ski, zło­żo­ny – po­dob­nie jak w in­nych kra­jach – z do­mi­ni­ka­nów. Try­bu­nał ten dzia­łał w na­szym kra­ju, nie­zbyt zresz­tą ener­gicz­nie, aż do r. 1572.

Ru­chy bi­czow­ni­ków, wal­den­sów, jak też ży­wio­łów ka­cer­skich wśród człon­ków za­ko­nu be­gi­nek i be­gar­dów były w swym za­się­gu ogra­ni­czo­ne głów­nie do Ślą­ska. Do­pie­ro hu­sy­tyzm po­sta­wił przed Ko­ścio­łem ko­niecz­ność wal­ki z tą he­re­zją tak­że na te­re­nie pań­stwa pol­skie­go. Wła­dy­sław Ja­gieł­ło udzie­lił wów­czas peł­ne­go po­par­cia ak­cji Ko­ścio­ła. W edyk­cie wie­luń­skim z 1424 r. uznał on hu­sy­tyzm za prze­stęp­stwo rów­nież prze­ciw­ko pań­stwu, po­le­ca­jąc wszyst­kim urzę­dom każ­de­go he­re­ty­ka chwy­tać i ka­rać w za­sa­dzie śmier­cią jako win­ne­go ob­ra­zy ma­je­sta­tu; edykt ten na­ka­zy­wał tak­że prze­by­wa­ją­cym w Cze­chach Po­la­kom po­wrót do kra­ju pod groź­bą kon­fi­ska­ty dóbr i in­fa­mii. Wra­ca­ją­cych mie­li wy­eg­za­mi­no­wać z pra­wo­wier­no­ści spe­cjal­nie wy­zna­cze­ni przez Sto­li­cę Apo­stol­ską in­kwi­zy­to­rzy. Roz­po­zna­wa­nie spraw za­strze­żo­no więc du­cho­wień­stwu, pań­stwu po­zo­sta­wia­jąc usta­le­nie wy­mia­ru kary i jej wy­ko­na­nie. Z ko­lei uchwa­lo­na w 1438 r., za rzą­dów ma­ło­let­nie­go Wła­dy­sła­wa III, kon­fe­de­ra­cja kor­czyń­ska za­wie­ra­ła zo­bo­wią­za­nie pa­nów du­chow­nych i świec­kich, że wszyst­kich wsz­czy­na­ją­cych bun­ty prze­ciw­ko kró­lo­wi, a tak­że każ­de­go, „kto by błę­dy ka­cer­skie sze­rzył” po­ko­na­ją i znisz­czą20.

Na oba te po­sta­no­wie­nia po­wo­ły­wa­li się nie­ustan­nie prze­ciw­ni­cy re­for­ma­cji, nie­po­mni, iż edykt wie­luń­ski był wła­ści­wie bez­praw­ny, po­nie­waż dwa lata wcze­śniej król w przy­wi­le­ju czer­wiń­skim zo­bo­wią­zał się, iż nie bę­dzie kon­fi­sko­wał dóbr swo­ich pod­da­nych bez uprzed­nie­go wy­ro­ku są­do­we­go; kon­fe­de­ra­cja kor­czyń­ska wspo­mi­na­ła zaś o zwal­cza­niu he­re­zji jako ele­men­tu mo­gą­ce­go mą­cić po­kój pu­blicz­ny tyl­ko mar­gi­ne­so­wo. Co waż­niej­sze zaś, obie te usta­wy zo­sta­ły osta­tecz­nie uchy­lo­ne przez kon­fe­de­ra­cję war­szaw­ską 1573 r., za­bra­nia­ją­cą wła­dzom świec­kim przy­cho­dze­nia z po­mo­cą Ko­ścio­ło­wi w prze­śla­do­wa­niach re­li­gij­nych.

