Niezapominajki - Monika Fudali - ebook + audiobook + książka

Niezapominajki ebook i audiobook

Monika Fudali

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Złe wieści zatrzymują na chwilę pracę serca. Niczym niesprawna maszyna, ciało zapomina żyć. Usłyszane informacje potrafią wstrzymać oddech, ściąć krew w żyłach, odebrać wzrok, mowę, ogłuszyć, zachwiać równowagę czy pomieszać w głowie. Niby tylko słowa, dźwięki wypływające z ust, a jak wielką siłę mają. Niespodziewany pocisk wystrzelony przez dobrze zakamuflowanego snajpera. Gwałtowne, pewne i precyzyjne pociągnięcie za cyngiel. Tym właśnie jest wiadomość o czyjejś śmierci.

Siostra Chrisa, Emily, ginie w tragicznym wypadku. Pijany kierowca zamknął jej oczy na zawsze. Światło, jakim była dla niego, niespodziewanie znika, a on pozostaje sam z bólem straty. Jednak pojawia się ktoś jeszcze - niepełnosprawny chłopiec, z którym wspólnie próbują pogodzić się z jej śmiercią.

Monika Fudali (ur. 1988 w Krakowie) – absolwentka Wydziału Edukacji oraz Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego, artystka i nauczycielka. Miłośniczka książek, muzyki i dobrej kawy. Debiutowała opowiadaniami z dreszczykiem „Kumulacja Cierpień i Kumulacja Gniewu”. Pisze horrory, fantastykę oraz powieści z elementami paranormalnymi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 74

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 59 min

Lektor: Nikodem Kasprowicz

Oceny
4,3 (4 oceny)
2
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nagadowska111

Nie oderwiesz się od lektury

pouczająca
00

Popularność




Niezapominajki. Kwiaty pamięci, które swoją wielkością oddają prawdę temu zjawisku. Drobniutkie płateczki osadzone na wątłych łodygach ledwo oderwanych od ziemi. Roślina tak mała, że łatwo ją przeoczyć, łatwo o niej zapomnieć… Ironiczne to imię, które powinno należeć do rozłożystego kielicha, wzbudzać respekt swoją dostojnością oraz wzbijać się ponad stokrotki i mlecze. Bo taka powinna być pamięć – niezapomnienie. Mimo to jest zupełnie inaczej, prawdziwa forma zaklęta została w drobnym kwiatuszku. Ma zaledwie pięć płatków, a główka jest nie większa od paznokcia. I choć piękny intensywny błękitny kolor zwraca naszą uwagę, to wciąż ginie w gąszczu zieleni, gdzieś nisko pod naszymi stopami. Pamięć upada do tych rozmiarów. Wystarczy trochę czasu, substytut dla myśli, wypełniacze luk w życiu, pustek po ludziach i celach, a wspomnienia kurczą się, zacierają, z czasem pozostaje tylko echo, a niekiedy zupełnie nic.

Niezapominajki – Emily kochała je za ich wyjątkowy urok. Teraz on w każdą sobotę widzi ich świeży bukiecik na grobie siostry. Sam też je przynosi, bo żaden inny kwiat nie wydaje mu się bardziej właściwy. Kimkolwiek jest ów nieznany ofiarodawca, najwyraźniej też jest o tym przeświadczony.

Po pewnym czasie zaczęło go jednak zastanawiać, kto zostawia ten symboliczny dar. Czy to osoba młoda? Ruda? Niska? Otyła? Mężczyzna czy kobieta? Czy przepełniona jest smutkiem, gdy tu przychodzi? Czy robi to dla siebie, czy z obowiązku? Jak dobrze znała Emily? A może to nie jedna, a kilka osób? Męczyły go te ciągłe domysły podsuwane przez wyobraźnię, szczególnie że siostra miała wielu przyjaciół, tak wielu, że nie zdążył poznać połowy z nich. Zupełnie obcy ludzie z suchym uściskiem dłoni składali mu kondolencje, a on widział ich jak przez zaparowaną szybę. W ten dzień jego ciało wydawało się nie należeć do niego, każdy ruch graniczył z cudem, był bardzo powolny. Nie pamiętał, czy wydusił choć słowo, bo w krtani tkwiła mu bryła lodu. W pewnym momencie do jego mózgu dotarła informacja, że stoi już przy świeżo usypanym grobie własnej siostry.

