Nina i Tajemnica ósmej nuty - Moony Witcher - ebook

Nina i Tajemnica ósmej nuty ebook

Witcher Moony

4,8

Opis

Rozpoczyna się kolejna, fascynująca przygoda Niny, małej alchemiczki, walczącej niestrudzenie o ocalenie Szóstego Księżyca. Przy wsparciu czwórki nierozłączonych przyjaciół: Cesca, Doda, Fiore i Roxy oraz androida Maksa, Nina wyrusza w podróż w czasie i dociera aż do starożytnego Egiptu. Ale czy Karkon... na pewno żyje?

O pierwszych przygodach Niny opowiada książka „Dziewczynka z Szóstego Księżyca”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 297

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AntKo

Nie oderwiesz się od lektury

kozak książka
00

Popularność




Tytuł oryginału: Nina e il mistero dell’ottava nota Autorka: Moony Witcher Ilustracje: Ilaria Matteini Projekt graficzny: Simonetta Zuddas Tłumaczenie: Karolina Dyjas-Fezzi Redakcja: Małgorzata Kapuścińska

© 2003 Giunti Editore S.p.A., Firenze – Milano, www.giunti.it © 2012 for the Polish edition by Firma Księgarska Olesiejuk spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.

Wydawnictwo Olesiejuk, an imprint of Firma Księgarska Olesiejuk spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A.

ISBN 978-83-274-1361-1

Firma Księgarska Olesiejuk spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A. 05-850 Ożarów Mazowiecki ul. Poznańska [email protected]

dystrybucja: www.olesiejuk.pl

Mojej mamie Lilianie, która dała mi życie pełne miłości. Mojemu tacie Renato, który nauczył mnie, czym jest wolność.

Obwieszczenie

DO WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW WENECJI!

Do wszyst­kich miesz­kań­ców We­ne­cji!

In­for­mu­je się wszyst­kich miesz­kań­ców, że nie stwier­dzo­no ist­nie­nia żad­ne­go „wi­ru­sa”, wy­wo­łu­ją­ce­go uno­sze­nie się w po­wie­trzu za­byt­ko­wych po­są­gów na­sze­go mia­sta. Po­mni­ki i rzeź­by by­ły, są i po­zo­sta­ną nie­ru­cho­me.

Każ­dy, kto bę­dzie gło­sił, że dzię­ki cza­rom Skrzy­dla­ty Lew Świę­te­go Mar­ka jest ży­wy, zo­sta­nie oskar­żo­ny o pod­bu­rza­nie, za­kłó­ca­nie po­rząd­ku na la­gu­nie oraz na­wo­ły­wa­nie do szka­lo­wa­nia do­bre­go imie­nia We­ne­cji.

Oso­by ła­mią­ce ni­niej­szy za­kaz zo­sta­ną za­ku­te w kaj­da­ny, do­pro­wa­dzo­ne do wię­zie­nia Piom­bi i wrzu­co­ne do ciem­nych i wil­got­nych cel w Pa­ła­cu Do­żów, gdzie bę­dą cze­kać na pu­blicz­ny pro­ces.

Burmistrz Wenecji

        LSL

PROLOG

W no­cy 3 wrze­śnia na wszyst­kich mu­rach mia­sta nad la­gu­ną roz­wie­szo­no po­nad dwa ty­sią­ce pla­ka­tów z su­ro­wym ob­wiesz­cze­niem. Ra­no, po prze­bu­dze­niu, więk­szość we­ne­cjan nie oka­zy­wa­ła za­sko­cze­nia; w koń­cu no­wy bur­mistrz, mar­kiz Lo­ris Si­bi­lo Lo­re­dan (LSL), już od ład­nych kil­ku dni za­po­wia­dał, że po­dej­mie dra­stycz­ne kro­ki pre­wen­cyj­ne, a miesz­kań­cy, zmę­cze­ni i wy­stra­sze­ni, nie chcie­li dłu­żej słu­chać o tym prze­klę­tym, mar­mu­ro­wym po­mni­ku.

Co praw­da, nie­któ­rzy przy­się­ga­li, że wi­dzie­li, jak ru­sza ogo­nem. In­ni opo­wia­da­li, że oczy ka­mien­ne­go czwo­ro­no­ga pro­mie­nie­ją dziw­nym, fio­le­to­wa­wym bla­skiem, któ­ry no­cą oświe­tla nie­prze­rwa­nie Pa­łac Do­żów i plac Świę­te­go Mar­ka. Jed­nak nikt nie miał dość od­wa­gi, by otwar­cie przy­znać, że po­sąg Skrzy­dla­te­go Lwa jest… ży­wy!

To praw­da, że dwa mie­sią­ce wcze­śniej wie­le osób by­ło świad­kiem nie­zwy­kłe­go wy­da­rze­nia: mar­mu­ro­wy lew, po na­głym znik­nię­ciu pew­ne­go cie­płe­go lip­co­we­go po­ran­ka, po­wró­cił po kil­ku go­dzi­nach, by znów osiąść na za­byt­ko­wej ko­lum­nie. Jed­nak tyl­ko nie­licz­ni uwie­rzy­li, że ten cięż­ki po­sąg mo­że swo­bod­nie la­tać; wszyst­ko to wska­zy­wa­ło ra­czej na ja­kieś ma­gicz­ne oko­licz­no­ści.

Nie­sa­mo­wi­ta hi­sto­ria okrą­ży­ła świat, wy­wo­łu­jąc po­tęż­ne za­mie­sza­nie w mie­ście, a ów­cze­sny bur­mistrz był zmu­szo­ny po­dać się do dy­mi­sji. Na je­go miej­sce mia­no­wa­no w po­śpie­chu jed­ne­go z naj­bar­dziej zna­nych ary­sto­kra­tów we­nec­kich, mar­ki­za LSL. No­wy bur­mistrz, za­żyw­ny i de­spo­tycz­ny pięć­dzie­się­cio­la­tek, o pro­stych, szpa­ko­wa­tych wło­sach, po­cią­głej twa­rzy, oliw­ko­wej ce­rze i zgni­ło­zie­lo­nych oczach, przy­jął sta­no­wi­sko, po­nie­waż – jak gło­si­ła wieść – pe­wien bo­ga­ty we­ne­cja­nin po­da­ro­wał mu w za­mian ko­pal­nię zło­ta.

Mar­kiz, oto­czyw­szy się tu­zi­nem po­dej­rza­nych in­dy­wi­du­ów, za pierw­szy cel wy­zna­czył so­bie uspo­ko­je­nie opi­nii pu­blicz­nej i na­tych­miast wsz­czął do­cho­dze­nie w spra­wie bul­wer­su­ją­ce­go wy­da­rze­nia. Eks­per­ci z ca­łe­go świa­ta nie zdo­ła­li jed­nak ni­cze­go wy­ja­śnić w sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy spo­sób. Tyl­ko pe­wien wy­bit­ny an­giel­ski pro­fe­sor ośmie­lił się po­sta­wić hi­po­te­zę, że Skrzy­dla­te­go Lwa za­ata­ko­wał „wi­rus”, któ­re­go ofia­ra­mi pa­da­ją za­byt­ko­we po­są­gi, ale je­go te­za, choć bar­dzo in­te­re­su­ją­ca, zo­sta­ła na­tych­miast od­rzu­co­na, za­pew­ne aby unik­nąć jesz­cze więk­szej sen­sa­cji. Lo­ris Si­bi­lo Lo­re­dan, po dłu­giej, oży­wio­nej i po­uf­nej na­ra­dzie ze swy­mi naj­bar­dziej wpły­wo­wy­mi i usłuż­ny­mi wy­bor­ca­mi, po­le­cił za­wie­sić na mu­rach mia­sta pla­ka­ty z ob­wiesz­cze­niem, li­cząc, że to po­ło­ży kres wszel­kim dys­ku­sjom. Za­mysł się po­wiódł… choć nie do koń­ca.

Ta­jem­ni­ca Skrzy­dla­te­go Lwa na­dal pod­sy­ca­ła cie­ka­wość we­nec­kich dzie­ci, któ­re do­brze pa­mię­ta­ły lot mar­mu­ro­we­go zwie­rzę­cia i nie prze­sta­wa­ły wie­rzyć w je­go cza­ro­dziej­skie wła­ści­wo­ści. Po kry­jo­mu pusz­cza­ły wo­dze fan­ta­zji. Po kry­jo­mu… po­nie­waż za każ­dym ra­zem, gdy któ­reś za­czy­na­ło o tym mó­wić, na­tych­miast je uci­sza­no. Na­uczy­cie­le też nie chcie­li po­ru­szać tej kwe­stii, zwłasz­cza na po­cząt­ku ro­ku szkol­ne­go, ze wszyst­kich sił sta­ra­jąc się unik­nąć dys­ku­sji w kla­sie na te­mat su­ro­wo za­ka­za­nych dys­cy­plin: ma­gii i al­che­mii!

Cóż, dzie­ciom po­zo­sta­wa­ło tyl­ko jed­no wyj­ście – za­wie­rze­nie dziew­czyn­ce po­sia­da­ją­cej cza­ro­dziej­skie mo­ce, czy­li Ni­nie de No­bi­li z Szó­ste­go Księ­ży­ca, któ­ra wraz z przy­ja­ciół­mi, Do­dem, Ce­skiem, Fio­re i Ro­xy, to­czy­ła wal­kę prze­ciw­ko Złu, w ce­lu oca­le­nia świe­tli­stej pla­ne­ty Xo­rax.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Diaboliczne ocalenie i Srebrna Kostka

12 wrze­śnia o go­dzi­nie 11 Lju­ba, ro­syj­ska nia­nia Ni­ny, zwa­na słod­ko Bezą, wpa­ro­wa­ła do wil­li Espa­sia z wy­pie­ka­mi na twa­rzy. Rzu­ci­ła tor­by z za­ku­pa­mi na zie­mię i od ra­zu za­czę­ła mó­wić:

– Wła­ści­ciel wa­rzyw­nia­ka szep­nął mi na ucho, że na wła­sne oczy wi­dział, jak po­trzą­sa grzy­wą. I ja mu wie­rzę! Wie­rzę mu! To po­waż­ny czło­wiek, nie jest już dziec­kiem i nie miał­by żad­ne­go in­te­re­su, by opo­wia­dać ba­nia­lu­ki.

Ni­na prze­łknę­ła po­śpiesz­nie ka­wa­łek cze­ko­la­dy, któ­rą wła­śnie mia­ła w ustach, za­mknę­ła książ­kę do al­che­mii, ze­sko­czy­ła z fo­te­la i po­pa­trzy­ła z nie­do­wie­rza­niem na ro­syj­ską nia­nię.

– Grzy­wą?

– Tak, tak, grzy­wą. Skrzy­dla­ty Lew jest ży­wy. Wła­ści­ciel wa­rzyw­nia­ka nie kła­mie – mó­wi­ła Lju­ba pod­eks­cy­to­wa­na, zbie­ra­jąc jabł­ka, se­ler i po­mi­do­ry, któ­re wy­le­cia­ły z sia­tek.

– Co też ty mó­wisz, Bezo? – Ni­nę roz­pie­ra­ła cie­ka­wość, ale nie chcia­ła, by nia­nia to za­uwa­ży­ła.

