Na tropie - Ewa Kołda - ebook

Na tropie ebook

Ewa Kołda

0,0

Opis


Nadchodzą wakacje - Audrey spędzi je pracując w sklepie, gdzie poznaje Damiana, homoseksualnego chłopaka, którego odmienność rodzi poważne problemy.

Diana, modelka, nie może porozumieć się z rodzicami. Napięcia i kłótnie między nią i matką doprowadzają do tego, że podczas wyjazdu na sesję zdjęciową do Wiednia, dziewczyna decyduje się nie wracać do domu. Najmuje się jako pokojówka w pensjonacie emigrantki Grety. Odkrywa, że pod fasadą zwykłego hoteliku kryje się szokująca tajemnica.

Artystyczna dusza twardo stąpająca po ziemi - Ewelina - wyjeżdża na kurs malarski, gdzie poznaje Paula. Choć z początku nie może znieść jego widoku, pod koniec pobytu zauważa w nim pokrewną duszę. Uwielbiająca imprezy Nina zostaje ukarana za nieposłuszeństwo: ma opiekować się schorowaną babcią, z dala od "zgubnego wpływu" rówieśników. Jednak nadmorska miejscowość nie jest tak spokojna i nudna, jak jej się wydawało. Dochodzi do morderstwa poważanej kobiety, a Nina postanawia znaleźć mordercę na własną rękę. Konflikty z rodzicami, trudne wybory, liczne sekrety oraz zbrodnia sprawiają, iż te wakacje szczególnie zapiszą się w ich pamięci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ewa Kołda

Na tropie

© Copyright by Ewa Kołda & e-bookowo

Projekt okładki: Ewa Kołda

ISBN 978-83-7859-088-0

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt:[email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

I

Ulica zalana była słońcem. Żar lał się z nieba, kurz i spaliny szczypały w oczy. Dusznym powietrzem ledwo dało się oddychać. Audrey energicznym krokiem podążała na autobus, który co rano dowoził ją z przedmieścia do centrum miasta, gdzie znajdowała się jej szkoła. Ze względu na niesamowity upał włożyła białą spódniczkę za kolano i bluzkę na ramiączkach w poziome niebiesko-białe pasy. Gęste włosy koloru ciemny brąz związała wysoko w kucyk. Całości wizerunku dopełniały espadryle na niewielkim obcasie i torba na ramię, w której niosła zaledwie kilka zeszytów i wieczne pióro. Niebieskie oczy ukryła za okularami zakrywającymi pół twarzy.

Weszła na przystanek, jak zwykle pięć minut przed planowanym przyjazdem autobusu. Nie lubiła się spóźniać. Zawsze czuła się winna, jeśli osoba, z która się umówiła, musiała na nią czekać. Nie lubiła też, kiedy spóźniał się autobus. Co, jak na złość, zdarzało się dość często.

Dziewczyna westchnęła. Jeszcze tylko jeden dzień, pomyślała. Jeszcze tylko dziś wytrzymam wykład profesora Kwiatkowskiego na temat funkcji trygonometrycznych i będą wakacje. Audrey kurczowo trzymała się wizji dni, które na nią czekały. Bez żadnej matematyki. Bez szalonego profesora, który nawet nie miał takiego tytułu naukowego. Był zwykłym magistrem, jednak szkoła wymagała od uczniów, aby do nauczycieli zwracać się per „panie/pani profesor”.

Jeszcze tylko dziś. Jutro już będzie rozdanie świadectw. A potem wakacje!

Autobus nr 101 zajechał na przystanek. Jak zwykle wypełniony do granic możliwości. Audrey również jak zwykle ustawiła się przy drzwiach jako pierwsza i wcisnęła między grupę pasażerów stojących w wejściu. Nie było mowy o tym, żeby przejść dalej. Mimo to, nikt z czekających przed chwilą na przystanku nie zrezygnował z zamiaru jazdy tym właśnie środkiem transportu do centrum. Przepełniony autobus ruszył.

Jeszcze tylko dziś i jutro.

– Stój! Stój!!

Drobna blondynka w butach na koturnie biegła ile sił w nogach za tramwajem. Dopadła drzwi w ostatnim momencie, kiedy właśnie miały się zamknąć. Sapnęła głośno. Lubiła biegać, ale nie na wysokich obcasach i nie wtedy, gdy tramwaj miał niecny zamiar uciec jej sprzed nosa.

Nabrała głęboko powietrza w płuca, co było trudne w tłocznym i dusznym wagoniku. Przynajmniej dziś Nina Dobisz nie spóźni się na lekcje. Raz w roku może chyba zrobić dobre wrażenie na nauczycielach, prawda?