Prze­śla­do­wa­nia ta­kie mia­ły miej­sce w sto­sun­ku do zwo­len­ni­ków hu­sy­ty­zmu; w 1440 r. spa­lo­no na sto­sie w Po­zna­niu pię­ciu księ­ży tego wy­zna­nia, po­cho­dzą­cych ze Zbą­szy­nia, a w dru­giej po­ło­wie XV w. licz­nych zwo­len­ni­ków hu­sy­ty­zmu w Wiel­ko­pol­sce i na Ku­ja­wach ska­za­no na kary wię­zie­nia i grzyw­ny. Je­śli na­to­miast cho­dzi o wy­ro­ki śmier­ci, to wie­my kon­kret­nie za­le­d­wie o kil­ku­na­stu przy­pad­kach tego ro­dza­ju. Na ogół w ra­zie uro­czy­ste­go wy­rze­cze­nia się he­re­zji po­prze­sta­wa­no na na­ło­że­niu po­ku­ty i kary pie­nięż­nej. Rów­no­cze­śnie zaś w maju 1415 r. po­sło­wie pol­scy na so­bór w Kon­stan­cji, z Za­wi­szą Czar­nym na cze­le, przy­łą­czy­li się do pro­te­stów pa­nów cze­skich w spra­wie Jana Husa, któ­ry mimo iż przy­był do Kon­stan­cji z glej­tem ce­sa­rza, zo­stał tam jed­nak uwię­zio­ny. W 1420 r. roz­wa­ża­no spra­wę po­zy­ska­nia kró­la pol­skie­go na tron cze­ski. Kie­dy zaś Ja­gieł­ło od­mó­wił, do Pra­gi zje­chał, na krót­ko zresz­tą, Zyg­munt Ko­ry­bu­to­wicz jako na­miest­nik księ­cia li­tew­skie­go, Wi­tol­da, któ­ry no­sił się z za­mia­rem przy­ję­cia ko­ro­ny cze­skiej. W 1433 r. ru­szy­ła wspól­na, pol­sko-hu­syc­ka, wy­pra­wa na zie­mie za­kon­ne, kie­ro­wa­na przez Jana Czap­kę z Sanu oraz wo­je­wo­dę po­znań­skie­go, Sę­dzi­wo­ja Ostro­ro­ga. Spu­sto­szy­ła ona po­sia­dło­ści krzy­żac­kie w No­wej Mar­chii i na Po­mo­rzu, do­cie­ra­jąc aż nad Bał­tyk. Za­rów­no per­trak­ta­cje, jak przy­mie­rza woj­sko­we nie mo­gły nie przy­czy­nić się do po­wsta­wa­nia po­glą­du, iż od róż­nic wy­zna­nio­wych waż­niej­szy jest so­jusz bo­jo­wy, na­wet hu­syc­ko-ka­to­lic­ki, ale wy­mie­rzo­ny prze­ciw­ko znie­na­wi­dzo­ne­mu w obu kra­jach za­ko­no­wi krzy­żac­kie­mu. Pa­mię­ci o tym nie było w sta­nie za­trzeć póź­niej­sze za­war­cie przez moż­no­władz­two świec­kie i du­chow­ne (kar­dy­nał Ole­śnic­ki) so­ju­szu z tak nie­prze­jed­na­nym wro­giem hu­sy­tów jak Zyg­munt Luk­sem­bur­czyk.