– Oj Ni­nocz­ka, my­ślę, że do­brze wiesz, o czym mó­wię – rzu­ci­ła nia­nia pod­nie­sio­nym gło­sem. – I nie mów mi, że nie masz nic wspól­ne­go z ty­mi cza­ra­mi, dzię­ki któ­rym lew za­czął la­tać. Ni­gdy cię wcze­śniej o to nie py­ta­łam, ale te­raz… cóż, te­raz chcia­ła­bym wie­dzieć, czy to zwie­rzę… to zna­czy… ten po­sąg, czy jest nie­bez­piecz­ny, czy nie.

– Nie wiem. Ale... mo­że le­piej o tym nie roz­ma­wiać… prze­cież bur­mistrz za­ka­zał. Chy­ba nie chcesz wy­lą­do­wać w wię­zie­niu? – spy­ta­ła po­śpiesz­nie dziew­czyn­ka.

Krzep­ka nia­nia sta­nę­ła przed nią, opar­ła rę­ce na bio­drach i po­pa­trzy­ła sro­go:

– Czy chcesz mi po­wie­dzieć, że się zga­dzasz z Si­bi­lem Lo­re­da­nem?

– No nie, skąd. Nie lu­bię bur­mi­strza. Jest ob­mier­z­ły jak gli­sta – od­par­ła na­tych­miast Ni­na.

– No pro­szę, więc coś o nim wiesz! – wy­krzyk­nę­ła Lju­ba i za­cie­ka­wio­na po­chy­li­ła się, pa­trząc w na­pię­ciu na dziew­czyn­kę.

– Tyl­ko ty­le, że to nie jest do­bry czło­wiek i że nie lu­bi ma­gii ani al­che­mii – od­po­wie­dzia­ła Ni­na, ro­biąc krok w tył.

– Ta spra­wa z lwem i cie­bie po­win­na za­nie­po­ko­ić! – od­rze­kła sta­now­czo Lju­ba. – Po­za tym, mo­ja ma­ła, od cza­su do cza­su po­win­naś się mnie po­słu­chać. Na­wet twój dzia­dek, któ­rym za­wsze zaj­mo­wa­łam się z od­da­niem, wy­bit­ny znaw­ca alche­mii, li­czył się z mo­im zda­niem. Uwa­żaj, ten Skrzy­dla­ty Lew jest nie­bez­piecz­ny! Po­dą­żaj swo­ją dro­gą, ale nie patrz tyl­ko w dal, ob­ser­wuj i to, co jest obok. Drob­ne rze­czy, te naj­prost­sze, mo­gą wska­zy­wać to, co jest w świe­cie waż­ne.

Beza ni­gdy nie by­ła bar­dziej za­sad­ni­cza i za­gad­ko­wa. Jej dłu­gi wy­wód wy­warł du­że wra­że­nie na Ni­nie, któ­ra spu­ści­ła wzrok i szep­nę­ła:

– Prze­pra­szam Bezo. Nie chcia­łam cię ura­zić. Ja tyl­ko… o nie­któ­rych spra­wach wo­lę nie mó­wić, bo…

Nia­nia na­tych­miast jej prze­rwa­ła.

– Nie in­te­re­su­ją mnie spra­wy, o któ­rych nie mo­żesz mi po­wie­dzieć. Ale mu­sisz się na­uczyć słu­chać in­nych. No, a te­raz wra­caj do ksią­żek. Ja idę do kuch­ni. To, co mia­łam ci do po­wie­dze­nia, już wiesz.

Lju­ba ode­szła w to­wa­rzy­stwie Ado­na i Pla­to­na. Dog i kot by­li naj­wy­raź­niej głod­ni, ale ich pa­ni my­śla­ła te­raz o re­pry­men­dzie, ja­ką do­sta­ła od nia­ni, i nie mia­ła gło­wy, by się ni­mi za­jąć! Sło­wa Lju­by za­pa­dły jej w ser­ce; fak­tycz­nie, kto jak nie ona, sto­ją­ca na stra­ży wil­li Espa­sia, mo­że zro­zu­mieć ta­jem­ni­czy świat al­che­mii dziad­ka Mi­szy?

Ni­na ży­ła w cią­głym na­pię­ciu, od­kąd jej wro­ga nu­mer je­den po­chło­nę­ło mo­rze. Bo, czy na­praw­dę zgi­nął? Ja­koś nie mo­gła w to do koń­ca uwie­rzyć. Drę­czy­ła ją myśl: „A je­śli zdo­łał się ura­to­wać i te­raz szy­ku­je strasz­li­wą ze­mstę?”

Ca­ły ten szum to­wa­rzy­szą­cy za­gad­ko­wej spra­wie Skrzy­dla­te­go Lwa co­raz bar­dziej ją nie­po­ko­ił, cho­ciaż to wła­śnie dzię­ki niej dzie­ci za­czę­ły snuć do­my­sły i fan­ta­zjo­wać na więk­szą, niż do­tych­czas, ska­lę. A to ozna­cza­ło jed­no – że oca­le­nie Xo­rax, pla­ne­ty świa­tła, już się roz­po­czę­ło!

Ni­na do­sko­na­le zna­ła lo­sy lwa… To prze­cież ona, wraz z przy­ja­cie­lem Do­dem, wy­ra­to­wa­ła go z mor­skiej głę­bi­ny i po­mo­gła wró­cić do We­ne­cji. Nie­po­ko­iła ją jed­nak pew­na spra­wa; na pla­ży zna­leź­li dziw­ny per­ga­min, z pak­tem za­war­tym po wsze cza­sy mię­dzy Skrzy­dla­tym Lwem a Kar­ko­nem. A je­śli stał się on be­stią hra­bie­go, jak za­po­wie­dzia­ła Ete­rea, Wiel­ka Mat­ka Al­che­micz­ka z pla­ne­ty Xo­rax?

Je­że­li tak się sta­ło, był­by to znak, że… Kar­kon na­dal ży­je!

Zły al­che­mik mógł zno­wu za­ata­ko­wać! Mógł ją za­bić, tak jak dziad­ka Mi­szę, któ­ry – chro­niąc Tal­dom Lux, ma­gicz­ne ber­ło Szó­ste­go Księ­ży­ca – zgi­nął od wiąz­ki elek­trycz­nej wy­strze­lo­nej z po­tęż­ne­go mie­cza Kar­ko­na, Pan­de­mo­nu Mor­ta­lis. Na szczę­ście, na pod­ło­dze wil­li Espa­sia po­zo­sta­ło je­dy­nie cia­ło pro­fe­so­ra Mi­szy. On sam, ja­ko świa­tło, „po­szy­bo­wał” na Xo­rax, wy­po­wie­dziaw­szy osta­tecz­ne za­klę­cie. Ni­na nie zna­ła je­go tre­ści, zaś Ete­rea wy­ja­śni­ła jej spo­koj­nie i zde­cy­do­wa­nie, że to ta­jem­ni­ca, któ­rej nie mo­że wy­ja­wić.

Jesz­cze wie­le mia­ła od­kryć i po­znać Dziew­czyn­ka z Szó­ste­go Księ­ży­ca. Te­raz jed­nak wciąż my­śla­ła z nie­po­ko­jem o tym, że jej głów­ny wróg gdzieś ży­je i że jej za­gra­ża.

Wzię­ła ko­mór­kę i za­dzwo­ni­ła do Ce­sca.

– No i jak? Spraw­dzi­li­ście, czy lew się ru­sza?

– Słu­chaj Ni­na, Ro­xy i ja pil­no­wa­li­śmy po­są­gu przez ca­łą noc. Ro­dzi­ce my­ślą, że spa­li­śmy u cie­bie… No więc, nic się nie wy­da­rzy­ło. Lew się nie ru­sza, a oczy nie bły­ska­ją mu fio­le­to­wy­mi pro­mie­nia­mi.

Sły­chać by­ło, że Ce­sco jest zmę­czo­ny i że ma dość wpa­try­wa­nia się go­dzi­na­mi w mar­mu­ro­wy po­sąg.

– No do­brze, ale wszy­scy ga­da­ją! Lju­ba po­wie­dzia­ła, że na­wet wła­ści­ciel wa­rzyw­nia­ka na Giu­dec­ce wi­dział, jak lew po­trzą­sa grzy­wą. A mo­że za­miast stać na stra­ży, za­snę­li­ście i nie wi­dzie­li­ście, co się dzie­je? – na­ci­ska­ła Ni­na.

– Sa­ma mo­głaś tu so­bie po­stać, jak nam nie ufasz! – rzu­cił ze zło­ścią Ce­sco i Ni­na uspo­ko­iła się w jed­nej chwi­li:

– Ojej, daj spo­kój, nie de­ner­wuj się.

Ce­sco prze­ka­zał ko­mór­kę Ro­xy.

– Wca­le nie za­snę­li­śmy! Po­za tym prze­cież wiesz, że to nie­bez­piecz­ne za­da­nie. Jak nas na­kry­ją, tra­fi­my do wię­zie­nia. Pa­da­my już z nóg i sa­ma już nie wiem, co mam mó­wić ma­mie. Nie ma mnie w do­mu przez wie­le go­dzin i bo­ję się, że to w koń­cu wyj­dzie na jaw. Nie ro­zu­miesz?

– Ro­zu­miem. Ale wa­si ro­dzi­ce są wte­dy w pra­cy, praw­da? – py­ta­ła Ni­na.

– No, tak! Naj­czę­ściej ro­dzi­ce Ce­sca i Do­da. W Sa­lo­nie Ma­sek We­nec­kich in­te­res idzie su­per, a te­raz jesz­cze ten nad­cho­dzą­cy kar­na­wał! Do­pie­ro wrze­sień, a już ma­ją za­mó­wie­nia. Ma­ma Ce­sca szy­je ty­siąc ko­stiu­mów dam z XVIII wie­ku, a ro­dzi­ce Do­da ro­bią po­nad trzy ty­sią­ce od­le­wów gip­so­wych i ma­sek z pa­pier­-mâché!

W tym mo­men­cie włą­czył się do roz­mo­wy Ce­sco.

– Ma­ją du­żo ro­bo­ty, ale wiesz, jak to jest, to są ro­dzi­ce! Py­ta­ją, gdzie się włó­czy­my przez ca­ły dzień! Wie­dzą, że nie cho­dzi o na­ukę, bo szko­ła za­czy­na się do­pie­ro za kil­ka dni.

– Ja­sne, ma­cie ra­cję. Zresz­tą póź­niej i tak nie bę­dzie­cie mo­gli opusz­czać lek­cji. Ale prze­cież mu­si­my wie­dzieć, czy Kar­kon na­dal ży­je i czy lew jest nie­bez­piecz­ny. Nie mo­że­my stać z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi, jak trze­ba ra­to­wać Xo­rax – prze­ko­ny­wa­ła ich Ni­na, sta­ra­jąc się ukryć nie­po­kój.

– My bę­dzie­my za­raz wra­cać do do­mu. Cze­ka­my na Do­da i Fio­re, któ­rzy nas zmie­nią. Po dro­dze za­ha­czy­my o pa­łac Ca’ d’Oro, zo­ba­czyć, ja­kie są tam na­stro­je. Po­tem da­my ci znać – za­koń­czył roz­mo­wę Ce­sco.

