Na zakręcie - Barbara Hannay - ebook

Na zakręcie ebook

Barbara Hannay

3,9

Opis

Jeszcze wczoraj Bella szykowała się do ślubu, dzisiaj jest kobietą na życiowym zakręcie. Nie ma pracy, partnera ani planów na przyszłość. Niespodziewane spotkanie z Damonem, ukochanym z dawnych lat, traktuje jak uśmiech losu. To okazja, by uciec z rodzinnego miasteczka, gdzie aż huczy od plotek. Wyruszają w podróż, ale już pierwszego dnia lądują w areszcie. A to dopiero początek przygód…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 135

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (29 ocen)
11
8
5
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AgnieszkaZz122

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca, dobrze się czyta, polecam.
00

Popularność




Barbara ‌Hannay

Na ‌zakręcie

Tłumaczenie:

Anna Bieńkowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Niski ‌sportowy samochód ‌z cichym pomrukiem zahamował tuż ‌przed Bellą. ‌Lśniący ‌i jaskrawoczerwony. Kierowca wyłączył ‌silnik.

– Cześć, Bello. ‌– ‌Z lekkim ‌uśmiechem popatrzył ‌na ‌jej niewielką torbę ‌podróżną. – Wybierasz ‌się ‌gdzieś?

Damon Cavello. Znowu?

Drugi ‌raz ‌w tym ‌tygodniu to stanowczo za ‌dużo.

Damon… te ‌same ‌ciemne ‌zwichrzone włosy i chmurne spojrzenie ‌niepokornego chłopaka, dla którego ‌straciła głowę w liceum.

Nie, tylko ‌nie to. Nie teraz.

Przez ‌ostatnie dziesięć ‌lat wiele razy ‌widziała ‌go ‌w telewizji, gdy jako zagraniczny ‌korespondent w kuloodpornej kamizelce relacjonował ‌najświeższe wydarzenia ‌wojenne lub, balansując ‌nad szalejącą wodą, ‌mówił o powodzi ‌w Ameryce Południowej.

Jednak to całkiem ‌co ‌innego ujrzeć go tuż ‌przed sobą, ‌twarzą w twarz. W dodatku ‌akurat w taki poranek.

Nie ‌mogła wykonać najdrobniejszego ‌gestu, ‌nie była w stanie choćby ‌się uśmiechnąć. Musiała ‌przełknąć ‌ślinę, żeby wydobyć z siebie ‌głos.

– Cześć, Damon. ‌Przyjechałam prosto z hotelu. ‌– Wczoraj ‌był jej wieczór ‌panieński. ‌– Dostałam pilny telefon ‌w związku z Paddym, moim ‌dziadkiem. – Skinieniem głowy ‌wskazała na ‌budynek z napisem ‌„Dom seniora ‌Greenacres”. Schyliła się ‌po torbę. – ‌Przepraszam, ale nie mogę ‌z tobą ‌pogadać. Mam ważne ‌sprawy rodzinne.

– Poczekaj ‌chwilkę! – zawołał ‌Damon, wysiadając.

Na tle błyszczącego ‌efekciarskiego samochodu powinien ‌wyglądać ‌na szpanera, może nawet ‌nieco komicznie, lecz ‌tak nie było. W spłowiałej ‌czarnej koszulce i w dżinsach, z szarymi, ‌ocienionymi gęstymi rzęsami ‌oczami i potarganymi ‌ciemnymi ‌włosami, Damon był jak zawsze niepokojąco seksowny.

– Nie mam czasu na pogawędki. Śpieszę się. Paddy gdzieś zniknął.

– Bello, spokojnie. Wiem, co się stało.

Oniemiała. Wlepiła w niego zdumione spojrzenie.

– Twój dziadek zwiał z moją babcią.

Zrobiło się jej słabo. Kolana miała jak z waty. Tylko tego jej brakowało.

Ledwie godzinę temu Kent, jej przyszły mąż, wyszedł od niej z zaręczynowym pierścionkiem w kieszeni i z lekkim sercem. Kilka minut później dostała telefon z informacją, że jej dziadek zniknął. Podejrzewała, że żartowniś wybrał się na wagary, co już mu się zdarzało.