Istot­nym czyn­ni­kiem wpły­wa­ją­cym na ukształ­to­wa­nie się póź­niej­szej to­le­ran­cji był fakt, iż Pol­ska już przed re­for­ma­cją nie sta­no­wi­ła kra­ju pod wzglę­dem wy­zna­nio­wym jed­no­li­te­go, a więc ta­kie­go jak Fran­cja, Wło­chy czy An­glia. Przez nią bo­wiem prze­bie­ga­ła gra­ni­ca dzie­lą­ca Ko­ściół ła­ciń­ski od grec­kie­go (pra­wo­sław­ne­go), po­wsta­łe­go w wy­ni­ku schi­zmy z r. 1054. Po przy­łą­cze­niu do Pol­ski Rusi Czer­wo­nej Ka­zi­mierz Wiel­ki, nie chcąc so­bie zra­żać osia­dłych tam pra­wo­sław­nych, sto­so­wał wo­bec nich da­le­ko idą­cą to­le­ran­cję. Po­dob­ną po­li­ty­kę wy­zna­nio­wą upra­wia­li też jego na­stęp­cy. Szlach­ta pra­wo­sław­na już w XV w. cie­szy­ła się w Ko­ro­nie tymi sa­my­mi, co i ka­to­lic­ka, przy­wi­le­ja­mi i nie do­zna­wa­ła z ra­cji swe­go wy­zna­nia żad­nych prze­śla­do­wań. Jej współ­wy­znaw­cy w Wiel­kim Księ­stwie Li­tew­skim mie­li jed­nak za­mknię­ty do­stęp do naj­wyż­szych urzę­dów pań­stwo­wych (wo­je­wo­dy, kasz­te­la­na wi­leń­skie­go i troc­kie­go) oraz do rady wiel­kok­sią­żę­cej. Ogra­ni­cze­nia te, po­na­wia­ne kil­ka­krot­nie jesz­cze w pierw­szej po­ło­wie XVI w., zniósł osta­tecz­nie Zyg­munt Au­gust (w r. 1563 i 1568). Nie­co od­mien­nie przed­sta­wia­ła się sy­tu­acja pra­wo­sław­ne­go miesz­czań­stwa, wo­bec któ­re­go (szcze­gól­nie we Lwo­wie) sto­so­wa­no pew­ne­go ro­dza­ju dys­kry­mi­na­cję, za­rów­no je­śli cho­dzi­ło o przyj­mo­wa­nie do pra­wa miej­skie­go i ce­chów, jak i w za­kre­sie pu­blicz­ne­go spra­wo­wa­nia kul­tu. Choć ogra­ni­cze­nia te uchy­lił Zyg­munt Au­gust w 1572 r., miesz­cza­nie ru­scy skar­ży­li się nadal na nie­do­pusz­cza­nie ich do urzę­dów. Pew­ną dys­kry­mi­na­cją był obo­wią­zu­ją­cy na te­re­nie ca­łe­go pań­stwa za­kaz bu­do­wy no­wych cer­kwi i od­na­wia­nia sta­rych. W prak­ty­ce jed­nak na zie­miach ru­skich w ogó­le go nie prze­strze­ga­no, a na Li­twie w bar­dzo ma­łym stop­niu. W sa­mym zaś Wil­nie wzno­szo­no za­rów­no w XV, jak i XVI w. nowe świą­ty­nie. Fak­tem jest rów­nież, iż kró­lo­wie pol­scy mie­li duży wpływ na Ko­ściół pra­wo­sław­ny, co prze­ja­wia­ło się w ob­sa­dza­niu przez nich bi­skupstw, in­ge­ren­cji w są­dow­nic­two, ży­cie we­wnętrz­ne kle­ru itp.

Pra­wo­sław­ni nie byli je­dy­ną nie­ka­to­lic­ką lud­no­ścią pań­stwa pol­skie­go. Oprócz Ży­dów na­le­ży tu wy­mie­nić wy­znaw­ców is­la­mu: Ta­ta­rów, któ­rzy po­sia­da­li na Li­twie (Tro­ki, Łu­kisz­ki koło Wil­na, Łow­czy-ce pod No­wo­gród­kiem) swo­je me­cze­ty. Da­le­ko od nich licz­niej­si byli za­miesz­ka­li na po­łu­dniu Pol­ski Or­mia­nie, wy­znaw­cy mo­no­fi­zy­ty­zmu (uzna­ją­cy tyl­ko bo­ską na­tu­rę Chry­stu­sa), pod­le­gli pa­triar­sze w Ecz­mia­dzy­nie na Kau­ka­zie. Rów­nież oni ko­rzy­sta­li z sze­ro­kich swo­bód wy­zna­nio­wych, przy­zna­nych im przez Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go w przy­wi­le­ju z 1367 r. Or­mia­nie po­sia­da­li też od­dziel­ne bi­skup­stwo we Lwo­wie; w mie­ście tym ist­nia­ła ich ka­te­dra ufun­do­wa­na w dru­giej po­ło­wie XIV w. Oprócz tego po­sia­da­li świą­ty­nię w Ka­mień­cu Po­dol­skim; bi­sku­pi or­miań­scy byli za­twier­dza­ni przez kró­lów pol­skich. Naj­mniej­szą li­czeb­nie gru­pę wy­zna­nio­wą sta­no­wi­li Ka­ra­imi, bę­dą­cy po­cho­dze­nia tu­rec­kie­go. Uzna­wa­li oni wy­łącz­nie Sta­ry Te­sta­ment, od­rzu­ca­jąc wszyst­kie póź­niej­sze ko­men­ta­rze. Ka­ra­imi przy­by­li na Li­twę z Kry­mu pod ko­niec XIV w.; mie­li oni swe świą­ty­nie (tzw. ke­ne­sy) w Wil­nie, Tro­kach, Po­nie­wie­żu, Łuc­ku i Ha­li­czu.