Ni­na za­pa­dła się w fo­te­l w Sa­li Po­ma­rań­czo­wej, jed­nej z wie­lu w wil­li Espa­sia, i za­czę­ła opra­co­wy­wać plan dzia­ła­nia. Wszyst­ko za­czę­ło się kil­ka mie­się­cy te­mu, kie­dy dzia­dek Mi­sza „opu­ścił” Zie­mię, po­zo­sta­wiw­szy wnucz­ce w spad­ku swój do­ro­bek al­che­micz­ny. Czwór­ka przy­ja­ciół z Giu­dek­ki po­mo­gła Ni­nie od­na­leźć Pierw­szy Ar­kan, czy­li Ata­nor, Wiecz­ny Ogień za­wie­ra­ją­cy Du­szę Moc­ną Wszech­świa­ta, uwię­zio­ny przez Kar­ko­na w jed­nej z je­go dia­bel­skich ma­szyn. Bra­ko­wa­ło wciąż trzech po­zo­sta­łych! A je­że­li hra­bia nie zo­stał po­ko­na­ny, ry­zy­ko po­raż­ki by­ło na­praw­dę du­że. Zbyt du­że.

Ni­na ze­sko­czy­ła na zie­mię i po­bie­gła do Sa­li Do­ży. Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni spodni krysz­ta­ło­wą ku­lę i przy­tknę­ła do otwo­ru w drzwiach la­bo­ra­to­rium dziad­ka Mi­szy. Drzwi się otwo­rzy­ły i dziew­czyn­ka we­szła do środ­ka. Ko­mi­nek jak za­wsze był roz­pa­lo­ny, apa­ra­ty do de­sty­la­cji i am­puł­ki le­ża­ły w ide­al­nym po­rząd­ku, po­dob­nie dro­go­cen­ne ka­mie­nie i pi­ra­mi­da z zę­ba­mi smo­ka. Ni­na po­de­szła do sto­łu, na któ­rym prze­pro­wa­dza­ła eks­pe­ry­men­ty, mu­snę­ła pal­ca­mi Jam­bir, me­da­lion umoż­li­wia­ją­cy po­wrót do prze­szło­ści i po­gro­zi­ła w po­wie­trzu pię­ścią: „Prze­klę­ty Kar­ko­nie, uda­ło ci się ide­al­nie sko­pio­wać mój Jam­bir i te­raz mo­żesz do­trzeć w każ­de miej­sce, do ja­kie­go się udam. Ale za­trzy­mam cię… przy­się­gam, że cię za­trzy­mam!”. Wło­ży­ła rę­kę do kie­sze­ni i ści­snę­ła moc­no Tal­dom Lux, któ­ry Zły Mag chciał jej wy­kraść, by po­znać se­kre­ty Szó­ste­go Księ­ży­ca i zy­skać moc Al­che­mii Świa­tła i Ma­gicz­ne­go Wszech­świa­ta.

– Ni­gdy nie po­zwo­lę, byś go zdo­był, prze­klę­ty hra­bio. Tal­dom na­le­żał do mo­je­go dziad­ka. Dzię­ki te­mu ber­łu moż­na do­stać się na Xo­rax. Tyl­ko my, al­che­mi­cy i do­brzy ma­go­wie, ma­my pra­wo i za­szczyt go uży­wać – szep­ta­ła przez za­ci­śnię­te zę­by.

Uważ­nie ro­zej­rza­ła się po la­bo­ra­to­rium. Naj­wy­raź­niej ni­cze­go tu nie zmie­nia­no, wszyst­ko by­ło pod rę­ką, jak za­wsze. Po­pa­trzy­ła na gwiezd­ną ma­pę, wi­szą­cą na ścia­nie, wska­zu­ją­cą po­ło­że­nie Xo­rax i za­raz przy­po­mnia­ła so­bie prze­pięk­ne kra­jo­bra­zy na Szó­stym Księ­ży­cu oraz wszyst­kie fan­ta­stycz­ne zwie­rzę­ta, któ­re zo­ba­czy­ła pod­czas pierw­szej po­dró­ży.

Xo­rax by­ła tak pięk­na, skła­da­ła się ze świa­tła, z lśnią­cej, ja­snej po­świa­ty, i te­raz ten wspa­nia­ły świat był za­gro­żo­ny. Ma­rze­nia i po­my­sło­wość dzie­ci mo­gły go oca­lić, ale Zło ca­ły czas pró­bo­wa­ło tłu­mić ich fan­ta­zję… Ni­na mu­sia­ła od­na­leźć bra­ku­ją­ce ar­ka­ny, bo tyl­ko dzię­ki nim dzie­cię­ce ma­rze­nia bę­dą mo­gły wró­cić na Zie­mię, a Szó­sty Księ­życ zo­stać ura­to­wa­ny.

Mi­sja Ni­ny z każ­dym dniem sta­wa­ła się co­raz bar­dziej skom­pli­ko­wa­na i nie­bez­piecz­na. Te­le­pa­tycz­nie sły­sza­ła w du­chu głos Ete­rei, któ­ra po­wta­rza­ła: „Pro­fe­sor Mi­sza jest tu­taj, ra­zem z na­mi. Gdy ktoś umie­ra, to nie zna­czy, że prze­sta­je ist­nieć. Myśl po­zo­sta­je, a tyl­ko ona jest na­praw­dę waż­na. My­śleć to stwa­rzać”. Ni­na przy­po­mnia­ła so­bie roz­świe­tlo­ną twarz dziad­ka i za­da­nie, któ­re jej po­wie­rzył: „Uwol­nij dzie­ci od Bez­-My­śle­nia. Uwol­nij je od Zła i nie po­zwól, by Kar­kon z Ca’ d’Oro po­znał ta­jem­ni­ce Szó­ste­go Księ­ży­ca”. Ma­ła al­che­micz­ka do­sko­na­le wie­dzia­ła, że aby te­go do­ko­nać, mu­sia­ła wró­cić do prze­szło­ści i od­zy­skać Myśl Ży­cia.

Pierw­szy krok był już za nią. Do­tar­ła na Wy­spę Wiel­ka­noc­ną, zdo­by­ła Pierw­szy Ar­kan i po­mo­gła ja­skół­kom od­le­cieć, wraz z dzie­cię­cy­mi ma­rze­nia­mi, na Xo­rax. W ten spo­sób zdo­ła­ła za­si­lić Mi­ra­bi­lis Fan­ta­sto, wiel­kie al­che­micz­ne la­bo­ra­to­rium, w któ­rym pra­co­wał jej dzia­dek, pi­sarz Bi­rian Bi­rov oraz licz­ni Xo­ra­xia­nie za­an­ga­żo­wa­ni w utrzy­my­wa­nie przy ży­ciu Szó­ste­go Księ­ży­ca.

Nie by­ło wąt­pli­wo­ści, że spra­wa jest bar­dzo skom­pli­ko­wa­na, ale Ni­na wie­dzia­ła, że nie mo­że się pod­dać, że czwór­ka jej przy­ja­ciół da­je z sie­bie wszyst­ko, ry­zy­ku­jąc ży­cie i ła­miąc sro­gi za­kaz bur­mi­strza, Si­bi­la Lo­re­da­na.

Kil­ka mie­się­cy wcze­śniej, la­tem, na dnie mo­rza, zdo­ła­ła za­dać pierw­szy cios Kar­ko­no­wi i po­mo­gła wró­cić Skrzy­dla­te­mu Lwu na we­nec­ką ko­lum­nę, ale to nie wy­star­czy­ło. Ni­na wie­lo­krot­nie pró­bo­wa­ła się do­wie­dzieć, czy dia­bel­ski mag na­dal ży­je. Wy­py­ty­wa­ła o to Sys­te­ma Ma­gi­cum Uni­ver­si, mó­wią­cą Księ­gę Ma­gicz­ne­go Wszech­świa­ta, któ­rą prze­cho­wy­wa­ła w la­bo­ra­to­rium dziad­ka Mi­szy, ale księ­ga udzie­la­ła je­dy­nie nie­zro­zu­mia­łych od­po­wie­dzi. I cho­ciaż wcze­śniej, gdy Ni­na kła­dła na jej płyn­nej kart­ce pra­wą dłoń z cha­rak­te­ry­stycz­nym, czer­wo­na­wym zna­mie­niem w kształ­cie gwiaz­dy, uzy­ski­wa­ła po­moc, to te­raz Księ­ga Ma­gicz­ne­go Wszech­świa­ta od­po­wia­da­ła je­dy­nie nie­zro­zu­mia­ły­mi ry­mo­wan­ka­mi. No wła­śnie, ry­mo­wan­ka­mi, bo ma­gicz­ne księ­gi od­po­wia­da­ją w ten spo­sób, aby wy­sta­wić ma pró­bę al­che­mi­ków i spraw­dzić, czy bę­dą w sta­nie w krót­kim cza­sie roz­wią­zać ko­lej­ne za­gad­ki.

Dziew­czyn­ka z Szó­ste­go Księ­ży­ca po­now­nie po­de­szła do księ­gi, pod­nio­sła okład­kę przed­sta­wia­ją­cą zło­te­go Gu­gę, ma­gicz­ne­go pta­ka z Xo­rax, po­ło­ży­ła pra­wą dłoń na płyn­nej kart­ce i za­py­ta­ła po raz set­ny:

– Księ­go, czy Kar­kon na­dal ży­je? Pro­szę, od­po­wiedz mi!

Płyn­na kart­ka za­ja­śnia­ła zie­lo­nym świa­tłem i wy­peł­ni­ła się li­te­ra­mi:

Praw­dę, któ­rej szu­kasz tyl­ko ty od­szu­kasz. Ta­jem­ni­ca lwa roz­wią­za­nie ma. Wciąż o to sa­mo nie py­taj mnie; mój umysł te­raz od­po­cząć chce.

Tak więc i tym ra­zem księ­ga nie udzie­li­ła Ni­nie zro­zu­mia­łej od­po­wie­dzi.

– To już dwa mie­sią­ce! Od dwóch mie­się­cy tak mi od­po­wia­dasz… Na wszyst­kie cze­ko­lad­ki świa­ta! Co mam ro­bić? No co? – wy­bu­chła dziew­czyn­ka, tra­cąc cier­pli­wość.

Nie mo­gła się z tym po­go­dzić… i nie po­tra­fi­ła się uspo­ko­ić. Cho­dzi­ła tam i z po­wro­tem po la­bo­ra­to­rium, po­wta­rza­jąc: „Żad­nej po­mo­cy… żad­nej wska­zów­ki…”

Na­gle, jej wzrok przy­kuł pło­mień w ko­min­ku. W ko­cioł­ku, jak za­wsze, go­to­wał się wy­war z sza­fi­ru i zło­ta, sta­no­wią­cy pod­sta­wę al­che­micz­nych elik­si­rów. Ni­na spoj­rza­ła na ma­gicz­ną księ­gę i po­trzą­snę­ła gło­wą. Wtem, ku swe­mu zdzi­wie­niu, za­uwa­ży­ła ka­wa­łek pa­pie­ru, wy­sta­ją­cy spo­mię­dzy kar­tek. „Nie by­ło go wcze­śniej, je­stem te­go pew­na!” – po­my­śla­ła oży­wio­na. Roz­ło­ży­ła go de­li­kat­nie i ści­snę­ło jej się ser­ce, po­nie­waż był to list od dziad­ka.

LIST O NIE­PEW­NO­ŚCI

Mo­ja dje­vocz­ka (Mo­ja dzie­cin­ko)!

Nie moż­na znać i ro­zu­mieć wszyst­kie­go. Tyl­ko po­szu­ki­wa­nia i cie­ka­wość mo­gą nam po­móc w uzy­ska­niu pew­no­ści. Pa­mię­taj, mo­ja ma­ła Ni­nocz­ko, że nie­pew­ność jest cza­sa­mi ko­niecz­na. Tyl­ko wte­dy, gdy do koń­ca nie wie­my, co na­le­ży ro­bić, je­ste­śmy w sta­nie zna­leźć naj­lep­sze roz­wią­za­nie.