– Godzinę temu zadzwonili do mnie z Greenacres – mówił Damon. – Paddy i Violet wyjechali wczoraj wieczorem samochodem mojej babci.

– No nie. Urządzili sobie przejażdżkę?

– Rozmawiałem z gościem, który prowadzi stację na peryferiach. Obudzili go po północy i ubłagali, żeby zatankował im samochód. Zaklinali się, że stało się coś nieprzewidzianego i muszą pilnie jechać na północ.

– Coś nieprzewidzianego? – Spochmurniała. – Czyli to nie przejażdżka. Powiedzieli, dokąd jadą?

– Dobre pytanie. Mogą jechać w dowolne miejsce, nawet do Cairns. Facet na stacji twierdził, że byli bardzo przejęci. Kierowali się do szosy prowadzącej wzdłuż wybrzeża.

– To jakieś szaleństwo. Są za starzy na takie eskapady. Oboje po osiemdziesiątce. Paddy ma stymulator serca.

– A Violet nadciśnienie.

Bella podniosła wzrok i popatrzyła na Damona. Ich spojrzenia się spotkały. Na mgnienie zapomniała o wszystkim, widziała jedynie te srebrzystoszare, cudowne oczy.

Tyle wspomnień…

– To mi się nie mieści w głowie! – prychnęła. Odwróciła wzrok i westchnęła. – Gdybyśmy mogli złapać ich na komórkę, ale Paddy nie ma telefonu. Kiedy zamieszkał w Greenacres, uznał, że nie jest mu potrzebny, bo wszyscy wiedzą, gdzie go znaleźć.

– Dokładnie jak moja babcia. Nie życzy sobie dzwoniącej komórki, gdy jest u fryzjera czy w kościele.

– W takim razie… co możemy zrobić? Zawiadomić policję?

– Myślę, że nie ma powodu do paniki. – Damon uważnie dobierał słowa. – Mam pewien plan.

– To znaczy?

– Pojadę za nimi.

– Och. – Przesunęła wzrokiem po błyszczącym czerwonym samochodzie. – Tym? – dokończyła, krytycznie unosząc brew.

– Tak, Bello. Tym. Wiem, że w powszechnym odbiorze taki samochód to symboliczne przedłużenie męskości, ale w tutejszej wypożyczalni nic innego nie mieli. To autko wcale nie jest złe. I o niebo szybsze niż samochód, którym podróżują nasi dziadkowie. Dobrze, że się spotkaliśmy, ale czas na mnie.

– Poczekaj! – zawołała niepewnie. To wszystko działo się zbyt szybko. Co za poranek! Kolejne zaskoczenie, niespodzianka goni niespodziankę.

Jakby wyczuł jej wahanie, bo odwrócił się i zmarszczył czoło.

– Jak się tu dostałaś? Samochodem?

– Udało mi się złapać jedyną taksówkę, jaka jest w miasteczku.

– W takim razie pozwól, że cię podwiozę – zaproponował uprzejmie, lecz bez specjalnego entuzjazmu. – Wracasz do miasta?

– Nie, chcę zajrzeć do Blue Gums, zobaczyć się z ojcem. – Musi powiedzieć tacie o zniknięciu dziadka i odwołanym ślubie z Kentem. Mało przyjemna perspektywa.

– Mogę cię podrzucić. Będę przejeżdżać koło waszej farmy.

– Dzięki – powiedziała. Nieco bez tchu.

Wrzuciła do samochodu swoją torbę. Tuż obok jego worka z wytrzymałego płótna. Pasowały do siebie.

Ten widok wzbudził w niej niepokój.

Zła na siebie, wślizgnęła się na miejsce pasażera i zapięła pas. Damon usiadł za kierownicą. Poczuła lekki zapach jego wody, trochę korzenny, trochę egzotyczny. Męski. Ciekawe, gdzie ją kupił. W Europie? Na Bliskim Wschodzie? Gdzieś w Azji?