Potem spotykał niektórych z tych ludzi na cmentarzu. Pamiętali o Emily, płakali po niej, ale niedługo… Z miesiąca na miesiąc było ich coraz mniej, kwiaty obrastające jej nagrobek niczym pachnący kurhan więdły nie zastąpione nowymi, a znicze przestały płonąć. Ci ludzie byli dla niego jak worek pszenicy z dziurą na dnie, przez którą stopniowo wypadają ziarna, najpierw najsłabsze, w końcu i te dorodne odchodzą w nicość, zostawiając liche płótno. Pamięć o Emily rozwiał wiatr i może przypomną sobie ją raz w roku, a może już nigdy…

 

Chris powiódł smętnym wzrokiem po okolicznych nagrobkach. Stare zaniedbane, popękane i brudne, ale i nowe ze świeżo wypolerowanymi granitowymi płytami. Niektóre obrastał zgniłozielony mech i trawa, a z metalowych tablic płatami odpadała rdza, odbierając znaczenie imionom i datom. Bezlitosny czas, ale i ludzie, którzy pozwolili, aby pamięć została zakopana wraz z ich własnymi duszami.

 

Ruszył pomiędzy te pomniki przeszłości. Nie miał celu, nie wiedział, czego właściwie szuka, może potwierdzenia, że nie wszystko stracone? Samotnego znicza wśród obskurności niczym światła nadziei? Po prostu szedł, patrząc przed siebie, ale nie widząc.

Nagle zatrzymał się, wytrącony z kłębiących się w głowie myśli i ogólnego otumanienia. Nad maleńką szarą płytą pochylała się starsza pani. Drżącą ręką układała na niej wieniec z herbacianych róż. Na ten widok coś ścisnęło go w dołku, chciał zawrócić, ale nadepnął na patyk, który złamał się z trzaskiem. Kobieta uniosła głowę. Jej dziś spłowiałe, a niegdyś blond włosy próbowały wydostać się spod zaciśniętej na głowie czarnej chustki. Blade oczy patrzyły wyczekująco, a ledwie muśnięte czerwoną szminką usta wygięły się w smutnym uśmiechu.

– Dzień dobry – powiedziała zadziwiająco melodyjnym głosem.

– Dzień dobry – odpowiedział zaskoczony.

– Szukasz grobu, chłopcze? – wyprostowała się z wysiłkiem, a jej sylwetka mimo lekkiej tuszy prezentowała się dostojnie w dobrze skrojonym płaszczu.

– Nie, proszę pani, tylko… – uciął niepewnie. Oznajmienie, że spaceruje po cmentarzu, chyba nie będzie brzmiało najlepiej.

– Przechadzka? – podsunęła z lekkim uśmiechem. – Też lubię tu spacerować. Ta cisza, nie czarujmy się, „grobowa cisza”, jest w jakiś sposób kojąca.

Przytaknął i podszedł bliżej. Staruszka poprawiła wieniec, sięgnęła do płóciennej torby i wyciągnęła z niej pękaty znicz. Szkło było pięknie hartowane, a nakładka przedstawiała wieżycę zamku. Nawet maleńkie okna były dokładnie wykrojone w ciemnym plastiku.

– Moja wnuczka kochała zamki – powiedziała, przyglądając się starannie wykonanej oprawie. – Wieczorami opowiadałam jej legendy o królach i księżniczkach, a ona stale prosiła o opis zamkowych wież i komnat.

Chris zerknął na tablicę.

Molly Keneth, lat 6. Nie odlatuj za daleko, aniele.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak mały był ten nagrobek, przerażająco mały.

– Masz może zapałki? – zapytała.

– Oczywiście. – Zaczął przetrząsać torbę w poszukiwaniu zapalniczki.

– Rysujesz? – Wzrokiem wskazała teczki, bloki, obszarpaną podkładkę i drewniane pudełko z przyborami rysowniczymi. Wieczko znaczyły smugi różnego pochodzenia, a niewielką szybkę od wewnątrz pokrywał kurz i drobiny grafitu z temperowanych ołówków, uniemożliwiając dojrzenie czegokolwiek w środku.

– Tak, co nieco – odpowiedział i podał jej zapalniczkę. Z wprawą zapaliła knot znicza.

– Ach tak… – Zapatrzyła się w klapę jego torby, po czym nieśmiało zerknęła na niego. – Czy mogę mieć prośbę?

 

Pomachał jej na pożegnanie. Po kilku krokach obejrzał się za siebie. Staruszka jeszcze przez chwilę stała nieruchomo, wpatrując się w kartkę trzymaną w dłoni, po czym ułożyła ją obok wieńca. Wyprostowała się, jakby oceniając całość, i ukryła twarz w dłoniach.

Idąc ścieżką, Chris stale miał w głowie tę scenę. To był tylko rysunek. Niewinny zameczek na kawałku białego papieru, a jak wielkim impulsem stał się dla tej obcej kobiety. Niektórzy mogą pomyśleć, że to bardzo dziwne narysować coś dla nieżyjącego, ale czym byłaby pamięć, gdybyśmy darami dla tych, którzy już odeszli, nie chcieli upamiętnić związanych z nimi dat lub zaprzestali odwiedzać ich groby? Nie, dla niego tych kilka narysowanych linii dla tej nieznajomej i dla jej wnuczki, która kochała zamki, to było coś zwykłego. To, że ktoś umarł, nie oznacza, że nie można dla tej osoby czegoś zrobić. Rysunek był prezentem, bajką opowiadaną wieczorem, zamkiem skreślonym z jej słów, właśnie dla niej. Dla małej Molly, tylko dla niej. Jego ręka prowadziła ołówek, lecz rysunek był od babci.