Za­raz Ci to le­piej wy­tłu­ma­czę. Nie­pew­ność skła­nia nas do my­śle­nia. A po­tem od­kry­wa­my, że roz­wią­za­nie by­ło pro­ste. By­ło tuż obok, w ser­cu, w gło­wie. Po­śpiech i prze­ko­na­nie o wła­snej ra­cji ni­gdy nie po­pła­ca. Na­le­ży zwłasz­cza do­strze­gać szcze­gó­ły, aby pod­jąć wła­ści­wą de­cy­zję. De­ner­wu­jesz się, bo nie wiesz, czy po­ko­na­łaś Kar­ko­na. Nie je­steś pew­na, czy wy­gra­łaś wal­kę. Je­śli po­my­ślisz i wy­ko­rzy­stasz ca­łą swą wie­dzę, je­śli się do­brze za­sta­no­wisz, to znaj­dziesz wła­ści­wą dro­gę i wszyst­ko zro­zu­miesz. Masz już wo­kół sie­bie wszel­kie po­trzeb­ne ele­men­ty.

Chcę Ci przez to po­wie­dzieć, że z nie­pew­no­ści ro­dzi się dro­ga pro­wa­dzą­ca do pew­no­ści. A wiesz dla­cze­go? Bo wszyst­ko jest tyl­ko kwe­stią wy­bo­ru. Wy­bierz to, co pod­po­wia­da Ci in­tu­icja. Wy­ko­rzy­staj in­te­li­gen­cję i al­che­mię. Prze­ko­nasz się, że spra­wy sta­ną się prost­sze i bar­dziej zro­zu­mia­łe.

Ko­cham Cię,

1004104

dzia­dek Mi­sza

Trzy­ma­jąc list w rę­ku, Ni­na pod­nio­sła wzrok i za­czę­ła się bacz­nie przy­pa­try­wać ma­pie Sys­te­mu Al­chi­mi­dycz­ne­go. Po­my­śla­ła, że dzia­dek jest da­le­ko, a jed­no­cze­śnie bar­dzo bli­sko. Jak za­wsze po­tra­fił prze­ka­zać jej swą mi­łość i po­móc w tym trud­nym za­da­niu.

– Pew­ność… Hm, a więc mu­szę te­raz ob­my­ślić plan dzia­ła­nia, któ­ry po­mo­że mi się do­wie­dzieć, czy Kar­kon na­dal ży­je – wyszepta­ła Ni­na.

Wsu­nę­ła list do kie­sze­ni, chwy­ci­ła klucz w kształ­cie gwiaz­dy, wło­ży­ła go do zam­ka przy wła­zie do tu­ne­lu, pro­wa­dzą­ce­go do se­kret­ne­go przej­ścia, wy­po­wie­dzia­ła pew­nym gło­sem ma­gicz­ne za­klę­cie „Qu­os Bi Los” i po­kry­wa sa­ma się unio­sła. Szyb­ko zbie­gła po scho­dach do tu­ne­lu pod wil­lą Espa­sia, wsia­dła do wa­go­ni­ka, po­cią­gnę­ła dźwi­gnię i w jed­nej chwi­li zna­la­zła się przed drzwia­mi Acqu­eo Pro­fun­dis, la­bo­ra­to­rium pod la­gu­ną, stwo­rzo­ne­go przez dziad­ka Mi­szę. Pro­ce­du­rę wcho­dze­nia zna­ła już na pa­mięć. Wło­ży­ła Pier­ścień Dy­mu w za­głę­bie­nie w ska­le, od­po­wia­da­ją­ce kształ­tem ma­gicz­ne­mu klej­no­to­wi, któ­ry na­le­żał kie­dyś do bab­ci Espa­sii, i wy­po­wie­dzia­ła ta­jem­ną for­mu­łę: „Du­szo pier­ście­nia, otwórz ścież­kę ro­sy nie­bie­skiej. Du­szo pier­ście­nia, wy­puść strza­łę, któ­ra skru­szy ska­łę. Du­szo pier­ście­nia, stwórz har­mo­nię, by wzle­cieć swo­bod­nie”. Z głę­bi tu­ne­lu wy­le­cia­ła strza­ła i wbi­ła się w sam śro­dek ska­ły. Z cza­ro­dziej­skie­go szma­rag­du w pier­ście­niu wy­do­by­ła się smuż­ka dy­mu, spo­wi­ja­jąc ka­mień. Cięż­kie drzwi się otwar­ły.

– Hel­lo, Ni­na! Jak mi­ło cię wi­dzieć! – po­wie­dział Maks 10-p1, wier­ny an­dro­id, stwo­rzo­ny przez dziad­ka, by słu­żył wnucz­ce ja­ko to­wa­rzysz przy­gód oraz stróż la­bo­ra­to­rium.

– Cześć Mak­siu! Jak się czu­je na­sza ku­pa zło­mu?

Ma­ła al­che­micz­ka wska­za­ła nie­ru­cho­me, me­ta­licz­ne cia­ło an­dro­ida, po­dob­ne­go pod każ­dym wzglę­dem do cio­ci Ni­ny. Był to ro­bot, któ­rym Kar­kon za­stą­pił praw­dzi­wą An­do­rę, aby kon­tro­lo­wać dzia­ła­nia dziew­czyn­ki i re­ali­zo­wać swe prze­wrot­ne pla­ny. Te­raz le­żał nie­ru­cho­mo w la­bo­ra­to­rium, ale je­go ży­cio­we prze­wo­dy by­ły na­dal pod­łą­czo­ne do cio­ci z krwi i ko­ści. Nie moż­na więc by­ło go wy­łą­czyć ani się go po­zbyć.

– Świet­nie! Choć mu­szę po­wie­dzieć, że ostat­nio od­bie­ra dziw­ne im­pul­sy z ze­wnątrz – od­parł z prze­ję­ciem Maks.

– Im­pul­sy? – spy­ta­ła za­nie­po­ko­jo­na Ni­na.

– Tak, tak. Elek­tr­rycz­ne im­pul­sy – wy­ja­śnił Maks. – A kie­dy je od­bier­ra, w je­go mó­zgu włą­cza się mi­krro­chip i oba­wiam się, Nin­ko, że wcze­śniej czy póź­niej, ja­kiś uczeń Karr­ko­na od­kr­ry­je, gdzie je­ste­śmy.

Za­sę­pio­na Ni­na spoj­rza­ła na le­żą­cą nie­ru­cho­mo fał­szy­wą ciot­kę An­do­rę.

– Tyl­ko Pan­de­mon Mor­ta­lis, dia­bel­ski miecz Kar­ko­na lub uży­wa­ny przez nie­go kom­pu­ter mo­gą wy­sy­łać im­pul­sy. A to ozna­cza, że on ży­je… Kar­kon na­dal ży­je! Te­raz je­stem te­go pew­na! Dzię­ku­ję dziad­ku! Dzię­ku­ję! – za­wo­ła­ła ma­ła al­che­micz­ka, przy­ci­ska­jąc list do pier­si.

I na­tych­miast zer­k­nę­ła na zna­mię na rę­ku. Gwiaz­da nie po­czer­nia­ła, a więc nie gro­zi­ło jej te­raz żad­ne nie­bez­pie­czeń­stwo. Ni­na pod­bie­gła do Mak­sa, ob­ję­ła go i pod­no­sząc do gó­ry Tal­dom Lux ob­wie­ści­ła:

– Po­now­nie sta­wię czo­ła Kar­ko­no­wi! Te­raz mój Tal­dom ma więk­szą moc, po­nie­waż za­wie­ra Ata­nor, Wiecz­ny Ogień. Po­ko­na­nie ma­ga to tyl­ko kwe­stia cza­su! Je­go dia­bel­skie sztucz­ki na nic się nie zda­dzą!

Prze­ra­żo­ny Maks 10-p1 za­krył oczy rę­ko­ma i po­trzą­snął gło­wą:

– Kar­r­kon ży­je? To str­rasz­ne! Str­rasz­ne! A więc go nie po­ko­na­łaś? Nie za­to­pi­łaś?

– Oj, ko­cha­ny Mak­siu! Chy­ba nie umarł na­praw­dę. Wi­dzia­łam tyl­ko, jak znik­nął w mor­skich od­mę­tach. Ale je­że­li prze­żył, to wszyst­ko za­czy­na na­bie­rać sen­su, wszyst­ko sta­je się ja­sne. Kar­kon chce na­wią­zać kon­takt z fał­szy­wą ciot­ką An­do­rą, by znów nas za­ata­ko­wać i od­na­leźć Acqu­eo Pro­fun­dis. Ro­zu­miesz?

Maks wzdry­gnął się, aż mu za­skrzy­pia­ły ko­la­na, po­tem chwy­cił ogrom­ne ob­cę­gi i za­bie­ra­jąc się do pra­cy, po­wie­dział:

– Tak, tak… sta­nę na gło­wie i zrro­bię wszyst­ko, by Kar­r­kon nie zwy­cię­żył i by two­jej prraw­dzi­wej cio­ci An­do­rze nie grro­zi­ło już żad­ne nie­bez­pie­czeń­stwo.

Ni­na po­gła­ska­ła me­ta­lo­wą twarz Mak­sa i po­ca­ło­wa­ła go w czo­ło.

– Uwa­żaj na fał­szy­wą An­do­rę, a ja przy­go­tu­ję się do no­wej wal­ki z Kar­ko­nem. Nie moż­na prze­rwać mi­sji ra­to­wa­nia Szó­ste­go Księ­ży­ca!

Ni­na wy­szła z Acqu­eo Pro­fun­dis, uśmie­cha­jąc się lek­ko. Spraw­dzi­ła, czy w la­bo­ra­to­rium dziad­ka wszyst­ko jest w po­rząd­ku i skie­ro­wa­ła się do swe­go po­ko­ju. Gdy by­ła już na krę­co­nych scho­dach z gra­na­to­we­go mar­mu­ru, pro­wa­dzą­cych na gó­rę, usły­sza­ła gło­sy przy­ja­ciół, prze­cho­dzą­cych przez mo­stek nie­opo­dal wil­li.

– Ni­na, Ni­na, już je­ste­śmy!

Ro­xy nawoływa­ła jak osza­la­ła i ogrod­nik Car­lo na­tych­miast otwo­rzył furt­kę, by wpu­ścić ich do środ­ka.

– Co tu ro­bi­cie? Nie mie­li­ście iść do do­mu? Coś się sta­ło ze Skrzy­dla­tym Lwem? – wo­ła­ła pod­eks­cy­to­wa­na Ni­na, bie­gnąc im na spo­tka­nie.

– Przede wszyst­kim uspo­kój się i uważ­nie po­słu­chaj – od­parł z po­wa­gą Ce­sco.

Po­tem zdjął oku­la­ry, wy­tarł je w ko­szul­kę i spoj­rzał pro­sto w nie­bie­skie oczy Ni­ny.

– Po­szli­śmy pod pa­łac Kar­ko­na i wi­dzie­li­śmy, jak wcho­dzi­li do środ­ka: Vi­scio­lo, je­go asy­stent, oraz trój­ka ma­łych an­dro­idów – Ire­ne, Ga­sti­lo i Sa­bi­na. Nie­śli ogrom­ne klat­ki z bez­pań­ski­mi ko­ta­mi. Bie­da­ki miau­cza­ły prze­raź­li­wie, a im bar­dziej się sza­mo­ta­ły, tym bar­dziej te wy­pierd­ki Kar­ko­na się cie­szy­ły – opo­wiadał Ce­sco.