– Mamo!

– Tak, kochanie? – dojrzała, lecz ciągle piękna kobieta z trudem wróciła do rzeczywistości. Spojrzała na swoją niespełna siedemnastoletnią córkę.

– Co się z tobą dzieje? Od kilku minut ci tłumaczę, że wczoraj Agata powiedziała, że ma dla mnie propozycję sesji zdjęciowej w Wiedniu do nowego numeru tego pisma o modzie, który prenumerujesz! – odparła zniecierpliwiona.

– Przepraszam, mam teraz tyle na głowie… – usprawiedliwiła się, chociaż z tonu jej głosu można było łatwo wywnioskować, że nie jest jej bynajmniej przykro.

Wiozła właśnie córkę do szkoły, a następnie pędziła do biurowca, gdzie czekały na nią stosy papierkowej roboty, z którą powinna się uporać już poprzedniego dnia.

– Diano, jesteś już dorosła, wiesz co robić – stwierdziła. Jak zwykle.

Chciałam cię tylko uświadomić, gdzie będę przez najbliższy tydzień wakacji, ale najwyraźniej nie jest to aż tak interesujący temat, pomyślała ze złością dziewczyna. Jednak przez resztę drogi nie odezwała się ani słowem. Jedynie wysiadając przed okazałym budynkiem swojego liceum, rzuciła matce krótkie „Cześć” i trzasnęła drzwiami toyoty. Odgarnęła z twarzy swoje jasne włosy i ruszyła w stronę bramy wejściowej.

Na widok dwóch postaci idących z naprzeciwka, uśmiechnęła się. Po raz pierwszy Nina nie spóźni się do szkoły!

– Cześć kochanie – Audrey cmoknęła Dianę w policzek.

– To twoja zasługa, że Nina jest dziś przed czasem? – spojrzała na przyjaciółki.

– Hej, sama potrafię o siebie zadbać! – odpowiedziała Nina udając obrażoną.

Weszły razem do budynku.

– A gdzie Ewel? – spytała Audrey.

– Pewno smacznie śpi – westchnęła z zazdrością Nina.

Wbrew domysłom przyjaciółek, Ewelina już od świtu stała przy sztalugach i malowała starą kamienicę, którą widziała z okna swojego pokoju. Postanowiła odpuścić sobie ostatni dzień szkoły. W końcu i tak od tygodnia nie robili nic ciekawego. Jutro pójdzie po świadectwo i wreszcie będzie miała z głowy poranne wstawanie, codzienne dojazdy i prace domowe. Żadnych testów, klasówek, odpytywań! Wreszcie będzie mogła odpocząć.

Nagle usłyszała dźwięk SMSa.

Audrey:

Pobudka, spiaca krolewno! Czemu nie ma cie w szkole??

Ewel:

Nie chcialo mi sie przyjsc. I tak zobaczymy sie wieczorem. Poza tym, nie spie juz od 5.00.

– Ta to ma dobrze – westchnęła tęsknie Nina. – Nie chce, to nie idzie i tyle. A ja muszę gnić na tych głupich lekcjach.

Audrey, która siedziała obok, zastanawiała się, czy nie powinna przypomnieć przyjaciółce, że sama sobie na to zasłużyła. Nie była złą uczennicą, oceny miała nawet niezłe. Po prostu opuszczała za dużo lekcji i wychowawczyni postawiła jej ultimatum: albo do końca roku szkolnego dzień w dzień będzie obecna na zajęciach, albo będzie musiała sobie poszukać innego liceum.

– Pomyśl, że od jutra będziemy miały spokój – pocieszyła ją Diana.

– A dziś wieczorem – dodała teatralnym szeptem Audrey – we cztery będziemy świętować początek lata!

– Ale mnie nogi bolą – jęknęła Ewelina. Zdjęła szare trampki i rozmasowała obolałe stopy.

Dochodziła ósma wieczór. Dziewczyny siedziały w pokoju Diany. Wokół nich walały się torby z zakupami. Przez cztery godziny bez przerwy chodziły po centrum handlowym w mieście i były wymęczone oraz niemiłosiernie głodne.

– Kto widział torbę z żarciem? – spytała Nina, przekopując się przez sterty reklamówek.

– Tam jest. – Audrey podniosła rękę, leżąc cały czas na podłodze, i wskazała na biurko.

Diana jako jedyna miała jeszcze tyle siły, żeby przeglądać każdy zakup, jakiego dokonały.

– Pożyczysz mi kiedyś tę sukienkę – zwróciła się do Audrey, trzymając kolorowy kawałek materiału do samej ziemi na cienkich ramiączkach.