Gorączkowo szukała bezpiecznego tematu. Damon był wczoraj na wieczorze kawalerskim Kenta, lecz lepiej nie ryzykować i nie pytać o wrażenia. Musiałaby powiedzieć, że ślub został odwołany. Damon i tak o wszystkim się dowie, ale teraz wolała uniknąć tłumaczeń.

Na szczęście on też nie rwał się do rozmowy. Przejechali główną ulicą, o tej wczesnej porze pustą i senną. Oboje milczeli. Czy też cofnął się pamięcią w przeszłość? Też walczy ze wspomnieniami?

Nie mogła odepchnąć od siebie natrętnych myśli, obrazów napływających z przeszłości. Oczami wyobraźni widziała Damona czekającego na nią przed kawiarnią, w znoszonej koszulce i poszarpanych dżinsach. Zawsze gdy ją widział, jego srebrzyste oczy zapalały się jasnym blaskiem. Pamiętała radosne podniecenie, kiedy pochylał ku niej usta, otaczał ją ramionami.

Osiemnastoletni Damon urzekał ją i niebezpiecznie pociągał.

I był dla niej zakazanym owocem.

Obudził w niej pragnienia, które nigdy nie zostały zaspokojone.

Skręcili w prawo, wyjechali z miasteczka. Samochód przyśpieszył, a w Belli narastało nieodparte poczucie déjà vu, przenosząc ją do chwili, gdy wraz z Damonem wyjeżdżała z miasteczka.

To było tuż przed zakończeniem roku szkolnego, Damon był w ostatniej klasie liceum. Umówili się ze znajomymi na piknik. Tuż przed skrętem Damon zjechał na pobocze i zatrzymał samochód w cieniu.

– Chcesz jechać dalej? – zapytał.

– Dalej, czyli dokąd?

– Nie wiem. Tak daleko, jak będziemy mieli ochotę. Nigdy cię nie kusiło, żeby ruszyć przed siebie i zobaczyć, co jest za zakrętem?

Ten pomysł natychmiast do niej przemówił, lecz rozsądek nakazywał rozwagę.

– Ale wszyscy na nas czekają.

– Jeśli im powiemy, przygoda straci urok. Niech się zastanawiają.

Mówił z przejęciem, oczy mu błyszczały. Jego zapał z miejsca się jej udzielił, serce zabiło jej żywiej. Wciąż ją zaskakiwał, uwielbiała go za to.

– Nie mogę tak po prostu z tobą pojechać.

– Będzie dobrze. Odstawię cię do domu na czas. Bell, nie daj się prosić. To będzie wspaniała przygoda. – Patrzył na nią jasnym spojrzeniem, a ona topniała pod jego uśmiechem.

– Pocałuj mnie, a ja się zastanowię. – Przepadała za jego pocałunkami, wciąż było jej mało.

Zatracali się w pocałunkach, zapominając o bożym świecie, dopiero klakson przejeżdżającego samochodu przywołał ich do rzeczywistości.

Uśmiechała się, z trudem łapała powietrze.

– Dobrze, niech ci będzie. Ruszajmy w drogę.

Wtedy bardzo łatwo podejmowało się ryzyko.

Wtedy.

Serce się jej ścisnęło, ogarnęła ją gorzka melancholia.

Mówiła sobie, że to normalna reakcja po tych niespodziewanych dzisiejszych wydarzeniach. Przez ostatnie kilka tygodni była pochłonięta przygotowaniami do ślubu, wybieraniem sukni, kwiatów, ustalaniem weselnego menu. Jej przyszłe życie było dokładnie zaplanowane. Zostanie żoną Kenta, najbliższego sąsiada i przyjaciela od zawsze, zamieszka z nim na farmie Willara Downs, w pobliżu farmy taty.

Dziś rano, gdy zdecydowali o odwołaniu ślubu, odczuła ulgę, lecz teraz zaczynała docierać do niej rzeczywistość. Nie ma pracy, nie ma żadnych planów. Przyszłość jest wielką niewiadomą. Czuła się jak lunatyczka, przebudzona nagle na środku pustyni.

Spotkanie z Damonem przywołało wspomnienia i pogłębiło depresyjne myśli. Przypomniało o dawnych marzeniach, ekscytujących rzeczach, jakie zamierzała zrobić. Nic z tego nie wyszło.