– Wła­śnie, cie… cie… szy­ły – po­wtó­rzył Do­do, ma­cha­jąc ner­wo­wo rę­ko­ma.

– Na szczę­ście nie wi­dzie­li nas – do­da­ła za­afe­ro­wa­na Fio­re, osu­wa­jąc się na mięk­kie po­du­chy w Sa­li Po­ma­rań­czo­wej.

– Je­śli Vi­scio­lo, zwa­ny Jed­no­okim, po­moc­nik Kar­ko­na i je­go me­cha­nicz­ne dzie­cia­ki się cie­szy­ły, to zna­czy, że w pa­ła­cu Ca’ d’Oro wszyst­ko idzie ku do­bre­mu. A sko­ro tak, to Kar­kon na pew­no wró­cił… Ży­je! Pew­nie te nie­szczę­sne ko­ty ma­ją mu po­słu­żyć do re­ali­za­cji ja­kie­goś dia­bel­skie­go pla­nu i ich los jest już prze­są­dzo­ny.

Ni­na ob­ję­ła przy­ja­ciół:

– Słu­chaj­cie, nie mo­że­my pod­dać się pa­ni­ce. Mam fan­ta­stycz­ny plan. Maks wła­śnie blo­ku­je elek­trycz­ne złą­cza w fał­szy­wej An­do­rze, więc Kar­kon nie zdo­ła na­mie­rzyć Acqu­eo Pro­fun­dis. Te­raz mu­si­my upew­nić się, czy zły mag na pew­no wró­cił i czy od­zy­skał wszyst­kie ciem­ne mo­ce. Mo­że za­bił już te nie­szczę­sne ko­ty… Mu­si­my się po­śpie­szyć!

– Ja­sne! – od­par­li chó­rem przy­ja­cie­le.

– Ale jak to zro­bić? Jak to zro­bić? – spy­ta­ła rze­czo­wo Ro­xy, pa­trząc po ko­lei na każ­de­go z nich.

– Mu­si­my unie­moż­li­wić pla­ny Kar­ko­na i ob­ser­wo­wać Skrzy­dla­te­go Lwa – za­wy­ro­ko­wa­ła Ni­na bez chwi­li wa­ha­nia.

– A ko­ty? Nie po­my­śla­łaś o nich? – nie wy­trzy­ma­ła Ro­xy.

– Ja­sne, że o nich po­my­śla­łam – od­par­ła Ni­na. – Po­wstrzy­mu­jąc Kar­ko­na oca­li­my ko­ty. I oca­li­my Szó­sty Księ­życ… oca­li­my dzie­cię­ce ma­rze­nia.

– No tak, dzie­cię­ce ma­rze­nia… Faj­nie by by­ło, jak­by wszy­scy nam w tym po­mo­gli. Wte­dy na pew­no po­ko­na­li­by­śmy Kar­ko­na.

Fio­re by­ła cza­sa­mi uwa­ża­na za snob­kę, ale te­raz to wła­śnie ona pod­da­ła nie­zły po­mysł. Mo­że na­le­ża­ło po­ga­dać o wszyst­kim z in­ny­mi dzieć­mi?

Ale Ni­na zmro­zi­ła ją wzro­kiem.

– Chcesz, że­by wszyst­kich za­mknę­li? Dzie­ci nie są w sta­nie sta­wić czo­ła Kar­ko­no­wi i je­go czar­nej ma­gii! My też nie po­tra­fi­my wy­ja­śnić, co się dzie­je. Jesz­cze na to za wcze­śnie… za wcze­śnie. Naj­pierw mu­si­my zna­leźć ar­ka­ny i do­pie­ro wte­dy dzie­ci bę­dą mo­gły swo­bod­nie my­śleć. Fan­ta­zja i po­my­sło­wość znów wy­wo­ła­ją at­mos­fe­rę ra­do­ści, któ­rej te­raz tak bar­dzo bra­ku­je.

Fio­re za­sty­gła w bez­ru­chu, Ro­xy się skrzy­wi­ła, Do­do schy­lił gło­wę, a Ce­sco… Ce­sco chciał coś po­wie­dzieć, ale po­wstrzy­mał go dźwięk dzwon­ka do drzwi.

Kto to mógł być? Mi­nę­ła do­pie­ro czter­na­sta i Ni­na nie spo­dzie­wa­ła się go­ści. Lju­ba otwo­rzy­ła drzwi i za­sko­czo­na uj­rza­ła na pro­gu ubra­ne­go na czar­no męż­czy­znę w oku­la­rach prze­ciw­sło­necz­nych oraz blon­dyn­kę w ślicz­nym, żół­tym ka­pe­lu­si­ku.

To Ve­ra Mi­chaj­łow­na i Gia­co­mo de No­bi­li, ro­dzi­ce Ni­ny, na­ukow­cy z Ferk, Mo­skiew­skie­go Cen­trum Ba­dań nad Ży­ciem Po­za­ziem­skim, po­ja­wi­li się bez uprze­dze­nia w We­ne­cji.

– Ma­ma, ta­ta! – krzyk­nę­ła Ni­na, nie wie­rząc wła­snym oczom.

Ve­ra i Gia­co­mo uści­snę­li z ca­łych sił cór­kę, a wzru­szo­na Lju­ba roz­pła­ka­ła się ser­decz­nie. Ro­dzi­ce i cór­ka mie­li so­bie ty­le do opo­wie­dze­nia. Ileż to ra­zy, po śmier­ci dziad­ka Mi­szy, Ni­na ma­rzy­ła o tym, by zna­leźć się w ich ob­ję­ciach!

Czwór­ka przy­ja­ciół przed­sta­wi­ła się, a Ce­sco, z ty­po­wą dla sie­bie śmia­ło­ścią, oświad­czył:

– No, to i my idzie­my do na­szych ro­dzi­ców. Na pew­no już skoń­czy­li le­pić ma­ski i szyć ko­stiu­my.

– Ma­ski? Ko­stiu­my? – za­py­ta­ła Ve­ra, zdej­mu­jąc ka­pe­lu­sik.

– Tak, ma­muś. Ro­dzi­ce Do­da i Ce­sca ma­ją pra­cow­nię, w któ­rej szy­ją prze­pięk­ne stro­je na we­nec­ki kar­na­wał. Na­zy­wa się Sa­lon Ma­sek We­nec­kich i znaj­du­je się nie­da­le­ko mo­stu Ac­ca­de­mia – pośpie­szy­ła z wy­ja­śnie­niem Ni­na.

– Gra­tu­lu­ję! – wy­krzyk­nął Gia­co­mo – to fa­scy­nu­ją­ca pra­ca.

Adon, ma­cha­jąc ogo­nem, od­pro­wa­dził do wyj­ścia przy­ja­ciół Ni­ny, któ­ra w koń­cu zo­sta­ła sa­ma z ma­mą i ta­tą. Na­resz­cie ra­zem. Ni­na chcia­łaby za­trzy­mać ten mo­ment w pa­mię­ci, aby – w chwi­lach osa­mot­nie­nia i stra­chu – przy­po­mi­nać so­bie pe­łen mi­ło­ści wzrok ro­dzi­ców.

Usie­dli na ka­na­pie w Sa­li Po­ma­rań­czo­wej, pod ogrom­nym por­tre­tem bab­ci Espa­sii, ma­my Ve­ry i za­czę­li roz­ma­wiać. Po trzech go­dzi­nach na­dal tam sie­dzie­li, a Lju­ba, na­le­wa­jąc her­ba­tę, po­now­nie opo­wia­da­ła o śmier­ci pro­fe­so­ra Mi­szy. Nie mo­gąc po­wstrzy­mać łez, wy­ję­ła te­sta­ment.

– Za­wał… je­go ser­ce nie wy­trzy­ma­ło – szlo­cha­ła.

Ro­dzi­ce Ni­ny oczy­wi­ście nie zna­li ca­łej praw­dy. Nie mo­gli na­wet przy­pusz­czać, że dzia­dek Mi­sza ży­je te­raz w in­nym świe­cie, na Szó­stym Księ­ży­cu. Ni­na spu­ści­ła wzrok, bo cho­ciaż bar­dzo chcia­ła opo­wie­dzieć wszyst­ko ma­mie i ta­cie, by nie cier­pie­li, to zda­wa­ła so­bie spra­wę, że nie zro­zu­mie­ją. Nie mo­gli te­go zro­zu­mieć… A przede wszyst­kim nie mo­gli o tym wie­dzieć…

Ve­ra ob­ję­ła moc­no cór­kę i szep­nę­ła:

– Ja nie zo­sta­łam al­che­mi­kiem. Nie by­łam wy­brań­cem. To ty odzie­dzi­czy­łaś wszyst­ko po mo­im ta­cie. Je­stem z cie­bie dum­na. Tyl­ko pro­szę, uni­kaj nie­bez­pie­czeństw. Nie chcę się o cie­bie mar­twić.

Gia­co­mo wziął Ni­nę za rę­kę i pa­trząc na plam­kę w kształ­cie gwiaz­dy, po­wie­dział:

– No tak, odzie­dzi­czy­łaś wszyst­ko po dziad­ku. Rów­nież i zna­mię.

A po­tem z po­wa­gą po­pro­sił:

– Spójrz mi w oczy i po­wiedz, co to za hi­sto­ria ze Skrzy­dla­tym Lwem? Lu­dzie mó­wią, że po­sąg wzle­ciał w po­wie­trze i że jest ży­wy. Od ra­zu po przy­jeź­dzie do We­ne­cji zo­ba­czy­li­śmy z ma­mą ob­wiesz­cze­nie bur­mi­strza. Wiesz coś na ten te­mat?

Dziew­czyn­ka z Szó­ste­go Księ­ży­ca zro­bi­ła się czer­wo­na jak bu­rak. Nie chcia­ła okła­my­wać ta­ty… jak­że mia­ła­by go oszu­ki­wać… Gia­co­mo i Ve­ra wy­mie­ni­li po­śpiesz­nie spoj­rze­nia, pod­czas gdy Ni­na wstrzy­my­wa­ła od­dech ze stra­chu, że wszyst­ko się wy­da. Jesz­cze chwil­ka… i ro­dzi­ce uśmiech­nę­li się. Ni­na ode­tchnę­ła z ulgą i opar­ła czo­ło o szy­bę ogrom­ne­go, go­tyc­kie­go okna. Tym ra­zem jej się uda­ło!

Gia­co­mo za­pa­lił cy­ga­ro i zmie­nił te­mat.

– Jak wiesz, ra­zem z ma­mą pro­wa­dzi­my ba­da­nia nad waż­nym pro­jek­tem.

Ve­ra po­gła­ska­ła cór­kę po bu­zi i do­da­ła:

– W Ferk, gdzie pra­cu­je­my od wie­lu lat, da­li nam nie­wie­le cza­su, że­by cię od­wie­dzić. Ma­my tyl­ko dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny, a po­tem mu­si­my wra­cać do Mo­skwy i przez trzy mie­sią­ce bę­dzie­my cięż­ko pra­co­wać. Zo­ba­czy­my się do­pie­ro na Bo­że Na­ro­dze­nie.

– To nie przy­je­dzie­cie na mo­je uro­dzi­ny? – za­py­ta­ła zroz­pa­czo­na Ni­na.