– Skąd wiesz? – spytała jej przyjaciółka, podnosząc jedną brew.

– Bo mnie kochasz – padła odpowiedź.

– Zastanowię się jeszcze – uśmiechnęła się.

– Diana, jak ty to robisz, że jesteś taka chuda? – spytała Nina, opychając się chipsami. Sama była dobrze zbudowana, lecz w jej przypadku to mięśnie stanowiły główną masę ciała.

– Nie obżeram się tak, jak ty – odpowiedziała zaczepnie dziewczyna.

– Ja to zaraz spalę na bieżni lub jakiejś imprezie – zakręciła biodrami udając, że tańczy. – A właśnie, jutro Natalia organizuje party z okazji zakończenia roku. Idziemy? – dodała z nadzieją w głosie.

Wszystkie trzy widziały błagalny wzrok przyjaciółki. Problem z nią był taki, że kochała imprezy, za to one trzy niespecjalnie je lubiły. No, może z wyjątkiem Diany, która uważała taniec za świetne ćwiczenia kształtujące sylwetkę. Z tym, że wolała taniec towarzyski, a nie pijackie walce.

– Ja jutro po południu wyjeżdżam na obóz malarski – przypomniała Ewelina.

Nina zwróciła swoje wielkie oczy na pozostałe przyjaciółki.

– Na mnie nie licz – ucięła Diana. – Nie pojawię się jutro nawet na rozdaniu świadectw.

– A czemu? – dziewczyny spojrzały na nią zdziwione.

– Zapomniałam wam powiedzieć – przyznała. – Agata, wiecie, ta, co robiła mi kiedyś zdjęcia do gazety, zaproponowała mi udział w sesji. Wyjazd jutro o świcie.

– A gdzie jedziesz? – spytała smutno Audrey. Nie lubiła rozstawać się z przyjaciółkami, szczególnie w wakacje, gdy nie miała co zrobić z wolnym czasem. Nigdzie nie wyjeżdżała, nigdy też nie miała chłopaka, więc romantyczne randki raczej odpadały. Jej jedynymi planami była praca w sklepie z odzieżą, należącym do koleżanki mamy.

– Do Wiednia.

– Fajnie – mruknęła Nina, choć jej głos wcale nie wskazywał na to, aby rzeczywiście się ucieszyła. – To kto ze mną pójdzie? Audrey? – zwróciła się do jedynej ciemnowłosej przyjaciółki.

– Okej – wzruszyła ramionami.

– Kocham cię, Audrey! – Nina podskoczyła do przyjaciółki i z całych sił ją uścisnęła.

– Na jak długo jedziesz? – Ewelina, nie zwracając uwagi na przypływ gorących uczuć u Niny, spytała Dianę.

– Na dwa, trzy dni, zależy jak pójdzie z dojazdem.

– A potem wracasz tutaj? – Ewel skończyła masować stopy. Zdjęła teraz z głowy swój czarny beret malarski, spod którego spłynęła kaskada rudych włosów.

– Nie wiem… – Diana w zamyśleniu przeczesała kręcące się fale przyjaciółki. – Jeśli mi się spodoba, to może jeszcze trochę tam zostanę… Nie spieszy mi się do domu. Mama coraz częściej mnie denerwuje. – dodała, ożywiając się nagle.

– Coś się stało? – spytała Audrey.

– Nic konkretnego… Po prostu od jakiegoś czasu jest strasznie zamyślona i gdy ja coś do niej mówię, ona mnie zbywa tym swoim słynnym „Jesteś już dorosła” lub „Rób, co chcesz”.

– Też bym chciała, żeby moja mama tak mówiła – westchnęła Nina. – A nie tylko „Ty się nic nie uczysz! Cały czas tylko imprezy i imprezy lub trening i trening! Mogłabyś pomóc starej matce, ale nie! Ty się wolisz spotykać z tym swoim Krzysztofem!” – przedrzeźniała matkę.

– A spotykacie się? – spytała zdziwiona Diana.

– No… tak jakby – przyznała z ociąganiem Nina.

Spojrzała na swoje przyjaciółki, które nagle zamieniły się w słuch. Z pełną powagą czekały na jej dalsze słowa.

– Raz zaprosił mnie na kawę – spuściła wzrok.

– Kiedy? – zapytała Diana.

– I dlaczego nic nam nie powiedziałaś? – dodała Ewel.

– Bo to było takie przypadkowe! On też trenuje biegi, z tym, że w sztafecie. Akurat we wtorek kończył tak jak ja. Spotkaliśmy się przy wyjściu z boiska i mnie zaprosił. Poszliśmy do kawiarni i usiedliśmy przy stoliku. Wtedy właśnie do kawiarni weszła moja mama, żeby kupić coś słodkiego na imieniny…

– Żartujesz?