Była ostrożna, nie ryzykowała. I do czego to ją doprowadziło?

Jest bez pracy, bez partnera, bez planów na przyszłość. Nie ma nic do zrobienia.

Nawet powiadomienie gości o odwołaniu ślubu spadło na Kenta. Poprosił Zoe, jej druhnę, by pomogła mu załatwić pozostałe sprawy.

Teraz, gdy dziadek wyruszył na wariacką eskapadę z Violet, to Damon będzie go ścigać. Jej nie pozostanie nic innego, jak zamknąć się w domu i stawić czoło plotkom.

Damon skręcił z szosy na zakurzoną drogę wiodącą na farmę ojca Belli. Bellę nagle olśniło. Wyprostowała się gwałtownie.

– Wiesz co? Ja też powinnam pojechać.

– Nie rozumiem. Dokąd chcesz pojechać?

– Za dziadkiem i Violet. Sam nie sprawdzisz wszystkich miejscowości. Wypożyczę drugi samochód. – Popatrzyła na niebo. – Z dachem.

Damon w milczeniu rozważał jej słowa.

– Piękny pomysł – odezwał się po dłuższej chwili. – Twój narzeczony z pewnością nie będzie mieć nic przeciwko temu. – Popatrzył na Bellę z wymuszonym uśmiechem. – Oczywiście pod warunkiem, że wrócisz na czas, żeby za niego wyjść.

– Masz rację – powiedziała nerwowo. -- Kent nie będzie miał nic przeciwko temu.

– Bella, nie opowiadaj głupstw. Nie masz czasu, żeby ich ścigać. Zaraz wychodzisz za mąż.

– Tak naprawdę… To się nie stanie.

Damon raptownie nacisnął na hamulec. Ta informacja chyba go poraziła. Odwrócił się do Belli, zmierzył ją ostrym spojrzeniem.

– Przepraszam. – Mówił bardzo cicho. – Nie rozumiem.

Dlaczego słowa nie chcą jej przejść przez gardło? Dlaczego tak trudno wyznać mu prawdę? Przecież on nic dla niej nie znaczy. Wyjechał dziesięć lat temu, przez ten czas oboje się zmienili. I to bardzo.

– Ślub… Nie będzie go.

Damon przeszywał ją wzrokiem.

– Bello, co się stało?

– Dziś rano tak zdecydowaliśmy z Kentem. Nie pobieramy się.

– Chcesz powiedzieć… że to wspólna decyzja?

– Tak – wykrztusiła. – Ale jeśli czekasz na wyjaśnienia, to w tym momencie nie czuję się na siłach. – Za nic mu nie powie, że między nią a Kentem po prostu nie iskrzyło.

-Nie, oczywiście, że nie. Nic mi nie tłumacz. Wcale o to nie proszę.

Ulżyło jej. Obawiała się, że zacznie wypytywać i naciskać. Jako dziennikarz ma w tym wprawę.

Damon spochmurniał.

– Troska o dziadka jest ci teraz najmniej potrzebna. – Otrząsnął się już z szoku i mówił normalnym tonem.

– Żebyś wiedział. – Uśmiechnęła się z przymusem, żeby złagodzić napięcie. – Można było oczekiwać, że starsi państwo zachowają się bardziej taktownie. Teraz sam widzisz, dlaczego pasuje mi ten pomysł – podsumowała. – Martwię się o dziadka, poza tym… z chęcią wyjadę stąd na kilka dni. Dobrze wiesz, że Willara to bardzo rozplotkowane miasteczko.

– Dwa samochody, masa benzyny, noclegi… – Urwał i gwałtownie wciągnął powietrze, jakby nagle zdał sobie sprawę z oczywistego wniosku.

Dla Belli to też stało się jasne.

Może nieświadomie, jednak zasugerował, że powinni podróżować razem.

– W jakiś wariacki sposób to wydaje się bardzo sensowne, co? – zapytał cicho.

– Co takiego? – zapytała z głupia frant.

– Żebyśmy pojechali razem.

– Tym?