– Nie, ma­leń­ka – od­parł Gia­co­mo. – 26 paź­dzier­ni­ka nie bę­dzie nas w We­ne­cji. Na­pi­sze­my do cie­bie i za­dzwo­ni­my. Na­wet so­bie nie wy­obra­żasz, jak bar­dzo chcie­li­by­śmy być ra­zem z to­bą w tym dniu, ale to te­raz nie­moż­li­we. Wiesz, że ko­cha­my cię naj­bar­dziej na świe­cie.

– Wiem, ta­to, wiem. Bar­dzo za wa­mi tę­sk­nię. Lju­ba się wszyst­kim zaj­mu­je… ale są ta­kie chwi­le, kie­dy chcia­ła­bym, aby­ście by­li bli­sko mnie.

Mia­ła łzy w oczach i ma­ma ob­ję­ła ją z ca­łych sił.

– Wie­le dzie­ci mo­gło­by mi po­zaz­dro­ścić. Mo­ja ma­ma i ta­ta zaj­mu­ją się ko­smi­ta­mi! – wy­szep­ta­ła dziew­czyn­ka, zno­wu się uśmie­cha­jąc.

Na­resz­cie wszy­scy uśmiech­nę­li się, na­wet za­pła­ka­na Beza.

– No do­brze, zro­bi­ło się póź­no, idę do kuch­ni – stwier­dzi­ła nia­nia, pod­no­sząc się ocię­ża­le z ka­na­py.

Gdy tyl­ko Lju­ba wy­szła z po­ko­ju, Ve­ra wy­ję­ła z to­reb­ki nie­bie­skie pu­de­łecz­ko.

– Pro­szę, to dla cie­bie, na je­de­na­ste uro­dzi­ny. Kie­dyś dał mi to dzia­dek. To bar­dzo ład­ny dro­biazg.

Ni­na uca­ło­wa­ła ma­mę, wzię­ła pu­de­łecz­ko, de­li­kat­nie je otwo­rzy­ła i…

– Ja­ka ślicz­na! – wy­krzyk­nę­ła za­sko­czo­na.

By­ła to ma­ła kost­ka, cała ze srebra.

Dziew­czyn­ka ob­ró­ci­ła ją mię­dzy pal­ca­mi i za­py­ta­ła:

– Czy to ta­li­zman?

– Chy­ba tak – od­po­wie­dzia­ła ma­ma. – Jak ją pod­rzu­cisz do gó­ry, za­cznie wy­da­wać dźwię­ki. Za­gra czte­ry pierw­sze nu­ty: do, re, mi, fa. My­ślę, że to dziad­ko­wy wy­na­la­zek.

Ni­na nie cze­ka­ła na­wet chwi­li. Pod­rzu­ci­ła kost­kę do gó­ry i na­tych­miast roz­brzmia­ła me­lo­dia. Gdy tyl­ko chwy­ci­ła sze­ścia­nik z po­wro­tem w dło­nie, mu­zy­ka za­mil­kła.

– Dziw­na ta kost­ka, bar­dzo dziw­na – po­wie­dzia­ła, cho­wa­jąc ją do kie­sze­ni. – Dzię­ku­ję, ma­mo. Bę­dę ją mia­ła za­wsze przy so­bie.

Po­po­łu­dnie mi­nę­ło w mgnie­niu oka. Lju­ba przy­go­to­wa­ła wy­śmie­ni­tą ko­la­cję i po­da­ła ją w pięk­nej, wy­kwint­nej Sa­li Ró­ża­ne­go Za­kąt­ka. Na sto­le po­ło­ży­ła sta­re, srebr­ne sztuć­ce z za­sta­wy księż­nicz­ki De Ri­ghej­ra, uro­dzi­wej bab­ci Espa­sii, oraz ta­le­rze z ro­syj­skiej por­ce­la­ny i czer­wo­no­-zło­te kie­lisz­ki z we­nec­kie­go szkła. Wszyst­ko by­ło jak w baj­ce. Wresz­cie, po dłu­giej roz­łą­ce, ro­dzi­na znów się po­łą­czy­ła. Ni­na nie po­sia­da­ła się z ra­do­ści. Roz­ma­wia­li o dziad­ku i je­go nie­sa­mo­wi­tym ży­ciu, o cięż­kiej pra­cy w Mo­skwie i o zmia­nie, ja­ka za­szła w cio­ci An­do­rze.

– Dzwo­ni­łam nie­daw­no do Car­men, któ­ra po­wie­dzia­ła mi, że u nich wszyst­ko w po­rząd­ku – prze­ka­za­ła Ve­ra. – Po­tem roz­ma­wia­łam z An­do­rą. Mia­ła spo­koj­ny głos. Cie­szę się, że sio­stry mo­jej ma­my w koń­cu ży­ją w zgo­dzie.

– Fakt – po­wie­dzia­ła Ni­na – to był naj­wyż­szy czas. An­do­ra bar­dzo dłu­go by­ła na­praw­dę nie­do­bra. Na­wet cio­cia Car­men tra­ci­ła cier­pli­wość. Ale te­raz wszyst­ko wró­ci­ło do nor­my. W Ma­dry­cie na­resz­cie za­pa­no­wał spo­kój.

Dziew­czyn­ka z Szó­ste­go Księ­ży­ca spoj­rza­ła na Lju­bę, któ­ra spu­ści­ła wzrok i ru­szy­ła do kuch­ni z brud­ny­mi ta­le­rza­mi. Ko­cha­na Beza, do­brze zna­ła hi­sto­rię złe­go an­dro­ida i praw­dzi­wej cio­ci, któ­ra zo­sta­ła uwię­zio­na w To­le­do. Do­sko­na­le pa­mię­ta­ła ro­bo­ta le­żą­ce­go na zie­mi w ho­lu wi­lli. Ale nie mo­gła o tym po­wie­dzieć Ve­rze i Gia­co­mo. Obie­ca­ła Ni­nie, że do­cho­wa ta­jem­ni­cy.

Ko­la­cję zwień­czy­ło cia­sto cze­ko­la­do­we i sok po­rzecz­ko­wy. Ni­na sie­dzia­ła wtu­lo­na w ta­tę, Pla­ton cho­dził po po­ko­ju, ocie­ra­jąc się o no­gi Ve­ry, a Adon le­żał na du­żym per­skim dy­wa­nie i zie­wał, uka­zu­jąc wszyst­kim ostre kły.

Dziew­czyn­ka z Szó­ste­go Księ­ży­ca, roz­ma­wia­jąc z ta­tą, wkła­da­ła co chwi­la rę­kę do kie­sze­ni i do­ty­ka­ła Srebr­nej Kost­ki. Z przy­jem­no­ścią ob­ra­ca­ła dziw­ny przed­miot mię­dzy pal­ca­mi.

„Już go gdzieś wi­dzia­łam” – po­wta­rza­ła w my­ślach. To prze­świad­cze­nie nie da­wa­ło jej spo­ko­ju przez ca­łą ko­la­cję i kie­dy pa­ła­szo­wa­ła ostat­ni ka­wa­łek cia­sta, ocza­mi wy­obraź­ni uj­rza­ła kost­kę po­dob­ną do tej, któ­rą do­sta­ła, ty­le że wy­ko­na­ną ze zło­ta.

Jesz­cze w sy­pial­ni, do któ­rej się uda­ła na za­słu­żo­ny od­po­czy­nek, le­żąc w świe­żo wy­pra­nej po­ście­li z tur­ku­so­we­go je­dwa­biu, nie prze­sta­wa­ła my­śleć o dziw­nym sze­ścien­nym, dro­bia­zgu. Na­gle pod­sko­czy­ła na łóż­ku i wy­krzyk­nę­ła w ciem­no­ściach:

– To tam! W Po­ko­ju Lu­ster! Wśród klej­no­tów bab­ci Espa­sii!

Na­resz­cie! Na­resz­cie so­bie przy­po­mnia­ła!

Na­stęp­ne­go dnia ro­dzi­na uda­ła się na cmen­tarz. Ve­ra po­ło­ży­ła na gro­bie Mi­szy bu­kiet róż i sta­ła, po­grą­żo­na w mil­cze­niu, przez kil­ka mi­nut. Ni­nie by­ło smut­no, choć wie­dzia­ła, że dzia­dek tak na­praw­dę nie umarł. Za­nim po­szli, po­ca­ło­wa­ła je­go zdję­cie.

Kie­dy się pro­sto­wa­ła, fo­to­gra­fia drgnę­ła!

Przez krót­ką chwi­lę, za­miast uko­cha­nej twa­rzy dziad­ka, za­ma­ja­czy­ło po­nu­re ob­li­cze Kar­ko­na, któ­ry uśmie­chał się szy­der­czo.

– Aaaaaaa… on ży­je. Jest tu­taj! – krzyk­nę­ła dziew­czyn­ka.

Ve­ra i Gia­co­mo od­wró­ci­li się w jed­nej chwi­li.

– Co? Kto ży­je? Co ty mó­wisz?

– Nic, nic, prze­pra­szam… coś mi się po­mie­sza­ło. Chodź­my do do­mu – od­po­wie­dzia­ła Ni­na, za­kry­wa­jąc oczy.

– Na pew­no do­brze się czu­jesz? – za­py­tał Gia­co­mo.

– Tak, ta­to. Tak. Wszyst­ko w po­rząd­ku.

Ve­ra przy­tu­li­ła Ni­nę do sie­bie.

– Jest tyl­ko tro­chę prze­ję­ta.

Na szczę­ście ro­dzi­ce ni­cze­go nie za­uwa­ży­li. Dziew­czyn­ka sta­ra­ła się od­zy­skać spo­kój i za­cho­wy­wać nor­mal­nie. Ale wi­zja Kar­ko­na na do­bre ją prze­ra­zi­ła.

Po po­wro­cie do wi­lli Espa­sia ma­ma po­sta­no­wi­ła le­piej po­znać czwór­kę przy­ja­ciół i po kil­ku mi­nu­tach Ce­sco, Do­do, Fio­re oraz Ro­xy sta­wi­li się na pod­wie­czo­rek. Za­cho­wy­wa­li się jak na­le­ży i Ni­na by­ła z nich dum­na, choć nie mo­gła się już do­cze­kać, by im opo­wie­dzieć o tym, co zo­ba­czy­ła na cmen­ta­rzu. Ale to nie był od­po­wied­ni mo­ment.

Ve­ra i Gia­co­mo, nie kry­jąc za­do­wo­le­nia, zwró­ci­li się do czwór­ki przy­ja­ciół:

– Bar­dzo się cie­szy­my, że na­sza cór­ka ma przy­ja­ciół, z któ­ry­mi mo­że się ba­wić.

Ce­sco spoj­rzał im pro­sto w oczy i oświad­czył z po­wa­gą:

– Pro­szę się nie mar­twić. Jest w do­brych rę­kach.

Ni­na spio­ru­no­wa­ła go wzro­kiem, ale wszy­scy wy­bu­chnęli grom­kim śmie­chem.

Wie­czo­rem na­stał mo­ment po­że­gna­nia. O go­dzi­nie siód­mej Ve­ra i Gia­co­mo by­li go­to­wi do wy­jaz­du. Ma­ma, sto­jąc przed bra­mą, po raz ko­lej­ny ob­ję­ła Ni­nę.

– Za­raz do cie­bie na­pi­sze­my. Pa­mię­taj, że je­steś za­wsze z na­mi, w na­szych my­ślach. A gdy tyl­ko bę­dzie­my mieć jakąś wol­ną chwi­lę …

Ni­na uśmiech­nę­ła się szel­mow­sko i po­wie­dzia­ła:

– Czas słu­ży, ale nie ist­nie­je.