– O cholera!

– I co?!?

– Nic, no… Musiałam go przedstawić. I teraz matka mi ciągle wypomina.

– Poznać matkę dziewczyny już na pierwszej randce – Diana uniosła brwi z szelmowskim uśmiechem – to dopiero tempo!

Nina chwyciła pierwszą lepszą rzecz, jaką miała pod ręką (czyli pluszowego kotka, którego Audrey dostała na piąte urodziny) i rzuciła nią w przyjaciółkę.

– A wiecie, co jest najgorsze? – spytała, a uśmiech powoli znikał z jej twarzy. – To, że tak naprawdę do niczego nie doszło. Gadaliśmy o jakichś banałach w stylu „Jak w szkole?”, „Co trenujesz?” i takie tam… Dziś jest czwartek, a on od tego czasu nawet na mnie nie spojrzał.

Dziewczyny spojrzały na nią ze współczuciem.

– Jeśli się nie odezwał, to znaczy, że nie jest ciebie wart – pocieszyła ją Diana.

Audrey zmieniła temat.

– To co? Oglądamy film?

Reszta ochoczo przytaknęła. Od kilku lat w ostatni dzień szkoły oglądały jakąś wakacyjną komedię, żeby wprowadzić odpowiedni na ten czas nastrój.

– Ciekawe, co nam się wydarzy w tym roku – powiedziała Ewel, zanim zgasiła światło i włączyła DVD.

II

– Nie rozumiem, dlaczego za zasługi sportowe też dają książki – żaliła się Nina. – Bardziej na miejscu byłaby piłka lub chociaż skakanka.

Wracały właśnie we trzy z uroczystego zakończenia roku szkolnego. Każda trzymała w rękach przynajmniej jedną nagrodę za osiągnięcia. Brakowało tylko Diany, której świadectwo odebrała matka.

– Ciesz się, że masz tylko jedną – stwierdziła Audrey. Niosła pięć grubych tomów.

– Nie trzeba było się angażować w tyle rzeczy – odparła lekko złośliwie Nina, lecz uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Ty to masz mózg… Konkurs z chemii, biologii, na najlepszy wiersz, nagroda za wyniki w nauce... Jest coś czego nie potrafisz?

– Rysować, rzeźbić, malować. To raczej działka naszej Ewel – mrugnęła do rudowłosej. – No i flirtować z chłopakami.

– To się akurat okaże – przestrzegła ją Nina. – I to dziś na imprezie!

– Audrey, uważaj na nią – przypomniała Ewelina. – Ma się zachowywać przyzwoicie.

– O co ty mnie podejrzewasz? – blondynka zmrużyła podejrzliwie oczy.

– Już ty dobrze wiesz – padła odpowiedź. – Mnie tam nie będzie, ale i tak wiem, że masz tyle energii, że pewno rozsadzisz cały dom i wszystkich w nim balujących.

O szóstej popołudniu pożegnały Ewelinę na dworcu kolejowym, skąd odjeżdżał pociąg, mający cało i zdrowo dostarczyć ją na kurs, po czym Audrey i Nina ruszyły w stronę domu Natalii.

– Już się nie mogę doczekać – Nina aż skakała z radości. – Mam nadzieję, że zaprosiła też jakichś fajnych chłopaków? – na wpół spytała, na wpół stwierdziła.

– Raczej tak. Byłoby trochę dziwne, gdyby pojawiły się tam same dziewczyny. Zresztą, nawet jeśliby ich nie zaprosiła, sami by się wprosili.

– I całe szczęście – stwierdziła Nina.

Stały właśnie pod domem Natalii. Zanim zdążyły zadzwonić, drzwi same się otworzyły i pojawiła się w nich gospodyni razem ze swoim chłopakiem, przystojnym brunetem o imieniu Darek.

– O, hej – zawołała na ich widok. – Właśnie szliśmy po coś do picia – mrugnęła w ich stronę znacząco.

Nieźle się zapowiada, pomyślała Audrey. Gdyby nie jej przyjaciółka, pewnie teraz siedziałaby w swoim pokoju i czytała Jane Austen lub grała na gitarze akustycznej, prezencie od rodziców z okazji siedemnastych urodzin. Ale czego się nie robi w imię przyjaźni? Miejmy nadzieję, że szybko się to skończy, westchnęła w myślach i razem z Niną weszły do domu.