– Już się przekonałaś, że samochód jest bardzo wygodny.

– Nie mogę jechać z tobą.

– Dlaczego?

Z czysto praktycznych powodów takie rozwiązanie samo się narzucało. Podzielą się kosztami, będą zmieniać się za kierownicą. Względy osobiste również nie wchodziły w grę. Sama dopiero co uniknęła życiowego błędu i nie miała zamiaru z nikim się wiązać, a już na pewno nie z tym, który kiedyś ją zranił.

Poza tym Damon nie jest już tym uwodzicielskim czarusiem, jakim był kiedyś. Stał się samotnym koczownikiem, zdystansowanym i zamkniętym w sobie.

Przyglądał się jej badawczo.

– Z Violet dam sobie radę, lecz nie mam pewności, jak będzie z twoim dziadkiem.

– Jest dużo argumentów za tym, żebyśmy pojechali razem. – Uśmiechnęła się nerwowo. – Jednak musisz przyznać, że to niesamowita sytuacja.

– Bardzo. Pełen odlot.

– Muszę wyjaśnić to tacie. Jeszcze nie wie, że ślubu nie będzie.

– Da sobie radę bez ciebie? Słyszałem, że nie jest z nim za dobrze.

– Bardzo chorował, ale już jest lepiej.

Damon włączył silnik, ruszyli. Za zakrętem wynurzyła się farma Blue Gums. Zabudowania były w opłakanym stanie – dach pokryty rdzą, farba obłażąca ze ścian, zaniedbany ogród.

– Gdy mama zachorowała, wszystko popadło w ruinę – powiedziała Bella.

– Było mi bardzo przykro, gdy dowiedziałem się o jej śmierci.

– Przysłałeś mi śliczną kartkę z Dubrownika. – Zalewała się łzami, czytając szczere, pełne współczucia słowa. Teraz też zamrugała, bo przez te wspomnienia zbierało się jej na płacz. – Chętnie bym cię zaprosiła do środka, ale…

– Nie przejmuj się, poczekam w samochodzie.

– Będę się sprężać. – Otworzyła drzwi i dopiero wtedy uzmysłowiła sobie, jak drżą jej nogi.

Co w tym dziwnego? – pomyślała, wchodząc do domu. Sama nie mogła uwierzyć, że jej życie nagle przekręciło się o sto osiemdziesiąt stopni.

ROZDZIAŁ DRUGI

Cieszył się, że przez chwilę może pobyć sam i uporządkować rozdygotane myśli. Wciąż był w szoku, wprost nie wierzył, że wypadki tak się potoczyły. To jakiś obłęd.

Nie mieściło mu się w głowie, że przystał na wspólną podróż z Bellą. W dodatku inicjatywa wyszła od niego, co tym bardziej go zdumiewało.

Poprzysiągł sobie, że będzie się trzymał od niej z daleka. A niech to szlag!

Był przekonany, że zmądrzał przez te lata. Bardzo wiele doświadczył, widział tyle katastrof, był świadkiem niebywałych okropieństw. Nie zliczy, ile razy sam był na celowniku.

A mimo to w tym sennym, otoczonym polami pszenicy miasteczku czekały na niego zupełnie nowe zagrożenia. Niespodziewane i zdradzieckie.

Emocjonalne pułapki, takie jak kochana babcia Violet, jedyna z rodziny, z którą miał stały kontakt i którą szczerze kochał.

I Bella Shaw…

Bella, dziewczyna o jasnych jedwabistych włosach, wielkich zielonych oczach i gibkiej, bardzo szczupłej figurze.

Westchnął ciężko, potarł bolące czoło. Próbował się rozluźnić, znaleźć ukojenie w krajobrazie i ciszy.

Przez ostatnie dziesięć lat mieszkał w zupełnie innych stronach. Był dziennikarzem w Singapurze i Hongkongu, z czasem został zagranicznym korespondentem. Przenosił się z miejsca na miejsce, ciągle w drodze, codziennie stykając się z niebezpieczeństwem. Był gotów przysiąc, że Bella Shaw już nic dla niego nie znaczyła, była jedynie wspomnieniem z dawnych czasów. Szkolną sympatią. Niczym więcej.