 

Wrócił nad dobrze znaną mu płytę. A jednak kogoś spotkał, jakby rzeczywiście natrafił na wyraźny znak. Mimo to wciąż coś go uwierało. Popatrzył na grób Emily. Tlił się na nim jeden znicz, a w wazoniku stały niezapominajki. Tylko tyle…

Uderzyła go nagła świadomość, że ostatecznie przychodzi na jej grób tylko on. Rodzina rozsiana daleko po świecie, pojawiła się jedynie na głównej uroczystości, a ci bliżej mieszkający pewnie pokażą się sporadycznie z okazji święta zmarłych. Ojciec umarł, gdy on był jeszcze małym chłopcem, pozostała matka, która po tragicznej śmierci córki wpadła w pracoholizm, prawie zapominając o jego istnieniu. Nie miał do niej żalu, a nawet jeśli, to przynajmniej starał się go skutecznie w sobie tłumić. Pielęgnowanie tego toksycznego uczucia niczego by nie zmieniło. Wiedział, że była to jej forma ucieczki przed bolesną rzeczywistością. Gdy inni popadają w odrętwienie, nie śpią, nie jedzą lub płaczą tygodniami, wpadają w depresję czy odbierają sobie życie, jego matka tak radziła sobie ze stratą. Podświadomie zajmowała myśli projektami, brała na siebie tak wiele, żeby nie myśleć o tej jątrzącej się w sercu ranie. W ten sposób wypierała cierpienie, które nachodzi człowieka, gdy pomyśli o tym, kogo już nie ma. Jednak czasami miał nieodparte wrażenie, iż próbowała zapomnieć i o nim. Tyle że w porównaniu z siostrą, on wciąż żył…

Czarna nagrobna płyta siostry, na której pięknie odcinały się niebieskie płatki niezapominajek, była natomiast jego miejscem ucieczki. Pomimo bólu, który wypełniał duszę, gdy tylko postawił stopę za bramą cmentarza, był tu prawie codziennie. W odróżnieniu od innych on chciał pamiętać, nie mógł dopuścić, by twarz siostry zatarła się w jego wspomnieniach. Wracając tu, utrzymywał ją przy życiu. Aura nekropolii uspokajała go i w jakiś dziwny sposób tłumiła poczucie samotności, zamiast je potęgować. Ciało pod ziemią było tylko skorupą, nagrobek – tylko miejscem, ale dla niego pozostały nicią poprzez tę fizyczność łączącą go z duszą siostry. Właśnie tak walczył z jej śmiercią – poprzez pielęgnowanie pamięci o jej osobie.

 

Była sobota. Szybkim krokiem przemierzył alejki, tak regularnie przez niego wydeptywane, że mógłby tu trafić z zamkniętymi oczami. Już nie dziwił go widok jej ulubionych świeżych kwiatów, które jakby niedbałym gestem zostały rzucone na płytę grobu. Pozbierał je i włożył razem ze swoimi do niewielkiego wazonika z wodą. Znów pomyślał o osobie, która je tu przynosi. Kwiaty niezależnie od pogody pojawiały się z samego rana, starał się więc przyjść odpowiednio wcześnie, by spotkać ich ofiarodawcę, ale za każdym razem już tu były. Czerwiec miał się ku końcowi, więc obawiał się, że kiedy pora kwitnienia niezapominajek się skończy, może już nie mieć okazji, by odkryć jego tożsamość. Postanowił, że w kolejny weekend przyjdzie zaraz po otwarciu cmentarza i będzie czekać.

 

Poranek był wyjątkowo chłodny jak na początek lata. Ubrany w lekki czarny płaszcz zapinany na ukos, w zielonej apaszce w maleńkie plamki tuszu otrzymanej w prezencie od zmarłej siostry, Chris stanął przed cmentarną bramą. Przywitał się ze zdziwionym na jego widok odźwiernym, jakby to nie była godzina ósma rano w sobotę, i ruszył alejką. Jak zwykle odniósł wrażenie, że świat się tu wycisza, tworząc wyjątkowy nastrój pełen szacunku i nostalgii. Mimo to z każdym krokiem czuł się cięższy, świadomość celu nie dodawała otuchy, ale po to tu przyszedł, by z tym walczyć, by nie upaść w swoim żalu. By pamiętać, ale też poradzić sobie z nowym życiem, życiem bez ukochanej rodziny. Oswajał swoje serce z jej nieobecnością, ale i nie pozwalał sobie o niej zapomnieć. Paranoja dwóch przeciwieństw. Dla innych byłoby to szaleństwo, masochistyczna zabawa, dla niego to rodzaj terapii, którą prowadzi z boleśnie zaciśniętymi zębami.

Stanął przed