Od razu przeszły do wielkiego i przestronnego salonu, który teraz był wypełniony po brzegi podchmieloną i rozochoconą młodzieżą. Z ogromnych głośników, podłączonych do imponującej wieży stereo, wydobywał się hałas tak głośny, że Audrey dopiero po chwili zorientowała się, co to za utwór. Nie były to jej klimaty – nie rozumiała muzyki techno, dance czy cokolwiek to było.

– Super, nie?! – krzyknęła jej Nina prosto do ucha.

– Taa… – mruknęła niechętnie, jednak nawet ona sama tego nie usłyszała.

Jej przyjaciółka już wkręciła się na parkiet. Audrey znalazła wolne miejsce na kanapie pod ścianą. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Rolety zostały spuszczone, aby utworzyć klimat dyskoteki. Pod sufitem ktoś rozwiesił kolorowe lampki na choinkę. Całości dopełniała wielka, dyskotekowa kula, wisząca nad parkietem i odbijająca refleksy świetlne.

Okna były pozamykane, więc momentalnie zrobiło się duszno. Audrey zachciało się pić, więc wzięła ze stolika obok czystą szklankę i nalała sobie soku z grapefruita. Zakrztusiła się po pierwszym łyku.

Fuuj!

Gardło ją paliło, na języku czuła smak wódki. Ktoś wcześniej zmieszał ją z sokiem. Odstawiła prawie pełną szklankę z powrotem na stolik z twardym postanowieniem nie brania niczego więcej do ust.

W tym momencie pojawiła się przy niej Nina.

– Uff, ale tu gorąco – powachlowała się ręką. Klapnęła na siedzenie obok Audrey. – Tego mi trzeba – dodała na widok doprawionego soku przyjaciółki i, nim tamta zdążyła zaprotestować, opróżniła szklankę jednym haustem. – Oo… – zdziwiła się. – Od kiedy to pijesz alkohol? – spojrzała zalotnie w stronę Audrey.

– No właśnie nie piję. Myślałam, że to zwykły sok, ale okazało się, że to drink. A tobie chyba trenerka kiedyś powiedziała, że nie możesz pić, jeśli chcesz startować na zawodach, racja?

– Hej, raz, nie zawsze! – usprawiedliwiła się Nina. – Co ci jest? – spytała poważniejszym tonem. – Nie podoba ci się tu?

Najchętniej wróciłabym natychmiast do domu, przemknęło przez myśl Audrey, lecz nie chciała sprawić przykrości przyjaciółce. Stwierdziła tylko:

– Nie, jest spoko…

– Kogo ty chcesz oszukać? Widzę, że się nudzisz. – Nina wstała i pociągnęła dziewczynę z całej siły za rękę. – Chodź, idziemy tańczyć!

Zanim zdążyła jakoś zareagować, obie znalazły się na parkiecie. Audrey nieśmiało starała się kołysać w rytm muzyki, podczas gdy mała blondynka naprzeciw niej kręciła biodrami i machała rękoma. Dziewczyna mimo wszystko uśmiechnęła się do siebie – skoro jej przyjaciółka tak dobrze się bawi, to może rzeczywiście nie będzie aż tak źle?

Po dwóch kolejnych piosenkach musiała jednak skapitulować. Nowa sukienka, która tak podobała się Dianie, zaczęła się lepić do mokrego ciała Audrey, a ona sama ledwo mogła złapać oddech. Pokazała Ninie przeszklone drzwi prowadzące na taras w nadziei, że ta za nią podąży. Wyszły na zewnątrz i usiadły na schodku.

– Nie zgadniesz, kogo widziałam! – zapiszczała Nina, kiedy tylko znalazły się na świeżym powietrzu. Ona też cała była zlana potem, jednak najwyraźniej w niczym jej to nie przeszkadzało. – Krzychu tu jest!

Audrey rozkoszowała się ciszą i chłodnym powiewem, więc dopiero po chwili dotarł do niej sens tych słów.

– Serio? – spytała ożywiona.

– Co mam zrobić?

– Wydaje mi się, że trudno zagadać do kogoś w tym hałasie, ale zawsze możesz spróbować namówić go na taniec – poradziła przyjaciółka. – Czy to coś, cokolwiek to jest, co się tam robi na parkiecie. Dla mnie to wygląda na bezwładne poruszanie kończynami – dodała żartobliwie.

Nina zastanowiła się przez chwilę.

– Ale czy to nie będzie wyglądało, jakbym mu się narzucała? – spytała w końcu. – Jakby nie patrzeć, to facet powinien poprosić do tańca.