Po­li­ty­kę kró­lów pol­skich w sto­sun­ku do pra­wo­sław­nych i Or­mian moż­na w tym okre­sie scha­rak­te­ry­zo­wać naj­ogól­niej jako od­po­wia­da­ją­cą in­te­re­som pań­stwa, a sprzecz­ną z na­ci­ska­mi pa­pie­stwa. Zgod­nie z tymi pierw­szy­mi Pol­ska dąży do stwo­rze­nia sa­mo­dziel­nej hie­rar­chii pra­wo­sław­nej, nie­za­leż­nej od Mo­skwy, co osta­tecz­nie zo­sta­je w cią­gu XV w. uwień­czo­ne po­wo­dze­niem. Wbrew zaś na­ci­skom Rzy­mu kró­lo­wie na­kła­nia­ją pra­wo­sław­nych i Or­mian do unii tyl­ko dro­gą mi­sji, a nie ja­kich­kol­wiek re­pre­sji praw­nych. Sta­no­wi­sko pań­stwa było więc sprzecz­ne z wy­ni­ka­ją­cym z pra­wa ka­no­nicz­ne­go obo­wiąz­kiem wład­ców na­wra­ca­nia nie­wier­nych pod­da­nych.

W opo­zy­cji do tego pra­wa po­zo­sta­wa­ła rów­nież, kształ­tu­ją­ca się na prze­ło­mie XIV i XV w., pol­ska dok­try­na sto­sun­ku do in­no­wier­ców oraz ich państw, na­wią­zu­ją­ca zresz­tą do po­glą­dów nie­któ­rych ka­no­ni­stów za­chod­nio­eu­ro­pej­skich. Dok­try­na ta wy­ra­sta z jed­nej stro­ny z ko­niecz­no­ści uspra­wie­dli­wie­nia fak­tu, iż so­jusz­ni­ków prze­ciw­ko wspól­ne­mu wro­go­wi w po­sta­ci Krzy­ża­ków znaj­do­wa­no w po­gań­skiej po­cząt­ko­wo Li­twie, jak rów­nież wśród Ta­ta­rów. Fakt ten za­kon wy­zy­ski­wał do nie­ustan­nych ata­ków na Pol­skę jako na pań­stwo sprzy­mie­rza­ją­ce się z nie­wier­ny­mi i do­star­cza­ją­ce im bro­ni. Z dru­giej zaś stro­ny, za­gro­żo­na agre­sją in­sty­tu­cji osła­nia­ją­cej za­bor­cze dą­że­nia ce­la­mi mi­syj­ny­mi i po­wo­łu­ją­cej się na au­to­ry­tet pa­pie­stwa oraz ce­sar­stwa, Pol­ska mu­sia­ła – przez usta swych praw­ni­ków – za­kwe­stio­no­wać teo­lo­gicz­no-praw­ne uza­sad­nie­nie tych na­jaz­dów.

Pierw­szy uczy­nił to bi­skup po­znań­ski, An­drzej La­skarz, pod­czas pro­ce­su pol­sko-krzy­żac­kie­go, to­czą­ce­go się w Bu­dzie w la­tach 1412-1414. Za­kon do­ma­gał się zgo­dy na od­bu­do­wę jego twier­dzy, Wie­lo­ne, wznie­sio­nej na te­ry­to­rium Żmu­dzi, bę­dą­cej wów­czas kra­jem po­gań­skim; rosz­cze­nia swe Krzy­ża­cy wy­wo­dzi­li z fak­tu, iż nie­wier­ni nie mogą po­sia­dać nie­na­ru­szal­nych praw i gra­nic. Te­ry­to­ria­mi ich może swo­bod­nie dys­po­no­wać pa­pież oraz ce­sarz; te wła­śnie in­sty­tu­cje nada­ły za­ko­no­wi pra­wo wła­sno­ści w sto­sun­ku do ziem sta­no­wią­cych te­ren jego dzia­łal­no­ści mi­syj­nej. W od­po­wie­dzi na te wy­wo­dy La­skarz stwier­dził, iż Krzy­ża­cy nie są zdol­ni do praw­dzi­we­go krze­wie­nia wia­ry. Istot­ny mo­tyw po­li­ty­ki za­ko­nu to chci­wość; za­gar­nia on zie­mie z chę­ci zy­sku, nie chrzci zaś za­miesz­ka­łych na niej po­gan.

