Nego. Smutna historia o zniszczeniu dziecka przez szkołę - Gustaw Daniłowski - ebook

Nego. Smutna historia o zniszczeniu dziecka przez szkołę ebook

Gustaw Daniłowski

0,0
6,83 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Armoryka
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2013
Opis

„Nad Inowrocławiem wisiała księżycowa noc sierpniowa, jedna z tych nocy, co, chociaż jasne, mają tyle smutku i melancholii, że psy spać nie chcą — i wyją przeciągle. Ludzie tak nie czynią, może jedynie dlatego, że pies, gdy mu się wyć chce, siada sobie na środku gościńca i, podniósłszy pysk ku tarczy księżyca, jęczy całą siłą nieskrępowanego obrożą gardła, nie dbając o to, co o nim sąsiad Kurta pomyśli. Człowiek w takich razach ostrożniejszy: gdy płacze, to i wtenczas nie omieszka patrzeć przez łzy, jakie to sprawia na innych wrażenie i czy mu z tym do twarzy?” - Tak zaczyna się przejmująca opowieść o tym, jak niesprawiedliwość i złośliwość i zawziętość niesprawiedliwego nauczyciela zniszczyła młodego człowieka. Mimo iż nowelka powstała kilkadziesiąt lat temu, to jednak nic się w życiu nie zmieniło.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 39

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Gustaw Daniłowski

NEGO

smutna historia o zniszczeniu dziecka przez szkołę

***

Armoryka

Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Smutek, fot. Andrzej Sarwa

Copyright © 2013 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

NEGO

Nad Inowrocławiem wisiała księżycowa noc sierpniowa, jedna z tych nocy, co, chociaż jasne, mają tyle smutku i melancholii, że psy spać nie chcą — i wyją przeciągle. Ludzie tak nie czynią, może jedynie dlatego, że pies, gdy mu się wyć chce, siada sobie na środku gościńca i, podniósłszy pysk ku tarczy księżyca, jęczy całą siłą nieskrępowanego obrożą gardła, nie dbając o to, co o nim sąsiad Kurta pomyśli. Człowiek w takich razach ostrożniejszy: gdy płacze, to i wtenczas nie omieszka patrzeć przez łzy, jakie to sprawia na innych wrażenie i czy mu z tym do twarzy?

A że w miastach główną część mieszkańców stanowią ludzie — mniej zaś liczne i szanujące się psy miejskie są znacznie lepiej wytresowane od swych, kudłatych, wiejskich współbraci: nic więc nie mąciło spokoju nocy, która, zbryzgana gwiazdami, zamyśliła się nad czymś głęboko.

Z szeregu domów, patrzących w ulice ciemnymi oknami, wyróżniał się jeden tym, że był niższy od innych i że w trzech oknach miał światło.

Za te trzy okna, małą kuchenkę i pokój, przedzielony drewnianym przepierzeniem, pani Maria płaciła piętnaście rubli miesięcznie, co stanowiło prawie trzecią część całego zarobku, «wybębnionego z fortepianu», jak się wyrażała złośliwie jej ciotka.

Złośliwość ta pochodziła ze zbytku życzliwości, która nie pozwalała ciotce darować siostrzenicy tego, iż przed trzynastu laty, wbrew jej radom, utalentowana Marynia zrobiła kapitalne głupstwo, a nawet dwa, — mianowicie: dała odkosza wcale jeszcze czerstwemu właścicielowi kamieniczki i sklepu w pysznym punkcie, kochającemu ją do tego stopnia, że mimo silnego wstrętu do wszelkiego rodzaju wydatków, zdobył się na kupienie adamaszkowych mebli i wytapetował już wszystkie pokoje na przyjęcie swej przyszłej...

Przyszła jednak nie przyszła; natomiast oddała swą drobną rączkę świeżo patentowanemu prawnikowi, który był goły jak bizun: a ślub brał w tużurku! Mówiono o nim, co prawda, że bardzo zdolny i wydał już książkę, która mu rokuje świetną przyszłość...

Ciotka twierdziła, że to faramuszki. I, jak przepowiedziała, tak się stało.

W trzy lata niespełna Jan Skalski pokazał co umiał: zachorował i umarł. Świetną przyszłość diabli wzięli; odwieziono ją wraz ze zdolnościami, wieńcem i drewnianą trumną na cmentarz, a pani Maria została, nie sama, oczywiście: z małym Jasiem i z nędzą.

Na tym jeszcze nie koniec. Kiedy w pół roku później ciotka przybyła do niej w delikatnej misji, że jej dawny wielbiciel gotów jest nawet teraz... chociaż już nowych mebli nie sprawi, ale te dawniejsze są jeszcze wcale świeże... pani Maria mówić dalej ciotce nie dała, stanowczo, z pewnym rozdrażnieniem, poprosiła, by jej dać spokój.

Ona niczego nie chce; ma lekcje muzyki: to na jej życie i dziecka zupełnie wystarcza; a marzy tylko, aby na grobie męża krzyż, choćby drewniany, postawić mogła... Tu rozpłakała się na dobre. Tego już było nadto; oburzona tą niewdzięcznością, ciotka zerwała wszelkie stosunki z upartą siostrzenicą.

Kiedy potem, w parę miesięcy, spotkały się w dzień zaduszny na cmentarzu, może by tutaj przyszło do zgody, gdyby nie to, że pani Maria nie dostrzegła swej życzliwej opiekunki, bo właśnie w tej chwili obcierała swe wielkie oczy, pełne łez, i coś szeptała Jasiowi, wskazując mu przykrytą darnią i kwiatami mogiłę i prosty, smutny nad nią krzyż.

— Głupia jest i będzie! — zawyrokowała po raz setny ciotka i poszła dalej oglądać inne groby. 

Nie tylko ten fakt świadczył o naiwności, czy też dziwactwie, pani Maryi, lecz i wiele innych. Życie jej, na przykład, było w gruncie rzeczy dość ciężkie: schody — godzina bębnienia... schody — godzina bębnienia... czy mróz, czy słota, wiecznie to samo — od rana do zmroku: a mimo to pani Maria była prawie zawsze wesołą, i gdy figlowała wieczorem z Jasiem, to śmiała się nie mniej serdecznie od syna.

Nie