– Dziewczyno, do tańca towarzyskiego to może i owszem – zauważyła Audrey. – Ale to tu, to nawet tańcem nowoczesnym nie można nazwać! Zauważ, że każdy klei się do każdego. Wątpię, żeby kogoś to zdziwiło, gdy nagle znajdziesz się u boku Krzycha i zaczniesz tańczyć.

Nina rozchmurzyła się.

– Ty to masz głowę – zaśmiała się i w przelocie uścisnęła przyjaciółkę, po czym wbiegła z powrotem do salonu. Na nieszczęście dla Audrey, zostawiła otwarte drzwi i chwilę potem potok ludzi wylał się na spokojny dotąd taras.

Dziewczyna westchnęła z rezygnacją.

Spojrzała na zegarek. Dopiero dwudziesta! Zaplanowały, że bez względu na wszystko, opuszczą imprezę najpóźniej o jedenastej w nocy. Miały jechać razem do mieszkania wynajmowanego przez Ninę i jej dwudziestotrzyletnią siostrę. Rodzice dziewczyn mieli dom na wsi, niedaleko miasta, lecz ich córkom nie chciało się codziennie dojeżdżać do centrum.

Nagle Audrey poczuła, że ktoś obok niej siada. Spojrzała w lewo.

– Chcesz łyka? – spytał przystojny blondyn wskazując na prawie pustą butelkę mocnego piwa.

– Nie, dzięki – mruknęła. Nie cierpiała pijanych, dowalających się do niej typów, nieważne, jacy piękni by nie byli.

Zawsze wyobrażała sobie, że pozna chłopaka, w którym zakocha się od pierwszego wejrzenia (z wzajemnością, oczywiście!) i będą razem chodzili na spacery do parku, podziwiali zachody słońca na dachu którejś z kamienic, oglądali klasyki kina, skończyli szkoły, studia, on dostałby dobrze płatną pracę, ona wychowywałaby dzieci… A potem emerytura, zajmowanie się wnukami, jednym słowem „żyli długo i szczęśliwie”. Ale do tego jeszcze dużo czasu. Trzeba się skupić na miłości od pierwszego wejrzenia.

A trudno zakochać się w podchmielonym blondynie, który śmierdzi piwem.

– A może masz ochotę zatańczyć? – chuchnął jej prosto do ucha.

– Nie – odparła stanowczo. Z natury romantyczna, jednak w takich sytuacjach potrafiła stać się twarda jak głaz. Wstała i weszła do domu.

Odszukała wzrokiem Ninę, która kołysała się w ramionach Krzycha, wysokiego do nieba i umięśnionego szatyna. Gdyby nie wysokie szpilki, wyglądałaby przy nim jak liliput, co jednak Audrey uznała za słodkie.

Skierowała się do toalety. Zamknęła drzwi na klucz i stanęła przy umywalce. Umyła ręce i przyłożyła chłodne dłonie do policzków oraz czoła.

Od razu lepiej.

Wytarła się ręcznikiem, po czym wyciągnęła z małej torebki telefon.

Czekała na wiadomość.

Diana:

Aloha Skarbie! Jak zakonczenie roku? No i jak leci na imprezie? Ja jestem wykonczona po calym dniu jazdy i marze tylko o lozeczku…

Audrey:

Nie tylko ty masz takie marzenie – ja tez juz mam dosc. Za to Nini swietnie się bawi w towarzystwie K. Zakonczenie roku jak zwykle smiertelnie nudne: przemowienie dyry i występy kolka teatralnego. Widzialas juz Wieden?

Diana:

Jeszcze nie, pewno jutro tam pojedziemy. Musze isc sie rozpakowac, a potem na kolacje. Bawcie sie dobrze! Buziaczki!

Diana podeszła do kierowcy, który dowiózł autokar pełen początkujących i tych bardziej zaawansowanych modelek bezpiecznie na miejsce. Otworzył bagażnik i aktualnie pomagał w wyciąganiu walizek. Dziewczyna zobaczyła swoją w kolorze wściekłego różu, leżącą na parkingu. Nie, żeby lubiła ten kolor, ale dużo podróżowała, szczególnie samolotem i trudno byłoby jej się zorientować, który bagaż jest jej wśród tylu identycznych czarnych i granatowych walizek.

Za to ten kolor wyraźnie wyróżniał się z tłumu.

Postawiła walizkę na kółkach, wyciągnęła rączkę i podeszła do Miriam, kierowniczki sesji.

– Ty jesteś…?

– Diana Deląg.