Gia­co­mo spoj­rzał na nią za­sko­czo­ny.

– Nie ist­nie­je? Hm… jak to nie ist­nie­je? Gdzie to wy­czy­ta­łaś?

– Du­żo się uczę, ta­to. Po­za tym dzia­dek zo­sta­wił mi bar­dzo cie­ka­we książ­ki…

– By­stra dziew­czyn­ka! Ucz się pil­nie – przy­ka­za­ła ma­ma. – I za­dzwoń do pro­fe­so­ra José. Mo­że bę­dzie mógł przy­je­chać na ja­kiś czas i ci po­móc. Wiesz, że w tym ro­ku cze­ka cię spo­ro na­uki. To już nie jest pod­sta­wów­ka. Pierw­sza kla­sa gim­na­zjum to nie prze­lew­ki.

– Pew­nie, że wiem. Nie­dłu­go skoń­czę je­de­na­ście lat. Nie je­stem już dziec­kiem! – od­par­ła jed­nym tchem Ni­na, ro­biąc spryt­ną min­kę.

– Bądź grzecz­na i ucz się nie tyl­ko al­che­mii. W ży­ciu li­czą się też in­ne rze­czy – prze­strzegł ją po­waż­nym gło­sem Gia­co­mo.

– Wiem, wiem. A te­raz idź­cie już, bo się spóź­ni­cie na sa­mo­lot do Mo­skwy – i mó­wiąc to po­ma­cha­ła ma­mie Srebr­ną Kost­ką. – Bę­dę ją za­wsze mieć przy so­bie – wy­szep­ta­ła, ca­łu­jąc przed­miot, a po­tem za­mknę­ła bra­mę.

Lju­ba pa­trzy­ła za od­da­la­ją­cą się pa­rą, ocie­ra­jąc łzy ogrom­ną, bia­łą chust­ką. Pla­ton z Ado­nem po­ło­ży­li się w ką­cie i ani drgnę­li. Dziew­czyn­ka sta­ła bez ru­chu. Z jed­nej stro­ny by­ła zroz­pa­czo­na, że ro­dzi­ce wy­jeż­dża­ją, ale z dru­giej nie mo­gła się już do­cze­kać, by kon­ty­nu­ować mi­sję.

Wy­tar­ła oczy mo­kre od łez i głę­bo­ko wes­tchnę­ła, my­śląc o wszyst­kich cze­ka­ją­cych ją za­da­niach... Kar­kon dał pierw­szy sy­gnał, że po­wró­cił!

Wi­zja złe­go ma­ga by­ła na­praw­dę strasz­na. Ni­na opo­wie­dzia­ła czwór­ce przy­ja­ciół o tym, co ją spo­tka­ło na cmen­ta­rzu i w jed­nej chwi­li, w willi Espa­sia za­pa­no­wa­ła ci­sza jak ma­kiem za­siał. W koń­cu jednak Ce­sco od­chrząk­nął i rzu­cił pro­po­zy­cję:

– Chodź­my pod­pa­trzeć, co kom­bi­nu­je Jed­no­oki. Na pew­no cze­goś się do­wie­my.

– Ko­ty! Mu­si­my je wy­nieść z te­go pa­ła­cu śmier­ci – po­wie­dzia­ła Ro­xy, wbi­ja­jąc wzrok w pod­ło­gę.

– Idź­cie. I pa­mię­taj­cie, by nikt nie zo­ba­czył, że kon­tro­lu­je­cie lwa – prze­strze­gła Ni­na. – Ja zo­sta­nę, bo mam tu pew­ną spra­wę do za­ła­twie­nia.

– Ja­ką spra­wę? – za­py­ta­li za­cie­ka­wie­ni.

– Opo­wiem wam ju­tro – ostu­dzi­ła ich Ni­na, mu­ska­jąc pal­ca­mi Srebr­ną Kost­kę, któ­rą mia­ła w kie­sze­ni.

– Ale jak to? Nie idziesz z na­mi? – py­ta­li z nie­do­wie­rza­niem.

– Nie, tym ra­zem nie mo­gę. Ju­tro wam wszyst­ko wy­ja­śnię. No, idź­cie już, ro­bi się póź­no.

Ni­na za­mknę­ła drzwi. Czwór­ka przy­ja­ciół po­pa­trzy­ła po so­bie zdu­mio­na; nie by­li w sta­nie po­jąć, co kry­je się za dziw­nym za­cho­wa­niem ko­le­żan­ki. Cza­sa­mi ma­ła al­che­micz­ka uwal­nia­ła się od ich to­wa­rzy­stwa w ma­ło sym­pa­tycz­ny spo­sób!

Tym­cza­sem Ni­na po­bie­gła do Po­ko­ju Lu­ster, by po­szu­kać dru­giej kost­ki. Czu­ła, że mu­si to zro­bić.

Gdy tyl­ko wło­ży­ła klucz w kształ­cie pół­księ­ży­ca do dziur­ki, ogar­nę­ła ją dziw­na i mrocz­na au­ra. Nie­bez­pie­czeń­stwo. Ale by­ło za póź­no, by się wy­co­fać.

Pół­księ­życ za­ja­śniał i lu­stra roz­bły­sły, od­bi­ja­jąc świa­tło. Ni­na po­tar­ła ta­flę zwier­cia­deł, któ­re za­czę­ły roz­su­wać się na pra­wo i le­wo, uka­zu­jąc wnę­trze szaf.

– A oto i klej­no­ty księż­nicz­ki Espa­sii – szep­nę­ła.

Szpe­ra­jąc wśród na­szyj­ni­ków i bran­so­let, tam gdzie zna­la­zła swe­go cza­su szka­tuł­kę z Pier­ście­niem Dy­mu, do­strze­gła Zło­tą Kost­kę.

– No pro­szę! Wie­dzia­łam, że tu je­steś!

Ni­na chwy­ci­ła ją i pod­rzu­ci­ła do gó­ry. Na­tych­miast roz­brzmia­ły Sol, La, Si. Trzy bra­ku­ją­ce dźwię­ki.

A za­tem obie kost­ki wy­gry­wa­ły sie­dem nut.

Gdy tyl­ko Zło­ta Kost­ka wy­lą­do­wa­ła z po­wro­tem w rę­ku dziew­czyn­ki, Ni­na za­uwa­ży­ła, że gwiaz­da na dło­ni za­czy­na gwał­tow­nie ciem­nieć. Znak nie­bez­pie­czeń­stwa!

– Kar­kon! – krzyk­nę­ła, czu­jąc, że zły mag czai się w po­bli­żu.

Tak wła­śnie by­ło. Hra­bia był gdzieś obok. Po­wró­cił. Jak pod­czas pierw­sze­go spo­tka­nia, kie­dy przed­sta­wił się w lu­strza­nym od­bi­ciu!

Ni­na wsu­nę­ła kost­kę do kie­sze­ni, wy­ję­ła Tal­dom Lux i sta­nę­ła go­to­wa do wal­ki.

W jed­nej chwi­li wszyst­kie lu­stra za­ja­śnia­ły żół­to­-czer­wo­nym bla­skiem. Wśród wy­so­kich pło­mie­ni po­ja­wi­ło się strasz­li­we ob­li­cze ma­ga. Oczy miał za­ci­śnię­te w szpar­ki i za­no­sił się grom­kim śmie­chem.

– Ucha­cha­cha­cha! Głu­pia, ma­ła cza­row­ni­co! My­śla­łaś, że się mnie po­zby­łaś? Na­iw­na! Jak mo­głaś są­dzić, że po­ko­na­łaś dia­bła? Przy­go­tuj się, bo na­de­szła two­ja go­dzi­na.

Kar­kon spra­wiał wra­że­nie jesz­cze sil­niej­sze­go i bar­dziej zde­ter­mi­no­wa­ne­go niż kie­dy­kol­wiek. Mo­rze go nie po­chło­nę­ło. Cu­dem się ura­to­wał.

Na­gle je­go ob­raz znik­nął z lu­strza­nej ta­fli. Pół­księ­życ zgasł i Ni­nę oto­czy­ły ciem­no­ści.

Po chwi­li, tuż przed nią, buch­nął pło­mień się­ga­ją­cy su­fi­tu. W ję­zy­kach ognia stał on, hra­bia!

– Two­je oca­le­nie to sztucz­ka dia­bel­ska! Tak, nie za­to­ną­łeś, ale ja się cie­bie nie bo­ję! – krzy­cza­ła Ni­na ze wszyst­kich sił.

Kła­ma­ła w ży­we oczy i obo­je do­sko­na­le o tym wie­dzie­li.

Kar­kon wzniósł Pan­de­mon Mor­ta­lis i jed­nym su­sem zna­lazł się tuż przy dziew­czyn­ce. Ni­na ob­ję­ła moc­niej gał­kę Tal­do­mu Lux w kształ­cie gło­wy Gu­gi i przy­ci­snę­ła trzy ra­zy oczy ma­gicz­ne­go pta­ka, wy­ko­na­ne z go­azy­lu, ró­żo­we­go ka­mie­nia wy­stę­pu­ją­ce­go tyl­ko na Szó­stym Księ­ży­cu. Wy­strze­li­ła z nich wiąz­ka świa­tła i mu­snę­ła fio­le­to­wą pe­le­ry­nę Kar­ko­na. Mag od­wró­cił się w jed­nej chwi­li, otwo­rzył usta i splu­nął na drew­nia­ną pod­ło­gę. Nie­zwy­kle tru­ją­cy kwas był tak moc­ny, że wy­pa­lił dziu­rę. Ni­na wy­pu­ści­ła z dło­ni Tal­dom, a czar­no­księż­nik zręcz­nie go po­chwy­cił. Ni­na po­czu­ła, że tra­ci grunt pod no­ga­mi. Gwiaz­da sta­ła się czar­na jak smo­ła. Prze­ra­żo­nej dziew­czyn­ce ser­ce wa­li­ło mło­tem.

– Te­raz Tal­dom na­le­ży do mnie! Je­stem Ma­gi­ster Ma­gi­cum i zo­sta­nę pa­nem wszech­świa­ta – wy­krzyk­nął hra­bia, pew­ny wy­gra­nej.

Ale Ni­na nie stra­ci­ła zim­nej krwi. Przy­kuc­nę­ła, zła­pa­ła Kar­ko­na za ma­syw­ne sto­py i po­cią­gnę­ła mocno. Mag za­chwiał się i skło­nił ku zie­mi, a wte­dy dziew­czyn­ka wy­cią­gnę­ła rę­kę i wy­rwa­ła mu Tal­dom Lux. Po­tem ob­ró­ci­ła się trzy ra­zy i za­czę­ła strze­lać ogni­stym świa­tłem w złe­go ma­ga.

– A masz! I jesz­cze raz! Do­brze ci tak! Giń, prze­klę­ty ma­gu! – Krzyk Ni­ny był pe­łen gnie­wu.

Pro­mień Tal­do­mu tra­fił w Pan­de­mon Mor­ta­lis. Kar­kon za­krył twarz po­łą pe­le­ry­ny, wy­pro­sto­wał się i wzniósł w po­wie­trze, ni­czym ogrom­ny, fio­le­to­wy nie­to­perz. Krą­żąc nad gło­wą Ni­ny, wo­łał:

– Na­praw­dę są­dzisz, że uda ci się mnie po­ko­nać, bo wy­kra­dłaś mi no­tat­ki z Po­ko­ju Uro­ków? Ucha­cha­cha! Bar­dzo się my­lisz! To wy­zwa­nie cię prze­ra­sta! Nie zro­zu­mia­łaś i ni­gdy nie zro­zu­miesz mo­ich al­che­micz­nych for­muł i czar­nej ma­gii. Zo­bacz­my… zo­bacz­my, czy dasz ra­dę mnie po­ko­nać!