Od wyjazdu z Australii poznał wiele kobiet. Pięknych, inteligentnych, bywałych w świecie. W każdej znalazł coś godnego podziwu.

Przez ten czas bardzo się zmienił, zrozumiał, że ma naturę samotnika. Był święcie przekonany, że już nic mu nie grozi, że może tu wrócić.

Powinno być łatwo. Cholernie łatwo. Bella miała zostać żoną Kenta.

Przysięga małżeńska. Złota obrączka na palcu. Krótka ceremonia i będzie mógł zamknąć za sobą przeszłość, uwolnić się od prześladujących go wspomnień. Na zawsze.

Co za ironia losu!

Zamiast pogrzebać przeszłość, przywołał ją do życia. Bella jest nadal wolna.

Cholera! Gwałtownie otworzył drzwi, wysiadł. Wsunął ręce w kieszenie i zaczął nerwowo przechadzać się wzdłuż ogrodzenia farmy. Wciąż nie mógł otrząsnąć się z szoku.

Dlaczego odwołali ślub? Wczoraj był na wieczorze kawalerskim Kenta. Nic nie zapowiadało takiego zakończenia.

Wieczór kawalerski. A niech to diabli! Ależ się wczoraj wygłupił! Zamierzał pogratulować przyszłemu panu młodemu, a zamiast tego zagalopował się i poddał w wątpliwość prawo Kenta do poślubienia Belli.

Przypomniawszy sobie wczorajszy wyskok, zajęczał tak głośno, że spłoszone ptaki poderwały się z drzewa. Co najlepszego zrobił?

Nie mógł usprawiedliwić się piciem – zaczął pić dopiero po fakcie, gdy uświadomił sobie, jak beznadziejnie się popisał. Zachował się fatalnie. Ani Kenta, ani Belli nie widział od dziesięciu lat. Zresztą wtedy to on się wycofał. Nie miał prawa ich oceniać.

A jednak nie potrafił się opanować. Powtarzał sobie, że to nie jego sprawa. Kent to porządny gość, dobry kumpel. On i Bella będą wspaniałą parą.

Niby tak…

Nie przemawiało to do niego. Nie widział Belli w roli szczęśliwej żony farmera. Wciąż brzmiały mu w uszach jej słowa, gdy żartowali na ten temat.

– To lepiej od razu mnie zastrzel – mówiła, gdy ktoś sugerował, że do końca życia będzie mieszkała w Willarze.

Wczoraj wieczorem wyrwał się jak filip z konopi. Dziś okazało się, że w jego słowach było wiele racji. Uświadomienie sobie tego dało mu odrobinę męskiej satysfakcji.

– Damon!

Odwrócił się, słysząc wołanie Belli. Stała przy bramie, w ręce trzymała niewielką torbę. Pewnie rzeczy na drogę. Gotowa wskoczyć do samochodu, tak jak kiedyś…

– Jeśli jesteś gotowy, to ja też! – zawołała.

Poczuł ucisk w żołądku.

Celowo przebrała się w zwyczajne ciuszki – stare, trochę workowate dżinsy, chroniącą przed słońcem koszulę z długimi rękawami i mokasyny. Zero makijażu, jedynie filtr przeciwsłoneczny i błyszczyk na usta.

Włosy upięła w koński ogon i schowała pod czapkę z daszkiem. Ciemnymi okularami osłoniła oczy. Miała nadzieję, że jej przesłanie jest jasne: żadnych flirtów.

Problem w tym, że to sobie musi o tym przypominać. Nie Damonowi. Jemu takie rzeczy zupełnie nie w głowie.

– Jak tam twój ojciec? – zapytał.

– Nie jest źle, dzięki.

– Jak przyjął wieści?

– O ślubie? Całkiem spokojnie.

Tata rzeczywiście podszedł do sprawy zaskakująco dobrze. Wspomniał o chemii, jaka jest nieodłączna w związku, prawdopodobnie nawiązując do swego udanego małżeństwa. Ciekawe, czy domyślał się, że tej chemii brakowało między nią a Kentem.