– Chwileczkę… – zdjęła wąskie okulary w czarnej oprawce z głowy (Diana aż się zdziwiła, kiedy ta wyciągnęła je z ogromnej burzy farbowanych na słomiany blond loczków) i wsunęła na swój zgrabny, mały nos. – Pokój 45 – podała jej klucz. – Mieszkasz z Dominiką Nałką i Kingą Radny. A tu – wyciągnęła coś z plastikowej torebki – jest identyfikator z twoim imieniem – podała jej smycz. – Zawieś sobie na szyi i nie zdejmuj! – poinstruowała.

Diana posłusznie wykonała rozkaz, po czym skierowała się w stronę pensjonatu. Z zewnątrz wydawał się mały i nieciekawy, jednak w środku było przytulnie i czysto. Dziewczyna weszła na piętro (nie lubiła korzystać z windy – zawsze bała się, że zatrzyma się pomiędzy dwoma piętrami i nie będzie mogła się wydostać) i znalazła swój pokój. Znajdował się akurat na samym końcu korytarza po lewej stronie.

Drzwi zostawiła szeroko otwarte, żeby jej współlokatorki także mogły wejść. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Po prawej stronie znajdowała się łazienka (Każdy pokój ma swoją łazienkę?!, zdziwiła się), a naprzeciw niej stało wielkie, dwuosobowe łóżko. Oprócz tego o ścianę oparta była duża szafa, a pod oknem umieszczono krzesło i biurko.

Nigdzie nie było dodatkowego posłania dla trzeciej osoby.

Diana usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i zobaczyła dwie przeraźliwie chude i wysokie dziewczyny. Jedna, brunetka (Diana momentalnie domyśliła się, że swój kolor zawdzięczają dobrej farbie) ścięta na pazia, a druga miała włosy wściekle marchewkowe, zebrane w kucyk. Skóra pierwszej była wręcz idealnie porcelanowa, drugiej zaś usiana piegami.

– Jestem Kinga – przedstawiła się ciemna.

– A ja Domi.

– Diana – uścisnęły sobie dłonie.

Diana nie zauważyła ich wcześniej w czasie podróży. Ale to pewnie dlatego, że przez prawie całą drogę drzemała, uśpiona środkami na chorobę lokomocyjną.

– Tylko jedno łóżko? – zauważyła Kinga.

– I do tego taka mała szafa? – dodała rozczarowana Dominika.

– Hej, nie jest tak źle – pocieszyła je Diana. – Mamy własną łazienkę.

– No raczej – westchnęła Domi. – Bez tego w ogóle bym tu nie przyjechała.

Diana zdziwiła się. Ona przyjechała tu dla sesji jednego z najpopularniejszych magazynów mody nie zważając na niewygody, za to jej współlokatorka jakby zdjęcia miała gdzieś, za to udogodnienia były dla niej priorytetem. Pewno uważa się za „profesjonalistkę”, pomyślała z niechęcią.

– Zmieścimy się we trzy na jednym łóżku? – spytała Kinga.

– Na mnie nie liczcie – zaprotestowała ruda. – Zaraz pójdę do Miriam, niech mnie przeniesie.

Wyszła taszcząc za sobą walizkę. Dziewczyny spojrzały na siebie.

– Maruda z niej – stwierdziła Kinga. – Siedziałam z nią w autokarze. Cały czas narzekała na klimatyzację. „Jest za zimno, przeziębię się!” – przedrzeźniła ją.

Diana uśmiechnęła się.

– Ciekawe, czy Miriam da jej nowy pokój?

– Wątpię. Może załatwi jej jakąś leżankę lub matę, jeśli będzie uważała, że obecność Domi na sesji jest niezbędna. – Spojrzała na zegarek. – Za dziesięć minut będzie kolacja.

– W takim razie idę do toalety odświeżyć się po podróży – stwierdziła Diana.

Kilka minut później obie dziewczyny zbiegły schodami na dół, do jadalni. Przechodząc niedaleko recepcji widziały rude włosy ich współlokatorki i jasną szopę Miriam, która szorstko odmówiła przydzielenia specjalnego pokoju dla jednej z modelek.

– Gdybyś była Kate Moss, to może, ale tylko MOŻE, bym się nad tym zastanowiła. Ale nią nie jesteś, więc będziesz traktowana tak, jak reszta dziewcząt – dobiegło ich uszu.

W jadalni na wielkim stole, przykrytym białym obrusem, stały srebrne półmiski z żółtym serem, chudą szynką, pomidorami, ogórkiem, chlebem, a także słoiczki z miodem i dżemem oraz waza z letnim mlekiem (zapewne 0%) i duża miska muesli.

Diana ochoczo wzięła czysty talerz i nałożyła sobie sera, szynki i warzyw plus dwie skibki ciemnego pieczywa. Kinga zajrzała jej przez ramię.

– Masz zamiar to wszystko zjeść? – spytała zdziwiona.