Zda­niem La­ska­rza sto­so­wa­nie prze­mo­cy wo­bec po­ko­jo­wych po­gan (pa­ga­ni pa­ci­fi­ci), w ni­czym nie­za­gra­ża­ją­cych świa­tu chrze­ści­jań­skie­mu, jest cał­ko­wi­cie nie­uza­sad­nio­ne. Nie moż­na bo­wiem na­wra­cać ni­ko­go przy­mu­sem, czy­li uży­wać „przy kon­wer­sji mie­cza tego świa­ta tam, gdzie wła­ści­wy jest tyl­ko oręż nie­bie­ski, sło­wo Boże”. Do­na­cyj­ne akty ce­sa­rzy na rzecz Krzy­ża­ków nie mają zna­cze­nia praw­ne­go, po­nie­waż były je­dy­nie sa­mo­wol­nym dys­po­no­wa­niem cu­dzą wła­sno­ścią, po­śred­nio zaś sank­cjo­no­wa­niem mor­derstw po­peł­nia­nych przez za­kon na bliź­nich. W związ­ku z tym La­skarz z ca­łym na­ci­skiem pod­kre­śla, iż nie­wier­ny jest na­szym bliź­nim, wo­bec któ­re­go obo­wią­zu­ją za­sa­dy wy­ra­żo­ne w Ewan­ge­lii21.

Tak więc tezy pro­fe­so­ra Aka­de­mii Kra­kow­skiej, Paw­ła Włod­ko­wi­ca, z któ­ry­mi wy­stą­pił na so­bo­rze w Kon­stan­cji, po­zo­sta­wa­ły w ści­słym związ­ku ze spo­rem pol­sko-krzy­żac­kim oraz pro­ce­sa­mi na tym tle pro­wa­dzo­ny­mi. Po­le­mi­zu­jąc w la­tach 1415-1417 ze sta­no­wi­skiem pam­fle­ci­sty krzy­żac­kie­go, Jana Fal­ken­ber­ga, Włod­ko­wic twier­dził, iż wia­ry nie moż­na ni­ko­mu na­rzu­cać prze­mo­cą; do­pusz­czal­ne jest je­dy­nie sze­rze­nie jej za­sad dro­gą pro­pa­gan­dy mi­syj­nej. Wia­ra sta­no­wi bo­wiem za­gad­nie­nie, któ­re win­no na­le­żeć do kom­pe­ten­cji pa­pie­ża, a nie ce­sa­rza. Włod­ko­wic, po­dob­nie jak inny praw­nik tego okre­su, Sta­ni­sław ze Skar­bi­mie­rza, przy­zna­wał rów­nież po­ga­nom pra­wo do po­sia­da­nia wła­snych państw, któ­rych nie moż­na na­jeż­dżać, łu­pić i za­gar­niać pod pre­tek­stem sze­rze­nia w nich chrze­ści­jań­stwa. No­ta­be­ne, ka­za­nie Sta­ni­sła­wa ze Skar­bi­mie­rza na te­mat woj­ny spra­wie­dli­wej sta­no­wi pierw­szy w li­te­ra­tu­rze świa­to­wej sys­te­ma­tycz­ny wy­kład pra­wa woj­ny pu­blicz­nej22.

W związ­ku z tym Włod­ko­wic, w ślad za An­drze­jem La­ska­rzem, kwe­stio­no­wał waż­ność upraw­nień, otrzy­my­wa­nych przez Krzy­ża­ków od ce­sa­rza, do pod­bo­ju po­gań­skich Pru­sów, jak też nie wy­klu­czał moż­li­wo­ści ko­rzy­sta­nia z po­mo­cy nie­wier­nych w woj­nie spra­wie­dli­wej, a więc pro­wa­dzo­nej w celu obro­ny wła­sne­go te­ry­to­rium. W wy­wo­dach swo­ich Włod­ko­wic w ma­łym tyl­ko stop­niu opie­rał się na ów­cze­snym pra­wie ka­no­nicz­nym; przede wszyst­kim bo­wiem, je­śli cho­dzi o po­ję­cie za­kre­su wła­dzy pa­pie­ża, czer­pał swe po­glą­dy z dzieł pi­sa­rzy po­zo­sta­ją­cych w opo­zy­cji wo­bec ofi­cjal­nej dok­try­ny Ko­ścio­ła. W jesz­cze zaś więk­szym stop­niu ko­rzy­stał z prak­tycz­nych do­świad­czeń współ­cze­snych mu cza­sów, a więc z fak­tu, iż – jak to słusz­nie stwier­dził ks. Wa­len­ty Wój­cik – już wte­dy Po­la­cy w „roz­wią­zy­wa­niu waż­nych pro­ble­mów po­li­tycz­nych kie­ro­wa­li się za­sa­da­mi róż­ny­mi od po­glą­dów ów­cze­snej ka­no­ni­sty­ki”23.