– Dam ra­dę! Jesz­cze się prze­ko­nasz! Je­stem wnucz­ką pro­fe­so­ra Mi­cha­iła Me­szyń­skie­go. Je­stem al­che­micz­ką! – od­po­wie­dzia­ła twar­do, nie spusz­cza­jąc oczu z krą­żą­ce­go ma­ga i trzy­ma­jąc moc­no w rę­kach Tal­dom.

– Do­brze, do­brze… ale masz tu­pet, dzie­ci­no. Pa­mię­taj, że mam ta­ki sam Jam­bir, jak twój. I mo­gę cię do­paść, gdzie­kol­wiek się udasz i prze­szko­dzić ci w zna­le­zie­niu po­zo­sta­łych ar­ka­nów. Choć nie mam już Ata­no­ra, mo­ja ma­gia jest tak po­tęż­na, że za­stą­pi­łem go czymś in­nym. Ucha­cha­cha! Ucha­cha­cha! Mam sto, ty­siąc Wiecz­nych Ogni. Mam sto, ty­siąc nie­zna­nych ci mo­cy! – za­chryp­nię­ty głos Kar­ko­na sta­wał się co­raz bar­dziej prze­ra­ża­ją­cy.

– Nie wie­rzę ci. Ata­nor na­le­ży te­raz do mnie! Wiecz­ny Ogień jest w Tal­do­mie! Pierw­szy Ar­kan już po­ma­ga Szó­ste­mu Księ­ży­co­wi, dzie­ci za­czę­ły zno­wu my­śleć i ma­rzyć. Do­brze o tym wiesz. Nie wie­rzę, że masz te­raz ja­ką­kol­wiek po­tęż­ną broń. Oca­lę Xo­rax, a ty zgi­niesz. Od­naj­dę po­zo­sta­łe trzy ar­ka­ny, a two­ja ma­gia mnie nie po­wstrzy­ma! – od­krzyk­nę­ła Ni­na, wy­ma­chu­jąc Tal­do­mem, aby ugo­dzić na­past­ni­ka.

– Wiem, że wię­zisz mo­ją an­dro­id­kę, klo­na two­jej ciot­ki An­do­ry. Zrób so­bie z nią, co chcesz. Nie jest mi już do ni­cze­go po­trzeb­na – głos Kar­ko­na prze­szedł w pisk i Ni­na zro­zu­mia­ła, że hra­bia zmy­śla.

Klon go in­te­re­so­wał, i to jak!

Ni­na nie ro­zu­mia­ła tyl­ko, dla­cze­go Kar­kon nie pró­bu­je jej ugo­dzić. Jed­na wiąz­ka je­go pło­mie­ni i zo­sta­ła­by z niej kup­ka po­pio­łu. Znaj­do­wa­ła się w za­mknię­tym po­miesz­cze­niu i nie mia­ła dro­gi uciecz­ki. Mag za­cho­wy­wał się dziw­nie; mia­ła wra­że­nie, że za­miast wal­czyć, ma ra­czej ocho­tę z nią po­roz­ma­wiać i na­pę­dzić jej stra­chu.

– A co po­wiesz o Skrzy­dla­tym Lwie? Ob­wiesz­cze­nie bur­mi­strza Lo­ri­sa Si­bil­a Lo­re­da­na za­mknę­ło wszyst­kim usta, ale po­sąg tam jest. I ży­je! – szy­dził hra­bia, za­no­sząc się śmie­chem. Z ust spły­wa­ła mu struż­ka sza­ra­wej śli­ny. Obrzy­dli­wy wi­dok.

– No tak. Ob­wiesz­cze­nie. Ład­ne rze­czy! A więc LSL… dzia­ła na two­je po­le­ce­nie! – wy­krzyk­nę­ła Ni­na, szu­ka­jąc po­twier­dze­nia na je­go twa­rzy.

– LSL wy­ko­nu­je je­dy­nie swo­je obo­wiąz­ki – stwier­dził hra­bia.

– Wiem, że i lew zo­stał przez cie­bie za­cza­ro­wa­ny. Prze­czy­ta­łam per­ga­min, któ­ry zgu­bi­łeś w mo­rzu. Ale to zwie­rzę nie wy­da­je mi się groź­ne – cią­gnę­ła Ni­na, drżąc jak osi­ka.

Sta­ła z za­dar­tą gło­wą i śle­dzi­ła bacz­nie każ­dy ruch Kar­ko­na, któ­ry nie­bez­piecz­nie krą­żył wo­kół niej.

– Groź­ne? Ucha­cha­cha! Ucha­cha­cha! Nie­dłu­go sa­ma się prze­ko­nasz!

Mag prze­le­ciał obok okna, oparł się o szy­bę, otu­lił sze­ro­ką pe­le­ry­ną i spoj­rzał ma­łej al­che­micz­ce pro­sto w oczy.

– Ty ma­ła, prze­wrot­na cza­row­ni­co! Jesz­cze nie wiesz, że mam w za­na­drzu broń nie do po­ko­na­nia!

– Broń nie do po­ko­na­nia? Nie wie­rzę ci. Tyl­ko ma­gii i al­che­mii Szó­ste­go Księ­ży­ca nie moż­na po­ko­nać – od­pa­ro­wa­ła Ni­na, co­raz bar­dziej za­nie­po­ko­jo­na.

– Zo­ba­czysz, zo­ba­czysz… a na­wet… usły­szysz… – po­wie­dział mag.

– Co usły­szę? – za­py­ta­ła Ni­na, nie prze­sta­jąc ob­ser­wo­wać je­go ru­chów.

Kar­kon otwo­rzył sze­ro­ko usta i chuch­nął w kie­run­ku dziew­czyn­ki, wy­ma­wia­jąc po­wo­li sło­wo: „P E R S U A Z J O”. Smro­dli­wy, czer­wo­na­wy prąd od­de­chu wdarł się do noz­drzy Ni­ny. Na­tych­miast za­krę­ci­ło jej się w gło­wie. Po­now­nie zmie­rzy­ła hra­bie­go wzro­kiem i sku­piw­szy się z ca­łych sił, po­wie­dzia­ła:

– Masz cuch­ną­cy od­dech! Je­steś gni­ją­cym ma­giem!

– Usły­szysz wkrót­ce Głos Per­swa­zji! Je­mu nie bę­dziesz mo­gła się prze­ciw­sta­wić. Ucha­cha­cha! Ucha­cha­cha! – sza­tań­ski śmiech hra­bie­go wy­peł­nił Po­kój Lu­ster, a sam Kar­kon znikł w wi­rze dy­mu i pło­mie­ni, zo­sta­wia­jąc po so­bie tyl­ko kwa­śny odór siar­ki.

Pod Ni­ną ugię­ły się ko­la­na. Wy­koń­czo­na i prze­ra­żo­na, przy­ci­snę­ła Tal­dom do ser­ca i wzię­ła głę­bo­ki od­dech. Ten cuch­ną­cy za­pach zu­peł­nie ją otu­ma­nił. Pół­księ­życ zno­wu za­ja­śniał i roz­świe­tlił po­kój. Wszyst­kie lu­stra od­bi­ja­ły ob­raz dziew­czyn­ki, któ­ra ro­zej­rza­ła się do­ko­ła, za­sta­na­wia­jąc nad sło­wa­mi Kar­ko­na i nad ro­lą no­we­go bur­mi­strza w ostat­nich wy­da­rze­niach. Mar­ki­zem LSL po­sta­no­wi­ła za­jąć się póź­niej. Naj­waż­niej­sze by­ło wy­zwa­nie, ja­kie jej rzu­cił mag, i te­raz mu­sia­ła się sku­pić tyl­ko na tym. Ob­ra­ca­jąc w pal­cach srebr­ne cac­ko od ma­my oraz Zło­tą Kost­kę od­na­le­zio­ną przed chwi­lą, nie prze­sta­wa­ła za­da­wać so­bie py­ta­nia: „Sie­dem nut… cie­ka­we cze­mu ma­ją one słu­żyć…”.

Z tru­dem pod­nio­sła się i spoj­rza­ła na gwiaz­dę na rę­ku, któ­ra zno­wu przy­bra­ła czer­wo­ny od­cień. Dziew­czyn­ka mia­ła mę­tlik w gło­wie. Nie prze­sta­jąc my­śleć o nie­zwy­cię­żo­nej bro­ni Kar­ko­na, zbie­gła po krę­tych scho­dach do la­bo­ra­to­rium. Po­de­szła do Sys­te­ma Ma­gi­cum Uni­ver­si, po­ło­ży­ła pra­wą dłoń na płyn­nej kart­ce i za­py­ta­ła:

– Księ­go, co to jest Głos Per­swa­zji?

To głos nie­bez­piecz­ny; mo­że cię oszu­kać. Sil­nej wo­li trze­ba, by go nie usłu­chać. Wy­peł­ni cię ca­łą, po­wo­li, od środ­ka ni­czym sy­re­ny pio­sen­ka prze­słod­ka. Lecz co­raz więk­sza bę­dzie twa si­ła, kie­dy z Kar­ko­nem bę­dziesz wal­czy­ła.

– Księ­go, a czy ist­nie­je ja­ka­kol­wiek mik­stu­ra al­che­micz­na prze­ciw­ko Gło­so­wi Per­swa­zji? – nie pod­da­wa­ła się Ni­na.

W li­ście po­trzeb­nej wska­zów­ki szu­kaj i tam na­leż­ny elik­sir wy­szu­kaj. Gdy bę­dziesz cier­pli­wą, a tak­że sta­tecz­ną, po­sią­dziesz ła­two wie­dzę ko­niecz­ną. Od­czy­taj kart­ki ze zna­nej ci księ­gi oraz do­cho­waj zło­żo­nej przy­się­gi.

Kart­ki, o któ­rych wspo­mi­na­ła mó­wią­ca księ­ga to za­pi­ski Kar­ko­na. Wresz­cie Sys­te­ma Ma­gi­cum Uni­ver­si ja­sno wska­za­ła wła­ści­wą dro­gę! Jed­nak nie wy­ja­śni­ła do koń­ca, jak po­stę­po­wać z Gło­sem Per­swa­zji, o któ­rym Ni­na nic nie wie­dzia­ła. Tym bar­dziej cen­ne po­win­ny się więc oka­zać no­tat­ki ma­ga, za­wie­ra­ją­ce ca­łą je­go wie­dzę i opi­su­ją­ce Al­che­mię Ciem­no­ści oraz Ma­gicz­ny Wszech­świat Zła, któ­ry wal­czy z Al­che­mią Świa­tła i z Szó­stym Księ­ży­cem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kolorant Verbum i niebieski Platon

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ TRZECI

Numeromagusy Karkona i Mgliste Zero

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Ciężka próba Doda i sen Niny

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ PIĄTY

W ojczyźnie Ozyrysa

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

„Księga zmarłych” i tajemnica Toirana

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Hauà i głos Loczka

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Atak Okulisów Serpentis

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

List od magów i odejście Andory

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Przesłuchanie i skrzypce w trzeciej wieży

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Podarunek dziadka Miszy

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.