– Oczywiście – Diana wzruszyła ramionami. – Jestem głodna.

Nie przejmując się zbytnio reakcją koleżanki, podeszła do pustego stolika i usiadła na krześle. Dopiero teraz rozejrzała się po sali.

Właściwie nikogo tam nie było, jeśli nie liczyć kilku ludzi od zdjęć, kostiumów i makijażu, którzy stali w kolejce po jedzenie. Chwilę potem wparowała Miriam, chwyciła w przelocie talerz, nałożyła sobie świeżą bułkę, zabrała dżem i miód (którymi jakoś nikt się nie interesował) i zajęła miejsce przy stole naprzeciw Diany.

– Co ta dziewczyna sobie myśli… – mruknęła do siebie. Po chwili zorientowała się, że nie jest sama. – Och, Diana! Miło widzieć, że jednak ktoś przyszedł się posilić!

Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie. Z tonu głosu kierowniczki trudno było wywnioskować czy rzeczywiście się cieszy, czy raczej subtelnie zwraca uwagę, iż jak najszybciej powinna pozbyć się tych kalorii z talerza i pójść spać na pusty żołądek.

Sekundę później przy stole pojawiła się Kinga. Usiadła po lewej stronie Diany, która ukradkowo zerknęła na jej talerz. Dwa plasterki ogórka i jeden pomidora.

Nie ma to jak wyżerka.

Diana nałożyła swoje dodatki na chleb i zaczęła jeść ze smakiem. Jak dobrze jest mieć tak wspaniałą przemianę materii…!

– Miriam, czy jutro już będziemy robić zdjęcia? – spytała Kinga, skubiąc swojego pomidora.

Kierowniczka rozkroiła swoją bułkę na trzy części.

– Tak – powiedziała, smarując jedną z nich grubą warstwą dżemu. – Jutro pojedziemy do centrum sprawdzić dokładnie, gdzie mają być zrobione i zaczniemy.

– A nie myśleliście już o tym, gdzie je zrobicie?

– Wybieramy między ścisłym centrum z ekskluzywnymi butikami a pałacem Schönbrunn.

– Przecież to dwa zupełnie różne miejsca – zdziwiła się Kinga. – Jedno jest supernowoczesne, a drugie to zabytek!

– I w tym właśnie problem – westchnęła Miriam i ugryzła spory kęs bułki. Przełknęła, po czym dokończyła – Ta kolekcja jest absolutnie niezwykła. Wydaje się, że sukienki są z okresu XVIII wieku, ale jednocześnie mają w sobie coś nowoczesnego, co nadaje im charakter współczesny. Myśleliśmy, czy bardziej pasuje umieszczenie ich na terenie zamku, czy jednak pokazanie ich w mieście, w którym w końcu też sklepy sławnych projektantów sąsiadują z zabytkami. Zresztą, nasza naczelna sama nie wie, czego chce i wszystko zostawia innym do zrobienia.

W tym momencie do ich stolika podeszła Agata wraz z drugim fotografem.

– O czym rozmawiacie? – spytał na oko czterdziestoletni facet. Miał lekko wystający brzuch, a dłuższe włosy przygładzone do czaszki żelem wyglądały, jakby nie mył ich od tygodnia. Zanim usiadł, Diana odczytała z identyfikatora imię „Derek”.

– O umiejscowieniu zdjęć – mruknęła Miriam między jednym kęsem a drugim.

– Jak zwykle masz problem – poskarżył się. – Od razu ci mówiłem, że centrum jest najlepsze. O wiele bardziej pasuje do tego klimatu.

– Zobaczymy – ucięła dyskusję.

Była godzina dziesiąta. Audrey znów siedziała na kanapie i słuchała sprawozdania przyjaciółki z tańca z Krzyśkiem.

– On tak świetnie tańczy… – westchnęła Nina. – I w ogóle się nie męczy! To pewnie dzięki tym treningom. A wiesz, co zrobił? – spytała tajemniczo.

Audrey pokręciła głową i nachyliła bliżej przyjaciółki.

– Jak puścili tę wolną piosenkę, objął mnie w pasie i pocałował!

– Serio?

– No! – Nina cała promieniała.

– Czyli jednak mu zależy – Audrey uśmiechnęła się do przyjaciółki.

– Mam taką nadzieję – odwróciła wzrok. – Nie gadaliśmy ze sobą. Trudno w takim hałasie. Może się okazać, że był na tyle pijany, że nie wiedział, co robi…

– Przestań gadać głupoty! Tu nikt nie jest aż tak pijany! Musisz mu się podobać, inaczej by tego nie zrobił!